Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Kościół.

Go down 
+9
Rocket Raccoon
Wolverine
Captain America
Darkhawk
Leila
Gamora
Quicksilver
Loki
Scarlet Witch
13 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pon Wrz 08, 2014 11:00 am

First topic message reminder :

Kościół. - Page 2 Kosciol_02



Błękitne pasmo nieba rozpościerało się nad zgrabnym kościółkiem położonym w malowniczej miejscowości, o nazwie tak skomplikowanej, że nikt z obecnych tu gości nie wiedział dokładnie gdzie się znajduje. Z dojazdem nikt jednak nie miał problemu, ponieważ tak naprawdę tym się zajęli ludzie z firmy Starka, który to dostał zaszczytne miano sponsora całej imprezy. Gdzieś tutaj nawet czekała na niego srebrna odznaka. Gdzieś…
Pogoda tego dnia była wyjątkowo piękna. Jasne promienie słoneczne odbijały się od kolorowych witraży i raziły w oczy uczestników wzniosłej uroczystości, a delikatny wiatr rozwiewał włosy i treny sukien kobiet przybyłych na ślub. W powietrzu czuło się tą powagę przemieszaną z ekscytacją. W końcu nie był to zwykły ślub, o nie. Wszakże Panna Młoda nie była byle jaką panienką ze wsi, co to dorwała lepszą partię od partii swojej kuzynki ze wsi obok – była to kobieta prawie tak samo niebezpieczna jak Gamora, którą pozdrawiam serdecznie ze swojego siedziska nadwornego Wodzireja. Każdy kto znał Shi wiedział jaka ona jest – mimo niecodziennego wyglądu była ona naprawdę przemiłą i czułą osóbką, przywiązującą ogromną wagę do rodziny i przyjaciół – broniła ich jak lwica, dlatego jeżeli zadarłeś z jej wnukiem, czy synem to radzę Ci spieprzać. Najlepiej na inną planetę. Pana Młodego każdy zna i widzi jaki jest.
Ona i DP byli cudowną parą, takiej drugiej nie było nigdzie indziej! Wanda z czułością obserwowała ów narzeczeństwo, w międzyczasie zajmując się setką innych spraw. Wszystko było na jej głowie począwszy od wybrania przystawek [rosół czy flaczki?] do karcenia kelnerów, którzy podbierali asgardzki alkohol [Ten to nieźle klepie, weź dwie butelki]. To latała tu, by zerknąć czy serwetki pasują do zastawy, czy tam by zobaczyć jak idzie pieczenie ciast. Bardzo zależało jej na tym by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – by dzień, o którym wszyscy mówiono był wspaniały, w szczególności dla Państwa Młodych, ale by i zapamiętali tą sobotę jako najlepszą imprezę, na jakiej byli. Panna Maximoff nie dopuszczała do siebie takiej myśli, że coś miałoby się nie powieść. Poprawka. Chętnie by POROZMAWIAŁA  z osobą, która planowałaby coś zepsuć, a lepiej żeby nikogo takiego nie było…
Przechodząc do meritum. Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały swoją wersję Bleed it out, a goście powoli, powoli zbierali się przed kościołem – odświętnie ubrani, wypachnieni i z naręczem prezentów, kopert i kwiatów. Pisk opon taksówek, które podwoziły naszych gości tylko sprawiały, że już tu obecni zgrzytali zębami i zerkali na tarcze swych drogich albo i nie zegarków. Ślub miał się rozpocząć o 15stej, dochodziła już za pięć.
Nasza Wanda jako pierwsza zjawiła się w kościele, nie tylko by poprawić dekoracje ław i całego budynku – o, jedna kokarda wisiała krzywo, i ta już biegła by przypadkiem nikt nie zauważył, że coś było nie tak. Ale również po to by sprawdzić czy sprzęt nagłaśniający i mikrofony działają, czy przysięga jest spisana i czy wdzianko pastora z wyszytymi małymi tarczami jest wyprasowane i w odpowiednim rozmiarze. Jedwabna poduszeczka w kolorze purpury leżała spokojnie czekając na złote obrączki, których w posiadaniu był drużba. Teraz tylko wyszła na zewnątrz by spojrzeć czy przypadkiem ktoś znajomy się tu nie przypałętał. Ściskany w dłoni bukiecik czerwonych róż niósł ze sobą słodki zapach, od którego kobiecie zakręciło się nieco w głowie, a suknia, którą przywdziała – z dekoltem w serduszko, z odkrytymi ramionami i przylegająca do ciała, a kończąca się na dole trenem z tiulu w kolorze szkarłatnej czerwieni była strasznie niewygodna. Czuła, że część górna kreacji lada chwila się zsunie, stresowała się także, że przez przypadek nadepnie obcasem na materiał sunący się za nią i wyrżnie orła niczym J. Lawrence na pamiętnym rozdaniu Oscarów. W sumie wszystko się zgadzało, ta przed rozpoczęciem się ceremonii także wzmocniła się kieliszkiem mocnego alkoholu. Do tego Maximoff dołączyła ciężki, złoty naszyjnik, kolczyki i zegarek. Lekki makijaż idealnie podkreślał jej charakterystyczne rysy twarzy, a usta pociągnięte czerwoną szminką [która na ustach powinna się trzymać co najmniej przez 8 godzin!] wykrzywiały się w delikatnym uśmiechu. Ciemne włosy zostawiła rozpuszczone, a te tylko delikatnie wiły się pod wpływem co silniejszego podmuchu wiatru. Na imprezę przyszła sama o dziwo, co stwierdziła z lekkim niesmakiem – wszak jej ukochany braciszek wolał siedzieć w domu i nawalać w Battlefielda niż stać teraz z nią tutaj i pomagać w przygotowaniach. Szatynka westchnęła tylko cicho i teraz to ona spojrzała na zegarek sprawdzając czy przypadkiem nie powinna zaganiać już gości do kościoła. Stwierdziwszy, że już czas poprosiła jednego z mężczyzn z obsługi o otwarcie wrót do budynku.

Zatem! Obecnie wszyscy znajdujecie się przed kościołem, albo dopiero co do niego dojeżdżacie. Witacie się z innymi i blah blah blah rozmowy o wszystkim i niczym. Możecie napisać także, że wchodzicie już do kościoła i zajmujecie odpowiednie miejsca. Mile widziane opisy uczuć postaci, co sądzą o przygotowaniach, parze młodej itp.

Pamiętajcie o rolach jakie spełniacie, m.in.: Pajonk powinien pojawić się z koszykiem świeżo zerwanych płatków róż, Szop winien być psychicznie przygotowany do noszenia obrączek, które ma przy sobie Logan, DP ma myśleć o mackach i nocy poślubnej, a Shi czy błękitna podwiązka będzie się trzymać na udzie.
W sumie to wiecie, najpierw jeden krótki pościk na zaznajomienie się z sytuacją. - Serio, nie muszą to być eseje, w końcu to trollowana. Napiszcie cokolwiek.

Macie czas do ŚRODY 10 WRZEŚNIA DO 23:59. Jeżeli posta od danej osoby nie będzie to ją pomijam w kolejce.
Gdyby coś/ktoś miał jakiś problem to zapraszam do kontaktu na pw/gg/fb.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 11, 2014 2:06 pm

Scarlet z zadowoleniem obserwowała tylko jak coraz więcej i więcej osób zbiera się przed kościołem i tworzy to mniejsze czy większe grupki. Wiadomo, na takich przyjęciach zawsze znajdą się osoby o podobnych zainteresowaniach, więc siłą rzeczy oddzielanie się od stada jest na porządku dziennym. Poza tym wśród zaproszonych osób znaleźli się nie tylko bohaterowie,  cywile ale i złoczyńcy. Wszak ślub i wesele to wyjątkowa okazja do tego by poznać swojego wroga – przecież nie od dzisiaj wiadomo, że osoba pod wpływem alkoholu szczerze odpowie na wszystkie Twoje pytania.  Poza tym to Wiedźma wraz z Państwem Młodym szykowała listę osób tutaj zaproszonych, część z nich tamci rozdali osobiście, pozostała część została rozesłana. Zaproszenia nie wyróżniały się niczym szczególnym. Wykonane ze sztywnego papieru kredowego w delikatnymi wypustkami układającymi się w kształt płatów róż i przepasane ciemno fioletową wstążką.  W środku oczywiście krótka informacja napisana ozdobną czcionką o tym co, gdzie i jak a pod tym wszystkim malutka, słodka ośmiorniczka. Na ślub mógł przyjść każdy, na wesele niestety nie [Tak Seith, mówię do Ciebie], dlatego też warto było przynieść i zachować ze sobą niewielką kopertę z przepustką.  Inaczej cóż albo pobijesz bramkarza i wbijesz się bez pozwolenia, albo znajdziesz naszą wspaniałą organizatorkę i wytłumaczysz co się stało. Osobiście proponuję wariant drugi, bo wiecie, z ochroniarzami Starka lepiej nie zadzierać.
Skoro już coraz więcej osób się zbierało, a jeden z młodzieńców otworzył drzwi do kościoła to nie pozostało jej nic innego jak tylko witać co poszczególnych gości: Tak, skarbie, Ty też wyglądasz fantastycznie., Damian, wiem, nie będziesz siedział obok szwagra siostry stryjecznej drugiego męża Twojej ciotki, spokojnie. … Raz się uśmiechała, innym razem z poważną miną ściskała dłonie dopiero co przybyłych, a jeszcze gdzie indziej tylko mruczała podziękowania za przybycie. W oddali zauważyła nawet swojego brata, który jak widać zmusił się do pozostawienia swojej kochanki wyjścia z domu, co ją ucieszyło. Wyglądał niezwykle szykownie w garniturze, który zapewne pomogła mu wybrać jakiś czas temu, na niewiadomo jaką okazję… Zmartwił ją jednak fakt, że ten zachował się tak jakby jej zupełnie nie zauważył. Co faktycznie naszą Mścicielkę ugodziło.
Po tym jak jej policzek zaliczył czterdzieste ósme muśnięcie, a jej dłoń została zmacana przez błękitnego Hulka, jej oczom ukazała się zielona i dość wysoka istotka w fantastycznym kostiumie uwydatniającym wszystkie zaokrąglenia Strażniczki, która sunąc ku niej sprawiła, iż na twarzy szatynki pojawił się szczery uśmiech. Musiała stwierdzić, że wyglądała zjawiskowo, aż sama panna Maximoff skuliła się nieco, gdy jej nieco wyższa przyjaciółka stanęła obok. By pokazać jak bardzo jest zadowolona z jej przybycia, uścisnęła lekko jej nadgarstek wolną dłonią i przesunęła kciukiem po grubej bransolecie obserwując jednocześnie zmiany jakie zachodziły na buźce Gamci.
- Och, kochanie, przestań tak mówić bo się zarumienię. – Odpowiedziała lekko, po czym parsknęła krótkim aczkolwiek dźwięcznym śmiechem. Mimo tych słów i tak na jej licu zawitał delikatny rumieniec, który dodał jej nieco uroku. Zerknęła ku Gamorze i machnęła ręką na jej wypowiedź nie lekceważąco, a tak, by ta przestała paplać o tym jak to wszystko świetnie wygląda. Oczywiście gest nie miał być obraźliwy, tylko po prostu Wandzie aż głupio się zrobiło z tego wszystkiego.
- Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Będę naprawdę zadowolona jeżeli nikt dzisiaj nie umrze, nie rozzłości Shi, czy tez nie zajdzie w ciąże. Mam nadzieję, że wesele się uda. – Westchnęła ciężko i wtuliła twarz w bukiet kwiatów, by chociaż na chwilę nie myśleć o wszystkich problemach i klapach, które mogły nadejść, a czego ta nie chciała. Gdy podniosła wzrok przed nimi stał pewien młodzieniec w dobrze skrojonym garniturze, nieco zagubiony ale i bardzo kompetentny. Na jego widok rozciągnęła usta w uśmiechu i pochyliła się nieco by słyszeć go lepiej, w końcu w tej chwili robiła za mobilnego informatora. Skinęła głową słysząc skąd przybył – jego twarz wydawała się jej dziwnie znajoma, dlatego też nie wydawała się zaskoczona – wyciągnęła tylko ku niemu dłoń i ścisnęła ją lekko.
- Mów mi Wanda, bardzo mi miło. Ceremonia zacznie się dosłownie za kilka minut, więc już możesz zająć wolne miejsce w kościele. – Poinformowała go słodkim tonem, starając się nie roześmiać mu w twarz, gdy zauważyła  jak ten nieporadnie stara się nie patrzeć na dekolt Strażniczki. W sumie nie dziwiła mu się, sama też obcesowo spoglądała na całą postać Gamci, z tym, że ona miała większe szczęście – jej dłonie nie raz, nie dwa lądowały na ów krągłościach. Z wzajemnością.
Wskazała mu jeszcze raz drogę, gdzie ten ma się kierować, po czym dostrzegła w tłumie kolejne znajome twarze. A to Cap wpadł jak szalony – co za szczęście, że wybrał przejażdżkę limuzyną – już widziała oczami wyobraźni jak ułożone blond włoski odstają i zaczynają żyć własnym życiem. Szkarłatna nie dałaby mu spokoju. O, nawet teraz coś jej nie pasowało we fryzurze Steve’a, dlatego gdy ten sypnął jej komplementem, ta najpierw wywróciła jasnymi patrzałkami, po czym przylizała mu włosy.
- Dobrze, że jesteś Cap! O, i Ty Logan! – Uniosła dłoń pozdrawiając nowo przybyłych, którzy cholera! Wyglądali seksownie. Nie to, że na co dzień nie kusili swoim wyglądem, ale damn! Co innego spojrzeć na najlepszego przyjaciela w obcisłym kostiumie, który tylko czeka na romans z proszkiem do prania, a co innego gdy ten jest ubrany tak elegancko. A, że nasza  Organizatorka uwielbiała facetów w marynarkach i pod krawatem, to nie mogła oderwać wzrou od otaczających ją mężczyzn.
W międzyczasie przyjmowała całusy, buziaki, uściski i inne takie i obdarzała resztę swoim firmowym uśmiechem. Duma ją rozpierała, że wszyscy zgodzili się przyjść, poddali się jej słowom i urokowi osobistemu, którego niestety ale musiała użyć. Chciała by każdy zapamiętał ten szczególny dla Shi i DP dzień, dlatego też ta dwoiła się i troiła by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Stark dał jej dyspozycję do jej konta, dlatego też i ona szalała z zakupami, dodatkami i resztą potrzebnych pierdów.
Dodatkowo ile ją nerwów kosztowało by namówić Rogersa czy Jamesa do uczestniczenia w całej rozgrywce. Ileż ona musiała się nagimnastykować, nauśmiechać [o, zupełnie jak teraz!] i przekonywać. W ońcu tak naprawdę, gdy wszystko zawiodło, postanowiła zacząć im grozić. No, nie byłaby zdolna ich unicestwić – zbyt ich wszystkich kochała, ale gdy Ci się jej nie podporządkowali za pierwszym razem, to cóż, nie ma przebacz. Gdy zaczynało się robić gwarno, Scarlet jeszcze raz uniosła dłoń i starała się uciszyć wszystkich. Kiedy przyjaciele spojrzeli na nią ta tylko odetchnęła głęboko.
- Dobrze, kochani. Ceremonia zaraz się zacznie. Ci, którzy mają tylko siedzieć i ładnie wyglądać mogą już powoli wchodzić do Kościoła. – Tutaj spojrzenie jej padło na Gamcię i Darkiego jeżeli ten jeszcze przy nich był. Pozostał jej Logan, Cap i Szop, który właśnie nadbiegł zdyszany. Fakt, wyglądał słodko, miała ochotę rzucić mu się w ramiona, jednakże opanowała swoje zapędy i tylko powitała go wyszczerzem, od którego policzki zaczynały już ją boleć.
- Szop, świetnie, że jesteś. Skoro mamy już komplet to Wy idziecie za mną. – Wskazała na Panów i przez chwilę milczała jakby zastanawiając się co też dalej zrobić. Jej wzrok zatrzymał się na X-Menie i wpatrywała się w niego intensywnie. Dźgnęła go w klatkę piersiową.
- Masz obrączki? Wziąłeś je? Daj mi je, proszę. Tylko mi nie mów, że zapomniałeś. Bo jak słowo daję gdybyś to zrobił to bym Cię zabiła, James. – Spytała gorączkowo czerwieniąc się na myśl o tym, że mogłoby zabraknąć obrączek na ślubie. Złapała się za pierś i westchnęła raz jeszcze, uspokajając się trochę. Jak Pietro kocham, gdyby coś nie wypaliło to Wanda chybaby zeszła. Nie chciałaby by tyle przygotowań poszło na marne. Z tego wszystkiego ledwo zauważyła Deadpoola, który pijackim, a raczej bardzo oryginalnym krokiem minął ich jak gdyby nigdy nic i przywitał się z nią w tak osobliwy sposób, że ta tylko podskoczyła z cichym okrzykiem i zaraz złapała się za prawy pośladek, który został naznaczony przez dłoń najemnika. Mrugnęła zaraz jednak i wróciła do swoich towarzyszy, starając się już ignorować wszelakie zaczepki ze strony innych osób. Była pewna, że wcześniej wskazała DP miejsce przy ołtarzu, gdzie ten miał czekać na swoją wybrankę, dlatego też  skurcz w okolicach żołądka minął tak szybko jak się pojawił. Spojrzała po kolei jeszcze raz na mężczyzn i na Rocketa i skinąwszy dłonią na znak by szli za nią, sama weszła do budynku.
Wnętrze świątyni prezentowało się niezwykle dostojnie i nadzwyczaj skromnie. Delikatne jasne ściany były gdzieniegdzie okryte przyjemnymi dla oka freskami, zaznaczone złotem czy srebrem. Do tego ogromne i kolorowe witraże, przez które wpadały promienie słoneczne sunące jasnym blaskiem po twarzach naszych gości. Wysoki sufit, na którym zostały przedstawione sceny z Pisma Świętego, do tego masa świeczników, obrazów w bogato zdobionych ramach i ołtarz, przy którym już czekał Pan Młody. Prezentował się niezwykle elegancko, Maximoff wiedziała, że smoking kosztował krocie, ale jak widać był wart swojej ceny. We wnętrzu o dziwo było wyjątkowo chłodno, aczkolwiek przyjemnie – więc spędzenie w kościele niewiele ponad czterdziestu minut nie powinno być aż takim wyzwaniem. Przez ciało Wiedźmy przeszedł delikatny dreszcz podniecenia, gdy ujrzała wszystkich zebranych cicho rozmawiających ze sobą, czy wymieniających uwagi na temat pary. Jej spojrzenie zahaczyło o Lokiego, do którego uśmiechnęła się lekko – ona jak i reszta Avengersów przynajmniej tego jednego dnia zdecydowała się akceptować ciemnowłosego, po pierwsze, nie chcieli sprawić przykrości Wade’owi, a do tego cóż, ten dzień był tak wyjątkowy, że nie było tutaj miejsca na żadne kłótnie. Kobieta przemknęła lekko pod ołtarzem, prowadzając Steve’a za rękę, i sprawdzając tylko czy Szop i Logan za nimi idą. Wcześniej czy też teraz odebrała zgrabne pudełeczko z rąk Wolverine’a i kazała mu zostań z Panem Młodym. Mrugnęła do niego, ścisnęła jego ramię by i ten pilnował jej miejsca obok siebie po czym wskazała pozostałej dwójce tajemne przejście obok centrum Kościoła. Chodziło mianowicie o malutkie pomieszczenie, w którym to akurat księża przygotowują się do wszelkiego rodzaju mszy. Na naszych bohaterów czekała już wcześniej wspomniana poduszeczka i ten cudowny strój pastora, do którego wcisnąć miał się Kapitan. By wszystko wyszło sprawnie to ułożyła obrączki na podusi i wręczyła ją Szopowi, instruując go jednocześnie, że ma skierować się do drugiego wyjścia i czekać przy jednej z ław, a kiedy będzie czas na złożenie przysięgi, to ten dostojnym krokiem podejdzie do naszej ukochanej pary i  ofiaruje im błyskotki. Pogoniła go szybko po czym wróciła do swojego przyjaciela. Poważna mina Scarlet zaraz zmieniła się w rozbawioną – nie powiedziała na razie nic, tylko chwyciła ciemną, długą koszulę z miliardem guziczków i pomogła wciągnąć ją na grzbiet blondyna. Kurtka niestety musiała zostać w pokoju, a Mścicielka żałowała, że nie wzięła większego rozmiaru pseudo sutanny.
- Jeez, Steve, opanuj się z tą siłownią. Niedługo będziesz musiał pożyczać ciuchy od  Hulka. – Mruknęła pod nosem zapinając milionowy guzik, po czym zadowolona z efektu przygładziła materiał na ramieniu mężczyzny. Zaraz podała mu też jedwabny szal z wyszytymi małymi tarczami i uniosła oba kciuki ku górze.
- Wyglądasz obłędnie, Cap. Teraz tylko pamiętaj o tym by mówić wyraźnie, spokojnie. Nie denerwuj się, nie masz czym, w końcu to nie Ty dzisiaj bierzesz ślub. – Powiedziała rozbawiona do najlepszego kumpla, i zaraz uścisnęła go mocno by dodać mu otuchy i tym samym życząc mu powodzenia. Wydawał się jej być odpowiednią osobą, która mogłaby komukolwiek udzielić ślubu. Miał charyzmę, był porządny i totalnie niezepsuty co tylko plusowało na jego korzyść. Zawsze milej wysłuchać kogoś kto ma coś ciekawego do powiedzenia, niż siedzieć jak na szpilkach i bać się, że oberwie się od pastora. Dlatego też to nie ona udzielała błogosławieństwa.
Zaraz po tym jak jeszcze nie omieszkała kopnąć Kapitana  w zgrabne cztery – litery No co? Na szczęście! wyszła z boku i wskazała odpowiednie miejsce Rogersowi. Sama Wanda zaś zajęła miejscówkę niedaleko Logana i zerknęła za siebie, by spojrzeć na Pannę Młodą, która to pojawiła się obok Lokiego. Kobieta [tjaaa!] spowita w bieli i koronkach wyglądała zjawiskowo. Wszystko było idealnie dobrane zarówno do figury jak i charakteru postaci. Scarlet aż drgnęła i odwróciła zaraz wzrok czując jak pieką ją nie tylko policzki ale i oczka. Cała sytuacja była tak podniosła i uroczysta, że lada chwila, a nasza Mścicielka się rozklei. Zawsze na tego typu okazjach miała przygotowaną jedwabną chustę, tutaj jednak nie miała jej gdzie wcisnąć, więc tylko modliła się by łzy zbytnio nie ciekły jej po twarzy.
Na całe szczęście użyła kosmetyków wodoodpornych. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią.
Gdy wszyscy zajęli już odpowiednie miejsca, wyciszyli siebie jak i swoje telefony komórkowe, a zniecierpliwienie i oczekiwanie sięgnęło zenitu, wtem wszyscy zebrani mogli usłyszeć wpierw jeden ton, potem drugi, aż cały kościół wypełnił wszystkim znany MARSZ.  W momencie gdy wybiły pierwsze znane i melodyjne takty Pajonk aka Spajder, który zagubił się przed kościołem winien rozrzucać płatki dopiero co zerwanych kwiatów, tym samym zaznaczając drogę ku szczęściu i spełnieniu naszej Panny Młodej, która wraz z teściem powinna ruszyć powoli i posyłać subtelny uśmiech w te i we w te niczym księżna Diana zajeżdżająca pod Pałac Buckingham…

Chciałabym wszystkim podziękować za to, że odpisaliście w narzuconym Wam terminie. Mam nadzieję, że dalej będziecie się stosować do moich zaleceń. I wybaczcie mi również za długość tego posta, jednak nie chciałam nikogo pominąć, a musiałam opisać po prostu pewne istotne kwestie. Dlatego proszę o przeczytanie go, nawet jeżeli nie macie na to ochotę. Warto wiedzieć co się dzieje, prawda?
Jak widać ślub już się zaczął, wszyscy powinni być w środku i obserwować parę Młodą. Wszyscy chyba wiedzą co mają robić, ale dla przypomnienia tylko dodam: Pajonk rozrzuca kwiaty, Loki wraz z DP idą do ołtarza, ja z Loganem w sumie uśmiechamy się i ładnie wyglądamy, Shi zapewne majstruje przy rozporku, Cap powinien zacząć ceremonię od modlitwy, ale…chyba sobie to darujemy. Do tego przysięga, wtargnięcie Szopa z obrączkami, pocałunek i ot, składanie życzeń.

Oczywiście Para Młoda powinna wymyślić jakąś zabawną, poważną, chwytającą za serce przysięgę.
TERMIN NA NAPISANIE POSTA JEST DO PONIEDZIAŁKU, TJ. 15 WRZEŚNIA DO GODZ. 23:59. W przypadku pytań/skarg/zażaleń/pomysłów/czegokolwiek innego zapraszam do mnie.
Nie ma odwlekania terminu, nie ma przebacz ani taryfy ulgowej dla kogokolwiek. Mówię, posty nie muszą być długie, wystarczy kilka sensownie sklejonych zdań.

A, nie ma kolejki! I jako, że jest to sesja trollowana to obowiązują nas raczej nasze relacje cb'owe! Chociaż to w jaki sposób będziecie pisać zależy wyłącznie od Was, kochani.
<3

Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 11, 2014 10:57 pm

Miło było zobaczyć Logana na tej całej uroczystości. Naprawdę lżej zrobiło mu się na duszy, a już w ogóle się rozluźnił, gdy przypomniał sobie tę nienawiść Wolverine'a do najemnika. Przywitał go uściskiem dłoni. Dostrzegł też stojącego tuż obok elegancko wyglądającego młodego mężczyznę i również wyciągnął do niego rękę, zakłopotany swoim nietaktownym zachowaniem.
- Steve Rogers. - skupił na nim swój wzrok odrobinę dłużej i uniósł lekko brew - Młodzi Mściciele? No,no.
Musiał przyznać, że dzieciak zrobił na nim wrażenie. Był dumny, że jest grupka młodych, utalentowanych osób pragnąca z własnej, nieprzymuszonej woli służyć w dobrej sprawie. Co prawda niepokoił go ich przedział wiekowy, ale tego zapału nie dało się ugasić. Dobrze, że SHIELD się nimi zajęło, by nie działali na własną rękę. Będzie musiał później zamienić kilka słów z tym młodym człowiekiem.
Usłyszał jakieś słowa kierowane do niego, a potem poczuł jak ktoś szarpie go za rękaw. To Wanda zaczęła naglić, ba, zaganiać do świątyni. Posłusznie kierował się pół kroku za nią, nadal trzymany za rękę. Pomieszczenie było naprawdę piękne. Wysokie sklepienie potęgowało rozmiar kościoła, a kolorowe światło przyjemnie rozświetlało monumentalną przestrzeń. Dopatrzył się wspaniałych fresków pokrywających ściany, kilka obrazów, ogólnie delikatne operowanie dekoracją - wnętrze było bardzo renesansowe, pełne harmonii i spokoju. Steve poczuł się w tym miejscu zupełnie inaczej, był oderwany od świata. Pieczołowicie wykonywane dekoracje na dzisiejszą uroczystość dziwnie niknęły mu w polu widzenia. Gorzko pożałował, że nie założył munduru. Co za durny pomysł, ubierać się, o, tak. Westchnął głośno, najpierw podziwiając otaczające go piękno, potem rozpamiętując swoją głupotę.
Scarlet Witch poprowadziła ich do małego pomieszczenia, służącemu księżom do przygotowań. Rozejrzał się nerwowo, by potem wlepić wzrok w kobietę. Gdy ta odwróciła się do niego, trzymając na rękach sutannę, nie wytrzymał. Z furią wpatrywał się w Wandę przez kilka sekund, po czym wypalił:
- Oszalałaś?! NIE TAK się umawialiśmy! - Rogers był zrozpaczony. Sutanna, serio? Przejechał dłonią po twarzy i znów spojrzał na czarną..suknię.  Iskierki w oczach towarzyszki tylko potęgowały jego poirytowanie.
Po chwili oporu i złości założył sutannę. W jednej chwili znienawidził ten dzień. Wyglądał jak..ksiądz.  Skrzywił się, słysząc kąśliwy komentarz Wandy. Na widok szala, wyszywanego w małe tarcze, zaśmiał się histerycznie. Naprawdę. Uspokoił się trochę, gdy go przytuliła. Jego złość momentalnie wyparowała. Miał za dobre serce dla niektórych. Będą mieli u niego poważny dług do spłacenia.
Zerknął na szopa, z którym dzielił dziś ten marny los. No nic, kolejna misja, kolejne wyzwanie.
Wolnym krokiem udał się na swoje miejsce przy ołtarzu. Wyprostowany, głównie patrzył przed siebie, by nie widzieć tego koszmarnego rozbawienia, jakie mogłoby być powodowane jego wyglądem. Co prawda Młoda Para prezentowała się jeszcze ciekawiej, dzięki czemu odetchnął z ulgą. Skupiali na sobie całą swoją uwagę. To było dziwne uczucie. Rogers uśmiechnął się pod nosem, widząc jak Pan Młody promienieje. Niezwykła aura roztaczała się nad tą dwójką. Marsz uroczyście wypełnił salę swoim dźwiękiem, głosząc przybycie wybranki szczęśliwca stojącego przed ołtarzem. Rogers wciągnął głęboko powietrze, zachwycając się nad pięknem i ulotnością tej chwili. Za chwilę ma wygłosić dosyć ważną przemowę! Zaraz, od czego on miał zacząć...
Powrót do góry Go down
Darkhawk

Darkhawk


Liczba postów : 146
Data dołączenia : 25/08/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pią Wrz 12, 2014 10:58 pm

Uśmiechał się zażenowany podając rękę Scarlet Witch. Nie musiała się do niego nachylać! Nie był dzieckiem, ani kurduplem! Gdyby nie obcasy byliby równego wzrostu! A tak, musiał przełknąć jakoś to małe upokorzenie, ale nie złościł się. Wiedział, że zrobiła to niechcący. Uścisnął jej dłoń i podziękował skinieniem głowy. Wciąż był trochę zdenerwowany. W okół tyle znanych i potężnych osób. O! Właśnie podszedł do nich Kapitan Ameryka i Wolverine! Spojrzał na nich, a gdy Steve wyciągnął w jego stronę rękę uścisnął ją żwawo.
- Darkhawk. - Nie wiedział jak zareagować na dziwny komentarz Rogersa, bo "no, no" mogło mieć każde znaczenie. Kiwnął mu tylko głową by zaraz zaobserwować jak Maximoff ciągnie go do wewnątrz razem z Wolverinem i Szopem, który dopiero co do nich dołączył. Ciekawe jak Kapitan zareagowałby na wieść, że od dwóch lat zwalczał przestępczość w Queens pomagając Spider-manowi. Którego o dziwo tu nie widział. Możliwe, że jest bez maski tak jak on sam. Ośmielony zauważeniem i jako takim poważnym przyjęciem jego osoby zwrócił się do wciąż stojącej obok Gamory.
- Zechciałaby pani towarzyszyć mi wewnątrz? - zaofiarował jej szarmancko swoje ramię. Ryzykował wiele w ogóle odzywając się do Najniebezpieczniejszej Kobiety We Wszechświecie, ale nie mógł zmarnować takiej okazji. Jeżeli zielonoskóra zgodzi mu się towarzyszyć zaprowadzi ją do drugiej ławki po prawej stronie kościoła. Jeżeli nie, tak czy siak usiądzie na tym miejscu, choć w zdecydowanie gorszym humorze.
Na miejscu od razu rzucił mu się w oczy pan młody. A właściwie pani młoda w smokingu. O, to będzie ciekawe. Zaraz po tym przy ołtarzu pojawił się Kapitan Ameryka w sutannie. Chris prawie parsknął śmiechem, walcząc ze swoją twarzą która na szczęście pozostała spokojna. KAPITAN KSIĄDZ. Z gardła dobiegło mu ciche "harpf", jakby miał się zaraz udusić. KAPITAN KSIĄDZ. 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1. Uff. Opanował się zupełnie i czekał na dalszy ciąg tej PIĘKNEJ ceremonii.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Sob Wrz 13, 2014 11:14 am

Ogólnie rzecz biorąc, Loki przyglądał się tylko całemu temu zamieszaniu z daleka, wręcz z lekkim zaintrygowaniem, choć jego zainteresowanie mimo wszystko utrzymywało się na przeciętnym poziomie. Gdy ktoś skinął mu głową na powitanie - odwzajemniał się tym samym, ale właściwie na tym kończyły się jego interakcje z niemalże każdym - poza synem... Który aktualnie miał na sobie sukienkę i udawał swoją żonę, choć to akurat nie stanowiło dla boga kłamstw żadnego zaskoczenia. Dziwił się tylko, że suknia nie wykorzystywała motywu ośmiornic lub samych macek.
A skoro już mowa o Deadpoolu...
Podczas jego monologu trickster skierował ku niemu wzrok i powstrzymał się przed ciężkim westchnięciem. Nie chciał przerywać mu mówienia, zapewne pomagało na stres, więc tylko w milczeniu odnotowywał w głowie kolejne poruszane tematy, aby móc na nie za chwilę odpowiedzieć, zresztą w miarę możliwości w skrócie - bo nie był tak do końca pewien ile czasu im jeszcze zostało do rozpoczęcia ceremonii.
-Biust wygląda wspaniale, na pewno przyciągnie wiele spojrzeń- zapewnił w pierwszej kolejności, mimo to dla spokoju sumienia... No, zgoda, przede wszystkim dla spokoju uszu drobnym zaklęciem multiplikując co nieco chusteczki, aby jeszcze bardziej zaokrągliły "piersi" jego syna.
-Sądzę, że widziałem wszystkich zaproszonych gości... Poza Thorem, którzy uprzedzał, że może pojawić się dopiero na weselu i Starkiem... Którego zapewne przyciągnie otworzenie pierwszej butelki z alkoholem. Z drugiej strony, nie przybył również ten irytujący cię śmiertelnik. Obrączki na pewno są na miejscu, jeżeli tort będzie w niewłaściwym kształcie, to zaczarujemy go, nim goście zauważą, a jeśli Szop spróbuje wyjąć... Wibrator, to zamienię mu go w marchewkę. I byłbym zaskoczony, gdybyście nie dostali erotycznych prezentów- wymienił po kolei. Pozwolił sobie nie komentować pomysłu z orgią, głównie dlatego, iż podejrzewał, że bardzo wielu zgromadzonych może być zachwyconych tą perspektywą... Więc cóż, byle się zabezpieczali.
Co prawda goście wlali się już do budynku, lecz tak czy siak trzeba było odczekać jeszcze moment, podczas którego zapewne dokonywane były ostatnie przygotowania i poprawki. Loki cieszył się tylko, że to wszystko nie wylądowało na jego głowie. On miał jedno zadanie... I to takie, które najwyraźniej nadszedł czas wykonać - przynajmniej jeżeli sądzić po dźwiękach melodii dobywającej się z wnętrza.
Tak więc - z całym wdziękiem, gracją oraz dostojeństwem księcia Asgardu - bóg chaosu poprowadził syna do środka, dość powoli, gdyż ponoć tak wypadało w tym świecie... O ile jego informacje były poprawne. A powinny być, bo sprawdzał je w kilku niezależnych od siebie źródłach. Tak czy siak, trickster przywołał na swoje oblicze subtelny uśmiech, ot, zaledwie delikatne uniesienie kącików ust, które w pewnym momencie zadrgały niebezpiecznie... A mianowicie wówczas, gdy spojrzenie bóstwa padło na stojącego przy ołtarzu Kapitana. Aż oczy rozbłysły mu przy tym figlarnie i, owszem, złośliwie. No proszę, trzeba będzie to jakoś wykorzystać... Ale później, po ślubie.
Póki co natomiast Loki zatrzymał się wraz z Deadpoolem przy jego żonie - cóż, aktualnie mężu - by już po chwili móc usunąć się nieco na bardziej odpowiednie dla siebie miejsce. Musiał przyznać, że ciekawiło go jak to wszystko będzie wyglądało, nawet jeżeli podejrzewał, że uroczystość nie będzie zapewne w pełni konwencjonalna... Z oczywistych powodów.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Gamora

Gamora


Liczba postów : 183
Data dołączenia : 24/05/2014

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Sob Wrz 13, 2014 5:13 pm

Coraz więcej superbohaterów zbierało się przed kościołem. Coraz więcej ckliwych westchnień było posyłane w ich kierunku, najczęściej z damskiej części publiczności, a mimo to można było wyczuć dozę podniecenia i ogromnego zaciekawienia kierowanego w stronę tej oryginalnej młodej pary. Gamora natomiast skupiła się przez chwile tylko i wyłącznie na swojej przyjaciółce. Różne myśli zakwitły w zielonej główce gdy przesunęła kciukiem po jej bransoletach. Posłała szkarłatnej delikatny i zarazem ponętny uśmieszek i już chciała powiedzieć, że bardzo chętnie zobaczy jej rumieńce w innej sytuacji, tak dobrze tym dwóm pięknym kobietom znanej. Już uchyliła usta by to odpowiednio skomentować, jednak coś ją powstrzymało. Nie był to gest Wandy wskazujący na skrępowanie komplementem, ani machnięcie łapką.
Do ciszy skłoniła ją obecność osoby trzeciej, bo własnie w tym momencie podszedł do nich jakiś młodzieniec. Gamora niestety nie orientowała się w grupach ziemskich bohaterów.. znaczy wiedziała o Avengersach, bo w końcu Tony nie był jej obcy. *Ekhm*. Jednak Young Avengers? To coś dla niej nowego.
- Gamora. Członkini Strażników Galaktyki. - Kiwnęła głową w kierunku Darkiego, wprawiając jej idealnie prosto przystrzyżone włosy do ramion w ruch. Zasugerowała się prezentacją Chrisa, więc sama również przedstawiła się ujawniając przynależność do galaktycznej grupy bohaterów. Nie wiedziała, że chłopak bardzo dobrze wie z kim ma do czynienia. Co do jego późniejszego zachowania to.. hm, nie można była powiedzieć, że była zaskoczona. Szczerze mówiąc Gam przyzwyczaiła się do takiego typu przyjęcia przez mężczyzn, w szczególności tych młodszych i już chciała ująć go za podbródek i wskazać prawidłową linie spojrzenia prowadzącego do jej oczu, gdy kolejna osoba dołączyła do tego doborowego towarzystwa, a był nim Kapitan Ameryka. Gamora podała mu dłoń by ją uścisnąć. Uniosła brwi ze zdziwienia, gdy złożył na ręce pocałunek. Zdezorientowana rzuciła pytające spojrzenie Wandzie. Nie znała ziemskich zwyczajów stąd to zaskoczenie. Pocałunek jednak okazał się być miłym gestem, więc odwzajemniła się szerszym uśmiechem. Nie wiedziała czy powinna zrobić to samo, ale instynkt samozachowawczy jej podpowiedział, że całowanie w dłoń mężczyznę może być odebrane co najmniej dziwnie.
- Gamora. - Kolejny raz się przedstawiła i zabrała rękę, cały czas odwzajemniając spojrzenie rosłego i sama musiała przed sobą przyznać, bardzo przystojnego mężczyzny.
- Dziękuję za komplement. Skądś pana kojarzę panie Rogers... - Rzuciła robiąc zastanawiającą minę. Cóż, Steve nie przedstawił się jako Kapitan Ameryka, na dodatek.. wyglądał zupełnie inaczej. Co prawda nigdy na żywo nie spotkała się z Kapitanem, ale kosmiczne ptaszki ćwierkają nawet w odległej galaktyce. Rozmyślania Gamory zostały brutalnie przerwane przez głośny pomruk motocykla. Kobieta zwróciła się w jego kierunku marszcząc brwi, ponieważ co jak co.. ale zakłócił spokój i tą przyjemną, wręcz sielską atmosferę. Spojrzała uważnie po twarzach gości jednak brak zaskoczenia ani jakiegokolwiek innego grymasu dał zielonej wojowniczce do zrozumienia, że było to najwyraźniej normalne zachowanie mutanta. Przywitanie zwierzęcego jegomościa przez Steve'a prawie całkowicie ją uspokoiło. Dziarsko ścisnęła dłoń Logana i odwzajemniła kiwnięcie głową. A potem dostrzegła Rocketa. Bardzo dobrze znała tą jego 'zadowoloną' minę. Na dodatek... O DZIWO nic nie mówił, nie komentował, nie zaczepiał, nie kazał wszystkim zejść mu z drogi, ani nic nie pyskował.. huh, jego zachowanie nie wróżyło niczego dobrego, czyżby nie miał humoru? Gam wiedziała jedno, w taki sytuacjach lepiej trzymać się na dystans i nie narzucać się swoją obecnością, dlatego spojrzenie przeniosła na pana młodego, który wyszedł z limuzyny. Wyglądał zjawiskowo pomimo tej maski, chociaż Gam nie zdawała sobie sprawy co znajduję się pod nią więc z dwojga złego.. *ekhm*. No. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy wojowniczki gdy odprowadzała wzrokiem Wandę, Steve'a, Logana oraz Rocketa zdała sobie sprawę, że zapomniała zapytać gdzie ma usiąść i jak to dalej będzie wyglądało. Gamora na ogół nie panikuję, ale poczuła się ...dziwnie. Z zamyślenia wyrwał ją Darkhawk. Gam zmrużyła oczka i zerknęła na podsunięte ramię Chrisa. Dosłownie parę sekund zastanawiała się jaką ma podjąć decyzje, ale po uśmiechu z jakim wróciła do twarzy chłopaka każdy mógł się domyśleć jaki jest werdykt. Darkhawk zaimponował jej wyczuciem chwili oraz taktem godnym dojrzałego mężczyzn i, chodź mówią, że to bardzo trudne, wymazał pierwsze wrażenie, które wskazywały na jego młodzieńczą naturę. Swoją drogą popisał się nie lada odwagą proponując swoje towarzystwo Niebezpieczniejszej Kobiecie we Wszechświecie, ponieważ nigdy nie było wiadomo jaka myśl wpadnie do tej zielonej i pięknej główki.
- Z przyjemnością. - Rzekła i ujęła go pod ramie, a potem ruszyli do środka. Gamora zasiadła tam gdzie ją poprowadził i rozejrzała się po kościele. Miała mieszane uczucia co do tego miejsca, z jednej strony piękny budynek, ale jakoś nie czuła tego uduchowienia oraz związanych z tym emocji. Budynek jak budynek.. kolorowe okna (nie wiedzieć czemu..), całkiem przyjemny chłód.. jakiś dziwny masywny stoliczek pod ścianą i te.. malowidła. Gam uniosła brwi zaskoczona widząc te pompatyczne historie utrwalone na płótnie. Gdy usłyszała dziwny dźwięk spojrzała na Chrisa.
- Wszystko ok? - Zapytała szeptem, a potem podążyła spojrzeniem, za wzrokiem Młodego Mściciela, który był skupiony na Stevie. Gamora zauważyła, iż mężczyzna zmienił ubranie i ma... coś w rodzaju sukienki. Wyglądał... inaczej, ale jak na osobę, która w kosmosie widziała wiele, nie mogła uznać nowego wdzianka Capa za coś dziwnego, wręcz nienaturalnego i zabawnego. Zaraz po kościele rozniósł się dźwięk marszu weselnego, więc kobieta spojrzała w kierunku wejścia do kościoła. Z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy odprowadziła Lokiego oraz Pannę Młodą do ołtarza.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Nie Wrz 14, 2014 1:48 am

Kobieta, nieco przytłoczona całym towarzystwem, pomimo tego, iż znała tu praktycznie każdego, rozglądała sie za niewielkim, futrzastym stworzonkiem. Gdzieś w tłumie dojrzała piękną suknię Tatusia (Ach, jakim był pięknym Pannem Młodąym). Niestety, chwilę później tłum zaczął wlewać się do kościoła, więc z żalem stwierdziła, że zawsze może ukochać Szopa później. Uśmiechnęła się lekko do króliczycy i odparła tylko.
- Elena. Mam na imię Elena. Wybacz, ale muszę się załapać na jak najbliższe miejsce, żeby widzieć moich kochanych rodziców i narzeczonego! Poza tym, widok Logana w garniaku nie zdarza się często, a wiesz. On jest dosyć apetyczny.
Uśmiechnęła się konspiracyjnie do R.R. i pociągnęła ją za sobą, znajdując miejsce jak najbliżej ołtarza. A co do tej wzmianki o Jimmy'm, no przecież ej, to, że miała narzeczonego nie znaczyło wcale, że teraz wszyscy faceci byli fe i ble. No co? Wiadro. Jeden - zero, frajerze.
Gdy już zajęła miejsce, od razu poczuła, jak łzy wzbierają się w kącikach jej oczu, więc zamrugała kilkukrotnie, jednak na niewiele jej się to zdało. Jej Tatuś tak pięknie się prezentował. A zaraz przyjdzie Mamusia. Mamusia też była śliczna. Razem tworzyli taką piękną parę. Zaraz zaraz. Z tego co wiedziała, to jej marnotrawny brat powinien sypać kwiatki. Gdzie on się podział? Niczego nie umiał zrobić normalnie. Pająki to takie durne stworzenia. A może jak go użarł ten robal, to się przy okazji na mózgi zamienili? Ech, w sumie, to by było ze szkodą dla zwierzaka w sumie... Elena po raz ostatni wygładziła delikatnie pióra na skrzydłach, które teraz były złożone i jedynie delikatnie się poruszały, w miarę, jak oddychała, po czym siorbnęła cicho nosem. Dlaczego ona zawsze musiała się rozryczeć? Jej uwagę przyciągnął również Steve w sutannie. No i ten szalik... O Boże, ukradnie mu ten szalik. Napewno. No i musi mieć z nim zdjęcie. Taka pamiątka. Nie codziennie można sobie zrobić słit focię z KAPITANEM KSIĘDZEM.
Powrót do góry Go down
Deadpool

Deadpool


Liczba postów : 204
Data dołączenia : 08/08/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pon Wrz 15, 2014 3:55 pm

- Myślałem raczej, że wyczarujesz mi prawdziwy biust... Ale i tak wyglądają o wiele lepiej. Stwierdziłbym nawet, że świetnie. Dzięki, tato, emotka serduszko - rzucił do Lokiego, jednocześnie patrząc z kontemplacją, to na swój sztuczny biust, to zerkając na boga chaosu. Jeszcze kilka razy obmacał samego, chusteczkowego siebie, a pewny, iż wygląda oszałamiająco na całym ciele, uśmiechnął się pod welonem i z aktualnych zajęć zamienił samogwałt w wersji bardzo soft, na obserwowanie wlewających się do wnętrza chrześcijańskiej świątyni ludzi. Potem dłuższe spojrzenie po samej budowli(Muszę ci to przyznać, autorze, znalazłeś organizatorce naprawdę ładny kościół)(Um, dzięki?), a ostatecznie "Shipool" przeniosła wzrok znów na asgardzkiego księcia stojącego obok.
- Dlaczego nie będzie drugiego taty na moim ślubie? Dlaczego on mnie nie kocha... ? Nigdy nie spróbuje nawet znaleźć chociaż odrobiny czasu dla najlepszego ze swoich dzieci. Prych. - Wade pokręcił nosem, a przy drugim zdaniu nawet teatralnie nim pociągnął, na myśl o Thorze i braku ojcowskiej miłości z jego strony(A potem się dziwią, że w mojej taka patologia), za to na wspomnienie o Starku machnął ręką.
- Jemu... Jej? Wybaczam, na pewno szykuje mi świetny prezent i dlatego się nieco spóźni. W końcu dostanę zbroję, emotka-serduszko. Na pewno. Ooo taką! - Deadpool wskazał obiema rękoma napis przed sobą, z szerokim uśmiechem i kilkoma żywymi skinięciami głowy, czy to ignorując czy zapominając, że nie każdy postrzega ten świat w równie, na pozór szalony, sposób.
Gdy natomiast rozległy się pierwsze dźwięki kościelnych organów, pani młoda ujęła Lokiego pod ramię i z uśmiechem - a nawet pewną nutką wzruszenia, której Deadpool musiał poświęcić jeszcze chwilę, uspokajając się kilkoma głębszymi oddechami oraz drobną fantazją o małych ośmiorniczkach, kroczących przez kościół w garniturkach i sypiących kwiatki, bo ktoś zapomniał o swojej robocie(Ośmiorniczki, pomachajcie do mojego syna marnotrawnego. Prawda, że to urocze stworzonka?) - Wade ruszył z prowadzącym go ojcem przed ołtarz, ciągnąc za sobą po ziemi białą suknię. Kiedy wkroczyli przez bramę, uniósł wolną dłoń w górę i zaczął machać nią lekko do gości weselnych, zupełnie jak pozdrawiający swój lud dyktator(To tak nie robi się na ślubach?)(Nie, Wade, tak robi się w objętych totalitarną władzą państwach)(Mniejsza, robię teraz za królową, a co ważniejsze - panią młodą. Wolno mi), mówiąc przy tym szeptem oraz przez zaciśnięte zęby, w końcu zamiłowanie do paplania mogło nieco popsuć obmyśloną przez najemnika oraz Shiklah maskaradę, jeśli w tym momencie będzie zbyt słyszalne(Ej, zawsze mogą pomyśleć, że Shi przez przebywanie ze swoim wspaniałym ukochanym sama zaczęła słyszeć głosy oraz nauczyła się więcej mówić. Ale tak, w naszym związku to Wade Wilson robi za kobietę, jeśli chodzi o ruszanie jęzorem. Ale przynajmniej ma wyćwiczony ten języczek, if you know what I mean). Pod koniec drogi przed ołtarz wzrok głównego bohatera tego postu powędrował po przebranej za niego Królowej Potworów(Jest seksowniejszym Deadpoolem niż ja), uciekając bezwstydnie na pośladki żono-męża. Pani młoda uśmiechnęła się szeroko pod welonem i, co by nie było za konwencjonalnie, czego przeciwieństwa oczekiwał przecież sam bóg chaosu(A nie można zawieść boga chaosu, prawda? Jeszcze będzie zły, zdecyduje się znowu spróbować podbić Nowy Jork i ponownie na imprezę wpadnie Hulk, pobawić się z nim w "poznaj pana podłogę"), Wade przy wszystkich mocarnie złapał jeden z ubranych w szykowny garnitur pośladków Shi(No co? Jeśli nawet mój anielski brat bliźniak... Znaczy się mojego męża. Pił wodę w muzeum - kryminalista z niego, co nie? - to ja tym bardziej mogę zrobić coś zakazanego. W kościele). To znaczy, z ich perspektywy, demonica zrobiła to najemnikowi. Przez welon, posłał ładny, niewinny uśmiech swojej ukochanej, a potem w końcu ustawił się porządnie przed ołtarzem, bo jednak były takie chwile w życiu, gdy nawet taka osoba jak Deadpool zachowywała powagę. A przynajmniej starał się to zrobić, bo... Skupienie uwagi na prowadzącym ceremonię kapłanie, to jest własnym bracie Wade'a spowodowało, że w niemal taki sam sposób jak wcześniej u jego ojca, tak teraz u najemnika drgnęły  intensywnie kąciki ust, a on sam. Naprawdę. Bardzo. Mocno. Starał się zachować powagę(Spodziewałem się wprawdzie, że ubierze na taką okazję swój mundur i poprowadzi ślub jako Kapitan, ale jeśli woli sukienki... Cóż, nie oceniam, jestem tolerancyjny, tak mi się wydaję przynajmniej, jeśli mój braciszek lubi coś takiego, to i tak dalej go kocham. Mam tylko nadzieję, że ostrzeże mnie, jeśli to zajdzie dalej, żebym wiedział wcześniej, że na kartce z zaproszeniem na Wigilię mam napisać Stephanie zamiast Steve Rogers). A potem wzrok "pani młodej" pomknął po szalu, a w pewnym momencie delikatny uśmiech na, zakrytej welonem oraz makijażem, twarzy Wade'a zmienił się w szeroki, od ucha do ucha, wręcz ukazujący ząbki. I ten błysk w jego złotych oczach. Tak, specjalnie dla dobra maskarady kupił nawet odpowiednie soczewki. Na koszt Starka, oczywiście. "Shipool" uniósł jedną z rąk, by wskazać palcem na jedwab oplatający szyję Rogersa(Tata mógłby zrobić później mały dowcip i zamienić ten szal w mackę. Chociaż z drugiej strony, Candy mogłaby być zazdrosna), odkaszlnął i podniósłszy ton głosu odpowiednio wyżej, by brzmieć wystarczająco kobieco, powiedział:
- Szwagier, dlaczego zamiast jednej z małych tarcz masz symbol Hydry? - Wspominałem o tym, że Deadpool wypowiedział to zdanie na tyle głośno, by rozniosło się echem po całym kościele, z pewnością docierając do uszu każdego z gości oraz, oczywiście, do samego Kapitana "Kapitana Księdza" Ameryki?
Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pon Wrz 15, 2014 6:21 pm

Zniecierpliwiony czekał, aż "Panna Młoda" zostanie podprowadzona do ołtarza. Wiedział, że, cóż, jest wyśmiewany. Jak on nie lubił tego uczucia bezsilności.. Zacisnął mocno zęby i obserwował jak Loki dumnie prowadzi swojego syna. Bóg kłamstw z Asgardu, kolejny cud tego zdarzenia. Na pewno zaliczy ten dzień do tych najbardziej absurdalnych w swoim życiu. Wade był dosyć blisko, więc już na spokojnie przyjrzał się kreacji najemnika i jego samemu wyglądowi. Pokręcił głową. Szaleni.
Wtem Panna Młoda stanęła przed nim, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Zmarszczył brwi, pytająco się w nią wpatrując.
- Szwagier, dlaczego zamiast jednej z małych tarcz masz symbol Hydry?
Zapatrzył się w Wade'a i nie zdołał wydusić z siebie ani jednego dźwięku. Jego wargi rozchyliły się lekko, a on sam myślał, że zejdzie z tego świata. Powoli przeniósł wzrok na szal, lustrując każdą z tarcz wyszywanych na materiale. I dostrzegł. Przełknął głośno ślinę i zgromił Młodą Parę spojrzeniem. Przegięli. Może dla nich faktycznie było to zabawne, ale dla Rogersa nie było żadnego powodu do śmiechu. Podstępem zmusili go do założenia na siebie symbolu organizacji, która zabrała mu wszystko co sobie cenił. Z kamiennym obliczem oderwał małą przyszywkę i odrzucił w kąt, za siebie, odchrząknął głośno, uspakajając jakże rozbawione towarzystwo i poczekał na ciszę.
Wciągnął powietrze i już spokojnie, zaczął przemówienie.
- Jest to dzień na pewno wyjątkowy, niewątpliwie da się to dostrzec na każdym kroku. - rozejrzał się po wypełnionych ławach i pewnym głosem kontynuował  - Zebraliśmy się wszyscy tutaj, aby świadkować Młodej Parze i radować się razem z nimi przyjęciem przez nich  sakramentu małżeństwa. Miłość potrafi dokonywać niezwykłych rzeczy. Pojawia się niespodziewanie, diametralnie zmieniając spojrzenie na świat. Niczym zaklęcie. Ja osobiście uważam miłość za dar, dar niezwykle drogocenny, wymagający troskliwej opieki i troski, aby źródło jego mocy, dającej nam zastrzyk energii i chęci do życia, nie uległ zniszczeniu. Dziś, w tym pięknym miejscu, miłość poprowadziła przed ołtarz Królową Nieumarłych - Shiklah, oraz jedynego w swoim rodzaju mutanta, Wade'a Winstona Wilsona, dwójkę z jakiegoś powodu ważną w naszym życiu, naszą rodzinę, przyjaciół, sojuszników. Szukali się długo, lecz teraz liczy się tylko to, co będzie, chwile spędzone razem wynagrodzą im wszystkie te lata. - Rogers, dziwnie spokojny i opanowany, zwrócił się ku Młodej Parze. - Za moment połączy Was sakrament małżeński, wypowiecie słowa na zawsze splatające Wasze istnienia. Waszym obowiązkiem będzie troska o swojego współmałżonka, szczerość i uczciwość wobec niego, razem będziecie od tej chwili znosili trudy i niedole, razem będziecie dokonywali wielkich decyzji, snuli wielkie plany, wspólnie śnili i spełniali swoje marzenia. Słuchając siebie na wzajem, wyrozumiali dla siebie, szczęśliwi, będziecie kroczyć przez świat - razem.  - uśmiechnął się lekko, niemal niewidocznie - Stawiając się tutaj zapewniacie mnie, iż jesteście gotowi, a  więc - stańcie naprzeciwko siebie i chwyćcie się za dłonie. Wypowiedzcie swoje przysięgi.


P.S. Msza jest prowadzona PO MOJEMU. Jeśli ktoś będzie miał jakiś poważny problem - przykro mi.
Powrót do góry Go down
Rocket Raccoon

Rocket Raccoon


Liczba postów : 184
Data dołączenia : 12/11/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pon Wrz 15, 2014 6:51 pm

Szop, dołączywszy do swojego towarzystwa, pomachał im tylko łapką i uśmiechnął się lekko. Na tych kilka chwil pozwolił sobie całkowicie zapomnieć o wcześniej wspomnianym głodzie i zaczął przysłuchiwać się słowom przyjaciół. Sam mówił niewiele - zazwyczaj tylko kiwał łebkiem na "tak", wciąż podążając za Szkarłatkiem. Gdy znaleźli się na miejscu, zaczął się uważnie rozglądać. Oglądał dekoracje oraz piękne ornamenty, jednocześnie uważając, by nie potknąć się przypadkiem o własne łapy. Nie to, że był sierotą, ale mogło się to od czasu do czasu zdarzyć każdemu. Kiedy znaleźli się na miejscu, by mieć pewność, że nie będzie miał problemu ze zrozumieniem Wandy, wdrapał się na moment na jedną z ław. Następnie, wysłuchał z największą uwagą wszystkich instrukcji. Gdy jego zadanie stało się jasne, wrócił na ziemię i wziął miękki przedmiot do łapek, uważając na błyskotki. Nawet na próbę przeszedł kilka kroków z podusią i obrączkami, by mieć pewność, że niczego nie zawali. Po tym wszystkim, stanął tam, gdzie poradziła mu przyjaciółka i zaczął spoglądać ciekawsko na resztę, co rusz parskając śmiechem.
Krzyki Wade'a udało mu się dosłyszeć nawet z kościoła. Gdyby nie to głupie ubranie, już tarzałby się ze śmiechu po ziemi. Jedyne, co mu się nie spodobało, to fragment z wyimaginowanym wibratorem. Ile razy miał mu jeszcze tłumaczyć, że to tylko jego komórka, a nie żadna zabawka "tego" typu... Ale niech mu będzie. Tym razem nie zacznie się o to wykłócać... przynajmniej nie teraz. Miał ważniejsze rzeczy do roboty. Powinien teraz zachować pełną powagę i wykazać się niezwykłą dojrzałością. Mimo to, na samo wspomnienie zdarzenia chciało mu się potwornie chichrać.
Przybycie "Shipool" do budynku na pewno mu nie pomogło. Co gorsza, tylko sprawiło, że aż zaczął trząść się z duszonego śmiechu. Rocketa zastanawiało, jak on przeżyje resztę ślubu. O pozostałych aż tak się nie martwił. A może powinien? Zapowiadała się naprawdę ciekawa i wręcz nie możliwa do odejścia w zapomnienie akcja...
Powrót do góry Go down
Shiklah

Shiklah


Liczba postów : 34
Data dołączenia : 03/05/2014

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Wto Wrz 16, 2014 12:14 pm

Stała przy ołtarzu, ubrana w najlepszy garnitur jaki wyprodukowały ludzkie ręce, i w końcu mogła przyjrzeć się wszystkim wchodzącym do kościoła, jak i przepięknej, acz delikatnej dekoracji za którą później odpowiednio podziękuje szanownej organizatorce. Co prawda królowa nieumarłych znała większość z nich osobiście, a po imieniu raczej wszystkich, jednak dzięki uprzejmości rozgadanej osobowości i talentom bajarza jej przyszłego męża mogła pomagać sobie jego barwnymi opowiadaniami w razie jakichkolwiek wątpliwości. Wandzia wyglądała nieziemsko w swojej czerwonej sukni, ale ją już zdążyła 'skomplementować'; ukochana córeczka, Ellie, którą wcześniej widziała jak przylatuje na skrzydłach wybrała uroczą, błękitną sukienkę, która w połączeniu z jej niskim wzrostem nadawała jej niewinnego, dziewczęcego wyglądu, rozglądała się niepewnie po kościółku. Mamusia była bardzo dumna widząc jak wspaniale wyglądała jej mała córeczka. W oczy Shiklah rzuciła się również dziewczyna-królik w długiej, czarnej sukni, stojąca na zewnątrz. Pomyślała, że fajnie byłoby podejść później do R.R. i porozmawiać, pogłaskać uszka i jeszcze trochę porozmawiać, no i oczywiście potarmosić te wielkie, puchate uszy... Niestety, nie zauważyła żeby króliczek wszedł do środka, miała tylko nadzieję, że się nie rozmyśliła. Złote oczy, ukryte pod czarno czerwoną maską wyłapały jeszcze Gamorę, zielonoskórą piękność ubraną w czarny kostium sprytnie podkreślający jej wdzięki. Ostatnią przedstawicielkę płci pięknej, blondynkę w jasnej sukni wyglądającą trochę jak wyjętą z eleganckiego obrazka z poprzedniej epoki , również musiała koniecznie później poznać, ale ona również chyba nie weszła do środka... Nie tylko dlatego tak bardzo interesowali ją wszyscy goście, ponieważ już u zarania dziejów wymagano tego od dobrej królowej, ale głównie dlatego, że dla każdej z tych pań można by zgrzeszyć. Na usta czarnowłosej wypłynął szeroki uśmiech, ponieważ już wiedziała, że żadna z nich nie przyćmi ani małej niespodzianki przy ołtarzu, ani sukni, którą miała przygotowaną na wesele. Ponadto, do kościoła weszli przedstawiciele płci męskiej oraz Szop, wszyscy jak jeden mąż ubrani pod krawat lub muchę (akurat mężczyźni na oficjalnych uroczystościach pod tym względem nie mieli wielkiego pola do popisu, mimo to prezentowali się wzorowo i bardzo, baaaardzo przystojnie). Pietro został przez nią 'doceniony' tak samo jak Wanda, zdążyła dostrzec również 'brata' Wade'a, który to miał im udzielić sakramentu, chociaż podejrzewała że ten tytuł był raczej jak coś nadawanego w społeczności afroamerykanów każdemu napotykanemu facetowi któremu się nie chciało ukraść portfela ani zapoznać z pięścią niż rzeczywistymi więzami krwi. Gdy wraz z Wandą, Loganem (cały on - niski, smutny i włochaty jak mawiał Deadpool) i Szopem udawali się w kierunku pomieszczenia na zapleczu kościoła, skinęła im lekko głową z szerokim, lecz trochę nerwowym uśmiechem. A wszystko to po to by wyglądało, że 'pan młody' oszczędza na słowach, ponieważ przytłacza go wzruszenie i piękno chwili. Najchętniej podbiegłaby do Syna Syna czym prędzej i utuliła go mocno, tak ślicznie wyglądał w małym fraku i z przyczesaną sierścią...! Musiała jednak pozostać twarda i niewzruszona na wszelkie cudowności dzisiejszego dnia, przynajmniej do końca części oficjalnej. Na głaskanie Szopa przyjdzie jeszcze czas~. W tle dostrzegła jeszcze mężczyznę ubranego w mundur i drugiego, bardzo młodego, który mógłby konkurować z nią w kategorii 'ile dziś wydałem na garnitur'. Obaj niezwykle przystojni i kompletnie obcy królowej.

Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca, obrączki zostały przygotowane i położone na malutkiej poduszce, Kapitan wciśnięty siłą w sutannę a w kościele rozbrzmiały pierwsze nuty marsza weselnego, serce demonicy przyspieszyło niespodziewanie z ekscytacji i wzruszenia. Zdążyła jeszcze spojrzeć ukradkiem na zegarek (Patek, za 300 tysięcy, kolejny drobiazg na konto Starka~) - ceremonia zaczęła się punktualnie. Nim jeszcze 'panna młoda' postawiła pierwsze kroki w kościele, Shiklah dostrzegła spóźnionego Spidermana, pospiesznie próbującego wmieszać się w tłum. Uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona ale jednocześnie spięta. Do tej pory nie miała czegoś takiego jak przedślubna panika, czuła jednak, że być może ta właśnie ją dopada. Kiedy jednak zobaczyła Wade'a ubranego w suknię ślubną, prowadzonego przez Lokiego do ołtarza, próbującego zachowywać się 'jak królowa' i utrzymać powagę chwili, wszelkie irracjonalne wątpliwości opuściły ją. Starała się nie uronić ani jednej łzy, tak wzruszenia jak rozbawienia. Asgardzki bóg prezentował się niezwykle dostojnie, jednak nie z nim brała ślub, dlatego też całą swoją uwagę poświęcała Wilsonowi, który na Boga, potrafił być równie piękną kobietą co mężczyzną. Gdy stał już przy niej, złapał ją bez zapowiedzi dokładnie w taki sam sposób, w jaki ona przywitała się z Cygańskim Rodzeństwem. Zadrżała lekko, zdziwiona, żeby nie powiedzieć iż podskoczyła ku górze jak oparzona, ale nie dała się zbić z tropu. Delikatnie ujęła jego dłoń odzianą w rękawiczkę i złożyła na niej pocałunek, ledwie muśnięcie, patrząc poprzez woalkę w twarz przyszłego męża. Gdyby nie maska, którą miała na sobie, można by zobaczyć iskierki rozbawienia w wilgotnych oczach kobiety. Starając się już zachowywać jak najbardziej poprawnie, odwróciła się w kierunku KAPITANA KSIĘDZA (słowo honoru, gdyby mu zakręcić włoski w takie małe loczki wyglądałby jak cherubinek!).

A wtedy przemówił Deadpool. I już nie wiedziała co jest śmieszniejsze, jego cienki, kobiecy głosik czy to, że na cały kościół zapytał, dlaczego obrońca Ameryki ma na 'szaliku księdza' odznakę Hydry. Spojrzała zdziwiona na ubranie blondyna, pewna że Wade zażartował tylko. Ale nie, zauważyła małą, jedyną, samotną ośmiorniczkę pośród licznych maleńkich tarcz. Na mordercze spojrzenie, jakim obdarzył ich Kapitan, odpowiedziała jedynie pełnym zdziwienia spojrzeniem 'na mnie nie patrz, tym razem to nie moja sprawka'. Jeden diabeł wiedział skąd się tam wzięła ta mała skaza, być może firma której zlecono wykonanie szalika należała do Hydry...? W każdym razie tego w planie nie było. Dalej ceremonia szła już gładko, a gdy Steve wygłosił swoją mowę o miłości i oddaniu poczuła jak coś ściska ją w gardle i ciśnie jeszcze więcej łez do oczu. Dzielnie obróciła się w kierunku Deadpoola i chwyciła jego dłonie. Przysięgę mieli wypowiadać jednocześnie, żeby nikt się nie zorientował z osób siedzących w ławkach że zamienili się miejscami (bo sądząc po tłumionym chichocie Szopa przy ołtarzu każdy już wiedział), ale liczyła że ten zorientuje się iż wzruszenie na chwilę odebrało jej głos i zacznie sam, a po kilku słowach Shiklah do niego dołączy.
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 18, 2014 10:11 am

Jak widać nie tylko Para Młoda wybitnie stresowała się przed TYM dniem. Nasz ukochany męczennik z chęcią wyskoczyłby pewnie z nieszablonowej czarnej sukni i pędem pomknął ku starej maszynie rodem z programów z TVN Turbo, gdyby nie Szkarłatna Wiedźma, której jedno spojrzenie kazało mu iść i zachowywać się porządnie jak na taką okazję przystało. Wanda doskonale wiedziała, że Cap sobie poradzi. Nikt inny nie miał takiego poczucia sprawiedliwości, nikt nie kierował się sercem tak jak on to robił. Do tego te jasne przejrzyste spojrzenie, dobre serce i kojący głos… Dlatego też Scarlet westchnęła cicho gdy i blondyn pojawi ł się przed ołtarzem, by dzisiejszego popołudnia połączyć oryginalną parę.
Gdy marsz swoją uroczą melodią odbił się od ścian postawnej budowli, w tym momencie kobieta jak i reszta zgromadzonych tu osób utkwiła wzrok w pannie młodej, która to powoli krocząc w towarzystwie swego ojca rozmyślała zapewne jak to ukarać swego syna marnotrawnego, który otrzymał bardzo ważne zadanie jakim było sypanie kwiatów na drodze ku szczęściu Shipool. Już nie mówmy o koszyczku wyplatanym ręcznie przez kobiety w Somalii, ani o tych płatkach róż zerwanych z pierwszego lepszego ogrodu. Chodzi o samą pamięć, o wypełnienie niejakiego rozkazu, a także sprawienie przyjemności osobom trzecim. Nic się nie zdało ciche westchnięcie mężczyzny odzianego w biel. Jako, że organizatorka była pewna, że cóż, kilka osób zawiedzie, to dlatego gdy zauważyła, że Peter Parker olał swoją robotę, ta kiwnęła głową na jedną z dziewczynek siedzących w ławie pod ścianą. Urocza blondyneczka, o rozkosznym uśmiechu ubrana w fioletową sukieneczkę zakończoną pseudo mackami, do tego kosz pełen pachnących płatów róż, bergamotek i innych. Wyskoczywszy tuż przed Lokim i DP ta dygnęła w ich stronę i rozrzucała swój towar to w lewo, to w prawo, podczas gdy oczy zebranych na moment oderwały się od najemnika i jego ojca, którzy w końcu doszli do wyznaczonych sobie miejsc. Wcześniej Wanda i James oczywiście skinęli głowami i przepuścili pana-pannę młodą, by ten spoczął obok właściwej osoby. Na moment w kościele zrobiło się zupełnie cicho – do ich uszu dochodziły tylko przytłumione westchnięcie, głębokie oddechy i dźwięk znany wszystkim kobietom [i nie tylko]. Przez chwilę każdy rozglądał się poszukując źródła bzyczenia, które z chwili na chwilę narastało. Zaraz też praktycznie każdy kto słyszał historię o wibratorze Szopa zwrócił na niego spojrzenie, gdy ten akurat starał się ułożyć w odpowiedniej pozycji cóż… Poduszkę oczywiście, na której spoczywały dwie obrączki wykonane z nikomu chyba nieznanego materiału. Obie srebrne z delikatnymi wytłoczeniami, błyszczące i napawające ekscytacją. Gdy wszyscy napatrzyli się na błyskotki, a wibrowanie dalej nie ustało w końcu jeden z gości wstał i pokazał swój telefon komórkowy. Sorry, mama dzwoni.
Gdy wszystko na powrót wróciło do normy, gdy Cap skupił na sobie przez chwilę uwagę i otworzył usta, by powiedzieć coś naprawdę ważnego, coś od czego zależało późniejsze wspólne życie Wade’a i Shi. Gdy jedno z nich się odezwało, Wanda miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziała doskonale, że Steve nie cierpi Hydry, dlatego też dokładała wszelkich starań, by jedwabny szal był wyszyty tylko w małe tarcze Kapitana. Nie chciała by ktokolwiek się tu znalazł czuł się obco, czy źle. Ta ceremonia miała być taką, którą będziemy wspominać za pięć czy dwanaście lat. Każdy kto został zaproszony miał chociaż niewielki wkład w ślub, dlatego też widząc co się wokół niej dzieje, aż się zagotowała w środku, chociaż dalej niewinnie się uśmiechała, zupełnie jakby nie wiedziała o co się rozchodzi. Spojrzała raz na Rogersa, potem na Shipool, którą dźgnęła mocno pod żebro, niezależnie od tego czy to się komuś spodoba czy nie.
- Spokój! – Warknęła niczym nieposkromiona pani przedszkolanka do zgrai młodego narodu bawiącego się hot wheelsami i Barbie, po czym dała znać dłonią Capowi, że ten może dalej kontynuować. Gdy ktoś się zaśmiał, parsknął czy nie wiem, podrapał się po nosie został natychmiast zgromiony wzrokiem przez Wiedźmę, która nie chciała by cokolwiek, bądź ktokolwiek zepsuł tak ważny dzień dla Pary Młodej jak i dla niej.
Wtem, zaraz do akcji wkroczył nasz Kapitan, który w towarzystwie cichej melodii granej przez nikomu nieznanego muzyka zaczął opowiadać o miłości, szacunku i przyjaźni. Słysząc jego mądre słowa Wandzia nie mogła powstrzymać się od cichego westchnięcia i uronienia pojedynczej łzy. Zresztą, nie tylko ona pozwoliła sobie na chwilę słabości, bo z oddali można było dosłyszeć szloch i pomruki zadowolenia. Każdy inaczej przeżywał słowa Rogersa, jedni miei na twarzach kpiące uśmieszki, inni wtulali buzie w jedwabne chusteczki, a jeszcze inni obserwowali z zazdrością zbroję Boga Asgardu. Wiele osób zaproszonych tutaj słyszało o wspaniałej parze, która niby tak niedoskonała daje wszystkim przykład tego, że miłość jest wielka i daje siłę. Niezależnie od tego jak wyglądamy, czym się zajmujemy, nasz wiek, czy status materialny daje nam możliwość kochania drugiej osoby. Każdy z nas ma zapewne gdzieś tą drugą połówkę, która tylko czeka na odpowiednią okazję, by się ujawnić. Nie należy jej szukać w szale, depresji czy osamotnieniu, a wytrwale oczekiwać, bo gdy ta się znajdzie już nigdy nas nie puści. Na całe szczęście Wade i Shiklah byli cudowną parą, doskonale się uzupełniali i wiedzieli jak ze sobą postępować. Znali siebie jak nikt inny, jedno wskoczyłoby do ognia za drugim. Dlatego też z zadowoleniem i łzami w oczach Scarlet obserwowała tą dwójkę, gdy Ci natychmiast złapali się za dłonie. Chwila wspaniała i magiczna, wszyscy w kościele zachłystnęli się powietrzem i z oczekiwaniem wpatrywali w młodą parę, która to zaraz miała rozpocząć wypowiedź, wręcz poemat znając życie i Deadpoola, która zmieni ich całe życie, a tą dwójkę połączy węzłem miłości.
By wszystko szło zgodnie z planem, kobieta odziana w czerwoną suknię kiwnęła na Szopa, który zapewne stał gdzieś z boku, by i ten zaraz podszedł do ich małej grupki w wiadomym celu. Pierścienie odbijały tylko delikatnie kolorowe światła witraży tworząc tym samym nieziemski obraz i wspomnienie. O dziwo na szalony pomysł dostarczenia obrączek wpadł sam Logan, który widocznie głęboko wziął sobie do serca zadanie polegające na byciu świadkiem. Ale to dobrze, bo widać, że i jemu zależy na szczęściu naszej zwariowanej parze.
Rocket będąc już na miejscu czekał na słowa przysięgi. Zupełnie jak wszyscy zebrani w kościele, czekali z utęsknieniem i zapartym tchem na słowa, słowa, słowa…

Wybaczcie za lekkie opóźnienie. Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, że odpisałam dopiero dwa/trzy dni po ustalonym terminie to myślałam, że osoby biorące udział w ceremonii wezmą się za siebie i odpiszą.
No nic, akcja w kościele dobiega końca, tak naprawdę czekamy tylko na przysięgę składaną przez DP i Shi, dlatego też tutaj proszę o osoby biorące udział w kościele – posty nie muszą być długie. Piszcie to co najpotrzebniejsze, by nie było niepotrzebnej spiny dot. Terminu oddawania prac. Serio. Rozpisywać się możecie na weselu, które odbędzie się zaraz po tej kolejce. – Dlatego też nie ma żadnych kolejek, piszcie jak chcecie, joł.
MACIE CZAS DO PONIEDZIAŁKU, 22 WRZEŚNIA DO 23:59. Tym razem proszę o odpisy WSZYSTKICH.

I aby uniknąć nieprzyjemności. JEŻELI, ktoś/coś ma jakiś problem, zażalenie, czy skargę, że prowadzę coś źle, ominęłam coś istotnego to proszę zgłaszać to DO MNIE. Kontakt jest podany, dziękuję.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Sob Wrz 20, 2014 11:59 am

Loki puścił co prawda mimo uszu większość komentarzy syna, jedynie kiwając lub kręcąc głową w odpowiednich momentach, lecz pewnych spraw po prostu nie dało się zignorować - a mianowicie tego złapania "pana młodego" za pośladek, które z całą pewnością zaliczało się do niekonwencjonalnych elementów uroczystości. Bóg chaosu od razu uśmiechnął się nieco szerzej; tak, ta ceremonia zdecydowanie pozostanie w pamięci zebranych na długo... I bardzo dobrze. Młodej parze się to akurat należało.
Nagłe bzyczenie skutecznie przykuło uwagę księcia, który odruchowo zmarszczył lekko czoło, powracając myślami do niemalże-monologu Wade'a, w którym ten wspomniał o Szopie i jego zabawce. Och, to by dopiero było ciekawe urozmaicenie tego jakże wspaniałego dnia... Ale nie, szczęśliwie dla zwierzaka stosunkowo szybko okazało się, iż winę ponosi ktoś inny - wraz ze swoim telefonem komórkowym.
Symbol Hydry również musiał należeć do tych mniej typowych dekoracji, jak mniemał trickster - i w dodatku mag miał nawet pewne podejrzenia odnośnie tego, w jaki sposób logo to znalazło się na stroju Kapitana. Nie żeby miał zamiar wskazywać odpowiedzialnych, przeciwnie, do tego mu było daleko; nie planował się w to mieszać. Niech się bawią. W końcu w najgorszym wypadku Rogers będzie miał wreszcie dość i spróbuje się zemścić, prawda? Z naciskiem na "spróbuje".
Biedny Kapitan.
Zaraz jednak - na szczęście - goście zostali względnie uspokojeni, po trochę za sprawą samego Rogersa, ale i przy pomocy głównej organizatorki ślubu. Super żołnierz pozbył się obraźliwego elementu ubioru, plus dla niego za niezwykłe opanowanie, a następnie przystąpił do prowadzenia właściwej części uroczystości. Loki nie należał do osób, które przesadnie wzruszały się na ślubach... Cóż, ani nawet do tych, które robiły to w ogóle... A jednak musiał przyznać, że przemowa sama w sobie była bardzo... Elegancka i na miejscu. Przypadła mu do gustu.
Patron kłamstw spokojnie obserwował, jak jego syn i mniej-więcej-prawie-a-właściwie-już-córka za wskazaniem Rogersa ujmują się za ręce. Jednocześnie wyciszał praktycznie wszelkie inne odgłosy dochodzące z kościoła; w tej chwili średnio interesowało go kto nie wytrzymał i rozpłakał się ze wzruszenia lub z tego czy innego powodu roześmiał się na głos. Przynajmniej oficjalnie, bo Szopa w pamięci odnotował... I teraz nawet zerknął ku niemu krótko, upewniając się, że futrzak znalazł się już na swoim miejscu - z obrączkami.
Mimo wszystko ciekawiło go jakich słów użyje para. Jakoś wątpił, aby mieli skorzystać ze standardowej formułki, o której - a i owszem - również czytał...
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Deadpool

Deadpool


Liczba postów : 204
Data dołączenia : 08/08/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Nie Wrz 21, 2014 9:04 pm

Deadpoolowi - czy raczej obecnie Shipoolowi - aż zrobiło się trochę żal starego, poczciwego Capa(Nie, wcale nie), gdy ten ujrzał na swoim szalu małą, złowrogą ośmiorniczkę(Ale wciąż uroczą) i cisnął po chwili kapłański atrybut w przysłowiowe "diabły". I w sumie, umysł oraz liczne głosy w nim się znajdujące już podsuwały najemnikowi kolejne drwiny, zaczepki i tym podobne, aż musiałby się w dużym stopniu powstrzymywać, żeby nie spalić starannie zaplanowanego z Shiklah przebrania intensywną paplaniną... Gdy nagle Rogers, nieświadomie wykorzystał potrzebne do namysłu, chwilowe milczenie swojego złego brata bliźniaka i zaczął przemowę o miłości. "Chwile spędzone razem wynagrodzą im wszystkie te lata". Wade spuścił na moment głowę, a przed oczami przewinęły mu się, jak w przyśpieszonym filmie, wszystkie najtrwalsze wspomnienia jego życia. Te, spośród pamiętanych. Trudne dzieciństwo, wiadomość o nowotworze, śmierć pierwszej żony, eksperyment Weapon X który zrobił z brata bliźniaka Capa, brata bliźniaka Freddiego Kruegera. Szalonego, jakby powodujący odruchy wymiotne u pprzeważającej części ludzkości wygląd nie wystarczył. Eksperymenty Butlera, przez które Wade sam nie może być pewny ile z jego wspomnień jest prawdziwych, a ile to kłamstwa. Nawet tych wymienionych przed chwilą. Deadpool uniósł wzrok z powrotem, by spojrzeć przez maskę w oczy Shiklah, a czując jej dłonie, sam chwycił je mocno, z nagłej, silnej potrzeby.
- Ja, Wade Winston Wilson, czy po prostu Deadpool... I nie jestem mutantem, tak swoją drogą... - zaczął, nie mogąc powstrzymać się od małego poprawienia swojego braciszka. Tak, zaczął. Wspominałem kiedyś, że Wade zna takie sztuczki, jak brzuchomówstwo? A że Shi zabrało chwilowo głos ze wzruszenia... Nie, nie pomyśleli jak rozwiązać kwestię przemowy, przy całym planowaniu przebrania. Wade właśnie improwizuje. Jak to Wade.
- Ja, Deadpool... Nie zamierzam zamęczać was teraz klasyczną regułką czy też rozbudowaną historią mojego przekichanego życia, co pewnie wydawało się, że zapowiedziały wcześniejsze, um, "słowa" autora moich postów. Nie pytajcie też o co mi chodzi wiecznie z tym całym, tajemniczym autorem, i tak nigdy nie zrozumiecie. Czy raczej, nie uwierzycie mi i zwalicie to na moje psycho-problemy. Moje życie było przekichane, to prawda, a moja maska kryła nie tylko to co na zewnątrz. I gdyby nie to co na zewnątrz, nie musiałbym już jej nosić. Shi nie tylko zaakceptowała, ale pokochała każdy ten aspekt, który każdego z was ode mnie odrzuca. Szaleństwo, gadatliwość, wygląd, kręgosłup moralny. Żadne stworzenie z mackami czy najsmaczniejsze burrito we wszechświecie nie dostarczyłoby mi nigdy tyle szczęścia, ile dostarczyło mi spotkanie na swojej drodze tej o to królowej nieumarłych. Na pewno dalej będę tym samym, szalonym, paplającym na okrągło, mordującym i obrzydliwym Deadpoolem, za jakiego zawsze mnie pewnie uważaliście oraz jakim zawsze, nigdy w to nie wątpiłem, byłem i jestem. Ale szczęśliwym Deadpoolem. I szalonym, paplającym, mordującym, okropnym Wade'm Wilsonem tej o to sukkuby. A w związku z naszymi mocami, będę nim na zawsze. Chcę być. "Aż nas śmierć nie rozłączy", heh. - Najemnik nie mógł powstrzymać pojawiającego się na jego twarzy szczęśliwego uśmiechu. Miał nadzieję, że ciemnowłosa demonica podchwyci pomysł i zacznie ruszać bezdźwięcznie ustami, podczas gdy sam Wade mówił bez poruszania swoimi. I oczywiście, będzie pamiętać o obrączce.

Ach, a co do wibracji w tle... Deadpool aż zignorował wszystko "w tle", z tego wszystkiego. Nie to, żeby nie miał później jakoś nawiązać do tej sytuacji. Ale to później. Na weselu, zapewne. Biedny Szop, biedny~
Powrót do góry Go down
Shiklah

Shiklah


Liczba postów : 34
Data dołączenia : 03/05/2014

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Nie Wrz 21, 2014 11:28 pm

Wzruszenie odbierało mowę królowej nieumarłych, lecz nie trzeźwość umysłu. Od razu zrozumiała o co chodziło Deadpoolowi i zaczęła poruszać ustami. Nie starała się co do słowa odwzorowywać jego przemowę, nie było ku temu potrzeby zważywszy iż maska nie była drugą skórą, nie przylegała tak mocno by każdy ruch był istotny. Próbowała również gestykulować i odwracać się w kierunku zebranych gości - tak jak robiłby to prawdziwy najemnik. Najważniejszym było jednak, że słuchała słów przyszłego męża bardzo uważnie i szybko zauważyła że również jemu udzieliło się wzruszenie. Kochała jego nieprzewidywalność, poczucie humoru, to jak wyglądał i jak radził sobie ze swoją 'pracą'. Najbardziej jednak doceniała te krótkie i niezwykle ulotne chwile, w których Wade, nieśmiertelny najemnik z pyskiem, dawał upust swoim emocjom i stawał się poważny. Większość osób zapewne nie podejrzewała by kogoś takiego było kiedykolwiek stać na podobny gest, ale Shiklah widziała to w nim od początku, od momentu w którym uwolnił ją z kryształowego więzienia.
Przyszła kolej na jej przemowę. Miała tylko nadzieję, że mówiąc półgębkiem nikt się nie zorientuje zawczasu że coś jest nie tak.
- Kiedy... kiedy poznałam Deadpoola... - Zaczęła, lecz po chwili zamarła. Układała to sobie od kilku dni, lecz teraz, gdy przyszło co do czego, kompletnie zapomniała co miała wygłosić. Sama świadomość że bierze ślub, ma tak cudownego mężczyznę u swojego boku, znajdują się wśród przyjaciół, życzących im jak najlepiej w najśliczniejszym miejscu jakie można było sobie wyobrazić, przytłaczało, ekscytowało i doprowadzało do wzruszenia zwykle opanowaną demonicę. Dlatego też, choć miało to nastąpić później, zerwała z twarzy pożyczoną maskę. Długie, czarne włosy opadły na garnitur, zaś ich właścicielka odrzuciła woalkę, ujęła twarz 'panny młodej' w swoje dłonie, i obdarzyła ją długim, pełnym namiętności i miłości pocałunkiem, nie czekając na zezwolenie od Kapitana Księdza.
- Biorę cię za męża, Wadzie Wilson. - powiedziała cicho, lecz akustyka wewnątrz kościoła była tak doskonała, że każdy bez problemu mógł ją usłyszeć. Z ciepłym uśmiechem i łzami szczęścia w złotych oczach, pozostając bardzo blisko najemnika, wzięła w palce jedną z obrączek i nałożyła ją na palec mężczyzny, z którym spędzi wieczność.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Nie Wrz 21, 2014 11:35 pm

Stała w pierwszym rzędzie ław kościoła, nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia. Można by powiedzieć, że nic nowego, zważywszy na to, że Ellie potrafiła się wzruszyć na reklamie pasty do zębów, jednak tym razem co chwila podnosiła dłonie do twarzy, ocierając wielkie krople z policzków, starając się jak tylko się dało, by nie rozmazać makijażu, jednak jak na razie trzymał się on nieźle. Pomimo wzruszenia, na twarzy dziewczyny wciąż widniał uśmiech, co chwila poruszała lekko skrzydłami, które złożyła na plecach. Słysząc, jak tata mówi, że wszystkich od niego odrzuca, zmarszczyła lekko brwi, jednak po chwili popmyślała, że przecież nigdy by nie pomyślał tak o swojej córeczce. Prawda? No przecież znała tatę. Może i byli z mamą ekscentryczną parą, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, by mogła mieć innych rodziców. Lubiła urywać tacie palce, zaplatać mamie warkoczyki, czy chodzić z nimi na burrito. No i miała brata, który co prawda jej nie cierpiał, ale zawsze to brat. Marnotrawność mozna czasem wybaczyć. Dziewczyna zastanaiwała się też, czy Wanda zrobiła to, o co Ellie ją prosiła i czy jej prezent ślubny jest gotowy. W końcu naprawdę się napracowała. Chciała im dać coś, co będzie im przypominało jak ważna jest rodzina. Skubała nerwowo brzeg sukienki, wpatrując się w Parę przy ołtarzu ze łzami w oczach. Dopiero, kiedy zobaczyła, co zrobił/a Pan Młoda, zatrzęsła jej się warga i po prostu wybuchnęła płaczem, starając się to jak najbardziej zatuszować. W końcu głupio tak zacząć szlochać. To wszystko było takie niesamowite i Ellie,która przecież była ich córką, cieszyła się niezmiernie z tego dnia, nie mogła się już doczekać kiedy przytuli rodziców i złoży im życzenia! Niemniej lekko się zdziwiła, kiedy mama okazała się tatą, a tata mamą, jednak w tej rodzinie takie dziwactwa były na porządku dziennym, więc szybko wyszła ze zdumienia, jeszcze bardziej upewniając się, że ten ślub na długo zapadnie w pamięć wszystkim obecnym.
Powrót do góry Go down
Winter Soldier

Winter Soldier


Liczba postów : 115
Data dołączenia : 21/12/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Pon Wrz 22, 2014 8:38 pm

Wnętrze kościoła wyglądało naprawdę ładnie. Ktoś musiał włożyć wiele starań, by doprowadzić je do takiego stanu. I Bucky to doceniał, bardzo mu się podobało,  tak samo jak stroje wszystkich przybyłych i... i Stevena. Nie mógł się powstrzymać i wybuchł głośnym śmiechem gdy tylko zobaczył 'Kapitana Księdza'. Sprawiło to, że kilka osób siedzących obok dziwnie się na niego spojrzało, ale nie obchodziło go to - śmiał się dalej, patrząc na przyjaciela.
Przestał dopiero, gdy Deadpool wspomniał o znaku Hydry na 'szaliku' Capa. Winter Soldier chwilowo spoważniał, spoglądając w stronę ołtarza. Wiedział, że w takiej sytuacji Steve może wybuchnąć gniewem(biorąc pod uwagę jego nastawienie do tej organizacji), a Bucky nie lubi, gdy ktoś denerwuje Steve'a. Tylko on może denerwować Steve'a. Ten jednak wykazał się niezwykłą wręcz cierpliwością i spokojem, więc żołnierz dalej siedział spokojnie z uśmiechem na ustach.
Wysłuchał uważnie przemowy Kapitana, zastanawiając się nad każdym słowem. No, nie spodziewał się tego po swoim przyjacielu. Ciekawe ile nad tym myślał. I gdzie to sobie zapisał. Z zamyślenia wyrwało go dopiero dziwne brzęczenie przypominające wibracje telefonu. Bucky rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając źródła dźwięku. Szybko jednak sprawca ujawnił się sam i przeprosił za zamieszanie. O ile można nazwać to przeprosinami.
A ceremonia trwała dalej. Nadszedł czas na złożenie przysięgi. Oczywistym było, że nie będzie to zwykła przysięga, wystarczyło spojrzeć na parę młodą. I faktycznie, była dość nietypowa, ale całkiem... interesująca? Może i wzruszająca, ale James nie uronił łzy, a jedynie słuchał z zaciekawieniem brata, nie do końca rozumiejąc wszystko co mówi. Ale przesłanie było jasne.
Hm, chyba już niedługo koniec tej oficjalnej części, nie? Oby. Bucky będzie mógł w końcu zdjąć mundur i napić się wódki. Miał nadzieję, że będzie wódka. Po to tu przyjechał.
Powrót do góry Go down
Spider-Man

Spider-Man


Liczba postów : 305
Data dołączenia : 20/07/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Wto Wrz 23, 2014 9:38 am

Wręcz zagadany Peter Parker ze swoim brovelas'em zapomniał o swojej jednej z najważniejszych czynności, które musiał dzisiaj wykonać. No ale cóż poradzić, gdy obmyśla się plan wręczenia tak odjechanego prezentu i nie tylko? Dzisiejszego dnia wszystko musi być idealne. W końcu to ślub jego ukochanych rodziców i Spider'owi zależało na tym by wszystko się udało oraz by obyło się bez żadnych komplikacji. Niestety całe to planowanie zgubiło Parker'a i usłyszawszy dzwony kościelne jak i znany wszystkim  marsz weselny, biedny Pajęczak obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i stanął wryty w machającą w jego stronę ośmiorniczkę i dziadka, który właśnie prowadził „pannę młodą” do ołtarza.
Gdy Peter niezwłocznie ruszył w tępię Speedster'a sypać płatki kwiatów z wiklinowego kosza, którego cały czas miał przy sobie, na jego horyzoncie ukazała się młoda dama, która najwyraźniej została wyznaczona do zastąpienia go.
- O nie, nie, nie.. tak się bawić nie będziemy. Nie dam się zastąpić jakimś bachorem, który pojawił się tu nie wiadomo skąd. - Teraz ten nagły obrót spraw wymagał jak najszybszego wymyślenia nowego planu. Nie ma przebacz. Przez głowę Benjamin'a przechodziły różne pomysły, a w tym między innymi szybkie pozbycie się dziewczynki i zastąpienia jej. Jednak to by było zbyt chamskie jak na Peter'a i w dodatku rodzice mogliby go za to ukarać. Drugim pomysłem było dołączenie do dziecka, ale to też mu nie odpowiadało i było za proste. Nagle wpadł na genialny pomysł. No dobra, może nie był wielce genialny, ale przynajmniej jakaś myśl wpadła mu do tej mózgownicy.
Na szczęście pozostało mu wiele czasu by zrealizować swój niecny plan, więc w mgnieniu oka i to niezauważony wdrapał się na sufit pilnując by nie spadł mu koszyk. No to jedziemy. - Peter zaczął sypać pachnącymi płatkami różnorakich kwiatów tuż przed tatą i Loki'm próbując iść równym krokiem wyprzedzając parę znajdującą się pod nim, jednak utrudniał to zadanie nierówny sufit. W sumie było to do przewidzenia, gdyż w kościołach przeważnie występowały takie sklepienia.
Spidey od razu poczuł na sobie wzrok osób znajdujących się w kościele, jednakże cała ceremonia odbywająca się na dole była ważniejsza od jakiegoś tam „syna marnotrawnego” i ludzie, czy też nieludzie oderwali od niego wzrok.
Po całej tej akcji, Pająk mógł już spokojnie zejść na ziemię, więc tak też zrobił. Kosz, który służył mu dzisiaj od rana położył gdzieś w kącie, a on sam dołączył do swojej siostry Eleny i przyglądał się dalszej części ceremonii. Na początku miał ochotę się niewinnie zaśmiać, jednak po dłuższej chwili nasz Spider-Man prawie, że wybuchł płaczem ze wzruszenia i niespodziewanie utulał swoją siostrę. W tak ważny dzień czasem trzeba zmienić swoje nawyki bycia wrednym i niekochającym bratem.
Powrót do góry Go down
Wolverine

Wolverine


Liczba postów : 207
Data dołączenia : 19/04/2013

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Wto Wrz 23, 2014 1:47 pm

Logan witał kolejne osoby skinieniami głowy i okazjonalnymi uściskami dłoni. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, gdyż po paru minutach Pani Organizatorka zgarnęła X-Mena, jego War Brosa i Szopa do środka świątyni.
Wtedy też Wanda zapytała Howletta o obrączki. Jej zachowania było conajmniej dziwne: dźganie palcem, zadawanie dwudziestu pytań na minutę i czerwienienie się po wszystkim. Logan uniósł tylko lekko brew i wręczył je małe pudełeczko z obrączkami... o których później.
Zachowanie Scarlet wytłumaczył sobie jej naturą. Znał Mścicielkę i wiedział, że była perfekcjonistką. Wszystko musiało być idealne, dopięte na ostatni guzik, nic nie mogło zostać pozostawione przypadkowi. A najwyraźniej ten dzień był akurat dla niej wyjątkowo ważny, dlatego też powstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy.
W trakcie monologu Wiedźmy, pojawił się i sam pan młody, jak gdyby nic łapiąc za pośladek organizatorkę. Jakby nie był na swoim ślubie, mając się związać z inną kobietą. Cóż, Deadpool.
Logan westchnął tylko i zignorował czyn Najemnika. To było jego święto i on decydował jak chce by inni je zapamiętali.
Po chwili ruszył wraz z resztą ważniejszych osób tej ceremonii do środka kościoła. Wnętrze prezentowało bardzo dobry gust, które zostało urządzone z wyczuciem i delikatnością. Piękne freski i kolorowe witraże tworzyły osobliwy nastrój wewnątrz budynku, który napawał spokojem.
Po chwili stanął w wyznaczonym mu miejscu i odmrugnął do Szkarłatnej, uśmiechając się uspokajająco.
- Wade. - przywitał się krótko, zajmując miejsce za jego plecami. Nie sądził, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. Że znajdzie się osoba, która będzie zdolna pokochać tego pajaca. Od zawsze byli swoimi wrogami, DP był jedyną osobą na całym świecie, która potrafiła aż tak zagrać mu na nerwach. Ale z drugiej strony, czuł się w jakimś sensie ojcem Najemnika z Pyskiem. W końcu, to od Logana otrzymał swój czynnik regenerujący, który w dużej mierze uformował go w człowieka jakim był teraz. W głębi duszy czuł sympatię do Wilsona, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
Wolverine omiótł wzrokiem gości, którzy zebrali się na sali i zajęli miejsca w ławach. Rozpoznawał większość osób, wszyscy ubrani adekwatnie do okazji. Na widok Lokiego, zjeżyły mu się lekko włosy na karku, jakby w odruchu. Nie wiedział za bardzo co myśleć o jego obecności tutaj, ale jeżeli został zaproszony to nie będzie się wtrącał. Może i był ojcem Deadpoola, ale był też jednym z największych złoczyńców jacy kiedykolwiek postawili swoją stopę na Ziemi.
No i ta dziewczyna ze skrzydłami, która wpatrywała się w Logana jak w obrazek. James poczuł się lekko niezręcznie i zapatrzył się w przestrzeń, czekając na rozpoczęcie się uroczystości.
Wtedy też z bocznego pokoju wyszedł Kapitan w sutannie. X-Men uniósł lekko brew i wypuścił powietrze nosem w lekkim rozbawieniu, które szybko minęło. Dla mutanta nie było w tym nic cholernie śmiesznego (w przeciwieństwie do Bucky-iego, na którego spojrzał jak na obłąkanego), tylko nieadekwatnego i niepasującego. Sutanna i tarcze były w przekonaniu Wolverine-a z dupy, ale ponownie wzruszył w duchu ramionami. Nie jego święto. Spojrzał tylko pocieszająco na Rogersa i odwrócił wzrok.
I zaczęło się. Charakterystyczne nuty popłynęły po wnętrzu kościoła, którego akustyka wzmocniła dźwięk. Do środka wkroczyła Panna Młoda w towarzystwie trikstera. Przemowa Steve-a była piękna, mówił jakby incydent z logiem Hydry się nie wydarzył. Spokojny i opanowany, dokończył swój monolog. Logan domyślał się, że wystawienie się na takie pośmiewisko nie mogło być dla niego łatwe, a co dopiero sprawić by spłynęło po nim jak po kaczce i z chłodnym profesjonalizmem zrobić to co do niego należało.
Gdy Cap skończył a uwaga skupiła się na młodej parze, Logan klepnął Stevea w plecy, wzrokiem mówiąc ,,Dobra robota.". Domyślał się, że wsparcie ze strony przyjaciela w takiej sytuacji może być dla niego ważne.
A więc po kościele rozbrzmiały słowa przysiąg Shipoola. Wade, jak to on się rozgadał jednak zupełnie nie w swoim stylu. Nie wyśmiewał, nie żartował, nie rzucał sucharami tylko poważnym tonem wymawiał poważne słowa. Otworzył się przed zebranymi w kościele a ta delikatna sympatia do Najemnika, zakołotała w sercu Logana. Jego słowa w jakiś sposób go poruszyły, a obecność przyjaciół, podniosły nastrój, piękny wystrój spowodowały coś o co nikt by nie posądził Logana. Zaczął się rozczulać, jednak panował nad tym i nie dawał niczego po sobie znać, dopóki Shiklah nie odsłoniła swojego oblicza, demaskując siebie i Wade-a, po czym wsunęła na jego palec obrączkę.
I to właśnie ta obrączka sprawiła, że Loganowi zaszkliły się oczy. A to dlatego, że nie były to zwykłe obrączki. Jak było wcześniej wspomniane, zostały wykonane z tajemniczego metalu, którego nikt z tutaj zebranych nie potrafił rozpoznać. Obrócz Deadpoola, który jeżeli przypatrzy im się dokładnie, zorientuje się że są z adamantium. A jeżeli spojrzy na X-Mena, ten nic nie mówiąc wysunie swoje pazury pokazując, że środkowe są nieco krótsze od pozostałych. Tak, Logan przetopił część swoich szponów na obrączki młodej pary.
Nie było to łatwe zadanie. Przede wszystkim, musiał przełamać swoją niechęć do Avengers i poprosić ich o pomoc. A dokładniej Thora. To on przetransportował Logana do Nidavellir, jednego z dziewięciu gałęzi drzewa, które zamieszkiwały krasnoludy. Tam odnalazł Brokka, krasnoluda który miał znaczący wkład w stworzenie Mjolnira. To on odciął części środkowych szponów Logana i przetopił je na obrączki oraz zaostrzył obcięte pazury, by dalej spełniały swe zadanie.
I teraz owe obrączki spoczęły na palcach Shiklah i Deadpoola. Logan zacisnął szczęki, odpędzając łzy i kiwnął lekko głową do Wilsona.
Powrót do góry Go down
Captain America

Captain America


Liczba postów : 240
Data dołączenia : 27/05/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 25, 2014 3:57 pm

Wysłuchał przysięgi pary młodej i kiwnął niezauważalnie głową. Cóż, starannie sobie zaplanowali, że Shiklah będzie Wade'm, Wade będzie Shi, ale, co dziwne, Rogersowi to umknęło. Widział Deadpoola w stroju panny młodej od samego początku. To pewnie ze stresu - wmawiał sobie. Wstyd mu było przyznać, że tego nie zauważył. Albo inaczej - zauważył. Spoglądał, gdy Wade mówił swoją przysięgę i uśmiechnął się lekko. Miał naprawdę ciężkie życie, od samego początku. Owszem, jest nieobliczalny i szalony, ale w tej sprawie nie jest sobie winien. To sprawiło, że aż poczuł sympatię do królowej nieumarłych, był również zaskoczony jej spontanicznym zachowaniem przed ołtarzem, gdy zdjęła maskę i namiętnie pocałowała najemnika, gwarantując o jej miłości do niego.  Naprawdę pasowali do siebie. Pasowali tak bardzo, że będzie musiał mieć na nich oko. Za bardzo lubują się w drobnych zbrodniach, skokach adrenaliny i nielegalnych rzeczach. Tu Steve mimowolnie zmrużył na nich oczy.
Niespodziewanie poczuł klepnięcie po plecach. Dyskretnie się obejrzał, napotykając na sobie wzrok Logana. Steve odetchnął i kiwnął przyjacielowi głową. Ma wsparcie, którego potrzebował. On też, wplątany w całe to zamieszanie, trzymał się dzielnie.
Para przed ołtarzem nałożyła sobie obrączki na palce. Rzucił okiem na ów błyskotki, co dziwne, nie zrobione wcale ze złota czy srebra. Jego oczy rozszerzyły się lekko, domyślając się czym mógłby być kruszec, z którego zostały wykonane. Niesamowite.
Okej, Rogers, czas na dalszą część.
Złączył dłonie pary młodej, najpierw wpatrując się chwilę w Shiklah, potem w Wade'a, by po chwili błogiej ciszy powiedzieć:
- Od teraz jesteście mężem i żoną. - zerknął na Shi zdezorientowany i odchrząknął - możesz pocałować pannę młodą.

To była piękna chwila, ceremonia. Ale jak bardzo Rogers chciał już się uwolnić z tej niewygodnej posady..
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch

Scarlet Witch


Liczba postów : 216
Data dołączenia : 05/12/2012

Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 25, 2014 5:26 pm

Ceremonia trwała w najlepsze.
Wszyscy zebrani wpijali swoje spojrzenia na naszą najpiękniejszą parę dnia. Nikt z dotychczas zaproszonych gości nie zorientował się, że Młodzi postanowili zabawić się ich kosztem i skorzystać z możliwości zamiany kostiumami. Wyszło im to naprawdę dobrze, bo Wanda jak i reszta bliskich im osób nie zauważyła, jaką niespodziankę Ci im szykują. Może to kwestia doboru ubrań, mimika i typowe gesty Shi i DP, a być może to nie ich urok, a Maybelline? Nieważne, bo gdy Cap skończył swój monolog zaraz to odezwał się Shipool. Jak widać najlepszy najemnik na świecie poszedł całkowicie na żywioł. Faktycznie, nie obyło się bez krótkich i ciętych docinek w stronę lekko niedoinformowanego Capa, ale również nie bez słodkości i miłości. To naprawdę dziwne uczucie słuchać jak ktoś kto nie zajmuje się zbyt czystą robotą opowiada o swojej ukochanej jak o nikim innym. Przez tą chwilę gdy Wade rozprawiał na ważne tematy w kościele zrobiło się cicho. Wszyscy wstrzymali oddech, pozwalając sobie na niemą kontemplację słów Wilsona którego słowa pochodziły z serca [tak, on je też ma]. Sama Wiedźma otarła kolejną łzę, która spływała jej po policzku – wszystko wokół było takie podniosłe i szczere. Gdy odezwała się i Shi, Wanda nie powstrzymywała już łez, to dla niej było stanowczo zbyt wiele. Nie zwracała uwagi na makijaż –i tak do zrobienia go użyła wszystkich kosmetyków wodoodpornych więc… Po prostu wpatrywała się w młodą parę jak urzeczona, by w odpowiednim momencie dać jeszcze raz znać Szopowi, że to teraz, TERAZ ma podać im obrączki, które zaraz znalazły się na palcach narzeczeństwa. Długi i namiętny pocałunek nastąpił jeszcze przed przyzwoleniem Capa, ale to nic, to tylko formalność.
Zaraz też rozległy się dzwony kościele informujące gości o końcu części oficjalnej. Organizatorka ślubu sprawdziła tylko czy wszystko co miało zostać powiedziane było wykonane. Skinęła powoli głową do Steve’a i posłała mu uśmiech, będąc w duchu z niego strasznie dumna, że mimo niekomfortowej sytuacji ten zachował się godnie i kulturalnie jak na żołnierza przystało. Zerknęła też ku Jamesowi, który poświęcił dla przyjaciół kawałek siebie, by wykonać cudowny prezent jakim były obrączki. Z pewnością Wilsonowie mu tego nie zapomną.
Wanda ocknęła się, poprawiła włosy i makijaż, który i tak mimo wylanych łez był nienaganny i odwróciła się by ogarnąć wzrokiem salę. Szopa stojącego nieopodal pogłaskała po głowie, Logana poklepała po plecach, a parze młodej rzuciła się w ramiona by zaraz ich wycałować i złożyć szczere życzenia. Była szczęśliwa, że Ci są już związani na zawsze, nie tylko przysięgą ale ciepłym uczuciem, która ich pochłonęła do reszty.
- Dużo szczęścia kochani. – Wyszeptała we włosy Shi i zaraz odsunęła się od nich by dać i reszcie pole do popisu. Przeszła nieco na bok, by zagarnąć wzrokiem Ellie i Pajonka, którzy chyba na dzisiejszy dzień postanowili zakopać topór wojenny, co tylko zaowocowało kolejnym uśmiechem kobiety, która mknęła powoli wzdłuż ław i zachęcała wszystkich do powstania jak i zwróceniu uwagi na chwilę na jej postać.
- Dziękuję za przybycie! Zapraszam teraz wszystkich do skłania życzeń i do skierowania się na zewnątrz, gdzie czekają na Państwa limuzyny. Zawiozą one Was prosto do Stark Tower gdzie odbędzie się wesele! – Powiedziała głośno i sama wyszła z kościoła, by dopilnować zarówno kierowców jak i krnąbrnych gości, którzy miotali się w te i we wte niczym zwierzęta. Sprawdzała dokładnie, by nikt nie ominął małżeństwa, by wszystkie kwiaty zostały zebrane, a prezenty upchnięte do ciężarówki.
Słońce mocno grzało, opiewało twarz Scarlet swoimi ciepłymi promieniami co tylko ją cieszyło. Idealna pogoda na ślub chciałoby się rzec. Teraz jednak kobieta zwracała uwagę na coś innego niż tylko pogoda. Podczas gdy reszta wraz z naszą wspaniałą dwójką przebywała w pomieszczeniu, ta tylko stała na schodach i podliczała czarne i odpicowane auta, które podjeżdżały pod świątynię. Wanda zrezygnowała z limuzyn zawożących ludzi do kościoła. Chciała by każdy miał możliwość przejażdżki zarówno czymś nowym, jak i czymś nieco starszym… Tym razem w okolice zawitało kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt czarnych Lincolnów typu Continental z bagatela 1964 roku. Wszystkie błyszczące, z jasnymi felgami, w których bez problemu można byłoby się przejrzeć. Do tego skórzane siedzenia i darmowy alkohol w środku. Klasa pełną parą. Panna Maximoff zatarła ręce gdy do jej uszu dobiegł stukot kopyt, to już zbliżała się przepiękna karoca ze złotymi ornamentami i przyciemnionymi szybami, rodem z bajki o Kopciuszku. Karoca nie była zbyt duża, idealna by jednak zmieścić dwie dorosłe osoby. Oryginalny pojazd ciągnęły dwa białe konie z bogato zdobioną uprzężą, które współgrały z wyżej wymienionym. Do tego kolorowe pióra i przewoźnik ubrany w smoking i cylinder, który pozdrowił Wandzię skinieniem głowy. Jak widać wszystko było na swoim miejscu, bo i gdy goście się wylali ze świątyni, zaraz za nimi wyszła i para młoda która to niby to z zaskoczenia została obsypana ryżem na szczęście. Gdzieś w oddali znowu można było usłyszeć delikatne takty marszu weselnego, a nad nimi wzleciały ku górze dwa śliczne gołębie oznaczające wszelaką czystość i miłość.
Wiedźma raz jeszcze wskazała zebranym samochody, by Ci pakowali się do nich zazwyczaj po dwie, trzy osoby, tak by bezpiecznie było dojechać na wskazane miejsce. Kierowcy czekali na wykonanie swego jakże ważnego zadania, ciemne szkła aviatorów odbijały tylko promienie słoneczne, a ryk silników powoli przebijał całą tą krzątaninę i paplaninę przypominając wszystkim, że czas rozpocząć zabawę. Sama organizatorka korzystając z okazji i mniejszego zainteresowania państwem młodym w akompaniamencie odjeżdżających aut chwyciła Shi za rękę i podprowadziła ich do cudownej i bajkowej karocy, która tylko czekała aż Ci odcisną swoje pośladki na jedwabnym nakryciu. Całe wzruszenie już nieco uszło z szatynki, jednak cały czas łzy lśniły w jej oczach, a gdy jej dłoń dotknęła ręki sukuba, ta mogła odczuć, że naprawdę cieszy się ich miłością.
Pogoniła ich jeszcze by wsiadali szybciej i nic nie mówiąc zamknęła im drzwi, by za chwilę podejść do jednego z prawie, że ostatnich Lincolnów, w którym czekał i Logan [o drużba] bądź ktoś inny [kto chciał z nią jechać] i ogarnąć wzrokiem raz jeszcze skromny kościółek w którym to jej przyjaciele wzięli jeden z najważniejszych sakramentów. Przez chwilę stała tak i tylko nasłuchiwała oddalających się stukotu kopyt, czy pisków opon. Cała wrzawa ucichła, jakby nic się tutaj nie zdarzyło. Jedyne co mogło dać komuś do myślenia, że faktycznie, kurcze, był tu ślub, to resztki ryżu, drobnych monet i kilku banknotów kilku dolarowych, które leżały przed głównym wejściem. Kobieta westchnęła raz jeszcze zadowolona jednak, że jak na razie wszystko szło zgodnie z planem, po czym weszła do samochodu, a gdy ta dała znak, kierowca ruszył i czym prędzej ruszył ku Stark Tower.

Zatem, tururrirururu. Ślub się skończył, wszyscy jazda składać życzenia i pakować się do oldschoolowych aut. W rytmie AC’DC jedziecie wszyscy na ostre Melo elo. Posty piszcie proszę już w Sali weselnej, opiszcie przeżycia związane z uroczystością, piszcie cokolwiek byle na temat. Tak jak już mówię od początku akcji, posty nie muszą być długie, ważne żeby były.
Gdyby ktoś z niejasnych przyczyn nie mógł napisać w odpowiednim terminie to bardzo proszę INFORMUJCIE MNIE O TYM.
Ponawiam, gdy macie problem, pomysł czy cokolwiek innego to piszcie. Ja nie gryzę.
Co do terminu. POSTY PROSZĘ SKŁADAĆ DO ŚRODY, TJ. 1 PAŹDZIERNIKA DO 23:59.

Dziękuję za uwagę. <3

Powrót do góry Go down
Sponsored content





Kościół. - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kościół.   Kościół. - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Kościół.
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Offtopic :: Archiwum :: Martwe sesje trollowane :: Ślubny Armagedon-
Skocz do: