|
| Bar with No Name | |
|
+2Kiara Gabha Flash Thompson 6 posters | Autor | Wiadomość |
---|
Flash Thompson
Liczba postów : 134 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Bar with No Name Sob Lip 28, 2012 12:02 pm | |
| Ulubiony bar trzecioligowych przestępców mieszczący się przy 8th Avenue na Manhattanie. W świecie zdominowanym przez superbohaterów jest to oaza dla złończyńców, gdzie Avengers, S.H.I.E.L.D. i bohaterowie niezależni nie są mile widziani. A oni są w stanie to uszanować. W barze panuje jedna zasada: interesy zostawiamy za progiem. |
| | | Flash Thompson
Liczba postów : 134 Data dołączenia : 20/07/2012
| Temat: Re: Bar with No Name Wto Sie 28, 2012 11:15 pm | |
| - Barman, jeszcze po kolejce! Martin Brazzo nie miał żadnych powodów do smutku. Właśnie opuścił z wraz z piątką kumpli areszt i ruszyli do ulubionego baru, by to uczcić. Teraz jego największym problemem było to, że Carlos ogrywa go w bilard po raz czwarty. No cóż... Zwykle przegrywał, więc coś mu się od życia należy. - Następną kolejkę ty stawiasz - gangster wycelował palcem w przyjaciela, uśmiechając się. - Oczywiście, amigo - teraz celowali w siebie nawzajem. W końcu wąsaty barman się wyłonił, niosą 6 kufli z piwem. Każdy z gangsterów wziął po jednym i wniósł go w górę. - Za Starego! - zawołał Martin. - Za Starego! - zawtórowała drużyna.
Martin Brazzo nie miał żadnych powodów do smutku. I chyba nic nie byłoby w stanie mu takiego powodu dostarczyć. |
| | | Kiara Gabha
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 12/06/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Wto Cze 18, 2013 2:32 pm | |
| Ślepy los? Ładna buźka? Czy po prostu znalezienie się w dobrym momencie samej w warsztacie? Nie było to w tej chwili zbyt istotne dla Kiary. Po co zadawać pytania i rozwodzić się nad tym, dlaczego nam się coś dobrego stało? Ważne, że się wydarzyło. A z całą pewnością to zlecenie było czymś dobrym. Nie co dzień w końcu miała możliwość zrobienie przeglądu takiego samochodu, jak Porsche Carrera. A co dopiero, mieć możliwość się nim przejechać! Tak, dokładnie. Przejechać, bowiem jej klient zażyczył sobie, by po wszystkich przywiozła mu jego maleństwo pod wskazany adres. Zazwyczaj z ojcem nie bawili się w takie usługi. W końcu nie są parkingowymi, tylko szanującymi się mechanikami. Jednak, w tym przypadku, młoda kobieta uznała, iż zrobi wyjątek. Nic więc dziwnego, iż bardzo dokładnie sprawdziła wszystko, co tylko mogła sprawdzić w samochodzie. A nawet nieco więcej i z przyjemnością zasiadła za kółkiem. Żałowała tylko, że nie może sprawdzić autka za miastem, na jakiejś mało uczęszczanej szosie. Jednak nie można mieć przecież wszystkiego. Tak jak polecił jej klient, po drodze zatankowała jeszcze paliwo i niechętnie skierowała się w kierunku pubu, w którym miał czekać właściciel Porsche. Spodziewała się jakiegoś wykwintnego lokalu, do którego ją nawet nie wpuszczą bez pełnego makijażu, szpilek i kiecki. Jej zdziwienie było więc przeogromne, gdy zajechała pod zwykły pub. Cóż. Może oszczędza na lokalach, by mieć kasę na samochód? No, może. Zaparkowała tuż pod oknem, przy którym dojrzała klienta. Ostrożnie zamknęła drzwi, wcisnęła alarm i westchnęła smutno musząc się pożegnać ze swoim stalowym pacjentem. Weszła do środka lokalu i podeszła do stolika mężczyzny oddając mu kluczyki. - Witam ponownie. Samochód jest w pełni sprawny. Tutaj są dokumenty i kluczyki. Polecamy się na przyszłość. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bar with No Name Wto Cze 18, 2013 9:12 pm | |
| Jak to w takich miejscach czasami bywa, potrafią dziać się różne rzeczy. Kiara trafiła akurat na jeden z takich momentów. Do baru wbiegł czarnoskóry mężczyzna, ubrany również na czarno. Mierzył około metr osiemdziesiąt, budowa ciała wskazywała na sportowca lub kogoś jego pokroju. Facet był wyraźnie przerażony. Rozejrzał się po barze i szybko dostrzegł Gabhę. Bez zastanowienia, nieznajomy podbiegł do kobiety i wcisnął jej w dłoń pakunek. -Zaopiekuj się tym! Wrócę po to i sowicie Cię wynagrodzę! Przysięgam! Rzucił, a następnie odwrócił się i równie szybko jak wbiegł - tak wybiegł. Pozostawił w ten sposób dziewczynę z dziwnym, małym twardym, płaskim pakunkiem - owiniętym białym papierem. Ciekawe co znajdowało się w środku? Otoczenie nie wydawało się być tym zainteresowane. |
| | | Kiara Gabha
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 12/06/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Czw Cze 20, 2013 12:14 pm | |
| Dziewczę podziękowało ładnie za napiwek, jeszcze raz poleciła na przyszłość warsztat jej I jej ojca, wręczyła wizytówkę po czym odwróciła się plecami do klienta z zamiarem opuszczenia lokalu . Jednak, najwidoczniej, los miał inne plany względem młodej kobiety. Ledwo dwa kroki zrobiła, a do lokalu wbiegł jakiś Ktoś. Owy Ktoś uraczył ją swoim spojrzeniem. Mało tego, podszedł do niej szybkim krokiem i wręczył jej Coś. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy Pana Ktosia już nie było a ona została w pubie z jakimś tajemniczym, pakunkiem i poleceniem pozostania na miejscu i przypilnowaniem Czegoś, co w owym pudełeczku było. Cóż, Nowy Jork wita, takie rzeczy tylko tutaj. Gdyby nie wspomniane słowa o wynagrodzeniu, pewnie zostawiłaby pakunek na pierwszym lepszym stoliku. Jednak… cóż. Do biednych nie należała co prawda, jednak do bogatych też nie. Pakunek nie tykał, na bombe nie wyglądał, więc uznała, że nic złego stać się nie powinno, jak przysiądzie tutaj na chwilę i poczeka na powrót Ktosia i jej wynagrodzenie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bar with No Name Pią Cze 21, 2013 8:31 pm | |
| "Kurier" wybiegł drzwiami którymi wszedł... Na dworze było już ciemno, większość klientów opuściła bar. Minęło jakieś pół godziny. Kiara została w barze sama z barmanem za ladą, który na chwilę akurat wyszedł za drzwi do pomieszczenia dla pracowników. Panowała cisza. Nawet na ulicy nie poruszały się żadne pojazdy, brakowało przechodniów. Mogło się wydawać, że coś jest nie tak. Po głębszemu przeanalizowaniu obrazu ukazanemu za szybą, dzielącą Kiarę z ulicą okazało się, że rzeczywiście - coś było nie tak. Po drugiej stronie ulicy leciała gazeta, którą wyraźnie ktoś wypuścił z rąk. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że gazeta zastygła w powietrzu - w prawdziwym bezruchu. Zupełnie, jakby zatrzymał się czas. Czerwone światło palące się na skrzyżowaniu, również paliło się już od niesamowicie długiego czasu - jak na takie obiekt - kilku, może maksymalnie dziesięciu minut. Na dobór złego, w pewnym momencie na dziewczynę padł ogromny cień. Kątem oka dało się zauważyć, jak coś olbrzymiego stało dosłownie tuż po drugiej stronie szyby. Coś, co było olbrzymie. Po odwróceniu wzroku, Kiara mogła dostrzec obserwujące ją... Coś. No właśnie, co? Mierzący około czterech metrów wzrostu - lew? Coś co go przypominało. Masywna istota o długości prawie ośmiu metrów, z czarnymi kłami i pazurami, o szarym kolorze futra oraz czarnych łuskach - które pokrywały brzuch. To monstrum posiadało również masywnie i długie - czarne skrzydła. Kimkolwiek był, nie wyglądał tak, jakby miał względem jej osoby dobre zamiary. W tym momencie dało się usłyszeć, jak drzwi baru otworzyły się, a do środka wbiegł ten sam mężczyzna to wcześniej, od razu ruszając ku Kiarze. W biegu, wyciągnął ku niej rękę, a czas jakby wydawał się zwolnić. Usta nieznajomego otworzyły się, a on jakby krzyczał coś - jednak nie dało się go zrozumieć. Jego głos był wytłumiony, niski. Nagle od strony szyby w dziewczynę uderzyła fala światła, w powietrze wzbiło się szkło, a świat stał się czarny. Kobiecie mogło towarzyszyć teraz uczucie nieważkości - tylko przez chwilę - by zaraz wszystko "wyłączyło się".
Jakiś czas później, Kiara odzyskała przytomność. Organizm odbierał bodźce zewnętrzne, głównie zimno, chłód oraz fakt, że powierzchnia pod nią była wilgotna. Po otworzeniu oczu, okazało się, że znajdowała się w jednym z "ciemnych zaułków" ulic Nowego Jorku. Przed nią, lecz zwrócony do niej plecami - obserwujący główną ulicę - znajdował się mężczyzna który wcześniej wręczył jej pakunek. Gdy tylko kobieta poruszyła się, on odezwał się. -Oddychaj najciszej jak potrafisz, nic nie mów, po prostu czekaj i módl się do bogów jeśli jakiś masz, by w tej godzinie poprowadzili nas przez próbę. Rzucił nieznajomy, nie odwracając się nawet do niej. Mówił szeptem, spokojnym głosem - obserwując ulicę na której również nie było nikogo ani niczego widać. Dodatkowo - było straszliwie ciemno, jakoby całe światło zniknęło. Nawet w oknach mieszkań nie były zapalone żadne światła. Zaułek nie wyglądał przez to zbyt przyjaźnie. Wydawał się być złowrogi, mroczny. A w powietrzu dało się usłyszeć trzepot skrzydeł, a później huk - jakby coś wielkiego uderzyło o ziemię. Mężczyzna zamarł w bezruchu. -Nie ważne co się stanie... Rób co mówię, ufaj mi i nie upuść paczki. Dodał i znów zapadła cisza. Dało się tylko usłyszeć ciężkie kroki które coś stawało. Jakby uderzenia wielkiego żołnierza w typowych, wojskowych butach - depczącego po chodniku - połączone z dźwiękiem pazurów rysujących po powierzchni.
- Spoiler:
Monster:
|
| | | Morgan Sandler
Liczba postów : 25 Data dołączenia : 25/10/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Sob Paź 26, 2013 6:18 pm | |
| Morgan zamówił sobie trzy spore kawałki szarlotki, i filiżankę kawy. Porcja dość niecodzienna jak na szybki chill w kawiarence. Zwykle to wszystko wygląda podobnie. Ludzie siadają z jednym kawałeczkiem i walczą z nim przez całą rozmowę z towarzyszem spotkania. Mężczyzna zdecydowanie lubił się najeść, a potyczka z jednym ciasteczkiem nawet nie stanowiła przedsmaku tego stanu, trzy natomiast pozwalały na krótki czas uśpić czujność jego żołądka. Konsumował w spokoju przeglądając najnowszego New York Times'a. Obserwował ludzi, uważnie, bardzo uważnie. Starał się jednak pozostać niezauważony w swej obserwacji. Przyglądał się pięknej blondynce, zastanawiając się, czy nie umówić się z nią na jakieś kino, czy coś podobnego. Kiedy po chwili pojawił się przy niej przystojniak o kruczoczarnych włosach obdarowany przez nią namiętnym pocałunkiem, zrozumiał, że jego zamiary spełzły na niczym. - Jak tu się samotności pozbyć? - zastanawiał się wracając do konsumpcji |
| | | Tabitha Smith
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 20/02/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Sob Paź 26, 2013 6:24 pm | |
| Dziewczyna jak zwykle bez większego celu spacerowała po mieście. Szukała jakiś drobnych zamieszek... lub czegokolwiek do czego mogłaby dołączyć, zapewniając sobie odrobinę rozrywki. W końcu bezczynne siedzenie w Instytucie czy mieszkaniu nie było tym co lubiła. Za to sianie chaosu, nawet w minimalnym stopniu ją uszczęśliwiało. Szła dość swobodnie, lekko kręcąc biodrami w rytm muzyki, która dobiegała do jej uszu za pośrednictwem słuchawek. Mimo pory roku, nie omieszkała jak zawsze znaleźć sobie nieco weselszych ubrań niż wszyscy dookoła. Ta ich szarość i nijakość były na swój sposób zbyt dobijające. Dlatego też, jak zawsze z resztą, wyróżniała się z tłumu barwnym szalikiem, dość jasną kurtką i przetartymi jeansami z kolorowymi łatami, z resztą o bardzo wymyślnych kształtach. Nie wspominając już o jej włosach pozostawionych w artystycznym nieładzie, prawie jakby piorun właśnie w nią trafił. Mijając kolejnych ludzi, na jej ustach drgał lekko złośliwy uśmiech. Można wręcz powiedzieć, iż jej błękitne oczy przeskakiwały z twarzy na twarz szukając sobie odpowiedniego celu. Skoro nic się nie działo, nie pozostawało nic innego jak samej wywołać pewne zamieszanie. Inaczej padnie tutaj z nudów i braku większego zajęcia. Mijając pewnego wyjątkowo naburmuszonego mężczyznę, nie omieszkała dyskretnie wrzucić mu drobnej kuleczki plazmy za kołnierz kurtki. Odwróciła się, idąc przez krótką chwilę tyłem i odliczając czas do "wybuchu". Szepnęła pod nosem "boom", rozczapierzając palce i naśladując tym gestem eksplozję, by bombka już po sekundzie się zdetonowała. Zaskoczenie na twarzy mężczyzny, i dziura w kurtce nieźle rozbawiły dziewczynę. Nie mówiąc już o tym gwałtownym podskoku. Tabitha szybko eskortowała się ze zwiększającego się grona ciekawskich spojrzeń. Zwłaszcza, iż miny przechodniów spoglądających na jej ofiarę były równie rozbrajające co reakcja samego nieznajomego. Zanosząc się gromkim śmiechem, dziewczę przebiegło kilka przecznic, ostatecznie stwierdzając, iż w sumie ma ochotę na coś słodkiego. Zwolniła, rozglądając się za jakąś cukierenką czy jakąś piekarnią, bez większej różnicy. Koniec końców dojrzała jakiś bar, w którym może i mogła dostać coś słodkiego. Choćby do picia. Wskoczyła do środka, uznając to jednocześnie za dobre miejsce do figli. Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając odpowiedniego celu. Jest! Spojrzała na filiżankę jednego mężczyzny. A gdyby tak... jej zawartość nagle wybuchła? Trochę bałaganu i rozbitego naczynia. Nic groźnego, ale jednak miło popatrzeć. Ruszyła niemalże kocim krokiem, cicho i zwinnie, za plecami już wytwarzając drobną kuleczkę plazmy. Korzystając z okazji, gdy mężczyzna był zajęty lekturą, jednym niedbałym ruchem, wrzuciła bombkę do filiżanki, zaraz szybko odchodząc gdzieś dalej. Oparła się o jeden ze stolików oczekując drobnego, acz widowiskowego wybuchu. |
| | | Morgan Sandler
Liczba postów : 25 Data dołączenia : 25/10/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Sob Paź 26, 2013 6:24 pm | |
| Japonia wciąż skuta lodem - donosił jeden z nagłówków gazety. Nie interesował się specjalnie tym, co dzieje się poza Stanami Zjednoczonymi. Skupiał się bardziej na tym, jak ogarnąć życie wokół siebie. W nowym mieście. Niedawno przecież opuścił zakład karny w Phoenix. Przytłaczała go nieco taka swoboda, miał lekki syndrom więźnia. Nie bardzo wychodziło mu oswojenie się z rzeczywistością. Paradoks życiowy, spędził przecież w mamrze tylko dwa lata. Może aż dwa lata?
Konsumując kolejny kęs ciasta zastanawiał się nad tym jak wyzbyć się tego poczucia odosobnienia. Może znajdzie sobie kobietę? Albo chociaż pracę? Przerzucił kilka stron, przejrzał kilka ogłoszeń...hydraulik? Nie. Ochroniarz? Za mało płacą, Opiekunka do dziecka? Zdecydowanie nie. Może zatem pora wrócić do starego fachu?. Już miał sięgnąć po swoją filiżankę z niesłodzoną czarną kawą, kiedy ta dosłownie eksplodowała. Cała jej zawartość, rozprysła się na jego ciemnej bluzie, odłamki szkła poleciały we wszystkie strony, na szczęście nie raniąc nikogo: - Jasna cholera! Co jest!? Wybuchające filiżanki? Zamawiałem TYLKO kawę. W ZWYKŁEJ filiżance.... - powiedział głośno. Rozejrzał się po ogródku. Wszyscy patrzyli na niego w szoku. Nawet owa para, której damską część jeszcze niedawno obserwował przerwała intensywną wymianę czułości, by przyjrzeć się zdarzeniu.
Tylko jedna jedyna osoba nie wydała się być zdziwiona, przeciwnie. Bawiła ją cała ta sytuacja. Była to, młoda dziewczyna. Bardzo ładna, postrzępione włosy, dziwny błysk w oku. Zgrabne ciało, i szelmowski uśmiech. Morgan ochłonął, podszedł do niej: - To Ty, prawda? Zielonego pojęcia nie wiem jak to zrobiłaś, ale chyba nie kontrolujesz TEGO CZEGOŚ. Idź do jakiegoś zakonu, w klasztorze nauczą Cię spokoju, bo żarty w tym stylu są mało śmieszne. Jeszcze jakieś...takie! Pierzesz mi bluzę, czaisz? - rzucił do dziewczyny, jego oczy nagle zabłysnęły na pomarańczowo, aczkolwiek błysk ów był ledwo dostrzegalny. Trzeba było patrzeć mu prosto w oczy, i bardzo uważnie. Rzucił jej bluzę. Jej oczom ukazał się bardzo dobrze wyżeźbiony tors, osłaniany przez białą koszulkę, lekko obcisłą. Dodał po chwili: - I płacisz rachunek - ot mała pokuta - rzucił uśmiechając się lekko ruszył w stronę wyjścia. |
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Bar with No Name Sob Paź 26, 2013 9:48 pm | |
| Chrisowe życie znowu toczyło się wolniej. Od powrotu z Lasu minęło sporo czasu i choć nadal zupełnie nie miał pojęcia jak się tam znalazł i co blokowało dostęp Darkhawkowi do arsenału "Osch" to starał się zupełnie o tym nie myśleć. Czego człowiek nie rozpracuje to czas go wyręczy. Prosta filozofia. Zresztą w NYC nadal działo się o wiele więcej niż należało i ktoś musiał to ogarniać. Huragan był ciężki i zrobił duże zniszczenia, ale nie było niczego złego, czego "supersi" by nie naprawili. W końcu gazety i telewizja zrozumiały choć trochę, że bycie obrońcą to nie tylko bicie przestępców gdzieś w ciemnych zaułkach, lecz także praca na rzecz społeczeństwa. Efektem tego było zdjęcie na okładce Time, na którym Darkhawk i Thing podnoszą sporą część gruzowiska, a Spiderman wyciąga stamtąd człowieka. Chris był taki zadowolony, że aż oprawił tę okładkę w ramkę i powiesił sobie nad łóżkiem. Była świetnym motywatorem. Dzięki uczuciu towarzyszącemu mu za każdym razem gdy spoglądał na Time, zapominał o zmęczeniu które atakowało jego mózg każdorazowo, gdy zarywał noc na poczet patrolowania ulic, zapominał też o problemach z pohamowaniem gniewu spowodowanych nocnymi wypadami na okładanie piąchami zbirów. Byli tacy, którzy ratowali świat jak Iron-Man i byli tacy, którzy odwalali czarną robotę jak on, czy Spiderman. Każdy znał swoją rolę i nikt nie narzekał. Bynajmniej nie na brak popularności, ostatnio nawet Darkhawka wszędzie było więcej. Co prawda, jego wizerunek raczej odstraszał dzieci od noszenia przypominających go strojów, czy tworzenia zabawek go imitujących. Za dużo połamanych kości i przerażenia. Ale teraz czas powrócić do szarej rzeczywistości Chrisa. Sobota. A więc nie ma lekcji! Zamiast ich, niestety mamy pracę. Dzisiaj należy dowieźć paczkę książek zamówionych w antykwariacie pana Stana przez niejaką Cindy Jennings. Córkę barmana w Barze Bez Nazwy. Chris podjechał te kilka przecznic autobusem, potem wysiadł przy Dwunastej Alei i przeszedł się troszeczkę na piechotę. Stanął przed barem. Doskonale znał to miejsce, często jako Darkhawk siedział na fasadzie budynku na przeciwko czekając na wychodzących stąd trzecioligowych kieszonkowców. Bynajmniej nie po to, żeby ich łapać. Takie płotki zostawia się policjantom, ale zawsze warto wykorzystać je jako informatorów. W dzień to miejsce było zwykłą kawiarnią, w nocy zaś zmieniało się w mordownię z przyjemnym wnętrzem. Taki klimat zachęcał "niedzielnych" zbirów. Chris wszedł do środka, ominął kilku ludzi i zagadnął barmana, który był jednocześnie właścicielem przybytku. Oczywiście dopóki płacił haracz Bazinowi. Lokalny gangsterek pilnował swojego rewiru i lepiej było z nim nie zadzierać. Młody Powell większych oporów z tym nie miał i zadzierał kiedy tylko mógł, liczył na to że go dorwie. Chris szybko rozliczył się z Cindy, a ta w ramach napiwku poczęstowała go jeszcze kawałkiem napoleonki. Chłopak nie zważając na aurę usiadł w ogródku i zaczął w spokoju jeść. Śniegu na całe szczęście jeszcze nie było, toteż biegał tylko w lekkiej skórzanej kurtce z wyszytym na plecach logiem nowojorskich Knicksów i białym t-shirtem pod nią. Resztę stroju stanowiły piaskowe zimowe buty i czarne dżinsy. Obok Chrisowego krzesła leżał jego plecak. Spokój jednak szybko zmącił mu siedzący przy stoliku obok awanturujący się gość. Zachowywał się podejrzanie, ale pretensjonalne podejście do świata wkurzyło chłopaka. Więc krzyknął na mąciwodę w sposób typowy dla rodowitego nowojorczyka: - Człowieku, zamknij się i daj w spokoju zjeść ciasto. Nie jesteś sam w tej kawiarni, zluzuj trochę! - pogarda, pycha i ciągłe gadanie o ogóle społeczeństwa. Typowe dla ludzi pochodzących z Wielkiego Jabłka. |
| | | Tabitha Smith
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 20/02/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Sro Paź 30, 2013 8:08 pm | |
| Och, sama reakcja mężczyzny sprawiła jej jeszcze większą frajdę niż sam wybuch. Oczywiście nie starała się specjalnie hamować, chociaż wybuch śmiechu zamieniła na zwykły, chociaż dość szeroki uśmiech. Wiedziała, że wyróżniała się w tłumie... nie sama reakcja, ale również jej strój mocno rzucał się w oczy, więc niespecjalnie ją zdziwiło gdy zbliżał się do niej ów mężczyzna, któremu spłatała figla. Słuchała go z delikatnym, drwiącym uśmieszkiem unosząc jedną brew ku górze. Przyglądała mu się przez krótką chwilę, kładąc dłonie na biodrach. - Może ja, a może nie... kto to wie. - Odparła z jeszcze szerszym uśmiechem, wymijając mężczyznę i przesuwając palcem wskazującym po jego brodzie, lekko zalotnie, jakby chciała go do siebie przyciągnąć z zamiarem pocałunku. Oczywiście skończyło się na puszczeniu oczka i ruszeniu przed siebie. Na wzmiankę o praniu bluzy zatrzymała się, spoglądając na niego przez ramię, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem. Ona ma prać mu bluzę? Ha! Dobry żart. Nie wspominając, iż nawet nie miałaby okazji mu jej zwrócić. Co prawda odzienie nie było specjalnie w jej stylu, ale jeżeli się uprzeć, mogłoby być dobre na jakieś małe rozrywki. Luźne ubranie zasłoni więcej. Odwróciła się zgrabnie łapiąc materiał i lustrując jego ciało wzrokiem. Fakt, było całkiem niezłe... Jednak nie czas myśleć o takich rzeczach. Jakby nie patrzeć właśnie kazano jej prać czyjąś bluzę. Co jak co, ale takie zadania sobie wypraszała... Nie była służącą. Mimo wszystko postanowiła zignorować kwestię z umiejętnością kontrolowania swoich małych wybuchów. Oczywiście, że potrafiła kontrolować swoją moc, i to bardzo dobrze, jednak nie zamierzała się tym chwalić, gdy jeszcze część spojrzeń była na nich skupiona. Wiedziała, że nie powinna się "chwalić" swoimi mocami. Nawet jeżeli miała dość... wybuchowy i dziecinny charakterek, pewnych rzeczy nawet ona była świadoma. Dlatego wolała trzymać się wersji, że nawet jeżeli to była jej sprawka to pomogły jej najzwyklejsze gadżety do płatania figli. Słysząc tekst o swojej "pokucie", przygryzła lekko dolną wargę, zaraz przybierając minę, która miała naśladować coś na wzór skruchy. Oczywiście wyglądało to dość prawdopodobnie, jednak wewnętrznie dziewczyna wciąż była dość rozbawiona całą tą sytuacją. W końcu nieczęsto stawiano ją w takiej sytuacji. Z reguły ludzie reagowali nieco inaczej krzycząc lub po prostu skądś ją wyrzucając, dlatego też pranie czy płacenie za coś przytrafiło się jej pierwszy raz. Korzystając z okazji, że mężczyzna odwrócił od niej wzrok zwinnie wyciągnęła portfel z jego kieszeni. Cóż, miała już w tym pewną wprawę, więc taka drobna kradzież nie sprawiła jej problemu. Oczywiście, nie miała zamiaru zabierać portfela wraz z zawartością. Chciała się po prostu nieco z nieznajomym podrażnić... I może lekko wciągnąć do tego chłopaka, który przed chwilą krzyczał. Przyłożyła sobie portfel do policzka, delikatnie się uśmiechając. - Oczywiście, że zapłacę. Cieszę się, że na tyle mi ufasz. - Pomachała mu jego własnym portfelem, zaraz podchodząc do chłopaka, który nakazał mężczyźnie zluzować. Pozwoliła sobie zasiąść na kolanach chłopaka, luźno obejmując jedną ręką jego szyję. - To może jeszcze zapłacimy za kolegę? W końcu twoje krzyki go zdekoncentrowały. - Uśmiechnęła się szeroko, przeczesując włosy chłopaka i zaraz zgrabnie wstając z jego kolan i bawiąc się portfelem. Brudna bluza była przewiązana przez pas Tabithy. Chociaż mało prawdopodobne by kiedykolwiek została przez samą Tab wyprana. Marna jej przyszłość u boku dziewczyny. |
| | | Morgan Sandler
Liczba postów : 25 Data dołączenia : 25/10/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Sro Paź 30, 2013 9:03 pm | |
| Patrzył na dziewczynę jakby była ograniczona umysłowo. Nie był zadowolony z takiego rozwoju sytuacji. Popatrzył na nią z politowaniem: - Zrzuć z tonu dziecko, bo nie wiesz za bardzo z kim rozmawiasz. - Kiedy zabrała mu portfel, nie próbował Jej go wyrwać, nie miał zamiaru bawić się z dzieckiem w kotka i myszkę. Słysząc awantury klienta podszedł do niego, oparł ręce o Jego stolik, i warczał przez zaciśnięte zęby: - Szamaj to pieprzone żarełko w spokoju, i nie wcinaj się tam gdzie cię nie chcą, czaisz? - kiedy dziewczyna siadła na kolanach oburzonego klienta zaśmiał się - Baw się dobrze dziecinko - wyrwał jej portfel, na prędko zapisał jej adres na serwetce, wyjął kilka banknotów. - Masz, zapłać nie będę okradał dziecka. I bluzę wypraną przyślij pod ten adres - bardzo powoli ruszył w stronę wyjścia. |
| | | Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Re: Bar with No Name Sro Paź 30, 2013 11:04 pm | |
| "Zrzuć z tonu dziecko, bo nie wiesz za bardzo z kim rozmawiasz." No po prostu śmieszne. To był jeden z tych tekstów, na które reaguje się prychnięciem i głośnym facepalmem. Całe szczęście, że Chris miał w dłoni widelczyk który skutecznie powstrzymał go przed takimi gestami. Ale najlepsze miało dopiero nadejść! Najpierw dziewczyna usiadła mu na kolanach. Sądząc po tym, co pokazała doskonale radziła sobie z krojeniem takich frajerów jak Chris, czy ten nawalony testosteronem pawian. Dlatego, kiedy tylko blondynka użyła nóg chłopaka jako swojego krzesła, Powell szybko zasunął suwak w kurtce ratując tym samym swój portfel. Przezorny zawsze ubezpieczony. Chwilkę potem, dziewczyna powiedziała coś o płaceniu za jego deser, tym razem postanowił interweniować: - Spokojnie, to było na koszt firmy i myślę, że Jennings nie jest zadowolony z tego, że się tu awanturujesz. - kiedy tylko Chris skończył mówić, nastąpił kolejny akt szopki. Facet zrobił kilka ciężkich kroków, oparł się o jego stolik i zaczął wrzeszczeć na niego używając przerażających słów takich jak: "szamaj", "żarełko" i "czaisz". Brakowało tylko, żeby zwrócił się do niego per "czarnuchu". Mieszkając w Queens nasłuchał się już takich tekstów wystarczająco dużo, aby nie zwracać na nie najmniejszej uwagi. Jedyną reakcją było szybkie zerknięcie na Jenningsa, czy ten aby widzi całe to kiepskie przedstawienie. Na szczęście niczego nie zauważył i nie wyszedł tutaj z kijem baseballowym, albo co gorsza - zadzwonił po silnorękich Phillippe'a Bazina. A taka wizyta skończyłaby się bardzo źle, zważając na to że nie mógł się tu zmienić w Darkhawka. I na samo finale sceny, niczym w taniej operetce, nieznajomy rzuca pieniądze obcej dziewczynie, jak gdyby była to zapłata za popisy, oraz pisze swój adres na serwetce z logo baru. Chris nie bardzo wiedział, czy gość będzie spodziewał się namiętnej wizyty, bo w końcu mogły to być zaloty, czy na prawdę chce z powrotem tę bluzę. W obu przypadkach robił z siebie durnia. I tym razem Powell nie miał zamiaru tego komentować, lepiej było pośmiać się z pacana w duchu, niż go jeszcze bardziej drażnić. Wtedy telefon przypomniał mu o tym, że jest w pracy. Pan Kowalsky miał w antykwariacie kolejne książki do przesyłki. W końcu - dostawa do wybranego miejsca za darmo. Chris nie dokończył napoleonki. Po prostu wstał, minął mięśniaka i poszedł w stronę przystanku autobusowego. Na szczęście nie zapomniał plecaka.
[z/t] |
| | | Taskmaster
Liczba postów : 162 Data dołączenia : 21/10/2012
| Temat: Re: Bar with No Name Nie Lis 03, 2013 7:51 am | |
| Mocno podminowany po porażce z Dead Poolem, oraz poraniony Taskmaster musiał na jakiś czas, zniknąć z życia najemnika, by wylizać rany, niestety spotkania z tym idiotą zwykle się tak kończyły. Ten bar był teraz wybawieniem, dla jego urażonej dumy. Wszedł usiadł przy barze i od razu zamówił coś mocniejszego. Oczywiście występował w cywilnych ubraniach a nie w swoim zwykłym mundurze. Nie zwracał uwagi na innych, tylko zaczął powoli sączyć drinka, zastawiając się nad kolejnym krokiem. Drink powoli znikł, a Task nadal miał pustkę w głowię, poszedł więc się przejść, może trafi mu się jakaś okazja { z/t } |
| | | Tabitha Smith
Liczba postów : 9 Data dołączenia : 20/02/2013
| Temat: Re: Bar with No Name Czw Gru 26, 2013 10:59 pm | |
| Słysząc mężczyznę, jedynie zmarszczyła nieznacznie brwi. "Dziecko" - to słowo najmniej jej się spodobało. Ponoć kobiety lubią kiedy ujmuje się im lat, ale to już chyba było lekkie przegięcie, nieprawdaż? Mimo swojemu, z lekka burzliwego, charakterkowi miewała czasami pojęcie kiedy wycofać się z dyskusji. To właśnie był ten moment. Facet zdecydowanie nie nadawał się do jakiejkolwiek dalszej konwersacji, czy chociaż chociaż spokojnego, miłego rozejścia się, każdy w swoją stronę. Nie. Lepiej było wrzeszczeć i odgrażać się kim to on nie jest. Przez chwilę się przyglądała temu cyrkowi, po czym cicho westchnęła. Za grosz poczucia humoru. Nie zainteresowała się specjalnie, kiedy chłopak wyszedł. Widać miał ciekawsze rzeczy do roboty, a ona, uniosła jedną brew próbując jakkolwiek przetrawić to co mężczyzna wyczyniał. Spojrzała niemalże krytycznie na karteczkę i pieniądze. Po czym przeniosła wzrok na jego plecy. Jakoś specjalnie się nie spieszył, w takim bądź razie... Zgarnęła bluzę oraz pieniądze, zaraz do niego podchodząc. Narzuciła nieco szybsze tempo niż one, dzięki czemu dość szybko się zrównali. Stanęła przed nim po czym rzuciła mu bluzę pod nogi i pieniądze w twarz. - Skoro już jesteś taki milutki, sam możesz zapłacić. - Uśmiechnęła się szeroko, a zarazem dość niepokojąco, po czym odwróciła się na pięcie i wybiegła beztrosko z baru. Miała zamiar znaleźć jakąś ciekawszą rozrywkę, aniżeli wydzierającego się faceta.
[zt] |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Bar with No Name Nie Sie 17, 2014 3:27 am | |
| J.: Noiro tak właściwie to czemu tu przyszliśmy? - zapytał J. leniwie - tutaj przecież nie ma nic ciekawego, żadnej akcji, żadnych ciekawych ludzi i nie ludzi, nic. Null, zero. Noiro: No chyba po to, żebym coś zjadł w końcu na samym twoim gadaniu nie da się przeżyć... J.: Czyli mówisz, że jestem Ci niepotrzebny do życia? Noiro: Nie, mówię że twoje gadanie nie napełni mi żołądka - powiedział złośliwie, kiedy to maszerował po ulicy w stronę baru. J.: Możesz sobie w sumie darować opisy sytuacji, bo przecież każdy się domyśli, że idziesz w stronę baru a nie stoisz jak kołek na środku ulicy - dorzucił. W sumie z jego perspektywy wszystko to było jakby jedną wielką grą. Myśli Noira, rzeczy znajdujące się naokoło, wszystko było elementem gry, skryptu, czegoś co jest na bieżąco dobudowywane przez kogoś - Swoją drogą niezła nazwa dla baru... "No Name". Bezimienny... hmmm zaleciało Gothickiem Noiro: Są osoby mniej domyślne lub takie co lubią być upierdliwe w sprawach... hej czekaj jakie opisy? No i co to Gothic?- zapytał zaraz, bo nie wiedział o co J. może chodzić. W końcu on miał takie spojrzenie jak normalny człowiek na wszystko, a nie istota co nie dość że jest jego mocą to jeszcze postrzega wszystko przez pryzmat gry oraz... dziwnej perspektywy świata. No cóż był jego mocą, czyli mógł tworzyć w rifcie co tylko chciał, więc i wyobraźnie miał sporą. Szkoda, że Noiro nie wie o tym, że wszystko co widzi w wymiarze swojej mocy to tak naprawdę ułuda. Rozmowa była słyszana kiedy szedł po chodniku. Wyglądało to tak jakby dzieciak rozmawiał z kimś obok kogo nie widać. Głos J. się wydobywał z okolic Noiro tak jak zwykle zresztą, dlatego nie uznali go za wariata. Jeszcze. Zawędrował do jakiegoś baru. Nic specjalnego bar jak bar, tanie jedzenie i piwo, z czego do tej pierwszej rzeczy Noiro się przyzwyczaił już. W końcu jak można się nie przyzwyczaić będąc cały czas w podróży i nie mając stałego dachu nad głową? Otóż to, dzieciak cały czas podróżował przez swoje rifty i zwyczajnie się zagubił, dlatego musiał przystać na taką ewentualność jaką jest podróż i poszukiwanie domu, bo przecież każdy ma coś takiego jak dom, a raczej powinien mieć. Będąc w barze zamówił sobie jakąś golonkę i do tego sok, czyli to co miało być dla niego całym obiadem. Kelnerka jak to w takich barach nie była zbyt urodziwa, ale za to dla dzieciaka była wyjątkowo miła. Ogólnie miał szczęście, bo trafiał na w miarę równych ludzi, rzadziej na tych co chcieli go pojmać albo zrobić mu krzywdę. Oparł worek z rzeczami o miejsce obok niego i wygodnie się rozłożył spoglądając przez okno. Bar akurat znajdował się w pobliżu tego opuszczonego bloku. Tak TEGO opuszczonego bloku, z którym Noiro wiązał tyle wspomnień. Zresztą dobrych wspomnień. - Ciekawe ile to już czasu minęło od ostatniego spotkania? - zaczął się zastanawiać i przeliczać czas jaki upłynął od ostatniego spotkania z Gamorą, do której czuł dosyć silne uczucie. Lubił sobie wieczorami wspominać ich wspólne rozmowy oraz zabawy. Im bardziej sobie przypominał tym mocniejsze było poczucie tęsknoty. W końcu to była pierwsza osoba, przed którą sie tak naprawdę otworzył i rozmawiał bez skrępowania. W pewnym momencie dostał swoje jedzenie, które po uprzednim podziękowaniu zaczął konsumować. Golonka była... no czuć, że z lodówki gotowe danie, ale nie była taka tragiczna. Dało się zjeść i nie wyzionąć ducha w każdym bądź razie. Jedząc swój obiad co jakiś czas wyglądał za okno i wspominał sobie. Może miał złudną nadzieję, że jego myśli przyciągną ją? Może tak, a może nie. W pewnym momencie do kelnerki przyczepił się jakiś pijany gbur. Zaloty pijaczka i takie tam, chociaż ona nie była do tego skora. Noiro wstał> J.: Chyba nie chcesz...? Dzieciaku zaraz dostaniesz w mordę i na tym skończy się bohaterzenie - powiedział głos, a pijaczek spojrzał na Noira. Pijaczek: E? Czego chcesz smarku? - zapytał - przetrzepać Ci skórę? - i zanim owy dzieciak coś odpowiedział, poleciał cios. Było to takie K.O. ale jednocześnie kelnerka miała okazję uderzyć pana metalową tacką, którą trzymała. Chociaż w akcie wdzięczności za próbę opatrzyli w barze dzieciaka, po czym udał się dalej w podróż. J.: A nie mówiłem? - zapytał ironicznie. Z/T |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bar with No Name | |
| |
| | | | Bar with No Name | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |