|
| Washington Square Park | |
|
+17Spectrum Victor Mancha Wiccan Scarlet Witch Spider Woman Deadpool Captain America Zoja Voron Amora Joan Nilsen Daredevil Black Panther Carnage Morgana le Fay Helbindi Flash Thompson Loki 21 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Washington Square Park Wto Lip 24, 2012 2:45 pm | |
| |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Wrz 29, 2013 5:55 pm | |
| Słysząc odpowiedź Amory, uśmiechnęła się jak zadowolony kot. Jakoś mało ją obeszło spojrzenie blonpiękności. Już nie raz była traktowana jak śmieć, czy to w szkole, czy to nawet w domu. Tutaj jednak wiedziała, że kobieta przed nią jest zainteresowana, a bycie chłodnym to sposób bycia. Joan również sprawiała wrażenie rozluźnionej. Była świetną aktorką jeśli chodziło o takie sytuacje. Granie spokojnej właściwie było dla niej jak zrobienie herbaty. W środku jednak była niezwykle wyczulona na wszystkie bodźce, a jej ciemne jak burzowe chmury oczy uważnie obserwowały Amorę. - Jak najbardziej - odparła w końcu, wyciągając telefon. Jeden z nowszych modeli, nieco podrasowany aplikacjami autorstwa samej Joan. Właściwie udawała, że stuka w dotykowy ekran, ale tak na prawdę swoją mocą właśnie grzebała w najświeższych wiadomościach. Thora całkiem łatwo było znaleźć, gdy wiedziało się, gdzie szukać. Po chwili na ekranie wyskoczyła transmisja na żywo. Nilsen skierowała telefon tak, by Amora była w stanie zobaczyć walkę Thora z jakąś wodną bestią. - Ten, którym się interesujesz właśnie walczy w okolicach Highbridge Park. To właściwie po drugiej stronie Manhattanu - powiedziała spokojnie. Była ciekawa reakcji kobiety przed nią. Na ekranie widać było niewiele, bo media na pewno nie zostały wpuszczone na sam most. |
| | | Amora
Liczba postów : 109 Data dołączenia : 16/07/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Paź 04, 2013 3:26 pm | |
| Ktoś kto zna Amorę dłużej mógłby potraktować jej reakcję jako doprawdy bezcenny widok. Czarodziejka otwarła bowiem szeroko oczy wpatrując się w ekranik wiszący przed jej nosem ze szczerym i niekrytym zachwytem. Niemal można było dostrzec jak bardzo intensywne są zachodzące w jej głowie procesy myślowe. Nagle na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, który był jednocześnie piękny i przerażający. Bogini podniosła się z ławki płynnym ruchem i odrzuciła na plecy jasne włosy. Potem wręczył wciąż w połowie pełny kubek z kawą swojemu słudze i poprawiła zielony beret, który z wdziękiem zdobił jej głowę. - Cóż. Może te urządzonka nie są aż tak bezwartościowe jak sądziłam. - oznajmiła, choć trudno było orzec do kogo kieruję te słowa, do Joan, czy do swojego niewolnika. Panna Nilsen nie mogła być świadoma tego, że Amora grzebie właśnie w pamięci stojącego miedzy nimi mężczyzny, wyszukując w niej potrzebne jej informację i pozostawiając w jego myślach mentalne rozkazy, które on wiernie wypełni. Cały ten telepatyczny zabieg trwał może dwie minuty, po których Amora wyminęła dwójkę śmiertelników i odeszła nie kłopocząc się pożegnaniem. Choć odeszła, nie jest odpowiednim określeniem dla tego co zaszło, bowiem po przejściu trzech kroków Czarodziejka dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Jej sługa odchrząknął cicho i wręczył Joan swoją wizytówkę. - Proszę wysłać mi swój numer konta i kwotę, która panią usatysfakcjonuje. Moja pani jest bardzo wdzięczna za okazaną jej pomoc. - w tym miejscu mężczyzna boleśnie wykrzywił usta, co mogło świadczyć o tym, że nieco zmienił słowa Amory, tak by zabrzmiały bardziej... stosownie. I raczej nie został za to nagrodzony. Upił łyk kawy pozostawionej przez blondynkę i kontynuował: - Jest zainteresowana dalszą współpracą z panią. Jeśli będzie pani przekazywać mi na bieżąca wszystkie znalezione informacje o Avengers, zostanie pani sowiecie wynagrodzona. - tym razem trzymał się już dokładnych cytatów, rozumiejąc, że Pani nie lubi, gdy przekręca się jej słowa. - Życzę pani miłego wieczoru. - po tych słowach mężczyzna skinął jej lekko głową i ruszył do wyjścia z parku, prawdopodobnie podążając za Amorą w swoim ludzkim tempie.
[zt] |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Paź 04, 2013 3:43 pm | |
| Stała i patrzyła, kończąc papierosa. Cała ta scena była dość ciekawa. Od wyraźnej ekscytacji kobiety aż do jej zniknięcia. Joan mogła się tylko domyślać, co też blondynka zrobiła przez tą chwilę milczenia. Sądziła, że tamta użyła telepatii. To by wyjaśniało brak słów no i wcześniejsze dotknięcie umysłu Joan. Zniknięcie jednak było najbardziej intrygujące, aż Nilsen upadł papieros na ziemię. Przez chwilę wpatrywała się w miejsce, gdzie Amora się rozpłynęła. Po omacku wzięła od mężczyzny wizytówkę i dopiero po otrząśnięciu się, skupiła uwagę na bogaczu. Na kubku, który trzymał, zauważyła wypisane imię "Amora". Nie było trudno zapamiętać. - Spoko - wydusiła z siebie i kiwnęła głową na pożegnanie. Usiadła na ławeczce i przez chwilę oglądała transmisję z walki na rzece. Dobiła chyba niezłego targu, zwłaszcza że pierwsza informacja była aż nazbyt łatwa do znalezienia. Gorszy jednak był fakt, że cała ta sytuacja rozbudziła ciekawość kobiety do granic możliwości. Wyłączyła filmik i szybko wysłała na maila sługi Amory swoje dane i kwotę za tę jedną przysługę. Kwota była i tak całkiem spora, ale blondynka nie wyglądała na taką, co by się przejęła, natomiast Joan będzie mogła kupić parę rzeczy potrzebnych nie tylko do poszukiwań, ale też do innych celów. Została na ławce, wystawiając twarz na zimny wiatr. Teraz jakoś nawet polubiła taką pogodę. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Paź 06, 2013 11:36 pm | |
|
Opuścili mieszkanie należące do najnowszego członka mutanckiej organizacji. Zjechali windą na dół, a później ku drzwiom wyjściowym. Noc dopiero się rozbudzała, i chociaż oboje wiedzieli, że kobieta może być zmęczona po ciężkim dniu w pracy, takie przeżycia musiały jej dodać energii, na jeszcze kilka godzin. Ich podróż dopiero się rozpoczęła, dlatego wymagało to przekazania wielu informacji. Stanęli w trójkę przed Astonem Martinem DB9, wypożyczonym, dwuosobowym sportowym autem, który na tylnej kanapie mógł co najwyżej przewieźć dziecko, albo karzełka. Lorilee spojrzała na Justeva dość wymownie, ponieważ któreś z nich nie mogło jechać. Ona trzymała kluczyki, to był jej samochód i to ona chciała dokończyć rozmowę z dziewczyną. On mógł zająć się swoimi sprawami, lub kolejną misją. Piękne panie wsiadły do sportowego samochodu i z piskiem opono ruszyły przed siebie. Pustymi, nocnymi ulicami Nowego Yorku, pozwoliła sobie wbić pedał do dechy. W ostateczności Lorilee osiągnęła swój cel, ponieważ propozycja, którą złożyła dziewczynie w restauracji ziściła się. Odseparowanie dziewczyny od drapieżnej postawy Oficera Mire, da jej trochę wytchnienia, dzięki czemu będą w spokoju mogły porozmawiać. Lorilee zabrała ją w długą przejażdżkę, a zarazem jeszcze w dłuższą podróż w głąb kosmosu, w głąb przeszłości. Wyjawiła jej, że nie pochodzi z Ziemi, co było kolejną szokującą informacją tej nocy. Zoja mogła zmagać się z przetrawieniem tego, przez kilka minut, lecz lawina niezwykłości dopiero ruszyła. Pochodzili z odległych galaktyk, oraz niezliczonej ilości planet, które łączył jeden okrutny los. Wszystkie były okupowane przez zewnętrznych najeźdźców lub dewastowane przez wojny domowe. Podobny los spotkał planetę Sen'Har, z której pochodzi ich przywódca. Wszyscy jego rodacy zostali brutalnie wymordowani, a on sam trafił do okrutnej niewoli, gdzie między innymi poznał Justev'a. Gdy udało im się wyzwolić, powrócił na swój dom, lecz tam czekał na niego widok pomordowanych i zniewolonych ludzi. Popchnięty do granic, wzniósł swą moc na destrukcyjny poziom. To był początek, jego wendety. Wyzwolił nas wszystkich, dając nam wolność i schronienie. Nie miej złudzeń Zojo, powiedziała, to były brutalne odwety. Podczas dalszej drogi opowiedziała jej o Asteroidzie Messiah, którą obiecała, że kiedyś zobaczy na własne oczy. Miejsce to było częścią jego dawnego domu, a dla nich stało się nowym. Przyłączyli się do Magneto i stali się jego lojalnymi żołnierzami. Jeśli chodziło o samego Białego Pielgrzyma, to nie była jego pierwsza wizyta na Ziemi. Odwiedził ją lata temu, gdy jeszcze nie było Ciebie na Świecie. Zwiedził ją i poznawał kulturę, oraz mutantów, którzy w tamtych czasach bardzo chronili swój sekret. Nikt nie myślał o bohaterstwie na skalę światową. Już wtedy rodził mu się w głowie ten plan, lecz jego misja względem wszechświata, była również brzmieniem, którego nie mógł zdjąć ze swych barków. Opuścił Ziemię, a gdy powrócił na nią ponownie, zobaczył obrazy, których się nie spodziewał. Mutanci nadal kryli swe moce, bali się je okazywać przed ludźmi, traktując siebie samych jak istoty gorsze. Zobaczył przemoc i okrucieństwo ludzi, i postanowił to zmienić. Tym właśnie jest rewolucja, do której dąży Bractwo Mutantów. Założył sobie cel, że zjednoczy mutantów w jeden naród, w jedną siłę i objawi ich istnienie przed ludźmi. Co się mogło stać, później to pokażą tylko faktyczne wydarzenia, lecz on był gotowy, na wiele ewentualności. Zaczęło świtać, a zmęczenie wyraźnie wdawało się we znaki młodej mutantce. Zasnęły na siedzeniach samochodu, w podmiejskiej części. Obudził je o brzasku sygnał wydany przez futurystyczny zegarek, który nosiła Lorilee Jeanke. Głównodowodząca Oddziału Informacyjnego wysłała w ich stronę położenie oraz dane kolejnego znalezionego mutanta. Najpierw udały się na śniadanie i duża kawę, a zaraz potem w stronę Washington Square Park. Straciły rachubę czasu. Gdy zatrzymały się przy parku, czarnowłosa podała jej futurystyczny zegarek. Przypominał bardziej bransoletę, lecz to było mylne wrażenie. Srebrno-czarna barwa, może zostać zmieniona przez użytkownika, podobnie jak gabaryty zegarka na nieco smuklejsze, lub wręcz przeciwnie. Zostanie on przypisany do jej kody genetycznego i będzie mógł być użyty tylko przez nią. Zoja będzie mogła od tej chwili będzie mógł wyświetlać holograficzne projekcje, cele misji, odnaleźć położenie swoich towarzyszy na mapie świata, a także co najciekawsze tworzyć uniformy i stroje, dzięki nanotechnologii. - Kobieta, które poszukujemy to Joan Nilsen. Jest mutantką, jak Ty. - Jej wizerunek został wyświetlony na jej zegarku, jako holograficzna projekcja. - Musimy ją pozyskać...- przerwała, kiedy do ich uszy doszedł dźwięk potężnego wybuchu, który rozrzucił po ulicy odłamki szkła i metalu. Eksplozja nie była silna, lecz przykuła odpowiednią uwagę. Większość budynków wokół parku należała do Uniwersytetu Nowojorskiego. Pytanie tylko czy była to zemsta studenta, który oblał semestr, czy może coś zupełnie innego. Nie wiedzieli, czy był to atak grupy przestępczej, która chwilowo potrzebował gotówki, a przecież dla nich to jak zabranie dziecku lizaka, no chyba, że wtrąci się w to jakiś bohater, czy też akt wandalizmu. Nie musieli długo czekać, kiedy ludzie albo uciekali, albo z zaciekawieniem przyglądali się całemu zdarzeniu, licząc na akcję w stylu supermocnych. One siedziały w samochodzie, czekając na odpowiedni ruch młodej mutantki, którą miały zwerbować. Zoja była w tym wszystkim zielona i dopiera sama miała się oswoić z decyzją, którą podjęła. Wyrzucanie jej na głęboką wodę, po przemyśleniu mogłoby okazać się tragiczne dla misji. Musiała jej towarzyszyć i wdrożyć ją w arkana Bractwa, teraz miały na głowie inny problem. Z środka zaczęły dobiegać krzyki ludzi, pierwsze co nasunęło im się na myśl, to że przestępcy pojmali zakładników. Szlag by to trafił! - Chodź - powiedziała do towarzyszki, otwierając drzwi. Nie była przekonana do swych bohaterskich zapędów, lecz nie lubiła gdy ludzie ginęli z tak błahych powodów, jak pieniądze.- Zobaczymy co się tam stało. Uważaj na siebie.
EDIT 07-10-2013: W zamian za nudny werbunek, dodałem trochę akcji, która urozmaici rozgrywkę :)
|
| | | Zoja Voron
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 31/03/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Paź 09, 2013 6:39 pm | |
| Zegarek Zoi się podobał, jego możliwości też, ale.. no cóż. Technika jakoś nigdy nie chciała się zgodzić z jej zwierzęcą naturą i ciężko im było współpracować. Zapewne więc zanim Rosjanka dojdzie do tego co i jak.. może jest gdzieś instrukcja? Wątpiła w to jednak, o ale jak będzie czas to nad tym dziadowskim urządzeniem przysiądzie, bo pewnie jej się przyda. Zapamiętała tylko jak tworzyć stroje, bo to ją jako pierwsze zaciekawiło. Ech, kobiety. Wtedy do jej uszu dobiegł dźwięk eksplozji, Zoja zareagowała ciut szybciej niż Lorilee i otwierała drzwi samochodu zanim kobieta powiedziała "chodź". Zamykając je za sobą rozejrzała się szybko po okolicy, szukając czegoś nie pasującego do obrazka. Joan nie zwróciła jej większej uwagi, Zoja zatrzymała na niej wzrok jedynie na chwilę. Potem przeniosła spojrzenie na budynek, z którego dochodziły wybuchy. Jedyne, co mogli teraz zrobić, to uratować ludzi ze środka. Nie mieli pojęcia kto był za to odpowiedzialny, więc nie było kogo łapać. Gdyby tylko mutantka wiedziała o zdolnościach Nilsen... Pewnie to rozjaśniłoby sytuacje o ile dałoby się coś zobaczyć z kamer w budynku. Na razie musiała polegać na sobie. Zapach spalenizny niósł się powoli po okolicy, na razie niewyczuwalny dla ludzi bez jej zdolności. Korzystając z chwili zaprogramowała w zegarku chustę osłaniającą twarz. Z okularów przeciwsłonecznych, które miała ze sobą zawsze, musiała teraz zrezygnować. Przez dym w środku i tak by nic nie widziała.. Będzie musiała przeboleć fakt, że widać jej oczy. I wydłużone uszy, bo postanowiła związać ciasno włosy, by nie przeszkadzały. Chwilę później pobiegła w stronę budynków. |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Paź 09, 2013 6:57 pm | |
| Joan rozkoszowała się swoim małym sukcesem tak bardzo, że zapomniała o upływie czasu. Na szczęście było na tyle zimno na ławce, że lody w torbie nie powinny się za szybko rozpuścić. Pierwszy raz nie spieszyło jej się do mieszkania, gdzie mogłaby w spokoju pracować. Fakt, że czeka ją sporo roboty sprawił, że chciała się nacieszyć świeżym powietrzem nim napłyną pieniądze. Wtedy jej spokój został naruszony dość brutalnie. Huk wybuchu wyrwał ja z błogości i przywrócił do rzeczywistości. Pierwsze co zrobiła, to spokojnie wstała, rozglądając się na boki. Kiedy stwierdziła, że nie jest bezpośrednio zagrożona, chwyciła torbę i podeszła do zbierających się niedaleko ludzi. W grupie raźniej, jak to mówią, i nie giniesz sam. Z początku była tylko zaciekawiona zajściem, jednak mało ją poruszyło to, że ktoś mógł być ranny. Sama nie widziała siebie w roli superbohatera, to jednak nie powstrzymywało ciekawości, zwłaszcza po tym, co zobaczyła przed budynkiem. Jakaś kobieta właśnie zamierzała wejść do środka. Joan miała wrażenie, że widziała u niej spiczaste uszy. Chcąc zobaczyć więcej, włączyła swoje moce i zaczęła szukać połączenia z kamerami zniszczonego przed chwila budynku, albo nawet z urządzeniami, które mieli przy sobie ludzie w środku. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Paź 09, 2013 10:56 pm | |
|
Trzeba było przyznać młodej wilczycy, że nie była zbyt rozmowna. Nie, aby to jakoś przeszkadzało Lorilee, gdyż sama często wolała milczeć, niż gadać od rzeczy, aczkolwiek pewne spostrzeżenia byłyby czasem mile widziane. Instynktownie dziewczyna ruszyła w stronę budynku, który zaczął płonąć na drugim piętrze, tam też właśnie zostały wysadzone wszystkie szyby. Zoja pobiegła w stronę drzwi wejściowych, pozostawiając w tyle swoją nową towarzyszkę, na pewien sposób ignorując obrany przez nią sposób działania. Instynkt, chęć ratowania ludzi, czy może próba wyrwana się na chwilę z pod oczu Bractwa i złapanie oddechu. Nie wiedziała co nią teraz kierowało, lecz ona nadal pozwoliła sobie działać po swojemu. Ludzie opuszczali budynek, głównie Ci, którzy znajdowali się na parterze, oni mieli najłatwiejszą drogę do ucieczki. Piętro pierwsze, oraz te powyżej mogły być nawet odcięte, więc musiały działać szybko. Kobieta spostrzegła obiekt, który miały poznać. Stała i gapiła się w płonący budynek bez próby odgrywania bohatera, aczkolwiek wyglądała na zaciekawioną. Musiała chwilowo zapomnieć o misji i zając się tym kryzysem. Spojrzała na dach budynku, i sekundę później już na nim była. Tam, z dala od ludzkich oczy, mogła opleć swe dłonie różową energią, która uformowała długie i cholernie ostre szpony. Rozerwała drzwi i wbiegła do środka. Zoja znalazła się na piętrze. Dym robił się gęstszy i duszący, musiała zasłonić twarz ubraniem, aby móc oddychać. Słyszała lepiej niż jakikolwiek człowiek, widziała lepiej, oraz mogła wyczuć ludzi, zapach ich strachu. Wyprowadziła tych, którzy zagubili się w duszącym dymie, pokazując im drogę do wyjścia, lecz głosów było sporo, zwłaszcza tam, gdzie miała miejsce eksplozja. Tymczasem na bezpiecznym trawniku Joan stała jak przeciętny gap, lecz w przeciwieństwie do ciekawskich ludzi, ona oglądała całe zdarzenie z nieco innej perspektywy. Jej świadomość skakała pomiędzy urządzeniami, łącząc się z ich systemami i dzięki wbudowanym kamerom widziała to co oni. Czyli niewiele, zważywszy na brak ogólnej widoczności. Podczas swej technologicznej podróży natrafiła na urządzenia, z którymi nie potrafiła się połączyć, były zbyt zaawansowane technologicznie, wręcz nie z tej planety. Pominęła ten fakt, aż natrafiła na coś ciekawszego. Widziała przechylony obraz z laptopa, która leżał w pomieszczeniu gdzie doszło do eksplozji. To co zobaczyła całkowicie ją zaskoczyło. W kłębach dymu, pod ścianą siedział nastolatek - student - którego skóra świeciła czerwonym blaskiem. Jego ubranie było zniszczone, a skóra poczerniała od sadzy i tego czegoś co nim zawładnęło. Pytanie nasuwało się jedno: co tak na prawdę tam się stało? |
| | | Zoja Voron
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 31/03/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Paź 10, 2013 2:00 am | |
| Fakt faktem powinna poczekać na Lorilee, ale na chwilę obecną myślała tylko o wyciągnięciu ludzi ze środka. A to najłatwiej było zrobić jednak w jej sposób. Była szybka, zwinna, poruszała się lepiej mając gorszą widoczność niż zwykli ludzie. Przez dym ledwo co czuła, ale ludzki strach ma mocny zapach. W końcu, z chustą owiniętą wokół dolnej połowy twarzy i nosa wyszła przed budynek. Ściągnęła arafatkę i kaszląc, krztusząc się dymem którego się wcześniej nawdychała starała się złapać porządnie oddech. Pewnie będzie musiała tam wrócić, ale to za chwilę.. bo inaczej nie da rady nikomu pomóc, jeśli padnie tutaj z zaczadzenia. Przecierała łzawiące oczy i rozejrzała się po tłumie. Jedna twarz wydała jej się znajoma, Zoja zmarszczyła brwi i zastanawiała się skąd mogłaby znać kobietę. Potem przeniosła spojrzenie na zegarek i uśmiechnęła się. Weszła do budynku, od razu za drzwi, tak by nikt jej po prostu nie widział i spróbowała się dostać do holograficznego przekazu, który wcześniej pokazała jej Lorilee. Jeśli są tam jakiekolwiek informacje o umiejętnościach Joan, to Rosjanka po nią pójdzie. |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Paź 10, 2013 9:00 am | |
| Zaintrygowana widokiem z laptopa, zaczęła przeszukiwać pliki. Chciała znaleźć może jakieś nagranie sprzed wybuchu. Oczywiście jeśli na laptopie nic nie znajdzie, przeskakuje na kamery w tym pomieszczeniu, by dostać się do nagrań. Na razie chciała się dowiedzieć, co też zaszło. Potem zastanowi się nad tym urządzeniem, do którego nie miała już tak prostego dostępu. Na tym trawniku stała jednak jak reszta ludzi i udawała, że się przygląda wszystkiemu. Tak na prawdę mało ją to obchodziło. Sprawdziła tylko, czy jej komórka jest w kieszeni spodni pod płaszczem, co by jej nikt nie okradł w tym tłumie. Po tym całkowicie skupiła się na szukaniu nagrań, bądź nawet jakiś informacji w laptopie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Paź 15, 2013 10:49 pm | |
|
Trzy młode, energiczne i pełnej zmutowanej siły kobiety zaczęły działać na trzy różne sposoby. Lorilee Jaenke dostałą się na górne piętra. Godzina była wczesna i najwidoczniej nie wszystkie zajęcia się rozpoczęły, dlatego studentów było znacznie mniej do ratowania. Na górnym piętrze, żar ognia i duszący dym był w dużo mniejszym stopniu odczuwalny, dzięki czemu nikt nie był, aż tak przerażony. Niestety sytuacja miała się zupełnie inaczej na pierwszym piętrze, tam gdzie właśnie znajdowała się dopiero co zwerbowana mutantka. Sytuacja sprawiła, że całkowicie zapomniała o Bractwie i o całym zamieszaniu w jej życiu, które spotkało ją tej nocy. Spróbowała jednak wykorzystać narzędzia, które otrzymała, lecz poza wizerunkiem i danymi personalnymi kobiety, którą mieli zwerbować nic nie znalazła, dusząc jednak po rozbudowanym holograficznym panelu swojej bransoletki uruchomiła przypadkiem coś innego. Na jej szczęście dym był na tyle gęsty, że nikt nie był wstanie dostrzec jej osoby, ani tego co się właśnie działo na jej ciele. Na dwóch końcach urządzenia powstały dwa małe otworki, dosłownie były mikroskopijne. Z nich wypełzło milion malutkich nano-robotów, które zjadły, zdezintegrowały jej dotychczasowe ubranie. Trwało to zaledwie ułamek sekundy i nawet ona nic nie mogła na to poradzić, lecz zegarek nie pozostawił jej nagiej. Goła superbohaterka zapewne zdobyłaby niezwykła sławę i znalazła się na pierwszych stronach Daily Bugle. Urządzenie w zastąpiło jej obecny stój, czym adekwatnym do obecnej sytuacji. Nowy kombinezon dość mocno przyległa do jej ciała, lecz sam materiał, z którego był wykonany wydawał się znacznie trwalszy. Szybko zrozumiała, że musiała uruchomić jedną z funkcji zegarka, o której wspominała jej Lorilee. To nie wszystko, na jej twarzy pojawiła się maska, która zakrywała jej usta i nos. Mogła oddychać swobodnie, nie czuła również ciepła, które emitował pożar dobiegający z korytarza. Jej nowy czarny niczym nic kombinezon bez wątpienie pomoże jej w ratowaniu tych wszystkich studentów. Na bezpiecznym trawniku nadal nic się nie zmieniło, a gapie tak jak stali, tak nadal stali i się gapili. Kobieta, która potrafiła rozmawiać z elektroniką zdołała włamać się do zapisków z laptopa sprzed eksplozji. Zobaczyła dwójkę młodych studentów, którzy w jej mniemaniu toczyli zaciętą kłótnię. Sala w której się znajdowali była pusta, a na stołach leżało wówczas kilkanaście laptopów. Dźwięk nie był włączony, lecz z ruchów ciał można było dostrzec, że nie była to przyjemna pogawędka. Wtedy jeden z nich zaczął świecić tym samym blaskiem, którym emanował chłopak siedzący w zniszczonej sali, a gdy jego złość osiągnęła krytyczny moment, doszło do eksplozji. W tym momencie obraz się urwał, całkowicie i ten z nagrania jak i ten obecny. Nagle z budynku dobiegł krzyk, który można było usłyszeć nawet na zewnątrz. Pierwsza w zniszczonym pomieszczeniu znalazła się Zoja, która zobaczyła chłopaka niewiele młodszego od niej. Siedział pod wysadzonym i osmolonym oknem, trzymając się za płuca i krzycząc z bólu. Gdy dostrzegł ją w drzwiach, krzyknął do niej w bezsilności. - Nie podchodź! Nie...Nie chcę nikogo skrzywdzić! Jego skóra zaczynała robić się miejscami całkowicie czarna, a pomarańczowe pęknięcia pochłaniały niemalże całe jego ciało. Był przerażony, co mogła wyczuć, lecz czy to on był odpowiedzialny za ten wybuch? |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Pon Paź 21, 2013 7:56 pm | |
| Joan była coraz bardziej zaintrygowana całą tą sytuacją. Świecący i wybuchający gość był jak nie z tego świata, a ten drugi chłopak właśnie siedział tam w niezbyt najlepszym stanie psychicznym. Nilsen znów się skupiła, starając uzyskać kolejne połączenie z jakąś kamerą w środku lub innym komputerem. Ten krzyk nie mógł być niczym dobrym. Jeśli uda jej się połączyć z którymś urządzeniem, które widziała na nagraniu, spróbuje dać o sobie znać otwierając zwykły edytor tekstu bądź komunikator i pisząc najpierw masę liter, po czym słowa "proszę, uspokój się" i "czy mnie widzisz?" a nawet "jesteś tam?". Było to skierowane do chłopaka. Joan miała wrażenie, że tamten może wybuchnąć gdy tylko zawładną nim zbyt mocne emocje. |
| | | Zoja Voron
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 31/03/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Sro Paź 23, 2013 4:48 pm | |
| Zdziwiła się, to chyba najlepiej oddawało chwilę kompletnego przerażenia gdy udało jej się coś włączyć w zegarku. Przez ułamek sekundy bała się, że zeżarł on ubranie i nie zamierza oddać nowego. Na szczęście jednak po chwili pojawiło się coś, co okazało się o wiele bardziej pasować do obecnej sytuacji. Biegnąc do pokoju, gdy tylko usłyszała krzyk, Zoja zatrzymała się jak wryta w drzwiach. Pewnie nawet gdyby się nie odezwał bałaby się podejść bliżej. Rozejrzała się po pomieszczeniu starajac się zorientować w tym, co się tu stało. Dlaczego chłopak krzyczał? Co się z nim dzieje? - Co się stało? - zapytała stawiając ostrożne kroki w jego kierunku. Wydawał się potrzebować pomocy, tylko.. jakiej? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Paź 31, 2013 5:10 pm | |
|
Straż pożarna i policja zdołały przyjechać już na miejsce. Strażacy wyskoczyli ze swoich czerwonych samochodów, momentalnie rozwijając węże i podłączając je do ulicznych hydrantów. Policja szybko zabezpieczyła teren, odgradzając ludzi od niebezpiecznego rejonu. W tej samej chwili na teren przed uczelnią przyjechało kilka karetek. Grupa strażaków odpowiednio przygotowana do działania, ruszyła do środka. Rozbiegli się po korytarzach, szukając rannych. Na wyższym piętrze nie było już niemalże nikogo, uciekli albo dołem, albo górą kierując się na dach. Wybuch jednak uszkodził znaczną część budynku, którego ściany zaczynały stopniowo się rozłamywać, odpadać i kruszeć. Zoja widziała skutku najdokładniej, gdyż znalazła się naprzeciwko młodzieńca, który siedział w tym zniszczonym pomieszczeniu. - On wybuchł... - mamrotał chłopak. - Boże, to się stanie też ze mną?! Ja nie chcę! Nie chcę! To miało nam dać super siłę, chcieliśmy być bohaterami... Jego skóra świeciła jasnym blaskiem, pulsując w rytm jego serca. I chociaż nie zauważył komunikatów na laptopie, obserwatorka z zewnątrz mogła usłyszeć jego odpowiedź. Zoja nie wiedziała co ma uczynić, lecz coś musiała zrobić, gdyż teraz mogła liczyć tylko na siebie. Jej towarzyszka nadal wyprowadzała ludzi na dach, lub teleportowała ich poza budynek, gdy ich stan był już zbyt ciężki Usłyszeli stłumiony dźwięk wpadających przed okna strumieni wody, które z trudem dusiły ogień. Spowodowały jednak natężenie dymu. Ona była bezpieczna, gdyż jej maska dobrze filtrowała powietrze, lecz chłopak zaczął się dusić, a to pobudzało mocniej to co w nim siedziało. - To boli! - krzyknął, a zaraz kaszlnął powtórnie. - Nie chcę umierać, jak on! Młodzieniec powstał na równe nogi i spojrzał na kobietę, która wyglądała jak bohaterowie, którymi chciał zostać. Siła i chęć przetrwania dodały mu sił, ruszył w jej stronę, próbując uciec na zewnątrz, lecz jeśli ten chłopak jest chodzącą bombą, to czy bezpiecznym jest, aby opuścił budynek. Gdy zaczął biec siła jego kroków, była tak duża jakby ważył kilka ton, co momentalnie odczuł budynek. Zatrzymał się przed kobietą, gdyż nie chciał jej staranować. - Proszę, odejdź - poprosił kaszląc, zupełnie nie wiedział co ma robić. Zoja, dla której ta sytuacja była zupełnie nowa, również mogła czuć się zdezorientowana, lecz może w tym był cały klucz, aby ich normalność mogła zahamować moc, która może zniszczyć cały ten budynek, grzebiąc pod nim wszystkich tych ludzi. |
| | | Joan Nilsen
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 25/09/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Lis 10, 2013 10:39 pm | |
| "To miało nam dać super siłę" zabrzmiało w jej głowie, gdy obserwowała wszystko z innej perspektywy. "To" wyklarowało się na wierzch. Joan miała nadzieję, że dotrze do sedna tego wszystkiego. Przypomniała sobie o urządzeniu, którego nie mogła na początku przełamać tak łatwo jak laptopa. Skupiła się na chłopaku, czy ma on w sobie coś, jakieś urządzenie, które mogłaby przejąć za pomocą swojej mocy. Może uda jej się je zdezaktywować. Jeśli jednak to nie to, nie tędy prowadziła droga, to musiała podjąć decyzję. Albo wejść do środka i jakimś cudem zapobiec wszystkiemu lub oddalić się od zbiegowiska, starając się zapomnieć o sprawie. Problem polegał na tym, że przeczuwała coś niepokojącego. Stojąc w tym tłumie dostała ciarek. Jeśli chłopak mówił szczerze i nie był mutantem, a całe zamieszanie wywołało jakieś urządzenie... Poddała się. Postawiła kołnierz płaszcza i po prostu odeszła w swoim kierunku.
[zt] |
| | | Zoja Voron
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 31/03/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Lis 14, 2013 9:55 pm | |
| Czy ona może się przez ten cholerny zegarek skontaktować z Lorilee? Bo byłaby zajebiście za to wdzięczna! Cóż, jej myśli do najdelikatniejszych teraz nie należały, ale i sytuacja nie była lekka. Nie miała pojecia co tak na prawdę się stało, a tym bardziej jak powinna zareagować. Była cholernym żołnierzem, nie filozofem! Szkolono ją do wykonywania rozkazów! - Ściągaj koszulkę i zasłoń sobie nią usta. - zarządziła dość bezpardonowo, jakby nie ruszyły jej słowa o wybuchaniu. - Zamknij oczy i oddychaj płytko. Uspokój się. Zaczęła grzebać przy zegarku, może coś jeszcze z niego uzyska. Może skomunikuje się z Lorilee, bo przydalaby się tutaj! |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Sie 07, 2015 10:57 am | |
| Wdech, wydech. Zatrzymał się na trawniku nieopodal fontanny i oparł dłonie na biodrach. Zmęczył się, dobrze. Bardzo się starał, aby ten bieg był naprawdę solidny i dał mu w kość. Pomagało mu to się odrobinę zrelaksować, na moment odbiec myślami od problemów i skupić się na przyjemnym bólu w mięśniach. Chociaż krótkim. Ostatnia misja dała mu wiele do myślenia. Wyciągnął z niej więcej, niż chciał i zamierzał. Przede wszystkim - powinien był bardziej przyjrzeć się SHIELD i Hydrze...czy na pewno jego arcy-wróg przeminął? Czemu SHIELD zataja ważniejsze informacje?Pokręcił głową. Jego lekkomyślność na pewno odbiło się na życiu tysięcy osób... Zastanawiał się, co poszło źle. Jakim cudem Hydra zdołała przetrwać, nie zwracając przy tym niczyjej uwagi? Jak udało im się zdobyć tyle informacji, wpływów?.. SHIELD. Próbował odgonić od siebie tę myśl. Lecz..co jeśli ma rację? Znając jego, pewnie zaraz po tym biegu wróci do mieszkania i zacznie własne śledztwo. Nie mógł odpuścić. Coś jest nie tak. Wytarł kropelki potu wierzchem szarej koszulki, którą miał na sobie. Szara koszulka i granatowe spodnie do biegania. Cóż, jego garderoba nie była zbyt okazała, a elementy ubrań powtarzały się, więc ludzie często mogli go widzieć w takim stroju. Ale i tak niewielu go poznawało, całe szczęście. Rozejrzał się dookoła - zaledwie kilka osób spacerowało po tej części parku. Cóż, nadal było bardzo wcześnie. Wykonał jeszcze kilka ćwiczeń rozciągających na koniec i udał się do fontanny, siadając na jej betonowej przybudowie. Obserwował, jak leniwie rozbudza się życie dookoła niego. Coraz więcej biegaczy pojawiało się dookoła, spacerujących ze swoimi pupilami, rowerzystów. Słońce wspinało się coraz wyżej po nieboskłonie, przyjemnie pieszcząc skórę. Przymknął oczy, wsłuchując się w świergot ptaków i odgłos butów stąpających po betonowym deptaku. Jeszcze tylko chwila spokoju i będzie się zbierał. Ale za moment.
Ostatnio zmieniony przez Captain America dnia Nie Sie 16, 2015 5:13 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Sie 16, 2015 5:02 pm | |
| Molestowanie Capa - Akt I: Biodra (Nooo, to jeszcze nie akt) Spokój wokół Steve'a nie mógł jednak trwać długo - nie, gdy Kapitan sam postanowił pokusić zły los myślami. Tymi o Hydrze (Hail!). - Czy to zwykły, próbujący dbać o swoją figurę i kondycję fizyczną przechodzień? Czy to gender bender Rondy Rousey? Nie, to Chris Evans aka dawny Johnny Storm, gdy ten był jeszcze biały (Ten to wie, co to znaczy zaszaleć z opalenizną) aka Steve Rogers aka dinozaur (A propos, powinniśmy obejrzeć w końcu Jurassic World) aka Captain America! (Czy tylko ja odczułem tutaj potrzebę zanucenia hymnu Stanów Zjednoczonych?) (A tak na poważnie to mieliśmy na myśli to) - Najpierw rozległ się podekscytowany, kobiecy krzyk gdzieś w pobliżu (On your left!), a zaraz potem - przed Rogersem zmaterializowała się (Bamf!) Lady Deadpool. Mężczyzna nie miał jednak wystarczająco czasu na zaskoczenie - na pewno u niego spowodowane, bo przecież nie tylko znajomy mu Najemnik z Pyskiem ni stąd, ni zowąd teleportował mu się przed nos, gdy Ameryka w pełni rozkoszował się (Rozkoszować, to on się dopiero będzie. Mrau) spokojnym, relaksującym porankiem, ale na dodatek przed owym nosem znajdował się teraz dość pokaźny, trzęsący się lekko biust (Nie mam niestety na wyposażeniu żadnego stanika. Dotychczas nigdy nie był mi potrzebny! Koronkowe majteczki na wypadek spotkania ze Spider-Manem to co innego, no ale biustonosz... Będę musiała pożyczyć później jakiś od żony, jak już wrócę z pracy. Ale na razie - ♫ ♪ jiggle jiggle jiggle. W rytm "wiggle wiggle wiggle"), czyli atrybut, którym Regenerujący się Degenerat dotychczas nie dysponował. Nim Cap zdążył jakkolwiek zareagował, blondynka była już w trakcie rzucania się na niego - a ułamek chwili później oboje znajdowali się w fontannie, Steve pod cb'ową siostrą, przygnieciony i tym samym unieruchomiony (Incesty, sprośnie). - Ups, teraz jestem cała mokra - skomentowała, by zaraz zachichotać słodko, zdając sobie sprawę z wypowiedzianych właśnie, niby to przypadkowych dwuznaczności (Nie były przypadkowe). Wanda Wilson ułożyła się wygodnie na umięśnionym ciele Kapitana i rozpoczęła monolog: - Wiesz, Cap, że to spotkanie to prawdopodobnie początek czegoś wielkiego? I nie mówię tylko o entuzjazmie na mój widok, jaki zaczyna pojawiać się w twoich spodniach. - Poruszyła lekko swymi zgrabnymi bioderkami, by zawstydzić blondyna nie tylko słowami, ale i zachowaniem (On nas za to zabije) (Oj tam, to tylko niewinne molestowanie najważniejszego super-bohatera Stanów Zjednoczonych!) (No właśnie, kto o tym nie marzy? Ja jestem po prostu wystarczająco śmiała, by się tego podjąć. Poza tym, Rogers nie zabija. Chyba. Może z nami będzie miał swój pierwszy raz! W zabijaniu, oczywiście. A o czym wy pomyśleliście, zbereźni czytelnicy?!). - Odkąd od ostatniego wieczoru jestem kobietą, zaczęłam sobie zdawać sprawę, jak wielka więź nas łączy, wiesz? Jeszcze gdy byłam małym chłopcem, który dopiero co poznawał swoje ciało (Poprzedniej nocy też poznawaliśmy swoje ciało!) (Bardzo dogłębnie, pun intended), a cały mój pokój pełny był plakatów z tobą i Beą Arthur - najważniejszymi autorytetami mojego życia - wzrok czasami uciekał mi na te pierwsze, podczas wspomnianego poznawania. A teraz... Teraz przemogłam się, by podczas mojego regularnego podglądania ciebie z lornetką, jak biegasz i prężysz to piękne, muskularne ciało męskiej wersji Rondy Rousey, w końcu... Zaatakować. - Szeroki uśmiech aż odkształcił czerwony materiał, który zakrywał twarz Lady Deadpool. - Szczególnie, że może i małżeństwa homoseksualne są teraz legalne w całych Stanach, to "Wanda Wilson-America" brzmi zdecydowanie lepiej, niż "Steve Wilson" - bo ty musiałbyś przejąć nazwisko po mnie, gdybym nadal była facetem. A wtedy ktoś mógłby pomyśleć, że te "Wilson" to po Falconie - a takich niedomówień byśmy nie chcieli, prawda? Ale możemy na cześć przyszłego, czarnoskórego Kapitana Ameryki nazwać naszego syna Sam. A córkę może Peggy? Pomyślimy o tym, gdy już mnie zaciążysz i będziemy znali płeć. Przy bliźniakach byłabym za Carol i Carlosem. Nawet, gdyby trafiły się dwie dziewczynki. Szczególnie, gdyby trafiły się dwie dziewczynki! - paplała z coraz większym entuzjazmem, by ostatecznie ułożyć policzek na mostku Kapitana i westchnąwszy rozkosznie, dodać już spokojniej: - Jestem teraz taka szczęśliwa, wiesz? ♫ ♪ From the first time I saw you I knew that you'd be mine... And from the first glance you gave, my world it slowed, you stopped the time... - zanuciła, przymykając oczy i ani myśląc zejść ze swojego Steve'a. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Sie 16, 2015 5:26 pm | |
| Najpierw usłyszał jakiś bojkot, z którego nie zrozumiał ani słowa. Okej, może to jego nazwisko w zestawieniu jeszcze mógł pojąć (ha-ha) to reszty ni w ząb. Co młody Storm mógł mieć z nim wspólnego? To jednak nie było istotne. Bo tego, co było dalej, w ogóle nie pojmował. - Zaraz, za- nie zdążył dokończyć, gdy usłyszał kolejną nawijkę. O biuście, tym razem. Zastanawiał się, czy trafił na przedsionek piekła. Właśnie kilka sekund temu, ni stąd, ni zowąd, zmaterializowała się przed nim rozentuzjazmowana kobieta w bardzo znajomym stroju. Nie miał z nim jednak żadnych przyjemnych wspomnień. I coś czuł, że to spotkanie też nie zakończy się najlepiej. Otworzył usta,mając coś powiedzieć, lecz nie dał rady - wylądował plecami w fontannie. Z kobietą na swojej piersi (która przez przypadek go odrobinę podtopiła i przez chwilę widział jej maskę przez taflę wody). Styczność z zimną wodą wywołała u niego małe dreszcze i lekki szok. Zaczął machać rękoma, starając się odsunąć od siebie natrętną prześladowczynię i wyjść z fontanny, lecz nie dał rady. Jeszcze. - KIM TY JEST - momentalnie zastygł, gdy poczuł, jak dziewczyna sugestywnie ociera się o niego swoimi biodrami. Krew się w nim gotowała. Odkąd od ostatniego wieczoru jestem kobietą... Acha. Stevenowi wszystko poukładało się w głowie w logiczną całość, o ile można nazwać cokolwiek tutaj logicznym. Wade Wilson, ten...najemnik. Nie mógł dobrać w głowie odpowiednich epitetów, jednak nawet to mówiło samo za siebie. Spotkał go raz, gdzieś, podczas jakiejś misji. Pamiętał, że były z nim problemy. Więcej niż z innymi najemnikami. Jednak najważniejszym pytaniem, jakie gnębiło teraz Rogersa było: Jak? Nie pamiętał, by kiedykolwiek spotkał się z przypadkiem takiej nagłej zmiany płci. Szczególnie "od wczoraj". Cierpliwie, z miną męczennika, wysłuchiwał, co ma do powiedzenia... pani.. Wilson. Wpatrywał się w niebo, mocno zacisnąwszy wpierw szczękę, i starał się przetrwać jej opowieść o dojrzewaniu. To będzie miało poważny wydźwięk w jego życiu. "Zaatakować? Związki homoseksualne? "Wanda Wilson-America" brzmi zdecydowanie lepiej, niż "Steve Wilson"? DZIECi?" Przy córeczce Peggy stracił cierpliwość i zwyczajnie zrzucił ją do wody obok, gdy ta, zrelaksowana, rozłożyła się na nim wygodniej. Czym prędzej wstał na równe nogi i wyszedł z fontanny, ociekając wodą. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł kilku przechodniów, którzy oglądali całe to zajście, jednak pod spojrzeniem Kapitana błyskawicznie odwracało wzrok i wracało do swoich przerwanych czynności. Wytarł twarz wierzchem dłoni i skupił wzrok na lady Deadpool. - Czego ty ode mnie chcesz, do cholery. - starał się tego nie wypowiedzieć zbyt głośno, co z resztą było trudne. - nie przypominam sobie, byśmy mieli jakieś sprawy do załatwienia. - skrzyżował ręce na piersi i starał się przybrać neutralny wyraz twarzy, nie okazując swojego oburzenia i zdenerwowania - Przykro mi, że burzę twoje szczęście, panno Wilson, ale obawiam się, że chyba masz mi wiele do opowiedzenia. - dodał nieco ostrzejszym tonem niż planował, ale ona i tak pewnie nie zwróci na to uwagi. A on był poważnie wytrącony z równowagi. I czemu to on miałby przejmować nazwisko?... |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Nie Sie 16, 2015 5:32 pm | |
| Molestowanie Capa - Akt II: Pierś i karcący klaps (Nooo, nadal nie jest to akt. Ale już niedługo!)
- Jak to czego chcę? - zapytała Lady Deadpool z miną pod maską, jakby Steve zadał właśnie najgłupsze pytanie na świecie. - Miłości! Romansu! Długich, namiętnych nocy, poprzedzanych romantycznymi wieczorami. Teleportujmy się teraz do Vegas! Mam 25 miliardów, więc będziemy mogli pozwolić sobie na porządny miesiąc miodowy. W muzeum dinozaurów czy gdzieś indziej, gdzie będziesz mógł powspominać stare, dobre czasy swojej młodości, kochanie. - Najemniczka wymawiała żywo każde słowo, wyraźnie przejęta całą sytuacją. Pod koniec ostatniej wypowiedzi złapała gwałtownie dłoń Rogersa i przyłożyła ją sobie - a jakżeby inaczej - do jednej z własnych piersi. - Och, Kapitanie mój, Kapitanie - sam zobacz, jak me serce bije dla ciebie! Jak szaleje przez twoją obecność! (Myślę, że nie da rady w ten sposób wyczuć bicia naszego serca) (Ameryka dotyka naszego biustu!) Ej, ej, ej, bez takich, za jaką kobietę mnie macie? Nie cały kontynent zasługuje na tę przyjemność, by macać moje piersi! - Wanda Wilson nie tylko zmusiła Steve'a, by ten przyłożył rękę do jednej z jej krągłości. Natychmiast podyktowała jego palcom, za pomocą swoich, by te pochwyciły pierś kobiety i ścisnęły ją mocno. Blondynka wręcz instruowała w tamtym momencie silną, męską dłoń naszego niewinnego Kapitana, bez najmniejszego wahania czy wstydu (gdyż bezwstydna anty-bohaterka gotów była mu się bez oporów oddać, nawet tu i teraz, przy tej fontannie!), jak ten ma za jej pomocą ową dotykać, ugniatać, aby sprawić Regenerującej się Degeneratce jak największą przyjemność, wydobyć z jej słodkich, pełnych ust cichy jęk aprobaty, pierwszy i dru... (Okej, okej, stop, bo zaraz będziemy musieli wstawić tu ostrzeżenie o treściach +18 - nie żeby reszta moich postów tego nie wymagała - a chcę, żeby wszyscy - w s z y s c y - mogli widzieć tę cudowną sesję, to znęcanie się nad Kapitanem! Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nikt i tak by tamtego ostrzeżenia nie przestrzegał... A, w sumie) Wracając więc. Zarówno autor, jak i Deadpool nie wątpią, że w którymś momencie Kapitan by po prostu nie wytrzymał (W końcu, już wcześniej mu się krew gdzieniegdzie gotowała, hihi) i zabrał rękę (Zrobiłby tak... ? Chlip). A nawet jeśli nie - tak czy siak, Lady Deadpool zaraz przybliżyła się do niego z powrotem, przytulając się swym, odpowiednio krągłym wszędzie tam, gdzie trzeba, kobiecym ciałem, do tego perfekcyjnego, muskularnego ciała ikony Stanów Zjednoczonych. Znów się pod wpływem bliskości tego mężczyzny uspokoiła. Westchnęła cichutko i nawet zamilkła na krótki moment, pozwalając tym samym Rogersowi dokończyć swoje pytania i składanie chaotycznych myśli. Nawiasem mówiąc - ciekawe, że Ameryka podsumował wszystko... zastanawianiem się nad tym, dlaczego to on miałby przejmować nazwisko (Zastanawiał się nad t y m? Awwww, więc jednak nie przeszkadza mu wizja naszego ślubu, tylko sam fakt, kto ma przejąć po kim nazwisko! Jednak mu zależy! On jednak tego chce! Ukrywa się pod maską fałszywego zażenowania, a tak naprawdę odwzajemnia całe to pożądanie i miłość, jaką ja, Wanda Wilson aka Lady Deadpool aka najlepsza, najzabawniejsza, najbardziej charyzmatyczna i seksowna najemniczka w całym multiwersum, czuję do niego! Kapitanie, wszystko wyszło na jaw!). Tu przypominam, że czerwone nawiasy - o ile pozbawione są one kursywy lub pogrubienia - słyszalne są dla wszystkich postaci wokół.
- Wiele do opowiedzenia? - Wanda uniosła schowany za maską łuk brwiowy, gdy ostry ton Steve'a wyrwał ją z romantycznego nastroju. - Kapitanie Ameryko (O-ho, zwróciła się pełnym imieniem i nazwiskiem) (Capowi się dostanieee!), uważaj jak się zwracasz do swojej przyszłej małżonki. Bycie męską wersją Rondy Rousey nie daje ci przyzwolenia na krzyczenie na mnie. Czy. Się. Rozumiemy? - odparła tonem wyjątkowo poważnym i wręcz... przerażającym. Gdyby nie rękawiczka Lady oraz ubranie Steve'a, paznokieć tej pierwszej może i nawet przebiłby skórę na mostku drugiego, gdy Wanda wciskała mocno palec wskazujący w tę część ciała Rogersa. W następnej chwili jednak karmazynowy materiał na twarzy "pani Wilson" mocno się odkształcił, gdy ta z powrotem uśmiechnęła się słodko, z chwili na chwilę lawirując między dwoma, kompletnie przeciwnymi sobie nastawieniami. - I mój kolor to #ad0000, a nie #cc0000, jak już masz mnie cytować! Bądź grzecznym chłopcem, Kapitanie, albo następnym razem spotka cię bardziej bolesna kara, niż mały klaps - zamruczała sugestywnie, a jej smukła dłoń wylądowała na jednym z pośladków Ameryki - ze zdecydowanie godną eksperymentu Weapon X, naprawdę sporą siłą.
- Ależ oczywiście, że mam ci wiele do opowiedzenia! W twoich pięknych, amerykańskich oczach wręcz błyszczy się ciekawość, skąd one się wzięły, wiesz? Nawiasem mówiąc, nie krępuj się tak z patrzeniem na nie. - Wanda przeniosła łapkę z czterech liter na głowę Capa i przechyliła ową tak, by spojrzenie Steve'a skierowane było na parę jej większych "oczu". A zaraz potem zaczęła opowieść - nawet jeśli Steve zacząłby protestować. O tym, jak to z żoną postanowiła - wtedy jeszcze jako mężczyzna - wybrać się na wspólną misję. O tym, jak to pierwszy mg zrezygnował po pierwszym poście, ze względu na miliard innych sesji. Jak drugi zwlekał ze swoim przez kilka miesięcy. Jak trzeci rzucił w Najemnika z Pyskiem oraz jego demoniczną małżonkę czarnoskórym egzorcystą, ninja-podróbą Deadpoola oraz miliardem suchych jak Sahara kawałów, opierających się na stereotypach. O tym, jak po pełnym zabijania wieczorze, Shiklah udała się do swego królestwa, by odpocząć, a Regenerujący się Degenerat - na wysypisko, by opchnąć zdobyte podczas misji karabiny Chitauri. "To tak naprawdę była tylko wymówka, bo tam kryjówkę ma moja biologiczna córka. Miała. Elena Wilson. Niestety, nic z tego nie wyszło i ostatecznie nie mam jednak biologicznej córki. Ale mam Spartę! Co z tego, że adoptowaną! Przynajmniej nie zostawiła taty! Zaraz przejdziemy do tego adoptowania.". Ciąg dalszy długiej, pełnej niepotrzebnych szczegółów paplaniny - o tym, jak to Deadpool został przygnieciony przez spadającą gwiazdę. Jak spadająca gwiazda okazała się skalistym kokonem, zamieszkałym przez małą, przeuroczą ośmiorniczkę. Jak to Wade znalazł więcej tych stworzonek. I kosmitów - przerażających, okropnych kosmitów, którzy chcieli porwać i pożreć niewinne ośmiorniczki. I zniszczyć Ziemię! Tak Wanda powiedziała - że chcieli podbić Ziemię. "Ale, podając się oczywiście za ciebie, najlepszego kandydata na przedstawiciela naszej planety, zrobiłam z nich martwych kosmitów. I zdetonowany statek ufo. Wysłali jakiś sygnał w kosmos, ale nie wiem, co to było. Pewnie informacja dla całej galaktyki, jakim postrachem dla inwazji obcych jest Kapitan Ameryka! Albo po prostu ostatnie tchnienie kosmicznej telewizji satelitarnej". Do tego cała masa detali na temat organizowania ośmiorniczkom nowego domu...
- ... A gdy myślałam, że już w końcu mogę odpocząć, odwiedziła mnie tamta kobieta. Miseczka C - tak ją nazywam, bo nigdy mi się nie przedstawiła - zaproponowała mi kontrakt na pięćdziesiąt miliardów dolarów, w tym połowa jako zaliczka. Za złapanie Winter Soldiera. To chyba była Hydra, bo symbole organizacji widniały na dokumentach. Ale kto by się tym przejmował? Teraz najważniejsi jesteśmy ty i ja. Nasze nie-tak-znów-małe... - Tu Lady Deadpool westchnęła rozkosznie, jednocześnie przesuwając dłonią niebezpiecznie blisko not-so-Little Steve'a (Mam kamery poukrywane w łazienkach Avengers Tower, pamiętacie?) - ... Americapool. - Ostatecznie, Wanda - mimo wszystkich tych niepotrzebnych szczegółów, których nie śmiała pominąć, a które były w całym opowiadaniu zdecydowanie zbędne -zapomniała o właściwym celu historii - "dlaczego Deadpool to teraz kobieta?". No nic, Cap będzie musiał jakoś przeżyć tę niewiedzę. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Sie 18, 2015 11:04 pm | |
| Grymas mimowolnie pojawił się na jego twarzy, gdy Wanda zadała pierwsze pytanie. W tej właśnie chwili uświadomił sobie, że źle dobrał słowa w swojej wypowiedzi. I zaraz odczuje tego skutki. Wyraz niezadowolenia powiększał się z każdym słowem Lady Deadpool. Nie wiedział w jaki sposób mógłby zaingerować w jej szalone wizje, ba, podejrzewał, że jego chęć wykaraskania się z tych niecodziennych opałów mogłaby jedynie pogorszyć jego sytuację - więc milczał. Myślał, że obserwując ją zdoła zapobiec kolejnym nieprzewidzianym ( i niekoniecznie mile widzianym) napadom "czułości" od strony najemniczki...och, tak bardzo się mylił. Chwilę później kobieta z niesamowitą siłą chwyciła go za rękę i przyłożyła do swych piersi. Czerwone lampki reakcji błyskawicznie zamigotały w jego głowie, jednak oderwanie dłoni od tej kobiety było po prostu trudne. Nie, żeby Rogersowi się to podobało, wręcz przeciwnie - nie lubił i nie zamierzał obłapiać kobiety, do której najzwyczajniej na świecie nic nie czuł. Nie wspominając o tym, jakie było to nieprzyzwoite. Odczuwał jedynie zażenowanie i sfrustrowanie całą tą sytuacją. Tak więc gdy Wanda postanowiła dać jego palcom kilka wskazówek - zwyczajnie odmówił. Może i posiadała ona nadludzką siłę, jednakże on też nie był zwykłym człowiekiem. Oderwał szybko swoją dłoń od kobiecego ciała, ponownie skrzyżował ręce na piersi i odsunął się od niej kilka kroków. - Może trochę...samokontroli? Cenię swoją przestrzeń osobistą. - tutaj ponownie odsunął (odkleił) od siebie Lady Deadpool. Zmarszczył brwi, słysząc, jak kobieta zwraca się do niego pełnym tytułem - Owszem, wiele do opowiedzenia. I nie jesteś moją przyszłą małżonką, z wielki bólem muszę Ci to oznajmić. - odwarknął i odsunął od siebie jej rękę z mocno wbijającym się w jego skórę palcem. Nie wiedział, o co jej chodziło potem, więc puścił to mimo uszu. Jakie kolory, do diaska? Zacisnął zęby i ponuro wpatrywał się w jej zamaskowaną twarz. Z wielkim bólem postanowił zignorować jej bezczelne zachowanie i wysłuchać, co powie dalej. Może w tym trajkocie uda mu się wyłowić coś wartego uwagi. Na wzmiankę o "drugiej parze oczu" również nie odpowiedział, nadal śledząc zmarszczki na czerwono-czarnej masce (co musiał sobie wywalczyć, bo po raz kolejny Wanda postanowiła podyktować jego ciału jakieś warunki). Och, jaką on miał ochotę, by po prostu wrócić do domu... SAMEMU. Całej historii wysłuchał z miną człowieka, który zbyt wiele widział w swoim życiu i nic już nie da rady go zdziwić. Postanowił obrać taktykę słupa soli - postał sobie chwilę, posłuchał jednym uchem, trochę wypuścił drugim.. generalnie to NIE MIAŁ ZAMIARU analizować ani jednej informacji z tej historii. No, może prócz kilku szczegółów. Nie potrzebował więcej zmartwień ani zbędnych informacj iw swoim życiu. - Współczuję. Ta historia z córeczką. - wtrącił się tu i ówdzie w jej potężnym słowotoku. Kosmici, komety, ośmiorniczki, żony, przedwieczni - na wszystko tylko kiwał głową. W sumie.. Kapitan faktycznie powoli stawał się człowiekiem, którego może mało co zadziwić. Ze zdumieniem powoli odhaczał kolejne dziwne przypadki ze swojej listy. - zaraz, co? - ocknął się pod koniec opowieści - jakie znów sygnały?! - wpatrywał się w nią szeroko rozwartymi oczyma i od razu chwycił za swój magiczny zegarek-komunikator - nie było chwili do stracenia, trzeba jak najszybciej powiadomić Starka i całą resztę. Ostatniej rzecz jakiej pragnął była właśnie inwazja z kosmosu. Musiał poczekać, aż komunikator rozbudzi się i sprawdzi, że nic mu nie jest po kontakcie z wodą. Gdy już miał wybierać pierwszy numer, z ust Wandy padło słowo-klucz. Takie słowo-klucz, które miało moc oderwania Rogersa od niemal każdej czynności i poświęceniu całej jego uwagi na osobie mówiącej. - Winter Soldier? - jego głos był tak mocno zabarwiony niedowierzaniem i nadzieją, że mógłby przysiąc, iż jego twarz mówiła to samo. - Hydra chce Zimowego Żołnierza? - Kapitan przez dobrą chwilę bez słowa stał w miejscu, ignorując poczynania najemniczki. Za to jego myśli szalały w najlepsze. Czy to oznaczało, że on im UCIEKŁ? BUCKY ZDOŁAŁ IM UCIEC?! W jego głowie zaczęły kreować się miliony scenariuszy, jak to Bucky odzyskał pamięć, został porwany przez inną złą organizację, został przechwycony przez SHIELD lub postanowił zacząć normalne życie. Stop. Stop, Rogers, opanuj się. Odetchnął głęboko. Hydra szuka Bucky'ego, a to oznacza... że on ma większe szanse, by go odnaleźć. Nie ma do dyspozycji żadnych hydrowych placówek ani kryjówek, musi radzić sobie sam.. Spojrzał bystro na stojącą przed nim kobietę i chwycił jej obie dłonie, przysuwając ją nieco bliżej - opowiedz mi proszę coś więcej o tym niezwykłym zleceniu. I o tej kobiecie - jakieś znaki szczególne? Jak wyglądała? - zapewne nie zdołał zakamuflować swojej ekscytacji, lecz nie to teraz było ważne - liczą się informacje. - Złapałaś jakiś trop? Czemu go szukają? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Czw Sie 20, 2015 12:45 pm | |
| W pewnym momencie entuzjastyczną paplaninę Wandy i bardziej stonowane wypowiedzi Steve'a przerwał dość charakterystyczny dźwięk, w którym Kapitan Ameryka bez wątpienia rozpoznał odgłos standardowo wydawany przez jego komunikator. Już po chwili natomiast nadana została wiadomość - najpewniej przez jakiegoś agenta, gdyż Rogers nie był w stanie rozpoznać głosu mówiącego: -Nastąpiło fizyczne naruszenie systemów bezpieczeństwa Avengers Tower. Do środka dostali się intruzi. Panna Maximoff i pan Stark są już na miejscu- nie potrwało długo, nim za pierwszym komunikatem podążył następny, tym razem przekazywany świetnie znanym Rogersowi głosem Jarvisa, a więc najprawdopodobniej wysłany przez samego Tony'ego: -Pan Barnes przebywa w Avengers Tower i liczy na spotkanie.
|
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Sie 25, 2015 7:50 pm | |
| Molestowanie Capa - Akt III: Łóżkowe przebieranki (Nooo, nie do końca łóżkowe. Aktu też nadal nie ma, ale jest coś lepszego! Trzymają się za ręce, a przecież w wieku Steve'a wiele poza trzymaniem się za ręce zrobić nie można - dla dziewięćdziesięciolatków to taki odpowiednik ostrego, brutalnego seksu. Biedny Stark) Skoro Rogers ignorował większość słów, jakie wydobywały się z nigdy niezamykających się ust Lady Deadpool, to najemniczka najwyraźniej postanowiła nie pozostawać mu dłużną. Czy to wtedy, gdy Steve zalecał jej więcej samokontroli, oznajmiał, że "Wanda Wilson-America" nigdy nie ujrzy światła dziennego (Woli Steve'a Wilsona, tak?), czy pytał o sygnał ze wspomnianego przez Regenerującą się Degeneratkę pojazdu ufo - nic z tego nie docierało do Najemniczki z Pyskiem i nie przerywało jej niekończącego się nawijania. Tu jednak nawet autor nie jest pewien, czy było to działanie zamierzone i kobieta specjalnie nie dopuszczała do swoich uszu tych wypowiedzi Kapitana, które jej się nie podobały czy naprawdę ich nie słyszała - bo np. zagłuszała je wspomniana paplanina pani Wilson. Tak czy siak, do Wandy po prostu nie docierały żadne z werbalnych protestów Steve'a. Niewerbalnych zresztą też - gdy tylko Ameryka odpychał ją od siebie, ta przyklejała się z powrotem i znów obłapiała go wszędzie tam, gdzie och - "jakie było to nieprzyzwoite". Wilson nie oponowała też, gdy ponownie skrzyżował ręce na jej piersi (na czymkolwiek to polega). Dopiero gdy Cap zaczął bawić się swym zegarkiem, Lady Deadpool przerwała (ale tylko na bardzo krótki moment!) swój nieustanny się bełkot, by spojrzeć z niezadowolonym grymasem - zmarszczyła wtedy czoło, oparła dłonie o biodra i fuknęła: - Ktoś cię chyba nie nauczył kultury, Kapitanie? - Zaraz jednak, jak gdyby nigdy nic, wróciła do swojej postawy i wesołego nawijania sprzed chwili (Ach, w prawdziwej miłości trzeba umieć akceptować wady ukochanego). Sytuacja znów się zmieniła, kiedy Kapitan ożywił się na wieść o Zimowym Żołnierzu. - Yup, Hydra chce Bucky'ego. - Wanda kiwnęła potwierdzająco głową. - Przed chwilą to powiedziałam, jak ty mnie słuch... ?! - I wtem, Cap dokonał niemożliwego - Lady Deadpool nagle zaniemówiła. Zwróciła oczy na swe kobiece dłonie, ujęte teraz w pewny, męski chwyt Steve'a. Zrobiła to niepewnie, bojąc się, że to tylko sen - że gdy tylko spojrzy w tamtym kierunku, to gwałtownie się obudzi i... Ale Rogers dalej tu był. Dalej ją trzymał (Za ręce, Kapitan trzyma nas za ręce, O BOGOWIE, marzenia się spełniają, we're touching ourselves tonight!). Serce najemniczki momentalnie przyspieszyło, a jej twarz oblał niesamowicie wyraźny rumieniec. Och, a te bystre, śmiałe spojrzenie mężczyzny... Regenerująca się Degeneratka aż musiała odwrócić swoje, gdyż jeszcze chwila i ugięłyby się pod nią kolana. - O-o-powiedzieć o t-tej kobiecie? J-ja... Mogę... Wszystko dla ciebie, ukochany! - zaczęła, jąkając się z emocji, ale gdy kończyła wypowiedź, wrócił już jej charakterystyczny ton głosu, pełny entuzjazmu oraz energiczności. - Znaki szczególnie, hm. Przede wszystkim, miała bardzo charakterystyczne oczy. Duże i rzucające się, cóż, w oczy. Mam nadzieję, że autor nie zabije mnie za powtórzenia w wypowiedziach - w końcu nie wolno bić kobiet! Wracając - do tego wydawały się one niesamowicie jędrne. Fantazjowałam o nich, kiedy później dotykałam swoich. Do tego oczywiście niesamowity tyłeczek - niewielki, ale ładny i okrąglutki, idealny do dotykania. O nim fantazjowałam, kiedy dotykałam trochę później swojego. Ciekawe, czy "Miseczka C" twerkuje. Autorka niby mówiła, że nie - ale z Hydrą nigdy niewiadomo, c'nie? I yup, o tym też fantazjowałam. Ach, miała też bardzo fajne nogi! Może nie była wysoka, ale jak na swój wzrost były one długie, zgrabne i szczupłe. Ale żeby nie było - daleko jej do mnie! O wiele piękniejszą kobietę masz tutaj, przy sobie. Dosłownie w swych rękach, emotka-serduszko. - Lady Deadpool uśmiechnęła się uroczo do obiektu swoich aktualnych westchnień, a zaraz po tym zerknęła po raz kolejny na trzymane przez Kapitana dłonie - to znów skończyło się wyraźnym rumieńcem. Blondynka zagryzła mocno dolną wargę, nie mając pojęcia, jak inaczej rozładować szalejące w niej emocje. I jak uspokoić równie niespokojne serce, które pędziło pod jej piersią z szybkością, która mogłaby konkurować z pełnią możliwości Flasha (Chwila, nie to uniwersum (Ale Quicksilver nie jest odpowiednio szybki) (A Speed?) Meeeh, Speed nie jest tak znany, jak Flash). - Czy złapałam jakiś trop? Właśnie dlatego zwróciłam się do ciebie, mój drogi Kapitanie - odparła, po ostatnich dwóch pytaniach Steve'a. Przy tym, w jej oczach pojawił się błysk, który nie wróżył niczego dobrego - a usta aż wykrzywiły materiał czerwonej maski, w cwanym grymasie. - Zanim powiem więcej - a jest co mówić - mam pewien warunek. Jak pewnie dobrze ci wiadomo, jestem najemniczką - więc nie robię niczego za darmo. Oczywiście, dla najważniejszego symbolu Stanów Zjednoczonych oraz idola moich młodzieńczych lat przewidziana jest odpowiednia zniżka. Dlatego jedyne, czego wymagam w zamian za informacje, to jeden... (miliard?) soczysty... (milion! Weźmy chociaż milion!)... buziak - odparła jak najbardziej poważnie - a w tym samym czasie uwolniła (choć trochę niechętnie) jedną z dłoni spomiędzy tych, należących do mężczyzny. Zrobiła to jednak tylko po to, by móc podwinąć swoją maskę nad nosek i odsłonić tym samym własne usta. Wanda zwilżyła je lekko językiem, po czym kontynuowała wypowiedź: - Oczywiście, ma to być porządny buziak. Długi, głęboki, z języczkiem. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że tak szybkie i nieprzyzwoite propozycje, od tak oszałamiającej kobiety, mogą być dla ciebie problematyczne do spełnienia - więc postanowiłam ułatwić ci trochę sprawę. Powiedz tylko - kim? Peggy? Tony? Toni? Kobieca wersja ciebie, znaczy, Ronda Rousey? A może... - Wolna łapka Regenerującej się Degeneratki sięgnęła pasa - przekręciła coś w nim i już po chwili, przed Rogersem stała nie Lady Deadpool, a... Bucky. Sebastian Stan, w całej swej przystojnej, praktycznie gołej krasie. Bo sami spójrzcie, jak mało zasłaniał jego aktualny strój. Jak dobrze mieć induktor holo-obrazu w ekwipunku. I wtem, cały nastrój zburzony został przez nagły sygnał komunikatora. - Dzięki, tato. Jesteś taki kochany, że niszczysz córce romantyczne chwile sam na sam z Capem - burknęła głosem Barnesa, niezadowolona, w stronę mg (wtrącającego się niewiadomo po co - w końcu, kogo interesuje teraz AT? ... Chociaż. Oby intruzi nie zniszczyli moich kamer. Trzeba się pospieszyć, powstrzymać im, sprawdzić straty, ratować co się da! Moje nagrania Thora pod prysznicem!). Buckypool złapała (złapał?) szybko Steve'a za nadgarstek - czy gdziekolwiek trzymał on ten nieszczęsny zegarek-komunikator - mając nadzieję, że silny uścisk przytłumi wydobywające się z niego dźwięki. A jakby to nie wystarczyło, to Lady Deadpool zaczęła też odzywać się znacznie głośniej - nie żeby dotychczas była jakoś wyjątkowo cicha. Nie bez powodu wokół niej i Rogersa zebrała się spora grupa gapiów. - Och, Steve, nie zwracaj na to uwagi. - Buckypool przesunął czule dłonią po policzku blondyna, mając nadzieję, że po tych wszystkich staraniach odwróci ową uwagę od przeszkadzających im dźwięków. - Teraz masz mnie i nasz jeden, obiecany pocałunek. A potem, cóż... - tu Summer Soldierpool (Nie Winter, bo rozumiecie - ma na sobie strój kąpielowy) uśmiechnął się niedwuznacznie - ... możemy udać się do mnie. Usiądziemy na poduszkach, jak w dzieciństwie. Będzie fajnie, będziesz czyścić mi buty i wynosić śmieci - nasza tradycyjna gra wstępna, co? - zamruczał, podczas gdy jego usta znalazły się już na tyle blisko tych, należących do Kapitana, że Ameryka mógł poczuć nimi rozgrzany, pachnący Burritos oddech Buckypoola. |
| | | Captain America
Liczba postów : 240 Data dołączenia : 27/05/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Pią Sie 28, 2015 9:29 pm | |
| Nie sądził, że jego zapał i ekscytacja przerodzą się tak szybko w wyczekiwanie i zniecierpliwienie. Wpatrywał się w Wandę, pilnie śledząc każde jej słowo wypowiadane przez zakryte usta, lecz jedyne, co tak naprawdę zwróciło jego uwagę, to bezsens jej dalszej wypowiedzi i dziwne jej zakłopotanie jego nagłym ruchem. Jego uśmiech powoli słabł, kąciki upadały, układając usta się w martwą, prostą linię. Nadal mieli złączone dłonie - Steve z rozbawieniem obserwował, jak bardzo było to niespodziewane dla najemniczki. I, ku jego zdziwieniu, jak zmieniło się jej zachowanie. Na jego korzyść. Inna sprawa, że już od dłuższej chwili chciał się od niej odsunąć, lecz to ona nadal trzymała go w silnym uścisku. Sprawy nabrały innego obrotu, gdy wyczuł bardzo niepokojącą nutę w jej głosie - wtem błyskawicznie cofnął się o krok, spodziewając się, cóż, niespodziewanego. Wanda zaczęła być konkretna. Była to miła zmiana do czasu, gdy nie poznał ceny nieobliczalnej najemniczki. Wykorzystał chwilę i oderwał się rękoma od kobiety, co pozwoliło mu na powiększenie odległości między nimi. - Całus..? - wyszeptał, bardziej do siebie, niedowierzająco. Wanda odsłoniła kawałek swojej twarzy, gotowa do pocałunku, na co Rogers w odpowiedzi skamieniał i tyle. Owszem, jego oczy nie omieszkały ominąć ani jednej blizny na pokaleczonej buzi Lady Deadpool, ale, bądźmy szczerzy, to nie było przerażające. Kapitan Ameryka poczuł koszmar tego wszechświata i ból widzenia dopiero wtedy, gdy zamiast Wandy pojawił się jego najlepszy przyjaciel w bardzo niekorzystnym stroju. Przez chwilę myślał, że dostanie zawału. - Jak śmiesz?! - Steve nie zdążył dać jej żadnego kazania ani krytyki, które, jak na zawołanie, kreowały się w głowie, już na kilka stron a4, gdy przerwał mu sygnał, uprzedzający nadanie komunikatu z jego zegarka. "Nastąpiło fizyczne naruszenie systemów bezpieczeństwa Avengers Tower." Z mocno zaciśniętą szczęką i z zaciśniętymi dłońmi wysłuchiwał płynących informacji, ciągle roztrzęsiony obecną sytuacją. Rzucił okiem na czarny zegarek, z którego wydobywał się komunikat, co niechybnie wykorzystał..a najemniczka i zakryła aparat dłońmi, tłumiąc nieco dźwięk. Rogers nie pozwolił, aby ta przeszkodziła mu w dalszym słuchaniu, więc nastąpiła chwila szarpaniny, którą Steve natychmiast przerwał zaraz potem. Jego oczy rozszerzyły się, a usta rozchyliły lekko, chwytając szybko powietrze. Nastąpiła chwila konsternacji i niezręcznej ciszy, gdy Steve rzucał wzrokiem od aparatu, do podrabianej wersji Bucky'ego. -..słyszałaś to? - spytał dziwnie spokojnym głosem, co bardzo gryzło się z jego niedowierzającym wyrazem twarzy. Dopóki Wade-Wanda-Bucky nie przesunął dłonią po jego policzku. Odtrącił jej rękę nieco mniej czule i obrzucił ją żelaznym, niekoniecznie przychylnym spojrzeniem. - Nie. - sięgnął ręką do tego dziwnego urządzenia, z którego skorzystała wcześniej Wanda, aby zaprzestać tej dziwnej przemianie. - Skoro musisz mi tak utrudniać życie, trudno. Nie będę się bawił w Twoje gierki, nie poniżaj mnie ani moich przyjaciół - odparł zimno - jak widać, problem Barnesa rozwiązał się sam. Może później uda nam się dogadać w sprawie Twojej nieznajomej zleceniodawczyni, a póki co... - dostrzegł nagłe zgromadzenie wokół nich, zupełnie niepotrzebne. Zmrużył oczy na niechciane towarzystwo - prywatne sprawy, pozwolicie? Bał się, że zaraz przestanie nad sobą panować. Całe to zajście z Lady Deadpool mocno poszarpało mu nerwy, ale ta wiadomość? O losie, ta wiadomość! Chciałoby się rzec, że jak dar z nieba, niestety Steve bardzo się obawiał, że może chodzić o najgorsze. A sama świadomość, że najprawdopodobniej Tony wysłał mu ten komunikat nie polepszała mu samopoczucia. On i Bucky w jednym pomieszczeniu nie było najlepszym rozwiązaniem. Całe szczęście Wanda była blisko.. I zaraz, zaraz, intruzi? Kto mógł towarzyszyć Jamesowi w tej samobójczej wyprawie do Avengers Tower? Miał tyle pytań, na które potrzebował odpowiedzi już, teraz. Zastanawiał się, co będzie szybsze - taksówka, czy nieco bardziej wysilający sprint.. |
| | | Deadpool
Liczba postów : 204 Data dołączenia : 08/08/2012
| Temat: Re: Washington Square Park Wto Wrz 01, 2015 5:37 pm | |
| Molestowanie Capa - Akt IV: Przechodzenie do konkretów.
Jakie to słodkie, że Steve był aż tak zniecierpliwiony, tak wyczekiwał, aż zwinny język Wandy przejdzie do rzeczy, wprawnymi ruchami zapewni mu spełnienie - poprzez zdradzenie obiecanych informacji. Poufnych danych na temat zleceniodawczyni Lady Deadpool, jak i samego zadania - danych, których blondynka w żadnym wypadku nie powinna nikomu wypaplać. W szczególności Kapitanowi Ameryce. Ach, jaką nieprzyzwoitą kobietą stawała się panna Wilson przy Stevie Rogersie.
Kiedy ten sięgnął do jej pasa, Najemniczka z Pyskiem nie oponowała. Zazwyczaj nie pozwoliłaby byle komu dotykać "dziwnych urządzeń", jakimi dysponowała. Jednak Cap nie był byle kim (On może dotykać mnie gdziekolwiek i jakkolwiek mu się tylko podoba, emotka-serduszko). Inna rzecz, że induktor obrazu Regenerującej się Degeneratki nie był prostym w obsłudze mechanizmem - próba wyłączenia skomplikowanego urządzenia kosztowała więc Rogersa jeszcze kilka holograficznych widoków po drodze. Każdym był Bucky, w najprzeróżniejszych wariacjach - w krótkiej, letniej sukience; zmysłowej, koronkowej bieliźnie oraz pończochach; tylko i wyłącznie w fartuszku o barwach flagi Stanów Zjednoczonych; lateksowym stroju z biczem w dłoni. Ostatni obraz, jaki wygenerował pas przed wyłączeniem, również przedstawiał Winter Soldiera - tym razem jednak całkowicie nagiego (Oczywiście, żeby uniknąć pełnej nagości, tagów nsfw i zakazów, zabraniających oglądać te posty niepełnoletnim - nasz Barnes wyposażony był w cenzurę!). Tak jak powiedział Deadpool - cenzurę. W strategicznych miejscach (Czyli na sutkach. Tylko. "18+" czcionką "Spider-Man". Białe na czarnym tle. Kocham Bea'ę Arthur. I Burritos. I dzisiejszy, piękny, wakacyjny dzień. Tak, wakacyjny. Autor nadal je ma. Hah, nadal czekacie, aż powiem, że żartowałem i cenzura przysłania jeszcze krocze... ? Nadal? Serio, czy wy nie macie nic ciekawego do roboty? Idźcie poczytać coś naprawdę ambitnego, głębokiego. Wciąż czekacie? No dobra, niech wam będzie - nie ma cenzury, przysłaniającej krocze).
- Nie słyszeliście Kapitana? P r y w a t n e sprawy - zaakcentowała wyraźnie, z groźnym błyskiem w oczach spoglądając na zgromadzonych wokoło, a chwilę później podkreśliła swoje słowa jeszcze raz - tym razem za pomocą pistoletu. Wystrzeliła z niego kilkakrotnie w powietrze nad sobą, a następnie wycelowała w cywilów. Nie potrzeba było niczego więcej, by tłum nie tylko stracił zainteresowanie, ale wręcz pobiegł szukać nowego gdzie indziej. Wanda wykrzywiła usta w lekkim uśmiechu. - Ja to wiem, jak obchodzić się z ludźmi. Mam tylko nadzieję, że ustrzeliłam przy okazji jakiegoś gołębia. Te wredne %$@!# pomalowały mi niedawno na biało mój cudowny skuter. A świeżo co go umyłam! Swoją drogą, "%$@!#"? Jesteśmy w komiksach? Wiecie, czytelnicy, że nawet w takich 18+, jak Night of the Living Deadpool - przy okazji, gorąco polecam - cenzurują wulgaryzmy? Kanibalizm, przerysowana brutalność i seks nam nie straszne! Ale porządne k*** - tak. Ameryka. A propos Ameryki... - Lady Deadpool wróciła spojrzeniem do blondyna przed sobą... który właśnie rozmyślał, czy lepiej wybrać taksówkę, czy porządny sprint (Umm, całusa w policzek dla przepięknej najemniczki, w zamian za szybki teleport?), jako sposób podróży do AT.
- Okej, okej, przyznaję, może trochę, troooochę, troszeczkę przeholowałam. Troszkę. Odrobinę. Ale ja się po prostu starałam! Nadać naszym wspólnym chwilom odrobiny pikanterii - a czy jest coś, co nadaje się do tego lepiej, niż seksowne przebraniami i nieprzyzwoite roleplay? Naprawdę, głowiłam się całą noc, jak by tu Capowi (utrudnić życie) umilić czas! Skąd miałam wiedzieć, że ci się nie spodoba mój pomysł? Powinieneś docenić moje starania! Chociaż udawać, że jesteś zadowolony. Ale nie, lepiej nakrzyczeć! Na biedną, chcącą się tylko spodobać Capowi, Wandę Wilson! Pragnącą znaleźć swojej cudownej, uroczej córce ojca - takiego, który byłby wzorem do naśladowania, autorytetem. Faceci... - Podczas ostatnich zdań, Steve mógł ujrzeć wilgoć na masce Lady Deadpool, tuż pod oczami. Zresztą, również ton głosu kobiety stał się smutny, zawiedziony, momentami wręcz płaczliwy. Przecież tak się starała! Dla niego! A on po prostu ją odepchnął i zarzucił poniżanie! - Ale wybaczę ci to. I nie poddam się tak łatwo, bo Lady Deadpool nigdy nie poddaje się łatwo! Chyba że goni ją horda zombie, wtedy zarządza taktyczny odwrót i podkręca bezustanne paplanie, by odciągnąć temat od własnego tchórzostwa - odparła, wycierając oczy rękawem. - Nie chcesz posmakować tych przepysznych ust dzisiaj - twoja strata. Oczywiście, nie zrozum mnie źle - dalej będziesz winien mi buziaka. Kiedyś się o to dopomnę, ale swój prawdziwy powód szukania ciebie zdradzę już teraz. - Wilson westchnęła cicho i spojrzała znów na Steve'a. - Chcę być twoim podwójnym agentem. Szpiegować dla ciebie Hydrę. Miałam nawet plan, byś pomógł mi z szukaniem Bucky'ego! Ot, trochę bym cię wykorzystała, rawr. Jednak, gdybyśmy już go znaleźli... Czy po prostu teraz, gdy sam już się znalazł - mam nowy plan. Moglibyśmy zaaranżować sytuację, w której wpadliście w moją pułapkę! Przekazałabym Bucky'ego Hydrze, wkupiła się w jej łaski, uzyskała większy dostęp do organizacji. Razem z Winter Soldierem infiltrowalibyśmy twojego największego wroga od wewnątrz! A może i nawet zorganizowalibyśmy atak. Ja i Barnes otworzylibyśmy drogę Avengers, czekającym na sygnał do ataku od zewnątrz. Zniszczylibyśmy razem Hydrę, Cap, rozumiesz to? Zniszczyli Hydrę, na zawsze! - Przy ostatnich słowach, Regenerująca się Degeneratka chwyciła Kapitana ze sporą siłą za ramiona i potrząsnęła nim energicznie. - Zyskałabym w twoich oczach, została w końcu członkinią Avengers, mogłabym wyśmiewać Spider-Mana, że byłam szybsza od niego... - mruknęła do siebie, z rozmarzonym błyskiem w oczach. - To jak, Stevie? (Wstaw tutaj dowolny dowcip o Stevie Wonderze) Chcesz, bym została twoją... - tu wbiła wzrok głęboko w oczy mężczyzny - ... podwójną agentką? Twoimi "oczami i uszami" w Hydrze?
Wszystko zależało teraz od odpowiedzi Kapitana. Jeśli Rogers przystał na - jakby nie patrzeć - atrakcyjną ofertę szalonej najemniczki, ta natychmiast rzuciła mu się na szyję, oplatając wokół niej ręce i przytulając się mocno. Nie do końca już nachalnie i bezczelnie, jak wcześniej - po prostu radośnie (W końcu, damn, to drugi krok do mojego DP Tower!). - W takim razie trzymaj się mnie mocno - zamruczała, kierując ręce Mściciela na swą talię - resztki jej wcześniejszego zachowania mimo wszystko pozostały. Tym razem jednak kobietą kierowała już siła wyższa, jaką była wspólna teleportacja - nie zaś własne, nieprzyzwoite pragnienia! - Ach, Kapitanie... - odezwała się, ułożywszy wygodnie ciało w muskularnych ramionach super-bohaterskiego symbolu Stanów Zjednoczonych. - Zdradziłam ci tyle istotnych informacji oraz chcę dla ciebie działać na niekorzyść własnego pracodawcy - jestem taką niegrzeczną dziewczynką - więc jakaś zapłata mimo wszystko mi się należy - ale jestem gotowa odpuścić ci tamtego buziaka. Mam pomysł na alternatywę - wnieś mnie do Avengers Tower przez próg - zaproponowała pewnie i z energią w głosie - ale Kapitan mógłby przysiąc, że częściowo odkryte policzki Wandy zrobiły się lekko czerwone. - A jeśli zrobisz to samo, ale przez próg pomieszczenia, w którym znajduje się Stark i Bucky... obiecuję na miłość do Burritos i Sparty - mojej córki, nie starożytnego, greckiego polis - że wtedy przed wszystkimi przeproszę cię za to, co tu dzisiaj zaszło. - Głos i spojrzenie Lady Deadpool emanowały przy tej wypowiedzi ogromną, szczerą powagą. - Bodyslide by two! - krzyknęła i oboje rozpłynęli się w powietrzu, by w oka mgnieniu pojawić się przed Avengers Tower.
// Wspólne z/t, jeśli Cap przystał na propozycję Lady Deadpool. Jeśli nie - brak z/t dla kogokolwiek. |
| | | Spider Woman
Liczba postów : 82 Data dołączenia : 19/05/2013
| Temat: Re: Washington Square Park Sob Mar 19, 2016 6:42 pm | |
| Jessica, już przebrana w cywilne ciuchy szła potulnie wyznaczoną drogą, by cieszyć się obecnym życiem. Wzięła głęboki wdech, przymykając z zadowolenia oczy. Ale po chwili przypomniała sobie, że przecież nie idzie sama i zerknęła na zamyśloną Szkarłatną Wiedźmę. - Co to było, podczas walki? Bo nie powiem, wyglądało bardziej niż strasznie. Martwiłam się.- wyraziła na głos swoje obawy. Co jeśli Wanda następnym razem nie zdoła się w pełni skontrolować i oberwą także Mściciele? Wybuchy całkiem fajnie się ogląda, ale gorzej z przyjmowaniem ich na klatę. Szczególnie, że niosą ze sobą niebezpieczeństwo. - Nigdy wcześniej nie widziałam ciebie w takim stanie.- pewnie głównie dlatego, że to była wasze pierwsze, wspólne tłuczenie dup Jess. Przynajmniej na forum. - Może potrzebujesz jakiegoś sama nie wiem... lekarza specjalisty? W naszym zawodzie, wcale nie tak trudno o problemy z psychiką.- starała się nie brzmieć zbyt wrednie, ani wulgarnie. Naprawdę zależało jej by pomóc Wandzie. Bo nie raz widziała jak to tak naprawdę wewnętrzne problemy wyniszczały bohaterów. Nie chciała, by takie coś spotkało jeszcze kogoś z jej bliskich. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Washington Square Park | |
| |
| | | | Washington Square Park | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |