Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Budynek główny rezydencji - gabinet

Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Wto Cze 24, 2014 7:05 pm

Budynek główny rezydencji - gabinet 7.jpg.CROP.article920-large
Oto gabinet właściciela rezydencji. Znajduje się on w skrzydle mieszkalnym budynku i ze wszystkich pokoi ten jest największy i najbardziej zagracony. Jest w nim masa trofeów z polowań, wypchanych zwierząt oraz wiele staroci takich jak księgi mające ponad 200 lat.
Meble są niewiele starsze od wyżej wymienionych ksiąg. W pokoju znajduje się także półpiętro, z którego można sięgnąć klapy prowadzącej na dach budynku. Jest ona jednak ukryta za jednym z obrazów, dokładniej to za obrazem najbardziej niepozornym... Kopią obrazu "Dama z łasiczką".
Znajduje się też tu na ścianach kolekcja broni z różnych regionów, które odwiedził łowca oraz jego przodkowie, a jest tego... bardzo dużo. Zaczynając od plemiennych sztyletów rytualnych, kończąc na halabardach.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Pon Sie 11, 2014 9:33 pm

Po przejściu przez portal Antharas oraz jego towarzysze trafili przed wejście do rezydencji. Na szczęście akurat w tym momencie nikogo na zewnątrz nie było. Jednak czy ktokolwiek  by się tym przejął? Przecież nadal przed wejściem był ślad po lądowaniu Shinsena w postaci poharatanej kostki, a majster do tego ma przyjść dopiero w środku tygodnia. W rezydencji raczej nie powinien być żaden gość, zatem skierował się do pokoi gościnnych. Po drodze jednak spotkał łowca swojego wiernego lokaja, który powitał skromnie gości i już chciał coś powiedzieć, kiedy pan przykazał mu, że zajmie się tą sprawą później. Lokaj chyba coś dziwnego już widział, bo nawet nie zareagował zdziwieniem na białą istotę w mundurze. Na razie priorytetem są goście i ma przysłać Elizabeth do pokoju Shinsena wraz z jedzeniem i medykamentami przeciwbólowymi.
Cóż szkoda, że Daalkiin się tak szybko zmył, bo w innym wypadku Antharas rzekłby pewną rzecz, a tak to biała samica to usłyszy i zapewne nie omieszka się przekazać. No cóż, rozumiał dlaczego komandos poszedł z dziewczynką, bo w końcu sam by technika na terenie gdzie przed chwilą był wróg też nie zostawiłby, zwłaszcza jeśli owy technik ma za zadanie skontaktować się z dowódcą czy bazą.
Poprowadził nowego gościa do swojego gabinetu przez część mieszkalną, gdzie po drodze młody smok został położony w swoim pokoju, a do niego przysłana jego ulubiona pokojówka z jedzeniem oraz medykamentami. Wiedział, że się wyliże bo wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, kiedy podjął się tamtego długiego lotu, a więc nie było z nim tak źle. W samym gabinecie na szczęście była sofa, więc z krzesłem nie będzie problemu (w końcu bardzo problematyczne jest usadzenie w ludzkim krześle kogoś z ogonem, no chyba że krzesło miało dziurę w oparciu).
Odstawił miecz oraz kuszę na swoje stare dębowe biurko i zasiadł za nim przez chwilę rozmyślając o tym co się stało i o tym jakie to niesie konsekwencje dla niego oraz osób w jego otoczeniu. Odchylił się do tyłu na swoim fotelu i spojrzał w górę na trofea, gdzie przez myśl przemknęło mu "jak dobrze być w domu". Z konsekwencji podróży, były jednocześnie pozytywne oraz negatywne konsekwencje bo zyskał już jednego, a raczej dwóch wrogów w postaci istot z kosmosu. Po chwili wstał, zdjął maskę i przemówił:
- Dziękuję za pomoc wtedy z tamtym... osobnikiem - szukał dobrego słowa, aby opisać istotę, która chciała ich zabić i zdobyć zawartość kapsuły - mam nadzieję, że aktualny wystrój pasuje, ale to jest jedno z tych miejsc, gdzie raczej nie ma opcji żeby ktoś podsłuchał rozmowy. - w sumie pokój był pełen trofeów przeróżnych zwierząt, a oni mieli poniekąd formy zwierzęce, więc mogli poczuć się dotknięci jakoś.
- Chciałbym jednak zacząć od prostego pytania, jakie zadaje każdy gospodarz. Coś do jedzenia? Coś do picia? - zapytał i jeśli otrzymał odpowiedź pozytywną, zwyczajnie wysłał wiadomość do Sebastiana za pomocą komórki, którą wyciągnął z kieszeni. Aż dziw brał, że była cała po tamtym starciu. Następnie łowca przeszedł do ważniejszej kwestii.
- Zatem kim był tamten plemienny jegomość, który kontrolował widmo? - zapytał i oparł się wygodnie w fotelu wyczekując odpowiedzi od białej samicy. Był ciekaw kto był takim gagatkiem, żeby sprawić im tyle problemów za jednym razem.
W trakcie dostał wiadomość, ze sprawą którą Sebastian chciał mu przedstawić. Szybko przeczytał i lekko uniósł jedną brew, bo to będzie w końcu bardzo długi dzień. Miał podzielną uwagę, więc jednocześnie słuchał tego co mówiła samica. Odstawił telefon na blat i dalej słuchał. No cóż, to nie będą jedyni goście najwyraźniej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Wto Sie 12, 2014 9:11 pm

NPC Storyline - Carei Sethea|Shinsen

Prymarcha poprowadziła młodego smoka - który ostatnimi czasy miał stanowczo za dużo wrażenie - przez drzwi, tuż za ziemskim łowcą. Człowiek przeprowadził ich przez swoją rezydencję, po drodze dano im było nawet minąć kogoś ze służby. Białofutra jedną ręką trzymała smoka, a drugą miecz, którego nie miała przypiętego do pasa.
Po wejściu do pomieszczenia które miało aktualnie "należeć" do smoka, Carei podeszła z nim do łóżka, a następnie ułożyła go na nim. Smok odetchnął, a prymarcha odwróciła się i ruszyła za gospodarzem, po drodze mijając jakąś służącą, na którą nie zwróciła specjalnie uwagi.
Antharas zaprowadził ich do swojego gabinetu. Pierwsze co rzuciło się w jej oczy, to trofea poumieszczane na ścianach. Samica rozejrzała się po pomieszczeniu jednak nie wyglądała na przejętą. Może to wojskowa dyscyplina, a może miała jakiegoś asa w rękawie... lub po prostu dzierżyła go w dłoni. Kiedy Antharas usiadł przy biurku, Sethea minęła go i podeszła do okna, by wyjrzeć przez nie i ujrzeć ogród. Zieleń. A więc ta planeta nie była taka zniszczona. Dość niezwykłe. Ludzkość musiała jeszcze nie dotrzeć do tego etapu technologicznego lub proces ten dopiero się u nich rozpoczynał. Po chwili usłyszała nagle głos mężczyzny, a nie odwracając się do niego, postanowiła mu odpowiedzieć.
-Z waszą technologią, być może. Z naszą, nadal mogą nas podsłuchać.
Wyjaśniła mu w skrócie, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Proste ściany nie przerwą odbierania transmisji z tego miejsca. Budynek musiałby posiadać o wiele lepszą technologię, niż ta prezentowana na ziemi. A była pewna, że owej tu nie ma. Następne padło pytanie o jedzenie lub picie.
-Nie w tej chwili. Chętnie jednak przejdę się zaraz do ogrodu... Muszę kogoś wezwać.
Skomentowała, mając już dokładny obraz,wizję tego jak to będzie przebiegało. Miała ochotę skrócić tą istotę o łeb, tak dla zasady, nieważne kim ta istota była. Doigrała się, stanowczo. Jej rozmyślania przerwały jednak słowa mężczyzny. Białofutra odwróciła się powoli w jego stronę, spoglądając na niego niczym na przygłupa, niemniej jednak jej mina była dość... poważna.
-Plemiennej zbroi? Jak bardzo zacofani jesteście?
Zapytała, nie chcąc dalej tego komentować. Dla niej to było aż nazbyt oczywiste, a do tego nie miała za bardzo humoru, bo film urwał jej się jakieś osiemset tysięcy lat temu podczas jednej z największych bitew jakie wszechświat widział. A ona wiedziała kto był za to odpowiedzialny. Normalna istota zapewne by się załamała, jednak nie ona. Nie była tym typem charakteru. Skoro już tutaj było, to należało działać dalej.
-A więc wiesz o widmach? Widm nie można kontrolować. Przynajmniej nigdy takowego nie spotkałam. Jeśli jednak to co mówisz jest prawdą, to mój przyjaciel będzie się musiał o tym dowiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że żyjecie. Więc zapewne nie kontrolował go w pełni.
Wyjaśniła, resztę historii sobie po prostu układając. Carei jak mało kto znała siłę oraz możliwości widm - i to nie tych "regularnych", lecz tych z "najwyższej pułki". Niemniej jednak musiała dokończyć odpowiadać mu na pytanie.
-Zdrajca, tyle wystarczy wiedzieć. Udało mu się jednak zdobyć jakiś rodzaj mocy, inaczej byłby już martwy.
Odparła i skomentowała, a następnie ponownie odwróciła się w stronę okna i zaczęła oglądać widoki na zewnątrz. Już tylko przyglądając się tej istocie, dało się z od niej wręcz wyczuć tą aurę, szlachetnej istoty, dowódcy i opiekuna. Sama jest postawa na to wskazywała, dumna i silna, nie była typem istoty która myślała o tym by się poddawać. Ogon Carei spokojnie opadał ku ziemi, a ona sama stała wyprostowana przy oknie, czekając na ewentualne pytania ze strony łowcy.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Wto Sie 12, 2014 9:54 pm

Heh, tego że ktoś z kosmosu przy pomocy jakiejś zaawansowanej technologi mógł ich podsłuchać spodziewał się. Sporo rzeczy już widział i raczej uwierzy w to, że ktoś może ich podsłuchać, nawet przez te ściany. No cóż, może stwierdzenie, że sporo widział to za dużo powiedziane, bo pewnie widział niewielki ułamek tego, precyzyjniej mówiąc zwiastun tego co miało nadejść. Tak, zwiastun to chyba dobre określenie.
Czyli, ktoś jeszcze przybędzie, im więcej tym weselej... dla kogo weselej dla tego weselej, bo Jack raczej się nie cieszył na przybycie kolejnych istot pozaziemskich.
Ogród, czyli to co było w rezydencji pielęgnowane ze szczególną starannością. Żywopłot był regularnie przycinany, aby wyglądał schludnie, a co roku kwiaty były wymieniane (oczywiście te które nie przetrwały zimy) na nowe kolory. Doszło do czegoś takiego, że aktualnie pośrodku można było dostrzec piękną mieszankę barw przechodzącą od barw ciepłych aż po zimne. Rosły tam wszelkie kwiaty, które przetrwają w chłodnej Anglii.
- W porządku. Dawno nie miałem okazji do kontemplacji tego miejsca swoją drogą - podszedł do jednej szafki i wyciągnął zapasowy płaszcz, który zamienił z tym co miał na sobie. Jakoś trzeba wyglądać w końcu. To nic, że reszta była też w opłakanym stanie, ale płaszcz musi być.
- Kto jeszcze przybędzie? - zadał pytanie - i jakie będzie miał wymiary - dodał bo musiał wiedzieć, czy otworzyć zejście do podziemi którym były transportowane kontenery z zaopatrzeniem czy nie.
- Pierwsze skojarzenie jakie miałem, bo krój jego pancerza wyglądał na takie zmieszanie plemiennego stylu i futurystycznego rodem z filmów ziemskich - wzruszył ramionami - powiedzmy, że do pewnego momentu nadal się będą udzielać nasze ziemskie stereotypy istot pozaziemskich.
Wziął miecz wraz z pochwą i zaczął krążyć w kółko po dywanie, używając miecza jak laski dżentelmeńskiej. Troszkę wiedzy o widmach mu Shinsen przekazał, dlatego miał niewielki obrazek tego z czym się mierzył.
- Coś tam młody mi mówił o nich. To czarne stworzenie zrobione z cienia... jak on się nazywał... - stukał laską w podłogę, aż po sekundzie sobie przypomniał - a tak Vareoth. Zachowywał się jakby był pod wpływem tego, który chciał się do Ciebie dobrać. Fakt widmo miało szansę pozbawić mnie obu rąk, ale tego nie zrobiło. Nie zmienia to jednak tego, że koleś miał nad nim jakąś kontrolę.
Pokrążył jeszcze chwile, po czym usiadł sobie na biurku i zerkał na Carei. W sumie spodziewał się, że to może być jakiś zdrajca, nawet by się wpasował w ten wyjątek od reguły honoru pozaziemskich istot. Fakt istota sama w sobie była szlachetna, mowa tu oczywiście o Carei, która miała jakiś swój rodzaj wewnętrznej charyzmy. Nic dziwnego że wyglądała na kogoś o wysokim stanowisku.
- Odprowadzę Cię do ogrodów i tam się skontaktujesz z tym z kim masz. Prawdopodobnie masz już przydzielony pokój gdzieś w pobliżu tego, w którym jest Shinsen. Będę musiał zająć się pewną sprawą osobiście dlatego ulotnię się na moment - zerknął jeszcze raz na treść wiadomości, która mówiła iż ma poważnie z kimś porozmawiać i że ta osoba znajduje się w rezydencji. Przy okazji ma unikać jednego skrzydła mieszkalnego, aby przypadkiem nie wpaść na tą osobę - Potrzebujesz czegoś jeszcze? A i przy okazji jeśli będzie potrzeba, na większą przestrzeń dla kogoś lub w celu składowania czegoś to mogę udostępnić podziemia. Jako dowódca pewnie będziesz potrzebowała miejsca na bazę wypadową, w wypadku jeśli zostaniesz na dłużej w rezydencji lub ktoś inny od Ciebie zostanie w celach odszukania tego zdrajcy czy innego celu jaki tam macie na Ziemi. Fakt, może są trochę zagracone sprzętem, ale to kwestia zepchnięcia paru kontenerów pod ścianę i od razu zrobi się sporo miejsca - zaproponował. W sumie jakby chciała to by przejęła rezydencję i nie miałby tu nic do gadania, a tak to grzecznie zaproponował. To było jasne jak słońce, że na tej planecie mają jakieś interesy i nie obejdzie się bez bazy wypadowej. Każdy dowódca musi mieć bazę na terenie operacyjnym, gdyż pozwala to na komfortowe zrzuty zaopatrzenia oraz dalsze łatwe prowadzenie kampanii.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sro Sie 13, 2014 6:50 am

NPC Storyline - Carei Sethea


-Ten, przez którego tu jestem.
Skwitowała krótko, a następnie zrobiła kilka kroków, w głąb pokoju. W lewej ręce dalej trzymała nikanę za pokrowiec, mniej więcej przy rękojeści. Pytanie o wymiary było dość specyficzne, niemniej jednak znała tego osobnika na tyle dobrze, by móc podać jego wymiary.
-Zależnie od formy jaką sobie wybierze. W oryginalnej jest wysoki na trzysta osiemdziesiąt centymetrów i długi na na prawie osiemset. W bardziej nam przyjaznej, mierzy jakieś dwieście siedemdziesiąt centymetrów. Czarno-czerwone łuski, wielki, masywny, płomienne ślepia.
Skomentowała, wyjaśniając nieco, a pro po tego kogo zamierzała zawołać. Opis doskonale odpowiadał widmu, w końcu to właśnie one spełniały takie wymogi wzrostu. Z resztą to widmo było jej doskonale znane. I winne swój łeb za to co zrobiło.
Niemniej jednak to kolejne słowa łowcy wydały się jej interesujące. A więc uważał, że zdrajca miał kontrolę nad widmem? Nadal mało prawdopodobne, jednak możliwe. No i nie dało się ukryć, że ten człowiek nic o widmach nie wiedział, nie był świadomy zagrożenia z jakim miał do czynienia.
-Widma nie są zrobione z cienia. Inną sprawą jest fakt, że jeszcze żyjecie. Zapewne po prosu nie chciał was zabić. W przeciwnym razie nawet byś nie zauważył, kiedy zginąłeś. A jeśli istnieje życie po śmierci - ty byś go nie zaznał.
Wyjaśniła, by trochę uświadomić człowiekowi, że dziękować mógł czemu tam chciał - za to, że w ogóle żył. Najlepiej temu widmu przy następnym spotkaniu, że go nie zabiło. Jednak miał prawo nie wiedzieć, a ona to rozumiała. Dowie się w swoim czasie. Białofutra opuściła wzrok na rękojeść swojego miecza. Broni tak bardzo nietypowej dla istot jej pokroju. Wysłuchawszy go po raz kolejny, samica spojrzała na niego kątem oka.
-Postaramy się nie zostać długo. Na początek Densorin musi odzyskać siły, a my musimy skontaktować się z kimkolwiek od nas.
Rzuciła, a następnie odwróciła się frontem do niego.
-Ile i jakich istot jest na terenie tego kompleksu?
Zapytała. Pytanie to było o tyle ważne, że chciała wiedzieć na kogo może się tu natknąć "legalnie", a kogo musiałaby się ewentualnie pozbyć. Tak dla bezpieczeństwa. Z resztą samodzielnie będąc przed sobą szczerą, zaniedbali wszystkie procedury dotyczące wyciągnięcia kogokolwiek z kriokapsuły. Nie wspominając już, że o jakieś osiemset razy przekroczyła dozwolony czas pozostawania w owej kriokapsule. Tym bardziej więc wolała zawołać kogoś, kto będzie w stanie zadbać chwilowo o jej bezpieczeństwo zdrowotne. Nie zdziwiłaby się nawet, że fakt, iż jeszcze stała na nogach - zawdzięczała mieczowi.
-Dur-Shurrikun będzie moją "bazą wypadową". Jak się uda to będziemy mogli ciebie tam zabrać, zobaczysz ponad dwustu kilometrowy okręt.
Skomentowała. Choć być może przystaną kiedyś na jego propozycję, teraz nie miała do tego głowy. Z resztą nie wiedziała nawet jaka jest ich sytuacja. Wybudzili ją osiemset tysięcy lat później i miała sobie z tym poradzić. Imperium zapewne już nie istniało, a ona miała na głowie odnalezienie okrętu który jednak nadal istniał. Pytanie - jak się zmienił? Z resztą sam rozmiar mówił za siebie. Nie sądziła by ktoś zdążył wybudować potężniejszą jednostkę. Nawet biorąc pod uwagę technologię sprzed prawie miliona lat, ich imperium nadal wyprzedzało inne o eony, będąc niekwestionowanym władcą kosmosu. Może właśnie dlatego postanowiono się ich pozbyć? Cóż, ona nadal żyła... tak więc wojna trwała.
Carei obróciła się w stronę drzwi, złapała za klamkę, a następnie otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Ruszyła spokojnym krokiem przed siebie, nie czekając specjalnie na gospodarza i najwyraźniej wiedząc, gdzie ma się udać.
-Jestem wojskowym, nie politykiem. Załatw swoje sprawy, ja będę w ogrodzie.
Wyjaśniła, ruszając dalej przed siebie, przemierzając spokojnie korytarze budynku do momentu, aż dotarła do drzwi prowadzących do ogrodu. Tam dopiero postanowiła przejść się po owym ogrodzie i wyszukać właściwego miejsca. Znalazła je w momencie gdy trafiła na ślepy zaułek. Podeszła do końca drogi, a następnie odwróciła się i usiadła w pozycji seiza. Nikanę położyła póki co równolegle przed sobą, a sama zamknęła oczy i postanowiła skupić się na chwilę. Nie będzie wzywała go tak od razu, musiała się wpierw... zastanowić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sro Sie 13, 2014 9:16 am

No cóż, zwyczajnie co do wymiarów to chciał wiedzieć czy osobnik zwyczajnie przejdzie przez korytarze domu czy raczej nie. Byłoby to dosyć... smutne gdyby się zaklinował w jednym z węższych korytarzy, chociaż na to że były wąskie nie narzekał, ba na standardy ludzkie to korytarze faktycznie były duże. Co innego na wymiaru smoków i innych istot z kosmosu. No to w takim razie prawdopodobnie gościem będzie widmo, a idąc ziemskim stereotypem skoro ma płomienne ślepia i jest czarno czerwony to pewnie włada ogniem. Jednak nie zakładał tego łowca z góry, bo przecież pozory mogą mylić... prawda? Chociaż stereotyp smoka wodnego zeszłym razem zadziałał całkiem nieźle i akurat się sprawdził więc i w tym pewnie się sprawdzi.
- Znaczy chodziło mi raczej, że tamto potrafiło się zamienić w cień i zniknąć. Na dodatek był czarny jak cień - uściślił. Dobrze wiedzieć, że stworzenie potrafiłoby zabić łowcę zanim ten by ogarnął że nie żyje. A ten kawałeczek z życiem po śmierci (o ile jakieś istnieje) nadawał wszystkiemu wydźwięku takiej... wiecznej niedoli po starciu z widmem, jeśli nawet nie pustki. Jako tako niewiele wiedział o widmach, czy smokach, a nawet o samym Durze, bo w końcu do niedawna był człowiekiem, przeklętym ale człowiekiem, który nawet nie zdawał sobie z tego typu rzeczy sprawy. Czas oraz inni być może będą dobrym nauczycielem i jakoś go wprowadzą. Następnie białofutra spojrzała na niego i zapytała o stan ludności na terenie rezydencji.
- Jest moja służba, co daje około 35 ludzi. W budynku pewnie pracuje z 15-20, reszta na zewnątrz. No i jedna osoba, która niedawno się pojawiła w rezydencji dlatego chcę z nią porozmawiać jako właściciel tego przybytku. Do służby mam pełne zaufanie, a co do tej nowej osoby muszę się upewnić.
Do służby Antharas miał pełne zaufanie, bo w końcu służyli jego rodzinie od pokoleń i potrafili dochować tajemnicy. Nie rozprawiali wszem i wobec o tym, że ich pan ma ponad 300 lat. Jeden fakt o którym wiedzieli, dopiero niedawno dowiedzieli się o tym jaki łowca może być naprawdę. Czy zaczęli uciekać w popłochu? Nie, bo w końcu przez te 300 lat ich rodzinie nie spadł włos z głowy. Nie był pewien co do nowej osoby, dlatego wolał ją przesłuchać i jeśli będzie wskazywało coś na to, że się wygada... zamknąć jej usta.
Propozycja zabrania go na statek zaskoczyła go, jednak wewnątrz uśmiechnął się sam do siebie, bo oto on, biznesmen, właściciel firmy zbrojeniowej wejdzie na pokład statku kosmicznego obcej rasy. Jeszcze do tego 200 kilometrów długości.
- Z wielką przyjemnością przyjmę tą ofertę, jeśli się oczywiście uda - powiedział z pokorą w głosie.
Kiedy otworzyła drzwi i wyszła udał się za nią i odprowadził ją do ogrodów. Zrobił to z grzeczności oraz z tego powodu, że jako gospodarz to było jedno z jego zadań. Spacerował z nią przez moment po labiryncie żywopłotu, jednak ona prowadziła jakby czegoś szukała. W końcu usiadła w ślepym korytarzu i chyba zaczęła medytować. No cóż, nie będzie jej przeszkadzał zatem.
- Jakby coś było potrzebne to wiesz gdzie mnie szukać. Ewentualnie jeśli mój lokaj się gdzieś kręci to możesz też jego zaczepić - powiedział, po czym rzucił Cerei uśmiech i wrócił do swojego gabinetu. Tam na miejscu już przebrał się w nowe ubrania i dał Sebastianowi znak by wprowadził gościa, którego cały czas zwodził o nieobecności swojego pana.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 12:34 am

Ech. Veri szła powoli, gdyż niemalże wcale nie odzyskała sił. Wieść o spotkaniu z Antharasem nie była w tej chwili już taka wspaniała, jak byłaby jeszcze parę dni temu. Mimo, że w sumie wiedziała, czego się spodziewać. Na pewno właściciel, jeżeli oczywiście jest taki, jak opowiadał o nim Sebastian, póki co absolutnie nie pozwoli odejść Iskrze z rezydencji. Nie w takim stanie, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. W tej chwili była niczym bomba zegarowa, która z pewnością wybuchnie z chwilą odzyskania przez dziewczynę sił. I albo będzie to autodestrukcja, albo co najmniej wytworzenie wokół piekła. Do tego czasu jednak domownicy mają czas ją 'rozbroić'. W chwili, gdy Veronique weszła wraz z lokajem do gabinetu właściciela Antharasa, dosłownie uginały się pod nią nogi. Nie dość, że stała niepewnie, opierając się rękoma o ścianę, to dodatkowo znowu dostała zawrotów głowy. Tak, gdyby nie ściana, Veri runęłaby na podłogę, i to dość mocno. Muszę być silna. Przynajmniej teraz. Dziewczyna miała nadzieję, że lokaj zdążył wcześniej opowiedzieć Antharasowi jej historię, bo ona wcale nie miała ni sił, ni chęci powtarzać tego wszystkiego, jeszcze bardziej pogarszając stan swojej psychiki. -Jeżeli pan nie wie, kim jestem, błagam wręcz, by pytał pan o mnie swojego lokaja. Jemu opowiedziałam wszystko, drugi raz nie zdołam. - Powiedziała niepewnie Iskra, siląc się jednak na pewny siebie ton głosu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 12:48 am

Lokaj po odprowadzeniu dziewczyny wyszedł z gabinetu i zostawił wszystko w rękach pana. We wcześniejszej wiadomości dał mu wytyczne z czym się może spotkać. Zanim weszła do pokoju Antharas zdążył się przebrać i przygotować, by wyglądać normalnie. No może oprócz pazurów, których nie spiłował. Kiedy dziewczyna weszła nogi się pod nią uginały. Jako dżentelmen nie powinien jej pozwolić runąć, dlatego wstał ze swojego miejsca i podszedł do niej prowadząc ją na kanapę. Usiadł obok niej. Słyszał o próbie samobójstwa, dlatego wiedział że musi postępować ostrożnie.
- Słyszałem co nieco o Tobie. Powiedzmy, że w moim domu praktycznie wiem wszystko i widze wszystko - powiedział i oparł się o kanapę - Tak więc znam też twój problem. Chcesz przestać istnieć, jednak czy marnowanie swojego życia jakie otrzymało się jest roztropne? - zrobiło mu się jej szkoda, bo taka młoda, piękna i pociągajaca dziewczyna chciała ze sobą skończyć. No co za marnotrawstwo! - Jednak nie obce jest mi poczucie bycia skrzywdzonym oraz piętno śmierci, czy chęć odebrania sobie życia. Fakt kiedyś nawet sam próbowałem, ale postanowiłem lepiej wykorzystać swoje życie. W jakiś produktywny sposób - spojrzał jej w oczy. Jego wzrok dawał wrażenie człowieka, który sporo przeszedł i ktory sporo wie. Dał też wrażenie osoby zdecydowanej i silnej - Zatem młoda damo... czy chcesz mi coś powiedzieć? - w sumie mógł się wydać abstrakcyjny bo w końcu miał jakieś dziwne uszy i ogon, który się poruszał. Jeśli to cosplay to zajebiście zrobiony.
Jeśli poczuła się gorzej to zwyczajnie pozwolił jej się oprzeć na sobie - No Veronique, co teraz zrobisz kiedy znajdujesz się obok kogoś kto przeżył dużo więcej niż zwykły człowiek i który widział ogromne zło na świecie? Co zrobisz w momencie kiedy siedzi obok Ciebie osoba z mrokiem? - złapał ją za rękę. Pod rękawiczką czuć było pazury, jednak nie kaleczyły bo dobry materiał - Jak wykorzystasz swoje życie? Poddasz się rozpaczy, czy zawalczysz? Zginiesz w rynsztoku czy z niego wyjdzeisz? Jeśli nie znajdujesz sensu swojej egzystencji to czy zgodzisz się ją otrzymać od kogoś? - zapytał i cały czas przewiercał ją spojrzeniem.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 1:28 am

Gonitwa myśli. Czy warto żyć, jak nie dla siebie, to dla kogoś? I co konkretnie znaczyły słowa Antharasa? Jego spojrzenie było, jakby chciał skraść jej duszę... lub serce. Do tego te kolorowe tęczówki. Ver westchnęła. Było w nim coś takiego, że dziewczyna w tej chwili poszłaby za nim na kraniec galaktyki. Bardzo dziwne. I pomimo, że Iskra normalnie uznałaby takie zachowanie za nachalne, a 'napastnik' skończyłby pod postacią małej kupki popiołu, tym razem jednak nastolatka wtuliła się w mężczyznę. -Sobie nie ufam. -Szepnęła mu na ucho. Veri jednak nie zauważyła nic nienormalnego, gdyż cały czas miała zamknięte oczka. -Do tego czasu... Mogę być cała twoja. - Zabawne. Taka nieufna dziewczyna właśnie przed chwilą powierzyła swe życie całkowicie obcej osobie. Magia wręcz.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 2:24 am

Raczej poszedł psychologią pokazania, że się jej nie boi. Owszem dostał informacje o płomieniach, lecz tym się za bardzo nie przejął. Po pierwsze takiej osobie trzeba pokazać, że jest ktoś kto się nie boi, a jak nie czuje strachu to znaczy, że albo jest głupi albo ma parę asów w rękawie. Po drugie w jej obecnym stanie fizycznym nie stanowiła dla łowcy zagrożenia. Mógł ją obedrzeć ze skóry kiedy chciał, zwłaszcza, że pazury już miał. Po trzecie i najważniejsze trzeba takiej osobie namieszać, aby skłoniła się ku przeciwwadze jaką stanowiła logika łowcy. Zimna logika, mówiąca że jeśli ma zginąć to niech się na coś przyda. Kiedy się w niego wtuliła, objął ją i zaczął głaskać delikatnie po głowie swoją szponiastą ręką.
- Skoro sobie nie ufasz to zaufaj komuś innemu - odrzekł z charyzmą w głosie. Była słaba psychicznie i fizycznie w tym momencie. Praktycznie była wycieńczona, więc bardzo łatwo ją sobie łowca przygarnie i nauczy co wolno a co nie - Ho? A jak zaufasz sobie to co wtedy? - powiedział i położył się na kanapie i pociągnął ją za sobą, tak by na nim leżała. Jedną ręką głaskał ją po głowie, jak głaszcze się uspokajając kogoś, a drugą ręką wodził po jej plecach jakby zachęcając do czegoś. Pewnie by się mu oddała duszą i ciałem.
- W takim razie bądź moja - powiedział władczym tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zsunął maskę i ją pocałował. Tak w miarę czule, na dobry początek, aby zachęcić ją takimi nagrodami. Na krótko oczywiście. Słyszał, że była uzależniona od leków, więc teraz planował uzależnić ją od siebie.
- No i co panienka dalej z tym fantem uczyni? - zapytał bawiąc się kosmykiem jej włosów - ale zanim coś uczynisz powiedz co Cię boli i co Cię gryzie - powiedział i przytulił ją do siebie, by dać poczucie bezpieczeństwa i tego że łowca jej nigdzie nie ucieknie, a zostanie i wysłucha. Miała bardzo zgrabne kobiece ciało, dlatego co jakiś czas schodził z pieszczot pleców w stronę dolnych partii ciała. Dziewczyna nie była zwierzątkiem i trzeba było jej pokazać, że można brać siłą lub można odebrać bez konfrontacji. Miało to na celu też pokazanie, że Antharas się nie boi jej dotknąć, ani tym bardziej nie boi się jej gniewu. W razie czego i tak moc Jack'a była w pogotowiu.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 5:09 pm

Veronique czuła się bardzo dziwnie. Nikt nigdy jej tak nie traktował. Zawsze szybkie numery, potem zapłata. Zero troski, czułości, namiętności, której tak bardzo potrzebowała. Pomimo awersji, jakiej zdobyła właśnie przez takie wydarzenia, Antharas wydawał jej się inny, a w jego ramionach czuła się bezpiecznie jak nigdy. -Nie wiem... Cokolwiek uznasz za dobre. Uznamy. - Gdy ją pocałował, policzki Veri zaczerwieniły się... Ze wstydu? Możliwe, acz dziwne. -Przy tobie... Nic.. Absolutnie. - Szepnęła mu do ucha. Gdy zaczął wodzić rękoma po jej ciele, Mężczyzna mógł usłyszeć ciche pomruki zadowolenia dziewczyny. Czy oddałaby mu się, gdyby chciał? Możliwe. Ver potrzebowała się rozładować, zostawić ze sobą złe emocje i wydarzenia. A seks mógłby być swoistym katharsis. ..
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Czw Sie 14, 2014 6:52 pm

Właściwie po to był czuły dotyk, aby nakłonić ją do akcji oraz rozładowania się w sposób dosyć pierwotny. Czuł, że dziewczyna jest spięta, nie po tym jak się zachowywała, ale po samych mięśniach, które wyczuwał pod ręką. Namiętność, czy też czułość był dla niej jak krople deszczu na pustyni dla podróżnika. Czymś zbawiennym oraz potrzebnym, zazwyczaj mało prawdopodobnym ale teraz realnym jak najbardziej. Miała tak uroczo czerwone policzki po pocałunku, a deklaracja że uczynią razem to co będzie uznane za dobre była niewielkim kroczkiem do przodu. Niewielkim krokiem w stronę samowyzwolenia. Na dodatek poprawił łowcy humor fakt, że mimo krótkiej ba znikomej znajomości dziewczyna chciała mu zaufać. Czynników pewnie było wiele, ale biorąc pod uwagę jej ostatnie wahania psychiki to zadziałał tu zwyczajnie czynnik psychologiczny jakim była chęć pójścia za kimś kto miał u niej wrażenie silnej osoby. Plusem było to, że skupiała się na nim, a nie problemie.
Jej mruczenie, kiedy wodził palcami po jej ciele było znakiem, że coraz więcej może zrobić i na coraz więcej sobie pozwolić.
- W takim razie wykorzystaj to życie jakie Ci daje i spróbuj je ułożyć jak uznasz za stosowne - spojrzał jej w oczy, a potem delikatnie przeczesał jej włosy. Nęcił ją swoim dotykiem oj nęcił, w końcu chciał się troszkę pobawić i zwyczajnie skłonić ją do odstresowania się w wiadomy sposób. Obopólne korzyści więc nie będzie w tym nic złego. Zresztą patrząc po jej figurze, po tym jakie ma zachowania i tym jak wbrew pozorom jest to krucha osoba zwyczajnie zrobiło mu się jej szkoda, dlatego chciał wziąć ją pod swoją protekcję - To co płomyczku? Rozpalimy troszkę ognia?- ujął jej dłonie w swoje i czekał na reakcję. Potem zaczął okazywać jej troszkę więcej czułości, z sekundy na sekundę przeładowując zapewne jej stan emocjonalny.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Pią Sie 15, 2014 2:29 pm

Korzyść obopólna? Tsa. Ona miała na niego chęć, on z pewnością na nią również. No, a do zbliżenia dzieliło ich tylko kilka ruchów potrzebnych do zdjęcia ubrań. W każdym razie, miło, że wzbudzała w Antharasie pożądanie. Czyli o to chodziło z tym lisem, wtedy we śnie. Wszystkie problemy, jak zawsze w takich sytuacjach, odpłynęły w dal, chociaż na te kilkadziesiąt wspaniałych minut, jakie ich czekały. I rzeczywiście, Ver skupiła się jedynie na Antharasie oraz czerpaniu z zaistniałej sytuacji jak największej przyjemności. A odpowiedzi słownej na pytanie lisek się nie doczekał. Zamiast niej, nastolatka namiętnie go pocałowała i... odeszła od niego. Jednak tylko po to, by zrzucić z siebie wszystko, co miała na sobie. Na szczęście mogła sobie na to pozwolić, gdyż zawroty głowy odeszły jak myśli o samobójstwie. Po krótkiej chwili Ver ponownie usiadła obok mężczyzny, ale tylko po to, by zacząć go całować, a następnie położyć go na sobie. -Masz moje pozwolenie, Lisku. Ale najpierw... Pobawmy się jeszcze trochę. Spraw, bym błagała o więcej... - Wyszeptała, a gdy skończyła wymawiać ostatnie zdanie, lewa jej zawędrowała na tors Antha, po to jednak, by go odepchnąć. -Zdejmij to, co nam niepotrzebne... do szczęścia. - Swoją drogą, ponoć introwertyczki są boskie w łóżku...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Pią Sie 15, 2014 2:43 pm

No cóż tak szybko rozbierającej się niewiasty dawno nie widział, hmm ile to ze 100 lat może? Treningi mentalne pozwalały mu zwyczajnie wytłumić swoje żądze, a może ich nie czuł bo Jack czasem wychodził na zewnątrz? Może obie rzeczy na raz, ale w każdym razie odepchnęła go na chwilę, ale potem przyciągnęła do siebie. Widział jej piękną gładką skórę, jej kształtne piersi, jędrny tyłeczek, wszystko czego każdy facet by chciał u kobiety. Faktycznie ten widok sprawił, że łowca miał większą ochotę na ten kawałeczek Veronique.
- Pozwolenie? Czy w wypadku kiedy powiedziałaś, że będziesz cała moja muszę pytać o to? - uśmiechnął się do niej zawadiacko. Następnie powoli przed nią zdjął płaszcz, a potem górną część stroju ukazując umięśnione ciało, które czasem miało na sobie bliznę czy dwie. Ubrania rzucił gdzieś w kąt. Bardzo powoli i delikatnie, bo miał w końcu pazury przejechał po jej podbrzuszu w kuszący sposób. Przy okazji całując ją gorąco i namiętnie. Kiedy palce dotarły do jej zgrabnych piersi, jedna ręka uścisnęła, a druga powędrowała na pośladek gdzie także się zacisnęła. Pewnie było jej przyjemnie, dlatego starał się ją nęcić pocałunkami co jakiś czas je przerywając w momentach kiedy ona stawała sie pewniejsza. Spodni jeszcze nie zdjął.
- To zabawimy się w pana i służącą? Wiesz myślałem, żeby dać ci tą przyjemność pozbycia się ostatniego elementu stroju - powiedział i pociągnął ją na siebie, a potem spojrzał w oczy płomiennej dziewczyny - To jak? Chcesz kawałek mnie? - powiedział i zacisnął obie dłonie na jej pośladkach. Co jakiś czas wodził ogonem po kanapie z podniecenia, jednak w jego spojrzeniu było widać żądze, uczucie i pasje, która może być tym co zaspokoi Ver. Kiedy ostatni kawałek ubrania opadł Antharas zaczął pieścić jej ciało, tak aby odczuwała jak największą przyjemność. Tak oto zaczął się ich stosunek lub też miłosne zapasy, które zaczęli uprawiać z wielką pasją i namiętnością.
Powrót do góry Go down
Veronique Croisseux

Veronique Croisseux


Liczba postów : 32
Data dołączenia : 05/08/2014

Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sob Sie 16, 2014 12:16 pm

Hmn... To były jedne z najprzyjemniejszych chwil w ogóle podczas całego jej życia. Setki pocałunków złożonych na różnych częściach ciała, jęków rozkoszy, westchnień... Seks w najlepszym wydaniu, po prostu. Nic dodać, nic ująć. Spełnienie tym razem, to było zbyt mało powiedziane. Veronique wręcz upoiła się rozkoszą, przyjemnością. -Moja słodycz... Tylko moja. - Veri, obejmująca mocno nogami swego kochanka starała się, by słowa były powiedziane wyraźnie, ale niektóre sylaby wręcz scalały się z jękami. Ale oczywiście wszystko byłoby za dobrze, gdyby coś się nie stało. Nagle rozległ się huk, a potem rozkaz, by Iskra wyszła z rękoma ku górze. Czyżby Shield? -Obawiam się, że to szef. Szybko, musisz iść ze mną. - Powiedziała z niepokojem Veri, wychodząc z gabinetu tak, jak ją Bóg stworzył. Wbrew całej tej akcji, była dość spokojna. Dziewczyna skierowała swe kroki do pokoju, w którym wcześniej leżała. Dopiero tam pospiesznie się ubrała, założyła ostrze na lewy nadgarstek i chwyciła torebkę. Po kilku minutach razem z Antharasem, lekko w niego wtulona, udała się przed dom. Zanim jednak wyszli, Iskra chwilę z nim porozmawiała. -Obiecaj mi, że gdyby coś szło nie tak, to pomożesz. Ewentualnie będziesz negocjować. - Pocałowała mężczyznę, jakby na pożegnanie. Płomiennooka wyszła pierwsza, w sumie 'na luzie'. Panowie, spokojnie! Nic nikomu nie grozi! Komu mam wyjaśnić zaistniałą sytuację? - Pewność siebie była w tej chwili kluczem, a przynajmniej tak to wyglądało. A gdyby chcieli ją schwytać, nie udałoby się nikomu. Na niemal każdą ewentualność była gotowa.
[x2 z/t z gabinetu]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 8:52 pm

//Jadalnia
Niebieska lamparcica czegoś chyba nasłuchiwała tam w oddali. On wytężył swój słuch, ale raczej niczego nie dosłyszał. Młodzik jak usłyszał często pakował się w kłopoty, ale jakoś z nich wychodził. Powiedzmy, że trafił z deszczu pod rynnę, bo został najpierw oddzielony od swoich, a potem porwany przez kogoś. Faktycznie to by się zgadzało, ale że Młoda pewnie Młodego znała i stwierdziła, że nic mu nie będzie to był w stanie jej uwierzyć na słowo, na paluszek czy jak kto tam woli. Nie czuć było niepokoju, więc pewnie miała rację. Mogła też być niepoprawną optymistką. Lekko się spięła wnioskując po ruchu ogona, kiedy dotknął jej ramienia, jakby wyrwał ją ze skupienia, ale koniec końców jak zawsze miło się uśmiechnęła.
To dobrze, że służby tam nie było. Inaczej pewnie ktoś by w nie wpadł i coś sobie zrobił. Jednak skoro ona miała takie wrażenie, a pewnie postrzegała świat inaczej, lepiej, ostrzej to mogło w tym coś być. Spojrzał w tamto miejsce, a potem na nią. Rozmyślania przerwało huknięcie za ich plecami, na które Rhoshan zareagował instynktownie szybko się obracając i zasłaniając Kerrije swoim ciałem. Szykując się do boju, jednak jak się okazało to był ich mistrz. Akarynth powrócił bez Shinsena, co sugerowało, że albo go nie znalazł lub znalazł i zwrócił jego oddziałowi. Spoglądał teraz na ich dwójkę niczym rodzic na swe dzieci. Spojrzenie wydało się dziwnie znajome, acz przyjemne i jakoś Rhoshan nie miał żadnych przeciwskazań do tego, by mistrz ich takim obdarowywał. Podszedł do nich i stwierdził, że pewnie się już poznali.
- Powiedzmy, że przełamanie pierwszych lodów mamy za sobą – odpowiedział niczym nie skrępowany. Ot, stwierdzenie faktu oczywistego że przy takiej istocie jak ona, która włazi komuś na głowę nie da się owej nie poznać. Zresztą po chwili i tak się zorientował, że czuć w jego sierści jej zapach. Lamparcie perfumy normalnie, ciekawe jak zareaguje na skórę leżącą w gabinecie łowcy? Uśmiechnął się do swoich myśli. Ona patrzyła kątem oka w oczy mistrza, lis natomiast z racji swojego charakteru zwyczajnie zadarł głowę by spojrzeć na swego rozmówcę. W końcu jeśli kogoś się szanuje, a mistrza przecież kiedyś szanował i ten szacunek powracał to wypadało patrzeć w oczy.
- Tak mistrzu. Wiem o tym. Co masz na myśli przez samokontrolę? – zapytał bo nie był pewien, czy to była kwestia tego, że musiał ogarnąć swoje rzeźnickie zapędy, czy coś innego. Może miał ogarnąć kontrolę nad swoim hostem i stać się królem tego zamku? O tak, łowca na pewno nie byłby zachwycony tym, że został wysiodłany z interesu.
Duże leże, sporo miejsca, dostęp do zimnej wody… hmm było takie miejsce w tym domu. Właściwie to dwa miejsca, czyli gabinet albo magazyn do którego doprowadzane były też rury z wodą by móc po treningu brać prysznic.
- Myślę, że takim miejscem może być gabinet mojego hosta. Jest całkiem duży– wskazał na część dachu głównego budynku rezydencji. Ciekawe jak służba zareaguje na to i czy mistrz przeciśnie się przez korytarze, które nie były przystosowane do tego by ktoś pokroju rozmiarów ciężarówki się przez nie przeciskał. Najwyżej będą szli bokiem.
Ciepła energia, która przeszła po głowie lisa była czymś co miało powstrzymać Antharasa przed przebudzeniem się. Całkiem sensowne, bo pewnie ten by tylko przeszkadzał przy zdejmowaniu klątwy oraz zapewne uwalnianiu Rhoshana od tego ciała. Skinął głową i poprowadził ich ku gabinetowi.
- Polecam tylko uważać bo korytarze mogą być wąskie dosyć. Nie są przystosowane do szerszych istot – powiedział i zaczął ich prowadzić do środka przez drzwi na jednym z tarasów. Idąc po mieszkaniu służba, która zdążyła już wrócić patrzyła na nich. Co jakiś czas ktoś się nawet zapytał czy wszystko w porządku i co mają robić. Na co lis odpowiadał, że tak i powinni zająć się wyliczaniem kosztów odbudowy tamtego pomieszczenia. Mają także nie wchodzić do gabinetu pod żadnym pozorem. Oczywiście służba była wierna i nie zadawała zbytnich pytań, jedynie Elizabeth zadała pytanie o zdrowie smoka, którego dosyć lubiła. Pytanie przetłumaczył Sebastian, gdyż Rhoshan nie znał migowego. Na to jedynie skinął głową, że wszystko w porządku.

//Gabinet
Po długiej podróży po luksusowych korytarzach (oraz stłuczeniu przypadkowo jakiegoś wazonu lub dwóch) dotarli do pokoju łowcy. Do gabinetu, który był na tyle spory, że mieścił wszystkie trofea, meble, dodatkowy pokój będący łazienką oraz ich całą trójkę. Nawet mistrz mógł tu spokojnie stanąć nie zahaczając o nic.
- Jest w miarę spore leże – powiedział szybkim i zręcznym ruchem rozkładając kanapę – trochę miejsca mamy, a woda jest w łazience – wskazał na drzwi obok jednej z półek na książki. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu. Tyle razy tu bywał, ale nigdy nie patrzył na to z tej perspektywy. Miejsce wydawało mu się lekko, nietaktowne dla istot jego pokroju. Jak ubojnia. Podszedł do biurka i podsunął je bardziej na bok, by nie sprawiało problemu i zwiększyć miejsce, a potem spojrzał pytająco na mistrza oczekując kolejnych poleceń. Dał nawet wcześniej jakiś znak, by się rozgościli. Zapewne dla młodej lamparcicy fotel stojący w rogu mógłby być wygodnym legowiskiem. A jakby się nudziła to miała jeszcze masę książek na półpiętrze tego pomieszczenia. Oczywiście mogły ją też zainteresować bronie wiszące gdzieś na ścianie. Z różnych regionów i okresów, w końcu łowca miał pokaźną kolekcję, którą stworzył przez te 300 lat.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 9:54 pm

NPC Storyline - Akarynth|Kerrija

Oboje nowych kompanów lisa ruszyło za nim bez chwili zawahania. Białołuski trzymał się raczej z tyłu, po prostu podążając za "przewodnikiem", a tymczasem niebieskofutra samica starała się dotrzymać kroku swemu lisiemu znajomemu i przy okazji nie wejść mu pod nogi.
-Istota która jest twym hostem musi stracić kontrolę. Jesteś densorinem, żadna słabsza rasa nie będzie ciebie kontrolowała.
Skomentował mistrz. Może to i tak zabrzmiało, jakoby nazwał ich lepszą rasą. Prawda w końcu taka była. Nie były to jednak ideologiczne zapędy w których stwierdzało się, że jedna rasa jest lepsza od drugiej, ma większe prawa i może tą drugą poniżać. Smok miał świadomość tego kim byli densorini, a fakt, że jeden z nich - zwłaszcza jego uczeń - miał być przez kogoś kontrolowany, miał być kimś praktycznie równym niewolnikowi, zwierzęciu na niskim szczeblu ewolucji... to go obrażało. Nie zamierzał na coś takiego zezwalać.
Oboje przytaknęli mu. Tak na prawdę nie mieli nic do gadania. To Rhoshan znał to miejsce, nie oni - dlatego takie miejsce jakie dostaną, tam będą przez chwilę urzędować. Korytarze rzeczywiście były ciasne, niemniej jednak smok dawał rade, po prostu przesuwając się momentami bokiem lub pochylając w dół. Lis jeszcze tego nie czuł, jednak zaraz będzie miał podobnie. Na widok służby, nie zareagowali w żaden specjalny sposób. Akarynth ignorował ich tak jak wcześniej, a Kerrija po prostu zerkała na nich co jakiś czas, uśmiechając się przyjaźnie i pilnując ramienia lisa.
W końcu dotarli do przeznaczonego im pomieszczenia. Rhoshan wszedł pierwszy, samica za nim - a dopiero jako trzeci wszedł smok... zatrzymując się praktycznie zaraz za przejściem, bo ktoś stanął mu na drodze. Tym kimś była niebieskofutra, dla której ten widok był... wstrząsający. Samica przełknęła ślinę, wzdychając ciężko i obserwując "trofea", które ostatecznie były przecież tak im podobne. Głowy zwierząt, słabszych istot, w tak bezczelny sposób sprofanowane i wystawione na ścianach jako ozdoba? Młoda wyraźnie była zszokowana, a największy szok wywarł na niej lampart, znajdujący się po środku - sztuczny, wypchany. Odruchowo cofnęła się do tyłu, wpadając na mistrza i spoglądając na to z przerażeniem w oczach.
-Co... co to jest? Co to ma znaczyć...?
Zapytała drżącym głosem, spoglądając to na ściany, a to na lisa. Trzęsła się i wyraźnie bała tego miejsca, miejsca które było dla niej nieprzyjazne. To wszystko mogli być przecież oni - densorini. Jej rodzina, przyjaciele, towarzysze broni.
-Uspokój swe emocje, Kerrijo. To nie są przedstawiciele naszych gatunków. To zwierzęta z tej planety.
Odezwał się spokojnym głosem smok, stojąc dalej za samicą i nie zamierzając się ruszać w tym momencie nawet o krok. W przeciwieństwie do niej, białołuski nie wydawał się wzruszony tym widokiem. Jakby nie wprawiało to go w żaden negatywne odczucia. Może tak było. Biorąc pod uwagę ile lat przeżył Roshan na ziemi, do tego doliczając poprzednie życie oraz fakt, że w obu przypadkach ten smok nadal żyje i ma się dobrze... mógł być na prawdę wiekowym stworzeniem które sporo widziało.
Lamparcica była jednak młoda, niedoświadczona w takim stopniu. To było niczym natknięcie się na masowe groby, w tym wypadku będące po prostu czyjąś prywatą wystawą. Uczucie było bolesne, niemiłe, przerażające. Samica spojrzała na czerwonofutrego prosząco i odezwała się do niego wręcz błagalnym głosem.
-Powiedz, że nie brałeś w tym udziału...
Odezwała się do niego, a po jej ślepiach można było wywnioskować, że lada moment mogła by się rozpłakać. Powstrzymywała to jednak skutecznie, walcząc z tymi emocjami całą swą siłą.
Smok spojrzał na lisa spokojnym spojrzeniem. Zupełnie jakby nie miał w sobie żadnych emocji. Rozejrzał się po pokoju, a następnie powrócił wzrokiem na swego ucznia. Lis nie wiedział, że smok sprawdził jego umysł. Nie zrobił to jednak by go ukarać, a by zapobiec problemowi, gdyby okazało się, że nieświadomy kiedyś Rhoshan brał w tym udział. Wyjawienie jej czegoś takiego mogłoby zniszczyć jakiekolwiek dzielące ich relacje - lisa oraz lamparcicy. Chyba to więc Rhoshanowi przypadnie uspokojenie sytuacji, bo najwyraźniej tego smok od niego oczekiwał. Odpowiedzialności.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 10:24 pm

Czyli o to chodziło z treningiem kontroli? Miał wyprzeć łowcę ze swojego ciała i odzyskać je na własność. No to się Antharas ucieszy, kiedy się dowie że nie ma żadnej władzy nad ciałem. Będzie normalnie skakał z radości. Prawie jak w przyrodzie. W jednym momencie stajesz się drapieżnikiem, a zaraz potem ofiarą. Cykl jak najbardziej naturalny zresztą. Od zawsze Rhoshanowi nie podobało się, że był jak piesek ze złotym łańcuchem i nie mógł nic robić bez zgody pana. Te rządy miały się najwyraźniej skończyć.
Służba jak to służba ludzka, zwyczajnie się bali obcych istot, jednak mniejszy strach odczuwali przed Kerriją, która wyglądała na przyjazną i na pozór mniej groźną niż pozostała część towarzystwa, które wędrowało ku gabinetowi.
Kiedy wszedł jako pierwszy czuł się dziwnie w tym miejscu. Mnóstwo trofeów broni oraz… zwierząt, które przecież tak bardzo były podobne do niego czy Kerriji, bo smok przecież jeszcze się tu nie znalazł, ale jeśli na siłę szukać to pewnie jakiegoś krokodyla, który gdzieś wisiał na żyłkach pewnie można podliczyć.
Młoda lamparcica cofnęła się w strachu, kiedy weszli do pomieszczenia. Przypomniał sobie wtedy, że może to był faktycznie zły pomysł ich tu przyprowadzać z racji tego, że mogło ich to urazić i nawet uraziło a raczej przestraszyło patrząc na młodą, która wyglądała jakby miała się tutaj zaraz rozkleić.
- To pokój mojego hosta. Gdzie składuje swoje rzeczy – odpowiedział bez żadnych pozytywnych emocji wobec całej sytuacji. Sam się czuł tu nieswojo, ale to było jedyne miejsce, które spełniało wszystkie kryteria wcześniej wymienione. Sala treningowa miała ten minus, że z łożem byłoby dużo trudniej. Zresztą Rhoshan nie znał kodu by wejść na te dolne partie budynku. Znał je tylko łowca i raczej z bestią się nie dzielił tymi informacjami.
- Masz rację mistrzu. To są zwierzęta z tej planety, pewnie po kawałku z całego globu – powiedział zerkając z zażenowaniem na te trofea, nawet dostrzegł w nich wypchanego lisa na widok którego prawie, że miał ochotę sam z siebie wyciągnąć łowcę i go sprać na kwaśne jabłko. Kiedy niby on upolował czerwonego lisa i wypchał sobie? Dobrze, że chociaż mistrz nie był ruszony tym co widział, jednak najbardziej Rhoshanowi było szkoda samicy, którą bardzo to bolało. Najgorsze było to, że gdzieś tam właśnie stał jakiś wypchany lampart. Lis podszedł do młodej i spojrzał jej prosto w oczy, a następnie szczerym głosem powiedział.
- Nie brałem udziału w tym. Ten człowiek sam to wszystko robił i wybacz, że wcześniej nie uprzedziłem o tym miejscu – w sumie łowca nigdy Jack’a nie wykorzystywał do polowania. Sam wszystko tropił, zabijał a potem oprawiał. Zwyczajnie nie byłby sobą, gdyby ktoś za niego to zrobił, w końcu w tej kwestii był perfekcjonistą. Nie wiedzieć czemu w lisie odrąbał się kawałek tego kamienia jakim było serce i zrobiło mu się jej jeszcze bardziej szkoda. Zwyczajnie powolnym ruchem się do niej spróbował przytulić, bo może chociaż to odwróci jej uwagę. Pogłaskać po głowie, jakoś uspokoić – Dostaniesz 5 minut z nim i sobie pogadacie. Co ty na to? – zapytał spoglądając na nią. Oferta całkiem niezła, bo mogłaby odegrać się na łowcy – Tylko bez trwałych uszkodzeń ciała czy śmierci, bo ma się jeszcze trochę pomęczyć na tym ziemskim padole – dorzucił od siebie warunek, bo byłaby wielka szkoda gdyby host zginął trak tragicznie.
- Mamy dwa wyjścia. Możemy zrobić przemeblowanie i wypieprzyć to wszystko na zewnątrz, albo zmienić miejsce. Możemy rozwalić parę ścian w skrzydle gościnnym pomiędzy pokojami przez co zyskamy trochę przestrzeni – powiedział dyplomatycznie, jakby próbując poprawić humor Kerrija, a potem spojrzał na mistrza co on o tym sądzi.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 11:30 pm

NPC Storyline - Akarynth|Kerrija

Lis przesłonił młodej nieprzyjemny obraz - po prostu sobą. Ta - choć z nerwami - skupiła się na nim, na jego różnobarwnych ślepiach, uspokajając powoli swój oddech. Słyszała jego słowa, jednak jej nerwy brały bardziej górę, do momentu aż Rhoshan spróbował czegoś nietypowego jak dla siebie. Gdy spojrzała mu w oczy, uspokoiła się nagle, tak po prostu. Jakby dostrzegła coś więcej, jakiś nowy punkt na którym mogła się skupić. Jego powolny ruch, chęć przytulenia jej za skutkowała tym, że samica sama się w niego wtuliła, przyklejając się do korpusu lisa. Elementem na który należało zwrócić uwagę był fakt ułożenia jej rąk, które znalazły się na klatce piersiowej samca. Wyraźnie nie chciała go obejmować, co świadczyło o tym, że raczej starała się przed tym wszystkim schować, przed tymi negatywnymi emocjami. Niemniej jednak uspokajała się, bardzo szybko, po prostu zaczęła oddychać coraz spokojniej.
Smok obserwował to tylko w ciszy, pozwalając im po prostu zająć się sobą. Był mistrzem, nie miał celu w tym by się teraz wtrącać. Zwłaszcza, że on widział więcej, niż ta dwójka razem. Widział istotę która jeszcze niedawno chętna była mordować, co po prostu był w stanie po nim wyczuć - teraz okazującą pozytywne uczucie, chęć pomocy komuś słabszemu. Widział również zrozumienie i podziw kogoś młodszego, względem starszego osobnika. Nic co odzwierciedlało współczucie. Dokładnie tak, jak zachowywać się mieli densorini. Wspierać wzajemnie, pomagać sobie, a nie użalać się nad sobą.
Rhoshan skierował swe spojrzenie na białołuskiego, pytając o zmianę miejsca. Takiej opcji jednak nie było.
-Nie mamy takiej potrzeby...
Rzucił krótko, pozwalając pracować swej magii. Białe płomienie ogarnęły wszystkie figury w pomieszczeniu, spopielając je i wymazując całkowicie - wraz z ich podstawami oraz wieszakami. Pokój nie został sam w sobie naruszony konstrukcyjnie, jednak nagle stał się pusty. Łowca będzie musiał zapolować jeszcze raz, trudno. Ich zadanie było ważniejsze.
Lamparcica cofnęła powoli swój pysk, który przez tą chwilę miała wtulony w pierś lisa, by zaraz spojrzeć na niego, dziękując mu już samym uśmiechem i wzrokiem. Za tą chwilę, którą jej poświęcił i emocje, którymi się z nią podzielił. Wyraz jej pyska powrócił do "normalnego". Znów promieniował na niej uśmiech, delikatny i spokojny. Jej dłonie przesunęły się po jego ciele, zsuwając się na brzuch, a z niego bezpośrednio na jego nadgarstki, łapiąc go i ciągnąc za sobą - w stronę łóżka.
-Choć, najpierw ty!
Rzuciła do niego, ciągnąc go za sobą. Zatrzymała się przy łóżku i pociągnęła go w jego kierunku, zaraz wyjaśniając pokrótce to co mieli zrobić. Samica miała tego świadomość, gdyż to miała być kiedyś "jej działka".
-Połóż się, rozluźnij i postaraj całkowicie wyciszyć. Zdejmiemy tyle z klątwy ile tylko będzie się dało, a ty nam w tym pomożesz.
Wyjaśniła, puszczając go następnie i pozwalając mu zrobić to co zostało polecone. Białołuski w międzyczasie usiadł na kolanach - w siadzie japońskim - z boku łóżka, mniej więcej na jego środku. Położył włócznię przed sobą i spojrzał na swego ucznia spokojnym wzrokiem, tym samym który towarzyszył mu cały czas.
-Do klątwy wykorzystano starożytny artefakt, pochodzący z ery legendarnych nam istot. Zdejmę klątwę, jednak nie całkowicie. Najpierw zaczniemy od zwrócenia tobie sił, twojego dawnego ciebie...
Zaczął, a w międzyczasie Kerrija zaczęła "poprawiać" lisa i układać go jak było im to potrzebne. Wyprostowała jego nogi, ogon który ułożyła między nimi, ręce które wyprostowała i rozłożyła wzdłuż jego ciała, a następnie położyła dłoń na jego czole i przycisnęła delikatnie by ten położył swój łeb na poduszce. Potem cofnęła się o krok, spoglądając na niego spokojnie i siadając następnie po drugiej stronie łóżka w ten sam sposób co mistrz. Samica zamknęła oczy i skupiła się, a białołuski kontynuował.
-Początkowo będzie jednak znacznie osłabiony. Twój organizm będzie musiał przyzwyczaić się do nowych - dawnych warunków. Nie od razu odzyskasz pełnię swych sił, więc odpoczynek będzie dla ciebie bardzo wskazany. Minie trochę czasu zanim powrócisz do normy, będzie to wymagało ćwiczeń. Kerrija zostanie z tobą o zadba byś po wszystkim spokojnie odzyskał przytomność oraz powoli do nas zwrócił. Woda będzie potrzebna by zwrócić tobie siły. Niebieskofutra się tym zajmie.
Dokończył, a następnie sam skupił się i zamknął swe oczy. Szeptem, smok przypomniał lisowi, że ten ma się nie ruszać, wyciszyć i zaufać ich zdolnością. Dokładnie - ich zdolnością. Co prawda Akarynth mógł zrobić to samodzielnie, jednak inaczej samica nie rozwinie swych zdolności. Lepiej więc by robiła to pod jego czujnym okiem, niż eksperymentowała na chybił-trafił.
Chwila minęła, nic się nie działo. Dopiero po kilku minutach absolutnej ciszy, lis znów zaczął odczuwać przyjemne ciepło. Następnie pojawiło się odprężenie, mięśnie powoli odmówiły posłuszeństwa, oddech ustabilizował się na powolnym rytmie, a Rhoshan odpłynął do krainy zwanej snem...
Rhoshan pojawił się na zielonej równinie. Dookoła nie było niczego po za polaną, trawą, ciszą oraz spokojem. Był słoneczny, przyjemny dzień. Słońce ogrzewało jego futro, co jakiś czas o ciało samca uderzał przyjemny, chłody wiatr, a wszystkiemu towarzyszyła atmosfera ciszy i spokoju. Po kilku minutach, zaczęły pojawiać się dzikie zwierzęta - zwierzyna łowna, jelenie, króliki, zające. Następnie słyszalny był ćwierkot ptaków, w niektórych miejscach pojawiły się nawet drzewa na których owe ptaki nagle się znalazły. Lis mógł odczuć pewne uczucie... wolności. Pełnej wolności. Gdzieś niedaleko płynęła rzeka, której woda była krystalicznie czysta, zwierzęta biegały dookoła - zajęte sobą, a w tym wszystkim znajdował się on, po środku. Zupełnie jakby on był panem tego świata. Chwile spokoju wydawały się trwać i nie zamierzać dobiec końca. Niestety sen zaczął się zmieniać. Czarne chmury zasłoniły całkowicie niebo, wrogo wyglądające cienie zaczęły wychodzić z różnych miejsc i kroczyć w kierunku Rhoshana. Na nic zdawały się próby ucieczki czy walki. Ataki nie odnosiły efektu, a nawet gdy uciekał - cienie znajdowały się z każdą chwilą coraz bliżej. W końcu go dopadły, wpierw łapiąc jego łapy i wywracając go. Przewaliły go na grzbiet, a następnie związały jego ręce, dobijając go do ziemi. Lis nie mógł się poruszyć, niezależnie od tego jak silnie próbował to uczynić. Coś zaczęło formować się nad nim. Wielki, czarny miecz z którego uchodziła czerwona energia. Ostrzem skierowany był w dół - ku lisowi leżącemu na ziemi. Chwila niepewności została przerwana, gdy ostrze runęło w dół, chcąc przebić korpus samca. Zanim to się jednak stało, pojawił się ktoś jeszcze. Świecąca na biało istota, przypominająca anioła, rodem z ludzkich opowieści. Miał on cztery pary skrzydeł, nie wyglądał jak człowiek - lecz jak smok, posiadając ogon, łuski oraz pazury. Był wielki i masywny, biła od niego aura potężnej mocy. Rhoshan nie mógł rozpoznać kim był owy smok - nie podczas snu. Jednak "anioł" zatrzymał miecz, chwytając ostrze swą dłonią. Miecz przeciął łuski oraz przebił skórę na dłoni, jednak zatrzymał się w niej. Kilka kropel śnieżnobiałej, świecącej krwi skapnęło z ręki niebiańskiej istoty i spadło na Rhoshana. W tym momencie cienie puściły go, zaczęły uciekać, a ciało liska pokryła biała poświata. Poczuł on napływające do niego ponownie siły, poczuł jak jego ciało zaczęło stawać się większe, silniejsze, szybsze, sprawniejsze, wytrwalsze. Wszystkie atrybuty fizyczne podniosły się niemalże w jednym momencie. Nawet jego zmysły zaczęły nagle odbierać więcej informacji. Owej "ewolucji" nie towarzyszyło jednak żadne uczucie bólu. Zamiast tego, pojawił się uczucie bezpieczeństwa, spokoju i ciepła. Gdy transformacja dobiegła końca, lis w końcu mógł rozpoznać znajomy pysk w smoku, który był Akarynthem...
Sen urwał się, a lisa mogły wybudzić z niego ptaki - które śpiewały wesoło za oknem. Gdy samiec otworzył oczy, dotarło do niego jasne światło wydobywające się z za okna. Było samo południe, słońce świeciło z wielką siłą, a Rhoshan czuł się bardzo osłabiony. Zupełnie, jakby biegł przez kilka miesięcy, dzień i noc. Mięśnie nie były obolałe, jednak bardzo zmęczone. Jego zmysły były lekko przytłumione, jednak nie mógł on wyzbyć się odczucia, jakby docierało do niego więcej informacji. Do tego poduszka na której znajdował się jego łeb, nagle mogła zacząć wydawać się dziwnie mała. Było coś jeszcze. Samiec mógł poczuć przyjemne ciepło na swym prawym boku, prawej piersi oraz na klatce piersiowej i mostku. Przyjemne ciepło, dotyk czyjegoś futra oraz czyjś delikatny oddech na własnej piersi. Gdy poruszył prawą ręką, a dokładniej dłonią - wyczuć mógł, że coś obejmował. Coś delikatnego i futrzastego. A gdy podniósł swój łeb do góry by dostrzec co to takiego - okazała się owym czymś młoda lamparcica, która pogrążona była w śnie, wtulona w niego i śpiąca na skraju łóżka. Przyległa do niego delikatnie, układając swój łeb policzkiem na jego piersi, nogą obejmując jego nogę - a nawet pozwalając sobie ogonem związać ogon lisa. Ot wtuliła się w niego całkowicie. Do Rhoshana zaczęły docierać wydarzenia które ostatnio miały miejsce. Teraz mógł przypomnieć sobie, że został poddany magicznemu rytuałowi. Nie posiadał jeszcze wspomnień z poprzedniego życia, jednak pamiętał ostatnie godziny. Do tego jego własne ciało... urosło. Mierzył teraz jakieś dwa metry i czterdzieści centymetrów wzrostu, masa mięśniowa powiększyła się, tak samo jak jego ogólna szerokość, ilość i grubość futra i tak dalej. Nigdzie nie było jednak smoka który był tu przecież jak zaczynali. Czyżby minęło trochę więcej czasu, niż mógł się spodziewać? Nigdzie nie było żadnego jedzenia ani niczego innego. Drzwi do pokoju były zamknięte, a lis był z młodą sam. Ona tymczasem wydawała się bardzo spokojna, jakby czuła się pewnie, bezpiecznie. Musiało się udać, przynajmniej w pewnym stopniu. Mięśnie były jednak poważnie zmęczone, nie jednak na tyle by uczynić z niego inwalidę. Regeneracja nie działała tutaj tak jak zwykle, nie doszło do nagłego uzdrowienia organizmu. Stan utrzymywał się i wychodziło na to, że tak szybko się tego zmęczenia nie pozbędzie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 2:04 am

Dziwnie się poczuł z tym wszystkim, kiedy zobaczył jej smutek. Istoty, która wydawała się emanować radością życia. Nie szukał wytłumaczenia czemu tak, a nie inaczej zrobił. Zwyczajnie skupił się na tym, by ją uspokoić z całkiem niezłym skutkiem zresztą. Była wtulona w jego klatkę piersiową, jakby szukała bezpieczeństwa czy chciała się ukryć przed tym wszystkim. Nie objęła go, a zwyczajnie ułożyła ręce na piersi, tak jakby nie chciała wystawać nawet najmniejszym skrawkiem swojego ciała poza niego, który zasłaniał ją przed tym całym złem, które ujrzała. Pod palcami oraz na klatce piersiowej czuł jej miękkie futro, a nozdrza wyłapywały jej zapach, który jak każdy jest dosyć charakterystyczny.
Pomyśleć, że gdyby łowca to zobaczył to nie uwierzyłby. Zacząłby się pytać, gdzie jest prawdziwy Jack, który morduje ofiary oraz jest dla nich bezwzględny. Gdzie ta bestia, która uwielbia zapach krwi i rzezi o poranku? Została zastąpiona przez istotę, która właśnie teraz pomaga słabszemu? Nie, żeby mu brakowało tego starego psychola, ale gdyby to zobaczył to pewnie doznałby zwykłego szoku. Jednak nie widział, więc przy tym zostańmy.
Może właśnie przez to futro, jej młodzieńczy wygląd oraz wszechobecną radość i łaknienie uwagi wtedy odłupał się tamten kawałek kamienia? Zresztą to byłoby dosyć nienaturalne, żeby ta istotka się smuciła. Lubił naturalny porządek rzeczy, dlatego chciał przywrócić ten stan, a raczej tak sobie to tłumaczył.
Mistrz nie chciał zmienić miejsca, ale za to dokonał niezłego przemeblowania, na które lis uśmiechnął się pod nosem. Antharas nie będzie zadowolony, oj nie, ale równie nie były zadowolone te zwierzęta które wypchał. Pomińmy fakt, że przeciętny narwany densorin pewnie by go wypatroszył patrząc po reakcji Kerrija. Chyba dobrze, że Shinsena tutaj nie wprowadził, w końcu jeśli byłby narwanym młodzikiem (a takim na pewno był sądząc po metodach lotu, które prawie kosztowały go życie) to Antharas pewnie dołączyłby tutaj do kolekcji i cała akcja obecna nie miałaby miejsca. Chociaż pomińmy że Rhoshan za tamtego lisa zrobiłby mu coś więcej niż takie wyeksponowanie. O nie, on był bardziej wyrafinowany. Miał w zanadrzu już kilka gotowych pomysłów, jednak to na inną okazję.
Jak dużo miejsca zwolniło się, kiedy te wszystkie wypchane zwierzaki spłonęły. Została tylko broń, która gdzieś sobie wisiała na ścianie, jakieś rogi bojowe czy inne duperele myśliwskie bo to się akurat nie spaliło. Chociaż tyle zostało z tej kolekcji. Najwyżej się przekwalifikuje i zacznie zbierać książki… których miał od cholery w swojej bibliotece, jak nie więcej. W każdym razie na posterunku Rhoshana nie będzie żadnego polowania.
Czuł niebywałą satysfakcję, kiedy lamparcica mu podziękowała swoim wzrokiem i uśmiechem. Odpowiedział jej tym samym. W domyśle miał na myśli coś typu „to nic wielkiego”. Przy okazji pojawiła się ulga, że kryzys został zażegnany, a on został pociągnięty na łózko. Złapał przez moment skojarzenie typowo ziemskie z zaciąganiem kogoś do łóżka, ale jednak przypomniał sobie że był tu mistrz więc to na pewno w celu zabiegu i innych takich. Przecież mieli mu przywrócić dawną świetność nie?
- Najpierw ja? – zapytał bo zabrzmiało to, jakby ktoś jeszcze stał w kolejce do leczenia. Miał się położyć i rozluźnić. Nic wielkiego, zwłaszcza że kanapa była całkiem wygodna i pewnie jakoś utrzymywała jego obecny ciężar. Nie powinno być z tym kłopotów. Ułożył się wygodnie, by zaraz próbować się odprężyć. Tylko jak niby im miał w tym pomóc? Relaksując się? A może miał odkryć swoje jakieś supermoce jak bohaterzy w komiksach? No nic posłucha to się dowie.
Mistrz przysiadł obok kanapy i rozpoczął swój dialog patrząc typowym dla cierpliwego nauczyciela wzrokiem. No cóż, jemu to nie przeszkadzało nawet czuł że widział ten wzrok zawsze w ten sposób. Słuchał dokładnie z racji tego, że zostało podane źródło klątwy. Jakiś artefakt na tyle potężny, że nawet mistrz nie mógł zdjąć klątwy całkowicie. Zaprawdę musiało to być potężne ustrojstwo, tylko kto i dlaczego natrudził się tak bardzo by uwięzić biednego lisa w tym ciele? Czyżby okazał się zbyt potężny i upierdliwy dla kogoś?
Został ułożony przez Kerrije w pozycji prostej jak kłoda, a następnie ona usiadła naprzeciwko mistrza i przymknęła oczy. Może wprowadzała się w stan medytacji czy coś?
Dalej szły kolejne wytłumaczenia, że będzie słaby. Ciało będzie musiało wyrównać swój stan po zmianie i nie od razu będzie w pełni sił. To tak jakby przechodził rehabilitacje po wyleczeniu jakiegoś ciężkiego urazu. Na dodatek dostał całkiem niezłą osobę opiekującą się i dopingującą w rehabilitacji. Kiwnął głową, że zrozumiał a potem się rozluźnił. Lis zaufał mistrzowi, z racji tego że przecież nie w interesie jego jest szkoda lisa, przecież żaden nauczyciel nie krzywdzi swych uczniów. Wyciszył się i oddał się w ich zdolności. Po kilku chwilach zapadł w sen. Dziwny sen zresztą, bo w nim był na zielonej równinie. Naturalnej, nieskalanej ludzką nogą oraz obecnością. Natura była tu nienaruszona, a tereny łowieckie ogólnodostępne dla zwierząt. Idealny świat dla niego, miejsce spokojne i ciche rządzone regułami przyrody, a nie takich głupich istot jak ludzie. Czuł wolność i swobodę, jakby był jednością z naturą. Była piękna pogoda w tym miejscu, a wszystko wyglądało tak jakby to on był w centrum. Jakby to on się tutaj liczył, a wszystko kręciło się wokół niego. Całkiem piękna wizja, która za moment została przysłoniona czarnymi chmurami. Wypełzły cienie, przed którymi próbował walczyć, jednak bezskutecznie. Nawet ucieczka nic nie dawała bo się zbliżały mimo wszystkich zwodów, prób wykiwania agresora, wszystko zawodziło. W końcu go pojmali, związali. Oczywiście, że do końca próbował walczyć, jednak było to bezskuteczne. Nad jego głową zawisł czarny miecz, który miał zapewne skrócić jego żywot. Pojawił się strach, który każda istota odczuwa przed śmiercią, jednak jakby z nieba zstąpił anioł. Jakby cherubin, bo to one mają 2 pary skrzydeł i są tak majestatyczne. Nie był to człowiek, a smok. Niebiańska istota, która przyszła go zbawić. Powstrzymał miecz, jednak został zraniony. Krew spadła na jego mizerne ciało, a cienie zostały rozproszone jakby bały się tej krwi. Jego ciało odzyskiwało wigor, a serce nadzieję. Ewoluował, stawał się silniejszym drapieżnikiem. Jego zmysły się wyostrzyły, jego ciało wzmocniło, a jego duch rósł wraz z jego świadomością tego co się właśnie działo. Kiedy transformacja się skończyła w owej istocie dostrzegł swojego mentora. Mistrza Akaryntha. Czy to było kolejne wspomnienie, które mu przekazał? Czyżby mistrz go odnalazł pośród dziczy i wziął pod swoje skrzydła?
Sen się niestety urwał nim Lis mógł zobaczyć coś więcej. Na pewno wrócił do rzeczywistości bo był w tym samym pokoju, na zewnątrz śpiewały te same ptaki co zawsze, a przez okno uderzało światło słońca, które było nader upierdliwe bo mocne jak dla każdego kto się obudzi. Nie zmieniało to faktu, że czuł się słabo. Bardzo słabo, jakby wykonał niebywały wysiłek fizyczny przez długi czas bez momentu odpoczynku. Bolało go wszystko, mięśnie, uszy od przetwarzania nadmiernej ilości dźwięku oraz to że sen tak dobry tak szybko się skończył. Na dodatek niewygodnie mu było pod głową, bo poduszka jakby się skurczyła trochę. Czuł za to przyjemne ciepło na prawym boku torsu oraz dotyk jakiegoś futra i ciepło wydychanego powietrza na swoją skórę. Poczuł, że coś obejmuje, a raczej kogoś. Coś małego, zresztą chyba nawet dobrze znajomego. Nie miał sił nawet panikować przed nową sytuacją, jedynie spojrzał na to co go dociska. Była to Kerrija, która sobie na nim spała. Owinięta wokół niego, śpiąca w takiej pozycji, że gdyby nie trzymała się jego to spadłaby z łóżka. Na twarzy miał jednak taki typowy wyraz dla istoty, która chyba nie za bardzo rozumiała co się tu wydarzyło. Lekko zmrużył ślepia, dla niego to był szok bo co się mogło dziać przez ten czas kiedy spał. Nie… przecież go nie wykorzystała… chyba. Trzeba przyznać, że skubana się nieźle owinęła, zwłaszcza patrząc na ogon.
Jak po chwili się zorientował, został poddany rytuałowi, który przywrócił mu część jak nie całość swojego dawnego ciała. Urósł i to sporo, bo miał już około 2,4 metra, a proporcjonalnie do tego przybrał na masie jak i futrze. Słowem był większy, nie koniecznie silniejszy ale to pewnie przyjdzie z tym jak odzyska władze nad ciałem. Mistrza tu nie było, ale to co stało się podczas snu zapewne było jego sprawką. Być może rytuał zakończył się wcześniej i na pożegnanie zostawił mu mały prezent od siebie. Wyglądało to jakby od dłuższego czasu nikt tu nie wchodził ani nie wychodził. A Kerrija drzemała w najlepsze wtulona w niego jak wielkiego pluszaka. Jednak wyglądała na zadowoloną i szczęśliwą będąc w tej pozycji i tuląc się do niego. Chociaż… może była ogólnie taką istotą co lubi się tulić i będzie happy niezależnie od tego do kogo się przytuli, byle był futrzasty i miękki w dotyku. Obserwował sobie jak ona śpi i jak wygląda podczas snu. Miarowe oddechy oraz wszelkie zmiany w mimice twarzy podczas snu. Może się okaże, że nagle zacznie ssać pazura i będzie miał czym się podroczyć. Do czego to doszło? Wielki Rhoshan stał się poduszką, chociaż nie byle jaką poduszką bo poduszką dla niej. Małego futrzaka, którego pewnie będzie bronił… jak oczywiście odzyska siły. Na razie leżał sobie i próbował przyzwyczaić się do postrzegania świata z większą dokładnością. Oddychał miarowo od czasu do czasu zerkając na nią czy się budzi. Nie miał serca jej budzić, z racji tego jak wyglądała.
Jednak kiedy się obudziła rzucił jej – Dzień dobry śpiąca królewno – szczerząc się do niej, a potem przypominając sobie, że wypadałoby coś zjeść – Jak się spało? Co ważniejsze też… jak długo wam zająłem i czy jadłaś coś w międzyczasie? – zapytał zerkając na nią spokojnym wzrokiem i lekko karcącym, jeśli od dłuższego czasu nic nie jadła. Jednak karcący wzrok był też trochę troskliwy. Polecił jej pójść do kuchni i poprosić ludzi, by zrobili jedzenie i że ma pierwsza zjeść.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 11:59 am

NPC Storyline - Kerrija

Niebieskofutra pozwoliła sobie na nim podrzemać, jednak bardziej ze względu na brak innego miejsca. A jak sam lis mógł się szybko zorientować to nawet na łóżku za wiele go nie było. I niby mogła - jak wcześniej - wleźć na niego, jednak biorąc pod uwagę, że mógł się czuć ledwo żywy, wolała na razie oszczędzić mu dodatkowego ciężaru.
Fakt, że go aż tak opatuliła nie był jej do końca znany. Po prostu położyła się obok niego, wlazła mu pod rękę i wtuliła się w korpus samca. Najwyraźniej jednak przez sen zrobiła nieco więcej, niż mogła się spodziewać. Obudziła się, gdy lis wykonał ruch, zmienił się jego puls - który cały czas wyczuwała - oraz oddech. Otworzyła powoli swe ślepia, potrząsnęła lekko łbem i przesunęła dłonią po korpusie lisa, ot jakby nie orientując się, że ten już nie śpi. Dopiero teraz zrozumiała, że owinęła się dookoła niego niczym wąż łapiący swą ofiarę. Poczuła, że nogami złapała za jego nogę, a ogonem związała lisi ogon. Uśmiechnęła się sama do siebie, bo chyba się tego nawet nie spodziewała. Z drugiej strony - był większy, zwłaszcza teraz. Idealne było z niego łóżko, a przecież wcześniej dał jej pozwolenie, więc korzystała.
Na dźwięk jego głosu wzdrygnęła się lekko i uniosła łeb do góry, kierując na niego swe spojrzenie. Oczywiście na jej małym pysku natychmiast zagościł przyjazny uśmiech, a ona sama mruknęła cicho na powitanie, przekrzywiając zaraz swój łeb na bok. Chyba nie zrozumiała o co chodziło ze śpiąca królewną. W końcu ciężkim było by posiadała znajomość ludzkich baśni oraz związanych z nimi stwierdzeń.
Na pytanie dotyczące snu postanowiła odpowiedzieć bardziej czynami, niż słowami. Puściła jego nogę - jednak nie ogon - a następnie położyła na korpusie lisa obie swe ręce i wpełzła na niego niczym wąż, rozkładając się wygodnie na densorinie. Rhoshan mógł teraz poczuć i stwierdzić dwa fakty. Pierwszym był fakt masy, a raczej jej braku. Ona praktycznie dla niego nic nie ważyła, zupełnie jakby położył na sobie po prostu kołdrę. Drugą sprawą był natomiast jej rozmiar - względem niego. Wcześniej był od niej trochę szerszy, wzrostem prawie równy. Teraz gdy na niego wlazła, oczywiście po co się pytać o pozwolenie - rozłożyła na jego torsie cały swój korpus, a nawet oparła na nim brodą, spoglądając na lisa i mając jeszcze masę miejsca do "zagospodarowania". Lewą dłoń zsunęła na jego żebra, a prawą położyła na mostku samca, by zaraz wprawić w ruch palce i zacząć stukać pazurami o jego futro. Nogi spoczywały oczywiście nie po jego bokach, lecz na nim, a ogon lisa dalej był "więźniem". Ślepia samicy błysnęły lekko, a ona sama odezwała się w końcu do niego.
-Miękko i ciepło. Nigdzie indziej nie było miejsca, a skoro mam ciebie pilnować to w ten sposób również spełniłam swe zadanie.
Odparła mu na początek, przekrzywiając łeb na bok i spoglądając na niego z zaciekawieniem. Ot chciała wiedzieć, jak się teraz czuł. Nowe ciało, nowe możliwości, nowe samopoczucie.
-Najpierw do nocy zajmowaliśmy się tobą. Kilka godzin. Potem mistrz Akarynth wyruszył dalej w ślady za Shinsenem, a ja tutaj z tobą zostałam. Biorąc pod uwagę, że mamy poranek, to przespałeś spokojnie ponad pół dnia.
Dodała, a na ostatnie słowa dotyczące pożywienia, spojrzała na niego jedynie zadziornie, puściła jego ogon, a następnie przesunęła się po nim, bliżej jego pyska. Chwyciła lewą dłonią za nos lisa, a prawą za brodę - by następnie "zamknąć" mu na chwilę pysk. Jej ślepia błysnęły lekko, a ona postanowiła udzielić mu odpowiedzi.
-Z tego co mi wiadomo, lisku, to ja mam opiekować się tobą. Nie na odwrót. Zostańmy więc przy tym, że ja jestem na górze, a ty na dole - i się mnie słuchasz, tak?
Wyjaśniła mu, oczywiście dalej uśmiechając się do niego zaczepnie i nie puszczając jego pyska. Przynajmniej nie na początku. Gdy natomiast spróbował zapewne coś powiedzieć, podniosła lewą dłoń i szybkim, aczkolwiek lekkim ruchem klepnęła go po raz kolejny w nos, następnie ponownie go łapiąc i przytrzymując. Najpierw się miał z nią zgodzić, na zgrywanie twardziela przyjdzie mu jeszcze czas.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 12:59 pm

Dosyć szybko się przebudziła i nie miał za bardzo jak się poprzyglądać, kiedy ta sobie spała. Chociaż rozumiał jej punkt, w końcu nie było gdzie się położyć, gdyż jedyne łóżko w pomieszczeniu zostało zajęte. A w wannie przecież nie będzie spała bo to niewygodne (nic prostego moi mili, bo tylko ziemscy studenci imprezujący mają wyrobioną umiejętność spania w wannach i wysypiania się). Raczej nie miał nic przeciwko takiemu obrotowi sytuacji, jednak takie owinięcie nie obeszło się bez skutku ubocznego jakim było podświadome nadanie jej ksywki „wąż w błękitne cętki”, chociaż to zostawi dla siebie, bo sam widok niej owinięty był nie dość, że dosyć komiczny to jeszcze dawał pewne pozytywne odczucie względem tej persony. A może zwyczajnie chciała mieć punkt podparcia by nie zlecieć z łóżka? W końcu masa by ją wtedy trzymała, a swoją drogą to cud, że kanapa wytrzymała 400 kilogramowe obciążenie i nie zarwała się mimo swojego wieku. Powiedzmy, że mebel mimo że wiekowy to jednak solidna robota i korniki nie dorwały się do ważnych elementów.
Wzdrygnęła się, kiedy nazwał ją „śpiącą królewną” i sądząc po jej uśmiechu, który pojawiał się zawsze na jej pysku na pewno była zadowolona z tego, że powitał ją w miarę ciepło. Chociaż trudno osądzić co się podoba bardziej, a co mniej osobie która cały czas ma uśmiech na twarzy. Mógł to być według niej jakiś słabszy tekst na powitanie, a uśmiechnęła się bo to taki skurcz mięśni i tyle. Chyba nawet nie zrozumiała jego porównania. No nic, kiedyś jej pokaże bibliotekę i powie o co chodzi. Nie to, żeby miał jej czytać bajki, jedynie wręczy jej książkę i powie że o to chodzi.
Najwidoczniej była typem, który woli okazać gestem niż odpowiadać bezpośrednio. Nadal trzymała jego ogon i… wpełzła na niego. Tak, ksywka „wąż w błękitne cętki” pasuje idealnie, uśmiechnął się do swojej myśli. Rozłożyła się na nim wygodnie tak jak wtedy i właśnie w tym momencie poczuł, jak mało ona waży. To nie kwestia jej wagi, to kwestia jego postrzegania jej masy. Stał się większy, mięśnie się bardziej rozbudowały, więc i ona waży mniej. Mięśnie mogły być obolałe, jednak to tylko troszkę wykrzywiało postrzeganie tego zjawiska. Urósł, dlatego też był dla niej praktycznie jak darmowe łóżko zestawiając ich rozmiary. Masa przestrzeni do rozkładania się, tulenia, czy co tam by chciała. Zwłaszcza, że futra też było więcej a co za tym szło było wygodniej. Ten dziwny błysk w oku… czy mógł zwiastować jakiś kataklizm lub dziwne intencje? Nic się chyba nie powinno mu stać… prawda?
- Chociaż ciężko by było, żeby ktoś moich rozmiarów zniknął od tak. Nie mam nic przeciwko, zresztą powiedziałem że możesz sobie leżeć ile chcesz, a w wannie raczej nie powinnaś próbować spać – spojrzał na nią spokojnym wzrokiem i posłał jej uśmiech, lekko zadziorny. Wracał do formy, mimo że był obolały to miał siłę na żarty.
- Mhm. Dzięki za przywracanie mnie do normalności i… pilnowanie – mrugnął do niej, jednak wszystko powiedział życzliwym tonem. Miał nadzieję, że Młodemu nic nie będzie bo przecież nie miał prawa zdechnąć zanim nie zmierzy się ponownie z Rhoshanem na ringu kiedy tamten odzyska pełnie sił… i nabędzie trochę techniki. Wracając do lamparcicy to był wdzięczny, że przy nim siedziała, w końcu czuł że ktoś się nim interesuje i jest faktycznie życzliwy wobec niego.
Przesunęła się wyżej i znowu zamknęła mu pysk. Jakie to małe, a zarazem władcze! Na dodatek jeszcze dorzućmy, że bezczelne! Może by go to ubodło, gdyby sam nie był bezczelny w pewnym sensie. Kiwnął głową. Niech ma na razie tą satysfakcję. Takie małe coś z reguły lubi kiedy ktoś się z nim liczy, spójrzmy chociażby na psy, gdzie te duże są zazwyczaj potulne, a te małe lecą do nogi próbując wykazać że są ważne i groźne. Podobnie miała się sprawa w tym wypadku, tylko że duży lis pozwalał (w tym momencie raczej i tak nie miał wyboru) na tą bezczelność wobec niego. Zresztą przyzwyczajał się powoli do tego jaka ona była. Jedynie podniósł łapę i podrapał ją lekko za uszami.
- Więc jaki plan rehabilitacji? Wypoczynek, potem jakiś masaż, jedzonko, sen? – zapytał nieco zadziornie, w końcu gdzieś na pewno było miejsce na solidny trening by przypomnieć mu jego ruchy. A opieprzać się w łóżku nie za bardzo lubił. Znaczy na dłuższą metę oczywiście.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 4:44 pm

NPC Storyline - Kerrija

Niebieskofutra wyszczerzyła swe kły w delikatnym uśmiechu, słysząc ponownie, że może sobie "leżeć ile chce". Strasznie hojny trafił się jej ten lis. Albo cierpliwy. Ciepło przyjęła jego podziękowanie za przywrócenie do dawnej formy - choć był to dopiero początek - oraz za pilnowanie. Na jego mrugnięcie uśmiechnęła się szerzej oraz zamruczała ponownie w odpowiedzi. Bardzo miły gest z jego strony który chętnie doceni.
Samiec podrapał ją za uszami, na co zareagowała ponownym mruknięciem. Nie dość, że mogła sobie na nim poleżeć, to jeszcze była przez niego tak rozpieszczana, tudzież nagradzana. Z drugiej strony bardzo jej to odpowiadało. Mogła poczuć czyjąś bliskość i czyjeś ciepło. Słowa lisa wywarły na niej wrażenie. Czyżby z groźnego stworzenia zmienił się w miłego liska, który dodatkowo potrzebuje opieki?
-Właśnie się obudziłeś, więc za szybko raczej nie zaśniesz...
Zaczęła, przeciągając się na nim ponownie i jednocześnie wyciągając ręce przed siebie, łapiąc go palcami za wargi. Następnie przesunęła po nich, zabrała dłonie i zsunęła je na korpus lisa, gdzie znów do skóry dobrała się swymi pazurami. Kerrija zaczęła poruszać dłońmi powoli w górę i w dół, drapiąc go jak wcześniej - po klatce piersiowej. I tym razem nie robiła mu krzywdy, jednak też tym razem uczucie mogło być mniej drażniące. Zupełnie jakby jego skóra stała się bardziej wytrzymalsza na takie "inwazyjne" działania. A ona wydawała się dobrze przy tym mieć, drapiąc go i przesuwając palcami po jego futrze.
-Masaż...?
Zapytała i uśmiechnęła się do niego zadziornie. Ot chyba zaczynał mieć jakieś większe wymagania.
-Czyżby mały lisek pragnął czułości i dotyku?
Rzuciła zadziornie, uśmiechając się do niego cały czas. Po chwili zachichotała rozbawiona i poklepała go dłońmi po piersiach, a następnie powróciła do dalszego drapania go. Tak jej chyba było najwygodniej, bo najzwyczajniej w świecie nie musiała wyciągać daleko rąk. Przekrzywiła łeb na bok, a następnie otarła się policzkiem o futro na jego korpusie, stwierdzając niechętnie - że przecież nie może tak na nim cały czas leżeć. Oparła więc swe dłonie na nim, a następnie podciągnęła nogi pod siebie i podniosła swój korpus do góry, rozsiadając się na brzuchu lisa. Zlustrowała jego ciało spojrzeniem, uśmiechając się dalej i zatrzymując wzrok na jego pysku.
-Strasznie wielki się zrobiłeś...
Zaczęła, a następnie podniosła nogę i zsunęła się z niego, stając obok łóżka. Po raz kolejny pozwoliła sobie na przejechanie wzrokiem po jego ciele, by zaraz dodać nieco do swej wypowiedzi.
-Choć, lisku. Trzeba cię umyć. Potem udamy się na jakiś posiłek.
Rzuciła krótko, by zaraz złapać dłońmi za jego ramię i podciągnąć go do góry, przy okazji pomagając mu wstać. Może nie była najsilniejszą istotą z tych które poznał, jednak krzepy nie mógł jej odmówić, bo nie wyglądała tak jakby to podnoszenie go ją męczyło. Samica odczekała spokojnie, pozwalając mu poznać swe nowe mięśnie oraz podtrzymując go, gdy będzie czynił swe pierwsze kroki w "nowym" ciele.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 5:23 pm

Widać, że chyba była lekko zdziwiona tym, iż mogła sobie leżeć na nim, dostawać drapanie za uchem oraz inne pieszczoty praktycznie za free. Powiedzmy, że pół na pół było z rozpieszczaniem. Trochę ją nagradzał za starania oraz sam miał ochotę sprawdzić jak to jest imitować kogoś. Oczywiście on nie będzie się na kogoś rzucał, albo na kimś leżał bo pewnie źle by się to dla tej osoby skończyło. Pewnie i tak znalazłby się ktoś, kto jest masochistą i lubi być przygniatany przez 400 kilowego lisa.
Z drugiej jednak strony patrząc na jej reakcje, jej typ charakteru czułości były wskazane, by zwiększyć wydajność fabryki jaką było pogłębianie owej znajomości. Mogło się wydawać, że stał się teraz futrzakiem łaknącym uwagi, który wcale nie jest groźny. Znaczy kaleką nie był, ale przejechać komuś pazurami to nie problem, gdyby ktoś na głos wypowiedział swoje myśli. Oczywiście Kerriji nie potraktowałby poważnie pod tym względem, a jedynie zaczął się z nią przekomarzać bo byłoby to zabawniejsze niż używanie pazurów.
To będzie długi dzień, zwłaszcza że spać mu się nie chciało. Lubił się leniwić czasami, chociaż w tym momencie górę brało odzyskanie dawnej świetności. Ruszył wargami odruchowo, kiedy ta zahaczyła go swoimi łapkami, bo przecież w zestawieniu ich rąk nie można tego było nazwać łapami. Ponownie zaczęła go sprawdzać swoimi pazurami, jednak uczucie faktycznie nie drażniło tak bardzo jak wtedy chociaż nacisk był ten sam pewnie. Ważne było jedno, że wraz z masą doszła także mocniejsza skóra, która była mniej podatna na jakieś tam zadrapania. No cóż miała szczęście, że była taka drobna, bo wyglądało to lepiej niż on miałby czegoś takiego próbować. Czuł się troszkę jak taki drapak dla kota w sumie. Mimo, że drapanie nie było inwazyjne to nawet przyjemne odrobinę. Takie lekkie uczucie jakby ktoś dotykał co jakiś czas piórkiem kawałek skóry.
- Nie taki mały, bo miałabyś całkiem sporą powierzchnię do masażu – odpowiedział równie zadziornie – zresztą to chyba podstawa każdej rehabilitacji by mięśnie nie cierpły – dopowiedział śmiejąc się krótko przy tym. Oczywiście bez masażu też by się obeszło, jednak chciał sprawdzić na ile może sobie faktycznie pozwolić. Posłał jej również krótki uśmiech, a potem zerknął dwukolorowymi tęczówkami w jej oczy.
Łasiła się do niego troszkę jak kot i chyba nie chciało jej się wstawać, jednak nadszedł ten czas bo nie można non stop leżeć. Znowu się na nim wygodnie rozsiadła, jakby był wielkim, twardym, puchatym dywanem. Spojrzała po nim i skomentowała jego wzrost, on nie przerwał kontaktu wzrokowego do momentu, aż zeszła z niego.
- Wiesz jak to mówią. Im większy tym boleśniejszy upadek… zwłaszcza jeśli na kogoś spadniesz – dorzucił zadziornie i poczuł się troszkę głupio, że ona próbuje mu pomóc wstać. Taka niewielka istota miała w sobie całkiem sporo krzepy, dlatego początkowo zaczął się przyzwyczajać do swojej masy, możliwości mięśni. Uczył się swego ciała na nowo, jak należy rozłożyć siłę by się nie przewrócić, jak zachować równowagę przy obecnej masie i posturze, jak stawiać kroki. Wszystko powolutku, mając ją obok siebie. Kiedy postawił kilka kroków na przód zatrzymał się i posłał jej uśmiech, by zaraz dać się doprowadzić do łazienki, gdzie była całkiem spora wanna z hydromasażem. Łowca był burżujem, więc mógł sobie na luksusy pozwolić. No cóż, do momentu aż szli po drewnianej podłodze wszystko było ok, jednak teraz kiedy weszli na KAFELKI, które z reguły są dosyć śliskie dla kogoś kto ma łapy (zwierzęta czasem mają trudności, jeśli ważą odpowiednio dużo). Na moment musiał się zatrzymać i przystosować się do tego by stawiać uważne kroki, by nie rozbić tych kafelków swoim czerepem. Oczywiście w pewnym momencie miał coś takiego, że prawie stracił równowagę, ale wtedy pewnie Młoda go podtrzymała.
- Służba pewnie przygotuje posiłek taki jak zwykle. Z 5-10 kilo mięsa, jak po każdym treningu szykowali – odpowiedział, kiedy już dotarli do wanny. Przekręcił kurek z ciepłą wodą, byleby nie lać jakiegoś wrzątku, tylko normalną wodą do kąpieli. Oparł się o wannę, która miała kamienną obudowę chroniącą plastik przed uszkodzeniami mechanicznymi. Cała łazienka zresztą była dosyć gustownie zrobiona, bo poza kafelkami, które były barwy typowej skalistej jaskini, to ściany były udekorowane różnego rodzaju kamieniami rozłożonymi w różne formacje mające odzwierciedlać gwiazdozbiory. Czyli np. z czerwonych kamyków był ułożony Wielki Wóz, a z niebieskich Strzelec. Finezji i pomysłów mu nie brakowało. Zastanawiał się, którego płynu do kąpieli nalać, ale ostatecznie pozostawił Kerrija możliwość wyboru.
- Swoją drogą jak Ci się tu podoba? W sensie na planecie – zapytał jej, a woda dalej się lała. Napełnił wannę gdzieś do połowy wysokości, żeby przypadkiem za dużo się nie ulało jak wejdzie do niej. Potem spróbował wleźć sam, chociaż pewnie samica go tam wspierała. Kiedy się udało rozłożył się wygodnie i nacisnął przycisk, który był podpisany jako „hydromasaż” . Co jak co, ale ten ludzki wynalazek był całkiem niezły. Przyjemny masaż oraz wibracje wprawiły go w taki nastrój, że zamruczał zadowolony. Na dodatek ciepła woda działała kojąco na mięśnie. Spojrzał na Kerrije, która jak obstawiał pewnie wlezie z nim do wanny.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 7:16 pm

NPC Storyline - Kerrija

Lis na prawdę nastawił się na ten masaż i najwyraźniej nie chciał jej dać o tym zapomnieć. Gdy już go podniosła, w odpowiedzi na to przypomnienie poklepała go prawą dłonią po brzuchu, uśmiechając się do niego miło. Pomogła mu stawiać pierwsze kroki, asekurując go wpierw za rękę, następnie wciskając się pod jego ramię. Rhoshan mógł poczuć, że choć Kerrija była drobną i raczej niepozorną istotą, to jednocześnie była dobrym punktem podparcia. Stała stabilnie i nie wydawała się specjalnie męczyć jego ciężarem.
-Większa powierzchnia na której można się ogrzać.
Odparła mu żartem, zerkając na samca kątem oka i prowadząc go do łazienki. Płytki nie sprawiły jej specjalnego problemu, a co za tym idzie - była w stanie samodzielnie poruszać się po nich bez poślizgu, jak również zadbać o to by jej kompan w takowy nie wpadł. Oblizała swe kły na myśl o dobrym posiłku - bo nie mogła ukrywać, była głodna.
Gdy lis zajmował się nalewaniem wody, ona pozwoliła sobie rozejrzeć się po wystroju pomieszczenia. Dla niej - było to całkiem ładne. Niemniej jednak technologia którą ich rasa dysponowała, pozwalała na znacznie lepsze efekty, jak chociażby realny obraz gwiazd na nocnym niebie. Póki co jednak nie zamierzała o tym opowiadać. Pomogła mu natomiast wejść do wanny, służąc mu za punkt podparcia. Gdy lis znalazł się już w środku, samica zlustrowała go ponownie spojrzeniem i usłyszała zadane jej pytanie. Odpowiedź na nie padła bez większego zastanowienia.
-Ten świat byłby dużo piękniejszym miejscem, gdyby nie był tak niszczony przez rasę która zwie go swym domem. Densorin - nasz dom - jest miejscem gdzie technologia, natura oraz magia spotykają się w idealnej harmonii. Nasz dom nie jest zniszczony. Przesiąka go natomiast magia, nowoczesne miasta jak i legendarne forty oraz przepiękne miejsca. Zobaczysz sam, oprowadzę cię.
Odparła mu, uśmiechając się ciepło. Bardzo chętnie pokaże mu planetę która była ich wspólnym domem. Może i go nie pamiętał, niemniej jednak ona będzie mu to wszystko mogła przypomnieć. Było tam tyle wspaniałych miejsc... na tyle dużo, by zawsze odkrywać coś nowego, coś niesamowitego. Ziema była natomiast... zniszczona, zaniedbana przez rasę która ją zamieszkiwała. To było na prawdę przykrą, jak ich naturalny dom upadał powoli pod ich własnym rzemiosłem.
Jego spojrzenie okazało się bardzo wymowne. Włączył sobie hydromasaż, a dodatkowo wyglądał tak, jakby oczekiwał jej towarzystwa. Lamparcica zachichotała rozbawiona na samą myśl o tym, niemniej jednak... podniosła lewą nogę do góry, a następnie włożyła ją powoli do wanny, wsuwając ją do wody i kładąc między nogami samca. Następnie to samo zrobiła z drugą nogą, której łapę ponownie położyła między jego nogami. Spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem, a następnie ugięła kolana, pochyliła się i usiadła mu na biodrach, wsuwając swe ręce pod wodę. Następnie uniosła ręce nad wodę i dotknęła nimi klatki piersiowej samca, później znów zanurzyła swe dłonie - wyciągnęła ja i zmoczyła wodą jego ramiona. Czynność tę zaczęła powtarzać, idąc coraz wyżej, aż w końcu zaczęła obmywać wodą pysk lisa. Uśmiechała się cały czas do niego i moczyła warstwami jego futro, do momentu aż lis cały był już mokry.
-Rozluźnij się, lisku. Chciałeś masażu, tak?
Odezwała się do niego cicho, a jej dłonie ponownie uniosły się o spoczęły delikatnie na klatce piersiowej samca. Kerrija wcisnęła palce pomiędzy mokre futro lisa, wtapiając je i chowając w nim, a następnie zaczęła powoli oraz delikatnie przesuwać po jego skórze, klatce piersiowej do góry, a następnie w dół. Na razie masowała to jedno, specyficzne miejsce, zmieniając co jakiś czas sposób poruszania dłońmi z pionowego na kółka, które zaczęła zataczać na piersiach samca. Następnie wsunęła swe dłonie powoli do góry, prosto na jego ramiona, na których zacisnęła dłonie i zaczęła uciskać je mocniej, poruszając samymi dłońmi tylko delikatnie na boki. Przez cały czas wykonywania tych czynności, niebieskofutra spoglądała na pysk samca, odczytując z niego emocje jakie towarzyszyły lisowi. Jeśli Rhoshan spróbuje otworzyć ślepia, Kerrija podniesie lewą dłoń i zasłoni mu oczy, wymuszając by ponownie je zamknął. Następnie warknie na niego ostrzegawczo, cicho i dość przyjemnie, po czym wróci do kontynuowania pracy nad jego ramionami...
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Budynek główny rezydencji - gabinet Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Budynek główny rezydencji - gabinet
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Główny budynek rezydencji - podziemia
» Budynek główny rezydencji - wejście
» Budynek główny rezydencji - biblioteka
» Budynek główny rezydencji - jadalnia
» Główny budynek rezydencji - plac

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn :: Rezydencja Antharasa-
Skocz do: