Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Durdle Door

Go down 
2 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pon Lis 18, 2013 10:47 pm

Durdle Door Durdle_door_dorset_england_arp

Naturalny łuk wapienny typu klifowego na Wybrzeżu Jurajskim w Anglii. Aktualnie własność prywatna rodziny Weldów oraz jedno z najbardziej fotografowanych miejsc w Wielkiej Brytanii.


Ostatnio zmieniony przez Dur-Shurrikun dnia Pią Sie 29, 2014 10:45 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pon Lis 18, 2013 11:23 pm

14 czerwca, 830 rok naszej ery

Kolejny rok, kolejny rejs... Wycie morskiego wiatru było przerywanie jedynie przez szum fal i łoskot piorunów. Thor bił Mjolnirem w sklepienie nieba wyjątkowo mocno, kiedy załoga "Audigra" oraz trzech innych drakkarów przeprawiała się przez Morze Północne... Robili to co roku. Co roku stawiali żagle i wyruszali w niebezpieczną drogę, tylko po to aby się wzbogacić i wrócić do domu, zapewnić byt swoim rodzinom na kolejny rok. Rajdy na angielskie osady wryły się głęboko w życie Skandynawów. Ten rajd prowadził nie kto inny, jak Ragnar Frekiglotta. Słynny na północy jako łowca trolli i niezrównany wojownik, podróżnik i hulaka. Co roku najeżdżał te wybrzeża, przez co znał każdą rafę, każdą mieliznę i każdy skrawek terenu jaki skrywał się za plażami. Gdy wyszli z nadzwyczaj dzikiego sztormu, wśród załogi rozległy się głosy, jakoby bogowie zazdrościli Ragnarowi bogactwa...Że są na niego rozgniewani. Lecz jarl chłostał za takie bluźnierstwa co bardziej rozgadanych. Nic nie jest gorszego od rozłamu w drużynie.
Ragnar stał na dziobie swego drakkara, patrząc w poranną mgłę. Żagiel ledwo nabierał wiatru...Morze cichło. Spojrzał na słoneczną tarczę, która zastępowała mu kompas. Słońce było za bardzo zasłonięte przez chmury, aby urządzenie nawigacyjne opierające się na świetle słonecznym mogło rzucić cień. Musiał znaleźć je przez kwarcowy odłamek...W końcu zrezygnował. Mgła była po prostu zbyt gęsta.
- Wypuśćcie kruki.
Powiedział do swoich ludzi, którzy otworzyli dwie małe klatki, z których wyfrunęły ptaki. Jeśli wrócą, to znaczy że do lądu jeszcze daleko. Jeśli nie...
- Odin-Auga i Lagertha płyną za nami. Ten sztorm, bracie...Myślę że ludzie mogą mieć rację. Jesteśmy za chciwi. Loki może być zazdrosny o nas, śmiertelnych.
Powiedział Kanut, podchodząc do brata. Był ogromnym, umięśnionym facetem ubranym jedynie w skórzany kaftan i takowe spodnie. Na plecach przyczepione miał dwa duże topory. Jego twarz była blada i pocięta bliznami, dodającymi jego ostrym rysom kolorytu poza niemalże siwymi blond włosami, upiętymi w kucyk. Podobieństwa między braćmi było niewiele, dziw więc brał, iż obaj ci panowie pochodzili od tej samej matki, ku czemu zresztą zawsze były uzasadnione wątpliwości... Bo poza wyglądem różnili się diametralnie charakterem.
- A czego siewca kłamstw i pan nad chciwymi może nie mieć, co my, śmiertelni mamy? Nie przesadzaj. Za pierwszym razem bogowie też na nas byli rozgniewani. Jak się okazało później, poddali nas próbie wiatru i piorunów. Jesteśmy błogosławieni przez samego Thora, duży bracie.
Odparł Ragnar, ignorując sugestię brata. Nawiązał tez do ich pierwszej wyprawy, kiedy to podczas rejsu rozpętał się równie silny sztorm, który niemal zatopił ich drakkar. Wtedy to Thor miał być na nich rozgniewany...Tą teorię obalono, gdyż uznano, iż Thor chciał poddać ich łódź próbie. Jak widać na załączonym obrazku, łódź i jej załoga przetrwały nawałnicę. Poza delikatnym chlupotem wody obijającej się o drewniany kadłub, przerywanym coraz słabszym łopotaniem pokaźnego żagla, żywioły przestały dawać o sobie znać. Ludzie ziewali znudzeni, niektórzy zajadali się prowiantem a jeszcze inni odsypiali rejs. Ragnar oparł się o galion w postaci wyrzeźbionego w drewnie smoka, i czekał...Aż przylecą kruki, albo mewy...Jeśli przylecą te drugie, to znaczy że przypłynęli do Anglii. Jak przylecą kruki...Zboczyli z kursu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Wto Lis 19, 2013 9:46 am

NPC - Midas and Vareoth Storyline

Mgła i ciemne chmury zasłaniały jeszcze przez jakiś czas otoczenie rejsu, wypuszczone ptaki natomiast nie wracały. Można było założyć - że w pewnym sensie - było spokojnie. Do momentu w którym w okolicy dało się usłyszeć silny huk - dochodzący wprost znad chmur. Kilka sekund ciszy - i tym razem coś o rozmiarach wielkości wielkiego bloku - przeleciało tuż nad Drakkarem, prawie zrywając jego maszty... Wielkim ogonem. Istota była słabo dostrzegalna, ten potwór miał czarne łuski i ogromne, masywne skrzydła - a jego lot sprawił, że chmury i mgła rozeszły się... Ukazując oddziałowi Ragnara Durdle Door - wybrzeże Anglii. Światło słoneczne wdarło się przez wielką dziurę w chmurach, a monstrum które niedawno prawie posłało na dno ich okręt - mogło zostać dostrzeżone jak uderza z wielką siłą w piasek na plaży, ryjąc w nim i pozostawiając po sobie długi i wielki ślad toru lądowania.
Brzeg okazał się nie być tak daleko, a masywne cielsko... Smoka - bo tym szybko okazała się ta kreatura - leżało przez chwilę nieruchomo w piasku na lewym boku. W czasie, gdy Wikingowie zbliżali się już zapewne do brzegu, sylwetka gada stawała się coraz bardziej dokładniejsza. Czarne niczym noc łuski, ubawione ciemnoniebieskimi pasami, które wyglądały na smoku niczym malowidła wojenne, dodają mu tylko więcej majestatu i grozy. Z daleka dostrzec można było krwistoczerwone ślepia gada, które otworzyły się po chwili - oraz coś jeszcze. Rany, liczne rany na jego ciele, czarny niczym smoła płyn wydobywający się z jego ciała w wielu miejscach - będący prawdopodobnie krwią czarnego smoka. Rany były bardzo liczne i wręcz zdobiły całe cielsko gada, jedne były płytkie - inne głębsze, skrzydła były poszarpane, łuski w wielu miejscach powyrywane lub poprzebijane - nie brakowało ran ciętych, kutych czy nawet szarpanych. W niektórych miejscach zdarzały się nawet poparzenia, a to wszystko klarowało obraz, jakby smok właśnie stoczył jakąś samotną batalię z całą wrogą armią.
Szybko jednak okazać się miało, że legendy o wielkiej potędze, sile i wytrzymałości olbrzymich gadów - nie były wcale takie omylne. Ten czarny smok, powoli przewalił się z boku na brzuch, a następnie z wyraźnym trudem napinając swe mięśnie - powoli, przy kilku próbach - mniej lub bardziej udanych - zaczął podnosić się z ziemi. Często upadał, niemalże co chwilę, jednak wyraźnie było coraz lepiej, wydawał się być uparty - jakoby jego wola przerastała teraz dalece możliwości jego ciała. Niemniej jednak próbował i wychodziło na to, że zaraz mu się uda, że zaraz wstanie i może okazać się - iż gad będzie bardzo niebezpieczny.
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Wto Lis 19, 2013 3:51 pm

Cisza była nie do zniesienia...Lecz Ragnara cieszyło to, że nie przerywał jej łopot skrzydeł kruka, czy ich krakanie. Z każdą chwilą wierzył, że ptaki znalazły ląd, dzięki czemu nie musiały wracać na statek. To napawało go optymizmem.
Ciszę przerwał...Huk. Jak eksplozja tysięcy wulkanów, rozdarł się przez nieboskłon, wstrząsając załogami trzech drakkarów. Kanut drgnął zaskoczony, rozglądając się, co również poczynił Ragnar.
-Grom?
-Nie...To coś innego.
Nie zdążył skończyć, a kątem oka zobaczył bliżej nieokreślony kształt w chmurach...Zbliżał się bardzo szybko do łodzi. I leciał bardzo nisko...
-Padnij!!
Krzyknął, po czym skulił się, trzymając mocno za burty. Zobaczył, jak jaszczurkopodobny kształt niemal pozbawił ich masztu, przelatując niczym piorun. Spowodowało przy tym spory podmuch, który zakiwał mocno łodzią. Załoga padła na drewniany pokład z łoskotem, a Ragnar nieśmiało się podniósł. Przez ten "przelot" mgła rozwiała się na tyle, by zobaczyć ląd... Po odwróceniu się, obaczył też galiony dwóch pozostałych drakkarów, Odin-Augi oraz Lagerthy. Wrócił wzrokiem w kierunku brzegu i...własnym oczom nie wierzył. Zresztą nikt, kto był na pokładzie Audigra, nie wierzył. Na plaży leżał...Smok. Słowa zaskoczenia, zdziwienia, a nawet strachu rozbrzmiewały pośród Wikingów, patrząc na ogromną bestię, która leżała na plaży.
-Na bogów...Saga o Sigurdzie i Fafnirze mówiła prawdę!
Zawołał Kanut, co Ragnar zignorował patrząc na sylwetkę ogromnego gada...Magiczny czy nie, krwawił. Więc coś go zraniło. I z pewnością nie był to człowiek.
Astrid, daj znak Lagercie i Odin-Audze. Podpływamy. Wiosła!
Zawołał. Astrid, żona Ragnara, kiwnęła tylko głową, po czy zadęła w swój róg. Wikingowie chwycili za wiosła, zamocowali we właściwych im miejscach i zaczęli rytmicznie wiosłować.
-Wyobraź sobie, co byśmy dostali za jego łuski, mój miły.
Powiedziała Astrid, która będąc wyraźnie podekscytowaną całym zdarzeniem podeszła do męża, który przygotowywał się do zejścia na ląd. Zakładał właśnie kolczugę i szykował do zapięcia sobie pasa. Jedynie się uśmiechnął, słysząc sugestię małżonki.
- I co powiesz w kattegacie, że dobiliśmy ledwo żyjącego smoka? Popatrz na niego...ledwo stoi. Broczy krwią. Nie ma w tym żadnej chwały, Astrid. Sama o tym dobrze wiesz. To tak, jak zabić trolla przez wprowadzenie go na światło dnia. Poza tym, to może być znak od bogów...Zabijanie go byłoby nierozsądne.
Odparł, wsadzając sobie topór za  szeroki pas okalający jego brzuch. Zbliżali się już do brzegu. Na komendę Kanuta wszyscy chwycili za tarcze. Kotwice zostały zrzucone. Woda sięgała maksymalnie metra, więc każdy zeskakiwał z łodzi i brodził, z rękami wysoko w górze. Każdy z Wikingów był uzbrojony w tarczę oraz miecz bądź topór. Część miała same topory, jak Kanut. Inni mieli ze sobą łuki, jak Arne, młody chłopak który szedł u boku Ragnara. Załogi pozostałych drakkarów szły za nimi, aż ich skórzane buty spotkały się z mokrym piaskiem plaży.
-Na co czekamy? Zabijmy bydlę i po problemie! Ledwo żyw!
Zawołał Arne, napinając cięciwę swojego cisowego łuku. Arne był młodzieniaszkiem, choć jak na standardy średniowiecza, był dojrzałym mężczyzną w wieku dwudziestu dwóch wiosen. Lekka, futrzana kurtka mu wystarczyła, i tak nie walczył w pierwszej linii. Był łucznikiem i czołowym myśliwym...Oraz gorącą głową. Na jego sugestię przystał również Hakon, kapitan Lagerthy, który chciał już kazać swym wojom zaatakować.
-Nie! Jest ledwo żywy...Lecz bądźcie w pogotowiu. Jeśli nas zaatakuje, celujcie w podbrzusze i oczy.
Zawołał. Nie widział sensu w zabijaniu tego stworzenia. Nie przyniosłoby mu to chwały dobijanie ledwo stojącego na nogach smoka. Owszem, łatwiej tak uczynić aniżeli walczyć z w pełni sprawnym gadem...Ale nie chciał. Żadnej chwały. Żadnej satysfakcji. lecz jeśli zechce ich zabić, będą się bronić.
Stali w odległości około stu metrów od gada, rozproszeni. Trzystu Wikingów patrzyło na smoka z podziwem, oczom własnym nie wierząc... Ragnar również nie wierzył, co to może znaczyć. Miecz miał obnażony...Lecz nie chciał go skąpać we krwi. Nie teraz. Nie na tym smoku. Mimo to, łuki były napięte, a broń sieczna była trzymana bardzo pewnie przez Wikingów...
Wszechojcze...Co to może znaczyć? Czy to wróg mój i Twój? Czy może znak od Ciebie?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Wto Lis 19, 2013 10:47 pm

NPC - Midas and Vareoth Storyline

Smok szedł w zaparte... I w końcu udało mu się stanąć na nogach - w dosłownym tego zdania znaczeniu. Niemniej jednak przycumowanie do brzegu i wyjście tej niemałej grupy na brzeg nie zwróciło nawet uwagi wielkiego gada. Zignorował ich zupełnie, jakby ich tutaj po prostu nie było. Arogancja czy pewność siebie? A może to właśnie Wikingom wydawało się, że mają szanse z ciężko rannym smokiem? Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Jednak ta kreatura wielkości wysokiego wzgórza, szybko okazała się nie być sama. Złocisty portal otworzył się kilka metrów od smoka, a z portalu wyszła istota mierząca ponad dwa metry wzrostu... I również będąca gadem. Ten jednak był ubrany w ubrania w czerwonym odcieniu, poruszał się na dwóch kończynach, zakończonych łapami niczym u smoka, pokrytymi na końcach pazurami. Łeb niczym u takowego smoka, istota która wydawała się być smokiem. Silnie zbudowany, z masywnym ogonem... Jedynie poruszał się na dwóch, a nie czterech łapach - miał chwytne dłonie - i nie miał skrzydeł. Ten który przyszedł, wpierw wyszedł z portalu spokojnie - by w momencie ujrzenia smoka - a zwłaszcza chyba jego stanu - skrócić pozostał dzielący ich dystans do minimum biegiem. Smok znów z głośnym hukiem padł na piach, gdy ujrzał osobnika który się pojawił, a ten zatrzymał się przy czarnołuskim, wyciągając ręce przed siebie i kładąc je na pysku gada. Wtedy stało się coś jeszcze... wszyscy tu obecni usłyszeli potężny niczym grzmot głos... głos który prawdopodobnie należał do tego właśnie smoka.
/Co tu robisz, mały łowco... to miejsce przepełnia niestabilna magia... niebezpieczne.../
--Wystarczy! Musisz...
Odparł mu lekko podniesionym głosem niebieski... Tylko przerwał mu smoczy ogień - który wielką falą wydobył się ze smoczych nozdrzy. I gdyby nie fakt, że niebieskołuski stał pomiędzy jego nozdrzami - to zapewne by teraz spłonął.
/Nie powinieneś był się tu pojawiać. To nie twoja walka!/
-Jesteśmy braćmi krwi! Ta walka jest tak samo twoja, jak i moja!
Odparł mu niebieski, przerywając nagle i odwracając swój łeb w kierunku wikingów. Stało się to dokładnie w momencie, gdy młody wiking krzyknął by dobić wielkiego gada, na co niektórzy wyraźnie przystali. Nie spodobało się to jednak przybyszowi, który cofnął dłonie z pyska czarno smoka i ruszył w kierunku grupy wikingów, zaciskając po drodze swe pięści. Niebo spowiły nagle czarne chmury, a osobnik zatrzymał się w połowie drogi pomiędzy smokiem, a grupą - rozdzielając te dwie strony niczym mur.
-Spróbuj... Chuchnij na niego, a zedrę z ciebie skórę i poślę duszę do bram piekieł na wieczność.
Rzucił stanowczo, wyraźnie nie mając humoru ani ochoty na towarzyskie, miłe rozmowy. Tylko on był sam i miał za sobą poważnie rannego smoka. Pytanie więc pozostawało... Czy był tak szalony...? Czy może tak potężny...? Stał wyprostowany, stanowczo - wyraźnie pewny swego. Jego ślepia i tatuaże na ciele świeciły się na jasno, zupełnie jakby przepełniała go magiczna moc. Pytanie więc... Kim był ten ktoś? Ktoś kto groził bandzie wikingów?


Smok:
Spoiler:

Niebieskołuski:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sro Lis 20, 2013 10:49 am

Gdy otworzył się prtal, Wikingowie cofnęli się o krok, widząc jak wychodzi z niego...jaszczur. W ludzkiej postaci. Demon? Może nieznany gatunek żmija... Normanowie zaczęli kląć pod nosem, były wokół tego również głosu podziwu i zachwytu nad magią, jaka im się objawiła. Ragnar natomiast stał...Widział że te stworzenia rozmawiają ze sobą... Że to bracia krwi, jak on i jego ludzie. W murze tarcz musisz polegać na woju obok siebie, a on na Tobie. Tu było podobnie. Lecz Arne musiał się wyrwać... Astrid od razu przywołała go do porządku, strzelając mu otwartą dłonią w potylicę i mierząc surowym spojrzeniem błękitnych oczu... To było spojrzenie które kazało mężczyźnie padać na kolana...Ragnar może i był wielkim jarlem, lecz w domowym zaciszu...Cóż. Role się odwracały.
-Nie przypominam sobie, abyś był moim jarlem, smarkaczu!
Syknęła jadowicie, co oznaczało jedno: Nie wyrywaj się przed szereg, bo na kopniakach do niego wrócisz. Młody łucznik w pokorze zwiesił głowę, lecz nie poluzował cięciwy swojej broni. Z czystej ostrożności, rzecz jasna.
- A kim Ty jesteś by Helheimrem nam grozić?!
Wyrwał się Kanut, chcąc iść naprzód, lecz zatrzymał się na tarczy Ragnara, która skutecznie zatrzymywała jego dalszy pochód. Swoją drogą, Hel technicznie im nie groził. Trafiali tam tylko niegodziwcy i samobójcy, a nie wojowie którzy polegli w bitwie.
-Stać! Ty też, Kanut!... Broni swego brata krwi...Też byś to zrobił na jego miejscu, bracie.
Krzyknął Ragnar, karcąc Kanuta spojrzeniem, by powoli odwrócić głowę ku...no właśnie, czemu? Jak żył nie widział czegoś podobnego. Słyszał o smokach, o morskich wężach, walczył z trollami i draugirami, lecz to...Nie było niczym, co mógł spotkać. Niczym, o czym kiedykolwiek słyszał. A przede wszystkim, te stwory mówiły! I to w ich języku!
-Żaden z nas nie zaatakuje, jeśli wy tego nie zrobicie...Ale czym jesteście? I skąd znasz nasz język?
Zapytał Ragnar, zaś Wikingowie nie ruszyli się do przodu. Kanut cofnął się po reprymendzie brata...Łuki były lekko opuszczone, lecz napięte, na wszelki wypadek. Lecz nie chcieli konfrontacji. Nie z czymś, czego nie znają i nie mają pojęcia czy w ogóle to stworzenie chce ich zguby. Broni przyjaciela...A to się ceni.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sro Lis 20, 2013 10:43 pm

NPC - Midas and Vareoth Storyline

Niebieskołuski jaszczur - choć samotny (pomijając smoka), stał przed wikingami niczym cała armia. Jego ślepia błyszczały na niebiesko, a tatuaże mieniły się na złoto. Wyraźnie nie zamierzał nikogo z nich przepuścić. Na zachowanie tej kobiety po prostu nie zwrócił uwagi, niech sobie załatwiają sprawy między sobą. Niemniej jednak słowa, a raczej pytanie będące swego rodzaju żądaniem, nie pozostało bez odpowiedzi.
-"Helheimrem"? Zaświaty... życiem wiecznym w takim miejscu nie można nikomu grozić. Własnej wiary znać się dobrze nie chce?
Odparł krótko, po prostu pytaniem. Chyba ktoś go nie zrozumiał lub też nie rozumiał swej pozycji względem tego co potem stanie się z jego duszą. Potem padło kolejne pytanie. Czym byli? Cóż za ignorancja.
-Bierz swój statek i swą hołotę, zanim będziesz musiał się przekonać.
Odwarknął tylko, odwracając się z powrotem do smoka i podchodząc do niego powoli. Czarnołuski leżał na piasku, nie poruszając się, a jedynie już oddychając. Ślepia wielkiego jaszczura były jedynie w połowie otwarte, jakby ten miał zaraz odejść do innego świata.
Niebieskołuski znów stanął przed smokiem, opierając dłonie na jego pysku. Przy tym wielkim smoku, ponad dwu metrowy jaszczur - wydawał się... strasznie mały. Był mniej więcej wielkości pazura smoka, który cóż... Teraz realnie nabierał znaczenia swym wzrostem. Spod dłoni niebieskołuskiego zaczęło wydobywać się złote światło, które czasem poczęło formować się w fale i krążyć dookoła ciała ciężko rannego smoka. Fale ocierały się o wielkiego gada, czasami przenikały przez niego... I bardzo powolnym procesem goiły jego rany, zasklepiając je i nie pozostawiając po nich śladu - jeśli chodziło o te mniejsze. Te większe cały czas się zrastały i nic nie zapowiadało się na rychły koniec.
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sro Lis 20, 2013 11:37 pm

Na słowa jaszczura Kanut splunął, klnąc siarczyście pod nosem. Faktem było, iż Hel im niestraszny. Jeśli dane będzie im zginąć w walce, trafią do Valhalli...Zatem straszenie piekłem jest tu zdecydowanie nie na miejscu.
Hołotę...Ragnar uśmiechnął się paskudnie...Słyszał lepsze inwektywy od karłów zwanych saskimi królami. Jak się później okazywało, ta "hołota" rozbijała w pył ich armie i zostawiała zgliszcza z ich niezdobytych fortec...Poza tym, ledwo co zeszli na brzeg. To ich coroczny rytuał, dzięki któremu w ogóle żyją. I nie mają zamiaru wracać z niczym. Rozumiał postępowanie jaszczura. Widząc czary, jakie odprawia, nie wierzył swoim oczom. Słyszał o takich zjawiskach, lecz nie widział ich nigdy... On go leczył magią. Będzie o czym opowiadać w salach Odyna...
- Jeśli wrócimy, ja i moje plemię pomrzemy z głodu. Zapewniam Cię, dziwny jaszczurze, że nie przypłynęliśmy tu zabijać ledwo stojące smoki. Bronisz towarzysza broni, co jako wojownik rozumiem. Pójdziemy w swoją stronę, i nie będziemy wam wadzić.
Odparł Ragnar spokojnym głosem, lecz cały czas zerkał na swoich ludzi. Byli mieszanką wybuchową. Jedni byli wystraszeni, drudzy wściekli, słysząc bluźnierstwa, inni żądni chwały. Lecz nie ruszali na smoka. Wiedzieli, że jeśli by przetrwali to starcie, a Ragnar nadal byłby żyw, odrąbałby im za to głowy. Miał swój honor i nie dopuściłby się takiej taniej sztuczki dla wątpliwej chwały. Nagle, znów wyrwał się Arne...Lecz tym razem nie po to by gnębić gada.
-Jeźdźcy! Zwiadowcy!
Zawołał, po czym skierował swój łuk w kierunku przeciwnym do smoka i niebieskołuskiego, konkretniej na pagórki prowadzące w głąb lądu. Stamtąd dało się usłyszeć rżenie koni oraz zobaczyć sylwetki dwóch jeźdźców. Młody Norweg natychmiast posłał w ich kierunku strzałę, czemu zawtórowali inni, strzelając w tym samym kierunku. Łącznie około dwudziestu strzał pomknęło w tamtą stronę. Dało się usłyszeć krzyk mężczyzny i bolesne rżenie konia. Jednego na pewno dopadli. Lecz drugi z pewnością zbiegł. Paru Wikingów pobiegło w tamtym kierunku by zaraz stanąć, wołani przez swoich dowódców.
-Wiedzą że tu jesteśmy...Dobry strzał, Arne.
Powiedziała Astrid, poprawiając tarczę. Minęło kilka sekund, aż dało się usłyszeć odgłos rogu. Saskiego rogu. Spodziewali się ich...I czekali. Zaraz pewnie pojawi się ich fyrd.
- Sasi wiedzieli że tu przybędziemy i przyszli na powitanie...Albo zwabił ich smok. Zebrać się! Kanut, ty zajmujesz lewe skrzydło, Astrid prawe, Arne bierze łuczników na tył! Hakon i Olaf łączą się z naszymi szeregami.
Zawołał Ragnar, zakładając hełm który miał przywiązany do pasa. Odwrócił głowę do niebieskołuskiego, i rzekł:
-Jaszczurze... Osłonimy was. Sasi nie mają honoru jak my. Oni rannego dobijają. My nie.
Po tych słowach odszedł od smoka i dołączył do swojej kompanii. Kapitanowie pozostałych dwóch drakkarów podzielili szeregi w taki sposób, że łączyły się z kompaniami Ragnara. W ten sposób każdy miał pod sobą 75 ludzi. Wikingowie ustawili się naprzeciw pagórków będących wyjściem z plaży, po prawicy mając klifowy brzeg, zaś po lewicy plażę. Za nimi był smok oraz łucznicy.
- Zbierać się, mężowie i damy! Zwycięstwo albo Valhalla!
Zawołała Astrid, formując swoich ludzi, którzy na jej zawołanie powtórzyli ostatnie zdanie chórem. Były wśród nich również kobiety, zatem Astrid nie była wyjątkiem. Ragnar uderzył mieczem w obramowanie tarczy. To samo zrobili Wikingowie wokół niego. Zaczęli rytmicznie uderzać bronią o tarcze, jakby wprowadzali się w trans...Dało się wyczuć gorąco płonące w ich żyłach. Ogień który chce wybuchnąć pełną mocą w wirze walki. Saski róg zawył znów, tym razem głośniej. Łucznicy wzięli nowe strzały i nałożyli je na cięciwy. Niech no przyjdą...To zostaną należycie przywitani.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Czw Lis 21, 2013 8:00 pm

NPC - Midas and Vareoth Storyline

Jaszczur nie wydawał się w jakikolwiek sposób poruszony jego słowami. Umrą, nie umrą - chyba go to po prostu nie obchodziło. Lub nie cenił sobie ich żyć tak bardzo, jak cenił sobie życie swojego towarzysza. Rany bardzo powoli zasklepiały się, a niebieskołuski wydawał się być całkowicie pochłonięty tą jedną czynnością, jakbym od tego zależało istnienie tej planety.
Wikingowie ustawili swe szyki, a miejsce zaczęły otaczać złote smugi dymu, które pojawiały się z różnych zakamarków- krążąc po terenie. Niebieskołuski skupiony na leczeniu swego rannego towarzysza, wydawał się ich początkowo nie zauważać. Smok powoli odzyskiwał przytomność, otwierając powoli swe ślepia. Z tyłu, za wikingami, warczał pod nosem, jakby mówił coś do niebieskołuskiego, który wyraźnie nadal go po prostu ignorował. W pewnym momencie złociste kłęby zaczęły zlatywać z nieba, niczym jakiś znak od bogów... Trwało to przez chwilę, jednak ten jaszczur nadal wydawał się nie reagować. W końcu czarny smok szarpnął lekko łbem, odpychając niebieskiego od siebie i prawie go wywracając. Ten jednak zdołał złapać równowagę, warknął pod nosem i wrócił do leczenia towarzysza... Który chyba chciał go stąd przepędzić.
W pewnym momencie chmury zarwały się nagle, rozsuwając się na boki, a złociste światło zalało całą okolicę. W pewnym momencie potężny cień padł na ziemię, a na niebie pojawiła się sylwetka kolejnego wielkiego gada... Ten miał rozmiary porównywalne z czarnym, jednak kolor jego łusek był złoty. Wielka bestia zleciała na ziemię, kołując w powietrzu i obniżając pułap, aż jego łapy stanęły spokojnie na piasku. Nowy gad wylądował za wikingami, stając jakieś dwadzieścia metrów do rannego czarnego smoka. Gdy wylądował, niebieskołuski jaszczur odwrócił się gwałtownie, a następnie ruszył przed siebie, szybkim, gwałtownym krokiem - zaciskając swe pięści. Niebieski zatrzymał się w połowie drogi, pomiędzy czarnym, a złotym smokiem. Złocistemu nic nie było... W pełni zdrowy, potężny gad.
-To koniec.
Odezwał się, a głos potężnego smoka rozniósł się niczym grzmot po okolicy.
-Jeszcze nie. Będziemy walczyć do końca.
Odparł mu spokojnie niebieskołuski. Jego głos był pewny siebie, gad stał tak jak wcześniej przed wikingami, niczym wzór wielkiej odwagi... lub jeszcze większej głupoty. Złocisty pochylił łeb delikatnie do przodu, lustrując małe stworzonko stojące mu pod łapami.
-Czy masz sens ginąć za niego, Midasie?
Zapytał złotołuski. Midas - bo najwyraźniej to było imię tego jaszczura, odezwał się bez wahania.
-Jesteśmy braćmi krwi. Nie zostawię go samego.
-Dzielicie krew. Jednak nie jesteście braćmi.
-Odstąp, Vergil.
-Na prawdę chcesz poświęcić swe życie? Życia tych ludzi? Dla tego zdrajcy?
-Zdrajcy!?
-Nasza moc jest tylko nasza. Nie dzielimy się nią.
-Jesteś ślepcem. Nie jesteś bogiem, tylko dlatego, że przeżyłeś dwanaście tysięcy lat.
-Zejdź mi drogi.
-Spróbuj!
-Odejdź! Uciekaj!
Wrzasnął z za pleców czarnołuski, wypluwając z pyska krew. Co ciekawe... Cała rozmowa, od początku do końca - była telepatyczna. A każdy z wikingów dokładnie słyszał słowa które wypowiadały te gady. Zupełnie jakby normalnie przy nich rozmawiali.
-Zamilcz! Jesteśmy w tym do końca, bracie.
Odparł po cichu niebieskołuski. Złoty smok wziął głęboki wdech, otworzył pysk i buchnął potężnym, niebieskim promieniem energetycznym prosto w Midasa... Który otoczył siebie tarczą, chroniąc się przed atakiem - jednak wyraźnie czyniąc to z wielkim trudem... Teraz wyglądał na osłabionego. Najwyraźniej leczenie rannego towarzysza zabrało mu o wiele więcej energii, niż się można było spodziewać. Czarnołuski widząc to chciał podnieść się z ziemi, jednak tak jak szarpnął się do góry, tak padł na ziemię - mogąc jedynie bezradnie obserwować rozwój wypadków.
Ale byli tu jeszcze wikingowie...


Złoty smok:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Czw Lis 21, 2013 10:46 pm

Po dłuższej chwili dało się zauważyć na wzgórzach sylwetki ludzi odzianych podobnie jak Wikingowie, w skórzane pancerze, kolczugi i hełmy. uzbrojeni byli również podobnie, wyłączając tarcze, które różniły się od wikińskich kształtem. Około pół tysiąca. Niedużo, jak na Sasów. Nie mieli też jazdy. Trzystu Wikingów dałoby sobie radę z nimi bez problemu. Za jednego z nich padało dziesięciu Sasów...Lecz oni nie natarli. Stali, jakby coś pokrzyżowało im plany...Jakby coś gorszego miało zaraz przybyć na pole bitwy.
-No chodźcie tu, saskie skurwysyny! Wasze łby złożę w ofierze moim bogom, bękarty wiszącego proroka!
Ryknął Kanut, z ogólną aprobatą swojej drużyny. Był to głośny ryk wściekłego berserkera, gotowego do walki. Sasi najwyraźniej nie byli wrażliwi na honor swoich matek, ani na perspektywę wylądowania na ołtarzu po dekapitacji. Zasłonili się natomiast tarczami, lecz...Nikt nie strzelał. Zamiast strzał, z nieba zaczęły zlatywać kłęby złotego dymu...Równie nagle znajomy łoskot skrzydeł rozbrzmiał nad nimi, czemu towarzyszył przelot ogromnego cienia.
- Na ziemię!
Zawołała Astrid, i przylgnęła do ziemi, zasłaniając się swoją tarczą. Po chwili wszyscy Wikingowie zrobili to samo...Przyleciał tu kolejny smok. Tym razem złoty... Co ciekawe, słyszeli co one do siebie mówią. I rozumieli ich słowa, co było jeszcze dziwniejsze. Bowiem skąd gad, który nie ma prostego języka może mówić? A może...Mówią to tylko w ich głowach? Złoty najwidoczniej chciał dobić czarnego, na co humanoidalny jaszczur nie miał zamiaru pozwolić. Sasi cofnęli się, najwidoczniej uciekając z pola bądź odsuwając się by obejrzeć "widowisko". Ragnar natomiast nie był, jak to zgrabnie Kanut ujął, saskim synem ladacznicy, by stać i się patrzeć jak wielka bestia atakuje kogoś mniejszego od siebie...pomijając już to, że jeśli przeżyją, opowieści o tym starciu przetrwają tysiąclecia. Kiedy tylko smok zionął w Midasa, Ragnar machnął rękami w górę, co oznaczało rozproszenie szyku.
- Arne!!
Zawołał, pokazując dłonią cel dla łuczników. Złotego smoka... 75 strzał niemal natychmiast wystrzeliło w kierunku Vergila, lecąc w jego grzbiet, miejsce gdzie skrzydła łączą się z korpusem, oraz... stopy. Konkretniej w ścięgna, które u człowieka nazywa się "Ścięgnem Achillesa". Strzelali z nadzieją że chociaż połaskoczą smoka i go zdezorientują. Nie wiedzieli bowiem, czy strzała z cisowego łuku, która zdolna jest przebić kolczugę czy łuskową zbroję jak kostkę masła, przebije smoczą łuskę. Nie poprzestali na tej salwie. Strzelali cały czas, nieprzerwanie rażąc w ścięgna oraz newralgiczne punkty, tak jak poluje się na tury, niedźwiedzie i...trolle. Oczywiście, w tym przypadku tur zieje ogniem, ma łuski, ogon, skrzydła i jest wielki jak trzy łodzie. W tym samym czasie horda Ragnara biegła w luźnym szyku, około pięciu metrów odstępu między każdym wojem. Ponad dwustu ludzi biegło, w międzyczasie rzucając oszczepami w ogon gada. Chcieli dostać się pod brzuch bestii, gdzie wolni od jej ogona oraz ognistego(w ich mniemaniu) oddechu, będą mogli razić słabiej opancerzone podbrzusze mieczami oraz toporami. Jeżeli dobiegną, gdyż z pewnością paru z nich zginie, leżeli gadzina zechce ich odpędzić ogonem...Jeżeli w ogóle zda sobie sprawę, że oni strzelają do niej z łuków. Wikingom natomiast nie zależało specjalnie na przeżyciu...Aczkolwiek przydałoby się, aby ktoś opowiedział historię o tym. Gdyż ta historia z pewnością nadaje się na legendę wszech czasów...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sob Lis 23, 2013 11:15 pm

NPC - Midas and Vareoth Storyline

Walka wyglądała przez chwilę na patową... I być może by taka pozostała, jednak wtrącili się wikingowie. Niestety - początkowo nikt nie zwrócił na nich uwagi, do momentu - aż posypały się strzały. Złocisty smok przerwał swój atak, a niebieska tarcza otaczająca Midasa stała się bardziej widoczna. Jaszczur utrzymywał ją jeszcze przez chwilę...
Tymczasem złoty smok odwrócił swój łeb w kierunku łuczników - i buchnął w ich kierunku identycznym promieniem, dziesiątkując w przeciągu dwóch-trzech sekund większą część ludzi, a ci, którym się udało przeżyć - akurat zapewne odskoczyli i mogli nazwać się szczęściarzami. Nie pozostali jednak niezauważeni ci, którzy zaszarżowali pieszo na smoka... Biorąc pod uwagę jego rozmiary, gdzie to Midas był wielkości jego pazura - a mierzył ponad dwa metry wzrostu spokojnie... Szarża okazała się mało rozważna - nawet gdyby dobiegli, niebyli by w stanie sięgnąć ciała smoka... O ile trafnym okazałoby się ich założenie. Wcześniej wystrzelone strzały odbiły się lub połamały na łuskach smoka. Oddział szarżujący został rozniesiony podobnym sposobem - jednak tutaj smok wziął jeden głębszych wdech i wystrzelił pojedynczą kulę, która gdy uderzyła w ziemię - wywołała potężną eksplozję o wiadomych skutkach... Wielu zginęło, zostało rannych lub po prostu odrzuconych. Jednak smok został nagle trafiony - prosto w pysk, niebieskim promieniem energetycznym. Atak przesunął jego pysk i przypalił lekko łuski...
Tymczasem Midas stał już na ziemi, nie kryjąc się za tarczą - z ręką skierowaną ku smokowi. To on wystrzelił i trafił swego celu. Nie wyrządził jednak ze dużych obrażeń, niemniej jednak jaszczur stał na nogach, pewny siebie - nie wyglądając na przemęczonego. Jego ogon delikatnie krążył na lewo i prawo po piachu, a złocisty smok obserwował go z góry - obaj mierzyli się spojrzeniem jakby czekając na pierwszy ruch - lub błąd - tej drugiej strony...
Powrót do góry Go down
Ragnar

Ragnar


Liczba postów : 9
Data dołączenia : 11/10/2013

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pią Gru 13, 2013 10:44 pm

Gdy promień energii uderzył w Wikingów, wielu poległo na miejscu. Jeszcze więcej zostało odrzuconych siłą wybuchu. Pozostali po prostu zatrzymali się, zakrywając tarczami...Przeliczyli się. Zginął tez stary Olaf...
-Astrid! Kanut! Arne! Cofać się!!
Zawołał Ragnar, mimo że dzwoniło mu w uszach...Ludzie byli oszołomieni. To nie zwiastowało nic dobrego...Zostało ich około dwustu dwudziestu zdolnych do walki...Z trzystu. A mieli naprzeciw siebie smoka oraz tysiąc Sasów.
Szybko ujrzał w kłębach dymu swojego brata, który próbował wstać, kołysząc się jak pijany...Zobaczył też Astrid, nawołującą wojów do przegrupowania się. Ragnar pobiegł po Kanuta, robiąc to samo co żona. Kiedy powrócił mu słuch i przegrupował swoich wojowników, usłyszeli róg oraz głośny, chóralny ryk saskich gardeł...Ruszyli. Cała siła saskiej armii ruszyła do szarży w dwóch regimentach. Jeden, głównie złożony z łuczników i konnych runął w kierunku złotego smoka...Łucznicy próbowali razić go w oczy, konni zaś celowali oszczepami w ścięgna. Czy ci idioci myślą, że im się uda?...Bohaterscy chrześcijanie...To dopiero żart. Ale przynajmniej odwrócą sobą uwagę od Ragnara.
Druga połowa saskiego hufca ruszyła na Wikingów. Byli to głównie tarczownicy oraz topornicy. Pierwsi byli uzbrojeni w miecze lub włócznie, drudzy w długie dwuręczne topory.
-Lindveggr!
Ryknął Ragnar, a jego wojowie jak porażeni czarem stanęli w dwóch ciasnych szeregach. Stali tak, że ramię jednego zasłaniało ramię towarzysza. Tarcze z przodu uformowały mur, nakładając się na siebie jak łuski gada. Drugi szereg postawił tarcze nad głowami wojów z pierwszej linii. Garstka strzał wbiła się w te tarcze bez większego efektu, i natychmiast odpowiedziano salwą niedobitków z oddziału Arnego. Kilku Sasów padło bez życia na piach, trafieni strzałami, lecz nadal pół tysiąca saskich wojów nacierało w kierunku wikińskiego muru tarcz. Kanut wraz z kilkoma berserkerami stał z tyłu, Astrid oraz Hakon kolejno po prawicy i lewicy Ragnara który stał w centrum muru.
-Zwycięstwo albo Valhalla, bracia!!
Zawołała Astrid, patrząc jak Sasi zbliżają się z każdą sekundą. Wikingowie odparli głośnym krzykiem. Brzmieli jak bestie, oczekujące krwawej jatki. Niektórzy uśmiechnięci, inni wściekli, czekali aż saska fala zderzy się z ich murem...Smok raczej zechce pogonić napastników, co da małemu (patrząc przez pryzmat smoków) jaszczurowi okazję na atak...Wikingowie raczej poradzą sobie ze swoimi przeciwnikami.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Nie Gru 15, 2013 2:42 pm

NPC Storyline - Midas||Vareoth

-Wystarczy tego...
Rzucił niebieskołuski, jego ślepia zabłyszczały, a on - nadal obserwując złotego smoka - podniósł lewą dłoń w kierunku Sasów i... cóż, stało się coś, czego Vikingowie się nie spodziewali na pewno. Cała Saska armia, wszystkie ich przedmioty, wierzchowce oraz ludzie zostali spopieleni... Tak po prostu, nagle przestali istnieć, a po ich obecności pozostał kurz który rozleciał się, rozdmuchany przez wiatr. Następnie, Midas złączył swe ręce i wystrzelił w złotego smoka niebieskim promieniem energii ze swych dłoni, na co smok odpowiedział atakiem tym samym, którym przed chwilą zdziesiątkował wikingów. Gdy oba promienie zderzyły się, rozbłysło potężne światło które otoczyło cały obszar i oślepiło wszystkich, a gdy opadło... Wikingowie mogli zorientować się, że coś poszło chyba nie tak, oni sami znajdowali się w całkowicie innym miejscu niż powinni, a po walczących stronach nie było śladu. Powietrze było teraz inne, a nawet plaża nie była ta sama... Jakby zostali nagle przeniesieni [zt wszyscy, temat wolny]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 11:34 am

Durdle Door. Od dwóch dni, okolica będąca pod okupacją SHIELD, przerobiona na istną Strefę 52. Wszystko z powodu jednej, niedawno odkrytej jaskini w której grupa naukowców zaczęła doświadczać dziwnych, paranormalnych zdarzeń, które niekoniecznie mogły wyjaśnić im jakiekolwiek przyrządy czy chociażby ich wiedza.
Z tego właśnie powodu, Scarlet Witch zostało przydzielone nowe zadanie. Miała udać się na miejsce i pomóc zbadać zjawisko. Jej zdolności pozwalały dawać nadzieję na rozwiązanie zagadki. Mutantka została wysłana na miejsce Quinjetem KLIK wraz z kilkoma agentami, których celem było dodatkowe zabezpieczenie miejsca. Do celu dotarli około 11pm czasu tutejszego. Było już dawno po zmroku, gdy Quinjet wylądował w wyznaczonym do tego, oświetlonym miejscu na plaży. Załoga odczekała aż mutantka i inni agenci opuszczą pokład, a następnie maszyna wzbiła się w powietrze i odleciała tam, skąd przybyła. W okolicy aż roiło się od agentów. Jeden z nich, mężczyzna około metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ubrany w czarny mundur z hełmem na głowie - podszedł do kobiety i zlustrował ją spojrzeniem.
-Pani to zapewne Wanda Maximoff. Oczekiwaliśmy na Panią. Za mną znajduje się jaskinia...
Rozpoczął i wskazał gestem na jaskinię znajdującą się za plecami mężczyzny, do której wejście było otoczone przez kordon komandosów, pochowanych za workami z piaskiem.
-Jeszcze niedawno było tu całkiem spokojnie. Potem straciliśmy kontakt z agentami oraz naukowcami którzy byli w środku. Ekipa która poszła sprawdzić co się stało, również nie odpowiada. Nie wiemy co się stało, jednak naukowcy skarżyli się na "paranormalne" zjawiska.
Dodał, a następnie odwrócił się w stronę jaskini i ruszył powolnym krokiem w jej stronę. Po drodze nadszedł jeszcze czas na krótkie wyjaśnienia.
-Normalnie nie wysyła się nikogo samotnie, jednak ta sytuacja jest dość nadzwyczajna. Chcemy wiedzieć co się tam dzieje, a przede wszystkim co stało się z ludźmi którzy byli w środku.
Po tych słowach, mężczyzna zatrzymał się przy barykadzie, czekając na ewentualne pytania. Jaskinia nie wydawała się z zewnątrz jakaś groźna. Ot prosta jaskinia z szerokim wejściem. W środku nie było jednak żadnego światła, nic się nie paliło, nie dało się odnaleźć żadnych istot żywych (nawet drogą telepatyczną). Jakby jaskinia była pusta... a mimo to wydawała się emanować bardzo złowrogą aurą.
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 1:20 pm

Błogie nicnierobienie w głównej siedzibie Avengersów zostało brutalnie przerwane przez nagłe spotkanie z szefem. Zdziwiona kobieta nie wiedziała czego się spodziewać. Być może do uszu Nicka doszły informacje o ostatniej, niezbyt przemyślanej akcji z kawiarni, do której doszło zaledwie kilka dni temu? Jeżeli tak, to Wanda prawdopodobnie mogła pożegnać się z zaszczytnym tytułem Mścicielki, a powoli powinna rozglądać się za nowym zajęciem. Dlatego też z przysłowiową duszą na ramieniu skierowała się do gabinetu przełożonego, by za chwilę dowiedzieć się, że nie – że chodziło kompletnie o coś innego, coś nowego, coś z czym ta jeszcze nie miała zbytnio do czynienia.
Samodzielna misja. Przeznaczona tylko dla jej osoby. Odkąd przyjęli ją do Avengersów ta faktycznie, była oddelegowana do pojedynczych zadań – nigdy jednak sama. Zawsze towarzyszył jej jeden z członków drużyny. Być może Fury stwierdził, że tej można  już zaufać? Wiedźma żałowała tylko, że jej ukochany brat nie dostał przyzwolenie na lot wraz z nią, co trochę Scarlet ukłuło. Ruszyć się bez brata? Na dodatek sama? Jak sobie poradzi? Czy podoła nowej sytuacji? Czas okaże.
Nie dostała zbyt wielu wskazówek, o wszystkim tak naprawdę dowie się na miejscu. Tyle jej powiedziano.
Spakowawszy się i po pożegnaniu ze znjomymi, w towarzystwie innych, obcych jej tak naprawdę agentów S.H.I.E.L.D.U wyruszyła w nieznane jej terytoria. Podróż minęła jej wyjątkowo szybko – być może to za sprawą niejakiej zadumy, która nią wstrząsnęła. Nie zauważyła nawet gdy jeden z agentów dolewał jej mocnej kawy, gdy ta odkładała pusty kubek termiczny na swoje miejsce. Tym sposobem wlała w siebie aż trzy takie porcje.
Wysiadła z samolotu i wzrokiem ogarnęła tylko nad wyraz urocze miejsce – teraz tylko sponiewierane przez kręcących się wokół mężczyzn, oczojebne szerokie taśmy informujące o niebezpieczeństwie i masę różnorakiego sprzętu. Czując pod stopami twardą nawierzchnię rozluźniła się nieco i poprawiła niedbałym ruchem dłoni włosy wzmagane przez wiatr.  Na spotkanie wyszedł jej jeden z żołnierzy, który zaraz to zbliżywszy się otaksował ją spojrzeniem – dodam tylko, że kobieta ubrana była w swój roboczy strój. Ta skinęła wpierw głową tym samym potwierdzając jego kwestię, po czym przeniosła wzrok na jaskinię, która znajdowała się za nim. Wanda zmarszczyła  brwi co znaczyło, że słucha z uwagą jej nowego towarzysza. To co ten mówił wcale jej się nie podobało, a tylko wzmagało uczucie niepewności i lęku przed nieznanym. Z drugiej jednak strony kobieta nie powinna obawiać się niczego, dlatego też zaraz ruszyła za mężczyzną, by przyjrzeć się tej sprawie z bliska. Nie zwracała uwagi na komandosów pałętających się pod nogami, bo wiedziała doskonale, że są tutaj po to by w razie czego służyć jej pomocą. Gdy znalazła się już wystarczająco blisko wejścia zaciekawiona zerknęła w głąb  - nic jednak ciekawego nie zobaczyła, bo cóż, było zbyt ciemno na dojrzenie czegokolwiek.  Po tym jak żołnierz zamilkł ta zamyśliła się na moment – sytuacja była bądź co bądź poważna, a ta dalej czuła nieprzyjemną presję ustawioną na jej osobę.
- Cóż, postaram się zrobić co w mojej mocy, by Wam pomóc. Mam jednak nadzieję, że wysłannikom nic nie jest. Chociaż biorąc pod uwagę, że nie macie z nimi kontaktu od x czasu nie byłabym tego taka pewna. – Powiedziała powoli, przenosząc zaraz spojrzenie na faceta stojącego obok niej. Coś w jej spojrzeniu mówiło, że kobieta nie jest przekonana co do tej misji – tak jak zaznaczyłam wcześniej, w środku gotowało się w niej, czuła się odpowiedzialna w jakiś sposób za ludzi przebywających w skarpie, dlatego też jedno nieodpowiednie słowo, a ta wybuchnie. Teraz zachowywała względnie spokój, do czasu gdy coś faktycznie nie będzie chciało wciągnąć ją do środka. Przestąpiła z nogi na nogę i wyprostowała się, podczas gdy w jej dłoni zmaterializowała się latarka. Nie wyczarowała jej, skądże – po prostu pewnie miała ją gdzieś w zasięgu ręki. Bawiła się nią moment, obracała ją w te i we wte po czym włączyła ją i skierowała strumień światła do wnętrza jaskini, chcąc dokładnie zobaczyć co się znajduje w środku. Przez jej ciało przeszedł jeden z mniej przyjemnych dreszczy, nie przerywając jednak oględzin.
- No dobrze. Czego ode mnie oczekujecie? Konkretnie? – Spytała ponownie po krótkiej chwili milczenia. Chciała wiedzieć dokładnie jakie jest jej zadanie. Krok po kroku co powinna robić, na co zwracać uwagę. W końcu to jej pierwsza samodzielna misja.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Nie Sie 31, 2014 10:56 pm

-Musisz tam wejść i sprawdzić co się stało. Nie mamy innych ludzi którzy mogą to zrobić, a z tego co mnie poinformowano - nadajesz się do tego zadania.
Skomentował krótko agent. Następnie chwycił za swojego palmtopa i zaczął coś na nim sprawdzać w bazie danych SHIELD, w międzyczasie kontynuując.
-Nasi ludzie byli dobrze oznaczeni w mundurach SHIELD. Uznajmy więc, że wrogiem jest wszystko co takiego munduru nie ma.
Dodał i tutaj zakończył swoją wypowiedź, kierując swój wzrok wpierw na Scarlet, a następnie na jaskinię. Nie było tu już dużo do wyjaśniania, pozostało tylko ruszyć w drogę. Kiedy Scarlet ruszyła przed siebie, agenci odprowadzili ją jedynie wzrokiem.
Jaskinia z zewnątrz nie wydawała się jakoś odmienna od innych. Mokra, śliska, w kilku miejscach znajdowały się przenośne lampy, które niestety... nie świeciły. Były jednak podłączone do generatorów. Widoczność bez światła była zerowa, a tak jak Scarlet Witch szła dalej przed siebie, tak jaskinia zdawała się nie mieć końca... choć wyjście zniknęło jej z oczu.
/Co ty tutaj robisz...? Czy wy - ludzie - na prawdę musicie wtykać nos w nie swoje sprawy? Odpuśćcie chociaż raz... Zawróć. Zawróć póki jeszcze możesz, bo jeśli tego nie uczynisz, będziesz kolejnym problemem na mojej głowie. A ci po których już przyszłaś na prawdę wystarczą./
Odezwał się ktoś... w jej głowie. Nie stał nigdzie, nie było nikogo dookoła. Jedynie głos, męski, lekko zdenerwowany, a jednocześnie jakoś dziwnie kojący. Był to głos osoby młodej, jednak nie przesadnie. Wiekowo, być może odpowiadałby Scarlet Witch. Przynajmniej według ludzkich zasad. Niemniej jednak głos odezwał się ponownie, zanim Scarlet zdążył o cokolwiek zapytać.
/Nie, nie stoję obok ciebie. Tak, jest tutaj niebezpiecznie. Nie, nie ja za to odpowiadam i tak - jestem z tych dobrych. Rozmawiam z tobą bo w przeciwieństwie do reszty posiadasz nadnaturalne dla ludzi zdolności... to daj mi nadzieję, że mnie posłuchasz./
Dodał, starając się streszczać i najwyraźniej wyprzedzić pytania kobiety. A ta jak szła dalej, tak dalej nic nie było. Głos na chwile ucichł, jakby czekając czy nie miała mu czegokolwiek do powiedzenia. Pytań do zadania. Lub może zgodzenia się z nim i wycofania w bezpieczniejsze miejsce? Chyba tego od niej chciał. Niemniej jednak nie przedstawił się. Jaki miała mieć powód, by mu wierzyć na słowo?
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pon Wrz 01, 2014 7:20 pm

Kobieta wysłuchawszy tylko krótkiego wyjaśnienia dotyczącego jej udziału w misji westchnęła tylko i potrząsnęła burzą ciemnych włosów starając się przyswoić wszystkie informacje kojarzące się z jej zadaniem. Zacisnęła usta tworząc tym samym cienką linię, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę traktowana jest jako ostatnia deska ratunku. Faktycznie sytuacja była kiepska, skoro zgłosili się do niej – do jednej z najbardziej nieobliczalnych kobiet na świecie. Stosunkowo od niedawna Wanda starała się żyć w zgodzie z innymi, co przychodziło jej nadzwyczaj łatwo – jak widać nie była przeżarta złem na wskroś o co posądzała ją reszta. Teraz tylko spojrzała smętnie w głąb jaskini i nie zauważyła nawet kiedy – weszła do środka, jednocześnie czując wilgoć w powietrzu jak i na skórze. Zgrzytnęła zębami bo praktycznie nic nie widziała – postanowiła jednak skorzystać z latarki, w którą się zaopatrzyła. Włączyła ją i nakierowała strumień światła przed siebie, jak i na ściany jaskini co by wiedzieć co tutaj się ciekawego tudzież nie znajduje. Stąpała ostrożnie, wszak było dosyć ślisko a ta nie miała ochoty wywinąć orła, zwłaszcza, że na razie była tutaj sama.
Szła spokojnie, starając się zapanować nad głośnym łoskotem jej serca – albo wydawało się jej tylko, że jej serducho bije tak głośno – było cicho, ta słyszała tylko to i swój przyspieszony oddech. Nie miała ochoty iść dalej, było tu nieprzyjemnie, nie wiedziała gdzie dokładnie jest – co jej się nie podobało. Była tutaj sama, bez brata, bez przyjaciół, nie miał więc kto jej wesprzeć, i ta nie miała do kogo otworzyć gęby. Chociaż to ostatnie właśnie się zmieniło, bo ta zaraz usłyszała głos w swojej głowie, co nie wróżyło nic dobrego. Kobieta przystanęła i wsłuchała się dobre rady nieznajomego po czym zmarszczyła brwi, próbując kogoś tego wyprzeć ze swego umysłu. Ostatnim razem wejście w jej łepetynę nie wyszło nikomu na dobre, więc może i tym razem się uda.
Wiedźm napięła wszystkie mięśnie i zagryzła dolną wargę, starając się zwracać uwagę na każdy szmer, ciche stąpanie czy inne, co poinformowałoby ją, że nie znajduje się tutaj sama. Nic takiego się nie wydarzyło, dlatego też dopiero później, po krótkiej walce samej ze sobą się odezwała.
-Kim jesteś? Nie jesteś człowiekiem, człowiek nie potrafiłby wejść do mego umysłu. Więc jeżeli masz trochę oleju w głowie, to wyjdź i się pokaż. – Powiedziała do siebie, a zarazem do tajemniczego osobnika, kierując się dalej na przód. Nie chciała przyznać sama przed sobą, ale bała się trochę, nie czuła się pewnie i to ją gubiło. Nie posłuchała jednak rad obcego – miała w końcu zadanie do wykonania i jako jeden z Mścicieli wykona je mimo wszystko.
- Musisz mi wybaczyć, ale tym razem nie posłucham Ciebie, mój drogi. Jestem na misji, nie zrezygnuję z czegoś, co mi powierzono. Poza tym, dalej nie wiem z kim rozmawiam. – Prychnęła na zakończenie i wywróciła oczami, w głębi jednak zastanawiając się kto też postanowił ją przestrzec przed tym miejscem. Fakt, było tu niebezpiecznie, agenci dalej nie dawali znaku życia, więc na pewno kryje się tutaj coś… dziwnego. Coś co napawało kobietę niepokojem.
Potem zamilkła znowu by poczekać na ewentualną odpowiedź.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pon Wrz 08, 2014 11:29 am

NPC Storyline - Favnir

Kimkolwiek był owy osobnik, nie omieszkał wyrazić swojego zaskoczenia jej pierwszą odpowiedzią.
/Nie jesteś w stanie mnie dostrzec, a mimo to próbujesz czegoś co może być... groźbą?/
Odpowiedział pytaniem. Może i byłby pod wrażeniem, gdyby nie była człowiekiem. Osobnik z którym właśnie rozmawiała Scarlet Witch, nie koniecznie lubował się w kontaktach z ludźmi, niemniej jednak nigdy nie był do nich jakoś wrogo nastawiony.
Wiedźma szła dalej, ignorując polecenia wydane przez nieznajomego, który dodatkowo był dla niej niewidoczny. W końcu coś zaczęło być widoczne. Pomieszczenie znajdowało się dosłownie tuż przed kobietą. Idąc dalej, Scarlet w końcu wkroczyła do niewielkiego pomieszczenia z którego wychodziły z naprzeciwka trzy następny korytarze. W pomieszczeniu nadal nie było oświetlenia, jednak przy ścianach znajdowały się stoły z oporządzeniem elektronicznym, komputerami, przy jednej ze ścian stał nawet generator energii, który cały czas pracował... jednak światła nie było. Żadne z urządzeń również nie działało. W pomieszczeniu nie było śladów walki, śladów jakoby ktoś uciekał. Wszystko wyglądało tak jakby pracujący tu ludzie po prostu zostawili swój sprzęt i wyszli, jakby nigdy nic.
/Głębokie poczucie odpowiedzialności.../
Znów odezwał się nieznajomy. Przeczucie, że ktoś ją obserwował mogło nagle urosnąć do granic zenitu, a chwilę później dało się usłyszeć kroki stawiane za nią. Odwracając się, kobiecie wpierw ukazał się wielki, czarny cień. Dopiero po oświetleniu go, postać nabrała kształtów. Mierzący dwa metry wzrostu, czarnołuski samiec na pewno nie będący człowiekiem - choć jakoś istotę ludzką przypominający. Jego ciało zdobiły niebieskie, lekko świecące tatuaże, ślepia świeciły na biało z delikatną, niebieską poświatą. Osobnik posiadał czarne, długie włosy które opadały mu za kołnierz. Ubrany był bardzo skromnie, półnago - jedynie w spodnie przypominające ziemski mundur wojskowy, w trójkolorowym kamuflażu czarno-srebrno-białym. Warto zaznaczyć, że pod kolanami spodnie były "urwane", rozdarte, jakby skrócone dość niemiłą metodą - rozszarpaniem. Obserwując ciało tego osobnika, w oczy po za czarnymi łuskami - rzuciły się dodatkowe kończyny - skrzydła oraz długi ogon. Gad mierzył jakieś dwa metry wzrostu, jego łeb przypominał śmiało ludzką głowę, jedynie zamiast skóry miał łuski. Ciało samca było umięśnione, dobrze zbudowane - mięśnie były widoczne przez przystosowane do nich łuski. Same łuski pokrywały jego ciało głównie w postaci płyt - zwłaszcza na ramionach, przedramionach czy nogach oraz ogonie. Posiadał pięć palców u dłoni, zakończonych czarnymi, ostrymi pazurami - oraz tyle samo u łap, gdyż wyraźnie były to łapy - a nie stopy, jak u człowieka. Anthro sylwetka nadawała mu iście bestialskiego wyglądu, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych złowrogich emocji. Samiec nie wykonywał gwałtownych ruchów, stanął jedynie w odległości od kobiety i spojrzał na nią z góry, biorąc głębszy wdech i wypuszczając powietrze nozdrzami, a chwilę później krzyżując swe ręce na klatce piersiowej.
-Oto, z kim rozmawiasz...
Odezwał się krótko, tym samym, spokojnym głosem co wcześniej. Jego ślepia zlustrowały jej osobę, a następnie gad podszedł dwa kroki bliżej.
-Nie radzę mnie atakować...
Ostrzegł, jakoby przewidując jej możliwe ewentualne posunięcia. Nie wydawał się jednak wzruszony tym, że mogła go zaatakować. Wszedł przecież do jej umysłu - tak po prostu. Mógł być znacznie silniejszy od niej, zwłaszcza w kwestii mocy. Raczej nie koniecznie mądrym byłoby z nim zadzierać.
-Wyjście się dla ciebie zamknęło. Poszłaś dalej wbrew temu co mówiłem. Jesteś tu... po ludzi którzy są tutaj uwięzieni, tak jak teraz ty. Tylko z nimi jest gorzej. Jeśli chcesz stąd wyjść, podporządkujesz się mej woli. Chyba, że wolisz walczyć z demonem samodzielnie...?
Wyjaśnił pokrótce, opuszczając swe ręce wzdłuż swego ciała i przekrzywiając głowę delikatnie na bok, obserwując ją uważnie - jej reakcję, zachowanie. Wyjście które było widoczne za nim - światło w oddali tunelu - widoczne już nie było, tak jak wcześniej. Jakby korytarz prowadził do kolejnego miejsca w jaskini, a nie miejsca przez które dostała się do środka. Niemniej jednak dużo widać nie było, gdyż sylwetka tego osobnika sporo zasłaniała - głównie ze względu na skrzydła, które niczym peleryna spływały z jego pleców, nadając mu niemalże szlacheckiego majestatu... choć ubiór i ogólny wygląd zapewne mu go odbierały.



Favnir:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Wto Wrz 09, 2014 8:53 pm

Kobieta nie była pewna czy osobnik, który odezwał się w jej głowie był przyjaźnie nastawiony do jej osoby czy też nie. Pozornie kojący ton głosu mógł być tylko zmyłką – wszakże mówi się, że dziewczęta uwielbiają gdy kochanek zniża swój baryton do szeptu – wtedy żadna się nie oprze, a i niewinne kłamstewka brzmią jak prawda. Wiedźma szła dalej nieustraszona, ignorując jednocześnie paskudne uczucie odnoszące się do tego, że jest obserwowana. Uczucie to z kroku na rok rosło w siłę, aż do momentu gdy ta nie odwróciła się na moment by nie spojrzeć za siebie, czy przypadkiem ktoś jej nie śledzi. Wanda czuła się tak jakby powoli wpadała w paranoję. Może to wszystko jej się śniło? Może nie było żadnego obcego głosu w jej głowie? A może był i zaraz się odezwie znowu? By odgonić od siebie wszystkie dziwne myśli zamachała dłonią uspokajająco przed twarzą.
Zaraz też trafiła na tajemnicze pomieszczenie, do którego to wkrótce weszła – co za szczęście, że zabrała ze sobą latarkę, taki mały przedmiot, a taki przydatny. Dlatego też skierowała najpierw snop światła na komputer, a potem na resztę sprzętu, który stał tylko głucho. Szatynka rozejrzała się jeszcze po pomieszczenia doszukując się jakichkolwiek śladów walki, czy ucieczki, jednak po krótkich oględzinach nic takiego nie znalazła. Pokręciła głową i przesunęła wzrokiem po ścianach, potem znowu po aparaturze, by obejrzeć się zaraz po tym jak usłyszała cichy stukot odbijających się kroków. Serce podskoczyło jej do gardła, a ciśnienie skoczyło go granic możliwości. Odwróciła się jednak siląc się na spokój, mimo, że bała się odrobinę postaci, która skradała się za nią i, z którą prawdopodobnie rozmawiała. Natychmiast oświetliła łuskowatego i zaczerpnęła powietrza dziwiąc się widokiem, który był osobliwy i niecodzienny. O ile dobrze kojarzy to ów osobnika nie znała. Ba, widziała go po raz pierwszy. Stąd też jej zdziwienie odmalowane na cudnej twarzy. Nie cofnęła się jednak, tylko ogarnęła wzrokiem całą postać nowo przybyłego, skrupulatnie przesuwając spojrzeniem począwszy od sporych stóp zakończonych pazurami jak u drapieżnika, poprzez łuski, nadzwyczaj oryginalne spodnie, a kończąc na mądrych oczach, które nie wydawało jej się by należały do osoby, która ma niecne zamiary. Gdyby było inaczej to ten pewnie zaciskałby już potężne łapska na jej drobnej szyi, a nie teraz rzucał radami niczym magik asami z rękawa.
Kobieta zmrużyła tylko oczy i wpierw nie powiedziała kompletnie nic zastanawiając się dalej czy to wszystko jest prawdziwe. Nie dała po sobie poznać, że jest zbita z tropu, dlatego też przyjęła poważny wyraz twarzy zaraz po tym jak się nieco ogarnęła i skierowała snop światła niżej co by nie razić Favnira. Skinęła łepetyną tym samym wprawiając w ruch ciemne loki na znak, że przyjęła do wiadomości  z kim ma do czynienia. Gdy ten wtrącił coś o atakowaniu go, ta tylko uniosła jedną dłoń ku górze, dając mu tym samym do zrozumienia, że ma pokojowe nastawienie i na razie ani myśli o walce – póki oczywiście nie będzie to konieczne. Zerkała na niego trochę zbyt często – pewnie dlatego, że widzi kogoś takiego jak on po raz pierwszy, poza tym jak to kobieta, była niezwykle ciekawska, dlatego też jej błękitne patrzałki raz po razie lądowały na mordce nowo powitanego. Słysząc jednak kolejne słowa wypływającego z jego ust pewny siebie uśmiech Scarlet Witch topniał i topniał zupełnie jak malinowe lody w sierpniowym słońcu. Wszystkie informacje przyjęła w ciszy, mimo, że w środku dziewczyny się gotowało. Dziwny dreszcz przeszedł jej po karku, gdy uświadomiła sobie, że została tutaj zamknięta, a aby się wydostać musi się podporządkować ów Jaszczurowi, na którego chyba powinna uważać. Przynajmniej na razie kiedy jeszcze nie wie w jaki sposób ten działa.
Skrzywiła się niemiłosiernie, ponieważ to co się tutaj działo kompletnie się jej nie podobało. O ile dobrze wiedziała, nie było mowy o tym, że to ona się miała kogoś słuchać, dlatego też mina Wandy nie była zbyt przyjemna w odbiorze, a informacja o demonie wcale jej humoru nie poprawiła. Minęła chwila zanim ta się odezwała.
- Rozumiem. I widzę, że jesteś o wiele lepiej zaznajomiony z obecną sytuacją niż ja i agent, z którym rozmawiałam wcześniej. – Pauza, by spojrzeć na osobnika po czym kontynuowała, jednocześnie spoglądając w bok, by spróbować dojrzeć coś więcej niż tylko sprzęt komputerowy.
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jeżeli to ma pomóc to się zgadzam, aczkolwiek… – Urwała znów, mieląc w myślach zdania, które chciała wypowiedzieć, które jednak mogły być źle odebrane przez pana F. Dlatego też nie dokończyła, czując się podle na przystąpienie na jego propozycję. Nie chodziło jej o jego pomoc, za tym była jak najbardziej za. Bardziej chodziło jej o wypełnianie rozkazów kogoś, kogo tak naprawdę nie znała. Nie powiedziała i nie powie tego na głos, przynajmniej do momentu kiedy się porządnie nie zdenerwuje. Teraz była powiedzmy, że przyjaźnie nastawiona. Ba, nawet zdobyła się na zachęcający i szczery uśmiech, który mógł w tej chwili wyglądać trochę przerażająco zważając na fakt, że w pomieszczeniu nie było zbyt jasno.
- Zatem, Nieznajomy! Masz może jakiś plan jak się mamy stąd wydostać? – Spytała swobodnie, wracając wzrokiem na jego postać, tylko po to by zaraz go wyminąć i podejść do jednego z pracujących urządzeń, by skrupulatnie mu się przyjrzeć i sprawdzić do czego on służy.
Starała się udawać, że w ogóle orientuje się w czymś takim jak technologia. Żałowała w tej chwili, że nie słuchała paplaniny Starka.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sob Wrz 13, 2014 10:29 pm

NPC Storyline - Favnir

Nie krzyczała, nie skoczyła przerażona w podskokach... niemniej jednak była ciekawa. Czarnołuski poczuł jak lustrowała jego ciało spojrzeniem, od łap po samą głową. Nic z resztą dziwnego, istot takich jak on aż tak dużo na ziemi nie było - względem ludzi - i do tego za często nie szło ich spotykać. Chyba, że wiedziało się gdzie ich szukać. Nie to jednak było teraz ważne. Mieli na głowie poważniejsze problemy. Prawdziwym było stwierdzenie, że wiedział więcej od nich. W końcu to było jego zadanie, jego "praca" albo raczej obowiązek.
-Aczkolwiek...?
Zapytał, gdyż chyba nie dokończyła. Odeszła bowiem na bok w stronę elektroniki, udając, że coś przy niej grzebie... jednak co można było zrobić przy niedziałającym sprzęcie? Inna sprawa, że ten z którym rozmawiała nie był głupi i potrafił dojrzeć prawdę - w tym fakt, że na owym sprzęcie się specjalnie nie znała, niemniej jednak próbowała udawać, że sytuacja wyglądała inaczej. Jaki był jego plan? Prosty... pozbyć się zagrożenia. Jak chciał tego dokonać? W jakikolwiek sposób jaki zostanie mu podany na tacy. Samiec podszedł za nią, ściągając ręce na dół, wzdłuż ciała. Stanął za kobietą, dosłownie krok od niej i spojrzał na nią z góry, krzywiąc lekko głowę na bok.
-Znajdziemy to i zabijemy. Dopiero potem możemy myśleć o tym by stąd uciec. Po za tym, ten "nieznajomy" zwie się Favnir.
Skomentował krótko, pozwalając jej poznać swe imię. Co prawda on sam wiedział już z kim ma do czynienia, jednak jeśli postanowi się przedstawić to nie będzie jej przerywał.
-Pochwal się, jakie posiadasz umiejętności? I nie udawaj przede mną niczego.
Dodał, niemniej jednak druga część jego wypowiedzi nie dotyczyła jej mocy, a właśnie aktorstwa które teraz sobą prezentowała - udając, że ogarnia technologię która się tutaj znajduje... ziemską - prawda. Nie aż tak skomplikowaną. Ogon gadowatego samca krążył za jego plecami po ziemi, przesuwając się raz na lewo, a raz na prawo, skrzydła przylegały niczym peleryna do jego grzbietu, a jego niebieskie ślepia obserwowały uważnie jej osobę - kiedy samiec stał krok od niej.
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Pon Wrz 15, 2014 8:13 pm

Gdy przyjemny ton barytony doszedł do jej uszu ta tylko podniosła jasne spojrzenie znad niedziałającej aparatury i zmarszczyła delikatnie brwi samej już nie wiedząc jak odpowiedzieć na jego pytanie. Dotychczas byłą wręcz zmuszana do współpracy z kimkolwiek, wszystko zazwyczaj odbywało się bez jej ingerencji – dopiero podejście do tego typu spraw zmieniło się po dojściu do Mścicieli, z którymi dobrze się jej pracowało. Luźna atmosfera, możliwość doboru partnera względem posiadanych umiejętności i charakteru, a do tego niekończące się żarty dotyczące porozwieszanej po całym Stark Tower bielizny Tony’ego. Zamiast tego odetchnęła głębiej i gdy ten znalazł się tuż za nią, co wyczuła momentalnie – temperatura jej ciała niewiele podskoczyła, Wanda odwróciła głowę tak by spojrzeć na jej nowego towarzysza w sprawie do wyjaśnienia.
- Nie lubię presji, dlatego. – Mruknęła, obdarzając go jednym z dłuższych spojrzeń, podczas gdy ta przetwarzała już kolejne wypowiedzi skierowane bezpośrednio w jej stronę. Informację o schwytaniu i zabiciu potwora przyjęła z niemalże stoickim spokojem. Kłamałaby gdyby powiedziała, że mordowanie jest jej obce – biorąc pod uwagę jej przeszłość byłą zmuszana do tego wielokrotnie, nie zawsze mając jednoznaczny wybór. Teraz kobietę i jej rozterki mogły zdradzić jedynie oczy, przyciemnione i zmrużone. Usta rozciągały się w uprzejmym uśmiechu, aczkolwiek cała jej postawa się zmieniła. Wanda od zawsze była zdecydowaną dziewczyną, wiedziała czego chciała i dostosowywała się do sytuacji. Tutaj było tak samo. Machnęła dłonią w jego kierunku, zupełnie jakby chciała się przywitać i po prostu dla formalności się przedstawiła.
- Maximoff Wanda. I jeżeli to miało być zaproszenie do wspólnej walki, to oczywistym jest, że w to wchodzę. Czy tego chcę czy nie. – Rzekła z lekkością i oparła się biodrem o blat stołu, na którym znajdowała się maszyneria. Zlustrowała jego postać ponownie odważnie, chcąc mu pokazać, że mimo pokojowego nastawienia to nie boi się go, aczkolwiek darzy go szacunkiem. Imię też miał ładne, tak samo jak oczy, które wpatrywały się w nią intensywnie, co tylko zaowocowało delikatnym ukłuciem w okolicach żołądka. Zignorowała to uczucie i kiwnęła głową wysłuchując dalszych pytań dotyczących jej zacnej osoby.
Wstrzymała oddech i zamyśliła się poważnie nad tym jak to w superlatywach opowiedzieć o swoich umiejętnościach. W sumie nigdy nie była dobra w przechwalaniu się, dlatego też zaraz otworzyła buzię i jak gdyby nigdy nic powiedziała.
- Jestem wiedźmą. Mój zakres mocy nie jest mi dokładnie znany, jednakże kilka sztuczek znam. Głównie opieram się na manipulacji prawdopodobieństwem. – Na koniec swojego krótkiego monologu wzruszyła tylko ramionami i przekrzywiła głowę na bok, zastanawiając się czy te dane mu wystarczą.
Poza tym była ciekawa jaką mocą dysponuje jej nowy kolega, dlatego też zaraz jej spojrzenie stało się pytające. Uniosła jedną brew ku górze, by w milczeniu oczekiwać na odpowiedź Favnira.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Sob Wrz 20, 2014 9:56 am

NPC Storyline - Favnir

Kto lubi? No, wiele osób lubi presje. Favnir czasami lubił pomyśleć o podrzuconym mu przypadkowo temacie. Niemniej jednak odgonił zaraz te myśli, bo nie one były teraz najważniejsze. Kobieta przedstawiła się, a następnie przyjrzała mu ponownie. Aż takim niesamowitym było spotkać kogoś takiego jak on? Na ziemi może nie ma tylu okazji do spotkania nie ludzi ale... nie ważne. Gadopodobny samiec rozluźnił lekko swe skrzydła, pozwalając im swobodnie - niczym pelerynie - opaść na swe barki oraz plecy, tworząc szatę która zdobiona była również niebieskimi znakami pokrywającymi całe jego ciało. Jej pozytywne podejście względem niego nie umknęło uwadze gadziny. Takie zachowanie było po prostu wyczuwalne dla istot jego pokroju.
Favnir stał w miejscu, wyprostowany, ręce swobodnie były opuszczone wzdłuż jego ciała. Obserwował ją i słuchał tego co do niego mówiła. Zainteresowała go jej moc, manipulacja prawdopodobieństwem. Nie wydawało mu się to specjalne potężną zdolnością - ale kto wie? W odpowiednim momencie przy odrobienie planu, można zdziałać na prawdę dużo. Zwłaszcza w miejscu jak to. Po tym jak przedstawiła słownie swoje zdolności, wyraźnie zaczęła oczekiwać by gadzina pochwaliła się co potrafi. Favnir przekrzywił głowę na bok, spoglądając na nią i wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
-Czysta magia...
Odpowiedział jej krótko, rzeczowo, na temat - jednak nie zdradzając specjalnie więcej. Niebieskie barwy na jego ciele błysnęły nagle, a tuż po im strumienie światła otoczyły dwa boczne wyjścia z pomieszczenia w którym byli... wyjścia zostały wypalone przez świtało i zniknęły, pozostawiając po sobie litą skałę.
-Portale do piekła. Nie chciałabyś tam trafić.
Skomentował, nie spuszczając z niej wzroku. Jakby zrobił coś co było dla niego dziecinnie łatwe, nie wymagające skupienia. Ciało samca zaczęło znów świecić, jakby znów uaktywnił swa energię. Nawet jego ślepia otoczyła delikatna poświata.
-Znalazł nas... a ty nawet nie wiesz kto to, prawda? Zwie się Aldir, jest demonem żywiącym się strachem... i nie tylko. Służy pewnej potężnej istocie, a przyszedł tutaj bo ci ludzie byli dla niego łatwym łupem. Nie spodziewał się tylko, że nie tylko oni mają swoich agentów na tej planecie. I prawdę mówiąc nie powinno mnie tu być, moi mistrzowie nie będą zadowoleni. Ale skoro już jestem...
Po tych słowach, po tej prawie że monologowej wypowiedzi, samiec odwrócił się i ruszył powoli w stronę ostatniego przejścia które pozostało - po za tym którym Scarlet tutaj przyszła. Stanął przed korytarzem, czarnym niczym mroki egipskich grobowców, a następnie uniósł lewą dłoń, stając lewym profilem z przodu, by z jego dłoni wystrzelił promień energetyczny. Niebieska, świecąca energia wydostała się z ciała gada i ruszyła w korytarz, rozświetlając go dokładnie. Dało się ujrzeć kolejny, długi korytarz, a na jego końcu czerwone światło w które wpadła jego energia. Samiec obrócił swój wzrok na kobietę i spojrzał na nią ponownie, przesuwając w międzyczasie ogonem po kamiennej ziemi.
-Nie możesz mu okazać strachu. Trzymaj się mnie, zobaczymy czy damy radę go pokonać... czy może dołączymy do listy jego trofeów.
Skomentował, oczekując aż kobieta dołączy do niego, by następnie mogli ruszyć przed siebie i zacząć przemierzać korytarz, kolejny - tym razem mając już jakieś towarzystwo. Niemniej jednak jak się okazało, Favnir sam nie był w stu procentach pewien czy będą w stanie go pokonać. I choć nie brzmiało to jak niepewność, to jednak zwrócił na to uwagę.
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Czw Wrz 25, 2014 10:15 am

Wiedźma stała spokojnie naprzeciwko łuskowatego i tylko z niecierpliwością czekała, aż ten odpowie na jej pytanie. Jej uwadze nie umknęły jego skrzydła, które teraz złożone prezentowały się ładnie, wymuskane, które mogłyby być powodem do dumy. Przez chwilę obserwowała je z zamyśleniem wypisanym na twarzy, jednak gdy Favnir się odezwał natychmiast zwróciła wzrok ku niemu. Uniosła ponownie jedną brew do góry, zastanawiając się dokładnie o co mogło mu chodzić. Czysta magia.. Cholera, znalazła się w jaskini pewnie z jednym z najpotężniejszych magów na świecie, podczas gdy ona ledwo umiała opanować swoje moce. Będzie wstyd jak przyjdzie jej walczyć u jego boku – przez buzię Wandy przeszedł skurcz kiedy ta rozmyślała nad swoją beznadziejnością, zaraz jednak by wyprostować się i zmienić nastawienie na ciut lepsze. W końcu nie każdy ma szansę trafić do Avengers, więc jak widać i ona okazała się istotą wyjątkową na swój sposób.
Mimo wszystko jednak gdy poświata otoczyła jej towarzysza, a ten bez przeszkód zamknął portale do piekła, Wanda otworzyła szerzej oczy i tylko w milczeniu obserwowała postać samca, dla którego chyba coś takiego nie było wielkim problemem. Można było powiedzieć, że była pod wrażeniem nie tylko jego umiejętności ale to, że ten zachowywał zimną krew i nie pokazywał, że czuje się lepszy od innych. Zmieniła pozycję zaraz, gdy ten zaczął opowiadać o ich potencjalnym wrogu, na co Scarlet zareagowała tylko zmarszczeniem nosa – przeciwnik był niezwykle silny, i fakt – nie znała go, słyszała o nim po raz pierwszy, z czego nie byłą zbyt zadowolona. W końcu nikt nie lubi czuć się jak głupek, podczas gdy wszyscy wokół o czymś trąbią, a Ty nawet nie wiesz o co chodzi.  Skinęła poważnie głową i podeszła do niego, by zajrzeć w głąb korytarza, teraz tak oświetlonym, by i ona mogła dojrzeć co się tam znajduje. Nic ciekawego, oględnie mówiąc. Korytarz jak korytarz, z tą wzmianką, że ten napawał ją lekką paniką i strachem, którego właśnie nie powinna okazywać. Przełknęła ślinę i odwróciła się do Favnira, by móc spojrzeć w jego uspokajające oczy.  
- Zrozumiałam. Bądźmy dobrej myśli. – Powiedziała zaraz cicho i ruszyła przodem, co by najgorszą część wyprawy mieć za sobą. Szła ostrożnie, nasłuchując czegokolwiek co mogło się jej wydać dziwne czy niepokojące. Czuła jak jej serce bije szybko, jak krew buzuje w żyłach, a ona sama wstrzymuje oddech. Przez chwilę czuła się źle z tym wszystkim, chciała zawrócić i uciec, jednak powstrzymała ją myśl dotyczące jej udziału w tak ważnej dla wszystkich misji. Nie może zawieść osób, które polegały na niej jako na Mścicielce, dlatego wzięła się w garść, odetchnęła głęboko, a kącik jej ust drgnął lekko, mimo, że oświetlona twarz pozostałą poważna.
- Niech Aldir nie myśli, że z nami pójdzie mu łatwo jak z innymi. Strach był, jest i będzie ogromną przeszkodą w pokonywaniu problemów, zwłaszcza u ludzi, jednak sądzę, że damy radę. – Wiedźma odwróciła głowę tak, żeby zerknąć na samca po czym zaraz odwróciła wzrok.
- Bo w sumie kto jak nie my. – Dodała zaraz ciszej, tłumiąc w sobie dziwne uczucie, które rozlewało się w jej ciele. Szła jednak dalej, będąc w razie potrzeby przygotowana na odparcie ewentualnego ataku. Wszystkie trybiki w jej głowie pracowały na podwójnym tempie, toteż Scarlet wydawała się w tej chwili naprawdę skupiona.
- Powiedz mi… Dlaczego zdecydowałeś się nam pomóc? Masz w tym jakiś cel? – Spytała, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o jej nowym znajomym.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Wto Wrz 30, 2014 9:56 pm

NPC Storyline - Favnir

-Tylko mnie nie zjedz... połamiesz zęby.
Skomentował żartem, oj tak - żartem... a była to jego odpowiedź na jej ciągłe wpatrywanie się w niego, jakby widziała w nim jakiś obrazek lub smakowitą przekąskę. Po jego głosie dało się wyczuć, że żartował.
Kobieta ruszyła przodem, co nieco zaskoczyło samca. Spodziewał się raczej, że będzie robił za jej tarczę... a tymczasem to ona szła z przodu, wymuszając na nim by podążał za nią - co oczywiście czynił, poruszając się niemalże niczym jej cień. Gdyby się teraz zatrzymała i cofnęła o krok, ze spokojem by na niego wpadła. Favnir miał jednak swoje powody, by tak jej pilnować. Tak było po prostu bezpieczniej, miał do niej bliżej w razie gdyby musiał reagować. Po za tym, denerwowała się, była niespokojna. Co jak co ale on był w stanie to wyczuć, nawet gdy na nią nie spoglądał - patrząc po prostu przed siebie. Jej słowa natomiast... to było coś pozytywnego. Szczerze nie spodziewał się, że to od niej usłyszy. Po pierwsze - mimo niepewności, nie zamierzała się poddawać. To był bardzo duży krok. Po drugie - sposób jej wypowiedzi. Szybko uznała ich za zespół, zaznaczając że dadzą sobie radę, a nie, że ona da. Kobieta odwróciła głowę w jego kierunku, a on sam spojrzał na nią, krzywiąc swą głowę lekko na bok. Ot dość niecodzienne. Ludzie tutaj próbowali walczyć, jednak nie robili sobie nawet takiej nadziei jak ona. A kilku przecież próbował ratować, co niestety nie wyszło w czas. Teraz byli głębiej, skąd będzie musiał ich wyciągnąć...
No właśnie, jak nie oni - to kto? Favnir wiedział kto... miał świadomość, że jeśli tutaj polegną... pojawi się znacznie potężniejsza istota by go po prostu pomścić. Jednak on nie zamierzał dać się zabić. Zamiast tego zrobił coś innego, coś - czego raczej kobieta się nie spodziewała... coś, co doskonale pasowało do jego dziwnego charakteru - i zapewne gdyby nie byli tym kim są, mogłoby się to dla niego źle skończyć.
Czarnołuski podniósł swe ręce lekko do góry, wyciągając następnie swe dłonie do przodu i zbliżając je powoli do Scarlet Witch... a po chwili ona mogła poczuć, jak silne dłonie samca, pokryte łuskam i zakończone ostrymi pazurami - opierają się na jej ramionach... Dotyk z jego strony był bardzo delikatny, niemalże dziwnie relaksujący, uspokajający. Jakby po za tym, że położył na niej swe dłonie - zrobił coś jeszcze.
-Musisz się uspokoić...
Odezwał się do niej spokojnym głosem, przesuwając palcami po jej ramionach i dalej pozwalając oddziaływać na nią czemuś, co wyraźnie miało sprawić, by stała się spokojna, by jej emocje tak nie szalały. Samiec nie zapomniał również o zadanym mu pytaniu. Na nie również miał... swoją odpowiedź.
-Bo jestem z tych dobrych. Nie mogę dać was zabijać, inaczej moje istnienie nie będzie miało sensu. Nie po to zyskałem tę moc, nie po to moi mistrzowie mnie szkolili... choć zapewne nie zgodzili by się z tym co tu teraz robię, niemniej jednak...
Odparł jej, pozwalając sobie na nie dokończenie na głos swej wypowiedzi. Dalej już mogła dopisać co uważała. Prawda była ciut inna, trochę bardziej dramatyczna... było jednak za wcześnie by jej o tym opowiadać. By w ogóle się o tym dowiedziała. Choć może kiedyś? Jeśli ich znajomość przetrwa dłużej, niż następne pięć minut, to jedno wspólne zadanie... może wtedy jej powie. Póki co, nie miał jednak takiego zamiaru. Wszystko w swoim czasie. Samiec maszerował za nią, gotów zatrzymać się, a nawet cofnąć swe dłonie - gdyby sytuacja nagle zaczęła tego wymagać. Może i nie była w stanie mu realnie zagrozić, jednak nadal była w stanie na niego powarczeć, gdyby jednak jej się nie spodobało... pytanie, czy to zrobi?
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 12:39 pm

Gdy samiec skierował w jej stronę jeden z żartów, które padły z jego pyska ta tylko zamrugała i instynktownie odwróciła wzrok, starając się już nie wpatrywać w niego nazbyt intensywnie, ponieważ faktycznie… Nie zdawała sobie sprawy, że to robi dopóki ten nie zwrócił jej uwagi, co ją trochę ugodziło. Teraz starannie unikała zbyt długich spojrzeń kierowanych w Favnira.
Wanda wolała pójść pierwsza, nie dlatego, że jak głupia wyrywała się do wybijania demonów. Po prostu chciała przemóc swój strach przed nieznanym, który towarzyszył jej za każdym razem gdy ta robiła kolejny i kolejny krok. Tym samym jeżeli skierowała się jako tarcza, dała sobie znak, że potrafi się dostosować do sytuacji, niezależnie od tego jaka ekstremalna ona będzie. Była z siebie dumna, że potrafiła się zdobyć na taki gest. Zawsze mogła wypchnąć samca przed siebie i nakazać mu iść i ją przy tym osłaniać. Kiedyś może by tak zrobiła, bez mrugnięcia okiem. Odkąd jednak stała się jednym z Avengersów jej nastawienie powoli się zmieniało. Z zimnej i bezczelnej kobiety stawała się wyrozumiałą istotą, która w imię sprawiedliwości chce walczyć o dobro. Wiadomo, nic nie dzieje się od razu dlatego też droga do sukcesu jest usłana bardziej minami niż różami, dlatego z nią bywało różnie.
Cała sytuacja, w której się znalazła jednak była dla niej nowa i Mścicielka nie do końca potrafiła się w niej odnaleźć dlatego też łapała ją niepewność, którą Jaszczur wyjątkowo dobrze wyczuł. Być może dlatego chwycił ją za ramiona starając się tym samym uspokoić jej skołatane nerwy i serce? Szatynka kompletnie nie spodziewała się tak przyjemnego gestu z jego strony, dlatego zaraz zatrzymała się w pół kroku i otworzyła usta by coś powiedzieć. Jedyne co wymknęło się spomiędzy jej warg to ciche westchnięcie. Przymknęła powieki i powoli wchłaniała tą czystą energię jaką jej przesyłał. Przynajmniej według niej tak to wyglądało. Jakby kojące słowa mogły na nią wpłynąć… I faktycznie tak było. Serce Wiedźmy przystopowało, zaczęło bić miarowym i silnym rytmem, a sama kobieta rozluźniła się. Było jej wyjątkowo przyjemnie i gdyby mogła to poprosiłaby go o nie odrywanie dłoni od jej ciała – jednak wiadomo, była na misji, więc za dobrze też nie mogła mieć, co tylko stwierdziła ze smutkiem.
Na jej twarz wpłynął lekki uśmiech, a gdy stwierdziła, że już faktycznie jest okej wyswobodziła się z jego lekkiego uścisku i odwróciła się ponownie w jego stronę, podczas gdy cień padał tylko na połowę jej buzi podkreślając tym samym charakterystyczne rysy Mścicielki. Położyła dłoń na jego ramieniu, jej dotyk był nadzwyczaj subtelny jak na kobietę, która ugania się za przestępcami. Uśmiech, delikatny niżeli drapieżny dalej się utrzymywał na jej licu co świadczyło o dobrym, o wiele lepszym samopoczuciu niż wcześniej. I o większej wierze w ich umiejętności. Szatynka za wszelką cenę nie podda się, niezależnie od tego jak sytuacja będzie wyglądać. Tego nauczył ją ojciec, że odchodzić również należy dumnie, będąc przeświadczonym o swoich racjach i ideałach, o które się walczy.
Była jednak pełna nadziei, wiedziała, że będzie dobrze. Zaraz to zabrała dłoń i wysłuchała jego wypowiedzi uważnie. Kiwnęła głową powoli i zaraz też odwróciła się by kontynuować przechadzkę po jaskini w poszukiwaniu śmiercionośnych wrażeń.
- W takim wypadku jestem naprawdę wdzięczna, że znalazłam się u boku kogoś takiego jak Ty. Mam nadzieję, że po całej tej szalonej akcji będę mogła się jakoś zrehabilitować w Twoich oczach. – Powiedziała, już nie odwracając wzroku na jego postać tylko marszcząc czoło i przedzierając się przez wąskie pomieszczenie. Jej instynkt zachowawczy działał na najwyższych obrotach, toteż gdyby coś/ktoś ta bez problemu się broni.
Całe szczęście, że Favnir przy niej był. Pomógł uspokoić jej rozszarpane nerwy, w razie czego służył swym ramieniem i gdyby coś poszło nie tak, to da znać jej grupie, że coś poszło nie tak.
Po dłuższym marszu kobieta miała ochotę westchnąć i tylko spytać czy Daleko jeszcze?. Powstrzymała się jednak i przesunęła dłonią po ścianie skarpy.
- Masz sposób na hm, zwalczenie zagrożenia? – Spytała po krótkiej chwili milczenia.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Durdle Door Empty
PisanieTemat: Re: Durdle Door   Durdle Door Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Durdle Door
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Tereny dzikie-
Skocz do: