Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Johnny Blaze - Ghost Rider

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Johnny Blaze

Johnny Blaze


Liczba postów : 140
Data dołączenia : 29/08/2014

Johnny Blaze - Ghost Rider Empty
PisanieTemat: Johnny Blaze - Ghost Rider   Johnny Blaze - Ghost Rider Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 10:11 am

Imię i nazwisko: Johnny Blaze

Pseudonim: Ghost Rider, Spirit of Vengeance

Rasa: Człowiek

Miejsce pochodzenia: Waukegan, Illinois

Wiek: 38 lat

Frakcja: Antybohater

Wygląd: John jest to mężczyzna o masywnej i atletycznej budowie ciała, jego waga jest bliska stu kilogramom, przy jego rosłym wzroście 193 cm. Przez jego ciało przechodzą mniejsze lub większe blizny, jakie arobił w czasie służby jako Duch Zemsty oraz kaskader. Na twarzy Johnny'ego rzadko jest widziany uśmiech. Jego kamienne oblicze, które jest pogrążone w ponuractwie, ozdabia kruczoczarny, gęsty zarost, a brązowe włosy przeważnie zaczesuje za uszy. Brązowooki mężczyzna zawsze gdzieś podróżuje, przez to nie dba aż tak o swój wygląd. Mało kto pamięta słynnego Johnny'ego Blaze'a, więc czy nadal może się nazywać celebrytą? Jego styl ubierania się nie należy do takich osób, preferuje ubrania w kolorze czerni, by dodawały mu mroczniejszego wizerunku.

Charakter: Johnny to człowiek o bez wątpienia zniszczonej psychice – Stale rozdarty pomiędzy pogonią za pozorną normalnością, która zdaje się pozostawać poza jego zasięgiem, a potrzebą spożytkowania swoich nienaturalnych zdolności w sposób, który uważa za słuszny, choć po tylu latach styczności i korzystania ze zdolności Zarathosa, czerpiąc pełnymi garściami z jego mocy, przesiąkł jego esencją w takim stopniu, że obecnie nie jest pewny czy potrzeba pogoni za wszelkiej maści szumowinami, demonami oraz złymi duchami wynika z jego własnych przekonań czy też natury i woli przykutego do niego potężnego bytu. Blaze ukrywa targające nim obawy, lęki i wątpliwości. Ukrywa je niezwykle skrzętnie chowając się za maską, którą prezentuje całemu światu . Stwarza pozory osoby nieco oderwanej od rzeczywistości, żyjącej w swoim własnym świecie i obojętnej. Zdawać by się mogło, że żadne problemy się go nie imają, że nie mają one dla niego żadnego znaczenia – Zupełnie tak, jakby ich nie dostrzegał. Trudne sytuacje stara się obrócić w żart wykazując się przy tym wyjątkowo marnym i nieudolnym poczuciem humoru, które przez wielu zostałoby określone jako „suche”.

Umiejętności: Johnny jest doskonałym motocyklistą. Potrafi poprowadzić każdy typowy ziemski jednoślad i robi to z finezją i sprawnością zawodowego kaskadera, którym zresztą był. Z racji zainteresowań, czy też może raczej profesji zna się również całkiem nieźle na mechanice. Wiele lat spędzonych na zwalczaniu mrocznych sił zaowocowało również pozyskaniem niemałej wiedzy na temat rozlicznych kultów oraz magicznych czy też okultystycznych rytuałów oraz symboli. Oczywiście jest to jedynie wiedza teoretyczna ograniczająca się do zdolności rozróżniania i identyfikowania wielu z wyżej wymienionych. Z racji tego, że Blaze dużo polował za młodu doskonale nauczył się posługiwać strzelbą myśliwską - przez to, że założył się ojcem, że za każdego postrzelonego centa dostanie dolara wiele lat poświecił trenowaniu. Został zdyscyplinowanym strzelcem, który - gdyby nie kaskaderstwo - mógłby zostać żołnierzem. Dzięki wieloletnim podróżom Johnny nauczył się takich języków jak łacina, rosyjski, niemiecki, hebrajski oraz rumuński. W cyrku nauczył się również takich dyscyplin jak rzucanie nożami, toporkami, prostych sztuczek magicznych (oczywiście nie będących prawdziwą magią), posługiwaniem się nożami w zakresie podstawowym i jego ulubione, czyli kantowanie w kartach - które szło mu tak dobrze, że wyrobił sobie to do perfekcji.

Moce:
• Niezwykła siła (udźwig do 25 Ton), rzecz jasna po przemianie, tak jak i wszystkie pozostałe zdolności Ghost Ridera.
• Niezwykła odporność na obrażenia (w tym np. na pociski małego kalibru) oraz zwykły ogień. Do tego dochodzi standardowa regeneracja - bez odtwarzania utraconych kończyn czy narządów wewnętrznych. Choć sam Johny odczuwa ból, to w formie Ducha Zemsty jest on już nieodczuwalny - ale po jego przemianie pozostają blizny. Jako Johnny - jeśli otrzyma jakikolwiek obrażenia - Zarathos będzie starał się o niego dbać, bo jeśli on umrze, to demon razem z nim.
• Niezwykła szybkość i zręczność.
• Zdolność przesycania swojej broni oraz motoru Piekielnymi Płomieniami. Tak zmodyfikowany pojazd czy oręż zmienia swój wygląd, oraz zyskuje nadnaturalne właściwości (motor zdolny jest poruszać się po każdej powierzchni – również po wodzie i pionowych ścianach, zaś broń miota lub pokrywa się Demonicznym Ogniem zadającym niebywały ból wszystkim demonicznym i nekrotycznym bytom. Do tego potrafi przyzywać Piekielne Płomienie do dłoni i ciskać nimi pod postacią kul.
• Pokutne Spojrzenie zdolne palić dusze grzeszników. Im większe poczucie winy celu, tym większe cierpienie i obrażenia mentalne. Wymaga patrzenia prosto w oczy - a dokładniej ich jedną parę, przy większej ilości nie zadziała. Istoty wyjątkowo silne psychicznie mogą się przed tym obronić.
• Zmysł Łowcy w jego fachu nie ma miejsc na pomyłki, dlatego Jeździec jest w stanie wczuwać emocje jaki i grzechy, chyba że są one w jakiś sposób skrywane, na przykład magicznie czy telepatycznie... A co najważniejsze wyczuwa demony w swoim najbliższym otoczeniu - o ile nie są w stanie się zamaskować.
• Możliwość uwalniania łańcuchów ze swoich ust, mogących oplatać, unieruchamiać i miażdżyć ciało ofiar. Ich długość może wynosić od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów.

Broń:
• Strzelba Myśliwska typu Remington 870, jest zazwyczaj przesycana przez Ridera Piekielnymi Płomieniami, wskutek czego jest od zdolny miotać kulami ognia o znacznej mocy.

• Łańcuch – Nadnaturalna, standardowa broń Ghost Ridera. Wytrzymały, idealnie przewodzący Piekielne Płomienie, kierowany wolą Jeźdźca. Jego jeden koniec zwieńczony jest odważnikiem o stożkowatym końcu, drugi zaś ostrym hakiem.

• Ćwiekowane rękawice. Zupełnie zwyczajne, czarne, skórzane rękawice, których knykcie nabite zostały stalowymi, ostrymi ćwiekami mogącymi pełnić funkcję kastetów.

Ekwipunek: Harley Davidson Softail Slim, przewieszona przez plecy strzelba myśliwska, przytroczone do kabury w motocyklu. Prowiant i proste przedmioty codziennego użytku, kapelusz kowbojski, Biblia, naszyjnik młot Thora oraz sygnet który jest jedyną pamiątką rodziną.

Historia: Opowieść o Johnnym Blazie nie jest historią o wielkim bohaterze i wspaniałych czynach. To dzieje młodego, zagubionego i zdesperowanego człowieka skłonnego zapłacić każdą cenę za ocalenie tych, którzy byli mu bliscy, a zaczęła się ona w Waukegan, w stanie Illinois, bowiem tam właśnie przyszedł na świat Johnny – Syn Bartona Blazea i Naomi Kale.
Podobno narodzinom każdego z nas przyświeca jakaś gwiazda, która piastuje nad nami pieczę i strzeże nas. Jeśli to prawda, to dla tego chłopca zabrakło gwiazd. Jego życie miało okazać się pasmem prób i strat, z którymi miał się zmierzyć. Być może „Góra” miała wobec niego plany już od dnia, w którym zaczerpnął pierwszy oddech, być może było mu pisane takie, a nie inne przeznaczenie w konkretnym celu, jednak niekiedy można mieć wątpliwości czy Bóg brał w tym w ogóle udział.
Wczesne dzieciństwo Johnnego upłynęło w drodze. Jego ojciec zajmujący się zawodowo wyczynową jazdą na motocyklu brał udział w show przedstawianych przez Quentin Carnival, będący najpopularniejszym i najlepszym objazdowym festiwalem w całych Stanach. Chłopiec nigdy nie posiadał stałego domu. Tułając się od miasta do miasta z pewnością stracił coś niezwykle ważnego, co w znacznym stopniu kształtuje nas i daje nam poczucie bezpieczeństwa, jednak paradoksalnie ten niedostatek był prawdopodobnie tym, który najmniej miał mu doskwierać w przyszłym życiu. Kiedy Johnny miał ledwie kilka lat, Barton poniósł śmierć w tragicznym wypadku podczas jednego z występów. Jego syn przyglądał się tragedii zza kulis, bowiem był on obecny podczas wszystkich występów ojca, a obraz przewracającego się motocykla i wybuchu ognia wrył się w jego młody umysł niezwykle głęboko i prawdopodobnie nigdy nie zdoła go już zapomnieć. Niestety na tym pasmo nieszczęść nie miało się skończyć. Naomi, nie mogąc poradzić sobie z sytuacją, doznając załamania nerwowego odeszła, porzucając swoje jedyne dziecko. Kolejna trauma. Niezwykle dotkliwa jak sądzę, zwłaszcza dla kogoś tak młodego jak Johnny. Wszystko wskazywało na to, że został sam na świecie, jednak los, choć jeden raz postanowił się do niego uśmiechnąć, a oblicze fortuny było twarzą Craig Simpsona – Byłego pracodawcy Bartona Blazea i właściciela  Quentin Carnival, który to bez chwili wahania usynowił chłopaka. Stając się częścią rodziny Simpsonów, Johnny kontynuował tułaczkę razem z wesołym miasteczkiem starając się zapomnieć o dawnym życiu, zagłuszyć ból. Całą swoją uwagę poświęcał mechanice, a w późniejszym okresie również samej sztuce kaskaderskiej. Talent odziedziczony po ojcu objawił się dość szybko, zaś młody Blaze czerpał z niego pełnymi garściami testując swoje możliwości raz za razem. Jego zdolności rozwijały się niezwykle szybko i w krótkim czasie opanował nawet bardzo skomplikowane ewolucje, które umożliwiły mu branie udziału w Show prowadzonym przez jego nową rodzinę. Publiczność pokochała Johnnego, a jemu samemu wiwaty widowni, oklaski, plakaty z jego imieniem i liczne fanki skandujące jego imię niezwykle przypadły do gustu. Pierwszy raz czuł się naprawdę na swoim miejscu. Prawdą było, że wykazywał się niezwykłymi umiejętnościami, za którymi szła równie okazała pewność siebie i brawura. Być może przesadna i zgubna w skutkach, choć tak naprawdę ciężko określić czy wypadek, do którego doszło był winą Johnnego, czy jedynie kombinacją wielu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, jednak nie miał to prawdopodobnie znaczenia dla nikogo poza samym Blazem. Liczyły się konsekwencje – Jego przybrana matka nie przeżyła. Młody kaskader był przy niej, na środku cyrkowej areny przyglądając się jak z kobiety uchodzi życie. Podtrzymując jej głowę na swoich kolanach, przepełniony żalem i poczuciem winy zarzekł się nigdy więcej nie zasiadać za kierownicą motocykla, a postanowienie to było silne i szczere. Gdyby tylko wtedy wiedział jak bardzo się myli...
Nieszczęście to odcisnęło bardzo silne piętno na rodzinie Simpsonów, jednak życie toczyło się dalej. Musiało się toczyć. Tournée musiało trwać mimo żałoby, mimo smutku i przemożnego poczucia winy, które nie odstępowało Johnnego. Zdawać by się mogło, jakby chłopak zaledwie w ciągu jednej nocy postarzał się o dobrych dwadzieścia lat. Jego niegdyś roześmiane, błękitne, lśniące oczy stały się wypłowiałe, puste i nieobecne. Znikł też stale goszczący na jego ustach, zawadiacki uśmieszek. Zgodnie ze złożoną przysięgą zrezygnował z występów ograniczając się do pomocy technicznej oraz serwisowania motocykli reszty rodziny. Czas mijał, jednak nie leczył ran, a jedynie przynosił kolejne zmartwienia i udręki, a jedną z nich było gwałtowne pogorszenie się stanu zdrowia głowy rodziny. Crash słabł z nieznanych przyczyn, niknął w oczach. Po serii specjalistycznych badań i testów lekarze postawili jednoznaczną diagnozę: Nowotwór złośliwy z przerzutami. Nieoperacyjny. To było jak wyrok, zaś sam Johnny poczuł się tak, jakby otrzymał w głowę potężny cios młotkiem. Jego świat po raz kolejny się rozpadał, a rodzina odchodziła. Znowu. Kolejna bliska mu osoba, człowiek który dał mu dom, poczucie bezpieczeństwa i szczęścia, który go ukierunkował i wspierał odchodził, a on nie mógł mu pomóc. Nikt nie mógł. Oczywiście nie zaniechali prób. Zasięgano licznych konsultacji u najznamienitszych onkologów, jednak ci zgodnie rozkładali ręce. Alternatywne metody leczenia również nie przynosiły pożądanych efektów, albo raczej nie przynosiły absolutnie żadnych efektów, a czas uciekał. Johnnego ogarniała coraz większa desperacja, a jak wiadomo jest ona złym doradcą. Kiedy człowiek odczuwa presję, kiedy jest zaszczuty i przyparty do muru podejmuje decyzje nierozważne i brzemienne w skutkach i taką też decyzję podjął młody kaskader. W akcie rozpaczy, chwytając się ostatniej możliwej deski ratunku zwrócił się w stronę okultyzmu i czarnej magii. Nigdy nie wierzył w tego rodzaju zjawiska, jednak teraz nie miał zamiaru nie spróbować jeśli istniał choć cień szansy na powodzenie. Uzyskanie dostępu do odpowiednich manuskryptów i ksiąg nie było zadaniem łatwy, bowiem tomiszcza takie są albo dobrze strzeżone, albo też niszczone przez zagorzałych obrońców wiary, jednak Blaze wszedł w posiadanie starej księgi zapisanej językiem zawiły i mocno niezrozumiałym. Na studiowanie jej poświecił wiele dni i nocy zupełnie izolując się od świata i budząc tym samym niepokój reszty rodziny, której nie umknęło dziwne zachowanie młodzieńca. Tłumacząc i starając się zrozumieć prastare teksty, Johnny natrafił na zapiski traktujące o zakazanym rytuale, który umożliwiał przywołanie Szatana we własnej osobie. Osoba, która dopuściłaby się tego bluźnierstwa miałaby prawo targować się z Diabłem i prosić o dowolną rzecz. Ceną była dusza, jednak w tamtej właśnie chwili udręczony, złamany kaskader był skłonny zapłacić taką cenę. Przygotowawszy się niezwykle starannie, wykonując wszystkie polecenie pod dyktando starego dokumentu przystąpił do odprawiania rytuału, którego celem było ocalenie jego adopcyjnego ojca. Niestety stare dokumenty mają to do siebie, że niekiedy ich przetłumaczenie może okazać się trudne, tak samo jak prawidłowa interpretacja archaicznych tekstów. Inne znów są nieprecyzyjne same w sobie i tak też niestety było tym razem. To jedno potknięcie miało zadecydować o przyszłości motocyklisty, bowiem istotą, z którą zdołał się on skontaktować nie był Szatan, ale Demon Mefistofeles – Pokrętna, zła istota czerpiąca przyjemność z zadawania cierpienia i zabawy ludzką dolą. Stając przed obliczem kreatury Johnny przedstawił swoją prośbę klnąc się i przysięgając spełnić wszelkie oczekiwania piekielnej istoty. Transakcja przebiegła zaskakująco, a może podejrzanie wręcz łatwo. Nie było płomieni strzelających pod sufit, nie było odoru siarki, nie było demonicznego śmiechu odbijającego się echem w uszach interesanta. Był jeden, jedyny dokument. Cyrograf. Podpisany krwią. Potem wszystko się skończyło. Rytuał, spotkanie z Mefistofelesem oraz dotychczasowe życie rodziny Simpsonów.
Od tamtej nocy minęło kilka dni, a Craig o dziwo zaczął czuć się lepiej. Jego blada, jakby papierowa i niezdrowo wyglądając skóra nabrała koloru, a on sam nabrał energii. Pokrzepiony takim zupełnie nieoczekiwanym obrotem spraw postanowił poddać się ponownym badaniom, a ich wynik zaskoczył w równej mierze samego zainteresowanego, jak i lekarzy. Diagnoza okazała się po raz kolejny jednoznaczna, jednak skrajnie różna od poprzedniej. Jak to kreślono „Z przyczyn nieznanych nastąpiła całkowita remisja choroby”. Craig był zdrowy. Zupełnie tak, jakby nigdy nie chorował i wszystko wskazywało na to, że ciemne chmury, które gromadziły się nad cyrkowcami wreszcie się rozstąpiły. Pozory jednak mylą i często nic nie jest tym, czym pozornie się wydaje, a zwłaszcza w sytuacji, w której dobiło się targu z Mefistofelesem. Wtedy nic nie jest proste, nic też nie jest uczciwe ani oczywiste.
Kolejny tydzień i kolejne występy. Kolejna tragedia. Wszystko było przygotowane, sprzęt sprawdzony, zaś arena zabezpieczona. Nic nie miało prawa pójść nie tak, jednak poszło. Poszło bardzo bardzo źle. Crush nie mógł tego przeżyć. Poniósł śmierć na miejscu. Być może naszym życiem kieruje przeznaczenie, którego nie można zmienić w żaden możliwy sposób. Być może mimo zmian pewnych czynników wynik musi być taki sam? Być może, jednak Mefisto nie lubił pozostawiać niczego przypadkowi. Nie chciał pozwolić by przybrany ojciec stanął między nim, a chłopcem, który zaprzedał demonowi duszę. Blaze był jego i tylko jego. Mógł stracić wszystko bo „wszystko” nie miało dla niego żadnego znaczenia. Już nie. Teraz należał do Mefistofelesa i wkrótce Demon miał zamiar upomnieć się o swoją zapłatę, ale jeszcze nie dziś. Musiał dać czas Johnnemu. Dać mu czas by dojrzał, by przesiąkł rozpaczą i postradał resztki chęci do życia. Opór był daremny, a wynik musiał być ten sam. Nieuchronnie.
To był koniec Quentin Carnival. Jego istnienie nie miało sensu w zaistniałej sytuacji, a na pewno nie w dawnej formie. Jego założyciel i właściciel oraz jego małżonka odeszli, a wraz z nimi uchodziło życie z obwoźnego cyrku. Roxanne – Córka Simposnów nie była w stanie i nie chciała kontynuować podróży wraz z trupą. Johnny zaś zdawał się zupełnie tracić kontakt zarówno z rzeczywistością jak i swoją przybraną siostrą i kochanką zarazem. Kochali się i to bardzo, ale po ostatnich wydarzeniach znacznie odsunęli się od siebie, albo może raczej Johnny ją odsunął. Zupełnie tak, jakby bał się stracić również ją. Trwając w przekonaniu, że już sama jego obecność zabija, odbiera życie izolował się, jednak Rox nie dawała za wygraną walcząc o niego i zadręczając. Blaze długi czas stawiał opór, odtrącał ją odmawiając jakichkolwiek wyjaśnień, jednak żaden człowiek nie jest dość silny by dźwigać tak wielkie brzemię samemu, w zupełnym milczeniu, nawet Johnny Blaze. Nie radząc sobie z ciężarem i konsekwencjami swoich czynów wyjawił Roxanne sekret opowiadając o rytuale i cyrografie. O dziwo przyniosło mu to ulgę. Poczuł się lżejszy i wolny choć nadal zdawał sobie sprawę, że obowiązuje go umowa. Umowa, którą będzie musiał wypełnić w niedalekiej przyszłości.
Tak się też stało. Jak to bywa w tego typu historiach czarne charaktery zjawiają się w najmniej odpowiednich i najmniej oczekiwanych momentach, takich jak właśnie ten spokojny wieczór.
Mefistofeles nie musiał wyjaśniać po co przychodzi. Było to aż nazbyt oczywiste, jednak Johnny nie miał zamiaru łatwo oddać swojej duszy. Kaskader zaczął protestować twierdząc, że został zwiedziony i oszukany, jednak w Piekle nie ma działu reklamacji. Demon miał zamiar wziąć co jego i zapewne zrobiłby to, gdyby nie nieoczekiwana interwencja osoby, której zarówno Mefisto jak i Johnny najmniej się spodziewali, a była nią Roxanne. Dziewczyna przejęta pamiętną rozmową z Johnnym zdecydowała się poświęcić się studiowaniu zagadnień z dziedziny magii i okultyzmu, czego skutkiem było dotarcie do zapisków mówiących o kruczkach mogący prowadzić do zerwania umowy w konkretnych przypadkach. Takich jak właśnie ten.
Nawet Mefistofeles nie potrafił przewidzieć takiego obrotu wydarzeń. Rozwścieczony, nie mogąc pogodzić się z porażką, ostatnim aktem rozpaczy przykuł duszę Johnnego do Demona Zarathosa – Pożeracza Dusz. Być może przegrał to starcie, ale jednocześnie skazał swoją niedoszłą ofiarę na wieczne cierpienie i stopniowe zatracenie się, bowiem Zarathos wcześniej czy później pochłaniał każdego, z kim był związany. Zapewne tak samo stałoby się i tym razem, jednak Mefisto nie przewidział jak silną wolą obdarzony był Johnny Blaze. Niektórzy twierdzą, że miał pomóc „Z Góry”, inni że coś poszło nie tak, jednak podczas jednego z licznych starć z uwięzioną w nim piekielną istotą, podczas kolejnej przemiany, kiedy to jego skóra płonęła odsłaniając kości i zadając mu niewyobrażalne katusze coś się wydarzyło. Wola demona zaczęła być dominowana przez motocyklistę, który powoli, stopniowo acz skrupulatnie zaczął przejmować kontrolę nie tylko nad swoim ciałem, ale też nad mocą Zarathosa. Nadal targały nim silne emocje. Złe, brutalne, pierwotne i mroczne. Skłaniające go do szerzenia przemocy, jednak był to gniew i agresja silnie ukierunkowane. Ich obiektem były istoty o duszach skalanych grzechem, sprawcy cierpienia, ci który przelewają krew i są przyczyną łez. Być może wynikało to z  samych przekonań nosiciela demona, połączonych z jego mroczną naturą, może coś innego, jednak zespolenie tych dwóch tak skrajnie odmiennych bytów doprowadziło do powstania innego, zupełnie odmiennego – Ghost Ridera – Ducha Zemsty. Nie był już nikomu nic winien. Nie był nikomu podległy. Nie był marionetką Mefistofelesa, któremu zdołał zerwać się ze smyczy i sam decydował o swoim przeznaczeniu. Wierzył w to, albo chciał wierzyć – To tak naprawdę bez znaczenia. Nie miał już domu ani rodziny. Nie mógł również zostać z Roxanne. Nie. Mógł, ale nie chciał. Nie chciał ryzykować, że jego obecność skupi na niej ponowni uwagę Mefista lub jemu podobnych kreatur. Był wolny, ale musiał być sam. I uciekał. I nadal ucieka goniąc za pozorami normalności, rozdarty pomiędzy pragnieniem uwolnienia od swojego brzemienia, a chęcią czynienia przy jego pomocy dobra. Starając się być kowalem własnego losu i móc nim kierować.


Ostatnio zmieniony przez Johnny Blaze dnia Pią Sie 29, 2014 12:24 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Johnny Blaze - Ghost Rider Empty
PisanieTemat: Re: Johnny Blaze - Ghost Rider   Johnny Blaze - Ghost Rider Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 12:15 pm

Jeśli chodzi o moce, to tak: poszukałem i siła fizyczna Ghost Ridera wynosi maksimum dwadzieścia pięć ton. Co do wytrzymałości na obrażenia, to największym zagrożeniem dla niego będą "święte" bronie oraz takie, które w ten czy inny sposób oddziałują na ducha. Nie musisz tego wszystkiego dodawać w karcie, po prostu niech to zostanie w tym moim komentarzu jako wskazówka.

Za to dobrze by było, gdybyś dodał sobie Wzrok Pokutny - który działa tylko na te stworzenia, które mają jedną parę oczu oraz oczywiście duszę, bo to ona jest celem ataku. Spojrzenie to sprawia, że ofiara doświadcza bólu wynikającego ze wszystkich popełnionych przez nią złych uczynków. I ta moc działała będzie na osoby, które rozumieją, że zrobiły źle. Plus, żeby rzeczywiście nie było to zbyt silne, można dorzucić ograniczenie, że moc nie zadziała na osoby ponadprzeciętnie silne psychicznie.

Druga sprawa - historia. Powiedz mi skąd ją wziąłeś, bo sporo faktów wygląda inaczej od tego, co ja kojarzę, choć ogólny sens się zgadza... Więc mam taki dylemat: czy to z jakiegoś innego świata czy po prostu pozmieniałeś parę rzeczy.

***

Akcept.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
 
Johnny Blaze - Ghost Rider
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Ghost
» Richard Rider
» Blaze O'Malley
» Rodzinna Rezydencja Blaze'ów
» Blaze "Blink" Dixon

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Sprawy organizacyjne :: Karty postaci-
Skocz do: