Godzina była późna, a powoli w kościele kończyła się ostatnia dzisiejsza msza. To właśnie w tym czasie, do tego świętego przez co poniektórych miejsca, postanowił wejść Frank. Twardy, pewny siebie wojskowy krok, długi płaszcz sięgający aż do kostek, a także biała czaszka malowana na klatce piersiowej. Nie przeżegnał się, a i tak już od samego wejścia ciążyło na nim kilkadziesiąt obecnych tutaj spojrzeń. Castle się tym nie przejmował, jego wzrok nieustannie wbity był w najważniejszą tutaj personę -
w księdza. Sytuacja wyglądała na tyle poważnie, iż w pewnej chwili duchowny przestał wygłaszać swoje cytaty z biblii i zwyczajnie zamilkł. Nie obyło się też od szeptów dochodzących z każdej strony, jednak cała sytuacja zdecydowanie obróciła się w koszmar, kiedy Punisher wyciągnął z płaszcza swojego colta. Akurat dzieliły go niecałe trzy metry od księdza, który to instynktownie zaczynał się wycofywać. Wkrótce oddany został jeden strzał - specjalnie wycelowany w górę.
-
Jazda stąd.Powiedział spokojnie Frank, ogarniając wzrokiem najpierw lewą stronę kościoła, a potem prawą. W zasadzie nawet nie musiał nic mówić, gdyż sam pocisk sprawił, że ludzie jak niczym zwierzęta zaczęli przepychać się między sobą, a nawet deptać po sobie, by tylko uratować swoje cztery litery. To samo uczynić chciał duchowny, lecz jemu się to nie udało. To bowiem on był celem.
Castle złapał go za fraki w okolicach gardła, a następnie razem z nim skierował się do pomieszczenia obok. Musiał działać szybko. Miał tylko kilka minut, nim zjawi się policja. -
To jakaś pomyłka! Czego ode mnie chcesz! Chodzi Ci o pieniądze? Weź je, są tutaj! - Wykrzykiwał histerycznie kapłan, a po jego błyszczącej od potu głowie zaczęła spływać pierwsza kropla. W wyniku Punisher cisnął go w ścianę, a następnie podszedł, by teraz stanąć z nim oko w oko. -
Popatrz. - Rzekł, wyciągając teraz zza płaszcza kilka wywołanych zdjęć. Na każdym z nich znajdowały się ciała, dużo ciał, ułożonych poziomo tuż obok siebie. Były stosunkowo niskich gabarytów. Odziane w brudną biel oraz czerwoną suknie. -
Patrz - Powtórzył zniecierpliwiony, upewniając się, czy aby na pewno starzec nie miał problemów ze słuchem. -
N-nie! Nie chcę!To straszne, prawda? - Frank oddalił się na chwile, po czym wziął do ręki krzyż, który akurat nawinął mu się na oczy. Spojrzał na przedmiot, a następnie znów na księdza. -
Proszę!Otwórz te pierd*lone oczy i spójrz na to co zrobiłeś! Zrób to, albo Ci je wydłubię i wsadzę do mordy - Castle tracił cierpliwość. Kilka razy nawet uderzył winowajce z przysłowiowego "liścia", lecz opierało się to bardziej na otrzeźwieniu, niżeli zrobieniu mu krzywdy. Na to było jeszcze za wcześnie. Liczył, że facet przyzna się do winy. Chciał rozumieć czym kierowali się tacy psychole. -
Odkopanie wszystkich zajęło mi sporo czasu. Kilku z nich już tak długo leżało pod ziemią, że musiałem wyjmować ich w kawałkach.Boże, pomóż mi! - Próbował się modlić, zwrócić o pomoc do pana. Trzeba było przyznać, że miał tupet. -
Przestań! Nic Ci to nie da!.
Proszę, nie zrozumiesz tego. - Nie wytrzymał, uronił łzy. W pewnej chwili chciał nawet przykucnąć, lecz w tym samym czasie został przez Franka postawiony na nogi. Co prawda brutalnie, bo za szyję. -
Prosisz mnie? Ci niewinni chłopcy zapewne również to robili.Nie mogłem się powstrzymać ... nie potrafię nawet tego wytłumaczyć. Próbowałem wiele razy, ale to coś jest silniejsze ode mnie. Błagam, musisz mnie zrozumieć. - Wycedził przez łzy i katar, a po chwili w sowich nogach stracił zupełnie władze. Podtrzymywał go już tylko Punisher, który teraz po raz pierwszy od naprawdę dłuższego czasu się uśmiechnął. Castle wiedział coś o tym. On sam przecież trzymał w swojej duszy takiego mrocznego pasażera, nad którym poniekąd nie ma kontroli. I tak, to zdecydowanie jest silniejsze. Nawet teraz zaczęły swędzieć go łapska, kiedy pomyślał sobie, że takich skur*ysynów jak ten gość chodziło po tym świecie znacznie więcej. Tacy, którzy ukrywali swoje prawdziwe oblicze za kimś świętym, bądź inną poważaną osobistością. -
Uwierz mi, doskonale Cię rozumiem. Bo wiesz... ja również nie potrafię sobie pomóc. - Objaśnił, co nawet sprawiło, iż w pewnej chwili winowajca poczuł się lepiej. Kapłan bowiem nie spodziewał się, że stoi przed nim właśnie ktoś taki jak on. W jego oku nawet błysło światełko nadziei, bo skoro byli tacy sami, to być może jakoś się dogadają, prawda? -
Ale dzieciom nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nigdy. W życiu. Dzieciom.Dlaczego? - Zapytał zdziwiony starzec. -
Ponieważ mam zasady.W tej chwili konwersacja dobiegła końca. Castle wyjął z kieszeni dyktafon, po czym na oczach świętego go wyłączył. Nim w ogóle starzec zdążył jakoś zareagować, jego brzuch przeszył pocisk wystrzelony z colta. Rana od kuli była niemała, więc Punisher postanowił jeszcze wcisnąć w nią krzyż, który wcześniej trzymał w dłoni. Ciało runęło na marmurową podłogę jak niczym kłoda, a kiedy w oddali usłyszeć można było dźwięk policyjnego "koguta", mściciel wystrzelił kolejny pocisk, tym razem wycelowany już w głowę denata. Zdjęcia zwłok rzucił gdzieś obok, a dyktafon z nagraniem położył tuż obok uśmierconego. Robota została wykonana. Teraz wystarczyło tylko spokojnym krokiem opuścić kościół tylnym wyjściem.
[z/t]