Mieszkanie Bena

Późny wieczór. Szkarłatny Pająk bujając się niezgrabnie na pajęczynie pomiędzy wieżowcami, kierował się w stronę swojego apartamentu. Po niezbyt udanej walce z Otto Octaviusem, zmuszony był ratować się ucieczką. Cały obolały, wszedł do mieszkania przez okno. Gdy tylko postawił pierwszy krok na podłodze pokoju, padł na twarz. Całe siły go opuściły. Nic dziwnego, dostał łomot stulecia. W każdym razie, doczołgać się musiał do kanapy, by odpocząć. Jak wiadomo sen to najlepsze lekarstwo.
- Talk about Parker luck... - powiedział do siebie w myślach, usadawiając swoje bolące cztery litery na trochę skrzypiącej i obdartej, ale bardzo wygodnej kanapie.
To był czas na odpoczynek. Ciężkie powieki zamknęły się, zaś Reilly całkowicie odpłynął do krainy snów, kolorowych misiów i słodkości. Tak, właśnie.

Powieki delikatnie się rozchyliły, by znów się zamknąć. I jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu zmęczone oczy mężczyzny otworzyły się, miotając obskurny sufit kawalerki, z którego tynk sypał się prawie tak intensywnie, jak śnieg w grudniu. Pierwsza myśl po przebudzeniu brzmiała "a więc jednak żyję...?", druga zaś połączona była ze zdaniem żołądka, który głośno oznajmił wszem i wobec, że to najlepszy czas, by coś przekąsić.
- A więc napełnijmy nasz pajęczy brzusio. - podniósł się, przechodząc z pozycji leżącej do siedzącej. Syknął cicho, jeszcze ciszej klnąc pod nosem. Wciąż czuł kłujący ból po ostatniej porażce. Jedyny plus był taki, że po upływie bóg wie ile czasu, ból był mniejszy i znośniejszy. Niedługo powinien zniknąć i Reilly będzie w pełni sił. A przynajmniej zawsze tak było...

Kiedy już ogarnął się, czyli dla tych bardziej ciekawskich: umył się i zjadł porządny posiłek, przywdział swój kostium. Czerwony spandeks opinał i eksponował jego mięśnie, zaś niebieska bluza pięknie komponowała się z ulicznym stylem. Na koniec ubrał swoje wyrzutnie sieci na nadgarstki, zaciągnął maskę na twarz i wyskoczył przez okno, szybując w dół. Tuż nad ulicą wystrzelił sieć, która przykleiwszy się do gzymsu budynku, pozwoliła mu na bujanie się po ulicach Manhattanu.
- Let's fight some crime!

z/t