Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sólstafir

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Sólstafir

Sólstafir


Liczba postów : 12
Data dołączenia : 24/04/2013

Sólstafir Empty
PisanieTemat: Sólstafir   Sólstafir Icon_minitime1Pią Kwi 26, 2013 11:37 am

POSTAĆ NALEŻY DO UŻYTKOWNIKA SÓLSTAFIR, KTÓRY ROŚCI SOBIE DO NIEJ PEŁNIĘ PRAW AUTORSKICH

Imię i nazwisko: Varg Baldursson

Pseudonim: Sólstafir (z islandzkiego „poświata słoneczna” – czyt. /Solstavir/)

Rasa: mutant

Miejsce pochodzenia: Hafnarfjörður, Islandia

Wiek: 30 lat

Frakcja: cywil

Wygląd: Varg jest wysokim, mającym 193 centymetry wzrostu mężczyzną o ładnie zbudowanej sylwetce, wyrzeźbionej niczym w zastygłej skale wulkanu Hvannadalshnúkur. W jego niebieskich oczach można dostrzec wieczność arktycznych zmarzlin i chłód islandzkich lodowców obijających leniwie promienie światła. Dość długie, jasne włosy potargane chłodnym wiatrem, twarz wysmagana za młodu zacinającymi morskimi sztormami północy przypominać mogą wręcz odbicie jakiegoś nordyckiego boga. Od typowo skandynawskiej aparycji chłopaka bije wręcz niezrozumiały chłód… a może to tylko wrażenie?

Charakter: Mężczyzna jest osobą trudną do zdefiniowania. W dużej mierze jego charakter i humor zależy od aktualnego dnia i sytuacji i stanu, w którym się znajduje. Jest raczej małomówny, zdystansowany wobec innych i otoczenia. Rzadko wypowiada swoje myśli, niechętnie dzieli się informacjami na temat swoich uczuć. Jest typowym przykładem introwertyka. Jest niestabilnie psychicznie i emocjonalnie nie z powodu zaburzeń zdiagnozowanych jako schizofrenię lecz z powodu mutacji, której skutkiem ubocznym jest bombardowanie jaźni wrażeniami mówiąc krótko – niedefiniowalnymi i nieprzetłumaczalnymi dla normalnego umysłu. Konwencjonalnymi „lekami” na ten stan są potężne dawki środków psychotropowych, stosowanie narkotyków, alkoholu, medytacja (słabo skuteczna), sen – wszystko co choć trochę pozwali osłabić pęd biegnących myśli. Choć trudno w to uwierzyć z powodu na młody wiek mężczyzny, psychicznie jest on bardzo zmęczony i wyczerpany. Dodatkowo uzależniony jest od leków i narkotyków. Bywa apatyczny, lub wręcz przeciwnie – nadaktywny. Dręczony jest też wyrzutami za bycie przyczyną rozpadu małżeństwa swoich rodziców. Nie jest towarzyski, trudno ufa innym ludziom. Ma skłonności do filozofowania. Jego charakter ma dualistyczną naturę, przeżywa napady bliskie stanom depresyjnym bądź maniom. Systemy i hierarchie wartości nie ulegają zmianie, problemem jest ich dwubiegunowość – skrajne poglądy pacyfistyczne i tolerancja połączone z przestrzeganiem brutalności darwinistycznych prawd, którym blisko imperialistycznemu dążeniu do totalnej dominacji byleby nie zostać na dole łańcucha pokarmowego. Cyk życia i śmierci. Mówiąc, krótko – w poszukiwaniu prawdy zagubiony w rzeczywistości bardziej niż można byłoby się spodziewać po tak zdrowo wyglądającym mężczyźnie.

Umiejętności:

- Wprowadzanie się w rodzaj półświadomego transu pozwalającego okiełznać drzemiące w nim żywioły.

- Szeroka wiedza muzyczna

- Uzdolnienia muzyczne i plastyczne

- Umiejętność gry na gitarze

Moce:

Mutacja pierwszorzędna wynikająca bezsprzecznie z związku ze Słońcem, będąca źródłem i przyczyną kolejnych to rodzaj solarnej czy świetlnej manipulacji oraz manipulacji dźwiękiem.

Potrafi poruszać się z prędkością światła i latać, (także za pośrednictwem promieni słonecznych) podobnie szybko myśleć, czuć czy reagować. W tej formie nie może przenosić innych osób ani przedmiotów, nie może także nikogo dotknąć, niczego przesunąć... w praktyce nic nie może i nie jest to moc ofensywna, a w dodatku generuje ona u niego główny życiowy problem. Przyśpieszona praca mózgu i odbierania bodźców sprawia, że wydarzenia dookoła niego wydają się stać w miejscu. To głównie ta moc, jednocząca go z światłem stała się jego największym błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. Trudno opisać jest możliwość bycia wszędzie w jednym czasie na określonej przestrzeni, doświadczania niezliczonej ilości informacji i bodźców. To stan, którego nie da się doświadczyć i z niczym porównać, lepszy i zarazem gorszy od najwymyślniejszych narkotycznych fantazji naraz. Wszechmoc i wszechniemoc. Wiedzieć wszystko i nie pamiętać niczego. Zawieszenie pomiędzy życiem a śmiercią. Wyobrażacie sobie myśleć w tempie, w którym nie jesteście w stanie niczego pojąć mimo napływających zewsząd wyczerpujących do cna odpowiedzi? Możliwości analityczne przewyższają ludzką zdolność pojmowania i rozumienia wkraczają na plany myślenia tak abstrakcyjnego, że jedyna ucieczką staje się nie myślenie w ogóle. Wyciszenie, sen, otępienie, ogłuszenie, odurzenie, trans - cokolwiek wszystko byleby przestać żyć pomiędzy jawą i snem bodźców, których rozumienie i nie rozumienie nie jest nawet kwestią czasu, bo ten przestaje istnieć. Starzejesz się nie fizycznie, a mentalnie, do etapu kiedy wykrzywiona rzeczywistość staje się dla ciebie tak naturalna, że przestajesz się dziwić czemukolwiek i czymkolwiek. Nic cię nie cieszy, nic nie zaskakuje, nic nie zdumiewa. Trwasz – bez celu, bez emocji, bombardowany najwspanialszymi rzeczami jakie możesz doświadczyć, a z których nie ma jak czerpać radości. Kraina iluzji, urojeń i halucynacji staje się twoim więzieniem, a ty nie masz nad tym żadnej kontroli. Jedynym naturalnym i pewnym wybawieniem wydaje się śmierć. Kolejnym następstwem tej mocy jest polegająca na…

Odczuwaniu więzi i jedności ze światem. Czasem wydaje ci się, że świat przepełniony jest nieprzebranym łańcuchem energii, sieci i oddziaływań. Trudno nazwać. To trochę jakby czuć kondycję otoczenia, każdą rysę na kamieniu, szept poruszanej wiatrem trawy, łaskotanej promieniem słońca kory drzewa, krok wspinającej się po konarze wiewiórki. Ich odwieczną pieśń, modlitwę i wdzięczność istnienia w cyklu umierania i rodzenia się na nowo. Prawda, że istne szaleństwo? Głosy… nie fizyczne, nie wyrażone słowami, lecz tembrem odczytywanym wręcz pozazmysłowo. Może to tak jakby wybrać się z Matką Naturą porozmawiać przy herbacie? A może jak wziąć dobrego kwasa? Kto wie…

Następną mocą związaną z dwoma pozostałymi jest rodzaj (mającej charakter typowo telekinetyczny) muzycznej empatii dzięki której możliwa jest pewna manipulacją dźwiękiem. Uzależnione jest to od słuchania muzyki - nie ma muzyki nie ma manipulacji dźwiękiem. Kreowanie i absorpcja ognisk dźwięku poza swoim ciałem wiąże się też z darem omnitonacji (jedynie w zakresie odtwarzania muzyki, a więc „naśladowania” każdego instrumentu i głosu ludzkiego). Choć może wydawać się, że rozdzierający materię krzyk pochodzi z drgań jego strun głosowych jest to jedynie złudzenie. W rzeczywistości generuje falę wibracji tuż przed linią ust co może dawać mylne wrażenie. Pasywną zdolnością Varga jest absorpcja fotonów pozwala mu pochłonąć jakiekolwiek fotony pogrążając okolicę w mroku porównywalnym z działaniem czarnej dziury. (obecnie korzystanie z pochłaniania fotonów do poziomu całkowitej ciemności jest uśpione i działa tylko kiedy śpi). Nawet osoby z darem widzenia w ciemności nie są w stanie niczego zobaczyć z powodu braku jakiegokolwiek fotonu padającego na siatkówkę. Nie zachodzi bowiem proces elektrochemiczny niezbędny do widzenia. Nie oznacza to, że obecnie sam Sólstafir potrafi przeniknąć wzrokiem te ciemności.

Ostatnim przejawem mutacji Sólstafira jest odporność na promieniowanie słoneczne oraz infrawizja (widzenie w podczerwienie obecnie uśpione).

Uwagi:

Wdarcie się do umysłu Sólstafira jest możliwe. Problemem stają się epizody podczas, których praca jego mózgu i procesy myślowe i poznawcze funkcjonują z prędkością światła. Aby zrozumieć sytuację można użyć pewnego porównania. Będąc telepatą wchodzącym do jego umysłu to jak być szarą plamką wrzuconą do gigantycznego, wirującego bębna pralki wypełnionej niezliczoną ilością kolorowych towarzyszek poruszających się na najwyższych obrotach – można się zatracić, zgubić i nie znaleźć… w międzyczasie popadając w szaleństwo, a kto wie, może także rozsadzając przeciążeniem swój układ nerwowy?

Odcięty trwale od źródła światła stopniowo traci wszystkie swoje moce za wyjątkiem absolutnej absorpcji fotonów. Jest to spowodowane swoistym rodzajem „głodu” organizmu potrzebującego światła, zasysającego je nieustannie z otoczenia. Kiedy nie śpi, jego mózg nieświadomie kontroluje poziom pobierania światła sprawiając, że wszystko wygląda w normie, ale podczas snu, gdy jego jaźń traci nieświadomą kontrolę nad procesem jego otoczenie okrywa się nieprzejednaną dla wzroku ciemnością.

Ponieważ nie potrafi w pełni osiągnąć maksymalnej kontroli swoich zdolności, w korzystaniu z nich pomaga mu muzyka będąca swojego rodzaju katalizatorem mocy. Bez muzyki nie wygeneruje fal dźwiękowych, co w praktyce czyni go totalnie bezbronnym. W sytuacjach specyficznych i stanach emocjonalnych o skrajnych wartościach takich jak nienawiść, gniew, poczucie zagrożenia życia lub wyjątkowej radość czy niewysłowione szczere szczęście wystarczającym katalizatorem jest samo przypomnienie sobie melodii i tekstu utworu, co jest dodatkowym dowodem na to, że zdolności Sólstafira mogłyby zostać kontrolowane dzięki odpowiedniemu treningowi. (Jak go nikt nie nauczy, to zostanie jak jest).

Broń: Brak

Ekwipunek: Ciemna opaska na oczy, laska, ubranie, odtwarzacz mp3 i słuchawki.

Historia:

Urodzony w deszczystym islandzkim mieście Hafnarfjörður Varg, od małego był dla rodziców problematycznym dzieckiem. Na początku wydawało się im , że dziecko cierpi na autyzm. Przez pierwsze kilkanaście miesięcy życia, nie powiedział ani słowa. Cechował się dużym izolacjonizmem, niechęcią do zabawy, najchętniej zaś przebywałby w swoim łóżeczku przez nikogo nieniepokojony. Lekarze i psychiatrzy odrzucili jednak taką możliwość. Od trzeciego roku życia rozwijał się zupełnie prawidłowo i w niczym nie odbiegał od swoich rówieśników, choć zawsze sprawiał wrażenie nieobecnego i pogrążonego w świecie myśli. Ciężko było mu zasymilować się z grupą. Rówieśnicy dokuczali mu często, było nie było pozostawał sam. Sam szedł do szkoły, sam z niej wracał. W domu zaś zapracowany ojciec nie miał wiele czasu na zabawę z synem. Matka zajęta młodszym rodzeństwem nie poświęcała mu wystarczającej ilości uwagi. Varg nie uczył się najlepiej, nie chodził do szkoły, unikał swoich obowiązków. Zawsze małomówny, zamknięty w sobie - zamiast palić papierosy gdzieś za szkolnymi murami choćby w złym towarzystwie, wybierał się do pobliskiego lasu gdzie wpatrując się w szare chmury samotnie potrafił siedzieć wprost godzinami mimo dżdżystej aury.

Rodzice z biegiem czasu zaczęli zauważać jego dziwne zachowania. Rozmawianie z samym sobą, prowadzenie dialogu z wymyślonymi przyjaciółmi, drażliwość, lęki, urojenia. Tym razem lekarze nie potrafili wygłosić uspokajającej diagnozy – schizofrenia. Chłopaka zaczęto szprycować lekami, lecz objawy nie ustępowały. Zaniedbywał obowiązki związane ze szkołą. Przypadkowo któryś z rówieśników z klasy dowiedział się o kondycji Varga. Przez szkołę przeszła fala plotek, sytuacja chłopaka stała się jeszcze gorsza. Odtrącenie, wykluczenie i dyskryminacja spotykała go na każdym kroku. Wytykany palcami, poniżany i pozostawiony samemu sobie zaszczuty nastolatek przestał w ogóle się uczyć. Rodzice ani rodzeństwo nie potrafili mu pomóc. Wybawieniem z ciężkiego położenia okazała się niespodziewana propozycja pracy w Ameryce otrzymana przez ojca Varga. Niedługo później rodzina sprzedała swój dom i osiedliła się w Nowym Jorku.

Tam mieli szansę zacząć wszystko od nowa, z czystym kontem, starać się zapewnić jak najlepsze warunki choremu synowi. Dzieci poszły do nowych szkół, matka opiekowała się zaś domem. Objawy schizofrenii wcale nie malały mimo przyjmowanych leków. Z dnia na dzień stan wydawał się wręcz pogarszać. Chłopak znów zaczął opuszczać lekcje, leki mu nie pomagały, uciekł w świat narkotyków, chował się w parkach, spędzał noce poza domem. Jego kondycja stała się źródłem kłótni pomiędzy matką a ojcem. Napięta atmosfera w domu zaowocowała separacją, a później rozwodem rodziców. Za ich rozejście się obwiniał siebie nie tylko sam Varg. Także rodzeństwo dawało mu jasno do zrozumienia, że gdyby nie on nadal byliby szczęśliwą rodziną. Zrozpaczony nastolatek uciekł z domu. Nałożył na uszy słuchawki maszerując przed siebie bez wyraźnego celu. Był zły… to złe określenie. Był wściekły. Kroki powiodły go nad prawy brzeg Bronxu. Przed jego oczami rozciągała się North Brother Island…

Ukradł łódkę i popłynął nią do swego celu. Zaraz po dobiciu do brzegu zaczął wędrówkę po wyspie. Słuchając muzyki zacisnął pięści czując jak wzbiera w nim żal i gniew na to, co go spotkało w życiu. Odgłosy otoczenia ucichły, a melodia zdawała się przepełniać każdą komórkę jego ciała. Wiatr szumiał coraz to intensywniej gdy monotonny gitarowy riff wciskał się w każdy zakamarek pary uszu. Potem wraz z nadejściem pierwszych uderzeń perkusji drobiny pyłu zaczęły unosić się w powietrzu wiedzione niewidzialnym podmuchem wiatru. Piasek zaczął wibrować dookoła stóp podnosząc się i opadając w takt zsynchronizowanych z tempem chodu kroków. Ziarenka wzlatywały i spadały podobnie do fali oscyloskopu, zagryzł zęby czując jak robi mu się gorąco. Uderzenia ciepła i naprzemienne powiewy chłodniejszego powietrza uderzały go w twarz wraz nabierającą na mocy muzyką. Sekunda po sekundzie, decybel po decybelu… melodia przeszła w rytmiczne, potężne tempo uderzeń poruszających lekko gruntem pod stopami młodzieńca. Podniósł głowę widząc jak dookoła niego cząstki kwarcu tańczą kolistymi kształtami, strzelając w powietrze pompowane niewidzialnymi membranami głośników. Nie zwalniając tempa chodu podniósł spojrzenie czując znajome drżenie wewnątrz żołądka. Zupełnie jakby był na rockowym koncercie. Przesunął lekko krawędź słuchawek… otwierając w zdziwieniu drżące usta, jeszcze przez dłuższą chwilę. Muzyka wypełniająca powietrze, którą aktualnie słuchał na odtwarzaczu przeszywała chyba całą okolicę. Fale decybeli miotały gruntem i powietrzem gdy solówka gitary rozbrzmiewała wraz z hipnotycznym śpiewem artysty do czasu spowolnienia i zupełnego wyciszenia uderzeń bębnów, zostawiając dwie uzupełniające się gitary grające tak wyraźnie, że zapierało dech w piersiach… nastąpiło znane mu wyczekiwanie… a kiedy wokalista wydarł się przynosząc zmasowaną falę perkusyjno – gitarowej fuzji rozpętało się piekło. Ziemia dookoła w rytm uderzanych bębnów eksplodowała w powietrze żłobiąc rodzące falującą ziemię liczne kratery. Grunt szalał pod stopami. Powietrze uderzało huraganem wibrujących idealnymi okręgami drobin piasku, drzewa kołysały synchronicznie zmęczonymi konarami rwane wiatrem na strzępy. Eksplozja kory w takt masywnej perkusji, rozczapierzanie się pni pod wpływem mozolnego wzbierającego na sile gromu baterii kotłów i talerzy. Krzyk wokalisty wyrył okrągły prześwit w trasie przed stopami chłopaka. Varg wyszarpnął kabel z odtwarzacza uspokajając tym samym całą okolicę. Ryk został mu jeszcze długo w głowie - Sólstafir…

Przez kilka dni ukrywał się w opuszczonym Riverside Hospital. Głód i pragnienie skłoniły go do powrotu na ląd, który okupowany był przez macki ulic i wniesienia wieżowców Nowego Jorku. Błąkał się po parkach, mieszkał pod mostami, dopóki chłopaka nie zgarnęła szukająca go policja. Dla rodziny przyszedł czas na podjęcie traumatycznej decyzji. Matka Varga zdecydowała się dla jego własnego dobra umieścić go w Pilgrim Psychiatric Center. Chłopak miał wtedy 17 lat. Rozpoczęła się jego długotrwała terapia obejmująca nieustanne szprycowanie lekami, zimne kąpiele, elektrowstrząsy… dzięki wszelkim bogom, nie były to czasy kiedy praktykowano jeszcze lobotomię. Personel szpitala nie był wcale przesadnie troskliwy. Wielokrotnie bito go i poniżano, akty agresji przeciwko jego osobie nie były niczym niezwykłym. Nie trudno wyobrazić sobie co mógł czuć i jak zaczęło wyglądać jego życie…

W szpitalu psychiatrycznym poznał Mandę, starszą kobietę, w której płynęła krew Czejenów. Była jedną z niewielu osób w życiu, z którą potrafił się zaprzyjaźnić. Mówiła mu wiele o swojej prababci, która opowiadała wiele historii i legend krążących wśród indiańskiego plemienia od wieków. Uwielbiał jej słuchać, nauczyła go wiele o duchach, postrzeganiu natury przez jej przodków jak i prawach rządzących według ich wierzeń światem. Traktowała go jakby była jego babcią czy matką. Nuciła mu do snu kiedy nękały go koszmary i urojenia, mimo, że był przecież dorosłym mężczyzną. Była jedyną osobą jaką znał, która wykazywała chociaż odrobinę zrozumienia dla tego co w sobie przeżywał. Dzięki jej opowieściom nauczył się wprowadzać się w rodzaj muzycznego transu, w którym z zmiennym skutkiem potrafił radzić sobie z swoimi mocami i uzyskać nad nimi część kontroli. Jej śmierć była dla niego niezwykle silnym ciosem. Płakał przez wiele dni niczym dziecko nie mogąc pogodzić się z jej odejściem. Przylepiony do okratowanego okna słuchając pogrzebowego trębacza podczas pochówku Indianki, w gniewnym szale po prostu zburzył część ścian swojego pokoju. Trzy osoby, które przebywały wtedy w pobliżu Varga ogłuchły i odniosły rany od odłamków cegieł. Sprawę zatuszowano. Choć pewnie nikt nie uwierzyłby podopiecznym, i niezwykle trudno byłoby uwierzyć personelowi w ich wersję wydarzeń, prawda o tym, kto za tym stoi nie mogła zostać ukryta. To właśnie wtedy zamanifestował swoją zdolność do absorpcji fotonów. Jego pokój spowijały ciemności budzące taką trwogę, że ani personel, ani para policjantów, którzy przyjechali na miejsce nie odważyli się wkroczyć do środka. Dopiero jakiś specjalny oddział znalazł go… a raczej po omacku odszukał w bezkresnej ciemności spowijających resztki z tego co zostało po jego pokoju. Miał wtedy 25 lat.

Pochwycono go i umieszczono go rządowej placówce eksperymentującej na nadludziach. Żył w pomieszczeniu kompletnie odciętym od światła. Przez większość spędzonego w ciemnościach czasu poddawano go działaniu narkotyków i leków. Czasami wydawało mu się, że widział stół operacyjny, lekarzy, światłość, a może po prostu mu się to wydawało. Mrok i cierpienie stały się jego chlebem powszednim. Posiłki podawane przez system światłoszczelnych grodzi i śluz. Ściany perfekcyjnie wytłumione. Nie wiece nawet jak taka budowa pomieszczenia wpływa na normalnych zdrowych ludzi, a co dopiero spędzić tam tyle czasu co on. To już piąty rok…

W całkowitej ciemności, przykuty do łóżka pasami przypominał sobie piosenkę nuconą przez Mandę. W jego umyśle melodia poruszała się kojącym, monotonnym echem… P… pomocy… błagam… zabijcie mnie… Po jakimś czasie, kiedy spał uratowała go grupa X – men. Nie wiedział nawet kto był w jej składzie. Obudził się bowiem dopiero w jakimś zaciemnionym pomieszczeniu wewnątrz Instytutu. Od tamtego czasu minął już miesiąc, lecz ze względu na światło słoneczne nosi na oczach ciemną opaskę, ponieważ po 5 latach w ciemności nadal nie może się do niego przyzwyczaić. Stara się nie wychodzić na długo ze swojego pomieszczenia. Przyjmuje stale dawki leków, leczony jest z uzależnień, czemu stara się opierać, ponieważ narkotyki dawały mu odpocząć od urojeń kreowanych przez jego jaźń.




Sólstafir 2hdb2ok

- Kochanie, popatrz zorza polarna!

- Już patrzę.

- Widzisz Varg? Tak właśnie wygląda zorza. Aurora borealis – piękna prawda? Widzisz synku? Nie podoba ci się?

- Kochanie, spójrz… chyba coś nie tak z Vargiem.

- A co się dzieje?

- Nie wiem… spójrz proszę.

- Varg?

- Varg?... Varg? Varg, Słoneczko?...
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Sólstafir Empty
PisanieTemat: Re: Sólstafir   Sólstafir Icon_minitime1Sob Kwi 27, 2013 11:06 am

Niech będzie akcept.
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
 
Sólstafir
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Sprawy organizacyjne :: Karty postaci-
Skocz do: