Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Budynek główny rezydencji - jadalnia

Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Wto Cze 17, 2014 7:00 pm

First topic message reminder :

Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Article-1393651-0C60585100000578-172_634x437
Oto miejsce, gdzie spożywa się swój posiłek oraz gdzie organizowane byłyby wszelakie imprezy w tym domu (jeśli by się jakieś odbywały). Okno jadalni wychodzi na ogród, a naprzeciwko drzwi wejściowych znajduje się wejście do kuchni, gdzie służba przygotowuje potrawy, a następnie je podaje.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 8:46 pm

NPC Storyline - Shinsen

Na pysku młodego smoka zagościł przyjazny uśmiech, gdy Jack wypowiedział swe słowa. Ot był oczywiście haczyk, jak zawsze. Niemniej jednak był to raczej fakt oczywisty, z którym po prostu nie można było się nie zgodzić.
-Jeśli zaakceptujesz nas, nie będzie próbował zabić nas na treningu... oraz po za nim.
Zaczął, a następnie spojrzał na chwilę w sufit, przypominając sobie pewną zabawną istotę którą u siebie w zespole mają.
-Myślę, że mistrz nie będzie miał nic przeciwko. Potrafimy okazywać wdzięczność, a wy mnie ugościliście. Kerrija na pewno ciebie uściska.
Dodał i wyszczerzył swe kły, spoglądając na swego rozmówcę wręcz z rozbawieniem, po prostu zmieniając nagle nastawienie do niego. Po za tym, już widział jak to będzie wyglądało. Znał swą kompankę, pozytywnie nastawioną do świata, traktującą swych towarzyszy jak przyjaciół. Nie raz wchodziła im na głowy - dosłownie, by po prostu poprawić im humor. Co zazwyczaj idealnie jej się udawało, bo po prostu miała to coś. Do tego miała futro i była bardzo miła. A w tym wszystkim krył się w niej świetny wojownik, potrafiła walczyć jak mało kto.
-Tarczownik, partner, brat. Różnie to nazywamy. Osoba której bezgranicznie ufasz w walce, z którą doskonale koegzystujesz. Uzupełniacie, walczycie jako drużyna i jesteście niemalże niepowstrzymani.
Odparł, wsłuchując się w następne słowa swego lisiego rozmówcy. Cóż, to było zrozumiałe. Dlaczego miał walczyć za nie swoją rasę? Shinsen również nie pchał by się na taką linię frontu. Niemniej jednak...
-Walka za swą rasę, śmierć dla imperium - to najwyższy honor. Po to walczy, po to mamy armię. Nie chcemy pozwolić na błędy przeszłości. By jeszcze raz, najsłabsi, dzieci, samice - ginęli w walce która nie była ich. Za nich, za imperium, za króla. Za swe zasady, za honor, za przyjaciół, za towarzyszy broni. Za takie istoty należy walczyć.
Tutaj odpowiedź się zakończyła. Shinsen miał do tego bardzo ostre podejście. Dla niego to było ważne, by walczyć za swoich. Lis nie musiał tego rozumieć teraz, jednak zrozumie to w swoim czasie. Chwilę spędzone z przyjaciółmi - każdy chce by wróciły. Trzeba więc o nie walczyć, a to był tylko jeden przykład. Jednak kolejne słowa samca sprawiły, że gad zacisnął swe kły oraz pięści.
-Specjalista od technologii, władca wody oraz... mag? Na pewno są cali. Na tym polega bycie drużyną...
Odparł, wstając z miejsca - po prostu poirytowany tymi słowami. On nigdy w nich nie wątpił, jednak teraz... coś się stało. Gad zaczął coś wyczuwać, energię magiczną którą wcześniej już czuł. Dość niedawno, jakieś dwa dni temu. Centrum tej energii było bardzo blisko nich, wręcz... za blisko. Smok zachwiał się na nogach i oparł rękoma o stół. Wyraźnie zaczął tracić przytomność, kontakt z otoczeniem zaczął u niego zanikać. Niemniej jednak...
-Jack, on...
Zaczął, tracąc następnie grunt pod nogami i padając na kolana. Świat zaczął mu wirować przed oczami, smok złapał się za łeb, nie mogąc wytrzymać ucisku jaki zaczął odczuwać. Jak wpadły do maszyny która zaczęła ze wszystkich stron go miażdżyć. Jack ani Antharas tego nie czuli, nie mogli... a to tylko dlatego, że nie odczuwali magii, aur magicznych. Shinsen je odczuwał, jednak to co czuł teraz było dla niego bólem, gdyż aura była dla niego za silna - wymierzona przeciwko niemu.
-Dość, dość!
Wrzasnął, jakby odczuwał ból, ból który ktoś mu sprawiał. Wszystko rozwiązało się w przeciągu kilku następnych sekund. Miejsce dosłownie implodowało, że ścian wylała się fala ognia - uderzenie które trafiło w lisa z każdej strony, paląc go żywcem i powodując niewyobrażalny ból - zmuszając do utraty przytomności, a potem... wszystko ucichło, obie świadomości się wyłączyły, a lis pozostał w swej postaci tak jak był wcześniej...
-----
Minęło może z piętnaście minut. Do uszu Jacka dotrzeć mogły głuche odgłosy wrzasku, piski przerażenia, ktoś próbował wszystko uspokoić. Potem nadszedł ból, inne zmysły jeszcze nie dawały o sobie znać. Przeszywający ból pokrywający całe ciało, jakby każda komórka była oddzielnie rozdzierana. Następnie wszystko ucichło. Dało się usłyszeć huk i kroki, wzrok zaczął powoli powracać. Pomieszczenie było całkowicie czarne, jacyś ludzie stali przy drzwiach, dało się wyczuć zapach ogólnej spalenizny. Ktoś wielki, ogromny niczym czołg - podszedł do lisa. Następnie rozległo się białe światło, uleciało z czegoś co wyglądało na włócznię - i świat zaczął powracać do normalności. Ból momentalnie ustąpił, oczy na chwilę zamknęły się mimowolnie, a po kilkunastu sekundach wszystko wróciło do całkowitej normy. Nic lisowi nie było.
Gdy anthro-lis otworzył swe oczy, ujrzał wpierw służbę, z przerażeniem wpatrującą się w niego. Pokój był spalony, spopielony - jakby implodował. Ściany były bowiem całe, jedynie uszkodzone od ognia - albo raczej eksplozji. Wszystko się jednak trzymał. Następnym co mógł ujrzeć była biała niebieska szata, nogi jakiejś wielkiej istoty, a za nią biały, wręcz śnieżnobiały ogon, przy nim łapy tej istoty - zakończone ostrymi pazurami, wielkie, wręcz ogromne. Za nim coś co początkowo przypominało potężną pelerynę... a zaraz okazało się złożonymi skrzydłami. Gdy Jack podniósł swój wzrok, dostrzegł istotę, również łuskowatą, o śnieżnobiałym zabarwieniu, białej zbroi zdobionej niebieskimi, szlachetnymi barwami. Jasno-błękitne ślepia, wzrost... ogromny - około dwóch metrów i sześćdziesięciu centymetrów, był masywny, wielki i umięśniony - dobrze zbudowany to mało powiedziane; a do tego włócznia którą trzymał w prawej ręce, jej dolna część oparta była o podłogę. Lisowi nic nie było, a osobnik spoglądał na niego spokojnym spojrzeniem, pozwalając mu dojść do siebie. W pewnym momencie odezwał się jednak.
-Rhoshan...?
Zapytał nieznajomy. Jego głos był potężny, lecz spokojny. Choć nie mogli wyczuć magii, to od tego osobnika emanowała dziwna aura potęgi, jakby jednym dmuchnięciem zdolny był wysadzić połowę Anglii. Tak przynajmniej się prezentował. Gad pochylił się nagle lekko, wyciągając lewą dłoń przed siebie i podając otwartą dłoń lisowi, by pomóc mu podnieść się z ziemi. Jeśli Jack chwyci dłoń, poczuje potężny uścisk, nic co mogłoby zrobić mu krzywdę - jednak siła tego osobnika będzie mówiła jasno, sama za siebie. Smok dosłownie podniesie go z ziemi, niczym gazetę upuszczoną przez roznosiciela. Czyżby był to ten o którym opowiadał Shinsen? Mistrz Akarynth? Jednak młodego smoka nigdzie nie było, ślad po nim zaginął, całkowicie.


Akarynth
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 10:02 pm

Przyjazny uśmiech, ukazujący zapewne brak chęci zrobienia lisowi krzywdy jakiejkolwiek, a nawet zaproponowanie pomocy był dosyć niecodziennym z jego perspektywy widokiem. W końcu nie każdy by chciał wesprzeć takie monstrum jakim był Jack. Raczej się od niego uciekało albo straszyło psami, pochodniami… ewentualnie ciężką bronią.
Warunek był prosty. Nie zabijać i zaakceptować ich. Znaczy prościej powiedzieć, trudniej zrobić bo jakby ktoś Jack’owi podpadł to nie hamowałby się i pewnie kogoś próbował wkleić w ziemię. Efekt byłby zależny od tego jak potężny byłby to przeciwnik, chociaż w większości pewnie Jack by został zmieciony.
No i jeszcze dodatkowo, nie byłoby żadnych przeciwskazań ze strony mistrza. W sumie to byłoby nawet sensowne, bo skoro jest podobny do densorina to nawet nietrudno byłoby zaakceptować jego wygląd. W końcu tam było wiele dziwactw takich jak on. Niepokoiło go tylko to, że ktoś go będzie chciał wyściskać. Pytanie tylko kim była owa istota, która by podeszła do nieznanej istoty i ją uściskała? Była na tyle odważna czy lekkomyślna? A może na tyle potężna, by moc się bronić? Kto wie, kto wie? Przecież jeszcze tyle przed nim możliwości, co nie zmienia faktu że z pierwszej ręki doświadczył że lepiej nie podskakiwać smokom.
- Hmmm… - zaczął się zastanawiać kto mógłby być takim tarczownikiem. Łowca akurat nie mógłby bo tak jakby, dzielili jedno ciało. Nie mógłby być partnerem w walce zwyczajnie. Chyba, że jakoś by się rozdzielili, a to wykraczało poza pojmowanie Antharasa. Zresztą jaką gwarancję miałby, że Jack by go zaraz nie zabił za te wszystkie kajdany nałożone na niego?
- Hmpf, prawie jak bohaterowie ziemscy tylko bardziej zorganizowane. Coś mi przeleciało między uszami, że stanowicie jedność czy coś takiego. Tym się od nich różnicie. Nie jesteście zadufanymi w sobie bubkami w obcisłych strojach z bielizną na wierzchu, a raczej czymś w rodzaju stada z tego co zrozumiałem – najbliżej było temu określeniu do przyrównania tej jedności. Lisowi, który był kierowany instynktem naturalnym nie przychodziło lepsze porównanie do głowy niż stado. W końcu tam zawsze jest samiec alfa, czyli król oraz stado które mu podlega. Co do przyjaciół i towarzyszy broni, raczej nie odczuwał tej potrzeby, z racji tego że nigdy ich nie miał. Zawsze sam, pojedynczy Lis przemierzający świat zwany ziemskim padołem łez i cierpienia.
- Wspieranie się wzajemnie i pilnowanie pleców? Całkiem przydatne, zwłaszcza kiedy drużyna jest wszechstronna – nawet on musiał to dostrzec, że grupa jest przydatna, gdy niweluje się swoje słabości uzupełniając talentami innych. Łowca wiedział to od dawna, ale nigdy nie chciał kogoś angażować w swoją prywatną vendettę. Nie chciał by ktoś ucierpiał zwyczajnie, chociaż zwyczajnie mógł być w błędzie.
Coś się zaczęło z gadem dziać, wstał i stał się dosyć nerwowy. Nie dokończył zdania, kiedy opadł na kolana. Lis momentalnie nerwowo się rozejrzał za zagrożeniem. Ktoś atakował smoka, tylko jak skoro nikogo nie było widać, ani nic nie czuć? Krzyczał, by przestało co sugerowało że ból był naprawdę intensywny.
- Pokaż się! – warknął nerwowo ruszając ogonem po podłodze i szczerząc kły w bojowy sposób. Służba na szczęście sama się tym przestraszyła i odpowiednio szybko zdążyła się wycofać. Unikając tego co się po chwili stało. Ogień zaczął palić lisa z każdej strony, powodując niewyobrażalne cierpienie. Miotał się na wszystkie strony, próbując się w jakiś sposób wyrwać z cierpienia, ukryć przed nim, jednak nie miało to sensu. Ogień był z każdej strony, przez co stracił przytomność.
Z racji, że obaj dzielili to ciało łowca tak samo mocno to odczuł, każde poparzenie, każdy nerw, wszystko on także odczuł. Rana w jego psychice sprawiła, że ta świadomość także się wyłączyła jednak ciało pozostało lisowe z racji tego, że chciało chronić hosta i zregenerować się na tyle ile się da.


