Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Budynek główny rezydencji - gabinet

Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Wto Cze 24, 2014 7:05 pm

First topic message reminder :

Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 7.jpg.CROP.article920-large
Oto gabinet właściciela rezydencji. Znajduje się on w skrzydle mieszkalnym budynku i ze wszystkich pokoi ten jest największy i najbardziej zagracony. Jest w nim masa trofeów z polowań, wypchanych zwierząt oraz wiele staroci takich jak księgi mające ponad 200 lat.
Meble są niewiele starsze od wyżej wymienionych ksiąg. W pokoju znajduje się także półpiętro, z którego można sięgnąć klapy prowadzącej na dach budynku. Jest ona jednak ukryta za jednym z obrazów, dokładniej to za obrazem najbardziej niepozornym... Kopią obrazu "Dama z łasiczką".
Znajduje się też tu na ścianach kolekcja broni z różnych regionów, które odwiedził łowca oraz jego przodkowie, a jest tego... bardzo dużo. Zaczynając od plemiennych sztyletów rytualnych, kończąc na halabardach.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 8:28 pm

Powierzchnia grzewcza? A co on? Kaloryfer? W jej wypadku raczej nie miał problemu, z tym że się jakoś chciała grzać, chociaż pewnie był wewnątrz dosyć ciepły z racji swojej masy, ilości futra czy samego gorącego podejścia (suchar).
Dostrzegł, że była całkiem dobrym punktem podparcia i pewnie nie mało też miała siły, chociaż nie wyglądała. Magii raczej też nie używała by się jakoś wzmocnić, chociaż kto wie. Rhoshan jakoś nie czuł żadnej magii w powietrzu. Nie tylko ona była głodna, bo akurat smak potraw kucharza znał i także za nimi przepadał. Antonio zwyczajnie umiał tworzyć cuda pasujące każdemu. Miał do tego talent i tyle, tak jak Rhoshan do siekania i rąbania na kawałki przeciwników.
- Ludzie są zapatrzeni w swoje potrzeby, chcą żyć na wysokim poziomie kosztem planety. Z wielką chęcią się wyrwę z tego miejsca i odwiedzę Densorin. Brzmi jak idealne dla mnie miejsce i… trzymam za słowo – powiedział bo tym razem to on będzie się czegoś obiecanego domagał. Nie ma tak łatwo, że odpuści. Był ciekaw jak jego „dom” wygląda naprawdę. Musi to być na serio fajne miejsce, skoro tam planeta jest czysta, a natura nie została ujarzmiona w ten sposób w jaki to ludzie robią.
Dlaczego miałby się samemu kąpać, skoro było miejsce dla drugiej osoby? Zwłaszcza, że ta osoba zajmowała mało miejsca, a na dodatek pewnie jej także by się przydała kąpiel. Wykorzystanie okazji i jednej wanny by jednocześnie dwie istoty się wyczyściły. Oszczędzanie wody i inne bzdety, chociaż to była raczej kwestia przyjemności. Usiadła sobie na nim i zaczęła go myć, a raczej przymierzać się do tego. Futro coraz bardziej nasiąkało wodą i coraz bardziej było je czuć w powietrzu. Jej dotyk był delikatny oraz całkiem przyjemny, zwłaszcza kiedy zaczęła myć mu pysk.
W końcu poleciła by się rozluźnił i chyba właśnie dostanie wymarzony masaż. W sumie zapewne pierwszy w jego obecnym życiu, dlatego ogon poruszył się lekko z ekscytacji (mimo, że teraz przypominał bardziej mokrą ścierkę niż bujną lisią kitę). Wyglądało na to, że nawet miała w tym jakieś doświadczenie, chociaż jako medyk pewnie znała każdy zakątek jego ciała i wiedziała gdzie nacisnąć, by było przyjemnie. Stopniowo jego spięte mięśnie się rozluźniały, a on odpływał w przyjemności jaką mu dawała. Czuł, że coraz bardziej się rozleniwia, ale było mu dobrze i raczej nie chciał by przestawała.
Próbował nawet otworzyć oczy i zerknąć na nią, jednak ta mu je zasłoniła i zmusiła do zamknięcia. Warknęła ostrzegawczo, chociaż brzmiało to bardziej komicznie niż groźnie. Wyszczerzył się i powiedział rozleniwionym głosem.
- Dobra jesteś w te klocki – jego ogon poruszał się od czasu do czasu na boki, jakby merdając, okazując że mu się to podoba. Zresztą na twarzy to było widać, że jest odprężony i zdał się na nią oraz jej ręce które leczą. Ramiona opadły bezwiednie, jakby wszystkie ścięgna puściły w nich, jednak to był efekt jej dłoni oraz relaksu. Poczuł jakby całe ciało się robiło wiotkie, jakby stawał się jednym wielkim kawałkiem galaretki. Na dodatek jeszcze od dołu atakowała go wibracjami wanna, która dbała o masaż jego pleców, którymi był oparty o wyloty.
- Jaka jest Twoja historia? No wiesz, jak się znalazłaś pod opieką mistrza? - zapytał podczas relaksu, jednak nie otwierał oczu, a strzygł uszami wyłapując wszelkie emocje z jej głosu. Może kryła się za tym jakaś mroczna tajemnica? - Chyba mentalnie wracam do siebie. W sensie do bycia tym kim byłem, chociaż jeszcze trochę czasu minie. - zastanawiał się jaki był tak plus minus dwa lata przed swoją śmiercią. Czym się dokładnie zajmował i przez kogo zginął? Z chęcią by dopadł te osoby i się odegrał.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 9:30 pm

NPC Storyline - Kerrija

Samica znała się na tym co robiła, tak więc na jego pochwałę zareagowała miłym mruknięciem. Kiedy ramiona odpuściły, lamparcica nie zeszła w dół, jednak przesunęła dłońmi do góry, wsuwając je w futro znajdujące się po bokach szyi oraz na karku lisa. Tam zaczęła delikatnie masować skórę czerwonofutrego, by zaraz przejść do uciskania w kilku miejscach bardziej newralgicznych punktów, a następnie rozmasowywania ich. Jej dłonie znów spoczęły na krtani, by zaraz sunąć ku górze - na żuchwę wielkoluda, którą przycisnęła, a następnie rozmasowała delikatnie. Kolejnym etapem na który weszła były wargi lisa, gdzie skupiła się głównie na masażu oraz delikatnym drażnieniu w okolicach nosa. Następnie przeniosła punkt nacisku na policzki, by zaraz zacząć wsuwać się powoli ku czubkowi łba samca. Wtedy też zadał jej pytanie na temat jej historii. Samica uśmiechnęła się jedynie do niego, nic na razie nie mówiąc.
Zamiast tego, jej dłonie przeczesały grzywę na łbie lisa, by zaraz zsunąć się na jego kark - celowo pomijające pewne czułe miejsca - a następnie... pociągnąć go delikatnie ku sobie. Kerrija wyprostowała się, klękając na swych kolanach - które znalazły się na pachwinach samca - ot był wysoki i inaczej by była za niska by zrobić to co zaplanowała. A zaplanowała coś dla niego miłego, gdyż oparła go o siebie, a następnie objęła rękoma jego głowę i wtuliła w swoje ramie. Mruknęła mu przez chwilę cicho do ucha, by zaraz obie dłonie znalazły się na owych czułych punktach lisa - czyli właśnie na uszach. Pazury zaczęły delikatnie drażnić znajdującą się na nich skórę, a czasami zmieniały się z palcami, które z kolei rozmasowywały oraz uciskały czułe punkty. Tej "operacji" poświęciła nieco więcej czasu, gdyż trwało to około dwóch, trzech minut - jak pozwalała Rhoshanowi tak odpłynąć, wtulić się teraz dla odmiany w nią i oddać pieszczocie.
Gdy skończyła, cofnęła swe ręce i wsunęła je między nich, opierając dłonie na piersiach samca, by zaraz delikatnie odepchnąć go od siebie i oprzeć ponownie o ścianę wanny. Przypilnowała jeszcze czy ten nadal ma zamknięte oczy, po czym oparła obie dłonie na prawym ramieniu lisa, zaczynając powoli sunąć w dół. Jego ręce były teraz niezwykle silne, tak więc i ona włożyła więcej siły w nacisk na jego skórę. Palce oraz pazury zaznaczały budowę ścięgien, linie żył oraz tętnic - sunąc to coraz niżej i mijając z czasem łokieć. Po chwili jej dłonie znalazły się na nadgarstku czerwonofutrego, który rozmasowała dokładnie - biorąc pod uwagę, że był to staw, a te lubią być narażane na kontuzje. Teraz została już tylko dłoń, na którą Kerrija wsunęła swe własne, wciskając kciuki do serca dłoni samca, a następnie zataczając nimi koła i naciskając mocniej na punkty. Na końcu, przesunęła po kolei po wszystkich palach u dłoni, upewniając się by żadnego punktu nie pominąć. Cały proces został powtórzony następnie z drugą ręką, a tymczasem odpowiedzi na zadane przez niego pytania jak nie było, tak dalej nie padała.
Tymczasem dłonie niebieskofutrej spoczęły wysoko na żebrach samca i teraz skupiły się na nich, sunąc powoli w dół i w górę, wciskając palce w zagłębienia między żebrami. Małe dłonie lamparcicy zsunęły się dalej w dół, na boki brzucha samca, naciskając na niego powoli, by zaraz zejść niżej, na wysokość bioder. Tam zaczęły schodzić się do środka, wsuwając się na podbrzusze samca, następnie dalej do góry, rozłączając się by zahaczyć i dokładnie zaznaczyć wgłębienia dookoła każdego mięśnia na brzuchu lisa.
-Choć będzie tobie dane poznać wiele żywych legend, to ja jednak jedną z nich jeszcze nie jestem. Moi rodzice są oficerami floty, ja wychowywałam się zarówno na okrętach wojennych jak również w naszej stolicy. Początkowo to rodzice uczyli mnie jak osiągnąć jedność z mocą. Na mistrza Akaryntha wpadłam... przypadkiem. Znalazłam się w dobrym miejscu o odpowiednim czasie. Podczas pobytu na jednej ze zrzeszonych nam planet, doszło do ataku na królewskiego inkwizytora. Byłam na miejscu, więc wtrąciłam się do walki... przez element zaskoczenia udało mi się przegonić napastników i pomóc rannemu. Wtedy też pojawił się mistrz Akarynth...
Zaczęła wyjaśniać, powoli i dokładnie. W międzyczasie dokończyła rozmasowywanie mięśni brzucha lisa, by potem odwrócić się powoli, usiąść ponownie oprzeć plecami o jego tors. Jednocześnie jej dłonie opadły na jego nogi i rozpoczęły pracę nad nimi, masując je dokładnie. Sama Kerrija pochylała się z czasem - nim dalej musiała sięgnąć, w tym również uginając jego kolana by dorwać się do jego łapy z którą uczyniła dokładnie to samo co z dłonią... a potem cały efekt powtórzyć na jego drugiej nodze oraz łapie.
-Choć wyglądam jak lampart, to jednak moje specyficzne, prywatne cechy nie wzięły się znikąd. Jestem istotą silnie połączoną z otaczającą nas magią. Potrafię wyczuwać oraz manipulować najczystszą energią - w celu uzyskania porządnych przez siebie efektów. Sztuka ta jest niezwykle trudna - i pod tym względem rzeczywiście, jestem wybranką. Smoczy mistrz ujrzał to we mnie przy pierwszym spotkaniu - i jak sam powiedział - nie mógł pozwolić mi na zmarnowanie tej mocy. Miłość ojczyzny naszym prawem.
Dokończyła swoją opowieść, nie wdając się specjalnie w szczegóły. Na to przyjdzie okazja innym razem. W międzyczasie dokończyła również pracę nad jego nogami, a następnie odwróciła się do niego frontem, krzywiąc delikatnie łeb na bok i spoglądając na "rozpuszczonego" lisa. W jej historii dało się wyczuć zadowolenie. Cieszyła się z tego co spotkało ją do tej pory. Choć niejednokrotnie zdarzały się niebezpieczne momenty, ryzyko utraty zdrowia lub życia - to ostatecznie wysiłki zawsze się opłacały, a przyjaciele skutecznie nagradzali sobą wszystko co udawało im się wspólnie osiągnąć.
-Możesz otworzyć oczy. Pozwalam.
Wypowiedziała i zachichotała rozbawiona. Spojrzała w jego różnobarwne ślepia i wyszczerzyła delikatnie swe kły w przyjaznym uśmiechu. Jej dłonie ponownie oparły się na piersiach samca.
-Teraz coś dla mnie...
Rzuciła nagle i poruszyła się gwałtownie, wtulając się silnie w czerwonofutrego. Oparła swój pysk na piersi samca, wsłuchując się w pracę jego serca. Zamruczała zadowolona i zamknęła swe ślepia, przylegając do niego silnie oraz "nagradzając" tym samą siebie. Ot coś co wydawało jej się bardzo miłe oraz aktualnie - jak najbardziej na miejscu. Z resztą nie spodziewała się, że kiedyś będzie miała okazję aż tak poprzytulać się do kogokolwiek. Zwłaszcza do istoty z opowieści. Wolała więc korzystać, póki mogła.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Nie Paź 05, 2014 10:46 pm

Pacjent był bardzo pozytywnie nastawiony do swojego lekarza, który całkiem dobrze zresztą prowadził jego rehabilitacje. Najbardziej na plus w takich sprawach, jest kiedy ma się dobre podejście do osoby i przekona się ją do siebie. W pewien sposób „wężyca w błękitne cętki” dała radę w mniejszym lub większym stopniu tego dokonać. Przede wszystkim poświęcając mu swoją uwagę, czas oraz okazując wobec niego jakieś pozytywne uczucia (z czego w tym ostatnim miał wrażenie, że to ogólnie typ istoty okazujący każdemu pozytywne emocje). Metody, których używała to była istna magia, bo pod jej dotykiem mogła go sobie lepić jak glinę z racji tego, że coraz bardziej się rozpływał z każdym jej ruchem. Gdyby otworzyła sobie salon masażu to pewnie zbiłaby kokosy na tym, a na dodatek on byłby jej stałym klientem. Nie przeoczyła nawet najmniejszego punktu, zajmowała się wszystkim. Żuchwą, wargami, krtanią, była zwyczajnie perfekcyjnie dokładna w swoich ruchach wybierając każdy punkt, który potencjalnie mógł ulegać napięciu. Nie mógł dostrzec jej uśmiechu, gdyż miał zamknięte oczy, chociaż z przyzwyczajenia mógł założyć, że się uśmiechała bo zawsze to robiła. Jej puls nie zmieniał się, ani nie nastąpiło jakieś traumatyczne nabranie powietrza czy przełkniecie śliny. Jednak zapadła cisza, nie odpowiadała na pytanie a czesała jego grzywę, kiedy zrobiła coś czego faktycznie nie spodziewał się. Znaczy mógł mieć przypuszczenia, że kiedyś by to zrobiła, ale nie w tej chwili. Pociągnęła go ku sobie, by wtulić go w siebie. Grube futro oraz skóra amortyzowały to, że siedziała w pobliżu dosyć czułego miejsca dlatego nie czuł dyskomfortu. Delikatnie wtulił pysk w jej ramię, słysząc to mruknięcie. Czyżby dawała mu jakiś znak tym mruczeniem? Jednak zaraz nastąpił atak na jego czułe miejsce jakim były uszy. To był taki gwóźdź do trumny, który przyśpieszał jego rozbrojenie. Zwłaszcza, że operowała na nich dosyć długo i czule, dlatego mogła słyszeć pomrukiwanie przyjemności, które z siebie co jakiś czas wydawał. Dlatego podczas tego objął ją jeszcze delikatnie rękoma, jakoś tak bo zawsze to ona się tuliła do niego, to wypadało się też zrewanżować, zresztą pewnie tego oczekiwała, a jak nie to chociaż będzie jej przyjemnie i dostanie niewielką premię za sprawianie tej przyjemności.
Moment tulenia jednak dobiegł końca i odepchnęła go od siebie delikatnie, przez co ponownie oparł się o wannę. Miał zamknięte oczy bo to nawet mu się opłacało. W końcu pewnie jakby je otworzył to zaprzestałaby pieszczot, które były nader przyjemne i mimo, że miała mokre futro, które właśnie przez ilość wody nie było takie miękkie to jednak jej dotyk był przyjemny. Widać, że potrzebowała trochę siły, by docisnąć jego mięśnie w niektórych miejscach, co sugerowało że faktycznie rozwinęły się. Czuł w sobie moc, że może a raczej będzie mógł więcej niż wcześniej. Badała sobie każdy kawałek jego ciała jakby był eksponatem w muzeum, który może dotknąć. Zresztą kto wie, czy za taki nie zostanie uznany, kiedy powróci do domu? Przynajmniej nikt go nie wypcha i nie wsadzi na stojak. Masaż zaproponowany był także w jeszcze jednym celu, by rozluźnić mięśnie oraz sprawić by ciało zaczęło działać bez żadnych zgrzytów i by móc funkcjonować na najwyższych możliwych obrotach od początku bez ryzyka kontuzji. Słowem, to było przygotowanie na solidny trening i wrócenie do dawnej formy, chociaż kryło się w tym sporo chęci rozrywki i kontaktu z nią.
Przykładała się do swojej pracy to trzeba jej przyznać, chociaż na pewno czerpała też sporo przyjemności z tego co robiła. Przecież po niej od razu widać, że to istotka pragnąca kontaktu fizycznego, ciepłego słowa, czy nawet tak błahej rzeczy jak przytulenie. Zresztą widać, że była bardzo emocjonalna zwłaszcza kiedy pierwszy raz weszli do pokoju i po tym, jak zareagowała na jego wsparcie. Pod jej naciskami brzuch poruszał się sam, kurcząc co jakiś czas jakby unikając tego nacisku. Bądź co bądź jest to w miarę czułe miejsce, dlatego tak reagowało na mocniejszy dotyk.
W końcu przyszedł moment, gdy odpowiedziała na jego pytanie. Całkiem niezłe wprowadzenie zapowiadające, na jak głęboką wodę go rzucą. Być może zwyczajnie spotka paru znajomych z przeszłości, których nie pamięta ale sobie przypomni dosyć szybko. Wygląda na to, że pochodziła z rodziny wojskowej, która stacjonowała w centrum jej… nie, ich wspólnego domu. Zaczynała od najmłodszych lat szkolenie się w sztukach tajemnych, a na mistrza wpadła… jak to w takich historiach bywa, zupełnie przypadkiem. Jeśli tamten sen, który miał był fragmentem wspomnień to także trafił na niego całkowicie przypadkiem, a może… może mistrz wyczuł go i uratował? Wracając do jej opowieści to zaciekawiła go, zresztą dobrze jest wiedzieć coś o osobie z którą spędzi się trochę czasu. Zachowała się trochę jak taka stereotypowa bohaterka, która pojawia się znikąd, ratuje rannego a potem zyskuje szanse nowego życia.
Oparła się plecami o jego tors i rozpoczęła dbanie o jego nogi, jednak to musiało być dla niej już większą gimnastyką bo przecież był dosyć duży. Oczywiście w pełni z nią współpracował, bo przecież nie potrzebny nam w momencie treningu skurcz ścięgna, który cholernie boli zresztą.
Była też w jakiś sposób połączona z tym całym abrakadabra. Mogła wyczuwać i manipulować energią. Całkiem przydatna zdolność, zwłaszcza że to chyba było pomocne przy ocenianiu szkód jakie odnieśli ranni. Mogła kogoś leczyć, ale mogła też tą osobę zabić jeśli tak uznałaby za stosowne. Nawet nie zdziwił się, że ktoś to wykorzystał, a mianowicie mistrz. Przecież takiej zdolności nie można puścić w samopas i by wpadła w niepowołane do tego ręce.
- Mhm, brzmi trochę jak historia początkującej bohaterki zmierzającej ku drodze legendy. Ja pewnie w takie rzeczy się nie bawiłem pewnie. Raczej wolałbym rozwiązania siłowe i rozłożenie przeciwnika na łopatki za pomocą pazurów niż bawić się w czary mary, chociaż przyznam że bardzo interesująca zdolność – powiedział tonem takiej pochwały, bo w sumie naprawdę podziwiał że jej się chciało uczyć czegoś takiego jak magia. Przekręciła się do niego przodem i zezwoliła na otwarcie oczu, co niezwłocznie zrobił. Znowu ujrzał jej uśmiech oraz rozbawioną twarz, na której prędzej czy później zaczną się od tego pojawiać zmarszczki.
- Nagroda w sen...sie?– nie dokończył pytania, bo ta się od razu w niego wtuliła całkiem mocno – Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią – powiedział rozbawiony i pokręcił głową. Objął ją swoimi łapami, jednak zrobił to delikatnie, co jakiś czas głaszcząc ją po głowie. Lewą łapę złożył na jej plecach, a prawą głaskał jej głowę, drapiąc okazjonalnie. Zasłużyła na nagrodę zresztą, w końcu sprawiła że się na nią troszkę bardziej otworzył, chociaż co do obcych osób pozostanie zimny jak stal to dla niej może sobie być tym pluszakiem. Wolał nie zadawać pytania typu „jak ty beze mnie wytrzymasz?” bo pewnie by spochmurniała mając na uwadze, że się rozdzielą i nie będzie tego fajnego futrzaka do tulenia. Na razie postanowił delektować się tą chwilą i odwdzięczyć jej się, chociażby tymi drobnymi pieszczotami.
Chociaż był ciekawe jej wieku. Skoro Shinsen miał mniej niż 30, to ile ona mogła mieć? Sądząc po zachowaniu… z 15-16? Jednak samicy o wiek się nie pyta bo może to grozić uszkodzeniami czaszki na skutek mocnego uderzenia, lub chorobą zwaną fochusem pospolitusem, który ciężko wyleczyć. Ciekawe czy densorińskie samice miały ten sam kompleks wieku co ludzkie?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Pon Paź 06, 2014 7:42 pm

NPC Storyline - Kerrija

Lamparcica pozwoliła sobie zamruczeć trzykrotnie. Pierwsze mruknięcie związane było z jego słowami, cichą zgodą, że rzeczywiście - niektóre rzeczy się nie zmieniają. Lub zmieniane być nie powinny. Drugi raz mruknęła gdy objął ją swymi wielkimi rękoma i zaczął przy tym głaskać po głowie - a trzeci raz był tylko potwierdzeniem tego jak ciepło i przyjemnie się jej zrobiło. Na tyle, że pozwoliła sobie na zamknięcie swych ślepi oraz chwilę delektowania się obecną sytuacją. Znów przesunęła swymi dłońmi, układając je na korpusie samca, zaraz przesuwając nimi powoli w górę oraz dół, od brzucha do klatki piersiowej i na powrót.
-Magia to nie tylko... czary mary. To również kły i pazury...
Wtrąciła od siebie, ocierając się policzkiem o pierś samca i zaraz wiercąc się lekko by ułożyć się na nim wygodniej.
-O legendzie możesz mi coś opowiedzieć. Sam się nią stałeś.
Dodała i zachichotała cicho, dalej tuląc się do lisa i po prostu nie chcąc się od niego za szybko odklejać. Ciepła woda, włączony hydromasaż który wprawiał tą wodę w wibracje, a do tego wielki lis na którym mogła sobie poleżeć. Dość specyficznie zaczęła się ta znajomość, gdyż nie zwykła zaczynać od kładzenia się na innych. Jakimś jednak sposobem wpadła na pomysł, że z tym futrzakiem to będzie najlepsza opcja. Jak widać - nie pomyliła się.
Po około dwóch minutach leżenia w ciszy, po prostu czerpania przyjemności i ładowania baterii - podniosła swój łeb, przesuwając go by móc spojrzeć do góry na pysk lisa. Jak zwykle uśmiechała się do niego, a w jej wzroku dało się wyczytać, że chyba chciała dowiedzieć się o nim wiele więcej, niż aktualnie mogła. Jej dłonie dalej pracowały na jego korpusie, jakby zaczęło jej to sprawiać większą przyjemność, niż jemu.
-Jak się czujesz?
Zapytała, ciekawa samopoczucia lisa ale nie tylko. Interesował ją również jego ogólny stan. Zapewne był głodny - z resztą jak i ona - niemniej jednak chciała wiedzieć jak trzyma się jego ciało. Mięśnie, kości, stawy, organy wewnętrzne. Jakiekolwiek złe objawy, coś co mogło go niepokoić. Lepiej by zażegnali ten problem teraz niż męczyli się potem... z poważniejszymi objawami.
Tymczasem Kerrija jak to ona postanowiła zmienić swoje podejście i w ruch poszły jej pazury, tak więc kiedy przed chwilą masowała jego klatkę piersiową - teraz zaczęła ją drapać. Wcześniej zauważyła, że wydawało się to dla niego przyjemne, więc postanowiła to jeszcze potwierdzić. Po za tym, jego skóra zrobiła się teraz na tyle wytrzymała, że mogła spokojnie sobie na to pozwolić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Pon Paź 06, 2014 8:19 pm

Każde jej mruknięcie było jak pochwała dla niego, lekkie połechtanie jego dumy samczej, chociaż z innej strony miał z tego całkiem niezły ubaw patrząc jak teraz ona się rozkleja niczym ciastko z nadzieniem wrzucone do wody. Wszystkie ingrediencje, jakimi było dobre słowo, przyjemne głaskanie jego wielkimi łapami, drapanie po jej małej, acz zadziornej główce oraz temperatura wody, która wibrowała z powodu wanny. Mimo, że sporo dysz on zakrył swoim ciałem, to jednak te wyższe trafiały centralnie w nią. Ciekawe czy takie wanny mają także na statku? Może mają coś lepszego nawet patrząc po tym zaawansowaniu technologicznym, którym się tak chełpią. Kiedy zamknęła ślepia, aż miał ochotę się odgryźć i zrobić to samo co ona wtedy, czyli niezbyt groźne warknięcie oraz zamknięcie oczek, ale powstrzymał się bo w takich akcjach z wyższej półki wyrażania się nie miał jeszcze poziomu takiego jak ona.  
Skoro magia była kłami i pazurami, czy to znaczy że on używa jej cały czas kiedy jest w tej formie? A może są jakieś triki, by wzmocnić takie pazurki i ząbki? Na pewno z chęcią by zerknął na ten trik, nie to żeby nie wierzył w siebie, ale przezorny zawsze ubezpieczony chociaż nie wiadomo czy nie skończyłoby się tak jak w powiedzeniu „ciekawość zabiła kota”, w tym wypadku lisa.
Kiedy w końcu ułożyła się na nim wygodniej wrócił do jej drapania i głaskania. Takie proste czułości na jakie go było na razie stać, nie przesadzajmy bo jeszcze zostanie większym pluszakiem niż na ten moment. Chociaż ją mógłby głaskać cały czas, a jakby ktoś miał jakieś wątpliwości lub uwagi to pewnie spotkałby się z jego pięcioma argumentami… bardzo szybkimi i bolesnymi argumentami zresztą.
- Tak, jam jest „Ten, który powrócił z martwych” – zaśmiał się, bo przypomniała mu się pewna historia z ziemskich religii i opowiastek – Na Ziemi już taki był ponoć co umarł bo go własny uczeń zdradził, a potem 3 dni później wstał z grobu wstępując w niebiosa czy inne pierdoły. Nie pamiętam jak się nazywał, ale ludzie wokół tego zbudowali religię i kult – zaczął się zastanawiać próbując sobie przypomnieć imię tego gościa. Wiedział, że ponoć miał brodę, był brunetem o długich włosach i coś bredził o pokoju na świecie i miłości. Tak, z pewnością to był pierwszy hipis, ale nie ważne. Nie udowodniono, że coś takiego się stało faktycznie, a Rhoshan był żywym przykładem wstania z martwych – Zatem Ty także zostaniesz legendą tak idąc na jakąś prostą i pokrętną logikę. Jako ta, która wspierała legendę i przez to sama się nią stała, będąc u jego boku – odpowiedział mając na twarzy wyraz głębokiego zamyślenia. Dobrze, że wraz z czaszką powiększył się mózg to lepiej przetwarzał różne rzeczy i bardziej go naszło na takie rozmyślania. W innym wypadku mózg by się mu przegrzał od nadmiaru mądrych rzeczy. To mogło faktycznie zabrzmieć jak jakaś propozycja, choć mógł sobie z tego nie zdawać sprawy. Od tak jego chaotyczny charakterek sprawił, że palnął pierwsze co mu ślina na jego długi lisi jęzor przyniosła. Jak zwykle zresztą najpierw gadał, potem myślał ale to chyba jego urok co nie?
Po chwili dla nich, czyli leniwieniu się w wannie i relaksowaniu się podczas którego umysł Rhoshana pracował na wysokich obrotach rozmyślając jak dziwna jest ta sytuacja i jak to wszystko szybko się potoczyło w dosyć zdumiewający sposób. Rozkminił, że w sumie to było jak przebiegnięcie przez pole, na którym rósł sobie jakiś randomowy rzep, który dosłownie się do niego przyczepił. Zresztą dosyć ładny rzep, będący jak broszka, może nawet jak towarzysz do rozmów poważnych i tych mniej, jakby taka istota której można się wypłakać (gdyby Rhoshan mógł płakać oczywiście), a jednocześnie rzep na tyle nietrwały, że lis musiał uważać by go przypadkiem nie zrzucić. Z rozmyślań wyrwał go ponowny masaż jego korpusu oraz pytanie. Zapytała o jego stan. Nie sprecyzowała czy chodzi o zdrowie, głód, czy wnętrze. Zapewne pytała ogólnie, a patrząc po tym wzroku to miał się jej ze wszystkiego wyspowiadać. No cóż, tak uroczo wyglądała, że szkoda by było ją smucić. Wtem jego żołądek burknął głośno domagając się pożywienia. Troszkę to mogło z jego perspektywy popsuć klimat, ale postanowił z tego wybrnąć i spojrzał w kierunku swojego żołądka.
- Żołądek prawdziwego lisiego densorina burczy bezgłośnie! – zażartował udając, że mówi do swojego żołądka, a potem zerknął na nią – Jak widzisz stan się poprawia, mięśnie rozluźnione dzięki Tobie, jestem głodny, a tak poza tym strasznie nie chce mi się wychodzić z wanny ani tym bardziej Cię puścić z racji, że to całkiem przyjemne – odpowiedział całkiem spokojnie, jakby mówiąc o pogodzie. Wszystko było w normie, chociaż jeszcze trochę wody musiało upłynąć zanim mięśnie i masa zaczną współgrać na nowo. Zaczęła go drapać pazurkami po klatce piersiowej, przez co na moment przymknął oczy i zamruczał sobie pod nosem z zadowolenia, by potem odwdzięczyć jej się (raczej nie drapiąc mocno, zwyczajnie lekkie wodzenie pazurami po jej drobnym ciele).
- Po tych schodach raczej dam radę zejść, chociaż z jadalnią może być słabo. W końcu tamten gość ją zjarał. Możemy zjeść tu w gabinecie, a że łowca tu często pracuje do późna to gdzieś za którąś szafką była taka winda, która prowadzi do kuchni, przez którą jedzenie się dostarcza – wyjaśnił i oparł brodę na czubku jej głowy, by potem nią zacząć ją lekko drapać po główce ocierając się zwyczajnie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Wto Paź 07, 2014 2:33 pm

NPC Storyline - Kerrija

Niebieskofutra nie wyglądała na istotę której potrzebne było w tym momencie coś jeszcze. Wymienili się wzajemnie swoją uwagą, skupieniem jej w pełni na drugiej istocie. Nie wspominając już o pieszczotach którymi wzajemnie siebie raczyli. Jej to odpowiadało. Miała świadomość faktu, że nie powinni sobie aż tak na to pozwalać, niemniej jednak nie chciała przepuszczać takiej możliwości.
Wyszczerzyła do niego kły, gdy nazwał się "tym który powrócił z martwych". Natomiast historia o tym, że ktoś na tej planecie mógł wykorzystać jakieś zaklęcie magiczne lub po prostu trick - a następnie wykorzystać to do stworzenia religii dookoła swej osoby... pominęła. Wolała się tym nie zajmować, bo było to dla niej przynajmniej żenujące.
Na jego słowa, które chyba wypowiedział na tej samej zasadzie co zdarzało mu się wcześniej - najpierw powiem, a potem spróbuje zrozumieć co powiedziałem - zareagowała... rozbawieniem. Po za samymi słowami, które odebrała jako swoistą propozycję, lis wyglądał komicznie gdy się tak nad czymś strasznie zastanawiał.
-Na razie na nim leżę... i to mi wystarczy.
Odparła mu rozbawiona, podnosząc prawą dłoń i po raz kolejny pacnęła go w nos. Następnie jej dłoń powróciła na korpus samca po którym zaczęła go drapać... aż jego brzuch się nie odezwał. Wtedy też Rhoshan błyskawicznie ten fakt skomentował, a Kerrija pozwoliła sobie by odpowiedzieć mu cichym śmiechem. Ot czyżby ktoś zgłodniał? Dla niej był to dobry moment by zsunąć swe dłonie z korpusu lisa, na jego brzuch - a następnie zacząć go po nim masować. Później wysłuchała jego komentarza i poczuła to co zrobił. Oparł brodę na jej głowie i zaczął się o nią ocierać. Samica zachichotała rozbawiona tym zachowaniem, a następnie mruknęła zachęcająco, podniosła swe ręce do góry i znów ułożyła dłonie na jego uszach, by zaraz zacząć go drapać oraz zamiennie - delikatnie gładzić owe czułe punkty na ciele samca. W najgorszym wypadku znów go rozbroi.
-Więc jak już zdecydujesz się nas uwolnić, możemy się tym zająć. Musimy pamiętać, że póki co nie mamy tyle czasu na odpoczynek, ile byśmy chcieli...
Zaznaczyła, nie przestając gładzić jego uszu. Zaciekawiło ją, jak silną wolą dysponował lis. Czy był w stanie myśleć, zrobić cokolwiek innego, gdy ta poddawała go lubianej przez niego pieszczocie? A może było to dla niego na tyle rozbrajające, że był wręcz bezbronny i mógł jedynie czekać, aż ktoś przestanie?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Wto Paź 07, 2014 6:50 pm

W gruncie rzeczy pewnie było coś co każde z nich z chęcią by dorzuciło do tej sytuacji. Na pewno było to dobre jedzenie w przypadku obojga, gdyż wykazywali się pewnymi gestami (jak chociażby oblizywanie na wspomnienie o jedzeniu czy wydany przez jego żołądek dźwięk przypominający uwolnionego Krakena).
Gdyby się zastanowić nad tą całą sytuacją to pewnie znajdzie się ktoś, kto po powrocie do Densorin nada mu jakąś ksywkę albo tytuł w stylu „syn marnotrawny” czy jakiś inny bubel związany z powróceniem. Już nawet by jakoś przeżył to „zmartwychwstały”, byle żeby nie robili z tego nadmiernego halo… w innym wypadku nie będzie miał z kim się bić, kiedy ktoś okaże mu albo mistrzowi brak szacunku, a przecież dla przeciwników lepiej, by mieli niewielkie zaskoczenie zanim zacznie się konfrontacja prawda? Oczywiście w innych sferach lubił jak był w centrum uwagi, ale to głównie chodziło o towarzystwo paru osób, lub że ktoś się z nim liczy nie dlatego, że szacunek jest wyrobiony jakąś rangą czy pozycją, ale dlatego że zna jego siłę i to do czego jest zdolny. Najbardziej liczyło się jak ktoś zadał sobie trud, by przebijać się przez ten mur który wewnątrz niego stoi, zresztą lamparcicy to się udało. Nie skruszyła całego muru, ale zrobiła w nim niewielką wyrwę tak by sobie popatrzeć na tyle, ile owa dziura pozwalała.
Plus był taki, że się przy nim nie nudziła, zresztą widać było że ją bawi. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, a nie że się z niego nabija. Oczywiście to głębsze zastanowienie zostało zakończone wnioskiem, że faktycznie to zabrzmiało jak propozycja. Rozważał różne rzeczy, jak to jakie stanie się jego życie i tak dalej, a na koniec właśnie została kwestia wypowiedzianych słów. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z dwuznaczności owych, jednak postanowił nie tracić fasonu i się wyszczerzył, robiąc dobrą minę do dobrej gry zapewne.
- „Leżąca na legendzie”… hmmm brzmi jak ciekawy tytuł – powiedział dosyć rozbawionym głosem, chociaż zastanawiał się jaka byłaby jej reakcja, kiedy ktoś zabrałby sobie jej miejsce do leżenia. Czy pojawiłaby się typowo ziemska kobieca zazdrość i zawiść? Wolał tego nie sprawdzać i jako roztropny samiec nie narażający się samicy postanowił o to nie pytać (jeszcze nabierze dziwnych podejrzeń!). Wydmuchnął ciepłe powietrze kiedy go pacnęła w nos. Niech sobie pozwala, dopóki nie przesadza, w końcu jest młoda, a młodzież musi się w końcu wyszaleć.
Rozmasowywała jego brzuch, który niczym nędzny ninja wydał z siebie głośny dźwięk, oczywiście dla niej owy dźwięk był zabawny (chociaż brzmiał jak rozjuszony niedźwiedź albo Kraken!), jednak kto nie uśmiechnie się słysząc taki dźwięk u wielkoluda, który jest w pewnym sensie groźny, a w pewnym (wizualnym) uroczy.
Ten rodzaj pieszczot, który zastosował pewnie bardziej przypadł jej do gustu, bo zachęcała swoimi dźwiękami by kontynuował, co oczywiście zrobił chociaż ona zagrała nieczysto bo… znowu dobrała się do jego uszu, które były jego słabym punktem! Poczuł jak przez gardło wymykają mu się ciche pomruki, których nie kontroluje oraz jak jego ciało znowu wiotczeje. To była zaprawdę ciężka próba woli, którą widać zaczął… przegrywać.
- Masz mnie… - powiedział rozklejony, rozmarzony oraz w pełni odprężony lis, który właśnie skończył ocierać się o jej głowę, a zaczął o policzek (może tam ma łaskotki?), by zaraz potem zerknąć w jej oczy. Jeśli to nie poskutkowało to jego ostatni plan legł w gruzach by się nie rozkleić. Jednak jej słowa dały do myślenia mu. Nie mógł się ciągle lenić, bo w końcu skończy jako wycieraczka do butów, a nie wojownik o ciele z żelaza…futra, wiadomo o co chodzi. Składanie myśli przy tym co robiła było zaiste trudne. Ba, nawet trudniejsze niż na jakichkolwiek fizycznych torturach. Dużo łatwiej mógłby się skupić, kiedy ktoś przypalałby go niż jeśli ona swoim delikatnym dotykiem miała głaskać jego uszy. To nie była kwestia samego dotyku, tylko kwestia tego kto to robił i w jaki sposób. Mruknął cicho, ale w pełni z zadowolenia, a potem otarł się o drugi policzek by ten nie był samotny, a następnie znowu nawiązał kontakt wzrokowy, by w końcu zadać pytanie – To… wychodzimy czy jeszcze 5 minutek? – zapytał, poprawiając się w wannie, a potem znowu kładąc łeb na jej łbie i przytulając jak pluszaka. Tak, to było w miarę fajne uczucie kiedy tulił kogoś jej pokroju.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Wto Paź 07, 2014 9:10 pm

NPC Storyline - Kerrija


Leżąca na legendzie nie tylko sobie na owej legendzie leżała. Jak samiec sam przyznał "miała go". Na jej pysku pojawił się chytry uśmiech, bo aż żal było jej nie skomentować takiego stwierdzenia.
-Na własność?
Zapytała, spoglądając na niego ciekawsko i nie przestając rozpieszczać jego uszu. Ot kto by pomyślał, że taki wielki, groźny lis będzie miał tak czułe uszy? Z drugiej strony nie pierwszy raz słyszała o takim przypadku - że wielkolud miał jakiś dziwny, przyjemny, słaby punkt. Niemniej jednak po raz pierwszy sama miała okazję kogoś "okiełznać".
Lis zaczął się do niej łasić nie mniej niż ona do niego. Najpierw przesunął pysk z czubka jej głowy na policzek, a gdy to nie odniosło skutku - zrobił to samo po drugiej stronie.
Kerrija zamruczała mu tylko w odpowiedzi na jego zachowanie, a następnie skinęła łbem potwierdzająco - jako odpowiedź na zadane przez czerwonofutrego pytanie. Ten jednak znów położył brodę na jej głowie i przytulił ją do siebie. Lamparcica pozwoliła sobie jeszcze przez chwilę wymasować jego uszy, a następnie puściła je i zsunęła ręce na jego ramiona, potem jeszcze niżej aż w końcu objęła go dookoła korpusu i wtuliła się w niego mocniej. Niemniej jednak...
-Musimy wstać. Ale skoro i tak zostaniemy w tym pokoju...
Odparła, przypominając gdzie się znajdowali. Mieli tam przecież pokój z wielkim łóżkiem do wykorzystania, a ona miała ochotę dalej korzystać z usług lisa. Oparła swe dłonie na jego korpusie, a następnie podnosiła się powoli do góry, stając łapami na... jego nogach. Ot skoro był taki silny i wytrzymały to nie powinien mieć z tym problemu. A ona w międzyczasie spokojnie wyszła sobie z wanny, stanęła przy niej i spojrzała na niego chytrze, mając już plan jak szybko ich wysuszyć. Była przecież magiem... no może to był za dziwny tytuł jak na nią. Niemniej jednak znała się na magii. Podała mu więc ręce i pomogła wyjść z wanny, a następnie stanąć o własnych siłach. W tym momencie - po takim odpoczynku - powinien być już w stanie spokojnie ustać samodzielnie. Samica puściła więc jego dłonie i oparła swoje na jego klatce piersiowej. Zamknęła na chwilę swe ślepia i skupiła się, by zaraz ich ciała zaczęły okrążać miniaturowe, niebieskie płomyki które błyskawicznie wysuszyły oba futrzaki, nie robiąc im żadnej krzywdy. Na statkach pod tym względem było łatwiej, no ale byli na planecie.
Gdy skończyła, znów chwyciła lisa za dłonie, a następnie zaczęła go prowadzić z powrotem do pokoju. Weszła do środka, rozejrzała się i namierzyła od razu łóżko - do którego ponownie go zaprowadziła... a następnie prawie go do niego wciągnęła. Gdy Rhoshan już się rozłożył, samica zadała tylko jedno, proste pytanie.
-Gdzie mam się udać, komu i jakie zamówienie złożyć?
Zapytała, ciekawa co jej odpowie. W końcu nadszedł czas by zorganizować coś do jedzenia, a następnie zadbać o to by do nich dotarło. W międzyczasie, niebieskofutra przekrzywiła łeb na bok, zlustrowała jego ciało spojrzeniem i zaczęła się nad czymś wyraźnie zastanawiać. Dokładniej zaciekawiło ją czy i tutaj sobie czegoś zażyczy.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Wto Paź 07, 2014 11:24 pm

Miał raczej na myśli, że miała w przenośni. W sensie, że głaskaniem zapędziła w kozi róg, miała władzę i tu nie sprawdza się ziemskie powiedzenie kto ma cycki ten ma władzę, bo w tym wypadku kto umie dobrze drapać za uchem ten ma władzę. W przenośni oczywiście, bo przecież nie przejdzie na ciemną stronę mocy tylko dlatego, że ktoś go podrapał za uchem.
- Niewolnictwo zostało chyba zniesione, ale możesz mieć do tulenia na wyłączność, zależy co rozumiesz przez mieć na własność i w jakim aspekcie – odpowiedział przetrawiając to, że ilekroć otwiera pysk i coś mówi to coraz bardziej się pogrąża, a jej mina mówiła wszystko. Niestety znalazła na niego pewnego haka, bo przecież nawet najtwardszy głaz ma gdzieś słaby punkt, którym można go rozkruszyć. W wypadku tego wielkoluda właśnie były to uszy i po części ogon, chociaż bardziej uszy gdyż ogon jeszcze dało się przetrzymać bez okazywania żadnych emocji. Czułe uszy to inna sprawa, czułe na dotyk czy nadmierny hałas albo określone natężenie dźwięku.
W końcu po miłym byciu pluszakiem i tuleniu drugiego pluszaka (nieco mniejszego, ale zawsze) nadszedł czas by wyjść z wody. Szkoda, bo całkiem przyjemnie mu się w niej leżało, zwłaszcza że była ciepła i jeszcze te wibracje od hydromasażu. Nic tylko leżeć w wodzie i się obijać, chociaż głód też był problemem. No cóż jak mus to mus, więc skinął jej głową. Miał zresztą nieodparte wrażenie, że ona rzadko się tuli do kogoś w ten sposób, chociaż pewnie po kąpieli i jedzeniu przyjdzie pora na jakiś odpoczynek, może lekką rozgrzewkę by rozruszać mięśnie i pobudzić trawienie.
Nie była dla niego ciężka, więc mogła sobie stanąć na jego nogach. Mimo, że może nie był w pełni sił to nie jest to dla niego żaden wysiłek, zwłaszcza że ta kąpiel oraz masaż naprawdę pomogły. Tylko troszkę zastanowił go ten chytry wzrok. Co ona knuje? A podobno to lisy są chytre, znaczy… taki jest ziemski przesąd że są, bo przecież tutejsze lisy nie knują nic, oprócz tego lisa. Skorzystał z pomocy wyjścia z wanny, ale przedtem wyłączył hydromasaż i wyciągnął korek by spuścić wodę. Wyszedł na dywanik, który był przed wanną. Jego futro, które pochłonęło masę wody nie wyglądało już tak fajnie jak przedtem. Wyglądał jak zmokły szczur, zwłaszcza że teraz woda zaczęła z niego się zwyczajnie lać, a nie kapać jak to zwykle bywa przy normalnym człowieku.
Dał radę stanąć o własnych siłach, może troszkę Kerrija przereagowała, ale to nawet przyjemne uczucie, kiedy się ktoś o niego troszczył. Chociaż pytanie czy bardziej z pobudek osobistych czy tego, że ma rozkaz? W sumie jakby uderzył jakoś głową w róg wanny to pewnie nic by sobie takiego nie zrobił, chociaż kto tam wie. W końcu regeneracja jakoś się jeszcze nie przyzwyczaiła do tego ciała. Plus był taki, że normalnie po takim odpoczynku mógł stać, a to że szybko się otrząsnął pewnie zawdzięczał temu, że dużo regeneracji poszło w to by mięśnie przestały go boleć, by system nerwowy przyzwyczaił się do nowych włókien mięśniowych oraz reszty ciała. Czyżby jej chytry plan to było zwyczajne przytulenie się? Chociaż nie… płomyki, które wokół nich latały i ich suszyły mówiły co innego. Prawie jak w suszarce do której się wrzuca wyprane maskotki. Dosyć przydatne, zwłaszcza że ich futra wróciły do normy.
Zaskoczyła go tym zapałem wciągania go na łóżko. W końcu po co te nerwy? Ta szybkość? Przecież jej nie ucieknie, a jak chce się wytulić to dostanie to co chciała. Zresztą to tak dużo wysiłku nie kosztuje, zwłaszcza że to było dosyć sympatyczne, małe niebieskie stworzonko. Rozłożył się wygodnie i zerkał na nią sobie opierając głowę o rękę. Leżał sobie teraz na boku, by więcej miejsca jej zostawić i jednocześnie dać powierzchnię do wtulenia się.
- Czekaj, już Ci mówię… nigdy dobrze drogi nie tłumaczyłem, ale jak znajdziesz tego starca z siwizną w czarnym uniformie to Cię zaprowadzi do kuchni. Ogólnie z całego towarzystwa to on i ta co jest niemową są najbardziej ogarnięci. Do kuchni dotrzeć jest prosto, bo znajduje się obok jadalni, którą zdewastował wtedy ten co porwał Shinsena. Poznasz po zapachu spalenizny gdzie to. Czekaj jak on miał… - chwilę się zastanawiał nad czymś, zapewne próbując sobie przypomnieć imię lokaja. Po chwili zaświtało mu – tak, jak natkniesz się na kogoś ze służby kto nie jest owym typem to powiedz że szukasz Sebastiana. Jednak jeśli uda Ci się trafić do kuchni, która jest naprzeciwko jadalni to powiedz, że chcesz mięsny posiłek dla dwojga. Powiedzmy, że może jakaś baraninka, dziczyzna, może wołowina. Jak chcesz to poproś o jakieś warzywa czy przystawki. Oni Ci już dadzą i co najważniejsze… - wzniósł palec w geście pouczenia i zbliżył pysk do jej, a potem szepnął na uszko – powiedz, że Panicz Antharas sobie tego życzy bo jest zmęczony i mają to wszystko przynieść tutaj. Mogą dorzucić do tego jakieś wino jeszcze, chyba że nie chcesz próbować ziemskiego alkoholu – wzruszył ramionami, bo nie każdemu alkohol musi smakować. Co więcej, przecież nie mógł rozpijać nieletniej… prawda? Nah, walić zasady, jak będzie chciała to się napije, w końcu jest w gości u bogacza to niech korzysta ile wlezie – powiedzmy, że tak z 18 kilo mięsa wystarczy dla nas dwojga. Zawsze można sobie to na później odłożyć co zostanie – powiedział i pogłaskał ją po głowie przymilając się oraz wtulając na moment w siebie zanim poszła po zamówienie, jednak kiedy była przy drzwiach rzucił jeszcze – Nie nabrój tylko i wróć cała i… dzięki, że jesteś – rzucił i przekręcił się na plecy, rozkładając na całej długości łóżka. Zapewne istniała dosyć realna szansa, że jak wyjdzie na korytarz i przejdzie kawałek to wierny lokaj gdzieś się będzie kręcił, jakby tylko na nią czekał by wypytać o panicza. Oczywiście owy człowiek miał za towarzysza swojego wiernego czworo, a raczej trójnoga. Owczarka niemieckiego imieniem Buck, który kiedyś stracił tylną łapę przez wypadek z jedną z pułapek poza rezydencją. Wiadomo, że lokaj kiedy usłyszał że panicz jest głodny to jedynie kazał jej do niego wrócić i czekać na posiłek, który będzie niebawem. Dodał jeszcze, że wygląda na w miarę dobrą osobę i powierzy jej chwilowo pieczę nad paniczem. Zwierzak, który był obok niego nie był agresywny, a jedynie badawczo się lamparcicy przyglądał. Ogólnie ten pies nie był psem obronnym, a jedynie kochanym pupilem który dla każdego był przyjazny i z każdym chciał się bawić. Mimo swojego kalectwa, był nader aktywnym psem. Lokaj jeszcze zanim stwierdził, że ma czekać na posiłek dopytał o szczegóły zamówienia i czy czegoś sobie szanowna panienka (bo tak określił Kerrija) życzy. Jak na człowieka, był nader spokojny i dobroć biła od niego, chociaż widoczne było oddanie względem właściciela domu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Sro Paź 08, 2014 9:24 pm

NPC Storyline - Kerrija

Miał rację, niewolnictwo nie istniało - tym bardziej na Densorinie, gdzie było całkowicie niedopuszczalne. Niemniej jednak dopuszczalne było wykorzystywanie kogoś jako przytulanki, zwłaszcza gdy ta istota wyrażał na to zgodę.
Skoro po raz kolejny ustalili między sobą jak będzie przebiegała ich znajomość, a lis pozwolił się odprowadzić do łóżka i ułożył na boku, przyszedł czas by zorganizować coś do jedzenia. Rhoshan szczegółowo wyjaśnił jej co i jak ma zostać rozegrane. Plan wydawał się dość prosty, o ile ktoś ze służby nie dostanie na jej widok zawału. Choć już ją raz widzieli.
Lamparcica póki co nie przysiadła się do niego, a jedynie kucnęła przy łóżku by nie musiał zadzierać łba do góry. Zrobiła to z pełną świadomością faktu, że jakby do niego dołączyła to zaraz zapewne wlazłaby na niego i ostatecznie nie chciałoby się jej po to jedzenie udać. Gdy więc zbliżył pysk do jej ucha, samica skorzystała z okazji by otrzeć się policzkiem o jego własny, a potem zostać lekko utuloną. Obu stronom musiało to już "wejść w nawyk". Niemniej jednak jak sprawa się miała względem alkoholu...
-O tym możesz póki co zapomnieć.
Skomentowała krótko. Bynajmniej - jeśli chcieli narazić się komukolwiek, mogli sięgnąć po jakiś trunek. Niemniej jednak oficjalnie byli na misji bojowej, jakkolwiek by tego nie robili i jak by to nie wyglądało. Sięganie po cokolwiek co mogło mieć wpływ na pogorszenie ich percepcji lub możliwości bojowych, zostałoby srogo ukarane. A mistrz Akarynth o ile potrafił być wyrozumiały oraz opiekuńczy jako nauczyciel - potrafił również katować karami jak nikt inny, przez co jego uczniowie woleli po prostu unikać głupich, nieprawidłowych zachowań - aniżeli się narażać.
Lamparcica podniosła się do góry i ruszyła w stronę drzwi, zamiatając ogonem ziemię na lewo i prawo - powoli oraz rytmicznie. Chwyciła dłonią za klucz w drzwiach, przekręcając go i otwierając tym samym drzwi. Po samych drzwiach przeszedł natomiast natomiast niebieskie płomień który spadł z góry i zniknął na ziemi, jakby jakiś efekt magiczny właśnie uległ wyłączeniu. Kerrija przygotowała się na każdą okazję, w tym ewentualną próbę włamania. W końcu gdy spali, mogły próbować dziać się różne rzeczy.
Zanim wyszła, odwróciła się do niego i posłała lisowi ciepły uśmiech, jako odpowiedź na jego słowa. Następnie wyszła za drzwi, które zamknęła za sobą, zaraz rozejrzała się po korytarzu w poszukiwaniu wyznaczonej osoby. Przeszła kilka kroków i trafiła na opisywaną osobę. Pozwoliła sobie zlustrować starszego człowieka spojrzeniem, od góry do dołu - i skupić następnie swój wzrok na psie. Pytania ze strony człowieka wydawały się teraz do niej nie docierać. Niebieskofutra pochyliła się natomiast nad wiernym zwierzęciem lokaja, na które spojrzała ciut... poważniej. Wyciągnęła ku niemu swe ręce, a starszy człowiek mógł zobaczyć coś czego zapewne się nie spodziewał. Pies nie okazywał żadnych negatywnych emocji, nie warczał ani tym bardziej nie próbował uciekać. Zupełnie jakby tej osobie ufał. Samica położyła na nim swe dłonie, bardzo delikatnie i ostrożnie. Zamknęła na chwilę swe ślepia i posłużyła się znów swą magią. Rhoshan jeszcze nie wiedział na czym to u niej polegało, a dla wielu istot było to dość... niesamowite. W każdym razie psa "pochłonęło" niebieskie światło, następnie efekt wyglądał tak jakby zwierze zostało zmienione w ową energię - podczas przemiany w którą pojawiła się ponownie utracona kończyna. Wtedy też energia wycofała się z powrotem do jej dłoni, pozostawiając psa w całości, nienaruszonym - jednak z oddanym ubytkiem w postaci utraconej kończyny. Kerrija pogłaskała zwierze po głowie, a następnie wyprostowała się, uśmiechnęła ciepło do lokaja i zaraz złożyła mu zamówienie na sporą ilość mięsa oraz... czystej wody. Zaznaczyła, że pożywienie nie miało mieć nic wspólnego z ziemskim przemysłem spożywczym, a w tym wszystkim podkreśliła, że chodzi o lisa, a nie właściciela tego domu. Potem dodała już tylko, że poczeka przed drzwiami pokoju, gdyż w tym momencie nie zamierzała wpuszczać nikogo do środka. Mogłoby się to dla tej osoby bardzo źle skończyć.
Jak powiedziała - tak zrobiła. Wróciła pod drzwi i zaczekała aż na wózku zostanie dostarczone zamówienie. Wszelkie ewentualne uwagi oraz prośby o wejście do środka, skwitowała tylko uśmiechem - nadal miłym jednak tym razem z ukazaniem swych kłów. Bynajmniej nie zamierzała ludziom niczego wyjaśniać. To co znajdowało się w gabinecie wcześniej, dało jej jasny obraz tego kim ludzie byli. Nawet, jeśli wrzuciła wszystkich do jednego wora.
Drzwi pokoju otworzył się, niebieskofutra wsunęła przez nie wózek z masą mięsa oraz wody, po czym sama weszła przez drzwi i zamknęła je za sobą - przekluczając zamek i pozwalając zaklęciu ponownie w pełni się uaktywnić. Jej wzrok od razu padł na wygłodniałego lisa. Lamparcica podprowadziła wózek z misami pod łóżko, a następnie sama postanowiła na owe łóżko wejść. Oczywiście skończyło się jak wcześniej - najpierw weszła na niewielki skrawek materiału łóżka, by zaraz wejść - tym razem na czworaka - na Rhoshana, a następnie rozsiąść się okrakiem na jego mostku. Miejsce to wybrała celowo, by zarówno nie siedzieć mu na brzuchu, ja również mieć na nim trochę miejsca. Spojrzała na niego z góry, przyciskając nogi oraz łapy do jego boków, ogonem sunąć po jego biodrach, a dłonie opierając na klatce piersiowej lisa.
-Tak więc... jesteś głodny...?
Zapytała i wyszczerzyła kły w chytrym uśmiechu. Miała ochotę nawet teraz się z nim chwilę podroczyć. A choć głód jej doskwierał, to jednak jej emocje nie brały nad nią góry. Potrafiła się opanować by jeszcze trochę mu... podokuczać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Sro Paź 08, 2014 11:33 pm

W tej wyłączności mógł być pewien plan, który miał go uchronić przed innymi osobami zapewne chcącymi go przytulić. Jedną dał radę znieść, ale jeśli nagle masa samic rzuci się na niego tylko po to by wytulić jego ogon, podrapać za uchem czy cokolwiek… zwyczajnie spanikuje. Miało to też drugą stronę medalu, bo był ciekaw czy Kerrija może być zazdrosna. Chciał to sprawdzić, dlatego dał jej tą „wyłączność”, chociaż patrząc po jej zachowaniu to stawiał że to całkiem możliwe, zwłaszcza że była zadziorna, z drugiej jednak strony to byłoby typowe dla jej wieku. Pytanie tylko co w sytuacji, kiedy okaże się starsza od niego? No cóż, to mógłby być dla niego większy szok z racji tego, że musiałby sobie poukładać w głowie jak osoba z tym wiekiem może być taka dziecinna.
Prędzej służba dostałaby zawału na widok mistrza Akaryntha niż na widok Kerrija, chociaż nadal pewnie kogoś dałaby radę przestraszyć. Chociażby młodych ogrodników czy plotkujące kucharki, które stworzyły swoją wersję facebooka w postaci ploteczek niosących się po całej służbie z prędkością większą niż lecący bełt. Co zrobić? No nic się nie zrobi z tym niestety.
Umiała na szczęście zwalczyć pokusę ponownego wejścia na niego i kolejnych minut, może nawet godzin leżenia na nim. No i pewnie przez to by głodowali, ale jednak udało jej się zwalczyć pokusę, która chyba ostatecznie nie była tak silna, albo zwyczajnie Kerrija miała silną wolę i umiała sobie czegoś odmówić. Chyba, że myślała w tym kierunku „przyniosę mu jedzenie na dłuższy czas i nie będę musiała z niego złazić tak szybko”. To też było możliwe, w końcu uważał ją za dosyć cwaną w kwestii ustawienia się.
Faktycznie te „czułości” jakoś dziwnie łatwo mu w jej towarzystwie przychodziły. Nie spodziewał się, że jest w stanie sam z siebie kogoś przytulić i nie wykorzystać tego by walnąć o wiele mocniej, czy wkleić w ścianę lub podłogę. Jednak im więcej jej tego okazywał, tym bardziej względem niej stawało się to naturalne, a raczej naturalne i sprawiające mu przyjemność. Zresztą kto nie chciałby się przytulić do takiego futra i poczuć się potrzebny komuś? Zwłaszcza scena, którą ujrzał wtedy przy pobudce wywarła na nim wrażenie i poniekąd nawet był z takiego obrotu spraw zadowolony. W czytaniu znaków, sprawach emocjonalnych i innych psychologicznych pierdołach chwilowo nie za bardzo był doświadczony, chociaż tamta akcja kiedy pierwszy raz weszła do pokoju przyszła mu jakoś odruchowo.
Nawet za bardzo się tym nie przejął, że mu odmówiła. Prawda jest taka, że w swojej długiej kadencji tu na Ziemi, nie miał okazji próbować alkoholu. Skoro nie ma takiej opcji, to nie, kiedyś na pewno się nadarzy okazja, chociaż patrząc po jego masie pewnie ma całkiem sporą tolerancję na alkohol.
Odeszła od niego i skierowała się ku drzwiom, z których to spadł niebieski płomień. Chyba dobrze zrobił przykazując służbie by nie wchodzili tu pod żadnym pozorem. Kto wie, czy to coś nie reagowało na samo dotknięcie drzwi z drugiej strony? Chociaż, pewnie nie reagowało bo to byłoby głupie. Ktoś niedoinformowany próbowałby otworzyć drzwi lub co gorsza jakby ktoś się potknął i na nie wpadł. Nie, pewnie to było na wypadek ich wyważenia, skoro przekręciła klucz w zamku otwierając drzwi.
Okazji by dostrzec owy uśmiech nie miał, gdyż leżał sobie teraz na plecach i rozmyślał nad sobą. Nad tym co się właśnie stało i tym, że jego życie tu na Ziemi zostało przewrócone do góry nogami. Nie, żeby mu to nie pasowało bo perspektywa posiadania swojego własnego ciała nie była taka zła, zresztą od zawsze szukał sposobu by przejąć nad nim władzę, a jedyne co mu stało na drodze to była silna wola łowcy, który nauczył się okiełznać swoje instynkty, które warunkowały aktywność Rhoshana w czasie kiedy jeszcze nie był tym kim jest teraz. Na myśl przychodził mu też strach przed tym, że kiedy wróci do siebie nagle może się okazać że wiele osób, które kiedyś znał nagle będą wymagały by sobie przypomniał ich imiona, wspólne przygody i inne tego typu rzeczy. Zwyczajnie bał się tego wszystkiego zepsuć, dlatego zanim wróci do funkcjonowania jako jednostka społeczeństwa densorińskiego to musi odzyskać to co zostało utracone, albo chociaż część tego by na podstawie tych kawałków wspomnień zbudować sobie swoją przeszłość. Coś logicznie połączyć, przypomnieć ewentualnie dopytać kogoś. Coś by mieć jakiś materiał do ewentualnej rozmowy z osobą, którą kiedyś mógł znać. Nawet strach, który wtedy czuł przed smokiem zwyczajnie zanikał. Ulatniał się, jakby został rozwiany na wietrze niczym ziarenka piasku.
Zajrzyjmy co się działo, kiedy Kerrija nachyliła się do psa. Oczywiście zwierzak był bardzo przyjazny wobec każdego, dlatego nie wyczuwała od niego żadnej negatywnej emocji. Nie gryzł, nie uciekał, jedynie był ciekawy. Sebastian kiedy ujrzał to co się stało z jego czworonogiem cofnął się przestraszony i zapytał nerwowo „Co ona robi?”, jednak po chwili dostrzegł efekt jej starań. Pies znowu miał utraconą tylną łapę. Mężczyzna nie mógł wyjść z podziwu, a zwierzak zaszczekał radośnie i zaczął ogarniać chodzenie nie na trzech, a już na czterech łapach tak jak kiedyś. Lekko utykał, gdyż do użycia łapy, której wcześniej brakowało musiał się przyzwyczaić na nowo, jednak zwierzak postanowił się odwdzięczyć i oparł się łapami o jej ramiona, po czym zaczął ją lizać. Lokaj w tym czasie się otrząsnął, ocierając łzę, która znalazła się w jego oku. Przytulił swojego czworonoga, kiedy tamten zszedł z Kerrija, a potem ujął dłonie samicy i podziękował z całego serca. Ten stary człowiek wyglądał na naprawdę szczęśliwego z obrotu spraw, nawet do tego stopnia że ucałował jej ręce, które wyleczyły zwierzaka. No cóż, lamparcica u Sebastiana zarobiła naprawdę wielkiego plusa. Pokiwał głową, że wszystko będzie i oczywiście bardzo szybkim krokiem poszedł do kuchni. Na odchodnym uśmiechnął się do niej i jeszcze raz podziękował jej. Zrozumiał przekaz, że to co zostało zamówione nie było dla jego pana, tylko tego co rezydowało wewnątrz. Jednak nie wyglądało tak drapieżnie jak zawsze, więc staruszek zaczął sobie powoli składać wszystko do kupy. Może coś się stało, przez co tamta istota stała się bardziej… przyjazna? Rozmyślając o tym Sebastian udał się do magazynku i biorąc paru krzepkich chłopaków zapakowali to co zwykle łowca przynosił upolowane i oprawione, praktycznie tylko przygotować. Zresztą na surowo na pewno tamto stworzenie wolało jeść, więc nie kazał tego gotować tak jak został poproszony. Oczywiście do zawartości wózka zostały dołączone dwa duże baniaki 3 litrowe czystej wody.
Wózek przywiozła jedna z pokojówek, która akurat w tamtym kierunku zmierzała. Została poinstruowana, żeby dowieźć to pod pokój, ale ma pod żadnym pozorem nie wchodzić. Sebastian i bez przykazania samicy zabronił komuś tam wchodzić. Nie miał 100% pewności co do intencji owego lisiego stworzenia, a służba bądź co bądź składała się z członków rodziny Swann, jego rodziny której jako głowa nie da skrzywdzić, ani nie pośle ich w paszczę lwa… albo lisa. W każdym razie pokojówka dostarczyła jedzenie i nawet nie pytała o pozwolenie na wejście. Jedynie zapytała czy to wszystko i życzyła smacznego. Następnie wróciła do swoich zajęć.
W tym czasie, kiedy niebieskofutra wróciła, lis przeciągał się leniwie na łóżku, właśnie wybudzony z jego głębokich rozmyślań o tym co ma nadejść. W głębi duszy życzył, żeby Młodego odratowali (bo przecież głupio by było obijać ducha na ringu) no i żeby mistrz dokopał tamtej istocie piekielnej od niego (chociaż sam z chęcią by to zrobił). Wcześniej nie rzuciło mu się to, że za drzwiami słychać było pytanie pokojówki, czy charakterystyczny dźwięk kółek wózka, a nawet zapach mięsa. Był zwyczajnie do tego stopnia zamyślony, a otwierane drzwi wybudziły go z tego letargu. Kerrija dojechała wózkiem pod łóżko, a następnie na nie weszła. Czyżby zamierzała go karmić? Jednak chyba powróciła do nawyku i zwyczajnie się na nim rozsiadła, chociaż nie na brzuchu a na wyższej partii. Spojrzał na nią i posłał jej zadziorny uśmiech z serii „droczenie time?”. Nie pomylił się nawet, zwłaszcza słysząc jej kwestię. Na dodatek do jego nozdrzy doszedł zapach smakowitego mięska, które było na misach. Jego żołądek zaczął się buntować, domagał się jedzenia, a lis spojrzał na Kerrije lekko mrużąc oczy.
- Tak, jak wilk… znaczy lis – odpowiedział. Głodny był bardzo, zresztą gdyby się uparł to mogłoby się przeciągnąć z racji tego, że sama głodna chyba też była – a pamiętałaś o deserze? – zapytał nieco dwuznacznie i wyszczerzył się, nawet wykorzystał to że siedziała sobie na nim. Uniósł swoją łapę i zaczął głaskać ją po policzku – Hmm, czyli jak dobry medyk nakarmisz pacjenta, czy dasz mu umrzeć z głodu lub co gorsza podsuwać myśl by skonsumować owego medyka? – zaśmiał się gardłowo, jednak zaraz pokręcił głową i przymknął na moment oczy skupiając się na zapachach idących od wózka. Baranina, cielęcina, jagnięcina, dziczyzna… nawet jakaś konina się znalazła i jakieś rybki, chociaż bardziej w wersji suszonej.
Spojrzał ponownie na nią – Może dorzucę Ci jeszcze poduszkę albo wygodny zagłówek co by było wygodniej? O wiem, dorzucę Ci kocyk w postaci ogona– zażartował i pogłaskał ją po głowie, drapiąc za uszami swoimi końcówkami pazurów. Delikatnie i z wyczuciem, by jej krzywdy nie zrobić – Jakieś plany na potem? No i co ważniejsze… służba nie była upierdliwa? Współpracowali? Bo wiesz, ja tu mogę skargę wysłać do ich przełożonego by dostali reprymendę – zażartował po raz kolejny. Przecież łowca nie brałby jego zdania pod uwagę nawet. W tym momencie słychać było grę na fortepianie dochodzącą z dolnego piętra. Mając dosyć czułe zmysły lis mógł to usłyszeć. Charakterystyczną melodię, którą zazwyczaj o tej porze grała naczelna pokojówka, by umilić czas służbie – Słyszysz? To gra jedna z tych pokojówek. Ich przełożona, która całkiem nieźle się chyba zaznajomiła z Shinsenem wnioskując po jego reakcjach. Chyba się lubią bo jak na człowieka ona jest dosyć spokojna w jego obecności. Lokaj od dawna wiedział, że czasem wyłaziłem z człowieka, a ona ma do czynienia z takimi jak ja, Ty czy młody od stosunkowo niedawna – jego żołądek zawarczał groźnie domagając się jedzenia. Niczym bestia w bestii – Haha uważaj bo jeszcze okaże się, że we mnie coś siedzi i zaraz wyjdzie – roześmiał się pod nosem i spróbował sięgnąć po jedzenie. Chociaż, jeśli samica zdecydowała się go karmić albo coś w ten deseń to jej pozwolił na to. Czuł się dziwnie, ale ostatecznie pozwolił.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 09, 2014 8:49 pm

NPC Storyline - Kerrija

Lis był głodny, z resztą tak samo jak ona. Czas na droczenie jednak mieli... przynajmniej ona miała. Z resztą Rhoshan bardzo to aprobował i cały czas ją w tym fakcie uświadamiał.
-Jak zasłużysz...
Odparła i spojrzała na niego zadziornie, pozwalając sobie również na bardziej dwuznaczną odpowiedź. Nie tylko on potrafił udzielać takowych, ona nie gorzej sobie z tym radziła.
Przy swych następnych słowach, lis uniósł dłoń do góry i oparł ją na jej policzku, gładząc do delikatnie. Kerrija przekręciła łeb lekko na bok i wtuliła pysk w jego dłoń - która była dla niej duża, niemniej jednak jego futro robiło to, co należało.
-Nakarmić małego liska...?
Zapytała i wyszczerzyła swe kły. Podniosła swe palce i usytuowała pazury prostopadle do jego skóry, naciskając delikatnie - a co za tym idzie kłując go nimi w klatkę piersiową. To była jej odpowiedź na ofertę zjedzenia jej. Kiedy samiec zamknął swe ślepia, ona znów oparła całe dłonie i rozmasowała nakłute wcześniej miejsca. Na ofertę dodatkowej poduszki lub koca z ogona, zareagowała jedynie lekkim chichotem, by następnie wyciągnąć się i przesunąć swe ciało bardziej do tyłu, kładąc się swym korpusem na korpusie lisa. Początkowo wolała nie naciskać na jego brzuch by nie było mu nieprzyjemnie podczas jedzenia, jednak zrezygnowała z tego w tym momencie. Po za tym, na jego brzuchu leżała głównie własnym oraz biodrami - jej nogi dalej znajdowały się po jego bokach, tak więc jej masa była jako-tako dobrze rozłożona. Nie wspominając już o jego aktualnym poziomie siły...
-Mam ciebie całego, Rhoshanie. Po co mi sztuczne dodatki?
Zapytała i uśmiechnęła się do niego ciepło, opierając następnie brodę na jego mostku, a dłonie wsuwając znów w futro na klatce piersiowej samca. Jej ogon owinął się natomiast dookoła ogona czerwonofutrego, unieruchamiając go i "kontrolując".
-Służbą się nie przejmuj. A plany zależą od twojego stanu oraz sił. Nim szybciej dojdziesz do siebie, tym szybciej będziemy mogli dołączyć do reszty.
Skomentowała, przesuwając przy okazji dłońmi po jego skórze, krążąc nimi i zataczając koła. Na dole rozbrzmiała muzyka, a Rhoshan pozwolił sobie na komentarz dotyczący tego zjawiska. Lamparcica mruknęła mu tylko w odpowiedzi, by zaraz zauważyć, że jego dłoń sięga po jedzenie... a jako, że dalej chciała się z nim droczyć - a to też zaburzyłoby zaproponowane przez niego plany karmienia go - z pod jej dłoni uwolniła się energia, która przebiegła po ciele samca prosto na jego nadgarstki oraz łapy, na których pojawiły się obręcze które rozsunęły jego kończyny na boki i "przypięły" go do łóżka, uniemożliwiając mu poruszanie się. Lis został skuty, nie mogąc się ruszyć, mógł się szarpać jednak przy okazji czułby się tak, jakby trzymały go prawdziwe łańcuchy. Samica podniosła łeb i zachichotała rozbawiona, spoglądając na niego z góry.
-Tym co w tobie siedzi bym się nie przejmowała.
Odparła mu, sięgając ręką po jedną z tac na których znajdowały się większe kawałki mięsa. Niebieskofutra położyła tacę bliżej nich, a następnie chwyciła pazurami dłoni za sam kawałek, po czym podniosła go do góry, prosto nad nos samca. Mięso znajdowało się nad nim, tak blisko - jednocześnie będąc po za jego zasięgiem. Samica uśmiechnęła się do niego niewinnie, a następnie opuściła dłoń i podała mu do pyska jedzenie, pozwalając mu spokojnie chwycić przekąskę i pogryźć oraz połknąć. To samo zaczęła spokojnie powtarzać, a z każdym kolejnym kawałkiem którym u podawała - trzymające go więzy słabły, magia z nich uchodziła. Było to jak najbardziej celowe, by zaklęcie było zwyczajnie słabe. W pewnym momencie, gdy zaklęcie puściło - lamparcica przewaliła się na grzbiet, opierając łeb na jego piersi, a następnie mruknęła i spojrzała w sufit, wyczekując na jego ruch.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 09, 2014 10:43 pm

- Hohoho, widzę że język masz tak cięty jak pazury, chociaż czy z drugiej strony nie byłem dostatecznie grzeczny by dostać deser? Może powinienem przed posiłkiem grzecznie umyć ząbki, albo odrobić pracę domową? – słowo „grzeczny” zaakcentował dosyć dobitnie, dając także całej wypowiedzi nutkę komizmu oraz zadziorności. Podobał mu się jej duch. Młodość, zadziorność, chęć do zabawy. Coś co gwarantowało, że w najbliższym czasie nie będzie się nudził, zresztą kto powiedział, że on się bawić nie lubi? Owszem, że lubi tylko o wiele większą przyjemność sprawia mu malowanie ścian przeciwnikiem. Mógłby być architektem wnętrz kryjówki takiego typowego ziemskiego przestępcy, chociaż sam zleceniodawca by pewnie dołączył do ozdób mieszkania. Gdyby określić stopień jego grzeczności to byłby u swego szczytu kiedy by spał i jeść nie wołał… znaczy jeść to może sobie sam zrobić, łaski bez ale obecnie Kerrija pewnie nie dałaby mu tak łatwo się wywinąć. Miała z tego za wielki ubaw, zresztą to była taka miła odmiana. Podroczenie się i przepychanki słowne przed jedzeniem dosyć pobudzały apetyt. Przeciętny człowiek albo machnąłby na to ręką, albo próbował ją przetrącić, a wtedy albo zostałby przez nią przetrącony albo przez Rhoshana. Ludzkiej rasy nie za bardzo lubił tak szczerze. Bali się wszystkiego co nieznane i strasznie byli ograniczeni w swoim myśleniu, że wszystko co ma pazury i może kogoś rozerwać to na pewno zrobi istną rzeźnię bez powodu. Pomińmy fakt, że Rhoshan do takich należał, ale denerwowała go generalizacja wobec niego, chociaż sam właśnie generalizował ludzi.
Małego liska? Dobre sobie, zwłaszcza że był większy od niej. Na dodatek jeszcze zaczęła go kłuć i chyba bawiła się w typowego medyka, który chce komuś zrobić zastrzyk zbyt tępą igłą i szuka miejsca do nakłucia. Raczej by jej nie zjadł, bo przecież po co miałby marnować takie miłe w dotyku futro? Dlaczego miałby ubić kogoś, kto lgnie do niego, pragnie uwagi i okazuje mu dobroć?
- Mała lamparcica, która waży pewnie mniej niż połowa mojego korpusu twierdzi, że jestem mały? Hmm, może faktycznie jestem mały – taka zmyłka niezbyt logicznego złożenia wypowiedzi stworzona celowo przez niego by zapewne ją zaskoczyć jakoś. Na pewno spodziewała się zaraz zaprzeczenia, że nie jest mały, a tu bęc potwierdzenie. Zresztą w zestawieniu chociażby z Akarynthem to on faktycznie był mały.
Błękitna wyciągnęła się na nim ponownie. Być może przez Rhoshan zyska jakąś ksywkę, jak chociażby „Czerwony Leżak” albo „Karmazynowa Poduszka”. Każdego złośliwego osobnika płci męskiej by za takie stwierdzenie wziął na stronę… a potem obił, chociaż wyjątkiem od tego byłby mistrz czy ktoś kogo zna i może tą osobę oraz docinki olać, skwitować swoim docinkiem.
- Niby racja, chociaż to był docinek typu „a może frytki do tego?”. Tak, masz mnie jako łóżko, a ja mam Ciebie jako maskotkę. Całkiem niezły deal – zamyślił się i kiedy dostrzegł to w jakiej pozycji leży, postanowił ją podrapać za uchem, drugą ręką natomiast chciał sprawdzić czy zareaguje na niewielkie drapanie pazurami po karku. Robił to w miarę delikatnie, by przypadkowo jej nie zrobić krzywdy, chociaż pewnie by jej nic nie zrobił nawet jakby normalnym ruchem ją tam drapał.
Mógł się tego spodziewać, że znowu zacznie się wokół niego owijać, a ogon był dopiero początkiem. Wcześniej chodził sobie swobodnie na boki, a teraz był unieruchomiony i w pewnym sensie sterowany przez nią. Najwyraźniej pragnęła jak największej bliskości z nim i domyślał się zapewne jak będzie wyglądała noc. To będzie atak błękitnej anakondy wersja 2.0. Przytuli go na tyle mocno, że zacznie miażdżyć mu kości i go zgniecie… żart. Wizja tego, że Kerrija przytula go na tyle mocno że coś mu się dzieje zwyczajnie sprawiła, że mimowolnie sam do siebie parsknął śmiechem. Akurat tak to się zgrało z jej następną wypowiedzią.
- Sorki, pomyślałem sobie o czymś głupim. To o czym to było? A tak, powrót do sił i do służby… i dobrze, że nie władam ogniem, bo gdybym, to stwierdzenie że aż się do tego palę byłoby strasznym sucharem - spojrzał na to co wyrabia Młoda z aprobatą.
Nie mógł się spodziewać błękitnej inkwizycji… błękitnej lamparcicy że go spęta niczym niewolnika. Ma całkiem niezłą wyobraźnię. Oczywiście odruchowo pierwsze co zrobił to szarpnięcie, jednak nie odniosło to skutku. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem i chyba chodziło o to, że nie pozwoli mu samemu zjeść.
- Ta, stary łowca mocno śpi jak to mówi dziecinna piosenka – oczywiście to była przeróbka „stary niedźwiedź mocno śpi” – i niech tak lepiej zostanie, bo na kij nam on? – w sumie nie był potrzebny, a jedynie by zawadzał. Zresztą Rhoshan nie miałby ochoty by ktoś patrzył mu na ręce, czy jest milutki czy nie.
No i zaczęło się… torturowanie. Podnoszenie i umieszczanie kawałków mięsa centralnie nad nosem, zwłaszcza że lis czuł ich woń. Tego było za wiele, zwłaszcza że był głodny jak cholera i nawet próbował językiem jakoś zahaczyć kawał mięsa, jednak… bezskutecznie. Próbował jakoś się szarpnąć by zmniejszyć odległość... również bezskutecznie. Przymrużył oczy i spojrzał na nią wymownie, by dała mu ten kawałek mięsa. Ostatecznie ulitowała się i dała mu spokojnie zjeść. Jakie to mięso było dobre. Mimo, że miał świadomość iż jest to zwykły kawałek z ziemskiego zwierzaka to jednak głód sprawiał, że jedzenie było dużo lepsze niż jest normalnie. Pogryzł dokładnie kawałek, a potem go przełknął. W sumie bycie karmionym przez nią nie było takie złe, zwłaszcza że skupiał się na jedzeniu bo był głodny. Więzy słabły, a co za tym idzie coraz więcej kawałków znikało z tacy. Kiedy w końcu czar prysnął ona się na nim wygodnie rozwaliła i zerkała w sufit wyczekując chyba, że lis coś zrobi. Przełknął kawałek, który on miał, podsunął się troszkę wyżej, jedną rękę kładąc na podbrzuszu samicy, które zaczął drapać rytmicznie pazurami. Pytanie tylko czy w odpowiedzi on też się z nią podroczy? Pewnie tak. On też chciał mieć zabawę, więc czemu nie. Złapał kawałek mięsa w dwa pazury, spojrzał na Kerrija jakby się zastanawiając co z tym fantem począć. W końcu zawiesił nad nią kawałek mięsa, tak by musiała troszkę łeb podnieść by go złapać. Oczywiście za pierwszym razem odsunął kawałek, jeśli się po niego podniosła, bo przecież nie będzie chyba psuła zabawy zwyczajnie próbując go złapać w pazury? Za drugim razem zwyczajnie dał jej ten kawałek i pogłaskał po głowie. Tak począł ją karmić, chociaż po paru kawałkach zsunął ją sobie troszkę niżej, a sam się podsunął wyżej. Złapał kawał mięsa w zęby i nachylił się nad nią, tak jak ptak karmi pisklaki. Oczywiście podczas całej tej zabawy nie przerywał miłego drapania po podbrzuszu oraz głaskania w jego okolicach, by trawienie było gładkie. Pobawił się tak jeszcze przez chwilę, chyba że wykazywała duża aprobatę tego triku, więc robił to do momentu, aż stwierdziła że jest najedzona albo dopóki nie skończyło się jedzenie. Wiadomo, że od czasu do czasu jej także dawał się nakarmić. W chwili przerwy podsunął ją wyżej i objął swoimi dużymi rękoma, praktycznie robiąc jej wygodny koc z jego futra i ciała, a swój łeb oparł na czubku jej głowy i zaczął pocierać podbródkiem jej głowę. Mruczał sobie taki jeden utwór, który kiedyś tam słyszał w jednym z barów kiedy to robił masakrę. To było chyba "Born To Be Wild". Dużo rzeczy można mu zarzucić, jednak nie tego że nie ma pamięci do melodii. To był jeden z jego mniej użytecznych atutów. Nie miał najmniejszego problemu z zapamiętaniem jakiejś melodii po pierwszym wysłuchaniu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Sob Paź 11, 2014 9:13 pm

NPC Storyline - Kerrija

Lis wyglądał jakże zabawnie, gdy tak bezradnie próbował chwycić jedzenie. Ku jego szczęściu, lamparcica nie należała do sadystek, tak więc nakarmiła go, a następnie sama się na nim ułożyła.
Leżała i czekała, opierając łeb na jego klatce piersiowej. Lis tymczasem chwycił jeden z kawałków i widać postanowił z nią poigrać w ten sam sposób jak ona z nim. Najpierw podsunął jej mięso pod pysk, a gdy się po nie podniosła - zabrał je od jej pyska. Samica uśmiechnęła się, szczerząc lekko kły i "warcząc" ostrzegawczo. Za drugim razem pozwolił jej już złapać mięso, które pogryzła i połknęła. Czynność tę powtórzył, a chwilę później poczuła, jak Rhoshan przesuwa ją po sobie nieco bardzo w dół, samemu z resztą również zmieniając położenie i sytuując się nieco wyżej.
Kerrija przekrzywiła łeb lekko na bok, obserwując to co jej czerwonofutry znajomy wyczyniał. Wszystko po to by dojrzeć jak lis łapie w swe kły kawałek mięsa, a następnie podsuwa jej nad pysk. W międzyczasie odczuwalne było dla niej drapanie, przyjemne oraz miłe - jednak teraz aż za bardzo zainteresowała się tym co robił. Uśmiechnęła się jedynie, wyprostowała swój łeb, a następnie delikatnie uniosła go do góry i chwyciła jedzenie, delikatnie ciągnąc je w dół by odebrać od niego kawałek, a następnie pogryźć go i połknąć, uśmiechając się po wszystkim. Mruknęła do niego zachęcająco, bo coś takiego - karmienie w ten sposób - bardzo jej odpowiadało. Pozwoliła się w ten sposób nakarmić jeszcze kilka razy, pozwalając po drodze i jemu coś zjeść, a na końcu wsunęła się z powrotem na swoje miejsce, przesuwając się do góry na tors samca i opierając na nim swój łeb.
Kto sądził, że ją tak obejmie? Kerrija zachichotała rozbawiona, jednak zadowolona. Jej ręce uniosły się do góry, a następnie spoczęły na jego rękach, opierając się dłońmi na dłoniach lisa i wsuwając palce między jego własne. Ogon niebieskofutrej mocniej złapał ogon Rhoshana, a sama lamparcica mruknęła i zamknęła swe ślepia, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia oraz głębszego relaksu. Ot zrobiło się jej przyjemnie. Miała pod sobą własne, żywe łóżko które do tego robiło aktualnie jednocześnie za "kołdrę", a i dodatkowo ocierał swą brodę o jej głowę, co tylko potęgowało przyjemne uczucie i chęć do odpłynięcia, chociaż na krótką chwilę.
-"Łowca" z niego gorszy od naszych młodzików...
Szepnęła cicho na temat owego hosta czerwonofutrego lisa. Jeszcze nie miała okazji go poznać, jednak już go nie lubiła - i przy pierwszej okazji zamierzała go w tym ostro uświadomić.
Kerrija powierciła się chwilę, a następnie obróciła i przewaliła na brzuch, wtulając się mocno w swe "legowisko" i dociskając łeb do jego piersi. Westchnęła, nie otwierając swych oczu przez chwilę i otarła polik o pierś samca. Następnie podniosła łeb do góry i spojrzała na niego, zerkając mu prosto w ślepia. Uśmiechała się do niego jak zawsze, mruknęła nawet niepozornie, a potem wykonała gest o którym zapewne lis długo nie zapomni. Jej pysk zbliżył się do pyska lisa do momentu, aż ich wargi zetknęły się ze sobą delikatnie. Wtedy też lamparcica pozwoliła sobie otworzył delikatnie pysk, wysunąć język i przejechać nim po pysku samca, od brody aż po sam nos. Taki swoisty pocałunek pozostawiła mu w postaci delikatnego, mokrego śladu, jak na zwierzęcą rasę przystało, by następnie mruknąć cicho i opuścić swój łeb. Ponownie wtuliła policzek w pierś samca i zamknęła swe ślepia, pozwalając sobie na chwilę relaksu, tak po prostu. Rękoma objęła go po bokach, a dłonie wsunęła lekko pod niego i uspokoiła swój oddech. Jej reakcja była teraz formą podziękowania za jego wcześniej zachowanie, niby takie naturalne... niemniej jednak gdy ona była wystraszona, on chciał jej pomóc. To na prawdę mówiło o nim dużo dobrego - przynajmniej jej. Na tyle dużo, by być mu wdzięcznym za to, że po prostu... był.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Sob Paź 11, 2014 10:09 pm

Nawet spodziewał się takiej reakcji, kiedy to on zaczął z nią igrać. Jednak to warknięcie raczej było formą zabawy niż jako tako symbolem zirytowania. Nawet widać jej się podobała taka zabawa, chociaż zastanawiał się czy wcześniej nie przewidziała takiej możliwości. Oczywiście to byłoby znęcanie się nad kimś, gdyby nie dał jej tego mięska a swoich nie będzie dręczył przecież. Dużo fajniej dręczy się przeciwnika, którego przywiązuje się do pala i głodzi, by potem na jego oczach zjeść wystawną kolację.
Nigdy wcześniej nie przyszło mu to do głowy, że sprawienie by ktoś się uśmiechnął albo czuł dobrze, dawało takie pozytywne uczucie. Takie dosyć ciepłe, może zagrzewające do tego by robić to dalej. Jednak miał szczęście i dobrze trafił z takim typem karmienia bo jej się to najwyraźniej podobało. Może lubiła być traktowana jak takie młode, którym zajmuje się starszy osobnik? Nawet mu to sprawiało dziwną satysfakcje i dawało uczucie… podniosłości? Myślenie, że faktycznie kimś się opiekuje? Chyba to jakiś taki głęboko zagrzebany instynkt opiekuńczy i faktycznie coś w tym było, że swojemu krzywdy nie zrobi. No chyba, że istota byłaby na tyle głupia by okazać brak szacunku mistrzowi w obecności lisa, bo wtedy ręce, nogi, mózg na ścianie… no dobra bez mózgu, a zęby na podłodze.
Poczuł jej drobne palce wplecione w swoje paluchy, to mogło wyglądać tak jakby ktoś ułożył kiełbaski z paluszkami na przemian. Na dodatek poczuł to ściśnięcie w okolicy ogona, a sama się w niego wtuliła i odprężyła. Teraz to ona wyglądała jakby miała się rozpuścić niczym galaretka. Oko za oko, pieszczoty za pieszczoty. Nadal pamiętał tamten atak na uszy po którym to się rozkleił niczym rozpaćkany kawałek ciastka. Teraz to ona się tak zachowywała, jakby miała zaraz się na nim rozpuścić. Rozgrzewał ją swoim ciepłym futrem, uściskiem oraz tym że pocierał łbem o czubek jej łba.
- Ten łowca się nadaje najwyżej do pchania karuzli jak to mówi się tutaj, chociaż prowadzi sobie jakąś tam krucjatę przeciwko przestępcom – odszeptał jej chichocząc sobie gardłowo. Jeśli Kerrija go nie lubiła to nie była jedyną istotą bo Rhoshan go też nie za bardzo trawił, chociaż spędził z tym człowiekiem masę czasu to jednak jego stosunek wobec lisa pozostawiał wiele do życzenia. Zrobiłby z nim porządek, gdyby nie był zamknięty. Z łowcą i tym jego „mistrzem”. Właśnie, to była całkiem ciekawa kwestia kim była owa postać w kapturze. Wiedział całkiem sporo co się działo wewnątrz łowcy, na dodatek tajemniczo zniknęło ciało tamtego człowieka, który go uratował. Coś tu było nie tak zwyczajnie, chociaż chyba można tą sprawę zostawić na razie. Owy człowiek nie ukazywał się jakoś ostatnimi czasy, a dokładniej ostatnie 300 lat.
Kerrija wtuliła się ponownie w niego, jakby odpływała. Rhoshan miał wrażenie, jakby o czymś głęboko myślała, zwłaszcza po tamtym westchnięciu. Chociaż zastanawiał się, czy to nie jest znak że jest jej zwyczajnie dobrze, bo taka opcja też istniała. Nawet podniosła łeb wyżej i zerknęła w jego oczy, tak niepozornie dosyć. Spodziewał się jakiejś wypowiedzi, a otrzymał… coś innego, co wyraża więcej niż 1000 słów. Z początku pomyślał, że może chciała się otrzeć policzkiem o niego, jednak pomylił się. To co zrobiła zdziwiło go. Zbliżyła się na tyle by oprzeć o jego pysk swój, tak że ich wargi się zetknęły ze sobą. Poczuł przez moment przypływ adrenaliny, z racji nowej, nieznanej sytuacji. Patrzył w jej szare oczy, wyczekując jakiejś odpowiedzi, jednak jedyne co otrzymał to liźnięcie, które wprawiło jego ciało w dziwny stan, lekkości może lekkiego rozgrzania. Mruknęła cicho i opuściła łeb zostawiając go lekko skonfundowanego. Przetwarzał co tu się przed chwilą stało, jednak o niej nie zapomniał. Nie chciał by się poczuła urażona czy coś. Dziwne, nigdy wcześniej o nikim tak nie myślał, może ona ma na niego jakiś zły, a raczej dobry wpływ? Objęła go i wtuliła się, więc skorzystał z okazji i oparł pysk o jej głowę i mruknął zadowolony, bo koniec końców jak to przetworzył to cała sytuacja była dosyć przyjemna.
- Smaczny jestem? – zapytał z uśmiechem na pysku, po czym objął ją jedną ręką w okolicy pleców. Co jakiś czas tam sobie wodził pazurami, troszkę drapiąc, może nawet szukając miejsca gdzie może mieć łaskotki, chociaż bardziej chodziło o pieszczoty. Drugą rękę skierował na jej kark, który był zwyczajnie niczym gałązka w jego łapach. Mimo to, starał się nie złamać tej gałązki i był delikatny wykorzystując koniuszki pazurów by drapać ją wzdłuż kręgosłupa.
Za bardzo nie wiedział co o tej sytuacji myśleć, ale na pewno myślał w tych pozytywnych aspektach. Negatywnego nic w tym czynie nie widział, a ona sama wyglądała jakby coś zrzuciła, jakiś ciężar, kamień bo potem spokojnie odetchnęła. Zastanawiał się czy o to chodziło Młodemu, kiedy mówił o tarczowniku.
- Wyglądasz jakbyś sporo wyrzuciła z siebie wtedy. Nie przywykłem do tego, że ktoś mi okazuje emocje inne niż strach. Dziękuję Kerrija, bo jak na razie ty najbardziej mi pomogłaś. Na Ziemi taki gest jest rezerwowany dla osoby bardzo bliskiej, więc pytanie moje czy na Densorinie też tak to działa? – zapytał dalej ją głaszcząc i przytulając, tak by sprawić jej jak największy komfort, by czuła się bezpieczna a nie osaczona z powodu pytań. Powiedzmy, że Rhoshan w kwestii uczuć był dosyć tępy, niczym dzida wystrugana za pomocą kamienia.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Nie Paź 12, 2014 9:09 pm

NPC Storyline - Kerrija

Lis wydawał się znieruchomieć i... przetwarzać przez chwilę to co zrobiła. Dla niej było to dość naturalne - sposób wyrażenia swoich uczuć. Niemniej jednak Rhoshan wydawał się przez tą chwilę bardzo... zgubiony. Co zaraz potem oddał w swojej wypowiedzi. Jego ręka oparła się na jej plecach, a niebieskofutra zachichotała rozbawiona. Co mogła zrobić, skoro sam ją prowokował?
-Nie wiem, sprawdzę...
Odparła mu, uniosła łeb lekko do góry i znów wywaliła swój jęzor, tym razem jednak nie celując w jego pysku. Delikatny język lamparcicy przesunął się po futrze oraz skórze na piersi lisa, powoli, wręcz mozolnie - jakby rzeczywiście go smakowała. Zrobiła to tylko raz, a po tym spojrzała na niego i wyszczerzyła kły rozbawiona.
Kerrija zmrużyła lekko swe ślepia, spoglądając na leżącego pod nią lisa i słuchając jego słów. Już po pierwszym zdaniu wyszczerzyła swe kły w uśmiechu, a chwilę później mruknęła cicho. Niebieskofutra spojrzała mu w oczy, a zaraz potem przekrzywiła swój łeb delikatnie na bok.
-Jesteśmy bardzo zróżnicowani. Nie boimy się jednak wyrażać swoich uczuć, zwłaszcza względem tych którzy są dla nas ważni...
Odparła mu na początek, unosząc swe dłonie do góry. Następnie jej prawa dłoń oparła się na lewym policzku samca, a lewa natomiast ułożona została na górnej części jego pyska. Lamparcica dmuchnęła ciepłym powietrzem z nozdrzy prosto w pysk czerwonofutrego.
-Czas więc byś przywyknął. Z resztą czy mistrz Akarynth nie był pierwszym który okazał wobec ciebie jakieś ciepłe emocje...? Opiekę?
Zapytała, a jej druga dłoń z policzka samca przesunęła się na jego brodę, ponownie przytrzymując mu pysk i "uniemożliwiając" udzielenie odpowiedzi.
-Zrozumiesz nasze podejście z czasem...
Odparła mu, drapiąc go delikatnie po brodzie, a tymczasem prawą dłonią przesuwając mu na nos. Zaraz potem szarpnęła się lekko do góry, podnosząc korpus i rozsiadając ponownie na korpusie lisa. Przesunęła się od razu bliżej, na mostek - dalej trzymając go za nos oraz drapiąc lekko po brodzie. Kerrija spojrzała na niego z góry, krzywiąc łeb delikatnie na bok.
-Skoro jesteś najedzony i wypoczęty, to chyba będziemy mogli przejść do dalszego etapu... prawda?
Skomentowała, kończąc swą wypowiedź pytaniem. Puściła natomiast ogon lisa i przesunęła swoim własnym go góry, aż wsunęła go na brzuch Rhoshana, gdzie zaczęła krążyć nim na lewo oraz prawo. Powoli kończył się już czas na lenistwo, a zaczynał czas na działanie. Pytanie tylko - czy czerwonofutry był już gotów? Jeśli nie bolały go mięśnie oraz nie czuł niepotrzebnego zmęczenia - a tak być nie powinno - to kwalifikował się do dalszego etapu. Z resztą nie mogli siedzieć tu w nieskończoność, nawet jak by bardzo chcieli. Choć zapewne będzie okazja by to powtórzyć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Nie Paź 12, 2014 10:08 pm

Najwyraźniej podchwyciła żart i ponownie wysunęła jęzor. „Posmakowała” jego torsu oraz futra, w sumie ciekaw był czy tak jak ludzie mówią, że wszystko smakuje jak kurczak to czy on też tak smakuje. Zresztą ona faktycznie długo go lizała, więc pewnie zdążyła ocenić smak. Z drugiej jednak strony pewnie by smakował jak normalne mięso psie z racji jakiegoś tam pokrewieństwa z tymi zwierzętami. Na dodatek się uśmiechnęła jak zawsze zresztą, aż zaczął podejrzewać że to faktycznie jest jakiś szczękościsk, który zawsze wygina się w uśmiech. Niemniej jednak z jej oczu oraz mimiki wyczytał, że ją to bawiło i to nieziemsko. Test na smaczność pewnie zaliczył, bo inaczej by to jakoś skomentowała. Jest jadalny, ale zanim wyląduje na półmisku to tanio skóry nie sprzeda.
Jakie inne wrażenie mógł mieć, kiedy mruczała w ten sposób niż to że jest jej faktycznie dobrze. Zresztą tamten uspokajany oddech z przedtem troszkę sygnalizował coś co mogło podwyższyć adrenalinę, może nawet tak bardzo się nie pomylił. Przekrzywiła łeb i postanowił troszkę ją po naśladować tak dla zabawy, więc także przekrzywił łeb w tamtą stronę. Uważnie tego wysłuchał i zdziwił się nieco, bo Densorini byli przeciwieństwem ludzi w kwestii emocji. Ludzie robili te swoje dziwne podchody, kręcili, nie mówili wprost, a tutaj proszę od tak ukazała co jej leży. To było szokujące, chociaż zaczął się do tych dziwnych sytuacji przyzwyczajać.
Kiedy dmuchnęła powietrzem w nozdrza Rhoshan lekko skrzywił łeb, gdyż takie coś lekko podrażnia te miejsca, powodując dziwne mrowienie które czasem łaskocze. Jednak wrócił do pozycji, gdzie mógł patrzeć w jej oczy, zwłaszcza że ona miała coś dziwnego w tym wzroku. Coś tak pozytywnego, co praktycznie zawsze płonie tym swoim żarem szczęścia. Trochę jak słońce. Jego natomiast był wzrokiem nieco zagubionego osobnika, który po długiej rozłące ma szansę wrócić do stada.
- Ra… - urwał bo w końcu nieco mu utrudniła zadanie, ale za to mógł kiwnąć głową. Zmrużył oczy zerkając na nią, nie tyle podirytowaniem co zwykłą chęcią odegrania się za takie „uciszanie”. Co ona sobie myśli? Ledwo szkrab, a ucisza starszego? Chyba starszego… Chociaż co do tego miała rację, że to przyjdzie z czasem. Zresztą to właśnie chciał powiedzieć, że będzie go potrzebował.
Na szczęście szybko zmieniła postawę i zaczęła go drapać po brodzie, co było nader przyjemne. Coś planowała chyba też zrobić z jego nosem. Kiedy po nim przejechała reakcją naturalną było zmarszczenie nosa, który powrócił po chwili do pozycji wyjściowej. Szarpnęła się do góry, ponownie rozsiadając się na nim. Nie dość, że robił za łóżko, to jeszcze za poduszkę do siedzenia, przytulankę, to pewnie będzie jeszcze robił za kołdrę albo tragarza czy innego przydupasa. Chociaż z perspektywy trzeciej to ona wyglądała na taką istotkę kręcącą się wokół niego i poszukującą uwagi, dlatego chyba właśnie przy tej wizji ostanie się.
Zacznie się jakaś akcja, bo faktycznie nic go już nie bolało, był najedzony i pełen energii, którą trzeba wyładować gdzieś. Kiwnął jej głową, zresztą należał się dostatecznie długo już i jeśli tak dalej by poszło to pewnie jakimś cudem by usnął. Nie byłby to długi sen a jakaś drzemka. Nie narzekał za to, na wygodę owego leżenia bo faktycznie było przyjemnie, zwłaszcza jak ona była obok, a raczej na nim. Zanim jednak przeszli do dalszej części chciał jedną rzecz sprawdzić, a właściwie dwie rzeczy. Chociaż tyle dobrego, że miał wolny ogon, który zaczął się teraz poruszać naturalnie to na lewo, to na prawo. Nawet nie przeszkadzał mu ten jej ogon, który był na jego brzuchu i wił się niczym wąż.
- To teraz moja kolej – powiedział, po czym pochylił się do przodu i lizną, czyli posmakował jej tors w okolicy mostka. Przejeżdżając szorstkim ozorem po jej futrze, a potem skórze. Nie smakowała jak kurczak, to było pewne. Jako, że zaczął w górnych partiach to dosyć prosto było przejechać przez szyję, by dostać się do pyska, jednak na moment przed nim się zatrzymał - Nah, nie smakujesz jak kurczak. Dlaczego niby ludzie wszystko do tego przyrównują? - zastanowił się na głos, chociaż smakować to pewnie by smakowała jak normalny lampart, gdyby oczywiście kiedykolwiek jadł lamparcinę (o ile jest takie mięso).
- Jeśli myślisz, że jesteś jedyną która bierze co chce – liznął ją po wargach i nosie, po czym dodał w myślach „to się mylisz”. Teraz on się pobawi w sprawdzanie reakcji, więc uważnie obserwował co się będzie działo, chociaż jeśli sprawiło jej to przyjemność i chciała więcej to jednak przypomniał o tym, że mają coś do zrobienia. Zresztą niech na razie ma takie coś na kształt obietnicy, że jej krzywdy nie da zrobić. Uznał ją za swoją, więc jest na dobrej drodze by legenda, a raczej wschodząca dopiero legenda nie dała jej nic zrobić.
- To jaki jest następny krok? – zapytał przekrzywiając łeb w bok tak jak ona to robiła zazwyczaj. Oczywiście z pyska nie schodził mu wyszczerz.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1Czw Paź 16, 2014 10:16 pm

NPC Storyline - Akarynth|Kerrija|Nodin

Lis był strasznie posłuszny, wręcz uległy... przynajmniej początkowo. Wydawało się jej jednak, że w jego wzroku mogła dostrzec coś... badawczego. Jakby sprawdzał co i jak powinno działać w ich wzajemnych relacjach. I to sprawdzanie poszło znacznie dalej, bo gdy samica obserwowała go z zaciekawieniem - lis postanowił podnieść się nieco wyżej, zbliżyć pysk do jej mostka i sprawdzić czy lamparcica pozwoli mu na to co sama uczyniła. A ona poczuła w sobie przyjemne ciepło, gdy język lisa dotknął jej futra, a następnie zaczął sunąć ku górze. Niebieskofutra uniosła w pewnym momencie łeb bardziej do góry, odsłaniając przed samcem swą szyję. Jak to w świecie zwierząt, była to oznaka zaufania... oraz potwierdzenie faktu, że jego zachowanie było dla niej bardzo miłe.
Następnie pojawił się komentarz dotyczący smaku. Otóż dowiedziała się, że nie smakowała niczym jedno z ziemskich zwierząt. Nie zdziwiło jej to wielce, niemniej jednak spojrzała na niego rozbawiona i pokiwała łbem na boki. Potem dowiedziała się, że nie była jedyną która brała to co chciała... cóż, tak było wyłącznie w jego wypadku... i do póki co. Zapewne niedługo ulegnie to zmianie. Samica mruknęła jedynie zadowolona, gdy jego język znalazł się na jej pysku, a następnie nosie. Skoro był już tak blisko - a zaraz zapytał co dalej - Kerrija pochyliła się i przyłożyła dłonie do jego piersi, by zaraz naprzeć na nie i wymusić na nim legnięcie na łóżko. Sama natomiast pochyliła się nad nim i wyszczerzyła swe kły w uśmiechu - spoglądając mu prosto w ślepia.
-Mistrz Akarynth czeka na placu... ty udasz się do niego, a ja wrócę do mojego poprzedniego zadania.
Odparła mu, by zaraz znów podnieść dłoń i klepnąć go nią w nos. Następnie ruszyła się i zeszła z niego, następnie z łóżka. Ruszyła ku drzwiom i spojrzała za nim. Zaczekała na czerwonofutrego i oboje zeszli razem na dół. Potem już przyszło im się rozdzielić. Lamparcica pożegnała go przyjaznym uśmiechem i ruszyła w stronę głównego wyjścia, kiedy to Rhoshanowi przyszło udać się do wyjścia na plac...
Przy jednym z okien lisowi dane było dostrzec trzy osoby ze służby, nerwowo wyglądające na zewnątrz. Kiedy podszedł bliżej nich, służba od razu wyjaśniła mu - że owe dwa osobniki które znajdują się za oknem, siedzą tak bez ruchu od kilku godzin... Następnie odesłani, wracają do swoich zajęć - o nerwach na widok "Jacka" raczej nie trzeba wspominać. Kim są owi jegomoście na placu? Pierwszym jest białołuski smok - Mistrz Akarynth. Gad siedzi w swej zbroi w siadzie skrzyżnym, z bronią leżącą przed nim. Dłonie oparte ma na własnych kolanach, plecy wyprostowane, natomiast skrzydła złożone i opadające po jego grzbiecie niczym szlachetna peleryna. Mistrz nie jest jednak kimś, kim Rhoshan powinien się przejmować...
Drugi osobnik jest... znacznie większy. "Wielki" to mało powiedziane. Po prawej stronie białego smoka znajduje się coś co również wygląda jak smok... można powiedzieć, że ma nawet jego rozmiary. Ogromny, wręcz gigantyczny gad - leżący na brzuchu obok Akaryntha. Tylne łapy znajdują się przy jego ciele, jakby w każdym momencie miał być gotów by błyskawicznie poderwać się do walki - przednie natomiast wydają się rozluźnione. Ułożone na krzyż, z prawą znajdującą się na wierzchu oraz podpartym na nich wielkim łbem. Gadzisko ma czarne niczym noc łuski, w niektórych miejscach pokryte nieco jaśniejszym kolorem - jakby czarno-szarym; na łapach, korpusie. Barwy te ciągną się przez ciało samca, tworząc swoiste malowanie. Kark oraz grzbiet "smoka" pokrywają kolce, łapy wieńczą ostre pazury, pod brodą oraz na stawach znajduje się błona łącząca ze sobą kolce - nadająca stworzeniu nieco majestatu - taka sama znajduje się na ogonie. Czarnołuski nie posiada skrzydeł, niemniej jednak nie potrzeba mu niczego co pokazywałoby dokładniej jego rozmiary. O jego muskulaturze, masywności - nie trzeba dużo wspominać. Mięśnie gada wydają się być doskonale, wręcz idealnie zbudowane. Przykryte twardymi, zapewne grubymi łuskami - niemniej jednak dobrze widoczne, ukształtowane w sposób jasno dający do zrozumienia o sile, potędze tej istoty - samym atrybucie fizycznym. Powalający może być natomiast jego rozmiar. Póki co jedynie leży, więc nie jest to jeszcze w pełni widoczne - jednak stojąc na czterech łapach, jaszczur osiąga wysokość trzech metrów i sześćdziesięciu pięciu centymetrów, natomiast jego ciało długie jest na siedem metrów i sześćdziesiąt dwa centymetry. Jest więc ponad metr wyższy od obu gadów.
Wychodząc na zewnątrz, lis dostrzec mógł, że ślepia obu gadów otworzyły się - niemalże jednocześnie. Ślepia czarnego giganta miały kolor krwistej czerwieni, lekko połyskując - jakby świecąc.
-Rhoshan... zapewne nie pamiętasz, więc przedstawię ponownie. Lord Nodin, Widmo Densorinu.
Odezwał się białołuski smok, skinąwszy łbem na znak, by czerwonofutry podszedł bliżej. W międzyczasie, widmo podniosło się do góry i "wyszło naprzeciw" lisowi, zatrzymując go w połowie drogi. Gad poruszał się powoli, majestatycznie, bardzo pewnie. Rhoshan zaczął odczuwać niepokój, jakby aura tej istoty powodowała go sama z siebie. Naturalny strach, lęk przed stworzeniem które prawdopodobnie mogło go rozszarpać jednym pazurem. Czarnołuski stanął przed lisem i zlustrował go ostrym, wręcz karcącym spojrzeniem. Zupełnie jakby spoglądał na niewolnika, nic nie wartą rzecz... i czegoś oczekiwał... Jego mina była poważna, spojrzenie złowrogie. Gad stał wyprostowany, spoglądał w dół na czerwonofutrego... nawet ogon czarnego widma nie poruszał się, stojąc w bezruchu.


Nodin:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Budynek główny rezydencji - gabinet   Budynek główny rezydencji - gabinet - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Budynek główny rezydencji - gabinet
Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2
 Similar topics
-
» Główny budynek rezydencji - podziemia
» Budynek główny rezydencji - wejście
» Budynek główny rezydencji - biblioteka
» Budynek główny rezydencji - jadalnia
» Główny budynek rezydencji - plac

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Londyn :: Rezydencja Antharasa-
Skocz do: