|
| Lake Conroe | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| | | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 21, 2016 11:26 am | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin Ze swojej kwatery, Amelia została pokierowana do głównego hangaru. W środku nieco się zmieniło. Przede wszystkim, ogromna przestrzeń była praktycznie pusta. W większości wypadków, dało się tutaj zauważyć batalion jednostek, gotowych do poderwania się do walki w każdej chwili. Do tego jeden lub dwa okręty wojenne - zadokowane wewnątrz tytana. Aktualnie było to gigantyczne, puste pomieszczenie. Prawie puste. Niedaleko od wejścia znajdowały się dwie istoty. Pierwszą był Daalkiin. Oficer doposażył się nieco, dołączając do pasa nóż oraz dwa pistolety które ISAC zidentyfikował jako VX55. Broń palna przypięta była z oczywistych względów po bokach. Do tego z tyłu znajdowały się dwa zdalne ładunki wybuchowe. Do tego dochodził osobisty zestaw pierwszej pomocy oraz wyglądający jak pistolet - detektor zwiadowczy. Wszystko wieńczyła klinga miecza Daalkiina. Czarnofutry nie brał dodatkowego opancerzenia, tak więc jego wygląd - poza tymi dodatkami - nie uległ zmianie od momentu opuszczenia kwatery kobiety. Drugą istotą znajdującą się w pomieszczeniu był myśliwiec - Ahrovokun. Kompan Daalkiina, który również został przygotowany specjalnie dla łowcy. Z resztą ISAC przetłumaczył kobiecie imię maszyny na język bardziej jej zrozumiały - wyświetlając na ekranie hełmu tłumaczenie "Cień Łowcy". Gdy kobieta zbliżyła się do nich, obaj zwrócili się ku niej. Oficer zmierzył ją spojrzeniem z góry na dół, oceniając w myślach jej przygotowanie. Następnie odezwał się do niej. -Wszechświat stał się niespokojnym miejscem. Ahrovokun zabierze nas na miejsce i zapewni wsparcie.Wyjaśnił oficer, kierując spojrzenie na dziób maszyny. Nie widząc powodu by niepotrzebnie czekali, Daalkiin wskazał kompance by podeszła bliżej. Gdy ta się zbliżyła, Ahrovokun teleportował dwójkę do kokpitu, usadzając ich w fotelach. Daalkiin oczywiście znalazł się z przodu, Amelia natomiast z tyłu. Karpatianka również miała dostęp do panelu maszyny, lecz w tym wypadku - myśliwiec dzielił się jedynie informacjami. Nie pozwalał sobą w żaden sposób sterować. Maszyna obróciła się w stronę wylotu z hangaru, ruszając natychmiast przed siebie. Myśliwiec nie rozpędzał się, więc chwilę zajęło wyjście z pustego hangaru. Tytan zatrzymał się na czas procedury startu. Nie było to w żaden sposób wymagane, bo przy tym poziomie technologicznym można było przemieszczać się z pełną prędkością - nawet przy szybkości światła. Gdy myśliwiec znalazł się na zewnątrz, Amelia znów mogła dostrzec pustkę kosmosu oraz Dur-Shurrikuna, ruszającego dalej ku swemu celowi. Tytan nie kierował się z nimi ku Ziemi. Gigant przeleciał nad myśliwcem, a następnie zniknął w nagłym błysku spowodowanym skokiem do innej części kosmosu. -Wykonamy skok bezpośrednio do atmosfery. Nie wystrasz się.Ostrzegł oficer, by nieco przygotować mentalnie Amelię - że zaraz z czerni kosmosu znajdą się w atmosferze planety - tuż nad swym celem. Tak jak ostrzegł - tak się stało. Krótki błysk i czerni zrobiła się biel nieba na którym się znaleźli. Myśliwiec ustawiony był poziomo względem ziemi - natychmiast zaczął swobodnie opadać, przyciągany przez grawitację. Wbrew jednak temu co pojawiało się na filmach, myśliwcem ani nie trzęsło ani nie wyły żadne alarmy oraz kontrolki. Tych ostatnich po prostu nie było. Myśliwiec - w momencie pojawienia się - znajdował się na pięciu tysiącach metrów. Wysokość zaczął wytracać błyskawicznie. Na dole czekała na nich niespodzianka, która nie umknęła uwadze maszyny. -Paalus koraavut. Widzę zagrożenie. Atakują ludność cywilną tej planety.Odezwał się myśliwiec, prezentując nad panelami trójwymiarowy obraz sytuacji. Celem zejścia był wysunięty głębiej ku jeziorze ląd. Na nim znajdowało się kilkunastu cywilów oraz piętnastu przeciwników określanych mianem "pancerniaków". Obraz był bardzo dokładny, przekazywany na żywo. Ponad dwu i pół metrowe, pancerne potwory - atakowały ludzi którzy przyszli tutaj odpocząć. Niedaleko znajdowała się sporych rozmiarów rozbita kapsuła z której musieli wyjść. -Kusah (interesujące)... Nigdy nie widziałem tylu w jednym miejscu. Wyrzuć mnie tutaj, Amelię odstaw na ziemię. My staniemy pomiędzy nimi, a ludźmi. Skieruj się na patrol po okolicy, a potem wróć do nas.-Tak, Thuri.Daalkiin wydał rozkaz, a następnie zniknął z kabiny, przeniesiony na zewnątrz. Znajdowali się teraz na około dwóch kilometrach, a futrzak postanowił dotrzeć na ziemię o własnych siłach - bez spadochronu czy jakiegokolwiek innego, pomocnego urządzenia. Oficer został przeniesiony nad kokpit, stając na nim łapami. Przez szybę, Amelia mogła go dostrzec bezproblemowo. Daalkiin spojrzał w dół, a następnie zeskoczył, dając nura - zupełnie jakby skakał do wody. Tylko według wyświetlanego obrazu - który natychmiast go uchwycił, nie znajdowali się nad woda, lecz nad ziemią. Na ewentualne pytanie o bezpieczeństwo, Amelia dostałaby odpowiedź, że "nic mu nie będzie". Kobieta mogła obserwować na hologramie lądowanie czarnofutrego - a Fenris który powinien być już w okolicy, mógłby to dostrzec na własne oczy. Odrodzony nie uczynił niczego specjalnego. Przed samym kontaktem z ziemią, samiec obrócił się w powietrzu i wylądował na ziemi kolanie. Rozniósł się przy tym po okolicy huk, a w powietrze wzniósł kurz. Był to efekt sięgnięcia po moc związanej z telekinezą. W ten sposób Daalkiin zamortyzował swój upadek. Do tego dochodziły jeszcze znajdujące się w jego ciele nanity, które zrobiły resztę. Czarnofutry wylądował dokładnie pomiędzy jakimś mężczyzną, a jednym z pancerniaków który zatrzymał się - zaskoczony nagłym pojawieniem się obcego. Oficer nie zwlekał z niczym. Pchnął przed siebie otwartą dłonią, co spowodowało, że jego moc cisnęła pancerniakiem na drugi koniec lądu, pod samą wodę. Nie zniszczyło go to, lecz odepchnęło kilkaset metrów dalej. Pozostał czternastu dookoła, gdyż zaczęli natychmiast ustawiać się przeciwko oficerowi - osaczając go. Dobrze wiedzieli z kim się mierzą. Amelia została w tym czasie zrzucona kawałek dalej, myśliwiec zbliżył się do ziemi - teleportował ją na trawę, a następnie odwrócił się i odleciał błyskawicznie w drugim kierunku, kierując się na wspomniany zwiad - szukając dodatkowego zagrożenia. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 21, 2016 3:34 pm | |
| //z Domu Juliet Birch, Nowy Orlean
Fenrir czuł się wspaniale przemierzając bezdroża stanów zjednoczonych w pełnym biegu. Niczym wiatr mijał kolejne lasy, pola, łąki i gospodarstwa. Pędził prowadzony do celu tajemniczą magią Lokiego. Powoli łapał go jednak głód. Czuł w pobliskich siołach obecność ludzkich istot, niczym niesioną na wietrze obietnicę wieczerzy. Powstrzymał jednak swój zmysł drapieżcy i skupił się na mniej satysfakcjonującej zdobyczy. W jednym z mateczników na północ od grodu Houston odnalazł łanię z młodym. Ich śmierć była szybka, choć prawdopodobnie nie bezbolesna, a wilkowi dodała sił przed nadchodzącym zadaniem. Przemierzanie okolicznych lasów jako zwierzę miało to do siebie, że rzadko kto zwracał uwagę na wilka między drzewami. Jednak po ulicach Houston nie mógł przecież paradować jako jedno z dzieci kniei. Oznaczało to przybranie na powrót możliwie ludzkich kształtów. Oznaczało także zmycie z siebie krwi, w której wilk był niemal po szyję, po ostatnim posiłku. Przed wyruszeniem do miasta zdecydował się więc odwiedzić jedno z jezior, o wiedzeniu którego wiedział również za sprawą ojcowskiej magii. Nie zdążył jednak jeszcze nawet zbliżyć się nad taflę wody gdy, jego nozdrzy dobiegł wszechogarniający zapach krwi. Stłamsił w sobie jakoś chęć zawycia, i co sił pognania w stronę masakry. Pamiętał jakim gniew potrafi być złym doradcą i swoją niedawną porażkę na ziemiach Nowego Yorku. Zamiast tego podkradł się tylko nad sam skraj lasu, w gęstsze krzaki, skąd miał dobry widok na wydarzenia dziejące się niewiele dalej. Grupa ludzi walczyła...była mordowana...przez dziwnych agresorów w błyszczących zbrojach. Ojciec nakazał mu obserwować, a lepsza okazja mogła się nie nadarzyć. Fenrir starał się zapamiętać jak najlepiej wszystko co mógł o nieznanym wrogu ludzi. Siłę, uzbrojenie, taktykę, czy jakiekolwiek oznaki litości w działaniach. Wszystko, nawet najdrobniejszy szczegół mogło okazać się przydatne. Nagle z nieba z ogromną prędkością spadł kolejny obiekt. Poruszał się tak szybko, że wilk ledwo mógł dostrzec ten ruch, po czym zawisł nad polem walki. Czy było to nadciągające wsparcie, środek transportu, czy kolejna broń Fenris mógł tylko zgadywać. Wtem ze statku wyskoczyła kolejna istota, o której wilk pewien był że nie jest ziemskiego pochodzenia, lecz zamiast przyłączyć się do rzezi na ludziach, ta stanęła w ich obronie. Fenris był pod niemałym wrażeniem brawury nowego wojownika, gdy ten jak gdyby nigdy nic wylądował między stworami, po czym jednym uderzeniem posłał jednego z nich wysoko nad polem walki, nie tak daleko od kryjówki wilka. Fenrir raz jeszcze zwalczył w sobie chęć opuszczenia kryjówki i pobiegnięcia aby walczyć wraz z nieznajomym. Miał tutaj swoje zadanie, cała chwała z tej walki przypadnie więc czarnofutremu przybyszowi. O ile zwycięży rzecz jasna. Zamiast tego wilk wpadł na inny pomysł. Nim odziany w pancerz stwór doszedł do siebie, skoczył w jego stronę. W tym czasie poczuł nosem pojawienie się kolejnej istoty kosmicznego pochodzenia. W miarę biegu przybrał znowu swoją bitewną formę, tak że był teraz na równi z blaszanym wrogiem. Podbiegł na skraj wody i dał nura w toń. Szybko pokonał pod wodą dystans dzielący jego i stwora. Wypadł z tafli jeziora po drugiej stronie, chwycił przeciwnika i pociągnął za sobą w głębiny. Miał zamiar wykorzystać pazury, masę wroga, oraz fakt, że Asgardczycy potrafią bardzo długo wytrzymać bez oddechu. Jeśli to nie poskutkowało, a pancerz wroga wytrzymałby kilka pierwszych ciosów, rozejrzałby się za inną bronią mającą większe szanse spenetrowania obrony przeciwnika. Nie mając lepszego pomysłu złapałby szybko za wijący się ogon stwora zakończony ostrzem i wbiłby mu je z całej siły w podniebienie. Jeśli przebiłoby pancerz, rozrobiłby ostrzem czaszkę wroga, aż ten nie przestałby się ruszać. Wtedy spróbowałby zaciągnąć szybko truchło do lasu w celach dalszych oględzin.
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Nie Sie 21, 2016 5:44 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 21, 2016 4:51 pm | |
| " Teleportacja to całkiem fajny sposób podróży", skomentowała w myślach widząc, że po zaledwie paru krokach jest już niedaleko głównego hangaru. Zaśmiała się cicho pod nosem i nieco przyspieszyła kroku. Wchodząc do hangaru przeżyła mały szok. Kiedy ostatnio tu była roiło się tu od różnych myśliwców, krążowników i innych pojazdów kosmicznych w różnych rozmiarach. Teraz swój kąt znalazło by tu echo. W hangarze było wręcz przeraźliwie, szczególnie biorąc pod uwagę jego rozmiary, pusto. Rozejrzała się i po jej placach aż przeszedł nieprzyjemny dreszcz. " W takich miejscach mogły by siedzieć duchy", pomyślała, po czym potrząsając głową by odpędzić niechciane myśli ruszyła szybkim krokiem w stronę jedynych istot poza nią w tym ogromnym hangarze. Przyjrzała się Daalkiinowi dochodząc do wniosku, że wilk miał rację. Ten samiec ewidentnie nie przepada za noszeniem czegoś. Podejrzewała, ze mundur ma tylko po to, żeby mieć gdzie przyczepić broń. Skinęła głową kompanowi samca. Dzięki ISAC-owi dowiedziała się co oznacza imię myśliwca, co wiele tłumaczyło. Stateczek zachowywał się gdy go ostatnio widziała dokładnie jak cień. Widząc oceniające spojrzenie samca czekała na jakieś komentarze, których się jednak nie doczekała. Uśmiechnęła się i grzecznie podeszła bliżej mając na końcu języka komentarz" to kiedyś był spokojny?". Nie powiedział jednak nic. Po przeteleportowaniu ułożyła się wygodnie na siedzeniu. Przez przyczepioną na plecach broń nie bardzo mogła się oprzeć więc musiała siedzieć prosto, ale nie specjalnie jej to przeszkadzało. Rozejrzała się spokojnie po wnętrzu myśliwca podczas gdy wylatywali z pokładu Dura. Tak jak za pierwszym razem kosmos zrobił na niej wrażenie. Lekko zmrużyła oczy widząc błysk, gdy Dur ruszył gdzieś. Widocznie nie miał zamiaru zostawać. Nie specjalnie ją to dziwiło. Kiwnęła głową przygotowując się psychicznie na przeskok. Jak się okazało niezbyt skutecznie bo i tak nagła zamiana ciemności kosmosu na biel nieba i tak mocno zaskoczyła.Zamrugała szybko. Niemal natychmiast poczuła lekką słabość, ale nie było to w najmniejszym stopniu to czego się spodziewała. Zakręciło jej się lekko w głowie, ale po chwili uczucie, że powinna iść spać ustąpiło. Został jedynie lekki ucisk w okolicy skroni, jakby spała o godzinę za krótko i nie do końca się wyspała. Zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy. Zaczęła bardzo powoli i głęboko oddychać, sycząc cichutko przy wydechu, by odpędzić ten nieprzyjemny ucisk, choć była pewna, że nawet gdyby nie zelżał byłaby w stanie całkiem normalnie funkcjonować. Był nieprzyjemny i wywoływał chęć ziewania, ale nic poza tym. Odchyliła głowę, potrząsnęła i spojrzała ponownie przed siebie, bardziej zdziwiona, że nic nie trzęsie niż że nie chce jej się spać czy nie bolą jej oczy od jasnego dziennego światła. Bez patrzenia na zegarek wiedziała, że jest właściwie sam środek dnia. Do wieczornych godzin, gdy zazwyczaj się budziła jeszcze daleko, a ona jest na nogach. Z rozmyślań na temat nie do końca normalnego zachowania jej organizmu wyrwał ją komunikat myśliwców. Aż gwizdnęła widząc obraz prezentowany przez statek. Nawet nie mrugnąć, a Daalkiin stał na kokpicie statku z wyraźnym zamiarem skoku. Otworzyła szeroko usta, ale rozmyśliła się. Przecież samiec nie jest idiotą. Nie skakałby gdyby nie miał pewnosci, że bezpiecznie wyląduje. Nie mogła jednak powstrzymać lekkiego ukłucia niepokoju, gdy samiec skoczył. Odetchnęła dopiero gdy na hologramie zobaczyła, ze wylądował bezpiecznie i od razu ruszył do działania. Sama została wysadzona kawałek dalej. Niedaleko właściwego pola walki. Zanim ruszyła pomóc Daalkiinowi, który zdążył rzucić jednym pancerniakiem do wody wyłapała ruch. Coś, a może ktoś szedł do stwora w wodzie. Ona jednak zajęła się odganianiem robaków. - Oni mają jakieś słabe punkty? Spytała eter, sięgając po pistolet. wycelowała w jednego, który zbliżał się do Daalkiina z boku ewidentnie chcąc go wraz z kompanami otoczyć. Celowała w miejsce, gdzie zazwyczaj na szyi bije puls. Wystrzeliła i zaraz złapała dwóch innych telekinezą za długie ogony z całą mocą ciągnąc ich w stronę wody.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 21, 2016 6:48 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin ISAC odpowiedział na pytanie Amelii, wyświetlając prostą informację = "brak'. Oczywiście nie świadczyło to o niezniszczalności przeciwników - a po prostu ich dobrym opancerzeniu. Niemniej jednak karpatianka była dobrze uzbrojona. Pocisk przebił pancerz, przeciwnik wydał z siebie jakiś warkot, łapiąc się za szyję i padając na ziemię. Kula zrobiła pokaźną dziurę, wyłączając go z walki. Gorzej poszło z drugą mocą kobiety, gdyż próba pociągnięcia obu stworów spełzła na niczym. Byli najzwyczajniej w świecie za ciężcy. ISAC pokazał, ze pojedynczy pancerniak ważył jakieś półtorej tony. Choć poruszali się szybko, jak na taką masę. Była to jednak kwestia wspomagania oraz dostosowania. Fenrisowi udało się wciągnąć rzuconego pancernika pod wodę. Stwór przez pierwszą sekundę był zaskoczony - nie spodziewał się bowiem, że w wodzie coś może na niego czekać. Daalkiin nie uczynił mu jednak specjalnej krzywdy, a jedynie odepchnął swą mocą. Stąd pozostał on w pełni sił by móc się bronić - i to uczynił. Woda nie była miejscem gdzie dało się skutecznie manewrować - nie będąc przystosowanym do życia w niej. Uderzenia wilka powodowały wgniecenia na pancerzu - były efektywne, jednak nie wystarczająco by pozbyć się pancernika jednym strzałem. Wróg to wykorzystał - i ogon który wilk planował złapać, przeciął wodę niczym strzała, a następnie zatopił swe ostrze w ciele Fenrisa. Wilk poczuł jak ostrze wbiło się w jego brzuch, kierując się do góry pod żebra. Stworzenie próbowało go zabić tym pierwszym atakiem. Mimo bestialskiego ataku na cywili - niedoceniony przeciwnik potrafił walczyć. Lub przynajmniej potrafił zabić. Walka w wodzie nie wyszła by mu na dobre, tak więc wbite ostrze zostało wykorzystane w roli katapulty. Ogon szarpnął Fenrisem i wyrzucił go ponad taflę wody - prost w kierunku Daalkiina oraz pozostałych trzynastu żywych pancerniaków. Wilkowi przyjdzie zderzyć się z ziemią, tuż przed grupką. Jak wyląduje - zależy już od niego. Lekkie zamieszanie z "przylotem" Fenrisa, które powstało pomiędzy pancerniakami - wykorzystał Daalkiin. Klinga miecza oficera odczepiła się od pasa i wystrzeliła ku wrogowi znajdującemu się centralnie przed Daalkiinem. Miecz uruchomił się w locie, wysuwając białe, energetyczne ostrze oraz przecinając pancerniaka niczym masło - na wysokości klatki piersiowej. Jednego mniej. Kolejny postanowił wykorzystać okazję i wyprowadzić cios przerośniętymi pazurami. Czarnofutry uchylił się jednak, odwracając drugą, wolną dłoń - ku atakującemu. Następnie zgiął swe palca i uniósł dłoń do góry, łapiąc swą mocą przeciwnika i miażdżąc go przy tym od środka. Uruchomiony miecz nadal znajdował się w powietrzu. Sześciu przeciwników nie wytrzymało i zaatakowało jednocześnie. Czterech od lewej strony. Daalkiin dojrzał ich ruch, posyłając ku nim ostrze. Pierwszy w linii próbował wykonać blok - bezskutecznie, gdyż białe energetyczne ostrze bezproblemowo przecięło go tak samo - jak jego kompana wcześniej. To samo stało się z pozostałymi trzema. Dwóch z kolei zaatakował od prawej strony - plecy czarnofutrego. Na nich czekała jednak inna niespodzianka. Świst kul przeszył powietrze, przebijając ich korpusy na wylot i pozostawiając w nich ogromne dziury. Czternasty pancerniak wynurzył się z wody, kierując się powoli ku grupce. Amelia w ten usłyszała głos Ahrovokuna, którzy rzucił proste, krótkie polecenie. -Wah golt! Na ziemię!Karpatianka powinna domyślić się, co zaraz się wydarzy i dlaczego warto przytulić trawę. Fenris nie mógł usłyszeć tej komendy, gdyż nie posiadał żadnej łączności z maszyną. Niemniej jednak Daalkiin - skoro już wiedział o jego obecności, bo znajdował się kilka metrów dalej - wbił go w trawę swą mocą. Wilk po prostu poczuł się tak, jak gdyby ktoś coś nagle na nim położył. Bardzo ciężkiego, lecz nie na tyle by go zmiażdżyć. Co najwyżej rana zapiecze. Jednocześnie przy tym, oficer puścił przeciwnika którego zmiażdżyła jego moc, a sam padł na ziemię. W tym momencie po okolicy rozniósł się odgłos wystrzałów z ciężkiej broni automatycznej. Myśliwiec którym przylecieli tutaj przedstawiciele The Core, wyłączył kamuflaż dokładnie za plecami stwora którego obił Fenris - rozpoczynając bezlitosny ostrzał. Kule najpierw przeszyły najbliższego, a następnie sponiewierały pozostałych pancerniaków - mordując ich jednego po drugim i nie dając im najmniejszych szans. Na uwagę zasługiwała skuteczność ostrzału. Ahrovokun nie ostrzelał ślepo okolicy, lecz precyzyjnie celował do poszczególnych wrogów - likwidując wyłącznie nich, a nie otoczenie. Gdy ostrzał ustał, Daalkiin podskoczył do góry, rozglądając się dla pewności. Amelia dostała informację od ISACa "Nie wykryto zagrożenia". Fenris został puszczony i mógł się podnieść... natomiast Ahrovokun podleciał bliżej, zatrzymując się tuż nad ziemią - za Fenrisem. Myśliwiec skierował się centralnie na niego, "pilnując go" oraz obserwując. Ot nieznany stwór który podjął walkę z ich wrogiem. Pytanie - czy był po ich stronie, czy może kolejna strona konfliktu? -Ktoś ty?Rzucił do nieznajomego oficer. Daalkiin dostrzegł jego ranę, jednak nie mógł teraz nic na to poradzić. Z resztą organizm Fenrisa powinien zacząć goić ranę, zapewne nie stanie się to od razu - gdyż rana była poważna. Niemniej jednak na pewno nie będzie musiał siedzieć nad tym tyle, co ludzie. Z resztą oficer chętnie mu pomoże, gdy już dowie się z kim ma do czynienia oraz czyją stronę obcy trzyma. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 21, 2016 8:07 pm | |
| Fenris walczył chwilę z jednym z przeciwników pod taflą wody. Wypracowany sobie element zaskoczenia spełzł na niczym, gdy okazało się że pancerz stwora jest w stanie wytrzymać, osłabione oporem wody, ciosy wilka. O sekundę za późno zwrócił uwagę na ogonie bestii, który to przecinając wodę wbił się w brzuch wilka. Jedyne co Fenris mógł zrobić to złapać za pędzącą ku niemu stalową kończynę i osłabić siłę ciosu. Pod wodą jednak nie mógł też odpowiednio zaprzeć się nogami, efektem czego ostrze na końcu ogona wbiło mu się w brzuch, przebijając twardą skórę Asgardczyka. Na szczęście wilk zdołał "zawisnąć" na końcu ogona, nie pozwalając mu na wbicie się głębiej w ciało. Stwór natomiast wykorzystał impet tego samego uderzenia, aby posłać Fenrisem prosto w krąg walczących. Wywołując w powietrzu kaskadę kropel wody wilk poleciał niczym wyjątkowo mokra kometa, a jedyne co zostało mu w kwestii lądowania, to schować głowę pod ramionami. W miarę bezpiecznej pozycji zarył w ziemię między walczącymi, ostawiając w glebie niemałą bruzdę. Wilk już miał zamiar się podnieść z pleców, gdy niewidzialna siła przygniotła go z powrotem do ziemi. Niespodziewany nacisk odebrał mu na chwilę oddech. Wilk odruchowo zakaszlał resztką wody z jeziora. Rana w brzuchu zapiekła tak, jak dwóch gigantów przydepnęło ją butem. Potem rozległy się kolejne trzaski, czy huki. Wilk nie musiał się szczególnie oglądać żeby wiedzieć co się stało. Odgłosy walki ucichły w jednym momencie. Rozsądek kazał wierzyć że stwory rozszarpały dzielnego wojownika, jednak węch podpowiadał wilkowi ten mniej prawdopodobny scenariusz. Ciężar ustał tak nagle jak się pojawił, lecz wilk nieszczególnie kwapił się do wstawania. Rana w brzuchu dopiero zaczynała się goić, a kark bolał go po niefortunnym lądowaniu. Innymi słowy nic do czego nie był niegdyś przyzwyczajony, jednak wieki w jego więzieniu zrobiły swoje. Bardziej jednak zastanawiało go co powie ojcu, gdy zapyta czemu znowu przegrał swoją pierwszą walkę, albo jeszcze lepiej, czemu właściwie do niej dopuścił? Z przemyśleń wyrwało go dopiero uczucie bycia obserwowanym. Gdy usłyszał głos nieznajomego. Podniósł się i stanął z nim twarzą w twarz. - Mógłbym cię zapytać o to samo, nieznajomy. Zwą mnie Ulf. - powiedział krótko tamtemu wyciągając ku niemu szponiastą łapę. Przynajmniej przy futrzanym nieznajomym nie odczuwał konieczności przybrania ludzkiej formy co bardzo go cieszyło. - Przebywałem niedaleko gdy dobiegły mnie odgłosy walki. Twa waleczna postawa przysparza ci chwały wojowniku. Nie mogłem stać bezczynnie patrząc jak walczysz. - dodał czując że wymagane jest więcej wyjaśnień. Skorzystał z okazji by tym razem dokładnie przyjrzeć się wojownikowi. Jego czuły węch prawdopodobnie nie dostarczał mu wielu informacji, jednak obcowanie z nieznanymi dotąd zapachami było bardzo satysfakcjonujące. - Nie przybyłeś tu przypadkowo, prawda? Wiesz co tu się dzieje? Fenrir rozejrzał się po pobojowisku. Żywych nigdzie nie było widać, prawdopodobnie uciekli. Ciekawiły go natomiast ciała poległych wrogów, oraz tajemnicza kapsuła zdająca się być ich pojazdem. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Sie 23, 2016 7:19 pm | |
| " Nie no super. Przeciwnik bez słabych punktów... To wcale nie jest zabawne...", pomyślała widząc odpowiedź sprzętu. Jak walczyć z czymś co nie posiada słabości? " Może się z nimi zakumplujemy...", zakpiła w myślach. Oczywiście, jak to w jej przypadku wyjątkowo często bywa, myśli to jedno,a działanie to zupełnie inna bajka. Mogła kpić sama do siebie, wyzywać i denerwować się, ale mimo to nie widać było w jej czynach najmniejszego wahania. Wśród jej najróżniejszych myśli nie pojawiała się właściwie nigdy jedna- by uciec i mieć wszystko w nosie. Dopuszczała jedynie taktyczny odwrót, który z góry zakładał powrót do działania jak najszybciej. Nie specjalnie się zdziwiła, że jej ciągnięcie za ogony niewiele dało. Raczej tylko wkurzyła te stwory niż rzeczywiście im zaszkodziła. Nic dziwnego. Byli o jakieś pół tony za ciężcy dla niej. " Czas odwiedzić siłownię". Przynajmniej strzał z broni podziałał. Jednego mniej. Już miała zrobić to samo z kolejnym, gdy w jej uszach rozległ się rozkaz " na ziemię". Pół sekundy później leżała z policzkiem przy ziemi, z dłońmi na wysokości ramion, jakby załamała się przy robieniu pompki. Usłyszała nad sobą strzały. " No i po zabawie chłopcy", rzuciła w myślach, wstając gdy tylko wszystko ucichło. Stanęła o krok za Daalkiinem obserwując stwora, który chyba próbował im pomóc. Niestety tylko na tym sam ucierpiał. Patrzyła współczującym wzrokiem spod zmarszczonych brwi na jego ranę jednocześnie zastanawiając się kim właściwie jest stworek. Trochę przypominał Desorinów, ale nie do końca. Coś mówiło jej, że jest kimś innym. I jest : przyjacielem" nie wrogiem, ale nie odzywała się. Tu dowodzi Daalkiin i on rozmawia. Miała tylko nadzieję, że jeśli jej przeczucie okaże się trafne stworek pozwoli sobie przynajmniej opatrzyć tę okropną ranę na brzuchu. Troszkę bawiło ją zachowanie statku. Czekała, aż zacznie dźgać nieufnie stworka. To by tak doskonale pasowało. A przynajmniej według niej. O mało się nie roześmiała wyobrażając sobie to. Brew zadrgała jej nerwowo, gdy stworek, Ulf, w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. " Co ja niewidzialna? Kolo stoję tu. Dokładnie przed tobą." Nie chodziło o to, że Ulf nie powiedział nic osobno, bezpośrednio o niej, tylko, że w ogóle nie zważa na jej obecność. " Zdejmujemy", rzuciła w myślach unosząc ręce do swojej głowy i unosząc hełm do góry, zdejmując go. Potrząsnęła lekko głową. Hełm wzięła w obie dłonie i trzymała luźno przed sobą, stojąc w lekkim rozkroku, ale ciężar ciała opierając na lewej nodze. " Teraz chyba mnie widzisz Ulfik". Już wcześniej stała o krok za Daalkiinem, ale lekko z boku więc była całkowicie widoczna,ale teraz dodatkowo lekko się wychyliła. Poniuchała powietrze. Teraz była już niemal całkowicie pewna, że ich towarzysz nie jest Desorinem. Na pokładzie poznała ich zapach dość dobrze by wyczuć różnice. Już wcześniej jej węch mimo hełmu wyłapał różnice, ale ona wolała niuchać bez niego. Po prostu jeszcze się nie do końca przyzwyczaiła, że hełm nie ogranicza jej zmysłów. Normalnie przecież mając coś na twarzy, jak w tym przypadku, jej węch byłby przynajmniej przytępiony. - Przydałoby się to opatrzyć, a przynajmniej przemyć Rzuciła cicho, gdy już uznała, że może się odezwać, wskazując głową na ranę Ulfa. Czekała z odezwaniem się, do momentu, aż Daalkiin zada wszystkie swoje pytania i wyjaśni co trzeba.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Sie 24, 2016 1:45 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin Daalkiin nie skomentował pierwszego wypowiedzianego przez wilka zdania. On zadał pytanie pierwszy, on również posiadał przewagę taktyczną - jak i liczebną. Niemniej jednak czarny, wielki (zły) wilk - przedstawił się. Należało więc odpowiedzieć, co Odrodzony uczynił. -Daalkiin. Za tobą jest Ahrovokun, obok mnie - Amelia. Jesteśmy z The Core.Odpowiedział swemu rozmówcy, podnosząc swe ręce i krzyżując je na klatce piersiowej. Miecz w tym czasie wyłączył się, będąc w powietrzu - i wrócił na miejsce do pasa swego właściciela, poprowadzony przez jego moc. Daalkiin odmówił podania obcemu dłoni. Nie była to kwestia brzydzenia się - co kultury oraz bezpieczeństwa. Niemądrym było podawać komuś dłoń pomiędzy pazury. Zwłaszcza komuś kogo się nie znało. Zrobienie sobie wtedy krzywdy, nie było niczym szczególnie problematycznym. -Na wojnie nie walczy się dla chwały.Rzucił krótko, zsuwając ręce na powrót na dół, by swobodnie zwisały opuszczone wzdłuż ciała. -Bycie wyrzucanym z wody na wrogim ostrzu, dalece ma się od walki.Skwitował krótko. Po prostu musiał, Daalkiin poczuł taką wewnętrzną potrzebę. Było to trochę nieprofesjonalne, niemniej był szczery. Nikt mu nie powie, że nie był. Puzzle dało się samemu poukładać. Ulf nie miał doświadczenia w walce z tymi istotami, inaczej nie próbował by jednej z nich wciągnąć pod wodę. Do tego tak opancerzonej. Do tego nie do końca oficer zgodził się z tym, że wilk chciał mu pomóc. Z ukrycia na wiele by się nie zdał. Przy jego rozmiarze, nadawałby się bardziej pomiędzy pancerniaków - niż Daalkiin. Czarnofutry obrócił się w kierunku Houston, wskazując gestem łba na znajdujące się nie tak daleko miasto. -Oto nasz powód przybycia. Wasz problem. Nasza wojna.Odpowiedział, zatrzymując się na chwilę, by przyjrzeć się ponownie miastu otoczonemu barierą, nad którym unosiło się pięć maszyn, cztery mniejsze okręty oraz jeden okręt dowodzenia. Oficer postawił uszy, gdy usłyszał głos Amelii. Rana, tak. Odwrócił się ponownie ku Fenrisowi oraz znajdującemu się za nim myśliwcowi, który cały czas pilnował zachowania wilka. Dlatego też oficer był rozluźniony, wręcz spokojny. Wiedział, że jest kryty przez zmechanizowanego kompana, który z obecnej tu grupy - po prostu zareaguje najszybciej, cokolwiek się nie wydarzy. -Potrzebujesz z tym pomocy?.Zapytał, kierując spojrzenie na ranę, która znajdowała się na brzuchu wilka. Byli w stanie ją wyleczyć. Pytanie czy obcy w ogóle chciał od kogoś pomocy. Pomoc była bowiem czymś, co często ciężej było przyjąć - niż zaoferować. Kilkanaście metrów dalej zaiskrzyła spora kapsuła z której wcześniej wyskoczyli martwi już pancerniacy. Ani Daalkiin ani myśliwiec nie zwrócili na to uwagi. Zapewne urządzenie było po prostu uszkodzone lądowaniem. |
| | | James Rhodes
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 19/09/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Sie 24, 2016 2:30 pm | |
| Dotarcie do Houston zajęło mu dłużej niż przypuszczał. Nie był to jednak czas zmarnowany. Przeglądał w tym czasie wiadomości i w razie czego przeglądał bazę danych Avengers pod kątem kosmitów którzy zaatakowali New York. Istniała możliwość, że to ci sami. Już z dala zauważył kopułę okrywającą miasto (bo ciężko było jej nie zauważyć). Szczerze to zapomniał o niej przez chwilę. Będzie musiał coś pokombinować, żeby się przedrzeć, albo zwyczajnie poczekać. Oby miał jajogłowych do pomocy. Z tego co słyszał to Banner był na misji, więc na niego nie będzie mógł liczyć. Zauważył jednak coś ciekawego przed samą barierą. Wyglądało na jakieś istoty i statek. Zauważywszy to, wylądował by nie zwracać na siebie uwagi. War Machine nie był zaprojektowany do działania po cichu, ale z tej odległości powinien dać radę nieco się zbliżyć.
Poszukał jakiegoś drzewa czy kamienia, które zasłoniłoby go dla nieznajomych, ale pozwoliłoby mu także się im przyjrzeć. -JARVIS, zoom- mruknął do oprogramowania- Ta, tak może być- rzekł kiedy poziom zbliżenia mu pasował. Było na tyle duże by widział nieco więcej detali, wciąż pozwalając mu na patrzenie na kilka postaci naraz. Niewykluczone, że poznają jego pozycję i wolałby od razu zauważyć, że zmierzają w jego stronę od razu, zamiast gdy przykładają mu lufę do głowy. Wziął chwilę by przyjrzeć się dziwnym istotom. O dziwo najdziwniejszym elementem tego obrazka była zwykła dziewczyna, ale to tylko dlatego jakie towarzystwo ją otaczało. Ciekawe czy była tu wbrew swojej woli. Najbardziej martwił go statek. To on byłby jego pierwszym celem. Dominacja w przestworzach była dla niego kluczowa, gdyby miał walczyć z nimi. Wykonał kilka zdjęć tej całej grupce, upewniając się, że na chociaż jednym twarzyczka dziewczyny jest wyraźnie widoczna. Podesłał te zdjęcia zarówno przełożonym w wojsku jak i Mścicielom oraz SHIELD. Nastawił mikrofon kierunkowy w kierunku bandy dziwaków. Nie miał funkcji nagrywania, ale mógł spamiętać co nieco. Najciekawszą informacją jaką wyłapał była informacja, że są "z The Core". Nie kojarzył tej nazwy, więc to pewnie pochodzi z gwiazd. Nie wiedział za to jak odebrać ich powód przybycia. Więc są z nami, czy przeciwko nam? A może raczej czy chętniej zabijali by kosmitów niż naszych. Dookoła nich leżały istoty niepodobne do nich, więc zapewne chwilę temu walczyli. W chwili kiedy byli cicho, przypomniała mu się reszta informacji które chciał uzyskać. -JARVIS, czy oni pokrywają się z tymi z NY? A i czy po skanie twarzy tej dziewczyny, masz jakieś informację o niej?- rzucił cicho w środku zbroi by nie zagłuszyć niczego co oni powiedzą. Chętnie by wskoczył od razu do walki i strzelał we wszystko co się rusza i nie z Ziemi, ale wolał zebrać jak najwięcej informacji. Pewnie tak się przyda bardziej, niż martwy. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Sie 24, 2016 4:52 pm | |
| Fenris był w niemałym szoku widząc że pod kostiumem jednego z nieznajomych znajduje się kobieta. Do tego węch podpowiadał mu że jest przynajmniej po części ludzka. Być może była jednym z tych "mutantów" o których tyle słyszał, albo nosiła zapach miejsca skąd przybyli nieznajomi. Na szczęście od zbyt długiego wpatrywania, niemal gapienia się powstrzymał go czarnofutry. Słysząc imię okrętu zaryzykował odwrócenie się. Myśląc że obcy przywołuje imię pilota statku, skinął głową mniej więcej w stronę kokpitu. Wspomnienie imienia kobiety znów dało mu pretekst przyjrzenia się jej. Pomimo najszczerszych starań wzrok wilka nie był w żadnym stopniu przyjacielski. - Wybaczcie moją ignorancję, ale ten tytuł nic mi nie mówi - Fenris wyczuł wyraźnie że "The Core" zabrzmiało jak coś, co powinno dać wiele do zrozumienia tym, którzy wiedzą co to oznacza. - Nie wiem gdzie leży The Core, ale rodzą się tam wspaniali wojownicy, a to że nie walczyłeś dla chwały, nie znaczy że nie zyskałeś jej mych oczach. Na docinek o porażce w walce wilk zawarczał gardłowo. Sama porażka bolała go bardziej niż rana w brzuchu i nie potrzebował kpin, czy wypominania tego tematu. - Nie mam broni, czy zbroi, za którymi mógłbym się schować wojowniku... - Fenris zwrócił uwagę na latający miecz, który sam przytwierdził się do pasa rozmówcy. - ...ale to nie umniejszało mojej potrzeby pomocy ci...wam. Miałem szansę, nie wykorzystałem jej. - Tyle. Fenris nie był dobrym mówcą, ale się starał. Czuł jednak że jego rozmówcy nie mają wobec niego złych zamiarów więc pozwolił sobie się rozluźnić. Z jego rozmówców bił spokój, nie chęć walki. Podążył za wzrokiem mężczyzny, który przedstawił się jako Daalkiin. Znowu zawarczał gardłowo na ten widok, a jego oczy zwęziły się. Mury miasta zwanego Houston były otoczone jakimś rodzajem magicznej bariery. Fenris nienawidził magii. Dopiero teraz uzmysłowił sobie że obcy powiedział "wasz problem". Pomimo oczywistej odmienności wilka od leżących tu i tam ludzkich zwłok, został uznany za mieszkańca tych ziem. Był pod niejakim wrażeniem otwartości umysłu swojego rozmówcy. Na pewno nie był kimś, kto ocenia po wyglądzie. - Brzmisz, jakbyś znał tego wroga. Jak można z ich pokonać? - Odpowiedział nie spuszczając wzroku z bariery. - I czego mogą chcieć od tych ziem? Po tych słowach wilk poczłapał powoli do jednego z leżących przeciwników, złapał oburącz za płyty pancerza na jego głowie i pociągnął. Niestety hełm w żadnym wypadku nie chciał ustąpić. Podczas tego wysiłku dała mu się we znaki rana. Odrzucił kawał żelastwa i złapał się za okolice brzucha. Na ten widok kobieta przedstawiona jako Amelia zaproponowała pomoc. Nie nawykły do jakichkolwiek oznak współczucia Fenrir złapał się na krótkim wyrazie absolutnego zdziwienia. Wpatrywał się chwilę w Amelię jakby nie był pewien co usłyszał. - Nie. Nie warto marnować czasu. Jestem w stanie walczyć. - odparł znowu butnie gdy odzyskał rezon. Oczywiście rana nie absolutnie nie wyglądała jakby można było z nią biegać, a co dopiero walczyć. Nie wiedząc o nadzwyczajnych umiejętnościach regeneracji wilka, mogłaby nawet wyglądać na potencjalnie śmiertelną. Nie znaczy to że gdyby jednak i tak oferowali pomoc, wilk nie oponowałby dalej. Do walki jednak potrzebował broni, a o tę trudno było na ludzkim polu piknikowym. Wilk nachylił się więc nad ciałem jednego z przeciwników i przyjrzał się tym nieszczęsnym ostrzom na ich ogonach. Faktycznie wyglądały na ostre. Zresztą doświadczył tego na własnej skórze, a nawet niewiele Asgardzkich broni było w stanie tego dokonać. Po chwili namysłu wilk postawił ciężką łapę na truchle i z całej siły pociągnął za ostrze na ogonie, co jakiś czas wyginając je to w jedną to w drugą stronę. Gdy koniec ogona w końcu puścił podszedł jeszcze do tego, który wbił mu ogon w brzuch i jemu też z niemałą satysfakcją oberwał fragment ogona. W ten sposób zrobił sobie dwa długie sztylety, całkiem nadające się do walki przy jego wzroście. Przełożył oba do lewej dłoni, bo nie miał ich gdzie przytwierdzić i raz jeszcze zapytał obcych: -Ilu was jest? Przydam się na coś? Ostatnie pytanie zadał z nutką nadziei w głosie. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Sie 24, 2016 7:20 pm | |
| Wywołana z imienia skinęła głową uśmiechając się przy tym lekko. Nie był to jej zwyczajny, przyjazny pełen ciepła uśmiech, raczej jego bardziej powściągliwa służbowa wersja. Nie mogła jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu rozbawienia, gdy wilk zaczął się na nią zwyczajnie gapić po tym jak zdjęła hełm. Widać po nim było, że jest wręcz zszokowany. Zastanawiała się tylko co dokładnie tak zaskoczyło Ulfa. Jej wygląd, który często oddziaływał na innych w jej otoczeniu, czy sam fakt, że w pancerzu siedzi kobieta. Patrząc na to, że wilk raczej do ludzkich istot nie należał stawiała na to, że chodzi raczej o jej płeć. Z trudem powstrzymała się od pełnego irytacji westchnięcia. Zdaje się, że nie tylko jej wujek uważa, że kobiety nie powinny walczyć. Jej uśmiech przygasł, choć nie znikł całkowicie. Czaił się w kącikach ust i lekkich zmarszczkach wokół oczu. -The Core to nie miejsce Wybuchnęła śmiechem mrużąc lekko oczy. Przechylając delikatnie głowę spojrzała na Wilka. -To organizacja. A Ahrovokun to imię samego statku Wytłumaczyła spokojnie widząc jak nie pewnie samiec kiwa głową w stronę kokpitu. Pewnie spodziewał się tam pilota. Przewróciła oczami słuchając Daalkiina. On po prostu nie mógł powstrzymać się od choć lekkiej kpiny, a wilka ewidentnie to zdenerwowało. Westchnęła tylko cicho słysząc zapewnienia Ulfa co do rany. Może i zaraz się zagoi, podejrzewała, że Ulf posiada zdolność szybkiej autoregeneracji, ale nawet jeśli ranę należało by chociaż przemyć. Upadając wilk zabrudził ją, a i woda nie należała chyba do najczystszych. Widać jednak było po reakcji samca, że nie przywykł do przyjmowania pomocy. Gdy o tym wspomniała spojrzał na nią jakby nagle wyrosły jej co najmniej dwie dodatkowe łowy, a jedna z nich zaczęła jodłować. Wreszcie uśmiechnęła się całkiem po swojemu. Ciepło i przyjaźnie widząc jak wilk rwie się do walki. Obserwowała jak próbuje oderwać ostrza z ogonów pancerniaków i kręciła głową z szerokim uśmiechem. Odpowiedź jednak zostawiła Daalkiinowi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Sie 25, 2016 4:35 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin Rhodes, poprzez nieostrożne podejście, został wykryty zanim jeszcze dotarł na miejsce. Z resztą nie śledzili go sami obcy, co po prostu lotnictwo stanów zjednoczonych. ISAC znajdujący się na ramionach Amelii oraz Daalkiina, już dwadzieścia kilometrów przed dotarciem, poinformował o zbliżającym się obiekcie. -Obiekt zbliża się z dużą prędkością.Rzucił w przestrzeń, tak więc informację usłyszeli wszyscy, nawet Fenris. Nie poszło bowiem przez żadne komunikatory, lecz "głośnik". Daalkiin, jako aktualnie dowodzący operacją, zareagował na sygnał natychmiast. Tutaj sprawa była prosta. -Ahrovokun. Walka elektroniczna jeśli się zbliży. Zlikwiduj, jeśli zagrożenie.Wydał polecenie maszynie. Myśliwiec cofnął się na pięć metrów do tyłu od Fenrisa i stanął nieruchomo, pilnując sytuacji oraz pozwalając trójce organików rozmawiać dalej. Zbliżenie przez Rhodesa obrazu spowodowało zamazanie odbieranego sygnału. Nim bardziej zbliżała się kamera, tym więcej szumu zaczynało pojawiać się na jej obrazie. Podobnie niczym w telewizorze, choć wyglądało to nie jak szaro-czarne kropki, lecz rozpixelizowanie obrazu. Utrata ostrości. Stąd Rhodes miał problemy z samym przyjrzeniem się sytuacji z dłużej odległości - kamera po prostu robiła się ślepa. W tym wypadku - próba robienia zdjęć nic nie da. Otoczenie będzie widoczne, lecz same centrum gdzie znajdowała się trójka obcych - będzie całkowicie rozmazane, wręcz niemożliwe do odczytu. Próba uruchomienia mikrofonu również skończyła się fiaskiem. Zamiast dźwięku, był wyłącznie bardzo głośny szum. Fale radiowe były najzwyczajniej w świecie zakłócane. Tak jak Rhodes wykonywał kolejne działania, tak były one po kolei blokowane - choć ciężko było ustalić czy konkretnie przez tych obcych - czy może przez jednostki znajdujące się za kopułą w mieście. Połączenie z Jarvisem oraz całym otoczeniem zostało w pewnym momencie również zerwane. Nikt nie zaatakował zrobi, ona zachowała swoją sprawność. Rhodes został po prostu odcięty od świata. Coś zablokowało konkretny sygnał połączenia z A.I. stworzonym przez Starka oraz łączność z bazami. Komuś bardzo nie pasowało, że War Machine zbierał informacje. -Myśliwiec.Poprawił oboje. Jednostki wojskowe nazywało się po tym, czym były - nie wrzucało do jednego wora ze wszystkim innym. Równie dobrze można było nazwać tą dwójkę ludźmi, bo z tej planety pochodzili - lub od ras wyglądających jak ludzie. Ahrovokun był myśliwcem, okręty wojskowe - okręty. Statki mogły być najwyżej pasażerskie lub cywilne. -Militarną organizacją.Znów poprawił, zaczynając swą wypowiedź by krótko streścić wilkowi z kim miał do czynienia. -Nie pochodzimy z tej planety. Działamy na wielu światach, wielu planetach, w różnych galaktykach. Czasami nawet wymiarach. Dbamy o swoje interesy.Dokończył, pozwalając sobie nie komentować dalszej wypowiedzi Fenrisa. Chowanie się za mieczem w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Po to ten miecz miał. Oficer ponownie skierował spojrzenie ku oblężonemu miastu. -Energii życiowej, masy, surowców. Jednostki przydatne bojowa zaadaptują dla siebie. Resztę wchłoną, zniszczą.Odpowiedział, zaczynając od kwestii celu przybycia tutaj najeźdźcy. Ziemia była dość specyficznym punktem we wszechświecie, do której ciągnęły różne dziwadła oraz najeźdźcy. Natomiast druga kwestia... czarnofutry po prostu odwrócił się i wskazał gestem łba na myśliwiec - Ahrovokun. -Tacy jak on mogą to pokonać. Okręt można pokonać innym okrętem.Skomentował, a następnie odwrócił wzrok i zaczął obserwować poczynania wilka. Osobnik ten miał opanowaną umiejętność znajdywania oraz wykorzystywania improwizowanego uzbrojenia, którego trochę w okolicy własnie leżało. Kwestię rany Ulfa, oficer mógł ignorować, jeśli ten zamierzałby odejść bez słowa w swoją stronę. Niemniej jednak zaoferował swoją pomoc. Chciał walczyć dalej. -Z tobą, czterech. Ahrovokun tu zostaje, więc na dół zejdziemy w trójkę. W takim stanie się nie przydasz.Rzucił wilkowi, ponownie odwracając się w jego stronę. Chodziło oczywiście o ranę na jego brzuchu. Z czymś takim nie zejdzie tam gdzie się wybierali, o czym zaraz Daalkiin powie. Nie wspominając o fakcie, że wygląd rany sugerował miejsce w które przeciwnik powinien uderzać, gdy szybko się go pozbyć z walki. Oficer wykonał kilka kroków, by podejść bliżej czarnego wilka oraz zatrzymać się przed nim. Na stojąco tego nie zrobią. -Kładź się na grzbiet.Polecił krótko. Tutaj wilk nie miał za bardzo wyboru, jeśli się nie posłucha, Daalkiin po prostu podetnie mu nogi za pomocą swej mocy i w ten sposób powali na ziemię grzbietem. Tak więc pierwsza opcja będzie dla wilka lepsza. Gdy ten już znajdzie się na ziemi - w ten lub inny sposób, oficer klęknie obok niego i zacznie od krótkiego pytania. -Jesteś w pełni organiczny, prawda?Zapytał z czystej ciekawości. Może o czymś nie wiedział ale moc mówiła mu, że nie była to istota połączona w jakikolwiek sposób z maszynami. O nanitach nie wspominając - inaczej tej rany by już nie było. Daalkiinowi przyszło teraz ujawnić jedną ze swych mniej wykorzystywanych zdolności. Samiec wyciągnął lewą rękę i położył dłoń na mostku wilka. Zamknął na chwilę ślepia i skupił się, pozwalając mocy przepłynąć przez ciało Fenrisa, w sposób dla niego nie wyczuwalny. Nie było to jeszcze właściwe leczenie, a jedynie zbieranie informacji o "obiekcie". By leczyć, należy posiadać wiedzę o pacjencie. Z tym nie było źle, no może poza raną. -Słyszałeś kiedyś o densorinach...?Zapytał z ciekawości, podnosząc dłoń do góry, a następnie wyciągając prawą rękę i przysuwając jej dłoń o lewej. Odrodzony westchnął spokojnie, a następnie oddał się skupieniu. -Załóż hełm, Thuri.Odezwał się myśliwiec, kierując swe słowa do Amelii. Maszyna obróciła się lekko, ustawiając się równolegle do Daalkiina i spoglądając ku wodzie. Leczenie na polu walki, wymagało osłony. Im przyjdzie ją zapewnić. Daalkiin w tym czasie zaczął uwalniać swą energię. Wpierw ustawił obie dłonie blisko siebie, nad raną - w okolicach splotu słonecznego. Jako, że rana kierowała się ku klatce piersiowej, po prostu w środku obrażenia nie były widoczne z zewnątrz. On to już jednak ustalił, a wręcz widział. Czarnofutry opuścił swe dłoni, utrzymując je tuż nad skórą wilka i jedynie muskając nimi jego futro. Bezpośredni kontakt nie był tu wskazany, głównie dla swobodnego działania jego mocy. W końcu dłonie Daalkiina otoczyła biała energia, która zaczęła się następnie zbierać pod nimi i oddziaływać na ciało wilka. Fenris odczuwał to jako delikatnie łaskotanie, ewentualnie mrowienie. Momentami mógł tracić czucie w leczonym miejscu, by zaraz wytwarzały się połączenia nerwowe - a samo czucie powracało. W tym sposób, oficer zaczął kierować swe dłonie bardzo, bardzo powoli ku zewnętrznemu uszkodzeniu. Uszkodzenia na ciele wilka znikały kawałek po kawałku, do momentu aż Odrodzony dotarł nad samą ranę, a raczej dziurę. Tutaj efekt stał się bardziej widoczny. Daalkiin wykorzystując swą moc, leczył komórki w ciele wilka jedna po drugiej, czego efektem było stopniowe zanikanie rany, do momentu aż w samym miejscu pozostała czysta skóra. Na tym się nie skończyło, bo wilk posiadał futro. To również zostało mu przywrócone. W efekcie końcowym, dawna rana - a raczej miejsce po niej - wyglądało tak, jak gdyby nigdy nic Fenrisa nie trafiło. No może po za śladami krwi na futrze dookoła. Po zakończeniu działania, Daalkiin otworzył oczy i powoli cofnął swe ręce. Wziął głębszy wdech oraz odetchnął, pozwalając organizmowi odpocząć sekundę. Następnie podniósł się do góry i rozejrzał ponownie. -Będziemy kierowali się pod wodę.Zaczął, przerywając w tym momencie. Należało teraz uporać się z problemem ich ewentualnych pytań. Była też kwestia istoty znajdującej się niedaleko. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Sie 25, 2016 7:32 pm | |
| Gdy wilk usłyszał komunikat ze statku pomyślał tylko: "Następny". Zawarczał, stanął solidniej na nogach i chwycił wygodniej swoje sztylety. Nie miał pojęcia co to jest walka elektroniczna, ale może niedługo będzie miał szanse zobaczyć. Fenrir czekał jednak i czekał ale nic nie chciało się wydarzyć. Widocznie "obiekt" uciekł gdy zobaczył co Ahrovokun zrobił z jego poprzednikami. Spróbował jeszcze wytropić przeciwnika węchem. Jeśli stał razem z wiatrem, to miał na to szansę. Jego nowi towarzysze zdawali się mieć jednak wszystko pod kontrolą, więc pozwolił sobie się rozluźnić. Amelia wybuchła śmiechem słysząc jego odpowiedzi. Miał spore braki w wiedzy tego świata i zdawał sobie z tego sprawę. Ludzie różnie na niego reagowali pod tym względem. Na ogół jednak postura i zachowanie wilka sprawiały, że wielu odwracało wzrok, lub udawało zakłopotanie. Natomiast ta dziewczyna roześmiała się. Do tego nie drwiąco, tylko najzupełniej radośnie i wilk był w stanie to wyczuć. Nie potrafił jej za to winić. Słuchał kolejnych słów wyjaśnień pary raz po raz kiwając głową. Organizacja militarna. Spotkał się ze słowem organizacja. W szynkach z militariami ludzie sprzedawali zaś broń. Więc to jakby wataha wojenna. Statek? Zdolny do myślenia? Nic dziwnego że zwali go myśliwcem. Planety, galaktyki i wymiary, energia życiowa, surowce, adaptacja... Ledwo za tym wszystkim nadążał, ale starał się zapamiętać jak najwięcej, żeby powtórzyć ojcu, jeśli o to zapyta. Potem nagle powrócił temat jego rany. Powoli przestawał czuć w niej ból, ale jak Fenris znał swoje ciało pełna regeneracja mogła potrwać jeszcze kilka godzin, a widać że Daalkiin był gotowy podjąć akcję już zaraz. Nie będąc jeszcze do końca ufnym po chwili namysłu skinął czarnofutremu łbem, wbił swoje improwizowane sztylety w glebę i znowu położył się na ziemi. Był przy tym cały spięty i wyglądał jakby w każdej chwili szykował się do skoku. Zwłaszcza gdy obcy położył dłoń na jego ramieniu. Zacisnął zęby spodziewając się fali bólu, ale nic takiego nie miało miejsca. Na pytania o bycie organicznym i Densorian nawet nie wiedział jak odpowiedzieć, więc Daalkiinowi musiał wystarczyć jego wyraz twarzy. Podczas całej operacji, która nie trwała nawet kilkunastu minut, cały czas był osłaniany przez Myśliwiec i Amelię. Będąc przez całe życie zdany na siebie i ewentualnie siostrę, sam nie wiedział co o tym myśleć. Gdy obcy wreszcie odstąpił Fenrir powstał o własnych siłach i zdumiony zmacał się po miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą ziała rana. Potem jednak okazało się że znów będzie musiał wskakiwać do jeziora. Nie zdążył jeszcze do końca ociec po walce z potworem i jakoś nie śpieszyło mu się tam wracać, chociaż był dobrym pływakiem. - Masz moją wdzięczność Daakliinie - znów dobył swoich broni - A jeśli to pomoże pokonać te istoty, macie również moje ostrza. Tylko czego szukamy? I co z tym "obiektem"? - wilk raz jeszcze rozejrzał się po okolicy wyglądając ewentualnego zagrożenia. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Sie 25, 2016 8:48 pm | |
| Ich rozmowa została przerwana przez komunikat z ISAC-a, który dzięki głośnikowi usłyszeli wszyscy. Amelia nieco zdziwiona spojrzała na Daalkiina. Ona sama niczego nie wyczuła ani nie usłyszała więc obiekt o którym mowa musiał być bardzo daleko, albo być bardzo mały. Jednak gdyby to było coś małego i nie specjalnie groźnego nie zostali by ostrzeżeni. Zmartwiła się, że może to kolejni pancerniacy albo ktoś jeszcze gorszy. Nie to, że miała coś do ostrzeliwania głów tym stworom, ale wolałaby już żadnego nie spotkać. Daalkiin natychmiast wydał polecenia więc jej pozostało czekać na rozwój wypadków. Na wieść o zagrożeniu spięła się lekko, ale teraz już całkiem się wyluzowała, a przynajmniej to mogła sugerować jej postawa. Hełm pod pachą lewej ręki, prawa swobodnie zwisała wzdłuż ciała, którego ciężar był oparty na prawej nodze z lewą lekko ugiętą. Uśmiechała się serdecznie. -Przepraszam. Rzuciła całkiem szczerze w stronę myśliwca. Cały czas przyzwyczajała się do odpowiedniego nazewnictwa. Przy drugiej uwadze Daalkiina przewróciła oczami. Jego słowa były uzupełnieniem jej, ale i tak zabrzmiały jakby ją poprawiał. Zastanawiała się ile Daal ma lat. Bo czasem wydawał jej się bardzo młody, a czasem stary. W tej chwili wydawał się być ledwie wchodzącym w dorosłość. Gdy tylko Daal podszedł bliżej z wyraźnym zamiarem zajęcia się Wilkiem, Am zaczęła się rozglądać czujnie, a po chwili uniosła ręce zakładając hełm, by nie przeszkadzał jej w razie czego. Kiedy więc ich latający kompan wydał polecenie ona już prawie miała całkowicie założony hełm. Położyła dłoń, pozornie luźno na pistolecie. W rzeczywistości byłą gotowa w ułamku sekundy ponieść broń i wystrzelić. Rozglądała się też czujnie, co było trudne bo dużo ciekawsze było to co robił Daalkiin. Gdy zobaczyła efekty jego pracy aż gwizdnęła z wrażenia. - Też tak chce Rzuciła z szerokim uśmiechem. Bardzo chciałaby nauczyć się tak leczyć. Niestety nie znalazła jeszcze nikogo kto chciałby ją tego nauczyć. -O to samo miałam spytać. Uśmiechnęła się do wilka. Dosłownie wyjął jej pytania z ust. |
| | | James Rhodes
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 19/09/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Sie 28, 2016 5:10 pm | |
| Przerwaną łącznością pewnie można by było zająć się uderząjąc parę razy w hełm, niczym stary telewizor, albo radio w tym konkretnym wypadku. Nie byłby to zbyt błyskotliwy pomysł, gdyż James łatwo mógłby się skrzywdzić albo uszkodzić pancerz. Ciekawe czy to by było dlatego, że zbroja jest taka słaba, czy dlatego, że jest taka silna. Ufał w jakość produktów Starka ze względu na to ile razy dokonywali transakcji i jak to praktycznie nigdy nie zawodziły. Ktoś musi zakłócać sygnał. Kosmici, albo żołnierze. Nie był fanem ruchów tego statku. Wydawał się skanować okolicę. Skoro nie miał jak ich szpiegować, musiał podjąć jakąś akcję. Najchętniej udałby się poza zasięg zakłócania sygnału i skonsultował z odpowiednimi osobami, lecz nie wchodziło to w grę. Miał na oku trzech pojderzanych osobników i niezidentyfikowany obiekt latający. Zacisnął pięści. -Rhodey, jesteś dużym chłopcem w zbroi wypchanej broniami, go get 'em champ- pomyślał by dodać sobie odwagi niezbędnej do realizacji jego planu. Wyszedł z ukrycia. Zmierzał powoli w kierunku podejrzanych. Jego krok był zdecydowany, lecz spokojny. Nie miał pojęcia co ma oznaczać ta scena, z pokonanymi metalowymi stworzeniami i martwymi ludźmi, a oni sobie stali w środku. Najbezpieczniej by było trzymać ich wszystkich na muszce- trzy bronie, trzy cele- ale zazwyczaj ciężej jest się dogadać gdy ktoś celuje w ciebie z jakiejkolwiek broni. A to zamierzał właśnie zrobić. Zgadza się, ironicznie pan "maszyna do wojny" zamierza spróbować dyplomacji. Kiedy tylko znalazł się na odległości z której da się go usłyszeć, upewniając się przy tym, że jest na tyle duża, by nie było za łatwo na niego naskoczyć, obecni mogli usłyszeć odrobinę zniekształcony głos ze zbroi. -Spokojnie, przybywam w pokoju... tak długo jak nie zamierzacie zrobić niczego głupiego. Podpułkownik James Rhodes, pilot JRXL-1000 VTRBS. Co tu się stało i co tu wyrabiacie? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Wrz 01, 2016 6:19 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin -Przeszłości, która do nas powraca.Zaczął nieco tajemniczo swą odpowiedź. To bowiem wiedzieli. Ciężko mu było tak po prostu na to odpowiedzieć. Ba, Amelia oraz Fenris nie zdawali sobie sprawy z powagi zadania, które zostało im powierzone. Czarnofutry skierował swe spojrzenie ku wodzie i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią - a raczej wyjaśnieniem, jakiego mógłby im udzielić. Ahrovokun zareagował w międzyczasie na poruszenie się obserwatora, który zrozumiawszy - że z ukrycia nic nie zdziała, postanowił wyjść z krzaków i ruszył ku nim. Maszyna podniosła się lekko do góry, przelatując nad głowami trójki kompanów oraz prawie ocierając się o uszy Fenrisa. Zabrakło dosłownie centymetra lub dwóch. Maszyna minęła ich, a następnie obniżyła ponownie swój pułap - ustawiając się tuż nad ziemią. Myśliwiec stanął na drodze Rhodesowi, oddzielając go od grupy na dobre czterdzieści metrów. Czyli swoją długość + odległość pomiędzy nim i Rhodsem oraz jego silnikami, jak również kompanami. Co prawda z silników nie wydobywał się żaden płomień. Nie szło się więc przypalić, stojąc nawet w bezpośredniej bliskości jednostki. -Mun kronimaar. Nie posiadasz autorytetu umożliwiającego tobie zadawanie pytań. Przedstaw swoje intencje lub wycofaj się z tego terytorium. Kein drik to nie strefa dla samotnych żołnierzy.Odpowiedział myśliwiec, pilnując aktualnej pozycji Rhodesa oraz samej jego postaci czy zamiarów. Oficer w tym czasie stał dalej wpatrzony w wodę, po chwili kontynuując. -Odebraliśmy sygnał z przekaźnika pod przestrzennego Crathygtanskiego Drednota. Jest autentyczny. Krótko mówiąc - gdzieś tu znajduje się starożytny okręt, może nawet starszy od tutejszej cywilizacji.Wyjaśnił, starając się dobierać dla Fenrisa proste słowa. Amelia nie miałaby problemu, jednak mówienie wilkowi nazw typu "Dur-Shurrikun", "the core" i inne - na nic by się nie dało. Łatwiej więc było powiedzieć coś prostego. Zanim jednak zejdą pod wodę, pozostawała kwestia obserwatora, któremu na drodze stanął Ahrovokun. |
| | | James Rhodes
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 19/09/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Pią Wrz 02, 2016 3:18 pm | |
| UFO stanęło prosto w jego drodze. Raczej spore środki ostrożności jak nag rzecznych kosmitów którzy nikomu nie zawinili, huh? Rhodes korzystając z okazji cyknął także kilka fotek całego myśliwca, kryjąc to ruchami głowy jakie wykonuje każda osoba spoglądająca na nieznany jej obiekt. Na razie niewiele z nimi zrobi, ale postanowił już je ustawić w kolejce do wysłania by zaczęły się wysyłać gdy tylko odzyska sygnał. Stanął w całkowitym bezruchu. Nie miał zamiaru rozpoczynać konfliktu. Przewaga była po ich stronie. Ku jego zdziwieniu nie zauważył żadnego pilota w kokpicie. Czyżby siedział gdzieś indziej? Możliwe, że to jakieś AI. James zawsze był przekonania, że ludzie zawsze są lepszymi pilotami od maszyn. Gdyby doszło do walki prawdopodobnie pchnąłby repulsorami myśliwiec prosto na osoby które stara się obronić, by zyskać dystans i ich skrzywdzić. A mówili, że ironia nie może być użyta jako broń. Pozostałoby jedynie wziąć nogi za pas, strząsnąć UFO z ogona i sprowadzić posiłki. Z drugiej strony ile jajogłowi z jego drużyny mogliby z niego wyciągnąć gdyby go pochwycił. War Machine nawet nie myślał o przekazywaniu go rządowym naukowcom, gdyż byli daleko za naukowcami z Avengers. W jego głowie formował się plan walki. Oby nie musiał go użyć. -Ja nie posiadam autorytetu umożliwiającego mi zadawanie pytań?- rzucił prześmiewczo- Wybacz, że nie przysłałem prezydenta, żeby pogadał z waszą kosmiczną mością. Słuchaj, aktualnie znajdujesz się w stanie objętym stanem wojennym, w moim państwie, na mojej planecie. Przybywacie na Ziemię bez zaproszenia i oczekujecie, że damy wam robić co chcecie bez pytań? Powtarzam: Co tu się stało i co tu wyrabiacie?-Ostatnie zdanie powiedział na tyle głośno by każdy z nich usłyszał. Musiał wykazać się stanowczością. Cała sytuacja podobała mu się coraz mniej i mniej. -Podałem Ci wszystkie informacje jakie powinien patrząc na twój "autorytet". "Podpułkownik James Rhodes, pilot JRXL-1000 VTRBS"... ale jako, że mam dziś dobry humor zdradzę Ci, że moim zadaniem jest skopanie tyłków wrogim kosmitom w Houston i każdemu kto ma zamiar mi w tym przeszkodzić- rzekł chłodno. Okazanie im strachu, które zresztą czuł głęboko w środku (jak większość osób które spotkały istoty spoza ich planety i mają kilka dział skierowanych w ich stronę) byłoby błędem w jego obecnym położeniu. Dobrze, że zbroja nie odwzorowywała jego ruchów w stu procentach, bo wtedy cała by się trzęsła, ze strachu i podekscytowania. Stawianie się im mogło nie być najlepszą decyzją, ale jego robota nie polega na wybieraniu poprawnej opcji, a tej którą powinien wybrać. -Pole bitwy to strefa która wcale nie powinna istnieć- zacisnął pięść prawej ręki. Może Emma miała rację? Może trafi do lodówki do czasu w którym Foley poczuje się lepiej. Na jego twarzy zagościł drobny uśmiech, zakryty metalową maską ukazującą wieczny grymas. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Sob Wrz 03, 2016 6:58 pm | |
| Jej lewa brew powędrowała do góry niemal stykając się z linią włosów w wyrazie zaciekawienia, gdy usłyszała tajemniczą odpowiedź Daalkiina. Zastanawiała się czy Wilk cokolwiek zrozumiał. Ona choć wiedziała nieco więcej ledwie ogarniała o co chodzi dowódcy. Niepokoiło ją zachowanie Daalkiina. Był taki zamyślony i milczący. Przyglądając się mu uważnie z wyczekiwaniem, czego pod hełmem nie bardzo było widać, podeszła kilka kroków. Chciała go dotknąć, wyrwać z zamyślania i nakłonić jakoś do udzielenia informacji, jednak nim wyciągnęła dłoń w kierunku jego ramienia do jej uszu doszedł szelest i chrzęst. Ktoś się do nich zbliżał od strony zarośli. Odpuściła Daalkiinowi i nadstawiła ucha stojąc w lekkim rozkroku jakieś dwa kroki od dowódcy. Kroki były ciężkie i jakby... mechaniczne. Słyszała dźwięki charakterystyczne dla przesuwania się mechanicznych części w robotach. Choć cichy i dobiegający z dość daleka był dla niej wyraźny i mocno ją zaskoczył. " Robot...a może Stark się zgubił... fajnie byłoby go spotkać...." pomyślała obracając się spokojnie w stronę z której nadchodził nieznajomy. Ahrovokun zdążył już stanąć na jego drodze. - O War Machine...- rzuciła nie kryjąc entuzjazmu i lekkiego rozczarowania. Liczyła na Starka, ale War Machine to też gratka. Zdjęła ponownie hełm by widać było jej szeroki, pełen sympatii uśmiech. Wymiana zdań między myśliwcem a Rhodesemm przebiegała dość nerwowo i Amelia miała szczerą chęć im przerwać i uspokoić sytuację. Zanim jednak odezwała głos zabrał Daalkiin. Słuchała go, ale odwróciła się do podpułkownika. - To także moja rodzima planeta i mój kraj podpułkowniku.Proszę się uspokoić- zaczęła z typowym dla siebie ciepłym uśmiechem, ale jej ton był stanowczy a spojrzenie spokojne - Nasze tyłki może pan zostawić w spokoju szczególnie mój, lubię go... ponieważ nie jesteśmy WROGIMI kosmitami- rzuciła już z nieco większym luzem uśmiechając się szeroko i przekrzywiając lekko głowę. Była całkowicie wyluzowana, spokojna, jakby ucinała sobie pogawędkę z przyjaciółmi.- Mamy wręcz ten sam cel podpułkowniku. Robienie sera szwajcarskiego z tych złych- zaśmiała się. - A i ... da mi pan autograf? Moja mama oszaleje jak jej powiem,że spotkałam War Machine. Muszę mieć dowód rzeczowy- teraz już po prostu szczerzyła zęby tak, że widać było niemal wszystkie. Cały czas mówiła, więc nowoprzybyły nie bardzo miał kiedy się wtrącić. Odwróciła się do Daalkiina mając szczerą nadzieję, że nie będzie miał jej za złe, że gada z Rhodesem. Była lekko, no dobra bardzo podekscytowana spotkaniem z Avengerem i trochę się zapomniała. W końcu to Daalkiin powinien mówić, nie ona. On tu dowodzi.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Wrz 04, 2016 6:19 pm | |
| Nie minęło wiele czasu gdy owy "obiekt" zdecydował się im pokazać. Fenris już miał zamiar puścić się pędem w jego stronę, jednak myśliwiec był o kilka sekund szybszy. Gdy przelatywał mu nad głową, mijając go dosłownie o kilka centymetrów mimowolnie schylił głowę. Był pod wrażeniem tego jak ułożony był myśliwiec. Był bardziej szkolony niż dowolny bojowy rumak, łowny sokół, czy ogar jakiego wilk kiedykolwiek widział. Daalkiin musiał być z niego bardzo dumny. Nie miał jednak zamiaru pakować się między działa obydwu blaszanych istot. Odszedł kilka kroków na bok, tak by widzieć nieznajomego zza Ahrovokun'a. Po minie wilka dawało się wyczytać wrogość dla nowo przybyłego. Mierzył go wzrokiem raz co raz przerywając wypowiedź pułkownika swoimi wtrąceniami. - Gdy wilk wchodzi do matecznika, sarny nie pytają go po co przybył. - rzucił pod nosem. Jednak gdy James po raz drugi powtórzył swoje imię, stopień i model maszyny zwrócił się do Daalkiina. - Mówi prawdę. To człowiek. Cuchnie potem i prochem. - "i moim wujem..." dodał w myślach mrużąc oczy patrząc na zbroję. - Właśnie przybył z grodu zwanego Nowym Jorkiem. Być może moce statku pozwalały na wykrycie tych informacji, ale Fenrir chciał pokazać, że potrafi być przydatny. To czy podzielą się z obcym informacjami, odprawią go z niczym, rozstrzelają, czy nawet zabiorą ze sobą pod wodę zależało jednak całkowicie od Daalkiina. To on był hersztem tej bandy i to do niego należało podejmowanie ryzyka decyzji. Potem jednak Amelia przełamała wszelkie lody rozpoznając ziemianina. Chyba rozstrzelanie go za wtrącanie się w nie swoje sprawy nie było już opcją, więc Fenrir westchnął tylko zerkając co na to wszystko powie czarnofutry. - Jeśli tak się kwapi do walki, to dajmy mu okazję się wykazać. - przedstawił swoją opinię ogółowi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Pon Wrz 05, 2016 9:49 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin Na zdjęciu wykonanym przez War Machine pojawiło się dokładnie to samo co wcześniej. Szum. Po kokpicie nie dało się natomiast zauważyć czy ktoś tam siedział - czy nie - ponieważ był nieprzezroczysty. Daalkiin był tutaj chyba jedynym, który nie zwrócił specjalnej uwagi na przybyłego mściciela. Niemniej jednak skoro wszyscy skierowali na niego swe spojrzenia, to samo postanowił uczynić oficer. Obserwował bardziej to spod myśliwca, nie przyglądając się bezpośrednio War Machine. Z kolei sama maszyna kontynuowała. -Jesteś jednym ze samozwańczych mścicieli. Nie posiadasz żadnego autorytetu.Rzucił krótko Ahrovokun. Tutaj ujawniła się różnica kulturowa której mściciel musiał nie brać pod uwagę. Nie był uznawany za kogoś właściwego - bo pomijając jego zachowanie - dla wojskowej maszyny, której całym życiem była służba - widniał blisko kogoś kogo można by określić mianem zdrajcy. Być może inne jednostki rozwiązałyby to inaczej, jednak Ahrovokun ze względu na cel swego istnienia, działał na nieco innych zasadach. Nadal jednak trzymał się kultury Jinkusu. Czarnofutry dalej stał z tyłu, najdalej od Avengersa, gdyż bliżej od niego znajdowali się Amelia oraz Fenris. Samiec słuchał jedynie jak facetowi chce się powtarzać te wszystkie cyferki i literki, które mógłby sobie darować - bo są jedynie skrótami wojskowymi które w tej sytuacji nic nie wnoszą. Taka przynajmniej była prywatna opinia tego oficera. Myśliwiec w tym momencie nie udzielił żadnej odpowiedzi, ponieważ wtrąciła się Amelia oraz Fenris. Daalkiin właśnie doświadczył czegoś nowego w swoim życiu. Absurdalnego poziomu w braku profesjonalizmu, podczas wypowiedzi, u jednego z jego kompanów. Czarnofutry podniósł ręce i skrzyżował je na klatce piersiowej, zastanawiając się chwilowo jak powinien zareagować oraz słuchając dalej. -Los hi drehlaan? Skończyłaś?Rzucił w kierunku Amelii oficer, wyraźnie poirytowany jej wypowiedzią. Dla niego, zachowała się jak najzwyklejsza w świecie amatorka, osoba która ledwo co zeszła na dół. Pozostał jeszcze sprostować wypowiedź Fenrisa. -Nie dostanie takowej.Odpowiedział wilkowi, a następnie ruszył do przodu, by zbliżyć się nieco do podpułkownika. Daalkiin podszedł na wysokość kokpitu myśliwca - tak więc dalej stał ładne kilka metrów od mężczyzny. -Więc nasze cele się nie pokrywają, bo my przybyliśmy tu po naszą własność. Stonowałbym swoją wypowiedź względem istoty która bez zbroi jest od ciebie wyższa.Odpowiedział mężczyźnie oficer. Była to jedna z uwag, a mógłby ich wymienić o wiele więcej. Jednak ta uwaga była prawdą. Amelia siedziała a pancerzu którzy również ją nieco podwyższał, a Fenris i Daalkiin byli od podpułkownika po prostu wyżsi oraz więksi. Nie wspominając o maszynie która czekała obok. Oczywiście wypowiedź miała również drugie dno. On był sam, a przyszedł stawiać się czterem nieznanym sobie celom. Oczekując współpracy po tym, jak próbował ich szpiegować. W pewnym momencie odezwał się ISAC. Dokładniej ten Amelii, gdyż przychodząca informacja została na niego przekierowana. Urządzenie samoczynnie wyświetliło przed kobietą hologram, kreując obraz KOBIETY. Przez ramię miała ona przewieszony karabin, na ramionach i łokciach znajdowały się ochraniacze - na korpusie - kamizelka. Do prawego ramienia przyczepiony był ISAC. Była to spotkana wcześniej przez Amelię - Faith Hartley. Kobieta rozejrzała się po okolicy, dość szybko lustrując wszystko i wszystkich spojrzeniem. -Znaleźliście drugiego Rhoshana?Skomentowała, widząc Fenrisa. Wyglądał jak jeden z tych, a ona nie miała wiedzy by ktokolwiek taki jeszcze się tutaj znajdował. Ale nie to było ważne. Czarnofutry odwrócił się i odszedł kawałek by móc podejść bliżej holograficznej projekcji, która swobodnie poruszała się po ziemi - zupełnie jakby tutaj była. Nawet kolory były doskonale oddane - jedynie sama postać była nieco przezroczysta, by dało się ją odróżnić. -Nawiązaliśmy kontakt z dowódcą JTF. Generał King. Wiedzą o nas, wiedzą, że ich wspieramy. Czekaj... jest gorąco. Odezwę się później.Wyjaśniła kobieta, nie dając nawet czasu Daalkiinowi by ten coś powiedział. Przekazała jednak dość istotną informację. W tle, na końcu rozmowy, dało się usłyszeć jakieś niezrozumiałe krzyki - jakby ostrzeżenia - oraz strzały. Zapewne to był powód zakończenia transmisji. -Hełm na głowę.Rzucił krótkim poleceniem w stronę Amelii, ruszając następnie stanowczym krokiem w stronę wody. Byli już wystarczająco do tyłu z czasem operacji, by pozwolić sobie na dalszą zwłokę. Czarnofutry najwyraźniej nie chciał dłużej czekać lub pozwalać sobie na jakąkolwiek wymówkę. |
| | | James Rhodes
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 19/09/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Wrz 06, 2016 8:51 pm | |
| War Machine, skupiony na całej sytuacji nie mógł przeoczyć panienki ujawniającej swojego istnienia, wychodząc zza statku. Wyglądała dziwnie ludzko jak na resztę jej towarzystwa która ujawniła się nieco później. Wyglądała na młodą dorosłą kobietę. Sama też się przedstawia jako ziemianin. Uf, może w końcu znajdzie jakiś grunt pod rozmowę z kimś w miarę normalnym, bo zaczynał już świrować od mówienia do kadłuba, a nie pilota. Zwrócił się całym ciałem w jej kierunku. Ugryzł się w język kiedy niemalże odpowiedział jej "gdybym mógł to nigdy bym nie zostawił twojego tyłka w spokoju". Niby wyglądała na legalną, ale różnica w ich wieku jest na tyle wielka by ten żart uszedł za niesmaczny. Co ważniejsze podobno nie są tymi złymi... po prostu tymi który zaczynają rozmowę od lekceważenia ciebie i celowania broni w twoją stronę. Wiecie, ten typ który przybywa w pokoju tak długo jak na każde pytanie przytakujesz bez zastanowienia. Jej "kumpelskie" zachowanie pomogło mu w rozluźnieniu się nieco. Nie na tyle mocno, by nie podejrzewał, że specjalnie chce uśpić jego czujność, ale zdecydowanie było lepiej mieć się na kim oprzeć w rozmowie. Przyjrzał się lepiej jej twarzy. Kiedy spojrzał na jej oczy na chwilę zamarł w miejscu. Kwestionował czy właściwie jest człowiekiem. Ten przeszywający i głęboki wzrok na przyjaznej twarzy. Po chwili skapnął się, że siedzi cicho jak kołek gapiąc się na nią. Zamrugał i spojrzał na odczyty z systemów zbroi, by się nie rozpraszać jej oczyma. Mówiła coś chyba o autografie. Wow. To mu się zwyczajnie do tej pory nie zdarzało za często u cywili, znaczy może nim nie była, ale wciąż było mu miło. -Ta jasne, z chęcią, tylko przydałoby się coś czym mogę napisać ten autograf i coś na czym mogę go zapisać, nie? Swoją drogą, teraz jest w modzie by młode panie zadawały się z kosmitami?- odrzekł. Uśmiechnąłby się, ale życie nauczyło go, że zdejmowanie maski przy kobietach to zły pomysł *cough* Amora *cough*. O wiele mniej podobała mu się ta dziwna bestia mówiąca staroangielskim. No dalej, musiał się zajmować tym dziwnym kosmicznym językiem i panem "I shall smite you with my blade, good sir". Ucieka od Thora, trafia na kolejnego dziwaka z tym akcentem i sposobem mówienia. Wydawał się strasznie nieuprzejmy, w kontraście do dziewczyny. Jego słowa skwitował tylko zwracając swoją głowę w jego stronę i sprawiając, że każde światło na zbroi zaczęło się nagle świecić nawet jaśniej, niczym magma. Nie musiał się martwić, gdyż maska zapewniała już grymas który chciał wymierzyć w stronę Burka. Coś mu się bardzo w nim nie podobało. Najchętniej dla bezpieczeństwa by go "uśpił", ale wszczynanie walki tutaj mijało się z celem. Jeżeli to co dziewczyna mówiła to prawda, nie powinien marnować czasu na walkę z nimi. Aż mu się łezka zakręciła w oku gdy widział w tym kosmicie swoich kolegów z wojska którzy mieli kije w tyłkach. Może mimo wszystko Ci kosmici nie są tacy różni od ludzi? Był z niego party pooper, wszystko musi iść zgodnie z podręcznikami, ah. Szkoda, że popełnił dziwny błąd. Dziewczyna przecież przekonała go, że są tu po prostu by skopać parę tyłków, tym czasem on wydaje prawdziwy cel ich przybycia. Zaalarmowało to nieco Rhodesa. -Woah, czekaj. Mówisz, że chcesz coś stąd wziąć. Nawet jeżeli to do was należało, nie możecie tego po prostu zgarnąć... Błagam, powiedzcie mi, że chociaż próbowaliście o tym rozmawiać z Wujkiem Samem- powiedział nieco zrezygnowanym tonem- moglibyśmy chociaż jakoś pomóc, albo wysłać koszyk ze słodyczami jako gratis do waszego cosia Na dodatek rzuci, tym razem nieco ciszej do dziewczyny: -On tak zawsze, czy to jego pora w miesiącu? W reakcji na nagle pojawiający się hologram, wzdrygnął się nieco. Kiedy uświadomił sobie, że to zwykły hologram, wrócił do neutralnej postawy. Uformowała się z niego kobieta, ta także wyglądała na ziemiankę. Pomachał niezręcznie na jej widok. Nie wiedząc co to Rhoshan chyba nie załapał pytania. Czy ten wilk to jakiś Rhoshan? Czy to jakaś rasa, ranga, cokolwiek? Wtrącił tylko szybko między jej wypowiedzi: -U, a możesz powiedzieć "Help me, Obi-Wan Kenobi. You're my only hope."?- powiedział to z ekscytacją dziecka. Stark miał hologramy, ale nie takie do porozumiewania się. Wtedy pewnie Rhodey cytowałby Star Wars do każdego znajomego przez wieeeki. Jego podejście zmieniło się diametralnie gdy wspomniała o JTF. Joint Task Force? Miał tyle pytań, ale osoba zniknęła natychmiast. Gdy miał chwilę pozbierać myśli po tym nagłym wydarzeniu, zerknął na futrzaka który się najbardziej rządził. Każde jego słowo padało z determinacją. -Jakim cudem nawiązaliście to połączenie? Wszelkie sygnały są zakłócane, jak? To przez was moja komunikacja ze światem zewnętrznym jest odcięta?- przypominając sobie to co implikowały te strzały w mieście, spojrzał ku niemu i dodał chłodniej- Czy jest jakiekolwiek wejście do miasta? Mógłbym uratować tą kobietę i resztę w tym bałaganie, zniknę wam z oczu, profitują wszyscy, racja? |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Wrz 07, 2016 7:32 am | |
| Gdy James odwrócił się w stronę Fenrisa, ten tylko wyszczerzył zęby w ponurym grymasie mogącym być czymś pomiędzy uśmiechem, a groźbą. Dobrze znał takich wojowników, którzy chowali się za strasznymi hełmami myśląc że tak osłabią wolę przeciwnika. światła i wyraz "twarzy" maski nie zrobiły na nim wrażenia. Wilk potrafił jednak rozpoznać wyzwanie, gdy ktoś mu je rzucał. Postanowił dokładnie zapamiętać zapach dziarskiego podpułkownika. Teraz każdy z obecnych tutaj miał swoją misję, czas naglił, a Houston w każdej chwili mogło zostać zniszczone, lecz kiedy będzie po wszystkim być może odnajdzie żołnierza i przekona się czy jest w stanie poprzeć swą brawurę czynami. Potem nastąpiła kolejna kanonada nawiązań i słów, których wilk nie rozumiał. Nie znał ani Rhoshana, ani wuja Sama, ale jeśli miał w sobie coś z wuja Thora, to pewnie i tak nie pozwoliłby na wzięcie tego całego drednota bez wtrącania się w sprawę. Żeby nie wyglądać na jeszcze bardziej nieogarniętego niż dał się poznać spojrzał na Amelię, żeby sprawdzić jak reaguje na słowa człowieka. Z jej reakcji wyczyta, czy te imiona są czymś, czym warto się przejmować. Nie rozumiejąc jednak nic z technicznego żargonu, który zaraz nastąpił, nawet pomimo asgardzkiej umiejętności rozumienia języków, pozwolił Daalkiinowi decydować za grupę w temacie człowieka, a sam udał się w stronę kapsuły, której już dawno chciał się przyjrzeć, a właśnie nadarzyła się okazja. Skierował swoje kroki w tamtą stronę samemu nie wiedząc czego właściwie chciałby tam szukać. Jakoś wątpił w to by obcy zapisywali dzienniki pokładowe, czy cokolwiek co mogłoby być dla niego przydatne. Chciał jednak tam spojrzeć, bo a nuż znajdzie jakąś prawdziwą broń, lub coś co usatysfakcjonuje jego ojca. Jeśli coś takiego znajdzie, w co jednak powątpiewał, to kilkoma szybkimi ruchami łap zakopie to w ziemi w jakiś krzakach niedaleko, żeby później do tego wrócić. Oczywiście jeśli tylko jego nowy czarnofutry znajomy przerwie negocjacje wcześniej, to porzuci to co robił i po głębokim wdechu włoży swoje sztylety do pyska, tak by mu nie przeszkadzały w pływaniu, ale też nie poraniły i wejdzie za nim do wody. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Pią Wrz 09, 2016 7:52 pm | |
| Nie dało się nie zauważyć, że Daalkiin ignoruje mściciela. Właściwie dopiero gdy ona i Wilczek zaczęli rozmawiać z mężczyzną dowódca w ogóle raczył spojrzeć w jego stronę. Siłą powstrzymała się od przewrócenia oczami. W jej oczach wyglądało to jak zwykła demonstracja siły-" jesteś tak nieważny, że nawet cię nie zauważyłem". Aż śmiać jej się chciało. Wątpiła, żeby Daalkiin na prawdę ostentacyjnie demonstrował swoją przewagę. To było całkowicie zbędne. Podejrzewała, że on sam jedynie ze swoim mieczem w ręku nawet by się nie spocił pokonując siedzącego w zbroi mężczyznę. Jednak nawet nie musiał się tym przejmować, bo ich przewaga była widoczna jak na talerzu. Mściciel był jeden, a ich było czworo. Nawet ze swoją wypasioną zbroją War Machine był bez szans. Kiedy odezwał się myśliwiec już nie dała rady powstrzymać się przed robieniem min. Pokręciła głową i uśmiechnęła się rozbawiona. Jako mściciel mężczyzna rzeczywiście miał raczej zerowy autorytet w oczach wojskowego myśliwca, ale chyba nie bardzo sobie z tego zdawał sprawę. Na prawdę. Cudem powstrzymywała się przed wybuchami śmiechu słysząc go. Stanowczo nie bardzo ogarniał co się dzieje, ale przynajmniej starał się robić dobrą minę. Nie komentowała jego słów by bardziej nie podpaść Daalkiinowi, ale uśmiechała się. Mężczyzna był przezabawny. Gdyby miała wilcze uszka to pewnie by je skuliła i zrobiła smutną minkę, słysząc Daalkiina. Nie to co powiedział, ale sam jego ton mówił, że jest poirytowany, a jej automatycznie zrobiło się głupio. Chciała rozładować trochę napiętą atmosferę, ale chyba tylko nagrabiła sobie u dowódcy. Uśmiechnęła się z wyraźną skruchą. Jej mina mówiła jednoznacznie " ja tylko chciałam dobrze". Daalkiin dalej demonstrował wszem i wobec kto rządzi, a ISAC Amelii zaczął żyć własnym życiem, a raczej informować, że ktoś chce się skontaktować. Wyświetlił się hologram Fith. Am tylko się uśmiechnęła do postaci kobiety. - Tak, tylko ten jest ładniejszy Wyszczerzyła ząbki, a potem po prostu słuchała komunikatu. Na rozkaz włożyła hełm bez chwili wahania i obróciła się w stroną Daalkiina całym ciałem i ruszyła za nim w kierunku wody. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Wrz 11, 2016 2:04 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin Daalkiin zignorował słowa Rhodesa. Ponownie. Zamiast tego, zatrzymał się przed samym wejściem do wody i sięgnął ponownie po ISACa. Chwycił urządzenie w dłoń i pozwolił mu wyświetlić skan okolicy, a dokładniej części podwodnej. Informacje z wyświetlacza były widoczne dla Fenrisa oraz Amelii, jeśli ci zechcieliby się im dokładniej przyjrzeć. A jeśli chodziło o tego drugiego... -Nie próbuj.Rzucił krótkim poleceniem oficer. Fenrisowi raczej nie będzie trzeba tego tłumaczyć, wydawał się czarnofutremu kimś, kto rozumie proste słowa. Prawda była taka, że Daalkiin nie potrzebował tutaj dodatkowej eksplozji. A jak znał technologię przeciwnika, takie kapsuły - wysyłające żołnierzy na podróż "w jedną stronę", w ten sposób działały. Lubiły wybuchać. Fakt, że jeszcze nic z nią nie zrobił był efektem braku alarmu ze strony ISACa czy też Ahrovokuna. Ten ostatni najszybciej zareagowałby na potencjalne niebezpieczeństwo. Hologram unoszący się nad ISAC'iem Daalkiina, pokazał biały obszar terenu, na szaro zaznaczył wodę - a granatowym kolorem określił niewielki, kulisty punkt pod wodą. Rozmiarami - gdyż pokazywał również wszystkich tutaj na brzegu w odpowiednio oddanej skali, jednak z pełnymi detalami, punkt wydawał się móc każdego z nich spokojnie pomieścić. ISAC opisał go jako "anomalię". -Wskazana anomalia znajduje się wewnątrz jakiegoś obiektu. Biorąc pod uwagę sposób maskowania stosowany przez crathygtan, może to być portal prowadzący bezpośrednio na drednota. Gdy tam zejdziemy, zachowajcie czujność, nie wychylajcie się oraz nie odzywajcie niepytani. Drednoty Crathygtan wyposażone były we własną świadomość. Prawdopodobnie nas nie pozna i łatwo nam nie uwierzy - jeśli jest aktywny. Jak okaże się, że nie jest aktywny - to my go aktywujemy. Ustalimy cel jego obecności tutaj oraz stan techniczny.Wyjaśnił, a w razie braku pytań - zamknął ISACa i przyczepił go z powrotem do ramienia. Następnie wskazał Fenrisowi oraz Amelii by ruszyli przodem pod wodę. Zgodnie z instrukcją, cel znajdował się bezpośrednio - przed nimi. Wystarczyło wejść do wody i zanurkować do najgłębszego możliwego momentu. Tam dałoby się odnaleźć właz przypominający gródź - szczelnie oraz solidnie zamknięty. Czarnofutry pozwolił im ruszyć przodem, samemu jeszcze planując wydać dyspozycję dla Ahrovokuna. Ten z kolei zajęty był mścicielem. -Twoje zachowanie nie wskazuje na doświadczenia militarne.Rzucił myśliwiec, komentując słowa oraz zachowanie Rhodesa. Stojący z tyłu Daalkiin postanowił zakończyć przedłużającą się dyskusję. -Ahrovokun. Ofaal govir do daar. - Zaczął oficer, wskazując gestem na kapsułę. Maszyna dostała proste polecenie, by posprzątać i pozbyć się obcej technologii z tego miejsca. -Nikt z nich nie potrzebuje ratunku ze strony samozwańczego bohaterka. Mój kompan ma rację, daleko tobie do kodeksu postępowania wojskowego. Bierz więc swój pancerz i wracaj tam skąd przybyłeś.Rzucił już mniej miło Daalkiin, opierając prawą dłoń na prawym pistolecie przypiętym przy udzie. To już była typowa groźba lub raczej ostrzeżenie, że oficer nie zamierzał tolerować dłużej obecności tego człowieka w tym miejscu. -Orlaavend wah driik.Odezwał się natomiast myśliwiec, cofając się wpierw pod lekkim kątem z dala od War Machine, a następnie nabierając wysokości - by ustawić się około piętnaście metrów nad ziemią. Widać żarty i cierpliwość - właśnie się skończyły. |
| | | James Rhodes
Liczba postów : 83 Data dołączenia : 19/09/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Wrz 11, 2016 5:00 pm | |
| Idą pod wodę...na jego warcie. Najchętniej już w tym momencie dorwałby ich dowódce i wysadził go tak wysoko w powietrze, że aż na jego planetę, ale musiał pamiętać o ich przewadze liczebnej i wymierzonych w jego stronę działach. Nie ma tu niczego do roboty. Westchnął cicho patrząc na brak opcji. Rzecz jasna musiał skomentować wypowiedź tajemniczego pilota, bo inaczej nie byłby sobą. -Twoje zachowanie wskazuje na to, że długo sobie nie polatasz- wymruczał. Hełm zbroi był zaprojektowany tak, by dało się wyłączyć mikrofon, który przekazuje do głośników wypowiedzi Rhodesa, z czego oczywiście skorzystał. Następnie dotarł do niego głos ich furriego. Ta, znalazł się ten z taktem. Brakuje tylko by zesłał parę wielkich ubłoconych butów prosto na Ziemię, by podkreślić chamskość tego zajścia. Ponownie był całkowicie zignorowany... Może nic z nich nie wyciągnie. -Roger that- burknął. Ustawił wszystkie repulsory w stronę ziemi i powoli zaczął zwiększać ciąg. Nagle wystrzelił w powietrze, aż w końcu zamienił się w ledwo widzialną kropkę na horyzoncie, przypominającą nieco kometę ze względu na ślad podążający za nim.
z/t |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Lake Conroe | |
| |
| | | | Lake Conroe | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |