|
| Twierdza Kusay | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Twierdza Kusay Pon Cze 20, 2016 2:40 pm | |
| Zbudowana na metaforycznych gruzach wybitej do nogi wioski Kusay, "twierdza" jest siedzibą Crossbones'a i jego bandy, z której urządzają napady na okolicę i w której liżą rany po ewentualnych porażkach. W aktualnym stanie jest to nawet nieźle urządzona baza operacyjna, do której wejście zablokowane jest barykadą wykonaną ze złomu i śmieci, zaś większość budynków została przystosowana do pełnienia nowych funkcji. Wśród nich zawarta jest na przykład kantyna i kuźnia.
Ostatnio zmieniony przez Crossbones dnia Pon Cze 27, 2016 12:47 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Pon Cze 20, 2016 4:21 pm | |
| Kilka godzin po rzezi dokonanej na mieszkańcach wioski Crossbones i jego ludzie swobodnie rozsiedli się na gruzowisku. Ich pojazdy pancerne zablokowały główne wyjście z wioski na wzór kozackiego taboru, zaś oni sami rozpoczęli mozolną, choć wcale nie nudną pracę, jaką było grabienie przedmiotów codziennego użytku należących niegdyś do wieśniaków. Powyciągali oni z glinianych lub wykutych w glinie chatek różne rzeczy, z których wartymi uwagi były jedynie własnoręcznie plecione dywany oraz trochę narzędzi, idealnych do prac przy okopywaniu się w nowej lokacji. Właśnie po znalezieniu kosza pełnego wcale nieźle zachowanych łopat, do Brocka przybył jeden z żołdaków. Był to Mołotow, ochrzczony tak dzięki jego upodobaniu do podpalania rzeczy i nienawiści do polaków. -Hej, szefo?- zapytał, pociągając nosem. -Czego?- grzecznie odpowiedział Crossbones. Siedział on właśnie przy studni, wpatrując się jak kilku podkomendnych przenosi ostatnie okrwawione ciała, by wynieść je gdzieś dalej. Tam miały swoją robotę wykonać sępy, zostawiając Szkieletowej Załodze tylko kości, mające według planów stanowić nadający prestiżu element zabudowań. -Nie każesz nam chyba kopać wałów własnoręcznie?- zakłopotał się Mołotow. -Tutaj poza łopatami jeszcze kilofów potrzeba, bo kamieniście... a poza tym to ciężka robota. Nudna- podrapał się po wystających spod prymitywnej maski tłustych włosach. Tu i ówdzie widać było jeszcze zaschniętą krew mieszkańców wioski. -Nie. Na to też mam plan- wojownik podparł się jedną z rąk, zaś ciężkim butem kilkukrotnie zawiercił w ziemi. -Potrzeba nam kogoś do ciężkiej pracy. Gdybyśmy nie zabili tych ludzi, moglibyśmy ich zagonić... -Wybuchlibyśmy z szału, szefie! Tak dawno nie zabijaliśmy!- zapiszczał Mołotow, zaś jego głos brzmiał jak odgłosy świni. Pieczonej żywcem. -NIE PRZERYWAJ MI- Crossbones wstał ze swojej wygodnej pozycji i stanął naprzeciw banity, który od razu zaczął drżeć. -Prze...przepraszam, szefie!- odpowiedział i przez chwilę milczał. Dopiero po paru sekundach zdecydował się wznowić temat. -Może nałapiemy jakichś nomadów? Ich zniknięcia nikt nie zauważy. -Chce ci się marnować czas i paliwo na szukanie, a potem otaczanie cholernych beduinów? Bo mi nie- burknął wojownik, jednak pod jego maską pojawił się spory, chytry uśmiech. -A poo zniszczeniu jakiejś wioski mogliby nas wyśledzić. Wiesz, tamtej lokacji nie będziemy pilnować, a czyszczenie śladów po sobie to jeszcze więcej roboty- zmarkotniał na wspomnienie swojego pobytu w szeregach Hydry, gdzie właśnie to denerwowało go najbardziej. Upewnianie się, czy nikt nie wykrył misji, oraz zacieranie śladów. Dlatego stamtąd odszedł. -To co? Nie wyczarujemy przecie niewolników... -Głupiś, Mołotow, ale pokorny. Doceniam- prychnął Brock i wskazał na sporą grupkę Szkieletowych, który właśnie pobili się o kluczyki do samochodu należącego do, nieżyjącego już, Abdula Hezrona. -Ej, ułomy! Pojazdy moje są, zrozumiano?- zapytał w ich stronę Crossbones tylko po to, by po chwili mieć już w ręku kluczyki. Schował je do kieszeni i odwrócił się do Mołotowa. -Widzisz ich? Są wierni, tak jak powinni- nabrał powietrza w podrażnione spalinami i suchotą płuca. -Powinniśmy zwerbować trochę nowych, żeby odwalali czarną robotę. Wiesz, "fala" i te sprawy. Pokopali by rowy, wy byście im zrobili odpowiednie pranie mózgu i po paru tygodniach byliby jednymi z nas. Co ty na to, Mołotow?- przekrzywił głowę okutą w maskę. -Jak na lato, szefie. Nowicjuszy skopać zawsze dobra rzecz- zarechotał. -Gdzie ich zgarniemy? Nie chcesz chyba zadawać się z mudżahedinami? -Wspominałem, że jesteś głupi?- westchnął Brock. -Pojedziemy do Kabulu, na pewno tłoczy się tam cała masa młodej krwi. Przy odrobinie szczęścia, nawet nie ciapatej- wyraził swoją pogardę dla rodowitych mieszkańców tych rejonów. -Szefie, zobaczą cię!- ostrzegł go wielce przebiegły Mołotow z realnym przejęciem w głosie. -Mogę się ubrać po cywilnemu, pojedziemy samochodem- na moment wyjął z kieszeni kluczyki i pomachał nimi przed twarzą rozmówcy. -A maskę chyba zdejmę- nerwowo przełknął ślinę, gdy w jego duszy obudził się kompleks związany z powypadkową szpetotą facjaty. -Dam ci swoją, szefie! Ciebie to i bez maski by poznali, taki jesteś kozak!- tłustowłosy już zabrał się za zdejmowanie Szkieletowego okrycia twarzy. Cross jednak wstrzymał go ręką. -Wezmę od któregoś z was, który nie ma czaszkowego motywu. I nałożę kaptur, tak dla bezpieczeństwa- zapewnił podkomendnego. -Załatw benzynę. Powiedz reszcie, że idziesz ze mną ty, Bochen, Wichura i Polio...- z pamięci wymienił imiona swoich zaufanych ludzi (czyli w gruncie rzeczy tych nie obdarzonych krytycznymi wadami psychiki). -A jak wrócimy? Auto ma tylko cztery miejsca i pakę- wtrącił się Mołotow, a w odpowiedzi Crossbones zdzielił go w brzuch. Posłusznie zgiął się i wrócił do rozmowy, jakby wstąpiły w niego nowe siły. -Nie skończyłem. Ukradniemy jakieś terenówki. Przy okazji złomu będziemy mieli na zapas... a co do poprzednich rozkazów, to dodaj, że twierdzy pilnuje Karabach. Ma zaopiekować się kośćmi i upewnić się, że wszystko ograbili. Ruszamy jutro pod wieczór- zakończył tyradę i klepnięciem posłał Mołotowa, by ten zebrał brygadę. Brock zaś schował twarz w dłoniach. Będzie musiał ją zdjąć i zadowolić się jakimś brudnym wypierdem niedouczonego kowala. Cóż, czego się nie robi dla idei?
z/t Crossbones (następny post przypuszczalnie już w Kabulu) |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Pon Cze 27, 2016 12:45 pm | |
| Gdy trzy samochody niosące rekrutów do Szkieletowej Załogi wjechały na teren Twierdzy, prezentowała się ona znacznie lepiej, niż Crossbones mógłby się spodziewać. Transportery opancerzone zostały przestawione wgłąb lokacji, zaś wejście teraz blokowała barykada stworzona z mebli, złomu, oraz tego typu śmieci. Ostre, przerdzewiałe szpice stanowiły wcale niegłupie zabezpieczenie przed intruzami, o ile tylko nie byli oni wyposażeni w jakieś pojazdy czy opancerzenie umożliwiające przejście przez takie zasieki bez szwanku. Załoganci dokładnie przeczesali domy, a licznie znalezione tam skrawki płótna zaadaptowali jako flagi, z których każda nosiła symbol czaszki i piszczeli. Porozwieszali je po całej wiosce tak, by nikt już nie miał wątpliwości, do kogo należy. Nawet jeden ze zwabionych swądem wysuszonych zwłok sępów przez przypadek zawinął się w sztandar i przedziurawił go dziobem. Aktualnie kołował nad wioską, obleczony w proporzec na wzór prymitywnego ubranka. Karabach, armeński weteran, któremu Brock oddał tymczasowy zarząd nad Kusay'em, sprawił się na medal. Jedną z większych chat przerobiono na kantynę, do której Szkieletowi powoli nanosili zgromadzone i zagrabione zasoby żywności. Inna zaś została pozbawiona dachu, zaś wyposażenie pozwalało wnioskować, że był to warsztat kowala (znajdowały się tam piece). Aktualnie dwóch ciołków grzebało przy piecach, by pozwoliły one przetapiać złom, jednak szło im przeciętnie. Cóż, byli przecież żołnierzami, nie rzemieślnikami. Na innym, mniejszym z domków nieco na uboczu, widniał "niezwykle zabawny" napis, wykonany białym sprayem Crossbones'a (swoją drogą tym samym, którym herszt odnawiał symbole na swoim opancerzeniu). Głosił on "BURDEL KARABACHA huehuehuehuuehue", co nie było już prawdą - Twierdza wydawała się wstępnie uporządkowana. Sam tymczasowy wódz był pierwszą osobą, która powitała nowych przybyszy. Mężczyzna był niezwykle chudym, szpakowatym żołnierzem o kilku brzydkich bliznach i chłodnym spojrzeniu. Ewidentnie wykazywał kaukaski typ urody, tak znamienny dla jego narodu. Na piersi wisiał mu srebrny krzyżyk. -Witaj, Brock!- zawołał, gdy przywódca bandy wysiadał z samochodu. -Jak ci poszło?- dopytał, obejmując rosłego złoczyńcę. Tuż za nimi zaczął rozlewać się tłumek nowicjuszy, powoli ogarniających obóz. Był między nimi także najnowszy, ubrany w zielony płaszcz nabytek, który badał je okrutnie wręcz obojętnym wzrokiem. -Nie jest źle. Dwunastu szeregowców, oraz jeden...- nachylił się do ucha współpracownika. -Chyba mutant. Poza tym inny koleś łapie dla mnie członka Hydry na przesłuchanie- westchnął. -Gutermanna?- Karabach przekrzywił głowę. -Właśnie tak. -Mówiłem ci, że to stary pijaczyna, który tylko pilnuje kluczy prawdziwym bossom...- odpowiedział z niesmakiem weteran, zaś za jego plecami rozległ się głuchy trzask. To sęp obwieszony flagą Szkieletowych uderzył z impetem o ścianę jednego z domów. Zebrał się dookoła niego pewien tłumek, jednakże zwierze wstało i przepędziło zbrodniarzy. -Właśnie dlatego go potrzebuję. Zrajdujemy sobie magazyn nazioli, jak za starych, dobrych czasów- zaśmiał się Brock, a potem nieco odszedł od towarzysza. -Ale to, jak już go dostaniemy. Na razie wprowadź nowych. Niech pokopią trochę rowów, żeby zasłużyć na dostęp do zbrojowni. A potem mogą brać co chcą, jak starzy- zakomenderował Crossbones, już zupełnie odwracając się od rozmówcy. Przeszedł kilka kroków, ale potem zawrócił. -Jeszcze coś. Tego w zielonym kubraku nie męcz, wezmę go ze sobą- po tych słowach przeszedł do grupki rekrutów, nie za bardzo wiedzącej, czym się zająć. -Pójdziecie do tamtego kolesia, to mój porucznik. Zleci wam jakieś proste roboty na start, ale są też plusy. Dostaniecie dostęp do naszej broni, a trochę tego jest- nakazał i dosłownie wepchnął drużynę pod komendę Karabacha. Dostał się także do Mołotowa, któremu dał zadanie rozebrania świeżo nabytych samochodów osobowych i włączenia ich części do zapasów. Tłustowłosy mechanik pomógł mu także przebrać się w naturalny strój. W Rumlowa momentalnie wstąpiły po tym nowe siły. Później odszukał swojego upatrzonego dziwaka i odchrząknął kilka razy, zanim zaczął do niego mówić. Podniósł rękę w przyjaznym geście, by przekazać, że to nadal on, mimo zmiany maski i ogólnego stroju. -Jesteś mutantem, prawda?- rozpoczął z grubej rury, dopiero potem dorzucając jakiekolwiek wyjaśnienia. -Kiedyś byłem w Hydrze, walczyłem z wieloma. Macie coś specyficznego w aparycji- dorzucił, wysnuwając z kieszeni papierosa
// Ale ci nawaliłem materiału na odpowiedzi. Oby ci weny starczyło ;-) |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Wto Cze 28, 2016 6:21 pm | |
| Evo nie miał pojęcia gdzie go zabierano. Nie cieszyło go to specjalnie. Próbował spamiętać charakterystyczne miejsca, by wiedział jak wrócić do cywilizacji. Robił to w przerwach od patrzenia na nieco zardzewiałe drzwi samochodu, których się trzymał. Wyglądały jakby mogły odpaść w każdym momencie, co byłoby całkiem niefortunne patrząc na to, że większość jego ciała opiera się na nich. Jego uwaga szybko została skradziona przez barykadę stworzoną z przedmiotów, o które zwyklem ożna się potknąć przechadzając się po jakiejś wiosce. Dopatrzył się tam nawet jakiejś szafy, otulonej plastikowymi butelkami i falowaną blachą. Było to dość prymitywne, choć było widać, że były układane najdokładniej jak się dało. W najbliższym krajobrazie trudno było także nie zauważyć poszarpanych pościeli, ubrań i innych przedmiotów z materiału, które były używane jako flagi. Motyw czaszki ze skrzyżowanymi kośćmi za nią przypominał mu te znajdywane na statkach pirackich, no i o jego nowym sze...współpracowniku. Crossbones...z całą pewnością bierze swój pseudonim na serio. Wysoko w górze zauważył sępa. Jakoś nigdy nie miał okazji zobaczyć żadnego. Sporo o nich czytał, ale nic nie równa się ze spoglądaniem stworzeniu prosto w oczy. Zmienił swoje struny głosowe, by być w stanie wydać odgłosy godowe sępów. Okazało, że się udało i stworzenie podleciało do niego. Teraz trzymał się podniszczonych drzwi tylko jedną ręką, drugą trzymał wyprostowaną, by jego zwierzaczek mógł sobie na niej usiąść. Zbir który się temu przyglądał wyglądał na bardzo zdziwionego z nutką strachu. Evo odpowiedział tylko uśmieszkiem.
Kiedy znaleźli się na miejscu, ostrożnie opuścił pojazd, aby jego pupil nie czuł dyskomfortu. Widok był całkiem niezły. Kiedy ich szef wydawał im rozkazy, Frey przyglądał się każdemu z okolicznych budynków. Wolną ręką głaszczył swoją brodę. Zdecydowanie nie byli byle jakimi bandziorami. Wydawali się być nieźle przygotowani. Może zostanie tutaj przez dłuższą chwilę nie będzie głupim pomysłem. Mógłby nieźle zarobić, zdobyć nowe doświadczenia, kontakty i o dziwo odpoczynek od zmieniania pracodawcy codziennie. Z jego transu wytrącił go Brock, który zwrócił się do niego po zajęciu się swoimi ludźmi. Na jego słowa początkowo zareagował uśmiechem. Był strasznie bezpośredni, choć także szczery. Westchnął po czym zgiął rękę by mieć pierzaste stworzenie przed twarzą. Zaczął je głaskać z zadowoleniem na twarzy. -Mutant... Tak nazywa się osoby z genem X, racja?- zaczął pogodnym tonem- Nie lubię myśleć, że jestem jednym z nich. Mutanci są następnym krokiem w ewolucji człowieka, a ja, cóż, nieskromnie uważam, że jestem o parę kroków do przodu w ewolucji człowieka. Wolę się nazywać super mutantem
Machnął ręką, by dać sępowi znać, że ma odlecieć. Spojrzał w otwory w masce Brocka i uśmiechnął się. Nie był to cwaniacki uśmieszek, nie był też zgryźliwy, był to po prostu uśmiech buisnessmana. - Zgaduję, że chcesz zobaczyć moje CV?- powiedział po chwili. Schylił się delikatnie by wyciągnąć łuk i jedną strzałę z kołczana. Zauważył, że to może wywołać niepokój, więc złapał nabój kciukiem i z otwartą ręką skierowaną w stronę rozmówcy zadeklarował -Spokojnie, nikogo nie skrzywdzę. Widzisz tego skorpiona?- wskazał na czarne i całkiem niewielkie stworzenie oddalone od nich o całkiem rozsądną odległość. Napiął swój łuk. Wstrzymał na chwilę oddech, mrużąc lekko oczy. Kalkulował poprawkę na wiatr patrząc na ruchy swoich włosów i brody. Jego dobre imię wisiało na tym strzale. Cała procedura nie trwała tak długo ze względu na jego wprawę. Puścił dwa palce trzymające strzałę. Wbiła się w sam środek skorpiona, jedyną część ciała na tyle szeroką by mogła go przyszpilić do ziemi. Jeszcze przez chwilę panicznie ruszał szczypcami i ogonem, ale stracił już zbyt wiele krwi. Evo machnął wolną ręką do Crossa, by dać mu do zrozumienia, że chce by podeszli bliżej. Podniósł strzałę wraz z nadzianym na niej skorpionem. Wyglądało jak kiełbaska na patyku, którą piekłoby się nad ogniskiem, tylko było to nieco bardziej obrzydliwe. -Więc kiedy zaczynam?- powiedział głosem pewnym pewności siebie. Poklepał się mentalnie po plecach za ten czyn. |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Wto Cze 28, 2016 7:19 pm | |
| Brock spojrzał w oczy najpierw Evo, a potem siedzącemu na jego ramieniu sępowi. Skarcił się w myślach, dostrzegając, iż nie zauważył wcześniej tego, całkiem sporego ptaka, którego najwyraźniej udało się nowemu rekrutowi w bardzo szybkim tempie oswoić. Szybko jednak przemieścił swoją uwagę ze zwierzęcia na treść, jaką niosły ze sobą słowa towarzysza. -Super mutant, powiadasz?- powiedział, wciskając podpalonego już papierosa do dziurki w masce. -Twoje określenie brzmi jak nazwa jednostki, którą każdy zbrodniarz chciałby mieć w swojej drużynie- prychnął. Zwykły mutant brzmiał przecież dość przeciętnie. Mógł się odnosić zarówno do kogoś tak potężnego jak członkowie X-men, jak i do ludzi zwyczajnie pokrzywdzonych genetycznie, na przykład poprzez posiadanie dzioba z tyłu głowy. Sęp odleciał, zaś nowicjusz uśmiechnął się, widząc papierosa w ustach herszta. Był to bardzo dymiący, ruski skręt, którego ciężko było nie zauważyć. -Palisz?- zapytał zawczasu. Jeśli odpowiedź brzmiałaby "tak", nie zawahałby się poczęstować. Potwierdzająco kiwnął głową na wieść o "CV", a potem spokojnie obserwował działania łucznika. Gdy ten podniósł strzałę z nabitym skorpionem, Crossbones aż wypuścił papierosa z ust. Szybko się jednak po niego schylił. W Afganistanie naprawdę ciężko o tytoń. -Niezły jesteś- skwitował. -Wiedziałem, że z łukiem można robić cuda, ale to, co odwaliłeś, to przechodzi ludzkie pojęcie- dodał, krzyżując ręce na piersi. Był naprawdę pod wrażeniem wyczynu Evo i już miał wydać z siebie kolejne słowa uznania, gdy za plecami usłyszał furkot silnika. Szybko podbiegł do barykady i ujrzał na horyzoncie (ku własnemu, przyjemnemu zaskoczeniu) zdezelowany samochód, którym według planu mieli wracać jego podkomendni, gdy Prorok już porwie wybranego członka Hydry. Ponownie odwrócił się do rudego. -Zaczniesz już zaraz- powiedział. -Pomożesz mi w przesłuchaniu neonazisty. Chcemy się od niego dowiedzieć, gdzie znajduje się lokalna baza, albo magazyn Hydry. Koleś jest stary i rozpity. Nie powinien być problemem- po tych słowach, wyryczał parę słów w kierunku swoich podwładnych, by wpuścili auto na teren obozu. Podszedł do niego i otworzył drzwi tak mocnym pociągnięciem, że prawie odpadły. Wypuścił z niego Wichurę i Bochna, którzy trzymali przy sobie nikogo innego, jak związanego i zakneblowanego Richarda Gutmanna - cel całej kabały. -Dobra robota- pochwalił ich Brock. -Gdzie Prorok? -Siedzi w Kabulu szefie- odpowiedziała żołnierka. -I będzie tam siedział, aż nie dostarczysz mu nagrody- zaśmiała się, kończąc zdanie. -To trochę sobie poczeka... pogadajcie z Karabachem i przygotujcie w którymś domku salę przesłuchań, przenieście tam naszego pacjenta, a potem mnie zawołajcie. Właśnie gadałem z jednym, nadzwyczajnym rekrutem- dodał i pozwolił wojakom robić swoje. Przez moment patrzył, jak świeży narybek kończy kopanie rowów na terenie przed barykadami, potem jednak przypomniał sobie, że ma niedokończoną rozmowę. Wrócił więc do super mutanta. -Za parę minut będą gotowi. Mam jednak podejrzenie, że jakiej lokacji by nam nie podrzucił, będziemy mieli na jej zrajdowanie nieco za mało zasobów- zapowiedział dość zgryźliwym tonem, jednak prędko się rozpogodził. -Dlatego już myślę nad twoją następną misją. Co byś powiedział na zadanie wymagające podstępu i celności, w terenie miejskim?- dorzucił uśmiechając się od ucha do ucha, całkowicie świadom, jak bardzo jego wypowiedź nie trzyma się kupy. Nie było to jednak zbyt ważne. Liczyła się treść. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Wto Cze 28, 2016 8:49 pm | |
| -Nie, nie palę- odpowiedział krótko na pytanie mężczyzny w masce. [...] Evo cieszył się z tego, że zaprezentował się z najlepszej strony. Powinno mu to pomóc w pnięciu się w szeregach tej organizacji, które zapewne istnieją. Nie mógł jednak pozwolić sobie by woda sodowa uderzyła mu do głowy. Schował z powrotem swój łuk na plecy. Może im nie ufał, ale ze słów Crossa wydedukował, że raczej nie mają na razie interesu w pozbywaniu się go. Kiedy tylko jego pracodawca odbiegł w stronę barykady, mężczyzna ruszył za nim, by mieć dobre rozeznanie w sytuacji. Wyglądało to na jakiś samochód. Jego zawartość musiała być ważna. Evo przetarł brodę, próbując odgadnąć co może się kryć w tym aucie. Jego ciekawość zaspokoił Brock. "Neonazista"? Nie spodziewał się kogoś takiego na terenie Afganistanu. Tym razem Frey odpowiedział tylko kiwnięciem głową. Kiedy samochód stanął, mężczyzna usiadł na piasku bezpieczną odległość od niego. Związali go, zakneblowali i Bóg wie co jeszcze z nim robili po drodze. Lepszym pytaniem byłoby co teraz z nim zrobią. Głosy osób rozmawiających nieopodal niego zamieniły się w zwykły szum. Patrzył członkowi hydry w oczy. On odwzajemniał te spojrzenie. Jego oczy były pełne strachu. Pomimo jego okrutnych czynów to wciąż była osoba. Pytanie czy to była osoba zasługująca na życie. Naziol zniknął za rogiem, kiedy to ludzie Crossbonesa go odnosili. Zerknął na mężczyznę zajmującego się tą bandą. -Oczywiście, że się go podejmę. Chyba nie wątpisz w moją celność?- powiedział patrząc na sępa siedzącego na pobliskim dachu. Wciąż nie pozbył się flagi. -Zgaduję, że ma to jakiś związek z tym całym "nieco za mało zasobów"? |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Wto Cze 28, 2016 10:56 pm | |
| Był bardzo zadowolony z pojętności, jaką wykazywał Evo. To właśnie ona, w połączeniu z inicjatywą, czyniła dobrych podkomendnych dobrymi. -W punkt, dokładnie z tym wiąże się twoja misja- powiedział szczerze Crossbones, a potem spojrzał przez ramię. Zgodnie z oczekiwaniami, ujrzał tam Wichurę i Karabacha, zmierzających, by powiadomić go o nowo przygotowanym "pomieszczeniu do przesłuchań". W tutejszych warunkach po prostu nie miało to prawa zająć dłużej niż dwie sekundy - jedynym wyposażeniem, jakiego potrzebowali, był stół i parę mocnych lin. -Ale o tym rozmówimy się dopiero, jak skończymy przesłuchanie, huh?- dopytał, jednak wcale nie liczył na żadną odpowiedź. Odwrócił się do podwładnych, zanim zdążyli cokolwiek zaraportować. -Wiem. Znajdźcie jeszcze suchą szmatę i butelkę z wodą. Mam pomysł, jak wyciągnąć z niego informacje- dał do zrozumienia swoim ludziom, że ma zamiar zastosować waterboarding, którego to wykonywania uczono go już wielokrotnie i miał w nim sporą wprawę. Zdaniem Brocka, powinno to znacznie przyspieszyć i ułatwić proces uzyskiwania danych od jednego z członków Hydry - grupy, która należała do tych obdarzonych największym uporem. Ah! Byłby zapomniał o wybijaniu zębów. Richard nie był w stanie rozgryźć kapsułki z cyjankiem, gdyż był zakneblowany. Mógłby jednak to zrobić w momencie, w którym miałby odpowiadać na pytania, co budziło słuszne obawy Crossbones'a. Należało więc w takim wypadku szybko pozbyć się zagrożenia. -Dobra, młody- dorzucił w stronę Evo. -Możemy się zbierać- po tych słowach przeszedł pierwsze kroki w kierunku miejsca, w którym miały odbywać się tortury. Gdy super mutant do niego dołączył, w kilka minut pokonali trasę do odpowiedniej chatki. Była ona w środku ciemna i wilgotna, oświetlana jedynie prymitywną żarówką zwisającą na kablu, być może zamontowaną już przez Szkieletową Załogę. Na długim, drewnianym stole leżał przywiązany Richard Gutmann. Nieco się szamotał, ale ewidentnie bez nadziei na uwolnienie. Sam musiał zrozumieć, że to już bez sensu. Crossbones podszedł do niego i szybkim ruchem chwycił za tył głowy. Zsunął ją nieco ze stołu, tak, by zwisała pod niedużym kontem. Potem odwiązał knebel. -HAIL HYDR...!- chciał krzyknąć mężczyzna, jednak nie zdążył, gdyż Brock wepchnął mu dłoń do ust. Zęby strzyknęły, jednakże herszt nawet się nie skrzywił. Był przyzwyczajony do bólu, a sponiewierany jeniec nie gryzł zbyt mocno, prawdopodobnie przez brak sił. Przez moment grzebał w jamie ustnej, szukając swojego celu. Zgodnie z oczekiwaniami, gdzieś miejscu "zęba mądrości" neonazista ukrytą miał kapsułkę z cyjankiem, ukrytą jak sztuczny ząb. Złapał ją w dwa palce i bez wahania wyrwał. Usłyszał jęk więźnia, najpewniej nie spowodowany bólem, a tym, że nie miał już żadnej drogi ucieczki. Crossbones przedelegował utrzymywanie głowy Richarda do drugiej, wolnej ręki, a tą z kapsułką pokazał Evo. -Cyjanek- wypowiedział iście nauczycielskim tonem, miętosząc w ustach papierosa. -Wszyscy znaczący coś w Hydrze mają takie w gębach. A ten tutaj, jak dobrze wiemy- po wypowiedzeniu tych słów, wesoło zdzielił przetrzymywanego w pysk. -To prawdziwy Baron!- zarechotał szyderczo i jeszcze na moment zasłonił usta obitemu. Chwilę później w drzwiach pojawił się jakiś szeregowy Szkieletowy, niosący suchy skrawek materiału i plastikową butelkę, wypełnioną mętną wodą z lokalnej studni. -Szefie...?- zaczął. -Połóż w kącie, dobra robota- odpowiedział mechanicznie Crossbones. Później odesłał podwładnego i przywrócił kontakt wzrokowy z Evo. -Uważaj, teraz będzie dobry moment- zapowiedział mu, jakby właśnie oboje oglądali jakąś niesamowicie zabawną komedię. Cofnął rękę zasłaniającą usta i zaczął mówić. -Powiedz proszę, Richardzie, gdzie znajduje się Afgański magazyn Hydry? -W Afganistanie nie mamy żadnych magazynów- odpowiedział podstarzały blondyn tak, jakby uczył się tej formuły przez całe życie. -Widzisz? To taka gra- powiedział w stronę Evo, a potem powrócił wzrokiem na ofiarę. -Ilu waszych ludzi go pilnuje?- zapytał, zupełnie nie bacząc na poprzednią odpowiedź. Na poparcie swoich słów chwycił w rękę swój niedopalony papieros i skierował go nieco nad twarz Richarda. Strzepnął popiół. -Dwustu. Mamy masę broni, to bardzo strzeżony punkt. Nigdy go nie dostaniecie, podlu...- miał powiedzieć, jednak szybko wierzgnął całym ciałem w spazmie bólu. Crossbones bowiem zgasił swojego papierosa w jego oku, w momencie, w którym najmniej się tego spodziewał. Jeniec długo bluźnił i krzyczał, a czasem robił jedno i drugie, zaś Brock wydawał się tym nadzwyczajnie rozbawiony. -Widzisz? Nie da się go zmusić do mówienie prawdy bez robienia krzywdy- ponownie zwrócił się do Evo. Potem delikatnie zakręcił ramionami, jakby przeciągając się po solidnej, popołudniowej drzemce. -A chciałem być miły...- powiedział i w po chwili znalazł się w kącie. Podniósł szmatkę i butlę, a potem powrócił do centrum pomieszczenia. -Przyjacielu- zwrócił się oczywiście do nowego członka swojej Załogi. -Prosiłbym cię, żebyś przytrzymał głowę naszego wspólnego znajomego tak, jak robiłem to przed chwilą. Dobrze?- nakazał przesłodzonym tonem, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Podczas szkoleń w Hydrze podobnie wyrażał się instruktor, którego wszyscy nienawidzili. Pozornie wyglądał bardzo przyjaźnie, ale w głębi duszy był ludzkim śmieciem, jak wszyscy inni członkowie tej zaplutej organizacji... Crossbones nieco zapędził się w przemyśleniach. Postanowił więc wrócić do niezwykle przyjemnego procesu wyciągania wiedzy. Gdy Evo już trzymał Richarda w odpowiedniej pozycji, Brock nałożył mu na twarz materiał. Potem zaczął powoli lać wodę, tak by przeciekała ona do ust i nosa. Waterboarding polegał przecież na tym, że przesłuchiwany miał poczucie topienia się, mimo braku realnego zagrożenia. Gwarantowała go odpowiednia pozycja głowy, o którą zadbał dobrze poinstruowany Evo. Po paru sekundach więzień zaczął wić się jak piskorz, rzucając całym ciałem. Sznury zaskrzypiały, jednakże ani trochę nie poluzowały uścisku. Rumlow przeczekał jeszcze moment, po czym podniósł rękę, zaskarbiając sobie uwagę towarzysza. -Ok, puść go- rozkazał, a potem odsunął szmatę od głowy Richarda. Ten począł wypluwać i wypuszczać nosem wodę, krztusząc się przy tym niemiłosiernie. "Zły glina" dał mu chwilę, a potem złapał za głowę. Nie tak, jak robił to wcześniej on, czy Evo. Znacznie mocniej. -To teraz mów. Gdzie jest wasza baza i ilu ludzi jej pilnuje. Już- powiedział swoim niskim, ochrypłym głosem. Tym samym, którym zwykł karcić podkomendnych, co na szczęście zdarzało się niezwykle rzadko. Był to bowiem głos dość przerażający. -Khue, khhh...- pierwsza próba powiedzenia czegokolwiek nie wyszła członkowi Hydry zbyt dobrze. -Wnętrze góry Ochrat, czterdziestu ludzi- grzecznie odpowiedział, gdy już odzyskał umiejętność cywilizowanego składania wypowiedzi. -Góry Ochrat? To dwie prowincje stąd- stwierdził Brock, raczej dla samego siebie. -Jeszcze głębsze zadupie niż to, na którym teraz jesteśmy. A myślałem, że się nie da- skwitował, wzruszając ramionami. Ale nie mógł przyjąć tej odpowiedzi bez potwierdzenia, toteż przygotowywał się już mentalnie na fazę drugą. Wpierw jednak zadał jeszcze jedno pytanie. -Przepustka wejściowa?- zapytał prosto i zwięźle. -Tylna kieszeń moich spodni- odpowiedział przesłuchiwany równie lakonicznie. Jego ton wyrażał więcej niż tysiąc określeń na to, jak bardzo chciałby tu nie być. Crossbones sięgnął między Richarda a powierzchnię stołu, ze zbrodniczym uśmiechem na ustach macając mężczyznę po tyłku. Dobrał się do jego przepustki, którą wyciągnął z pietyzmem należnym przynajmniej Świętemu Graalowi. Wyglądała ona jak standardowa, sztywna karteczka, z pozoru wyglądająca jak wejściówka do baru dla współpracowników misji pokojowej ONZ. Brock, przeszkolony w sposobach kamuflażowych Hydry, spojrzał na nią pod światło i wszystko się wyjaśniło. Na powierzchni ujawniły się czarne kropki, których ułożenie było niczym innym, jak kodem możliwym do odczytania przez drzwi w jednej z wielu baz rozrzuconych po świecie. -Dobra robota. Teraz mówiłeś prawdę, więc podtopimy cię o raz mniej- oznajmił jeńcowi, a potem przystąpił do upewniania się, że pozostałe informacje są prawdziwe. Razem z Evo podtapiał Richarda jeszcze dwa razy, aż ten zemdlał, najprawdopodobniej ze stresu. Wtedy też herszt zadecydował, że pora go zostawić. -Ehe, chyba zgarneliśmy wszystko, co chciałem wiedzieć. I mam przepustkę- powiedział, wychodząc z pomieszczenia wraz ze swoim przybocznym super mutantem. Przywołał do siebie Karabacha, który akurat przechodził niedaleko. Zlecił Ormianinowi zorganizowanie jeszcze jednej chatki, która posłuży za celę. Kto wie, kiedy jeszcze informacje od Richarda mogą się przydać? A złamany do cna torturami, mógł się jeszcze przydać w nieco bardziej przyziemnych sprawach, jak na przykład testowanie materiałów wybuchowych! -Co byś powiedział, na uczczenie tego wieczoru w naszej nowej kantynie?- zapytał swojego zmutowanego podkomendnego, wskazując jednym z masywnych ramion w stronę podłużnej chaty, od której dało się słyszeć muzykę. Gromadzili się dookoła niej zarówno starzy, Szkieletowi wyjadacze, jak i młodziki z łopatami na ramionach. Był tam na przykład wysoki chudzielec z kuszą, bliźniacy, oraz Żyd i jego dziewczyna. Crossbones miał wątpliwości, czy ci ostatni przeżyją chociaż tydzień w towarzystwie jego Załogi, ale stwierdził cicho, że to temat na inną pogadankę. -Ah, możemy tam też obgadać twoją misję. Wiesz, w weselszym klimacie!- podrapał się po głowie. Starał się być dla obdarzonego nadludzkimi zdolnościami pomocnika jak najmilszy. Z doświadczenia przecież wiedział, że nie warto robić sobie pośród takich jednostek wrogów. Miał jednocześnie ogromną nadzieję, że nie podkopie to jego autorytetu jako wodza. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Sro Cze 29, 2016 12:19 pm | |
| Skontrolowane oraz zatwierdzone, kontynuować. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Sro Lip 06, 2016 8:59 am | |
| Jego konkluzja okazała się poprawna. Tylko jakim cudem on sam mógłby wzmocnić tą niewielką grupkę najemników w pojedynkę. Brzmiało na bardzo ważną misję, jeżeli nie na misję samobójczą. Evo miał wiele pytań, które musiał odłożyć na później, ze względu na obecny problem. Kiwnął tylko porozumiewawczo w stronę Crossbonesa. Kiedy usłyszał go proszącego o wodę i szmatkę miał złe przeczucia. Najwyraźniej chciał zastosować tortury, sposób wydobywania informacji, który nieszczególnie podobał się Evo. Osobiście wolałby go złamać na tyle, by sam chciał wszystko powiedzieć, ale chyba powinien uszanować tradycje "gospodarza". Para jego ludzi odbiegła, by grzecznie wykonać rozkaz ich pana. Nie ma co, ma ich lojalność. -Młody?- Mruknął Evo pod nosem gdy zorientował się, że właśnie w ten sposób się do niego zwrócił. Dawno nie patrzył w lustro, ale ostatnio jak sprawdzał nie miał zbyt młodzieńczej twarzyczki. Natychmiastowo zapomniał nawet o tym, to strasznie nieprofesjonalne by przejmować się jak Cię nazywają. To jak Cię nazywają to tylko słowo, zapewne miliony innych ludzi nazywa się tak samo, więc po co to traktować jako swoją własność, której trzeba bronić. Ruszył za mężczyzną.
Można łatwo zauważyć, że strefa przesłuchiwań była w nieco mniej zagospodarowanej części wioski. Flagi pojawiały się coraz rzadziej, budynki były w o wiele gorszym stanie, nie wyglądało też na to, że ktoś z jego załogi w nich przebywał i był też całkiem pewien, że poczuł gdzieś po drodze rozkładające się zwłoki. Cóż, garstce osób musi być ciężko zagospodarować teren przeznaczony dla setek. Gdy znalazł się pod odpowiednim budynkiem, przyznał im, że mają poczucie humoru. Wybrali chyba najbardziej zapuszczoną ruderę w tej wiosce. Przy wejściu poczuł jak kropla... miejmy nadzieję wody skapnęła na jego rude włosy. Zauważył też całkiem rozrośniętego grzyba na suficie, tuż nad "pacjentem". Miał niezły widok. Evo dla przyjemności wyliczył sobie, że dałby radę uciec z takiej sytuacji. Nie zauważył nawet co robi Brock, do momentu w którym usłyszał krzyk neonazisty. Podszedł bliżej, by lepiej przyjrzeć się sytuacji. Podniósł jedną brew gdy zauważył, że grzebie mu palcami w ustach. Jego gospodarz szybko pokazał mu kapsułkę z cyjankiem, zapewne w gwoli poinformowania go czemu to robił. Iście tchórzowska taktyka. Wybrać łatwe wyjście zamiast walczyć do końca. Dowiedział się też, że ich gość zajmował całkiem wysoką pozycję w swojej organizacji. Ciekawe co robił akurat tutaj...albo jaką miał obstawę. Jeżeli jest choć w połowie tak dobra jak Evo ją sobie wyobrażał, ten cały Prorok musi być niezły. Do pomieszczenia wszedł ktoś z załogi. Odwrócił na chwilę uwagę Crossbonesa od Evo, ale ta szybko wróciła. Kiedy usłyszał o "dobrym momencie", nastawił uszu i patrzył się na blondyna. Okazało się, że tym całym "najlepszym momentem" był neonazista zaprzeczający istnieniu Afgańskich magazynów. Chociaż sposób w jaki to mówił był dziwny, jak dziecko z podstawówki recytujące wierszyk. Sztucznie i bez chwili namysłu. "Pracodawca" Freya zachęcił swojego więźnia do mówienia za pomocą odrobiny gorącego popiołu. Od razu dał jasną odpowiedź. Wyglądało też na to, że w Afganistanie mają jeden magazyn, skoro podał tylko jedną liczbę strażników i zwracał się do niego w liczbie pojedynczej. Na słowa Brocka o tym, że przemoc jest potrzebna do przesłuchania, machnął tylko głową. Nie miał jakoś ochoty się kłócić o etyce przesłuchań, o tym, że można to zrobić lepiej i takich sprawach. Jego jeniec, niech on decyduje co z nim zrobi.
Cross poszedł po butelkę wody i szmatkę. Więc teraz nadeszła pora na główny punkt programu. Rudy miał dostąpić zaszczytu trzymania mężczyzny podczas tej procedury. Bez słowa podszedł do przesłuchiwanego. Złapał go za głowę, mimikując Brocka jak najlepiej jak potrafił. -W ten sposób?- zapytał dla pewności. Odwrócił głowę. Patrzenie jak jakiś koleś się krztusi nie jest jedną z tych rzeczy na które chce mu się patrzeć. Mógłby, ale wolałby nie. Puścił go kiedy mu kazano. Zrobił krok do tyłu, gdy mężczyzna w masce go złapał. Blondyn wyglądał strasznie żałośnie w tym momencie. Grzecznie podał lokację i, zapewne tym razem prawdziwą liczbę personelu. Udało się im zgarnąć przepustkę. Westchnął tylko, gdy znowu miał go tak trzymać. Tym razem był to nieco bardziej komfortowe dla niego, ale chyba nigdy się nie przyzwyczai do tego, że część wody spływała na jego rękę. Nie zorientował się nawet kiedy zemdlał. Cross zaproponował odejście stąd. Ofertę, z której Evo skorzystał przy pierwszej okazji. Wytarł mokrą rękę o pelerynę, coś czuł, że tutaj kultura osobista nie była taka ważna. -Cóż, to zależy jak mocne trunki tam macie- powiedział żartobliwie. Podtapianie innych zbliża ludzi do siebie. Przez tą całą sprawę zapomniał o tym, że miał mieć jakąś misję. -Oczywiście. Im szybciej przestanę być darmożercą tym lepiej |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Sro Lip 06, 2016 3:05 pm | |
| Brock przez parę chwil kiwał głową, jakby przywołując w umyśle całe dobrodziejstwo inwentarza, jakim dysponował zajęty przez Szkieletowych Kusay. Znalazł się tam także alkohol. -Ehe, lokalni pędzili daktylówkę. Niezła jest z tego co słyszałem- mruknął, dopiero dostrzegając, że przez całą swoją tułaczkę po Afganistanie ani razu nie spróbował tutejszych trunków. To definitywnie była plama na honorze zbrodniarza! -Darmożerca to duże słowo... korzystasz po prostu z naszej gościnności, przyjacielu!- roześmiał się nieco lżej niż dotychczas, pełen dobrego humoru, który zyskał torturując Richarda. Kto by pomyślał, że jeden człowiek i butelka wody mogą dostarczyć tyle radości? Wraz nowym rekrutem skierowali swe kroki do jednej z większych lepianek, przerobionej na kantynę. Już od wejścia dało się tam poczuć charakterystyczny smród wypoczywających żołnierzy, konserw, oraz nawet przyjemnego, słodkiego zapachu wspomnianej wcześniej nalewki z daktyli. Rozłożony za prowizorycznym, zestawionym ze stołów barze, gruby Szkieletowy o ksywie Bonzo rozdawał racje żywnościowe i zdecydowanie nadmierną ilość alkoholu kolegom z bandy, ich imiona skreślając z listy tak wymiętej, że równie dobrze mogłaby być umieszczona na papierze toaletowym. Większość oddziału rozsiadła się tam, gdzie barman kładł najwięcej butelek, czyli na stołkach i krzesełkach przy samym barze. Kilka mniejszych grupek jednakowoż zdecydowało się na nieco spokojniejsze rejony przy stolikach w końcu sali. W najciemniejszym kącie najciemniejszego kąta siedział żyd i jego dziewczyna. Ta parka zaczynała naprawdę niepokoić Crossbones'a. Nie widzieli świata poza sobą i ewidentnie obnosili się z symbolami religijnymi, co mogło wyjątkowo utrudnić im życie, gdy będą musieli współpracować z muzułmańskimi członkami oddziału. Na razie nie mieli jeszcze dużej mocy sprawczej, ale stopniowo podczas przebywania w Afganistanie powinni dołączać do oddziału coraz to nowi. To źle wróżyło innowiercom w oddziale. Mimo wszystko, Brock dobrze im życzył. Zawsze starał się traktować swoich podkomendnych jak rodzinę, nawet, gdy byli wyjątkowo nieposłusznymi szumowinami. Sam ich werbował, razem z nimi walczył, oraz nigdy nie mógł wybaczyć sobie, gdy któryś z nich zginął. Było to jednak nieuniknione przy ich trybie życia... Razem z Evo zasiedli przy stoliku, na tyle blisko baru, by herszt dał radę zamawiać coś do picia, a na tyle daleko, by nie docierało to tego miejsca zbyt wiele szumu. Krzesło zaskrzypiało pod jego ciężarem, ale po chwili ścichło. Wychylił się w stronę Bonza, który właśnie był zajęty wycieraniem brudnego kufla jeszcze brudniejszą szmatą. -Dwie szklanki daktylówki i oby był dobra!- ryknął w stronę grubasa, który od razu rzucił się do roboty. Crossbones nigdy nie zastanawiał się, jak Bonzo zdołał uchować się w jego oddziale, maszerując po wiele kilometrów dziennie i biorąc udział w każdej walce, jednocześnie utrzymując tak duży brzuch. Być może była to jedna z tych zagadek, które powinny pozostać tajemnicą dla dobra ogółu. -Nawet jak ci nie zasmakuje, przyjacielu, to ja wypiję. Mam ochotę się trochę ogłuszyć po dzisiejszym, pełnym pracy dniu- w rytm tych słów za oknem zaryczała szlifierka kątowa. To prawdopodobnie nikt inny, jak Mołotow ciął blachę odzyskaną ze zdobycznych samochodów. Rozkazy mówiły mu, żeby pozostawił je w stanie możliwym do jazdy, jednak nic nie było pewne. To przecież wariat. -Dobra, teraz uważaj, bo zacznę strategiczny bełkot, objaśniający ci tło misji- przed Brockiem i Evo zostały postawione dwie szklanki, jednak herszt swoją zignorował. -Wiemy już gdzie jest baza Hydry na Afganistan i ilu chłopa ją pilnuje. Gdybyśmy zaatakowali ją teraz, mielibyśmy przewagę liczebną, ale bardzo niewielką, bo tylko trzech osób- celowo pominął Proroka, niepewny, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. -Ponadto, mielibyśmy pewne problemy z dotarciem na Górę Ochrat, gdzie znajduje się ta baza, bo nie znamy szlaków. Oba te problemy rozwiążą się, gdy zyskamy pewnego ważnego... sojusznika- ostatnie słowo wypowiedział nieco ciszej. Już od dawna planował to zagranie, a teraz ledwo ukrywał iście dziecięcą radość, że uda mu się wykonać je tak szybko. -Około dwa dni drogi stąd, na południowy zachód, znajduje się wioska Bawran. Zamieszkuje ją dosyć liczne plemię Pasztunów o niezwykle kreatywnej nazwie Bawrani. Są oni słynni między innymi z tego, że zaopatrywali lokalne organizacje terrorystyczne w broń nawet w czasach, gdy nikt jeszcze nie znał pojęcia terroryzmu. I widzisz, otóż oni, podobnie jak cała reszta Afgańskich Pasztunów, mają swoją tradycję, w którą wchodzi Pasztunwali. Jest to kodeks honorowy- Brock nabrał powietrza, podniósł lekko maskę, po czym napił się nalewki. Była wyjątkowo słodka jak na tak mocny alkohol, w gruncie rzeczy nawet smaczna. -Kodeks honorowy, który nakazuje, między innymi, karać zabójstwo śmiercią. A jeśli zabójca będzie w jakiś sposób nieosiągalny, wtedy śmierć wymierzają jego rodzinie lub towarzystwu z którego się wywodzi. I właśnie na tym kodeksie oparłem mój nikczemny plan- zarechotał jak główny złoczyńca z jakiegoś taniego filmu. -Obładuję cię bronią, albo nawet ładunkami wybuchowymi i dam kilku ludzi pod komendę, wspólnie zrobicie prowokacje. Pod osłoną nocy wedrzecie się do ich miasteczka i wysadzicie jakiś budynek... niech będzie spory dom, albo nawet szpital, jeśli pozwala ci na to twój prywatny kompas moralny. Potem uciekniecie i przyjedziecie do Twierdzy. Pasztuni będą podburzeni, ale nie będą wiedzieli, kto dopuścił się tej zbrodni- otarł usta rękawem, wciąż upiornie uśmiechnięty. Całe szczęście, że nosił maskę, bo mógłby przestraszyć rozmówcę. -Wtedy przyjedziemy do nich z komitetem powitalnym i ogłosimy, że szukamy szajki zbrodniarzy noszących miano "Hydry", którzy aktualnie dla zabawy wysadzają cywili. Oni dodadzą dwa do dwóch, przez co będą chcieli wykończyć wielogłowych równie mocno, jak my. Zaprzyjaźnimy się z wodzem i wyciągniemy od niego info, jak dojechać do Góry Ochrat z ciężkim sprzętem. A potem połączonymi siłami zrobimy...- dopił resztę szklanki jednym haustem, a potem ciężko położył ją na stół. Przekrzywił głowę. -Bum! Co o tym sądzisz? Masz jakieś pytania?- zakończył tyradę, czując dumę z własnej przebiegłości. W tle zaś zaskrzypiało stare radyjko do którego Bonzo wrzucił jeszcze bardziej wymizerowaną płytę AC/DC. Dobra muzyka wprawiła całe pomieszczenie w dobry nastrój. Przez ułamek sekundy wyglądali nawet jak zwykli, zadowoleni z życia ludzie w knajpie. Ale potem powrócili do bycia Szkieletową Załogą. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Sro Lip 06, 2016 7:25 pm | |
| "Daktylówka? O tym jeszcze nie słyszałem" Pomyślał słysząc słowa mężczyzny w masce. Skoro o nim mowa, to nie wydawał się nazbyt spiętym typem. Nawet pomimo tego, że on nie widział braku Evo za złą rzecz, ów czuł się okropnie z tego powodu. Każdy coś robił. Jeden rozkłada samochody, inni idą po niezbędne materiały, czy służą jako barmani. On na razie potrzymał tylko tłuste włosy jakiegoś naziola. Splótł ręce na klatce piersiowej, nie z obojętności, ani z zimna, po prostu źle mu było bez podejmowania żadnej akcji. Był tu niecały dzień, więc jego myślenie nie było poparte rzeczywistymi przyczynami. Jak najszybciej obgadać misję w tej kantynie. Budynek wydawał się najbardziej przyjemnym dla oka, ale przy tym jakimś cudem śmierdział bardziej niż którakolwiek inna chata. Był to jednak inny rodzaj smrodu. Tam była to pleśń i wszystko co zdążyło tam umrzeć. Tutaj była to mieszanka wybuchowa alkocholu, dymu tytoniowego i nie tylko, a także potu. Wejście przypominało portal do innego świata. Zaraz za progiem poczuł podmuch ciepła i wcześniej wspomniany odór. Był to niezły szok dla całego jego ciała. I oni żyli tak na co dzień? Przytrzymał jedną rękę drugą, by powstrzymać się od zatkania nosa. Po jakimś czasie przystosował się do zapachu. W końcu miał okazję przyjrzeć się wystrojowi tego miejsca i klienteli. Jeden z nich nawet złapał go za pelerynę, na co odpowiedział szarpiąc ją ku sobie. Szukaniu tu trzeźwej osoby to jak szukanie igły w stogu siana. Wszystko pasowało do typowego baru w pakiecie z grubym barmanem. Brakowało tylko jakiejś bójki, ale na pewno jakaś kiedyś będzie miała tu miejsce. Zasiadł przy tym samym stoliku co Crossbones. Kiedy odsuwał krzesło poczuł na nim jakąś lepką substancję. Skrzywił się nieco, ale wolał nawet nie myśleć co to może być. Po prostu grzecznie usiadł na miejscu. Oparł się łokciami o stół i podparł brodę rękoma. Wbił wzrok w otwory w masce Brocka. -Jesteś pewien, że picie teraz to dobry pomysł? Jeszcze dzisiaj ukradliśmy te samochody. Co jeżeli mają jakiś system namierzania, albo jak nas ktoś śledził? Wolałbym na tę chwilę uważać- wyraził swoje zdanie, bardziej jako poradę, aniżeli rozkaz. -Więc mamy 43 ludzi? Jeżeli dobrze to rozegramy przewaga liczebna nie będzie aż tak ważna, choć sam nie wiem jak dobrze są przeszkoleni- myślał głośno- Sojusznik mówisz?- przechylił głowę i zaczął gdybać kto to mógł być. Raczej nie miał jeszcze z pięciu baz rozsianych po Afganistanie. Rozwiązaniem okazała się wioska zaopatrzycieli terrorystów. Brzmiało to na razie całkiem ciekawie. Plan wydawał się mieć sporo sensu. Evo wsłuchał się z przyzwyczajenia najlepiej jak umiał. -Nie potrzebuję kilku ludzi. Wystarczy jeden, kierowca. Nie musi być nawet dobry. Resztę zostaw na wypadek, gdyby władze nie rzuciły tych samochodów w niepamięć. Nie wspominając o tym, że im więcej nas tym łatwiej nas zauważyć. Przyda się też samochód i ładunki wybuchowe, tyle ile uznasz za stosowne. Planuję to załatwić w pięć do sześciu dni. Dwa na dojazd, dwa na drogę powrotną i chwilę na rekonesans i samą akcję. Wiadomo coś o ich obronie?- powiedział suchym głosem buisnesmana. Po chwili dodał luźniejszym tonem: -Jutro z rana chciałbym zobaczyć w jakiej formie są twoi ludzie, ewentualnie prowadzić ćwiczenia, jeżeli to nie problem dla Ciebie Myślał przyszłościowo. To kwestia dni nim będą szturmowali bazę praktycznie regularnego wojska. Chce mieć pewność, że to kompetentni ludzie. |
| | | Crossbones
Liczba postów : 34 Data dołączenia : 23/07/2015
| Temat: Re: Twierdza Kusay Czw Lip 07, 2016 3:02 pm | |
| -Nadajniki? Te auta to takie gruchoty, że chyba wyświadczyliśmy właścicielom przysługę, "pożyczając" je- prychnął, a potem czknął jak rasowy, kreskówkowy pijaczyna. Nie był jednak pijany, gdyż daktylówka była zbyt słodka, a przez to wolniej rozprowadzała alkohol po organizmie. -Możemy nawet zalać się w trupa, nikt nas tutaj nie dorwie. Jesteśmy w Twierdzy Kusay, w górach tak głębokich, że nawet sępy się tu gubią- jakby na potwierdzenie jego słów, przy oknie "kantyny" przysiadł sęp. Czyżby chciał zapytać o drogę? -Jak chcesz, dostaniesz tylko kierowcę. Każdy jeden z nich to mój zaufany człowiek, możesz na nim polegać- Brock uśmiechnął się pod maską. -A materiały wybuchowe? Mamy C4, powinno ci wystarczyć dziesięć kilo. Chcesz w całości, czy podzielić ci na kostki po pięćset gram?- dopytał po paru chwilach namysłu, w myślach przeliczając zapasy. Znał nawet ilość odłożonych pocisków, a co by tu dużo mówić o czymś tak wartościowym jak materiały wybuchowe?! Był pewien, że starczyłoby mu ich jeszcze na wysadzenie całej Góry Ochrat z Hydrą w środku, gdyby tylko tego zapragnął. -To Pasztuni, młody. Jeśli któryś facet cię zobaczy, rzuci się na ciebie ze wszystkim co ma i po chwili będziesz ich miał na głowie setkę. Ale nie wystawiają żadnych patroli, to w dzisiejszym świecie dość spokojna nacja- bez słowa oddał szklankę któremuś z przechodzących obok Szkieletowych, który równie bezgłośnie podjął się zadania napełnienia jej. Crossbones wysłuchał prośby Evo, która była, jak na jego chłopski rozum, dosyć irracjonalna. -Są w doskonałej formie, to w większości żołnierze, zaprawieni w bojach jak mało kto!- wskazał zamaszystym ruchem na ludzi w pomieszczeniu. -Świeży narybek za to, to tylko jacyś tutejsi przestępcy. Ich możesz potestować... ale ćwiczenia? Spoko- przez moment myślał. -Trochę musztry przyda się przed rajdem nawet starym wyjadaczom, a jeśli twierdzisz, że się na tym znasz, to niema sprawy. Przez moment patrzył na rozmówcę, badając wzrokiem jego aparycję. Już zdradził, że jest "super mutantem", ale Brock nadal nie miał pewności, jaka jest jego moc. Zwyczajnie mu tego nie powiedziano. A strzelał przecież doskonale z łuku. Celność? Ciekawe, czy mógłby się równać z Hawkeye'm? A może widzi na daleki dystans? odkrywa niewidzialność? Herszt od dawien dawna miał kontakt z mutantami, a i tak nigdy nie wiedział, czego się po nich spodziewać. Jakim kluczem może kierować się mutacja, albo jakie są jej granice. Ostatecznie nie zapytał. Dowie się w swoim czasie. Prawda? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Twierdza Kusay Wto Lip 12, 2016 11:22 am | |
| Crossbones wydawał się całkiem pewny tego, że nie będą mieli żadnych kłopotów. Do tej pory wydawał się mieć głowę na karku, więc Evo uwierzył mu na słowo. Ucieszył się na część w której Brock powiedział mu o tym, że używają C4. To bardzo elastyczny środek wybuchowy, odpory na praktycznie każdy zewnętrzny czynnik. -Podzielenie na kostki to dobry pomysł. Kilka mniejszych ładunków dokona większej destrukcji niż jeden duży- powiedział spoglądając na zawartość kieliszka. Było nieco brązowe, przypominało nieco whisky. Podniósł ją i zakręcił jakby degustował wino. To był z całą pewnością nowy smak, celebrujący jego nową misję, nową rodzinę, jego nowe życie... Wstał z krzesła opierając się jedną ręką o stół, w który następnie uderzył by zwołać uwagę każdego w barze. Był to nieco barbarzyński sposób, ale nie miał łyżeczki, którą mógłby puknąć o bok kieliszka, jak to się zwykle robi. -Chciałbym wznieść toast, za naszego lidera, za powodzenie mojej misji i za kopanie tyłków hydrantom- powiedział najdonośniej jak potrafił, przy okazji starając się brzmieć uroczyście. Liczył, że to w jakiś sposób podniesie morale załogi... to albo wyjdzie na dziwaka. Tak czy siak nie myślał o tym za długo, gdyż duszkiem wypił całą szklankę. Usiadł z powrotem na miejsce. Jutro czekał go trudny dzień.
Następnego ranka, Evo złapał się dzwonka, który znalazł przechadzając się po ich bazie. Znalazł także Bardzo fajny dziedziniec bez żadnych przeszkód, idealny do ćwiczeń. Przeszedł się przed każdą znaną mu kwaterą mieszkalną, oraz barem, bo pewnie tam też pozasypiali i dzwonił swoim dzwonkiem, krzycząc: -Zbiórka na placu! Nie chciał marnować czasu, który mógłby spędzić w drodze. Kiedy zebrała się w końcu większość z nich, najlepiej z Crossem w okolicy, Evo stał przed nimi w lekkim rozkroku i rękoma na plecami. -Witajcie. Pewnie nie jest to godzina o której zwykle wstajecie z łóżek, ani sytuacja w której zwykle się znajdujecie, ale niedługo czeka nas równie niezwykły dzień. Przeprowadzimy ten atak na zasadach wroga. Będą okopani, przygotowani i obeznani z tym miejscem. Nie możecie się jednak bać. Nie macie być dobrymi żołnierzami, maci być NAJLEPSZYMI żołnierzami, jeżeli chcecie przetrwać. I macie wiedzieć, że właśnie tym spróbujemy was uczynić- powiedział wyniośle- Zacznijmy od rozgrzewki. Sześć okrążeń po dziedzińcu, dodatkowe cztery, jeżeli nie wyrobicie się w pięć minut Spoglądał na załogę wykonującą ćwiczenia. Skupiał się bardziej na tych którzy zostawali z tyłu, albo sobie nie dawali rady. Następnie zarządził pompki. Z zasady żołnierze radzili sobie lepiej od nowych nabytków. Mieli o wiele więcej doświadczenia, byli lepiej zbudowani i mieli więcej dyscypliny. Frey chciał jednak coś sprawdzić. Zarządził im wyścig na dach jednego z budynków. W tym wypadku o wiele lepiej szło rzezimieszkom. Częściowo dlatego, że oszukiwali (niektórzy używali nawet drabin i zrzucali innych), a częściowo dlatego, że żołnierze przyzwyczajeni do ćwiczeń nie byli gotowi się przystosować do czegoś tak niecodziennego. Każdy miał inną słabość i inną siłę. To nie była armia bezrozumnych maszyn do zabijania, a ludzi, z ich własnymi charakterami i historiami. Evo sam powoli obawiał się szturmu na magazyn Hydry. Cross był już w stanie przydzielić mu grupkę ludzi, co gdyby dał mu oddział do dowodzenia... Nieważne. Ważne co się dzieje teraz. Skoro mieli już nieco ćwiczeń za sobą, pora się przekonać jakie mają umiejętności... No częściowo to i zniszczenie ich pewności siebie, by mieli motywacje do ćwiczeń... -Dobra, kto chce bym wybił z niego jego wspomnienia z dzieciństwa i zastąpił je wspomnieniami mojej pięści na waszych twarzach, wystąp Pierwszy zbliżył się najbardziej napakowany z gangsterów, a przynajmniej tak go pamiętał Evo. Spróbował uderzyć rudzielca, lecz brodaczowi udało się przechylić głowę w lewo. Stanął w rozkroku i złapał mężczyznę za rękę, która wciąż była wyprostowana po wyprowadzeniu, w dwóch miejscach, a następnie przerzucił go przez ramię, po czym można było usłyszeć jego ciało uderzające o piasek. Evo położył nogę na jego klatce piersiowej i ustawił palce w "pistolet", celując w głowę sparing partnera. -To jest ten moment w którym twój przeciwnik Cię zabija- powiedział, po czym podał mu rękę, by mógł wstać- ktoś jeszcze? Tym razem wystąpił jeden z byłych marines. Frey rozpoczął walkę od machnięcia lewą ręką przed przeciwnikiem, który to instynktownie ją złapał, by odebrać możliwości ofensywne swojego przeciwnika, bardzo mądrze. Nie zauważył jednak prawej pięści, która już zmierzała ku jego twarzy, ani tego, że zmiennokształtny postawił swoją prawą nogę za jego nogami. Stracił nieco równowagi gdy został uderzony w twarzy, po czym się przewrócił, gdy został kopnięty w tył nogi. Rudy musiał przyznać, że uznał to za koniec walki, lecz nagle żołnierz leżący na ziemi spróbował go podciąć nogą, co mu się zresztą udało. Oboje leżeli na piasku. Evo udało się tylko obrócić na plecy, nim jego obecny przeciwnik rzucił się na niego i próbował go udusić, rzecz jasna na niby. Sytuacja wydawała się bez wyjścia, lecz brodacz poczuł, że osoba będąca aktualnie na górze trzyma swoje nogi zaciśnięte po obu stronach jego nogi. Frey szybko podniósł dolną kończynę kobiąc przeciwnika w... skarb rodzinny. Wstał, otrzepał się z kurzu i podał rękę jego sparing partnerowi. -Jesteś całkiem niezły- wymamrotał sapiąc co drugą sylabę. Potem potestował resztę chetnych. Cross miał rację, są bardzo dobrzy, ale wciąż nie najlepsi. Teraz miał pojęcia z kim się zadaje i atak na twierdzę wydaje się w pełni wykonalny... a przynajmniej jeżeli on ich nie zawiedzie. Pożegnał się z grupą i odesłał ich do ich codziennych zajęć. Zatrzymał tylko jednego z nich, w końcu Brock powiedział, że na kierowcę każdy się nada. -Ty idziesz ze mną- rzekł spoglądając mu w oczy. Upewnił się tylko który samochód nadaje się do jazdy i pomachał Crossbonesowi na pożegnanie. Opuścił twierdzę i skierował się do wioski Bawran. z/t |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Twierdza Kusay | |
| |
| | | | Twierdza Kusay | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |