Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Śnieżny Klif

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Lis 30, 2013 9:11 pm

Śnieżny Klif Klif


***


Seith stanął na początku szukając wszelkich podobnych szczegółów, które zostały opisane w aktach. Po prawie godzinnej wędrówce w końcu znalazł to czego szukał: Miejsce w którym ma zacząć poszukiwania. Przegrzebując się starannie w śniegu myślał o tym jednym celu: Łupie. Jednak nie mógł go zatrzymać dla siebie. Jak głosił kodeks wojaka: "Co cennego znajdzie żołnierz, król zatrzymuję". Zatem co znajdzie Seith, trafia do skarbca elfów. Nie wliczamy tutaj puszek po konserwach, słoików po ogórkach czy właśnie nakrętek do wymienionych wcześniej słoików, a takie Seith właśnie znajdywał. Co ciekawe, zawsze próbował to robić po cichu, aby nie przybiegli do niego następni "poszukiwacze skarbów".
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Lis 30, 2013 11:00 pm

Konserwy, słoiki, aż trudno uwierzyć, że tego rodzaju przedmioty można znaleźć na śnieżnych pustkowiach Syberyjskiej tundry. Mimo że ekspansje na terenach północnej Azji były prowadzone od XI wieku naszej ery, to ziemie te w większym stopniu wciąż nie zmieniły swojego charakteru, pozostając miejscami odludnymi, dzikimi, stanowiącymi jawne zagrożenie dla osób pozbawionych odpowiedniego przygotowania. Słońce powoli przygasało za horyzontem, żeby po chwili zupełnie zniknąć z ciemniejącego nieboskłonu, co w następstwie spowodowało gwałtowny spadek temperatury. Ale dla mrocznego elfa, była to ledwie odczuwalna zmiana. Brną niestrudzenie przez warstwę śniegu i lodu, a nad nim, rozpoczął się barwny spektakl sił elektromagnetycznych, tworzących świetlne zjawisko nazywane zorzą polarną. Widok dobrze znany mieszkańcom błękitnej planety, praktycznie w każdej naukowej encyklopedii można natrafić na opis jej powstawania, ale tym razem, gdyby w pobliżu znajdywaliby się badacze z wyspecjalizowaną aparaturą do mierzenia czynników atmosfery, to zauważyliby pewną niejasność w otrzymanych wynikach. Właśnie teraz, właśnie w tym miejscu, miało dojść do niespotykanej wcześniej anomalii, od której aż niebo zapłonęło ciepłymi kolorami. Dosłownie w jednej chwili, pasma błękitu, fioletu oraz zieleni, zmieniły swoją tonacje, przechodząc w czerwień, pomarańcz i żółć. Niebywałe, ale całość przemiany trwała zaledwie kilka sekund, po których nocne niebo powróciło do swojego wcześniejszego, naturalnego stanu. Cóż to mogło być? Co stało za powstaniem tej anomalii? Czy ów zjawisko przyniesie dalekosiężne szkody dla całej planety? Tyle pytań, a odpowiedzi jak dotąd żadne nie padły, zresztą z czyich ust mroczny elf miałby je usłyszeć? Poza nim nie było żadnych astrofizyków, geologów zajmujących się magnetosferą Ziemi, a posiadane przyrządy nie były wyspecjalizowane, do gromadzenia tego typu informacji z otoczenia. Coś się wydarzyło i tyle, błysnęło jakby niebo trawiły kosmiczne płomienie, po czym wszystko wróciło do przyjętej normy. Podejrzane, ale cóż można więcej w tej sprawie uczynić? Seith'owi pozostało tylko kontynuować swoją misję. Otoczenie nie ulegało większym zmianom, śnieżne równiny, łagodne zniekształcenia terenu, wysunięte masy skał, aż w końcu przed oczami mrocznego elfa, ukazał się obiekt nie będący naturalnym elementem krajobrazu. Było to niewielkie obozowisko składające się z kilku namiotów, przypominające gładkie, białe, półkoliste czasze, dość futurystyczny dizajn. Jest obozowisko, ale w pobliżu nie było nikogo widać, do tego panowała totalna cisza...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Lis 30, 2013 11:35 pm

Siła, którą Seith zauważył swoimi czerwonymi ślepiami sprawiła, że został mocniej zaciekawiony tym zjawiskiem. Jednak niepokoiła go także ta siła, jak to nowa rzecz, którą elf widział. Zaczął ostrożniej przemieszczać się po terenie, wytężył swoje wszystkie zmysły. Zachowywał szczególną ostrożność na swoich tyłach, gdyż wiedział, że gdyby z tego zjawiska wyszedł wróg to Seith musi być czujny jak wilk w krzakach. Idąc dalej zobaczył w końcu małą "cywilizację", która w języku elfów znaczyła "Ro-osha". Różniła się ona dosyć mocno od dotychczasowej cywilizacji jaką mógł widzieć Seith. Wydawało mu się to niebezpieczne, ale zarazem i interesujące. Nie zdejmując swojej elfickiej zbroi, zaczął pogwizdywać, próbując wyszukać jakieś ruchy, podejrzane zjawiska. W ogóle coś chciał znaleźć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Pon Gru 02, 2013 3:11 pm

Ruchy... Akurat w pobliżu, jaki w samym obozowisku, nie można było zaobserwować żadnego ruchu, chyba że chodzi o ruch cząsteczek atmosferycznych gazów wirujących w przestrzeni, przemieszczanie się mas zimnego powietrza, które można było odczuć w formie silnego wiatru. Poza tym, nic, nic nie wykazywało zdolności do samodzielnego poruszania się, brakowało najmniejszych oznak organicznego życia, ale wewnątrz namiotów, można było dopatrzeć się śladów czyjejś obecności. W końcu ktoś musiał odpowiadać za transport całego sprzętu, za wzniesienie metalowych stelaży i naciągnięcie na nie izotermicznych materiałów. Ocieplane śpiwory, ochronne kombinezony, generatory, zapasy żywności, bez wątpienia przez pewien okres czasu ów obozowisko stanowiło miejsce zamieszkania niewielkiej grupy ludzi, ale kim byli i co stało za przyczyną ich zniknięcia? Nie sposób odgadnąć, przynajmniej na chwile obecną ich los pozostaje dla mrocznego elfa nieznany. Obozowisko składało się z trzech identycznych namiotów, o kształcie półkuli. Czyste, przestronne, nie to co wykonane ze zwierzęcych skór jurty, należące do koczowniczych ludów. Każde z przenośnych schronień posiadało osobną funkcję. Po zostawionych ubraniach oraz innych rzeczach codziennego użytku, można było przyjąć, że pierwszy namiot pełnił role mieszkalną, drugi z kolei, ze względu na obecność sprzętu komputerowego i aparatur pomiarowych, mógł stanowić swego rodzaju punkt badawczy, ale co dokładnie było obiektem naukowych obserwacji? Jeden z komputerów wciąż pracował, na monitorze wyświetlały się kolumny tekstu, tyle że zostały sporządzone przy użyciu znaków z cyrylicy. Bez znajomości języka Rosyjskiego ich odczytanie było niemożliwe. W ostatnim namiocie znajdywał się dość tajemniczy obiekt, z wyglądu przypominał typową maszynę skonstruowaną ludzkimi rękoma, przy użyciu Ziemskiej technologii i występujących na niej materiałów. Metalowa obudowa, nadająca całości wysoki, stożkowaty kształt, plątanina różnokolorowych kabli, niewielki ekranik, numeryczna klawiatura, oraz z czymś w rodzaju anteny satelitarnej na zwężającym się czubku. Tyle że w jakim celu powstał?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Gru 07, 2013 3:25 pm

Seith zaczął powoli zmierzać do najbliższego namiotu, a to jest namiotu z technologią komputerową. Administracja wojskowa Svertelfheimu dobrze wiedziała o panującym języku technologicznym, dlatego dała przy okazji słownik ziemski dla Seitha. Seith wygrzebując ze swojej zbroi właśnie ten przedmiot zaczął wyszukiwać dział "Technologia Komunikacyjno-Informacyjna". Odszukując odpowiedni fragment, Seith zaczął grzebać w komputerze. Zaczął widzieć w nim setki informacji o ekspedycji, która właśnie tutaj panowała. Nie rozumiejąc kilkunastu słów z zaciekawieniem szukał ich znaczenia w swoim słowniku. W końcu rozumiejąc już tekst zaczął szukać celu tej ekspedycji.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Gru 07, 2013 8:56 pm

Może nie było tego widać, ale pozostawiony na arktycznym chłodzie sprzęt komputerowy, nie cechował się najlepszym stanem. Chwile po wciśnięciu paru przycisków na klawiaturze, system zaczął sprawiać wyraźne problemy, które uniemożliwiły odczytanie zapisanych plików. Obraz monitora ulegać rozmyciu i teraz zamiast znaków z Rosyjskiej cyrylicy, było widać tylko barwne piksele, a z głośniczków wydobywał się nie przerwany pisk. Tak to już jest, kiedy nie ma nikogo w pobliżu, kto mógłby zająć się konserwacją sprzętu, ochroną poszczególnych części komputerowego systemu, przed przenikliwym zimnej Syberyjskiej tundry. Jedno jest pewne, komputer działał bez niczyjego nadzoru od dłuższego czasu i już pomoc wykwalifikowanego technika mu nie pomoże. Tyle jeżeli chodzi o zgłębianie zapisków pozostawionych przez nieobecną już "ekipę". No, może to nie wszystko. W pewien sposób komputer był podłączony do tajemniczego urządzenia z sąsiedniego namiotu i gdy uległ awarii, stożkowata maszyna rozpoczęła pracować zgodnie z własnym programem. Przez chwile wykonywała ciąg obliczeń, aż w końcu niewielki ekranik na jej obudowie zajarzył się szkarłatnym światłem. Później wyświetlił się rząd cyferek i rozpoczęła się sekwencja odliczania. Seith miał dokładnie pięć minut, na podjęcie jakichkolwiek działań, zanim nieznane ustrojstwo nie zrobi czegoś, do czego zostało przeznaczone. Równie dobrze mogła być to nuklearna głowica, która zaraz eksploduje...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Gru 14, 2013 3:55 pm

Na chwałę Svartalfheimu. Urządzenie, które zobaczył Seith wydawało mu się dosyć podejrzane, aż tak podejrzane, żeby podchodzić do niego spokojnym krokiem. Seith zapisał jak najszybciej w swoim "notatniku" - bo tak tego ustrojstwa nie można było nazwać - że znalazł jedno z podejrzanych skrzynek. Elf czuł nawet piknięcia z tego urządzenia, ale nie wiedział co z tym zrobić. Pozostała mu tylko jedna z opcji - lekko uderzyć go. Seith próbował tym uderzaniem dowiedzieć się co powoduje te urządzenie. - Obiekt wydaje piknięcia, cel - nie wiadomy - to jedyne co można słychać z ust żołnierza.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Gru 14, 2013 10:36 pm

No cóż, Ziemskie zwierzęta ogólnie mają w zwyczaju unikać obiektów, które stwarzają potencjalne źródło zagrożenia, takie, które znacznie odbiegają od naturalnego otoczenia pod względem wyglądu, wydawanych dźwięków i zapachu. Na miejscu Seith'a nie jedno przeurocze stworzonko zwiałoby w popłochu po usłyszeniu wyjątkowo nieprzyjemnego dla uszu pisku, ale sam mroczny elf byle zwierzakiem nie był, więc zamiast chować się za śnieżne zaspy, został, żeby przeprowadzić bliższe oględziny tego "czegoś". Brak rozsądku, instynktu samozachowawczego, czy wiedzy o Ziemskiej technice uzbrojenia? Nie da się ukryć, że ludzie są już na tym etapie rozwoju, że potrafią skonstruować broń masowego rażenia, pociski zdolne siać absolutne spustoszenie na znaczącej powierzchni planety. Ale mimo wszystko, Seith został, jakby w ogóle nie brał pod uwagę ewentualnego ryzyka, że zginie w jakiejś nuklearnej eksplozji. Cyferki na liczniku niemiłosiernie mijały, minuta po minucie, sekunda po sekundzie, lada chwila miało wyjść na jaw, do jakich konkretnych celów, tajemniczy stożek został skonstruowany, aż... odliczenie dobiegło końca. Na ekranie niewielkiego monitora widniały już tylko same zera, tyle że nic się nie działo. Przynajmniej nie dało się tego odczuć, albo maszyna najzwyczajniej się zawiesiła, z powodu szturchnięcia mrocznego elfa. Rosyjska tandeta, poniekąd można było się tego spodziewać, że stożek podzieli ten sam los, do podłączony do niego komputer. Brak odpowiedniej konserwacji, zamrożony procesor, zaśnieżone karty rozszerzenia, jeszcze członkowie ekipy mogli odpowiadać za wcześniejsze zużycie poniektórych części, w końcu powodowanie rozmaitych wypadków, to nieodłączna cecha niezdarnych homo sapiens. Każdy podczas chwili nieuwagi może niechcący przyczynić się do czyjejś tragedii, albo uszkodzić dowolny przedmiot. Nie wiadomo czyja to była dokładnie wina, że maszyna wstrzymała swoją czynność, ale teraz nie jest to istotne. Seith już nic więcej tutaj nie znajdzie, więc równie dobrze może kontynuować swoją wędrówkę po zamarzniętej tundrze... no i się stało. Nie, to nie miało nic wspólnego z nieznanym urządzeniem, które już nie wydawało żadnych odgłosów, tylko z przybyłym "gościem". Otóż to, do niewielkiego obozowiska zjawiła się istota człekokształtna, żaden renifer, polarny lis, tylko najprawdziwszy humanoid ubrany w białą kurtkę i z narzuconym na głowę kapturem. Szedł powoli, wręcz anemicznie, jakby z powodu nadmiernego wycieńczenia, głodu, nie mógł już stawiać pewnych, równych kroków, tylko powlekać nogami. Przygarbiona poza, głowa opuszczona do tego stopnia, że przybysz nie mógł nic a nic przed sobą widzieć. Powoli, jak się zbliżał do obozowiska, jego postać nabierała wyraźniejszych kształtów, ostrzejszych konturów, dzięki czemu Seith mógł teraz lepiej mu się przyjrzeć. W miejscu ramienia widniał ten sam monogram co na namiotach, swego rodzaju znak firmowy, który mrocznemu elfowi nic nie mówił. Ale dzięki niemu wiedział tyle, że przybysz był w istocie jednym z osób, które rozłożyły tu namioty. Może jakimś Rosyjskim naukowce, badaczem? Nie zaszkodzi zapytać, jeżeli "wspólna mowa Midgardu", czyli angielski, nie jest mu obca.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Gru 21, 2013 6:22 pm

Na czym polegał sekret tej maszyny? Co powinna robić, kiedy odliczanie dobiegnie końca? Tego już chyba elf na pewno się nie dowie, skoro maszyna zepsuta, a piski dobiegające z niej ucichły. Seith jeszcze trochę "poszturchał" maszynę, ale skoro nie ruszała to co on miał tu robić. Aż tu nagle ni z tego ni z owego pojawił się kolejny obcy z Midgardu. Widząc, że przybysz jest osłabiony z powodu zimy i wycieńczenia czymś, Seith mając dobre serce napoił go jeszcze w miarę dobrą wodą w temperaturze pokojowej. Czy coś to da? Seith musi sam sie dowiedzieć używając ponownie języka Midgardczyków:
- Czy wiesz co ta maszyna robić? Jak działać? Cokolwiek rozumieć? Mówi Administracyjna Flota Żołnierska, Identyfikator DSZ-921. Co tu się dziać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Pon Gru 23, 2013 3:32 pm

Wymęczony przybysz nie odezwał się ani słowem do mrocznego elfa, nawet nie przyjął od niego podarunku w postaci niezamarzniętej wody. Nie chodzi o to, ze świadomie wzgardził tym aktem dobroduszności ze strony Seitha, bo prawdopodobnie na wskutek doznanej traumy, mężczyzna stracił poczucie z otaczającym go światem. Skrajnie wymęczony na ciele i umyśle, funkcjonował już na rezerwach energii, nie miał już sił, żeby rozróżniać elementy rzeczywistości, od wykreowanych przez siebie złudzeń. Ośrodki odpowiadające za wyższe procesy myślowe, zostały wyłączone z obiegu neuronowej sieci, żeby zaoszczędzić niewielki procent sił, potrzebnych do zrealizowania postawionego wcześniej celu, jakim był powrót do obozu. Nie dostrzegał mrocznego elfa, nie słyszał, nie wyczuwał, z jego zniekształconej perspektywy, ciemnoskóry nieznajomy nie istniał. Nie istniało nic, poza tym, co go skłoniło do powrotu. Zamiast położyć się na śniegu i umrzeć w spokoju, to coś jednak go zmuszało do postawienia kolejnego kroku przed siebie, mimo zmęczenia, wciąż znajdywał w sobie wystarczająco dużo siły, aby żyć, chociaż ciężko było nazwać jego obecny stan "życiem", w pełnym znaczeniu tego słowa. Był przynajmniej na tyle świadom, żeby omijać stające przed nim przeszkody, otarł się ramieniem z Seithem i poszedł dalej w swoją stronę, aż wszedł do namiotu z tajemniczym urządzeniem. Zaczął wciskać pojedyncze klawisze na numerycznej klawiaturze, wprowadzając krótkie sekwencje cyfr, które najwidoczniej rozpoczęły konfiguracje systemu. Stożkowata maszyna odżyła i powtórzyła sekwencje odliczenia, a mężczyzna, po wypełnieniu swojego celu, jakby odzyskał chęć do życia, wyprostował się, ściągną kaptur i wyszedł "przywitać" mrocznego elfa. Nie ulega wątpliwości, że ten osobnik swego czasu mógłby być uważany za przedstawiciela rasy ludzi, jednak teraz, za sprawą nieznanych czynników, rasowe cechy wyglądu, zostały wyparte szeregiem deformujących mutacji. Brak włosów, skóra czerwona, pomarszczona, mocno zapadnięte oczy, cofnięte wargi, przez co było widać szereg powykrzywianych zębów, krótko mówiąc, facjatka szpetna, wręcz odrażająca. Stwór wydał z siebie odgłosy zbliżone do mlaskania, po czym rzucił się do ataku, żeby złapać spiczastouchego i przekonać się jak smakuje.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Nie Sty 12, 2014 10:16 am

- O ty przeklęty demonie z Muspelheimu, szkarado paskudna. Nie pożywisz się krwią i ciałem prawdziwego elfa Svartalfheimu. Nie jesteś godzien. - Seith w tym momencie wysłał sygnał do swojego mózgu, że należy pokonać osobnika, który zakłócił "spokój" w obecnej chwili. On wychodzi do niego z otwartymi ramionami i napojem, a on uruchamia maszynę i chce go zabić. Czyli ma zostać zabity za zepsucie maszyny? No dobra, ale chyba nie pozwoli sobie na to, żeby zabito go bez walki. On też miał swoją włócznię zwaną przez siebie Belsavis, która świeciła blaskiem Svartalfheimu. Zamachnął się raz w zamiarze dźgnięcia poczwary w twarz, a gdy się nadzieje to Seith kopnie go w klatkę piersiową. Co jeśli atak się nie uda i demon złapie za włócznię? Przerzucenie go na drugą stronę z rzutem o podłoże.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Sie 23, 2014 5:18 pm

Na ziemi i na niebie nie brakuje cudów, które potrafią zarówno zachwycać, zdumiewać, jaki przerażać. Szpetne monstrum należało do wyjątkowych fenomenów, które nie widuje się na co dzień. Jego egzystencja zdawała się zaprzeczać współczesnym zasadom wyznaczanym przez dziedziny nauki. Ten twór nie powinien w ogóle żyć, a jednak, przejawia cechy istoty świadomej, reagującej na zmysłowe bodźce. W krótkim odstępie czasowym Ziemia stała się miejscem starć między nordyckimi bogami, a najeźdźcami z odległych światów. Jednak to, było czymś zupełnie innym, nie przypominało niczego, z czym ludzkość mogła mieć wcześniej styczność. Obce, nieznane i groźne. Nie ma żadnego mitu ani legendy, które przedstawiałaby opis podobnej kreatury. Czym to było? Skąd się wzięło? Pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi. Było powolne, poruszało się chaotycznie, zachowywało się jak drapieżne zwierze, którym kierował przede wszystkim pierwotny instynkt, głód, łaknienie ciepłej krwi, chęć mordu. Tyle, że rozumny łowca potrafi prawidłowo oszacować swoje szanse w walce, pochopnie nie ryzykuje, tylko posługuje się przemyślaną strategią, powoli wymęcza zwierzynę. W przypadku agresywnego potwora, aż pchał się w ogień, bez najmniejszego opanowania ruszył, żeby rzucić się do gardła mrocznego elfa, jednak jego złowrogie zamiary zostały powstrzymane przez włócznie Belsavis, którą Seith zdołał utrzymać bestie na dystansie. Koniec włóczni przebił szyje pod krtanią, stwór zacharczał, jego biały kombinezon ubrudziła ciemna maź, ale to nie powstrzymało go przed dalszą próbą dobrania się do ciemnej skóry elfa. Jedną ręką złapał trzon, drugą wyciągną przed siebie, starając się sięgnąć Seith'a. Niesłychane, czemu ten stwór nie padał, umierał? Zwykły człowiek na jego miejscu od razu krztusiłby się własną krwią, a ten ma jeszcze zapał do walki. Nagle maszyna zakomunikowała piskliwym dźwiękiem, że odliczenie dobiegło końca. Można było poczuć fale narastającego gorąca, jakby zaczęła emitować cieplne promieniowanie. Z namiotu wystrzelił strumień energii, który pomknął wysoko do góry i po napotkaniu niewidzialnej bariery, otaczającej planetę, rozlał się pomarańczową poświatą po jej powierzchni. Był to dość spektakularny widok, zabarwienie wieczornego nieboskłonu, chociaż nie wiadomo do czego miał służyć. Czy w ten sposób robiono pomiary bariery? Zbierano o niej wszelkie informacje? Cóż, teraz nie da się tego ustalić, zwłaszcza wtedy, kiedy zaśnieżona ziemia zatrzęsła i zapadła, zamieniając obóz w przepastną wyrwę. Cały dorobek naukowców, namioty wraz z maszyną, wylądowały na dnie lodowej pieczary. Mrocznego elfa i maszkarę też nie ominą upadek, gdy w jednej chwili stracili solidny grunt pod stopami, tyle że Seith znalazł się w lepszej pozycji, leżał obolały, przysypany gdzieniegdzie śnieżnych puchem, w jednym kawałku, a stwór miał włócznią przebite na wylot gardło. Próbował stać, ale nie był w stanie, więc zaczął się czołgać rękoma do mrocznego elfa, chociaż włócznia mu tego nie ułatwiała.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Sie 23, 2014 5:55 pm

Z jakiego gatunku potworów mogła być ta kreatura, która została nabita na ostrze Belsavis. Seith chciałby ją dokładnie zbadać, ale obecna sytuacja nie pozwalała na to, a dodatkowo widać było, że istota była teraz rozwścieczona na elfa, który mógłby być dla niej smakowitym kąskiem. Powolne, ale jednak wciąż w zapale do walki stworzenie nabite na włócznie wierciło się i ostatecznie złapało za trzon Belsavis, drugą ręką chcąc sięgnąć po Seitha. Elf wiedział, że przyciągnięcie do siebie włóczni oznaczałoby też przyciągnięcie nieznanej istoty, która gotowa była na zabicie mężczyzny w celu... no właśnie, jaki cel miało to stworzenie. Prawdopodobnie zabić tego, który sprowokował do ataku. Odepchnięcie stwora tylko by nadziało mocniej na włócznie, uniemożliwiając Elfowi w późniejszym momencie wyciągnięcia jej. Pozostała opcja puszczenie stwora i szybkie odwrócenie się w bezpieczną odległość. Seith schował się za kupą śniegu, wyciągając zza pleców elficki karabin. Szybkie odblokowanie spustu i  celowanie do stwora. Powoli, powoli... I w tym samym momencie w którym Seith strzelił, karabin odbił się lekko w górę z powodu zapadnięcia się ziemi. Pocisk poleciał w górę, a Seith spadł wraz z kreaturą do pieczary. Obolały i z bólem w lewej ręce, Seith miał trudności ze wstaniem. Dlatego ułożył się wygodnie na lodowej skale pieczary i popatrzył przez celownik karabinu na czołgającego się do niego potwora. Wdech lodowatego powietrza i wystrzelenie naboju w  miejsce, gdzie znajdowała się głowa „cuda biologicznego”. Jeśli pocisk trafił  dokładnie w to miejsce, które chciał Seith, to mógł teraz swobodnie odpocząć rozkoszując się swoim zwycięstwem. Zacząłby wtedy następnie przyglądać się martwej istocie i spróbować przeanalizować jej ciało zewnątrz. W przypadku kiedy potwór jeszcze żyję, Seith rzuca przekleństwo i próbuję dobić kolejnymi dwoma pociskami z karabinu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Nie Sie 24, 2014 10:39 pm

Zdawałoby się, że los bestii jest już przesądzony, była usytuowana w najgorszej z możliwych pozycji, która nie zapewniała ani żadnej ochrony, ani nie posiadała strategicznego znaczenia, nic, szamotała się bezradnie na otwartej przestrzeni, a mroczny elf szykował się do zakończyć jej cierpień. Tak, tak się zdawało, jednak jak to często w życiu bywa, nie można być niczego pewnym, bo rzeczywistość bywa złudna, zmysły ciała nie są doskonałe i łatwo da się omamić fałszywymi bodźcami. Oczy widzą co widzą, jednak za ujrzanymi obrazami może kryć się głębsza prawda. Bestia była żywą zagadką, nic na jej temat nie było znane Seith'owi, wiec mógł liczyć wyłącznie na własne spostrzeżenia, spodziewać się niespodziewanego, bo monstrum może być groźniejsze, niżby się zdawało. Jako tako powolne, ruchy nie skoordynowane, chaotyczne, do tego tkwiąca w szyi włócznia, utrudniająca poruszanie, jeden dobrze wymierzony strzał powinien wystarczyć. Niby powinien, ale jak się okazało, stwór tak łatwo się nie poddał. Do tego nie można zapomnieć, że Seith za sprawą upadku nie był już w pełni sprawy. Miał problemy z utrzymaniem celu i zamiast strzelić centralnie w głowę, strzelił lekko w bok. Wiązka energii przeszyła lewy policzek stwora, wypalając mu pół twarzy. Żuchwa zwisała na jednym stawie, z naruszonego oczodołu wyleciała zwęglona pozostałość po gałce ocznej, w obfitym ilościach wyciekał czarny śluz i z rany unosiły się mętne obłoki dymu. Ale stwór wciąż żył, jakby doznane obrażenia nie były dla niego w ogóle śmiertelne, jakby nie czuł żadnej różnicy z uszkodzonym mózgiem. Można nawet przyjąć, że dzięki postrzałowi, zrozumiał swoje dotychczasowe błędy, dostrzegł bezsens swojego dzikiego rzucania się, co skłoniło go do zmiany zachowania. Widocznie się uspokoił, spojrzał beznamiętnie w dół i... samoistnie się rozczłonkował. Ręce oderwały się od reszty ciała, nabierając samoświadomości, to samo było w przypadku wnętrzności, które wydostały się z jamy brzusznej. Jelito wiło się jak obleśny wąż, ciągnąc za sobą zdeformowane narządy. Z jednego monstrum zrobiły się trzy potworki, które zdecydowanie szybciej poruszały się w stronę mrocznego elfa. Czas najwyższy wziąć się w garść, zanim ręce i przewracające się flaki dobiorą się do jego ciemnej skóry.


Ostatnio zmieniony przez Herr Kleiser dnia Wto Sie 26, 2014 11:13 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Pon Sie 25, 2014 1:54 am

Ta bestia zaczynała być enigmą dla mrocznego elfa. Choć myślał, że zna już o niej trochę informacji, tak naprawdę nie wiedział o niej nic. Był to chyba pierwszy moment w tym tygodniu, może nawet miesiącu, kiedy Seith tak naprawdę był w ślepym zaułku. I choć strzały z karabinu trafiły w bestię, Seith zrozumiał, że nic nie zdziała samą amunicją. Oczywiście mógłby użyć swojej nadnaturalnej mocy, ale w obecnym stanie mógł wykorzystać tylko niektóre ze swoich mocy. Choć ból w ręce był znośny to Seith odczuwał trud poruszania nią, jakby został do niej przyczepiony łańcuch. Więcej adrenaliny w ciele elfa powodowało, że zaczynał myśleć staranniej i szybciej. Seith zaczął od razu szukać sensownego planu chociaż na dobycie swojej Belsavis. Włócznia leżała bezczynnie na ziemi czekając na kolejne dotknięcie jej przez swojego właściciela. „Analizowanie terenu i możliwości ucieczki przed szybko poruszającymi się nieznanymi istotami. Śnieg, lód, ziemia, barak, metalowe urządzenia. Eliminujemy lód, gdyż przyczepność obuwia do niego jest znikoma. Ziemia nie przydatna z powodu prędkości stworów. Barak nie pomaga w przechodzeniu, uniemożliwa. Metalowe urządzenia... kompletnie niepotrzebne. Śnieg jest natomiast w świetnej formie do wykonania przeskoku przez swoją twardość, która nie spowoduje utknięcia. Szansa powodzenia planu: 50%. Wystarczy.” przeanalizował Seith.
Elf powstał z ziemi, aby obserwować odległość dzielącą go od potworów oraz włóczni. Szansa powodzenia wynosiła tylko 50%, ale postanowił zaryzykować, gdyż wierzył w skuteczność. Szybkie przygotowanie do wyskoku. Delikatnie pochylenie ciała dla rozpędzenia się bez straty prędkości. „5..4..3..2..1...” -  Za Svartalfheim! - Seith w pełnej gotowości wyskoczył  z górki śniegowej z nadzieją, że jego obliczenia odniosły skutek. I o dziwo, los uśmiechnął się do niego pozwalając na dotknięcie Belsavis. Teraz trzeba było tylko zacząć ponowną walkę. - Argh! - Ból w ręce elfa nasilał się. Obecną jego obawą było to, że jego ręka może nie odzyskać dawnej sprawności z powodu obrażeń. Jednak obecnym celem było jak najszybciej zakończyć walkę i móc odejść z tego przeklętego miejsca. Seith miał już dość widoków na obecny czas. Chciał odpocząć, zregenerować siły, a nawet pozwolić sobie na drobne wakacje od poszukiwań. Wiedział, że te wakacje nie trwałyby długo, może dzień lub dwa. Belsavis została wykonana w taki sposób, żeby można ją było wygodnie władać dwoma rękami, ale trening poświęcony na poznaniu pełnych możliwości tego oręża wykształcił w Seithcie szczególną więź. Ludzie powiedzieliby, że to miłość do rzeczy martwej, lecz według mężczyzny była to aura wojownika łącząca go z jego bronią. W Svartalfheimie większą obelgą dla żołnierza było zabranie jego oręża i zniszczenie go niż jego własna śmierć. Dlatego Seith starał się za wszelką cenę nie stracić swojej ukochanej Belsavis. Pomijając szczególną więź, elf nauczył się władać też włócznią jedną ręką, właśnie w przypadku niedowładu którejś z rąk. Manewrowanie rączką między palcami oraz miały zamiar zadać obrażenia nie tylko jednemu stworowi, ale też drugiemu lub całej dwójce. - Za królestwo. - Poprawianie morali pojedynczej jednostki za pomocą okrzyków było jedną ze sprawdzonych metod na podniesienie odwagi i patriotyzmu danego żołnierza. Dlatego Seith nie szkodził sobie okrzyków podczas bitew, jeśli wierzył w swoje możliwości. A w to zawsze elf wierzył. Belsavis w blasku zorzy nadawała sobie różnych kolorów, a sam Seith emanował obecnie uczuciem, które nazywał euforią wojaka. Wola walki prosto z serca. Seith przyśpieszył kroku i uderzył jednym z ostrzy nieznaną istotę, którą jeszcze dobił do podłoża. Jeśli jednak towarzysze chcieli pomóc swojemu bratu, Seith niestety musiał uderzyć pierwszą istotą o kolejną w celu odrzucenia jej od siebie lub wrzucenia w jakąś przepaść.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Wto Sie 26, 2014 11:07 pm

Odzyskanie włóczni nie było praktycznie żadnym problemem, gdyby leżała swobodnie pośród rozsypanych szczątków obozowiska, niestety, nadal tkwiła w gardle odrażającej poczwary, przynajmniej w tym, co zostało, gdy ręce i wnętrzności postanowiły wywalczyć swoją niezależność od reszty ciała. Przemieszczające się części nie były zbyt szybkie, ani też zręczne, czy skoczne, więc mroczny elf bez szczególnego wysiłku mógł je ominą, żeby zająć się sprawą swojej włóczni. Cóż można więcej rzec? Porządnie utkwiła, była obtoczona czarnym, lepkim śluzem, który po zaschnięciu skleił trzon włóczni z mięsem bestii. Walka w bezpośrednim starciu z nieznanym oponentem był błędem, z którego wypadało wyciągnąć wnioski. Brawura skłania ku lekkomyślności, zdecydowanie bezpieczniej byłoby utrzymać stały dystans od stwora, od razu sięgnąć po karabin, żeby uniknąć infekcji z obcą formą życia. Któż to wie, może naukowcy pracujący w obozie zarazili się mikroorganizmami nieznanego pochodzenia, a teraz Seith ma broń ubrudzoną czarną juchą. Ciekawe co by się stało, gdyby ta maź dostałaby się raną do jego krwiobiegu, czy sam amputowałby własną kończynę? Niestety, mroczny elf nie był w swoim ojczystym świecie, utkną na obcych ziemiach, które różniły się od Svartalfheim pod każdym względem. Zamieszkujące je istoty, gatunki flory, fauny, pożywienie, poziom technologi, wszystko inne. W razie potrzeby nie miał do kogo się zwrócić o pomoc, żadnych przyjaciół czy sojuszników. Samotny wędrowiec, który dodatkowo ryzykuje własnym życiem, zamiast zachować większą rozwagę, dystans. Tak czy inaczej, wracając do włóczni. Jedno szarpnięcie nie zdołało ją oswobodzić z gardzieli rozczłonkowanego potwora, ani też drugie, dopiero seria mocnych pociągnięć zdołała coś zdziałać, tyle, że nie w zamierzony sposób. Owszem, wojownikowi w końcu udało się odzyskać broń, ale z małym dodatkiem. Zamiast wyrwać ją z ciała potwora, wyrwał razem z okaleczoną głową, która tkwiła gdzieś pośrodku długości trzonu włóczni. I co teraz? Energicznymi zamachami strącić się nie dała, a dotykać ją bez ochrony narażało na kontakt z tajemniczą mazią. Do tego z ust, pozbawionych żuchwy i z szyi, wiły się niewielkie macki. Stwór był po prostu uosobieniem odrazy, tylko przy żołądku ze stali dało rade nie zwymiotować. Reasumując, włócznia odzyskana z dość nieoczekiwanym bonusem, a ręce i flaki nie zaprzestały dalszej gonitwy za Seithem, tyle, że poruszanie się na palcach, albo jelicie cienkim, nie należało do najefektywniejszych sposobów przemieszczania się. Włócznia, nawet z dodatkowym obciążenie, radziła sobie całkiem dobrze do przeganiania niewielkich paskudztw. Z masy wnętrzności odpadały pojedyncze organy, aż stwór stracił dalszą wole do walki, ale ręce wciąż zaciekle uprzykrzały mrocznemu elfowi życie. Gdy jedną zdążył zdzielić końcem włóczni, druga zapuściła atak z tyłu i udało jej się wspiąć po nodze na plecy Seith'a, zajmując miejsce, gdzie nie sposób ją pochwycić. Z oderwanego nadgarstka zaczęły wysuwać się złowieszcze macki, które następnie oplotły szyje wojownika, zaciskając się z taką siłą, aż miał problemy ze złapaniem oddechu.
Powrót do góry Go down
Loki
Administrator
Loki


Liczba postów : 4172
Data dołączenia : 23/05/2012

Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Czw Paź 23, 2014 1:16 pm

Jako że MG nie odpisuje od dawna, a gracz prosi o wypuszczenie z tematu - zarządzam, że Seithowi udało się umknąć. Dostaje ode mnie [z/t].
Powrót do góry Go down
https://theavengers.forumpolish.com
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Czw Lis 05, 2015 7:01 pm

Dni mijały, a może i nawet tygodnie od uprzedniej wizyty na jednej z mniejszych planet, która okazała się drobnym niewypałem. Mieszkańcy owego ciała niebieskiego nie należeli do najbardziej przyjaznych stworzeń, a szczególnie dla obcych. Wymyślili sobie, że Morri byłaby najprawdopodobniej idealna na ucztę - oczywiście jako przekąska. Cała grupa wygłodniałych orko-podobnych istot ruszyła w pogoń za "biedną i bezbronną" zmiennokształtną by zaraz przywiązać ją do prowizorycznego urządzenia, stojącego nad ogniskiem, które miało służyć za grill. Nie wiadomo czemu, ale Sehahabi pozwoliła się złapać, od tak. Nawet nie wyrażała żadnego sprzeciwu ze swojej strony, tylko najzwyczajniej w świecie się poddała. Morrithrien wisiała przez jakiś czas nad jeszcze nie rozpaloną rozpałką, przyglądając wygłodniałej reszcie. Nie znała ich języka, chociaż językiem tego raczej nie można było nazwać. Prędzej warczeniem, mamrotaniem oraz jęczeniem. Patrzyła na nich w ciszy z lekką pogardą, badając również najbliższe otoczenie, no i drogę powrotną do statku kosmicznego.
Kiedy już nieco się ściemniło, raczył przyleźć do niej cały klan, umalowany i ubrany w jakieś dziwaczne skóropodobne szmaty, jak gdyby Morrithrien miała być tego dnia niesamowitym posiłkiem. Pewnie żałowali, że była taka drobniutka..
Zaczęli tańczyć, hulać, wyśpiewywać... a raczej wyjękiwać jakieś melodie, niczym indiańce, a ta patrzyła na nich, próbując opanować się i zatrzymać kamienny wyraz twarzy na sobie. Udawało się.
Ogólnie cała sceneria długo nie trwała, a jeden z przygłupów przyłożył pochodnię do najwyraźniej łatwopalnego materiału, bo od razu pochłonęły go płomienie. Wtedy Morri nie pozostawało nic innego jak tylko chwilowy szyderczy uśmiech w stronę ich wodza, a następnie przemienienie się w pięknego czerwono-łuskowego smoka. Jak można było się domyślić - wszyscy zrobili zszokowane miny, rozdziawiając chyba maksymalnie swoje paszcze i stojąc przez chwilę jak wmurowani, bo zapewne pierwszy raz widzieli takie a nie inne stworzenie.
Po niecałej minucie, większość kosmitów uciekła z miejsca zdarzenia, a jedynie Ci "najodważniejsi" złapali za broń - coś na wzór przypominającą włócznie i zaatakowała. Sehahabi poniekąd nie przejęła się tym jakoś bardzo, bo owe ostrza jedynie odbijały się od łusek, nawet ich nie uszkadzając.
Nie marnując w sumie już więcej czasu, ta machnęła mocno skrzydłami, aby po zaledwie sekundzie unieść się nad ziemią i skierować swoje cielsko w stronę oddalonego o jakieś pół kilometra statku.
Nie potrwało długo, gdy wylądowała z powrotem, oglądając się tylko za siebie czy nie biegną za nią przypadkiem pomyleńcy, drąc się w niebo głosy. Niestety los tak chciał, że kiedy Morrithrien wchodziła na pokład - na horyzoncie pojawili się nieproszeni. Kobieta zamknęła wtem za sobą drzwi i odpaliła maszynę, unosząc się ponownie nad powierzchnią i z kolei wylatując z tej planety raz na zawsze.
Zmiennokształtna uśmiechnęła się niewidocznie i zaśmiała się cicho pod nosem. Nie dało się ukryć, że rozbawiła ją odrobinę ta sytuacja. Zwłaszcza ich wystraszone pyski, gdy ujrzeli jej smoczą formę.
Jednakże wracając do czasu teraźniejszego, Sehahabi leciała przed siebie, nie mając konkretnego celu. Wystukiwała od czasu do czasu melodyjkę, którą pamiętała jeszcze zza czasów dzieciństwa i wspominała to co się działo przed doszczętnym wybiciem jej rasy.
Chwilę beztroski przerwał sygnał, który sygnalizował awarię maszyny... i to niepodważalnie jakąś poważną. Ogólnie rzecz biorąc, Morrith znała się jedynie na pilotowaniu tego ustrojstwa. Nie było co nawet myśleć nad naprawianiem tego, a co dopiero majsterkowaniu przy tym, ale była na tyle ogarnięta by domyśleć się, że sytuacja jest krytyczna... no bo w końcu spadała... i to w stronę Ziemi.
Nie popadała w panikę, ani nic. Próbowała po prostu wszelkich rozwiązań, wciskając poszczególne przyciski bądź ciągnąć za dźwignie. Nic nie skutkowało.
Cudownie. Pomyślała, a po czym stwierdziła, że niezaprzeczalnie los znowu tak chciał.
Przygotowała się więc na katapultowanie swojej osoby, czekając na moment, aż będzie już na optymalnej wysokości. Jak tylko na takiej się znalazła - pociągnęła za drążek, powodując między innymi wystrzelenie jej z pojazdu w atmosferę ziemską.
Statek z powodu swojej ciężkości spadał szybciej, ona za to trochę wolniej, jednak korzystając z okazji - zmieniła się w skrzydlatą postać i poszybowała.
Jej oczom ukazał się śnieżny krajobraz. Było to całkowicie odmienne miejsce od Neak Impyerno, więc musiała też przystosować do niego temperaturę swojego ciała, żeby nie zamarznąć.
Już z lotu ujrzała swoją maszynę, leżącą na ziemi, całkowicie zniszczoną. Morrithrien nie zastanawiając się długo, wylądowała obok niej, wracając przy okazji do normalnej formy.
Westchnęła ciężko i podrapała się po głowie, zastanawiając się co dalej...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Pią Lis 06, 2015 1:56 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Statek który nagle pojawił się w układzie słonecznym, wzbudził zainteresowanie znajdujących się tutaj jednostek federacji. Dokładniej, jednostek przynależnych do Dur-Shurrikuna. Jednym z nich był drednot Suvulaan-do-Thul który w ukryciu stacjonował aktualnie nad Ameryką. Drednot wykrył zbliżającą się jednostkę zanim ta dotarła jeszcze do granic układu słonecznego. Skany dalekiego zasięgu sugerowały, że celem jest ta planeta. Dopiero później pojawiła się informacja o problemie technicznym niezidentyfikowanego obiektu.
Statek spadł na Syberii. Tuż za nim pojawił się drednot, choć nadal ukryty - wisząc bardzo wysoko nad ziemią. Jednostka nie mogła ujawnić swej obecności ze względu bezpieczeństwa. Nie tyle własnych, co po prostu dla tej planety.
Okręt posiadał boczne hangary. Na jednym z nich znalazły się dwie istoty, które podeszły do krawędzi. Jeden z nich otoczył siebie barierą ochronną, która umożliwiała mu utrzymanie temperatury ciała, a drugi... nie potrzebował takich udogodnień. Obaj zeskoczyli z hangaru, rzucając się w przestworza z odległości kilku tysięcy metrów nad ziemią. Początkowo ukryło ich pole maskujące okrętu, potem tak na prawdę niewidzialność nie była im po nic potrzebna. Znaleźli się tutaj dość szybko więc mieli okazję dostrzec lądowanie smoka, a następnie jego przemianę w postać humanoidalną.
Dwa osobniki które spadały z nieba z dużą prędkością, miały już plan działania. Lądowanie było proste. Jeden z nich potrafił latać, tak więc chwycił drugiego za rękę i po prostu go spowolnił - by lądowanie nie było aż tak twarde. Potem obaj po prostu spali na ziemię, amortyzując sobie upadek za pomocą nóg i rąk. Jeden dzięki swej mocy, a drugi dzięki temu, że nie był człowiekiem. W tym momencie dwójka nieznajomych znajdowała się jakieś sto metrów od kobiety. Lądowanie nie było ciche, tak więc mogła usłyszeć za sobą huk.
Obie postaci szybko podniosły się i ruszyły w jej kierunku. Tak jak się zbliżali - ich sylwetki były coraz to lepiej dostrzegalne. Przede wszystkim, nie byli to ludzie. Obaj mierzyli jakieś dwieście dwadzieścia centymetrów wzrostu, będąc przez to wyższymi oraz masywniejszymi istotami niż ludzie.
Pierwszym był osobnik pokryty czarnym futrem. Wyglądał trochę jak wilk, wilkołak... tylko nie do końca. Długie uszy, "czułki" wychodzące z czoła oraz białe ślepia. Do tego cały pokryty czarnym futrem z dwoma kosmykami włosów sunących z za ucha w dół przez szyję. Samiec ten był dobrze zbudowany, atletyczny oraz wysportowany. Mięśnie były dobrze zarysowane lecz nie był to tym "mięśniaka". Palce u dłoni posiadał cztery, tak samo u łap - gdyż nie miał na sobie butów. Wszystkie palce zakończone były czarnymi, ostrymi pazurami. Gdyby mało tego było o zidentyfikowanie jego rasy - samiec posiadał ogon, długi i masywny ogon który również pokryty był futrem jednak bardziej przypominał ogony smoków lub jaszczurów. Brakowało tylko łusek i jakiś ostrzy na zakończeniu. Co do ubrania, było ono dość skromne. Czarnofutry samiec miał na sobie jedynie spodnie od munduru wojskowego, wyposażone w kilka kieszeni w tym kieszenie "cargo", wszystko zapięte na pasie oraz w maskowaniu przypominającym standardowy kamuflaż miejski, jedynie z lekko zmodyfikowaną kolorystyką (kolor srebrny zamiast szarego). Przy pasie znajdowało się kilka zasobników oraz ładownic, jak również klingę która wyglądała jak rękojeść jakiegoś urządzenia - możliwe, że miecza. Jedynie brakowało ostrza.
Drugi osobnik wyglądał jak smok. Nie taki jak te pochodzące z planety czy rasy Morrithrien. Osobnik chodził na dwóch łapach, posiadał normalne dłonie oraz humanoidalną budowę ciała. Jedyne co było z nim nie tak to... wygląd. Wyglądał tak jak by znajdował się zbroi. Tylko owa zbroja musiała by przylegać bezpośrednio do calutkiego ciała, od pazurów na łapach po końce kolców na łbie. A i wtedy osobnik musiałby być ekstremalnie szczupły... lub po prostu nie składać się z tkanego organicznych - przynajmniej na zewnątrz. I taka była prawda. Smok w czarno-czerwonych barwach który szedł tuż obok swego kompana, nie był do końca istotą organiczną. Z zewnątrz wyglądał po prostu jak robot. Jego mechaniczne ciało przypominało budową ciało istoty organicznej. Wszystkie elementy "pancerza" rozłożone zostały tak jak mięśnie i ścięgna u istot organicznych, odwzorowując je z idealną dokładnością. Smok posiadał wszystkie elementy żywej istoty, w tym kły, pazury, ogon, kolce na łbie czy kolczastą grzywę na karku - jedynie wszystko było zrobione z jakiegoś nieznanego metalu. Skrzydeł... skrzydeł brakowało. Pojawiły się gdy były mu potrzebne, a teraz ich nie wymagał.
Obaj zbliżyli się do kobiety, rozdzielając się i obchodząc ją lekko - jeden od prawej, drugi od lewej. Zatrzymali się jakieś siedem metrów od niej, lustrując ją spojrzeniem. Organiczny odezwał się pierwszy.
-Znajdujesz się na planecie chronionej. Kim jesteś?
Zapytał. Jego głos nie przedstawiał żadnych emocji, był bardzo neutralny oraz zdystansowany. Być może była to oznaka profesjonalizmu, a być może po prostu wewnętrznego spokoju tego osobnika. Obaj wydawali się być rozluźnieni, a jednocześnie bardzo pewni swego. Stali wyprostowani z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciał i nie poruszali się za bardzo. Jedynie... oddychali. Przynajmniej ten organiczny. Cyborg skupił swój wzrok bardziej na wraku pozostawionym przez pojazd który spadł z nieba i aktualnie znajdował się w strzępach. Raczej nigdzie nim już nie poleci.



Arion:
Spoiler:

Daalkiin:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Lis 07, 2015 9:24 pm

Statek całkowicie zniszczony. Wokoło leżały jego kawałki, na których płonął również ogień, pomimo śniegu. Co miała począć teraz? Nie miała bladego pojęcia. Znajdowała się na planecie, której w ogóle nie znała. Inne warunki, inne istoty. Była pewna, że prędzej czy później ktoś się nią tutaj zainteresuje. Zagadką jedynie było to czy w sposób przyjazny, czy może wręcz przeciwnie? Jakie posiadali środki obronne? Czy w razie czego poradziłaby sobie z uchroniem samej siebie przed śmiercią z rąk lub nawet broni należących do ludzi? Morri tego nie wiedziała. Jej jedyny środek transportu przepadł już raczej na zawsze, a jej smocze skrzydła najpewniej nie nadawały się na lot po przestrzeni kosmicznej, a szczególnie jej organizm.
Równie dobrze mogła się gdzieś zaszyć... w jakiejś jaskini? Może nikt by jej nie znalazł, a ona mogłaby sobie swobodnie żyć. Wiele do przetrwania jej nie brakowało. Wody oraz innych napoi nie potrzebowała, jedynie pożywienie. Aktualnie nie spostrzegła żadnych smakowitych kąsków w pobliżu. Ni to dzikiej zwierzyny, ni to ludzi. Całkowita pustka pokryta bielutkim śniegiem, który aż raził w oczy przez odbijające się w nim słońce.
Cudowne miejsce, pomyślała. Co prawda to prawda, różniło się w znacznym stopniu od jej dawnego domu... i to w stu procentach, ale niezależnie od tego – ogromnie jej się spodobało. Niewykluczone było to, że była to sprawka tych wszystkich widoków. Piękne, błękitne niebo, a na nim puchate, białe chmurki oraz słońce, które wszystko rozświetlało i na przekór mrozu – grzało leciutko skórę.
Morrithrien stwierdziła, że nie ma w sumie niczego złego co by na dobre nie wyszło. Zawsze mogła skończyć na zupełnie innym ciele niebieskim bez takich zapierających dech w piersiach krajobrazów, ze stworzeniami dla których mogłaby zostać smakowitym posiłkiem, no i jeszcze z innymi dodatkami, które wypełniały aktualnie jej myśli.
W pewnym momencie Sehahabi przypomniała sobie o amulecie, który niegdyś należał do jej matki i był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Wyciągnęła go z jednej z kieszeń, po czym przycupnęła sobie wygodnie na podłożu. Pamiętała ten dzień, w którym rodzice podarowali jej go na osiemnaste urodziny. Był to tak naprawdę jeden z niewielu dni, w których uroniła łzę ze wzruszenia, tudzież ze smutku. Ogólnie rzecz biorąc, Morri nie należała do tych, którzy lubili dzielić się lub okazywać swoje uczucia innym. Wolała zdecydowanie sprawiać wrażenie tej twardej, do której niełatwo się zbliżyć. Czasami przez takie postępowanie była odrzucana przez rówieśników, bo zapewne nie chciało im się starać o względy zmiennokształtnej.
Jednakże nie oznaczało to, że w ogóle nie posiadała kogoś komu nie mogła zaufać i powierzyć swoich sekretów. Miała wprawdzie przyjaciela, tego jedynego. Często potrafili spędzać ze sobą czas nawet od świtu do nocy... i to bez żadnych kłótni. Świetnie się dogadywali, mówili sobie wszystko. Możliwe, że gdyby nie wojna – ich relacje mogłyby przeskoczyć na całkiem inny poziom po pewnym czasie. Niemniej jednak, trzeba żyć tyraźniejszością, a nie przeszłością... aczkolwiek Morrith ciężko przeżyła widok jego martwego ciała.
Całe te rozmyślenia przerwały nagle dwie postacie, których kobieta w ogóle nie zauważyła, gdy się do niej zbliżały. Bez wątpienia była tak zaaferowana biżuterią, że nawet nie zwróciła uwagi na żaden hałas.
W gruncie rzeczy Morrithrien nie zdawała sobie sprawy z tego jak wyglądają ziemianie, więc równie dobrze mogła uznać, iż te dwa stworzenia to mieszkańcy tej planety.
Wstała ze śniegu na równe nogi, otrzepując przy okazji tylną część ciała jak i chowając naszyjnik z powrotem w swoje miejsce. Nie miała zamiaru atakować, ani nic z tych rzeczy, ale nie oznaczało to, że zamierzała zwracać się do nich z nie wiadomo jaką serdecznością.
- A co? Książkę piszesz? - Przemówiła do pytającego z dość znudzonym głosem. Nie czuła jakiegokolwiek lęku, bo żyła w przekonaniu, że to co ma być to będzie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Czw Lis 12, 2015 11:32 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Definitywnie nie takiej odpowiedzi spodziewali się od kogoś, kto rozbił swój statek w nieznanym sobie miejscu, będąc tutaj samemu. Oba samce spojrzały po sobie, wracając zaraz wzrokiem do kobiety.
-Nie wie kim jesteśmy...
Odezwał się cybernetyczny smok, stojący teraz bardziej za plecami kobiety, bliżej statku (a raczej jego wraku).
-Definitywnie...
Odparł czarnofutry samiec. Zanim jednak Morrithrien zdążyła się odezwać, smok kontynuował.
-Jednak my wiemy kim jest ona. To Sehahabi. Jej rasa oficjalnie nie istnieje. Zostali wybici w wojnie którą przegrali.
Skomentował smok, odwracając się następnie i odchodząc w stronę wraku. "Gad" pochylił się przy szczątkach statku, kucając następnie i ustawiając przed sobą poziomo swą ręką, na której przedramieniu pojawił się hologram interfejsu. Smok zaczął coś w nim grzebać, a tymczasem czarnofutry pilnował kobiety.
-Twoja rasa przestała istnieć, a ty zachowujesz się jakobyś planowała do nich dołączyć...
Odezwał się do niej, następnie kierując swe spojrzenie na smoka.
-Arion, oznacz wrak. Zabierzemy go stąd, zanim pojawią się miejscowi. Co do ciebie natomiast...
Dorzucił czarnofutry, podchodząc bliżej kobiety szybkim, dynamicznym krokiem. Pół metra różnicy wzrostu robiło tutaj różnicę. Samiec pochylił się jednak do niej, opuszczając łeb na wysokość jej głowy, by jego białe ślepia mogły zmierzyć się ze wzrokiem nieznajomej.
-Masz dwa wyjścia. Idziesz z nami i powierzasz swoje życie nam lub zostajesz tutaj i powierzasz swoje życie zacofanym miejscowym.
Skomentował samiec, nie cofając pyska od jej głowy. Choć w smoczej formie, kobieta była znacznie większa od niego - w tej była... mała, żeby nie powiedzieć, że drobna. Nie znali siebie wzajemnie jednak dostała propozycję ratunku. Nie musiała wiedzieć co to za grupa, ważne jednak, że oni wiedzieli z kim potencjalnie mieli do czynienia.
Kiedy czarnofutry przedstawiał jej swój punkt widzenia, smok dokończył swego dzieła. Wszystko co pozostało ze statku, zniknęło nagle w lekkim, białym świetle - prawdopodobnie zostając teleportowanym w jakieś inne miejsce - z dala od tego. Nie kryli śladów, że coś się tu rozbiło - bo satelity oraz ludzkie oko spokojnie mogły to wychwycić. Ukryli natomiast to czym był ten obiekt.
W międzyczasie, temperatura zaczęła się jeszcze bardziej obniżać. Cybernetycznemu smokowi to całkowicie nie przeszkadzało. Morrithrien i Daalkiin mogli mieć jednak inne zdanie na ten temat, choć futrzasty samiec nic po sobie nie pokazywał.
Powrót do góry Go down
Morrithrien

Morrithrien


Liczba postów : 10
Data dołączenia : 03/11/2015

Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sro Lis 18, 2015 8:56 pm

Prawda. Zmiennokształtna nie miała tak naprawdę bladego pojęcia z kim właśnie rozmawia. Nie wiedziała jakie posiadają zdolności, ani tego jakie mają zamiary wobec jej osoby. Jednakże w dalszym ciągu pozostawała spokojna... nawet nie stroiła żadnych min w ich kierunku. Po prostu stała i przyglądała się obcym.
Morrithrien słuchała ich tej całej gadki. Nie dało się ukryć, że lekko zaciekawiło ją to czym są, albo z jakiej planety pochodzą. Co chwilę zmieniała kierunek wzroku, aby mieć ich na oku. Niemniej jednak, kiedy usłyszała ponowną wypowiedź Arion'a - jej ciało zadrżało. Najwyraźniej trafił w dość mocno słaby punkt skoro w ogóle na to zareagowała... bo w końcu zawsze starała się być chłodną istotą bez empatii, chcąc przy tym wmówić przeciwnikowi, że nie da się jej ugiąć pod żadnym względem psychicznym.
- Skąd... - Odzywając się z wolna można było uchwycić, że miała lekko podłamany głos. - Skąd o tym wiecie?! - Tym razem już podniosła bardziej swój ton, a na jednym z jej policzków pojawiła się słona łza, która w sumie po paru chwilach i tak zniknęła.
Do tego wszystkiego dobił ją czarnofutry tak, że poczuła pustkę oraz chwilowe kłucie w swoim sercu. Stała jak wryta, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Chciała zapaść się pod ziemię... przynajmniej dołączyłaby wtedy do swojej rasy jak to ujął Daalkiin.
Gdzie podziała się jej zimna krew? Nie miała pojęcia. Sądziła, że na dobre pogodziła się z tym co się wydarzyło już dość dłuższy czas temu, a tu zaskoczenie.
W pewnym momencie jeden z nich zaczął się do niej przybliżać. Mimo to, Sehahabi w dalszym ciągu stała, nie robiąc żadnych kroków w tył, żeby uniknąć bliskości z nim. Nawet nie odchyliła łba, kiedy ten się pochylił i był z nią w tym momencie na równi. Najzwyczajniej w świecie spojrzała mu prosto w ślepia z zaciśniętą szczęką i mokrymi oczami, z których bądź co bądź nie spływały łzy.
- Doprawdy? - Przełknęła ciężko ślinę.
W zasadzie to miała mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Z jednej strony uważała, że udanie się z nimi byłoby jakąś szansą. Wierzyła w głębi duszy, że nic nie dzieje się przypadkiem, więc awaria statku (teraz już wraku) mogła bez dwóch zdań być jakimś znakiem.
Natomiast z drugiej... nie była świadoma tego z kim ma do czynienia. Poza tym, pierwsze wrażenia z nimi związanie nie należały do najcudowniejszych i między innymi dlatego czuła też do nich niechęć. Aczkolwiek ona również nie zachowała się stosownie, więc postanowiła dać im jakąś szansę.
Morrith przetarła oczy, po czym odwróciła wzrok, kierując go na prawo.
- "Powierzasz swoje życie"... Brzmi to trochę tak jakby nie wiadomo jakie niebezpieczeństwa mnie z Wami czekały. - Pociągnęła nosem, dodając po chwili. - Lubię niebezpieczeństwa... - Wróciła ponownie wzrokiem na Daalkiin'a, unosząc przy tym niewidocznie kąciki ust.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1Sob Lis 21, 2015 7:38 pm

NPC Storyline - Arion|Daalkiin


Wrak statku którym tutaj przyleciała - zniknął. Nie do końca, po prostu został stąd teleportowany. Stąd obaj skupili teraz swą uwagę na kobiecie. Czarnofutry znajdował się najbliżej, tuż przy niej. Bez problemu dostrzegł łzy które pojawiły się na jej twarzy. Oto ta zimna samica zmieniła się w kogoś kto jednak posiadał uczucia, kogoś kogo rozdzierał ból.
-Wojna nie jest czymś niewidocznym dla obserwatorów.
Odpowiedział jej Arion, nie mówiąc jednak wprost kim byli ani jak się o tym realnie dowiedzieli. Nie musiała teraz wiedzieć wszystkiego. Kobieta dowie się w swoim czasie... lub po prostu sama domyśli.
-Nie zamierzam ciebie werbować.
Rzucił krótko czarnofutry, nie robiąc sobie nic specjalnego z jej uczuć, łez czy zachowania, jakie aktualnie sobą prezentowała.
-Nie możesz tu jednak zostać. To, czy jesteś dla nas przydatna - ocenimy później. Aktualnie, jesteś jednak niebezpieczeństwem dla samej siebie.
Dodał, a następnie podniósł swój korpus i wyprostował się, spoglądając na nią z góry. Czarnofutry skierował swój wzrok na cybernetycznego smoka, a następnie skinął mu łbem twierdząco. Potem... błysnęło białe, oślepiające światło...
-----
Zanim kobieta zdążyła się zorientować co się dzieje, nie znajdywała się już na dole, w zimnie. Zamiast tego znalazła się w olbrzymim hangarze w którym znajdowało się kilkadziesiąt maszyn - dronów oraz myśliwców które poruszały się po hangarze lub były w nim "zaparkowane". Oczywiście znajdowali się tutaj nowi "znajomi" kobiety. Czarnofutry rozejrzał się, a następnie powrócił do niej spojrzeniem. Miejsce to było ogromne, spokojnie zmieściła by się tutaj w swej smoczej formie przynajmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset razy.
-Witaj na pokładzie Suvulaan-do-Thul, drednota należącego do "The Core". Teraz, kiedy już nie musimy obawiać się wykrycia, zapytam ponownie. Jak się nazywasz?
Odezwał się czarnofutry, wyjaśniając jej gdzie się znajdowała. Miejsce mogło wydawać się imponujące. Myśliwce oraz kanonierki które poruszały się po hangarze, posiadały kokpity - jednak żaden z nich nie miał pilota. Mimo to, poruszały się po nim. Znajdowały się tutaj również małe, białe drony przypominające statki (wygląd na dole w KP). Uzbrojone w różne narzędzia, latały po hangarze, przenosząc coś lub naprawiając. Miejsce to... tętniło życiem. Mechanicznym ale jednak życiem. Za plecami kobiety dalej znajdował się Arion, obserwując ją uważnie oraz pilnując, gdyby wpadło jej do głowy coś nierozważnego. Znajdowała się bowiem teraz na obcym terenie - ich terenie. Ostrożności - nigdy jednak za wiele.

[ zt wszyscy -> Suvulaan-do-Thul ]
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Śnieżny Klif Empty
PisanieTemat: Re: Śnieżny Klif   Śnieżny Klif Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Śnieżny Klif
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Rosja :: Syberia-
Skocz do: