|
| Dojo | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Dojo Sob Wrz 03, 2016 10:38 am | |
| Dojo to sala, która nie jest od razu dostępna dla każdego. Utrzymana w stylu japońskim. Drewniane podłogi, przesuwane drzwi z japońskimi symbolami. Wyznaczony obszar dla przyrządów treningowych jak worki, drewniane miecze, zbroje. Mamy tutaj również wyjście na zadaszony, drewniany taras z widokiem na mały, japoński ogródek utrzymany na tamtejszych zasadach. Wypełniony piaskiem, kamieniami oraz pomniejszą roślinnością. To tutaj Galahad przychodzi trenować. Trudno byłoby coś takiego wybudować blisko jego penthouse'u, a i zniszczyłoby to jego przykrywkę szefa kuchni. Jeśli jacyś goście muszą przetłumaczyć sobie poglądy przy pomocy pięści, są zapraszani by zrobić to tutaj, lub na zewnątrz. Cała sala została jednocześnie przygotowana do wytrzymania uderzeń o wielkiej sile. Coś jak schron atomowy, tyle, że od wewnątrz. W końcu wielu gości dysponuje nadnaturalną siłą. |
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Sob Wrz 03, 2016 2:53 pm | |
| Po powrocie do swojego hotelu w Nowym Jorku nie pozostało mu już w tym mieście nic innego do roboty. Dlatego zebrał resztkę swoich rzeczy, które zabrał w tę podróż, do walizki podróżnej. Sprawdził raz jeszcze, czy niczego w pokoju nie zostawił. Kiedy był już pewien otworzył sobie portal do "The Crossroads". Ten dzień jeszcze się dla niego nie skończył, chociaż zapadał już zmrok. Przeskakując przez dziurę w czasoprzestrzeni znalazł się w swoim gabinecie. Dzięki różnicy czasu tutaj była już późna noc. Trochę przed północą, czyli godziny w których ten przybytek ma najwięcej gości we wszystkich salach. No, może poza tą biblioteką. Tam zbyt wiele osób nie siedzi do późna. On sam nie miał jeszcze ochoty się kłaść, ani nawet wychodzić do gości. W tym dniu trochę starczyło mu obcowania z ludzkością i jej odmianami. Dlatego przebrał się w coś bardziej odpowiedniego do ćwiczeń, które miał zamiar wykonać. Mianowicie zrzucił z siebie garnitur, by założyć tylko białe, płócienne spodnie przeznaczone do sztuk walki. Dokładnie. Zadzwonił do Geon'a by stawił się jednym ze swoich klonów oraz zwołał mu kilku ochotników. Miał ochotę na mały trening wieczorną porą. Po wejściu do sali zapalił lampiony pod sufitem. Tak, nadal były te stare, na świece. Nie musiał długo czekać by zjawiło się kilku ochotników. Każdy specjalistą w swojej własnej dziedzinie. Przynajmniej tak sądzili. Każdy też o czymś niezwykłym. Czy to sile, zwinności, refleksie. Łączyło ich wychowanie na ziemi oraz bardzo krótkie życie. Zawsze znajdowali się chętni by zmierzyć się z Galahadem, aczkolwiek te potyczki nigdy nie były publiczne. Nie lubił się przechwalać. To była jego mała kapliczka. Święte miejsce. Nie potrzebował tutaj żadnej widowni. Cała piątka zebrała się wokół niego, jak zawsze. Każdego już poinstruowano, jak to będzie wyglądać. Atakują wszyscy na raz, jeśli którykolwiek chociaż go zrani, może do końca swojego krótkiego życia jeść tutaj za darmo. Jak dotąd nikomu się to nie udało, jak można się domyślać. Cała walka nie trwała długo. Galahad każdego oponenta pokonał inną sztuką walki. Jednego powalił dzięki judo, drugi przeleciał pół pokoju po obronie aikido, trzeci dostał niespodziewanego kopniaka z capoeiry, czwarty prawego sierpowego, jak typowy pięściarz, a ostatni, Geon... Z nim jest zawsze większy problem, aczkolwiek szybko spacyfikował go przy pomocy kung fu. Dla niego to było wszystko jedno i to samo. Nie potrzebował każdej techniki wyciągać z innej sztuki walki. Cholera, był przy tworzeniu ich wszystkich, lub raczej większość stworzył. Nawet jeśli nie korzystał ze swoich nadludzkich zdolności w bliskim starciu był prawie nie do pokonania. Po wszystkim ukłonił się przegranym, a gdy reszta klonów Geona zabierała przegranych, on usadowił się w japońskim sadzie na drewnianym tarasie, spoglądając na swój ogródek. Nie tak imponujący w nocy, aczkolwiek blask ognia z kamiennych latarni dodawał mu pewnego rodzaju uroku. Wziął kilka głębszych wdechów. Nawet się nie spocił, to było najbardziej upierdliwe i irytujące. |
| | | Aaron Irvine
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 29/08/2016
| Temat: Re: Dojo Sob Wrz 03, 2016 4:48 pm | |
| – Od samego początku wiedziałem, żeby nie lecieć samolotem. Ty i te twoje głupie pomysły. – Jah’mie narzekał cicho w myślach przyprawiając Aarona o ból głowy. Nie dość, że miał za sobą prawie siedmiogodzinną podróż, to jeszcze na lotnisku w Londynie było jak zwykle głośno i nieznośnie. Szczęśliwie nie brał ze sobą bagażu, co skróciło minimalny czas przebywania w tym zatłoczonym i głośnym miejscu. - Czy moglibyśmy w końcu załatwić swoje i wracać do NY? Zaczęłam ważny projekt i muszę się zająć jego koordynacją.Aaron westchnął cicho, gdy do rozmowy włączyła się Leena. Stopniowo, zwolna wyciszał niezauważalnie głosy pozostałych jaźni nakładając odpowiednią barierę mentalną. Spojrzał na zegarek, po czym z dezaprobatą wydmuchał powietrze przez nos konstatując, że do konferencji na którą specjalnie przyleciał zostało niestety całe osiemnaście godzin. Chociaż niekoniecznie „niestety”. Z Heathrow Airport do Oksfordu wcale nie jest tak blisko, a po drodze może wpaść na chwilę do Evraina. - Ciekawe jak mu się wiedzie w Crossroads – zapytał sam siebie spoglądając bezrefleksyjnie na ogromną tablicę lotów w terminalu lotniska, po czym wyszedł z niego zastanawiając się czy samochód, który zostawił tutaj miesiąc wcześniej nadal będzie na swoim miejscu. Kolejna dawka szczęścia – jego biały, cudowny, nowy i połyskujący Land Rover Evoque stał dokładnie tam gdzie powinien. Nie był nawet za bardzo przybrudzony mimo należnych temu regionowi opadów atmosferycznych. Wsiadł do środka i rozluźnił krawat pozwalając sobie odpocząć przez chwilę. Nie zdążył się jeszcze odzwyczaić od ruchu prawostronnego będącego regułą w Wielkiej Brytanii, w końcu miesięczny pobyt w Nowym Jorku nie jest wystarczającym interwałem czasowym potrzebnym do pozbycia się wieloletnich przyzwyczajeń. A nawet jeśli, żyjąc tyle lat nie ma czegoś takiego jak „odzwyczajenie się” od konkretnego schematu działań, bo te schematy zanikają. Utrwalone wzorce zachowań są przynależne śmiertelnym, krótkowiecznym gatunkom takim jak ludzie. W schowku nadal zostało kilka zgranych na szybko płyt CD, których zapomniał ze sobą wziąć lecąc do Nowego Yorku. Aaron sięgnął po jedną i włożył do odtwarzacza zapodając sobie utwór z nadchodzącej płyty Chrissie Hynde idealny do prowadzenia samochodu. Może nie w deszczowej Anglii, ale zawsze można pomarzyć. Droga wcale nie zajęła, aż tak długo jak pierwotnie zakładał. Przystanął samochodem przed zajazdem adaptując go do otoczenia zakrzywieniem świetlnym. Evrain co prawda był pewien niezawodności swoich „barier”, ale odrobina ostrożności jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wszedł do środka witając się uprzednio szerokim uśmiechem z Elizą, po czym kiwnął tylko Geonowi, a raczej jednemu z jego klonów i skierował się bezpośrednio do dojo tylnym korytarzem. - Tráthnóna maith – krzyknął po irlandzku od wejścia widząc rozsadowionego przy ogrodzie Evraina. Z głowy Geona wyciągnął wcześniej informację o tym, gdzie przebywa szef, a po temperaturze panującej w sali treningowej oraz ledwie wyczuwalnym, zanikającym już zapachu wywnioskował, że niedawno odbywał jeden z tych swoich rytualnych treningów. – Biedny Geon… |
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Sob Wrz 03, 2016 5:33 pm | |
| Evrain odpoczywał po treningu, ale bardziej od tego wszystkiego, co się ostatnio działo. Dzięki swoim teleportom potrafił bardzo szybko poruszać się po świecie, co czyniło z niego świadka wielu wydarzeń. O wielu jeszcze nie wiedział bo pewnie były utajnione przez różne inteligencje wywiadowcze, dla których już nie pracował, chociaż nadal znał kilka furtek do systemu. Działo się i to dużo. Samo przebywanie przez jeden dzień w Nowym Jorku dość mocno go zmęczyło. Cały ten zgiełk, sprawa z bladym chłopakiem i dziewczyną wiewiórką... -O tak... Ten ogonek z tym tyłeczkiem... Z taką jeszcze nie byłem. Cholera! Ogarnij się, ile Ty masz lat żeby takie frywolne igraszki jeszcze były Ci w głowie! - upomniał sam siebie w myślach. Rzeczywiście, ostatnimi czasy działo się z nim coś dziwnego. Częściej odbywał treningi, podróżował. Trudniej mu było usiedzieć w miejscu. Czy to kwestia tego, że trybiki świata znów zostały wprawione w ruch? A może to coś innego..? Problemy demona w średnim wieku. Demona przez ludzkie postrzeganie, oczywiście, w czym też maczał swoje palce. I nie sam. Kiedy tak o tym pomyślał do Dojo właśnie wkroczył Aaron. - Oho... O wilku mowa. - rzeczywiście, cóż za zbieg okoliczności, prawda? -Oíche mhaith. I reckon... - odpowiedział w tym samym języku, otwierając oczy i spoglądając na ogród przed nim. - Już dość późno by nazywać to wieczorem, nie sądzisz? - spokojnie wziął jeszcze kilka głębszych wdechów nie ruszając się z miejsca. - Widziałem, że badania idą nie najgorzej. Jakieś przełomy? - powoli, wręcz mozolnie wstał, z miejsca przechodząc na miękki piasek w swoim ogródku, spowitym mrokiem rozświetlanym przez blask ognia w kamiennych latarniach. Przeszedł kilka kroków, rozkładając dłonie na boki, wyczuwając pod nimi lekkie ruchy mas powietrznych. - Co Cię sprowadza do Londynu, co? Już zatęskniłeś? Ile to było... Z miesiąc odkąd postanowiłeś się przeprowadzić na Manhattan? Szczerze to nie wiem, co Cię w tamtym miejscu urzekło. Właśnie stamtąd wróciłem, nie mogłem znieść prawie dnia, a byłem tam służbowo. Strasznie głośno i jakoś tak cuchnie tymi ludźmi... Za duże stężenie... - do tej pory nawet nie spojrzał na starego przyjaciela, ale czy musiał? Znali się na tyle i przez tyle, że nie potrzebne były żadne przyziemne gesty, jak podawanie sobie dłoni, czy jakiś większy "męski" uścisk. Wykraczali poza cokolwiek, co ludzkie. - Chociaż ten Central Park wygląda nie najgorzej. W jakiś mały, cząstkowy sposób przypomina mi o wiszących ogrodach. - skończył, bawiąc się jednym z płomieni palącym się w latarni. Tworząc wokół niego barierę, zmniejszając ją, powiększając, by w końcu całkowicie go ugasić, rzucając na siebie porcję mroku. Teraz blask oświetlał jego sylwetkę tylko z lewej strony oraz tyłu. |
| | | Aaron Irvine
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 29/08/2016
| Temat: Re: Dojo Sob Wrz 03, 2016 8:55 pm | |
| - Jak to było? Another day, passes away? – Myśli Aarona zdecydowanie pobiegły tym torem, gdy Evrain zwrócił uwagę na czas. Owszem, zdecydowanie nie można było nazwać tej pory dnia „wieczorem”. – Kto mówi dobranoc na powitanie? – To pytanie samo nasunęło się po przeanalizowaniu słów demona. - Dokładnie to samo co ciebie sprowadziło do NY – odpowiedział ze spokojem. Usiadł sobie na skraju tarasu opierając nogi o piaszczyste podłoże i spojrzał w jaśniejące na niebie gwiazdy. Zamknął oczy i odetchnął głęboko wciągając wilgotne, chłodne powietrze. – Londyn potrafi być tak samo zatłoczony jak Manhattan. Poza tym nigdy nie stroniłem od otoczenia śmiertelników. Babilon był zaludniony, Rzym… istna katorga w porównaniu do czystego Nowego Yorku. No i te wieżowce, te poranne widoki… A tak na boku, od kiedy to unikasz ludzi? – zaśmiał się spoglądając na Evraina spod lekko uchylonych powiek przypominając sobie toczone przez nich debaty w starożytnych, czy nawet z punktu widzenia niektórych uczonych – legendarnych miastach. Wspominając sobie w taki sposób przez chwilę stare dzieje wybuchł nagle śmiechem. - Atlantyda. Pamiętasz Atlantydę? – Właściwie temat zatopionego miasta powracał co rusz. Łączyła się z nią podobna historia do Pompei. Aaron i Evrain swego czasu prowadzili szereg „projektów” cywilizacyjnych. A to założyli miasto, a to wznieśli jakiś „Cud Świata”. Na przykład Wiszące Ogrody, o których wspomniał przedsiębiorczy przyjaciel były osobistym projektem Keirtza, Aaron w tym czasie konstruował plany budowy Wielkiego Muru Chińskiego i wrócił do Babilonu już po ukończeniu tej wspaniałej, botanicznej budowli. Wracając jednak do Pompejów i Atlantydy. Dotknęła ich taka sama katastrofa, jednak o ile Pompeje „przetrwały” wybuch wulkanu, o tyle Atlantyda nie miała szans. W końcu żadne miasto zbudowane na wulkanie eksplozywnym nie dałoby rady przetrwać (jako, że sam wybuch wiązał się z usunięciem całego gruntu na jakim było zbudowanie miasto. - Pamiętasz? „O, popatrz jaka fajna wyspa.” – ze śmiechu uronił łzę i powoli zaczął się uspokajać łapiąc szybko powietrze. Wstał i podążył za przyjacielem, który w tym momencie bawił się dogasającym płomieniem latarni. Gdy tylko zgasła oboje mężczyźni połowicznie zniknęli w półmroku. - Te twoje dramaty – powiedział uśmiechając się półgębkiem generując miniaturowy, pojedynczy punkt światła na swoim palcu wskazującym. – A właśnie, o jakie badania pytałeś? A właściwie… – przerwał na moment szukając chyba słów. – …o które? – Częściowo dokończył zdanie, a częściowo jakby pytał czy to rzeczywiście tego wyrażenia szukał. Ekspandował niewielki punkt do rozmiarów piłki do tenisa rozświetlając delikatnie otoczenie i ich twarze.
|
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Nie Wrz 04, 2016 9:32 am | |
| -Ty też rozdawałeś zaproszenia do Crossroads? - prychnął cicho, chyba był dzisiaj trochę nie w humorze. -Nie wydaje mi się. Poza tym podpisywałem kontrakt na następny sezon Hell's Kitchen. Nie mogłem się powstrzymać, więc w przyszłym roku pewnie będziemy się trochę częściej widywać. Swoją drogą świat się zmienia. Byłem wczoraj w Central Parku. Spotkałem jakąś dziewczynę-wiewiórkę i innych mutantów, czy co to tam było. Bez strachu, bez niczego pokazywali swoje moce publicznie. Jeszcze niedawno baliby się wyjść na ulicę. Niedługo to, co tutaj zbudowałem nie będzie potrzebne... - odrzekł przyjacielowi z nutą goryczy. Nie przepadał za budowaniem rzeczy, które po jakimś czasie stają się zupełnie bezsensowne. Chociaż przez cały ten czas zdążył się już trochę do tego przyzwyczaić. W końcu to nie pierwszy jego projekt. - Czystego Nowego Jorku..? Chyba trochę przesadzasz. To, że po odbudowaniu jest trochę czyściej nie znaczy, że za rok czy dwa nie zrobi się z tego kolejne Detroit. Przy nasilającej się obecności osobników o nadprzyrodzonej mocy może nawet przestać istnieć na dniach. To już nie Rzym, czy Babilon, gdzie człowiek mógł się czuć bezpiecznie przynajmniej przez kilka lat. Nie to, żeby nam ktoś poważnie zagrażał... - uśmiechnął się dość chytrze, obracając głowę w stronę Aarona. O ile w ogóle z nim dzisiaj rozmawiał, ale tak mu się wydawało. Przy jego "złożonej" osobowości czasami trudno było stwierdzić. -Nie stronię od ludzi, a jedynie od tłumów. Działają mi na nerwy. Może się starzeję. - wytłumaczył, powracając do swoich zajęć. Jednakże na nagły wybuch śmiechu oraz wspomnienie o Atlantydzie, coś go tknęło. Lekko zadrżał, usuwając barierę otaczającą płomień. To chyba czuł punkt. -Tak, pamiętam również Pompeje... - obrzucił go dość gniewnym wzrokiem. Najwyraźniej do tej pory mu tego nie wybaczył. Mianowicie tak, jak Atlantyda była bardziej pomysłem Aarona, tak Pompeje należały do Evraina. Zapewniał go, że ten wulkan jest nieaktywny, a jedynie będzie miłym dodatkiem. Kto by nie chciał powiedzieć, że dorastał pod okiem dogorywającego wulkanu. Wtedy było to, jak boskie błogosławieństwo. Jakimś dziwnym trafem lava zalała to miasto po jednej z ich sprzeczek, kiedy to demon spał, jak zabity po alkoholu, a może to telepatia przyjaciela tak na niego zadziałała, że nie zdążył ustawić bariery chroniącej miasto. Kiedy się obudził było już za późno. Nadal jest pewien, że mężczyzna maczał w tym palce. Jakby w gniewie całkiem zgasił płomień jednej z latarni, okrywając ich w półmroku. Na kulę światła nie zareagował zbyt dobrze. Zmrużył lekko oczy, odchylając na chwilę głowę. Uniósł dłoń by omotać źródło światła swoją barierą, która skutecznie blokowała blask, przepuszczając tylko promień tu, czy tam. Czy to ta cała walka mroku ze światłem, o której mówiło się przez wieki? W swojej barierze zabrał jego, przenosząc w głąb ogródka, gdzie pewnie siłowali się o dominację. W między czasie zgasił kolejne światło latarni w ten sam sposób, co wcześniej. Najwyraźniej wolał pozostawać w mroku. - Nie pamiętam dokładnej nazwy, ale miało to coś wspólnego z mutantami. Nie sądzisz, że robisz się trochę zbyt znany? Trudniej Ci będzie ukryć swoją prawdziwą tożsamość, kiedy przyjdzie czas znów upozorować swoją śmierć by przenieść się gdzieś indziej zanim ludzie zaczną pytać dlaczego się nie starzejesz. Chyba, że planujesz wyjść z ukrycia..? To byłby chyba najlepszy moment... - spojrzał na przyjaciela, a jego oczy lekko lśniły w półmroku. |
| | | Aaron Irvine
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 29/08/2016
| Temat: Re: Dojo Nie Wrz 04, 2016 11:40 am | |
| - O, ktoś tutaj jest „nie w sosie” – szepnęła cicho Leena. Czasami efektem ubocznym fotogenezy było osłabienie mentalnych barier między jaźniami – nie wpływało to oczywiście na ogólną ochronę umysłu przed atakami z zewnątrz, ale zdecydowanie uaktywniało więcej obszarów mózgu, a co za tym idzie – łączyło się z tymi elementami, w których dominowali Leena lub Jah’mie. Delikatna – w ciągu dnia niedostrzegalna, ale w tym momencie dość dystynktywna, purpurowa łuna dosłownie na ułamek sekundy zabłysła w szarych oczach Aarona. Choć to Aaron był genialnym psychologiem, to jeśli chodzi o kontakt z Evrainem – tylko Leena była w stanie z nim rozmawiać na spokojnie. - Coś taki drażliwy? – zapytał Aaron z delikatnie zmienioną tenorową barwą głosu, subtelnie różniącą się od codziennego, ciepłego barytonu. – Mówiłeś, że byłeś w Nowym Yorku w sprawach służbowych. To samo sprowadza mnie do Londynu – rzekł z uśmiechem. Zgasił swoją osobistą latarnie, po czym sięgnął do prawej kieszeni spodni i wyciągnął paczkę Chesterfield Light, odpalił papierosa, którego dym rozszedł się po wnętrzu wygenerowanej przez Evraina sfery. – Jak nie zdejmiesz tej bariery to prześmierdniemy dymem – rzucił niedbale przenosząc się w powietrzu. – Nie wierzę, że nadal się gniewasz o Pompeje. Nic nie wskazywało na to, żeby wulkan miał wybuchnąć. I powtarzam ci po raz kolejny, że nie miałem z tym nic wspólnego. – Leena zawsze chciała naprostować ten temat. Zawsze uważała, że Keirtz trochę zbyt osobiście podchodził do tworów na przestrzeni dziejów. – Zresztą… pewnie i tak by ich nie było w dzisiejszych czasach. Twoje zabawy z Chytruskiem poszły o krok za daleko, a przynajmniej ich efekty. Pamiętasz greckie Teby? Albo stare Ateny? Partenon? To wszystko teraz ruiny. „Bo chrystianizacja!” Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wiesz jak to jest. „Beyond the laws of density. Towers of glass and steel.” Myślisz, że z tego coś będzie? Za tysiąc, dwa tysiące lat nie zostanie nic po tej cywilizacji… – Aaron trochę spochmurniał i usiadł na piasku patrząc w kierunku migoczącego od gwiazd nieba, które niestety ze względu na jaśniejący nieopodal Londyn nie było tak przejrzyste jak powinno. - Ja staję się zbyt popularny? Ho. Ho. Mówi to ktoś kto dostał angaż w Hell’s Kitchen. Zapytajmy przypadkowego przechodnia czy kojarzy Horney, Seligmana czy Adlera. Ręczę ci, że nie usłyszymy często twierdzącej odpowiedzi. Zapytajmy o Ramseya – Aaron zaśmiał się cicho. Gadatliwość zdecydowanie nie była cechą tożsamości Irvina, choć trudno to było zauważyć bez tak długiego przebywania w jego towarzystwie. – Wychodzić z ukrycia, pytasz. Oczy są zwrócone w kierunku mutantów i Avengersów, nas nikt nie sprawdzi – nie ma jak. To ciało idealnie odwzorowuje ludzkie, no poza kilkoma usprawnieniami, których i tak nie wykryją na obecnym poziomie technologicznym. Niech patrzą na tych, którzy wzniecają płomień uwagi, my zostaniemy w cieniu, tak jak lubisz, będziemy działać jak zwykle. Zaszyjemy się na sto lat w Crossroads robiąc za naukowych i finansowych shadowbrokerów „Pull the strings, watch them dance”, potem wyjdziemy. Nikt nie będzie o nas pamiętał, a jak już to mało kto uwierzy, że jesteśmy tymi samymi osobami. Mało to zdarza się sobowtórów po latach? – zakończył pytaniem wywód i ugasił papierosa, trzymając niedopałek w palcach spojrzał na Evraina. – Gdzie to mogę wyrzucić? Bo nie chcę ci zaśmiecać ogrodu. |
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Nie Wrz 04, 2016 8:44 pm | |
| Evrain wyłapał subtelną zmianę w tonie głosu przyjaciela, jak to już wiele razy tego doświadczył. Był świadom tego, że jest on trochę... Specjalny. Tak, to chyba było dobre słowo. Mianowicie w jego ciele zamieszkiwały trzy jaźnie. Wszystkie składały się na jednego Aarona, aczkolwiek ich zachowania lekko różniły się od siebie. Prawie cztery tysiące lat to wystarczająco dużo czasu by się do tego przyzwyczaić. Z tego, co wiedział rozmawiał teraz z kobiecym alter ego. Z psychologicznego punktu widzenia pewnie coś to o nim świadczy, że to najczęściej z tą osobowością rozmawia, aczkolwiek nigdy nie dał druhowi tej satysfakcji by go w pełni przeanalizował przy pomocy swoich mocy. Pewnie byłoby to ciekawe doświadczenie, ale tylko dla jednej strony. -Nie wiem... Może to jakiś kryzys wieku średniego mnie złapał. Wyobraź sobie, że przez myśl mi przeszło jak by to było wziąć się za tą dziewczynę-wiewiórkę z puszystym ogonkiem. Mnie, istocie starszej niż większość na tej planecie nadal takie bzdety w głowie. Aż sam siebie nie poznałem... - spoglądał gdzieś przed siebie, jakby zbierając myśli do następnej wypowiedzi, a może kontemplował obecną? Rzeczywiście działo się z nim coś niedobrego. Zazwyczaj nie był marudny ani drażliwy. Może naprawdę doganiają go już lata spędzone na tym ziemskim padole. - Co tym razem prezentujesz? Coś przełomowego? - spojrzał na Aarona palącego papierosa, jednocześnie opuszczając barierę, która ich otaczała tak, że znów stąpali po piaszczystej powierzchni. Jego też naszła ochota coś zapalić. Jeszcze w Nowym Jorku oklepywał wszystkie kieszenie w poszukiwaniu swojej fajki. Traf chciał, że znów zostawił ją w gabinecie. Takie jego szczęście. -Dobra, dobra... Trudno mi uwierzyć, że wybuchnął tak szybko po tym, jak się pokłóciliśmy. To dość duży zbieg okoliczności, ale niech Ci będzie... - machnął tylko dłonią wzdychając, mając zamiar tym razem naprawdę puścić to w niepamięć. Co było, to było. Będą chcieli to zbudują sobie kolejne Pompeje i to o wiele szybciej. Z lepszym przygotowaniem tym razem. Spoglądał na przyjaciela, gdy ten prowadził wywód na temat tego tysiąclecia. Miał trochę racji. Evrain zasiadł obok niego, podpierając się za sobą rękoma. -Z tym Chrystuskiem to na mnie tak nie zwalaj. Ubaw był, przyznasz. Nie sądziłem, że wszyscy tak w to uwierzą, że do tej pory ta religia będzie istnieć. Też maczałeś w tym swoje palce. Kto sprawił, że uwierzyli iż zginął? Kto siedział nad całą koncepcją nieba oraz piekła? Kto wymyślił anioły, hę? - spojrzał na niego z wyrzutem, lecz ponownie westchnął, zwracając wzrok ku nieboskłonie. - Patrząc na to, co się ostatnio dzieje na świecie to i z nas może dużo nie zostać za ten tysiąc lat... - Evrain chwilowo zawiesił głos. Był świadom swojego bytu, wszystkiego co się na niego składa, ale sam już nie był pewien, jak to wszystko będzie wyglądać za jakiś czas. -Nie jestem na poziomie Ramsay'a. Nie pcham łba gdzie popadnie. To jeden angaż w Hell's Kitchen jako juror, bo chcieli kogoś z Angielskim akcentem. Wiesz, że nie mogłem odpuścić takiego puna... Ja im dam Hell's Kitchen... - w jego oczach na chwilę błysła złowroga iskra. Nawet się zaśmiał. Najwyraźniej sama wizja tego, co może tam zrobić tym biednym uczestnikom poprawiała mu humor. - Ale zapytaj europejczyków takiego Einsteina, czy Newtona. Jeśli opublikujesz zbyt przełomowe odkrycie zostaniesz zapisany w kartach historii na wieki. O kucharzynach, jak my świat zapomni za mierne 100 lat. Poza tym powiedź mi ilu ludzi posiada trzy tytuły Summa Cum Laude z różnych uczelni, co..? Chyba tylko Ty i ja. - tutaj uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony. Przyganiał kocioł garnkowi, jak to mówią. On też tak do końca nie próżnował. - Chociaż nadal zadziwia mnie, że nikt nas nie skojarzył z tym zdjęciem z założenia tych uczelni. Tacy studenci. Nie to, co na początku. - machnął dłonią, w końcu wstając na równe nogi. Spojrzał jeszcze na przyjaciela, kręcąc lekko głową. - Nie wiemy już, jak zaawansowana jest ich technologia. Moje ciało pewnie przy odpowiednich badaniach by z czymś połączyli. Zaszycie w Crossroads też może się nie udać. Mam barierę, która chroni przed ludzką percepcją, ale nie maszynami. W tym momencie każdy satelita może zobaczyć to miejsce. Pewnie będzie jakaś interferencja, ale będziemy widoczni. Dlatego chcę wyjść temu naprzeciw. Rozdałem zaproszenia w Avengers Tower. Może Star skusi się by stworzyć jakiś kamuflaż. Lepiej będzie ich mieć po swojej stronie. Poza tym internet nie zapomina. W dziwnych czasach żyjemy. To nie to samo. - wzruszył ramionami z lekkim zrezygnowaniem. Naprawdę kochał ten przybytek, który tutaj stworzył, aczkolwiek nie tak łatwo będzie go nadal ukrywać. Jasne, mógłby go bronić za wszelką cenę, ale czy to byłoby tego warte? Powoli zaczął zmierzać w kierunku dojo. -Kiedy masz jakąś konferencję, czy cokolwiek Cię sprowadza? Nocujesz u mnie? - rzucił przez ramię, już wspinając się na taras. |
| | | Aaron Irvine
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 29/08/2016
| Temat: Re: Dojo Pon Wrz 05, 2016 3:24 pm | |
| - Właśnie dlatego zawsze znajduję sobie takiego kogoś kto wyda to za mnie. Myślisz, że Einstein sam dostrzegł te wszystkie zależności. Oczywiście był światłym i inteligentnym człowiekiem. Geniuszem jakich mało w dzisiejszych czasach. A jeśli chodzi o Newtona to nawet mi nie mów… – Aaron westchnął cicho wstając i podchodząc do jednego z egzotycznych drzewek. Spojrzał na lekko kołysane wiatrem liście. Odwrócił wzrok od Evraina sięgając wzrokiem za horyzont, przypominając sobie tą sytuację ze sławnym fizykiem. – Spadło jabłko i nagle wpadł na pomysł, że musi istnieć grawitacja… Ta… dobre sobie. Wiesz ile musiałem się napracować, żeby on w ogóle na to wpadł? Z tym jabłkiem bo była już taka usilna próba wbicia mu tego do głowy. Zastanawiał się wielce na tym dlaczego chodzimy po ziemi, a nie odlatujemy – przez cholerne lata. A wystarczyło go jebnąć w łeb owocem i nagle go olśniło? Hell no, fucktwat! – Leena zdecydowanie należała do emocjonujących się osób, przez co klęła siarczyście we wszystkich znanych jej językach. Zaś najbardziej lubiła wyrażać się brytyjskim akcentem (w przerwach od kunsztownych, francuskich wyzwisk). - Może dasz sobie w końcu na wstrzymanie? – Słabe nerwy Leeny sprawiały, że rzadko przejmowała główną rolę w dyskusjach na dłuższą metę. Zupełnym przeciwieństwem był Jah’mie, z tym wyjątkiem, że rzadko miał ochotę udzielać się na zewnątrz. Wolał raczej doradzać od wewnątrz niż modyfikować zachowanie swoją dominacją. Ale teraz było inaczej – Evrain wszedł na jego grunt, a to wiązało się z zainteresowaniem i osobistą chęcią wyrażenia zdań i opinii. - A do czego to ci potrzebni Avengersi? – zawibrował subtelnie niższy głos Aarona, towarzyszył temu delikatny błysk złotych oczu. Założył ręce na piersi i spojrzał w kierunku Evraina z powagą. – Słyszałem o tym całym Starku, rzeczywiście nie należy do przeciętnych co oczywiście doceniam. Ale zastanów się czy możesz w ogóle zaufać komuś obcemu. Co musiałbyś mu zaoferować by wsparł cię swoją technologią? – zapytał podchodząc zdecydowanie bliżej. – Albo co da ci gwarancję, że nie użyje tego przeciwko tobie? Wiesz jak jest z ludźmi. Dzisiaj są po twojej stronie, a jutro masz nóż w plecach. Zdecydowanie odradziłbym ci proszenie go o pomoc. Jeśli ktoś coś dla ciebie konstruuje to automatycznie posiada wszelaką wiedzę na temat twoich zabezpieczeń, a biorąc pod uwagę zaawansowaną technologię jaką włada Stark nie jesteś w stanie skompletować dodatkowych zabezpieczeń na tym samym poziomie, które chroniłyby cię przed ewentualnym zagrożeniem od strony samych Avengersów. Chyba, że… – Tutaj urwał i odwrócił się w kierunku budynku dojo. Pytania o doprecyzowanie celu wizyty nie dosłyszał pozostając we własnej zadumie.
|
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Pon Wrz 05, 2016 4:30 pm | |
| - A myślisz, że Gutenberg sam wpadł na pomysł tej prehistorycznej drukarki. Nie był głupi, ale pomysł tego, że można litery wklepywać na papier zamiast je ręcznie pisać trochę wykraczał poza jego poziom rozumowania. Podobnie było z Newcomenem czy Wattem. W końcu musiałem im podsunąć pomysł z tym silnikiem parowym, chociaż różne zastosowania dla pary wynaleźli już jakieś 100 lat po Chrystusku, może nawet wcześniej. Gdyby nie to, chyba nadal wszyscy jeździliby na koniach, a perspektywa podróży międzykontynentalnej byłaby samobójstwem. Co oni by bez nas zrobili... - zaśmiał się cicho, rysując coś w piasku, by chwilę później unieść swój wzrok na przyjaciela. Przyglądał mu się, gdy ten zaczynał się gorączkować wspominając o Newtonie. Dawno nie widział żeby się denerwował, dlatego wydało mu się to bardziej zabawne, niż zapewne było. - Więc to z jabłkiem to prawda? Myślałem, że to jakaś legenda, która zagubiła się w tłumaczeniu. Bardzo dobra metoda, nie powiem. Sam nie miałem okazji go spotkać. Nie chciało mi się fatygować. Z resztą miałem wtedy ten pożar Londynu na głowie. W końcu poprzysiągłem go chronić. Kto by pomyślał, że protektorem Wielkiej Brytanii będzie demon. Czy to nie jakaś ironia? - zwrócił się z szyderczym uśmiechem do Aarona. Zawsze lubił rzeczy ironiczne, puny i czarny humor. To wszystko w połączeniu z sarkazmem tworzyło wprost wybuchową mieszankę. Szybko mu ten uśmiech jednak zrzedł, kiedy weszli na poważniejsze tematy Avengersów, gdzie to stary druh miał zamiar go trochę upomnieć. Dać mu do myślenia, czego Evrain nie trawił. Może i był starszy, ale i on już swoje przeżył. Wiedział, jak ma obchodzić się z ludźmi. Nawet, jeśli nie to nikt nie powinien mu matkować. Z tego i wielu innych powodów zdecydował się pomaszerować w stronę dojo, gasząc po drodze wszystkie latarnie. - Jak już mówiłem... Nie zaprosiłem ich tylko po to żeby Stark zrobił mi jakiś kamuflaż. Na upartego pewnie sam bym coś takiego opracował z Twoją pomocą, ale próbuję wyjść naprzód światu znów wprawionemu w ruch. Wolę spotkać się z nimi na swoich warunkach. Nie chcę by pewnego dnia po prostu zjawili się z całą swoją siłą by sprawdzić o co chodzi z tak wielkim budynkiem w szczerym polu. I dlaczego widywani są tutaj mutanci, czy inne istoty magiczne. Nie chcę od razu z nimi walczyć. To... Męczące. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, aczkolwiek znudziły mi się walki. Mało kto może mi dorównać, to by była po prostu strata czasu. Nawet odstawiając te wszystkie powody na bok czyż nie zapraszałem tutaj zawsze ciekawych osób? Czy oni nie są interesujący? Stark średnio, ale ten cały Thor, Hulk... Mogliby wnieść coś wartościowego do naszego towarzystwa. I nie matkuj mi tutaj do cholery. Sprawuję pieczę nad tym przybytkiem od millenii, wiem, co robię. - z tego wszystkiego zdążył wspiąć się na taras przy dojo. Odwrócił się, spoglądając na Aarona trochę poirytowany tym, że nawet nie raczył odpowiedzieć na ostatnie pytanie. Położył dłonie nie biodrach, stając w dość wyzywającej pozie. - Nocujesz u mnie, czy wolisz przejść ze mną rundkę na macie? Nie zdążyłem się nawet spocić przy dzisiejszym treningu, dlatego trudniejszy oponent byłby mile widziany. To jak? Coś mocniejszego u mnie, czy staniesz ze mną w szranki? - spoglądał na niego wyczekująco. |
| | | Aaron Irvine
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 29/08/2016
| Temat: Re: Dojo Wto Wrz 06, 2016 7:14 am | |
| - Nie widzisz, że go irytujesz? – zapytał wyraźnie w głowie Aaron do mającego kontrolę Jah’mie. Zdecydowanie ton chłodniejszej z dusz mógł wywoływać u słuchaczy odczucia towarzyszące otrzymywaniu krytyki lub upomnienia. Jah’mie nigdy nie miał tego na myśli, ale w połączeniu z popędliwym charakterem Evraina zawsze wychodziło z tego coś nieprzyjemnego. To właśnie przy rozmowach z Jah’miem następowały największe katastrofy takie jak zagłada Pompejów, Atlantydy – wybuch w Czarnobylu, a potem w Fukushimie. - Czy ty zawsze musisz być taki nerwowy? – zapytał więc cicho Jah’mie spoglądając w kierunku oddalającego się demona. Prawdę mówiąc nie chciał znów doprowadzić do żadnej kłótni, ale zainteresował się całą tą sprawą z technologią kamuflującą. - Trudno ci rozróżnić poradę od pouczenia, prawda? – zaśmiał się zaczepnie Aaron wpływając chwilowo na ciało. – Poza tym to właśnie była odpowiedź na moje pytanie. „Wyjść naprzeciw światu wprawionemu w ruch” oraz… jak to powiedziałeś? Daj mi chwilę… – urwał na moment w cichym zastanowieniu. – …mniejsza. – Zdegustowany brakiem możliwości przywołania całej wypowiedzi zamilkł po raz kolejny, zbierając myśli. – Prawdą jest, że chciałem się tylko dowiedzieć w jakim celu ściągasz tutaj Avengersów. W końcu to twoje miejsce i możesz robić co ci się żywnie podoba. Co nie zmienia faktu, że chciałbym pozostać w ukryciu. – Podszedł do stojącego na skraju dojo przyjaciela i przeciągnął się zamaszyście, o swoim istnieniu przypomniał mu tępy ból głowy należny obniżonemu poziomowi cukru we krwi i zbyt długiemu funkcjonowaniu bez snu. Prawdą jest, że nie musieli spać. Ich samokontrola umysłu pozwalała na fragmentaryczne odpoczywanie mózgu bez potrzeby wyłączania całego organizmu na czas kolejnych faz SEM. - Z chęcią Ev, ale nie dzisiaj – odparł na kolejne pytanie. – Oczywiście mówię o sparringu, nie o pobycie. Jeśli masz rum, a wiem, że tak, to zdecydowanie zostanę. Poza tym na pewno nie wynająłeś nikomu mojego pokoju. Prawda? – Ostatnie pytanie nacechowane było potrzebą zapewniania o prawdziwości wniosku. Jah’mie uśmiechnął się tylko i ustąpił miejsca Aaronowi, czemu towarzyszył delikatny błysk zielonkawej, chłodnej łuny – zdecydowanie widocznej w odległości, w której stali od siebie teraz przyjaciele. - To jak? Na pewno masz też jakiś wczorajszy Cottage Pie na zbyciu, right? – Evrain na pewno pamiętał ulubione danie Aarona. – Umieram z głodu – rzucił, po czym zaśmiał się z własnego, ironicznego żartu – to Keirtzowi na pewno nie umknie. Uśmiech jednak mu zrzedł, gdy w głowie nagle pojawiła się pewna obawa. - Poczekaj... - Szybko przeszukał kieszeń swoich spodni i wyciągnął z niej telefon oraz nośnik pamięci. - Cholera, wiedziałem, że coś jest nie tak z tym pendrivem - powiedział cicho przyglądając się mu, napis na nim określał pojemność na 32 GB. - Dasz radę podrzucić mnie na Manhattan? Pomyliłem nasze pamięci... To wszystko przez te głupie, dwugodzinne odprawy... - mamrotał ze złością pod nosem. - Nie pytaj. Podrzucisz? |
| | | Evrain Keirtz
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 22/08/2016
| Temat: Re: Dojo Wto Wrz 06, 2016 6:18 pm | |
| - Już Ci to kiedyś tłumaczyłem. Nie nerwowy, a jedynie impulsywny. - Wyjaśnił nieco spokojniej, unosząc dłoń do góry z wyprostowanym palcem wskazującym, jakby tym razem to on upominał swojego druha. w końcu z czegoś również wzięło się Ying i Yang, prawda? Aaron był w tamtej części Azji pierwszy, przynajmniej tak mu się wydawało, więc też maczał paluszki w tamtejszym postrzeganiu świata. Może nie nawalił tak, jak demon z Jezuskiem, ale na ten symbol ludzie też tak łatwo oraz ochoczo sami nie wpadli. Od wieków poruszali rozwój ludzkości naprzód, samym ukrywając się w cieniu. Dokładnie, jak wcześniej wspomniał "anioł". - Wyobraź sobie, że nie jest to aż takie trudne. Zazwyczaj nie mam z tym problemu, aczkolwiek Ty zawsze mówisz to w takim tonie, że nie mam jak tego inaczej odebrać. Jak mówiłem... Jestem impulsywny. - odwrócił głowę z lekko złośliwym uśmieszkiem, gdy wchodził akurat na taras. To prawda, że często się sprzeczali o takie pierdoły. Dla ludzkości wyszło z tego wiele złego, aczkolwiek oni i tak mnożą się jak króliki. Szybko nadrabiali straty. Prawdą również było to, że brodacz czasami podpuszczał przyjaciela by zobaczyć, czy i on zareaguje w jakiś ciekawy sposób. To z jego osobowościami miało różne efekty, dlatego było to tak zabawne. Wszystko zależało od tego na odcisk której osobowości akurat nadepnął. Czasami mężczyzna wyklinał, innymi czasy przemilczał. Może tym razem czymś go zaskoczy. Spoglądał z góry, jak blondyn plącze się w swoim rozmyślaniu. - "Spotkać się z nimi na własnych warunkach?" - przytoczył, przewracając lekko oczami. To jeden z tych momentów, kiedy zastanawiał się, czy przyjaciel w ogóle wysłuchuje jego wypowiedzi do końca. Może z tego wychodzą te wszystkie konflikty na przestrzeni lat? - Nie, to zdecydowanie wina jego połączonych osobowości. Jestem tego pewien. - sam sobie odpowiedział na pytanie, które gdzieś wisiało w powietrzu. Spojrzał na druha z nutą satysfakcji. - Dziękuję! Kto by pomyślał, że mogę tutaj robić, co mi się podoba... - rzucił z niemałą dozą sarkazmu, splatając ręce na piersi. - A o swoją osobę się nie martw. Wiesz, że nigdy bym Cię nie wydał. Możesz nadal żyć w cieniu, aczkolwiek w tym przybytku mogłoby to być ciężkie. Wszyscy przecież wiedzą, że jesteś czymś więcej. Nie wspominając nawet o tym, że moim przyjacielem. Jedynym. Jednak musisz być świadom, że nie pociągniemy pewnie zbyt długo w tym cieniu. Rozwój ludzkości jest już tak daleko, że nas nie potrzebują. Jak dla mnie mogą już się wyniszczać sami, a my będziemy odwiedzać, co ciekawsze osobniki. W sumie... To ja te osobniki teraz sprowadzam tutaj. Z lenistwa. - uśmiechnął się, dość rozbawiony, bo z ich dwójki to on najmniej próżnował. Tak, jak Aaron prowadził badania, on też robił swoje. Na polach walki. Badał tor lotu głowy przeciwnika oderwanej od ciała pod działaniem ogromnego pędu, jaki niosła jego pięść. - Oh? Rzadko się zdarza żebyś chciał się ze mną sparingować... Wszystko w porządku? - spojrzał na niego z prawdziwą troską. Nie przypominał sobie żeby kiedykolwiek przegrał. Bycie zaprawionym w bojach demonem miało swoje plusy. - Mówisz o tym pokoju gościnnym, co sobie go przywłaszczyłeś? Nie. Kto by mnie tam odwiedzał. Stoi tak, jak go zostawiłeś. - odpowiedział z udawanym niechceniem. Nie miał nic przeciwko wizytom przyjaciela. Były dość przyjemne. Jakaś odskocznia od codziennej pracy. - Dlaczego ja Cię zawsze karmię...? - wzdechł, przesuwając się do ściany na której był jakiś komunikator. Nacisnął przycisk, wpatrując się w ekranik. - Geon, przynieś do Dojo jakieś ubranie dla mnie oraz Cottage Pie. Dzisiejszy. - przy ostatnim słowie spojrzał wymownie na Aarona. Szef kuchni na jego poziomie nie para się wczorajszymi resztkami. Wszystko musi być świeże. Oczywiście ironiczny żart nie umknął jego uwadze. Nie chciał, ale również cicho się zaśmiał pod nosem. Ironia, sarkazm. Tego potrzebował by kontynuować swój żywot. Śmiech urwał się jednak, kiedy przyjaciel zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. Evrain przyglądał się temu wszystkiemu z dość kwaśną miną. W między czasie pojawił się podwładny Keirtza, przynosząc mu, o co prosił. Proste, garniturowe spodnie koloru szaro-stalowego oraz biała koszulka. Demon szybko się przebrał bez żadnego wstydu. - Powiedź mi, jak ktoś z trzema tytułami naukowymi myli pendrive przed taką daleką podróżą i to jeszcze na jakąś konferencję..? Ech.. Podrzucę, podrzucę. Co mamy zrobić. - spuścił trochę ramiona zrezygnowany. Zaraz złożył dłonie przed sobą, jakby trzymał jakąś niewidzialną kulę. Coś przeszło przestrzeń między nimi. Raz, drugi. Aż w pewnym momencie zaczęła otwierać się dziura do innego miejsca. Właśnie stworzył portal do Nowego Jorku, a dokładnie mieszkania Aarona. Nie ma to jak stworzyć wyrwę w czasie i przestrzeni. Odebrał od chochlika danie, które przyrządził wcześniej tego dnia, po czym skinął głową na przyjaciela. - Wskakuj.
[z/t x2]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dojo | |
| |
| | | | Dojo | |
|
Similar topics | |
|
Similar topics | |
| » Dojo
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |