Imię i nazwisko:Elena Emelie Wilson
Pseudonim:Ellie, DeeDee
Rasa:Mutant
Miejsce pochodzenia:Kanada
Wiek: 16 lat.
Frakcja: Cywil
Wygląd: Elena to połączenie nieco wyzywającego, nastoletniego buntu, przejawiającego się głównie w kolczykach, krótkich włosach, zadziornym spojrzeniu oraz dziecięcej nieśmiałości. Wielkie, brązowe, lśniące oczy ma po ojcu, natomiast bujne, teraz ścięte na krótko włosy odziedziczyła po matce. Naturalnie brązowe, z lekkim połyskiem ciemnego blondu. Policzek El szpeci blizna ciągnąca się niemal od oka aż po kość szczęki. Nie jest jakoś specjalnie rozległa, jednak rzuca się w oczy, zwłaszcza na tak młodej twarzyczce. W oczach El kryje się łobuzerski błysk, jakby rozglądała się tylko, co by tu spsocić. Ubiera się w stosunkowo młodzieżowe, wygodne ubrania, nie patrząc na markę. Nieznana hurtownia z lumpeksu? Jasne, byle było wygodnie. Markowe buty z Nike? Dobra, o ile ją na nie stać. Włosy są bardzo podobnego koloru co oczy - połyskujący brąz, wpadający w lekki rudy. Dziewczyna trzyma je krótko obcięte, by jej nie przeszkadzały. Jest niziutka ze swoimi 156 centymetrami, jednak zupełnie jej to nie przeszkadza.
Charakter:
Słodka łobuziara. Mały diabeł. Dosłownie, wręcz rozsadza ją energia. Jest wszystkiego ciekawa, jednak jednocześnie średnio lubi mówić o sobie, twierdzić, że nic w tym ciekawego. Uparta jak wszyscy diabli, jednak potrafi iść na kompromis. Bywa nieufna, jednak nie trwa to długo. Pomimo tego, co przeszła, nie straciła dziecięcej wręcz słodkości, która emanuje z jej zachowania, postawy i spojrzenia. Bywa porywcza, kiedy ktoś ją obraża, lub co gorsza, jej mamę lub przyjaciół. Gotowa złamać nos, byle obronić bliską jej osobę, zwłaszcza, że nie ma ich zbyt wiele.
Umiejętności:
- Szybko biega. Naprawdę szybko, właściwie to śmiga jak zawodowiec. To pewnie przez ucieczki przed łobuzami i przed ciskanymi w jej stronę kamieniami. No cóż, wyrobiła sobie nogi, to trzeba jej przyznać.
- Łazi po drzewach - Tak, i nie tylko. Jeżeli da się na coś wspiąć - zrobi to, jeżeli się nie da - i tak znajdzie sposób.
- Podstawy samoobrony. - Biła się często, nie ukrywajmy, tak więc to i owo potrafi. Wie gdzie kopnąć czy uderzyć, żeby znokautować i dać sobie czas na ucieczkę, jednak do Bruce'a Lee jej daleko.
- Majsterkowanie - Dużo łaziła po wysypiskach, z nudów znajdując jakieś stare graty i montując je razem. Czasem coś naprawi, wygrzebie bęben z pralki, weźmie wykałaczkę i wyczaruje coś niczym MacGuiver. Okej, aż tak to nie, ale zepsuty toster nie ma przed nią tajemnic.
Moce:
- Replikacja łączona z teleportacją - Poprzez gen X dziewczyna potrafi zmaterializować swoje ciało, a raczej jego replikę w miejscu w promieniu dwudziestu kilometrów, jednak jej świadomość pozostaje w ciele, które wybierze. Załóżmy na przykład, że dostała szlaban. Jak każda nastolatka, coś przeskrobała, więc rodzice wlepiają jej areszt domowy. Ellie więc siada przy biurku, przekonana, że weekend stracony. Jednak w jej przypadku, nie jest aż tak Źle. Wystawa deskorolek na 5th Avenue? Już się robi. I nagle znajduje się przed witryną sklepową. Jej ciało zostało w pokoju, przy biurku, co wygląda, jakby się uczyła, jednak jej świadomość i zreplikowana osoba oglądają właśnie nowy model deski dostosowany nawet do najbardziej nierównej powierzchni. Pochodziła godzinę i uznała, że czas wracać? Jasne. Tak więc "wraca" do ciała pozostawionego w domu, natomiast opuszczona powłoka znika, rozpływając się w powietrzu. I co? Zobaczyła wystawę, teoretycznie nie ruszając się z domu. Oczywiście, ma to swoje ograniczenia. Nie może przebywać w zreplikowanym ciele dłużej niż dwie godziny. Każde kolejne pół godziny przysparza ją o dokuczliwy ból głowy, potem mięśni i całego ciała, jednak co dalej - nigdy nie próbowała.
- Healing Factor - Umiejętność chyba w głównej mierze odziedziczona po tatusiu, na której gen X skupia się w niewielkiej mierze. Leczy jedynie niewielkie rany, wspomaga jednak gojenie się poważniejszych, jednak nie w takim stopniu, jak odbywa się to u Wolverine'a czy Deadpoola. Nie zapewnia odporności na choroby, mimo wszystko oddziałowuje na układ odpornościowy,pomagając mu zwalczyć chorobę.
Broń:
Pięści i niewielki scyzoryk w kieszeni.
Ekwipunek:
Plecak z bluzą, kanapkami, gumkami do włosów, gratami, które zebrała w drodze, portfel z dokumentami i kilkoma dolcami na czarną godzinę.
Historia: Ma dopiero szesnaście lat, więc jej życie raczej nie obfituje w specjalne wzloty i upadki, nie jest jednak usłane różami. Urodziła się jako jedyne dziecko Wendy Anneton, która zdążyła nadać jej jedynie imiona i nazwisko - nazwisko ojca. Tak właśnie początkowo ochrzczona przez lekarzy Elena Anneton dostała nazwisko Wilson, które w jej mniemaniu, pasuje jej o wiele bardziej. Nigdy nie poznała ojca, a ojczyma, który ją "wychował" raczej nie wspomina miło.
Mężczyzna miał wtedy dwadzieścia pięć lat, a jakieś dwa tygodnie po śmierci "ukochanej" natychmiast znalazł sobie nową miłość. Co ciekawe, przygarnął Ellie. Bynajmniej nie z dobroci serca. Przecież niepracujący, biedny, wychowujący małe dziecko ojciec będzie wspierany przez rząd. I przez szesnaście lat dostawał pieniądze od niczego nie podejrzewających władz. Sielanka to to nie była. Właściwie to wychowała się sama, a z roku na rok było jeszcze gorzej. Kolejne awantury, pijactwo i agresja. I tak dalej. Nigdy nie była orłem w szkole, pomimo tego, że nie można jej zaprzeczyć faktu, że jest bystra. Mimo to nauki ścisłe jakoś jej nie przypadły do gustu. W końcu w trakcie jednej z awantur zarobiła nożem. Oczywiście ojczym zarzekał się, że to wypadek, jednak rozcięcie na policzku, ciągnące się od oka po kość szczęki mówiło coś zupełnie innego. Uciekła z domu z plecakiem gratów, kanapkami i wspólnym zdjęciem jej rodziców. Chciała odnaleźć ojca, który rzekomo mieszka teraz w Nowym Jorku.