Imie i nazwisko: Susan Mass - przyjęte podczas prób asymilacji z Ziemianami, całkowicie losowe zestawienie poznanych już wcześniej ludzkich nazw, które całkiem łatwo było jej wyartykułować. Nie znaczy nic, zapewne gdyby trafiła na innych ludzi, to nazwałaby się Helga Müller, albo Anna Kowalska.
Wiek: 80 ziemskich lat.
Rasa: Prehavinianin
Miejsce pochodzenia: NGC 604
Pseudonim: Projekt Ład
Frakcja: Inni bohaterowie
Wygląd:
Praktycznie biała, przezroczysta postać na pierwszy rzut oka wyglądająca jak zgęstniała, poranna mgła, dym unoszący się z komina w Watykanie po wybraniu nowego papieża, lub spreparowane zdjęcie jakiegoś widma nawiedzającego każdy mniej lub bardziej znany zameczek. Promienie światła przenikające przez ciało Susan są w nieznacznym stopniu pochłaniane, jednak nie załamują się, a więc jest ono praktycznie całkowicie przejrzyste, natomiast kobietę widać głównie dlatego, iż sama wykazuje zdolności luminescencyjne. Dokładne ramy jej widzialności zależą przede wszystkim od otoczenia, a pośrednio siły jej woli, nie jest jednak w stanie całkowicie zniknąć z oczu.
Ogólnie Prehavinianie są raczej bezpostaciowi, chociaż mają swoje ulubione kształty, których się z grubsza trzymają. Można to traktować analogicznie do ludzkiego stylu noszenia i ubierania się, gdyż podlega podobnym zmianom jak ludzka moda i obserwując tę rasę wystarczająco długo dałoby się wskazać pojedyncze trendy, a także ich cechy. Su porzuciła jednak tradycje z rodzinnych stron na rzecz swoistej fascynacji formą ludzkiego ciała, a więc aktualnie w wirującej i nigdy nieznajdującej się w spoczynku mgle można z łatwością dostrzec płynną, humanoidalną sylwetkę, długowłosej kobiety o raczej standardowej urodzie, gdyż inspiracja do stworzenia tego kształtu pochodziła z obserwacji naturalnych ludzi, a nie z okładek magazynów modowych. Susan nigdy nie kłopotała się odtwarzaniem ubioru, jednak unosząca się w powietrzu, naga niewiasta raczej nie wzbudza zgorszenia, gdyż z powodu nieustannego ruchu właściwego ciała Prehavinianki anatomiczne detale są dosyć rozmazane. Ta zasada tyczy się również oczu i innych elementów twarzy, aczkolwiek do ich kształtu dziewczyna przykłada się o wiele bardziej. Nie spełniają one funkcji czuciowej, ale przydają się podczas prób komunikacji z rdzenną ludnością, gdyż stanowią nieodłączną część mimiki, a więc częstokroć od ich wyraźności zależy przebieg konwersacji. Podsumowując te wszystkie cechy przestaje dziwić fakt, że Su nie raz została wzięta za ducha, czy też inną zjawę.
Charakter:
Fakt składania się w praktycznie stu procentach z negatywnych emocji i niemożność chłonięcia pozytywów nie znaczy, że istota ta jest z natury zła. Emocjonalne fale to dla niej głównie pożywienie i źródło energii, a wchłaniane odczucia są raczej wtórne i zdecydowanie nienależące do niej samej. Susan posiada własną świadomość, która z powodu jej pasywnych umiejętności często wydaje się być przytłoczona przez odczucia otaczających ją osób, mimo to wciąż jest w stanie dominować.
Sama z siebie kieruje się głównie inteligencją i zdrowym rozsądkiem. Pomijając znaczny wpływ mocy na jej pozorny charakter kobieta wydaje się być towarzyską i miłą istotą, co niestety dosyć ciężko zauważyć spod grubej warstwy zapożyczonego smutku i przygnębienia. Ludzkość ją fascynuje, ma jednak spore problemy z szybkim uczeniem się i poznawaniem tej dziwacznej społeczności, a co za tym idzie wciąż zaskakują ją najbardziej zwyczajne rzeczy. Z racji dosyć niskiego jak na jej rasę wieku oraz stosunkowo niewielkiej ilości czasu danego jej na poznanie praw rządzących Ziemskim światem wydaje się być zagubiona, niedouczona, a czasem nawet głupia, chociaż ta ostatnia cecha wynika raczej z jej prostolinijności i łatwowierności. Ze skrawków wspomnień o projekcie, którego wynikiem się stała całkowicie niepoprawnie wywnioskowała, iż jego celem jest pozbawienie negatywów całego wszechświata, po czym fanatycznie poddała się tej idei uznając się za stworzone przez jej rasę idealne narzędzie do tego zadania. Pogląd ten nie ma jednak nic wspólnego z pychą, owszem Susan uważa się za wyjątkową, jednak całą, możliwą chwałą obdarowuje swoich przodków-stworzyciel,i siebie uważając tylko za środek, który ma spełnić swoje zadanie i zniknąć. Kosmitka nie obawia się śmierci uważając ją za ostateczny cel istnienia i kierując się przekonaniem, że jeśli umrze „z głodu”, nie mogąc pochłonąć żadnego negatywu jej misję będzie można uznać za sukces.
Umiejętności:
- Język niemiecki na poziomie zaawansowanym, angielski komunikatywny.
- Czytanie z ruchu ludzkich warg i znajomość mowy ciała wyuczone podczas prób komunikacji z ziemską ludnością. Jeśli Susan się chociaż częściowo nie zmaterializuje nie jest w stanie wyczuwać drgań powietrza, a co za tym idzie nie słyszy słów, tak więc komunikaty odtwarza na podstawie tego co widzi oraz wyczuwanych od rozmówcy emocji.
- Szeroki zakres wiedzy w dziedzinie psychologii, neurologii i medycyny nabytej poprzez zwyczajną ciekawość sposobu w jaki Ziemianie (i nie tylko oni) wytwarzają i emitują emocjonalne fale o różnych częstotliwościach. Pozwala jej zrozumieć ukryte intencje rozmówcy, wywrzeć na niego wpływ poprzez dialog, zrozumieć motywy, a także rozpoznać źródła i przyczyny odczuwania bólu, rozróżniać rany i schorzenia oraz w miarę możliwości udzielić pierwszej pomocy, czy też opatrzyć rannego. Wiedza ta obejmuje zakres praktycznych i teoretycznych umiejętności lekarza polowego oraz zasób wiadomości obejmujący program studiów pielęgniarskich i psychologicznych pierwszego stopnia oraz neurologii na poziomie około magisterskim.
Moce:
- Empatia: pasywna umiejętność pozwalająca wchłaniać negatywne emocje pobliskich istot. Jest to zwyczajna absorbcja o promieniu 50 metrów oraz gradientowo zanikającej sile. Znajdujące się w jej zasięgu istoty mają ograniczone odczuwanie negatywów, a ta ich cześć, którą stracili jest wchłaniana przez Susan w formie energii. Nim Perhavinianka przetworzy zebrane emocje mają one na nią wpływ jakby były jej własnymi, a co za tym idzie odczuwa ona gniew, przygnębienie, rozczarowanie, zażenowanie i wiele więcej w zamian za osoby, które faktycznie powinny mieć z nimi do czynienia. Jako że „Empatia” jest dla niej naturalna Susan wykazuje dużą odporność na te uczucia i nawet jeśli wchłonie gorycz osoby o skłonnościach samobójczych te mogą się u niej pojawić dopiero jeśli na raz będzie miała kontakt z taką piątką, nie znaczy to jednak, że wchłaniane emocje nie mogą jej zwyczajnie przytłoczyć.
- Materializacja: standardowo Susan jest niematerialnym kłębkiem emocjonalnego promieniowania, charakteryzującego się dużą długością fali. Z wyglądu przypomina przelewający się, gęsty dym przybierający konkretną formę, jednak fizyczne otoczenie nie ma na nią wpływu i vice versa. Zmaterializować się może częściowo, lub całkowicie, jednak jedynie wtedy, gdy posiada wystarczającą ilość energii, a długie pozostawanie w tym stanie jest zdecydowanie męczące. Już po godzinie utrzymywania fizycznej formy dosięga ją wyczerpanie. Nawet jako istota materialna jej możliwości oddziaływania na otoczenie są nikłe, przede wszystkim jej udźwig to marne 30 kilogramów, a dodatkowo jej materialne ciało wciąż charakteryzuje się względną przenikliwością. Można przyjąć, że zachowuje się ono jak ciecz nieniutonowska, a zbyt długo trzymany w dłoni przedmiot po pewnym czasie zwyczajnie przez nią przepłynie.
W formie bezcielesnej jest w stanie przenikać przez przeszkody w otoczeniu, traci przy tym jednak część natężenia. Ogólnie jej przenikliwość to dziesięciokrotne możliwości promieniowania gamma, a więc dopiero ponad metrowa warstwa ołowiu jest w stanie całkowicie ją zatrzymać. W tej postaci ataki fizyczne nie robią na niej większego wrażenia, jest jednak podatna na magię, emisję energii, a w szczególności światło oraz wszelką telepatię.
Materializując się jest w stanie całym ciałem odbierać i wydawać dźwięki oraz oddziaływać na fizyczne otoczenie, które ma możliwość zareagowania zwrotnie. Zadane jej „obrażenia” nie sprawiają bólu, jednak niszczą formę, której przywrócenie wymaga czasu i energii, a zbytnio rozczłonkowane ciało – co najmniej pięć części oddalonych od siebie wzajemnie o minimum pięć metrów może uniemożliwić jej powrót do jednej bryły i tym samym być równoznaczne ze śmiercią.
- Luminescencja: emisja białego światła o niewielkim natężeniu, nie ma możliwości, by oświetlić tym cokolwiek, sama postać jest zwyczajnie lepiej widoczna w ciemności.
- Lewitacja: w formie niematerialnej grawitacja jest jej obojętna, a sama postać wydaje się przemieszczać przelewając, lub snując w powietrzu. Prędkość „lotu” nie przekracza przeciętnych, ludzkich limitów biegu i jest względna w stosunku do najbliższego otoczenia. Materializując się Susan musi poddać się prawom fizycznego świata.
- Absorpcja obrażeń: skrajna odmiana „Empatii”, która w przeciwieństwie do oryginału nie jest zdolnością pasywną, poza tym aktywować ją można jedynie przez dotyk, a raczej chwilowe wniknięcie w ciało rannego. Polega na przejęciu przez Susan wybranych obrażeń wybranej osoby, które u rannego natychmiast się zasklepiają. Niemożliwe jest jednak wchłonięcie pojedynczej, śmiertelnej rany (np. dekapitacji), lub doprowadzenie do odrośnięcia odciętej kończyny, której nie ma „w komplecie”. By zaabsorbować jakąś ranę wymagana jest przynajmniej zbliżona formą postać, a po użyciu umiejętności obrażenie będzie goić się i dolegać tyle samo czasu ile robiłoby to na oryginale. Wchłonięcie urazów, które pojedynczo nie zagrażają życiu, jednak w sumie są śmiertelne prowadzi do śmierci.
- Zmiennokształtność: jako młody przedstawiciel rasy Susan może przybrać postać amorficznej bryły o maksymalnej rozpiętości dwóch metrów, lub praktycznie dowolną inną postać przedstawiciela rasy, którego emocje była w stanie wchłonąć, aczkolwiek dokładność tego odwzorowania pozostawia zawsze wiele do życzenia.
Słabości:
- Telepatia: ze względu na otwarte i niekontrolowane chłonięcie promieniowania emocjonalnego oraz prostotę budowy umysłu czytanie w myślach, kradzież pamięci, czy telepatyczne sugestie oraz manipulacja są jej oczywistymi słabościami.
- Materializując się, przemieszczając, przenikając przez obiekty i zwyczajnie żyjąc traci energię, której nieustanny dopływ (absorpcja negatywnych uczuć istot z otoczenia) jest jej niezbędny do istnienia. Tydzień spędzony w całkowitym odosobnieniu jest dla niej różnoznaczny ze śmiercią głodową.
Perhavinianie:
Rasa zamieszkująca układ gazowych planet w mgławicy NGC 604, jeden z reprezentantów cywilizacji typu pierwszego według Skali Kardaszewa. Inteligentni, posiadający już od setek lat jeden, zunifikowany język oparty na ruchu ciała, zdolni do zapisu informacji w odpowiednio spreparowanych, ciętych kryształach gazów szlachetnych. Składają się z energii utożsamianej w poznanym przez Ziemian świecie z uczuciami i przez jej pryzmat, a także częściowo wyczuwając promieniowanie elektromagnetyczne, postrzegają świat, o którym myślą i który opisują prawdopodobnie w systemie binarnym. Bezpostaciowi i niematerialni o ograniczonej możliwości materializacji, a co za tym idzie wpływu na otaczające środowisko.
Przez setki ziemskich lat prowadzili narastający i trwający zapewne od początków ich istnienia konflikt łącząc się w najróżniejsze frakcje, absorbując wzajemnie negatywne emocje, nienawiść, uprzedzenia i agresję wobec siebie, a następnie przekazując ją dalej, kolejnym pokoleniom. Czasy te utożsamiane były z zastraszająco szybkim rozwojem technicznym i nieustannymi zbrojeniami obydwu stron, co ciągnęło za sobą technologiczny skok cywilizacyjny, wiązało się jednak z licznymi zniszczeniami. Przełom nastąpił dopiero po wynalezieniu metody blokującej absorpcję wybranych częstotliwości emocjonalnych fal. Naukowcowi odpowiedzialnemu za to odkrycie początkowo udało się ograniczyć jedynie emitowanie i wchłanianie smutku u niewielkich Perhaviniańskich zwierzątek, po dłuższych badaniach opracowano jednak system działający i podobno bezpieczny także dla przedstawicieli inteligentnej rasy. Gdy tylko go rozpowszechniono konflikty zelżały, a obywatele w przypadku różnicy zdań korzystali tylko i wyłącznie z własnych, już ograniczonych pokładów negatywów, które nie multiplikowały się, ani nie narastały w trakcie trwania starcia. W tym okresie rozwój technologiczny nieznacznie zwolnił na rzecz kwitnącej kultury i sztuki. Perhavinianie szukali sposobu na ekspresję pozytywnych uczuć, które po stłamszeniu agresji nabrały nowego blasku. Ziemianie oceniliby wyniki tych starań raczej jako skrajną awangardę, należy zrzucić jednak ten osąd na karb różnic kulturowych, poza tym sami twórcy byli zdecydowanie dumni ze swoich dzieł i nowego dziedzictwa kulturowego.
Niestety taki półśrodek nie okazał się wystarczający, by rozwiązać problem, poza tym miał zbyt wiele wad i niedociągnięć, do których między innymi należała możliwość cofnięcia efektu. Dopóki wszyscy Perhavianie nosili w sobie negatywy, dopóty któryś z nich mógł wpaść na pomysł wykorzystania tego, powszechnie uznawanego za niemoralne źródła energii. W końcu jedna z Perhaviańskich frakcji zdecydowała się na podjęcie tak haniebnych i przechodzących do historii kroków, przywracając do życia już prawie zapomnianą tradycję i rozpętując kolejny konflikt obejmujący całą cywilizację. „Odblokowani” bardzo szybko zyskali na sile żywiąc się strachem atakowanych i w dosłownie kilka lat przejęli na własność cały układ tworząc jedno, wielkie Imperium. Aktualnej władzy przestało zależeć na walce, jednak opozycja wciąż była aktywna, wybuchały wojny domowe, bijatyki, a walki uliczne były na porządku dziennym. Żadne prawa nie były w stanie uregulować postępowania „odblokowanych”, a chcąc zachować spójność zbudowanego państwa należało podjąć dalsze kroki niż tylko zdejmowalna blokada absorpcji negatywów. Perhavinianie pragnęli wymyślić coś znacznie lepszego niż Lemowska Betryzacja, coś co wyniesie nację na wyższy poziom, oderwie ją od wojen i przeobrazi w swego rodzaju aniołów. Nie pozostało zatem nic innego jak permanentne wycięcie tego raka i wyrzucenie go w przestrzeń kosmiczną. Byle dalej! Dochodząc do wniosku, że jeśli w zasięgu żadnego obywatela imperium nie będzie źródła negatywnych częstotliwości, to nawet ci należący do „odblokowanych” nie będą mogli ich wchłonąć, a walki i bunty same ustąpią, wprowadzono obowiązek poddania się wieloglobalnej dyspersji, podczas której oddzielono konkretne częstotliwości emocjonalnych fal, zebrano, a następnie wyemitowano nadając im prędkość znacznie większą niż czwarta kosmiczna i wyrzucając nawet poza mgławicę.
Dopiero kilkaset lat po tej akcji zorientowano się, że Perhavinian pozbawiono nie tylko negatywnych uczuć i zachowań, ale także części wspomnień, osobowości i przede wszystkim możliwości podjęcia ryzyka co całkowicie zatrzymało rozwój technologiczny nacji. Pierwszy i ostatni projekt lotów poza układ okazał się być strzałem we własne kolano, mimo że rasa ta nie posiada takiej części ciała, i początkiem całkowitej stagnacji postępu na tych planetach. Nie żeby Perhavinianie się tym przejmowali, czy też smucili, może by nawet próbowali, gdyby mogli, a tak, pozornie z własnej woli oddali się pustemu czerpaniu radości z istnienia i sztuce kompletnie zapominając o jakichkolwiek naukach mogących przecież wyrządzić komuś krzywdę.
Projekt „Ład”
Tak nazwano calusieńki komplet czynności niezbędnych do pozbawienia perhaviniańskiej rasy negatywów. Dyspersja, filtrowanie, budowa akumulatora zdolnego tymczasowo pomieścić „całe zło” układu oraz urządzenia emisyjnego zdolnego wysłać ten ogrom energii w przestrzeń, a także przekonanie całej społeczności, że warto się poddać takiemu zabiegowi oraz ostateczne kontrole, czy nikogo nie pominięto trwały latami. W końcu jednak nastąpił pamiętny dzień, który już wszyscy Perhavianie potrafili postrzegać jedynie pozytywnie, w samych superlatywach. Dzień, w którym niesamowitą ilość nagromadzonej energii emocjonalnej wysłano w kierunku odległej, błyszczącej na perhaviniańskim niebie, spiralnej galaktyki.
Lot, mimo początkowej prędkości niewiele mniejszej od światła trwał ponad trzy miliony lat. Był to okres, w którym rasa na rodzimej planecie Susan mogła już dawno przestać istnieć, ale wysłana przez nich wiązka energii nieustannie i bez przerwy przemierzała kosmiczną przestrzeń tracąc jedynie po drodze na natężeniu. Praktycznie przez całą trasę była ona całkowicie bezładnym zbiorem informacji, niepasującymi do siebie puzzlami z kompletnie różnych układanek, jednak wpadając w jedno z ramion Drogi Mlecznej i zwalniając powoli zaczęła się „docierać”, pojedyncze fragmenty polaryzowały się na kosmicznym pyle, a ostatecznie, już po przekroczeniu płaszcza słonecznego całość stała się harmoniczna i co zaskakujące, zyskała świadomość. Z resztek pamięci i osobowości każdego z miliardów Perhavinian fale emocjonalne o zupełnie różnych amplitudach, fluktuując i wzajemnie rezonując ułożyły się w coś żywego i tak, w odległości 2,7 miliona lat świetlnych od rodzinnej planety narodził się kolejny Perhavinianin.
Podróż przez Układ Słoneczny trwała całe dwie dekady. Dwie dekady samotności wystarczające, by zdać sobie sprawę czym się tak właściwie jest i pozwalające uporządkować oraz poddać recyklingowi urywki informacji, które ich prawowici właściciele uznali za niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Dostateczna ilość czasu, by zorientować się, że błękitna planeta, do której właśnie się zmierza emituje jakby znajome, emocjonalne fale. Czyżby wracała do domu? No właśnie nie, niemożliwe, bo rodzima gwiazda wciąż świeciła za metaforycznymi plecami, a więc spośród biliardów możliwości trafiła akurat na miejsce, w którym mogła żyć. Nieważne, czy był to przypadek, zrządzenie losu, wola boska, czy może zamiar oraz wyliczenia perhaviniańskiej cywilizacji, promil zebranych przed laty negatywów ostatecznie dotarł na Ziemię, a lądując był w pełni przekonany, że właśnie ten kawałek kosmicznej skały miał być celem jego podróży.
Drezno, noc z trzynastego na czternastego lutego 1945 roku. Wraz z pierwszą falą dywanowych nalotów i pierwszą bombą o bruk na ulicy Großenheiner uderzyła szeroka wiązka promieniowania nie rozpraszając się jednak, a przyjmując kształt amorficznego, białego obłoku, który w otoczeniu kurzu i dymu buchającego z płonących kamienic był praktycznie niezauważalny. Przerażeni ludzie w amoku i ze strachu przed śmiercią przenikali przez niego nagle uspokajając się i zaczynając myśleć racjonalnie. W tej części starego Drezna panika zaniknęła dokładnie tak samo szybko jak wybuchła, ewakuujący się ludzie nie czuli nawet kapki trwogi, co więcej nie byli zrozpaczeni, ani nie żywili do rozpoczynających właśnie drugą falę nalotu aliantów żadnego żalu, czy nienawiści. Obłok natomiast niepotrafiący sobie poradzić z tak nagłym i silnym przypływem życiodajnej energii rozrósł się w kilka minut pochłaniając całe miasto i zapewniając uwięzionym w nim mieszkańcom prawdziwie spokojną śmierć.
Będąc świadkiem wielokrotnie gwałtowniejszego konfliktu, niż te, które pamiętała jeszcze sprzed narodzin, Susan nie miała już wątpliwości. Uznała za cel projektu „Ład”, którego nazwa odcisnęła ślad w jej pamięci, przyniesienie tutejszej cywilizacji ukojenia i „zgodnie z wolą swoich zwierzchników” postanowiła tutaj zostać. Nauczenie się funkcjonowania w społeczeństwie stworzeń białkowych, materialnych i będących naturalnym źródłem potrzebnego jej do życia promieniowania emocjonalnego nie przyszło jej z łatwością. Zmiana wyglądu na odpowiadający tutejszym standardom była drobnostką w porównaniu do trudności i dziwaczności tutejszego języka, pisma, obyczajów i naukowych podstaw. Nie da się zliczyć popełnionych podczas nauki błędów, ani historii o zjawach, do których powstania, lub podtrzymania się przyczyniła, sześćdziesiąt lat wystarczyło jej jednak na dostosowanie się do tego środowiska wystarczająco, by nareszcie porzucić stanowisko biernego obserwatora i w końcu zacząć jakąś interakcję z tubylcami.