|
| Renwick Ruin - Powierzchnia | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Renwick Ruin - Powierzchnia Wto Lip 31, 2012 12:11 pm | |
| Renwick Smallpox jest opuszczonym szpitalem znajdującym się na wyspie Roosevelt'a w Nowym Jorku. Został zaprojektowany przez architekta James'a Renwick'a Jr. i otworzony w roku 1856, kiedy obszar był znany jako wyspa Blackwell'a. Wiek po jego otwarciu szpital został zamknięty, a budynek w końcu popadł w ruinę. W poprzednim stuleciu kiedy wiedza medyczna i zasady działania ludzkiego ciała były dla wielu uczonych wciąż tajemnicą, to istniejące w tamtych czasach budynki pełniące funkcję szpitali, były istnymi miejscami tortur oraz kaźni dla wielu rezydujących tam pacjentów, którzy umierali w agonii na skutek błędów popełnianych w sztucę lekarskiej. Chociaż postęp w różnych dziedzinach nauki i liczne odkrycia dokonane na początku XX wieku pozwoliły znacznie poprawić ogólną sytuację panującą we współczesnych szpitalach, to niekiedy koszmary minionych lat powracały głuchym echem do ludzkiej świadomości, burząc wewnętrzny spokój umysłu i doprowadzając go do skraju obłędu. Mimo wyraźnego piętna czasu, to potężne ściany szpitalu Renwick Smallpox wciąż majestatycznie wznoszą się ponad korony otaczających je drzew, niczym ruiny Gotyckich zamków, budzą zarówno zachwyt jaki trwogę w sercach osób goszczących na wyspie Roosevelt'a. Na początku swego istnienia szpital miał stanowić bastion przeciwko zarażonym czarną ospą emigrantom, nie dopuszczając aby epidemia objęła pozostałe obszary miasta. Z powodu ograniczonej liczby szczepionek i w obawie przed samą chorobą zapominano o wartościach, na których Ojcowie Założyciele wznieśli Stany Zjednoczone, dochodziło do sytuacji gdy w ramach kwarantanny oddzielano od siebie rodziny oraz bliskich, odbierając im wszelkie swobody przysługujące każdemu wolnemu człowiekowi. Rozczarowanie, rozpacz i strach, wielu emigrantów z Europy tak właśnie odczuwali pierwsze chwile spędzone w Nowym Świecie, w świecie gdzie mieli nadzieje rozpocząć nowe życie z dala od uprzedzeń oraz problemów trapiących ich ojczyste kraje. Krzyki przestraszonych dzieci, łkania kobiet, wrzaski rozgniewanych mężczyzn, osobiście gdy przybył do Ameryki w latach 50, to Renwick Smallpox, którego nazwę przed laty zmieniono na szpital Charity, był już zaniedbanym budynkiem, opustoszałym i skazanym na powolny rozpad, idealnym miejscem aby w ukryciu stworzyć nową kolonie Chitauri. Mógł jedynie wyobrazić sobie ile te ponure ściany widziały, jakimi to emocjami przesiąkły, dawniej broniły Nowego Jorku przed falami zarażonych emigrantów, a teraz stanowią otwartą bramę dla pozaziemskiej cywilizacji, która kryje się głęboko pod warstwą gruzów oraz mchu, gotowa aby w każdej chwili wypełznąć na światło dnia i przeprowadzić eksterminacje gatunku ludzkiego. Przechadzając się między pozostałościami północnego skrzydła rozmyślał nad wydarzeniami jakie miały miejsce sprzed kilku ostatnich miesiącach, wyraźnie irytując na samą myśl o zaniechanej inwazji. No to jego przełożeni się popisali, ukazując Ziemianom kruchość swej potęgi, wykazali się wielką lekkomyślnością, wręcz głupotą, ignorując ostrzeżenia jakie zamieszczał w swoich raportach i teraz w nadciągającym konflikcie nie mógł już liczyć na wsparcie z kosmosu. Cóż, przynajmniej zostały mu siły naziemne, które zamiast wziąć czynny udział w walce dalej się ukrywali, kontynuując swoje pierwotne rozkazy.
Ostatnio zmieniony przez Herr Kleiser dnia Sro Sie 01, 2012 8:43 am, w całości zmieniany 3 razy |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Wto Lip 31, 2012 1:20 pm | |
| Całkiem niedaleko miejsca, w którym znajdował się obecnie Kleiser, ale jednak w punkcie fortunnie ukrytym jeszcze przed jego wzrokiem, zupełnie niespodziewanie rozległ się potężny huk. To jedna z wewnętrznych ścian częściowo runęła, pozostawiając w swym miejscu dość sporą wyrwę - taką, przez którą z łatwością można byłoby przejść na drugą stronę. Mury były stare, owszem, ale jak do tej pory nic nie wskazywało na to, aby ten konkretny ich fragment miał się zawalić - pęknięcia w nim nie zdawały się być na tyle głębokie, aby naprawdę mu zaszkodzić. Cóż więc mogło wywołać taką reakcję? Trudno ocenić. Jedno było pewne: w pobliżu nie kręcił się żaden człowiek, nikogo też nie można było w żaden sposób wyczuć w najbliższej okolicy. Na stercie gruzu, który utworzył się z resztek owej ściany, spoczywała średniej wielkości paczka okryta czerwonym papierem. Posiadała wymiary mniej więcej pięć na piętnaście na trzydzieści pięć centymetrów... A więc była długa, lecz dość płaska. Nie naklejono na niej żadnych znaczków, brakowało pieczątek i innych oznaczeń pocztowych, jednakże wypisany został na niej elegancko i pochyle adres opuszczonego szpitala. Jawiło się w nim jednak coś dziwnego - był bowiem bardzo dokładny. Ujmował umiejscowienie ruiny nie tylko do poziomu miasta, ale i kraju, kontynentu oraz... Planety. Z dziwnymi numerkami zresztą - 199999.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Wto Lip 31, 2012 3:42 pm | |
| Bóg, honor, ojczyzna, szlachetne wartości, które od tysięcy lat pokrzepiały serca całych armii, zmierzających do nieuchronnej zguby, oraz stanowiły podstawowe narzędzia do sprawowania władzy nad nieokrzesanym ludem. Budzenie narodowego ducha było zdecydowanie tańsze w kosztach, od ciemiężenia poddanych i wymuszaniu absolutnego posłuszeństwa, wystarczyło ogłosić wzniosłe orędzie do mieszkańców kraju, często odwoływać się do konieczności obrony i bożej przychylności, żeby pozyskać ich przychylność, oraz wskazać wroga, którego mogą obarczyć za wszelkie doznane krzywdy i niepowodzenia z przeszłości, wroga, który może odciągnąć uwagę obywateli od rzeczywistych problemów trapiących Państwem. Nawet przedstawiciele duchowieństwa nie stronili od podobnych metod, żeby manipulować i wykorzystywać masy wierzących, doprawdy, ludzka historia jest całkiem interesująca, a w niektórych przypadkach można też rzec że inspirująca. Sprawowanie władzy poprzez serie manipulacji oraz intryg, dać fałszywe poczucie wolności i swobody, zamiast przemocą wymuszać posłuszeństwo, no cóż, musiał śmiało przyznać że ze wszystkich gatunków z jakimi miał wcześniej styczność ludzie posiadają prawdziwy potencjał, żeby kiedyś zaistnieć w galaktyce, oczywiście jeśli proces ich rozwój nie zostanie wcześniej przerwany przez zewnętrzne czynniki. Przestrzeń kosmiczna jest nadzwyczaj niebezpiecznym miejscem, bezkresnym oceanem pełnym drapieżnych ryb, gdzie ludzie stanowią w nim jedynie odpowiednik planktonu, znajdujący się na początku łańcucha troficznego. Jeśli nie zmiennokształtni rozwiążą kwestie Ziemian, to istnieje duże prawdopodobieństwo że zajmą się nimi pozostałe "grube ryby"... Naglę wieczorną ciszę przeszył donośny huk, który wyciągną go z zadumy i skierował całą jego uwagę w miejsce gdzie teraz spoczywała pokaźnych rozmiarów sterta gruzu, oraz tajemniczy opakunek. Dość nietypowy przedmiot zważając na otoczenie, nie był zbytnio ciekawskim stworzeniem, ale czuł że powinien lepiej się przyjrzeć całej sprawie, upewnić się czy żaden Arab nie schował tam czterech lasek C4. Podszedł wolnym i spokojnym krokiem, nie wykazując żadnych oznak lęku, w końcu jeśli ucierpi jego ciało, to będzie mógł pozbierać się do kupy. Zanim wziął paczkę w okryte czarnymi rękawiczkami dłonie to pochylił się nad nią i dokonał wstępnych oględzin, bacznie jej się przyglądając oraz miejscu w którym pierwotnie leżała. No cóż, starannie zawinięta w czerwony papier paczka, ładny charakter pisma, nic dodać, nic ująć, raczej nie było żadnych ukrytych linek przyczepionych do zapalnika, a szczegółowo podany adres można zawsze uznać za swego rodzaju żart. W końcu podniósł opakunek opuszkami palców i przyłożył do niego ucho, nasłuchując czy nie wydobywają się z niego jakieś podejrzane dźwięki. Jeszcze delikatnie potrząsną i nabrał noskiem powietrze, próbując wychwycić jakiś znajomy zapach, proch, krew, może też zapach nadawcy o jeżeli będzie mógł go skojarzyć... - Scheiß drauf! - Jednym mocniejszym pociągnięciem rozprawił się z papierem, raczej nie będzie miał z niego większego pożytku, a co do zawartość, jeśli nie będzie stanowić jawnego zagrożenia, to zabierze ze sobą w celu przeprowadzenia dokładniejszych analiz. Musiał się upewnić czy nadawca przypadkiem nie odkrył lokalizacji Gniazda. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Wto Lip 31, 2012 4:04 pm | |
| Na pierwszy rzut oka w paczce znajdowała się tylko jedna rzecz - gruba na jakieś pięć centymetrów książka, która z jakiegoś dziwnego powodu sprawiała wrażenie wiekowej... Mimo tego, że wydawała się być w świetnym stanie. Być może odczucie to brało się z tego, że oprawiona była w czarną skórę, na której brakowało jakichkolwiek napisów. Fakt ten raczej nie wynikał z tego, że starły się one z czasem - prawdopodobnie po prostu nigdy ich tam nie było. Tom przepasany był skórzanym paskiem, który wieńczyła złocista klamra - prawdziwie złota zresztą i delikatnie zdobiona motywem trudnych do jednoznacznego zidentyfikowania liści. Dopiero po chwili zauważyć się dało drugi element zawartości pakunku, a było nim dość długie pawie pióro. Prezentowało się niezwykle elegancko i gustownie, a do tego było bardzo mocno zaostrzone - nienaturalnie wręcz. Jego końcówkę - a właściwie sam jej czubek - ktoś zabarwił lekko czerwienią. Być może było używane do pisania? Lub to po prostu taka ozdoba, kto wie? Po otworzeniu księgi szybko można się było zorientować, że jest ona praktycznie pusta. Na cienkich i delikatnych kartkach - potęgujących jeszcze dodatkowo wrażenie starości tego przedmiotu - nie było w zasadzie żadnej skazy... Poza pierwszą stroną. To na niej właśnie widniało jedno, jedyne słowo, a brzmiało ono: "Cavē".
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Wto Lip 31, 2012 11:41 pm | |
| Książka... i pióro... właściwie to nie wiedział dokładnie co miał o tym wszystkim sądzić, spodziewał się czegoś zupełnie innego, niewielkiego materiału wybuchowego, a tu taka sympatyczna niespodzianka, sympatyczna pod tym względem bo nie urwała mu głowy w chwili rozpakowania. Nie ukrywał zaskoczenia jakie go ogarnęło, jako że nie słyszał o nikim kto zostawia równie urocze prezenty wśród opustoszałych ruin, to miał prawo być wobec czerwonej paczuszki podejrzliwy. Na podstawie swego doświadczenia z okresu wojny zdążył się przekonać jak ludzie potrafią spożytkować swoją bujną wyobraźnie, nadając pozornie niegroźnym przedmiotom zabójcze właściwości oraz odnajdując dla nich całkiem nowe sposoby zastosowania, w odpowiednich rękach nawet kluczyk do otwierania konserw stanowi wyjątkowo skuteczne narzędzie do filetowania ludzkiego ciała. Wyjątkowo elegancki podarunek co by nie było, ale wciąż niepokoiła go kwestia co właściwie tu robił, kto go ukrył pośród tych posępnych ruin i dla kogo jest przeznaczony? Powierzchownie przyjrzał się najpierw książce, przewrócił kilka stron w poszukiwaniu jakiś śladów, wskazówek odnośnie tożsamości nadawcy, ale jedyne co zdążył zobaczyć to pojedyncze słowo, które właściwie z niczym konkretnym mu się nie kojarzyło "Cavē". Cavē, café, coffee... raczej bez pomocy słownika nie poradzić sobie z odnalezieniem właściwego znaczenia tego słowa, ale przynajmniej miał do dyspozycji prawie nieużywany notatnik, z gustownym pawim piórkiem do kompletu. Aż nie mógł się powstrzymać, żeby już czegoś nie napisać od siebie, chociaż nie dysponował pod ręką kałamarzem, to końcówka pióra wydawała się jeszcze pokryta niezaschniętym atramentem, więc przy jego pomocy spróbował napisać krótką sentencje Fryderyka Nietzschego, Gott ist tot, tuż nad tajemniczym słowem Cavē. Przeciągną koniec pióra wzdłuż języka, po czym przyłożył do pierwszej strony książki, stawiając ukosem długie oraz wąskie litery. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Sro Sie 01, 2012 11:29 am | |
| Dotykając końcówką pióra swojego języka, Kleiser mógł poczuć słaby, lecz i tak wystarczająco charakterystyczny smak krwi - taki to był bowiem "atrament". Nakreślony nim napis zabłysnął na chwilę czerwienią - niemalże nienaturalnie, ale jednak jeszcze w górnych granicach rozsądku i normalności... Mniej więcej, bo w końcu te można byłoby oczywiście uznać za całkiem ruchome. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Już w kilka sekund później księga odpowiedziała - pod tamtymi słowami, nieco niżej, powoli wypisało się jedno krótkie zdanie, a mianowicie: "Nietzsche ist tot". Najwyraźniej właściciel niewidzialnej ręki, która tego dokonała, miał nie tylko pewną wiedzę na temat filozofów, ale i przynajmniej szczątkowe poczucie humoru... No i przestawił się na inny język, to też trzeba mu przyznać. Na tym jednak nie koniec. Przerwa trwała może kilkanaście sekund, po czym - tym samym eleganckim charakterem pisma i czerwonym "atramentem" - zaczęły pojawiać się kolejne zawijasy, tworzące słowa: "Das Spiel". Cóż... Ktokolwiek to był, chociaż odpuścił sobie łacinę na rzecz bardziej nowoczesnego języka.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Sro Sie 01, 2012 11:40 pm | |
| Wunderbar! Z każdą kolejną chwilą było coraz ciekawiej, a już się obawiał że dzisiejszy dzień okaże się równie nieprzyjemny co wczoraj, kiedy niebo nad całym miastem zasnuły szare chmury, pogłębiając wrażenie wszechogarniającej monotonii. Doprawdy, gdyby jego mózg posiadałby podobny układ ścieżek neuronowych i funkcjonowałby przy użyciu tych samych związków chemicznych, to zapewne odnalazłby się wtedy w głębokim stanie depresyjnym. Tylko tego brakuje we wszechświecie, kosmity samobójcy, ale na szczęście tajemniczy prezencik wniósł do jego ponurej egzystencji odrobinę jaskrawszych barw, wzbudził w nim dawno nieodczuwalne emocje oraz łaknienie na krew… właśnie. Ponownie przejechał czubkiem piórka po języku, rozsmakowując się niewielką ilością atramentu, który okazał się być krwią. Tak, to nie podlega żadnym wątpliwościom, chociaż nie sposób powiedzieć do jakiej istoty właściwie należała, ale w chwili obecnej skłonny był przypuszczać że do istoty ludzkiej. Najwyżej gdy przed jego oczami pojawią się kolejne elementy tej zawiłej układanki, to spróbuje ułożyć z nich większą całość, skojarzyć właściwe fakty i wywnioskować co właściwie za tym wszystkim się kryje, albo chociaż kto. Jeśli to ma być swego rodzaju gra, to niech i tak będzie, weźmie w niej udział niezależnie od nagrody jaka czeka na końcu, czy od przeszkód jakie przyjdzie mu pokonać w trakcie. Z tego co zdążył wydedukować owa książka może pełnić funkcje komunikatora, dość osobliwy odpowiednik krótkofalówki, prawdopodobnie nie stanowiący dzieło rąk ludzkich. Każda lepiej rozwinięta technologicznie cywilizacja w galaktyce, posiadała własne sposoby, żeby utrzymać kontakt z poszczególnymi jej jednostki, zasady działania oraz materiały mogą być tak od siebie różne, jak to tylko możliwe, więc nie czół się szczególnie zaskoczony, gdy otrzymał „odpowiedź”. Das Spiel, przynajmniej osoba znajdująca się po drugiej stronie „słuchawki” okazała się na tyle wyrozumiała, żeby przejść na zrozumiałym dla niego języku, bo te Cave już mu wystarczająco namieszało w głowie. Skoro dzierżył w swoich dłoniach przykład obcej technologii, to przydałoby się poddać książkę oraz pióro serii badaniom, ustalić częstotliwość energetyczną, wychwycić źródło połączenia i tym samym zlokalizować drugiego rozmówce. W obliczu nowych faktów odkrycie istnienia Gniazda przez osoby postronne stanowi najmniejsze z możliwych zmartwień, bowiem teraz musi się zmierzyć z myślą, że na Ziemi mogą działać inne rasy, potencjalni rywale o zasoby planety. Zamaszyście napisał poniżej „Das Spiel ist eröffnet!“ dwukrotnie podkreślił, po czym udał się porośniętymi trawą schodami na niższe partie zrujnowanego kompleksu, do ukrytego głęboko pod ziemią Gniazda.
(z/w) |
| | | Jormungand
Liczba postów : 5 Data dołączenia : 07/08/2012
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pon Lis 25, 2013 4:19 pm | |
| Świat się obraca, ale nie zmienia, porusza się zgodnie z wyznaczoną trajektorią, określonym wzorcem wydarzeń, cyklem, który regularnie się powtarza, jak figury taneczne podczas walcu. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy i obrót. Pokój, rewolucja, wojna i zagłada. Postęp jest jedynie kłamliwym złudzeniem, bo rozwojowi zawsze towarzyszy wprost przeciwna degradacja. Porządek oraz chaos, nieustająca walka odwiecznych sił wszechświata, które wzajemnie się powstrzymują, ograniczają. Tak naprawdę ludzkość tkwi w stanie egzystencjalnej stagnacji, pozór ruchu w pustce. Wydaje im się że, nauka ich wyzwoli, zgłębianie tajemnic otaczającego ich świata, zasady jakimi kieruje się mechanizm rzeczywiści. Albo wiara w określone bóstwo, duchowe zbawienie. Ale to już nie było jego zmartwieniem. Narodziny, życie, śmierć, odrodzenie, dla niego to nie miało większego znaczenia, bo był ponad to, podlegał zupełnie innym regułom, niż tym, które kształtują oblicze Midgardu. Mógł jedynie litościwie unicestwić gatunek homo sapiens, kilkoma machnięciami ogona zakończyć ich pozbawione głębszego sensu istnienie, obłędne dążenie do nieistniejących ideałów. Ale wizja życia w martwym świecie, nie wydawała mu się aż tak atrakcyjna, żeby przejść do jej realizacji, więc niech się dzieje co ma się dziać. Jako widz, nie może narzekać na brak atrakcji, pasjonujących zwrotów akcji, do których przyczyniają się nie-ludzkie byty. Akurat kierowany ciekawością po ostatnich wydarzeniach, postanowił opuścić oceaniczne głębiny, żeby w większym stopniu poobcować z wielkomiejskimi społecznościami. Nowy Jork, miasto jak każde inne, znajdą się większe i wspanialsze metropolie, ale jakimś zbiegiem okoliczności, własnie tutaj dochodziło do najciekawszych potyczek. Może żył na dnie oceanu, ale to nie oznaczało, że sytuacja na powierzchni była mu zupełnie obca. Media stanowią czwartą władzę w Midgardzie, przekazują i rozpowszechniają informacje, wszelkimi dostępnymi środkami, prasą, radiem, przekazem telewizyjnym i wirtualnym. Ciężko korzystać z laptopa pod wodą, ale od czasu do czasu w jego szpony wpadnie jakaś gazeta. Mocno się zdziwił, gdy w jednym z artykułów wyczytał imię swego ojca. Bóg Loki w Big Apple, stojący na czele armii kosmitów. Tatuś narozrabiał i jak zwykle nie znalazł czasu, żeby odwiedzić swojego syneczka, ale skoro Midgard znów stał się obiektem zainteresowania Asgardczyków, to może uda mu się odnaleźć sposób, żeby oswobodzić się z tego Ziemskiego więzienia? Pojednanie się z rodzeństwem i zemsta na Odynie, nic innego bardziej go nie uszczęśliwi. W czasie swej podróży przybrał bardziej komfortowe rozmiary, a gdy już wypełzł na suchy ląd, magią zrzucił swoje łuski, zastępując je gładką, skórą, natomiast ogon przekształcił w parę nóg. Teraz wyglądem nie różnił się od przeciętnego młodego mężczyzny, chociaż strój pozostawiał wiele do życzenia. Buty z wysokimi cholewami, spodnie i luźna koszula, która swoim krojem bardziej kojarzyła się ze strojami z ubiegłych epok. Miejsce, w którym się znalazł było znane pod nazwą wyspy Roosevelt'a, odludne ruiny starego szpitala, którego historia była mu bliżej nieznana. Stanowiły doskonałe miejsce, żeby chwile odpocząć w spokoju przed dalszą podróżą i nacieszyć się przygasającym blaskiem zachodzącego słońca. Wczesna zima, krótsze dni, dłuższe noce, ech, będzie musiał sobie wyczarować jakieś cieplejsze okrycie... |
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Mar 02, 2014 3:04 pm | |
| Zaczynała już powoli zapominać, ile czasu minęło, odkąd ostatni raz przybrała choć częściowo smoczą postać. Wszystko przez powtarzane non stop ostrzeżenia opiekunów, mające na celu przestrzec nieletnią przed wykryciem przez nieodpowiednie osoby tego, jakim jest "dziwadłem". Co prawda, od dnia jej mutacji minęło już kilkanaście lat, lecz czując każdego dnia podejrzliwe spojrzenia ludzi, czuła się jak w niewidzialnym więzieniu, z którego nawet magik nie wynalazłby drogi ucieczki... Jednakże, gdy po opuszczeniu Central parku zorientowała się, że z powodu pogorszenia pogody, wiele osób pochowało się w domach lub budynkach publicznych, zachowując nadal pewne środki ostrożności, "przywołała" gadzie skrzydła. Uczucie towarzyszące temu, nie przypominało otwierania się ran, jak to odczuwali czasami inni zmiennokształtni, z jakimi miewała do czynienia. Było raczej, jak mocne drapanie paznokciami po skórze pleców. Co innego było z całkowitą zmianą kształtu. Wówczas, w zależności od tempa przemiany, jakie dobrała, bywało trochę gorzej. Choć trzeba przyznać, że w sytuacji zagrożenia, każda normalna istota, kierująca się instynktem przetrwania, olewałaby takie nic nie znaczące odczucia i skupiła się nad tym, co naprawdę ważne... A czemuż to zdecydowała się złamać obietnice daną opiekunom i skorzystać z mocy, będąc świadomą konsekwencji? Cóż... Wszystko przez dziwne przeczucia, które towarzyszyły jej, gdy przechadzała się ulicami miasta. Nigdy nie miała manii prześladowczej, lecz gdy śnieg mącił widoczność, a wokół nie było żywego ducha... Zmysły lubią w takich momentach płatać figle. Dużo pewniej czuła się obserwując wszystko z lotu ptaka, wyczulonymi na ruch oczyma, mogącymi w razie czego uświadomić ją, czy wszelkie wątpliwości i niepewność były słuszne, czy to tylko przesadna ostrożność. Dało się to oczywiście zrobić inaczej, lecz gdy tylko dziewczyna przypomniała sobie chwilę, gdy mieszkańcy Albionu strzelali do niej z łuków i czekali na lądzie z mieczami... " Nie popadaj w paranoję. To głupstwa, tutaj ludzie są zbyt zapatrzeni we własne cienie. Nie zachowuj się jak nadwrażliwy dzieciak!"- Zganiła się w myślach. I tak, starając się wszystko przekalkulować, Enea nie przejęła się, kiedy opuściła zamieszkałą cześć miasta i dotarła do opuszczonych ruin szpitala. Atmosfera, jaka tam panowała, przywoływała dziewczynie na myśl filmy historyczne o budynkach, które w dawnych czasach pełniły ważną rolę, a następnie, pozostawione przez władze miast, nie potrzebne, popadały w ruinę. I choć kompletnie nie znała historii tej konkretnej budowli, ani tego, kto był jej właścicielem, postanowiła z czystej ciekawości zapuścić się wgłąb ruin. Co tam mogła zobaczyć? Podejrzewała, że w razie nagłego opuszczenia szpitala, pracownicy z pewnością nie przejmowaliby się dokumentacją i innymi rzeczami, a poświęciliby całą uwagę pacjentom. Co innego, jeśli opuszczenie szpitala było planowane zawczasu. Wtedy dziewczyna raczej nie mogła liczyć na natknięcie się na jakieś interesujące znaleziska, a jedynie spotkałaby pewnie jakichś bezdomnych. Tak więc, licząc na urozmaicenie życia, nastolatka weszła na niestrzeżony teren i zaczęła ze spokojem przemierzać kolejne pomieszczenia, w których większość nie posiadała już dachu, a czasem nawet części murów. A gdy dostrzegała zakamarki, w których mogły znajdować się niegdyś szafki, znajdywała tylko ceglane, obsmarowane paskudnym graffiti, mury. Większość ludzi, zwłaszcza młodzież, w dzisiejszych czasach zupełnie nie przejawiała szacunku dla symboli przeszłości. Prawdopodobnie dlatego, Enea miała coraz większy kłopot z dogadaniem się z rówieśnikami. Wychowana w duchu starodawnych obrzędów i zwyczajów, nie potrafiła zbyt łatwo znajdować tematy do rozmów z współczesną młodzieżą. Nawet w jej szkolnej klasie, do której uczęszczała już dobre kilka miesięcy, napotykała tylko na temat nowoczesnych technologii, gwiazd muzyki, filmu lub imprez. Czuła się jak staruszka z Alzheimerem...
Ostatnio zmieniony przez Enea dnia Pon Mar 03, 2014 8:13 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Mar 02, 2014 4:11 pm | |
| NPC Storyline - Nodin Ruiny Renwick - jak każde tego typu - potrafią przywoływać coś co można by nazwać "siłami nieczystymi". Nie ma tutaj mowy o młodej kobiecie, nastolatce która weszła do środka - jednak o znacznie potężniejszych, tajemniczych siłach. Keira przechadzała się spokojnie, badając otoczenie dawnego szpitala, przeszukując jego zakamarki i poznając to miejsce. W pewnym momencie, temperatura powietrza zaczęła jednak spadać. Niczym w filmach, rasowych horrorach - nagle spadła temperatura, tak po prostu. Badając to dokładniej, dziewczyna mogła nawet określić granicę gdzie w jednym miejscu temperatura była umiarkowana, a zaraz za nią - niczym za niewidzialną linią - robiło się nagle zimno. Idąc dalej, korytarzem który wydawał się ciągnąć bez końca - Enea trafiła w końcu do małego pomieszczenia, na jego środku znajdował się mały, czarny piedestał. W pomieszczeniu panował mrok, nie było tutaj żadnych okien. Gdy dziewczyna postawiła swój krok w wejściu do pomieszczenia, stało się coś co raczej można uznać za mało przyjemne. Początkowo, "mutantka" mogła odczuwać coś na kształt mrowienia. Zaraz po tym, uczucie stało się bardziej nieprzyjemne - co dla wielu po prostu przerażające, gdyż dziewczyna straciła kontrolę nad swoim ciałem. Jedynie widziała to, co się działo, mogła zamknąć oczy, otworzyć je, obserwować, jednak nie mogła się poruszać sama. Jej ciało przeszło spokojnie dystans bliżej środka, a piedestał otworzył się nagle. Z wnętrza tego małego - jak to się teraz okazało - pojemnika w kształcie sześcianu - wyłonił się połyskujący jasnym fioletem kryształ, który wzniósł się do góry, aż po sam sufit. Na tym się jednak nie skończyło - widziany przez kobietę obraz stracił nagle kolory, a ona sama mogła poczuć jak słabnie. Kryształ uderzył w nią dziwnym, jasnym promieniem i zaczął wyraźnie wysysać z niej siły życiowe jak również magiczne. Można by pomyśleć - że to był właśnie koniec, zmyślna pułapka jakiejś nadnaturalnej istoty... do momentu... Huk za plecami i białe światło które rozeszło się nagle po pomieszczeniu. Kawałek kostki będącej budulcem jednej ze ścian budynku przeleciał tuż obok głowy kobiety, lądując niedaleko przed nią. Kryształ nagle przestał działać, a ciało Enei padło na ziemię. Tymczasem ona sama zaczęła odzyskiwać nad nim kontrolę, czując niewyobrażalne zmęczenie. Kolejny huk, jakby coś wielkiego - niczym smok - wylądowało nagle na posadzce, chwilę później ogłuszający ryk - jakby rzeczywiście obok niej stał smok. Później? Błysk, kryształ nagle eksplodował, a świat dla Keiri na chwilę zamarł, gdyż dziewczyna w tym momencie straciła przytomność... Dziewczyna zaczęła teraz odzyskiwać zmysły. Poczuć mogła, że leży na ziemi, na plecach - znajdując na trawie, wyraźnie na zewnątrz. Dało się usłyszeć śpiew ptaków, szum wiatru i... coś jeszcze. Gdyby przypadkiem przesunęła dłonią po ziemi, nie otwierając nawet oczu - mogła by przypadkowo trafić na pokryty łuskami, wielki obiekt, którego cóż... palce zakończone były ostrymi pazurami. Wybudzić ją mógł ciepły powiew powietrza wypuszczanego przez kogoś z płuc... kogoś bardzo dużego. Dalej już wystarczyło otworzyć oczy by poczuć co się dzieje. Enea leżała na ziemi, znajdowała się w tym samym miejscu co wcześniej jednak tym razem nie w budynku - a na zewnątrz. Śnieg znajdował się dookoła, jednak nie bezpośrednio niej - jakby ktoś "oczyścił" dla niej miejsce przed ułożeniem nastolatki na trawie. Kim więc ten ktoś był? Nad dziewczyną znajdował się olbrzymi jaszczur, pokryty łuskami, wpatrzony w nią i oczekujący wyraźnie jej przebudzenia. Enea znajdowała się pomiędzy jego przednimi łapami, do których jednak kawałek miała, a to z powodu rozmiarów owego gada. Wielki, czarnołuski gad mierzył sporo ponad trzy i pół metra wzrostu - coś około trzech sześćdziesięciu pięciu. Długość? Ponad siedem i pół metra - istota o gabarytach smoka - tylko trochę mniejszego. Przyglądając się dalej, mogła już domyślać się jaką "to coś" miało historie. Potężne pazury wieńczące po cztery place u każdej z wielkich, masywnych łap. Gad posiadał pokaźną muskulaturę, naturalną jednak na sam widok sprawiającą, że był "szeroki". Do tego na jego ciele znajdowały się różnych miejscach kolce - jak przód pyska, łokcie czy kark i grzbiet - choć w tych ostatnich miejscach raczej ciężko o dostrzeżenie owych kolców z jej pozycji. Gdy tylko dziewczyna otworzyła swe oczy, gadzisko dmuchnęło jej w twarz powietrzem z nozdrzy by całkowicie ją wybudzić, opuszczając przy tym swój wielki łeb niżej. Krwistoczerwone ślepia zlustrowały ją uważnie, by zaraz mogła usłyszeć w swej głowie głos. Niski, spokojny, poważny. Ktoś do niej przemówił za pomocą telepatii, ktoś bardzo potężny - gdyż Enea nie była w stanie w żaden sposób przerwać połączenia między nimi, ani tym bardziej kontratakować. Osobnik który się z nią jednak połączył - w żaden sposób nie wchodził głębiej w jej umysł, a jedynie dotknął go i nawiązał z nią połączenie. /Obudziłaś się, dobrze. Powiedz mi - jak się czujesz?/ Zapytał nieznajomy, nawet się na ten moment nie przedstawiając. Co tymczasem mogła poczuć dziewczyna? Świeżość, jakby dopiero co się urodziła, mięśnie nie były całkowicie zmęczone, ciało było w pełni zdrowe - jakby to co wydarzyło się wcześniej nie miało w ogóle miejsca. A głos? Właścicielem głosu wyraźnie był ten czarny jaszczur.
|
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Mar 02, 2014 5:14 pm | |
| Co ona tam robi? Czy chęć odkrycia historii szpitala, naprawdę jest warta ryzyka? Nie wiadomo... Na razie nic nie było wiadome. Na pierwszy rzut oka, ruiny wyglądały jak inne, zapuszczone budowle, w których niegdyś tętniło życie. Enea ani przez chwilę nie spodziewała, że może ją tam coś spotkać, oprócz strażnika miejskiego lub mieszkańców slumsów. Spodziewała się zwłaszcza tych drugich. W końcu tylko pewna część zabudowań była pokryta śniegiem i zmarzliną. Reszta, zwłaszcza ta, w której uchował się dach, nadawała się na nocleg. Ciekawym było przy tym, czy przeszukiwane ruiny dysponowały podziemiami. I gdzie się w nich mieściło prosektorium? Odrobina dreszczyku emocji i adrenaliny, tylko dodawały całości smaku i chęci do dalszego zgłębiania tematu. Gdy jednak nastolatka dotarła do pomieszczenia, do którego nie docierała nawet najmniejsza struga światła, a temperatura łamała prawa logiki; poczuła się w pewnym rodzaju otępiała. Jej serce zaczęło wolniej bić, a po całym ciele przeszedł dreszcz, jakby mrowienie. Zdarzało się przedtem, że podobnie czuła się po wejściu do pomieszczenia obficie okadzonego rytualnymi ziołami. Wówczas mogła się jednak poruszać, a teraz... Jej instynkt nakazywał jej ucieczkę, lecz choć z całych sił pragnęła wybiec na korytarz, mimowolnie ruszyła naprzód, jakby ktoś ją kontrolował. To było upokarzające, czuła się jak laleczka lub zombi, którym szaman kieruje jak mu się podoba. Z każdą chwilą, druga natura Enei starała się przejąć kontrolę nad jej ciałem, by bestia, czająca się w jej duszy, zdołała uwolnić ją z uwięzi. Lecz nie mogła... Zamiast tego, nastolatka coraz bardziej zbliżała się do piedestału, z którego wyłonił się kryształ. Poddać się? Nigdy! Cały czas, dziewczyna siłą myśli próbowała uciec z pułapki, w jakiej się znalazła, nie akceptując tego, jak beznadziejna była jej sytuacja. Później było już tylko gorzej... Obraz widziany przez Eneę, został zniekształcony, a ona sama, w końcu straciła wszystkie siły do walki. "Czyli to koniec... Zawsze mogło być gorzej"- Odparła w myślach i po postanowieniu kapitulacji, czekała, aż artefakt ją wykończy. Nie interesowała się już nawet tym, co zaczęło się dziać wokół niej, aż wszystko stało się czarne... Wszędzie wokół panował mrok... Dopóki z ust dziewczyny, nie wydobył się cichy jęk, a ona sama zaczerpnęła spory haust powietrza. Więc jednak żyła... Jakim cudem? Była skołowana... Przez moment leżała jeszcze bez ruchu, lecz w końcu zdecydowała się sprawdzić, gdzie jest. Na początku wyczuła trawę, pamiętając jednocześnie uczucie twardego w dotyk podłoża w ruinach. I zimno... Zimne powietrze wiejące na nią z góry, przeplatane z ciepłym podmuchem. Była na zewnątrz. Lecz jak się tam znalazła. Powoli otworzyła oczy i ponownie czując na twarzy ciepły podmuch, dostrzegła czarny pysk wielkiego gada. Czyżby znów była w Albionie? Nie, to nie możliwe, w końcu tamtejsze bestie nigdy nie opuszczały swych terytoriów, a ona sama nie mogła od tak ponownie odbyć podróży do innego wymiaru. Więc kim była ta istota? I dlaczego zaczęła słyszeć w głowie jej głos? - /Dziwnie...Nie ważne...To... Co to było?/- Odpowiedziała nieznajomemu telepatycznie, nadal będąc w lekkim szoku. Po otrząśnięciu się z niego, zaczęła przeklinać się w myślach za własną głupotę, z której mogły wyniknąć dla niej naprawdę duże kłopoty. Powinna być bardziej rozważna i przewidywać, że takie miejsca to odpowiednie lokacje do prowadzenia przez podejrzane typy różnych eksperymentów. Pustkowie, nie pilnowane przez stróży porządku... Daje to naprawdę pełne pole do popisu. Choć trudno sobie wyobrazić, by nagle, znikąd, w Nowym Yorku pojawił się jakiś znawca okultyzmu i czarnej magii, który tak zostawia swoje twory. To porąbane...
Ostatnio zmieniony przez Enea dnia Pon Mar 03, 2014 8:13 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Mar 02, 2014 6:41 pm | |
| NPC Storyline - Nodin Ślepia gada zmrużyły się, gdy ten obserwował leżącą pod nim kobietę której chyba było w tej pozycji bardzo wygodnie. Nie ma bowiem bezpieczniejszego miejsca niż pod widmem, prawda? Ludzie, cali ludzie sami w sobie - dziwne i chore istoty pragnące jedynie samozagłady. Jednak ta tutaj była w jakiś sposób inna. Sposób który sprawił, że samiec pojawił się tutaj i wyciągnął ją z objęć śmierci w ostatniej chwili. Gad wydał z siebie cichy, gardłowy warkot. Kiedy? Nie w momencie w którym telepatycznie mu odpowiedziała, a w momencie gdy jej myśli szalały po jej głowie, oceniając go tak bardzo powierzchownie, wręcz domyślając się co i jak z nim w rzeczywistości jest. Potem nadeszła jej odpowiedź. Czarnołuski obniżył powoli swój łeb, przesuwając prawą łapę do przodu i wbijając ją w ziemię - tuż przy jej głowie. Jaszczur ukazał delikatnie wielkie, białe i ostre kły - unosząc przed wargi. Wyglądał na niezadowolonego z jej zachowania z jej reakcji. Jednak dlaczego? W końcu tylko leżała i coś mu odpowiedziała. /"Nie ważne"./ Odparł na początku - można by rzec, że odburknął i tyle. Jednak czego innego się można było spodziewać po kimś takim jak on? Dla niego - jej reakcja była bynajmniej nie na miejscu. W końcu właśnie uratował jej tylko życie, chce wiedzieć czy dziewczyna czuje coś o czym on być może nie wie, a co może jej zagrażać no ale nie ważne. Nie ważne również kim jest, przecież może zabrał ją innemu łowcy i sam zamierza się nią posilić? No ale nic - w końcu człowiek, czego więc się spodziewał? Czego oczekiwał? Jednak skoro mieli rozmawiać w ten sposób, widmo postanowiło zastosować starą, dobrą metodę swej rasy. Keira mogła poczuć, jak w jednej chwili wszystkie bariery którymi jakkolwiek chroniła swój umysł zostają złamane, w ułamku sekundy cała jej wiedza i doświadczenie otworzyły się przed nieznajomym, który nie bacząc na prywatność po prostu przestudiował zawartość jej umysłu - nie pozwalając jej samej w żaden sposób się temu oprzeć. Mogła po prostu czekać, aż skończy, aż skończy panoszyć się po jej głowie wedle własnej woli. A długo to nie trwało, gdyż gadowi zajęło to może z dziesięć sekund. Nic jej nie zrobił, jednak wszystko już wiedział. Bezskrzydły smok - gdyż tak ten osobnik w skrócie wyglądał - cofnął swój łeb do tyłu i schował swe kły, a z jego gardła wydobył się cichy, gardłowy śmiech. Nie było to szyderstwo, lecz wyraźne rozbawienie, choć na pysku gada nie pojawił się żaden uśmiech. Opuścił on natomiast swój łeb i znów spojrzał na dziewczynę, równie poważnie jak wcześniej lecz jakby... spokojniej. /Kolejna istota która zdobyła namiastkę smoczej mocy. Jednak nie dokonałaś niczego po za pozbawieniem życia kilku bandytów. Stąd ta energia płynąca z ciebie, tak nietutejsza./ Wyjaśnił, opuszczając ponownie swój łeb, dosłownie tuż nad głowę kobiety. Dmuchnął powietrzem prosto w jej twarz, a następnie przekrzywił lekko łeb, spoglądając na nią nadal poważnie, jednak jakby z nutką ciekawości. Cóż, nadal znajdowała się pod nim i nie specjalnie było gdzie uciekać. /Po wychowance magicznych istot Albionu, spodziewałbym się więcej szacunku do istoty mego pokroju. Ten świat odcisnął na tobie swe piętno. Ucisz swe myśli bo strasznie krzyczysz, a ja to słyszę. Wycisz swe emocje i powiedz mi kim jesteś, za kogo się uważasz? Jestem ciekaw twej odpowiedzi, istoto pretendująca ku smokom./ Dodał i zamilkł, cofając lekko swój łeb. Pazury wbił się głębiej w glebę, tuż obok niej, a gad spoglądał tak na nią z góry i oczekiwał odpowiedzi. Ogon samca szorował za nim po ziemi raz na lewo, a raz na prawo.
|
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pon Mar 03, 2014 9:20 am | |
| Magia... Enea wielokrotnie wysłuchiwała bajdurzeń starców na bazarze i czytała legendy z ksiąg, lecz nigdy nie połączyłaby tego zjawiska ze światem technologii. Bo po cóż by to było? Co dałaby jej wiara w rytuały i czarowników, gdy trzeba się było zmierzyć z przeciwnikiem odzianym w "żywą stal", nafaszerowaną kablami i systemami? A jednak... Jednak poprzez zdobyte moce, czuła wieź z tą drugą stroną rzeczywistości i pragnęła jak najlepiej się nią posłużyć, by osiągnąć zamierzone cele. Jakie to były cele? Na razie żadne. Prawda... Starała się coś zdziałać w Albionie, by pomóc tamtejszej ludności i wykazać, że nie jest tylko głupim bachorem, który nie potrafił trzymać rąk przy sobie. Pragnęła coś dać z siebie innym. A skończyło się na tym, że po uratowaniu kilku rodzin przed podrzędnymi bandytami, po prostu się przeliczyła. Nie dostrzegła, że w sercach nie ma miejsca na zaakceptowania istot im odmiennych. Wystarczył drobny błąd, przybranie postaci przy wieśniaku... I była zmuszona się wycofać. Wszyscy zapomnieli, co zrobiła i co zamierzała dla nich zrobić. Liczyło się tylko to, że była potworem, którego trzeba zgładzić. Była nikim... I tak się właśnie czuła. Przed przybyciem do Nowego Yorku, nie widziała dla siebie nigdzie miejsca. I jeszcze ta tajemnicza istota, która ulitowała się nad dziewczyną, gdy ta już godziła się ze swym końcem. Czemu gad to uczynił? Co na tym mógł zyskać? Enea odzyskawszy siły, oparła się rękoma na trawiastym podłożu i usiadła, nadal znajdując się blisko łuskowatej istoty. Spróbowała spojrzeć nieznajomemu w oczy, starając się, by jej spojrzenie nie zdradzało burzy emocji, które czuła po uniknięciu śmierci. Nie zamierzała go prowokować, choć wdzięczność poczuła dopiero, gdy dostrzegła nieopodal mury szpitala. Nie było ani śladu po krysztale i jego energii. Prawdopodobnie pozostał w sali... Nagle jednak, jej myśli przerwało uczucie czyjejś obecności, lecz nie chodziło tu o coś cielesnego, lecz duchowego. Poczuła się, jakby nagle, w ciągu kilku sekund została okradziona z resztek prywatności. Jej wszystkie sekrety, marzenia, plany, w jednej chwili zostały ujawnione. "Dość!" Krzyknęła w myślach, sekundę przed tym jak smok skończył penetrować jej umysł. Zerwała się wówczas na równe nogi, oraz czując na sobie oddech stworzenia i lekkie zawroty głowy, stanęła przed nim, z trudem zmuszając się do zachowania spokoju. - /Wybacz Panie, doceniam to, że ofiarowałeś mi swą pomoc, lecz wszystko to jest dla mnie nowe./- Odparła, po wyciszeniu myśli. Jej umysł stał się wówczas wyciszony, zupełnie, jakby się bała, że gad rozmyśli się i dokończy to, co zaczął kryształ. Nie miałaby z nim szans. Mimo to, nie zamierzała okazywać przed nim strachu i padać na kolana. Była gotowa na kompromisy, lecz nie na składanie mu hołdów. /- Nie jestem godna, by porównywano mnie do smoków. Jestem zwykłą mutantką, nigdy im nie dorównam. A tamci bandyci... Młodość i lekkomyślność... Konfliktów nie rozwiązuje się wyłącznie siłą, lecz przede wszystkim racjonalnym myśleniem. Staram się nie popełniać dawnych błędów./- Odpowiedziała mu, nie przestając patrzeć w jego stronę, choć już nie prosto w oczy. To by było jak wyzwanie. Spotkana istota bowiem, choć z wyglądu przypominała bezskrzydłego smoka, bestię, to mimo wszystko była istotą rozumną i skoro domagała się szacunku, to Enea go okazywała, w granicach własnej godności. Stwór, sądząc po sposobie, w jakim się odnosił wobec dziewczyny, musiał być dość wiekowy, gdyż powagą dorównywał zamkowym mędrcom, a ci nie przepadali za konwersacją z młodymi, zalatanymi osobami. Nietaktem byłoby więc to zlekceważyć. -/ Jeśli mogłabym się kiedyś, w jakikolwiek sposób odwdzięczyć, z pewnością to uczynię. Choć wątpliwym jest, byś Panie tego potrzebował... Czy mogłabym się zatem udać w drogę powrotną do domu?/- Na tym starała się zakończyć ich wymianę zdań, wykonując jeszcze lekkie skinięcie głową, zastępujące ukłon. Następnie, rozglądając się ostrożnie dookoła, w poszukiwaniu śladów obecności jakiegokolwiek innego, nienaturalnego zagrożenia, oczekiwała odpowiedzi ze strony smoka. Pozwoli jej odejść, czy miał zamiar uczynić coś innego? Nic nie było pewne, a dziewczyna liczyła, że nie będzie musiała żałować przedwczesnego schowania skrzydeł. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pon Mar 03, 2014 12:20 pm | |
| NPC Storyline - Nodin Krzyk który rozległ się w jej myślach wyraźnie nie wywarł najmniejszego wpływu na czarnołuskiego gada. Jaszczur cofnął się o krok do tyłu by zrobić jej więcej miejsca, gdy dziewczyna wstawała z ziemi. Uniósł swój łeb na naturalną dla siebie wysokość - więc jak na ponad trzy i pół metrową istotę - dość wysoko dla człowieka. Nie zwykł jednak darzyć ludzi szacunkiem i nie sądził jakoby kiedykolwiek miało się to zmienić. Przekrzywił lekko łeb na bok, gdy odezwała się do niego, ofiarując mu słowa które mógłby podsumować jako pośrednie podziękowanie za uratowanie życia. /Nowe dla istoty która choć krótko żyje, zdążyła poznać dwa różne światy. Nie dziel się ze mną wymówkami, których mogłabyś potem żałować./ Skwitował krótko, by zaraz zamilknąć i wsłuchać się spokojnie w wypowiadane do niego słowa. Wypowiadane albo raczej przesyłane w formie przekazu telepatycznego. Tutaj jakby trafiła trochę lepiej z doborem słów jakie wykorzystała w swej odpowiedzi skierowanej do gada. Czyżby trafił na kogoś kto nie wykazuje się aż takim poziomem arogancji, samolubności? Wyższości? /Być może jednak czegoś się tam nauczyłaś.../ Skomentował krótko, by samemu rozejrzeć się po terenie placu. To miejsce miało w sobie dużo złej aury, za dużo. Nic więc dziwnego, że to akurat w tym miejscu spotkało ją to co ją spotkało. Bracia zapewne wypomną mu ten akt dobroci wobec człowieka, mutanta - jak sama siebie określiła - jednak nadal człowieka. Krwiste ślepia gada znów skierowały się na dziewczynę, gdyż ta znów do niego przemówiła. Pomóc, jemu? Nie, takiej opcji raczej nie będzie, nie od niej. Nie, żeby miał coś przeciwko - po za faktem, że była człowiekiem, a on nie przepadał za ludźmi. Fakt, że jej pomógł również pozostawiał dla siebie. Po prostu miał coś ze swego brata, jednak nie sądził by ta dziewczyna była cokolwiek w stanie w nim zmienić, więc dlaczego by oczekiwać czegokolwiek? Od niej? Westchnął więc cicho i wziął się za odpowiedź. /Nie powinnaś zaciągać długów wobec istot mego pokroju. Dobrze jednak, jeśli będziemy mieli dane spotkać się jeszcze kiedyś, być może dam tobie szansę na spłacenie długu. Nie będziesz już jednak wiedziała, że takowy miałaś./ Zaczął wyjaśniać, chcąc przejść do setna. Mogła uważać go za smoka, wiele istot uważało jego rasę za bezskrzydłe smoki. I choć mogli być podobni, to jednak znacznie różnili się od swych "kuzynów" Nodin był w końcu widmem, nie smokiem. Co miał jednak na myśli wypowiadając swe słowa? Łatwo chyba było się domyślić - pozwoli jej odejść, jednak wymaże jej pamięć związaną z nim. Nie będzie pamiętała tego spotkania, nie będzie możliwości odtworzenia tych wspomnień. Widma miały w swej naturze tajemniczość, na tyle wielką - że nie pozwalały o sobie nawet pamiętać. Nie dotyczyło to oczywiście wszystkich - jednak jaki cel w tym by pozwolić jej odejść z wiedzą, iż ktoś taki jak on w ogóle istnieje? Bezpieczniej będzie gdy dziewczyna sama nie będzie miała o tym pojęcia. Nie tyle dla niego, co dla niej samej. Gad nie wykonał jednak żadnego gestu na ewentualne pożegnanie. Nie miał takiego zwyczaju. Nie mógł zabronić jej odejść, ani tym bardziej zmusić by tu została. Poinformował ją jednak, że z tego spotkania nie wyniesie żadnych nowych doświadczeń, a teraz jej decyzją było co stanie się dalej.
|
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Czw Mar 06, 2014 2:10 pm | |
| I znów poczuła się skołowana. Słysząc poważny głos gada i obserwując jego dumną postawę, dziewczyna zaczęła myśleć, że podkreślając tym swoja wyższość nad nią, pradawny wykazuje tez pewne niskie mniemanie o rodzaju ludzkim. Można by nawet stwierdzić, że jest do nich nie tyle niechętny, o ile wręcz nimi gardzi. Enei ze względu na to i osobiste opinie, chwilę zajęło ciche zastanawianie się nad tym, co uczynić w takiej sytuacji. Starała się jednak, by jej myśli nie były jednoznaczne, pamiętając o umiejętności rozmówcy w czytaniu w myślach. I zaczęła powoli dochodzić do wniosku, że choć nie możliwym jest, by doszła do takich umiejętności, jak spotkany gad, to jednak mogłaby się od niego sporo nauczyć, gdyby tylko zaszczycił ją swoją uwagą. -/Oczywiście Panie. Mam jednak pewne pytanie, odnośnie.../- Zatrzymała się jednak nagle, w pół zdania. Czy rozmówca nie uzna jej prośby, propozycji, pytania, jak kto woli, jako obrazy swojej postaci. No cóż, same znaki zapytania i mnóstwo niepewności. W sumie, czy aby nie przesadza i kusi los, nadal odważając się z nim rozmawiać? Lecz, to w końcu nastolatka i w dodatku, po części nadal jest człowiekiem, a błędy to ludzka rzecz. -/Na pewno Panie uważasz, że ze względu na moich ludzkich przodków, nie mam prawa cię o nic prosić. I tak zrobiłeś już dla mnie zbyt wiele. Lecz, czy mogłabym cię chociaż prosić o wskazanie właściwej drogi? Nowym jest bowiem dla mnie obcowanie wśród swoich dawnych pobratymców, będąc od nich odmienną. Mimo to... Nie zamierzam rezygnować z życia wśród nich, przynajmniej na razie. Wszystkie błędy można bowiem naprawić, a z odpowiednim przygotowanie, po latach mogłabym spróbować wpłynąć jakoś na mieszkańców Midgardu. Uczynić coś, by choć trochę polepszyć.../- Odrzekła z lekko niepewnym głosem, nadal stojąc w tym samym miejscu, co stała. -/Lecz jeśli nie mam racji i szansy... Wystarczy słowo... A zostawię cię Panie w spokoju./
/Wybacz długość, następnym razem postaram się lepiej/ |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Czw Mar 06, 2014 5:19 pm | |
| NPC Storyline - Nodin Nastąpiła chwila "niezręcznej ciszy". Tak by można to nazwać gdyby oni oboje byli po prostu zwyczajnymi przedstawicielami rasy ludzkiej. Niemniej jednak sytuacja klarowała się trochę inaczej, gdyż oto stali przed sobą "mutantka" oraz "smok". Tak by można stwierdzić na pierwszy rzut oka, nie wgłębiając się dokładniej w to kim było każde z nich. Obserwując ją w ciszy, rozmówca wydawał się skupiać pełnię swej uwagi na młodej dziewczynie. A uwagi poświęcał jej aż nad to, ile powinien, zważając na fakt iż nie lubił ludzi. Niemniej jednak słuchał, nie ignorował jej mimo tego, że mógłby. Kiedy to Enea odezwała się do niego w sposób tak niepewny, gad pochylił łeb lekko w dół, nadal przyglądając się jej dumnie z góry. Znów zamilkła, zastanawiając się co ma mu powiedzieć. Ogon gada uderzył za nim w ziemię, powodując wzniesienie się w górę kurzu - a przy okazji wywołując lekki wstrząs oraz pozwalając rozejść się po otoczeniu odgłosowi huku. Teraz już łatwo można było sobie dopisać historię na temat siły tego stworzenia, skoro proste - wydawałoby się, że lekkie jak na niego - uderzenie, czyni takie efekty. Następne słowa dziewczyny, jej wyjaśnienia, niepewność która wręcz z niej wypływała - sprawiły, że gad uniósł łeb z powrotem do góry na naturalną dla siebie wysokość. Spoglądając tak na nią z góry, obserwował swą rozmówczynię przez chwilę w absolutnej ciszy, stojąc praktycznie niczym posąg. Gdyby nie fakt, że oddychał, a ona mogła poczuć trafiające ją raz po raz ciepłe powietrze - oraz dostrzec ruch klatki piersiowej gada. /Każdy z nas kreuje swą własną drogę. Nie istnieje "właściwa droga". Oczywiście, jeśli wierzysz w coś co zwykło się nazywać "przeznaczeniem" bądź "losem"./ Odparł na początku, robiąc następnie krok w przód i pochylając jednocześnie łeb, tuż na wysokość głowy swej rozmówczyni. Spojrzenie krwistoczerwonych ślepi gada skierowało się ku oczom Enei. Gad spojrzał w nie, zupełnie jakby starał się coś odnaleźć, coś iście specjalnego bądź wyjątkowego dla tej osoby. /Szansy na...? Chcesz się ode mnie uczyć... Na to potrzebna tobie szansa? Oboje jesteśmy wolnymi istotami, mogącymi czynić to co nam się żywnie podoba. Różnica między nami jest jednak znacząca. Ty jesteś człowiekiem obdarzonym zdolnością przemiany w smoka. Ja nie jestem nawet tym za kogo mnie uważasz./ Dodał, podnosząc swój łeb z powrotem do góry, jednak nie zwiększając dzielącej ich odległości. jeśli więc chciała rozmawiać z nim patrząc mu na pysku, a nie na łapy bądź korpus - musiała teraz po prostu zadzierać głowę wysoko do góry. Jemu to jednak wydawało się nie przeszkadzać. /Nie jestem smokiem. Powiedz mi więc wprost, istoto o duchu smoka - czego ode mnie oczekujesz. Nie omijaj słów, nie idź okrężną drogą./ Dokończył spokojnie. Oczywiście - potrafił domyślić się jej intencji, jednak jej słowa wypowiedziane były nazbyt dookoła. W takiej sprawie powinna mówić wprost, czego od niego oczekuje, jeśli chce osiągnąć jakikolwiek skutek ze swych słów.
|
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pią Wrz 12, 2014 2:27 pm | |
| Mówić wprost... Mówić wprost... Jemu to na pewno łatwo. A im dłużej Enea z nim rozmawiała, tym bardziej miała z tym problem. Nie uważała jednak, że wpływał na nią tak, celowo. Jedynie ta aura nieprzystępności, bijąca od niego sprawiała, że nastolatka nie była do końca... sobą. Zawsze zachowywała się wobec innych kulturalnie i pamiętała o zasadach i przychodziło jej to z łatwością. A przy czarnołuskim, stało się to jakby wymuszone, nienaturalne. - /Tak, jak już mówiłam, nie jestem smokiem, lecz człowiekiem też się już nie czuje. A ten świat... Ten świat też już jest czymś obcym. Już Albion jest mi bliższy, od tutejszych realiów. I po prostu... Nie wiem, co ze sobą zrobić./- Jak najprościej sprecyzowała swoją poprzednią wypowiedz, starając się jednocześnie nie reagować na odgłos huku, jak również uspokoić nerwy. Nienawidziła sytuacji, kiedy nie była pewna, jak się zachować i co robić. Ciągłe pytania bez odpowiedzi. Chodziła więc krótki kawałek, myśląc, że to pomoże zebrać myśli. -/ I co się właściwie dzieje z tym światem?! Jak sobie radzić gdzieś, gdzie trzeba się spodziewać, niespodziewanego. Reakcje ludzi łatwiej przewidzieć, magii nie... Dlatego czuję, że jestem kompletnie do kitu.../- Niemal odkrzyknęła nagle, zapominając o tym, że łuskowata istota nadal jest w pobliżu. Chociaż... Może jej to teraz nawet nie obchodziło? Mógł z nią robić, co chciał, bo jeśli nie znajdzie jakiegoś wsparcia w nowych realiach i nie nauczy cie w nich żyć, to długo sobie raczej nie pożyje. Ale, skoro przecież selekcja naturalna istnieje, to może dobrze będzie, jak zniknie... Zrobi miejsce silniejszym... - Do kitu... Do kitu...- Mruknęła, tym razem na głos, nie telepatycznie, oddalając się od gada. A czy w ogóle wcześniej spytała go, jak ma na imię? Nie, raczej nie, bo po co, skoro i tak zapomni? - I znów do mnie dotarło, że marnuje twój czas, Panie. Wymaż mi więc wspomnienia, jeśli taka twoja wola.- Kończąc, jakby chcąc, jakby nie chcąc, odwróciła do niego głowę i smutno się uśmiechnęła, a jej oczy zabłysły niczym dwa diamenty. Niby miała swoja wartość, ale i tak nic to nie dawało. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pią Wrz 12, 2014 9:30 pm | |
| NPC Storyline - Nodin Czarnołuskiemu nie umknęło, że kobieta zaczynała się gubić, denerwować. Czyżby nie dawała sobie rady? Przed chwilą prezentowała sobą przecież postawę tak silną, by nawet mu się nie pokłonić pod groźbą kary. A teraz? Co prawda była kulturalna, grzeczna, tytułowała go tak samo jak istoty na planecie którą się opiekował, jednak jej myśli potrafiły zdradzić bardzo wiele. To czego nie mówiła wprost, lecz to o czym mówiła. Gad nic nie odpowiedział na jej słowa, nie miał zamiaru. Słuchał jej jednak uważnie, nie przepuszczając żadnego jej słowa. Jego krwistoczerwone ślepia śledziły ją uważnie, gdy maszerowała przed nim - odchodząc od niego, a następnie wracając, podchodząc bliżej. Nie czuła przy tym strachu względem bestii która przed nią stała. Ważący wiele ton gad, mierzący ponad trzy i pół metra wzrostu, stojąc na czterech łapach - do tego długi na siedem metrów. A ona rozmawiała z nim, tak po prostu... a teraz nawet już żaliła się z tego jak życie ją źle potraktowało. Przecież nie było jedyna... a tym bardziej nie pierwsza i nie ostatnia. Do tego wszystkiego - miała rację. Mógł zrobić z nią co chciał, była w pełni zdana na jego łaskę. Dlatego ją wtedy uratował. Bo tak zrobiłby jego brat. Odwróciła się do niego, by możliwe po raz ostatni na niego spojrzeć, nie znając nawet jego imienia. Przez cały ten czas zwracała się do niego per "Lord" jednak nie zadała pytania o jego imię. Była natomiast gotowa na wymazanie jej wspomnień. Jednak czy była tego godna? Krwiste ślepia gada błysnęły jasną czerwienią, a on sam powoli podszedł do niej, stając dosłownie przed nią, łeb mając prawie że nad nią - spojrzał na nią z góry poważnym wzrokiem i po raz kolejny odezwał się do niej... /Me imię to Nodin. Jestem czarnołuskim widmem, protektorem densorinu, czarnym gniewem niszczącym chaos - chaosem. Istoty magiczne zwykły nazywać mnie lordem, jak ty teraz. Prosiłaś, bym wskazał tobie drogę.../ Wyjaśnił, spokojnym, poważnym, potężnym tonem. Mówił niczym prawdziwy lord, istota doświadczona, poważna ale przede wszystkim - potężna. /Wskażę tobie drogę, dziecię gwiazd - Kerieneavriel. Zaopiekuję się tobą, będę ciebie bronił niczym innego widma; nauczę panować nad twą magią, przemierzać przestworza, dam tobie możliwość zyskania siły zdolnej do obrony tego co cenisz oraz tego co kochasz. Noce nie będą tobie straszne.../ Dodał, przemawiając do niej tym samym tonem. Nie był to jednak koniec. Teraz nadszedł czas na decyzję... /W zamian, będziesz mnie posłuszna. Oddasz mi swą wolność oraz duszę. Będziesz wykonywać każde moje polecenie, ma wola będzie twą wolą, me słowo - twym prawem. Twoja wolna wola pozostanie twą bezwzględną własnością, jednak dostosujesz się do mnie. Tak więc, Eneo... jesteś na to gotowa? Jesteś gotowa zaufać mi i oddać dla mnie swój żywot?/ Dokończył, a jego słowa zwieńczyło pytanie. Wiedział, że cena nie jest mała. Nie była też to jednak w pełni prawdziwa cena - o czym ona wiedzieć nie mogła. Czarnołuski bynajmniej nie chciał jej duszy, nie chciał odbierać jej wolności. Nie mógł, nie wolno mu było. Był istotą porządku, równowagi - jak wszystkie widma. Nie wolno im było sięgać po władzę nad istotami których poprzysięgali bronić. A choć jego słowa oznaczały wiele żądań, on sam wpierw dał jej słowo, że zostanie jej opiekunem. Chronić niczym inne widmo, jednego ze swoich - dla których Nodin gotów był oddać życie. Młoda istota nie mogła mieć pełnej świadomości wypowiedzianych od niej słów, jednak decyzję musiała podjąć już teraz. Zaufać nieznajomemu, istocie magicznej której zawdzięczała życie - czy może zrezygnować i zapomnieć o jego istnieniu? Wybór w pełni należał teraz do niej, a czarnołuski nie chciał jej popędzać z odpowiedzią. Jednak zadawanie dodatkowych pytań tudzież pertraktowanie warunków było tu raczej nie wskazane.
|
| | | Enea
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 13/12/2013
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Sob Wrz 13, 2014 9:06 am | |
| Widmo było pojęciem wieloznacznym, lecz dziewczynie na chwilę obecną z pewnością wystarczyło to, co usłyszała. Słowa Nodina, nawet ani trochę jej nie zaskoczyły. Czarnołuski od samego początku ich spotkania, nie krył się ze swoją potęgą, a inni ludzie, a nawet całe narody i światy, zawsze oddają cześć potężniejszej istocie. Im mniej się o takiej wiedziało, tym większy budziła ona respekt i strach przed tym, by ją rozgniewać. Nie znając więc nawet, czym lub kim jest densorin, nastolatka jasno zrozumiała, że ma do czynienia z istotą niemal zrównywaną z bogami. A o dziwo, ludzie na Ziemi nie budowali Nodinowi świątyń, ani nie składali mu ofiar. Nigdy nie zetknęła się nawet z jego imieniem. Był więc potężnym i srogim widmem, wymagającym od innych szacunku, lecz nie szukał przy tym poklasku, ani czci. Nie wymuszał, by każdy bez wyjątku składał mu pokłony, wychwalając po po wszystkie czasy... Enea natomiast, nigdy nie czciła żadnego boga, nawet pogańskiego. I właśnie dlatego, po tym, jak Nodin choć trochę przybliżył ją do zrozumienia, z kim ma do czynienia, poczuła się pewniej. A biorąc przy tym jeszcze pod uwagę jego ofertę wsparcia, nastolatka nie miała już żadnych oporów od tego, by się temu poddać. Jeśli się bowiem nie zgodzi, znów może się natknąć na podobne zjawisko, jak kryształ w ruinach. I co wyniknie z jej życia, jak nie zwykłe marnotrawstwo tlenu? Po śmierci stałaby się tylko pustą powłoką, której istnienie było kompletnie nie potrzebne. Tylko, właśnie... Czemu czarnołuski w ogóle zaproponował jej pomoc? Owszem, potrzebowała jej jak niczego innego i o to też chciała go prosić, lecz na świecie z pewnością było też wiele innych istot, które lepiej mogłyby mu służyć. Mógł jej więc z łatwością odmówić i odejść. A mimo to... Jeszcze tego nie zrobił, choć od chwili, gdy uratował jej życie, minęło już trochę czasu. -/ Nie wiem, w czym mogłabym ci się przysłużyć Panie, lecz z chęcią przyjmuje warunki./- Odpowiedziała, po namyśle. Widmo przejęłoby bowiem jedynie jej cielesne życie, więc będąc mu posłuszna, nie miała niczego do stracenia. Dusza- niby najcenniejsza rzecz, która posiada człowiek... Nawet w jej kwestii, Enea była pewna, że widmo nie wykorzysta jej w perfidny sposób. Zaufała mu... Stanęła więc przed nim i unosząc głowę, patrząc na jego czerwone jak krew oczy, wiedząc, że od tej chwili nic już nie będzie taki same, przysięgła... - /Przysięgam, że nie zawiodę Twojego zaufania i będę Ci służyć Panie, puki taka będzie Twoja wola./- Uklękła przed nim na jedno kolano, jak robili to rycerze na dworze króla Artura, przysięgając wierność i lojalność władcy. I raczej nigdy nie zdoła się pozbyć tych przyzwyczajeń do średniowiecznych tradycji i zasad... Wychowana w ten sposób, będzie działać w ten sposób, który na szczęście okazał się miłym Nodinowi. Dziewczyna więc klęczała, puki, jak nakazywały zwyczaje Albionu, suweren nie zezwoli na powstanie. Jednocześnie zastanawiając się nad słowami widma, dotyczącym mianowicie innych istot jego pokroju. Czy powinna się ich obawiać, czy jednak są one podobne do czarnołuskiego i również stoją na straży ładu? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Wrz 14, 2014 11:08 pm | |
| |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Paź 28, 2018 1:42 pm | |
| Na świecie działy się czasem przedziwne rzeczy - i część z nich dawało się łatwiej lub trudniej wyjaśnić, inne zaś pozostawały tajemnicą na długo lub wręcz na zawsze. Wiele z tego zależało rzecz jasna od poziomu wiedzy oraz technologii, jakim dysponowała dana rasa oraz od tego, czy potrafiła posługiwać się magią, lecz nawet zaawansowane cywilizacje natykały się momentami na zjawiska, które wprawiały je w zadziwienie... ... I tak mogło być właśnie tym razem, gdy w tej samej chwili Eulalia i Rhoshan zniknęli z jednego miejsca na Ziemi, Akira zaś z zupełnie innego - w przestrzeni kosmicznej - aby następnie pojawić się w odległości paru metrów od siebie we wnętrzu ruin starego szpitala na wyspie Roosevelta. Miejsce to było w zasadzie opuszczone, szczególnie obecnie. W pobliżu - z jednej strony budynku - znajdował się niewielki park, z drugiej z kolei dalsze tereny zielone, już rozleglejsze... I na szczęście puste, w związku z czym trójka mogłaby wyjść z ruin bez zwracania na siebie czyjejś uwagi. Do wody również nie było daleko. Sama teleportacja nie stanowiła jeszcze niczego niezwykłego. Zebrani najpewniej byli do niej wręcz przyzwyczajeni lub przynajmniej mieli z nią wcześniej do czynienia... Zaskoczyć z kolei mogło ich to, że przeniesieni zostali bez jakiegokolwiek ekwipunku - broni, sprzętu, komunikatorów, czegokolwiek podobnego. To oznaczało, że nie byli w stanie połączyć się ani ze swoją bazą, ani z nikim innym. Najwyraźniej musieli się zdać na siebie.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Czw Lis 01, 2018 8:25 am | |
| Życie bywa bardzo przewrotne. W jednej chwili lecisz sobie wojskową campero-fortecą, a w drugiej znajdujesz się w sytuacji, której nie do końca jesteś w stanie ogarnąć swoim umysłem. Dzisiaj jesteś wojskowym, który pracował dla intergalaktycznej potęgi militarnej, a chwilę później dosłownie zostajesz z niczym. Podczas lotu lis stosował się do poleceń, które dał mu Dur Shurikun, jednocześnie też mógł prowadzić rozmowę z Eulalią, by umilić sobie czas w trakcie lotu. - Cytując pewien ziemski horror „W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku” – pozwolił sobie przywołać tą linijkę, która pojawiła się w reklamie jednej z ziemskich gier. W zasadzie to nigdy nie miał okazji tutaj na Ziemi pobawić się takimi zabawkami, z których korzystają ludzie. Właściwie to ten człowiek, w którym przebywał nie grał w gry i dlatego nie było sposobności przyjrzeć się temu zjawisku z bliska. Jedynie w serialach albo gdzieś w gości widział, że coś tam na ekranie jest i ludzie odczuwają z tego przyjemność. Pozostawała też kwestia zdrajców, która była dla lisa i jego poczucia honoru niepojęta. To była koncepcja tak abstrakcyjna jak zapuszczenie się dla osoby, która uwielbiała wysiłek fizyczny. Jak dla osoby bardzo socjalnej, przesiedzenie całego miesiąca w domu bez możliwości odezwania się do kogoś. Niemniej książę najpewniej nie okazałby tamtym litości, a raczej tym którzy najbardziej podjudzali innych do buntu. Wszystkich nie można ściąć, inaczej zostanie się tyranem, a takich zwykle obala ich własny lud. Nie ma tak fajnie, że wszystkich się zabije bez żadnych konsekwencji. Pozwalając wyjść z tego tym mniej znaczącym członkom rebelii, książę pokazałby łaskawą stronę władcy, którą poddani mogliby pokochać jeszcze bardziej. Taaa… jeszcze tego by brakowało, żeby lis został jakimś ministrem propagandy i specem od wizerunku. Ten, który ma całkiem sporo ludzkiej krwi na łapach. W pewnym momencie w kokpicie zapaliła się pewna kontrolka. Lis nie zdążył zobaczyć co się zapaliło oraz przed czym ostrzegało, ale nie byli już w kosmicznym camperze. Opuścili swoje Kansas. Futrzak podrapał się po głowie i rozejrzał. Trafili do jakiejś ruiny, ale przynajmniej byli razem. Podrapał się po głowie i uszczypnął pazurami w swoją twardą lisią skórę. Poczuł to. Zdecydowanie to nie był sen. Nie mieli ze sobą sprzętu, absolutnie nic. Dziwnie się czuł przez to, że nie ma połączenia z okrętem. Teleportacja nie była niczym niezwykłym, bo parę razy robiły to chociażby widma. Tylko… nie czuł obecności swojego mistrza. Tego specyficznego odczucia, gdy tylko czarnołuski był w pobliżu. Może ktoś inny postanowił spłatać im figla? Lis przyklęknął i dotknął podłoża, szukając wibracji. Budynek w większości był pustą ruiną. Pewnie znalazłyby się tu jakieś szczury oraz inne szkodniki, ale optymizmem nie napawało takie nagłe przeniesienie. - Nie podoba mi się to – podzielił się swoimi spostrzeżeniami z samicą. Może to sygnalizowała tamta kontrolka? Nagłe przeniesienie? – Zwykle jak ktoś mnie teleportował to ze sprzętem i było to widmo. Tutaj w ogóle nie czuję, by którekolwiek w to ingerowało. Możemy tylko liczyć, że nas znajdzie Nodin – skomentował. Przecież znalezienie dwojga swoich podopiecznych mając do dyspozycji magię oraz telepatię nie było szczególnie trudne nie? Niemniej lis był zaniepokojony tym stanem rzeczy, a jego ogon poruszał się niespokojnie na podłożu. Miał na szczęście ze sobą Eulalię, więc tanio skóry w razie czego nie sprzedadzą. Tyle dobrego, że jej nic się nie stało i gdy na nią spojrzał, mimo złej sytuacji miał uśmiech na pysku. Drobny, ale zawsze optymistyczny. - Rozejrzyjmy się – zaproponował rudzielec.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pią Lis 02, 2018 7:32 pm | |
| Sytuacja zdawała się być całkowicie opanowana. Lecieli spokojnie z powrotem na Alranois. Mieli odstawić resztę załogi na miejsce i być może wyskoczyć na coś dobrego do jedzenia. Eulalia myślała sobie, że było to idealne zakończenie misji. Wygrali, udało im się uratować białą. Nie pozostawało im nic innego, jak cieszyć się tą chwilą. Niestety szybko to się zmieniło. Ot tak, nagle. Mrugnięcie okiem. W jednej chwili siedziała w statku, a w drugiej stała na trawie. Na chłodnej ziemi pokrytej trawą, a dookoła nich było coś, co wyglądało jak jakieś stare ruiny. Popękane mury, resztki ścian. Drzewa. I zero żywej duszy dookoła. Nie byli już w statku. Co gorsza, nie mieli przy sobie nic. Dosłownie. Żadnego sprzętu, broni, komunikatora. Wszystko stracili. Gepardzica była mocno skołowana. Na szczęście obok miała Rhoshana. Chociaż tyle dobrego, że jego nie straciła ponownie. Sprzęt nie był tak ważny. Ważne, że on też tu był. Nie zostali znowu rozdzieleni. To zdecydowanie przyniosło jej sporą ulgę. Mimo to jednak i tak była zdekoncentrowana i nerwowo machała ogonem na boki, rozglądając i węsząc w powietrzu, próbując wyczuć coś podejrzanego. Chyba jednak byli na totalnym pustkowiu, z dala od miejsc zamieszkanych przez kogokolwiek. - Coś zdecydowanie jest nie tak. - skinęła lekko głową, podchodząc do lisa, gdy ten przyklęknął na ziemi. Jej też się to nie podobało. Teleportacja nigdy nie pozbawiała jej sprzętu. I zazwyczaj ją ostrzegano, a tu nic nie zostało im przekazane. Żadne przekaz przez komunikator czy drogą telepatii. Nic. Odwzajemniła lekki uśmiech samca, powoli się uśmiechając. Uspokajała się, a co za tym szło zaczynała więcej rejestrować z otoczenia. Dlatego też w końcu wyczuła, że nie są tu sami. - Mamy towarzystwo. - zwróciła się do Rhoshana, opierając dłoń na jego ramieniu i wskazując na... Zapewne człowieka. Niską samicę o białych włosach. Czy to jej sprawka? Czy to ona ich tu teleportowała bez pytania ich o zdanie. Eulalia spięła lekko mięśnie, gotowa zareagować na nawet najmniejszy ruch istoty. Nic nie rozumiała i to jej się bardzo nie podobało. Nie lubi nic nie wiedzieć. Nie lubiła kiedy ktoś jej płatał takie figle. Chciała dostać jakieś odpowiedzi. Jakiekolwiek. Nawet najmniejsza podpowiedź odnośnie obecnej sytuacji ją zadowoli. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Nie Lis 25, 2018 7:48 pm | |
| Nie dość, że byli daleko od domu to jeszcze nie było kontaktu z bazą. Nie po to cieszył się wolnością i wyrwaniem z poprzedniego stanu, by teraz znowu zostać uwięzionym na tej planecie. Nie uśmiechało mu się to, że może tu posiedzieć znacznie dłużej niż było to przewidywane. Mieli proste zadanie, znaleźć artefakt, pobić złych kolesi i wrócić do domu. Zostawić tą przeklętą planetę w pieruny. Chociaż z drugiej strony Ziemia miała swoje plusy. Była dosyć ładną planetą, a w dodatku wszystkie siły w kosmosie jakoś do niej lgnęły. Dawało to sposobność sprawdzenia się w walce z różnymi potęgami galaktycznymi. Shi’ar, Skrulle, a nawet Kree. Wszystko było zainteresowane tą planetą. Nawet jaszczury z możliwością kształtowania rzeczywistości wedle swej woli. Czy było lepsze miejsce by z kimś powalczyć? Weźmy jeszcze pod uwagę tych tak zwanych bohaterów. Jako grupa mogliby stanowić wyzwanie, ale jak ma się sprawa w starciu 1 na 1? Rhoshan bardzo chętnie zmierzyłby się z jakimś tutejszym bohaterem. Gdzieś już widział te białe włosy. Tą niską, ludzką sylwetkę. Na dodatek ten zapach. Widział, że Eulalia szykowała się do ataku, jednak tutaj nie było sensu szykować się do walki. W jego mniemaniu dziewczyna z dwóch powodów nie stanowiła zagrożenia. Pierwszym był charakter jej mocy, a drugim… no była cywilem. Pamiętał ją z Houston. Nadal dźwięczało mu w uszach po tamtym uderzeniu. - To tutejsze szczenię. Nie jest groźna. Chociaż irytowanie jej jest bardzo ciekawe – powiedział klepiąc Eulalię po ramieniu. Lis spojrzał jej w oczy i wskazał łbem przeciwny kierunek – To cywil. Myślę, że powinniśmy się ukryć bo tutejsi ludzie mogą być przerażeni naszym wyglądem – nie każdy na tej planecie akceptował coś co mogłoby w jednej chwili rozerwać go na pół lub poszatkować pazurami. Trzeba było zmienić miejsce pobytu, a tym bardziej nawiązać łączność z kimkolwiek kto nie ucieknie na ich widok. Najlepiej ktoś ze służb albo jacyś bohaterowie. W końcu tam było mnóstwo dziwadeł, więc naturalnie wtopią się w otoczenie. Lis zaczął iść w przeciwnym do białowłosej kierunku. Węsząc i nasłuchując. W końcu najlepiej jest unikać konfrontacji z ludźmi. Czyż nie? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia Pią Lis 30, 2018 3:23 pm | |
| Eulalia rozluźniła się kiedy okazało się, że Rhoshan zna człowieka, który stał niedaleko nich. Musiała też mieć do czynienia z Alranois lub CORE skoro się tutaj znalazła. Wyglądało to, jakby coś zdecydowało się ich teleportować bez ich wiedzy i zgody, nie pozwalając powrócić na wyspiarskie państewko. Prędzej czy później na pewno się dowiedzą, co się stało. Gepardzica w to wierzyła. Każde pytanie miało odpowiedź. Czasem po prostu trzeba było się wysilić trochę bardziej. W tej chwili jednak nie było to ważniejsze. Samicy marzył się mimo wszystko odpoczynek. Wygodne łóżko i kilka godzin snu. Albo kilkanaście. Zregenerowanie sił, odświeżenie umysłu. Po przespaniu się umysł zawsze był jakby świeższy, czystszy. Myślenie szło łatwiej. Niestety byli z dala od wszystkiego, co znali. Nie mieli swojego miejsca na sen. Nie żeby miała pogardzić jakimś drzewem. Wystarczająco duże i rozłożyste też byłoby dobrym miejscem na drzemkę. - Myślę, że już jesteśmy ukryci. Poza tamtą białowłosą nie wyczuwam nikogo innego w okolicy. Cokolwiek nas przeniosło, pomyślało przynajmniej o dyskrecji. Wyobrażasz sobie co by było, gdybyśmy nagle się pojawili w środku jakiegoś miasta? Dwie wielkie, dziwne kreatury pomiędzy ludźmi. Pewnie by pomyśleli, że szykujemy jakąś inwazję czy coś w tym stylu. - zwróciła się do przyjaciela. Nie wiedziała, jakie dokładnie nastawienie mieli ludzie do kosmitów, dostała jedynie dosyć ogólne informacje. Jednak pojawienie się nieznanych istot chyba wszędzie mogłoby wywołać lekkie zamieszanie. Dobrze więc, że trafili tutaj, a nie gdzieś bliżej Ziemian. Mieli chociaż trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Która jej osobiście średnio się podobała. - Masz jakiś pomysł, co powinniśmy teraz zrobić? Gdzie pójść? - zapytała lisa po chwili powolnego marszu. Pomimo kiepskiej sytuacji Eulalia nadal się rozglądała po okolicy, chłonąć nowy teren wszystkimi zmysłami. Miejsce nieco przypominało las, w którym się znalazła na początku. Widziała jednak różnice. I to wyraźnie. Zapewne głównie dzięki wyostrzonym zmysłom. Każdy dźwięk przykuwał jej uwagę. Uszy co jakiś czas jej drgały, a nos lekko się poruszał. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Renwick Ruin - Powierzchnia | |
| |
| | | | Renwick Ruin - Powierzchnia | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |