Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Śnieżny Klif

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Gość
Gość




Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Sob Lis 30, 2013 9:11 pm

First topic message reminder :

Śnieżny Klif - Page 2 Klif


***


Seith stanął na początku szukając wszelkich podobnych szczegółów, które zostały opisane w aktach. Po prawie godzinnej wędrówce w końcu znalazł to czego szukał: Miejsce w którym ma zacząć poszukiwania. Przegrzebując się starannie w śniegu myślał o tym jednym celu: Łupie. Jednak nie mógł go zatrzymać dla siebie. Jak głosił kodeks wojaka: "Co cennego znajdzie żołnierz, król zatrzymuję". Zatem co znajdzie Seith, trafia do skarbca elfów. Nie wliczamy tutaj puszek po konserwach, słoików po ogórkach czy właśnie nakrętek do wymienionych wcześniej słoików, a takie Seith właśnie znajdywał. Co ciekawe, zawsze próbował to robić po cichu, aby nie przybiegli do niego następni "poszukiwacze skarbów".
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Gość
Gość




Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Wto Sie 26, 2014 11:07 pm

Odzyskanie włóczni nie było praktycznie żadnym problemem, gdyby leżała swobodnie pośród rozsypanych szczątków obozowiska, niestety, nadal tkwiła w gardle odrażającej poczwary, przynajmniej w tym, co zostało, gdy ręce i wnętrzności postanowiły wywalczyć swoją niezależność od reszty ciała. Przemieszczające się części nie były zbyt szybkie, ani też zręczne, czy skoczne, więc mroczny elf bez szczególnego wysiłku mógł je ominą, żeby zająć się sprawą swojej włóczni. Cóż można więcej rzec? Porządnie utkwiła, była obtoczona czarnym, lepkim śluzem, który po zaschnięciu skleił trzon włóczni z mięsem bestii. Walka w bezpośrednim starciu z nieznanym oponentem był błędem, z którego wypadało wyciągnąć wnioski. Brawura skłania ku lekkomyślności, zdecydowanie bezpieczniej byłoby utrzymać stały dystans od stwora, od razu sięgnąć po karabin, żeby uniknąć infekcji z obcą formą życia. Któż to wie, może naukowcy pracujący w obozie zarazili się mikroorganizmami nieznanego pochodzenia, a teraz Seith ma broń ubrudzoną czarną juchą. Ciekawe co by się stało, gdyby ta maź dostałaby się raną do jego krwiobiegu, czy sam amputowałby własną kończynę? Niestety, mroczny elf nie był w swoim ojczystym świecie, utkną na obcych ziemiach, które różniły się od Svartalfheim pod każdym względem. Zamieszkujące je istoty, gatunki flory, fauny, pożywienie, poziom technologi, wszystko inne. W razie potrzeby nie miał do kogo się zwrócić o pomoc, żadnych przyjaciół czy sojuszników. Samotny wędrowiec, który dodatkowo ryzykuje własnym życiem, zamiast zachować większą rozwagę, dystans. Tak czy inaczej, wracając do włóczni. Jedno szarpnięcie nie zdołało ją oswobodzić z gardzieli rozczłonkowanego potwora, ani też drugie, dopiero seria mocnych pociągnięć zdołała coś zdziałać, tyle, że nie w zamierzony sposób. Owszem, wojownikowi w końcu udało się odzyskać broń, ale z małym dodatkiem. Zamiast wyrwać ją z ciała potwora, wyrwał razem z okaleczoną głową, która tkwiła gdzieś pośrodku długości trzonu włóczni. I co teraz? Energicznymi zamachami strącić się nie dała, a dotykać ją bez ochrony narażało na kontakt z tajemniczą mazią. Do tego z ust, pozbawionych żuchwy i z szyi, wiły się niewielkie macki. Stwór był po prostu uosobieniem odrazy, tylko przy żołądku ze stali dało rade nie zwymiotować. Reasumując, włócznia odzyskana z dość nieoczekiwanym bonusem, a ręce i flaki nie zaprzestały dalszej gonitwy za Seithem, tyle, że poruszanie się na palcach, albo jelicie cienkim, nie należało do najefektywniejszych sposobów przemieszczania się. Włócznia, nawet z dodatkowym obciążenie, radziła sobie całkiem dobrze do przeganiania niewielkich paskudztw. Z masy wnętrzności odpadały pojedyncze organy, aż stwór stracił dalszą wole do walki, ale ręce wciąż zaciekle uprzykrzały mrocznemu elfowi życie. Gdy jedną zdążył zdzielić końcem włóczni, druga zapuściła atak z tyłu i udało jej się wspiąć po nodze na plecy Seith'a, zajmując miejsce, gdzie nie sposób ją pochwycić. Z oderwanego nadgarstka zaczęły wysuwać się złowieszcze macki, które następnie oplotły szyje wojownika, zaciskając się z taką siłą, aż miał problemy ze złapaniem oddechu.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 23, 2014 1:16 pm

Jako że MG nie odpisuje od dawna, a gracz prosi o wypuszczenie z tematu - zarządzam, że Seithowi udało się umknąć. Dostaje ode mnie [z/t].
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Czw Lis 05, 2015 7:01 pm

Dni mijały, a może i nawet tygodnie od uprzedniej wizyty na jednej z mniejszych planet, która okazała się drobnym niewypałem. Mieszkańcy owego ciała niebieskiego nie należeli do najbardziej przyjaznych stworzeń, a szczególnie dla obcych. Wymyślili sobie, że Morri byłaby najprawdopodobniej idealna na ucztę - oczywiście jako przekąska. Cała grupa wygłodniałych orko-podobnych istot ruszyła w pogoń za "biedną i bezbronną" zmiennokształtną by zaraz przywiązać ją do prowizorycznego urządzenia, stojącego nad ogniskiem, które miało służyć za grill. Nie wiadomo czemu, ale Sehahabi pozwoliła się złapać, od tak. Nawet nie wyrażała żadnego sprzeciwu ze swojej strony, tylko najzwyczajniej w świecie się poddała. Morrithrien wisiała przez jakiś czas nad jeszcze nie rozpaloną rozpałką, przyglądając wygłodniałej reszcie. Nie znała ich języka, chociaż językiem tego raczej nie można było nazwać. Prędzej warczeniem, mamrotaniem oraz jęczeniem. Patrzyła na nich w ciszy z lekką pogardą, badając również najbliższe otoczenie, no i drogę powrotną do statku kosmicznego.
Kiedy już nieco się ściemniło, raczył przyleźć do niej cały klan, umalowany i ubrany w jakieś dziwaczne skóropodobne szmaty, jak gdyby Morrithrien miała być tego dnia niesamowitym posiłkiem. Pewnie żałowali, że była taka drobniutka..
Zaczęli tańczyć, hulać, wyśpiewywać... a raczej wyjękiwać jakieś melodie, niczym indiańce, a ta patrzyła na nich, próbując opanować się i zatrzymać kamienny wyraz twarzy na sobie. Udawało się.
Ogólnie cała sceneria długo nie trwała, a jeden z przygłupów przyłożył pochodnię do najwyraźniej łatwopalnego materiału, bo od razu pochłonęły go płomienie. Wtedy Morri nie pozostawało nic innego jak tylko chwilowy szyderczy uśmiech w stronę ich wodza, a następnie przemienienie się w pięknego czerwono-łuskowego smoka. Jak można było się domyślić - wszyscy zrobili zszokowane miny, rozdziawiając chyba maksymalnie swoje paszcze i stojąc przez chwilę jak wmurowani, bo zapewne pierwszy raz widzieli takie a nie inne stworzenie.
Po niecałej minucie, większość kosmitów uciekła z miejsca zdarzenia, a jedynie Ci "najodważniejsi" złapali za broń - coś na wzór przypominającą włócznie i zaatakowała. Sehahabi poniekąd nie przejęła się tym jakoś bardzo, bo owe ostrza jedynie odbijały się od łusek, nawet ich nie uszkadzając.
Nie marnując w sumie już więcej czasu, ta machnęła mocno skrzydłami, aby po zaledwie sekundzie unieść się nad ziemią i skierować swoje cielsko w stronę oddalonego o jakieś pół kilometra statku.
Nie potrwało długo, gdy wylądowała z powrotem, oglądając się tylko za siebie czy nie biegną za nią przypadkiem pomyleńcy, drąc się w niebo głosy. Niestety los tak chciał, że kiedy Morrithrien wchodziła na pokład - na horyzoncie pojawili się nieproszeni. Kobieta zamknęła wtem za sobą drzwi i odpaliła maszynę, unosząc się ponownie nad powierzchnią i z kolei wylatując z tej planety raz na zawsze.
Zmiennokształtna uśmiechnęła się niewidocznie i zaśmiała się cicho pod nosem. Nie dało się ukryć, że rozbawiła ją odrobinę ta sytuacja. Zwłaszcza ich wystraszone pyski, gdy ujrzeli jej smoczą formę.
Jednakże wracając do czasu teraźniejszego, Sehahabi leciała przed siebie, nie mając konkretnego celu. Wystukiwała od czasu do czasu melodyjkę, którą pamiętała jeszcze zza czasów dzieciństwa i wspominała to co się działo przed doszczętnym wybiciem jej rasy.
Chwilę beztroski przerwał sygnał, który sygnalizował awarię maszyny... i to niepodważalnie jakąś poważną. Ogólnie rzecz biorąc, Morrith znała się jedynie na pilotowaniu tego ustrojstwa. Nie było co nawet myśleć nad naprawianiem tego, a co dopiero majsterkowaniu przy tym, ale była na tyle ogarnięta by domyśleć się, że sytuacja jest krytyczna... no bo w końcu spadała... i to w stronę Ziemi.
Nie popadała w panikę, ani nic. Próbowała po prostu wszelkich rozwiązań, wciskając poszczególne przyciski bądź ciągnąć za dźwignie. Nic nie skutkowało.
Cudownie. Pomyślała, a po czym stwierdziła, że niezaprzeczalnie los znowu tak chciał.
Przygotowała się więc na katapultowanie swojej osoby, czekając na moment, aż będzie już na optymalnej wysokości. Jak tylko na takiej się znalazła - pociągnęła za drążek, powodując między innymi wystrzelenie jej z pojazdu w atmosferę ziemską.
Statek z powodu swojej ciężkości spadał szybciej, ona za to trochę wolniej, jednak korzystając z okazji - zmieniła się w skrzydlatą postać i poszybowała.
Jej oczom ukazał się śnieżny krajobraz. Było to całkowicie odmienne miejsce od Neak Impyerno, więc musiała też przystosować do niego temperaturę swojego ciała, żeby nie zamarznąć.
Już z lotu ujrzała swoją maszynę, leżącą na ziemi, całkowicie zniszczoną. Morrithrien nie zastanawiając się długo, wylądowała obok niej, wracając przy okazji do normalnej formy.
Westchnęła ciężko i podrapała się po głowie, zastanawiając się co dalej...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Pią Lis 06, 2015 1:56 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Statek który nagle pojawił się w układzie słonecznym, wzbudził zainteresowanie znajdujących się tutaj jednostek federacji. Dokładniej, jednostek przynależnych do Dur-Shurrikuna. Jednym z nich był drednot Suvulaan-do-Thul który w ukryciu stacjonował aktualnie nad Ameryką. Drednot wykrył zbliżającą się jednostkę zanim ta dotarła jeszcze do granic układu słonecznego. Skany dalekiego zasięgu sugerowały, że celem jest ta planeta. Dopiero później pojawiła się informacja o problemie technicznym niezidentyfikowanego obiektu.
Statek spadł na Syberii. Tuż za nim pojawił się drednot, choć nadal ukryty - wisząc bardzo wysoko nad ziemią. Jednostka nie mogła ujawnić swej obecności ze względu bezpieczeństwa. Nie tyle własnych, co po prostu dla tej planety.
Okręt posiadał boczne hangary. Na jednym z nich znalazły się dwie istoty, które podeszły do krawędzi. Jeden z nich otoczył siebie barierą ochronną, która umożliwiała mu utrzymanie temperatury ciała, a drugi... nie potrzebował takich udogodnień. Obaj zeskoczyli z hangaru, rzucając się w przestworza z odległości kilku tysięcy metrów nad ziemią. Początkowo ukryło ich pole maskujące okrętu, potem tak na prawdę niewidzialność nie była im po nic potrzebna. Znaleźli się tutaj dość szybko więc mieli okazję dostrzec lądowanie smoka, a następnie jego przemianę w postać humanoidalną.
Dwa osobniki które spadały z nieba z dużą prędkością, miały już plan działania. Lądowanie było proste. Jeden z nich potrafił latać, tak więc chwycił drugiego za rękę i po prostu go spowolnił - by lądowanie nie było aż tak twarde. Potem obaj po prostu spali na ziemię, amortyzując sobie upadek za pomocą nóg i rąk. Jeden dzięki swej mocy, a drugi dzięki temu, że nie był człowiekiem. W tym momencie dwójka nieznajomych znajdowała się jakieś sto metrów od kobiety. Lądowanie nie było ciche, tak więc mogła usłyszeć za sobą huk.
Obie postaci szybko podniosły się i ruszyły w jej kierunku. Tak jak się zbliżali - ich sylwetki były coraz to lepiej dostrzegalne. Przede wszystkim, nie byli to ludzie. Obaj mierzyli jakieś dwieście dwadzieścia centymetrów wzrostu, będąc przez to wyższymi oraz masywniejszymi istotami niż ludzie.
Pierwszym był osobnik pokryty czarnym futrem. Wyglądał trochę jak wilk, wilkołak... tylko nie do końca. Długie uszy, "czułki" wychodzące z czoła oraz białe ślepia. Do tego cały pokryty czarnym futrem z dwoma kosmykami włosów sunących z za ucha w dół przez szyję. Samiec ten był dobrze zbudowany, atletyczny oraz wysportowany. Mięśnie były dobrze zarysowane lecz nie był to tym "mięśniaka". Palce u dłoni posiadał cztery, tak samo u łap - gdyż nie miał na sobie butów. Wszystkie palce zakończone były czarnymi, ostrymi pazurami. Gdyby mało tego było o zidentyfikowanie jego rasy - samiec posiadał ogon, długi i masywny ogon który również pokryty był futrem jednak bardziej przypominał ogony smoków lub jaszczurów. Brakowało tylko łusek i jakiś ostrzy na zakończeniu. Co do ubrania, było ono dość skromne. Czarnofutry samiec miał na sobie jedynie spodnie od munduru wojskowego, wyposażone w kilka kieszeni w tym kieszenie "cargo", wszystko zapięte na pasie oraz w maskowaniu przypominającym standardowy kamuflaż miejski, jedynie z lekko zmodyfikowaną kolorystyką (kolor srebrny zamiast szarego). Przy pasie znajdowało się kilka zasobników oraz ładownic, jak również klingę która wyglądała jak rękojeść jakiegoś urządzenia - możliwe, że miecza. Jedynie brakowało ostrza.
Drugi osobnik wyglądał jak smok. Nie taki jak te pochodzące z planety czy rasy Morrithrien. Osobnik chodził na dwóch łapach, posiadał normalne dłonie oraz humanoidalną budowę ciała. Jedyne co było z nim nie tak to... wygląd. Wyglądał tak jak by znajdował się zbroi. Tylko owa zbroja musiała by przylegać bezpośrednio do calutkiego ciała, od pazurów na łapach po końce kolców na łbie. A i wtedy osobnik musiałby być ekstremalnie szczupły... lub po prostu nie składać się z tkanego organicznych - przynajmniej na zewnątrz. I taka była prawda. Smok w czarno-czerwonych barwach który szedł tuż obok swego kompana, nie był do końca istotą organiczną. Z zewnątrz wyglądał po prostu jak robot. Jego mechaniczne ciało przypominało budową ciało istoty organicznej. Wszystkie elementy "pancerza" rozłożone zostały tak jak mięśnie i ścięgna u istot organicznych, odwzorowując je z idealną dokładnością. Smok posiadał wszystkie elementy żywej istoty, w tym kły, pazury, ogon, kolce na łbie czy kolczastą grzywę na karku - jedynie wszystko było zrobione z jakiegoś nieznanego metalu. Skrzydeł... skrzydeł brakowało. Pojawiły się gdy były mu potrzebne, a teraz ich nie wymagał.
Obaj zbliżyli się do kobiety, rozdzielając się i obchodząc ją lekko - jeden od prawej, drugi od lewej. Zatrzymali się jakieś siedem metrów od niej, lustrując ją spojrzeniem. Organiczny odezwał się pierwszy.
-Znajdujesz się na planecie chronionej. Kim jesteś?
Zapytał. Jego głos nie przedstawiał żadnych emocji, był bardzo neutralny oraz zdystansowany. Być może była to oznaka profesjonalizmu, a być może po prostu wewnętrznego spokoju tego osobnika. Obaj wydawali się być rozluźnieni, a jednocześnie bardzo pewni swego. Stali wyprostowani z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciał i nie poruszali się za bardzo. Jedynie... oddychali. Przynajmniej ten organiczny. Cyborg skupił swój wzrok bardziej na wraku pozostawionym przez pojazd który spadł z nieba i aktualnie znajdował się w strzępach. Raczej nigdzie nim już nie poleci.



Arion:
Spoiler:

Daalkiin:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Sob Lis 07, 2015 9:24 pm

Statek całkowicie zniszczony. Wokoło leżały jego kawałki, na których płonął również ogień, pomimo śniegu. Co miała począć teraz? Nie miała bladego pojęcia. Znajdowała się na planecie, której w ogóle nie znała. Inne warunki, inne istoty. Była pewna, że prędzej czy później ktoś się nią tutaj zainteresuje. Zagadką jedynie było to czy w sposób przyjazny, czy może wręcz przeciwnie? Jakie posiadali środki obronne? Czy w razie czego poradziłaby sobie z uchroniem samej siebie przed śmiercią z rąk lub nawet broni należących do ludzi? Morri tego nie wiedziała. Jej jedyny środek transportu przepadł już raczej na zawsze, a jej smocze skrzydła najpewniej nie nadawały się na lot po przestrzeni kosmicznej, a szczególnie jej organizm.
Równie dobrze mogła się gdzieś zaszyć... w jakiejś jaskini? Może nikt by jej nie znalazł, a ona mogłaby sobie swobodnie żyć. Wiele do przetrwania jej nie brakowało. Wody oraz innych napoi nie potrzebowała, jedynie pożywienie. Aktualnie nie spostrzegła żadnych smakowitych kąsków w pobliżu. Ni to dzikiej zwierzyny, ni to ludzi. Całkowita pustka pokryta bielutkim śniegiem, który aż raził w oczy przez odbijające się w nim słońce.
Cudowne miejsce, pomyślała. Co prawda to prawda, różniło się w znacznym stopniu od jej dawnego domu... i to w stu procentach, ale niezależnie od tego – ogromnie jej się spodobało. Niewykluczone było to, że była to sprawka tych wszystkich widoków. Piękne, błękitne niebo, a na nim puchate, białe chmurki oraz słońce, które wszystko rozświetlało i na przekór mrozu – grzało leciutko skórę.
Morrithrien stwierdziła, że nie ma w sumie niczego złego co by na dobre nie wyszło. Zawsze mogła skończyć na zupełnie innym ciele niebieskim bez takich zapierających dech w piersiach krajobrazów, ze stworzeniami dla których mogłaby zostać smakowitym posiłkiem, no i jeszcze z innymi dodatkami, które wypełniały aktualnie jej myśli.
W pewnym momencie Sehahabi przypomniała sobie o amulecie, który niegdyś należał do jej matki i był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Wyciągnęła go z jednej z kieszeń, po czym przycupnęła sobie wygodnie na podłożu. Pamiętała ten dzień, w którym rodzice podarowali jej go na osiemnaste urodziny. Był to tak naprawdę jeden z niewielu dni, w których uroniła łzę ze wzruszenia, tudzież ze smutku. Ogólnie rzecz biorąc, Morri nie należała do tych, którzy lubili dzielić się lub okazywać swoje uczucia innym. Wolała zdecydowanie sprawiać wrażenie tej twardej, do której niełatwo się zbliżyć. Czasami przez takie postępowanie była odrzucana przez rówieśników, bo zapewne nie chciało im się starać o względy zmiennokształtnej.
Jednakże nie oznaczało to, że w ogóle nie posiadała kogoś komu nie mogła zaufać i powierzyć swoich sekretów. Miała wprawdzie przyjaciela, tego jedynego. Często potrafili spędzać ze sobą czas nawet od świtu do nocy... i to bez żadnych kłótni. Świetnie się dogadywali, mówili sobie wszystko. Możliwe, że gdyby nie wojna – ich relacje mogłyby przeskoczyć na całkiem inny poziom po pewnym czasie. Niemniej jednak, trzeba żyć tyraźniejszością, a nie przeszłością... aczkolwiek Morrith ciężko przeżyła widok jego martwego ciała.
Całe te rozmyślenia przerwały nagle dwie postacie, których kobieta w ogóle nie zauważyła, gdy się do niej zbliżały. Bez wątpienia była tak zaaferowana biżuterią, że nawet nie zwróciła uwagi na żaden hałas.
W gruncie rzeczy Morrithrien nie zdawała sobie sprawy z tego jak wyglądają ziemianie, więc równie dobrze mogła uznać, iż te dwa stworzenia to mieszkańcy tej planety.
Wstała ze śniegu na równe nogi, otrzepując przy okazji tylną część ciała jak i chowając naszyjnik z powrotem w swoje miejsce. Nie miała zamiaru atakować, ani nic z tych rzeczy, ale nie oznaczało to, że zamierzała zwracać się do nich z nie wiadomo jaką serdecznością.
- A co? Książkę piszesz? - Przemówiła do pytającego z dość znudzonym głosem. Nie czuła jakiegokolwiek lęku, bo żyła w przekonaniu, że to co ma być to będzie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Czw Lis 12, 2015 11:32 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Definitywnie nie takiej odpowiedzi spodziewali się od kogoś, kto rozbił swój statek w nieznanym sobie miejscu, będąc tutaj samemu. Oba samce spojrzały po sobie, wracając zaraz wzrokiem do kobiety.
-Nie wie kim jesteśmy...
Odezwał się cybernetyczny smok, stojący teraz bardziej za plecami kobiety, bliżej statku (a raczej jego wraku).
-Definitywnie...
Odparł czarnofutry samiec. Zanim jednak Morrithrien zdążyła się odezwać, smok kontynuował.
-Jednak my wiemy kim jest ona. To Sehahabi. Jej rasa oficjalnie nie istnieje. Zostali wybici w wojnie którą przegrali.
Skomentował smok, odwracając się następnie i odchodząc w stronę wraku. "Gad" pochylił się przy szczątkach statku, kucając następnie i ustawiając przed sobą poziomo swą ręką, na której przedramieniu pojawił się hologram interfejsu. Smok zaczął coś w nim grzebać, a tymczasem czarnofutry pilnował kobiety.
-Twoja rasa przestała istnieć, a ty zachowujesz się jakobyś planowała do nich dołączyć...
Odezwał się do niej, następnie kierując swe spojrzenie na smoka.
-Arion, oznacz wrak. Zabierzemy go stąd, zanim pojawią się miejscowi. Co do ciebie natomiast...
Dorzucił czarnofutry, podchodząc bliżej kobiety szybkim, dynamicznym krokiem. Pół metra różnicy wzrostu robiło tutaj różnicę. Samiec pochylił się jednak do niej, opuszczając łeb na wysokość jej głowy, by jego białe ślepia mogły zmierzyć się ze wzrokiem nieznajomej.
-Masz dwa wyjścia. Idziesz z nami i powierzasz swoje życie nam lub zostajesz tutaj i powierzasz swoje życie zacofanym miejscowym.
Skomentował samiec, nie cofając pyska od jej głowy. Choć w smoczej formie, kobieta była znacznie większa od niego - w tej była... mała, żeby nie powiedzieć, że drobna. Nie znali siebie wzajemnie jednak dostała propozycję ratunku. Nie musiała wiedzieć co to za grupa, ważne jednak, że oni wiedzieli z kim potencjalnie mieli do czynienia.
Kiedy czarnofutry przedstawiał jej swój punkt widzenia, smok dokończył swego dzieła. Wszystko co pozostało ze statku, zniknęło nagle w lekkim, białym świetle - prawdopodobnie zostając teleportowanym w jakieś inne miejsce - z dala od tego. Nie kryli śladów, że coś się tu rozbiło - bo satelity oraz ludzkie oko spokojnie mogły to wychwycić. Ukryli natomiast to czym był ten obiekt.
W międzyczasie, temperatura zaczęła się jeszcze bardziej obniżać. Cybernetycznemu smokowi to całkowicie nie przeszkadzało. Morrithrien i Daalkiin mogli mieć jednak inne zdanie na ten temat, choć futrzasty samiec nic po sobie nie pokazywał.
Powrót do góry Go down
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Sro Lis 18, 2015 8:56 pm

Prawda. Zmiennokształtna nie miała tak naprawdę bladego pojęcia z kim właśnie rozmawia. Nie wiedziała jakie posiadają zdolności, ani tego jakie mają zamiary wobec jej osoby. Jednakże w dalszym ciągu pozostawała spokojna... nawet nie stroiła żadnych min w ich kierunku. Po prostu stała i przyglądała się obcym.
Morrithrien słuchała ich tej całej gadki. Nie dało się ukryć, że lekko zaciekawiło ją to czym są, albo z jakiej planety pochodzą. Co chwilę zmieniała kierunek wzroku, aby mieć ich na oku. Niemniej jednak, kiedy usłyszała ponowną wypowiedź Arion'a - jej ciało zadrżało. Najwyraźniej trafił w dość mocno słaby punkt skoro w ogóle na to zareagowała... bo w końcu zawsze starała się być chłodną istotą bez empatii, chcąc przy tym wmówić przeciwnikowi, że nie da się jej ugiąć pod żadnym względem psychicznym.
- Skąd... - Odzywając się z wolna można było uchwycić, że miała lekko podłamany głos. - Skąd o tym wiecie?! - Tym razem już podniosła bardziej swój ton, a na jednym z jej policzków pojawiła się słona łza, która w sumie po paru chwilach i tak zniknęła.
Do tego wszystkiego dobił ją czarnofutry tak, że poczuła pustkę oraz chwilowe kłucie w swoim sercu. Stała jak wryta, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Chciała zapaść się pod ziemię... przynajmniej dołączyłaby wtedy do swojej rasy jak to ujął Daalkiin.
Gdzie podziała się jej zimna krew? Nie miała pojęcia. Sądziła, że na dobre pogodziła się z tym co się wydarzyło już dość dłuższy czas temu, a tu zaskoczenie.
W pewnym momencie jeden z nich zaczął się do niej przybliżać. Mimo to, Sehahabi w dalszym ciągu stała, nie robiąc żadnych kroków w tył, żeby uniknąć bliskości z nim. Nawet nie odchyliła łba, kiedy ten się pochylił i był z nią w tym momencie na równi. Najzwyczajniej w świecie spojrzała mu prosto w ślepia z zaciśniętą szczęką i mokrymi oczami, z których bądź co bądź nie spływały łzy.
- Doprawdy? - Przełknęła ciężko ślinę.
W zasadzie to miała mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Z jednej strony uważała, że udanie się z nimi byłoby jakąś szansą. Wierzyła w głębi duszy, że nic nie dzieje się przypadkiem, więc awaria statku (teraz już wraku) mogła bez dwóch zdań być jakimś znakiem.
Natomiast z drugiej... nie była świadoma tego z kim ma do czynienia. Poza tym, pierwsze wrażenia z nimi związanie nie należały do najcudowniejszych i między innymi dlatego czuła też do nich niechęć. Aczkolwiek ona również nie zachowała się stosownie, więc postanowiła dać im jakąś szansę.
Morrith przetarła oczy, po czym odwróciła wzrok, kierując go na prawo.
- "Powierzasz swoje życie"... Brzmi to trochę tak jakby nie wiadomo jakie niebezpieczeństwa mnie z Wami czekały. - Pociągnęła nosem, dodając po chwili. - Lubię niebezpieczeństwa... - Wróciła ponownie wzrokiem na Daalkiin'a, unosząc przy tym niewidocznie kąciki ust.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1Sob Lis 21, 2015 7:38 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Wrak statku którym tutaj przyleciała - zniknął. Nie do końca, po prostu został stąd teleportowany. Stąd obaj skupili teraz swą uwagę na kobiecie. Czarnofutry znajdował się najbliżej, tuż przy niej. Bez problemu dostrzegł łzy które pojawiły się na jej twarzy. Oto ta zimna samica zmieniła się w kogoś kto jednak posiadał uczucia, kogoś kogo rozdzierał ból.
-Wojna nie jest czymś niewidocznym dla obserwatorów.
Odpowiedział jej Arion, nie mówiąc jednak wprost kim byli ani jak się o tym realnie dowiedzieli. Nie musiała teraz wiedzieć wszystkiego. Kobieta dowie się w swoim czasie... lub po prostu sama domyśli.
-Nie zamierzam ciebie werbować.
Rzucił krótko czarnofutry, nie robiąc sobie nic specjalnego z jej uczuć, łez czy zachowania, jakie aktualnie sobą prezentowała.
-Nie możesz tu jednak zostać. To, czy jesteś dla nas przydatna - ocenimy później. Aktualnie, jesteś jednak niebezpieczeństwem dla samej siebie.
Dodał, a następnie podniósł swój korpus i wyprostował się, spoglądając na nią z góry. Czarnofutry skierował swój wzrok na cybernetycznego smoka, a następnie skinął mu łbem twierdząco. Potem... błysnęło białe, oślepiające światło...
-----
Zanim kobieta zdążyła się zorientować co się dzieje, nie znajdywała się już na dole, w zimnie. Zamiast tego znalazła się w olbrzymim hangarze w którym znajdowało się kilkadziesiąt maszyn - dronów oraz myśliwców które poruszały się po hangarze lub były w nim "zaparkowane". Oczywiście znajdowali się tutaj nowi "znajomi" kobiety. Czarnofutry rozejrzał się, a następnie powrócił do niej spojrzeniem. Miejsce to było ogromne, spokojnie zmieściła by się tutaj w swej smoczej formie przynajmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset razy.
-Witaj na pokładzie Suvulaan-do-Thul, drednota należącego do "The Core". Teraz, kiedy już nie musimy obawiać się wykrycia, zapytam ponownie. Jak się nazywasz?
Odezwał się czarnofutry, wyjaśniając jej gdzie się znajdowała. Miejsce mogło wydawać się imponujące. Myśliwce oraz kanonierki które poruszały się po hangarze, posiadały kokpity - jednak żaden z nich nie miał pilota. Mimo to, poruszały się po nim. Znajdowały się tutaj również małe, białe drony przypominające statki (wygląd na dole w KP). Uzbrojone w różne narzędzia, latały po hangarze, przenosząc coś lub naprawiając. Miejsce to... tętniło życiem. Mechanicznym ale jednak życiem. Za plecami kobiety dalej znajdował się Arion, obserwując ją uważnie oraz pilnując, gdyby wpadło jej do głowy coś nierozważnego. Znajdowała się bowiem teraz na obcym terenie - ich terenie. Ostrożności - nigdy jednak za wiele.

[ zt wszyscy -> Suvulaan-do-Thul ]
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Śnieżny Klif - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Śnieżny Klif
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Rosja :: Syberia-
Skocz do: