|
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Lis 01, 2016 10:12 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin Nodin zerknął za siebie na sekundę, sprawdzając co dzieje się za jego plecami. Widmo zmrużyło lekko swe ślepia i powróciło spojrzeniem do przeciwników których miał przed sobą. Pocisk śmignął przez salę, przebijając pierś jednego z przeciwników. Ten puścił oba ostrza, przewalając się przy tym na plecy, odepchnięty przez impet uderzenia. Karabin nie miał najmniejszego problemu z przedziurawieniem zbroi owej istoty. Pozostało mu więc skupić się na drugim przeciwniku, który uniósł swe miecze przed siebie, widząc jak Fenris skoczył w jego kierunku. Wilk zapewne nabiłby się na ostrza niczym na włócznie, gdyby nie fakt, że czarnołuski wykonał szybkie kopnięcie z dołu i zbił miecze w górę, cofając się następnie oraz pozwalając Fenrisowi dokończyć dzieła. Czarnołuski cofnął się w międzyczasie o krok, łapiąc równowagę oraz sięgając dłonią do własnego brzucha, gdzie poprzednia rana została połączona z nową, krwawiącą dalej. Czarna krew okrywała już same w sobie - czarne łuski stworzenia. Zadrżał on lekko, sięgając do rany dłonią oraz przesuwając po niej. Podniósł następnie tą samą dłoń do góry, przyjrzał się krwi, po czym zacisnął dłoń w pięść. Widmo skierowało swe spojrzenie na Amelię, zerkając na nią, a następnie na Fenrisa. Gad poluźnił pięść, a następnie jego ślepia błysnęły lekko. Krew na ciele widma ścierpła niemalże natychmiast, zastygając. Świt przeszył powietrze około dwie sekundy po tym, a Fenris poczuł jak został trafiony od tyłu. Od łba, po sam pysku - po całości jego głowy przeszły czarne pazury - w iście ekspresowym tempie zostawiając na nim poszarpaną ranę. Sam impet uderzenia wytrącił wilka z równowagi, a zaraz po pierwszym uderzeniu - nadeszło kolejne. Łapa widma wpasowała się w mostek widma poprzez kopnięcie z boku, cofając się natychmiast i posyłając wilka ponownie na ścianę. Czarnołuski przesunął się powoli, ustawiając siebie pomiędzy Fenrisem, a Amelią. Widmo warknęło gniewnie, a następnie jego głos rozbrzmiał w ich głowach - słyszalny dla ich obojga. /Zabić... mnie... spróbuj. Jej nie dotkniesz, samozwańczy bożku./Rzuciło widmo, rozstawiając swe łapy w lekkim rozkroku. Gad ugiął się delikatnie na chwilę, gdy ból przeszył ponownie jego ciało. Zaraz jednak wyprostował ponownie i opuścił nieco swe dłonie, ustawiając lewą przed sobą, a prawą bardziej wycofaną na wysokości własnego mostka. Czarnołuski usłyszał te myśli oraz zrozumiał intencje. Nie zamierzał ryzykować i dać wbić sobie noża w plecy. Pomimo, że wyglądał na wrak żywej istoty, ledwo stojąc na nogach - dalej miał wolę, zawziętość oraz gotowość do walki. Jego ogon zaczął krążyć za plecami gada na lewo i prawo, wyczekując tylko na ruch Fenrisa. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Lis 01, 2016 11:06 pm | |
| Tego było zbyt wiele. Przez chwilę widząc rany smoka Fenris pomyślał że poda mu dłoń, zaproponuje pomoc. Dokładnie w tym momencie w którym puścił gardę nastąpił atak. Już impet pierwszego ciosu zatoczył wilkiem, a następny posłał go z powrotem na ścianę. SMOKI! Jak Fenris zaczynał nienawidzić w duchu tych istot. Fafnirowe plemię. Przez chwilę instynkt bestii podpowiadał mu że został zdradzony, że znów jest sam przeciwko wszystkim wokoło, jak przed laty w Asgardzie. Potem dodał jednak dwa do dwóch. Bestia, jak wszystkie spotkane przez niego do tej pory, siedziała mu w głowie. - WYJDŹ Z MOJEGO UMYSŁU! - wrzasnął, agonialnie łapiąc się obydwoma rękoma za głowę. Były to kolejne odruchy przestraszonego zwierzęcia. Wszystko podpowiadało mu że powinien skoczyć do przodu i walczyć z gadem. Wszystko, poza rozsądkiem. Jeśli widmo nie reagowało w żaden sposób, opadł na przednie łapy i zaczął ciężko dyszeć. Myślał o swoim ojcu. Starał się przywołać Saurianowy chłód, który kiedyś pomógł mu się opanować. Zajęło to krótszą chwilę, podczas której minimalnie zmalał, a gdy się wyprostował jego oczy miały już normalny kolor. Splunął krwawą śliną na podłogę. - Samozwańczy bogowie nie atakują rannych. Taka walka nie przynosi honoru. Jeśli chcesz się ze mną zmierzyć, stań ze mną na ubitym polu. Ale nie teraz, teraz trzeba się stąd wydostać. - wyprostował się by lepiej wypaść w ich oczach. Sam nie był pewien co czuł będąc porównywanym do Asów. Z jednej strony winił ich za to że odebrali mu jego prawo do boskości. Z innej natomiast gardził nimi w całej swej mierze i uraziło go porównanie go do nich. Wytrzymał spojrzenie gada, po czym przeniósł wzrok na Amelię. Czy naprawdę rozważał zabicie jej? Czasem jego umysł wydawał się być poza jego kontrolą częściej niż się wydawało. Bał się tego co mogła zobaczyć na jego opanowanej instynktami twarzy. - Przybyłem tutaj pomóc Ameli i jej towarzyszowi Daalkiinowi. Z własnej woli. Samozwańczy bogowie dotrzymują obietnic danych wojownikom. Być może narażę się przez to na gniew mego suwerena. Nie pozwolę się jednak tak poniżać. Rozumiem że bronisz swego klanu, ale jeszcze jeden taki atak i dostaniesz walki, jeśli walki wyglądasz. Bóg, czy nie bóg, Fenris był przede wszystkim wojownikiem. Jako taki domagał się szacunku, nie jako istota, której cześć dana jest z racji urodzenia. Oczekiwał reakcji gada. Szukał w jego zapachu najmniejszej dozy agresji, tak by nie dać się znów zaskoczyć. Z chęcią nauczyłby go moresu, ale nie byłoby w tym korzyści dla żadnego z nich. Powoli żałował swojej decyzji pomocy drednotowi. Nie spodziewał się za to takiej wdzięczności. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 02, 2016 9:55 am | |
| Współczująco spojrzała na Wilka, gdy ten szarpał się i miotał chcąc uwolnić się ze stanu w jakim oboje się znajdowali i wrócić do swojego ciała, bronić się przed niebezpieczeństwem. Sama czuła się podobnie. Wewnętrzne instynkty kazały jej natychmiast coś zrobić, wyrwać się, obronić, chronić życie swoje i towarzysza. Wiedziała jednak, że tu to okręt jest panem i władcą. Bez jego pozwolenia nie są w stanie nic zrobić. Stała więc tylko i patrzyła, choć wolałaby zamknąć oczy. Nie skomentowała też zachowania Wilka ani tego co zostało wcześniej powiedziane. Nie był to odpowiedni czas by dyskutować o celach przybycia Fenrisa na Ziemię. Zresztą chciała wierzyć, że wyruszył z nią i Daalkiinem by im pomóc. - On nie chce byśmy mu wchodzili w drogę Rzuciła widząc jak Wilk obija się o barierę odcinającą ich od niebezpieczeństwa. Nie patrzyła przy tym nawet w jego stronę. Stała po prostu w lekkim rozkroku, z rękoma luźno opuszczonymi wzdłuż ciała i wzrokiem wbitym w Nodina. Wydawała się nie zwracać specjalnej uwagi na to co robi jej towarzysz zbyt skupiona na obserwowaniu wali, jednak w rzeczywistości Wilk był na cenzurowanym. Nie chciała tracić zaufania do kogoś kto sam z siebie ruszył na pomoc obcym, wolała wierzyć, że intencje samca są dobre, jednak gdyby nie zaczęła zwracać na niego większej uwagi po tym co usłyszała, mogłaby całkowicie zasadnie zostać uznana za idiotkę. Nie uszło jej uwadze, ze samiec stracił nieco z " człowieczeństwa" zaczął zachowywać się bardziej jak dzikie zwierze, a i jego oczy zmieniły się. Na szczęście celny strzał zrobił ze stwora imitacje sera szwajcarskiego. Atak Fenrisa również się udał, z mała pomocą Nodina, ale to nie ważne. Najistotniejsze, że rozprawili się z niebezpieczeństwem. Amelia już odłożyła karabin i sięgała do ISAC-a by spytać Daalkiina czemu do różowego kurczaczka się tak wlecze, ale w tym czasie Nodin postanowił zrobić wilcze filety. Jaszczur stanął między nią a Fenrisem odgradzając ich od siebie. Początkowo nie miała tęczowego pojęcia co się właściwie dzieje. Przynajmniej dopóki widmo nie przemówiło. Spojrzała na Wilka tak, ze zamiast oczu równie dobrze mogłaby mieć w tej chwili dwa wielkie, pulsujące na czerwono znaki zapytania. -Nodinie, proszę uspokój się. - zwróciła się do czarnołuskiego podchodząc bliżej i kładąc mu delikatnie dłoń na prawym ramieniu w uspokajającym geście. -Ty też odpuść Wilku- rzuciła ostrzej w stronę Fenrisa. W jej głosie nagle słychać było nutę, która bardzo rzadko się pojawiła- władczość. Ona nie prosiła. Ona wymagała. Zupełnie jakby mówiła do zwykłego ziemskiego wilczka ze swojej sfory- Żadnych walk. To nie jest odpowiedni czas na rozstrzyganie czy uciąć Wilkowi głowę. Jest wojownikiem,nieco za bardzo porywczym. Pomógł nam więc może na razie niech zachowa głowę na własnym karku... Potem będziesz musiał odpowiedzieć na parę pytań Ulf, na przykład czemu chciałeś mnie zabić tak na początek-wręcz zgromiła futrzaka wzrokiem. Nic mu nie zrobiła a ten myśli o zabiciu jej. Zawiodła się na nim- ... Nodinie, powinieneś wrócić na Dura i zająć się sobą. Proszę-gdy mówiła bezpośrednio do widma w jej głosie pojawiała się troska i nutka pokory. Jego bardzo grzecznie prosiła. -Teraz bardzo bym chciała jak najszybciej zakończyć tą misję i wynieść się stąd jak najdalej.- westchnęła i zajęła się ISAC-iem zastanawiając się gdzie jest dowódca tej misji, gdy jest najbardziej potrzebny. Chciała sprawdzić czy coś jeszcze im nie zagraża oraz ewentualnie skontaktować się z Daalkiinem i poprosić by przyspieszył, no i także powiedzieć mu co się stało na mostku. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 02, 2016 10:55 am | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin Widmo odpowiedziało jedynie gardłowym warkotem, nie cofając się o krok, nie występując jednak również naprzód. Gad obnażył jedynie swe zakrwawione pazury, czekając na reakcję wilka. Z resztą doczekał się jej. Zachowanie stworzenia sprawiło, że czarnołuski poczuł się pewniej, mimo swego złego stanu. Opuścił powoli swe dłonie, czekając oraz składając sobie wszystko razem. /Nie wiesz nic o honorze, narażając życia niższych istot dla własnego widzimisię./ Rzucił samiec, nawiązując do sytuacji która miała miejsce w ZOO. Gad czytał z wilka niczym z otwartej księgi, głównie przez samego wilka oraz myśli które przywoływał. Widmo nie musiało nawet próbować głębiej szperać. Fakty same do niego przychodziły. Oczywiście "niższymi istotami" byli tutaj ludzie. /Bóstwo z ciebie żadne./Skomentował, a chwilę potem zostając nieco wyrwanym z woli walki przez dłoń Amelii, która pojawiła się na jego ramieniu. Gad zamknął na chwilę swe ślepia i westchnął, opuszczając do końca swe ręce i rozluźniając nieco swoje ustawienie, dając choć trochę odpocząć zniszczonemu ciału. Nodin oparł się dłonią o panel, który zaświecił... jednak nic się nie stało. Gad nie wydał się w żadnym stopniu wzruszony interakcją z maszyną. Spojrzał jedynie na chwilę na panel, po czym odwrócił się i oparł o niego biodrami, pozwalając sobie bardziej odpocząć i złapać równowagę. A raczej jej po prostu nie stracić. /Jest prymitywny. Daj mu po co przyszedł, problem sam się rozwiąże./Odparło niepytane widmo w odpowiedzi dla Amelii. Jego słowa, a przede wszystkim nie miały w żaden sposób wilka urazić czy obrazić. Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu. Z resztą samiec zaraz poruszył temat dania wilkowi tego, po co ten przyszedł. Cóż w tym wypadku mogłaby to być jakakolwiek technologia Crathygtanska, która potem - zgodnie z ostrzeżeniem ISACa - samodzielnie rozwiązałaby problem. Cóż to konkretne widmo nie należało do miłych jednostek. Słysząc skierowaną ku niemu prośbę, czarnołuski zerknął na karpatiankę, ocierając przy tym krew z pyska za pomocą własnej dłoni. /Nie jestem w stanie samodzielnie tam wrócić. Ściągnęła mnie tutaj klątwa. Ma magia trzyma mnie aktualnie przy życiu./Odparł kobiecie szczerze. Bardzo chętnie spełniłby jej prośbę i po prostu się stąd wydostał, niemniej jednak nie posiadał takiej możliwości. Przynajmniej nie w tym momencie. /Okręt dobrze się zachował. Być może gdybym dostał się do centrum medycznego, gdy tylko zostanie aktywowany.../Dorzucił od siebie... i "wywołał wilka z lasu". Pomieszczenie rozświetliło się, wraz z korytarzem. Wszystkie urządzenia zostały uruchomione, panele zaczęły wyświetlać stan okrętu. Z resztą nie wykazywały one żadnych, nawet najmniejszych uszkodzeń. -Przywróciłem zasilanie. Wydaje się zdenerwowany. Zapewne napotkaliście mieczników. Deinmaar zabezpieczy wszystkie pokłady. Dołączę do was gdy sprawdzę pozostałe systemy okrętu. Wy tymczasem dostaniecie polecenie od maszyny.Odezwał się przez komunikator Daalkiin. Oficer mówił spokojnie, po odgłosach otoczenia dało się domyślić, że biegnie. Widać śpieszyło mu się do przywrócenia pełni sprawności maszyny. -Wasza misja jeszcze się nie zakończyła. - Po pomieszczeniu rozległ się głos Deinmaara. Zaraz po tym, przed trójką pojawiła się holograficzna projekcja avatara okrętu. Z korytarza dało się usłyszeć strzały... oraz odgłos miażdżonych kości jak również zbroi. -Zabezpieczyłem pokłady. Skany wykazały obecność okrętu dowodzenia na powierzchni planety. Daalkiin przywróci mnie pełną sprawność bojową. Chwilę mu to zajmie, tak więc sprawdzicie jeden z moich pokładów. Niedaleko stąd jest pomieszczenie do którego nie mam dostępu. Chcę go odzyskać. Wykrywam tam anomalie magiczne, wydaje się to być związane z tym który mnie tu umieścił. W pomieszczeniu jest jedna broń wyglądająca na miecz crathygtanski. Bądźcie ostrożni. I nie zwracajcie uwagi na plamy na podłodze.Skomentował okręt, stojąc przed nimi i czekając. Co do ostatniego zdania, wyglądając na korytarz można było zobaczyć jednego z pancerniaków... a raczej to co z niego zostało - wgniecionego w podłogę. Wyglądało to tak, jak gdyby przeciwnik poczuł nagle przyciąganie dalece przekraczające to w innych rejonach okrętu. Został po prostu wprasowany w podłogę. Raczej nikt nie będzie chciał tego zeskrobywać. /Centrum medyczne?/Rzucił krótko czarnołuski, zdając pytanie maszynie. Hologram skierował swe białe ślepia na ranne widmo, lustrując je spojrzeniem. -Wskażę drogę. Za kilka minut powinno być sprawne i gotowe do podjęcia pacjentów.Po tej wymianie zdań, czekali już tylko na Fenrisa oraz Amelię. Światło tylko potwierdziło wcześniejsze przekonania - okręt był niemalże nietknięty. Prawie jak świeżo stworzony oraz wypuszczony z doków. Prawda była nieco inna. Pomijając z resztą zwłoki na korytarzach - niektóre rozstrzelane przez systemy bezpieczeństwa, inne wgniecione w podłoże - wszystko było w należytym porządku. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 02, 2016 12:44 pm | |
| Gad który zaatakował go z zaskoczenia, będzie udzielał mu lekcji honoru. Niedoczekanie. Na domiar złego wcale nie wykazywał chęci opuszczenia jego głowy. Wilk nie był pewien, go którego z wydażeń z jego życia nawiązywał smok, ale było ich przynajmniej kilka, które pasowałyby do opisu. Często pchał go do tego głód, lub wola kogoś innego. Nie ukrywał że tak się nie działo, ale wątpił by smok też nie miał krwii na rękach, spełniając wolę swych panów. Chyba, oczywiście że panów tych nie było, a jaszczur był wolny robić ze swoim życiem co mu się podoba. Wtedy dysponował przywilejem którego wilk nie zazna chyba już nigdy. Przez całe życie był niewolnikiem. Czy to Odyna, czy gniewu, głodu czy przeznaczenia nie stanowiło większej różnicy. - Jestem. Kresem. Bogów. - wyjaśnił przez zęby gdy po raz kolejny dzisiaj został zrównany z asami. - Daj posłuch słowom śmiertelniczki. Jej mądrość wyprzedza jej lata. I wyjdź nareszcie z mojej głowy. Albo sam zobacz ile kosztuje mnie walka samym sobą i skończ tę farsę. - Znowu powtarzający się schemat. Wilk kurczowo trzymał się zdrowego rozsądku, by gniew nie wziął nad nim góry, a wszyscy w koło zdawali się tylko podjudzać drzemiącą w nim bestię. Znajomy głos Daalkiina bardzo go uspokoił. Czarnofutry przez ten krótki czas gdy się znali zdołał wyrobić sobie u Fenrisa bardzo dobrą opinię. Poniekąd też dla tego powstrzymywał się od walki. Żeby nie zawieść Daalkiina, w którym widział swojego kompana. Zastanawiał się co by powiedział, gdyby zobaczył że on i czarny smok, którego widocznie znali, stoją teraz na skraju konfliktu. Zaraz potem w pomieszczeniu pojawił się też Deinmaar. Wilk zastanawiał się co drednot mysli o jego spaczonym asgardzkim pochodzeniu. Jeszcze przed chwilą uznał go za niemającego prawa do życia, a teraz? Był zły, na siebie, smoka, telepatów, bogów a także na Lokiego, który wysłał go na misję z góry skazaną na niepowodzenie. Momentalnie zbeształ się w myślach za złe myśli o ojcu, który był przecież tylko jego dobrodziejem. Pewnie gdyby wiedział że wszyscy tutaj czytają w umysłach nie wysłałby go tu. Brzmienie słów "Pełna sprawność bojowa" , "Oczyścić" i "Plamy na podłodze" bardzo mu się spodobało. Musiał jakoś dać upust drzemiącej w nim furii, a nie chciał żeby jej przypadkowym obiektem padła Amelia. No i oczywiście smok, ale on się bardziej prosił. - Dokończymy tę waść. - obiecał Nodinowi - Przy rogu miodu, lub na polu walki, jak będziesz uważał za słuszne. A teraz, dasz radę sam udać się do lazaretu? - po czym odwrócił się do Amelii - Może powinnaś udać się z nim. Nie boisz się że będę próbował cię zabić? Jeśli Amelia zdecyduje że jednak idzie z nim, uśmiechnie się tylko złowieszczo. Był pod wrażeniem jej odwagi i determinacji. Na ciele jednego z mieczników sprawdzi, która z jego broni lepiej wchodzi w płyty metalowych pancerzy i tę weźmie ze sobą. - Te stwory. Widzą w ciemnościach, tak? - zapytał wszystkich zebranych. Szukał sobie drogi walki, a nie dysponował magicznym głosem wyroczni jak Amelia, czy Daalkiin. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Lis 03, 2016 2:48 pm | |
| Nie do końca rozumiała o czym obaj samce mówią i szczerze, nie wiele ją to w tym momencie interesowało. Najważniejszy dla niej był stan Nodina. Chciała, żeby jak najszybciej się stamtąd wyniósł. Nie wiadomo przecież jakie niebezpieczeństwo czai się za rogiem. Na szczęście samce chyba zaczęły się dogadywać, choć daleko im było do zgody. Nie mniej Amelia stała dalej obok Nodina z dłonią na jego ramieniu bardzo delikatnie go głaszcząc, zwyczajnie lekko poruszając dłonią raz w prawo raz w lewo. Był to zwyczajny odruch, którego w żaden sposób nie kontrolowała. Nawet nie zauważyła, że to robi. Zmartwiła się jeszcze bardziej widząc jak widmo opiera się na panelach. Raz - nie miała ochoty wracać do pustki, dwa- skoro musi się oprzeć jest gorzej niż początkowo myślała. Zapach krwi, którego do tej pory nie dopuszczała do swojej świadomości, odpędzając wszelkie myśli związane z głodem w sam kat umysłu, coraz intensywniej jej przeszkadzał. Nie nie potrafiła poradzić na to, ze jest wiecznie głodna, a zapach krwi ten głód wzmaga. Starała się oddychać jak najmniej by nie czuć zapachu posoki, ale na niewiele się to zdawało. Jej zmysły podpowiadały, że stwór jest słaby, wykrwawia się- jest łatwą ofiarą. Potrząsnęła głową mocno zaciskając powieki. Mruknęła coś pod nosem słysząc słowa widma. Poraziło ją, że przyznał się do swojej słabości. Musiało być źle, bo o ile się zorientowała Nodin jest bardzo dumny i raczej nie przyznałby się ot tak, ze jest słaby, gdyby nie było na prawdę źle. Wolała nic nie mówić. Otwarcie ust umożliwiło by wysunięcie się kłów. Zrobiła trzy małe kroki w tył oddalając się od widma i obróciła się do niego tyłem grzebiąc przy ISAC-u. Znów nie dane jej było zbyt długo pobawić się urządzeniem. Wszystkie maszyny nagle się włączyły, a z komunikatora rozległ się głos Daalkiina. Obróciła się ponownie słysząc głos okrętu za swoimi plecami. Zobaczyła hologram avatara. - Oh... przestań wreszcie o to prosić. Jak on wlezie to ja zadekuje się w twojej głowie jeśli jeszcze raz o tym wspomnisz. I nie... nie mogę go zaprowadzić... nie sama. Chodź ze mną... jeszcze moment a się na niego rzucę... Zwróciła się do Wilka bez ogródek przyznając się, że jest na skraju wytrzymałości. Jadła co prawda całkiem niedawno, ale nawet bezpośrednio taka ilość krwi jaką wciąż traci widmo obudziła by jej pragnienie. Ktoś musiał iść z nią gdyby jednak straciła nad sobą panowanie. Nodin pewnie dałby radę sam ją powstrzymać, ale nie chciała by musiał tracić siły na bronienie się przed nią. - Później razem pójdziemy do pomieszczenia o którym mówił Deinmaar Nawet jeśli Nodin zaprotestowałby mówiąc że może iść sam nie pozwoliłaby mu na to. Musiała wiedzieć, ze na pewno dotarł do centrum. Dlatego bez dalszych komentarzy, mimo wzrastającego pragnienia, podeszła do widma by wesprzeć go nieco w drodze do centrum. Mógł odmówić i iść o własnych siłach, ale i tak szłaby wtedy krok za nim. Tak czy inaczej szła oddychając jak najmniej i starając się zapanować nad głodem. Nie zwracała uwagi na plamy skupiona przede wszystkim na powstrzymywaniu wysuwających się kłów. Nie mniej pozostawała czujna, jedną rękę trzymając luźno na broni u swojego pasa. Dopiero gdy Nodin znalazł się w centrum zwróciła się do Fenrisa biorąc przy okazji głębszy oddech. -Chodźmy zobaczyć co to za anomalia. I ruszyła drogą, którą zapewne wskazywał im już okręt. Cieszyła się przy tym głębokimi oddechami. Jej głód opadał do znośnego, codziennego poziomu z każdym krokiem oddalającym ją od centrum i krwawiącego widma. Przy okazji sprawdzała informacje, o które wcześniej spytał Fenris od razu mówiąc mu co i jak. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Pią Lis 04, 2016 9:48 am | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin Czarnołuski zakrztusił się krwią, gdy lekki uśmiech zawitał na jego pysku. Zaraz po tym, jak usłyszał słowa Fenrisa, jakimi ten określił samego siebie. Widmo nie było w stanie brać go na poważnie. A jego własny stan sprawiał tylko, że Nodin zaczynał uważać to wszystko za głupi żart. /Nie jesteś bogiem... tym bardziej ich "kresem"./Rzucił z wyczuwalną rezygnacją w głosie. /Nie potrafisz nawet wyciszyć własnych myśli. Nie siedzę w twej głowie. To ty krzyczysz./Dodało widmo, prostując się powoli i z trudem łapiąc równowagę. Stwór nie kłamał pod tym względem. Choć słuchał myśli wilka, to głównie odbywało się to za pośrednictwem samych "głośności" emocji futrzastego stworzenia. Gad zacisnął swe dłonie na chwile, a następnie poluźnił uchwyt, odsłaniając swe pazury. Skierował wzrok na Amelię, zerkając na nią z góry. Ślepia błysnęły mu czerwienią, przez gardło przeszedł cichy warkot. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. /Jestem słabszy... nie słaby, wampirze./Odezwał się głos Nodina, niczym echo odbijając się w umyśle Amelii. Zabrzmiał wręcz złowrogo, zupełnie jakby widmo wyzwalało się spod jej wpływu. Jego słowa zabrzmiały z resztą jak dwuznaczne ostrzeżenie... oczywistym było, że Onuris nie rzuciłby na własnego brata klątwy, która doprowadziłaby do jego śmierci. Nim bardziej więc Amelia mogła stwarzać dla widma zagrożenie, tym bardziej on był w stanie wyzwalać się spod wpływu klątwy. Łańcuchy zaczęły się kruszyć. Zostałyby rozerwane, gdyby nie jego stan... na szczęście dla Amelii, ta cofnęła się. Wtedy również odezwał się znów avatar okrętu. -Zdejmowanie hełmu narusza przepisy, a przede wszystkim naraża ciebie na efekty środowiskowe. Zalecam go założyć i nie zdejmować.Poczuł ją okręt, a zaraz po tym, hologram zniknął. Pancerz filtrował to co się dzieje w otoczeniu oraz dbał o zmysły tego kto miał go na sobie. Pozbawiając się hełmu, zbroja po prostu przestawała o to dbać, nie mając pełnej możliwości kontrolowania przepływu bodźców. Czarnołuski zrobił krok naprzód, a następnie ruszył powoli w stronę wyjścia z pomieszczenia, skręcając zaraz i idąc przed siebie. /Tknij mnie, a zapomnisz kim jesteś./Ostrzegł tylko Fenrisa. Nodin był bardzo dumnym stworzeniem, pewnym swej siły oraz determinacji. Nie zamierzał dać się tknąć czy przyjmować pomocy od kogokolwiek. Powoli przemierzał korytarze, co jakiś czas podpierając się o ścianę by nie stracić równowagi. Stwór pozostawał jednak czujny na to co działo się dookoła. Fenris nie otrzymał tutaj odpowiedzi na swoje pytanie. Owych stworów już nie było, nikt więc nie uznał tego za ważne. Z resztą łatwo się domyślić, biorąc pod uwagę, że był w stanie ich zaatakować czy nawet podjąć walkę z Nodinem po ciemku. Okręt doprowadził ich w końcu do centrum medycznego. Czarnołuski podszedł do drzwi, wyciągając dłoń ku panelowi który miał owe drzwi otworzyć. Gdy oprał dłoń na samym panelu, okrętem wstrząsnęło, przez korytarz przeszedł dźwięk - głuchy huk. Zaraz po odgłosie, po ścianach rozeszły się czarne pioruny. Jeden z nich przesunął się po ścianie, trafiając w panel którego dotknął Nodin. Wyładowanie trafiło również w widmo, rażąc go poprzez kontakt z panelem oraz odrzucając na ścianę na przeciwko. Gad rąbnął o metal i padł na ziemię, podpierając się grzbietem o ścianę oraz tracąc na kilka sekund przytomność. Chwilę po tym, światło na okręcie znów zgasło, a zamiast tego, po ścianach rozszedł się niebieski kolor. Mrugając powoli, sygnalizował alarm. -Anomalia została rozerwana. Wykryto zakłócenia w dostawie mocy okrętu. Analizuję...Odezwał się ISAC, przybliżając na szybko sytuację. Komunikator odezwał się ponownie, nawiązując kontakt z oficerem. -Co do...? Co wy tam robicie? Mieliście sprawdzić anomalię, do...Rzucił Daalkiin, a chwilę potem połączenie się urwało. Znów natomiast przemówił ISAC. -Analiza zakończona. Zagrożenie wykryte: Czarny Ogień. Kontakt z okrętem utracony... Wizualizuję sytuację...Urządzenie wyświetliło trójwymiarowy, pomniejszony obraz korytarza na którym znajdował się Daalkiin. Czarnofutry stał wyprostowany, spoglądając przed siebie z mieczem w dłoni oraz białym, energetycznym ostrzem wysuniętym i gotowym do wykonania ataku. Musiał się czegoś spodziewać. Chwilę był na korytarzu sam, zaraz po tym - tuż za nim pojawił się wielki, czarny cień. Przypominało to nieco sposób w jaki pojawił się Nodin. Z tą różnicą, że ten był ponad pół metra wyższy od Daalkiina. Czarnofutry zamachnął się za siebie, wykonując atak z półobrotu oraz tnąc ostrzem, obracając przy tym całe ciało. Nie ważne gdzie trafił, wykonał po prostu cięcie poziomo, po linii prostej. Postać, zanim się zmaterializowała, wyciągnęła prawą rękę i chwyciła ostrze w dłoń, zatrzymując miecz w miejscu. Zanim Daalkiin zrobił cokolwiek innego, stwór zmaterializował się, chwytając lewą dłonią za prawą dłoń oficera - dzierżącą ostrze. Ruch był błyskawiczny, niemalże niezauważalny. Jego dłoń po prostu chwyciła dłoń Daalkiina. Sylwetka zmaterializowała się całkowicie, ujawniając postać kolejnego widma. Czarnego stworzenia, masywnego, większego od Nodina. Odrodzony podniósł wzrok na pysk stworzenia, które bez mrugnięcia okiem zgniotło jego dłoń za pomocą swojej własnej. Obraz pokazał niewielką eksplozję pod dłonią czarnofutrego, który został po tym puszczony. Jego pysk wykrzywił się w bólu, a on sam padł na ziemię. Jego dłoń była połamana oraz poparzona. Posadzkę pokryła krew oficera, który padł na kolano, ryknął z bólu i chwycił zdrową dłonią za nadgarstek. Zaraz po tym, hologram utracił połączenie oraz przerwał wizualizację. -Kontakt utracony. Analizuję... Anomalia zniknęła. Skany wykazują, że pomieszczenie jest puste.Po tym komunikacie, ISAC zamilkł. Nodin potrząsnął łbem, wybudzając się powoli oraz odzyskując świadomość po trafieniu. Nic jednak nie powiedział, nie wydał żadnego dźwięku. Spoglądał jedynie przed siebie w milczeniu, nie mając prawdopodobnie pomysłu na to jak zaradzić tej sytuacji. Z drugiej strony, gdyby poszli do wskazanego pomieszczenia od razu, zamiast go tutaj odprowadzać... być może wszystko potoczyłoby się inaczej. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Pią Lis 04, 2016 11:19 am | |
| Aż podskoczyła, gdy Nodin zaczął krztusić się krwią, dlatego tym bardziej nie rozumiała lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach. Potrzebowała chwili by zorientować się, ze to wypowiedź Wilka rozbawiła widmo. Uniosła lekko brwi i pokręciła głową, prychając pod nosem. " Będę musiała pójść na jakieś nauki do Fenrisa. Rozbawić Nodina to nie lada wyczyn...", pomyślała z lekką kpina. Sama jak na razie puszczała mimo uszu słowa Wilka. Odsunęła się wystraszona, gdy czarnołuski na nią warknął. Źrenice rozszerzyły jej się ze strachuNie chciała denerwować widma. Raz już jej pokazał, że nie maiłby problemu z pokazaniem gdzie jej miejsce. Wciąż czuła jego dłoń na swoim gardle. Rozłożyła ręce unosząc głowę do góry w wyrazie zdziwienia. Cała jej postawa mówiła " ale o co ci biega?" -Przecież nawet nie dotknęłam hełmu... Pokręciła głową. Nawet nie miała zamiaru go zdejmować, a komentarz musiał być do niej, bo jako jedyna miała na sobie pancerz. Ruszyli, a Amelia za każdym zachwianiem się Nodina po drodze miała coraz większe wyrzuty sumienia. Przynajmniej częściowo jego stan był jej winą. Czuła się winna i jednocześnie wściekła na Onu. To on rzucił tą piekielną klątwę... Zaczynała sądzić, ze najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby zakopała się w ziemi i nie wyściubiała nosa dopóki Onu nie zdejmie klątwy. Nodin nie musiałby się przez nią narażać. W końcu każda misja to dla niej zagrożenie życia... Dotarli do centrum. Już odwracała się by jak najszybciej dotrzeć do anomalii, gdy nagłe trzęsienie, błyski i komunikaty okrętu oraz Daalkiina zatrzymały ją w miejscu. Spojrzała na Nodina, który oparty o ścianę powoli wracał do siebie....chyba, bo wciąż wyglądał na oszołomionego. Podeszła i przekrzywiła lekko głowę ze zmartwieniem. - Nodinie...wszystko ok? Spytała widmo, a po uzyskaniu lub nie jakiejś odpowiedzi spojrzała na Wilka. -Musimy iść do Daalkiina... To nie był jej dzień...stanowczo. Wszystko szło nie tak jak Pewnie dostanie się jaj porządnie, ale tym martwić się będzie później. Spojrzała na Nodina nie do końca pewna czy powinni go zostawiać, ale Daalkiin ich potrzebował, a widmo miało do centrum dosłownie kilka metrów. - Zostań z nim jeszcze moment Poleciła Wilkowi, a sama puściła się pełnym pędem w stronę Daalkiina. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Lis 06, 2016 8:23 pm | |
| Przytyk jaszczura o dziwo nie wywołał kolejnej reakcji obronnej ze strony wilka. Fenris przemyślał swoje zachowanie i w duchu przyznał czarnemu widmu rację. Przez to, że z zewnątrz starał się wyglądać jak najbardziej spokojnie, w jego głowie emocje niemal walczyły ze sobą, żeby wydostać się na wolność. Wziął jego radę do serca i dał sobie chwilę na wyciszenie się. Tym bardziej zaskoczył go wybuch Amelii, która okazała się być jakiegoś rodzaju wampirem. Gdy postanowione zostało że najpierw odeskortują bezpiecznie gada do uzdrowicieli, nie był pewien czy to konieczne, ale jednak ruszył za nimi. W głosie Amelii było coś, co przekonało go do takiej, a nie innej decyzji. Po drodze dalej próbował odzyskać spokój, pozostawiając wyglądanie niebezpieczenstw Amelii, oraz jej prywatnej wyroczni. Idąc nie sposób mu było nie poczuć nici sympatii do istoty, która mimo że jest ciężko ranna nie przyjmie od nikogo pomocy. Dobrze rozumiał takie podejście i nie chciał odbierać jaszczurowi satysfakcji. Przez to że tym razem nie uważał na wszystko w okolicy, dał się zupełnie zaskoczyć dziwnym wyładowaniem, które rzuciło smokiem o ścianę. Następna wizualizacja niemal całkowicie zniweczyła próby wyciszenia się wilka. Ryknął krótko, gdy obraz pokazał mu atakowanego Daalkiina. Przez to że ruszyli za smokiem ich kompan miał teraz poważne problemy. Z jego ust wyrwało się krótkie warknięcie. Gdyby ktoś teraz raczył zajrzeć do jego umysłu zobaczyłby całą serię wizji brutalnych egzekucji istoty, która śmiała zaatakować Czarnofutrego. Nie musiał dawać się przekonywać dwa razy, gdy Amelia zaproponowała odwet za ich kompana. Bardziej zdziwiło go natomiast że przykazała mu czekać przy istocie, z którą wcześniej obiecali sobie pojedynek i w oczywisty sposób okazywali wrogość. Tym bardziej że sam miał zaproponować zupełnie na odwrót i zaskoczyło go że amelia myśli podobnie do niego. Gdyby nie wyczulone i przyzwyczajone do wysokich prędkości zmysły Fenrisa, nie zauważyłby nawet gdy odbiegała. Pozostając sam na sam z widmem poświęcił czas na podsumowanie swojej sytuacji. Nie wyglądało to tak, że Daalkiin został zaatakowany przypadkiem. Prawdopodobnie ich przeciwnik wiedział wcześniej o ich misji i przybył im przeszkodzić. W takim razie mógł wiedzieć też o Amielii. I o przyjaznym im smoku. Nie spodziewał się natomiast na miejscu Fenrisa, który był niejako dziką kartą, przyłączając się do eskapady w ostatnim momencie. Postanowił wykorzystać to najbardziej jak się da. Planował przybrać swoją ludzką postać, poszukać jakiegoś wojskowego munduru w jednej z kwater, czy innych pomieszczeń, po czym dołączyć do Ameli udając kolejnego człowieka z oddziału Daalkiina, który rusza mu z pomocą. Być może zyskałby tym kilka minut, jeśli smok nie użyje od razu swojej pełnej mocy do spacyfikowania go. W tym czasie być może Amelia odciągnie Czarnofutrego na bok, by zdążył użyć swojej leczącej magii. Potem we trójkę może będą mieli szansę. O ile oczywiście tamten też nie czyta w myślach jak ten, leżący tutaj. Zastanawiał się czy może przyjaciel Amelii ma jakieś rady co do walki z kimś ze swojego rodzaju, albo czy może nawet pomóc wilkowi ukryć swoje myśli. Spojrzał pytająco na Nodina. Liczył na to że ten znów czytał mu w myślach i że nie trzeba będzie powtarzać tego planu od nowa na głos. Jeśli jednak trzeba będzie, to trudno. Niezależnie od tego czy smok będzie mu miał jak pomóc, czy nie, wprowadzi swój plan w życie. Do tego czasu smok powinien już mniej więcej dojść do siebie i "moment", o którym mówiła Amelia minął. Rzucił się za nią, rozglądając się za jakimś ludzkim odzieniem, po czym pobiegł dalej za towarzyszką kierując się jej zapachem. Po drodze postara się raz jeszcze uspokoić, tak jak to robił w drodze do centrum medycznego. Od tego czy mu się to uda czy nie zależeć może życie Daalkiina, więc się do tego przyłożył. Jeśli dogoni Amelię przed walką z nieznaną istotą, bez wyjaśnienia poprosi o jedną z jej broni dla dopełnienia przebrania. Miecze stworów z mostka nie bardzo pasowały do ekwipunku wojowników The Core. Gdy dotrą na miejsce stanie w pozycji obronnej między Amelią i Daalkiinem, a smokiem. Jeżeli dostanie jakąś broń palną, a Am będzie w stanie po drodze łopatologicznie wyjaśnić mu jak jej używać, odda kilka strzałów, żeby sprowokować bestię. Im większej ilości ciosów uniknie, tym później zostanie zdemaskowany i tym więcej czasu zyska swoim kompanom. Jeśli jednak dowolny z elementów planu nie będzie możliwy do spełnienia, to wykorzysta element zaskoczenia w zupełnie inny sposób. Zaczai się kawałek dalej, czekając na odpowiedni moment będąc w znanej Amelii postaci, po czym z pełnego rozpędu i z całej siły wyjedzie smokowi sierpowym z zaskoczenia. Nie był to może najbardziej finezyjny z planów, jakie kiedykolwiek przyszło mu wymyślać, ale w ten sposób na pewno zaskarbi sobie uwagę smoka. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 09, 2016 10:28 am | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin Widmo nie udzieliło Amelii żadnej odpowiedzi. Pomijając fakt, że gad nie zrozumiał zadanego mu pytania, przez użyte w nim określenie - po prostu nie miał siły dociekać o co chodziło. Amelia pognała więc korytarzami, prowadzona do Daalkiina przez ISACa, który cały czas wyświetlał informację o niebezpieczeństwie. Fenrisowi nie pozostało nic, jak w swej aktualnej postaci pobiec za Amelią. Jego plan z oczywistych względów nie mógł być wprowadzony w życie. Chociażby ze względu na fakt różnicy w rozmiarze przeciętnego crathygtanina oraz człowieka. Po prostu nie znalazłby tutaj pasującego munduru. Nodin również nie okazał się specjalnie pomocny. Nie tyle, że nie chciał lub miał uraz - po prostu nie miał siły im pomóc. Oboje więc ruszyli w stronę Daalkiina. ISAC wskazywał drogę, pozwalając im przemieszczać się ciemnymi korytarzami okrętu - rozświetlanymi przez niebieskie światło alarmu, roznoszące się niemalże po każdym pomieszczeniu na okręcie. Gdy dobiegli na miejsce, ich oczom ukazały się postaci czarnołuskiego widma. Łuski stwora były czarne niczym noc, pokryte płomiennymi, szarymi wzorami. Stwór miał dużo ponad dwa i pół metra wzrostu, przewyższając w swej anthro formie Nodina. Był również od niego większy, masywniejszy. Dookoła stworzenia rozchodziła się mroczna aura, budząca grozę w każdym kto znajdował się zbyt blisko... a zarówno Amelia jak i Fenris znaleźli się stanowczo za blisko. Oboje zaczęli odczuwać niepewność, strach przed stojącym przed nimi stworzeniem. Pomimo faktu, że stwór stał do nich plecami. Jego ręce były opuszczone wzdłuż ciała, mięśnie rozluźnione. Za widmem stał Daalkiin. Podniósł się już na nogi, jego prawa dłoń była przepalona oraz poraniona, jednak wydawała się być cała... albo raczej, na ich oczach - powoli wracała do normy. Nanomaszyny w ciele oficera wykonywały swoją robotę, regenerując uszkodzenia na ciele Odrodzonego. Głowa Daalkiina zadarta była do góry, by móc spoglądać na łeb stojącego przed nim stworzenia. Fenris wyskoczył, próbując wykorzystać okazję by uderzyć widmo z zaskoczenia. Zanim dłoń wilka sięgnęła gada, ten poczuł jak w jego korpus coś uderzyło... ogon stojącego tyłem widma. Nie było to byle uderzenie. Cios dało się porównać do zderzenia się zwykłego człowieka z pociągiem. Fenrisem nie tyle rzuciło, co wgniotło go w ścianę okrętu. Wilk poczuł, jak w momencie uderzenia, kości szkieletu jego klatki piersiowej - w tym żebra, zostały połamane. Głównie od lewej strony. Po prawej, niektóre popękały z powodu ciśnienia jakie wytworzyło uderzenie. Dla samego szczęścia wilka, same kości nie przemieściły się ani nic uszkodziły organów wewnętrznych. Został natomiast poturbowany jednym, niewidocznym uderzeniem. Ogon gada znajdował się dalej na ziemi, nieruchomo. Uniósł on jedynie swe ręce, splatając je na klatce piersiowej i dalej stojąc frontem do Daalkiina, a tyłem do Amelii oraz Fenrisa. Jeśli kapratianka spróbowałaby wymierzyć do niego bądź wystrzelić, broń po prostu się zatnie. Kombinezon pokaże natomiast na HUDzie informację o mierzeniu do sojusznika. Czego efektem jest zacięcie się broni, która odmówiła wystrzału w widmo... zaraz za którym znajdował się Daalkiin. System uznał, że większe prawdopodobieństwo jest iż Amelia trafi oficera, niż przeciwnika, dlatego uniemożliwił jej oddanie strzału. Sam czarnofutry stał natomiast w miejscu, spoglądając na widmo. Od czasu do czasu poruszał jedynie ranną dłonią, chcąc pobudzić mięśnie do działania. Zacisnął nawet na chwilę kły, jednak nie wydawało się to być spowodowane bólem... być może dowiedział się czegoś. Równie dobrze mogli w tym momencie rozmawiać, drogę telepatyczną - niedostępną dla tej dwójki. ISAC natomiast wykazywał duży poziom zagrożenia, tak jak wcześniej - tak teraz nie uznając tego za dobry pomysł. Czyli ich pojawienia się tutaj, przed Czarnym Ogniem. Trochę nadziei mógł dać fakt, że na korytarz powróciło światło. Okręt wybudził się, niebieskie alarmy uległy wyłączeniu. Nic więcej się jednak nie wydarzyło. Maszyna jakby nie zareagowała na obecność wrogiego widma. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Lis 10, 2016 4:57 pm | |
| Fenris wpadł jak huragan do pomieszczenia, bez zatrzymania szarżując ku odwróconemu tyłem przeciwnikowi. Wtem nastąpił cios, szybki niemal tak, że wilk był pewien iż zauważył jego ślad, dopiero po tym jak ten dosięgnął celu. Ćwierć sekundy zajęło chyba wilkowi wylądowanie na ścianie pomieszczenia. Pierwszym zwierzęcym odruchem zebrał się znowu i już chciał kontynuować atak. Dopiero nagły ból w klatce piersiowej sprowadził go do równowagi. W niemałym szoku zauważył że ma chyba pęknięte żebra. Za swych dziecięcych lat mierzył się z wieloma potworami żelaznego lasu. W tym oczywiście z samym Jormungarem, tytanicznym wężem Midgardu. Zdarzyło mu się też raz krzyżować topory z samym Thorem, gdy jeszcze nie doszło do waśni między nimi. Lecz nigdy nie czuł tak wielkiej mocy. Porównałby to do uderzenia pędzącego pociągu, ale nawet po części nie oddałoby to słuszności istoty, która stanęła naprzeciw im. A to wszystko nie zaszczycając wilka nawet spojrzeniem. Złapał się za pierś dysząc ciężko. Nie docierało do niego to co się działo. Wraz z Thorem dzielił tytuł najpotężniejszych wśród wojowników Asgardu, a ta bestia pogruchotała go jednym ciosem, którego nie zauważył nawet przy swej boskiej prędkości, czy umiejętności wyczuwania ataków wroga. Sprawa wydawała się beznadziejna. Być może gdyby zaatakowali go wszyscy na raz, komuś dopisało by szczęście. Być może gdyby byli zdolni do walki. Gdyby Daalkiin nie miał oderwanego ramienia, a on połamanych kości. Z nich wszystkich tylko Amelia nadawała się chyba do walki, ale nawet zakładając, że ma jeszcze wiele do pokazania, wilk nie sądził że da radę bestii sama. Trzeba było szukać innych sposobów na walkę, lecz jeśli ten zły brat smoka, którego poznał przed chwilą, to podstęp na nic się nie zda. Gdyby tylko miał teraz swój młot... To walka dobrych z najlepszym. Taka jakie wilk uwielbiał, a których instynkt drapieżnika tak często mu odmawiał. Już szczerzył kły w radosnym uśmiechu. Nawet jeśli tutaj polegnie, ta walka godna będzie Valhalli. Nie odmówi mu jej po tym nikt o zdrowych zmysłach. A gdy tam trafi, przez wieczność będzie mógł siać strach i pogrom wśród najlepszych wojowników swego dziada. Na to jednak czas miał jeszcze nadejść, a on nie miał zamiaru opuszczać tego, czy dowolnego innego świata nie zadając kilku ran. Na razie trwał jakiś tajemniczy impas, który wilk powitał z wdzięcznością. Czas działał na jego, a także Daalkiina korzyść. Czuł jak jego organizm dwoi się i troi starając posklejać połamane kości. Z tej perspektywy dobrze widział Daalkiina. Jego rany zdawały się mu nie przeszkadzać. Być może używał właśnie tej samej magii leczącej, której kiedyś użył na Fenrisie. Stał dumny, wyprostowany, patrząc w twarz wrogowi nie do pokonania. W innych czasach, mógłby zostać wspaniałym wikingiem. Podniósł powoli zdobywcze miecze. Ich poprzedni właściciele sądzili że pomogą im one w walce ze smokiem. Chyba że oczywiście nie wiedzieli z kim się mierzą, a on zaraz powtórzy ich błąd. Stanął w gotowości obracając się mniej strzaskanym bokiem w stronę przeciwnika i obchodząc go powoli, tak by możliwie go otaczali. Nie chciał przerywać chwili spokoju, gdy każda kolejna minuta działała na jego korzyść. Czekał więc w gotowości, starając się wyczuć kolejne gwałtowne ruchy wroga, lub swoich przyjaciół. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Pią Lis 11, 2016 11:00 am | |
| Biegła ze swoją pełną prędkością, więc Wilk miał bardzo niewielkie szanse by ją dogonić, tym bardziej, że ruszył po niej tracąc cenne sekundy. W biegu bowiem dziewczyna praktycznie się rozmywała, a z zewnątrz wyglądało to niemal jakby się teleportowała. Dotarła więc na miejsce na moment przed Wilkiem, ale nie uniosła broni, choć początkowo miała właśnie taki zamiar, ponieważ ISAC zaczął jej wyświetlać informacje o braku wroga. Tak jakby celowała do Daalkiina, a nie widma, które zaatakowało dowódce. Dodatkowo sama była nieco zdziwiona tym, co zobaczyła. Widmo nie atakowało oficera. Stało tylko i patrzyło na samca. Jakby wcale nie zamierzał walczyć. Dowódca też nie wyglądał na specjalnie skorego do walki teraz. Bardziej wyglądało jakby rozmawiał z widmem i nie bardzo mu się podobało to co usłyszał. Dochodziły jeszcze uczucia niepewności i strachu, które nagle ja dopadły, gdy tylko się zbliżyła. Aż zadrżała pod pancerzem, choć bardziej z zaskoczenia niż pod wpływem tych nagłych emocji. Cała jej obserwacja trwała zaledwie ułamki sekund. Akurat tyle by zjawił się Fenris i rzucił na widmo. Zdążyła tylko w myślach uderzyć się otwartą dłonią w czoło, a Wilczek już leżał pod ścianą a po korytarzu roznosił się dźwięk łamanych kości. Daalkiin regnerował się stojąc w sumie całkiem spokojnie więc i ona odrobinę rozluźniła mięśnie. Dalej trzymała broń w gotowości nie bardzo wiedząc czego się po widmie spodziewać. Okręt wydawał się nie widzieć w jaszczurze zagrożenia więc i ona nie atakowała, choć pozostawała czujna. Niby wiedziała, ze gdyby widmo chciało nie miałaby nawet ze swoim refleksem zbytnich szans na uniesienie broni na czas, ale zawsze można liczyć na łut szczęścia. Kątem oka obserwowała Wilka. Ten był zawsze gotów do walki. " Stój w miejscu... nie atakuj. Obserwuj..." rzuciła prosto do umysłu Fenrisa spokojnym, choć stanowczym tonem, gdy zauważyła, ze ten ewidentnie próbował okrążyć widmo. Na wszelki wypadek jednocześnie złapała telekinezą delikatnie wilcze nogi unieruchamiając go. " To tylko ja" wytłumaczyła na zaś żeby Wilk nie zaczął się rzucać. " Miałeś zostać z Nodinem... Co z nim? Doszedł do siebie?" Jej mentalny głos był podobny do jej zwykłego, choć nieco bardziej melodyjny, więc Wilk powinien od razu poznać, że to ona. Sama nie spuszczała z oczu widma. Skupiona była na wyłapaniu jakichkolwiek oznak, że gad chce ich pozabijać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Lis 15, 2016 2:19 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin|Vareoth Nastała chwila całkowitej ciszy. Przy odrobinie skupienia, możliwym byłoby usłyszenie odgłosu własnego serca. Nic poza tym. Do momentu kiedy to widmo się poruszyło. Stwór obrócił się powoli, chwilę po jak Amelia odezwała się telepatycznie do Fenrisa. Gad wpierw stanął bokiem, kierując swój wzrok na karpatiankę. Przyjrzał się jej, a następnie odwrócił do końca, ruszając ku niej powolnym krokiem. Daalkiin wyciągnął lewą dłoń, w otwartym geście, w kierunku Fenrisa. Wiadomość była prosta. Stój. W międzyczasie, stwór podeszło do Amelii, spoglądając na nią niebieskimi ślepiami. /To jest to stworzenie, które obudziło w mym pobratymcu istotę? Wolę walki o własną wolność./Odezwał się. Jego głos echem rozniósł się po umysłach całej trójki. Pozwalał słyszeć wszystkim. Nawet tym, których rozmowa nie dotyczyła. Czarny ogień ugiął swe kolana, kucając przy kobiecie by móc spojrzeć jej w oczy przez hełm, który na sobie miała. /Czuję na tobie jego więzy. Piękna, pradawna magia. Związał z tobą własnego brata krwi, złamał jego wolę by ten chronił ciebie własnym życiem. Egzekutorzy mu tego nie darują, jednak... będzie następnym starożytnym, prawda? Będą mu posłuszni./Stwór dodał do swej wypowiedzi. Jego słowa nie układały się w całość dla osoby, która stała obok i po prostu ich słuchała. Choć niektórych faktów można było się domyślić. Interesem widma nie było jednak "doinformowanie ich" lub chociażby samej Amelii. Po prostu skorzystał z okazji, by poznać źródło swych "problemów". Czarny ogień podniósł się do góry, prostując znów swe ręce i zerkając na Amelię z góry. Do swej wypowiedzi, dodał coś jeszcze. /Zostawiłaś Nodina z tyłu, umierającego. Onuris będzie szczęśliwy, gdy jego brat... zniknie./Sarkazm wręcz wylał się z jego słów, zaraz po tym widmo zniknęło - rozpływając się niczym cień. Zostali sami, we dwójkę - z Daalkiinem na przeciwko. Oficer zacisnął prawą, ranną dłoń, w pięść. Zlustrował oboje spojrzeniem, robiąc kilka korków w ich kierunku. Samiec zamknął na chwilę ślepia i wziął głębszy wdech, wypuszczając powoli powietrze. Wyglądał na spokojnego, jakby nic go nie trapiło. Jednocześnie, spoglądając na niego, można było mieć wrażenie... że czarnofutry zaraz wewnętrznie kogoś rozniesie. -Nodin? Nie wykonaliście polecenia, by zadbać o bezpieczeństwo rannego widma, a nawet to wam się nie udało?Daalkiin wręcz wywarczał to przez zaciśnięte kły. -Odzyskałem kontrolę nad zasilaniem w większości sektorów. Widmo jeszcze żyje, jego stan jest krytyczny. Nie wyleczę go w pełni, jednak jestem w stanie poprawić stan jego ciała. Jeśli ktoś pomoże mu dotrzeć do centrum medycznego. Dwa metry do drzwi.Słowa okrętu rozległy się po korytarzu. Lekkie wtrącenie względem całej sytuacji. Okręt nie miał jeszcze możliwości swobodnego przenoszenia wszystkich wewnątrz pokładu. Daalkiin kierował się wcześniej, by mu tą możliwość dać - oraz wiele innych. Jednak niestety, przeszkodzono mu. -Przywróciłem również kontrolę nad czujnikami w pomieszczeniu anomalii. Zakłócenia nie są już obecne. Wykrywam tam komorę hibernacyjną. Nie jestem w stanie ustalić kto jest w środku.Przekazał dodatkowo okręt, a następnie zamilkł. Daalkiin w tym czasie oparł się plecami o ścianę, dając sobie chwilę na złapanie oddechu. Co jakiś czas zaciskał oraz rozluźniał prawą pięść, odzyskując pełnię władzy nad uszkodzonymi wcześniej nerwami. Proces jego regeneracji był niemalże błyskawiczny. Choć był tego koszt. -Co chcieliście zrobić, przychodząc tutaj?Rzucił krótko, kierując spojrzenie na dwójkę kompanów. Mieli wykonać powierzone im zadanie, zamiast tego byli tutaj. Odrodzony chciał więc dowiedzieć się, po co przyszli. Spotkali Nodina, zostawili go rannego. Przyszli tutaj. Jedno widmo to za mało, by zrozumieli z czym mają do czynienia? Z drugiej strony, Amelia powinna była wiedzieć, że niczego tu nie zdziałają. -Zabrał nam to. Czymkolwiek była anomalia. Nodin leży gdzieś ranny i umiera, tak? Po co więc tutaj przyszliście?Zapytał ponownie oficer, stając na równe nogi. Złapał równowagę oraz odsunął się od ściany. Lewą rękę pozostawił opuszczoną wzdłuż ciała, prawą podniósł lekko, by móc oprzeć dłoń na pistolecie - jednym z dwóch przypiętych do pasa. Poza ostrzem miecza, wziął ze sobą dwa pistolety. Był więc uzbrojony. Samiec wsunął powoli dłoń na rękojeść broni, kładąc palec przy spuście, lecz nie na nim. -Każda chwila zwłoki to stracone życia, na rzecz wojny która mogłaby tej planety nigdy nie dotknąć.Dorzucił, w dalszym ciągu czekając na odpowiedź z ich strony. Tym razem nie wydawał żadnych poleceń, nie ponaglał ich dalej. Zwlekają. Sam chciał dowiedzieć się dlaczego. W jakim celu biegają w jedną i drugą stronę, nie realizując celów które są im przydzielane. Nie realizując nawet własnych celów, jak chociażby w kwestii Nodina. Daalkiin nie wydawał się być zły. Jego postawa była neutralna, wyraz pyska również. Tylko dłoń na prawym pistolecie. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Wto Lis 15, 2016 7:26 pm | |
| Stała spokojnie nie dając po sobie poznać, żadnych emocji, choć najchętniej wzięłaby nogi za pas i uciekała gdzie pieprz tęczowy rośnie z prędkością nadświetlną, gdy wielki gad obrócił się powoli i spojrzał na nią. Nie była tchórzem, ale trzeba by było być chorym psychicznie, żeby nie poczuć choć minimalnych ciar na plecach, gdy zerka na ciebie stwór mogący zabić cię jedną myślą. Przynajmniej podejrzewała, że mógłby. Nie znała dokładnych możliwości widm. Jedynie siła woli trzymała ją w miejscu, gdy gad podszedł i zaczął ją oglądać jak eksponat na sprzedaż. Była jednocześnie przerażona i wkurzona. Nie wiedziała czego spodziewać się po wielkim gadzie, który nie wyglądał na choćby w w jednym procencie tak przyjaznego jak Kattal, ale denerwował ją jednocześnie tymi swoimi oględzinami. No i była wściekła na samą siebie, że aż tak się boi. Patrzyła więc przed siebie i nawet nie drgnęła. choć jej spojrzenie podążało za każdym najmniejszym ruchem widma, czujne. Jej serce drgnęło. Oczyście w mataforycznym sensie, gdy usłyszała słowa widma. Nie miała wątpliwości, że stwór mówi o jej bracie. Miała ochotę warknąć na niego. Nie wyglądało na to by był przyjacielem Onurisa, więc jak dla niej powinien zamknąć pysk i nie ważyć się mówić o jej braciszku. Była zła, a jednocześnie zainteresowana. Może, choćby przypadkowo widmo powie jej coś ciekawego i przydatnego o Onu. Starając się z całych sił być ostoją spokoju spojrzała przez szkło hełmu prosto w ślepia bestii. Gdyby nie pilnowała swoich myśli i nie nuciła w nich melodyjki ze Star Treka, pewnie pomyślałaby coś w stylu" nawijaj dalej bro", bo widmo podawało jej ciekawe informacje na temat Onu. Jej braciszek starożytnym? To chyba dobrze, prawda? Więc wewnętrznie skakała z radości i tańczyła kankana. Gdy wspomniał o Nodinie... miała ochotę udusić siebie, zaraz potem jak zrobi z Fenrisa dywan przed kominek, którego nie posiadała, ale co tam, sprzeda na ebuy'u. Widmo zniknęło, a Daalkiin zaczął warczeć, a ona skuliła się wewnętrznie. Gdy jej stan umysłu miał wygląd byłby to mały, wystraszony szczeniaczek, z trzęsącą się wargą i podkulonym ogonem. Niestety stany umysłu nie mają postaci więc ograniczyła się do spuszczenia pokornie głowy i wysłuchania Daalkiina na końca, bo podejrzewała, że na jednym wywarczanym zdaniu się nie skończy. Czuła się winna, ale nic nie mogła już zrobić. Czasu cofać się jak na razie nie nauczyła. Stało się i będzie musiała ponieść konsekwencje swoich złych decyzji. Miała tylko nadzieję, że dowódca zaczeka z pełną reprymendą i karami do końca misji. Obróciła głowę do Wilka poważnie rozważając nakarmienie nim jakiś rekinów. Miał dopilnować, żeby Nodin trafił do centrum...a ten stoi dwa metry od drzwi...Niestety nie wiedziała czy w tym jeziorze są jakieś rekiny. Westchnęła. Uniosła głowę i opuszczając ramiona zabrała się za krótką odpowiedź. - Właściwie nie ma wytłumaczenia na nasze zachowanie. Nodin zjawił się ciężko ranny by ochronić mnie nim uruchomiono zasilanie. Jego stan mnie zmartwił więc stwierdziłam, ze przynajmniej jedno z nas- wskazała na siebie i wilka- powinno go eskortować do centrum medycznego. Poszliśmy oboje... Zobaczyliśmy na hologramie, jak coś się pojawia i...instynktownie chciałam Ci pomóc. Wilk miał zostać i dopilnować by Nodin znalazł się w centrum...Wiem, postąpiłam skrajnie głupio, ale czy mogę pokajać się później? Trzeba iść do Nodina... Mówiła praktycznie na jednym wydechu wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Wiedziała że Daalkiin nie jest spokojny. Sama nie była. Czuła się okropnie i cała jej postawa mówiła wprost jak winna się czuje. Choć stała w miarę prostu, ramiona miała opuszczone i skulony, a dłonie lekko jej drżały. Podobne drżenie było również w jej głosie. Uniosła wzrok i nieco głowę. Czekała na rozkazy, sugestie. Cokolwiek. Nerwowe drgania mięśni nóg wprost sugerowały, ze gdyby nie dowódca już dawno by biegła.
Ostatnio zmieniony przez Amelia Stein dnia Czw Lis 17, 2016 9:25 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 16, 2016 1:22 pm | |
| Fenris nie był aż tak głupi, żeby nie dać posłuchu ostrzeżeniom Amelii, czy Daalkiina. Choć gdy smok oglądał sobie dookoła jego towarzyszkę, czekał cały napięty na dowolny sygnał do staru, niczym atleta w bokach startowych. Wypowiedź smoka paradoksalnie powiedziała mu więcej niż do tej pory którakolwiek z wypowiedzi Amelii, czy Daalkiina. Magia, więzy krwi, oraz służba przedwiecznym były częścią jego świata, w przeciwieństwie do zawieszonych w czasie drednotów. Szybko dopowiedział sobie przypuszczalną wersję histori, o której opowiadał smok. Stawiało to Amelię w zupełnie innym świetle niż do tej pory wilk na nią patrzył. Z przemyśleń wyrwał go czarnofutry, który miał widocznie pretensje o to że postanowili uratować mu życie. Co innego że w tym momencie wcale nie wyglądało na to że Daalkiin potrzebował jakiejkolwiek pomocy. Nie mogli jednak przewidzieć tego że zamiast walczyć z nim, postanowią uciąć sobie pogawędkę. Oczywiście to samo w sobie wzbudziło podejrzenia wilka, ale czas teraz na wymianie docinek, o czym pewnie Daalkiin jako wojownik doskonale zdawał sobie sprawę. Fenris nie tłumaczył się przed druhem. Co miał mu powiedzieć? Że na jego życiu zależy mu bardziej niż jakiegoś gada, który widocznie nienawidzi go za to kim jest? Że nie miał pojęcia jak ważne dla nich i potężne są te widma? Że w jego kulturze wojownik winien jest posłuszeństwo każdemu wyższemu rangą i rozkaz Amelii żeby chwilę zostać z rannym, a następnie pognać do Daalkiina potraktował na równi z jego własnymi rozkazami? Że gdyby nie zgrywający filozofa Nodin, pewnie od razu pognałby do miejsca anomalii? Tłumaczenia są dla słabych. Nie miał zresztą pojęcia jak to powinno przebiegać w The Core, więc pozwolił by Amelia mówiła za nich oboje. Nie przypominał sobie polecenia "Zaprowadź go do centrum" więc tylko wywrócił oczami. W jednym wyjątkowo przyznał jej rację. Decydować o słuszności tych, albo innych decyzji będą potem. Nie teraz, gdy wciąż goni ich czas. Przytaknął więc jej skinieniem głowy. - Smok jest szybki, ale jeden. Nas jest troje. Jak potężny by nie był nie ma szans w walce z sprawnym Deinmaarem. Rozdzielmy się. Amelia jest najszybsza, może sprawdzić co z waszym przyjacielem. Jeśli okręt przywróci mu siły będzie nieocenionym sprzymierzeńcem. Jeśli jest jeszcze coś, co mógłbyś zrobić by pomóc odzyskać okrętowi moc, Daalkiinie, jest na to ostatnia okazja. Ja w niczym wam nie pomogę. Nie znam się na technice drednotów, jeden smok mną gardzi, dla drugiego nie jestem żadnym wyzwaniem. Pójdę sprawdzić tę komorę, jeśli może stanowić dla nas zagrożenie. Kto pierwszy spotka naszego wroga, przygotuje pozostałym miejsca w Valhalli. - mimo swojej archaicznej wymowy starał się mówić możliwie szybko. Był czas działać, ale ostateczny głos należał do Daalkiina. W międzyczasie odpowiedzi oficera zrobił jeszcze jedną rzecz. Być może rasy tak zaawansowane jak widma, czy thecorianczycy posiadali tak zaawansowaną technologię, że nie zwracają uwagi na podstawy. Nodin miał rację, Fenris był prymitywny, lecz miał zamiar teraz to wykorzystać. W swoim zadufaniu smok dał mu pewną przewagę. Podczas jego mowy wilk dobrze przyswoił sobie jego zapach. Zamknął teraz oczy i skupił się na swoich doznaniach. Węch wilka zakrawał niemal o magię, a cały statek został wypucowany do cna, tak że nie było na nim żadnych zakłóceń innych zapachów. Jeśli wrogie widmo jest gdzieś na okręcie, to poinformuje o tym drużynę. Nie wpłynie to jednak w żaden sposób na jego plany. Jeśli Daalkiin zatwierdzi jego plan, poprosi okręt o wskazanie drogi i ruszy w tamtą stronę. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Lis 17, 2016 9:10 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Nodin|Vareoth Oficer wysłuchał ich słów, wytłumaczeń. Jedno zwróciło jego uwagę. Pomijając wszystko co zrobili. Podejście wilka, względem tych istot. -To nie są smoki. Urkyn'Vareis. Inaczej zwani widmami. Są bytami. Ten tutaj był jednym ze starożytnych. Wśród nich, stopień ten odnosi się zarówno do wieku, doświadczenia jak i możliwości. Jego są prawdopodobnie nieograniczone. Jak go spotkasz, trzymaj się z daleka. Bez specjalistycznego sprzętu, silnego wsparcia lub innego widma po swojej stronie - nie podejmuje się z nimi walki.Wyjaśnił możliwe najprościej, jak był w stanie. Przyszli tu, zobaczyli Vareotha i tyle byli w stanie zrobić. Stać i czekać, aż ten sam z siebie - pójdzie sobie. I przy okazji może ich nie zabije. Pomijając fakt, że stwór jedną dłonią był w stanie zniszczyć jego dłoń oraz miecz. -Czarny Ogień jest starożytnym. Jeśli zna nas tak samo, jak Crathygtanskie widmo, nie będę w stanie podjąć z nim walki. Nie od razu.Dodał od siebie okręt. Nie to było jednak teraz ważne. Cel był inny, że Czarny Ogień. Okręt musiał odzyskać pełną sprawność bojową. Czarnofutro zamknął na chwilę ślepia i odetchnął powoli, zsuwając dłoń z pistoletu, na którym ją chwilowo trzymał. Skupił się zaraz, a jego białe ślepia spojrzały na kompanów. -Idź i mu pomóż. Nie wracaj, jeśli umrze.Rzucił krótko do Amelii, gestem łba każąc jej natychmiast ruszać. Polecenie było bardzo neutralne, jednak przy tym dobitne. Śmierć Nodina bardzo by im się nie przysłużyła. Jej z resztą również. W końcu to ona porzuciła widmo na pastwę losu. Być może nie byłoby tak źle, niemniej jednak Daalkiin wolał trzymać ją zmotywowaną, nawet karnie. -Jeśli zabije ciebie widmo, nie czeka ciebie Valhalla ani żadne inne zaświaty.Ostrzegł jeszcze wilka, a następnie sam odwrócił się i pobiegł dalej ku swojemu celowi podróży. Okręt poprowadził wilka do jego miejsca podróży, tak jak Amelia mogła skorzystać dodatkowo z pomocy ISACa lub zwyczajnie - własnej pamięci. Pierwsza do swojego celu była w stanie dobiec Amelia. Po dotarciu na miejsce, zastała ciężko ranne widmo w tym samym miejscu, w którym wcześniej go zostawili. Czarnołuski siedział, dalej oparty o ścianę grzbietem. Krew spływała powoli po jego łuskach, zarówno z korpusu, jak również ramion, dłoni czy pyska. Choć sama krew płynęła już bardzo powoli. Widmo również wydawało się ledwo świadome tego, co się dzieje. Jego oddech był płytki. Wzrok podążył za nią, jednak sam łeb za bardzo się nie poruszał. Gad miał jedynie otwarty pysk, łapiąc co jakiś czas oddech, lecz było coraz ciężej i ciężej. Drzwi centrum medycznego otworzyły się powoli, a w środku zapaliło się białe światło - oświetlając pomieszczenie. Okręt miał już kontrolę nad pokojem, lecz nadal sam nie był w stanie zabrać tam Nodina. Amelia będzie musiała rozwiązać ten problem na własną rękę. Fenris w tym czasie był w stanie już dotrzeć pod drzwi wskazane przez okręt. Za nimi znajdowała się kiedyś wspomniana anomalia. Drzwi otworzyły się powoli, ukazując ciemne, puste pomieszczenie. Prawie puste. W rogu pomieszczenia znajdowała się coś, co przypominało nowoczesny sarkofag. Zamknięte szczelnie, bez żadnych okien czy innego przeszklenia. Kriopapsuła miała srebrny kolor - jak ściany na okręcie. W jednym miejscu znajdował się panel, umożliwiający otworzenie kapsuły. -Komora zachowała pełną sprawność. Możesz ją otworzyć. Nadal nie wiem kto jest w środku. Być może dowiem się, gdy go zobaczę. Urządzenie zakłóca podstawowe skany, jednak nie wydaje się to być crathygtanin. Może jest to jakaś hybryda. Zachowaj ostrożność... i nie prowokuj go.Doradził okręt, przenosząc obok Fenrisa swój holograficzny avatar. Biały crayhygtanin stanął obok wilka, czekając w miejscu na to co ten uczyni. Wystarczyło zrobić to co wcześniej - dotknąć panelu. Tym razem nic go nie wchłonie ani nie wciągnie. Komory nie były wyposażone we własną świadomość. Nie były więc groźne. Okręt również nie odnalazł żadnych zagrożeń. Jednym mogło być to, co znajdowało się w środku. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Lis 17, 2016 10:07 pm | |
| Po niej odezwał się Wilk, którego dalej miała szczerą ochotę przerobić na zimowy płaszcz. Szkoda, że nie chodzi w płaszczach... Ale mamie by się pewnie spodobał. Byle nie wiedziała, że futro jest prawdziwe i skąd się wzięło. Mimo swoich niecnych planów musiała przyznać, że Fenris mówi z sensem proponując im co dalej robić. Nie umknęło też jej uwadze, ze z uporem maniaka nazywa widma smokami. Już miała go poprawić, gdy zrobił to za nią Daalkiin. "Smoki z reguły mają skrzydła" Dodała cicho wprost do myśli Wilka. Sama głównie po tym rozpoznawała czy ma do czynienia ze smokiem czy widmem. Była to po prostu jedyna widoczna i ewidentna różnica, bo w anthro formie widma niewiele różniły się od latających miotaczy ognia, zwanych smokami. " Nie ma to jak dobre wieści... Dzięki okręciku...", pomyślała, gdy Deinmaar poinformował ich, że właściwie może niewiele więcej niż oni sami w starciu z widmem. Po plecach przeszły jej ciarki. Jakby już wcześniej wewnętrznie nie umierała z przerażenia, teraz okazuje się, że są praktycznie bezbronni, bo nawet okręt nie jest w stanie walczyć z Czarnym Ogniem. Ledwie Daalkiin skończył mówić Amelia już biegła, korzystając ze wskazań ISAC-a, ale głównie z własnej pamięci. Dowódca napędził jej takiego stracha, że biegła szybciej niż kiedykolwiek. A może chodziło o to, że na prawdę martwiła się o Nodina...? W końcu to brat, brat krwi Onu. Mogło też chodzić o to, że zwyczajnie czuła się winna i odpowiedzialna za obecny stan desorińskiego widma. Gdy dotarła na miejsce stanęła przed drobnym problemem wielkiej wagi. Jak do kuraka ma dostarczyć wielkie widmo do centrum. Pal licho, że to dwa metry, a ona ma nadludzką siłę. Nodin i tak jest dla niej za wielki i za ciężki. Przykucnęła i dotknęła wyciągnęła delikatnie dłoń w kierunku policzka gada. W ostatniej chwili jednak stwierdziła, że nie powinna dotykać jego twarzy. Pamiętała, że Huras tłumaczył jej, że niektórzy mogli by sobie tego nie życzyć. Nodin wydawał się właśnie jedną z takich istot, niezbyt chętnych do spoufalania się. Chciała jednak jakoś zwrócić jego uwagę, okazać troskę i wsparcie Położyła więc dłoń na ramieniu widma i poruszając lekko pa;cami pogłaskała go . Uśmiechając się lekko starała zwrócić na siebie jego ledwie przytomną uwagę. -Nodinie? Miała ochotę spytać czy da radę wstać, ale wyglądało na to, że nie jest w stanie nawet się poruszyć więc zrezygnowała z zadawania na prawdę głupich pytań. Wstała i zaczęła obmyślać plan. Stan widma ją niepokoił i to coraz bardziej. Wiedziała, że liczy się czas więc starała się jak najszybciej coś wymyślić. Była zmartwiona, wystraszona, zła i zdruzgotana. Zagryzała wargę starając się uspokoić, a nie było to łatwe. W końcu wzięła głęboki oddech. Stała zaledwie ułamek sekundy obmyślając plan jakby tu sobie poradzić. - Nie masz czasem na stanie łóżek na kółkach? Spytała eter, czyli okręt. To by jej bardzo ułatwiło sprawę. Telekinezą uniosłaby tylko Nodina w górę na tyle by położyć go na łóżku a potem wtoczyła do centrum medycznego. Pewnie i tak unosząc go musiałaby pomóc sobie siłą mięśni, ale to i tak mniej wysiłku niż gdyby miała go wnieść do sali całkiem o własnych siłach. Jeśli okręt miał jakimś cudem nosze, łóżko na kółkach lub jakikolwiek inny pojazd typu fotel na kółkach Amelia popędziła po to i najostrożniej jak mogła uniosła ciało Nodina telekinezą pomagając sobie rękoma i ułożyła go na pojeździe, a potem wtoczyła do centrum. Jeśli okręt nie miał takich luksusów po prostu uniosła ostrożnie Nodina telekinezą tak by ten stanął i pozwalając mu nieco oprzeć się na własnych nogach ustawiła się pod jego ramieniem, tak by jego ciężar maksymalnie spoczywał na niej, choć oczywiście większość pracy wykonywała telekinezą utrzymując choćby Nodina wyprostowanego. Niestety przy tej pozycji Nodin musiał być w niezbyt komfortowej dla swojego rannego ciała pozycji. Po prostu nie dała by rady trzymać jego ciała w powietrzu. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Czw Lis 17, 2016 10:43 pm | |
| Znów będąc oszczędny w słowa skinął tylko dwa razy łbem Daalkiinowi. Raz na znak że zrozumiał czym są widma i raz na wieść o Valhalli. Choć w duchu się z tym nie zgadzał, nie było czasu na kłótnie. Gdy się rozstawali wilk nie życzył nikomu powodzenia. Każdy znał swoje zadanie i powodzenie, czy szczęście nie miało tu nic do rzeczy. Został sam, zdany jedynie na pomoc Deinmaara, który kilka chwil wcześniej bez cienia emocji chciał przyglądać się jego śmierci. Ruszając za avatarem okrętu raz może zastanowił się czy ujrzy jeszcze swoich towarzyszy żywych. Czy oni także przejmowali się jego losem? Czy jeśli umrze w walce ktoś przekaże wieść o tym jego ojcu? Potrząsnął łbem aby odgonić tę myśl. Nie on dzisiaj umrze w walce. Przemierzając kolejne korytarze okrętu, który powoli zaczynał się wydawać wilkowi nieskończonym zastanawiał się czy jego misja w krainie Houston zakończyła się totalną klęską, czy wręcz przeciwnie, jego ojciec przewidział to wszystko, a on właśnie wypełniał swoją część misternego planu, którego istota niestety mu uciekała. Pytanie tylko czy nawet przy swoim geniuszu Loki był w stanie przewidzieć że jego syn wda się w wojnę ras, której uczestnicy należeli do gatunków starszych być może niż sam Asgard. Gdy dotarł już na miejsce ustawił się tak, by otwierające się powoli drzwi jak najpóźniej ukazały jego sylwetkę. Dopiero gdy węchem upewnił się że pomieszczenie jest puste, wtargnął do środka. Oczywiście prawie puste, bo w jednym z kątów stała samotna, zapomniana przez czas czy bogów kapsuła. Wilk podszedł do niej i odruchowo, niczym zaintrygowane zwierze obwąchał ją dookoła. Gdy okręt zdecydował się zmaterializować obok niego swoją sylwetkę nie spojrzał nawet w jego stronę. O ile zaczynał się w tym wszystkim łapać, Deinmaar był obecny wszędzie wokoło, a ta forma pewnie miała ułatwić mniejszym rasom ogarnięcie umysłem jego istoty. Cokolwiek myśleli o nim jego chwilowi towarzysze, wilk nie uważał się za mniejszą istotę. - Czy naprawdę chcemy więc go otwierać? - zapytał okręt. Cokolwiek było wewnątrz kapsuły znajdowało się w bliskim sąsiedztwie tej anomalii, o której wszyscy mówią. Do tego wcześniej jej chwilowy ładunek był określony jako zagrożenie. Z drugiej strony skoro był tutaj ten cały Urkyn'Vareis, to gdyby był dla nich groźny, zniszczyłby kapsułę podczas swojej wizyty tutaj. Albo, co bardziej prawdopodobne, uwolnił tego potwora i napuścił na nich. Po drednocie było jednak widać że raczej chce by go uwolniono, więc Fenris zdecydował się kontynuować swoją krucjatę i uwolnić kolejną istotę ze swego zamknięcia. Znowu położył łapy na panelach, przygotowując się na nieprzyjemne sensacje. Nie wiedział przecież że tym razem będzie inaczej. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Lis 20, 2016 9:18 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Kayerith|Nodin|Vareoth Amelia zastała Nodina tak, jak go tutaj zostawili. Widmo nie poruszyło się nawet o centymetr. Stwór siedział, oparty o ścianę, nie reagując na nic. Przynajmniej do momentu w którym nie poczuł dłoni na swym ramieniu, a do jego uszu nie dotarł dźwięk jego imienia. Czarnołuski otworzył powoli swe ślepia, kierując zmęczone spojrzenie na znajdującą się przed nim kobietę. Na pytanie skierowane do okrętu, avatar drednota pojawił się przy Amelii, spoglądając na rannego oraz udzielając odpowiedzi na jej pytanie. -Nie potrzebujesz noszy. Po prostu go podnieś.Rzucił krótko okręt, cofając się avatarem na dwa kroki w tył "robiąc miejsce". Oczywista oczywistość - fakt który podał okręt, szybko został zweryfikowany jako prawda. Nodin napiął mięśnie i pomógł Amelii, samemu podnosząc się do góry. Jednak ona, pomagając mu również wstać, odczuła... zmniejszoną masę widma. Zmniejszoną masę wszystkiego. Nagle poczuła, jakby zwiększyło jej siłę mięśni. Tylko co takiego? Wyjaśniło się szybko. Pancerz poinformował o spadku grawitacji w bezpośredniej bliskości. Prosta rzecz, skoro mógł ją podnieść - był w stanie ją również obniżyć. Nawet pomimo oddziaływania grawitacji planety. Okręt rządził się własnymi zasadami. Karpatianka mogła więc spokojnie pomóc widmu wstać, a następnie zacząć prowadzić go do centrum medycznego. Nodin oparł na kobiecie ciężar swego ciała, inaczej po prostu nie będą w stanie utrzymać się na nogach. Lewą ręką przełożył nad jej barkami, natomiast prawą pozostawił opuszczoną, trzymając się lekko za brzuch. Kiedy ona go prowadziła, avatar obszedł ich dookoła, przyglądając się ranom widma. -Rany szarpane oraz cięte tych rozmiarów. Walczył z widmem. Być może z tym samym które spotkaliście.Odezwał się okręt, przybliżając Amelii nieco wydarzeń z przeszłości. Mogły to być domysły, jednak poparte były tym, co okręt mógł tutaj dostrzec oraz przeanalizować. Gdy oboje weszli do pomieszczenia, ich oczom ukazał się obraz podobny do centrum medycznego z Dur-Shurrikuna. To było po prostu nieco mniejsze. W rogu, na końcu sali znajdowała się zamykana kapsuła. Otworzyła się ona, gdy tylko weszli - jasno wskazując gdzie mają się z nim udać. W momencie w którym zbliżyli się do kapsuły, grawitacja powoli powróciła do normy. Widmo puściło Amelię i oparły się obiema dłońmi o kant, dając sobie chwilę na złapanie oddechu. Gad zerknął jeszcze na chwilę na kobietę, a następnie podniósł się oraz wszedł na łóżko znajdujące się w kapsule. Ta zamknęła się zaraz po tym, gdy widmo ułożyło się w środku, zasuwając wszystko metalem przypominającym szkło. W dotyku, materiał wydawał się być metalem, jednak pozostawał przezroczysty - pozwalając od góry zajrzeć do kapsuły, niczym do komory hibernacyjnej. -Potrzeba trochę czasu. Gdy skończę, nadal będzie osłabiony, jednak przeżyje. Będzie mógł nam również pomóc.Wyjaśnił okręt, a zaraz po tym, jego postać zniknęła. Amelia pozostała w pomieszczeniu z Nodinem w kapsule. Przez "szkło" mogła dostrzec, że uśpione chwilowo widmo było dość szybko leczone. Rany znikały z jego ciała, krok po kroku. Towarzyszył temu efekt czegoś, co wyglądało na biały pył rozchodzący się po ciele czarnołuskiego. Znikał on na ranach oraz poparzeniach, eliminując ich negatywne skutki. Czasami zanikał nawet w zdrowych miejscach, jakby przenikając wgłąb ciała. Okręt czynił jednak to, o czym wspomniał wcześniej - naprawiał najgorsze rany. Objawiało się to tym, że nie odbudowywał w pełni struktury ciała widma. W miejscach w który brakowało łusek - czyli praktycznie na całym korpusie, dłoniach oraz ramionach, w kilku miejscach na pysku, nogach i ogonie - łuski nie powracały. Czarna skóra widma wydawała się jednak w pełni zdrowa. Nie minie dużo czasu, zanim okręt wypuści jej towarzysza z kapsuły. W tym samym czasie, Fenris znalazł się już w pomieszczeniu, gdzie dawniej była anomalia - a teraz pojedyncza komora hibernacyjna. Wilk przebywał tutaj z awatarem okrętu, utworzonym dla ułatwienia kontaktu. Nie było to zaprogramowane działanie, po prostu ułatwiało wszystkim życie. -Brak jakichkolwiek odczytów energetycznych z wnętrza kapsuły świadczy o tym, że mamy do czynienia ze zwykłym śmiertelnikiem. W najgorszym wypadku go zabijesz. Postaraj się nie prowokować tej istoty. Chcę wiedzieć kim jest, co wie oraz jak się tutaj znalazł.Odpowiedział okręt, czekając na ruch ze strony Fenrisa. Ten dotknął panelu. Tym razem obyło się bez wychodzenia z własnego ciała oraz przenoszenia świadomości. Wilk poczuł po prostu, jakby mógł komunikować się z tym urządzeniem. W bardzo prosty sposób, otwórz lub zamknij. Niemalże intuicyjnie, myśli oraz wewnętrzne potrzeby przelewane na polecenia, które odbierała maszyna. Jako, że wolą wilka było otworzyć kapsułę - procedura została zainicjowana. Panel mrugnął, a następnie zgasł. -Zrób mu trochę miejsca.Dodał od siebie okręt, sugerując cofnięcie się. Gdy znajdujący się tam osobnik, przebudzi się... cóż, głupio by było by pierwszym co zobaczy, była gęba Fenrisa. Zapewne było to zrozumiałe, że wybudzając się ze snu i widząc nad sobą obcego, można by wpaść w lekki atak paniki. I na przykład próbować tego obcego zabić. Utrudniło by to ustalenie faktów. Komora zaczęła otwierać się, rozsuwając grube płyty na boki, ujawniając przy tym swoją zawartość. Okręt mógł już swobodnie czerpać informacje na temat tego, kto znajdował się w środku. Była to istota pokryta ciemnym, szarym futrem. Początkowo stwór mógł przypominać wilka, jednak zaraz dało się skorygować - że bliżej mu do smoka pokrytego futrem oraz nieposiadającego skrzydeł, aniżeli do samego wilka. Szare futro zdobiły czarne linie na przedramionach oraz nogach. Ślepia stwora były czerwone, podkreślone czerwonymi szlakami pod nimi, jak również na ramionach. Ogon stwora przypominał ogon Daalkiina - długi, masywny oraz pokryty futrem. Samiec na pewno nie reprezentował jednak tej samej rasy, z jakiej pochodził oficer. Jego łeb zbudowany był inaczej, na głowie znajdowała się czarna grzywa - natomiast z tyłu wyrastały dwa białe, długie rogi. Podobnie do oficera, samca cechowała dobra, atletyczna budowa ciała z dobrze zarysowanymi mięśniami. Wydawał się on być również młodym osobnikiem, choć nieco wyższym od czarnofutrego. Stwór otworzył powoli swe ślepia, wybudzając się ze snu. Zacisnął powoli swe zakończone pazurami dłonie - po pięć palców na każdą. Po chwili szarpnął się do góry, do siadu, przesuwając się oraz zrzucając nogi z komory, by móc oprzeć łapy na ziemi. Te posiadały już tylko po cztery palce. Bardziej typowa budowa dla tych istot. Stwór wydawał się nieco oszołomiony. -Pamiętasz, jak się nazywasz?Odezwał się pierwszy okręt, podchodząc powoli do samca swym avatarem. Ten podniósł powoli swe spojrzenie - wpierw na Fenrisa, a następnie na avatar okrętu. -Kayerith... Jestem Kayerith. Ile czasu minęło? Co z bitwą?Odparł nieco nerwowo osobnik, zaciskając swe dłonie na kantach komory hibernacyjnej. Okręt spokojnie odpowiedział na jego pytanie. Mogło to okazać się nieco szokujące, nie tylko dla wybudzonego samca. -Ponad osiemset tysięcy lat. Przegraliśmy. Wstań.Stwór spojrzał jeszcze raz na Fenrisa, nieco zaniepokojony. Musiał po prostu zawiesić gdzieś swe spojrzenie, a istoty takiej jak wilk - jeszcze nie widział. Spuścił wzrok i wykonał swe polecenie, wstając powoli i łapiąc zaraz równowagę. -Osiemset... tysięcy? Co z... co z prymarchą? Była w tym pomieszczeniu.-Nie dotarliśmy tutaj na czas, pomieszczenie odcięła anomalia, którą nam wykradziono.-Wykradziono? Miecz miał ją chronić. Starożytny miał o to zadbać. Kazał ją tutaj umieścić.-Uspokój się. Historia poczeka na lepszy moment.Kayerith wziął głębszy oddech, odetchnął i uspokoił swe nerwy. Avatar cofnął się o dwa kroki do tyłu, znikając po tym. Samiec skierował swe spojrzenie na wilka. -Nie kojarzę ciebie ani twej rasy. Kim jesteś?Rzucił krótko ponad dwu metrowy stwór. Był nieco większy od Daalkiina. Jakoś o dziesięć centymetrów. Może przez rogi albo grzywę. Lub oba. Wydawał się spokojny, opanowany. Ręce miał swobodnie opuszczone wzdłuż ciała, ogon również opadał ku ziemi, nie poruszając się. Nie wydawał się siedzieć w umyśle wilka, tak jak do tej pory czyniły to spotykane tutaj istoty. Być może pierwszy, który miałby być po ich stronie, a jednocześnie nie być telepatą. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Lis 20, 2016 10:29 pm | |
| Po usłyszeniu "Najwyżej go zabijesz" wilk nie potrzebował żadnej dalszej zachęty do działania. Łatwość obsługi terminalu bardzo go zaskoczyła. Ciekaw był czy resztę okrętu obsługuje się tak samo. W porównaniu ze statkami Asgardu było to niczym dziecięca zabawa. Niemal niczym magia. Posłusznie odsunął się gdy awatar go o to poprosił. Poniekąd z tych samych powodów, które założył, ale głównie dlatego, że tak byłoby prościej skoczyć na ewentualnego przeciwnika. Stwór którego zobaczył przywiódł mu na myśl jedne z potworów żyjących w Żelaznym Lesie. Nie wyczuwając w nim ani krztyny agresji. Pozwolił sobie opuścić gardę i zostawił awatarowi zadanie przepytania istoty. Osiemset tysięcy lat brzmiało iście nieprawdopodobnie i wilk nawet nie próbował ukryć na swojej twarzy zdziwienia. W obliczu takiego szmatu czasu nawet wieczność nie brzmiała dużo gorzej, a tysiąc lat, które sam spędził w lochu zdawały się być dziecięcą błahostką. Z tego co jednak zrozumiał, ten wojownik spędził w swoje zamknięcie w błogiej nieświadomości, gdy on musiał przeżywać każdy z niemal czterystu tysięcy dni więzienia, karmiąc się na zmianę nienawiścią, nadzieją i chęcią zemsty. Nie śmiał jednak porównywać, kto z nich mógł mieć gorzej, bo sam szmat czasu zdawał się umykać jego, ponoć boskiej, percepcji. Tak więc jeśli wilk pokładał w coś ufność, to były to artefakty z zamierzchłych czasów, oraz ich moc. Dowiedziawszy się że miecz, o którym mowa nie zdał egzaminu, albo co gorsza, wpadł w ręce wroga westchnął tylko w duchu. Ich wróg był zaiste potężny. Równie dobrze mogliby walczyć z upływającym czasem, lub z wodą spadającą w wodospadzie. Z zamyślenia wyrwało go pytanie wojownika. Pewnie istota ta o tym nie wiedziała, ale pytanie to było dla Fenrisa trudniejsze, niż mogłoby się zdawać. Zdecydował się jednak postawić na oczywistość. - Zwę się Fenris Odinsbane. Rasa z której się wywodzę zwie się Asgardczykami. Nie martw się, gdyż o tego dnia również nie spotkałem nikogo podobnego tobie. Czy którejkolwiek z istot które dziś widziałem - dodał z westchnieniem. - Widocznie twoja służba jeszcze się nie dokonała, Kayerith'ie. Ponad wątpliwość Urkyn'Vareis wciąż znajduje się pośród tych komnat. Być może uda nam się jeszcze odebrać to co raz już zostało odebrane. - rzucił mu jeden z trzymanych przez siebie mieczy. Chyba że mężczyzna sam znajdzie sobie jakąś inną broń. - Deinmaarze, czy znalazłeś już jakiś trop smo...widma? Jak idzie pozostałym? Na co może się teraz przydać dwóch wojowników?
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Lis 23, 2016 7:08 pm | |
| Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą, a z jej ust wymknęło się ciche westchnienie, gdy Nodin otworzył oczy. Zaczynała podejrzewać, że widmo straciło przytomność i będzie musiała go dosłownie nieść do centrum, a nawet ze swoją siłą miała na powodzenie takiej akcji nikłe szanse, o ile w ogóle jakieś. Przytomny mógł jej, hipotetycznie, chociaż odrobinę pomóc. Główną jednak przyczyną jej ulgi była myśl, że skoro jest przytomny to może nie jest z nim tak okropnie źle. Kontakt wzrokowy z przytomnym widmem karmił jej nadzieję, gdy jednocześnie jego ogólny stan potęgował jej okropne samopoczucie. Wyrzuty sumienia, myśli, że gdyby podjęła inne decyzje Nodin siedziałby już dawno w centrum medycznym i regenerował siły, zżerały ją od środka, ale starała się na razie wszystko to odsunąć od siebie. Musiała teraz zająć się widmem. Później zwinie się w kłębek w kącie i będzie nad sobą użalać. Nagłe pojawienie się avatara nieco ją wystraszyło. Drgnęła nerwowo, a potem posłała w stronę stwora złe spojrzenie. Nie dość, że ją straszy to jeszcze rzuca polecenia które były z jej perspektywy niewykonalne. Mamrocząc pod nosem słowa bez większego znaczenia i sensu odwróciła się do widma i niemal od razu zapomniała o avatarze, bo Nodin próbował wstać. Natychmiast chwyciła go pod łokieć i w pasie, po prostu wchodząc pod jego ramię tak by mógł maksymalnie oprzeć na niej swój ciężar... -Ou... Wyrwało jej się, gdy zorientowała się, że ciało widma jest w sumie nie tak znów bardzo ciężkie. Wszystko wydawało się nagle dużo lżejsze, jej pancerz i własne ciało. Czuła jakby miała zaraz unieść się w powietrze. Było to bardzo dziwne uczucie. Nieco śmieszne nieco... wywołujące mdłości. Pancerz poinformował ją właściwie natychmiast, że to grawitacja spadła. " Dobra to jest... na prawdę niezłe, ale... niepokojące..."przeszło jej przez myśl. Nie bardzo jej się podobała świadomość, ze okręt może naginać nawet prawa natury tak podstawowe jak grawitacja. Poprawiła nieco chwyt i poprowadziła Nodina do centrum medycznego podczas gdy avatar oglądał sobie widmo ze wszystkich stron niczym eksponat w muzeum. Na razie nie komentowała słów okrętu. Weszli, a wnętrze nie specjalnie ja zaskoczyło. Była to właściwie nieco mniejsza kopia centrum medycznego na Durze. Co nie zmienia faktu, że ciekawie się rozglądała. Po pierwsze zastanawiając się gdzie poprowadzić widmo, po drugie ciekawa pomieszczenia. Nad pierwszą kwestią długo zastanawiać się nie musiała. Ledwie przekroczyli przekroczyli próg otworzyła się jedna z kapsuł, tam więc zaprowadziła Nodina, a gdy zbliżyli się poczuła i dowiedziała się od pancerza, że wróciła normalna grawitacja. W tym samym momencie gdy okręt przestał bawić się prawami natury Nodin ją puścił i oparł się o brzeg kapsuły. Stała półkroku za nim gotowa w każdym momencie go złapać, gdyby stracił równowagę. Obserwowała go bardzo uważnie, nie spuszczając go nawet na pół sekundy z oka. Chciała mu pomóc wejść na łózko, ale stwierdziła, że może trochę lepiej psychicznie się poczuje gdy wejdzie o własnych siłach. Wiedziała, sama po sobie, że takie drobnostki mogą być ważne. Jej samej trudno było poprosić o pomoc, a równie trudne było jej przyjęcie szczególnie od obcych. Dla Nodina ona była całkowicie obca, dlatego stała tylko blisko, tak na wszelki wypadek, chcąc pokazać mu, że jest tu by mu pomóc. Dopiero gdy wieko kapsuły opadło kompletnie wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. Kiwnęła głową na słowa okrętu i podeszła najbliżej kapsuły jak się dało obserwując co się dzieje wewnątrz, bo okazało się to wyjątkowo ciekawe i ... piękne, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Cały proces wydawał jej się tak magiczny, że po prostu piękny. - Powiesz mi co się mniej więcej dzieje na reszcie twojego pokładu? Co z Daalkiinem i Fenrisem? Była po prostu ciekawa i zwyczajnie chciała wiedzieć co się dzieje, by potem przekazać to Nodinowi i jakoś poukładać we własnej głowie całą tą sytuację. - Deinmaarze mógłbyś mi opowiedzieć jak właściwie działają te kapsuły? " Tak by zając czymś moje myśli, żebym nie załamała się tu zaraz". Zwróciła się do okrętu. Kapsuły były bardzo ciekawe, ale teraz głównie chodziło jej o to by nie myśleć o całej misji. Potrzebowała czegoś na czym mogłaby się skupić póki nie będzie mogła porozmawiać z Nodinem. Słuchała uważnie Deinmaara o ile chciał odpowiedzieć na choć jedno z jej pytań nie odrywając spojrzenia od Kapsuły i znajdującego się wewnątrz Nodina. W pewnym momencie zaczęła powoli spacerować wzdłuż kapsuły, dalej jednak uparcie wpatrując się w widmo, jakby chcąc popędzić go by ozdrowiał. Gdy proces się zakończył zatrzymała się w swoim spacerze i czekała co zrobi widmo. Podeszła do niego o pół kroku. -Nodnie...Jak się czujesz? Spytała na początek wyraźnie zmartwionym głosem, w którym słychać było wiele troski. Szczerze martwiła się o stan widma i nawet nie miało to wiele wspólnego z jej wyrzutami sumienia. Na prawdę, zwyczajnie się martwiła. - Deinmaar powiedział, że walczyłeś z widmem... czy wołali na niego może " Czarny Ogień" czy jakoś tak? Zadała kolejne pytanie chcąc dowiedzieć się czegoś, wbrew pozorom jakie sprawiała bardzo zaintrygowana wcześniejszym komentarzem Deinmaara odnośnie ran Nodina. Trzeba było po prostu jak najwięcej, jak najszybciej ustalić.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Nie Gru 04, 2016 9:33 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Kayerith|Nodin|Vareoth Proces regeneracji ciała Nodina posuwał się sprawnie do przodu. Co Amelia mogła sama ujrzeć. Choć jak wspomniano wcześniej - okręt skupiał się głównie na ranach oraz poważniejszych uszkodzeniach, nie regenerując naturalnego opancerzenia widma. Było to nieco związane z samą kulturą widm, które wolały by ich ciała powracały do pełni zdrowia drogą naturalną lub wspomagane magicznie. Okręt po prostu to respektował, posiadając taką wiedzę. Na zadane pytanie, obok Amelii ponownie pojawił się holograficzny avatar okrętu. Stanął on z dłońmi za sobą, kierując spojrzenie wpierw na kapsułę - a następnie na nią. -Daalkiin jest w drodze do centrum dowodzenia. Fenris zajmuje się osobnikiem uwolnionym z kapsuły. Brak jakichkolwiek zagrożeń lub odstępstw od normy.Odpowiedział jej na pierwsze pytanie. Następnie padło kolejne, dotyczące samej kapsuły. Postęp był już duży. Okręt praktycznie dokonywał ostatnich poprawek medycznych i zamierzał lada chwila wypuścić widmo. W miarę zdrowe. -Wykorzystuję operowaną przeze mnie energię, którą przenoszę do tej kapsuły w oczyszczonej formie. Następnie nakierowuję ją na wybrane miejsce oraz wykorzystuję do naprawienia uszkodzeń tkanki. Zależnie od istoty, potrzebna mniej lub więcej czasu.Wyjaśnił kobiecie w możliwie najkrótszy oraz najprostszy sposób. Hologram zniknął następnie, zostawiając Amelię chwilowo samą. Jakiś czas później uruchomiła się komora. Dokładniej, przygasła, a następnie powoli otworzyła. Znajdujące się w środku widmo otworzyło powoli swe ślepia, by zaraz podnieść się i usiąść na brzegu łóżka - zrzucając łapy na dół. Czarnołuski gad wziął głębszy wdech oraz wbił na chwilę wzrok w ziemię. Gdy karpatianka do niego podeszła, ten zerknął na nią neutralnym spojrzeniem, by następnie spojrzeć po sobie. Rany zniknęły, łusek nie przybyło. Przynajmniej go wyczyściło z całej tej krwi. Brak łusek spowodował odsłonięcie czarnej, grubej skóry widma oraz kryjących się pod nimi mięśni. Widma były bardzo dobrze zbudowane, wręcz wyrzeźbione - co ukryte było zazwyczaj pod łuskami. Teraz dość sporo ich brakowało. Poza tym, że dało się gołym okiem ocenić fizyczne atrybuty stworzenia - był on również mniej chroniony. Przynajmniej mniej niż normalnie. Ostrza które wcześniej go zaatakowały, nie były w stanie zarysować jego łusek - jednak jedno z nich dało radę wbić się w skórę. Być może była to kwestia szczęścia przeciwnika. Choć Amelia po czasie spędzonym ze swym bratem zapewne wiedziała, że skóra widm jest bardzo wytrzymała... nadal jednak rolę pancerza pełnią pancerne łuski. /Nagi./ - Zaczął od krótkiej odpowiedzi, jednego słowa. Jednak tak czuł się w tym wypadku. Większa część jego ciała była odkryta, wręcz miejscami chroniony był przez łuski. Głównie pozostały mu one jeszcze na pysku, nogach, trochę na ramionach. W większość zachowały się na grzbiecie i ogonie - choć i tam nie brakowało ubytków. Od frontu był wręcz odsłonięty. Widma nigdy nie czuły się z tym dobrze (brakiem łusek), jednak nic nie poradzi. Odrosną. - /Dam jednak radę. Moje ciało jest sprawne./Samiec dokończył swą odpowiedź, a następnie oparł mocniej łapy na podłodze, po czym podniósł się do góry i stanął pewnie na nogach. Czuł się słabszy niż zazwyczaj. Nie był jednak słaby. Nodin podniósł prawą dłoń do góry, kierując ku niej spojrzenie i zaciskając swą pięść oraz napinając na chwilę mięśnie. Słysząc kolejne pytanie Amelii, czarnołuski rozluźnił mięśnie, opuścił rękę oraz odwrócił się do niej frontem. Chwilę potem pochylił się i klęknął na prawym kolanie, opierając lewą rękę na lewym - znajdującym się ku górze. Zrobił by, by kobiecie łatwiej się z nim rozmawiało. Chociaż przez chwilę. Ciężko było powiedzieć czy zrobił to sam z siebie czy ze względu na klątwę. /Czarny Ogień, Niszczyciel, Zdobywca, Starożytny. Jak wolisz go nazywać? Zwie się Vareoth. Jest bratem krwi Kattala./ - Zaczął krótko odpowiedź, przybliżając również inne imiona które zyskał sobie brat czerwonołuskiego. - /Mój brat oddał życie za istoty tej planety. On chciał się ich pozbyć. Nie zamierzałem mu na to pozwolić./Dokończył swą wypowiedź. Równie dobrze mógł jej powiedzieć - i miał na to ochotę - że wyłącznie głupcy podejmowali się walki ze Starożytnym. Ale tak jak wśród widm bywało, czasami należało stanąć do walki poza własnymi możliwościami. Oddać życie. To zawsze była opcja. Śmierć widma przyciąga egzekutorów. Nodin doskonale pamiętał gdy ci pojawili się, kiedy ten trzymał w ramionach ciało swego brata. ----- -Urkyn'Vareis? Widmo? Nie, nie. Nie będziemy polować na widmo.Rzucił w odpowiedzi stwór uwolniony przez Fenrisa. Widać każdy tutaj - poza wilkiem - nie był chętny na stawienie czoła widmu. W tym wypadku jego rozmówca nie musiał nawet wiedzieć o jakie widmo chodzi - z góry odmówił realizacji samego pomysłu. Z resztą ponownie swoje trzy grosze dorzucił awatar okrętu. -Nie ma go na pokładzie. Odzyskałem pełną sprawność. Byłbym go w stanie namierzyć.Nadszedł w każdym razie moment w którym Fenris postanowił rzucić miecz Kayerithowi, gdyż ten nie był w stanie tutaj zaopatrzyć się w żadną dodatkową broń. Gdy miecz znajdował się w powietrzu, został trafiony i odpadł na bok - uderzając w ścianę - a następnie upadając na ziemię z głuchym odgłosem metalu uderzająco o metal... w kilkunastu miejscach. Ostrze się po prostu rozpadło na części. Niewidoczny, niemalże bezgłośny strzał padł od strony wejścia. Wejścia w którym stał czarnofutry oficer. Dzierżył w dłoni PISTOLET, drugi identyczny miał przypięty po lewej stronie, w kaburze przy pasie. Oficer wymierzył z broni w kierunku Fenrisa, znajdując się kilka metrów od niego. -Nie podchodź, rekrucie.Rzucił krótko do uwolnionego z komory samca. Daalkiin nie wykonał żadnego ruchu. Trzymał jedynie Fenrisa na muszce. -Czas byśmy porozmawiali.Dodał, tym razem kierując już swe słowa w kierunku samego wilka. Nie dało się nawet usłyszeć kiedy tu wszedł, kiedy wyciągnął broń. A teraz widać, coś mu się bardzo nie spodobało. Nie powinno to było wydawać się zdradą. Gdyby Odrodzony chciał pozbyć się Fenrisa, bo ten na przykład nie byłby mu już potrzebny - zapewne nie strzelił by do miecza - tylko w tył głowy wilka. W ten sposób, dał jedynie znać o sobie, a jak już pokazał - nie należał do grupy istot ujawniających karty. Na powierzchni zabijał znienacka, korzystając z elementu zaskoczenia. Musiał chcieć rozmawiać. -Niczego nie próbuj. Ta broń pośle ciebie poza ciało pierwszym pociskiem. A mnie nie zdarza się pudłować. - Wyjaśnił na początek, mając na uwadze zaznajomienie Fenrisa z technologią. Co do pudłowania - trafił w lecący miecz. Zapewne o czymś to świadczyło. -Kim na prawdę jesteś i co tutaj robisz?Odezwał się na koniec, pozostawiając krótkie, proste pytanie. Łatwo można było się domyślić, że okręt powiedział Daalkiinowi o tym czego sam się dowiedział... choć widać nie powiedział wszystkiego. Lub było to pytanie sprawdzające wiarygodność odpowiedzi. Niemniej jednak, Daalkiin nie zamierzał brać więcej szans. Zaufał mu wcześniej bez dowód, teraz należało na to zaufanie zapracować. Byli za daleko, by pozwolić komuś sabotować ich misję. Pytanie czy wilk będzie się tłumaczył... a może spróbuje rozwiązania siłowego? Kayerith cofnął się o kilka kroków, pod ścianę - by nie dostać rykoszetem. Nie wykonywał gwałtownych ruchów, a jedynie obserwował sytuację. Nie chciał wpaść w ogień krzyżowy. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Lake Conroe Pon Gru 05, 2016 11:02 am | |
| Fenris zaczynał powoli odczuwać rezygnację w swojej sytuacji. Kolejna napotkana osoba, której postury mógłby pozazdrościć niejeden bóg Asgardu, zwątpiła w sens walki, gdy tylko usłyszała słowo „Urkyn'Vareis”. W świecie wilka nie istnieli ludzie niepokonani, a zwykli śmiertelnicy nawet zadziwiali świat wyzywając bogów na pojedynki. Czym więc były te całe widma, skoro ciosy jednego z najznamienitszych wojowników Asgardu nawet nie sięgały ich ciał? Nowo poznana osoba miała jednak wiele racji. Nie będą dzisiaj polować na smoki, jak wilk lubił w myślach nazywać widma, ale tylko dla tego, że ich przeciwnik zdążył już tchórzliwie opuścić okręt, zadowoliwszy się swoją domniemaną zdobyczą. Pomimo tego że bezpośrednie zagrożenie już minęło i tak rzucił bykowi jeden ze swoich mieczy. Niezaleznie od sytuacji, wojownik nie powinien pozostawać bez oręża, niezależnie od sytuacji. Gdy jednak broń z głośnym dźwiękiem roztrzaskała się w połowie lotu, Fenris mimowolnie ryknął i spojrzał w stronę drzwi od pomieszczenia. Widok mierzącego do niego oficera bardzo go zaskoczył. Tak bardzo nauczył się polegać na swym węchu, że tracił czujność, gdy ten pozostawał bezradny. Znał swoją sytuację i pamiętał jak na jego pochodzenie zareagowali i okręt i czarny smok zwany Nodinem. Wilk nie miał najmniejszej ochoty stawiać czoła Daalkiinowi, choć z chęcią zawalczyłby z kimś kto z definicji nie jest niepokonywalny. - Najwyższy czas – przytaknął Fenris Daalkiinowi na jego słowa – Nie mam z tobą zwady, Daalkiinie z The Core. Rzuć broń, a porozmawiamy jak równy z równym. Towarzysze broni nie powinni kierować jej ku sobie. - wilk nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu, jednak wysunął w stronę oficera miecz tak, by jak najszybciej zareagować w razie czego. Fenris miał nadzieję że przemówił do rozsądku czarnofutremu i odłoży broń. Jeżeli nie, cóż, dalsza część rozmowy będzie odbywać się w bardzo napiętej atmosferze na wyciągniętej muszce. Znów tego dnia ktoś pyta go o pochodzenie, jakby była to najważniejsza rzecz pod słońcem i ze wszystkiego co się wokoło dzieje najpierw należy ustalić właśnie to. Co innego że wilk ostatnimi czasy sam nie był pewien kim, lub czym naprawdę jest, a samo tłumaczenie zajęłoby zbyt wiele czasu. Lekko już zdenerwowany kolejnymi wyjaśnieniami tego samego dnia, zaprezentował oficerowi ogólnie pojętą ziemsko-asgardzką wersję swojego pochodzenia. - Jestem wielkim złym wilkiem, którego ludzie lękają się odkąd nauczyli się chodzić i mówić. Pochodzę z Asgardu, gdzie mój lud odwraca się za siebie w strachu, gdy tylko usłyszy wycie wilka w lasach. Jestem Fenris Wilk, zwą mnie ojcem potworów. Oto kim jestem. - wilk zrobił krótką przerwę, aby wczuć się w emocje czarnofutrego. Jego oczy świeciły subtelną czerwienią, jak zawsze gdy wpadał w gniew, jednak zdawał się mówić spokojnie. Widocznie lekcje udzielane mu raz po raz przez wszelkiej maści smoki i widma wreszcie zaczęły przynosić jakieś skutki. Jeśli oficer dalej do niego mierzył, w każdej chwili, niemal z każdej strony mógł nastąpić atak. Jeśli nie ze strony Daalkiina, to Deinmaara. - Przybyłem do grodu Houston zwabiony konfliktem. Trafiłem na ciebie i Amelię. Zdecydowałem że wasza sprawa jest słuszna. Postanowiłem pomóc wam uwolnić drednota. Z każdą chwilą żałuję tej decyzji coraz bardziej. Pokaż mi że się mylę. Teraz twoja kolej Daalkiinie! Powiedz co usłyszałeś od wrogiego nam Urkyn'Vareis. Co takiego było tak ważnym, żeby spotkać się z tobą przed ucieczką ze swoją zdobyczą? Czas na szczerą rozmowę zdecydowanie nadszedł. I Daalkiin i Fenris mieli pytania i żądali na nie odpowiedzi. Wilk zdecydowanie wolałby przeprowadzić ją przy rogu miodu, nie na pokładzie drednota, ale od dawna już pogodził się z tym że nie on tutaj rozdaje karty. |
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Lake Conroe Sro Gru 07, 2016 9:10 pm | |
| Pewnie gdyby nie jej zdenerwowanie byłaby dużo bardziej zafascynowana procesem jaki miał miejsce w kapsule. Choć łuski nie odrastały co wyglądałoby zapewne spektakularnie- takie przyspieszone rośnięcie naturalnego, właściwie niezniszczalnego pancerza potężnej istoty jaką bez wątpienia jest widmo. Łuski nie wracały, co Amelia zwalała na karb braku czasu, nie bardzo w tym momencie znajdując inny powód, dlaczego Deinmaar nie odbudowuje pancerza, który jakby nie było mógłby się jeszcze Nodinowi przydać tego dnia. Dopóki nie przypomniała sobie co kiedyś mówił jej Onu. Aż zaśmiała się krótko pod nosem, co zabrzmiało bardziej jak prychnięcie wściekłej kocicy. Sama przejęła w dużej mierze od braciszka tę filozofie- niech się samo leczy w swoim tempie. Co w przypadku ich obojga oznaczało szybko. Onu łuski odrastały w ciągu zaledwie kilku godzin, więc Nodinowi zapewne też to mniej więcej tyle zajmie, choć on miał znacznie większe ubytki niż kiedykolwiek widziała u braciszka. Już samo znikanie ran robiło nie małe wrażenie. Nawet na pochłoniętej nieprzyjemnymi myślami Amelii. By się nieco oderwać zaczęła rozmowę ze okrętem, nie specjalnie dziwiąc się, gdy niedaleko niej pojawił się hologram. -" Osobnik uwolniony z kapsuły"? Powtórzyła pytająco patrząc wprost na hologram z wysoko uniesionymi brwiami. Wiele pytań chodziło jej jednocześnie po głowie: kto to? czemu był w kapsule? pomoże im? wie coś ważnego? Żadnego z nich jednak nie zadała domyślając się, że wszystko okaże się w "praniu". -Nie wiem czy to dobrze czy źle że nic się nie dzieje... Skomentowała cicho napiętym głosem, opuszczając wzrok na czubki swoich butów. Sama wolałaby działać. Robić coś. Cisza i normalizacja w tym konkretnym momencie nie zdawała się jej wróżyć nic dobrego. Wysłuchała, zdaje się bardzo uproszczonej i skróconej wersji opisu działania kapsuły, który mimo wszystko sprawił, ze aż zagwizdała cicho z wrażenia. Po zniknięciu hologramu zaczęła chodzić w tę i z powrotem dopóki kapsuła nie przygasła i nie zaczęła się wręcz denerwująco powoli otwierać. Dziewczyna przystanęła dosłownie w pół kroku jak zamrożona i obserwowała przez moment co się będzie działo.Z jej ust wymknęło się ledwie słyszalne westchnienie ulgi, gdy Nodin otworzył oczy, a potem podniósł się i usiadł na brzegu łózka. Wtedy wyrwała się ze swojego zamrożenia i podeszła do niego pół kroku, stając przez to zaledwie dziesięć centymetrów od niego. Gdy się odezwał pod wpływem impulsu po prostu objęła go ramionami za szyję i przytuliła na jeden głęboki oddech delikatnie przyciskając policzek do boku jego głowy. Musiała przy tym nieco unieść swoje ciało, ale co tam. Przytulić musiała widmo i tyle. Potem jakby się opamiętując odsunęła się i cofnęła o krok chowając ręce niewinnie za siebie. " No co znowu?! Nie klękaj! Nie... czy ktoś mnie tu w ogóle słucha? Niech to kaczorek kopnie...on znów klęczy...Zatłukę Onu jak go dorwę..." Nawoływała ale jedynie w myślach widząc jak Nodin klęka przed nią. Łatwiej jej było tak z nim rozmawiać, ale źle czuła się ze świadomością, ze może robi tak tylko przez klątwę. -...Brat Kattala...? No to ... nie są do siebie w żaden sposób podani. Ani ni W szoku zaczęła kręcić i kiwać głową na zmianę jakby samej nie wiedząc co o tym wszystkim sądzić. Bo w sumie nie miała pojęcia co myśleć, o tym, ze ich głównym wrogiem jest rodzony brat ich dowódcy. Położyła dłoń na policzku Nodina w geście wsparcia i zrozumienia. Oni oboje w pewnym momencie stracili Onu. Ona była w o tyle lepszej sytuacji, że wiedziała ze jej braciszek żyje. Dla Nodina Onu był przez długi czas martwy. Jednak ona również, zapewne w nieporównywalnie mniejszym stopniu ale jednak, odczuła stratę. Oboje mieli poniekąd prywatny zatarg z Vareothem. - Cóż... skoro już tu jesteś. Przydała by nam się pomoc...Zresztą sam widziałeś...Zły Starożytny zabrał anomalie, którą przyszliśmy tu zbadać, czymkolwiek by ona nie była... Fenris znalazł kogoś zamkniętego w komorze, a Daalkiin jest w drodze do centrum dowodzenia... Streściła najkrócej jak się dało to co wiedziała na temat sytuacji i spojrzała na widmo z miną, która dość jednoznacznie pytała " Jakie rozkazy, szefie?" |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Lake Conroe Sob Gru 10, 2016 8:46 pm | |
| NPC Storyline - Ahrovokun|Daalkiin|Deinmaar|Inusannon|Kayerith|Nodin Nodin poczuł się lekko zaskoczony jej pierwszą reakcją. Nie narzekał, nie odepchnął jej. Jednak rzadko ktoś rzucał mu się na szyję, by po prostu go przytulić. Bardzo rzadko. Może gdyby nie brak łusek, uczucie poobijania i ogólnej słabości wynikającej z utraty części mocy - mógłby to nazwać przyjemnym. Czarnołuski klęknął, a jej słowa - a raczej myśli - nie zmieniły jego ułożenia. Teoretycznie powinny zmusić go do tego, by powstał. Inna sprawa, że nie klęknął by się jej pokłonić, lecz by ułatwić im rozmowę. Przede wszystkim jej. Niemniej jednak jemu również łatwiej było teraz po prostu obniżyć pozycję, niż pochylać łeb w dół. /Postaraj się następnym razem lepiej im przyjrzeć./Odpowiedział karpatiance na jej stwierdzenie, że bracia nie są sobie podobni. Widma oczywiście odczuwały to inaczej. Dorosłe widmo było w stanie ocenić kto jest kim - jak również kto jest innego widma rodziną z krwi - na podstawie samej energii. Mocy owej istoty. Widma były bardzo z sobą zżyte, niezależnie od bliskości więzi. Stąd też Nodin - nawet gdyby nie wiedział - byłby w stanie ustalić, czyim bratem jest Czarny Ogień. Dłoń kobiety na pysku widma, zadziałała na niego nieco uspokajająco. Na tyle, by na chwilę zapomniał się i przekrzywił łeb na bok, przyciskając lekko policzek do jej ręki. Stwór wysłuchał przy tym kolejnych słów Amelii, a na końcu wyprostował swój łeb, spoglądając na nią neutralnie. /Zabrał...? Kattal będzie... niepocieszony./Skomentował krótko, podsumowując nieco jej wypowiedź. Nodin orientował się o co chodziło z całą tą anomalią. Nikt mu tego nie powiedział, niemniej jednak stwór ten był jednym z możliwych egzekutorów - broniąc się przed tą funkcją jak tylko mógł. Został nazwany szefem. W jej myślach, jednak został. Mógł jej szefować. Był przyzwyczajony do bycia na szczycie hierarchii. Niemniej jednak zanim to się stanie, było coś jeszcze. Ważnego, coś o czym musieli porozmawiać. /Amelia... mój brat, Onuris. Z jakiegoś powodu wybrał właśnie ciebie. Przyprowadź go z powrotem. Jego cechą zawsze była nadzieja. Wykorzystaj to, gdy znów go spotkasz./Wyjaśnił kobiecie, mówiąc do niej spokojnie, swym typowo neutralnym głosem. Być może karpatianka nie zrozumie od razu o co chodzi z nadzieją. Nie ważne jednak. Domyśli się gdy przyjdzie na to czas. Nie będzie miała innego wyboru. Teoretycznie. Praktycznie, wybór ma się zawsze. Zanim jednak rozmowa potoczyła się dalej, świat błysnął Amelii przed oczami - a ona sama została przeniesiona wraz z Nodinem w nieco inne miejsce... ----- Fenris wypowiedział swe pierwsze słowa, domagają się by Daalkiin odłożył broń. Gdy wilk uniósł swój miecz i wymierzył nim w stronę oficera, ten nacisnął na spust. Głuchy huk przeszył pomieszczenie, a Fenris poczuł ukłucie, a potem potężny ból w klatce piersiowej. Gdy wilk spojrzał na swój korpus, zobaczył na swej lewej piersi ranę od pocisku. Siła uderzenia zachwiała nim do tyłu, a wilk zaczął mieć problemy ze złapaniem oddechu. Bardzo poważne problemy, jakby powietrze nie mogło dostać się do płuc. Do tego doszedł przeszywający, potworny ból w klatce piersiowej. Jakby organy wewnętrzne Fenrisa płonęły wewnątrz jego ciała. Dokładniej - płuca, serce, mostek. Mięśnie szybko zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a ciało zaczęło robić się strasznie ociężałe. Jakby wilk nie mógł utrzymać na nogach samego siebie. Ból wydawał się być nie do zniesienia. Wszelkie ruchy, nawet najmniejsze - były teraz po prostu katorgą. Daalkiin strzelił do niego, nie opuszczając broni gdy pierwszy pocisk przeszył powietrze - a następnie ciało wilka. Oficer jasno postawił sprawę. Chciał usłyszeć odpowiedź, nie żądanie opuszczenia broni czy wymierzony w niego miecz. Czarnofutry nie pokazał wilkowi wszystkich kart. W drugą stronę mogło to zadziałać podobnie, dlatego więc oficer nie brał żadnej szansy. Wilk mógłby próbować coś wyjaśnić, zapytać, jednak w tym momencie do jego pyska napływała masa krwi, która najzwyczajniej to uniemożliwiała. Pomieszczenie błysnęło czerwonym światem, a w środku pojawiły się trzy istoty. Pierwszym dwiema były Amelia oraz Nodin. Pojawili się oni pomiędzy Fenrisem, a Daalkiinem, przeniesieni tutaj przez trzeciego jegomościa. Owym stworzeniem był gad znany już Amelii. Ponad dwu i pół metrowy smok-widmo, Inusannon. Sędzia z Kyrat. Pojawił się on wraz z pozostałą dwójką, przed nimi - stojąc plecami do obojga. Wzrok samca nie padł ani na Fenrisa, ani na Daalkiina który opuścił pistolet, by nie mierzyć do kompanów. Spojrzenie smoka padło w środkowy punkt sali. Ruszył on szybkim krokiem w kierunku miejsca w którym nic nie było. Podchodząc, sięgnął lewą ręką w kierunku - jakby się mogło wydawać - powietrza. Dłoń smoka zaczęła otaczać czysta, czerwona energia - która rozeszła się po ręce aż po samo ramię. Wtedy tez przed smokiem pojawiła się ogromna, czerwona kula energii - która ujawniła obiekt znajdujący się w pomieszczeniu. MIECZ. Ostrze wyglądające niczym super-nowoczesna, ziemska "katana". Tylko stanowczo większa, przystosowana do użytkownika który ma ponad dwa metry wzrostu. Inusannon nie miał jednak dane, by chwycił ostrze. Zamiast tego, miecz uwolnił potężną falę uderzeniową - która rzuciła smokiem o ścianę niczym szmacianą lalką. To samo stało się z Nodinem, gdy energia sięgnęła jego... jednak nie z innymi. Przez Fenrisa, Amelię, Kayeritha czy Daalkiina - czerwona fala uderzeniowa przeszła, nie czyniąc im żadnej krzywdy. -Nikana. Miecz Carei.Rzucił czarnofutry oficer, kierując swe spojrzenie na ostrze unoszące się w powietrzu. Miecz otaczała czerwona energia, tańcząca dookoła niego niczym płomienie. -Wiele wrogich kontaktów w bezpośredniej bliskości!Odezwał się okręt, uruchamiając alarm bojowy. Niebieskie światło rozeszło się po korytarzach - co widać było przez otwarte drzwi. Do tego doszedł odgłos długiego, powolnego alarmu. Daalkiin zacisnął kły. Wszystko pod górkę. -Rekrut. Idziesz ze mną. Amelia, zostań z widmami. Pilnuj wilka, jeśli spróbuje czegokolwiek - zabij go.Wydał szybkie polecenie. Kayerith skinął łbem, nie chcąc pozostawać w tym pomieszczeniu ani chwili dłużej. Przeskoczył nad komorą hibernacyjną, po czym pobiegł z Daalkiinem na mostek, gdzie byli teraz potrzebni na czas bitwy która zaraz miała mieć miejsce. Amelia oraz ranny Fenris pozostali w pomieszczeniu wraz z dwoma Urkyn'Vareis. Nadal jednak... coś było nie tak. Nodin oraz Inusannon zaczęli wić się z bólu, ich ciała zaczęły otaczać czerwone, drobne pioruny które przemieszczały się po nich i wydawały się sprawiać im potworny ból. Na tyle, by ci nie mogli sami się temu przeciwstawić... przynajmniej do pewnego stopnia. Ślepia sędziego rozbłysnęły czerwienią, gdy ten zebrał swą moc, a następnie przyzwał dwa ostrza które stworzył dla niego starożytny. Dwa dodatkowe miecze pojawiły się w pomieszczeniu. Jeden - z niebieskim artefaktem w klindze - tuż przed Amelią, dopasowany do jej wzrostu. Drugi pojawił się w powietrzu tuż przy Fenrisie - również odpowiednio dopasowany do niego wzrostem. Artefakt w klindze świecił płomiennym kolorem. Miecze otaczała delikatna, czerwona poświata. -Nikana nastawiona jest przeciwko Urkyn'Vareis. Pokonajcie miecz.Wywarczał smok przez zaciśnięte kły, opierając się na kolanach i przedramionach, skupiając swą energię na podtrzymaniu wezwanych mieczy. Oba ostrza były idealnie wyważone. Materiał z którego zostały zrobione był niewiadomego pochodzenia, choć czarne ostrza wydawały się nie być z metalu, natomiast rękojeści pokrywało coś co przypominało łuski. W przypadku Fenrisa - gdy ten sięgnął do miecza - ostrze otoczyło go czerwoną energią, przywracając mu siły oraz lecząc w pełni jego rany, czyniąc to zaledwie w kilka sekund. Amelia również odczuła, jak wracają jej siły, a zmęczenie odchodzi na dalszy plan. Nikana natomiast obróciła się w powietrzu, po czym uniosła do góry. Czerwona energia zmaterializowała postać strażnika, który z wyglądu przypominał widmo. W pełni energetyczne widmo, podobne do Nodina czy Vareotha zwanego Czarnym Ogniem. Nie była to żywa istota, a jedynie twór stworzony za pomocą mocy, do obsługi miecza w walce. Miecz wydawał się walczyć... samodzielnie. Ostrze na nic nie czekało. Energetyczne widmo ruszyło w kierunku Amelii - mierząc ponad dwa metry i dwadzieścia centymetrów wzrostu. Był niższy od typowego widma... dopasowany do rozmiarów prawdziwego właściciela. Tym razem ciężej będzie o czyjąś pomoc. Oba widma znajdujące się w pomieszczeniu zostały zneutralizowane przez moc miecza. Inusannon dał jednak radę wezwać im swą broń, by wyrównać szanse. Reszta zależała już od nich. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Lake Conroe | |
| |
| | | | Lake Conroe | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |