Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Szpital

Go down 
5 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Lut 16, 2013 8:11 pm

Szpital DSC_0038

Miejski Szpital postawiony na skraju miasta, w pobliżu małego lasu. Niegdyś chwalący się wzorowym personelem i niezłą renomą. Dzisiaj szpital jest prawie pusty z powodu rozszalałych pielęgniarek i lekarzy.
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Czw Maj 23, 2013 7:53 pm

Mężczyzna pamiętał drogę niemalże idealnie. Zatrzymał się może dwa, góra trzy razy aby przyjrzeć się pobliskim budynkom i odtworzyć je w pamięci, by skręcić w odpowiednią uliczkę. Zabłądzenie nie wchodziło w grę. Może nie było to wielkie miasto jednakże póki co dość niebezpieczne... i z pewnością skrywało wiele tajemnic, na które nie byli do końca gotowi. Z pewnością on nie był.
Po kilkunastu minutach... góra dwudziestu pięciu, stanęli przed sporym biało-pomarańczowym budynkiem. Chociaż "przed" to zbyt sporo powiedziane. Sasha zatrzymał się dokładniej za jednym z większych, starych drzew znajdującym się parę metrów od placówki. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w główne wejście oczekując jakiegoś ruchu. Kogoś wychodzącego lub i wchodzącego do szpitala. Albo cienia za drzwiami, przebłysku białego kitla... Nic. Zmierzył czujnym wzrokiem wszystkie okna znajdujące się od frontu. Coś mu się tu zdecydowanie nie podobało... zbyt spokojnie, cicho. Tak, w całym mieście było podobnie, a kręcąc się wąskimi uliczkami nie napotkali ani jednego cywila a mimo wszystko... szpital wzbudzał w nim największe podejrzenia. To miasto dotknęła delikatnie mówiąc zaraza... Pierwszym miejscem o jakim myślisz jest szpital. Poza tym powinni się tam znajdować również inni pacjenci, którzy trafili tu wcześniej. Złamana ręka, zawał, wypadek samochodowy. Nieistotne. Grunt, że było zbyt cicho jak na takie miejsce.
Agent założył maskę na twarz, nieco zmieniając umiejscowienie swego ekwipunku. Noże utknął po kieszeniach kurtki, jeden w rękawie, kolejny w cholewie buta. Niezbyt wygodne ale cholera wie czy życia mu to nie uratuje. Wysokie buty, jeden z genialniejszych wynalazków. Przeładował broń, wsuwając ją za pasek spodni i zakrywając kurtką. Miał nadzieję, że w razie czego nie będzie musiał się schylać. Odkrycie tego skrawka pleców, gdzie znajduje się jego zabaweczka, byłoby ryzykowne. O ile zachował się tam ktoś normalny, wzbudziłoby to jedynie większą panikę. Nierozsądnie. Jednakże raczej kierował swoje myśli, na to iż mogą tam zastać grupkę rozwścieczonych zombie w strojach, przy których będą świecić tyłkami na prawo i lewo. Niezbyt chlubna śmierć... albo raczej ostatni widok przed śmiercią. Goły tyłek oprawcy. Świetnie...
Agent chyba po raz pierwszy odkąd się rozstali z Diego i Starkiem zerknął na doktorka. - Pójdziemy od tyłu... Wolę nie ryzykować użycia głównego wejścia. Nie wiemy co się tam dzieje. - Po tych słowach odwrócił się znów plecami do Bannera. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu a i w oknach nie dostrzega bladego zarysu twarzy podbiegł truchtem do bocznej ściany budynku. Przesuwał się wzdłuż niej powoli od czasu do czasu patrząc przez ramię czy ni zgubił doktora. Nieznacznie ściskał dłonie w pięści... Zerknął zza rogu, i znów nie widząc żywej duszy, przeszedł między ambulansami zbliżając się do tylnego wejścia. Delikatnie nacisnął na klamkę lecz drzwi nie ustąpiły. Tak jak myślał. Przyłożył ucho do drzwi próbując wychwycić jakiś dźwięk, ale i to spełzło na niczym. Martwa cisza... Może sporo ryzykował, ale nie widział chwilowo innego wyjścia. Odsunął się nieznacznie po czym z całej siły kopnął w drzwi. Lekko zadrżały, zawiasy cicho jęknęły. Nic więcej. Powtórzył tą czynność jeszcze dwa razy, aż w końcu drzwi wyłamały się z zawiasów. Nie robił tego pierwszy raz... Ale i tak uznał to za cud, że mu się udało. Skinął na Bannera aby szedł za nim.
Wszedł do środka, kierując się do, jak miał nadzieję, głównego holu. Powolutku, bez pośpiechu... zerkał w każdą szparę, w każde uchylone drzwi i nic... Jakby nagle wszyscy wyparowali, od tak. Pstryknięcie palcami... Uchylił niespiesznie jedno skrzydło szerokich drzwi rzucając okiem na szeroki korytarz o okropnie zielonych ścianach. Nienawidził szpitali... ale i tu widział jedynie pustkę. Odwrócił się do Bruce'a, zniżając głos do szeptu. - Jakieś pomysły co dalej?
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Maj 25, 2013 9:20 am

Na uwagę Tony'ego o "rozrabianiu z pielęgniarkami" Bruce delikatnie się uśmiechnął. Bo to miał być żart, tak? Nie miał zamiaru w żaden sposób z nimi rozrabiać. Chyba nie zrozumiał tego Starkowego kawału. Ale nieważne. Ruszył za Sashą, który prowadził go do szpitala. Milczał całą drogę. Z tego, co zdążył zauważyć agent nie jest zbyt rozmowy, doktor zresztą też, więc za bardzo mu to nie przeszkadzało. Cały czas dokładnie przyglądał się okolicy, szukając jakiś ludzi. Nic, wszędzie pusto. Ale nie ma się co dziwić, skoro dzieją się tu takie rzeczy.
Kiedy dotarli na miejsce, Banner dokładnie przyjrzał się szpitalowi, ten budynek też wyglądał na pusty. Miał nadzieję, że tak nie jest, bo przydałoby się porozmawiać z lekarzami. Szpital to idealne miejsce, żeby poszukać informacji, przeprowadzić badania. Bruce już nie mógł się doczekać, kiedy wejdzie tam i dowie się więcej o tym wirusie.
Na propozycję Sashy o tylnym wejściu, doktor lekko kiwnął głową. To chyba było najlepsze rozwiązanie. Gdyby mieli wejść głównym, byłoby to ryzykowne. Tak więc ruszył za agentem, wciąż się nie odzywając i rozglądając wokół. Było tu niesamowicie cicho, jak na szpital.
Westchnął głośno, kiedy okazało się, że drzwi są zamknięte. To chyba jednak będzie trzeba wejść głównym wejściem. Już miał ruszyć w jego stronę, gdy nagle martwą ciszę przerwało uderzenie o drzwi. Z lekkim zdziwieniem ponownie odwrócił się w stronę Aristowa, który próbował je wyłamać. No, taki sposób też dobry. Ważne, że udało się wejść do środka. Rozejrzał się, nikogo nie było. To dziwne, zwykle w szpitalach jest dość dużo ludzi. Powinni się natknąć na jakąś pielęgniarkę, czy kogoś. Wszedł za agentem do środka i ruszył do przodu.
-Może...pójdźmy tam?- zaproponował, kiedy Sash zapytał się, co mają teraz zrobić. Wskazał na jeden z korytarzy. Nie wiedział dokąd prowadzi, ale gdzieś musieli rozpocząć poszukiwania. A nuż na kogoś trafią, albo znajdą coś, co będzie warte ich uwagi.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Maj 25, 2013 4:23 pm

Sasha wraz z Bannerem weszli do środka szpitala, który z zewnątrz wyglądał tak, jakby był stale używany. Ogród był zadbany, a okna wyczyszczone. Wszystko wyglądało jednak bardzo podejrzanie. Wewnątrz chociaż wydawało się, że byli sami... także podłoga i meble lśniły od czystości, jakby ktoś uparcie chciał sprawiać wrażenie, że wszystko było w jak najlepszym porządku.
Cisza. Okropna cisza, która wręcz zdawała się przemawiać do nich ostrzegawczo.
Coś się święciło i obaj czuli to już nawet w końcówkach palców u stóp.
Gdy rozejrzeli się wokół nie mogli znaleźć nic, co przykuwałoby ich uwagę... Jednak z każdym krokiem, który stawiali napięcie rosło, a gdy doszli do skrzyżowania korytarzy ... w końcu coś poczuli i zobaczyli.
Dwa korytarze.
Pierwszy czysty, błyszczący, zdający się być całkowicie normalnym miejscem, jak na szpital przystało.
Drugi ... wzdłuż białej posadzki ciągnęła się droga wysmarowana świeżą krwią, która jeszcze całkowicie nie zakrzepła. Udekorowana była rozrzuconymi wokół bebechami, które przypominały nic innego jak organy ludzkie i zwierzęce. Niektóre były w stanie rozkładu - pokryte larwami i muchami plujkami, a inne świeże, jakby dopiero co wyrwane z organizmu człowieka. Istna rzeź.
Aristow i Banner mieli do wyboru dwie możliwości.
Wybrać korytarz, który chcą sprawdzić i zdecydować, czy idą razem, czy każdy w przeciwnym kierunku, aby szybciej zbadać sprawę. Może nie było jeszcze za późno.


Ostatnio zmieniony przez Black Cat dnia Pią Lip 26, 2013 2:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Maj 25, 2013 8:20 pm

Sasha lekko drgnął. Dreszcze rzadko kiedy przebiegały po jego ciele, głównie dlatego, że z reguły oznaczały coś złego... cholernie złego. Nie wiązały się ze zwykłym morderstwem czy jakimś podejrzeniem. Gdyby tak było chyba umarłby w wojsku na nadmiar dreszczy. Albo by go stamtąd wywalili... cóż dwie opcje i obie raczej dość śmieszne. "Hej stary, czemu cię wywalili z woja? - No wiesz... dreszcze. Trząsłem się gorzej niż galareta, i o mało nie wysadziłem bazy jak mi granat wyleciał z ręki..." Chociaż wtedy mało możliwe aby doszło do tej rozmowy, w każdym bądź razie coś tu było mocno nie tak.
I z każdą następną sekundą coraz gorzej. Powoli przeniósł wzrok z jednego korytarza na drugi. Mógł stwierdzić tylko jedno: oba były upiorne. Mimo, że tylko jeden posiadał krew i wnętrzności porozrzucane po podłodze, drugi również nie wróżył nic dobrego. Zbyt spokojny, czysty... Miał wrażenie, iż oba mogą doprowadzić do ich zguby.
Skupił się teraz jednak na zakrwawionym korytarzu. Powoli wyciągnął broń zza paska, nie odwracając wzroku od tej makabry. Upewnił się po raz kolejny czy pistolet jest naładowany, a wszystkie noże znajdują na swych miejscach. Przezorny zawsze ubezpieczony. Zbliżył się do śladu krwi, kucając przy nim. Wziął odrobinę posoki na palce i przez chwilę się jej przyglądał, zaraz rozcierając ją. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni czarną bandankę i wytarł w nią ubrudzone palce. W miarę świeża, czyli ktoś tu jest... I raczej nie ma zbyt dobrych intencji. Chyba, że ktoś został ranny... Nie mógł wzrokowo stwierdzić stanu rozkładu każdego organu jaki się tu znajdował. No, mógł jedynie gdybać kiedy widział larwy, które swoją drogą były obrzydliwe. Pełzające między sobą, próbujące przetrwać... Zagnieżdżające się coraz głębiej w ciele. Optymistyczne, nie ma co. Skrzywił się nieznacznie wyczuwając smród rozkładającego się mięsa. Domyślał się, że im głębiej wejdzie tym odór stanie się bardziej nieznośny. Nawet ta cholerna maseczka nic nie dawała... Wyprostował się po raz kolejny zerkając w stronę "tego względnie bezpieczniejszego' korytarza. Nie był do końca pewien co mają zrobić. Rozdzielenie wydawało się teraz jedną z najgłupszych decyzji. I za pewne taką było. Z drugiej strony prędzej przebadają teren... a im szybciej to zrobią tym szybciej się wydostaną z tego przeklętego miejsca. Pieprzone szpitale. Dlatego cenił sobie swoje umiejętności w robieniu prowizorycznych opatrunków, nie był zmuszony zbyt często bywać w takich miejscach. Z reguły udawało mu się jakoś "wyślizgnąć" z objęć chorób, zakażeń i tym podobnych paskudztw.
Odwrócił się w stronę doktorka z wymalowaną konsternacją na twarzy. Wciąż nie był pewien jak ma postąpić...
Kiedyś jednak trzeba podjąć decyzję, ale stwierdził, iż nie pozostawi tego bez dania Bruce'owi szansy na okazanie jego zdania. - Nie jestem pewien czy powinniśmy się rozdzielać, dlatego zostawię decyzję Tobie. Chcesz iść w inną stronę, droga wolna. - Znów przywołał na twarz swój firmowy kamienny wyraz. Nie pokazuj uczuć, to pierwsze co może cię zgubić. Podał doktorowi pistolet i krótkofalówkę. Nie był pewien, a wręcz wątpił czy doktor umie się posługiwać bronią, tak więc odebrał mu ją po czym zabezpieczył. Wolałby aby Banner nie postrzelił się w stopę lub zadek. Na wszelki wypadek zademonstrował mu jak odbezpieczyć ten skomplikowany mechanizm i zabezpieczyć. Ponownie wepchnął mu w ręce swoją zabaweczkę, dorzucając zapasowy magazynek. Sam odwrócił się w stronę iście mrocznego korytarza i ruszył w głąb niego, zwinnie omijając leżakujące wnętrzności. Odwrócił się jeszcze na chwilę. - I mimo wszystko... panuj nad zielonym kolegą. Póki co wolałbym obyś się bez demolki.- Skinął lekko głową, znów zatracając się w odorze rozkładu. Czasem myślał, że lepiej byłoby zostać w wojsku. Po co Bruce'owi krótkofalówka? Cóż, póki co wolał nie widzieć Hulka, więc w razie czego doktor wezwie pomoc, poza tym jak zabiją zwykłego agenta, nikt nie będzie nad tym rozpaczał, a przerośnięty żółw ninja może zniweczyć przebieg całej misji. Decyzja więc była prosta.
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pon Maj 27, 2013 4:30 pm

Banner teraz zaciekawieniem patrzył na korytarz pełen krwi i ludzkich organów. To było dość przerażające, interesujące i bardzo śmierdziało. O tak, ten zapach... Nie raz Bruce już go czuł, zdarzyło mu się pracować przy ludzkich szczątkach, nawet już gnijących. Ale zdecydowanie nie było to coś przyjemnego. Był też drugi korytarz, czystszy, mniej śmierdzący i wyglądał na bezpieczniejszy. Doktor stwierdził, że najpierw powinni udać się właśnie tam, a dopiero później sprawdzić drugi korytarz. Oczywiście pozostawała jeszcze opcja rozdzielenia się, ale wolał jednak tego nie robić. Chociaż, jeśli to dałoby szybsze wyniki i możliwość przeprowadzenia badań, wtedy mógłby się na to zgodzić. W każdym bądź razie - chciał jak najszybciej się stąd ruszyć i czegoś dowiedzieć. Miał nadzieję, że jednak kogoś tu spotka. Najlepiej jakiegoś lekarza, który coś mu o tym wszystkim opowie, wytłumaczy. Wyniki, które otrzymał od Carol nic nie wyjaśniały, a on potrzebował czegoś konkretnego.
-Proponuję na razie pójść tędy- powiedział, wskazując na czystszy z korytarzy.- Chyba, że wolisz jednak inną drogę... jak chcesz- niespecjalnie chciał dyktować agentowi, gdzie ma iść. Każdy ma przecież prawo do wyboru.
Po chwili Aristow wręczył mu pistolet. Banner już umiał się czymś takim posługiwać, kilka razy zdarzyło mu się strzelać. Oczywiście nigdy do ludzi, czy innych żywych istot. Ale ćwiczył to. Jak widać agent w to wątpił, bo zabrał broń i przeprowadził doktorowi krótką lekcję.
-Dobra, poradzę sobie- zapewnił, po czym włożył pistolet do prawej kieszeni i zakrył koszulą. Nie był pewien, czy mu się przyda. Najpewniej zanim zdąży wycelować , już-pod wpływem stresu-zmieni się w Hulka. Choć też wolałby tego uniknąć, kiedy coś będzie mu groziło postara się jednak strzelać, nie niszczyć wszystko na swojej drodze jako wielki potwór. Krótkofalówkę schował do drugiej kieszeni.
Sasha najwyraźniej wybrał jednak zakrwawiony korytarz i udał się w jego głąb. Co teraz, Bruce? Zdecydowanie wolałby trzymać się blisko Rosjanina, choć z drugiej strony nie chciał iść tą drogą.
-Wiesz... chyba jednak pójdę z tobą- oznajmił i delikatnie się uśmiechnął. Nie wiedząc czemu, miał dziwne wrażenie, że nie powinni się rozdzielać. Najwyżej później wrócą tu i sprawdzą drugi korytarz.
Banner poszedł za agentem, spojrzał na wnętrzności leżące wokół, które nie były zbyt miłym widokiem. I jeszcze ten smród.
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sro Maj 29, 2013 11:28 am

Agent w przeciwieństwie do doktora wątpił aby udało im się znaleźć tutaj żywego ducha. Znaczy może żywego ducha by i tu znaleźli, aczkolwiek mógłby być to dosłownie duch, lub coś żywego aczkolwiek nie do końca ludzkiego.
Delikatnie się uśmiechnął gdy Banner ruszył za nim. Mógł mieć go na oku, poza tym biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znaleźli towarzystwo zawsze się przyda. Albo raczej na osłona. W końcu kto wie czy ktoś, coś się nie czai za jednymi ze szpitalnych drzwi. Agent wysunął z rękawa nóż, teraz mocno ściskając go w dłoni. Zatrzymał się na chwilę aby się wyciszyć. Patrząc na to co właśnie w gniło mu pod nogami, nadszedł czas by w pełni uruchomić zmysły i zwiększyć czujność. Wziął głębszy oddech, uchylając powieki i patrząc w głąb korytarza wyjętego żywcem z horroru. Uniósł wzrok na kratę wentylacji przed pewien czas wpatrując się w nią wręcz uporczywie. Jakby czekając, iż coś stamtąd nagle wyskoczy z dzikim okrzykiem. Oczywiście wolałby aby tak się nie stało. W pewnym momencie wydało mu się, że zauważył nikły ruch za kratą. Zamrugał kilkukrotnie w końcu biorąc to za zwykły omam. Czasami nazbyt skupiony umysł na jednej rzeczy płata nam figle podsuwając przed oczy upragniony obraz. Niczym jak spragniony widzi oazę na pustyni, tak on dostrzegł w szybie potwora, który rozerwał jakiegoś biedaka... Albo raczej biedaków. Za dużo horrorów, stary. To jest po prostu wyjątkowo przerażający, opuszczony szpital, w którym pacjenci lubią gubić swoje wnętrzności w drodze do stołówki. Norma.
Cały czas ten skomplikowany proces oddychania i wpatrywania się w wentylację trwał zaledwie kilka sekund, chociaż dla niego było to minimum kilka minut. Ruszył dalej wgłąb korytarza, jeszcze upewniając się czy Bruce na pewno za nim podąża. Coraz mniej mu się to wszystko podobało, ale klamka zapadła. Nie wycofa się... jeszcze nie teraz. Być może nic tam nie będzie, może gdzieś zniknie.. Ewentualnie wyminą się z tym krwiożerczym monstrum. Optymizm w tym momencie jednak może doprowadzić tylko do ich zguby.
Przywołał na twarz swój obojętny wyraz twarzy, nie chcąc dać po sobie poznać, iż ma wiele wątpliwości do całej tej misji, i tego czy ON wyjdzie z tego żywy. Doktor miał naturalną, zieloną tarczę (cóż za ekologia). Wymijał kolejne organy, już bez jakiegokolwiek obrzydzenia... Od początku było ono w stopniu minimalnym aczkolwiek teraz wyniosło zero. Najbardziej jednak się cieszył, iż przestał czuć ten okropny odór. Z całej tej sytuacji właśnie on był najgorszy. I niepewność co czyha na nich na końcu korytarza.
Sasha od czasu do czasu zatrzymywał się, by popchnąć uchylone drzwi, lub otworzyć te, które akurat nie były zatrzaśnięte na klucz. W pewnym momencie dostrzegł nie organy a "całe" zwłoki już w dalekim stadium rozkładu, które zajmowały całą szerokość korytarza. Mężczyzna schylił się, przyglądając się im przez chwilę i próbując rozszyfrować czy patrzy na resztki pracownika czy pacjenta... Niestety nie udało mu się. Rozkład posuną się już za daleko. Spojrzał znacząco na doktora, by zaraz przenieść wzrok na drogę przed nimi. Schował część twarzy w zgięciu łokcia gdy smród bijący od trupa dotarł do jego nozdrzy. Był zdecydowanie mocniejszy niż ten smrodek, którym uraczyli się wcześniej. Agent zaczął się poważnie zastanawiać za odwrotem. TO co zabiło tego człowieka, mogło się okazać zbyt niebezpieczne dla ich dwójki. Hulk pewnie by sobie poradził, ale jak już wcześniej było wspomniane, lepiej aby nie musieli go wołać. Zniszczenia mogłyby w razie czego uniemożliwić przeprowadzenie dochodzenia. Aristow głośno westchnął. - Co o tym wszystkim sądzisz...? - Wskazał na rozkładające się ciało.
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Czw Maj 30, 2013 3:29 pm

Banner powoli szedł zakrwawionym korytarzem, dokładnie wszystkiemu się przyglądając. A nuż zauważy kogoś, lub coś, co będzie warte ich uwagi. Choć raczej wątpił, że to będzie "ktoś". Raczej ciężko tu będzie o kogoś żywego. Może gdyby poszli tym drugim korytarzem... Ale nie poszli. Banner wyjął z kieszeni pistolet, jeszcze go nie odbezpieczając. Wolał być przygotowany, jeśli natrafiliby na coś, do czego trzeba by było strzelać. Co chwilę mierzył do jakichś punktów, gdy wydawało mu się, że coś się poruszyło. Zwykle było to albo złudzenie, albo jakiś robak, czy owad. Do nich raczej nie musieli strzelać.
Kiedy Aristow otwierał drzwi szpitalnych sal, Bruce dokładnie przyglądał się ich wnętrzom.Trzymał pistolet uniesiony w górę, na wypadek, gdyby było tam coś niebezpiecznego. Tak jednak nie było, za każdym razem w środku było pusto. Nie wiedział, czy ma się z tego powodu cieszyć. W końcu przyszli tu, by zdobyć informacje, a jeśli nikogo tu nie będzie, to z nikim nie porozmawiają i ich nie zdobędą. Ale nie zastanawiał się nad tym dłużej i szedł dalej, mając nadzieję, że natrafią na człowieka...w całości. I który nie będzie chciał ich zabić.
Cała ta sytuacja... te wszystkie wnętrzności, opuszczony szpital, lekko stresowała doktora. Nie żeby się bał, skądże. On nie z tych, co się boją. No może trochę, troszeczkę. A stres mu szkodził. Ni tak jak innym osobom, bo on zmieniał się w wielkiego, zielonego potwora. Taka drobna różnica.
A teraz na swojej drodze napotkali gnijące zwłoki. No, robiło się coraz ciekawiej. I coraz bardziej śmierdziało. Ale takie ciało mogło posłużyć jako materiał do badań. Choć w takim stanie, raczej wiele się z niego nie dowiedzą. Wyglądało na to, że już długo się tu rozkłada. Uklęknął przy nim, a swoją broń położył obok, na ziemi. Przyjrzał się mu dokładnie, próbując dokonać oględzin. Nie mógł jednak zbyt wiele wywnioskować. Nie dowiedział się ani, czy człowiek jest pracownikiem szpitala, ani w jaki sposób umarł. Obawiał się, że to, co go zabiło może zrobić to samo z nimi, więc ponownie chwycił pistolet i podniósł się. Stanął obok Rosjanina i rozglądał się chwilę po korytarzu, by po chwili znów spojrzeć na zwłoki.
-Co o tym sądzę? Sam nie wiem. Mamy tu zwłoki, nie wiemy czyje i nie wiemy, co zamordowało tego człowieka. I TO może w każdej chwili przyjść po nas. Muszę przyznać, że to nieciekawa sytuacja.
Tak, zdecydowanie nieciekawa, nie chciał teraz umierać. Przyszedł tu, żeby dowiedzieć się coś o tym wirusie, a możliwe, że już stąd nie wyjdzie. Miał dziwne przeczucie, że to miejsce jest niebezpieczne. Zastanawiał się, czy nie powinni wrócić i pójść drugim korytarzem. Ale skoro już tu są, to chyba powinni iść dalej, nie? Tak więc doktor ominął ciało, wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie.
-Idziemy?- zapytał, odwracając się w stronę agenta.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Czw Maj 30, 2013 6:06 pm

Sasha i Bruce nigdzie nie poszli, bo nagle drzwi wyjściowe zatrzasnęły się, a ich wyważenie było wrecz niemożliwe, jakby jakaś siła blokowała je z drugiej strony. Byli w pułapce, śmierdzącej, zarobaczonej pułapce. Ktoś jednak był w tym miejscu. W tym i wszędzie.
Ciało, któremu przyglądali się wcześniej zaczęło się poruszać. Otworzyło najpierw jedno, przekrwione oko i łypnęło na nich groźnie. Niemalże natychmiast wydało z siebie przeraźliwy wrzask i podniosło się, jak gdyby nigdy nic. Z dużą prędkością pojawiło się przed Sashą Aristowem, wyciągając w jego kierunku gnijącą rękę, aby chwycić za szyję agenta, z zamiarem zmiażdżenia mu krtani.

***
Robaczki, wybaczcie, że tak mało fantazyjnie wam opisałam moje zombie ;_;...
Wasz przeciwnik  jest bardzo wrażliwy.


Ostatnio zmieniony przez Black Cat dnia Pią Lip 26, 2013 2:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pon Cze 03, 2013 7:42 pm

Przyglądał się uważnie otoczeniu, gdy doktorek postanowił zrobić oględziny. Zgadywał, że z tego cielska nie wyczyta więcej niż Sasha. Agent powoli zaczynał się zastanawiać gdzie może ich doprowadzić krwawy ślad. Piwnica, kostnica, sale operacyjne? Żałował, iż nie znaleźli nikogo by mógł przejąć na chwilę jego formę. Oczywiście miał na myśli pracownika szpitala. Przejęcie wspomnień dotyczących całego tego zamieszania oraz zdobycie mapy szpitala cholernie by pomogło. Może miałby choć szczątkowe pojęcie od czego się zaczęło... i dokąd w tym momencie zdążają.
W pewnym momencie nieświadomie zaczął się bawić jednym z noży, okręcając go w dłoni, podrzucając. Było za spokojnie... zdecydowanie za spokojnie. Jego zmysły wariowały, czujność zaczęła pracować na najwyższych obrotach. W miarę im czujniejszym wzrokiem obrzucał korytarz, tym zwinniej nóż przemykał między jego palcami. Po raz kolejny skupił swój wzrok na wentylacji, bojąc się, iż faktycznie coś postanowi ich zaskoczyć w ten sposób. Zerknął na doktora, gdy ten stanął obok niego. Agentowi niekontrolowanie zaczęła drgać lewa powieka. Z reguły nie oznaczało to nic dobrego. Zmarszczył brwi, gwałtownie odwracając się w stronę drzwi, które właśnie postanowiły się zatrzasnąć. Jak uczyniłby chyba każdy człowiek w tej sytuacji, Sasha złapał za uchwyt i próbował, z marnym skutkiem, je otworzyć. Powtórzył również czynność poprzednią - czyli wywarzanie. Nawet nie drgnęły. Wtem do jego uszu dotarł przeraźliwy wrzask. Skrzywił się, rzucając pobieżne spojrzenie na Bannera by po chwili przed jego oczami pojawił się ich kolega nieboszczyk. Zajebiście. Oglądał filmy z zombiakami, nawet grał w jakieś gry, ale nigdy nie podejrzewał, że będzie miał z jakimkolwiek do czynienia. Gwałtownie się cofnął, przylegając plecami do drzwi. Szedł na niego żywy trup. Wyśmienicie... A tak na marginesie, było to o tyle fascynujące, że trup z założenia jest MARTWY. Kosmici już swoją drogą...ale zombie. Czuł się jak w jakimś pieprzonym filmie.
Gdy kolega zdechlak wyciągnął po niego swe łapska, Sasha modlił się do wszystkich sił wyższych by Bruce w szoku nie zaczął strzelać. Istniało spore prawdopodobieństwo, iż agent też by oberwał. A w tym momencie najmniej mu zależało na ranach, przy czym zwiększałaby się szansa zakażenia. A nie powie, iż chciałby wyglądać podobnie jak ich nowy znajomy. Nie no, fajnie być cholernie szybkim, i już martwym... więc ciężko byłoby takiego uśmiercić znów, aczkolwiek młody Aristow lubił swoją twarz. Tak więc nie spieszno mu było do zobaczenia siebie w takim stanie.
Szybka reakcja. Nie może uciekać, są za nim drzwi. Unik w lewo, może nie wyjść patrząc na prędkość z jaką poruszał się napastnik. Odepchnięcie lub kopnięcie, zbyt duże prawdopodobieństwo, iż ręka lub noga utknie w tym czymś. W filmach zawsze radzili by rozwalać im łeb, aczkolwiek nie jest to metoda sprawdzona, a on nie miał czasu na zabawy. Widział szpony zbliżające się do jego twarzy.
Zaklął po rusku, próbując się uchylić przed atakiem. Mało chwalebna śmierć. "Stary, jak zginąłeś? - A zadusił mnie taki jeden zombiak..." Cholera, wszyscy by się nabijali. Ewentualnie zazdrościli, ale to margines. Wymierzył cios, chcąc wbić nóż w jedno z przekrwionych oczu, by następnie umknąć napastnikowi... między jego nogami.
Jeśli wyjdzie z tego żywy, chyba założy jakiś cholerny pamiętnik. Bo coś takiego mimo wszystko nie zdarza się codziennie... a urodził się w Rosji!
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Cze 08, 2013 6:11 pm

Plan Bannera się nie powiódł. Raczej nie mogli iść dalej, bo zamknęły się drzwi. I to raczej nie był przeciąg. W tym miejscu robiło się coraz dziwniej. Musiał przyznać, że coraz bardziej się też bał. Serce zaczęło mu szybciej bić, oddech przyśpieszył. Doktor się denerwował, a to nie znaczy nic dobrego. Przyglądał się Sashy, który próbował wyważyć drzwi. I nic. Wygląda na to, że jak nie znajdą innego wyjścia, to tu sobie posiedzą. Ale teraz mają towarzystwo, więc może nie będzie tak źle... Będzie. Tym towarzystwem jest wściekły zombie, to zdecydowanie niedobrze. Żywy trup rzucił się na Rosjanina, doktor oddychał jeszcze głośniej i głębiej. Starał się zachować spokój, byle by nie zmienić się w Hulka. Znaczy, może i wtedy udałoby im się pokonać przeciwnika, ale najprawdopodobniej zniszczyłby wszystkie materiały do badań. A tego nie chciał, w końcu to po nie tu przyszedł.
Wycelował w zombiaka i pociągnął za spust. A raczej- chciał to zrobić, ale zapomniał odbezpieczyć pistolet. Nie uważało się na lekcji pana Aristowa, co Bruce? Przecież dopiero co, Sash mu to tłumaczył. Ale kto w takiej chwili pamięta o takich rzeczach?
W każdym bądź razie- teraz już odbezpieczył broń i mógł oddać z niej strzał. To nie było co prawda bezpieczne, mógł trafić w agenta, a to byłoby niefajne. Tak, zestrzelenie swojego kolegi, podczas walki z zombie jest bardzo niefajne. Ale nie zamierzał go zostawić. Dokładnie wycelował, starając się trafić w głowę wroga i oddał strzał. Nie wiedział czy trafi, biorąc pod uwagę prędkość trupa. A poza tym, jak już wcześniej było powiedziane, wielce prawdopodobne było, iż trafi w Rosjanina. Ręce mu się trzęsły, był cholernie zestresowany-nic dziwnego, walczyli z czymś, co jeszcze niedawno było martwe(?)-strzał mógł być niecelny. Próbował teraz się opanować. Przymknął oczy i wziął głęboki wdech. To tylko żywy nieboszczyk- powtarzał sobie. Bruce widział już dużo w swoim życiu - Bogowie, kosmici, sam był wielkim zielonym potworem. Ale to... tego jeszcze nie było.
Jeśli w przeciągu kilku najbliższych sekund agent sam się nie uratuje - doktor będzie interweniował. Może i nawet z pomocą przyjdzie "zielony kolega"? Ale to jeszcze nie teraz. Teraz czekał, mając nadzieję, że póki co, Sashy nie stanie się nic złego.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sob Cze 22, 2013 7:53 am

Sasha Aristow został unieruchomiony przez martwego kolegę, który szczerzył do niego swoje żółte, gnijące zęby. Nie był pokojowo nastawiony i z chęcią pożarłby agenta w całości, gdyby nie oddany przez Bruce’a strzał, który na chwilę ogłuszył potwora. Oszołomiony wydał z siebie ryk, który nie był do niczego podobny, jednak na to nie było teraz czasu.
Strzał, który wymierzył Bruce nie trafił agresora, a Aristowa w ramię. Kula utknęła głęboko w napiętych mięśniach Sashy, plus drasnęła kość, która pod wpływem siły uderzenia pękła, co sprawiło jeszcze więcej bólu Agentowi. Czasu jednak było mało, gdyż zombie wróciło do siebie niemalże od razu i było jeszcze bardziej rozwścieczone niż wcześniej.
Może kolejny cel będzie celny?
A może powinni uciekać przez okno, co nie było głupim pomysłem? Jednak gdzie wtedy znajdą rzeczy przydatne do opatrzenia rany?
Wszystko zależało teraz od ich trzeźwego myślenia, szczególnie w tej chwili, gdy Aristow był bardzo narażony na infekcję, która doprowadziłaby go do takiego samego stanu, jak u reszty mieszkańców tego szalonego miasteczka.

***
Wybaczcie za zwłokę, robaczki moje kochane :*


Ostatnio zmieniony przez Black Cat dnia Pią Lip 26, 2013 2:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Czw Cze 27, 2013 7:28 pm

Patrzył na gnijącą twarz, czuł odór bijący od tego stworzenia, widział szaleństwo i chęć mordu w zakrwawionych oczach lub oku. Opierał się o drzwi, całą siłę wkładając w odepchnięcie od siebie napastnika. Nie szło mu to co prawda najlepiej, ale przynajmniej w jakimś stopniu go od odsunął. Na tyle by zaczerpnąć świeżego powietrza... chociaż "świeże" to zbyt dużo powiedziane. Ujmijmy to, mniej śmierdzącego/zgniłego/przyprawiającego o mdłości? Tak, tak będzie zdecydowanie lepiej. Serce mu biło szybciej, oddech przyspieszył. Naprawdę nie uśmiechało mu się tu umierać. Na pewno nie z ręki tego czegoś. Spojrzał kątem oka na Bannera, który męczył się w tym momencie z odbezpieczeniem broni. Rozumiał, że w stresie człowiek wariuje... no ale doktorek poniekąd powinien sobie umieć radzić w takich sytuacjach. Stres jego wróg i tak dalej. Poza tym widział na oczy harde kosmitów. Skrzywił się lekko, w tej sytuacji tracąc swoją kamienną maskę. Nie było to łatwe przez bliskie spotkanie z gnijącym koleżką. Który cholernie śmierdział. Gdyby mógł to by sobie jakiejś waty do nosa napchał... cokolwiek.
Rozległ się strzał, widział spłoszenie w oczach napastnika, a potem na chwilę ściemniało mu przed oczami. Zachwiał się, o mało nie osuwając po ścianie i czując promieniujący ból w prawym ramieniu. Powoli docierało do niego co się dzieje. Czuł gorącą posokę spływającą mu po piersi, ubranie zaczęło przylepiać się do skóry... Przyłożył lewą dłoń do ramienia i ścisnął. Wszystko to zaledwie trwało kilka sekund, jednak jemu zdawało się, iż o wiele dłużej. Dezorientacja przeciwnika, był wolny. - Biegnij! - Wrzasnął do Bruce'a po chwili odpychając wolną ręką truposza i wdając się w szaleńczy bieg. Nie zostało im nic innego jak wycofać się do początku trasy. Obawiał się jednak, że z raną na wiele się nie przyda. Na pewno nie w takim stanie.
Zwolnił nieznacznie zaglądając do mijanych przez nich sal. Część była otwarta... i jest! Złapał Bannera zdrową ręką za kołnierz i pociągnął do niedużej salki, która robiła za swego rodzaju składzik. Zatrzasnął drzwi, karząc Bruce'owi je przytrzymać, sam zaś przepchał pod nie jeden z cięższych regałów, blokując je. Nie był w stanie w pełni oszacować siły ich przeciwnika, ale wierzył, że da im to nieco cennego czasu. Jakby nie patrzeć młody Aristow nie miał go teraz zbyt wiele, a każda sekunda była ważna.
Wyjął z kieszeni kurtki spirytus i bandaże. Jednak tym razem to było za mało. Otwierał po kolei szafki, wywalając z nich całą zawartość. Gdzie to do cholery było?! Pierwszy raz cieszył się, że jednak poszli do szpitala a ci nawet nie mają głupich... JEST! Gdzieś na dnie, odnalazł to czego potrzebował. Chirurgiczne igły i nici. Jeszcze tylko coś czym wyjmie pocisk...
Podszedł do okna, ze względu na światło i skinął na Bannera. - Dasz radę mi to wyjąć? - Spojrzał na niego, kładąc na parapecie wszystko co będzie mu potrzebne do tego jakże przyjemnego zabiegu. Niespokojnie zerkał na regał blokujący drzwi, czy aby zaraz nie runie a do środka nie wpadnie z wesołym okrzykiem ich nowy przyjaciel. Cholera, jak to zabić...? Wątpił by pociski działały. Zadał mu cios w głowę, ale to również niewiele dało. Coś musi działać. Coś dzięki czemu zniszczyli by całe jego ciało. Odkaził spirytusem igłę, zaraz ostrożnie ściągając z siebie kurtkę i koszulkę. Skrzywił się i jęknął z bólu, który teraz stał się niemalże nieznośny. Cholerny masochista z ciebie, Sash.
Spojrzał w dół, przyglądając się ranie. Okropnie się paskudziła... Pieprzony wirus. Już nawet nie obwiniał Bannera. Każdemu mogło się zdarzyć nie trafić z odległości kilki metrów, zwłaszcza kiedy już się wcześniej miało do czynienia z bronią. Oczywiście. To całkiem normalne... Ech, nie czas teraz na marudzenie. Muszą się spieszyć.
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sro Lip 03, 2013 2:57 pm

Omal nie wypuścił trzymanej w ręce broni, kiedy postrzelił Sashę. To nie było miłe uczucie. Właśnie zranił swojego wspólnika na misji. I to raczej nie było byle co, w końcu kulka w ramię musi boleć. W tym momencie Bruce był naprawdę bardzo bliski przemiany w Hulka. Trząsł się jeszcze bardziej, serce biło coraz szybciej, oddech również przyśpieszył. Ale to było najgorsze co mógł teraz zrobić. Nie chciał zrobić Rosjaninowi większej krzywdy, bądź go zabić. Opanuj się, Banner, dasz radę!-powtarzał sobie w myślach. Wziął kilka głębokich wdechów i zacisnął pięść. Okej, powoli wracał do normalnego stanu, wszystko będzie dobrze.
Kiedy on toczył wewnętrzną walkę z samym sobą, obok Aristow walczył z zombie. Doktor usłyszał jego okrzyk i bez zbędnych dyskusji, czy pytań, ruszył za nim. Biegł, spoglądając co chwilę na rannego przyjaciela. Miał wyrzuty sumienia. Mógł w ogóle nie strzelać, nie miał w tym doświadczenia. I ten stres... mógł to przewidzieć. Ale nie ważne, czasu nie cofnie.
Po chwili agent szarpnął go za rękaw i znaleźli się w jednym z pomieszczeń. Bruce oparł się o ścianę, badając wzrokiem salę. Miał nadzieję, że tutaj nie dorwie ich ten potwór, i będzie mógł w spokoju zająć się raną Sashy.
-Oczywiście - Odparł. W końcy był doktorem, powinien sobie z tym poradzić. Kiedy Rosjanin znalazł sprzęt i przygotował się do operacji, doktor podszedł do niego i chwycił za szczypce, którymi miał wyjąć kulę z ciała towarzysza. Nie było to takie proste, wymagało nie lada precyzji i umiejętności. Starał się to robić jak najdelikatniej, żeby jak najmniej bolało Aristowa. Oczywiście, ból był nieunikniony. Kula utknęła dość głęboko, co również utrudniało sprawę. Chwycił pocisk i zaczął go powoli wyciągać. Kiedy już wyjął go z ramienia agenta, położył zakrwawioną kulę na szafce obok. Odłożył też szczypce i chwycił chustkę, która leżała obok, wylał na nią trochę spirytusu i przetarł ranę Rosjanina. Następnie zabrał się za zszywanie, przy pomocy igły i nici. Gotowe. Owinął jeszcze rękę Sashy bandażem. No, i operacja skończona.
-To co teraz?- zapytał - I...przepraszam- dodał jeszcze. Tak, wypadało go przeprosić, w końcu go postrzelił. Banner był ciekawy, co teraz zrobią. Wygląda na to, że tu utknęli. Miał nadzieję, że Aristow ma jakiś plan.
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sro Lip 03, 2013 6:13 pm

Nie patrzył mu na ręce. Niech robi co ma robić i jak umie. Nie wymagał od niego pełnego profesjonalizmu. W końcu to raczej nie było jego specjalnością. Wtedy wiódłby życie chirurga na przedmieściach Wielkiego Jabłka, miał skromną rodzinkę i takie tam sielankowe wizje, a nie zmieniał się w przerośniętego zielonego szympansa. Tak przynajmniej widział to Rosjanin. Cholera wie, na ile miał rację...
Co prawda miał zamiar sam się zaszyć. Jedynie wyciągnięcie pocisku stanowiło dla niego pewnego rodzaju problem. Dlatego już tym razem uważnie przyglądał się jego robocie, czasem krzywiąc się z bólu lub spinając mięśnie. Nigdy nie lubił jak ktoś w niego coś wbija, sam nie lubił czegoś wciskać sobie pod skórę. Po prostu mało przyjemne uczucie, ale ile jest przyjemnych rzeczy na tym świecie? No właśnie. Niewiele. Zacisnął szczękę, kierując swoją uwagę na zatarasowane drzwi. Pytanie czy się tu dostanie. Albo czy jeszcze ich goni... Nie był pewien do końca jak to działa. Są agresywni, okej, dotarło. Kwestia czy bywają głodni i czy mieliby ochotę na takie świeżutkie mięsko jak oni. Cholerny kanibalizm się kłania. Co oni trafili do jakiejś książki. Oby tak Sash miał nadzieję, że jest jednym z ciekawszych bohaterów, który nie ginie po piętnastej stronie.
Jako plus widział to, iż nie byli tu do końca uwięzieni. Znajdowali się na parterze, mogą wyskoczyć przez okno. Ale wtedy całe ich zadanie szlag trafi. A nie o to tu chodzi. Zadanie trzeba wykonać do końca... choćby miało nieść ze sobą ofiary. No, nie licząc zabawy jaka może ich, albo raczej, go spotkać. O dziwo lubił ciąć wrogów. Przyjemne też było strzelanie im między oczy z bliskiej odległości. Człowiek czuł, że żyje. Cudownie!
Cały czas zastanawiał się jak zabić to cholerstwo. Zgadywał, że broń palna nie działa. Uszkodzenie głowy również, bo próbował. Musiał wziąć pod uwagę to, że nie mogą się skupiać na jakimś elemencie ciała. Nie posiadał jakiegoś konkretnego słabego punktu, niczym Achilles, który by go zabił. Musieli skupić się na całokształcie. Na...
Syknął kiedy doktorek przeczyszczał ranę spirytusem. Od dziecka był przyzwyczajony do tego cudownego płynu i pieczenia z nim związanego, a jednak wciąż wywoływał reakcję małego chłopca. Spojrzał w dół, stwierdzając, że Banner całkiem nieźle sobie poradził. Oczywiście profesjonalizmu brakło, ale jemu powinno wystarczyć. Poruszał delikatnie ramieniem, marszcząc nos. Bolało jak nie wiem... Szedł o zakład, że uszkodziło mu kość. Bolało jak skurwysyn... czyli zostawał ze sprawną lewą ręką. Kiepsko. Nie był oburęczny, tak więc musiał stawiać teraz na umiejętności, adrenalinę i kompetencję doktorka.
Podszedł do regału, oparł na nim cały ciężar ciała i jeszcze zerknął na Bruce'a. - Nie wiem ile mam czasu, zanim mi odbije, więc się streszczajmy. Broń do góry. Jak będzie trzeba wpakuj w niego cały magazynek, a jak to nic nie da... uciekaj oknem. - Odczekał chwilę, po czym zaczął przesuwać ciężki mebel. Szło mu zdecydowanie gorzej niż wcześniej. Emocje opadły... nie było aż takiej motywacji.
Wciąż po głowie latał mu pewien pomysł... Nie grasz, nie wygrywasz, nie? Trzeba spróbować. Nim skończył odsuwać regał, wziął jedną ze szklanych butelek, wylał jej zawartość i zastąpił spirytusem, oderwał kawałek szmaty i upewnił się czy ma jeden, bardzo istotny przedmiot. Wtedy odsunął mebel i powoli uchylił drzwi, oczekując jakiejś reakcji.
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pią Lip 05, 2013 6:01 pm

Kiedy już skończył operację - która wyszła mu nawet lepiej niż się spodziewał - przyszedł czas na kolejne działania. Zdawał sobie sprawę, że nie znajdują się w łatwej sytuacji. Zamknięci w tym pomieszczeniu, na korytarzu zombie. Nie jest dobrze. Oprócz tego Sash jest najprawdopodobniej w jakiś sposób zarażony i ma sprawną tylko jedną rękę. To również utrudniało sprawę, bo Bruce raczej do walki się nie palił. Jeśli miałby po raz kolejny strzelać… skutki mogłyby być różne, co widać właśnie na Aristowie. Chwycił pistolet, który wcześniej położył na jednej z półek i podszedł do Rosjanina.
Kiwał głową, słuchając jego poleceń. Miał nadzieję, że jednak mu nie odbije. Bo sam tu raczej wiele nie zdziała. Przyszedł tu, żeby dowiedzieć się czegoś o tym wirusie, a teraz walczą z zombie. Nie tak Banner to sobie wyobrażał. Wolałby tu spotkać miłą obsługę, porozmawiać, zbadać co się dzieje. Czy zawsze coś musi pójść nie tak? Przydałaby się chociaż jedna spokojna akcja, na której wszystko szłoby zgodnie z planem.
Doktor nie specjalnie chciał strzelać do żywego trupa, jak rozkazał mu Sasha. Jeszcze postrzeli go w kolejną rękę, czy coś. Bo na pewno nie będą to celne strzały. Chociaż może- tym razem Bruce będzie wiedział, czego się spodziewać. Wtedy był zaskoczony i zdenerwowany, więc nic dziwnego, że stało się to, co się stało. Może teraz pójdzie lepiej? Dobrze by było, jeśli w ogóle nie musiałby strzelać. Stał w miejscu, przyglądając się dokładnie towarzyszowi. Miał nadzieję, że za chwilę nie napadnie go ich nowy kolega, czy nie stanie się inna niebezpieczna rzecz. Podszedł trochę bliżej Aristowa, mocniej zacisnął dłoń na swojej broni i przygotował się do ewentualnej walki.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pią Lip 19, 2013 6:03 pm

Gdy Sasha dostał kulkę w ramię, agresor, który się na niego rzucił odskoczył do tyłu zdezorientowany głośnym wystrzałem. To była ich szansa na ucieczkę, z której oczywiście skorzystali. Dobiegli korytarzem do pokoju, w którym znaleźli apteczkę. Banner opatrzył ranę agentowi, jednak czasu było coraz mniej. Mimo, iż rana została zamknięta, to wirus zdążył się przedrzeć do organizmu poprzez układ krwionośny młodego Aristowa. Czas, w jakim przebędzie drogę do centralnego układu nerwowego był coraz krótszy, albowiem zostało mu niecałe trzydzieści minut. Może mniej. Zamknięcie rany i tak spowolniło wirusa, gdyż limfocyty skupiły się na walce z nim niż na ranie.
Gdy oczekiwali na reakcję... nic się nie wydarzyło. Do chwili, aż wyszli na korytarz. Okazało się, że dobiegli na skrzyżowanie dróg. Tym razem nie mieli żadnego wyboru, jak uciekać z tego przeklętego miejsca. Niestety - było już za późno.
Stojąc przez chwilę w miejscu mogli poczuć, jak podłoga lekko drży. Wtedy zobaczyli - z korytarza, w którym było pełno krwi i gnijących zwłok, wydobyło się wielkie monstrum, które pędziło prosto na nich, niszcząc przy okazji wszystko, co stało mu na drodze.
Potwór sięgał sufitu, miał może cztery metry wysokości, jednak to nie było wszystko. Wyglądał jak postać wyjęta z najokrutniejszych koszmarów, w dodatku śmierdział rozkładającym się mięsem. Jego ciało pokrywały liczne muchy oraz larwy. To nie wszystko. Już na pierwszy rzut oka można było zobaczyć z czego to monstrualne cielsko jest zbudowane - zszyte ze sobą części ludzkich ciał. Ponad sto par oczu na całej powierzchni ciała potwora wpatrywało się w Bannera i Aristowa niczym w zwierzynę, którą zaraz pożrą, wcześniej zadając jej jak najwięcej bólu.


Ostatnio zmieniony przez Black Cat dnia Pią Lip 26, 2013 2:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sasha Aristow
Mistrz Gry
Sasha Aristow


Liczba postów : 94
Data dołączenia : 30/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pią Lip 19, 2013 7:26 pm

Odczekał dłuższą chwilę, jednak nic się nie działo. Żadnego dźwięku, poruszenia... Nawet powietrze jakby stało w miejscu oczekując wraz z nimi następnych wydarzeń. Mężczyzna zacisnął palce na specjalnie przygotowanej butelce, powoli przysuwając się do wyjścia. Spokojny oddech... niemalże bezszelestne przesuwanie się wzdłuż ściany. Wyjrzał niepewnie na korytarz, wpierw w jedną potem w drugą stronę. Nic. Jedynie odór, który znów uderzył niczym fala w jego twarz. Skrzywił się nieznacznie, wychodząc z ich tymczasowej kryjówki i już dokładniej obserwując otoczenie. Nic się nie zmieniło... Było dokładnie tak samo jak na początku, co tylko bardziej go martwiło. Wciąż napięte mięśnie ni myślały mu odpuścić, jedynie potęgując ból promieniujący z ramienia.
Skinął na Bannera, że teren czysty. Przełożył kilka ostrzy, mieszcząc je tak, by w razie wypadku móc je szybciej wyciągnąć. Jednakże patrząc na ich potencjalnych przeciwników nie na wiele się zdarzą. Być może dobrze wymierzony cios, może mu kupić kilka chwil na ucieczkę. Jednak stoi to pod wielkim znakiem zapytania przy czym wymaga od niego zwinności, celności i logicznego myślenia. Walenie na oślep nie zda się na wiele.
- Nadal chcesz zwiedzać to przeklęte miejsce czy szukamy informacji gdzie indziej? - Spojrzał na doktorka, lekko marszcząc brwi w konsternacji. Zdecydowanie coś mu to nie pasowało. Lewa powieka, znów nieznacznie drżała zapowiadając najgorsze. Przez chwilę miał wrażenie, że wraz z powieką drży całe jego ciało z tych nerwów. Co to? Zbliża się cholerny armagedon? Dopiero po chwili dotarło do niego, że to nie on drży, a podłoga pod jego stopami. Rozejrzał się gwałtownie, szukając źródła tych wstrząsów.
Nie trwało długo, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiło się wielkie paskudne monstrum. Źrenice mu się rozszerzyły, a pięści mimowolnie zacisnęły. Przez chwilę miał wrażenie, iż zaraz szkło butelki ustąpi pod naciskiem jego palców i pęknie na kawałeczki. Co to do jasnej cholery było? Nogi niemalże ugięły się pod nim, nie bardzo wiedząc wiedząc czy ruszyć szaleńczym biegiem czy odmówić posłuszeństwa i czekać aż zostanie rozdarty na kawałki.
Spojrzał na Bruce'a marszcząc brwi i cofając się kilka kroków. Obawiał się reakcji doktora... albo raczej tego, w co się zmieni. Teraz już nie miało znaczenia, że w zielonej postaci zniszczy cokolwiek. Poszlaki, dowody... Jakby nie patrzeć ich kochany potworek już to robił. Przez chwilę przeszła mu przez głowę myśl, czy dostrzegłby tam oczy kolegi zombie. Poniekąd śmieszna myśl... nawet był już gotów wytężyć za nimi własny wzrok.
- Bruce...? - Zerknął na niego niepewnie, wciąż posuwając się w tył. - Jeżeli Zielony Przyjaciel chce się nim zająć...to ja, ja zobaczę co u Starka i Diego. - Szczerze? Na chwilę z lekka ogłupiał. Był tylko człowiekiem... w dodatku stojącym między dwoma uroczymi potworkami. Jeżeli Banner zdoła się opanować, logicznym było, iż zacznie uciekać za agentem... w innym wypadku Sasza nie miał po co tu siedzieć. Ruszył biegiem w stronę wyważonych drzwi, jedynej drogi ucieczki jaka znajdowała się w zasięgu jego wzroku.
Gnał tak przez jakiś czas, wymijając kilka kolejnych budynków. W końcu zatrzymał się przy ścianie jednego, starając się skryć w cieniu. W końcu nie miał zbyt wiele czasu ani tym bardziej broni. Musiał postawić teraz na wtapianie się w tło. Wyciągnął krótkofalówkę, którą zdążył zabrać doktorowi przed ucieczką, z zamiarem skontaktowania się z Diego. Przytrzymał przycisk przez chwilę wsłuchując się w nieznośne zakłócenia. - Diego? Słyszysz mnie? Diego...? Odbiór. Mamy tu małe problemy... - Przetarł oczy, oczekując odpowiedzi i wsłuchując się w głuche trzaski, które mogły doprowadzić do migreny. Zero odpowiedzi... Pozostawił sprzęt włączony, montując go przy pasku spodni. Nie zostaje mu nic innego jak wrócić do Carol i oczekiwać... czegokolwiek. Upewnił się, iż nic nie okupuje ulicy i począł przemykać między samotnymi autami i skrzynkami na pocztę w stronę, z której przyszli.


[zt]
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Nie Lip 21, 2013 7:10 pm

Wyszedł za Sashą na korytarz, co chwilę mierząc pistoletem w różne strony. Musiał być ostrożny, w końcu w każdym momencie mógł tu wybiec ich kolega-trup. Jeśli tak się stanie- Bruce miał nadzieję, że tym razem nie spudłuje. Jeśli jednak by strzał nie do końca by mu wyszedł(oby znowu nie zranił swojego towarzysza), zawsze pozostaje przemiana w Hulka. Wtedy być może udałoby się im pokonać tego zombie. Jednak póki co, Banner wolał się z tym wstrzymać i w razie potrzeby tylko strzelać lub uciekać. Bał się trochę o agenta Aristowa. W końcu mógł być zarażony tym... czymś. A nie byłoby fajnie, gdyby zmienił się w coś podobnego do tego, z czym niedawno mieli do czynienia.
-Może powinniśmy zawrócić i...- nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż nagle, z głębi korytarza wyłoniła się ogromna bestia. Banner przyjrzał się jej dokładnie, wręcz z niedowierzaniem. Biegł na nich wielki potwór, najwyraźniej zrobiony z pozszywanych ze sobą części ludzkich ciał. Ale kto i jak zrobił coś takiego? To robiło się coraz bardziej interesujące! I coraz bardziej ohydne, ale kto by się tym przejmował..? Nie dość, że doktora intrygowała sprawa tego całego wirusa, to teraz jeszcze to coś. Ale nieważne, znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Trzeba jakoś zareagować. I chyba najlepszym rozwiązaniem byłaby teraz przemiana w Hulka. Jeśli tego nie zrobi- najprawdopodobniej umrą. A tak, uratuje siebie, Sashę i może jakieś inne osoby, które kiedyś zostałyby zabite przez to monstrum. Zakładając oczywiście, że Banner wygra walkę z nim. Jeśli nie, to przynajmniej kupi trochę czasu dla Sashy, który będzie mógł stąd bezpiecznie(?) uciec i skontaktować się ze Starkiem i Diego.
Kiwnął głową do agenta, dając mu znak, że za chwilę na pomoc przyjdzie "zielony kolega". Cholera, zniszczy wszystkie dowody i obiekty do badań. Chociaż, ten potwór już to robił. Kolejny powód, żeby się nim zająć. Tak więc, nie czekając dłużej, Bruce ruszył powolnym krokiem w jego kierunku. Po drodze upuścił na ziemię broń, którą trzymał w dłoni. Mężczyzna zaczął się powoli powiększać, co oczywiście powodowało rozdzieranie się ubrań, które miał na sobie, jego ciało w poszczególnych miejscach robiło się zielone, a po chwili ten kolor opanował już całego doktora. I tak, w korytarzu stanęła wielka, zielona bestia, głową sięgająca prawie do sufitu. Przemiana była szybsza i łatwiejsza niż dawniej. Kiedy robił to po raz pierwszy, towarzyszył temu niezwykły ból. Teraz jednak, przychodziło to niezwykle gładko. Oczywiście, wciąż nie był to "wygodny" i miły proces, ale nie tak trudny jak niegdyś.
Wracając do chwili obecnej - Hulk z wielką prędkością biegł w stronę bestii, by po chwili, kiedy już znajdą się obok siebie, uderzyć w nią z całej siły. Celował w miejsce, w którym teoretycznie powinna znajdować się głowa. Ale czy to monstrum miało coś takiego? Było zrobione z fragmentów ludzkiego ciała, więc na pewno było w nim kilka czaszek, tak jak rąk, nóg i innych części ciała... w każdym bądź razie- uderzył. Nie sądził, że przyniesie to jakiś większy rezultat. Jego przeciwnik nie wyglądał na takiego, co pada po jednym ciosie. Hulk był więc gotowy na dalszą walkę.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pon Lip 22, 2013 4:39 pm

Gdy Sasha rzucił się do ucieczki, pędzące na nich monstrum wcale się nim nie zainteresowało. Wyglądało na to, że to Bruce Banner był jego celem. To dziwne, że coś, co nie powinno praktycznie myśleć miało jasno określone zadanie, którego się bez względu na wszystko trzymało.  Być może to była już kwestia zarażenia wirusem, który niedawno zainfekował Sashę. Wszystko było jedną wielką zagadką i zaciętą walką o przetrwanie.
Przemiana Hulka nie zdziwiła potwora, tak jakby spodziewał się tego. Wielkie monstrum rzuciło się na Zielonego pobratymcę z zamiarem zadania pierwszego ciosu, jednak Hulk był szybszy i zwinniejszy. Udało mu się trafić w miejsce, które miało przypominać głowę wroga i odrzucić go kilka metrów do tyłu. To bardzo rozwścieczyło potwora, bowiem wydał z siebie okropny, ogłuszający wrzask, przypominający jazgot zarzynanych stu ludzi w jednym miejscu. Hulk triumfem jednak nie mógł się długo cieszyć, gdyż potwór nawet się nie przewrócił, a tylko na chwilę stracił równowagę. Nie minęła chwila, a wróg rzucił się znów w kierunku Hulka i tym razem on był górą. Wymierzył jeden, szybki cios w brzuch Hulka, po czym chwycił go za rękę, odrzucając na sąsiednią ścianę, robiąc w niej sporą dziurę. Był niesamowicie silny i zwinny, jak na chodzącą kupę mięsa.
Powrót do góry Go down
Bruce Banner

Bruce Banner


Liczba postów : 138
Data dołączenia : 26/09/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Nie Lip 28, 2013 7:21 pm

Mimo, iż Hulk skupiał się teraz w największej mierze na walce, cieszył się, że Sashy udało się uciec. Miał nadzieję, że agent jest już bezpieczny i spotka się z Diego i Starkiem. Ważniejsze jednak było to, co działo się tutaj - Bannerowi udało się trafić w miejsce, w które celował. dzięki temu ciosowi, wróg znalazł się kilka metrów dalej. Zielony przyglądał mu się dokładnie, badając jego ciało...zrobione z innych ciał... i przypuszczając kolejny atak. Tak, wielka zielona bestia także umiała opracować strategię. Hulk był dość sprytnym stworzeniem. Może nie tak jak w ludzkiej postaci, bo teraz liczyła się raczej głównie walka, a nie myślenie, ale radził sobie.
Zanim jednak zdążył się obejrzeć, jego przeciwnik już znowu był przy nim i zadał kolejny cios. Bruce chciał zareagować na to uderzeniem w jego "brzuch", lecz już po chwili znajdował się w ścianie obok. Było to spowodowane szybkim ruchem potwora, na który nie było czasu odpowiedzieć. Niedługo potem Hulk już biegł z głośnym rykiem na monstrum, by wymierzyć dwa szybkie ciosy- pierwszy w... no, to miejsce, gdzie u normalnego człowieka były brzuch, a drugi tam, gdzie uderzał już wcześniej, czyli w to głowopodobne coś.
Powrót do góry Go down
Thaddeus Ross

Thaddeus Ross


Liczba postów : 186
Data dołączenia : 30/07/2013

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Sro Lip 31, 2013 9:08 pm

Gdy tylko Ross dostał powiadomienie z centrali o nawiązaniu kontaktu wzrokowego z Bruce Bannerem, wyruszył do celu. Nie wiedział dokładnie w jaki sposób udało im się go zidentyfikować, ale to go zbytnio nie interesowało. Jadł posiłek w niedalekim mieście, gdzie znajdowała się baza wojskowa w której przeprowadzał inspekcję, kiedy jego telefon służbowy się rozdzwonił.
Thaddeus jadąc na miejsce wojskowym, nieoznakowanym SUV-em rozmyślał nad spotkaniem, które go czekało. Ostatnio zmienił swoje nastawienie do Bruce-a i Hulka, przejrzał na oczy. W końcu dlatego umarł. O właśnie, to jedna z niewielu rzeczy, która spędzała mu sen z powiek, albo budziła go zlanego potem w środku nocy. Przecież Ross już raz umarł. Wciąż pamiętał zalaną łzami twarz swojej córki, która nachylała się nad nim, gdy powoli umierał, parę chwil po tym jak zabił Zzzaxa. Pamiętał ogarniające go zimno i spokój, który był porównywalny do zapadania w sen. A później się obudził w laboratorium Leadera, przekonany że trafił do nieba, czyśćca, piekła, czy gdzie zostało mu przeznaczone miejsce. Tym czasem został zwyczajnie przywrócony do życia.
Ale to że on zmienił swoje nastawienie do Bannera nie oznaczało, że tak samo stało się z dowództwem US Army. Wręcz przeciwnie, gdy dowiedzieli się że Thaddeus w tajemniczy sposób wrócił do żywych, uznali że teraz będzie ścigał Hulka z jeszcze większą zaciekłością. Ross postanowił nie wyprowadzać ich z błędu, i dalej grał wkurzonego tatusia z osobistymi zarzutami wobec zielonego.
Takie myśli przebiegały mu przez myśl, gdy dotarł na miejsce. Zdziwiło go opustoszała okolica, nie miał czasu, a nawet nie dostał żadnych informacji o terenie, gdzie teraz był. Parkując auto, wysiadając z niego i zamykając je na zamek przypomniał sobie, że jedyne co usłyszał przez słuchawkę, to to że Bannera widziano wchodzącego do budynku w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Rozkaz: Zatrzymać lub zneutralizować. Przekonani, że Ross poradzi sobie sam, zdecydowali się nie wysyłać wsparcia by uniknąć późniejszego tłumaczenia się z aktywności militarnej w rejonie. Mieli już wystarczająco dużo roboty.
Gdy Thaddeus przekraczał próg budynku usłyszał głośne dudnienie dobiegające ze środka budynku.
- Hulk. - mruknął pod nosem, naciągnął czapkę na nos i ruszył w kierunku odgłosów.
Przemierzał tak puste korytarze przez parę chwil, czasami zerkając do mijanych pokoi w których wielokrotnie dojrzał zmasakrowane ciała. Wiedział, że to nie robota Bannera ani Hulka, doktorek był łagodny w swojej ludzkiej wersji, a gdyby to jego zielona strona zaatakowała tych ludzi, byliby oni zmiażdżeni i zostałaby po nich mokra plama, a nie rozszarpane zwłoki. Jeżeli nie on, to kto? Może to robota tego faceta, z którym Bruce wszedł do środka?
W pewnym momencie po szpitalu przebiegł głośny, nieludzki wrzask. Ross zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku z którego owy krzyk dobiegł.
W pewnym momencie, na końcu korytarza zobaczył Hulka w pełnej okazałości. Wielkiego, umięśnionego i najwyraźniej rozmyślającego nad czymś, gdyż w skupieniu wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą.
Nagle zza rogu wyleciała ogromne coś co przypomniało pięść i uderzyło Hulka w brzuch. Thaddeus nie zdążył zidentyfikować co to dokładnie było, bo szybkość z jaką został wyprowadzony cios, rozmazała pięść w powietrzu. Dopiero po chwili zobaczył monstrum. Dokładnie wtedy, gdy rzuciło Hulkiem w głąb korytarza, przemieściło się tak by Thaddeus mógł się mu dokładnie przyjrzeć.
Obraz który zobaczył, wywołało u niego skrzywienie z obrzydzeniem. Thaddeus widział wiele, był na wielu wojnach, widział stosy ciał, przyzwyczaił się do tego widoku. Jednak nigdy nie widział ich pozszywanych do kupy i do tego ruszających się.
- Ej, brzydalu! - wykrzyknął w kierunku potwora, mając nadzieję zwrócić jego uwagę i ewentualnie dać Hulkowi moment na wyprowadzenie czystego ciosu.
Nie czekając na reakcję potwora, Thaddeus zaczął powoli iść w jego kierunku. Czuł jak jego mięśnie i kości zaczynały się powiększać. Sięgnął po czapkę i odrzucił ją na bok. Cały czas krocząc w kierunku wielkiego zombiaka, przemieniał się w Red Hulka. Skóra zmieniała kolor na czerwony, białka oczu na czarny a tęczówki na żółte. Włosy zaczynały ciemnieć, by w końcu stać się czarne. Rozrastające się ciało zaczęło rozrywać ubranie. Thaddeus warknął głośno. Ten proces nie należał do najprzyjemniejszych, lecz sprawiał mu w pewien sposób perwersyjną przyjemność, bo wiedział kimś się zaraz stanie. Red Hulkiem.
Gdy skończył transformację, ciągle szedł w kierunku bestii. Ogromny, czerwony i złowrogo uśmiechnięty.
- Cześć paskudo. - powiedział Rulk po czym zaczął się powoli rozpędzać. Po chwili w pełnym sprincie, pochylił się i gdy był parę metrów od potwora wyskoczył, chcąc złapać go w pasie i uderzyć nim o ścianę, dla siebie amortyzując uderzenie ciałem potwora.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pon Sie 05, 2013 3:27 pm

Hulk poruszał się z niesamowitą szybkością, a wściekłość jaka mu towarzyszyła była jego napędem. Im była większa, tym szybkość momentalnie rosła i to uratowało Hulka przed ponownym uderzeniem w szczękę i odrzucenie na kolejną ścianę szpitala. Bannerowi udało się wymierzyć szybkie dwa ciosy – w brzuch i głowę, co sprawiło, że monstrum odsunęło się od Zielonego w wyraźnym zaskoczeniem. Wszystkie oczy dosłownie przez ułamek sekundy skupiły się na Hulku, jakby tym razem analizując sytuację. A może to było tylko takie wrażenie? Przecież to były tylko martwe ciała poskładane w jedno – nie powinny przecież nic myśleć.
Wrażenie jednak było tylko chwilowe, gdyż potwór wściekł się, wydając z siebie kolejny, przeraźliwy wrzask. Rzucił się na Bannera i wymierzył mu silne uderzenie w głowę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze inna postać, która wyraźnie dawała znać, że szykowała się do walki.
Red Hulk w całej swojej czerwonej glorii kierował się w kierunku walki, wyraźnie prowokując dziwne monstrum, które jednak w tej chwili było zajęte czymś innym – mianowicie zadało kolejny mocarny cios w głowę Hulka, co sprawiło, że doktor stracił przytomność. Za tym szło jeszcze coś – Zielony znów stał się tylko człowiekiem, w zbyt dużych, rozciągniętych spodniach. Monstrum jednak nie dało mu spokoju – chwyciło mężczyznę mocno za głowę i podniosło do góry, otwierając przy tym jedną ze swoich wielkich szczęk – czyżby Banner miał zakończyć swój żywot jako obiad?
Powrót do góry Go down
Thaddeus Ross

Thaddeus Ross


Liczba postów : 186
Data dołączenia : 30/07/2013

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Pon Sie 05, 2013 4:36 pm

Red Hulk już się rozpędzając zobaczył, że jego próby odwrócenia uwagi spełzły na niczym. Jakby tego było mało Hulk został znokautowany i przywrócony do swojej ludzkiej formy.
Rossowi przebiegło przez myśl, by się zatrzymać. Nawet odruchowo spowolnił swój bieg. Przecież tego właśnie chciał przez parę ostatnich lat - mieć Bannera z głowy. A lepszej okazji by ziścić to marzenie, ze świecą szukać. Wystarczyłoby nie atakować potwora i pozwolić mu w spokoju skonsumować obiad.
Ale te myśli były tylko echem przeszłości. Thaddeus zmienił swoje nastawienie do Hulka i Bruce-a. Przybył tutaj by go ostrzec. A teraz miał mu uratować życie. Red Hulk uśmiechnął się pod nosem. Co za ironia. Przez taki szmat czasu starał się unicestwić Hulka wszelkimi dostępnymi środkami, marnotrawił fundusze państwa i własne nerwy a teraz przyszedł czas na to by swoje słowa o pokoju z Hulkiem poprzeć czynem.
Rulk podbiegł do zombiego i wykonał ruch z klasycznej samoobrony. Pewnie widzieliście kiedyś jak wygląda odbieranie napastnikowi pistoletu. W tym przypadku schemat był taki sam. Z tą różnicą, że napastnikiem był wielki zombiak, pistoletem był półnagi człowiek w spodniach dla puszystych a odbierającym broń był wielki czerwony Hulk. Gdyby ktoś to nagrał, ten filmik stałby się hitem internetu.
Ross w półbiegu doskoczył do potwora i wymierzył mu sierpa w głowo-podobne coś. Dłoń która miała za zadanie z plaskiem wylądować na twarzy potwora powędrowała w kierunku ciała Bannera, by delikatnie - z uwagą by nie połamać mu wszystkich kości - złapać go. W tej pozycji według przećwiczonych ruchów Red Hulk powinien znajdować się plecami do napastnika. Trzymając zwiotczałe ciało Bruce-a drugą ręką miał zatoczyć łuk uderzając łokciem w twarz zombiaka, co miało spowodować wypuszczenie ciała Bannera.
Powrót do góry Go down
Black Cat

Black Cat


Liczba postów : 410
Data dołączenia : 16/10/2012

Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1Wto Sie 06, 2013 2:27 pm

Red Hulk zareagował bardzo szybko, a monstrum wcale się tego nie spodziewało, bo w końcu jego celem był Hulk. Pojawienie się czerwonego z początku nawet na chwilę nie zainteresowało potwora… Dopiero jego interwencja i przerwanie posiłku sprawiło, że wściekłość giganta przerodziła się w spazmatyczną furię, której nikt nie był w stanie teraz zatrzymać. Cała złość została skierowana na Red Hulka… i wtedy stało się coś, czego monstrum się nie spodziewało. Czerwony chwycił Bannera mocno w swoje ręce i starał się wyrwać go z rąk potwora, co nie było wcale takie łatwe. Nagle wielkolud o stu twarzach zrobił piruet, który był godny zawodowej tancerki baletu i przez to, kopniakiem z kolana uderzył mocno Rulka w prawy bok, tuż pod klatką piersiową, co sprawiło, że odsunął go od siebie. Banner dalej jednak był między młotem a kowadłem. Obaj trzymali go równie mocno i jeżeli czerwony Hulk szybko czegoś nie wymyśli, to z jednego doktora zrobi się ich dwóch.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Szpital Empty
PisanieTemat: Re: Szpital   Szpital Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Szpital
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Szpital
» Szpital
» Lazaret - szpital wojskowy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Yates Center w stanie Kansas-
Skocz do: