Imię i nazwisko: Laureline Pelham, miło mi poznać.
Pseudonim: Wśród znajomych Lee. Jako super bohaterka Jolt.
Rasa: Mutant, zdecydowanie.
Miejsce pochodzenia: Brooklyn, New York
Wiek: 19 lat
Frakcja: Brak
Wygląd:
Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, tak więc nie jestem ani za niska, ani za wysoka. Ważę sobie pięćdziesiąt kilo, więc nie trudno zgadnąć, że jestem szczupła. Kobiece kształty się ma, się ma, chociaż bez przesady. Lubię swoje małe kształtne piersi. Moim zdaniem większe by mi przeszkadzały.
Buźkę mam okrągłą, o delikatnych rysach. Usta małe, ale pełne, w pięknym kolorze. Nosek również malutki, lekko zadarty. Oczęta mam duże i żółte, i to wcale nie są soczewki. Rodzice śmiali się, że jestem potomkinią smoków. Włosy mam brązowe, tak ciemne, że prawie czarne. Raczej krótkie, bo tylko do szyi, ale gęste i puszyste. Grzywka opada mi na czoło i choć strasznie mnie wkurza, to jej nie zetnę.
Zazwyczaj ubieram się skromnie, bez jakichś bezsensownych dodatków. Ma być po pierwsze wygodnie. Tak więc trampki, jeansy, nie za ciasne, ale też nie z krokiem w kolanach, bluzka na ramiączkach z taką luźną falbaną u dołu. Oczywiście czarna.
Jeśli chodzi o mój "super strój"... Nic specjalnego. Maska, czarne glany, czarne rurki i coś czarnego na górę. Zależnie od pogody może to być równie dobrze t-shirt jak i płaszcz czy skórzana kurtka.
Charakter:
Jestem w zasadzie normalną dziewczyną. No dobra, prawie. Lubię chłopców, cukierki, koty, muzykę... Dobrą muzykę, żeby nie było. Tak, to jest normalne. Jestem jednak nieco zwariowana, zakręcona. W pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście. Jestem szczera, czasem do bólu. Niektórzy to we mnie cenią, inni chyba woleliby, żebym czasem pomyślała, zanim coś powiem. Energiczna, ciekawska, wszędzie mnie pełno, otwarta na innych i na świat. Ogólnie ekstrowertyczka. Do tego bywam infantylna, nadal mam kilka swoich starych zabawek.
Mimo swojego 'kalectwa' staram się pomagać innym jak mogę. Nie mam nikomu za złe, że straciłam wzrok w wypadku, no zdarza się. A że mam spory dystans do swojej osoby to często nawet żartuję ze swojej dysfunkcji. Ogólnie nie narzekam, dzięki ślepocie jestem taką osoba, jaką jestem. Kto wie, może gdyby nie to byłabym rozpuszczona plastikową księżniczką? To by było straszne.
Umiejętności:
-Znam kung fu.
-Nieźle radzę sobie w kuchni. A nawet dobrze. Może nie idzie mi to jakoś supersrpawnie, ale potrafię przyrządzić naprawdę pyszne dania.
-Mam bardzo wyczulone zmysły. Po części przez utratę wzroku, po części dzięki lekcjom kung fu.
-Zwinność i giętkość. Zawdzięczam ją treningom sztuki walki. Podobnie jak refleks.
Moce:
1. Pierwsza moc pozwala mi się zmienić wczarną mgiełke. Służy mi głównie do przemieszczania się, gdyż w tej formie potrafię latać. Innym jej zastosowaniem jest robinie uników, gdyż w postaci mgiełki nie można mnie skrzywdzić. Jednak ja też nie jestem w tanie kogoś uszkodzić.
2. A żeby było ciekawie, mam jeszcze jedną moc. Potrafię kontrolować elektryczność. Zaczynając od oddziaływania na urządzenia elektryczne (nawet, jeśli nie są podłączone do prądu), przed tworzenie kul elektryczności i niewielkich błyskawic, po zwiększoną odporność na prąd elektryczny. A teraz detale.
Kontrola urządzeń - telefon sam dzwoni, żarówka leżąca na stole się świeci i takie tam.
Jestem też w stanie ściągnąć energię z otaczających mnie urządzeń elektrycznych (zostają one wtedy spalone) i przekształcić ją w falę energii elektrycznej, rażącą otaczające mnie istoty żywe. Druga opcja to fala eletromagnetyczną, niszcząca urządzenia elektryczne. Oczywiście mamy haczyk - po użyciu tej mocy momentalnie tracę przytomność, a jeśli przesadzę mogę zapaść w śpiączkę a nawet zginąć.
Odporność - strzał z paralizatora w plecy na pewno mnie nie obezwładni. Kopnięcie prądem z gniazdka na pewno mnie nie zabije. Oczywiście nie jestem pod tym względem niezniszczalna, ale jestem w stanie znieść o wiele więcej, niż zwykły człowiek.
Pomysł by Loki
Umiem też tworzyć pole elektromagnetyczne o wysokich odczytach. Jakie jest tego zastosowanie? No cóż, poza tym, ze urządzenia elektryczne szaleją, to ludzie znajdujący się w nim zaczynają czuć niepokój. Pojawiają się bóle głowy i tym podobne. Nazywam to klatka strachu. "Rozstawienie" jej jest natychmiastowe, jednak aby moja ofiara zaczęła odczuwać jej skutki muszą minąć 2 posty.
Broń: Moce mi wystarczą.
Ekwipunek: Telefon, klucze do domu, portfel -> trochę kasy, bilet miesięczny, dowód, tak zwany ślepy kijek, czyli po prostu biała laska charakterystyczna dla niewidomych.
Historia:
Co tu dużo mówić... Urodziłam się w prawie zwykłej rodzinie, nie było może kasy jak lody, ale bieda też nie doskwierała. Było tak przeciętnie.
W wieku pięciu lat przeżyłam wypadek samochodowy. Straciłam w nim i wzrok. Lekarze nie byli w stanie stwierdzić przyczyny. Ale tylko dlatego, że byli tłumokami, bo w innym szpitalu od razu doszli, że to uszkodzenie nerwu wzrokowego. Niestety trwałe i niemożliwe do wyleczenia. No cóż, dobrze, że to nastąpiło tak wcześnie, dzięki temu nauka alfabetu braille'a przyszła mi o wiele prościej.
W wieku siedmiu lat zaczęłam chodzić na kung fu. Ale nie do jakiejś tam pierwszej lepszej szkoły. Uczył mnie naprawdę bardzo sędziwy człowiek, mieszkał... w sumie to już nie pamiętam gdzie to było. W każdym razie dostrzegł ogromny potencjał w moim kalectwie. Twierdził, że wzrok nie będzie mnie rozpraszał i lepiej skupię się na pozostałych zmysłach, zwłaszcza na intuicji. Bardzo szybko robiłam postępy. Pomogło mi to też w życiu codziennym. Przez te dwa lata słuch dość mocno mi się wyostrzył, ale kiedy zaczęłam chodzić na lekcje... Niebo a ziemia, tyle łatwiej mi było funkcjonować. Co prawda laski i tam się nie pozbyłam, ale i tak.
Kiedy miałam czternaście lat Miałam kolejny wypadek. Poważniejszy czy nie... trudno stwierdzić. Nic w nim nie straciłam. Przynajmniej nic, ważnego, jak kończyna czy kolejny zmysł. Straciłam naprawdę sporo krwi, co zmusiło lekarzy do jej przetaczania. Czemu to takie ważne w moim życiu? Bowiem krew, którą mi przetoczono nie była zwykła. Należała do mutanta. Wraz z nią otrzymałam jego moce. Interesujące, nieprawdaż? Moje nowe umiejętności były... zabawne. Świetnie się bawiłam, przełączając kanały w telewizorze siłą woli. Uznałam jednak, że to nie zabawka. Przynajmniej nie tylko. I tak narodziła się Jolt. Często marzyłam o byciu superbohaterką, ale nigdy nie podejrzewałam, że naprawdę nią zostanę. Z początku trochę mnie to chyba przerosło, ale początki zawsze bywają trudne. Teraz radzę sobie o wiele lepiej.