Hood wraz z resztą żołnierzy oraz nieprzytomnym Genis-Vellem wylądował na znajdującym się na samej górze siedziby Thunderbolts lądowisku. Widać było już po samym wyjściu, że nie miał zbyt dobrego humoru, a widok wysiadających żołnierzy tylko potęgował w nim negatywne emocje. Zespół medyczny w posiadaniu łóżka szpitalnego wyszedł po otwarciu się windy kierującej do wnętrza budynku organizacji rządowej i przejęli dalsze stery nad opieką poszkodowanego przybysza spoza Ziemi. I w sumie było to na tyle z całego zamieszania powiązanego z Hollywoodem.
Inaczej jednak myślał Parker, gdy zjeżdżając w windą w ciszy obmyślał w swojej głowie pewien plan. Dodatkowo całkiem nienormalny, lecz w praktyce wykonalny. Wiedział, że to jest zdecydowanie ten moment, ta chwila nieuwagi. Jedynie musiał teraz tylko oznajmić pewnym ludziom, że cóż... Ich drogi rozchodzą się i Hood zamierza działać sam.
Wpadł na moment do swojej kwatery, miejsca w którym przebywał na czas przebywania w Thunderbolts. Pomijając takie fakty jak głębokie planowania na temat przyszłych wydarzeń, mężczyzna po prostu pochwycił klamkę od szafy i zaczął przyglądać się wszelkim ciuchom znajdującym się w niej. Zauważył zaledwie tylko jedną rzecz, która pasowała do niego idealnie - czerwona szata zasłaniająca już nie tylko jego ciało i włosy, ale i także usta, pozostawiając jedynie drobną szparę na oczy i połowę grzbietu nosa.
Ciche kroki w pustej (na pozór) siedzibie drużyny powodowały, że Parker czuł się pewniej. Aż w końcu po kilku minutach chodu zauważył drzwi. Cóż, to był jego cel.. Otworzył mocnym pchnięciem rąk, spojrzał się na siedzących w pomieszczeniu przy komputerach ludzi, a nagła cisza spowodowała tylko, że ten uśmiechnął się.
- Witajcie... Zastanawiacie się co tu robię? Nie będę przy was kłamał, możecie nawet tę rozmowę nagrywać. Opuszczam szeregi Thunderbolts. Nie będziecie już w ogóle widzieć mojej mordy tutaj. Podziękujcie Rossowi, podziękujcie komu tam chcecie. Ale to mnie już nie obchodzi... Hood schodzi ze swej straży. - I używając dużej siły Parker wyrzucił komunikator w stronę ściany. Ten roztrzaskał się, wszystkie części plastiku i procesora znalazły się gdzieś w różnych miejscach, a Hood po prostu wyszedł.
Gdy tylko już był dalej od siedziby, nagle poczuł mocny ból w czole. Ból był na tyle silny, że kolana ugięły się pod nim, a ten upadł na nie, trzymając się za czoło. Litania przekleństw wydobywała się cichym głosem z ust Parkera. A jednak w końcu przestał. Musiał dotrzeć do swoich za wszelką cenę. Szedł w stronę stacji metra mogącego go przewieźć w stronę Nowego Jorku. To będzie dla niego ciężka noc.
z/t (Genis-Vell znajduje się w sali medycznej Thunderbolts, jeśli taka istnieje)