Leżał, a do jego czułych uszu dolatywały piski, agonia, strach. Zapewne służba, jakby próbowali wszystko uspokajać. Głupi ludzie… powinni uciec, jednak tego nie zrobili… Czyżby zostali dla swojego pana? Czyżby tak byli wierni mu, że zaryzykowali swoje życie przebywając tutaj?
Nadszedł ból, który nakazał mu zmrużenie powiek oraz wydanie z siebie syku i warknięcia. Jego ciało mimo, że regenerowało się błyskawicznie to jednak nadal czuło ból fizyczny. Powoli wracał mu też wzrok, który skierował w kierunku kroków. Czuć było spaleniznę, zapewne też jego spalone futro. Całe pomieszczenie było zrujnowane. Kto to zrobił? Czyżby… to była osoba w pomieszczeniu? Istota, która do niego podeszła była ogromna, a na dodatek dzierżyła włócznię. Z owej broni wyleciało białe światło, które odgarnęło ból. Chwilę… włócznia? Czy coś nie mówił o tym Shinsen kiedyś?
Zerknął na służbę, która była cała, jednak na tyle nierozważna a raczej wierna by zostać przy swoim panu. Obserwować z bezpiecznej odległości. Potem spojrzał na istotę. Skądś znał ten wygląd. No tak, przecież młody go opisywał, to był jakiś mistrz chyba. Ten cały… chwila, czemu Antharas się nie budził? Właśnie wtedy, kiedy on by się przydał jego świadomość była uśpiona ze względu na szok jaki wywołał ból. No cóż… chyba sam musi to załatwić.
Istota spojrzała na niego. Nie wyglądała jakby chciała dobić lisa, posyłał mu za to spokojne spojrzenie. Na dodatek wypowiedział pewne dziwne imię i spojrzał pytająco na lisa.
- Rhoshan…? O kim mówisz? – zapytał bo nie był pewien o co mu chodziło, chociaż wyglądało to jakby zwracał się bezpośrednio do niego pytająco. Jakby pytał się czy to on nazywa się Rhoshan, ale on przecież był Jack’iem. Mimo wszystko istota sprawiała wrażenie potężnej, charyzmatycznej, ogółem mówiąc silnej persony. Pochylał się nawet do lisa i wyciągnął w jego stronę rękę, jakby chciał mu pomóc wstać. Jack po kilku chwilach namysłu chwycił dłoń, bo przecież gdyby tamten chciał go ukatrupić to już by to zrobił kiedy leżał. Uścisk wywarł na lisie wrażenie, mimo że nie był jakiś mega silny to jednak czuć było potęge i to, że on mógłby lisa połamać bez problemu.
Rozejrzał się jeszcze raz i nie było śladu po Shinsenie. Czyżby go zabrali, albo spalili?
- Gdzie jest młody? – spojrzał na niego pytająco –i… jestem Jack – skorzystał z rady nie przedstawiania się jako The Ripper – Być może to pomyliłeś mnie z kimś innym. Nie przypominam sobie bym nazywał się kiedyś Rhoshan. Ty jesteś Akarynth zgadza się? – zapytał w miare pokornym głosem.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 10:27 pm

NPC Storyline - Akarynth


Gad podniósł lisa z ziemi, a następnie spojrzał na niego z góry, mierząc całą sylwetkę samca swym spojrzeniem. Nie wiedział o kogo chodziło? Czyżby...? Niemniej jednak wyglądał jak on, pachniał jak on, głos miał identyczny jak on, nawet uchwyt - choć słabszy. Lis był ogólnie mniejszy, być może efekt działania... magii. Tak, białołuski czuł magię, zaklęcie którym złapano duszę samca. Dlatego uznali, że zginął. Dlatego historia potoczyła się w tym kierunku. A jednak się mylili. Minęło tyle lat, a oni się mylili. To było... niewybaczalne. Porzucili jednego ze swoich, popełnili olbrzymi błąd. Teraz już jednak nic nie zrobią. Młody... uczeń, tak, po niego przybyli. Jednak już go tutaj nie było.
-Shinsen... zabrał go. Uprowadził mojego ucznia...
Odezwał się ogromny gad. Jego głos przepełniał gniew, nie był to jednak zwykły gniew. Nie było to coś towarzyszące zwykłej istocie, emocja przez którą traciło się nad sobą kontrolę. Był to... spokojny gniew, istoty w pełni panującej nad sobą - gniew wymierzony w pewną istotę która była za odpowiedzialna. Gniew który nie zasłaniał trzeźwego myślenia. Smok spojrzał na lisa, który był względem niego wręcz... mały. Ten widok był smutny, choć takich emocji mistrz po sobie nie pokazywał. Niemniej jednak słowa Rhoshana... nie, nie pomylił go. Akarynth nie mylił się w takich sprawach.
-Mistrz Akarynth...
Poprawił go na początek. Nie było czasu by wyjaśniać mu wszystko dokładnie. Musial znaleźć Shinsena, zanim będzie za późno. Nie mógł narażać jednak nikogo więcej.
-Nie pamiętasz, gdyż nie posiadasz już tych wspomnień. Nie nosisz ludzkiego imienia. Nazywasz się Rhoshan. Zginąłeś na tej planecie, a twa dusza została uwięziona za pomocą potężnej magii. Czuję więzy które cię oplatają.
Wyjaśnił mu, a następnie odwrócił się i ruszył powoli w stronę rozbitego okna... oraz framugi, całego obramowania, jak również pewnej części ściany. Smok był bowiem ogromny, wpadł tutaj niczym rakieta - przebijając się przez mur i powodując pewne zniszczenia. Służba mogła na szybko wyjaśnić, że pożar zgasił właśnie ten wielki osobnik - i to on zregenerował ciało lisa, gdyż samo nie chciało tego dokonać, jakby coś blokowało jego regenerację. Gad wyjrzał na zewnątrz, mierząc okolicę swym spojrzeniem.
-Pięćset lat temu byłeś większy, silniejszy. Nie takiego ciebie pamiętam, lisie. Klątwa wywarła na ciebie swój wpływ, ludzki host cię... osłabił.
Skomentował, nie odwracając się do swego rozmówcy. Jack - lub jak uważał smok - Rhoshan, zauważyć mógł pewien ciekawy element na ciele smoka. Po za tym, że w ogólne nosił na sobie jakieś ubrania - zbroję, był wielki i masywny, to jego skrzydła... również wielkie, masywny, opancerzone... miał ich dwie pary. Jedne, wielkie oraz drugą parę - trochę mniejszą, pod pierwszymi. Można było sobie tylko wyobrażać, jaką siłę nośną miał ten gad. Jak dużo energii był w stanie wytworzyć, jednym ich uderzeniem.
Smok cały czas wydawał się spokojny, opanowany. Okolica nie nosiła śladów zniszczenia, jedynie wnętrze tego pokoju było uszkodzone. Wszystko po za tym pokojem było całe, nic złego się nie wydarzyło - tak samo jak wszyscy inni byli cali. Brakowało jedynie Shinsena, a to miejsce wyraźnie wymagało remontu. Do tego ten smok, który pojawił się, wyrastając niemalże spod ziemi. I jak widać, wiedział chyba coś o Jacku, czego sam Jack nie wiedział. Pytanie - czy to było prawdą... jednak czy miał powód by kłamać?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 10:57 pm

Jack nie wiedział zbytnio o co chodzi, dlaczego miejsce zostało doszczętnie zniszczone oraz dlaczego został spopielony… prawie spopielony, ale jednak jakoś teraz był cały. Niepokoiła go kwestia tego, że Shinsena tu nie było. Nie wskazywało nic na to, by ten smok , który przybył zrobił tu taki bałagan. Niewątpliwie musiał to ktoś inny zrobić, ktoś kto ze sobą zabrał młodego.
- Kto go zabrał? – zapytał niepewnie Jack bo czuł ten gniew w głosie gada. Spokojny, acz gniew przerażający w swoim spokoju. Nie za dobrze było się mu narazić, zwłaszcza teraz, dlatego postanowił nie wychylać się za bardzo. Chociaż miał wrażenie, że jak miałoby się oberwać jemu to jako ostatniemu, z racji tego że wzrok gada chyba był gdzie indziej skierowany. Potem skierował na niego wzrok. W porównaniu to było jak zestawić jastrzębia z kolibrem. Jack był po prostu mały i taki się czuł, w zestawieniu ze smokiem tego gabarytu.
- Ah tak, coś mówił o tym szacunku. Przepraszam mistrzu – zreflektował się Jack. Patrzcie jak ładnie się zachowuje, kiedy tylko ktoś mocniejszy nad nim stoi. Wsłuchał się w wyjaśnienia mistrza, które jakby nie fantastycznie brzmiały, to jednak były… sensowne dla niego jeśli założyć, że utrata wspomnień byłaby prawdziwa. Chociaż śmierć na tej planecie? Kto niby miał go zabić?
- Zaklęcie? Chwila, jak to…? Znaczy… do tej pory myślałem że jestem tylko wytworem klątwy, albo jakiegoś nieudanego czarodzieja, teraz jednak… czy to znaczy, że należałem do was tam pośród gwiazd?- to był dla niego szok i można to było odczuć w jego zacinaniu się, czy lekko skołowanym tonie głosu. Mimo to podszedł za smokiem do zniszczonej ściany. Jack odesłał skinieniem głowy służbę, która udała się do swoich kwater w pośpiechu licząc na to, że ich pan będzie cały. Co jednak zablokowało wtedy regenerację lisa? Czy tak właśnie działała magia?
- 500 lat? Czyli musiałem tu być… - zaczął sobie liczyć w głowie – 176 lat przed narodzinami mojego hosta… - był zły na siebie, że ten łowca go osłabiał, jednak czy on nie dał mu z drugiej strony materialnej formy? Czyż nie dał mu ciała, by mógł stać tutaj? A właśnie dobrze, że hosta nie ma przy telefonie, więc nie będzie słyszał tej rozmowy, ani kontrolował zachowania Jack’a . Bez wątpienia to był mistrz sądząc, po tym jakie smok przywdziewał szaty, jak był masywny oraz po wyglądzie zbroi, którą kiedyś Młody opisywał.
Okolica na szczęście nie została za bardzo zniszczona, a poza pokojem nic nie ucierpiało. To dobrze, bo nikt postronny się nie zainteresuje rezydencją. Służba pewnie po tym jak ogarnie swoją sytuację zacznie myśleć o remoncie jadalni. Może nawet to dobra okazja by ją powiększyć? Jack, a raczej Rhoshan postanowił wykorzystać sytuację i się czegoś o sobie dowiedzieć. Jaki cel miał smok by go okłamać? Praktycznie żaden.
- Idziemy go ratować. Mam z nim obiecany sparing i nie dam komuś przede mną go obić, chociaż nie wiem czy jestem jakąkolwiek pomocą, prędzej byłbym kulą u nogi, jednak chcę spróbować i się na coś przydać – powiedział stojąc obok smoka i zerkając w odległy punkt. Miał nadzieję, że nie dostanie zaraz bury. Zresztą to nie to, że traktował Shinsena jako przyjaciela. Za punkt honoru postawił sobie spranie go na macie Sali treningowej. Można powiedzieć, że poniekąd to była rywalizacja. W jego głosie była determinacja i ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego nozdrzy dobiegał swąd spalenizny, ale jednak spróbował niuchnąć, by wyczuć jakiś obcy zapach czy coś takiego. Przecież osoba, która uprowadziła smoka musiała po sobie coś zostawić!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 02, 2014 11:30 pm

NPC Storyline - Akarynth|Kerrija

-Kyrrago. Istota ogni piekielnych.
Rzucił w skrócie, o dziwo odpowiadając na zadane pytanie. Nie miał powodu by kryć prawdy, nie była to jakaś tajemnica z kim walczyli. Z resztą lis był jednym z nich, był jego uczniem. Po prostu tego jeszcze nie wiedział. Wyraźnie nie wiedział, mistrz zrozumiał to gdy Rhoshan odezwał się do niego w kolejnych słowach. Gad zerknął tylko na niego kątem oka.
-Uczył ciebie szacunku...? Zawsze działałeś w zgodzie ze swymi instynktami, nierzadko chaotycznie. Jednak szacunku do mnie ty nauczałeś innych, nie oni ciebie.
Skomentował, wyciągając nieco z historii swego ucznia. Cóż, z jego słów chyba dało się tego domyślić. Jednak wtedy, lis był inny. Na pewno był większy... Nie wspominając już o tym, że gdy ktoś niepoprawnie odezwał się do białołuskiego, to potrafił zaraz zbierać swe kły z ziemi i to bynajmniej nie z winy smoka.
Jego przemyślenia były dość... chaotyczne, tak jak na tego lisa przystało. Niemniej jednak utracił również wiedzę dotyczącą magii. Nie pamiętał nic? Absolutnie nic? Smok obrócił swój łeb w jego stronę, spoglądając na niego swym spojrzeniem. Spokojnym, kojącym, opiekuńczym? Wyraźnie dało się to dostrzec.
-Klątwa nie czyni ciebie odmieńcem. Byłem przekonany, że nie żyjesz. I nie należałeś. Nadal należysz.
Odparł do niego, a następnie odwrócił się frontem do mniejszego od siebie lisa. Bynajmniej, futrzasty słusznie zauważył, że byłby jedynie kulą u nogi - przeszkadzałby w walce. Nie pamiętał już jaką siłą dysponował Akarynth - dowódca królewskiej gwardii imperialnej. Miał jednak do tego prawo. Niemniej jednak smok nie mógł tutaj zostać. Ślad się urwał, a on musiał ruszać dalej na poszukiwania. Problemem byłoby jednak pozostawienie lisa samego. I gdy "Jack" zaczął węszyć za śladami, których nie było - smoczysko uniosło swą lewą dłoń do góry, a następnie oparło ją na głowie samca, pozwalając magii uwolnić się i rozpocząć działanie. W głowie Rhoshana początkowo pojawił się mętlik, chaos. Niemniej jednak pojawił się pewien obraz. Lis mógł zobaczyć samego siebie, leżącego na środku jakiegoś placu. Był o wiele młodszy, nie był jeszcze tak zabudowany jak teraz. Leżał na plecach i dyszał, nie dało zauważyć się tego co było dookoła, gdyż pokrywała to mgła. Nie była naturalna, była raczej efektem zatartego wspomnienia, które gad właśnie przywracał w części swą magią. Nagle ktoś jeszcze pojawił się na "obrazie". Oto ten właśnie białołuski smok, Akarynth, podszedł do niego, tym razem bez swej zbroi. Jego ciało było czyste, umięśnione, cały pokryte śnieżnobiałymi, szlachetnymi łuskami. Gad prezentował się niczym istota pokroju anioła - lub nawet archanioła. Smok podał prawą dłoń lisowi, pomagając mu podnieść się z ziemi - by zaraz podać mu kubek z jakiegoś jasno tworzywa, w którym znajdowała się woda. Lis napił się tej wody, a w wizji wyglądał na bardzo zmotywowanego, pozytywnie nastawionego do smoka, który właśnie pomógł mu wstać. Obaj byli brudni od ziemi, co świadczyło o tym, że musieli trenować razem. W tej wizji, "Jack" był mniej więcej tych rozmiarów co teraz, będąc jednak znacznie młodszym. Oba osobniki wymienili ze sobą jakieś spostrzeżenia, co spowodowało, że w ślepiach lisa pojawiła się iskra do dalszego działania. Potem wizja zniknęła...
-W tamtych czasach byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Przywrócę cię do tej formy, jednak to wymaga czasu. Klątwa jest bardzo silna, jednak...
Wyjaśnił, cofając swą dłoń i ponownie obracając się przodem w stronę dziury wybitej w ścianie. Smok skierował swe spojrzenie ku niebiosom, a aktualnie był jasny dzień, spokojny, w miarę słoneczny.
-Usunę pewną jej niedoskonałość po powrocie. Póki co, masz tutaj zostać...
Dodał, a w tym momencie dało się na dole usłyszeć kroki. Ktoś biegł w ich kierunku. Gdy obaj spojrzeli w dół, ich oczom ukazała się istota, mierząca dwa metry wzrostu, mając niebiesko-białe futro... kolejna istota nie będąca człowiekiem. Samica, szczupła, wysoka na prawie dwa metry wzrostu - wyraźnie młoda. Jej głowę zdobiły jasne rogi, z pod pyska wyrastały kły, a ona sama wydawała się typem istoty która wymaga ochrony, aniżeli jakoby mogła kogoś chronić. Czyżby nie była wojownikiem? Być może stosowała się do zasad magii... odezwała się jednak, jak tylko zobaczyła ich stojących w dziurze.
-Mistrzu!
Krzyknęła podbiegając bliżej. Stanęła pod nimi na ziemi, spoglądając w górę i zaraz koncentrując swą uwagę na postaci lisa.
-Kto... to...?
Zapytała. Jej głos był przyjemny dla ucha, kojący i przyjazny. Była to wyraźnie dobra istota, niemniej jednak na pewno nie przesadnie. Ciekawość była u niej zauważalna, przekrzywiła na bok swój łeb i postawiła uszy pionowo, lustrując samca spojrzeniem.
Zapewne mistrz by coś odpowiedział, jednak wpierw zrobił coś... niespodziewanego. Lewa ręka smoka niemalże znikąd znalazła się na łopatkach lisa, a następnie popchnęła go... prosto w dół. Gad zrzucił swego "ucznia" na dół, najwyraźniej nie martwiąc się tym czy coś mu się stanie czy też nie. Niemniej jednak nic nie mogło mu się stać, gdyż nawet jakby wylądował na pysku, Akarynth zabezpieczył go zaklęciem które przyjmie upadek. Samiec nawet go nie poczuje.
-Rhoshan... zaopiekuj się nim dopóki nie wrócę.
Skomentował smok, kiedy to lis leciał ku ziemi... a następnie odbił się od krawędzi i odleciał ku niebiosom niczym istna błyskawica, znikając w ciągu dwóch sekund za horyzontem. Poruszał się znacznie szybciej od Shinsena, tak po prostu. Teraz pozostawała kwestia tego, jak Rhoshan wyląduje na ziemi przed młodą densorinką z gatunku kotowatych...


Kerrija
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 12:13 am

Czyżby to miało być nowe nemezis lisa? Kyrrago, piekielna istota jak sama nazwa wskazuje była z piekła rodem, albo zrobiła takie rzeczy że zyskała ten przydomek. Istota ogni piekielnych… nawet pasowało skoro urządziła tutaj niemałego grilla paląc całe piętro, gdzie była jadalnia. Taki przeciwnik dla kogoś pokroju Jack’a… nie Rhoshan’a mógł być wyzwaniem.
Zdziwienie było widoczne, kiedy to mistrz poprawił go. Co do instynktów to skoro go znał wcześniej, to nawet wskazywało na to, że obecnie tak bardzo się nie zmienił. Nadal Rhoshan lub jak kto woli Jack był chaotyczny i impulsywny. Jak do tej pory nie czuł przed nikim respektu, ale ta wersja była nawet do uwierzenia, że to on nauczał szacunku. W końcu to była niezła szansa by kogoś obić, w razie jego braku odnośnie mistrza. Przecież wiadomo, że młodziki nie zawsze okażą szacunek, a to była niezła okazja by komuś przetrzepać skórę albo sparingować się. Och tak, w to spokojnie by uwierzył na zasadzie tej logiki.
- Jednak tu na Ziemi czyniła… - zaniemówił na moment, kiedy mistrz potwierdził jego przynależność do ich grupy czy stada. Pierwszy raz poczuł się lepiej w inny sposób, niż rozmazanie kogoś na ścianie. Takie dziwne uczucie bycia komuś potrzebnym i należenia gdzieś. Miejsca, które pewnie mógłby nazwać domem, chociaż powrót do niego nie będzie prosty. Musiałby się wszystkiego od nowa uczyć, etykiety przede wszystkim.
Rhoshan niczego nie wywęszył, a potem został pacnięty w głowę przez dużego smoka. W głowie zaczęły pojawiać się mętlik oraz zamęt większy niż zwykle, by potem zaczęły być rozmywane przez urywki wspomnień. Widział siebie, kiedy był młody i trenował pod okiem mistrza. W sumie wzrostowo nawet był podobny do chwili obecnej chociaż gorzej zbudowany, co podrzuciło mu myśl że przez przywiązanie do łowcy jego ciało cofnęło się do podobnego okresu czasu, czyli jego młodości. Zatarta mgła wprawiła go w niemały niepokój, ale widząc że nic się z nią nie dzieje postanowił dalej oglądać wspomnienie. Wspomnienie treningów, podczas których Akarynt wielokrotnie go powalał, tylko po to by móc wznowić trening z jeszcze większą werwą. Po co upadamy? By nauczyć się wstać i nie upaść ponownie. Taka myśl zawitała do jego lisiej głowy w odpowiedzi na tamto wspomnienie. Można nawet powiedzieć, że wprowadziło to w jego ciało i duszę trochę więcej życia.
- Naprawdę? – zapytał z dosłownie identyczną iskrą, którą wtedy zobaczył w swoim wzroku podczas treningu. Jakby aż jego ciało paliło się do ponownego bycia dawnym sobą. Klątwa była silna, ale pewnie nie do złamania. Kto mógł rzucić taką klątwę? Sądząc po tym, że mistrz uznaje ją za silną to pewnie nie człowiek… chociaż kto ich tam wie. Machnął łapą na to nie chcąc go zadręczać kolejnymi pytaniami. Miał inny cel w głowie jak uratowanie rekruta. Roztropnie, że kazał mu tu zostać, gdyż Rhoshan zwyczajnie byłby kula u nogi, a tak to pomoże służbie w odbudowie części mieszkalnej chociażby.
Na dole słychać było kroki, dosyć szybkie wskazujące na bieg. Rhoshan zerknął w ich stronę tylko po to by dostrzec samicę mniej więcej jego wzrostu. Miała niebiesko-białe umaszczenie futra, była szczupła, zapewne zwinna oraz młoda. No i miała rogi oraz kły, nadające jej nieco dziecinnego wyrazu. Wyglądała jak taka typowa maskotka dla dzieci ziemskich. Czyli co? Mistrz dał mu zadanie kogoś pilnować? Czy to on ma być pilnowanym przez to coś? Uznał, że może mistrz wie co robi więc nie będzie dyskutował.
Na dodatek jej głos. Taki niewinny, przyjazny. Jest to praktycznie nie do uwierzenia, żeby ta istota miała jakiekolwiek właściwości bojowe. Jednak nie oceniajmy, gdyż nawet mała niebieska żaba może być śmiertelnie trująca. Tak samo Shinsen był niepozorny, a patrzcie jaki łomot sprawił lisowi. Wyglądała na dosyć ciekawą lisa, badając jego ciało i wygląd. Lis spojrzał na nią mrużąc oczy oraz także ją badając wzrokiem.
No i stało się coś czego nie spodziewał się. Mistrz zrzucił go, chociaż na pewno wiedział że ten upadek mu nie zaszkodzi. W powietrzu Lis wykonał obrót, by wylądować na cztery łapy nie czyniąc sobie większej krzywdy. Wiele razy taką samą akrobację wykonywał Antharas, który skakał po dachach z niebywałą gracją oraz wprawą jak na człowieka, więc czemu Rhoshan miałby być gorszy.
Lis szybko spojrzał na odlatującego mistrza, który zniknął w mgnieniu oka. Niczym strzała pomknął znikając za horyzontem. Po chwili skierował swój wzrok na młodą istotę, wstał i wyprostował się rozciągając przy okazji. Troszkę tamta uczta sprawiła, że ścierpły mu mięśnie. Ponownie zlustrował ją spojrzeniem.
- Kim zatem Ty jesteś? Wnioskując po tamtej wypowiedzi możesz być jego uczennicą. Zgadza się? Jednak zanim odpowiesz na ziemi mamy zwyczaj podawania imienia, a potem funkcji – powiedział spokojnie, może trochę ją wkręcając bo to nie był pisany zwyczaj. Nie robiło to różnicy, czy poda się zawód czy imię na początek. Chciał się pobawić w nudną etykietkę łowcy – Chociaż czekaj… ja się chyba powinienem przedstawić jako pierwszy, bo jakaś tam etykieta i inny bullshit. Także tego Jack… znaczy się Rhoshan – przedstawił się, po chwili się poprawiając – Szlag będę musiał się do tego przyzwyczaić – wymamrotał pod nosem i spojrzał na młodą istotę. Był w pełni rozluźniony, jednak zawsze pozostawała ta nutka nieufności wobec nowych.
Uprzedził jej pytanie o Jack'a - Na Ziemi mnie nazywają Jack, więc nie zdziw się jak ktoś mnie tak nazwie. Powiedzmy, że wyrobiłem sobie tutaj markę...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 7:02 am

NPC Storyline - Kerrija

Młoda samica zrobiła krok w tył, by lis spadając - nie wpadł na nią. Wylądował na czterech łapach, co zostało bardzo pozytywnie odebrane. Widać nie zapomniał jak się poruszać. Smok zniknął, a młoda spojrzała na niego, obserwując jak samiec podnosił się z ziemi. Gdy już się podniósł, pozwoliła sobie jeszcze raz przyjrzeć się mu uważnie, lustrując całe ciało lisa spojrzeniem, od samych łap aż po czubek uszu. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, bowiem wiedziała o czymś, o czym on jeszcze nie wiedział.
Kerrija zmrużyła oczy, spoglądając na niego nieco "poważniej" o ile dawało się tak to nazwać. Fakt, że była to niego bardzo pozytywnie nastawiona nie był żadną tajemnicą, bo dało się to po niej dostrzec. Nie pasowały jej jedynie jego słowa. Gdy skończył mówić, ona podniosła prawą dłoń i załapał nią za jego pysk oraz nos, przytrzymując je i "powstrzymując" go czasowo przed odzywaniem się. Tak na prawdę dalej mógł się odzywać, bo po prostu nie miała na tyle siły by całkowicie go "uciszyć". Złapała go delikatnie, bardzie symbolicznie. Jej futro mogło być odbierane jako przyjemne w dotyku, ona sama wydawała się delikatna. Pytanie - czy to nie było tylko złudzeniem, tak miło wyglądającej istoty?
-Na Ziemi? Jesteś densorinem. Masz "markę" na Densorinie, jako Rhoshan.
Skomentowała w sposób dość miły, przyjazny - jednak pouczający. Dalej trzymała go za pysk, najwyraźniej nie planując go puścić tak od razu.
-Jestem uczennicą mistrza Akaryntha, tak jak ty. Nazywam się Kerrija.
Odezwała się do niego, puszczając następnie jego pysk by mógł się już spokojnie odzywać. Nie odsunęła jednak od niego swej dłoni. Zrobiła natomiast coś co zapewne dla lisa będzie dużą nowością. Samica przesunęła swą dłoń na policzek samca, a następnie wtopiła palce w jego futro i powoli zsunęła dłoń w dół, przesuwając po kolei: wpierw po boku jego szyi, by następnie zejść na bark i stamtąd zjechać w dół - nie jednak na rękę, a na klatkę piersiową samca. Niebieskofutra przesunęła dłoń na pierś Rhoshana, w miejscu gdzie znajdowało się jego serce. Tam mocniej przycisnęła dłoń do jego ciała, jakby chcąc wybadać - czy jeszcze w ogóle bije. Wszystko robiła bardzo naturalnie, jakby było to... nic takiego.
-Jesteś prawdziwy... czuję tylko... dziwną aurę, która ciebie otacza. Mroczna magia...
Skomentowała, kierując spojrzenie na jego pysk, dokładniej prosto w jego oczy, jakby chciała coś w nich dojrzeć. Z tego co powiedziała, posiadała jakieś zdolności magiczne. Mogła wyczuć, że coś było nie tak z samcem. Z resztą było to dla niej nawet zauważalne. I zaraz to skomentowała...
-Mistrz o tobie opowiadał... tylko w jego opowieściach byłeś wyższy oraz masywniejszy. Może uda nam się jakoś ograniczyć wpływ klątwy?
Wyjaśniła, kończąc propozycją. Mogli spróbować, ot czemu nie? Ledwo go poznała, a już chciała mu pomóc. Ona jednak wiedziała o nim nieco więcej. Po za tym skoro mistrz kazał go pilnować, to i tak nie będzie mogła odstąpić go na krok. Więc będą musieli czymś się zająć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 7:59 am

Dla niego to była raczej normalna kwestia wylądować na 4 łapach. Tak wygodniej, unika się bezsensownej kompromitacji oraz mniej by go bolało. Oczywiście nie czuł magii to nie mógł przewidzieć, że w razie czego magia by łagodziła upadek. Chociaż tyle, że nie spadł na przybyszkę, gdyż przy jego masie taki upadek mógłby być dotkliwy. Człowieka pewnie by solidnie wkleił w glebę.
Ponownie zlustrowała go spojrzenie i posłała… uśmiech? Do tego jakiś przyjazny? Chyba nieprędko przywyknie do tego, że ktoś mu okazuje jakieś pozytywne emocje, zwłaszcza ktoś obcy dla niego. Zresztą dziwił go brak instynktu samozachowawczego istoty, zwłaszcza, że potem złapała go za pysk żeby się uciszył. Zatkało go. Jak ktoś w ogóle śmiał go łapać za pysk? Na dodatek istota dużo mniejsza od niego to robiła. Chociaż musiał przyznać, że futerko było przyjemne w dotyku rodem z jakiejś reklamy z lat 90. którą kiedyś zapamiętał. O dziwo łowca telewizję też oglądał, a Rhoshan był czasami znudzony siedzeniem bezczynnie to i sobie łypnął od czasu do czasu w pudło, które pożera ludzki czas. Wracając do tego, w sumie była też delikatna jakby chciała mu położyć palec na ustach. Dokładnie tak jak robi się to w wypadku małych dzieci. Zmrużył oczy patrząc na nią, ale koniec końców nic nie zrobił. Był niemal pewien, że za jej zachowaniem może kryć się 1 z 2 opcji. Albo brakuje jej instynktu i jest naiwna, albo zwyczajnie jest na tyle potężna że może sobie na to pozwolić. Nie mając pewności wolał nie ryzykować kolejnego wklejenia w ziemię.
- To już zdążyłem sobie połączyć po wizycie mistrza – odpowiedział a raczej wymamrotał bo w końcu trzymała go za pysk, jakby stwierdzając rzecz oczywistą, chociaż sam nie był co do tego do końca przekonany. Przecież to dokładnie tak jakby obywatelom danego kraju nagle powiedzieć, że są kimś innym. Potrzeba czasu by się do tej myśli przyzwyczaić i z nią oswoić.
Kerrija, bo tak nazywała się owa niebieskofutra istota była uczennicą Akaryntha, co zapewne sugerowało że tanio skóry nie sprzeda w razie czego. Dobrze, że powstrzymał się przed zrobieniem jej krzywdy, chociaż z drugiej strony dziwnie by mu było krzywdzić tak… odmienną istotę. Był ciekawy dlaczego jest taka miła dla całkowicie obcej istoty. Na dodatek to co po chwili zrobiła wprawiło go w jeszcze większe osłupienie. Pozwalała od tak wodzić łapami po jego ciele, bawić się, głaskać jak zwał tak zwał. Przywykł, że na Ziemi to gest zbytniego spoufalania się. Zatrzymała się na jego sercu, a on spojrzał na nią pytająco. Zresztą wyglądała jakby to była dla niej norma, więc o cholerę chodziło? Czuł, że nie pojmuje tej sytuacji oraz że w najbliższym czasie tego nie zrozumie. Nie wiedział co zrobić, bo przecież uczuć nie był nauczony okazywać (inna sprawa, że pewnie bałby się tego że by ją zgniótł próbując przytulić), ani tym bardziej nie widział sensu odepchnięcia jej, gdyż to skończyłoby jego podróż ku odkryciu siebie, a dosyć sporo się już dowiedział. Szkoda marnować taką szansę, więc ostatecznie jego rozterki przerwały jej słowa, na które miał ochotę skomentować „Nie, jestem imaginacją umierającego starca o imieniu Ben”, chociaż sobie odpuścił ponownie spoglądając na istotę będącą na pozór tak niewinną jak nieosrana łąka.
- Tak. Jestem prawdziwy, a co do tej magii nie znam się na tym więc zdaję się na Twoją wiedzę – wyglądała, że wie o czym gada, więc wolał się nie sprzeczać zwłaszcza że sam magii nie ogarniał ni w ząb. Spojrzał w jej oczy swoimi hardymi dwukolorowymi tęczówkami.
- Oh… tak, troszkę się skurczyłem w praniu – mimowolnie puścił jakiś słaby żart i zaraz ogarnął, że coś mu zaproponowano – A to nie mistrz miał się nią zająć przypadkiem? Możemy niby coś spróbować, jeśli to jest bezpiecznie i nie zabije hosta a wraz z tym mnie – powiedział. Dziwiło go jednak, że jest tak skora do pomocy. Przecież nie powinno okazywać się takiej życzliwości. Z racji problemu z tym co ma zrobić w tej kwestii postanowił się jednak zdać na jej intuicję oraz umiejętności. To była jedna pozytywna opcja, chociaż chyba nie powinno się nic złego stać… Chyba. W głowie zaświtała mu ponura wizja, w której został kupą futra zmieszaną z mięsem po nieudanym zaklęciu. To byłby iście żałosny koniec Jack’a, a raczej Rhoshana.
- Widzę, że masz jakiś plan, jednak zanim zaczniemy zadam Ci pytanie. Czy to, że chcesz mi pomóc wynika z tej densorińskiej solidarności o której słyszałem tyle, czy to coś bardziej prywatnego? – zapytał poruszając przy tym ogonem na lewo i prawo.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 8:44 am

NPC Storyline - Kerrija

Samica uśmiechnęła się szerzej, obserwując jego reakcję. Bawił ją, swym zachowaniem, lękiem i niepewnością. Magowie często musieli nawiązywać z kimś kontakt fizyczny, jeśli chcieli by ich magia zadziałała tak jak należy. Zwłaszcza, gdy nie byli na tyle potężni by pozwolić sobie na brak owego kontaktu, jedynie zbliżenie swych rąk do kogoś lub po prostu - samą myśl. A lis wyglądał natomiast na zakłopotanego. Na prawdę nic nie pamiętał. Kerrija współczuła mu po cichu, a sam samiec ją bawił, tą swoją niepewnością względem tego jak ma zareagować na to co robiła. Niestety inaczej nie była w stanie sprawdzić jego stanu, jeszcze nie. Z resztą jego futro również było dla niej przyjemne.
-Powinieneś być pół metra wyższy.
Odparła mu i zachichotała, rozbawiona lekko jego słowami, ot co? Kerrija była po prostu taka z charakteru. Niesamowicie przyjazna dla swych towarzyszy - i tylko dla nich. Lubiła ich zaczepiać, podroczyć się z nimi - oczywiście tylko, gdy jej na to pozwalali i nie byli kimś nazbyt ważnym.
Kiedy on komentował fakt, że to mistrz miał się nim zająć, ona zaczęła go po prostu obchodzić dookoła, przyglądając się mu uważnie, wodząc po nim wzrokiem, jakby próbowała się w nim czegoś doszukać. Jego niepewność była tutaj jak najbardziej na miejscu. Może i znała się na magii, jednak sama była nadal tylko adeptką, nieporównywalną z ich mistrzem. Ciekawym było jednak, ze lis tak szybko uwierzył, tak po prostu. Nie bronił się... z drugiej strony może Akarynth coś zrobił? Może zwrócił mu jakieś wspomnienie? Niebieskofutra zatrzymała się ponownie przed nim, spoglądając na niego z dołu. Była od niego niewiele niższa, ot kilka centymetrów. Fakt, że on miał być znacznie wyższy, bo jak wspomniała - o jakieś pół metra? Zapewne mogło to robić wrażenie, gdyż rozmawiali by teraz na trochę innym poziomie wzrostu.
Rhoshan zadał swe pytanie, poruszając kwestię jej intencji. Młoda samica uśmiechnęła się do niego, szczerząc swe małe, ostre i biały kły.
-Byłeś najlepszym uczniem mistrza Akaryntha. A teraz stoisz tutaj przede mną, tak po prostu. Niejednokrotnie to ty pomagałeś innym, zazwyczaj ratując ich z opresji.
Odparła, przytaczając nieco z opowieści które o nim słyszała. Rhoshan nie był jakąś legendą, jednak był dobrym, pojętnym uczniem. Takich się zazwyczaj zapamiętuje, a następnie używa jako przykładu dla innych. Niemniej jednak nie była to odpowiedź na jego pytanie. Samica znów podniosła swoją dłoń, tym razem jednak wraz z drugą. Znów zbliżyła je do niego, tym razem jednak pozwalając swym pazurom wsunąć się między sierść lisa, dotknąć jego skóry i przesunąć po niej ostrożnie. Samiec mógł poczuć jak ostre pazury tej młodej istoty sunęły po jego ciele, nie robiąc mu jednak krzywdy. Kerrija przesunęła nimi od korpusu, gdzie zaczęła - w dół, na brzuch samca, jadąc powoli i zaznaczając sobie linię, wyłapując każde wgłębienie i wzniesienie związane z budową mięśni. Zatrzymała się dopiero na wysokości bioder lisa, wsuwając następnie całe dłonie w futro samca i wracając tą samą drogą na górę. Tym razem dotyk był jednak znacznie przyjemniejszy, gładzący jego ciało, delikatny. Znów przesuwała w ten sam sposób, gładzą jego mięśnie, sprawdzając budowę jego ciała, tak po prostu, jakby nigdy nic. Lis nie był istotą magiczną i nie wiedział, że to co robiła miało na celu coś więcej, niż tylko głaskanie go. Niebieskofutra pozwalała pracować swej energii, którą wpuściła wewnątrz jego ciała i badała jakby był zbudowany. Szukała nieprawidłowości w budowie organów wewnętrznych, czegoś odbiegającego od normy, jakichkolwiek skaz czy chorób.
-Densorińska solidarność jest tym, dlaczego mistrz nakazał mi tutaj z tobą zostać. Jest tym dlaczego wysłano na tą planetę okręt wojenny w celu odnalezienia ciebie, co ostatecznie się nie powiodło. To co ja natomiast robię, jest czymś prywatnym, lisku.
Dodała, nie kończąc jednak swej wypowiedzi w dokładniejszy sposób. Skoro tyle żył na tej planecie, to zapewne ciut mu się mentalność zmieniła, a jako, że młoda robiła sobie pożartować - chętnie wykorzysta okazję. Mogło z tego wyjść coś zabawnego - dlaczego więc nie? Nie cofnęła natomiast swych dłoni. Wsunęła je pod pachy samca i powoli zaczęła przesuwać nimi w dół, po jego bokach, tym razem zaznaczając po kolei każde żebro. Lis nie był świadomy tego, że właśnie był badany, na wypadek gdyby coś miało z nim być nie tak. Po za tym, nie była białołuskim mistrzem. Nie potrafiła wszystkiego tak po prostu, dokładnie określić. Wolała się upewnić, zwłaszcza - że densorinii byli bardzo różnorodni. Lisy, lwy, tygrysy, smoki, to tylko niektóre z ras. Należało więc być uważnym gdy próbował się kogoś naprawiać. Inaczej można go było tylko dodatkowo uszkodzić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 10:06 am

Bawi ją jego zachowanie? Do czego to doszło by młode stworzonko śmiało się z Jack’a… znaczy Rhoshana. On był przecież wielki! Każdy się go zawsze bał, a teraz byle niebiesko-biały futrzak się do niego przymilał i na dodatek śmiał! Jakby Rhoshan był maskotką… Chociaż jego futro nie należało do tych nieprzyjemnych w dotyku. Mało kto się o tym przekonał, ale faktycznie było miękkie i ciepłem, czego mogła doświadczyć Kerrija. Zazwyczaj ofiary nie miały na tyle czasu by dostrzec tą miękkość, zanim zostały rozmazane na ścianie, albo rozwieszone na środku pomieszczenia.
- Może i tak. Nie wiem jaki byłem zanim zginąłem, ale wiem na pewno że byłem większy – powiedział ruszając barkami – jednak mały też nie jestem, zwłaszcza na tutejsze standardy. Tubylcy nie chcą mnie spotkać nocą w ciemnym zaułku uwierz, chociaż do Densorińskiej ligi mi daleko względem wzrostu. Uważaj na ludzi bo mogą być nieprzewidywalni i chcieć Cię wpakować do klatki, albo sobie uwiązać na smyczy– wyszczerzył zęby w uśmiechu na sam żart oraz wizję tego co się działo kiedy ludzie jego widzieli, bo wizja kiedy ludzie panikowali na sam jego widok wydawała mu się zabawna. Nic nie robił, stał, a ludzie zaczynali uciekać w panice jak kurczaki z obciętą głową. Oglądał się za nią, kiedy go obchodziła jakby patrząc co ona wyczynia, bo zachowywała się jak zwierzak obwączłonekący nowego towarzysza zabaw. Może miała coś z instynktu zwierzęcego i tej młodej chęci do zabaw? Głupio mu było, że ktoś się go nie boi i nie wiedział co ma z tym począć. Chociaż ciekawe jakby rozmowa przebiegała, kiedy musiałaby zadzierać głowę do góry, by z nim rozmawiać? W końcu miałby mieć dodatkowe pół metra. Z drugiej strony mógł sobie wyobrazić jak masywny by był wtedy. Prawie jak czołg albo samochód terenowy, a co za tym idzie z masą poszłaby siła, pewnie mogąca gnieść samochody jak puszki po piwie.
Dobrze, że z każdym pytaniem odkrywał coś ze swojej przeszłości, a to że odkrył iż był „najlepszym uczniem” napawało go dumą. Zwłaszcza patrząc na to z kim wtedy trenował, bo Akarynth sam w sobie nie wyglądał na nauczyciela, który odpuści na treningach. Mógł owszem motywować, ale nie wyglądał na takiego co daje luzy uczniom. Mimo wszystko musiał być dobrym nauczycielem, bo zadał sobie tyle trudu by odnaleźć Shinsena, a raczej przybyć na miejsce gdzie był zanim został porwany oraz poniekąd celowo osłabił jakiś oddział przydzielając do Lisa Kerrije. Przecież mogła być bardziej użyteczna gdzieś na polu… chociaż patrząc po jej usposobieniu i wzroście to jakoś jej nie widział w roli wojowniczki. Wychodziło też na to, że Rhoshan nie był samolubny i wspomagał innych, często ich ratując. To nasuwało mu, że pewnie miał sporo sojuszników za czasów jego życia i pewnie ktoś się do niego prędzej czy później odezwie. Nie koniecznie lis musi go pamiętać, ale zawsze można udawać że coś niby się widzi jak przez mgłę i wymaga to przypomnienia, by nie tracić fasonu. Chociaż pewnie jak się dowiedzą że żyje to mu urządzą przyjęcie jakieś albo jakieś powitanie, innymi słowy będzie okazja się najeść i napić, może nawet dowiedzieć czegoś więcej o sobie.
- Słyszę, że byłem bardzo uczynny za czasu, kiedy żyłem. Kerrija znałaś mnie może wtedy? – zapytał, bo był ciekaw czy kiedyś ich ścieżki się zetknęły. W końcu mogła być starsza niż na to wygląda albo chociaż mogła widzieć jakieś nagrania, zdjęcia z nim czy co tam obcy mają.
Lekko drgnął, kiedy przyłożyła pazury do jego skóry. W geście obronnym, jakby chciał uciec przed ewentualnymi ranami, jednak zrobiła to na tyle powoli, że bardziej to wyglądało na czułości i okazywanie sympatii. Nie mógł przecież wiedzieć, że go bada czy coś. Powiedzmy, że każdy mężczyzna by może mu zazdrościł, jednak on miał co do tego mieszane uczucia. Nigdy raczej do czułości nie był przekonany, nie czuł takiej potrzeby zwłaszcza że wszystko było wyparte chęcią zabijania ludzi. Był bestią, którą stopniowo densorini udomawiali sobie. Może ona lubiła sobie tak wodzić po ciele samców, zwłaszcza dobrze zbudowanych jak on? Wyglądało to z jego perspektywy jak przymilanie się, może nawet jakieś zaloty których nie do końca rozumiał. Jej wygląd zwyczajnie sprawiał że instynkt nakazywał traktować ją jak dziecko, dlatego wewnętrznie miał blokadę by zrobić cokolwiek co zrobiłby przeciętny mężczyzna, rzecz typu przytulenie, pogłaskanie czy inna akcja. Takie czułości od niego jak się otrzyma to prestiż pełny, z racji że mimo wszystko przez te długie lata nie odczuwał potrzeby okazania ich komukolwiek.
- Co? Okręt wojenny?? – zdziwił się – Kiedy go…? Ach… - po chwili się połapał. Pewnie z 500 lat temu, kiedy urwał się kontakt – domyślam się kiedy. 500 lat temu, kiedy teoretycznie jeszcze dawałem znaki życia? – zapytał, a następnie spojrzał na nią pytająco i prychnął lekko posyłając jej coś na kształt… uśmiechu? Sytuacja zaczęła go bawić zwyczajnie, to tak jakby mała istotka zaczęła dręczyć dużego lwa, tylko po to by się z nią bawił. Oczywiście majestatyczna istota tego pokroju mogła nie widzieć przeszkód w tym, że jakieś młode go zaczepiają. Kiedy włożyła mu dłonie pod pachy i zaczęła przesuwać w dół wzdrygnął się ponownie, bo tam lekko załaskotało go to. Jednak z racji tego, że był zamyślony, a nie było to tak bardzo czułe miejsce. Delikatnie podniósł łapę i pogłaskał ją po łbie. Traktował ją raczej jak szkło, bo pewnie jednym ruchem nieostrożnym mógłby jej zmiażdżyć czaszkę.
Niech ma głaska i niech wie, że Rhoshan może być łaskawy oraz, że zwraca na nią uwagę. Po chwili opuścił dłoń i dalej patrzył na nią co ona wyczynia. Zwłaszcza, że miał nieco inne postrzeganie tego co robiła. Jak na razie nie wyłaziła poza bezpieczną granicę, jednak czuł się nieco skrępowany samym dotykiem, który był czuły i miły. To nie jest coś do czego przywykły po tylu latach w ciemności, cierpieniu, zapachu krwi oraz śmierci.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 11:09 am

NPC Storyline - Kerrija

Samica uśmiechnęła się do niego bardziej zadziornie. Wspomnienie przez niego o klatce, nie tyle rozbawiło ją co sprawiło, że w jej ślepiach pojawi się płomienny błysk. Coś co dało się dostrzec u rasowego mordercy, kogoś kto nie bał się odebrać komuś życia. Po za tym, Rhoshan nie wiedział, nie pamiętał kim byli densorinii. A przecież mógł wydedukować już po samej obserwacji. Byli twardsi, silniejsi, szybsi, zręczniejsi od ludzi. Byli od nich lepsi pod każdym względem, lepiej słyszeli, byli bardziej zaawansowani technologicznie - czego ostatecznie nie było zazwyczaj widać - a do tego władali magią. Ludzie byli małą, słabą, bezbronną rasą która tylko głośno szczekała - nic ponad to.
-Robiłeś to co my wszyscy. Służyłeś imperium oraz swemu królowi.
Odparła ma, komentując jego uczynność i dalej go w międzyczasie badając. Wszystko wydawało się póki co w porządku, jakby klątwa była rzeczywiście doskonale rzucona. Żadnego słabego punktu ani żadnych linii magicznych które mogłaby wyczuć na jego korpusie.
-Mistrz pokazał mi jak wyglądałeś. Mamy bardziej zaawansowaną technologię niż ludzie. Nie zapominając już o magii.
Dodała, kontynuując swoje działanie, obserwując przy tym jego zakłopotanie. Ot nie mogła się powstrzymać przed tym by mu nie mówić. Taki wielki i zagubiony, nie wiedząc co ma zrobić z tym co ona mu robiła. Igrała z nim, bawiła się nim czy może kryło się za jej działaniami coś jeszcze? Była miła, przyjazna - jednak lubiła sobie tak pożartować.
Przytaknęła mu tylko, gdy dopytała o to co działo się pół tysiąclecia temu. Następnie przesunęła dłońmi ponownie po jego ciele, sunąc do góry, na jego barki. Ot nic nie zrobiła sobie z faktu, że jej dotknął, że pogłaskał ją po głowie. Może było to rzeczywiście naturalne, może była przyzwyczajona - albo zbyt zajęta. Jej dłonie sunęły ponownie po korpusie, tym razem wsuwając się na lewy bark, następnie stamtąd zaczęły powoli zsuwać się nad dół, po jego ręce, uciskając ją momentami. Była delikatna, przynajmniej taka się wydawała - mógł to wyczuć. Jej mocną stroną było coś innego niż fizyczne uwarunkowania jej ciała. W ten oto sposób zeszła z jego ramienia, aż do łokcia, a następnie dalej w dół po ręce, aż dotarła do nadgarstka, by potem złapać swymi dłońmi jego dłoń. Porównując je, jej dwie dłonie mogłyby zmieścić się w jego jednej, gdyby rzeczywiście był większy. Tutaj dalej kontynuowała, lewą dłonią przesuwając po zewnętrznej stronie dłoni lisa, a prawą po wewnętrznej, sprawdzając również palce oraz pazury. Potem puściła jego dłoń i złapała za prawą dłoń lisa i zaczęła sprawdzać i ją, powtarzając cały proces, aż w końcu zaczęła sunąć swymi małymi rączkami do góry, by dotrzeć do prawego barku.
-Nie ruszaj się...
Powiedziała cichym, spokojnym głosem, by następnie ruszyć przed siebie i stanąć za nim. Wtedy też oparła obie dłonie na jego łopatkach, wsunęła je między jego futro i zaczęła dociskać do jego ciała, sunąć nimi po jego mięśniach i sprawdzając każdy element jego pleców, przesuwając się powoli, najpierw poziomo, a następnie pionowo w dół - ponownie sprawdzając mięśnie poziomo i znów pionowo. W tym wszystkim, cały czas schodziła w dół - powoli i delikatnie. Zupełnie jakby się w tym wyspecjalizowała. Schodziła tak w dół, aż natrafiła na ogon lisa, który... również złapała w dłonie i zaczęła sunąć po nim delikatnie, powoli, między jego futrem - aż dotarła do samego końca. Tutaj nic więcej z tym ogonem nie zrobiła, jedynie puściła go i znów się poruszyła, przechodząc na nowo i stając przed nim. Podniosła swe ślepia do góry i spojrzała na niego, uśmiechając się dalej przyjaźnie.
-Masz miłe futro, jednak mógłbyś o siebie bardziej zadbać...
Skomentowała i wyszczerzyła się niewinnie. I gdy Rhoshan zaczął zapewne analizować to co do niego powiedziała, młoda wykorzystała element zaskoczenia. Kto bowiem spodziewałby się tego, co ona zaraz zrobi? A lis wyraźnie zapomniał o tym, co Shinsen cały czas podkreślał. Rekruci gwardii królewskiej, to właśnie z jednym z nich ponownie miał do czynienia. A ona nie skończyła go sprawdzać...
Samica przysunęła się szybkim ruchem bliżej niego, złapała lewą dłonią za jego prawy nadgarstek, oparła swój prawy bok na jego prawym boku, a następnie wsunęła lewą łapę dalej, za niego, prawą robiąc zamach i... podcinając jego prawą nogę. Druga, prawa dłoń samicy uderzyła w międzyczasie w środek korpusu samca, podcinając jego środek ciężkości i wymuszając na nim utratę równowagi. Oto młoda niebieskofutra podcięła go i rzuciła na ziemię, ruchem wykorzystywanym na ziemi w wielu sportach walki czy samoobronie, jak na przykład Judo. Na tym się jednak nie skończyło. Samica zaraz pochyliła się i przygniotła go sobie kolanem, by czasem nie próbował jej uciec. Następnie przemieściła się błyskawicznie, przestawiając nogę nad nim i pochylając się całkowicie. Tym oto sposobem, Kerrija rozsiadła się okrakiem na klatce piersiowej lisa, przysuwając nogi do jego boków i przytrzymując się nimi, by czasem nie próbował jej zrzucić. Prawa dłoń chwyciła za brodę Rhoshana, a lewa za górną część pyska, zatykając przy okazji nos i na chwilę nie pozwalając mu czegokolwiek powiedzieć.
-To ludzie, powinni martwić się spotkaniem nas, nie my - spotkaniem ich, lisku.
Skomentowała cicho, puszczając powoli jego pysk. Cofnęła swe dłonie, a następnie ułożyła je na mostku samca, powoli zsuwając je w dół, tym razem ku szyi czerwonofutrego. Dłonie niebieskofutrej powoli, delikatnie wsunęły się na jego futro, przesuwając się uważnie po szyi wielkoluda i zatrzymując następnie na wysokości krtani, newralgicznego punktu. Ot co. Właśnie rzuciła go na ziemię, rozsiadła się na nim jakby nigdy nic, oparła swe dłonie na jego krtani - a przy okazji zrobiła to bez jakiegokolwiek pozwolenia. W tym wszystkim cały czas była bardzo rozluźniona, spokojna, uśmiechała się do niego przyjaźnie i spoglądała na niego łagodnie. Teraz już chyba łatwo by się domyślić, że właśnie się z nim droczyła, niczym słabsza istota z silniejszą. Zaufała mu, że mimo tego co sama zrobiła, on jej nic złego nie zrobi, traktowała go najwyraźniej jak przyjaciela. Pytanie - co zrobi Rhoshan?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 12:25 pm

Zadziorny uśmiech, czyli coś co mu się podobało. Zwyczajnie lubił, kiedy osoby w jego otoczeniu nie są do końca grzeczne. Dostrzegł ten błysk w oku, już on go dobrze znał. Widział go ilekroć zerkał w kałuże widząc swoje odbicie podczas swoich polowań. To, że densorini byli fizycznie lepsi niż ludzie nie ulegało wątpliwości, bo czymże może się równać krucha istota ludzka z przeciętnym smokiem, czy innym stworzeniem? Tu już nie była kwestia technologii czy magii, człowiek odpadał w przedbiegach. Nawet Ci superbohaterowie wyglądali jak zwyczajni frajerzy, przy zestawieniu z Akarynthem. Wyglądali zwyczajnie komicznie z ich śmiesznymi mocami i równie śmiesznymi ideałami.
- Tylko jak znalazłem się tutaj? Tak daleko od „domu” – zapytał zastanawiając się, co tak naprawdę skłoniło go do podróży albo jaka to była misja? Pewnie jakaś wielkiej wagi skoro był jednym z najlepszych uczniów mistrza. Przecież nie wysłaliby takiej osoby by zbierał ziemniaki albo pilnował czy ludzie nie broją. To musiało być coś ważniejszego.
- Dla ludzi magia to… jest tu takie powiedzenie, że coś jest czarną magią czyli czymś nieznanym. Ogólnie nie znają raczej magii, a właściwie to nie spotkałem nikogo z ludzi, kto ją zna. Znaczy… chyba nie spotkałem bo nie wiem co robiłem w przeszłości tutaj i kogo spotkałem – poprawił się i zaczął się zastanawiać czy może faktycznie wśród ludzi był ktoś na tyle potężny, by związać jego ciało klątwą. Może faktycznie trafił się jeden osobnik, który był jakoś ponad swoją rasę i dał radę.
Jej gesty były raczej drażniące i zaczepne niż jako tako szkodliwe, chociaż wyglądała zadowolona jak dziecko kiedy to robiła. Trochę jak wsadzanie patyka w mrowisko i patrzenie czy mrówki wylezą armią by zaatakować agresora czy zignorują to. Na razie nie miał ochoty jej zrobić nic złego, z racji że dotyk był całkiem przyjemny, może nawet coś na kształt masażu mu robiła.
Czyli byli tu te 500 lat temu po niego. Ciekawe czy jakieś ślady tej wizyty były widoczne na Ziemi? Pewnie jakby pogrzebać odpowiednio głęboko to by coś się znalazło, jednak to nie na jego głowę siedzieć z nosem w książkach. Nie na tą cierpliwość.
Już nawet nie zwracał za bardzo uwagi na to co robiła, gdyż to nie wyglądało jak jakieś zaloty, a badanie medyczne. Ewentualnie może lubiła sobie tak wodzić po całym ciele, zapamiętując każdy jego kawałek. Chyba, że… szukała miejsc gdzie go zacznie łaskotać. Byle nie trafiła w ogon albo w uszy. Ucisk nie był bolesny, była nader delikatna jakby miała w tym wprawę i nie chciała mu zrobić krzywdy.
Posłuchał się polecenia i nie ruszał się, jednak kiedy dorwała się do jego ogona mimowolnie zaczął parskać śmiechem i nerwowo nim ruszać co jakiś czas, kiedy go trzymała. W pewnym momencie myślał, że ryknie ze śmiechu tu i teraz, ale jakoś udało mu się wytrzymać. Był spięty jak każdy podczas łaskotania w mniejszym lub większym stopniu. Na szczęście skończyła wkrótce i znowu stanęła przed nim.
- Eee… Dzięki? – to był cios, który zbił go z tropu, chociaż przez moment poczuł się jak u lekarza albo dentysty mówiącego „ma pan dobre kości, tylko musi pan o nie bardziej zadbać”. Faktycznie wzięła go z zaskoczenia, ale nie dlatego że myślał nad tamtym, ale dlatego że znowu dał zwieść się pozorom i nie docenił przeciwnika. No tak… w końcu była rekrutem jak Młody.
Rzutem wykorzystała jego masę przeciwko niemu i walnęła nim o ziemię. Ok. 300~350 kg żywej masy walnęło o glebę, a odruchowo Lis warknął. Mimo, że grube cielsko amortyzowało upadek to jednak dało się go odczuć, zwłaszcza, że tamta go docisnęła. Chciał już ją przetrącić pazurami, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że jeśli to zrobi to nie dość że wykaże się słabością dając się prowokować mniejszemu to jeszcze zamknie sobie drogę do wiedzy, która go interesowała. Bezczelnie rozłożyła się na nim i dalej zaczęła go „sprawdzać”. Na początku miał nawet pomysł by się z nią przetoczyć zamiast walnięcia jej z pazurów, jednak chyba by to było dla niej bolesne jakby ją tak dorwał. To tak jakby 350 kilowy walec przejechał po kimś, zwłaszcza że była w takiej pozycji, gdzie wystarczyło złapać nogę i pochylić się mocniej w bok swoją masą. Na dodatek znowu złapała go za pysk, ale tym razem jeszcze za nos. Kiedy wypowiedziała swoją kwestię wyrzucił z nosa gorące powietrze, które się tam nagromadziło.
- Chyba nie jesteśmy od tego by ich zdominować huh? Niebieska lamparcico?– odpowiedział na komentarz równie cicho. Powędrowała na jego szyję, gdzie dotknęła jego krtani, która jak to krtań poruszyła się pod wpływem dotyku. Była naprawdę bezczelna i chyba jego reakcje sprawiały jej zabawę. Czas ukrócić to trochę – Swoją drogą futerko też masz miękkie i całkiem zadbane. Mogłabyś być całkiem niezłą maskotką, a jak Ci wygodnie to sobie leż – ułożył sobie łapy pod karkiem, by wygodnie leżeć na glebie i przymknął oczy. Postanowił sprawdzić jaka będzie jej reakcja na to co powiedział. W sumie jeśli się z nim droczyła to mógł jej psuć troszkę zabawę, zresztą jakaś ciężka nie była i mu raczej nie przeszkadzała. Jedynie jej bezczelność, na którą nie reagował. Chociaż dziwne było dla niego to zaczepianie, okazywanie pozytywnych uczuć, których nie za bardzo rozumiał.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 1:49 pm

NPC Storyline - Kerrija

Grzecznie i potulnie, choć Kerrija zobaczyła po jego minie, że początkowo mu się to chyba nie spodobało. Potem jednak ułożył swój plan, który nie kolidował z jej własnym, więc postanowiła mu w nim nie przeszkadzać. Jej dłonie przesunęły się z krtani na żuchwę, gładząc ją i lekko uciskając, by następnie zjechać w dół na boki szyi, a następnie na kark samca. Samica wsunęła swe dłonie pod niego, wciskając palce w sierść na karku, następnie sunąc powoli ku górze gdzie znajdował się wielki łeb samca.
-Ludzie są słabą rasą, bezwartościową dla nas. Po za tym, nie taki mamy cel istnienia. My mamy swój dom, nie potrzebujemy ich.
Skomentowała, a na jej pysku zagościł uśmiech gdy nazwał ją lamparcicą. Ot miłe stwierdzenie. Tymczasem jej dłonie wsunęły się na jego głową, przeczesując mu czuprynę i sprawdzając słabsze punkty na niej jak na przykład skroń. Potem przesunęła dłońmi na jego uszy, przesuwając wpierw po ich zewnętrznej stronie, a następnie wewnętrznej. Niestety i tutaj nie miał na co długo liczyć, gdyż zaraz jechała w dół, przesuwając dłońmi po zamkniętych oczach lisa, a następnie zjeżdżając w dół na jego poliki. Potem przejechała nimi dalej, prosto na wargi, unosząc je delikatnie i sprawdzając jego uzębienie. Chwilę wcześniej padł jednak komentarz z jego strony, dotyczący jej zachowania. Niebieskofutra zachichotała cicho i cofnęła swe dłonie. Następnie rozsiadła się wygodniej na jego korpusie, spoglądając na niego z góry z wyraźnym rozbawieniem na pysku.
-Mistrz opowiadał też, że byłeś groźny, jednak nigdy dla swoich. Miło jednak, że proponujesz by na tobie poleżeć. Jak już pomożemy tobie powrócić do swej formy, na pewno skorzystam...
Odparła mu tylko, łapiąc go za słowa. W końcu sam się zaoferował, a na nią takie metody niestety nie działały. Samica odwróciła się i następnie przesunęła po nim, nie mając zamiaru się podnosić - z klatki piersiowej na podbrzusze. Tam położyła swe dłonie na jego prawym biodrze - od strony zewnętrznej jak i wewnętrznej - i zaczęła sunąć dłońmi po jego nodze, powoli przesuwając je w dół i wyciągając się wraz z tym by móc sięgnąć coraz dalej. W międzyczasie jej ogon zaczął przesuwać się po torsie samca, tym razem już celowo go zaczepiając. Ot by sobie nie myślał, że będzie miał z nią spokój.
-Moją rolą jest zazwyczaj wspieranie oddziału, choć samodzielnie również potrafię walczyć. Wiem również jak wykorzystać moją moc do zdjęcia efektów magicznych, klątw, naprawienia sojusznika, wzmocnienia czyiś możliwości... dlatego też to co zapewne uważasz za przyjemny masaż, jest z mojej strony kontrolą twojego stanu, twojego ciała. Sprawdzam czy nic tobie nie dolega, czy w twoim ciele nie ma ukrytych punktów energetycznych... potem pozwoli mnie to szybciej przywrócić cię do pełni sprawności, gdy coś się stanie.
Wyjaśniła mu, w końcu wtajemniczając go w to co robiła. Gdy dotarła do jego kolana, wsunęła jedną rękę pod nie, a druga położyła za kolanem na górze, podciągając następnie jego nogę i uginając ją. W tym momencie zaczęła sunąć dalej po ciele lisa, do momentu aż dotarła do łapy, którą chwyciła oburącz, uniosła lekko, a następnie zaczęła badać tak samo jak jego dłonie. Odłożyła następnie jedną jego nogę, ugięła drugą i poczęła czynić dokładnie to samo, tylko również od drugiej strony, zaczynając od łapy i powoli sunąć ku górze, przez kolano, ponownie na biodro.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 3:38 pm

Nie było tak źle koniec końców, bo krzywdy mu nie robiła żadnej. Leżała sobie na nim i obmacywała go jak lekarz pacjenta. Plan był prosty: Nie dać satysfakcji z zaczepek, to może odpuści bo w końcu Rhoshan musiał przywyknąć do tych pieszczot, zabaw czy innych dziwnych ciepłych uczuć. Czyżby o takim czymś mówił Shinsen? No cóż z tego co zdążyła wybadać to pewnie został łeb oraz nogi, więc niebawem skończy. Chyba będzie miał lekką traumę na skutek wstrząsu emocjonalnego.
- Dobre podejście. Gdybym miał wyjście to już dawno wyrwałbym się z mojego hosta – odpowiedział.
Czyżby na lamparcicę, de facto stwierdzenie podobieństwa z ziemskim zwierzęciem zrobiło jej się lepiej? Może to był jako taki komplement, który przypadkowo wysmażył? Ewentualnie jakaś głupota, ale wyglądem najbliżej do lamparta jej było. Kiedy natomiast zaczęła dotykać jego uszu poczuł błogość i przyjemność, bo to był czulszy punkt niż ogon. Jakoś tak podświadomie mruknął z zadowolenia, jednak zaraz się opanował. Oczywiście po fakcie wydania dźwięku z siebie. Sprawdziła nawet jego uzębienie, jakby poszukując miejsca gdzie może być słaby punkt klątwy. Domyślał się, że raczej niektórych miejsc nie sprawdzi chyba…
Hmm, czyli plan zezwolenia by całe robienie co się chce zniknęło spalił na panewce. Ale być może to był jej plan, aby mieć zezwolenie na leżenie sobie na nim i móc powoływać się na to ilekroć tylko tego zechce? To by było nawet sprytne i sensowne.
- Więcej miejsca do leżenia i więcej futra huh? – zapytał retorycznie, gdyż jeśli by wrócił do normy to by urósł, a co za tym idzie miał więcej futra, przez co pewnie byłby wygodniejszy. Chociaż nigdy bo Jack’u nie spodziewałby się nikt retoryki. Może to nowe stare imie zmusiło go do wysilenia swojego móżdżku? Pewnie tak, bo musiał cały czas kombinować i jak każda istota się adaptował. Chyba się jej nie pozbędzie za szybko, ale jedyne co zostanie to przyzwyczaić się do tego. No nic, najwyżej zostanie puchatą poduchą. Zaczął się jednak zastanawiać od kiedy stał się taki miękki w środku? Niedawno by ją rozszarpał na kawałki jeśli by próbowała coś takiego zrobić, albo raczej próbował rozszarpać. Odwróciła się do niego plecami i zaczęła badać jego nogi, czyli ostatnią część jaka pozostała na dobrą sprawę. Ogon przesuwał się po jego torsie jakby go prowokując. Gdyby był kotowaty to pewnie taka zabawka by go jarała, ale jednak lis z krwi i kości. Postanowił zachować kamienną twarz i zignorować pasek skóry i kości, który wił mu się na torsie, zapewne jakoś podrażniając unerwienie skóry.
- Słowem jesteś medykiem z wyszkoleniem w dziedzinie walki. Taki żołnierz zajmujący się bezpośrednio wsparciem walczących w pierwszej linii– powiedział mniej więcej podsumowując to co powiedziała. W sumie była dosyć wszechstronna i to by wyjaśniało ten wzrok zabójcy. Nie każdy go ma i zwykły medyk raczej byłby za tym, by nie zabijać a leczyć. Trzymał luźno nogę, kiedy ta się nią bawiła.
- Znalazłaś coś? – zapytał zerkając na nią, a właściwie jej plecy.
- Swoją drogą, skoro ty jesteś wsparciem to ja pewnie byłem kimś w rodzaju pierwszej linii. Wojownikiem czy coś takiego. Zgadza się? - nie był pewien jaką rolę on miał w tym wszystkim dlatego z chęcią o to zapytał.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 8:01 pm

NPC Storyline - Kerrija

Samica odłożyła drugą nogę lisa, przyglądając się im uważnie. Ot co, był bardzo spokojny, słuchał się i nie sprawiał jej problemów. Aż przeszło jej przez myśl czy chodziło tylko o chęć poznania samego siebie czy może fakt, że w końcu spotkał kogoś sobie podobnego?
-Sam się zgłosiłeś, Rhoshanie.
Odparła, przypominając mu, że to przecież on dał jej zielone światło. Nie zabronił jej lecz wprost przeciwnie. "Rób co chcesz". A skoro tak, zamierzała korzystać z pozwolenia. Gdy on zajął się opisywaniem tego kim mogła być i jaki mógł być jej cel, samica odchyliła się do tyłu, zabrała swój ogon, a następnie... położyła się na nim. Tak po prostu, opierając się na korpusie lisa swymi plecami, kładąc łeb na jego piersi i zamykając na chwilę swe ślepia. Ot jakoś stwierdziła, że jednak może poczuć się przy nim bezpiecznie, bo dlaczego by i nie? Rozłożyła się wygodnie, wyciągając swe nogi, które położyła na jego nogach, ot żeby mieć podparcie i nie leżeć na ziemi. Gdy odezwał się do niej po raz kolejny, zachichotała jedynie cicho, by zaraz mruknąć i obrócić się na brzuch, dalej na nim leżąc. Wyciągnęła swe ręce, opierając je na mostku lisa, a następnie pochyliła głowę i brodę podparła na jego klatce piersiowej. Densorini mieli bardzo inne standardy okazywania uczuć względem Ziemi. Z resztą podobnie jak zwierzęta. Sam dotyk nie był dla nich czymś niesamowitym. Przyjemnym - na pewno, wiązał się z zaufaniem i bezpieczeństwem, jednak nie wiązał ze sobą przesadnie osobników które się ze sobą kontaktowały. Kerrija spojrzała na niego, uśmiechając się delikatnie i zaraz przeszła do odpowiedzi na jego pytania.
-Wiem już jak jesteś zbudowany. Poznałam twe ciało...
Zaczęła, a tymczasem - gdy jej lewa dłoń jedynie opierała się na piersi samca, prawa zaczęła zataczać na jego skórze małe kółka, za pomocą pazura. Nie robiła mu oczywiście krzywdy, ot bawiła się jego futrem.
-Nie wiem kim dokładnie byłeś. Mistrz szkolił cię w walce wręcz, robił to osobiście, więc ćwiczyłeś z najtwardszym naturalnym pancerzem jaki mają smoki. Na pewno byłeś wojownikiem, a skoro samodzielnie wysyłano ciebie na misje, to musiałbyś być bardzo dobry w swym fachu. Mistrz zawsze opowiadał, że towarzyszyła tobie wielka determinacja. Nawet gdy się tobie oberwało, nie zwykłeś się poddawać - po prostu podnosiłeś się i szedłeś dalej. Mam nadzieję, że to wszystko prawda.
Dodała, jednak nie był to koniec jej wyjaśnień. Musiała mu jeszcze wyjaśnić samą ideę tego co robił.
-Nie wiem jak tutaj, jednak tam, u nas - szkoliłeś się na gwardzistę. Jest to najwyższy honor na planecie. Możliwość oddania swego życia za naszego króla, za nasze imperium, za widmo. Żołnierze, strażnicy, cywile, kupcy - oni widzą takich jak my w bardzo dobrych barwach. Szanują nas jako silę która broni ich życia, ich rodzin oraz ich własności. Po za tym...
Powiedziała, przesuwając swe dłonie - znów po jego ciele - tym razem na jego barki, za które złapała i wykorzystując jako punkt podparcia, przesunęła się po nim wyżej, by móc swobodnie sięgnąć do jego czoła.
-Podobno zdarzało się tobie odbierać rozkazy od samego widma.
Dodała, kończąc swą wypowiedź i przemieszczając swe dłonie na bardzo czułe punkty samca... na jego uszy. Oparła je delikatnie na nich, a następnie zaczęła gładzić ostrożnie, a następnie lekko drapać go po nich. Zapamiętała to uczucie przyjemności które po sobie pokazał, a do tej pory wydawał się strasznie spięty. Ot chciała by w końcu się rozluźnił. Był teraz wśród swoich, nie było już powodów do zmartwień. Skoro go odnaleźli, to sprowadzą go z powrotem, zadbają o niego i uwolnią od klątwy. Inna opcja nawet nie była przez nią rozważana. Niebieskofutra wydawała się wciągnięta w pieszczotę którą teraz "terroryzowała" leżącego pod nią lisa.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 9:08 pm

- Coś czuje, że pewnie gdybyś mogła to tylko byś sobie tak leżała i próbowała płatać różne figle.
Pokrzepiający fakt był, że spotkał takie same dziwadła jak on i w pewnym sensie nie był sam. Drugą sprawą, nieco ważniejszą była chęć dotarcia do prawdy. Prawdy o sobie oraz swoim pochodzeniu i przeszłości. Chciał odzyskać coś co utracił, bardziej niż kiedykolwiek czegoś pragnął. Nawet mógłby położyć na szali zabijanie, byle żeby odzyskać wspomnienia. Kawałek siebie, który został wydarty dawno temu.
Niech sobie robi co chce, skoro to miało doprowadzić go jeden krok bliżej do poznania owej tajemnicy. Zresztą póki mu nic złego nie robiła, to niech ma to co chce. Warto poobserwować jak to dziwne stworzonko się zachowuje. Miał przeczucie, że prędko się od niej nie uwolni, więc trzeba się zaadaptować. Rozłożyła się na nim jak na łóżku, a raczej materacu. Cisnęło mu się na pysk „Nie za wygodnie? Może jeszcze poduszkę podrzucić?” ale się powstrzymał. Leżała i przyglądała się mu, kiedy zadał owe pytanie o postępy. Nie poczuwał się do żadnych silnych emocji, czy chęci zrobienia jej krzywdy. Był zwyczajnym spokojnym samcem, do którego przyczepiło się jakieś małe stworzenie szukające uwagi. Prawie jak jakieś młode zaczepiające starego osobnika ze stada by się bawić.
Zdanie, które wypowiedziała zabrzmiało nieco dwuznacznie, ale zostawił to dla siebie. Ziemski humor nieco mu się udzielił przez ten czas i miewał czasami jakieś głupie skojarzenia. Spokojnie Rhoshan sobie leżał i zerkał na nią słuchając tego co ma do powiedzenia. Wygląda na to, że miał najlepszego partnera do treningu, takiego najtwardszego i jednego z najsilniejszych co może oznaczać, że sam po takim szkoleniu był niebywale silny. Tylko gdzie go wysyłali i na jakie misje skoro był sam? Może jakieś skrytobójstwo albo coś takiego? Tropienie, polowanie? Być może coś co wymagało tylko jednego żołnierza do prawidłowego działania. Od kiedy on właściwie tak myślał? Od jakiegoś czasu jakoś te myśli zaprzątały mu głowę, jakby uśpiona część mózgu pod wpływem szoku zaczęła się budzić i pracować intensywnie. Bardziej niż kiedykolwiek. Z tym się można zgodzić, że Jack, a raczej Rhoshan był uparty. Nie odpuszczał nigdy ofierze i dlatego chociażby nie odpuści obicia Shinsena na ringu. To nawet by pasowało patrząc na to wspomnienie, które mu pokazał mistrz. Wyglądało na to, że nawet kiedyś się szkolił na gwardzistę, czyli jakąś elitkę z tego co Młody mówił. No był w miarę wysoko postawiony i ambicje miał niemałe z tego co słyszał. Ciekawe, czy tylko tak gadał, czy faktycznie coś mu się w tym kierunku udało?
Podsunęła się nieco wyżej i troszkę się zdziwił na to co usłyszał. Niby on odbierał rozkazy od widma? A to ciekawe, chyba coś tam Młody przebąkiwał że to są istoty pokroju bogów czy coś takiego. Może nawet silniejsze. Miał niemały prestiż za życia. Aż sam się dziwił, że tyle osiągnął.
- Byłem strasznie twardym bydlakiem pewnie. Pewnie wrócę do tej formy. Kieeedyś – ziewnął przeciągle – ale z pewnością wrócę do dawnego siebie. W końcu pomożecie mi z tym. Zresztą trzeba Młodego odbić, bo muszę mu jeszcze obić pysk na ringu w ramach rewanżu– dodał po chwili i wtedy gdy było już za późno dostrzegł, że sięga po jego najczulsze miejsce… uszy. Zaczął mimowolnie mruczeć, bo to co robiła było bardzo przyjemne, jednak z drugiej strony czuł się dziwnie. Z jednej strony się rozluźniał bo to było lepsze niż masaż, a z drugiej spinał się bo jeszcze nie umiał się w pełni otworzyć przed drugą istotą. Mimo wszystko mruczał sobie po lisowemu, kiedy ta zaczęła go drapać. Aż miał ochotę się odegrać, więc zaczął sprawdzać miejsca, gdzie ludzie mają łaskotki zazwyczaj, czyli na początek bo najbliżej zaatakował pod pachami, potem w żebra. Jeśli to nie przyniosło skutku, bo na nogi nie miał co liczyć. Musiałby się zgiąć a ona mu nie pozwoli pewnie, więc zwyczajnie także sprawdził za uszami, za rogami. Jeśli to nie odniosło skutku, zwyczajnie się poddał w tym wypadku rozkładając się, układając nawet swoje wielkie łapy na jej plecach i lekko drapiąc. Może będzie miała taki odruch, że zacznie ją swędzieć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 9:35 pm

NPC Storyline - Kerrija

Samica zachichotała na jego słowa, ot rozbawiona. On na prawdę tego nie czuł, nie wiedział i nie rozumiał?
-Życie to nie ciągła walka, Rhoshanie. Przyjaciele są od tego by poprawić twe samopoczucie. To dlatego potrafimy walczyć silniej, niż nasi wrogowie. Zrozumiesz, gdy się do kogoś przywiążesz i będziesz mógł tą osobę stracić. Wtedy ujawnia się prawdziwa siła densorinów.
Odparła mu, mając tutaj na myśli ogół przyjaciół. Nie musiał szukać miłości by potrzebować chronić kogoś za wszelką cenę. Densorinów po prostu tak się uczyło - stanowić jedność w sile, braterstwo w zwycięstwach oraz porażkach. Natomiast to co lis powiedział o ich wspólnym, smoczym znajomym - nieco ją rozbawiło.
-Rewanż? Czyżby cię pokonał? Shinsen ma brata, który zwie się Maro. Uzupełniają się. Nasz znajomy walczy swymi pazurami, a jego brat - bronią magiczną. Starszy brat jest gwardzistą, chroni samego następce tronu. Masz komu rzucać wyzwanie.
Odpowiedziała, nieco przybliżając mu, czego mógł się spodziewać jakby młodego pokonał. Nie spodziewała się natomiast, że tak ją zaskoczy. Podniósł swe ręce i dotknął jej skóry, jej futra - swymi dłońmi. Początkowo drgnęła lekko, zatrzymując na chwilę swe dłonie. Po prostu nie wiedziała co zamierzał. Jeśli mu się znudziło albo przesadziła i zamierzał jej przypomnieć, kim przecież był? Nic takiego jednak się nie stało. Lis dotykał jej ciała bardzo delikatnie, nie badał jej jednak, tym bardziej nie próbował w żaden sposób głaskać, a wydawał się natomiast próbować spowodować u niej łaskotki. Niebieskofutra uśmiechnęła się, gdy po pierwszej próbie przeszedł na jej łeb, który pochyliła lekko, ułatwiając mu nieco zadanie. I choć tego po sobie nie pokazała, to sama również lubiła gdy ktoś gładził jej futro. Ot tak, po prostu. Czuła się wtedy po prostu bezpiecznie, a jak mało kto - ceniła sobie to poczucie. Może dlatego też taka była - ciągnęło ją do innych, do kontaktu z innymi. Po prostu gdy z kimś była, wiedziała, że jest bezpieczna. Że towarzysze będą jej bronili - nie zależnie od tego co się wydarzy. Jego dłonie wylądowały na jej plecach, zaczął drapać ją pazurami, a ona jedynie wyciągnęła się, kontynuując pieszczotę którą sama go obdarowała. Zamknęła na chwilę swe ślepia i mruknęła zadowolona. Następnie otworzyła oczy i spojrzała na niego z góry, rozbawiona.
-Nadal jesteś "twardym bydlakiem". Czuć to po tobie, czuć to w tobie. Twój sposób zachowania, wypowiedzi, podejście. Jesteś też jednak densorinem oraz... bardzo przyjemnym lisem. Musisz tylko zamienić swe mordercze żądze, a żądze ochrony tych, na których tobie zależy.
Powiedziała do niego w sposób ciepły, opiekuńczy, jakby to on był małym liskiem nad którym przyszło jej pełnić rolę opiekunki. W tym wszystkim nie zauważył jednak chyba tego momentu, gdy zgubił tą granicę oddzielającą go od innych. Granicę którą takie istoty jak ona potrafiły błyskawicznie zatrzeć swoim podejściem. Zrobiła to co chciała z nim zrobić - i choć nazwać to można było manipulacją - to jednak wydawało się, że otworzył się na innych. A to było tutaj najważniejsze. Wiedziała natomiast, że nie była w stanie zdjąć, ani nawet zagrozić klątwie która otaczała tego lisa. Ta magia była dla niej po prostu zbyt potężna. Nie były to zwykłe czary, lecz starożytna magia, możliwe - że związana nawet z jakimś artefaktem. Przezwyciężenie tego nie będzie takie łatwe. Jak wszystko, było jednak wykonalne.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Pią Paź 03, 2014 10:55 pm

Nie była to ciągła walka, chociaż z równym przeciwnikiem, może nawet ciut silniejszym to nie byłoby takie złe ciągle się naparzać. Rhoshan by raczej nie narzekał, chociaż pojęcia przyjaźni nie rozumiał. Nie rozumiał tego jak druga osoba może poprawić samopoczucie, był zawsze sam i dopiero raczkował w tej kwestii. Znaczy zawsze w sensie pobytu na Ziemi w ciele hosta. Przywiązać do kogoś to było dosyć trudne w obecnym stanie, jednak… nie niemożliwe. Pewnie do kogoś by się przywiązał jeśli dostatecznie by poznał taką osobę. Chociaż faktycznie gdyby taki ktoś się znalazł to nie dałby go nikomu sprać… poza nim samym gdyby osoba zasłużyła. Rozważał i trawił słowa lampartki, gdyż stanowiły całkiem niezłą pożywkę dla jego osobowości, która powoli zaczęła się kształtować na nowo. Niczym feniks odrodzony z popiołów powstanie i stanie się swoim dawnym sobą. Chociaż bez szaleństw, pewne nawyki ziemskie nadal pozostaną.
- Powiedzmy, że mam ochotę dokończyć tamtą walkę. To była tylko runda pierwsza – przekręcił na bok głowę, a potem na drugi troszkę rozluźniając mięśnie karku – Im więcej do naparzanki tym weselej, zresztą co złego w bijatyce nadzorowanej? Zwykły sparing, test umiejętności, popychanie limitów i inne bzdety rodem z komiksów – powiedział. W sumie to brzmiało troszkę jak taki tekst typowego bohatera w komiksach. No co? Jack musiał czymś się czasem zająć jak nie miał kogo zabijać, a literatury pięknej nie ruszy. Za trudna dla niego i tyle. Nie będzie rozmyślał o analizie literackiej, kiedy to na karteczkach i obrazkach dzieje się coś ciekawszego i łatwiejszego w wizualizacji. Najwyżej jak spierze młodego, to potem weźmie się za starszego jeśli tamten będzie chciał. Mierzył wysoko i stawiał sobie takie dosyć wygórowane poprzeczki. Jednak jaka satysfakcja będzie, kiedy mu się uda.
Czuł pod palcami jej mięciutkie futerko oraz delikatną skórę, wydawać się mogło że pazurami dałby radę ją rozciąć, jednak przecież mogło być inaczej? Mogła okazać się istotą o niebywale twardej skórze, zresztą po co to rozważać skoro tego nie zrobi? Zaskoczył ją za to, tym poszukiwaniem łaskotek. Jakby nie spodziewała się, że ją dotknie. Wyglądało na to, że akurat ona chyba ich nie ma w górnych partiach. Na inną okazję zostają dolne do sprawdzenia. Wizualnie wyglądało to jakby miała pęknąć w jego uścisku jeśli ścisnąłby za mocno, dlatego starał się być delikatny. Chociaż to drapanie sprawiało jej przyjemność, co wywnioskował z mruczenia jakie z siebie wydała. Ona sama także zaczęła go pieścić w okolicy uszu. Takie przyjemne spędzanie czasu, może nawet podchodzące pod poznawanie się od lepszej strony.
- Albo zostawić mordercze żądze i wrzucić je do pudełka z napisem „dla moich wrogów”. Po co marnować zasób i od razu go odrzucać, skoro można go wykorzystać w lepszym celu? Chociażby nie wypadałoby, żebym pozwolił Tobie coś zrobić z racji tego, że raz futrzaki powinny trzymać się razem, a dwa – spojrzał na nią mierząc wzrokiem, potem wybuchając śmiechem na to co miał zaraz powiedzieć – a dwa… no cóż host by mi truł dupę jakbym pozwolił samicy ucierpieć bo uważa to za ekhem… - tutaj odchrząknął i spróbował naśladować głos łowcy – „Jest to niehonorowe i niegodne dżentelmena” – po czym znowu wybuchnął śmiechem. W sumie w tym momencie przypomniał sobie o hoście, który nie dawał znaku życia. Zwyczajnie Antharas spał sobie w odmętach podświadomości liżąc rany po tamtym szoku.
Na jej opiekuńczy ton mógł zareagować tylko jednym komentarzem „Tak, mamo”, ale sobie go odpuścił. Protekcjonalne traktowanie z góry, to coś czego nie rozumiał bardziej od pojęcia przyjaźni czy więzi między istotami. Może faktycznie padł ofiarą manipulacji i dał się wrobić w to, że się otworzył bardziej. Jednak nie wyglądał na specjalnie zranionego tym faktem. Czuł się nawet lepiej, że ktoś poświęcił mu uwagę. Ponownie pogłaskał ją po głowie i spojrzał w niebo, po którym szybował jakiś samolot. Na szczęście z tej wysokości nie powinni być widoczni, jednak może służba się niecierpliwiła. Przekręcił głową i spojrzał na lamparcicę – Jesteś głodna? Jeśli tak to możemy przenieść się do środka i coś zjeść w części, która nie została zniszczona. Służba już widziała smoka i mnie, więc nie zrobisz na nich takiego wrażenia żeby zaraz mieli z widłami ganiać. Chyba, że chcesz sobie poleżeć, ale leży się o wiele lepiej z pełnym żołądkiem – wzruszył ramionami, chociaż on dopiero niedawno jadło to ona mogła być głodna.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 10:26 am

NPC Storyline - Kerrija


Niebieskofutra lamparcia zachichotała, wyraźnie rozbawiona jego słowami. Dała w końcu spokój jego uszom, cofając się z powrotem do pozycji na korpusie samca. Ot możliwe, że rzeczywiście postanowi z niego korzystać, zwłaszcza jak trochę jeszcze podrośnie.
Ułożyła się ponownie na jego klatce piersiowej, postanawiając nieco zaczepnie skomentować jego bojowe nastawienie. Dlatego też wykorzystała swe pazury, by wsunąć je pomiędzy futro lisa, prosto na jego skórę, a następnie przesunąć nimi po jego ciele, drapiąc go i powodując drażniące uczucie - lecz nie robiąc mu krzywdy. Oczywiście uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, jakoby nic złego nie robiła - bo na dobrą sprawę przecież krzywda mu się nie działa.
-Najpierw odzyskaj dawne ciało. Shinsen jest jeszcze młody, jednak dorosłe smoki to całkowicie inna liga. Przykład... Groul, nasz czempion, udowodnił, że jest w stanie oprzeć się stutonowemu ciężarowi - samymi swymi mięśniami, bez użycia magii.
Odparła mu, dalej drapiąc go po klatce piersiowej. Ot zaczepiała go, to jedno - niemniej jednak skoro czempion był do tego zdolny, to nawet uznając go za najsilniejszego - jeśli inni posiadali chociaż połowę jego siły, Rhoshan nie miał co nawet myśleć o "sparingu" z kimś takim.
Kerrija przytaknęła mu tylko, gdy stwierdził, że mordercze żądze powinno zostawić się tylko dla odpowiedniej grupy istot. Uśmiechnęła się szczerzej na jego następne słowa. Wyraźnie odebrała je bardzo miło i ciepło, nawet gdy on sam wybuchł śmiechem po ich wypowiedzeniu... i to nie jeden raz. Przestała go nawet drapać, bo po prostu tak nie wypadało, gdy ktoś się do niej zwracał w ten sposób.
-Miło słyszeć, że nie pozwolisz zrobić mi krzywdy, futrzaku.
Odpowiedziała, akcentując tutaj słowo "futrzak". Ot zrobiło jej się przyjemniej, z resztą chyba zaszli trochę dalej, niż podejrzewała. Po za tym, uroczo jej się słuchało tego, jak to zganiał na kogoś innego, własną potrzebę zapewnienia ochrony istocie słabszej od niego. Już nie wspominała o fakcie, że lis wyraźnie dobrze odbierał czyjąś uwagę, poświęconą w pełni jemu.
Słysząc o głodzie, lamparcia skrzywiła jedynie łeb na bok, a z jej pyska dalej nie schodził przyjemny uśmiech. Przeciągnęła się na nim, przesuwając swymi dłońmi po jego ciele, a nogami po jego nogach, by następnie podnieść się do połowy, przyciągnąć nogi do siebie i rozsiąść się na jego splocie słonecznym. Prawą dłonią pacnęła go w nos, uśmiechnęła się niewinnie i odpowiedziała na jego zapytanie.
-Przyjemnie się tak leży, jednak wypadałoby z ciebie wstać. A zjemy po powrocie, na razie trwa operacja.
Po tej odpowiedzi podniosła się powoli do góry, a następnie zeszła z niego i odeszła kilka kroków w kierunku ogrodów, przyglądając się im uważniej. Nie miała ochoty tam wchodzić, ot nie - jednak pozwoliła sobie pozostawić na swej drodze nieco magicznych pułapek, po prostu spodziewając się tego, że ktoś będzie ją śledził. Nic się jednak nie działo, nic ani nikt nie wybuchał. Znaleźli pułapki czy może nikogo nie było? Samica stała tak zamyślona i wpatrzona w ogród, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 3:37 pm

Troszkę mu było szkoda, że przestała go już głaskać za uszami. Jak długo go głaskała, to zwyczajnie się w to wciągnął jak na dobrym masażu i to było tak jakby przerwanie w połowie. Powróciła do wcześniejszej pozycji. Może jej było już niewygodnie zresztą, bo leżąc w jednej pozycji w końcu przeważnie przekręcamy się na drugi bok albo poprawiamy się, gdyż komfort się zmniejsza z czasem. Tak kombinował Rhoshan, ale prawda mogła być inna.
Zaczęła go drapać lekko po skórze podrażniając zakończenia nerwowe na niej. Nie było to uczucie jakieś bolesne zresztą, bo skórę miał dosyć grubą, lecz nie można odmówić że przyjemne acz lekko drażniące. Cały czas się uśmiechała, cóż za dziwna istota z niej. Czy są sytuacje, kiedy w czyimś towarzystwie ten uśmiech schodzi z jej pyska?
- Ja chyba obecnie dam radę z 10 tonami czy coś takiego. Pamiętam jak host sprawdzał to kiedyś na sali treningowej używając jakiegoś dziwnego urządzenia z obciążnikami. Daleka droga, jednak po coś są ambicje czyż nie? – spojrzał na nią pytająco, kiedy zaczęła go drapać po klatce piersiowej. Nawet będąc w krytycznej sytuacji na polu bitwy, Rhoshan nie poddałby się. Wstawałby za każdym razem, kiedy ktoś by mu spuścił lanie, aż do momentu pewnie kiedy ktoś by sprawił że się nie mógłby ruszyć.
Pojawił się u niej szerszy uśmiech, na który lis się zdziwił. Przecież nie powiedział nic specjalnego, od tak zwykłe słowa że gniew można zrzucić na przeciwników i tyle. Prawda ogólna, jak to że niebo na Ziemi jest niebieskie, a jak wsadzisz widelec do kontaktu to Cię kopnie prąd. Może się nawet zakłopotała, gdyż przestała go drapać.
Zadziorny mały futrzak, bo taką zyskała od niego metkę najwyraźniej była bardzo zadowolona z tego obrotu spraw. Nie zapominajmy, że futrzasta lamparcica poświęcała mu całkiem sporo czasu i uwagi, przez co nawet ją trochę lubił. W końcu to ten typ, który zwyczajnie czerpie przyjemność z czyjejś uwagi i tego, że się z nim liczą.
W końcu nadszedł moment kiedy wstała i nie czuł już na sobie tego miękkiego futra. Jakoś nigdy nie był fanem pluszowych miśków, ale jej futerko całkiem przyjemnie się przytulało. Taka maskotka z ratingiem 10/10 według skali Rhoshana bo przecież nie miał z czym porównać, więc już będzie na podstawie czego takie rzeczy ustalać. Przeciągnęła się na nim i usiadła sobie na splocie słonecznym, w tym czasie lis skorzystał z możliwości, gdyż lekko ścierpły mu kończyny i także przeciągnął się. Zmrużył oczy na pacniecie w nos. Znowu go prowokowała i droczyła się, zapewne pragnąc dalszej uwagi. Czuł, że może w metodach się różnią, ale z grubsza w tym dążeniu do uwagi są podobni. Rhoshan wolał spuścić lanie paru przeciwnikom, a ona lubiła się droczyć i tulić.
- Operacja odratowania Młodego? Na pewno się uda.– wstał i podszedł do niej zerkając na ogrody. Na szczęście o tej porze dnia nikt tam nie pracował, zwłaszcza że ogrodnicy ostatnio nie mieli za dużo do roboty to mieli wolne. Okres kiedy rośliny wymagały nadmiernej opieki się skończył, więc mogli sobie pozwolić na tydzień, może dwa odpoczynku. Oparł łapę na jej ramieniu i spojrzał na nią – Wszystko w porządku? – zapytał, a potem spojrzał w tamtym kierunku.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1Sob Paź 04, 2014 7:50 pm

NPC Storyline - Akarynth|Kerrija

Samica postawiła swe uszy pionowo, nasłuchując jakiś odgłosów. Niczego niepokojącego nie było jej jednak dane usłyszeć. Po za jego głosem, gdy podszedł do niej i odezwał się. Nie było to jednak nic powodującego stres.
-Shinsen ciągle pakuje się w kłopoty. Ma do tego swoisty talent. Tak samo jak do wychodzenia z nich bez większego uszczerbku na zdrowiu.
Odparła mu spokojnie, a z jej głosu nie dało się poznać żadnych negatywnych emocji jak niepokój czy zakłopotanie. Wyraźnie była dobrej myśli, nie martwiąc się o to jakby jej towarzysz miałby nie wrócić.
Lamparcica poruszyła ogonem gwałtowniej, gdy poczuła jego dłoń na swym ramieniu. Odwróciła łeb w jego kierunku i znów uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Tak. Zastawiłam kilka pułapek, na wypadek gdyby mnie śledzono. Dziwię się, by wydawało mi się, że ktoś goni mój ogon.
Wyjaśniła, odwracając się następnie gwałtownie gdy za ich plecami dało się usłyszeć huk lądowania. Coś walnęło w ziemię z wielką siłą - i choć początkowo samica szykowała się do boju, to jednak zaraz opuściła gardę, widząc przed sobą znajomą istotę - białołuskiego mistrza z Densorinu. Ponad dwu i pół metrowy smok zmierzył ich swym spojrzeniem, spokojnym i ciepłym, niczym prawdziwy opiekun spoglądający na istoty które traktuje jak własne młode. Zrobił następnie kilka kroków w przód, podchodząc do nich w ciszy i lustrując po kolei spojrzeniem - najpierw samicę, a potem lisa.
-Zdążyliście się poznać...
Zaczął spokojnie, komentując to co dane mu było się dowiedzieć. I bynajmniej nie było to spowodowane żadną telepatią lub magią. Ich zapachy po prostu wymieszały się, gdy leżeli tak razem, a co za tym idzie - smok łatwo domyślił się reszty. Nie wyglądał jednak na przejętego, raczej stwierdził oczywisty fakt i nic po za tym. Najwyraźniej było to normalne... albo normalne w przypadku tej samicy. Niebieskofutra uśmiechnęła się niewinnie do mistrza, nic nie mówiąc i nie podnosząc wzroku za wysoko, spoglądając na niego raczej tylko kątem oczu. Ten natomiast skierował swą uwagę na czerwonofutrego lisa.
-Rhoshan... tak dużo musisz się ponownie nauczyć. Musimy osłabić klątwę, zdjęcie jej będzie wymagało czasu. Muszę nauczyć cię samokontroli.
Skomentował, spoglądając z góry na swego ucznia. Ucznia który powrócił do niego po takim czasie. Ucznia którego uznał za martwego. Nie był to pierwszy przypadek, każdy bolał, niemniej jednak nie każdy wracał. A do niektórych po prostu miało się sentyment.
Białołuski uniósł swój łeb do góry i rozejrzał się po okolicy. Wziął głębszy wdech, zaciągając się powietrzem które w tej części planety było przyjemniejsze, nie tak jak w ich metropoliach.
-Będzie potrzebne duże leże oraz trochę miejsca, jak również bliski dostęp do zimnej wody. Ty będziesz tego potrzebował...
Rzucił, a następnie pochylił się lekko, podnosząc lewą dłoń, którą nie trzymał włóczni - a następnie kładąc ją ponownie na czole lisa. Rhoshan mógł poczuć ciepłą energię która przeszła przez całe jego ciało, jednak wydawała się nie wywrzeć na nim żadnego wpływu...
-Wyłączyłem świadomość człowieka. Pozostanie uśpiony tak długo, jak długo nie zdejmie się zaklęcia. Teraz prowadź.
Wyjaśnił, prostując się i czekając. Lamparcica spojrzała na niego wyczekująco, gotowa by iść za nim i wykonywać tym samym polecenia mistrza. Akarynth wydawał się działać bardzo konkretnie, nie przedłużając potrzebnie żadnych spraw, a najlepiej robiąc od razu co trzeba. Gdy tylko lis ruszył, dwójka densorinów ruszyła natychmiast za nim [Rhoshan zt]
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - jadalnia   Budynek główny rezydencji - jadalnia - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Budynek główny rezydencji - jadalnia
Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
 Similar topics
-
» Budynek główny rezydencji - gabinet
» Budynek główny rezydencji - wejście
» Budynek główny rezydencji - biblioteka
» Główny budynek rezydencji - plac
» Główny budynek rezydencji - podziemia

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn :: Rezydencja Antharasa-
Skocz do: