Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Pokój numer #127

Go down 
AutorWiadomość
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Pon Lis 04, 2013 10:02 am

###
Typowy wyższej klasy pokój w hotelu o podwyższonym standardzie. Otwierając mocne dębowe drzwi, wchodzimy do sporego salony, w którym głównym elementem jest spora obita barwioną na biało skórą sofa umieszczona kilka metrów od ogromnego ekranu superpłaskiego telewizora. Z prawej strony pokoju stoi potężny drewniany stól, jednak metalowe ramy czterech krzeseł przeczą klasycznemu wystrojowi pokoju wprowadzając w nim element modernizmu. Nad stołem, w specjalnym wgłębieniu w ściane jest umieszczony skromny wielkością acz zupełnie nieskromny zawartością mały barek. Z lewej z kolei strony widać krótki korytarz zawierający dwoje drzwi. Jedne z nich prowadza do utrzymanej w lazurowym kolorze najczystszego karaibskiego morza łazienki wyposarzoną w najnowocześniejsze sprzęty do umilania długich kąpieli, zaś drugie, specjalnie wygłuszające drzwi prowadzą do pomalowanej na ciemnobrązowy kolor lasu sypialni w której centralnym i niemal jedynym elementem jest gigantyczne i niesamowicie wygodne łózko. Jednak nie jest to koniec atrakcji! Dzięki specjalnemu pilotowi, trwale umieszczonym w zasięgu osoby spoczywającej na luksusowym łóżku, można wysunąć specjalny pulpit pod laptopa czy książkę czy też wyjaśnić szybę za którą znajduje się spory ekran telewizora podłączonego pod stojącą niedaleku klawiaturę z myszką.
###

Jura bez przeszkód dotarł do popularnego hotelu, wskazanego przez pracowników pobliskiego, acz niezbyt okazałego motelu. Nie zważając na ździwioną jego wyglądem minę dozorcy, wbiegł lekko po małych schodkach i pchnąwszy z wyliczoną siłą obrotowe drzwi znalazł się w obszernej hali wejściowej jednego z lepszych ponoć hotelów w okolicy. Nie tracąc czasu na strojenie zachwyconych wystrojem luksusowego przybytku min podszedł szybkim krokiem do długiej lady recepcji.
- Poproszę pokój klasy jeden o podwyższonym standardzie. Na razie na dwie noce - Poinformował pracowniczkę wesołym tonem zdając sobie sprawę ze swojego godnego co bogatszego kloszarda wyglądu. Podróżny płaszcz obłocony jeszcze w matczce rosji, długie i szerokie dżinsy, swoją drogą potargane już w kilku miejscach, spory zarost czy choćby zapach wysokiej klasy wódki marki moskovskaya piercovka jaki roztaczał nie klasyfikował go jako właściciela wystarczająco obszernego potrfela by mógł pozwolić sobie na wynajem choćby najtańszego w ich ofercie pokoju. Nim jednak z ładnej bądź co bądź buzi wydobył się choćby cień protestu, czy choćby delikatnej acz stanowczej odmowy, Jura wyjął z portfela złotą kartę centralnego banku rosyjskiego. Była ona wydawana jedynie naprawdę nielicznym. Legendy głosiły iż stanowiła ona swoistą legitymację elity finansowej wosjowej i politycznej najwięjszego kraju świata. Nie posiadała żadnych llimitów. Mężczyzna z zadowoleniem stwierdził w duchu iż obsługująca go dziewczyna należy do niezbyt szerokiego grona ludzi znających prawdziwą wartość takiej karty.
- Proszę, oto pański klucz. Mogłabym jeszcze w czymś pomóc? Zamówić panu obiad? A może zestaw dodatkowych poduszek? - Zapytała z figlarnym błyskiem w oku. Nie dość że obeznana to jeszcze bezczelna... Wot, dzisiejsza smarkata młodzierz... - pomyślał rosjanin. Z pozoru niewinne pytanie w slangu obsuługi i gości wysokiej klasy hoteli oznaczało poza obiadem ofertę zdecydowanie przyjemniejszej nocy... Choć to ostatnie niekoniecznie za sprawą poduszek.
- Nie dziękuje. Dziś muszę wrócić do żywych a ostatnio jakoś wolę spać na standarowym wyposarzeniu łóżka. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Odprowadzony rozbawionym wzrokiem podszedł do windy i rzuciwszy ostatnie spojrzenie recepcjonistce zniknął za zasuniętymi drzwiami. Po chwili wyszedł na pomalowany na kremowo korytarz by zaraz znaleźć swój pokój. Otworzywszy drzwi, rzucił plecak pod stół i wyłożył się na miękkiej kanapie słysząc jak zamykają się za nim z cichym szelestem drzwi. Gdy pozwolił swoim mięśnią odpocząć, poczuł rozlewające się po całym ciele ciepło. Jednak po chwili zerwał się błyskawicznie z poduszek i otworywszy plecak, wygrzebał zeń kosmetyczkę, elegancki strój oraz kilka książek. Poszedł do łazienki z wyciągniętymi przedmiotami by po kilkunastu minutach wyjść ogolony, delikatnie psiknięty maskującym jego naturalny zapach dezodorantem oraz ubrany w szyty na miarę szary garnitur. W prawej ręcę wciąż trzymał książkę o tytule "Prędkość. Wartość wektorowa a siła i energia". Usiadwszy przy stole sięgnął po szklankę i nalawszy sobie z wybranej na chybił trafił butelki uniusł szkło. O jego podniebienie rozbił się delikatny pieprzowy aromat zabarwiony jakby... chmielem? Z zaskoczeniem odłożył książkę i sięgnął po urzytą butelkę.
- Niewiarygodne... - zamruczał cicho. Nie spodziewał się że w takim hotelu będzię miał okazję spotkać whiskey galicyjskie rocznik 1978! Niewielką ilosć alkocholu tworzonego w ukryciu przed władzami, emigranci z ameryki rozlali do zaledwie trzech beczek, w których kiedyś pędzono zarówno bimber jak i piwo. Nieprzefiltrowany alkochol nabrał niesamowitego smaku podczas dojrzewania w nie wyczyszczonych kadziach, jednak niespodziewany nalot policji doprowadził do zniszczenia dwóch beczek. Alkochol z jedynej ocalałej beczki rozlano do zaledwie kilkudziesięciu butelek. Whiskey galicyjskie 1978 to nie alkochol... To legenda... Niewiarygodne że w zwykłym hotelu Jura miał całą jego butelkę... i to tylko dla siebie! Popijając teraz już powoli i z wyrażnym smakiem pozostałą w szklance resztę alkocholu zgłębiając kolejne wersety odkrytego niedawno traktatu zapomnianego geniusza fizyki.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Wto Lis 05, 2013 8:44 pm

Był to kolejny, przeciętny dzień w wielkomiejskiej metropolii, nie charakteryzujący się praktycznie niczym szczególnym, co miałoby wzbudzić jakikolwiek niepokój. Tak, życie setek tysięcy mieszkańców toczyło się własnym tempem, nie przerwanym przez jakąś gwałtowną katastrofę. Na szerokich ulicach rozbrzmiewały samochodowe klaksony, a kolorowe masy ludzi nieustannie się mieszały, część pędziła w pośpiechu goniąc za własnymi pragnieniami, natomiast reszta zdawała się poruszać w egzystencjalnym amoku, pozbawieni celu, do którego mogliby dążyć. Świat jest jaki jest, chaotyczny, niesprawiedliwy, bezwzględny, rzecz jasna z okien luksusowego apartamentu nie można dostrzec problemów jakie trapiły każde większe społeczności, z tej wysokości wszyscy wyglądali podobnie, maleńkie plamki, przemieszczające się w różnych kierunkach. Wśród nich nie można było rozróżnić ani biednych, ani tych cierpiących nędzę, cudze problemy bladły przy okazałym blasku wnętrza pokoju. Zresztą kto by się przejmował problemami współczesnego świata na miejscu Synters'a? Wystarczyła dosłownie chwila, żeby z zaniedbanego "zera" przemienił się w człowieka z klasą. Wyborny trunek, ciekawa książka, no cóż, gdyby w tym właśnie momencie odrzucił to wszystko i przebywał wśród bezimiennych szaraczków z niższych warstw społecznych, wtedy wiedziałby, że działo się coś wyjątkowo złego. Dotychczasowy spokój był jedynie złudzeniem, przysłowiową ciszą przed burzą, która właśnie się zaczęła, uderzając w "Wielkie Jabłko" z całą siłą. Masy ludzi dalej się poruszały, ale tym razem uciekając w panice przed źródłem zagrożenia. Czym ów zagrożenie było? Wszystko w swoim czasie, póki co wróćmy do kilku gwiazdkowego hotelu, w którym Synters postanowił się zatrzymać. Cisza, spokój, wrzaski z ulic były wytłumione przez grube szyby w przestronnych oknach, ale powoli, to co wywołało panikę na zewnątrz budynku, postanowiło wedrzeć się do środka. Nagle po korytarzy rozszedł się wysoki, kobiecy krzyk, po czym znów zapadła cisza.
Powrót do góry Go down
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Sro Lis 06, 2013 10:48 am

Trans, w jaki wpadł Jura zagłębiając się w zajmujący traktat fizyczny został nagle przerwany przez ni to krzyk ni to pisk dobiegający gdzieś z zewnątrz. Może z korytarza? Może z głównej hali? Krzyk urwał się równie szybko i nagle co się zaczął. Szkolenie jakie przeszedł w szkole o wojskowym profilu czy też w IKSI - profesjonalnej uczelni przygotowywującej elitę wojskową Rosji do pełnienia rozmaitych zadań wszelakich sprawiło że w jego umyśle zapaliła się czerwona lampka. Powoli odłożył książkę jednocześnie napinając po kolei wszystkie partie mięsni, począwszy od stóp a skończywszy na głowie i powtarzając cały proces, tym razem z góry na dół. Dzięki temu gdy wstawał, był już rozciągnięty, oraz po początkowym rozgrzaniu - zimny. Był to trick znany jedynie z pola walki. Ciało przygotowując się na ciężkie przeżycia najprawdopodobniej związane z otrzymaniem ran - początkowo zwiększał wydzielanie adrenaliny by potem gwałtownie obniżyć temperaturę ciała w celu zmniejszenia krwawienia z potencjalnych ran. Gdy Synters wstał - bo Jura chwilowo poszedł na urlop - jedną ręką wyciągnął specjalnie przymocowany do plecaka pokrowiec, z którego idąc w kierunku drzwi, wyciągnął coś w rodzaju laski. Podnosząc ją do boku musnął przymocowany ściśle do zewnętrznej części uda nóż bojowy - Razor Back. Było to smukłe ostrze o mocnej acz krótkiej rękojeści owiniętej specjalnym antypoślizgowym splotem bawełny oraz materiałów syntetycznych o długim i wąskim acz niewiarygodnie wytrzymałym ostrzu zaostrzonym z jednej strony a wzmocnionym z drugiej. Poczuwszy znajomą fakturę pod palcami przyłożył ucho do ściany tuż za zawiasami, Wbrew pozorom, było to miejsce, w którym równie dobrze słychać było co dzieje się na zewnątrz co przy podsłuchiwaniu przez drzwi, a było o wiele bezpieczniejsze niż wystawianie się na prosty strzał stojąc przy drzwiach. Nie usłyszawszy nic podejrzanego, wyjął zatyczkę z dolnej części swojej laski i przeklinając w myślach swoje lenistwo, które kazało mu znaleźć mieszkanie nim kupi broń palną, wciągnął powietrze do wnętrza wydrążonej laski i gwałtownym ruchem otworzył drzwi by po kilku sekundach wyskoczyć na korytarz. Lepiej sto razy zachować się paranoicznie niż raz obudzić się z nożem między czwartym a piątym żebrem. Zabieg z drzwiami należał do jego standardowego repertuaru. Potencjalny przeciwnik automatycznie wzmocni swoją uwagę gdy zobaczy ruch, jednak połączenie nagłego otwarcia drzwi z kilkusekundową zwłoką sprawi że poczuje wątpliwości i w razie posiadania broni palnej, najprawdopodobniej ją opuści. Synters już w trakcie skoku zaczął obracać się w kierunku potencjalnego wroga, by w razie potrzeby odblokować zapadkę i korzystając z gigantycznego ciśnienia wewnątrz laski, wystrzelić sporych rozmiarów gałką zwykle znajdującą się na szczycie broni.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Sro Lis 06, 2013 11:00 pm

Wbrew oczekiwaniom Synters'a, zagrożenie nie czaiło się na korytarzu, przynajmniej jeszcze nie teraz. Kobiecy krzyk, który dosłownie przed chwilą usłyszał, był jedynie skromną zapowiedzią nadchodzących kłopotów. Niewiele było wiadomo na temat przyszłego oponenta, jednak dość wyraźnie zaznaczał swoją obecność w budynku. Można było odczuć łagodne drgania architektonicznej konstrukcji, zaobserwować kredowobiały pył opadający z sufitu. Do tego w nierównych odstępach czasu gasły światła w ozdobnych lampach, sterczących wzdłuż ścian korytarza. Wszystko wskazywało na to, że miasto znów padło ofiarą jakiejś poważniejszej afery, chociaż ciężko było stwierdzić jakiego rodzaju. Czyżby do Nowego Jorku znów przylecieli pozaziemscy najeźdźcy? Czy było to najzwyklejsze trzęsienie ziemi? No cóż, tego typu katastroficzne zjawiska były powszechnie znane na obszarach znajdujących się blisko tektonicznych uskoków, jak San Francisco, czy archipelag Japońskich wysp, ale tutaj, w Wielkim Jabłku? Podobne stwierdzenie było mniej niż niedorzeczne, chyba że za te wszystkie wstrząsy odpowiadał jakiś przerośnięty stwór z oceanicznych głębin. Akurat współczesnym ludziom przyszło żyć w przedziwnych czasach, kiedy to co było uważane za fikcje, nabiera realnych kształtów. Mieszkańcy metropolii na własne oczy widzieli, jak postacie z pradawnych mitów, ścierali się ze sobą w zaciekłym boju. Byli świadkami jak szmaragdowo skóry niszczyciel stał się ich obrońcą, oraz jak legenda Ameryki wróciła do życia. Avengersi, przed wydarzeniami z ubiegłego roku, nikt nawet by nie wyobraził sobie takiego zespołu, stawiającego czynny opór wrogom planety, oraz jej mieszkańców. Istnieją nagrania, artykuły w gazetach, więc teraz nie sposób temu wszystkiemu zaprzeczyć, nawet Synters po przybyciu do Stanów musiał o nich co nieco usłyszeć. Niebywałe, jednak to najprawdziwsza prawda, ale skoro do realnego świata wkroczyli baśniowi bohaterowie, to czy w ślad za nimi nie podążą baśniowi złoczyńcy? Zagrożenie, z którym przeciętny policjant, ze swoją pałką i berettą, nie ma najmniejszych szans? Cóż, wygląda na to że tak jest, w tej właśnie chwili bezradni ludzie ratują się na wszelkie możliwe sposoby, żeby tylko nie zginąć pod walącym się gruzem z fasad pobliskich budynków. Z każdą kolejną minutą sytuacja nabierała coraz bardziej destrukcyjnych wymiarów, na powierzchni asfaltu pojawiły się głębokie pęknięcia, z których zaczęły buchać kłęby gorącej pary, z uszkodzonych rur w systemie grzewczym. Szyby w oknach zamieniały się w deszcz ostrych odłamków szkła, kaleczący przebiegających ludzi. Jako że hotel znajdywał się blisko epicentrum zdarzeń, to nie ucierpiał mniej od okolicznych zabudowań. Mocniejszy wstrząs ostatecznie odciął dopływ prądu. Na korytarzu zrobiło się znacznie ciemniej, wszystko się dookoła sypało lub waliło. Co mogło spowodować taką fale zniszczeń? Przyczyna katastrofy wydawała się teraz mało istotna, bo trzeba było się skupić na tym, jak wykaraskać się z tych opałów. Los hotelu był niepewny, równie dobrze mógł zaraz runąć, więc wypadałoby ustalić jakąś drogę ucieczki, zanim po kwartale budynków zostanie tylko pobojowisko z przygniecionymi truchłami.
Powrót do góry Go down
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Czw Lis 07, 2013 7:24 am

Jura szybko stanął na nogi po tym jak skokiem przedostał się na korytarz. Otrzepał pył z kolan i zatrzymał się nasłuchując. Wbrew pozorom każdy człowiek posiada bardzo dobry słuch, stępiony jedynie w podświadomości przez poleganie nie na nim, a na zmyśle wzroku. Po chwili Synters nie musiał nawet zamykać oczu, gdyż w budynku nagle zapadły ciemności spowodowane brakiem zasilania. Cały hotel trząsł się dość mocno w posadach co oznaczało iż albo coś od środka go rozwala, albo przyczyna wstrząsów leży na zewnątrz i zapewne obejmuje więcej niż tylko piękną bo piękną ale delikatną konstrukcję budynku. Coraz więcej okruchów osypywało się mężczyźnie na głowę, jednak bardziej od tego przejął się cichym sykiem zamykających się drzwi. Co jak co. ale schody czy winda nie były teraz bezpieczną drogą ewakuacji. Synters spokojnie odwrócił się i najzwyczajniej w świecie potraktował dębowe drzwi z buta na wysokości zamka. W hotelach tej klasy, drzwi zamykane były nie tylko na zapadkę, ale posiadały również skomplikowany system zabezpieczeń magnetycznych mających zapobiegać otworzeniu drzwi za pomocą wytrychów. Jednak systemy te żeby działać również potrzebowały prądu, a w związku z jego brakiem mogły albo się trwale zablokować, albo nie stawiać oporu. Jednak Jura nie miał czasu żeby sprawdzać, która z wersji jest poprawna, toteż wybrał najprostszą metodę wejścia do pokoju korzystając z znanego we wszystkich niemal specsłużbach "drzewa ataku". Była to metoda błyskawicznego rozpisania sobie celu i sposobów jego realizacji krok po kroku. Każdy kadet musiał opanować tę metodę nie tylko na piśmie, a wprawić ją sobie do krwi. Synters szybkim krokiem podszedł do plecaka, zdjął wykwintny acz dyskretny garnitur, doskonale nadający się na spotkanie dyplomatyczne jednak mogący być tylko przeszkodą w tym co zamierzał uczynić, owinął nim cenną butelkę, którą następnie wsunął do plecaka, po czym odpowiednio napełniwszy zbiornik w kiju skorzystał z zniszczonego okna by w szybkim tempie opuścić budynek. Nim siła grawitacji wytraciła jego prędkość wyskoku, zdążył okręcić się i zwolniwszy zapadkę wystrzelić ciężką gałkę swego kija lekko pod kątem w kierunku sporego, betonowego występu na dachu budynku. Przełożywszy kij pod sobą tak, by z nad lewego ramienia rozwijała się niemal niezniszczalna lina, a dolną część borni trzymały mocno ściśnięte nogi, odwrócił się ku nieuchronnemu celowi podróży. Wreszcie, po ponad roku, poczuł ten rozkoszny smak pędzącego wiatru! Mimo iż z perspektywy stojącego nieruchomego przechodnia wiał dzisiaj co najwyżej lekki wiaterek, z perspektywy coraz bardziej rozpędzającego się w kierunku ziemi Syntersa, masy powietrza wyły w niewiarygodnym pędzie. Delikatnie się uśmiechnąwszy sięgnął do "serca" wiatru. Trudno wyjaśnić właściwie czym była ta czynność. Było to po trochu instynktowne, po trochu naturalne, a po trochu zamierzone działanie. Ludzkimi słowami ciężko to wyjaśnić. Jednak istotą jest to, że Synters dotknąwszy w pewnym sensie duszy wiatru - jeżeli by posługiwać się słownictwem jednego z greckich filozofów - przejął nad nim niemal pełną kontrolę. Wypchnąwszy spod i siebie niemal całe powietrze - gdyż wytworzenie próżni przekraczało jego zdolności - wypuścił więzy wiatru, czując jak z niemal łamiącą mu żebra siłą, ciśnienie się wyrównuję gwałtownie hamując jego lot. Znalazłszy się już zaledwie pięć metrów nad ziemią z całkowicie wytraconą prędkością, zablokował rozwijanie się liny, i korzystając z powstałego luzu, opuścił się jeszcze dwa metry, po czym smagnąwszy mikroskopijną dziurę we wnętrzu splotu, gwałtownie wyprostował owiniętą jeszcze przed chwilą o gzyms linę, która tracąc oparcie w betonie zaczęła nagle spadać, przyspieszając tym bardziej, że ściągało ją niskie ciśnienie wewnątrz kija. Synters ponownie jednak spadał, jednak tym, razem wykorzystał mniej skomplikowaną fizykę, i obróciwszy kij, górą na dół tuż pod ziemią poczuł niemal wyrywające mu ramię ze stawu uderzenie, gdy ciężka gałka z trzaskiem wpadła na swoje miejsce u szczytu - znajdującego się teraz na dole - kija. Prędkość jaką posiadała, błyskawicznie rozłożyła się na kiju, ciągnąc go - a co za tym idzie również Jurę - w górę. Jednak podciągnęła ich niewiele,  gdyż musiała również zrównoważyć prędkość z jaką mężczyzna ponownie spadał. Dzięki temu w teorii skomplikowanemu, a w praktyce wykonanemu niemal całkowicie instynktownie zabiegu, Jura znalazł się na ziemi w czasie krótszym niż dziesięć sekund. Dopiero teraz mężczyzna mógł obejrzeć się i ponownie gotując broń do ataku - poszukać potencjalnego wroga.


IMO teraz powinno być z/t bo teoretycznie już nie znajduję się ani w pokoju, ani w hotelu. Jednak tę kwestię pozostawiam tobie do rozstrzygnięcia.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Pią Lis 08, 2013 7:29 pm

//Wygodniej będzie rozpisać całą akcje w jednym temacie.//

Na skutek dalszych wstrząsów przednia ściana hotelu oderwała się od reszty budynku, ukazując podniszczone poziomy pięter. Elementy konstrukcji, wyposażenie pomieszczeń, martwe ciała, raptownie w jednej chwili znalazły się na ulicy, ale na tym zniszczenia nie dobiegły końca. Mimo tego, że budynek powstał z najlepszej jakości materiałów, to w starciu z żywiołem był praktycznie bezradny. Konstrukcja nie była przygotowana z myślą o znoszeniu większych obciążeń wywołanych trzęsieniami podłoża. Hotel spełniał Nowojorskie wymogi budowlane, a nie Tokijskie, więc nikt nie powinien się dziwić, że tak okazały obiekt architektoniczny, tak marnie skończył. Prawie że akrobatyczny manewr Jury uratował go z nagłej opresji. Znalazł się na usłanej odłamkami szkła i gruzu ulicy, na tyle daleko, żeby nie martwić się oderwaną fasadą i na tyle blisko, żeby bez większych przeszkód obejrzeć dalszy los hotelu. Dosłownie w jednej chwili, urządzony z przepychem hotel, zapewniający najróżniejsze wygody społecznym elitom, obrócił się w posępną ruinę. Cały prestiż uszedł, zostawiając jedynie martwą skorupę z betonu i stali. Do tego osłabiona konstrukcja pierwszych pięter spowodowała, że budynek przechylił się na bok, opierając się na sąsiadującym gmachu banku. Przynajmniej w takim ułożeniu całość wydawała się stabilna. Wstrząsy ustały, ów geologiczna anomalia nie trwała dłużej niż kilka minut, jednak to wystarczyło, żeby zamienić jedną z ruchliwszych dzielnic miasta, w cmentarzysko. Masy ludzi ratowało się ucieczką przed spadającymi fragmentami okolicznych budynków, zapanował prawdziwy chaos, który przyczynił się do śmierci kilku setek mieszkańców. Widok zgruchotanych ciał uzupełniał scenerie zniszczeń, mężczyźni, kobiety, katastrofa nie oszczędziła nikogo, chociaż, w tumanach pyłu Jura mógł dostrzec zarys czyjejś sylwetki, która powoli nabierała ostrości. Była to młoda recepcjonistka, która obsłużyła Synters'a zaraz po wejściu do hotelu. Jeśli się nad tym zastanowić, to w przeciwieństwie do hotelowych gości, miała większe szanse na uratowanie się, bo pracowała stosunkowo blisko wyjścia. Omijanie spadających fragmentów, które za sprawą energii kinetycznej zamieniały się w śmiercionośne pociski, nie wymagało szczególnych umiejętności. Dziewczę przeżyło, trzymając się kurczowo za krwawiące ramie. Odgłosy łkania mieszały się z pojękiwaniami bólu, a gdy w zasięgu jej wzroku znalazł się członek Specnazu, zamiast wyrazić uczucie ulgi na obrudzonej twarzyczce, otworzyła szerzej usta i krzyknęła.
- Uciekaj! - Tylko tyle zdążyła powiedzieć, zanim spod gruzu nie wyłoniła się "macka" i jej nie przebiła na wylot. Czarno-czerwony twór, o wyraźnie złowrogich zamiarach, wessał ustrojowe płyny swojej ofiary, pozostawiając pomarszczone i bezwładne truchło, które z impetem cisną w Synters'a. Otwarta przestrzeń, tona śmieci, gdzieniegdzie auta. Nie było za bardzo gdzie się ukryć, a bieg był znacznie utrudniony przez wszelkiego rodzaju pozostałości z hotelu, walące się sporawą warstwą po ulicy. Przybory biurowe, połamane meble, bagaże, ręka, noga...
Powrót do góry Go down
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Sob Lis 09, 2013 5:05 pm

Lądowanie, ze względu na wszechobecny gruz nie było takie miękkie jak w zamierzeniu Jury, jednak dwa skromne siniaki na plecach i pod kolanem były niewygórowaną ceną za życie. Zwłaszcza jeżeli porównać ją do układających się niemal w stosy trupów, walającymi się wszędzie oderwanymi kończynami, kawałkami torsu czy niewiadomo jak wyprutym, chyba z pięciometrowym sznurem jelita. Ot, typowy katastrofo-apokaliptyczny krajobraz. Dopiero po kilku chwilach Jura otrząsnął się z szoku po swym niedawnym wyczynie rozumiejąc co się wokół stało. Mgnienie oka potem Synters ponownie był skupiony. Nim jednak ujrzał przeciwnika, z chmury pyłu przed nim wyłoniły się najpierw kontury a potem cała postać niedawno przezeń poznanej recepcjonistki. Szybki rzut oka wystarczył mężczyźnie by ujrzeć okropną acz niekoniecznie śmiertelną ranę na jej prawym ramieniu. Już miał doń podbiec, gdy wydobyła ze swojego zachrypniętego gardła paniczny krzyk
-Uciekaj! - zdławiony pod koniec przez nagłą włócznie jakiejś krwawo-czarnej mazi, która gwałtownie zassała z jej ciała krew. Doprawdy nieciekawy widok. Nim jednak Synters zdążył podjąć jakiejś zaczepne działania, dziwnie pomarszczony trup, niegdyś ładnej dziewczyny niemal zwalił go z nóg. Uratował go instynkt, za sprawą którego widząc nadlatujące niebezpieczeństwo, rzucił się nie do tyłu - jak uczyniłby każdy cywil, a do przodu na ziemię tak, by znaleźć się poza torem lotu i ewentualnego rykoszetu ciała. Jura poczuł jak opanowuje go znana pewnie praprzodkom naszej rasy ciemna i nieznana energia. W Rosji niejednokroć musiał walczyć, stykać się ze śmiercią a i sam ją zadawać, jednak bezsensowne mordowanie cywilów wprawiało go w bezbrzeżną wściekłość. Niedobrze dla tego kretopodobnego coś, co odważyło się rozbudzić pierwotne instynkty nie tylko ludzi, ale też wyrośniętych na bezustannej walce z naturą ludu Hraad. Ostatni raz, gdy Synters zatracił się w talencie, skończył się dlań rocznym pobytem w zamkniętym i niemal całkowicie odseparowanym ośrodku, w którym leczył nie swoje ciało, a sumienie i psychikę. Nim przetoczył się do obniżonej pozycji siedzącej, zdążył uformować w dłoniach dwie malutkie kule próżniowe - rzecz dlań niemal niemożliwa - i siłą woli kształtując wokół nich dwie orbity, rzucił je w kierunku z którego wyłoniła się mordercza dla niewinnej dziewczyny macka. Gdy przez warstwę hiperadrenaliny zaczęła przebijać się powoli świadomość, ujrzał jak dwie - złączone wiatrem niczym łańcuchem, który wraz z zmniejszaniem się odległości do celu zmniejszał promień orbitowania - kule próżniowe zmierzają ku domniemanemu cielsku przeciwnika. Nim jednak odmęty środka przyspieszającego krążącego mu w żyłach ponownie odebrały mu niemal świadomość zamieniając go w maszynę, zdążył z wściekłością pomyśleć o trapiącym go od lat zaniedbywaniu roli zwykłego żołnierza. Czy to na filmach, czy ostatnio w rzeczywistości, grę rozgrywały potwory i nieliczni bohaterowie. A o ofierze wielu, wielu żołnierzy się zapomina. A o tym, że zwykłemu żołnierzowi wystarczy jedna kula, żeby zabić takich śmiesznych bohaterów, których teraz jak na złość nigdzie nie było.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Sro Lis 13, 2013 6:31 pm

//Synters, twoje moce skupiają się na żywiole wiatru, na przemieszczaniu się mas gazów atmosferycznych, a nie na ich zupełnym odsysaniu, wytwarzaniu sfery pustki.//

Nadlatujące zwłoki nie stanowiły żadnej większej przeszkody, której nie da rady najzwyczajniej ominąć. Nie leciały z zawrotną prędkością po prostej trajektorii, niczym wystrzelony z pistoletu pocisk, tylko łagodnym łukiem. Pęd, waga martwej kobiety, opór powietrza, siła ciążenia, reasumując, Synters pomyślnie unikną zderzenia ze zwłokami dzięki przemyślanej wcześniej sekwencji ruchów. Cóż można więcej się spodziewać po doświadczonym żołnierzu? Zamiast czmychnąć w popłochu jak byle cywil, zachował opanowanie, chociaż adrenalina zaczęła w nim buzować, przyśpieszając prace witalnych organów. Wysuszone truchło poleciało dalej za mężczyzną, rozpryskując się o nierówne podłoże. Towarzyszyło temu dość charakterystyczne... "mlasknięcie"... na miejscu zderzenia pozostała jedynie czarna plama oraz większe kawałki ciała recepcjonistki. Najwyraźniej utrata organicznych płynów znacznie osłabiło samą strukturę zwłok, mięśnie, ścięgna, kości, pozbawione swojej naturalnej wytrzymałości, nie mogły utrzymać ciała w całości. Ta dziewczyna już raczej nie doczeka się godnego pochówku w uświęconej ziemi. Ale wróćmy teraz do bieżącej sytuacji. Gdy do tej pory zamiary Jury przebiegały bez większych komplikacji, to teraz miały zacząć się przysłowiowe schody. Żołnierz szykował się do ataku, ale mackowaty stwór nie zamierzał bezczynnie czekać. Pod nogami Jury znów zatrzęsła się ziemia, ale tym razem na mniejszą skalę i to w obrębie potwora. Asfalt dookoła macki zaczął pękać, gdy ta postanowiła wyłonić resztę swojego ciała z podziemi. U nasady gruba niczym pień drzewa, pokryta kostnymi formacjami przypominającymi ostre kolce, sięgająca dwóch pięter. W rzeczy samej, to nie był przyjemny widok dla oka. Pomyśleć że coś takiego swobodnie wędrowało pod ulicami Nowego Jorku, do tego nie wiadomo jak głęboko tkwiła w ziemi, jakie to jest długie i co znajduje się na jej końcu. Tyle pytań ale nie było czasu na tego typu rozmyślania, trzeba było działać. Na czas wstrząsów Synters utracił równowagę, co z chęcią wykorzystała macka, która z impetem trzasnęła go niczym koniec bicza. Zakręciła się i posłała mężczyznę trzy metry do tyłu. Lądowanie nie było przyjemne, ale przynajmniej rozrzucony bagaż jakoś złagodził skutki upadku, skórzana walizeczka, ekstrawaganckie suknie, które już żadna kobieta nie założy. Podczas chrzątania się w cudzych strojach, wysypała się zawartość wspomnianej wcześniej walizeczki. Nic nadzwyczajnego, pliczek dokumentów, telefon komórkowy, pistolet SIG-Sauer P226...
Powrót do góry Go down
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Czw Lis 14, 2013 10:59 am

/// Jeżeli mogę manipulować wiatrem - swego rodzaju samonapędzającą się anomalią, mogę tworzyć kule podpróżniowe nie tyle wysysając wiatr z ich obszaru, co posyłając go z dużą energią w innym kierunku. Ponadto tworząc dwie na raz robię samonapędzający się mechanizm, w którym kulę trwać będą dopóki nie stracą odległości między sobą, przez co wiatr nie będzie mógł między nimi przepływać zaginając swój tor co doprowadzi do swoistej implozji


Zamierzenie Syntersa niestety nie zostało zrealizowane przez czynnik którego nie uwzględnił jego zaćmiony przez działanie hiperadrenaliny mózg. Mianowicie, założył iż widzi już stwora w pełnej krasie. Ten domysł szybko okazał się nieprawdziwy czego zwiastunem była wystrzelona w jego kierunku macka glutowatego czegoś co właśnie gramoliło się z pod ziemi. Kilka ulotnych chwil spokoju w powietrzu zakończyło się dość twardym lądowaniem na niezbyt ciekawej materii. Jura gramoląc się z gruzu kątem oka zauważył delikatny błysk, gdy słońce odbiło się od srebrnego sig sauera, model bodajrze p226. Mimo iż był to zaledwie moment, Jura znalazł rozwiązanie impasu w jaki wpadł. Jednak skoro miał na przeciwko siebie stworzenie nie posiadające zdolności abstrakcyjnego myślenia, musiał wstrzymać się z nagłym sięgnięciem po broń. Nie miał pojęcia czym dokładnie jest to coś, jednak skoro potrafiło reagować na bodźce, przypuszczalnie będzie działać w sposób podobny do zwierząt. Co oznaczało, że gwałtowny ruch tylko by stwora rozjuszył i skupił uwagę na celu owego ruchu. Powoli i płynnie wstając z kucek, prawą dłonią chwycił jakiś pierwszy lepszy kawałek gruzu i zataczając ramieniem małe koła, ponownie sięgnął po wiatr i wytworzył kolistą ścieżkę, po której z coraz większą prędkością zaczęło krążyć powietrze. Gdy wiatr osiągnął już minimalną prędkość potrzebną do zamierzenia Syntersa, Jura lekko podrzuciwszy kamuszek, umieścił go w torze wiatru, sprawiając że zaczął krążyć po wyznaczonym przezeń ściśle określonej ścieżce z coraz większą prędkością. Ponadto, napierający z każdej strony wiatr sprawiał że pocisk nie wypadał z ruchu kołowego. Gdy pocisk osiągnął optymalną prędkość, mężczyzna zwolnił w odpowiedniej chwili wiązanie wiatru sprawiając że zwykły w swej istocie kawałek niegdyś ściany, stał się dla glutoczegoś przed nim poważnym zagrożeniem. Jednak o ile, dla normalnego przeciwnika wyrzucony z tak dużą prędkością betonowy pocisk mógłby być potencjalnie zabójczy, to zważywszy na nieznaną budowę ciała przeciwnika, niską celność oraz jeszcze kilka innych czynników, Jura nawet nie pomyślał o tym, by uczynić tę naprędce wymyślony fortel, swoją główną bronią. Kamyk, miał na celu jedynie odwrócić uwagę czegośtam swym szybkim ruchem i gwałtowną zmianą położenia, dając tym samym mężczyźnie czas, by sięgnąć po pistolet. Jeżeli to coś miało mózg, albo przynajmniej coś pełniące funkcję centralnego ośrodka decyzyjnego, to sam w sobie niegroźny pistolet nie mógł uzyskać wyższego priorytetu niż szybko, za szybko, nadlatujący kamień. Tu właśnie ujawniała się przewaga humanoidów nad resztą. Tylko człowiek, czy też mutant o których ostatnio było na świecie głośno - wiedział czym jest pistolet, broń. Jego kształt, wygląd, odnosił się bowiem do pewnej wiedzy jaką człowiek już posiadał. Jest to swoista, o wiele doskonalsza niż u zwierząt funkcja odruchu warunkowego, której warunkiem jest umiejętność myślenia abstrakcyjnego. To ona pozwoliła ludziom wykształcić pismo. TO ona sprawiła że zaczęli tworzyć pierwsze prajęzyki oparte bardziej na dźwiękowym wyrażaniu emocji, niż - tak jak to jest współcześnie - odwoływaniu się do wiedzy drugiej osoby. To właśnie ta zdolność myślenia abstrakcyjnego sprawiała, że przeciwnik Syntersa nie mógł zrozumieć, że ten rozpędzony kamuszek, jest błahostką w porównaniu z poręcznym kawałkiem lśniącego materiału, który spoczywał już w dłoni Syntersa.






Ja tak tylko dodam od siebie, iż z góry i to nawet kilka razy podkreślałem, że nie, nie zgadzam się na usuwanie powietrza z danego miejsca.
~ Loki


Tyle że powiedziałeś powietrza. Ja nie usuwam! Ja po prostu wzmacniam wiatr do niesamowicie wysokiej prędkości na małym obszarze co sprawia że ciśnienie wokół danego obszaru jest wyższe niż ciśnienie jego otoczenia - powietrze w ruchu ma mniejsze ciśnienie niż powietrze stojące - a reszta sama się dzieje. A te kule są dwie właśnie dlatego że wzajemnie się podtrzymują! Powietrze samo zmienia położenie, a co za tym idzie, nie ja nim manipuluje :D

Jako że pisałem to na 3 party, może być mała niespójność i niska jakość. Wybacz :D


Nie ma znaczenia JAK. Otrzymałeś instrukcję, że nie jesteś w stanie wywołać takiego efektu i tyle, tego się trzymaj, proste.
~ Loki
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Nie Lis 17, 2013 4:09 pm

Sposób rozumowania Jury okazałby się słuszny, gdyby rzeczywiście miał do czynienia ze zwierzem, pospolitym przedstawicielem miejscowej fauny, jak szop, czy zdziczały pies. Nie groźny, póki nie zostanie czymś sprowokowany do podjęcia ataku, tyle że ów mackowaty stwór, kierował się własną, niepojętą dla człowieka naturą. Ciężko go porównać do czegokolwiek, bo równie dobrze mógł być sztucznie wyhodowanym tworem, w wojskowych laboratoriach, albo formą życia z odległych krańców kosmosu. Nie trzeba było kreatury prowokować jakimś gwałtownie wykonanym ruchem, bo była już jawnie nastawione do ataku. W jej mniemaniu Synters uchodził za kolejną ofiarę, z której mogłaby pozyskać odżywcze substancje, nic poza tym. Może nie dysponowała receptorami wzroku, na powierzchni czarno-czerwonej macki nie można było dopatrzeć się żadnych gałek ocznych, ale nie jest wykluczone, że postrzega otoczenie w inny sposób. Może wyczuwa promieniowanie cieplne? Kieruje się wibracjami cząsteczek powietrza, akustycznymi dźwiękami? Ciężko w tej chwili cokolwiek powiedzieć o mackowatym monstrum, można najwyżej snuć własnej hipotezy w tej kwestii, przeprowadzić szczegółowe obserwacje zachowań, żeby później odgadnąć jakieś przydatne fakty. Czy to jest istota rozumna, czy kierująca się pierwotnymi instynktami? Wyszło na to drugie, potwór wiedział że w najbliższym otoczeniu znajdywała się potencjalna ofiara, którą mógł osuszyć z ustrojowych płynów, jak wcześniejszą recepcjonistkę. Głód stanowił przewodnie źródło motywacji, które skłoniło mackę do odwiedzenia Nowego Jorku, tyle że nie mogła odgadnąć zamiarów człowieka, bo w innym wypadku nie dałaby się tak łatwo rozproszyć przez betonowy pocisk. Właśnie, gdy fragment betonu o bliżej nieokreślonym kształcie, zetkną się z powierzchnią ciała macki, stwór odruchowo zaczął się miotać, chaotycznymi ruchami ciął powietrze, jakby spodziewał się zastać w pobliżu kolejnego oponenta. To dało Syntersowi czas, żeby podnieść broń i szybko sprawdzić jej stan, zawartość magazynka. Tym razem los sprzyjał Rosjaninowi, wewnątrz znajdywały się już 15 naboi o kalibrze 9 milimetrów. Teraz wystarczyło odbezpieczyć broń, precyzyjnie wymierzyć w bestie i oddać parę strzałów. Ponadto fragment betonu jako tako podpowiadał gdzie należy celować. Sam uderzył w obszar ciała macki o czarnej barwie, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Drogą dedukcji można przyjąć, że czarne miejsca cechują się większą wytrzymałością, nawet lśniły jak powierzchnie twardych pancerzy, natomiast czerwone miejsca, przypominały nagą tkankę, soczystą, miękką i wrażliwą.
Powrót do góry Go down
Synters

Synters


Liczba postów : 14
Data dołączenia : 27/10/2013

Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Pon Lis 25, 2013 10:53 am

Nareszcie miał prawdziwą broń, będącą niczym miecz w przygodowych książkach przełużeniem jego ręki, ciała... Karzącą dłonią sprawiedliwości wyjątkowo skrytej za twarzą mężczyzny. Dość wkrzuonego mężczyzny prawdę mówiąc. Jednak wysoki poziom emocji nie wpływał na zdolności samokontroli oraz szybkiego myślenia. Nie w jego wypadku. Dzięki ukształtowanemu przez setki jeśli nie tysiące godzin ciężkiego treningu w odpowiedni sposób umysłowi, mimo oczywistego zagrożenia śmierci nie stracił zdolności chłodnego, analitycznego myślenia. Wręcz przeciwnie, jego umysł pracował na jeszcze wyższych obrotach niż zwykle. Działał tu na przykład odruch warunkowy zakodowany w podświadomość. Chwile wytężonego wysiłku zostaną wynagrodzone potem. Jednak mniejsza tym, technik na wypracowanie pewnych efektów jest wiele jak świat długi i szeroki. I to właśnie dzięki temu specyficznemu skupieniu, nie uszedł Syntersowi fakt roztrzaskania się betonowej bryły o czarną część ciała potowora? Stwora? Czegośtam. Nie mając większego wyboru niemal od niechcenia wycelował, przyjmując stabilną ale otwartą postawę strzelecką po czym opróżnił niemal cały magazynek - zostawiając w nim zaledwie dwa naboje - celując w miejsca jak najbardziej oddalone od czarnych nito wypustek nito łusek.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1Sro Lis 27, 2013 1:10 am

Pistolet był jak najbardziej prawdziwy, żadną zabawkową imitacją, wykonaną z kolorowego plastiku, strzelającą strumieniami wody, albo gumowymi przyssawkami, tylko porządnym gnatem, stanowiącym narzędzie śmierci w kompetentnych dłoniach. Akurat dłoniom Synters'a nie można było nic zarzucić, nie trzymał po raz pierwszy broni, był z nią odpowiednio zaznajomiony i co najważniejsze, potrafił z niej zrobić należyty użytek, odebrać czyjeś życie w ramach konieczności. Ale czy to na pewno wystarczy, żeby ostatecznie rozprawić się z mackowatą kreaturą? Choć pistolet był niewielkich rozmiarów, krył w sobie destrukcyjną siłę, przy każdym naciśnięciu spustu uwalniał rozpędzony pocisk w stronę odrażającej bestii, która nie przestała się wić. Odgłosy pierwszych wystrzałów wprawiały ją w jeszcze większą furię, co nie ułatwiało Synters'owi w celowaniu. Przy chaotyczności ruchów macki, nie sposób było w nią precyzyjnie wymierzyć i tym bardziej trafić w odsłonięte miejsca. W tej chwili mężczyzna musiał zdać się na łut szczęścia, jeśli w ogóle miał trafić stwora. Całe zdarzenie trwało zaledwie kilka sekund, zanim w magazynku pistoletu pozostały tylko dwa naboje, ale to wystarczyło, żeby pokazać obślizgłemu monstrum, że Rosjanin nie był taki jak wcześniejsze ofiary, z których wyssało życiowe płyny. Zamiast krzyczeć i uciekać w popłochu, postawił się, co zdecydowanie nie podobało się macce. Podsumowując, z 13 naboi jakie wystrzelił Synters, 4 pomyślnie zanurzyły się w ciele potwora, z czego jeden przeszedł na wylot, cztery pozostawiły stosunkowo głębokie wgniecenia na powierzchni czarnych płyt, a pozostałe po prostu przemknęły obok. Zważając na okoliczności to był całkiem dobry wynik, w końcu potwór nie był wyprofilowaną tarczą strzelecką, przypominającą ogólny zarys ludzkiej sylwetki, tylko smukłym tworem wijącym się z dużą prędkością. Tak czy inaczej te cztery pociski z trzynastu, wystarczyły, żeby dotkliwie zranić bestie, nie śmiertelnie, ale to zawszę coś. Macka pod wpływem szału zaczęła po prostu uderzać o podłoże, przypadkowo, raz w jedną, raz w drugą stronę. Asfalt pękał pod jej ciężarem, drobiny ulicy oraz pomniejsze przedmioty wzbijały w górę, wraz z tumanami pyłu. To co wyglądało jak napad szału, posiadało swoją uzasadnioną celowość, macka nie wariowała ze wściekłości, tylko robiła więcej miejsca dookoła. Stwór doprowadzony do skraju furii, postanowił w końcu odsłonić się światu, właśnie tak. Po chwili kolejne trzęsienie ziemi rozeszło się po okolicy, uniosła się masa ziemi i spękanego asfaltu, z której po kolei wyłoniła się jedna łapa, później druga... oraz olbrzymi pysk, rozszerzający się na trzy strony. Wielgachna maca tak naprawdę macką nie była, tylko językiem jeszcze większego stwora! Pocieszające, nie prawda? Potwór, który był równie wielki co okoliczne budynki, a raczej ich pozostałości, oraz dwa naboje w magazynku. Na szczęście uwagę kreatury przykuł nowy obiekt, nadlatujący helikopter, który miał pewnie za zadanie wybadać sytuacje, oszacować straty, dostarczyć materiał filmowy do lokalnych stacji telewizyjnych. Amerykańskie media nie śpią, chociaż w tym przypadku przydałby się teraz Boeing AH-64 Apache, a nie śmigłowiec z bandą cywili, uzbrojonych jedynie w kamery. Niektórzy ludzie po prostu lubią się pchać w tarapaty, miłośnicy adrenaliny, amatorzy mocnych wrażeń, ryzykanci wszelkich maści, ale co się tyczy reporterów, to im się płaci za narażanie własnego życia. Czego to oni nie zrobią dla sławy, kilku minut wystąpienia w wiadomościach, no cóż, akurat dla tej grupki lot w pobliżu nieznanej bestii nie zakończył się najlepiej. Gdy śmigłowiec znalazł się odpowiednio blisko, stwór najzwyczajniej strącił ich długaśnym językiem. Pojazd zaczął dymić i szybko opadać, akurat tak niefartownie się złożyło, że Synters stał w pobliżu miejsca, gdzie ma dojść do zderzenia.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Pokój numer #127 Empty
PisanieTemat: Re: Pokój numer #127   Pokój numer #127 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Pokój numer #127
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Pokój numer #512
» Pokój numer dwa
» Pokój numer #520
» Pokój numer jeden
» Pokój numer trzy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Nowy Jork :: Hotel-
Skocz do: