|
| Washington Square Park | |
|
+17Spectrum Victor Mancha Wiccan Scarlet Witch Spider Woman Deadpool Captain America Zoja Voron Amora Joan Nilsen Daredevil Black Panther Carnage Morgana le Fay Helbindi Flash Thompson Loki 21 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Washington Square Park Wto Lip 24, 2012 2:45 pm | |
| |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Black Panther
Liczba postów : 50 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Sob Mar 23, 2013 4:33 pm | |
| T'Challa miał się za osobę bardzo opanowaną – nie pozwalał ponieść się emocjom, które w większości przypadków zaciemniały obraz sytuacji. Gniew, chęć zemsty? Tylko zmieniały go w przerażająco precyzyjną maszynę do zabijania. Zdecydowanie miał już dosyć sytuacji, w którą się wpakował, ale ucieczka nie wchodziła w grę, gdy wciąż miał siły, a czerwony stwór prosił się o odcięcie kilku kończyn. W najlepszym wypadku. Carnage mógł powalić mężczyznę na ziemię, ale Pantera mógł wciąż używać rąk uzbrojonych w szpony zdolne przeciąć niemal wszystko. Zamiast próbować się uwolnić, czy odepchnąć macki, wycelował prosto w oczy bestii z zamiarem oślepienia jej. Zdążył wcześniej zauważyć, że stwór zdawał się przewidywać ataki na moment, zanim nastąpiły, ale był to obecnie najlepszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy - walka w zwarciu z tym przeciwnikiem nie była najmądrzejszym posunięciem. Gdyby nie udało się dosięgnąć ślepi, mężczyzna mógłby wykorzystać chwilowe rozkojarzenie na próbę zrzucenia z siebie przeciwnika, lub uniesienia jego cielska na tyle, by się spod niego wyśliznąć. |
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Sob Mar 23, 2013 7:54 pm | |
| (Przepraszam za długość posta, ale piszę z Tableta )
Gregore przebił się przez krzewy. Nie zajęło mu to dużo. Krzewy, siekane przez tytanowe ostrza, padały jeden po drugim. Gdy zaś jeszcze zobaczył jak trzy sople trzają blisko niego, kongressman wnerwił się nie na żarty. - Gdzie ta cholerna Policja - pomyślał, przygotowywując się do walki. Polityk - bohater ocenił sytuację w której się znalazł. W jednym miejscu jakiś czerwony stwór bił bohatera, którego Sears poznał z pierwszych stron gazet. Obok zaś stał drugi, z dziwnym, lodowym toporem zamiast ramienia. Sears od razu wiedział, po czyjej stronie ma stanąć. Czerwony stwór i drugi człowiek byli zagrożeniem dla USA. A to oznaczało, że Sears będzie ścigał ich aż ich nie wytępi. Na pierwszy ogień poszedł Helbindi. Sears, wściekły za atak, chciał się bronić. W jednej chwili wystrzelił w kierunku zimnolubnego olbrzyma dwie kule gorącej plazmy. Wysoka temperatura powinna nauczyć go, że w midgardzie panują trochę inne prawa niż w Jotunheim. Następnie, używając kul jako odciągnięcia uwagi lodowego giganta, Gregore zaatakował go kombinacją dwóch cięć i pchnięcia w dolną część ciała, połączony z chwytem macką za nogę w celu obalenia na ziemię.
Lepiej nich się nauczą, że USA się nie atakuje. |
| | | Morgana le Fay
Liczba postów : 111 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pon Mar 25, 2013 5:32 pm | |
| Obserwowanie potyczki szybko znużyło Morganę, która przyglądała się jej co prawda z dość obojętnym wyrazem twarzy, lecz w jej oczach odbijało się ledwie skrywane niezadowolenie zaistniałą sytuacją. Do tej pory miała jeszcze nadzieję na to, że uda jej się być może wypracować pewien układ z Helo... Zwłaszcza po ujrzeniu jego dość obiecujących zdolności w walce... Lecz obecnie wszystko wskazywało na to, że Olbrzym obracał się w innym kręgu zainteresowań, aniżeli ona sama. Było to przykre, jednakże drobne rozczarowanie. Przez cały ten czas Faerie wciąż starannie utrzymywała wokół siebie zaklęcie tarczy, która jednak jak do tej pory praktycznie w ogóle jej się nie przydała. Nie była pewna czy wynikało to z lekceważącej wobec niej postawy walczących - czy wręcz przeciwnie, nie chcieli oni wciągać w ten konflikt czarodziejki, której zakresu zdolności nie znali... Lecz Morgana uznała po prostu, że ci mężczyźni nie są na tyle istotni, aby miała interesować się ich opinią na swój temat. Uwagę kobiety przykuła dopiero próba przedarcia się do środka przez jej zaporę z krzewów. Na jej skutek oderwała wzrok od toczącej się walki, ale nie zrobiła niczego, aby powstrzymać intruza - choć teoretycznie posiadała taką możliwość. W tym momencie jego obecność i tak nie robiła jej już żadnej różnicy... A właściwie mogłaby wręcz zadziałać na jej korzyść, o ile tylko sprawy odpowiednio się potoczą. W końcu im szybciej to wszystko się skończy - tym lepiej dla niej. Już teraz miała ochotę po prostu teleportować się w inne miejsce. Podczas gdy przybysz zdawał się próbować szybko zorientować się w sytuacji, Morgana krytycznym okiem oceniała już jego samego. Sądząc z wyglądu jego stroju - kombinezonu? - zapewne opierał się w walce na zaawansowanej ludzkiej technologii... Lecz w tej chwili trudno jej jeszcze było wywnioskować cokolwiek innego. Nowocześnie wyposażony czy nie, wciąż był to tylko człowiek w zbroi, a z takimi Faerie potrafiła sobie radzić. Była gotowa, kiedy zaatakował. Zgodnie z jej przewidywaniami on również zignorował jej obecność, skupiając się zamiast tego na Helo, a więc jednej z dwóch pozostałych opcji... Oczywiście licząc razem walczących obecnie w zwarciu bohatera i potwora. Czarodziejka wspaniałomyślnie postanowiła zablokować pierwszy z ataków, a więc kule nieznanego jej pochodzenia. Wytworzyła między nimi i Olbrzymem magiczne pole siłowe, które nie tyle wstrzymało, co zmieniło trajektorię lotu kul, posyłając każdą z nich w inną stronę. Nawet nie planowała neutralizować dalszych ciosów. Zakładała, że z nimi Gigant już sobie poradzi. |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Mar 27, 2013 5:02 pm | |
| O tak, walcz...Lubię jak obiad walczy o przeżycie...
Pomyślał symbiont, starając się unikać ciosów Pantery, jednocześnie starając się kontrować, tnąc pod tym kątem, który dawał pożądany efekt. Macki z kolei starały się złapać Wakandczyka i przycisnąć go mocniej... Kochał taki taniec. Taniec śmierci...Krew. Śmiech. Śmiech...
Rechotał. Głośno. Nie przestawał ciąć, mimo tego iż był rozbawiony jak małe dziecko. Zupełnie jak za młodu, kiedy obdarł ze skóry kota sąsiadów, tak gnębi tego kocurka... Aż wpadł gość wyglądający jak Octopus... Jeżeli zdecyduje się zaatakować Carnage'a, ten na pewno zareaguje i odskoczy od Pantery, starając się nie dostać przez łeb. A co zrobi potem...Tego jeszcze nie wie.
// wybaczcie, że taki żenująco krótki...Brak sił.
|
| | | Helbindi
Liczba postów : 64 Data dołączenia : 08/09/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Mar 29, 2013 9:12 pm | |
| Przeklął się w myślach za zbyt pochopne wyrzucenie kryształów w stronę nieznajomego. Kilka sekund to jednak sporo czasu, a on w tej chwili się ich pozbawił. To co zobaczył, cóż.. trochę go zdziwiło. Wiedział, że ludzie są na dosyć..zaawansowanym etapie, ale pierwszy raz widział Midgardczyka chadzającego sobie w kombinezonie z dziwnymi metalowymi mackami. A potem dał się kolejnej niespodziance. Bom, pociski. Gorąco wyglądające pociski. Niespodziewanie Morgana zmieniła tor lotu kul, za co był jej niesamowicie wdzięczny. Już miał odwrócić się w jej stronę, gdy pojawiły się kolejne komplikacje. Starał się odeprzeć ciosy prawą ręką wmawiając sobie, że ten lód jest wystarczająco wytrzymały i nie skruszy się przy pierwszej konfrontacji. Bardzo chciał w to uwierzyć. Próbuje uniknąć pochwycenia nogi przez mackę Blaszanego kolegi korzystając z najprostszych sztuczek - skoków.Zapewne wyglądam niesamowicie komicznie, tańcząc od macki do macki. Wspaniale. Bo ja tak bardzo pragnę żyć jak diva na tym świecie..Jeśli mu się uda, cóż, postara się zbliżyć do przeciwnika na tyle blisko, by spróbować go zranić lodowym ostrzem. Jeżeli nie, będzie posyłał lodowe pociski z naciskiem na twarz i miejsc łączących macki z kombinezonem. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Mar 31, 2013 1:36 pm | |
| Pajęczy zmysł ostrzegł Carnage'a o nadchodzącym zagrożeniu, dzięki czemu udało mu się w porę zablokować cios wymierzony w oczy - lecz z drugiej strony wszystko to skutecznie odwróciło na moment jego uwagę. Podczas gdy szarpał się z Panterą, starając się utrzymać go pod sobą i wyrządzić mu jak największą krzywdę, a zarazem unikając w miarę możliwości pazurów bohatera - które i tak kilka razy przecięły jego szybko regenerującą się tkankę - jego pajęczy zmysł w dalszym ciągu szalał, informując co prawda o niebezpieczeństwie... Ale takim nadchodzącym z każdej strony - jako że Black Panther atakował przecież jak tylko mógł. Właśnie dlatego Carnage nie zdążył zareagować, gdy gorąca kula plazmy prześlizgnęła się po wytworzonej przez Morganę tarczy - i pomknęła w nowym kierunku: akurat prosto ku niemu. Pomijając już sam fakt, że coś takiego musiało zaboleć - miało w końcu wystarczającą siłę, aby strącić symbionta z bohatera, tym samym dając mu czas na poderwanie się z ziemi - to temperatura tego ataku również zrobiła swoje. W końcu Carnage był bardzo wrażliwy na ciepło, więc chociażby na chwilę jego symbiotyczna tkanka powinna się obszarowo cofnąć, odsłaniając ludzkie ciało znajdujące się pod spodem... I o wiele podatniejsze na uszkodzenia. Warto też w tym momencie zauważyć, że druga kula poleciała w przeciwną stronę. Bez trudu przebiła się przez zaporę stworzoną z roślin i poszybowała dalej, poza zasięg wzroku zebranych. Być może w coś uderzyła, a może skończyła swój żywot stosunkowo niegroźnie na podłożu - kto wie? Nikt nie krzyknął, więc najprawdopodobniej nie uszkodziła żadnego człowieka. W tym czasie jednak Sears przyskoczył już do Helbindiego, zmuszając go do walki w zwarciu. Jego ciosy przyniosły co prawda nie do końca taki efekt, na jaki zapewne liczył - lecz i nie przebiegły dokładnie po myśli Giganta. Ostrza - a i owszem - przecięły lód pokrywający ramię Jotunna, ale jeszcze nie na tyle głęboko, aby wyrządzić mu przy tym realną krzywdę. Pokrywa lodowa szybko się jednak kruszyła, a nieustanne nadbudowywanie jej pochłonęłoby energię i uwagę Helbindiego... A na to na dłuższą metę nie mógł sobie przecież pozwalać. Musiał znaleźć inny sposób - zwłaszcza, że macki kombinezonu Searsa były szybkie, a potężne ciało Giganta nie należało do najzwinniejszych. Jak do tej pory najwyraźniej tylko szczęście pozwalało mu ich unikać - ale na jak długo?
|
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Mar 31, 2013 2:01 pm | |
| Gregore Sears szybko powrócił do pozycji walki, ustawiając swoje ostrza jedno przed sobą, a drugie lekko za głową, gotowe do cięcia. Dokładniej przyjrzał się olbrzymowi. Jego pokryta lodem ręka pękła co prawda pod cięciem kongresmana, ale nie wyrządziła gigantowi poważniejszych szkód. Kongresman jednak postanowił atakować dalej. Wściekły za to, że ów olbrzym śmiał zaatakować go już na wejściu, Gregore zamierzał zmasakrować Helbindiego. Sears walczył nie raz. Swoją karierę zaczął w Marines, poprzez drogę najemnika na czarnym lądzie, a kończąc na pojedynkach z tymi, którzy według niego zagrażali USA. Olbrzym nie był największym zagrożeniem któremu przyszło kongresmanowi stawić czoła; walka była dla Searsa czymś zwyczajnym i oczywistym, jak oddychanie. Sears powoli rozpoczął atak. Jego ręce śmignęły z olbrzymią szybkością wymierzając kolejną kombinację – tym razem tak wysoko jak tylko możliwe. Gregore walczył już z wieloma zagrożeniami i wiedział, że nie ważne jak twardy jest dany osobnik, zawsze będzie miał wrażliwy punkt: gardło albo krocze. I tą Filozofię postanowił zastosować i tym razem. Jego macki cofnęły się lekko, i wykorzystując zaangażowanie olbrzyma w blokowanie ciosów katanami, wystrzeliły one w jednoczesnym zamiarze trafienia metalowymi chwytakami krocza i gardła przeciwnika ( przypominam, że macki są o wiele silniejsze od samego kombinezonu!). Cios ten, nawet jeśli nie będzie śmiertelny, jeżeli trafi na pewno zaboli. Ostatnim atakiem jest próba oplecenia macki, która leciała w kierunku gardła, wokół szyi przeciwnika w celu podduszenia go ( dobre duszenie może pozbawić przytomności w 8 do 12 sekund!)
|
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Kwi 09, 2013 8:55 pm | |
| Symbiont bawił się w najlepsze, jak podekscytowany kot który dopadł małą mysz, tnąc, gryząc, tnąc...Mógłby tak w nieskończoność...Ale nie. Musiał się znaleźć bohatyr. Bohatyr co nie umie strzelać. Bo zamiast w swój cel, trafił w Carnage'a. Kostium zawył głośno wysokim, rozrywającym bębenki głosem, przypominającym wrzask. Łatwo można było w nim oddzielić okrzyk bólu człowieka skrytego pod tym...ubraniem. Uderzenie rzuciło czerwonym symbiontem w bok, prawie by wyrżnął w lodową ścianę, lecz szczęśliwie wbił pazury w lód pod jego stopami, opierając się nogami. A raczej jedną. Bo symbiont pod w pływem gorąca "uciekł" z połowy ciała swego właściciela, pokazując niewyraźnie lico nikogo innego jak Kletus Kasady... Wpieniony. Kletus. Kasady. -Poparzyłeś Maleńką...Zły wybór, piracie! Zawołał, kiedy symbiotyczna tkanka pomału wracała do swego kształtu, ponownie go oplatając. W międzyczasie z ręki, która przed chwilą hamowała o lód, a dokładniej z pazurów wystrzeliły niewielkie, długie ostrza, które pomknęły w kierunku George'a. Kiedy symbiont oplótł ponownie Kasady'ego w pełni (A mogło to potrwać dłuższą chwilę), wystrzelił również cztery macki w kierunku macek egzoszkieletu Searsa. Efekt końcowy miał polegać na spętaniu owych macek, aby zaatakować...Lecz jeszcze nie teraz. Za momencik. Maleńka musi odpocząć. |
| | | Black Panther
Liczba postów : 50 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Sob Kwi 27, 2013 9:49 pm | |
| T'Challa odskoczył od przeciwnika widząc lecącą w niego kulę plazmy, zrobił salto w tył i wylądował na czterech kończynach w bezpiecznej odległości od Carnage'a. Pociski trafiły idealnie w ciało nosiciela symbionta, z danych które udało się zebrać Panterze na temat kosmicznych pasożytów, w tym również symbiontów, T'Challa znał awersję tych stworów wobec gorąca i uśmiechnął się na widok odsłanianego przez potwora ciała. Nie dając chwili odpoczynku pasożytowi, Black Panther rzucił się pazurami na przód w stronę dziury powstałej w wyniku wybuchu ładunku. Kiedy już tam dotrze, Wakandczyk zacznie ranić nosiciela, odrywać kawałki symbionta, chcąc wykończyć stwora. Przy okazji, kiedy będzie to robił rzuci prawdopodobnie do człowieka w egzoszkielecie krótką prośbę: - Strzelaj bombami w symbionta, dopóki zajmuję jego uwagę! |
| | | Morgana le Fay
Liczba postów : 111 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Kwi 30, 2013 9:15 pm | |
| Morgana z pozornym spokojem oraz z uniesioną lekko brwią obserwowała dość zaskakujące skutki wytworzenia przez siebie tarczy ochronnej na drodze wymierzonego przez najnowszego przybysza gorącego ataku. Osiągnęła swój cel: osłoniła Olbrzyma przed zapewne najbardziej szkodliwym dla niego czynnikiem, jakim była wysoka temperatura... Lecz nie przewidziała, że sytuacja rozwinie się w taki sposób. W żadnym stopniu nie odpowiadała za kierunek, który obrały kule po spotkaniu z jej barierą i choć prawdę powiedziawszy bardziej współczuła uszkodzonej roślinności, aniżeli maniakalnemu potworowi, który, jakby nie patrzeć, dopiero co próbował ją zaatakować... To jednak trochę żałowała, że niechcący utrudniła czerwonoskórej bestii walkę z samozwańczymi obrońcami tego wielkiego i nieprzyjemnego miasta. W jej odczuciu mężczyźni w zupełności zasługiwali na taki problem - więc sami niech sobie z nim teraz radzą. Koniec końców ośmielili się bezczelnie przerwać jej i Helo zapoznawanie się ze sobą... Skoro zaś już o tym mowa, to po przemyśleniu sprawy czarodziejka wcale nie miała zamiaru zupełnie rezygnować z tej znajomości. Zdążyła się co prawda zorientować, że jeśli się na to zdecyduje, to prawdopodobnie będzie miała pewne problemy z utrzymywaniem Lodowego Giganta w ryzach, ale szczerze mówiąc skłonna była mimo wszystko podjąć to ryzyko. W tej chwili był to tak naprawdę jej jedyny możliwy wybór. Nie wiedziała kiedy trafi się jej kolejna tego rodzaju szansa, a nie nawykła do tracenia cennych okazji przez nic innego, jak tylko zwykłą wybredność. Poza tym na szczęście posiadała spore doświadczenie w obchodzeniu się z mężczyznami. Umiała nimi odpowiednio pokierować, by - świadomie lub nie - działali na jej korzyść. Przede wszystkim jednak realizacja tych planów wymagała od niej obecnie opuszczenia parku... Razem z Olbrzymem. Morgana nie chciałaby być potem zmuszona do telepatycznego poszukiwania go w całym tym przesadnie zatłoczonym mieście. Coś takiego uznawała za zwyczajną stratę czasu, który zamiast tego mogła spożytkować o wiele lepiej - chociażby subtelnie przekonując wówczas Giganta do swych racji lub dowiadując się więcej na temat jego własnych celów i zamierzeń. - Helo, jeśli wystarczająco się już rozerwałeś, to być może reflektujesz na odprowadzenie damy w spokojniejsze miejsce? To w końcu taka niebezpieczna okolica... - w obliczu zademonstrowanych do tej pory przez Faerie zdolności słowa te nabierały dość ironicznego wydźwięku, lecz z kolei ton jej głosu zdawał się temu przeczyć. Czarodziejka nie wtrącała się już w walkę, lecz wciąż ze skrzyżowanymi na piersi ramionami uważnie obserwowała posunięcia Olbrzyma oraz jego przeciwnika. Uznała, że dalsza pomoc może urazić delikatne męskie ego Giganta, a tego by w tej chwili nie chciała. |
| | | Helbindi
Liczba postów : 64 Data dołączenia : 08/09/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Maj 03, 2013 2:38 pm | |
| Helbindi miał już dość tego dziwnego człowieka, który dybał na jego życie. Pojawia się znikąd, ot, bo rośliny, rzuca się niczym niepokonane tutejsze bóstwo i patrzy na niego jakby był jakimś śmieciem. Tak, śmieciem. To najbardziej prowokowało Helbindiego. Prawowitego władcy Jotunheimu. Patrzył, jak jego ostrza kruszą się i opadają, co tylko wzmogło jego frustrację. Wiedział jednak, że każda odbudowa lodowej broni będzie coraz mocniej go męczyć. Ah, myślenie było zawsze moją największą wadą, chyba powinienem się czasem wzorować w walce na moim nieokrzesanym bracie i rzucić się do ataku głośno wrzeszcząc. Rozejrzał się szybko po bokach, by nadrobić najświeższe informacje z walki obok. Carnage dostał pociskiem, który był przeznaczony dla niego. Z lekkim zdziwieniem zauważył jak czerwona powłoka odrywa się od ludzkiej postaci i znów do niej przylega, oraz, że Pantera zabiera się do małego rewanżu na jego chwilowym sojuszniku. Nie umknęło mu także, iż czerwona kreatura przygotowuje dla Wielkiego-Niezwyciężonego-Frustrującego człowieka mały podarunek. Wcześniej jednak usłyszał słowa swej..przyjaciółki, które były dla niego niczym zbawienie. Jak słowo daję, zacznę bardziej doceniać kobiety. Od dzisiaj. -Pani, z ogromną chęcią pragnę ci towarzyszyć. Niech domknę tylko jedną, niezwykle..uciążliwą sprawę. Miał świadomość, że te słowa wypowiedziane nieprzyjemnie niskim głosem niebieskiego olbrzyma będącego w samym środku walki pasują tak bardzo, jak zielona ławeczka i kwiatki na lodowych pustkowiach. Lodowy Olbrzym zwrócił się ponownie w stronę Searsa. Wiedział, że przymierza się do ataku w głowę lub krocze. Najstarsze sztuczki światów. Nie to, żeby on sam ich nie stosował. Więc niech lepiej Sears się martwi, czy zdąży. A co mi tam. JESTEM PIEPRZONYM JOTUUNEM! I z tą właśnie myślą Helbindi ruszył ku przeciwnikowi długimi susami raz jeszcze zbierając lód wokół prawej dłoni i głośnym *AAAAGHHH* przy okazji, by wcelować w jego twarz pięścią najeżoną ostrymi kawałkami lodu. Ma nadzieję, że będąc tak blisko Searsa ten będzie miał problem ze sterowaniem swoimi mackami. Jeśli mu się uda, chwyci lecące w jego kierunku kleszcze i skieruje je w punkt złączenia na kombinezonie człowieka oraz przytrzyma go, by pociski Carnage'a trafiły w odpowiedni cel.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Maj 08, 2013 4:55 pm | |
| Pierwszy atak Carnage'a - a więc wystrzelone ku Searsowi z pazurów ostrza - osiągnęły swój cel, lecz wyrządziły stosunkowo niewielkie szkody. Kilka z nich uderzyło w kombinezon, którego nie były w stanie przebić, a dwa prześlizgnęły się po twarzy mężczyzny na wysokości jego czoła - jedna wyżej, druga nieco niżej, blisko łuku brwiowego. Oczywiście rozcięły skórę, tym samym prowadząc do rozlewu krwi - a tej akurat z twarzy płynęło zawsze więcej, aniżeli można by się tego było spodziewać na podstawie powagi odniesionych ran. Oczywiście zapiekło, jednakże większym problemem było mimo wszystko ograniczenie widoczności... Co dla osoby z jednym okiem stanowiło naprawdę spory problem. Carnage nie zdążył już jednak zaatakować po raz drugi, gdyż Black Panther przyskoczył do niego szybko, mierząc pazurami w odsłonięte jeszcze fragmenty jego ciała. Oczywiście tkanka symbiotyczna zareagowała natychmiast, starając się w miarę możliwości osłaniać swojego żywiciela, lecz w dalszym ciągu osłabiona wysoką temperaturą nie mogła sobie poradzić z każdym ciosem. Mimo wszystko ten kupiony przez Symbionta moment wystarczył, aby odciągnąć uwagę Searsa i na chwilę wstrzymać jego działania - była to rzecz jasna naturalna reakcja, która jednak dała Helbindiemu czas, by zaszarżować ku śmiertelnikowi. Przeprowadzone przez niego uderzenie odepchnęło mężczyznę do tyłu, tym samym nie pozwalając Gigantowi na pochwycenie którejś z macek. W tym czasie zaś w tle rozległ się odgłos syren - zapewne policyjnych, początkowo w oddali, lecz stosunkowo szybko się zbliżających. Pytanie tylko czy stróże prawa będą w stanie w ogóle dostać się na ten odgrodzony teren - a jeśli tak, to czy poradzą sobie z nadludzkimi przeciwnikami?
|
| | | Go?? Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Maj 12, 2013 11:22 am | |
| Sears odleciał w tył, zostając powalony na nogi. Szybko jednak się zerwał, wstając na swoje mechaniczne kończyny. Już bywał ranny. Mocniej niż ten tutaj raz. Żałował czasami, że poprzedni posiadacz owego kombinezonu nie dorobił do niego hełmu. Ale w sumie hełm ograniczałby mu widoczność. A tego Gregore nie chciał. Teraz jednak należało się skupić na przeżyciu. Potem będzie robił show przed kamerami, który być może przysporzy mu elektoratu. W tej chwili zależało, czy w ogóle będzie kiedykolwiek jeszcze uczestniczył w polityce. Tak więc z jego gardła wydobył się bojowy okrzyk. Żeby pozbyć się krwi postarał się otrzeć sobie czoło. Sekunda mu wystarczyła. Wziął cel i wystrzelił cztery kule plazmy w Helibndiego. Ten atak miał na celu jedynie jednak upewnić się, że Helbindi na sekundę czymś się zajmie. Wtedy Sears ponowi atak. Tym razem widział że jego przeciwnik jest zmęczony i nie miał zamiaru dopuścić go blisko siebie. Choć nieco go bolało, starał się to ignorować. Zamierzał dać gigantowi pobawić się z jego mackami. Macki pomknęły w przód, z bliska starając się krążyć w okuł niego. Wtem ruszyły do ataku. Ostre szczeki jednej z macek namierzyły oko i wystrzeliły w przód, druga zaś macka spróbowała uderzyć wroga w krocze. Sears trzymał dwie katany w miarę wysoko, na wypadek szarży helbindiego. |
| | | Helbindi
Liczba postów : 64 Data dołączenia : 08/09/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pon Cze 03, 2013 8:48 pm | |
| Pociski Carnage'a spełniły swoją rolę. Helbindi z przyjemnością obserwował, jak ostrza rozcinają człowiekowi skórę, a sącząca się z ran krew skutecznie ograniczała mu widoczność. Z jeszcze większą rozkoszą zadał mu cios, który odepchnął jego przeciwnika dosyć mocno i gwałtownie, przez co obaj byli poza swoim zasięgiem. Usatysfakcjonowany tym dosyć udanym atakiem postanowił wykorzystać chwilowy kryzys żołnierzyka i zadać mu kolejny cios lub w końcu pozbawić go w jakiś sposób tych cholernych macek. Tutaj jednak napotkało go małe rozczarowanie - człowiek był wyjątkowo wytrzymały i szybko poderwał się na nogi. Powinno nim chociaż kołować, phf. Kolejną niepokojącą go rzeczą był odgłos syren, niewątpliwie zbliżających się do 'pola walki'. Halbindi nie przebywał zbyt długo na tej planecie, jednak zdążył się już dowiedzieć, czego było to zapowiedzią.Nie, żeby się jakoś specjalnie obawiał tutejszych stróży prawa, jednak wiedział, że i w ich szeregach są osobniki, na które należy uważać. Rozgłos także nie był mu na rękę. Gdy tak Jotuun sobie myślał i kombinował, podstępny człowiek-bohater wystrzelił swe zdradzieckie kule plazmy. Hel z trudem uniknął zderzenia z pociskami. Domyślił się, że macki pójdą zaraz za nimi, więc odskoczył do tyłu jak najdalej, jak tylko mógł, aby tylko go nie dosięgnęły. Wycie policyjnych syren stało się niepokojąco głośne. Szybko jeszcze rzucił wzrokiem na czerwoną kreaturę, która również nie radziła sobie najlepiej. Poradzi sobie. - zastanawiał się czy tą myślą stara się usprawiedliwić fakt, iż zamierza go tak zostawić. Nie byli to przyjaciele, ani nawet porządni sojusznicy. Gdyby nie ta dwójka na-ratunek-ludzkości - prawdopodobnie skończyliby walcząc sami ze sobą. Jednak fakt, że stanęli po jednej stronie..jako ci źli. Już zdążyli mu przypiąć plakietkę 'wroga ludzkości'. I dlaczego? Bo starał się bronić przed tutejszym paskudztwem i miał możliwości? Tych troje postarało się, aby Midgardczycy już na zawsze w jego pamięci pozostali jako niegodni czegokolwiek. Postanowił się definitywnie wycofać. Musi zniknąć, nie brać udział w dziecinnych zabawach po parkach. Gwałtownie obrócił się ku Vivian: - Hm, myślę, że to jest najlepsza pora, aby opuścić to miejsce. To gdzie życzysz się teraz udać? |
| | | Morgana le Fay
Liczba postów : 111 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Cze 20, 2013 4:15 pm | |
| Morgana nie miała ochoty pozostawiać dalszych losów tej zbyt przeciągającej się walki w rękach przypadku. Dość się już naoglądała i naczekała, dlatego kiedy tylko opancerzony śmiertelnik przeprowadził następny atak na Helo, ona z kolei otoczyła Olbrzyma kolejną magiczną barierą, by zablokować nadciągające ku niemu pociski i uderzenia. Byłoby to dla niej dość niefortunne zdarzenie, gdyby akurat na sam koniec potyczki Gigant został poważnie zraniony, a może nawet zabity - lub pojmany. Skoro już poświęcała mu swój cenny czas, to chciała przynajmniej, aby przyniosło jej to w zamian satysfakcjonujące efekty. - Panowie sami dokończą zabawę, a my... Musimy omówić parę spraw, nie sądzisz? - zwróciła się do Helo, a następnie ruchem ręki przyzwała bliżej siebie ochronną sferę, w której mężczyzna obecnie się znajdował. Płynnie złączyła ją z własną tarczą, na skutek czego znów otaczała ich jedna, wspólna osłona o lekko fioletowym zabarwieniu - tak jak miało to miejsce jeszcze przed rozpoczęciem tego przedstawienia. Czarodziejka nie uznała za stosowne wyjaśnić Olbrzymowi gdzie dokładnie się udają. Wyszła z założenia, że powinien być jej wdzięczny za to, iż w ogóle zabiera go z tego parku - nie tylko z powodu samych "bohaterów", ale i nadciągającej policji. Kobieta nie chciała psuć sobie czystej jeszcze w tych czasach reputacji. Planowała egzystować spokojnie do momentu, aż zdecyduje się wykonać swój pierwszy poważny ruch - czyli już niedługo, jak podejrzewała - a problemy ze stróżami prawa mogły jej to znacząco utrudnić. Oczywiście ludzie i tak nie byliby w stanie jej zidentyfikować, ale po co się nimi kłopotać? Na odchodnym Morgana zdjęła także czar z miejscowej roślinności. W pierwotnym założeniu miała ona tworzyć żywą ścianę chroniącą walczących przed wzrokiem przypadkowych śmiertelników, ale Faerie nie miała zamiaru po swym odejściu w dalszym ciągu wspomagać w ten sposób osób pozostających jeszcze na placu boku. To powinno ułatwić działanie policji... Po raz ostatni przesuwając spojrzeniem po zebranych, czarodziejka dotknęła lekko ramienia Helo i wraz z nim teleportowała się w bezpieczniejsze miejsce.
[z/t za oboje] |
| | | Black Panther
Liczba postów : 50 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Lip 02, 2013 9:50 pm | |
| Kilka ciosów dotarło do nosiciela. Szkoda tylko, że gość w egzoszkielecie zupełnie nie zwrócił uwagi na to co rozkazał mu T'Challa! Mężczyzna nie zwykł do tego, aby go nie słuchano, szczególnie że dzięki jego manewrowi mogli zakończyć te starcie o wiele, wiele szybciej. Cała ta walka zdawała mu się dłużyć już w nieskończoność. Miał dość już tego nędznego pasożyta, całe szczęście że tajemnicza kobieta i blondyn opuścili już park. Co z tego, że zrobili to za pomocą nie możliwej do wyjaśnienia teleportacji, dzisiejszy dzień był za długi żeby sobie beztrosko rozmyślać. - Mam już dość tej błazenady. - rzucił krótkie spojrzenie jego niespełna rozumu sojusznikowi i ofierze pasożytu. Odwrócił się na pięcie i zaczął przebijać przez gąszcz jaki wyrósł dzięki umiejętnościom kobiety. A może magii? Musiał się nad tym zastanowić, ale na pewno nie dzisiaj. Dzisiaj już tylko kąpiel i regeneracja sił. Chwilę później już go nie było.
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Black Panther dnia Sro Lip 17, 2013 7:50 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Lip 09, 2013 9:58 pm | |
| Symbiot nie był zadowolony z biegu wydarzeń. Kasady również... Z racji tego, że Papa Smerf zajął się piratem, został tylko kotek... Lecz symbiot był zmęczony... Ranny. Co prawda wracały mu siły w zastraszającym tempie ale nadal był osłabiony. Kotek natomiast jak gdyby nigdy nic zwiał w krzaczory, zostawiając bardzo żywego Carnage'a samemu sobie. Błąd...Bardzo. Duży. Błąd... Kiedy Pantera przedzierał się przez haszcze, mógł poczuć jak symbiotyczna tkanka oplata go bardzo mocno, tak by nie mógł użyć swych pazurów ponownie... Mógł też usłyszeć odgłos przypominający dobywanie miecza... A ty gdzie? Chcesz zejść z drzewka, kiciu? Pozwól że Ci pomogę... Zejść.
Syknął Carnage, teraz już w pełnym "kubraku" który odsłaniał jedynie niewielkie skrawki jego poranionego ciała. Druga ręka nie była ręką, a...toporem. Toporem z symbiotycznej tkanki. Jego uszu dobiegł jednak głos syren...Postanowił nie kroić tego jegomościa. Za dużo z nim zabawy by to tak skończyć... Poza tym nie znosił syren. Maleństwo też nie cierpiało tego dźwięku.
Jak zwykle, przyjeżdżają dopiero kiedy mnie, niewinnego obywatela napadną i pobiją...
Powiedział pod nosem, by zaraz cisnąć Panterą w mur krzewów i konarów. Następnie jego dłonie wróciły do normalnego kształtu. Wystrzelił z nich organiczną nić, która powędrowała w stronę jednego z wielu obecnych tu drzew, a Carnage błyskawicznie wciągnął się do góry i znikł między konarami...
[zt] |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 8:48 pm | |
| W końcu wyszła ze swojego mieszkania. Trochę zajęło urządzenie się w tym nowym miejscu, no ale zdołała już rozłożyć swój stary laptop. Na razie klitka, którą wynajmowała, musiała jej starczyć. Miała dość sporo pieniędzy ze stypendiów i pomimo, że nie miała ochoty kontaktować się z rodzicami, to pieniądze od matki wciąż napływały na nieruszone konto bankowe. Joan jednak musiała znaleźć jakąś pracę. Celowała dość wysoko, ale jeszcze nie doczekała się zaproszenia stamtąd. Nic dziwnego po całym tym bajzlu, który miał tutaj miejsce. Dobrze że Nilsen akurat siedziała na wykładach MIT, które zostały przerwane. Po krótkim spacerze do sklepu, postanowiła iść przez park niedaleko mieszkania. Widząc szachownice i ludzi, którzy rozkoszowali się grą przysiadła na ławce nieopodal i obserwowała. Takie chwilę, w których nawet nie miała ochoty łączyć się z urządzeniami, były wytchnieniem dla jej spracowanego umysłu. Miała ochotę zapalić, ale powstrzymała się, pamiętając o tym idiotycznym zakazie wprowadzonym już całkiem dawno temu. Siedziała i starała skupić się na grze dwóch staruszków, którzy siedzieli najbliżej niej. |
| | | Amora
Liczba postów : 109 Data dołączenia : 16/07/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 9:17 pm | |
| To był zły dzień. Albo raczej zły tydzień. Zły miesiąc? Ogółem ujmując - bardzo zły czas. Jaki czas, zapytacie? Otóż każda chwila, którą Czarodziejka spędzała dotąd w Midgardzie. Każda zmarnowana sekunda, którą mogłaby przeznaczyć na poszerzanie swojej wiedzy, zdobywanie sojuszników, albo nawet na wylegiwanie się w swojej sypialni. Tkwiła na tej malutkiej planetce od tylu dni, a jej plany nie posunęły się do przodu nawet o cal. No dobrze... Może odrobinkę histeryzowała, bo jakby nie było od prawie miesiąca wydawała nie swoje pieniądze na drogie ubrania, doskonałe (nawet jak na Asgardzkie standardy) jedzenie i sypiała w apartamencie z widokiem na cały Manhattan. Urządziła się o wiele lepiej niż niejeden inny emigrant przybywający do Nowego Jorku z niczym - i oczywiście zabiłaby bardzo bolesnym zaklęciem każdego, kto spróbowałby ją określić mianem emigrantki. Była przecież kimś o wiele więcej! Największym jej problemem był fakt, że nie wiedziała kim. Amora była sfrustrowana - w jej przypadku znaczyło to, że zmieniała się w tykającą bombę zegarową, która była gotowa wyładować swoją agresję na pierwszym śmiertelniku, który wejdzie jej w drogę. Ostatnio padło na jej niewolnika i biedak raczej nie wspomina tego dobrze. Na szczęście traumatyczne wspomnienia nie osłabiały jej czarów i wciąż była dla niego równie niezbędna do życia jak słońce dla kwiatu (a przynajmniej on w to wierzył). Co robiła w tym parku? Szukała wytchnienia. A może natchnienia do dalszych działań? Na pewno szukała odpoczynku, bo przecież jak długo można chodzić po sklepach? Choć całkiem nieźle odnalazła się w tym cywilizowanym świecie to jednak męczył ją swoją sztucznością. Jej magia bazowała na tym co najbardziej pierwotne i naturalne, nic więc dziwnego, że mogła odczuwać pewne znużenie betonem, metalem i szkłem, a także wystudiowanym zachowaniem ludzi. Z uwagi na panujący chłód (nie żeby jej jakoś szczególnie dokuczał, ale nie chciała się wyróżniać bardziej niż to konieczne) miała na sobie ciepłe odzienie. Obcisłe czarne spodnie, skórzane botki w identycznym kolorze i - oczywiście - jadowicie zielony płaszczyk z pasującym berecikiem. Jak zawsze przyciągała spojrzenie wszystkich mijanych ludzi. Jej niewolnik dreptał za nią wiernie, wpatrzony w jej osobę jak w największy cud wszystkich dziewięciu światów (oczywista oczywistość). Zatrzymała się niedaleko Joan, oczywiście nie zwracając na nią szczególnej uwagi. Jej lekko zmrużone zielone oczy zatrzymały się na jej słudze. - Wiesz coś nowego o moich pobratymcach? - zapytała, nie kłopocząc się oczywiście zniżaniem głosu czy dyskrecją. Gdy on szybko przeglądał swój smartphone, ona przewróciła teatralnie oczyma mrucząc pod nosem coś o nieudolnych śmiertelnikach i ich głupiej tefnoloki. - Wybacz, najwspanialsza. Od czasu pojawienia się Thora w parku, nic. Czarodziejka prychnęła cicho pod nosem i zapatrzyła się pokryte śniegiem drzewa jakby te mogły jej jakoś ulżyć w jej cierpieniach. |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 9:34 pm | |
| Na chwilę oderwała spojrzenie od stolika graczy, gdy niedaleko pojawiła się postać w zielonym płaszczyku. Kobieta byłą dość specyficzna choć to słowa najbardziej zaciekawiły informatyczkę. Wróciła wzrokiem do szachownicy, ale nasłuchiwała. Wyciągnęła czerwone jabłko z torby z zakupami i zaczęła wcinać. Udawała, że wcale nie podsłuchuje. Poprawiła się na ławce, bardziej opatulając się swoim własnym płaszczem i zerknęła na towarzysza kobiety. Wspomnienie Thora to było za dużo i Joan nie mogła się powstrzymać, widząc telefon w ręku sługi Amory. Dla niej to było jak nałóg. Sięgnęła do urządzenia swoim umysłem, chcąc dowiedzieć się, co też tam jest teraz wyświetlane. Telefon nie powinien stanowić dla niej żadnego problemu. By się nie zdradzić znów wróciła wzrokiem do szachownicy i kontynuowała wcinanie jabłka. Może z tego telefonu dowie się, kim jest kobieta, która mówiła o Thorze jak o kimś tego samego pochodzenia co ona. |
| | | Amora
Liczba postów : 109 Data dołączenia : 16/07/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 9:50 pm | |
| W telefonie nie było raczej nic niezwykłego, ot zwykły smartphone z dostępem do internetu. Jedyna rzecz, która mogła się wydawać interesująca to fakt, że w jego opcjach widniało polecenie, by natychmiast powiadamiać o pojawieniu się na serwisach informacyjnych każdej wiadomości oznaczonej tagiem "Thor". A także kilkoma innymi takimi jak: "Avengers", "kosmici" czy... "Loki". Nie trudno było zgadnąć, że jasnowłosa piękność nadzwyczaj interesuje się następstwami bitwy o Nowy Jork i uczestniczącymi w niej osobami. Póki co jednak nie wydarzyło się nic co zasługiwałoby na jej uwagę i to wyraźnie wyjątkowo ją drażniło. Skrzyżowała ręce na piersi i potrząsnęła z oburzeniem głową. - Na nic się nie przydają te wasze urządzonka. Niczego nie można się z nich dowiedzieć, bo o wszystkim informują po fakcie. Żałosne metody. Pewnie będę musiała zająć się wszystkim sama. Jak zwykle. - prychnęła jeszcze raz niczym rozjuszona kocica, a potem potarła palcami nasadę nosa. - Przynieś mi ten napój, który sprzedają w papierowych kubkach. Tylko szybko. I niech tym razem poprawnie napiszą moje imię. - na szczęście dla siebie niewolnik rozumiał już, że jego pani prosi teraz o duże latte ze Starbucks'a. Nie zwlekając wcisnął telefon do kieszeni i popędził ile sił w nogach do najbliżej położonej kawiarni. Amora nie lubiła czekać, tego nauczył się bardzo szybko. Wciąż krzywiąc się przeokropnie, Amora zajęła miejsce na najbliższej ławce. Założyła nogę na nogę i przyjrzawszy się pobieżnie okolicy wróciła do swoich rozmyślań. |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 10:06 pm | |
| Joan zdziwiła się lekko, gdy dotarła do tego, czego szukała jasnowłosa. Nie wyglądała na fankę Avengersów. Może była dziennikarką, ale z bardzo dziwnymi metodami szukania informacji. Joan wstała i wyrzuciła ogryzek do najbliższego kosza, po czym wyciągnęła papierosy. Nie mogła się powstrzymać i zapaliła. Miała gdzieś, czy ją złapią. Najwyżej zapłaci mandat o wysokości 50 dolców. Podeszła do Amory jakby nigdy nic. - Wybrałaś sobie niezłego gościa jako informatora, kotek - powiedziała z lekko kpiącym uśmiechem. - Lepiej wykorzystać pieniądze i zatrudnić kogoś, kto zna się na szukaniu takich rzeczy. - Nilsen nie umknął fakt, jak ubrana była ta dwójka. Markowe i bardzo drogie ciuchy. Na dodatek kobieta nie znała za bardzo elekrtoniki co jest dość niespotykane w tych czasach. Zaciągnęła się i z zadowoleniem na twarzy wypuściła resztki dymy nosem. To było to. Miała już dosyć palenia w tym małym mieszkanku, które szybko wypełniało się dymem. |
| | | Amora
Liczba postów : 109 Data dołączenia : 16/07/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Wrz 26, 2013 10:34 pm | |
| Z jej niezbyt pogodnych rozmyślań (które na tą konkretną chwilę skupiały się głównie wokół jej niechęci do całego świata) wyrwało ją pojawienie się w polu jej widzenia śmiertelniczki. Śmiertelniczka ta, na którą Amora wcześniej nie zwróciła najmniejszej uwagi, nie tylko podeszła bliżej, ale i odezwała się, najwyraźniej kierując swoje słowa do Czarodziejki! Niezwykłe, doprawdy. Zwykle ludzie nie mieli wystarczająco dużo śmiałości by zbliżyć się do niej i przebić się przez otaczającą ją aurę onieśmielającej pewności siebie. Zdarzyło się wprawdzie kilku adoratorów, ale nie byli warci jej zainteresowania, więc odprawiała ich bez chwili zwłoki. Ale ta tutaj... Amora zmierzyła śmiertelniczkę długim spojrzeniem. Jej wzrok był przenikliwy, mogłoby się wydawać, że sięga dużo głębiej i widzi dużo więcej. I było w tym sporo racji, bo Asgardka bez chwili wahania zerknęła w umysł stojącej przed nią kobiety, by poznać jej zamiary i ku swojemu zaskoczeniu napotkała tam pewien rodzaj oporu. Już to sprawiło, że pod jej bujną fryzurą pojawiła się iskra zainteresowania. Przesunęła językiem po ustach jak gdyby smakowała chłodne powietrze i dopiero wtedy zdecydowała się odezwać. - Interesująca uwaga. - cała złość i irytacja, które jeszcze przed momentem stanowiły główne nuty w jej tonie, zniknęły zastąpione chłodną uprzejmością. Przechyliła lekko głowę w bok i uśmiechnęła się nieco wyzywająco. - A gdzież znajdę kogoś kto będzie szukał dla mnie "takich" rzeczy? - zapytała, a w jej tonie pojawiły się ostrzegawcze nuty. Kpiący uśmieszek śmiertelniczki nieszczególnie ją obchodził. Jednak fakt, że bez szczególnych oporów zagaduje boginię był jednocześnie niepokojący i bardzo obiecujący. Spojrzenie Amory było teraz wyczekujące. Jak szybko Joan nauczy się, że Czarodziejka nie lubi czekać? |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Wrz 27, 2013 12:03 pm | |
| Powstrzymała grymas, który mógł ją zdradzić. Poczuła, że ktoś "dotknął" jej umysłu i widząc spojrzenie Amory, musiała stwierdzić, że to ona. Joan nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, że znalazła się w towarzystwie kobiety o nadludzkich mocach. Czarodziejka jednak nie zaatakowała, a wycofała się. To trochę zdziwiło Joan, ale też dało trochę ulgi. Czujność jednak pozostała. - Wszystko zależy od tego, co jesteś w stanie zaoferować i ile. Kiedy odpowiesz na to, możliwe że nawet nie będziesz musiała szukać - odpowiedziała, a jej kpiący uśmiech znikł. Rozmowa zrobiła się nad wyraz interesująca. Ostrożna część Joan próbowała zmusić dziewczynę do odejścia, jednak arogancja i ego mówiły by zostać, by ubić interes życia. |
| | | Amora
Liczba postów : 109 Data dołączenia : 16/07/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Wrz 29, 2013 5:21 pm | |
| Jej paznokcie (wymalowane na zgadnijcie jaki kolor?) zastukały cichutko w oparcie ławki, na którym bogini swobodnie ułożyła rękę. Choć na jej twarzy wciąż było widać uprzejme zainteresowanie, a mowa ciała zdradzała rozluźnienie i pewność siebie, to jednak można było odnieść wrażenie, że oto w postaci pięknej blondynki czai się coś groźnego. To chyba była wina jej oczu. Niesamowicie zimne zielone tęczówki patrzyły na Joan jak na przedmiot. Interesujący, prawdopodobnie przydatny, ale jednak tylko przedmiot. W ocenie Czarodziejki, śmiertelniczka nie była wszak niczym więcej. - Pieniądze. - wymruczała Amora z pobłażaniem, jakby dokładnie tego się spodziewała i oderwała wzrok od swojej rozmówczyni, by poszukać w tłumie spacerowiczów swojego niewolnika. Czuła jego obecność więc był już blisko, a razem z nim jej kawa. Faktycznie, pojawił się po kilku sekundach dzierżąc w dłoniach kubek jakby był to największy z możliwych skarbów. Amora milczała dłuższą chwilę, czekając aż kawa znajdzie się wreszcie w jej dłoniach. Przyjemne ciepło ogrzało jej dłonie, kawowy aromat podrażnił lekko nos, a potem język. Upiła dwa łyki i dopiero wtedy znów zwróciła się do Joan. - Jeśli zapewnisz mi to czego potrzebuję, informację o grupie zwanej Avengers i należącym do niej Thorze, nie minie Cię nagroda. Pieniądze nie grają roli, dostaniesz tyle ile chcesz. Pod warunkiem oczywiście, że będę zadowolona z rezultatów Twoich poszukiwań. - znów urwała, by unieść kubek do ust. Najwyraźniej nie zmierzała bawić się w jakieś szczególne podchody z Joan. Nie miała do tego cierpliwości, szczególnie teraz, a w zachowaniu śmiertelniczki nie wietrzyła podstępu z tego prostego powodu, że mieszkańcy Midgardu wydawali jej się równie groźni co mrówki pod jej podeszwami. Jeśli jakimś cudem trafiała na odpowiednią osobę był to tylko i wyłącznie dowód na to, że los jej sprzyja. Ciekawe jak szybko przyjdzie jej zweryfikować przekonanie o bezbronności ludzi? - Czy takie warunki umowy Ci odpowiadają? - zapytała z dziwnym chłodem w głosie, jakby chciała w ten sposób zasugerować, że najlepszą opcją będzie teraz grzecznie przytaknąć. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Washington Square Park | |
| |
| | | | Washington Square Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |