Imię i nazwisko: Obecnie nazywa się Alicia van Wryght, lecz jest to nazwisko które przyjęła od rodziny zastępczej. Pierwotnie brzmiało ono chyba James, było to jednak tak dawno temu, że nie ma pewności czy nie wymyśliła go sobie sama w oparciu o echa przeszłości.
Pseudonim: Bailiff (jest to również imię istoty, która ją opętała w dzieciństwie)
Rasa: Człowiek/Opętana
Miejsce pochodzenia: Najprawdopodobniej Wielka Brytania. Obecnie zamieszkała w Waszyngtonie.
Wiek: 26 lat
Frakcja: Alicia sama w sobie jest raczej neutralna, gdy do głosu dochodzi jej ‘przyjaciel’ ma skłonności w kierunku złej strony mocy. To wszystko zależy od zadania jakiego się podejmie i zleceniodawcy. Raz trzeba pozbyć się niewygodnego świadka, czasem ‘sprzątnąć’ dilera narkotyków.
Wygląd: Mimo iż jej wiek dawno przekroczył magiczną cyfrę dwadzieścia jeden, kobieta nie wygląda na więcej niż szesnaście. Z tego względu ma problemy z zatrudnieniem się w jakiejś poważniejszej pracy niż dorywcze wykładanie towarów w supermarkecie oraz z kupnem win, za którymi przepada. Nie należy również do najwyższych, mierzy ledwie metr sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, figurę zaś ma filigranową, niczym dziecko. Twarz owalna, duże błękitne oczy i wydatne, różowe usta, których nie trzeba podkreślać ani szminką, ani błyszczykami. Jako dodatek do stroju zazwyczaj nosi szeroką opaskę do włosów (czarną lub zieloną) i okulary w grubej oprawce, choć bynajmniej jej wzrok nie wymaga żadnej korekty. Czesze się zazwyczaj w dwa kucyki lub pozostawia długie do łopatek, kasztanowe włosy rozpuszczonymi. Nie lubi warkoczy ani koków, dlatego też się ich wystrzega niczym diabeł święconej wody.
Sposób ubierania ma zależny raczej od humoru, nie od okoliczności. W szafie Alicii znaleźć można wszystko, od bluz, skrojonego na jej miarę garnituru, starych, spranych t-shirtów, na wspaniałych, eleganckich sukniach kończąc (tak naprawdę ma tylko jedną i nigdy jej nie założyła). Zazwyczaj jednak zakłada prosty podkoszulek z nadrukiem oraz spodnie rurki, czasem zamieniając je na spódnicę z licznymi falbankami gdy rozpaczliwie próbuje dodać sobie choć odrobinkę kobiecości. Szpilki uważa za niewygodne aczkolwiek ładne, dlatego też całości dopełniają albo buty typu adidasy, albo pantofle na minimalnym obcasiku w stylu brytyjskim z dwudziestego wieku. Na zimę ma przygotowane glany, ale tylko z racji ich praktyczności.
Charakter: Bardzo łatwo wpłynąć na podejmowane przez nią decyzję, co jednak nie oznacza że jest ona naiwna i głupiutka. Wręcz przeciwnie, to dość bystra młoda dama postrzegająca świat trochę inaczej niż większość społeczeństwa. Nie skupia się na standardowej ocenie ‘ty dobry, on zły’- jeśli nie zrobisz nic, za co ciemnowłosa mogłaby cię przestać lubić, to nawet jeżeli wśród ludzi panuje o tobie opinia ostatniego drania i typa spod ciemnej gwiazdy Alicia tylko wzruszy ramionami. Dobrze wie iż w bardzo wielu przypadkach szufladkuje się osoby bezpodstawnie lub dlatego, że krzywo spojrzał na ciotkę wuja stryjecznej babki i to już jest przestępstwo i nic tylko po sądach ścigać takiego chuligana. Nieraz sprowadziło to na nią kłopoty, ale nie jest tak bezbronna na jaką by wyglądała. Już od siedemnastego roku życia potrafi posługiwać się bronią palną (głównie korzystała z pistoletów, ale jeśli dostałaby jakąś inną to też pewnie wiedziałaby co do czego), sztyletem, zna również podstawy samoobrony.
Często trudno jest zrozumieć co ma do przekazania, czy żartuje czy może jest śmiertelnie poważna. Gdy staje przed trudnym wyborem lub tajemnicą, potrafi wyciągnąć właściwe wnioski, znaleźć wyjście z sytuacji pozornie beznadziejnej i poznać kto jest kłamcą. Mimo wszystko nie jest osoba odważną, wręcz nagminnie zaniża swoją samoocenę przez co chętniej przystaje na poglądy i propozycje innych osób niż przedstawia własne.
Imię: BailiffWygląd:Gdy pierwszy raz ukazał się małej Alicii przybrał postać małego, roześmianego chłopczyka w tym samym wieku co ona, o krwisto czerwonych oczach i krótkich, wiecznie potarganych, zielonych włosach. Z czasem dorastał razem z nią i teraz jest to wysoki na metr osiemdziesiąt dziewięć mężczyzna w okularach połówkach, ubrany w nienagannie białą koszulę z bordowym krawatem oraz czarny garnitur szyty na miarę, dodający mu powagi i w zamierzeniu mający budzić zaufanie. Kolor tęczówek Bailiffa nie uległ zmianie, natomiast jego włosy wydłużyły się do ramion i pociemniały – mają teraz taki sam odcień co nigdy nie zapięta marynarka.Charakter:Z niewiadomych przyczyn bardzo zależy mu na zaufaniu akurat Alicii i wykorzystywaniu właśnie jej do realizacji swoich celów. Nie przebywa w jej towarzystwie cały czas, często znika na wiele tygodni by pojawić się niż tego ni z owego, bardziej lub mniej zdenerwowany. Sprawia wrażenie uprzejmego, w rzeczywistości dba tylko o siebie i swoje interesy. Nigdy się nie przyzna, ale chyba polubił towarzystwo panny van Wryght, szczególnie zaś to że toleruje go i pozwala mu od czasu do czasu przejąć swoje ciało.
Umiejętności własne Alicii: - Znajomość podstaw samoobrony i elementów akrobatyki.
- Posługiwanie się pistoletami i krótką bronią białą.
Umiejętności zyskane (TYLKO podczas współpracy z Bailiffem):- Kocie oczy (pozwala widzieć w ciemności równie wyraźnie jak za dnia. Konsekwencją jest zmiana koloru tęczówek na czerwone oraz kształtu źrenic na podobieństwo ssaków z rodziny kotowatych)
- Instynkt przetrwania (Zasada działania podobna do tego występującego u dzikich zwierząt. Wyczuwa nadchodzące niebezpieczeństwo nawet jeśli nie dotyczy ono bezpośrednio jej samej. Zdolność tak przydatna jak kłopotliwa, gdyż czasem nakazuje ucieczkę bez powodu)
Moce (spowodowane współpracą z Bailiffem): - Nie-do-zabicia (Nazwa może być myląca gdyż bynajmniej nie chodzi o nieśmiertelność. Alicia staje się bardziej wytrzymała i odporna na ból. Nie jest to moc aktywna cały czas, jedynie po uzyskaniu poważnych, zagrażających życiu obrażeń. Wówczas na skutek działania techniki błękitnooka dostaje nagły przypływ mocy, umożliwiający jej powstanie i ucieczkę nawet gdy straciła bardzo dużą ilość krwi. Szybkość poruszania jest oczywiście znacznie zmniejszona ale nie o to w tym chodzi. Gdy bowiem przeciwnik będzie sądzić iż dobił swą ofiarę, ta wykorzysta chwilę zamieszania lub odwrócenie się plecami by odejść w bezpieczne miejsce a tym samym wielce zdziwić niedoszłego oprawcę)
- Ograniczona regeneracja (Siniaki, małe ranki i zadrapania – do 60 minut. Większe rany cięte, kłute i pomniejsze obrażenia wewnętrzne – od 60 minut do 3 godzin. Poważniejsze obrażenia wewnętrzne – 3h do 24h aby móc w miarę normalnie funkcjonować. Pełne wyleczenie do 4 dni. Obrażenia krytyczne – 24h do półtorej tygodnia aby móc się ruszać o własnych siłach. Pełne wyleczenie do 3 tygodni. Możliwe wstrzymanie akcji serca na 5 minut w celu zaleczenia niektórych ran. Odrośnięcie straconych kończyn niemożliwe. Podczas regeneracji Alicia jest bezbronna, można ją zabić jak każdego innego człowieka. Im większe uszkodzenie do naprawienia, tym większy jest ból z tym związany)
- Wzmocnienie kończyn dolnych (czyli zwiększenie prędkości biegu i siły nóg. Alicia może wyskoczyć nawet na 10-15m w górę, o ile się postara)
Broń: - dwa pistolety colt m1911a1
- sztylet (rękojeść 6cm, ostrze 10cm)
Ekwipunek: Historia: Z daleka od innych siedziała mała dziewczynka, z bandażem przewiązanym na czole i gipsem na lewej rączce. Nie przeszkadzając nikomu nabierała piasek do największej foremki, mającej być w zamierzeniach podstawą pod o wiele większe dzieło. Gdy nagle..
- Hej, pobawimy się? – Usłyszała za sobą roześmiany głos i delikatnie acz niechętnie obróciła główkę by spojrzeć, któż to taki odrywa ją od budowania kolejnej wieżyczki. Na placu zabaw należącym do sierocińca bawiło się wiele dzieci i większość z nich już rozpoznawała po tygodniu pobytu. Przed nią stał jednak zielonowłosy chłopczyk, którego za nic nie mogła sobie przypomnieć. A przecież z jego charakterystyczną aparycją nie powinno to być aż tak trudne.
- No nie bądź taka, będzie fajnie! – Nadal przyglądała się mu, teraz jednak z zainteresowaniem. W końcu wzruszyła ramionami i odwzajemniła uśmiech czerwonookiego, przystając w ten sposób na jego propozycję. Usłyszała jak nowy znajomy zaśmiał się donośnie a chwilę potem usiadł tuż przed nią, z impetem rozsypując piach wokół siebie. Tymczasem ona dalej budowała wieżyczkę z piasku, stawiając babki, jedną na drugiej, z coraz mniejszych foremek.
- Nazywam się Bailiff i od dziś będę twoim przyjacielem! Długo już tu jesteś, Alicjo? – Rozpoczął rozmowę chłopczyk o nienaturalnym kolorze włosów, na co pięcioletnia Alicia pokiwała przecząco głową i lekko się speszyła. Nie była zaskoczona, że nowy zna jej imię: mogła go w końcu skierować do niej jedna z miłych pań opiekunek. Jednak w jego ustach wszystko brzmiało bardzo dorośle, ponadto używał trudnych słów których znaczenia brązowowłosa nie znała. Mógł więc być ze starszaków.
- Tydzień. Mama i tata umarli. – Odezwała się nareszcie a kątem oka dojrzała, że niezmiernie ucieszyło to chłopca.
Przykuła uwagę dzieci bawiących się dookoła. Patrzyły na nią, zwłaszcza te młodsze, lekko wystraszonym wzrokiem. Rozmowa rozkręciła się i dziewczynka otworzyła się przed przyjacielem, którego widziała i słyszała tylko ona.
***
Budzik nastawiony na za dziesięć szósta zadzwonił niespodziewanie, przerywając poranną ciszę w mieszkaniu Alicii. Ale ona nie spała już od godziny, choć próbowała, zbudzona snem o przeszłości którego nie miała już parę lat. Szybko wstała z łóżka i udała się do łazienki by wziąć poranną kąpiel i wykonać całą resztę spraw związanych z poranną toaletą. Bailiffa nie było już trzeci miesiąc a nigdy nie znikał na tak długo, więc niepokoiła się. Przeczesała potargane włosy i spojrzała w lustro. Kiedy ostatnim razem poszła na strzelnicę? Już nie pamiętała, na pewno było to nim podjęła pracę w fast foodzie dwie ulice dalej. Żadna przyjemność, ale pieniądze trzeba zarabiać, choć w tym wypadku ważniejsze było stworzenie pozorów. Kobieta westchnęła ciężko, wchodząc pod prysznic. Najwyraźniej dzisiejszy dzień stał pod znakiem wspominek już od samego początku, więc gdy odkręciła kurki z wodą zagłębiła się w przeszłych wydarzeniach.
***
- To twój nowy dom, kochanie – Rzekła radośnie Michelle, miła trzydziestoletnia pani psycholog. Blondynka o zielonych oczach właśnie wprowadzała swoją świeżo adoptowaną córkę na podwórko zadbanego domku jednorodzinnego. Dla dziewięcioletniej Alicii chwila ta była spełnieniem marzeń i szansą na normalne dzieciństwo. Tak mówiły opiekunki w sierocińcu więc musiały mieć rację. Na dziewczynce nowa rodzina zrobiła duże wrażenie i szybko polubiła ich wizyty, co nie do końca przypadło do gustu Bailiffowi. Zielonowłosy pilnował jej jak oka w głowie przez ostatnie cztery lata i nie opuszczał ani na sekundę. Opowiedziała o nim swoim nowym opiekunom podczas jednej z wizyt, mimo iż potem przyjaciel gniewał się na nią przez najbliższe dni. Chyba jako jedyni nie wydawali się zaskoczeni ani wystraszeni, więc brązowowłosa obdarzyła ich jeszcze większą sympatią.
- Mamy nadzieję, że ci się u nas spodoba – Usłyszała za plecami męski głos, należący do Alberta: głowy nowej rodziny. On również cieszył się na przybycie błękitnookiej, podobno długo starali się o dziecko. Na okrągłą twarzyczkę Alicii wypłynął szeroki uśmiech. Przechodząc przez próg nowego domu tylko jej ‘wyimaginowany towarzysz’, jak zwała go Michelle, był niezadowolony i może nawet zły?
Młoda para podczas wyjazdu do Wielkiej Brytanii nie planowała wstąpić do sierocińca ale po kolejnej nieudanej próbie tak jakoś wyszło. Już podczas pierwszej wizyty zwróciła uwagę na tą małą dziewczynkę. Wiedzieli również od pracowników iż wychowanie jej nie będzie łatwe z racji na problemy psychologiczne. Nie bali się jednak podjąć ryzyka i zaopiekowali się nią, mimo iż wiązało się to z zabraniem małej do USA. Zmiana środowiska i terapia powoli dawały zamierzony efekt i Ala nie tyle przestała sobie wyobrażać Bailiffa, co więcej nie zwracała na niego uwagi. A on pewnego dnia po prostu zniknął z jej życia. Mając szczęśliwe życie, grono przyjaciół szkolnych i aktywnie spędzając czas poza domem nawet nie zauważyła, gdy zapomniała o nim całkiem. Para nigdy nie ukrywała przed nią iż nie są jej biologicznymi rodzicami. Ponadto obiecali, że w dniu dwudziestych pierwszych urodzin Alicii wrócą do Anglii i postarają się odnaleźć jakichś żyjących krewnych. Im bliżej było tego dnia, tym bardziej wyczekiwała go, być może bardziej niż w dzieciństwie prezentów pod choinką.
Z biegiem lat dziewczyna zainteresowała się pracą ojca policjanta, który niejednokrotnie przy wspólnych posiłkach opowiadał o co ciekawszych sprawach w jakich zdarzyło mu się uczestniczyć i zyskując przy tym mocno w oczach córki. Szanowała oboje rodziców i ich zawody, lecz wizja karania przestępców i pomagania ofiarom mocno zakorzeniła się w psychice nastolatki. Najpierw zaczęły się lekcje samoobrony, z czasem wyprosiła u Alberta możliwość towarzyszenia mu w ćwiczeniach na strzelnicy. W wieku lat siedemnastu pierwszy raz skorzystała z pistoletu treningowego. Tego samego dnia wyjawiła ojcu iż marzy jej się pójść w jego ślady i wstąpić do szkoły policyjnej. Nic bardziej nie mogło napawać dumą niż śliczna, mądra córka która na dodatek pragnie kontynuować rodzinną tradycję. Alicia zarzuciła całkiem swoją wcześniejszą pasję – gimnastykę artystyczną i akrobatykę – na rzecz przyszłości, dzięki której będzie mogła pomagać innym ludziom.
***
Szósta czterdzieści pięć, jeszcze godzina i piętnaście minut do rozpoczęcia zmiany a ona już zjadła śniadanie, przeczytała gazetę i właśnie kończyła czyścić dwa pistolety, od dłuższego czasu leżące w szufladzie stolika nocnego i kurzące się nieznośnie. Doskwierała jej nuda, gdyby tylko Bailiff się pojawił to przynajmniej byłoby do kogo się odezwać. A tak co? Siądzie przed telewizorem i zacznie bezmyślnie przeglądać kanały w telewizorze z nadzieją że trafi jej się coś innego od głupawego teleturnieju bądź pięćsetnej powtórki sitcomu z lat osiemdziesiątych? Gdyby wcześniej wiedziała że ten poranek będzie się tak dłużył to przygotowanie stroju do pracy zostawiłaby na dziś a nie zabierała się za to wczorajszego wieczora. Cóż, może to jednak nie taki głupi pomysł, włączy kanał informacyjny i dowie się czegoś więcej niż wyczytała w Internecie?
Rozsiadła się wygodnie na kanapie i zanim włączyła telewizor spojrzała na białą maskę zawieszoną na ścianie nad nim. Dokładnie taką samą jaką można było kupić dziecku w każdym jednym sklepie z materiałami artystycznymi i pomalować w śmieszne wzorki na karnawał. Być może wydawało jej się tylko, ale gipsowa twarz bez emocji, pomalowana ochronnie i w celach estetycznych warstwą bezbarwnego lakieru, została chyba odrobinę przekrzywiona w stosunku do pozycji w jakiej ją zawieszała. Błękitnooka delikatnie zmarszczyła brwi i sięgnęła po pilot. Już po chwili oglądała jeden z kanałów informacyjnych a w nim relację na żywo z miejsca morderstwa. Tym razem ofiarą nieznanego seryjnego zabójcy został dość znany biznesmen, choć tło obskurnej dzielnicy pełnej poprzewracanych kubłów na śmieci i bazgrołowatych graffiti nasuwało na myśl dość oczywiste pytanie, co tak ważnego jegomościa przywiodło z daleka od osiedla wielkich willi jednorodzinnych. Ofiara miała odciętą głowę jednym płynnym pociągnięciem sztyletu. Alicia mogła to stwierdzić nawet nie przyglądając się dokładnie. Jeszcze raz zerknęła na ścianę za telewizorem, tym razem ponad maskę. W tamtym miejscu powinien spoczywać jej ozdobny sztylet, który otrzymała od ojca. I rzeczywiście, nie zmienił swojego położenia. Mimo to kobieta podeszła bliżej i dostrzegła małą, czerwoną kropkę, średnicy nie więcej niż jeden milimetr. Krew. I była pewna jej świeżości.
***
Za miesiąc miała urodziny. Te tak długo wyczekiwane, dwudzieste pierwsze. Mniej więcej tyle samo czasu dzieliło ją od wyników rekrutacji do szkoły policyjnej. Nawet ostatnimi czasy zaczął się nią interesować przystojny chłopak z sąsiedztwa, na którego zwracała uwagę kiedy tylko wprowadził się do domu naprzeciwko dwa lata temu. Wszystko szło po jak najlepszej myśli.
Może poza koszmarami sennymi.
Tak, mimo iż była już niemal dorosła, dręczyły ją koszmary jak jakiegoś małolata. Na którego z resztą wyglądała, bo z aparycji to zazwyczaj oceniano ją na pierwszą klasę gimnazjum. Już dawno przestała się o to denerwować. Ale te sny stawały się coraz bardziej dziwne. Właściwie nic takiego w nich się nie działo. Stała po prostu pośrodku niczego. Budziła się zlana potem dopiero wtedy, gdy słyszała w podświadomości głos. Mówił różne rzeczy, takie, jakie słyszy się w filmach z ust prześladowców. ‘Wiesz, robię się o ciebie zazdrosny gdy ukradkiem zerkasz na Ryana pracującego w swoim ogrodzie dokładnie naprzeciwko twojego okna. Byłem w końcu twoim pierwszym’ i inne podobne. Już dawno nie pamiętała kiedy ostatnio porządnie się wyspała, ale starała się jak mogła by nie odbiło się to na jej ocenach w szkole i ćwiczeniach z ojcem. Najbardziej denerwowało ją, że choć próbowała rozglądać się we śnie i znaleźć wyobrażenie tego, kto się do niej zwracał, nigdy nie dostrzegała niczego więcej niż jakiś szarawy bezkształtny twór na tyle daleko, że nie mogła rozpoznać co to, mimo najszczerszych chęci.
Do tego, może i przez brak snu a może po prostu zwariowała, na jawie miała dziwne ‘wizje’, polegające głównie na słyszeniu czegoś zupełnie innego niż do niej mówiono. Już parę razy tak się przesłyszała, ostatnio szczególnie się wystraszyła bo zdarzyło się to podczas jednej z opowieści Alberta o brutalnym morderstwie. Prawie usypiała przy kolacji i wtedy to się zdarzyło. Musiała rzeczywiście odpłynąć dość mocno, gdyż oczyma wyobraźni widziała, jak ojciec z matką wstają nagle od stołu i rzucają na nią z nożami wrzeszcząc ‘zdychaj cholerny bękarcie!’. Podskoczyła na swoim miejscu tak mocno, że aż przewróciła talerz i kubek a rodzice patrzyli na nią wyraźnie zaniepokojeni obłędem w oczach córki. Wiedziała, że powinna powiedzieć o tym Michelle, w końcu była psychologiem, ale wstydziła się. Co będzie jeśli się jej wyrzekną? Wyrzucą z domu bez grosza albo co gorsza oddadzą do wariatkowa, gdzie bez białych, sznurowanych z tyłu kaftaników do nikogo nie wolno ci podejść? A te ataki zdarzały się coraz częściej, nie wiedziała już co robić.
Wieczorny trening. Strzelanie w zaaranżowanej w garażu przydomowej strzelnicy nigdy nie szło jej tak fatalnie, nawet gdy robiła to pierwszy raz. Albert to zauważył.
- Coś nie tak Alcia? – Podszedł do córki i położył jej dłoń na ramieniu. Uśmiechał się lekko, ale za tymi pozorami czaiła się prawdziwa troska o jedyna dziecko.
- N.. nie, po prostu się nie wyspałam – Odwzajemniła ojcowski uśmiech, aczkolwiek dość niemrawo. Podczas strzelania znów słyszała głos, który do tej pory pojawiał się tylko nad ranem, gdy spała głęboko. Chwalił ją, ale to wcale nie dodawało otuchy.
Mężczyzna stanął za dwudziestolatką i nachylił lekko, poprawiając jej ułożenie dłoni do ponownego strzału. To był moment, dosłownie chwila. Kolejna wizja, a raczej przebłyski zdarzeń które z jakiegoś powodu mózg brązowowłosej uznał za prawdziwe, takie które zaraz się wydarzą. Rzucenie przez długoletniego opiekuna na podłogę, duszenie, w końcu śmierć z braku tlenu…
Obróciła się gwałtownie z obłędem w oczach i wystrzeliła. Dwukrotnie. Krtań, serce. Później miała przed oczyma czarno.
Ocknęła się na podłodze garażu, nie wiedziała ile czasu minęło. Przerażona odsunęła się pod ścianę gdy dotarło do niej, że ma ręce i bluzkę całą we krwi. Z tej perspektywy od razu dostrzegła dlaczego. Tuż obok miejsca, w którym się obudziła leżały zmasakrowane ciała jej drugich rodziców. W ciele matki tkwił sztylet, ten sam który dostała rok temu na urodziny. Szczęka zaczęła jej drzeć, i prawie by krzyknęła, gdyby czyjaś blada jak śmierć ręka delikatnie nie zasłoniła jej ust. Druga pogłaskała ją uspokajająco po policzku. Bała się obrócić głowę by spojrzeć kto taki klęczy tuż przy niej. Jeśli był to morderca a ona również miała umrzeć, niech skończy się to szybko. Zacisnęła powieki.
- Już nic ci nie grozi – Łagodny głos sprawił, że serce mało nie skoczyło do gardła młodej dziewczyny. Był identyczny z tym, który słyszała każdej nocy, teraz jednak nie dobiegał z niebytu i nic go nie tłumiło. Dopiero po chwili, ze strachem w oczach spojrzała w prawo. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna w okularach uśmiechnął się ciepło do niej, wbijając wzrok czerwonych tęczówek prosto w jej twarz. Ubrany był w nienagannie białą koszulę z bordowym krawatem oraz szyty na miarę, czarny garnitur. Nie widziała go do tej pory ani razu.
- Przepraszam, że musiałem ich zabić. Planowali twoje morderstwo już od kilku miesięcy. Chcieli to zrobić gdy wyjedziecie do Anglii. Bez świadków, mogliby wtedy powiedzieć, że zostałaś u rodziny. Musiałem cię uratować, Alicjo. Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
Wtedy jakaś mała szufladka w umyśle błękitnookiej otworzyła się i powróciły wszystkie wspomnienia. Łzy napłynęły jej do oczu, tak z bezsilności, żalu, tęsknoty, jak i dlatego by rozładować strach. To był Bailiff. On zawsze o nią dbał i nigdy by nie dał jej skrzywdzić komukolwiek. Musiał mieć rację i pewnie nie było innego wyjścia…
- Przytuliłbym cię, gdybym mógł – Uśmiechnął się szerzej gdy dotarło do niego, że został rozpoznany. – Nie mamy teraz na to czasu. Uspokój się, zamknij oczy, a zabiorę cię stąd w bezpieczne miejsce.
Na powrót straciła przytomność. Gdy ją odzyskała, była w mieszkaniu które obecnie wynajmuje a od Tamtego dnia minęły dwa miesiące. Bailiff powiedział, że zajął się wszystkim i nikt jej nie będzie szukał bo upozorował jej śmierć. Ponadto, są teraz w Waszyngtonie, czyli o wiele dalej niż Alicia kiedykolwiek zajechała poza rodzinne miasto. Marzenia o karierze policyjnej diabli wzięli, lecz ciemnowłosy zaproponował jej zastępstwo. Razem z nim będzie oczyszczać świat z przestępców, na dobre, nie na parę lat więzienia. Pomysł ten nie bardzo przypadł van Wryght do gustu, ale poszła na kompromis. Parę razy dała przejąć kontrolę nad sobą demonowi by ten pokazał jej co i jak. Sama była zaskoczona satysfakcją jaką odczuwała, gdy czerwonooki zabijał nieuchwytnych morderców i gwałcicieli jednym szybkim ruchem podcinając im gardła. Czuła, że spotkała ich słuszna kara. Przystała więc na współpracę i miała świadomość, że robi dobre uczynki.
***
Nawet gdy pracujesz w fast foodzie istnieje coś takiego jak przerwa w pracy. Dziesięciominutowa, ale jednak. Alicia jadła na zapleczu jedną z kanapek, które przyniosła ze sobą z domu. Właściwie to już nie pamiętała kiedy zaczęła przymykać oko na zabójstwa na zlecenie, które przyjmował Bailiff. Przeszkadzało jej to owszem, w końcu nie taką mieli umowę, ale za pieniądze które dostawali za jedną taką ‘ekstra głowę’ wyżywałaby spokojnie przez pół roku, tylko się obijając. Ale zamknięta w czterech ścianach czuła się niczym więzień, więc wspólnie doszli do wniosku że może podjąć pracę. Zrzuci to również jakiekolwiek podejrzenia pod tytułem ‘samotna kobieta wynajmująca mieszkanie, nie pracuje a pieniądze ma i zawsze płaci w terminie’. No i tak z pracy do pracy przez pięć lat, aż trafiła tu. Wołano na nią młoda, chociaż była starsza od połowy z zatrudnionych kelnerów i kasjerów. Ale oni byli wyżsi. I wyglądali doroślej.
Skończyła swój prowizoryczny obiad, zmianę kończyła za cztery godziny i planowała wstąpić do jakiejś restauracji na porządny posiłek. A ponieważ zostało jej jeszcze pięć minut, wyciągnęła z kieszeni swojego uniformu paczkę papierosów. Zapaliła jednego zapałką i zaciągnęła się.
- Smacznego. – Usłyszała za sobą znajomy głos. Dyskretnie zerknęła kątem oka w stronę z której dochodził i ujrzała opartego o niewielki stolik mężczyznę w garniturze. Wydawał się być trochę zmęczony. Widząc dzisiejszego ranka efekty jego… ich pracy, wcale mu się nie dziwiła.
- Jeśli myślisz że będę wnikać w to jak długo już pożyczasz sobie moje ciało dla rozrywki, mylisz się – Mruknęła do siebie dyskretnie, nauczona doświadczeniem społecznym że gadanie do siebie nie przysporzy ci przyjaciół. A na zaplecze w każdej chwili mógł wejść jakiś współpracownik. – Mogłeś po prostu uprzedzić albo coś. Właściwie mi już obojętne kogo załatwiamy, ale jeśli masz ciekawą ofertę to chciałabym wiedzieć. Albo współpraca, albo znów przestanę zwracać na ciebie uwagę. Wiesz że potrafię to zrobić, a wtedy nie masz nade mną żadnej kontroli.
- Nie chcę cię kontrolować Alicjo – Podniósł kącik ust w delikatnym uśmiechu. – I pewnie nie uwierzysz mi jeśli ci powiem, że bałem się jak zareagujesz na lekką zmianę docelowej grupy naszych zleceniodawców.
- Masz rację – odpowiedziała mu, gasząc niedopalonego nawet w połowie papierosa. Ona również uśmiechnęła się lekko – Nie uwierzę.