Jane obudziła się jak zwykle wcześnie rano, kiedy promienie słoneczne zawitały do jej obserwatorium , nieznośnie zalewając światłem najciemniejszy nawet kąt. Leżała na brzuchu z dziwnie powyginanymi członkami. Pościel była rozkopana a poduszka leżała ponad metr od materaca. Jak zwykle. Powoli uniosła głowę, ale zasłona rozczochranych włosów ograniczała jej widoczność. Przekręciła głowę i uniosła się lekko, mrużąc oczy rozejrzała się zaspana po otoczeniu. O której tym razem zasnęła? Mogłaby przysiąc, że pięć minut temu siedziała jeszcze w łazience na muszli klozetowej czytając Hemingwaya. W łazience miała najlepsze światło. Rażące i surowe, ale wszystkie litery widziała perfekcyjnie. 'Nie powinno czytać się po ciemku, bo psuje się wzrok' któż z nas tego nie słyszał? Jane wygrzebała się z 'łóżka' i kulawym krokiem poszła do łazienki. Po chwili słychać było dźwięk urywanego papieru i wody, odbijający się pustym echem. Oczywiście kostka mydła wyślizgnęła jej się z dłoni i zaczęła szaleć po posadzce. Kiedy Jane odzyskała zgubę wrzuciła ją do umywalki, na wypadek, gdyby mydło i z jej powierzchni chciało się ześlizgnąć; po czym wyszła z łazienki i udała się schodami na parter, nie zważając na kamienną posadzkę i brak kapci. Na dole skierowała się od razu w stronę lodówki, ale w środku znalazła tylko słoik musztardy, kupiony dawno, nie wiadomo po co. Przez chwilę stała jak ciołek gapiąc się w puste, bijące chłodem wnętrze lodówki, machając lekko jej drzwiczkami. Doszedłszy do wniosku, że albo się ruszy do sklepu, albo będzie głodować, wybrała to drugie. Obróciła się i zrobiła kilka kroków podchodząc do kuchennego blatu. Do czajnika nalała wody i nastawiła go. Wyciągnęła kubek i włożyła do niego torebkę herbaty, po czym usiadła na blacie, czekając na zagotowaną wodę jak na zbawienie. Kolejny dzień minie tak, jak inne.
z/t