Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Wybrzeże Dusz

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Sro Wrz 21, 2016 3:43 pm

Plaża w pobliżu głównego portu wyspy. Poza tym, że piasek jest tu czarny niczym popiół, a zamiast mew w powietrzu krążą kruki skubiące od czasu do czasu jakieś szczątki wyrzucone przez morze to plaża nie odbiega od standardów. W oddali widać starą, drewnianą latarnię oraz opuszczone już dawno chaty rybaków. Najwidoczniej nie opłacało się tutaj łowić ryb i miejsce opustoszało. Również znaleźć tu można egzotyczną roślinność oraz powykręcane, czarne drzewa będące przestrogą dla każdego kto chce podążyć w głąb wyspy. Po dłuższym spacerze w stronę przeciwną do latarni można znaleźć coś co wygląda na port.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pią Wrz 23, 2016 3:26 pm

Jen znała konwencję horroru równie dobrze, jak każdy przeciętny zjadacz popkultury. Doskonale wiedziała, czego w podobnych sytuacjach robić nie należy i jak powinien zachować się bohater filmu, jeśli chce dotrwać do napisów końcowych. Teraz jednak, znalazłszy się po drugiej stronie metaforycznego ekranu, zaczynała rozumieć nie tylko dylematy głównego bohatera, ale i uczucie grozy, które im towarzyszyło. Otrząsnęła się z niego z obrzydzeniem. Nie miała zamiaru dać się zredukować do trzęsącej się zielonej galarety. Odetchnęła głęboko i na chłodno rozważyła fakty.
Faktem było, że jeszcze chwilę temu była w laboratorium Baxter Building w Nowym Jorku, a teraz stała na obmywanej falami upiornej plaży. Był środek nocy, a ona miała na sobie ulubioną piżamę w urocze puszyste kociaki. Przypomniała sobie duszącego ją niby-węża i upiorny głos z jej snu obiecujący, że ją dopadnie. Śniła więc?
Postanowiła przetestować tę teorię przybierając swoją ulubioną zieloną postać. Przemiana przyszła jej ze zwykłą łatwością. Piżama rozciągnęła się na jej muskularnej sylwetce, tu i ówdzie grożąc rozdarciem, choć była na tyle elastyczna, by nie pozbawić zielonoskórej tej namiastki odzienia. Wraz ze zmianą postaci poczuła przypływ otuchy i pewności siebie. Nawet jeżeli to był sen, to taki, w którym nadal była sobą i miała wpływ na bieg wydarzeń.
Jeśli jednak nie śniła, to jak, do diabła, się tu dostała? Okolica wyglądała zbyt obco i egzotycznie, aby znajdować się w pobliżu Nowego Jorku. Może nawet nie była już w Stanach. Żałowała, że nie ma przy sobie komórki czy choćby zegarka, aby zorientować się w upływie czasu, nie mówiąc już o skontaktowaniu się z kimś, kto mógłby ją stąd zabrać. Uniosła głowę, by przyjrzeć się fioletowemu niebu.
- No jasne - mruknęła do siebie, przenosząc spojrzenie na otaczający ją krajobraz. - Nic złowieszczego. Zero złych przeczuć. Praktycznie wakacje na plaży. Czego chcieć więcej?
Nie sądziła, aby straciła przytomność, co wykluczało teorię, że ktoś ją odurzył i przywiózł tutaj. Skąd więc się tu wzięła? Teleportowała się?
Błądząc wzrokiem po piasku dojrzała w końcu leżącą niedaleko busolę, teraz otwartą i wręcz proszącą się, aby wziąć ją do ręki. Jen zawahała się. Marszcząc brwi wpatrywała się w przedmiot i przeklinała chwilę, w której uznała zabranie go ze sobą za dobry pomysł. Jeśli rzeczywiście był jakiegoś rodzaju urządzeniem do teleportacji, Jen mogła znajdować się gdziekolwiek na świecie. Westchnęła z rezygnacją. Nie miała sposobu skontaktowania się z Sue i Reedem ani poproszenia o radę. Musiała polegać na sobie. Powinna znaleźć wysoko położony punkt obserwacyjny i zorientować się w swoim położeniu. Latarnia nie wyglądała zachęcająco, ale spełniała pierwszy warunek. Kto wie, może wewnątrz znajdzie jakąś informację odnośnie miejsca, w które trafiła. Ruszyła w kierunku samotnej wieży, lecz po kilku krokach zawróciła i podniosła busolę. Choć przedmiot napawał ją coraz większą odrazą, znacznie gorzej czułaby się tracąc go z oczu. Nim wsunęła artefakt do kieszeni spodni od piżamy, przyjrzała się uważnie tarczy busoli, chcąc rozeznać się w kierunkach świata. Po chwili zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku latarni.


Ostatnio zmieniony przez She-Hulk dnia Pią Wrz 23, 2016 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pią Wrz 23, 2016 8:24 pm

Jeśli przemiana w Hulczycę miała udowodnić, że to jest tylko sen to mit został najwyraźniej obalony. To na pewno nie był sen, a jeśli nim byłby to najpewniej zaliczałby się do tych najbardziej realistycznych. Przedmiot, który Jen miała w ręce teraz był jak zwyczajna busola jednak z nią było coś nie tak, gdyż igła zachowywała się jakby ktoś ją namagnetyzował. Kręciła się we wszystkie strony jakby nie mogąc złapać właściwego kierunku. Cóż najwyraźniej nawet gdyby miała komórkę to nic by to nie dało ze względu na pole magnetyczne, którym to miejsce chyba było otoczone. Chociaż równie dobrze mogła to być awaria urządzenia lub jakieś wewnętrzne uszkodzenie, które wywoływało takie, a nie inne efekty. Nie była pewna, a sprawdzanie tego mogło się skończyć zepsuciem przedmiotu ze względu na całkowity brak jakichkolwiek miejsce gdzie można podważyć i otworzyć całość by zajrzeć do środka.
Kilka minut spaceru oraz wspinaczki po stromym zboczu skalnym później, Jen dotarła przed budynek latarni. Nawet była jakaś tabliczka tylko problemem okazał się język w jakim była napisana. Wyglądało to tak jakby ktoś z Parkinsonem (lub lekarz) próbował wyżłobić na tym jakiś napis. Nie dość, że nieczytelne to jeszcze żaden znak nie wyglądał jak litera alfabetu. Chociaż w sumie znalazł się jeden który wyglądał jak „I”. Niestety jeden znak to zdecydowanie za mało żeby odczytać zawartość tabliczki. Co do samej latarni to była dosyć wysoka, nawet wyższa niż Jen się spodziewała bo mogła mieć te 70 metrów nawet. Wykonana była z kamiennych oraz drewnianych elementów. Przed budynkiem wisiały dwie mniejsze latarenki, w których może kiedyś był jakiś olej a teraz po prostu napełniły się deszczówką. Budynek ewidentnie był podniszczony i opustoszały sądząc po pajęczynie oraz drzwiach, których przez długi czas nikt nie otwierał ani tym bardziej nie oliwił zawiasów. Wspomniałem już, że wystarczyło tylko lekko je popchnąć żeby drewno, trawione przez korniki latami, uwolniło dwa podrdzewiały, metalowe zawiasy? Drzwi po prostu upadły na podłogę i roztrzaskały się w drobny mak. Echo poniosło się po budynku jednak nie zapowiadało się, żeby ktoś miał przyjść i suszyć głowie Jen za zniszczenie drzwi. Inną kwestią był dosyć nieprzyjemny zapach wszechobecnej zgnilizny, który pochodził od desek, kości (najpewniej ludzkich) oraz chociażby martwych ptaków czy szczurów, które nie mogły się z tego miejsca wydostać. Swoją drogą pająki były tu całkiem spore, bo jeden taki właśnie w okolicy miejsca na wieszaki oplatał ptaka swoją siecią. Ten bydlak miał na rozłożonych odnóżach wielkość klatki piersiowej przeciętnego nastolatka! Poza tym wewnątrz było dosyć ciemno, a schody wykonane z drewna, które miało już swoje lata nie wyglądały zachęcająco jednak to była najwyraźniej jedyna konwencjonalna droga na górę.

Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pią Wrz 23, 2016 11:17 pm

Nie przejęła się zbytnio wariującym mechanizmem busoli. Poniekąd spodziewała się czegoś takiego. Jak dotąd urządzenie przysparzało jej wyłącznie problemów; czemu nagle miałoby okazać się przydatne? Niezrażona parła w stronę latarni. W najgorszym razie zaczeka do świtu i przekona się z której strony wstanie słońce. Jednak w miarę jak zbliżała się do zrujnowanego budynku, perspektywa spędzenia w nim nocy wydawała się coraz mniej atrakcyjna.
Uważnie zlustrowała tabliczkę przed wejściem, ale pomimo najlepszych chęci nie zdołała jej odcyfrować. Niechętnie sięgnęła do kieszeni po busolę i porównała symbole na jej wieczku z tymi nakreślonymi na tabliczce. Tak na wszelki wypadek. Przez cały czas zastanawiała się czy autor tych drugich wyjątkowo niezgrabnie pisał, czy może był to jakiś tajemny język. Ta druga myśl nie podobała jej się. Ludzie posługujący się tajnymi alfabetami z reguły nie są godni zaufania. Prędzej czy później przywdziewają mroczne szaty z kapturami i zaczynają uczęszczać na ponure zgromadzenia, zanosząc modły do potworów składających się z większej ilości macek, niż wypada...
Skrzywiła się, kiedy drzwi ustąpiły z hukiem a jej nozdrzy dosięgnął panujący wewnątrz fetor. Musiała być pierwszym od dawna gościem, bo nie wyglądało na to, że ktoś w ostatnim czasie wietrzył czy usuwał pajęczyny. No właśnie... Pająki... Jen nie obawiała się ich, ale obcowanie z paskudami wielkości niedużego psa nie należało do przyjemnych. Ten egzemplarz był na szczęście zajęty swoją zdobyczą, postanowiła więc martwić się nim tylko wówczas, gdyby wykazał zainteresowanie jej osobą.
Tymczasem musiała znaleźć jakąś drogę na górę. Schody nie wyglądały na godne zaufania, toteż postanowiła użyć ich w ostateczności. Rozejrzała się za solidniejszymi elementami wystającymi ze ścian - belkami, metalowymi kołkami i tym podobnymi. Ze swoją siłą nie powinna mieć najmniejszych problemów ze wspinaczką, o ile takowe się znajdą... no i podłoga na wyższych piętrach będzie w stanie ją utrzymać. Stan latarni nie napawał optymizmem...


Ostatnio zmieniony przez She-Hulk dnia Sob Paź 01, 2016 1:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Wrz 27, 2016 10:30 pm

Część znaków pokrywała się z tymi, które są na busoli. Te z tabliczki były wprawdzie bardziej niechlujnie napisane, jednak parę znaków się zgadzało. Nie dało się z tego utworzyć jakichś słów ale chociaż Jen mogła zyskać wskazówkę na temat pochodzenia tego przedmiotu. Najpewniej gdzieś na wyspie mógł być nawet twórca takowego, w końcu jeśli pismo się zgadza to pewnie tego tutaj używają. Kwestia czy język będzie zrozumiały, bo skoro pismo było inne to może i dialekt też się różnił od globalnego angielskiego. Zdecydowanie autor tabliczki nie potrafił pisać ładnych znaków. Te, które były na busoli były wykonane najpewniej przez jakiegoś rzemieślnika sądząc po dokładności wcięć oraz trwałości samego przedmiotu.
Znalazło się parę wystających belek oraz cegieł, których szło się nawet złapać. Jen niczym perski książę (lub ta jego towarzyszka z nowej wersji, autor posta nie pamięta jak się nazywała) wspinała się po latarni. Wejście na górę trwało dosyć długo, a po drodze Jen mogła nawet dostrzec gniazdo arachnida, który na dole sobie ucztował. Pod jedną ze ścian podwieszony był sporej wielkości kokon. Z 2 metry pewnie miał i rozciągał się wzdłuż jednej ze ścian. Nie przeszkadzało to jednak by spokojnie wejść sobie do pomieszczenia, w którym powinna się znajdować soczewka budynku lub jakieś inne źródło światła, które latarnia zwykle dawała. W samym pomieszczeniu leżało parę starych butelek po kształcie można było sądzić, że pewnie alkohol (bo samych etykietek nie szło przeczytać z braku znajomości liter tego języka. Chociaż porównawczo Jen mogłaby rozpoznać potem butelki z zawartością płynnego szczęścia).
Z latarni miała całkiem ładny widok na morze, które było naprawdę rozległe i pełne różnych wraków. Dzioby zatopionych statków z różnych epok, kawałki samolotów, czasami jakieś przepołowione w pół okręty z XVII wieku. Morze po prostu wyglądało jak jedno wielkie wysypisko pełne dryfujących resztek. Najwyraźniej Jen nie trafiła tutaj pierwsza ani ostatnia.
Od strony lasu widziała, że stopniowo drzewa przybierają na wysokości i część rzeczy była niewidoczna. Sugerowało to, że najwyraźniej tam teren jest wyższy. Poza tym w oddali majaczyła tam całkiem wysoka góra, która jawiła się niczym pęknięty fragment kła z tej perspektywy. Z latarni widać było jeszcze kilka wykarczowanych miejsc, w tym jedno większe które jest w pobliżu. Wyglądało na jakieś miasteczko portowe chociaż entuzjazmem nie napawało. Wszystko tam było zbudowane ze starych desek, które przybrały od wilgoci zieloną barwę. Na plaży natomiast Shulkie mogła dostrzec, że ktoś dosyć wysoki podchodzi do wody i wybiera z niej deski, a następnie układa je w pobliżu łódek przy chatce rybackiej. Sylwetka była dosyć szeroka w barkach i ramionach. Być może jakiś przypakowany mężczyzna z długimi włosami. Trudno było z daleka ocenić ale osoba nie wyglądała na uzbrojoną. Ubrana była w czarny sztormiak więc ciężko było ocenić coś więcej chociaż z tej odległości można było założyć, że osoba może mieć tak z 2 metry wzrostu.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Sob Paź 01, 2016 6:17 pm

Wspinając się po ścianie latarni zastanawiała się jak bardzo przypomina w tej chwili Spider-Mana. Parsknęła śmiechem kiedy uświadomiła sobie, że w głowie zamienia słowa pewnej znanej piosenki na "Spider Jen". Naprawdę potrzebowała snu, skoro jej mózg pozwalał sobie na takie wybryki... Mniej więcej w połowie drogi przystanęła, aby przyjrzeć się pokaźnych rozmiarów kokonowi uplecionemu przez pająka. Nie należała do osób, które łatwo przestraszyć, ale ze zgrozą pomyślała o losie stworzenia, które się w nim znalazło. Zastanowiła się przelotnie czy jeszcze żyło i postanowiła, że w drodze powrotnej przynajmniej upewni się, czy nic nie może dla niego zrobić.
Omiotła lekceważącym spojrzeniem porozrzucane po górnym pomieszczeniu butelki z etykietami zapisanymi tym samym dziwacznym alfabetem. Przyłapała się na myśli, że gdyby któraś z nich okazała się pełna, z chęcią wypiłaby parę łyków na uspokojenie nerwów. Dopięła jednak swego i dotarła wreszcie na szczyt. Stanęła pewnie i wchłonęła rozpościerający się wokół niej widok.
Pierwszy rzut oka na zatokę i mrowie zaśmiecających ją wraków zaparł jej dech. Gdziekolwiek się znajdowała, miejsce miało długą na kilkaset lat tradycję goszczenia rozbitków wszelkiej maści katastrof. Nie wyglądało to na naturalny fenomen. Zastanawiała się nad tym, nadal studiując krajobraz i notując w pamięci najbardziej charakterystyczne punkty orientacyjne. Zapamiętała położenie groźnie wyglądającego górskiego szczytu i położonego pośród drzew miasteczka lub jego pozostałości. Obracała się przy tym powoli w miejscu, aż powróciła spojrzeniem na miejsce, w którym po raz pierwszy się zmaterializowała. Po plaży przechadzał się czarno odziany mężczyzna, pracowicie gromadząc wyrzucone na brzeg drewno. W pierwszym odruchu chciała pomachać doń ze szczytu latarni i zawołać, ale w ostatniej chwili opuściła uniesione ramię i zrezygnowała z pierwotnego zamiaru. Choć potrzebowała w tej chwili informacji, a mężczyzna wydawał się jedynym dostępnym jej źródłem, nie mogła być pewna jego nastawienia wobec obcych.
Spędziła dobrą chwilę obserwując samotną postać przy pracy. Jeżeli nieznajomy potrzebował drewna na opał, dlaczego po prostu nie wybrał się do pobliskiego lasu? Drzew było tu pod dostatkiem. Ponownie przyjrzała się linii mrocznego lasu graniczącego z plażą i wzdrygnęła się na myśl, o wejściu w głąb niego. Może jednak zbieranie desek wyrzuconych przez morze nie było całkowicie pozbawione sensu… Kimkolwiek więc był tajemniczy osobnik, rozsądnie było założyć, że przebywał tu już jakiś czas. Jen nie namyślała się długo. Ewentualne ryzyko  nie było większe od potencjalnych korzyści. Musiała nawiązać kontakt z tym człowiekiem i dowiedzieć się od niego jak najwięcej na temat tego miejsca i sposobów na opuszczenie go.
Powziąwszy mocne postanowienie podjęła powolną wędrówkę w dół wieży, tą samą drogą, którą się tu wspięła. Po drodze ponownie zatrzymała się w pobliżu pajęczego kokonu. Rozejrzała się za jakimś długim prętem lub szczapą drewna, czymkolwiek, co pozwoliłoby jej delikatnie szturchnąć kokon i zorientować się, czy jego zawartość jest żywa, czy martwa. Szukając, zerknęła w dół, w miejsce, gdzie ostatnio widziała pająka. Nie była pewna, czy zdoła go dostrzec z tej wysokości, ale podejrzewała, że nie spodobałaby mu się próba naruszenia jego zapasów.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Nie Paź 02, 2016 1:11 am

Pajęczak, który wcześniej na dole urządzał sobie ucztę teraz stopniowo wspinał się w stronę podwieszonego kokonu. Ciągnął za sobą zawinięte w sieć zwłoki zwierzęcia. Być może chciał sobie coś zostawić na potem, a może robił to w innym celu? Pająk poruszał się w miarę szybko biorąc pod uwagę to, że był obciążony dodatkowym ładunkiem dlatego spokojnie można było zbadać czy to coś w większym kokonie żyje. Starczyło na to czasu. Jen oderwała kawałek jednej z desek i szturchnęła nim zawiniątko z białej nici. Deska natrafiła na coś miękkiego, słychać było nawet delikatne plaśnięcie jakby przypadkiem coś zgniotła. No Shulkie miała troszkę pecha, bo zrobiła deską dziurę w kokonie. Widocznie nie był tak wytrzymały jak się wydawało, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pająk, który do tej pory taszczył ze sobą ładunek nagle go upuścił i pognał co sił w odnóżach w stronę kokonu, z którego na domiar złego zaczęły wysypywać się małe pajączki. Setki, tysiące małych arachnidów spadło na dół, a część dała radę uczepić się ściany bądź swojego białego mieszkanka. Problem w tym, że duży pająk okazał się całkiem skoczny i miał o wiele większe pole do manewru na ścianie od Jen. Wyskoczył i zaatakował Jen, jednak nie było żadnej epickiej konfrontacji poziomu Spider Jen vs Spider. Samo wejście na górę było dosyć problematyczne, gdyż trzeba było wchodzić powoli by przypadkiem żadna z desek się nie połamała. Teraz kiedy nastąpił gwałtowny ruch wywołany uderzeniem pająka o ciało Zielonej, przechyliło to szalę w kierunku złamania się belki, której aktualnie się trzymała. Zleciała w dół niczym kamień jednak nigdzie nie było dużego pająka. Czuła tylko, że coś ją uwiera w plecy oraz dosyć nieprzyjemną wilgoć. Masa zrobiła swoje i Zielona zadziałała jak taka większa gazeta na pająka albo kapeć. Insekt starcia z jej masą nie przeżył zwłaszcza jeśli biorąc pod uwagę upadek z takiej wysokości. Samej Shulkie nie zrobiło to większej krzywdy, piżama się rozdarła na plecach oraz postrzępiła na bokach, a deski pod nią pękły i chyba ostre krawędzie drewna miały jakiś związek właśnie z tymi strzępami na bokach. Niemniej spadek na dół, a potem deszcz małych pajączków, które wypadały z kokonu nie był czymś przyjemnym. Zwłaszcza jeśli zaczęły wchodzić do uszu albo do nosa. Narobiła również sporo huku przy samym upadku i ktoś najpewniej mógłby usłyszeć, że coś się dzieje w latarni jeśli byłby dostatecznie blisko.
Po doprowadzeniu się do porządku Shulkie mogła ujrzeć, że ten ktoś skończył zbierać deski. No w sumie miał całkiem ładny stosik ułożony koło łódek tylko na pewno nie chodziło o naprawdę żadnej z nich. Otóż osobnik w płaszczu oderwał parę desek i ułożył z nich stos jak do ogniska w pobliżu tych desek wyciągniętych z morzą albo zebranych na plaży. Najpewniej będzie chciał je suszyć własnie za pomocą ogniska. Siedział teraz i najwyraźniej za pomocą krzesiwa lub czegoś w ten deseń próbował rozpalić ogień.
Podchodząc bliżej wyszło, że faktycznie osobnik w sztormiaku miał te dwa metry wzrostu. Sądząc po wiązance przekleństw podczas krzesania ognia najwyraźniej też mówił po angielsku, a raczej mówiła. Po głosie dało się poznać, że to była kobieta. Już sama wiązanka przekleństw była nieprzyjemna, a do tego doszedł jeszcze zimny niczym stal ton głosu, którym operowała. Chwilowo kobieta pochłonięta była próbą rozpalenia ogniska.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Nie Paź 02, 2016 8:06 pm

Gdyby w tej chwili ktoś zdecydował się zajrzeć do wnętrza latarni, zauważyłby wielką zielonoskórą kobietę w podartej piżamie wykonującą dziwaczny taniec z dużą ilością przytupów, potrząsania głową i kończynami. Kiedy już strząsnęła ostatniego pająka z głowy i rozdeptała bosymi stopami te, które nie zdążyły umknąć, Jen przygładziła włosy i resztki swego skromnego przyodziewku i czym prędzej wyszła na powietrze, po drodze upewniając się czy busola wciąż tkwi w jej kieszeni i jest cała.
Znalazłszy się na zewnątrz odetchnęła głęboko. Najchętniej puściłaby latarnię wraz z jej ośmionożnymi lokatorami z dymem, nie miała jednak na to czasu. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, odklejając od pleców przesiąknięte pajęczymi płynami ustrojowymi strzępy koszulki, i czym prędzej ruszyła w stronę plaży.
Nieczęsto zdarzało jej się spotykać kobiety niemal dorównujące wzrostem jej hulkowej postaci. Jen była ciekawa historii tej konkretnej osoby. Podchodząc do sterty desek starała się zachowywać ostrożność i nie wykonywać gwałtownych ruchów, które mogłyby zaalarmować nieznajomą. Zatrzymała się na tyle blisko, aby kobieta mogła ją usłyszeć, ale dość daleko, aby znaleźć się poza zasięgiem ewentualnego ataku. Co prawda nieznajoma mogła mieć broń palną i nie być w nastroju do rozmowy (a ton jej głosu sugerował, że zielona trafiła na naprawdę kiepski moment), ale Jen liczyła na swoje szczęście. Co prawda nie prezentowała się w tej chwili szczególnie korzystnie, ale nie pozwalała, by taki szczegół zachwiał jej pewność siebie. Uniosła obie dłonie na znak, że nie ma złych zamiarów i przywołała na twarz najbardziej przyjazny uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć.
- Dzień dobry - zawołała niezbyt głośno, aby nie przestraszyć kobiety. - Jestem tu nowa. Może mogłaby mi pani pomóc się rozeznać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pon Paź 03, 2016 9:12 pm

Busola była nader wytrzymała. Mimo upadku z takiej wysokości nie wyglądało jakby miała na sobie jakieś rysy. No może z początku wydawało się, że jakaś tam się znajdowała ale był to tylko rozgnieciony pająk. W końcu gdy Jen pozbyła się insektów ze swoich włosów oraz ciała przyszła pora, by sprawdzić osóbkę na plaży. Będzie mogła pochwalić się, że właśnie zabiła ponad setkę pająków i żaden insekt jej niestraszny. Zwłaszcza ten wielki, którego rozpaćkała swoimi plecami. Patrząc po kolorze tkaniny to na pewno żaden detergent sobie raczej z tym nie poradzi zbyt łatwo.
Podchodząc bliżej wyraźnie słychać było uderzenia dwóch kamieni o siebie. Najwyraźniej kobieta w płaszczu używała tradycyjnego krzesiwa i ewidentnie nie szło jej rozpalanie. Wyglądała na dosyć pochłoniętą swoją sztuką survivalu do tego stopnia, że kiedy Zielona się odezwała tamta odwróciła się szybko lekko unosząc jedną z rąk jakby chciała się przed czymś zasłonić. Kobieta miała ciemniejszą karnację, taką typowo afroamerykańską. Spojrzenie jej szmaragdowych oczu było ostre oraz czujne, a zarazem czaiła się tam nutka zdziwienia na sam widok Jen. Na policzkach miała dwa tatuaże wykonane jakąś fluorescencyjną farbą, które świeciły się na zielono. Biegły one bezpośrednio pod oczami i zwijały się na policzku w charakterystyczną mackę. Trochę geometryczną mackę ośmiornicy, która najwyraźniej z policzków szła w dół na szyję, wokół której oplatała się niczym pętla by znowu zmierzać ku dalszym partiom ciała. Tatuaż na prawym policzku był lekko naruszony śladami po trzech pazurach, które były dosyć głębokie zaś na czole kobieta miała wytatuowaną paszczę węża. Wąż opuszczał swój język w stronę płaskiego nosa kobiety, jednak na niego nie nachodził.
- Co robi ork w Zatoce Rzeźnika? Gdzie Twoje plemię? Jesteś niewolnicą, która zbiegła że nie masz nic na sobie? – rzuciła szybko bez żadnego dzień dobry, aczkolwiek tonem dosyć nieprzyjemnym, porównywalnym z sierżantem na mustrze rekrutów, którzy coś przeskrobali. Druid, który był w lesie mógł zauważyć całą tą sytuację oraz wyczuć, że tamta w sztormiaku najwyraźniej posiada zdolności magiczne. Nie wiadomo do końca jakie, ale na pewno związane z miejscem, w którym obecnie się znajdują.
Powrót do góry Go down
Lvelias

Lvelias


Liczba postów : 114
Data dołączenia : 14/07/2016

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Paź 04, 2016 12:23 pm

Spadając z mola w Weveney, Lvelias spodziewał się wpaść w miękką taflę morza, dlatego gdy na moment przed zetknięciem z wodą portal przeniósł go do tajemniczego lasu, wyrżnął z głuchym łoskotem o twarde podłoże. Chwilę zajęło mu uwalnianie poroża z krzaków w których wylądował, jednak gdy tylko się już ogarnął, doszedł do wniosku że jego dobytkowi, a co ważniejsze, tajemniczej busoli nic się nie stało podczas podróży. Stwór jeszcze siedział zamknięty w swoim niegdysiejszym więzieniu, ale druid nie był ekspertem od magicznych barier, a czuł też, że tajemnicza, mroczna energia tego miejsca wcale nie pomaga mu się skupić.
Jeszcze raz wyjął swój telefon i dokładniej przyjrzał się zdjęciu stwora, którego udało mu się uwięzić. Wcześniej nie miał czasu na dokładniejsze oględziny, ale teraz był niemal pewien z czym miał do czynienia. Zarówno wygląd stwora, jak i miejsce do którego się przenieśli wskazywało na jednego z Cieni. Pierwotny plan zakładał pozostawienie go tutaj i powrót do rodzinnych stron, jednak pomimo poskręcanych drzew, tajemniczej czarnej gleby i braku źródeł światła, druid był niemal pewien, że wciąż są na ziemi. Zdziwił się więc jakim cudem nie wykrył wcześniej anomalii, jaka się tu znajduje. Pomyślałby ktoś, że stężenie czarnej magii tak potężne, że nawet widzialne światło jest tutaj jakieś ciemniejsze, a do tego zalegające na całej krainie, w jakiś sposób pobudzi tajemniczy zmysł wykrywania zakłóceń w naturze arcydruida. Lvelias zwalił to jednak na karb magicznej bariery, którą wyczuwał w powietrzu. W każdym razie pozostawienie tutaj Cienia i ucieczka nie wchodziły w grę. Zwłaszcza że druid nie był pewien czy sama bariera pozwoli mu na magiczny transport gdziekolwiek. Dla świętego spokoju spróbował nawiązać mentalny kontakt ze swoim kręgiem w Tir na Nog, żeby określić, czy w razie czego uda mu się otworzyć portal.
Następnie postarał się „dostroić” do krainy w której się znajdował, aby ustalić kilka faktów, które pomogą mu działać. Przede wszystkim chciał ustalić w jakiej części globu mógłby się znajdować, oraz czy miejscowa flora (oraz prawdopodobnie fauna), została stworzona, czy zmieniona przez magię cienia. Jeśli w grę wchodziła druga opcja, to liczył na to że uda mu się w jakiś sposób uleczyć tę krainę. Magiczny skan powiedział mu że niedaleko od niego w stronę wybrzeża znajduje się świadoma istota, która widocznie potrafiła okiełznać magię tego miejsca.
Niewiele myśląc znowu wyjął ten sam amulet, którym wykrywał istoty mroku na molo i zakręcił go sobie wokoło prawego poroża, aby pozostawić sobie wolne ręce. W jedną z nich ujął swój kostur, a w drugą tę nieszczęsną busolę, której w każdej chwili poświęcał lwią część swojej koncentracji. Jeśli poczułby że mimo swojego kostura, traci panowanie nad Cieniem, wypije jedną z mikstur, które miał przy sobie, a która wspomagała koncentrację i klarowność myślenia. Gdy był już gotowy wysłał jeszcze kobiecie (bo wydawałoby się że to kobieta) do której szedł empatyczną wiadomość „przybywam w pokoju”. Nie był pewien gdzie i z kim miał do czynienia, ale wolał nie wpaść podczas swojego pobytu tutaj na żaden tłum istot z widłami, które nie przepadałyby za rogatymi elfami. Gdy był już bliżej okazało się że istoty są dwie, a po kilku następnych słowach złapał kilka słów z ich rozmowy.
- Ale numer. Prawdziwy ork? - rzucił jak gdyby nigdy nic wyłaniając się zza chaty. Od bardzo wielu lat nie widział żadnego orka, bo nawet w Otherworldzie ta rasa nie występowała, ale i tak nie spodziewał się takiego widoku. - No no...wygląda na to że przez te kilkadziesiąt lat nie tylko ludzkie kobiety wywalczyły sobie emancypację. - dołączył się nieproszony do oględzin Jenifer. Oczywiście w żadnym stopniu nie przeszkadzał mu fakt że obie kobiety są wyższe od niego nawet doliczając wysokość poroża. - A nie, to tylko człowiek... - rzekł z niemałym zawodem w głosie po chwili wnikliwego przyglądania się She-Hulk. Jej organizm nie wydawał się być chory, a wręcz przeciwnie, być zdrowym w jakichś dwustu pięćdziesięciu procentach. Niemniej stracił tym odkryciem całe zainteresowanie jej osobą. - Potrzymaj to na chwilę, dziecko – rzucił Jenifer i nim ta cokolwiek odpowiedziała wcisnął jej do ręki busolę i zwrócił się znów do kobiety w płaszczu.
- Jestem druidem z dalekich stron. Przybyłem tutaj zaniepokojony losami tej krainy. - Brzmiało to lepiej niż „Spadłem przypadkiem z mostu i wylądowałem tutaj, a właściwie to gdzie to tutaj jest?” - Jednak chciałbym wiedzieć więcej o cieniu, który zalega nad tymi ziemiami. A i przy okazji... – jakby przypominając sobie o czymś wyjął z kieszeni telefon i wetknął nieznajomej zdjęcie Cienia niemal pod nos. - Czy wiesz co to jest i jak sobie z tym radzić? Uwięziłem jednego z nich w tym przedmiocie, jednak kwestią czasu jest tylko nim się z niego uwolni.
Druid odłożył telefon i korzystając z faktu że ma obie ręce wolne, złapał kostur pod pachę i zaczął nabijać sobie fajkę oczekując reakcji kobiet. Z ciekawości spróbował poznać czym też może być druga z kobiet o większych niż słuszne rozmiarach, jednak bliższym właściwemu kolorze.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Paź 04, 2016 9:53 pm

"Zatoka Rzeźnika? Jak w filmach o piratach?"
Myśl przemknęła jej przez oszołomiony umysł i niemal natychmiast została stratowana przez kolejną: "Chwila, plemię? Niewolnica? Ork?!"
Po raz kolejny Jen musiała zadać sobie pytanie dokąd, do jasnej cholery, trafiła. A jeśli nie była już nawet na Ziemi? Kobieta jednak wyraźnie mówiła po angielsku, co w danych okolicznościach stanowiło pewne pocieszenie. Czyżby więc przez przypadek trafiła na zlot miłośników fantasy? Może za chwilę z lasu wyłoni się Gandalf i zaproponuje jej wyprawę po przygodę? Malunki na twarzy kobiety i dziwny, nieco archaiczny sposób mówienia zdawały się wskazywać na taką możliwość. Blizny na jej policzku wyglądały na prawdziwe, ale mogły być tylko elementem wyjątkowo przekonującego makijażu.
Jen nadal wpatrywała się w kobietę próbując wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, kiedy ku nim zbliżył się... Cóż, jeśli Gandalf za młodu miał rogi i jeździł Harleyem, to rzeczywiście mógł być on. "Świetnie, kolejny nawiedzony roleplayer," pomyślała ze znużeniem. Mężczyzna jednak o dziwo nie podjął z nią gry. Po wnikliwych oględzinach stwierdził głośno, że Jen w żadnym razie nie może być orkiem i niemal natychmiast przestał zwracać na nią uwagę. Z niewiadomych przyczyn rozzłościło ją to. Rogaty wetknął jej w dłoń jakiś przedmiot i zajął się rozmową z wytatuowaną kobietą. Mówił coś o druidach i cieniach zagrażających krainie, co ostatecznie utwierdziło ją w przekonaniu, że nieświadomie wkroczyła w sam środek konwentu. Wątpiła czy zdoła wydobyć z tych ludzi jakiekolwiek przydatne informacje.
Zerknęła na trzymany w dłoni niewielki przedmiot i... zamarła. Myśli przebiegały jej przez głowę spłoszonym stadem, domysły goniły domysły. Amulet na pierwszy rzut oka był identyczny z tym, który miała w kieszeni, a ten dziwak jakimś cudem wszedł w jego posiadanie. Może nawet, podobnie jak ona, trafił tu za jego przyczyną. Musiała dowiedzieć się więcej. Musiała.
Bezceremonialnie wkroczyła w rozmowę pomiędzy rogatym a kobietą w płaszczu, oburącz chwyciła mężczyznę za poły motocyklowej kurtki i uniosła go na wysokość swojej twarzy, co zapewne sprawiło, że stopy elfa straciły kontakt z podłożem.
- Słuchaj no, przebierańcu - wycedziła, patrząc mu w oczy. - Po pierwsze, nie jestem twoim dzieckiem. Po drugie, mam za sobą naprawdę paskudną noc i nie jestem w nastroju do żartów. Zapytam tylko raz. Skąd. Masz. Tę. Busolę?
Jej spojrzenie opadło na dłoń, w której mężczyzna trzymał telefon. To, co zobaczyła na wyświetlaczu, znów ją zmroziło. Nieznacznie opuściła mężczyznę i rozluźniła uchwyt na jego kurtce.
- Ten stwór... - powiedziała już ze znacznie większym spokojem, choć wcale nie czuła się spokojniejsza. Jeżeli wcześniej tylko przeczuwała, że ugryzła więcej, niż była w stanie przełknąć, to teraz zyskała co do tego pewność. - Widziałam go już. Albo coś bardzo do niego podobnego.
Nagle wypuściła elfa z rąk i odstąpiła o krok. Wsunęła dłoń do kieszeni i wydobyła stamtąd swoją busolę. Uniosła przedmiot na wyciągniętej dłoni, prezentując go pozostałym. Odchrząknęła.
- Chyba źle zaczęliśmy. Nazywam się Jennifer Walters i jak niektórzy zdążyli zauważyć, nie jestem orkiem - przedstawiła się, ostatnie słowa kierując głównie do wytatuowanej kobiety. - Zdaje się, że mamy sporo do omówienia. Na początek, kim jesteście wy, gdzie jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pią Paź 07, 2016 4:11 pm

Druid nie był w stanie dostroić się do kręgu. Utrudniała mu to ta bariera, która rozpościerała się nad całą wyspą. Busola, którą posiadał najwyraźniej była drzwiami w jedną stronę do tego więzienia. Bariera również działała jako całun ochronny, który nie przepuszczał ani grama tej mrocznej mocy na zewnątrz co zresztą mógł wywnioskować sam Lvelias. Dostrojenie się do krainy już poszło znacznie lepiej i dało nieco informacji o tutejszej faunie i florze. Roślinność uległa na przestrzeni wielu dekad wypaczeniu przez czarną magię więc teraz jedynie nieliczne, najstarsze egzemplarze drzew mogły poszczycić się mianem tych najczystszych. Rośliny, które były zrodzone z wypaczenia same powoli się nim stawały i gdyby wyciągnąć z nich ten pierwiastek to być może większość by zginęła lub była zbyt słaba by przetrwać. Inna kwestia, że musiałby całkowicie zlikwidować mroczną energię z całego obszaru wyspy by ponownie rośliny nie zostały spaczone. Nie trzeba wspominać, że była to syzyfowa praca jednak coś na wyspie trzymało poziom mroku na określonej stopie. W końcu gdyby tak nie było to prędzej czy później ta bariera by pękła od nadmiaru energii. Nie mógł jednak wyczuć jaki to czynnik tak samo nie dało rady wykryć gdzie mniej więcej byli na Ziemi. Wiadomo, że to nadal jest świat ludzi problemem było tylko odnalezienie swojej lokacji najwyraźniej również przez tą barierę. Druid za to wyczuł około 16 punktów skupisk mocy na terenie całej wyspy, które najwyraźniej trzymały to magiczne więzienie. Ze zwierzętami natomiast było nieco gorzej gdyż były praktycznie takie same jak to co zamknął w busoli. Były to nieco bardziej prymitywne formy zrodzone z tej samej magii, która wypełniała powietrze i wyleczenie ich nie wchodziło w grę. Wiadomo jednak, że na pewno były cielesne w tym miejscu w końcu gdzie nie spojrzeć jest jakiś cień lub półmrok.
Musiał wychylić zawartość buteleczki w pewnym momencie. W tym miejscu cień, który zamknął był zdecydowanie silniejszy niż na molo. Na szczęście efekt eliksiru wspomógł druida i ten mógł już na kilka chwil nie martwić się tym co zamknął. Przesłał nawet teraz wiadomość do kobiety i na pewno dotarła ale pozostała bez odpowiedzi.
Czarnowłosa spojrzała na druida i postąpiła krok w tył. Teraz miała dwie osoby na głowie przy czym jedna wyglądała jak orczyca. Z drugiej strony nie wyglądali jak paskudy, które żyją na tej wyspie ale nigdy nic nie wiadomo.
- Człowiek huh? Dawno tego tutaj nie przywiodło, jakieś 300 lat może będzie – powiedziała drapiąc się po karku. Najwidoczniej ludzie nie byli tutaj częstym widokiem. Pomińmy już to, że na pewno nikt tutaj nie chciał przyjechać na wczasy. No chyba, że jakiś samobójca albo cały legion samobójców. Niemniej najwyraźniej kobiecie ulżyło, że zielona jest tylko człowiekiem ale z drugiej strony chyba nigdy nie widziała człowieka o takim kolorze skóry. Może doszło do jakiejś ewolucji albo zadziałała tu magia? Mało wiedziała o świecie zewnętrznym najwyraźniej niemniej wybuchowy charakter Jen spodobał się kobiecie patrząc po delikatnym uśmiechu, który pojawił się w kąciku ust. Spojrzała tylko na busole, o której była mowa i nie widziała w tym nic specjalnego zaś kiedy tamten wyjął telefon komórkowy to kobieta przyglądała się zaciekawiona magicznemu urządzeniu. Technika najwyraźniej nie dotarła tutaj poza wrakami samolotów, które majaczyły w oddali.
- Ginthryda – przedstawiła się krótko i przykucnęła przed ułożonym stosem tak by mieć dwójkę na oku. Wyciągnęła z kieszeni krzemienie i potarła nimi o siebie mocniej, aż pojawiła się iskra która spadła na wcześniej spreparowaną hubkę. Wetknęła ją do wnętrza i czekała na efekty swoich działań. Stopniowo ze stosu zaczął ulatniać się dym, a niebawem zapłonął. W powietrzu czuć było zapach oleju naftowego więc może to była dodatkowa rozpałka jaką polała kobieta ognisko.
- Jesteście na Shadow Isles. To co trzymasz w rękach to nic innego jak amulet pozwalający przemieszczać się po wyspie w obrębie punktów, które już odwiedzisz– powiedziała przyciągając sobie jedną ręką leżącą łódkę i opierając się o nią – Dawno temu odbyła się tu wielka bitwa między siłami mroku, a czarownikami zza morza. Sił zła nie dało się zniszczyć w pełni zatem postanowiono je zamknąć, a sama wyspa stała się więzieniem dla tych stworzeń. Jest to również miejsce gdzie oczyszczane są dusze zmarłych, które nie chciały przejść na drugą stronę z jakiegoś powodu – dłonią wskazała teraz w stronę latarni, z której Jen niedawno przyszła – na wyspie jest 16 punktów, do których można dostroić amulet i przetransportować się do nich. Tamta latarnia była siedemnastym jednak z jakiegoś powodu jej energia wygasła i nie można już zapisywać tego miejsca. Nie wiem jaki sens jest zamykać zwykłe zwierzę w czymś co i tak trzeba otworzyć by przemieścić się po wyspie, ale chyba tylko skończony kretyn by na to wpadł. Najlepiej radzi sobie z nimi ogień albo Skrzydlata Gwardia, która żyje w centrum wyspy. Cokolwiek by się nie działo nie patrzcie na skrzydła – powiedziała wyciągając zza pazuchy kawałek czarnego mięsa. Wpakowała sobie do ust i zaczęła żuć. Od strony morza wiała chłodna bryza, a w oddali widać było dosyć duży statek, który przemieszcza się w stronę wyspy. Okręt może nawet większy niż typowy galeon. Jednak bez lunety ciężko będzie określić jak dokładnie wygląda. Wiadomo jednak, że skoro z odległości paru kilometrów był widoczny to na pewno nie był małym stateczkiem.
- O, Latający Holender wraca z morza - rzuciła jak gdyby nigdy nic.
Powrót do góry Go down
Lvelias

Lvelias


Liczba postów : 114
Data dołączenia : 14/07/2016

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Nie Paź 09, 2016 12:18 pm

Gdy Jenifer potrząsała druidem z jego licznych podoszywanych kieszeni kurki posypał się deszcz drobnych, świecidełek, amulecików, kości, saszetek z ziołami i innego rodzaju magikaliów.
-Od. Zmarłej. Studentki. Literatury. Z Oxford. - Zdążył wydukać nim She-hulk odrzuciła go na czarną ziemię. Ledwo upadł i zaczął zbierać cały swój dobytek odkładając go do niemal przypadkowych kieszonek. Z ulgą stwierdził że menzurce z oparami usypiającymi nic się nie stało.
-To by odpowiadało na Obydwa twoje pytania Jen. - Lvelias bezceremonialnie przeszedł na ty z zieloną po usłyszeniu pierwszych słów Ginthrydy - Zważywszy na to jak zereagowałaś na moją busolę, nie trafiłaś tutaj inaczej, prawda? - posłał jej uśmiech osiągalny tylko dla staruszków z zaawansowaną demencją.
Wzmianka o dawnej bitwie sprawiła jednak że uśmiech ten zniknął tak szybko jak się pojawił. Czy to możliwe że był to ten sam Król Chaosu, który przed wiekami terroryzował Otherworld? Jeśli tak jest, to skojarzenie zmarłej dziewczyny na molo było czymś więcej niż tylko przypadkowym wspomnieniem. Jeśli (Dagdo uchowaj) jego domniemania okażą się trafne, ta sprawa stanie się osobista. A więc mieli do czynienia z miejscem dotkniętym mrokiem, w którym wałęsają się dusze po śmierci. Prawie jak w domu. Ale znaczyło to że Dziwny albo o tym miejscu nie wiedział, albo zdecydował że można je sobie tak samemu zostawić i nie mówić o nim nic druidowi. Sorcererowi Supreme należał się za to cios lagą.
Nie miał do tego przy sobie niestety odpowiednich narzędzi, ale zastanawiał się czy udałoby mu się poznać czy mrok tych wysp i wielka wojna, jaka kiedyś przeszła przez jego krainy, to dzieło tej samej istoty. Sam wtedy bardzo wystawił się na jej działanie, więc może mógłby ją poznać.
Na słowa o szesnastu magicznych punktach pokiwał twierdząco głową. To zgadzałoby się z jego własnymi obserwacjami. Jednak informacja o tym że jeden z punktów ogniskujących barierę został wygaszony bardzo go zainteresował. Nie bardzo wiedział czy chciał by bariera opadła. Wypuszczenie całego tego mroku na zewnątrz nie wydawałoby się najlepszym pomysłem. Tak czy siak mógłby się przyjrzeć latarni z bliska. Informacja jak wygasić ogniska może być przydatna zarówno żeby tego dokonać, jak i temu zapobiec.
Z obserwacji latarni wyrwała go dalsza część opowieści kobiety na temat cieni. No cóż, nie pierwszy raz był nazywany głupkiem (często nawet przez siebie) i pewnie nie ostatni. Gdy wyspiarka porównała cienia do najzwyklejszego zwierzęcia Lvelias z lekkim powątpiewaniem spojrzał na kawał ciemnego mięsa, który zapewne miał trafić na ogień. No tak ogień. Niestety akurat z ogniem najlepiej sobie nie radził. Ciężko go za to winić. Pochodził z krain w 85% pokrytych lasem, gdzie trudno znaleźć odpowiednie miejsce na eksperymenty. Światłem też nie dysponowali w nadmiernych ilościach, więc pozostawało odwiedzić tę całą gwardię i wypytać ich co i jak.
A póki co...
- Mogłyby się panie odsunąć? - ostrzegł kobiety przed tym co miał właśnie zrobić, podnosząc swoją busolę. Gdy kobiety odstąpiły od niego, skupił się na kosturze, żeby spowodować podmuch wiatru, który podsycił ogień, po czym bezceremonialnie otworzył busolę i "wysypał" jej zawartość do trzaskających płomieni, potrząsając nią, jakby opróżniał popielniczkę.
Na wszelki wypadek zdzieliłby wyrywającego się potwora kilka razy magicznym kijem, ale jeśli operacja udała się bez większych komplikacji pozwolił sobie na chwilę oddechu.
Po chwili ciszy, która nastąpiła, milczenie przerwała znowu czarnoskóra kobieta. Lvelias obejrzał się we wskazaną przez nią stronę i zobaczył wspaniały okręt, który niemal żywcem wyjęty został z opowieści o samym sobie. Ale tam, gdzie wielu zobaczyłoby tylko grozę upiornego statku, on znalazł swoją nadzieję.
- Skoro wszędzie nad nami znajduje się bariera, to gdzie on wypływa? - wskazał okręt kosturem. Jakoś wątpił by sławni piraci przerobili swój okręt na kuter rybacki.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Czw Paź 13, 2016 9:40 pm

Jen, ochłonąwszy nieco po utarczce z druidem, odsunęła z twarzy zmierzwione włosy i uprzejmie skinęła głową Ginthrydzie. Imię było nietypowe, ale pasowało do okoliczności… no i kilkusetletniej właścicielki. Jej własne wydawało się dziwnie zwyczajne i nieprzystające do tych na wpół fantastycznych okoliczności. Każdą kolejną rewelację wypowiadaną przez nieznajomych nonszalanckim tonem przepuszczała przez filtr złożony ze zdrowego sceptycyzmu i jak dotąd niezawodnego zdrowia psychicznego, mając nadzieję, ze to ostatnie niezawodnym pozostanie. W tej sytuacji nie miała właściwie wielu innych opcji. Pozostawało zawiesić niewiarę, przyjąć wszystko na klatę i przeć do przodu z nadzieją, że na końcu tej przygody czeka ją gorąca kąpiel i mocny drink. Ewentualnie dwa.
Na nagłą poufałość ze strony rogatego mężczyzny zareagowała najpierw zmarszczeniem brwi, a następnie złośliwym uśmieszkiem.
- Dopóki nie zaproponujesz stosownej alternatywy, będę ci mówić per Gazelo. Mogę? – Spoważniała i zmierzyła niechętnym spojrzeniem swoją busolę. - Owszem, trafiłam tu za pośrednictwem tego diabelstwa. I z tego, co widzę, twoja też zawierała… lokatora. Mam rację?
Gdy Ginthrydzie udało się skrzesać ogień, Jen usiadła przy prowizorycznym ognisku wyciągając nagie stopy w kierunku ciepła. Nie była zziębnięta, ale po ostatnich niewygodach przyjemnie było choć przez chwilę poczuć się komfortowo, a pełgające po deskach płomienie stwarzały przynajmniej pozory przytulności. W skupieniu wysłuchała osobliwej opowieści kobiety o magii, wojnie i ciemności, czując się trochę jak młodsza o dwadzieścia lat wersja siebie, wsłuchująca się w opowiadaną przez kogoś przy ognisku historię o duchach. Musiała jednak przyznać, że ta historia w jakiś dziwny sposób miała sens i pozwoliła wnikliwemu umysłowi Jen wypełnić przepastne luki w tym, co wiedziała na temat tajemniczych amuletów, cienistych glutostworów i własnego położenia. Chcąc nie chcąc, znalazła właśnie potencjalnych sojuszników w osobach tej dwójki. Dla nich najwyraźniej takie sytuacje stanowiły chleb powszedni.
- Pozostaje pytanie jakim cudem te amulety trafiły w posiadanie zwykłych ludzi - wtrąciła. - Swój znalazłam pod stacją benzynową na przedmieściach Los Angeles. Chwilę wcześniej ten stwór pożywił się jej właścicielem...
Nadal wzdrygała się na wspomnienie tamtego widoku.
Wtem rogaty poprosił je o odsunięcie się od ogniska, a sam zbliżył się do niego z busolą w dłoni. W jednej chwili Jen skoczyła na równe nogi i spełniła jego prośbę. Doskonale pamiętała jakim sposobem Ghost Rider poranił potwora, z którym razem walczyli, i z łatwością domyśliła się, co planował druid. I choć plan nie podobał jej się w najmniejszym stopniu, usłuchała.
- Zaczekaj! – ostrzegła mężczyznę. Ze sterty drewna ułożonej przez Ginthrydę chwyciła wyglądającą najsolidniej deskę i trzymając ją oburącz jak miecz stanęła obok druida, gotowa solidnie zdzielić wszystko, co mogłoby wypełznąć z amuletu i jakimś cudem uniknęło płomieni.
- No dobrze. Możesz zaczynać.
Cokolwiek nastąpiło później, na rzuconą mimochodem uwagę kobiety o powracającym do portu Latającym Holendrze, Jen skierowała spojrzenie na morze i sunący po falach ogromny okręt. Natychmiast nasunęło się jej pytanie, które rogaty wyraził na głos. Zielonoskóra skinęła głową w zadumie.
- Doskonałe pytanie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Czw Paź 13, 2016 10:58 pm

Oczywiście kobieta średnio znała miejsce, o którym wspomniał Druid ale mogła sobie zobrazować, że to jakaś odległa kraina. Poza Shadow Isles nie widziała zbyt wiele lądu zresztą całej wyspy też nie zwiedziła. Znała jej spory kawałek ale w pewne rejony nawet ona nie chciała się zapuszczać. Podjęła najprostszą i najrozsądniejszą decyzję jaką było ostanie na brzegu, każdego dnia polując, rozpalając ognisko z wyrzuconych szczątków oraz kierując zbłąkane osoby we właściwym kierunku. Praktycznie zmniejszanie ryzyka bycia zaatakowanym do minimum.
Trzeba było jednak przyznać, że coś jednak wiedziała o tych busolach ale nie wiadomo na ile są to takie podstawy, które każdy zna na tej wyspie. Zwłaszcza, że sama wcześniej powiedziała iż używa się ich do przemieszczania. Stwarzało to całkiem sporo możliwości dla handlu. W końcu wspomnienie o „lokatorach” też wprawiło ją w zadumę przez kilka chwil, która zakończyło się tylko lekkim uśmiechem w kąciku ust i drobnym westchnięciem z serii "no i znowu będzie trzeba sprzątać". Na pewno coś musiała w tej kwestii wiedzieć, ale póki co chyba nie miała ochoty na taką rozmowę. Nie ulegało jednak wątpliwości, że też nie jest dobra w opowiadaniu zresztą co się dziwić komuś kto mieszka na jakiejś złowieszczej plaży bez żadnej żywej istoty przez długi czas? Najpewniej gdyby była barowym gawędziarzem to opowiedziałaby ze szczegółami jak przebiegła cała ta wojna oraz o co tak naprawdę toczyła się walka, ale najpewniej to również mógłby powiedzieć każdy inteligentny mieszkaniec tego miejsca.
Ginthyrda odsunęła się lekko wraz z całą łodzią kiedy Druid wypuścił z busoli stwora. Miał on teraz bardziej cielesną i namacalną formę, a kształtem przypominał modliszkę o 3 parach koso-szponów. Odwłok miał też trochę dłuższy, ale wzrostem pewnie cień byłby tak wysoki jak przeciętny dorosły mężczyzna. Niemniej na własne oczy mogli zobaczyć jakie cuda potrafi zdziałać zwykłe ognisko. Potwór piszczał złowieszczo i szamotał się kiedy był okładany przez Druida oraz Jen i już prawie udało mu się zwiać w stronę Ginthyrdy gdy złapały go 3 czarne macki uformowane z piasku i wcisnęły w ognisko. Zapach palonego mięsa rozchodził się w powietrzu,a stworzenie szarpało się próbując uciec od ognia. Bezskutecznie, gdyż macki które je trzymały były najwyraźniej dosyć silne. Przez moment znaki kobiety się świeciły na ciemnozielono, a kiedy stworzenie przestało się ruszać i macki wypuściły już martwe truchło zgasły. Dosyć ciekawa rzecz stała się z samym ciałem po kilku chwilach, bo pod wpływem ognia najwyraźniej ulegało błyskawicznemu spopieleniu. Trochę jak słabsze wampiry po oberwaniu srebrnym kołkiem tylko tutaj dochodził jeszcze smród spalonego mięsa. Zamienił się czarny proch, który został rozwiany na wietrze. Wyglądał nawet konsystencją trochę jak ten piasek, na którym stali.
- Kapitan Holendra jest osobą dosyć specyficzną - chyba była to najbardziej dyplomatyczna opcja jaką obrała - Najczęściej przyrównuje się ją do samej kostuchy, która przychodzi po niesforne dusze. Bariera jest na pewno szczelna zaś sam statek posiada pewien artefakt, który pozwala przepłynąć na drugą stronę. Oficjalnie to ona jest prawem tej części wyspy – Ginthydra podeszła do jednego z drzew i oderwała ostrą, szpiczastą gałąź, na którą nabiła parę kawałków ociekającego czarną substancją mięsa. Z drewna ułożyła coś na kształt rusztu, na którym mogła je upiec w miarę szybko. Po chwili wróciła do opowieści – Tutaj panuje zasada najsilniejszego. Zjedz albo zostaniesz zjedzonym zaś dodatkowe warunki ustalane są przez kodeks piracki. Jeśli chcecie przeżyć to najlepiej nie ufajcie nikomu ani niczemu co uznacie za potencjalnie przyjazne – odkaszlnęła znacząco. Pytanie czy mogli jej zaufać? W końcu przez cały ten czas mogła ich wpuszczać w maliny i bawić się niczym kot zdobyczą - Zaś jeśli jesteście ciekawi tych przedmiotów, proponuje znaleźć kogoś kto się na tym zna. Najpewniej w stolicy Skrzydlatej Gwardii znalazłby się jakiś rzemieślnik. W końcu to ich wynalazek jest tylko jeden kłopot – powiedziała pocierając palcem wskazującym i kciukiem o siebie w drobnym acz uniwersalnym geście – Najpewniej nie stać was na przewodnika po wyspie, a ja się stąd nie ruszę. Za stara jestem na eskapady w głąb wyspy i za darmo i tak bym tego nie zrobiła – tym oto sposobem mogła przy okazji rozwiać wszelkie nadzieje na to, że ich poprowadzi. Może po prostu jej się nie chciało, zresztą i tak dużo powiedziała. Mogła nawet zażądać jakiejś zapłaty już za obecne informacje ale chyba tego nie zrobiła tylko z czystej przyzwoitości.
Tymczasem statek mknął z ogromną prędkością w stronę portu. Nie trzeba było już lunety by dostrzec, że to jest moloch znacznie większy od galeonów. Żagle statku wyglądały jak zzieleniałe i przegniłe szmaty, oderwane w paru miejscach, zaś prawa burta okrętu była mieszanką zieleni i czerwieni jakby ktoś w okolicy środka postanowił wymieniać deski na nowe. Całe to przegniłe drewno wyglądało iście groteskowo zwłaszcza z dodatkiem ornamentu na przedniej części kadłuba w postaci paszczy potwora morskiego. Nikt normalny chyba nie chciałby czymś takim pływać, ale wyspa udowodniła parokrotnie, że z normalnością ma niewiele wspólnego.
- Nadchodzi noc, a wejście do lasu o tej porze to najgorsze co moglibyście zrobić. Idźcie do karczmy "Pod Umrzykiem". Może jak wyczyścicie podłogę to wam dadzą się przespać w stajni czy coś. W tamtą stronę- machnęła reką w kierunku tamtej luki w lesie, którą z góry widziała wtedy Jen. Swoją drogą nawet była skłonna podzielić się mięsem, które już ładnie się przypiekło. Nadal było czarne jak smoła, ale wyglądało na jadalne. W smaku nie różniło się zbytnio od wołowiny. Sama kobieta z kieszeni sztormiaka wyciągnęła narzędzia stolarskie i zaczęła sobie przeglądać deski, zerkać na dziurę w jednej z łódek jakby porównując czy taka deska będzie pasowała w miejsce wgłębienia czy też nie. Takie trochę większe puzzle. Każdy w końcu musi mieć jakieś hobby, a tej najwyraźniej przypasowała stolarka.

/jeśli macie inne plany to ok, a jeśli chcecie skorzystać z opcji karczmy to zapraszam tutaj
Powrót do góry Go down
Lvelias

Lvelias


Liczba postów : 114
Data dołączenia : 14/07/2016

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Nie Paź 16, 2016 4:13 pm

Rozprawienie się z potworem przebiegło dużo sprawniej niż druid zakładał, choć nie dał po sobie tego poznać. Gdy wyspiarka zaciągnęła stwora z powrotem do ogniska dziwnymi piaskowymi mackami, pozwolił sobie się rozluźnić i ugasić niewielki płomyczek, jaki pojawił się na lasce w piasku plaży. Przyjrzał się uważnie kobiecie używającej magi. Musiał przyznać że był pod sporym wrażeniem, tego jak naturalnie jej to przychodzi. On sam do większości swoich sztuczek potrzebował sporej dozy skupienia. Do tego wyczuwał wcześnie że moc kobiety jest jakoś powiązana z miejscem w którym się znajdują, więc spodziewał się raczej... kontroli cieni? Nekromancji? Wysysania dusz? Zganił się jednak w myślach ze takie szufladkowanie. On sam używał przecież magii chaosu, a nie był żadnym szalonym, głodnym zniszczenia świata czarnoksiężnikiem.
Gdy po paru sekundach było już po wszystkim druid poczuł się lekko zawiedziony. Nie dość że zmarnował przez tego potwora jedną ze swoich mikstur, do której teraz nie będzie pewnie łatwo znaleźć składników, to jeszcze dał się zamknąć w jakimiś masowym więzieniu dla czarnej magii. Być może jednak nie trafił tutaj przypadkiem, a wręcz przeciwnie, natura chciała by podjął takie, a nie inne decyzje by się tu znaleźć i spróbować pomóc tym ziemiom.
- Specyficzną osobą, tak? - zapytał retorycznie. - W takim razie pewnie się dogadamy.
Był dobrej myśli. Skoro pani pirat zna jakąś drogę opuszczenia tych wysp, to nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Jak to mówią: Ręka rękę myję, i chociaż z higieną piratów było różnie, to wierzył, że jakoś się dogadają. Prawo natury też nie było dla niego czymś obcym. Sprawa wyglądała inaczej z kodeksem piratów, ale niedawno nadrobił pierwsze dwie części "Piratów z karaibów" więc jakoś to będzie.
Nagle pojawił się paradoks ufania osobie która twierdzi że nikomu nie powinno się ufać. Lvelias nigdy nie był specjalnie nieufną osobą, ale zdecydował się przejrzeć kobietę swoim Wzrokiem, by zobaczyć skąd właściwie czerpie swoją moc i jaka jest jej natura. W sumie tej całej skrzydlatej gwardii też planował złożyć wizytę, gdy tylko dowiedział się o jej istnieniu. Lvelias nie bał się samodzielnej wędrówki po lesie, nawet pełnym cienistych potworów. Ginthryda poruszyła jednak mimowolnie osobny problem, o którego istnieniu do tej pory druid nie zdawał sobie sprawy. Będąc tutaj stracił dostęp do ulubionego dialektu piratów - złota. Elf był właścicielem niemałego skarbca, mieszczącego się w warowni, ale przy możliwościach otwierania portali na życzenie odzwyczaił się od noszenia przy sobie majątku. A teraz gdy jego kontakt z warownią został zerwany, on sam znalazł się bez grosza przy duszy. To ironiczne, że gdy nigdy złota nie potrzebował, zawsze miał je pod ręką, a teraz...
- Nietaktem by było gdybyśmy nadużywali twojej dobroci, ponad to co już i tak dla nas uczyniłaś. Nie będziemy cię dłużej niepokoić. Mam nadzieję że dane nam będzie spotkać się ponownie. - powiedział, po czym wziął jedno z żagiew walających się po okolicy i odpalił je od ogniska. Miał nadzieję że zdąży przyjrzeć się wygasłemu punktowi i jeszcze dotrzeć do miasteczka, zanim piraci odbiją od brzegu. Wymiana zapasów i przegląd statków powinna im jednak trochę zająć, a szkoda przepuszczać możliwą informację jak działa magia trzymająca barierę. Jeszcze raz odkłonił się obydwu kobietom i nie zważając na ostrzeżenia Jennifer ruszył żwawo (druidzi nie biegają) w stronę latarni.
- Cokolwiek - odpowiedział kobiecie gdy go dogoniła. - Niestety z magią nie jest tak jak z chorobą, gdzie lekarz rozpoznaje symptomy i przepisuje lekarstwa. Z magią trzeba poznać cały schemat, ogólny wzór układanki, a wierz mi każda jest inna, a ta tutaj nie jest wersją dla początkujących. Liczę na to że po obejrzeniu tego klocka, który z niej wypadł, dowiem się czegoś o całości.
Musiał przyznać że polubił tę całą Jennifer. Było w niej coś, co od razu przypadło druidowi do gustu, ale sam jeszcze nie wiedział co. Czuł się więc zobowiązany podtrzymać rozmowę.
- Do naszych stron mówisz? Dokąd byłoby to dokładnie? Rozumiem że pochodzisz z ziemi. - dodał znowu przyglądając się jej swoją mocą. Tym bardziej dostrzegł w niej jakiś dziwny pierwiastek, który z jakichś powodów wydał mu się bliski - Gdyby mój dom leżał w twoim wymiarze, pochodziłbym spod Limerick w Irlandii. Tak więc jeśli chcesz kiedykolwiek wrócić do Los Angeles trzymaj się mnie, rób co mówię i postaraj się mi zaufać, nieważne jak surrealne wydawały by ci się moje metody. Jestem profesjonalistą. Tam skąd pochodzę ludzie powierzają mi sprawy tego typu. - Dodał widząc powątpiewającą minę She-hulk. Na jej pytanie o imię odpowiedział krótko.
- Zwą mnie Lvelias. Lvelias Thro'Ame. Ostatni arcydruid Tir na Nog. To nasza kraina umarłych. - dodał tonem jak gdyby zamawiał dostawcę pizzy. - Ale wiesz, gazeli jeszcze nie słyszałem, a rzadko ostatnio słyszę o sobie coś oryginalnego.
Gdy tylko dotarli pod latarnię Lvelias bacznie obszedł ją kilka razy dookoła oceniając jej stan. Faktycznie, jej lata świetności miała już daleko za sobą, ale wątpił by tylko jej fizyczny stan sprawił że wygasła. Przyjrzał się też zatartemu napisowi, który wskazała mu kobieta. Przyznał jej rację, gdy zauważyła że pismo jest tym samym, którym pokryto ich busole. Druid skupił się na runach, aby ustalić czy czai się w nich jakiś ślad starej magi, czy to zwykły tekst, a w obydwu przypadkach ciekaw by był czy uda mu się ustalić co znaczy. Po tym wszystkim usiadł przed nadwyrężoną konstrukcją w pozycji lotosu. - Gdyby jakieś gigantyczne pająki starały się mnie pożreć, bądź tak miła i wyjaśnij im proszę że to zły pomysł - poinstruował Jennifer w swoim stylu. Sam wyjął z torby świecę zapachową i zapalił ją na przeciwko siebie. Jej zapach jak i niewielkie światło, które dawała pozwoliły mu się odprężyć i wejść w trans, który może pozwoli mu dowiedzieć się czegoś więcej o otaczającej ich barierze, sieci teleportacyjnej, czy ich nieszczęsnych busolach.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Nie Paź 16, 2016 4:28 pm

Pokaz umiejętności Ginthrydy prawdopodobnie nie powinien jej zaskoczyć, niemniej robił wrażenie. No i skłaniał do znacznie większej ostrożności w kontaktach z kobietą. Nie licząc popisowego numeru Ghost Ridera, Jen nigdy nie była świadkiem użycia podobnej mocy. Zaczynała oswajać się z myślą, że zanim opuści to miejsce... jeśli je opuści... jeszcze nie raz będzie miała okazję zobaczenia podobnego wyczynu. To, co się działo, wyraźnie przekraczało jej umiejętności. Nie była przygotowana na mierzenie się z siłami, których nie mogła pozwać i wsadzić za kratki. Przynajmniej opcja spuszczenia czemuś solidnego lania nadal przedstawiała się obiecująco. Jen postanowiła nie rozstawać się odtąd ze źródłem światła, na wypadek napotkania kolejnego z cienistych stworów.
Słuchając wywodu kobiety na temat praw i obyczajów panujących na wyspie, Jennifer poczuła, że ogarnia ją zniechęcenie. Wprost cudownie. Miała stawić czoła barbarzyńskiej bandzie piratów ubrana w niekompletną piżamę i bez grosza przy duszy. Owszem, poradzi sobie z nimi, ale nikt nie powiedział, że będzie to przyjemne. Przy odrobinie szczęścia przyjemność będzie zdecydowanie mniejsza po stronie przeciwników.
Na wzmiankę o kapitanie Holendra i stosowny komentarz druida jedynie sceptycznie uniosła brew. Nie wykluczała możliwości, że jego próba "dogadania się" z tajemniczą kobietą zakończy się ratowaniem mu tyłka przez Jen. Bo że będzie się starała ratować mu tyłek prawniczka nie miała już wątpliwości. Po tym, jak Ginthryda, nie pozostawiając miejsca na niedomówienie, dała im do zrozumienia, że na dalszą jej pomoc nie mają co liczyć, rogaty dziwak był jedynym dostępnym Jen sojusznikiem, w dodatku znacznie lepiej niż ona zorientowanym w całym tym magicznym bajzlu. Jeśli zamierzała się stąd wydostać, powinna się go trzymać.
Jeszcze chwilę wcześniej odczuwała lekki głód, zapewne spowodowany wszystkimi przejściami tej nocy, lecz smród przypalanego potwora i odgłosy temu towarzyszące skutecznie odebrały jej apetyt. Z kolei mięso - bo prawdopodobnie było to mięso - którym poczęstowała ich Ginthryda, wcale nie przedstawiało apetycznego widoku. Jen zaczęła zastanawiać się nad odmową, która nie uraziłaby kobiety, kiedy druid niespodziewanie wybawił ją z kłopotu. Z jednej strony irytowało ją, że bez żadnego skrępowania wypowiadał się w jej imieniu, z drugiej jednak była mu wdzięczna. Skwapliwie przytaknęła jego słowom, podziękowała kobiecie za pomoc i informacje, i skierowała spojrzenie na mężczyznę, który nie czekając na nią już zaczął maszerować w kierunku latarni.
- Powinieneś wiedzieć, że kiedy ostatnio zaglądałam do tej latarni, była pełna wyjątkowo paskudnych pająków - zawołała za nim, a kiedy nawet nie zwalniając zbył jej słowa lekceważąco, zaklęła pod nosem, chwyciła wystającą z ogniska deskę za niezwęglony koniec i z tą prowizoryczną pochodnią pospieszyła za nim.
- Nie żartuję. Jeden z chęcią wygryzłby mi oczy, gdybym szczęśliwie na niego nie upadła. Bydlę było wielkie. Swoją drogą, spodziewasz się znaleźć tam coś, co pomoże nam wrócić w nasze strony? To kompletna ruina.
Krótki wykład z teorii magii, który otrzymała w odpowiedzi, niewiele jej wyjaśnił, ale nie zamierzała z tym dyskutować. Co prawda zapewnienie o profesjonalizmie druida przyjęła z pewną dozą sceptycyzmu, który ten musiał dostrzec w jej twarzy, powiedziała sobie jednak po raz kolejny, że nie ma wyboru.
- Owszem, z Ziemi. Z Los Angeles w Kailfornii - przytaknęła. - Ten twarzowy odcień cery nabyłam później. A ty? - Wymownie przyjrzała się rogom i spiczastym uszom mężczyzny, które za pierwszym razem wzięła za element przebrania, a potem niemal zupełnie o nich zapomniała. Jeżeli nie był człowiekiem ani mutantem, skąd wiedział tyle na temat Ziemi?
- Słuchaj, gazele to piękne stworzenia, ale jeśli mamy razem pracować, czułabym się znacznie bardziej komfortowo znając twoje prawdziwe imię - dodała po chwili tonem, w którym profesjonalizm walczył z rozbawieniem.
Otrzymawszy odpowiedź na dwa ostatnie pytania na chwilę zaniemówiła. Wedle jej wiedzy krainy umarłych na ogół nie były miejscami, z których się wracało aby opowiadać o tym znajomym. Poza tym mężczyzna wydawał się całkiem żywy i materialny. Parokrotnie otwierała usta, aby jakoś skomentować tę informację, ale nic nie przychodziło jej do głowy, poprzestała więc na kilku ukradkowych spojrzeniach. Martwy czy nie, musiała mu zaufać.
Kiedy dotarli do podnóża latarni, Jen po raz kolejny wyjęła z kieszeni swoją busolę i ruchem głowy wskazała mężczyźnie tabliczkę przytwierdzoną do ściany.
- Może się nie znam, ale wydaje mi się, że to ten sam rodzaj pisma. Potrafisz coś z tego odczytać?
W milczeniu obserwowała przygotowania druida, który umościł się na ziemi naprzeciwko płonącej świecy. Starała się niczemu nie dziwić. W końcu uprzedzał ją, że jego metody mogą jej się wydać niecodzienne. Co prawda nie cierpiała bezczynności, ale zagryzła zęby i postanowiła cierpliwie poczekać na rezultaty tych zabiegów. Znalazła sobie większą kłodę lub wystający z ziemi kamień i usiadła pod nim tak, aby osłonę mieć za plecami i móc obserwować zarówno wejście do latarni, jak siedzącego opodal druida. Płonącą deskę zatknęła w piasku tak, aby płomienie jej nie oślepiały.
- Och, wyjaśnię im, nie martw się.
Westchnęła i oparła się wygodnie, nastawiając się w duchu na dłuższe czuwanie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Paź 18, 2016 3:48 am

Właściwie to po głębszych oględzinach wyszło, że Ginthyrda umiała w jakiś sposób połączyć się z piaskiem, który miała pod sobą i go kontrolować. Druid kiedy używała tej sztuczki mógł wyczuć, że jej energia płynęła z ciała na zewnątrz, a potem wsiąkała w ten czarny piach. Być może była już tak przesiąknięta tym mrokiem wyspy, że potrafiła się w nim poruszać niczym ryba w wodzie. Najpewniej jakby weszła do wody mogłaby zrobić dokładnie to samo. Niby prosta zdolność podchodząca pod operowanie żywiołami, a jaka przydatna w takim miejscu.
Pożegnała ich tylko skinieniem głowy. Nie była nawet obrażona, że nie chcieli skosztować jej czarnego mięska z rusztu, a nawet była zadowolona. W końcu to był rodzaj pierwszej lekcji, której im udzieliła. Resztę kroków mieli wykonywać sami. Nie miała nawet nic przeciwko, że Druid wziął jedną z płonących desek. Spełniła swój obowiązek i ich ostrzegła, by nie zapuszczać się w nocy do lasu więc jeśli się sparzą to wyjdzie tylko na dobre – o ile przeżyją. Swoją drogą ciekawe w jaki sposób wygląda tutaj poranek? Całe niebo jest fioletowe więc może po prostu lekko się rozjaśnia o jeden odcień i jest mniej chmur? Jeśli przeżyją to najpewniej się o tym przekonają gdyż jeśli zaufać kobiecie to za dnia jest bezpieczniej i tutaj właśnie pojawia się również ten paradoks zaufania.
Przed latarnią stał ten sam znak, który widziała Jen. Symbole pokrywały się z oznaczeniami na busoli i nawet osobie wprawnej w magicznym rzemiośle szło po jakimś czasie odszyfrować praktycznie większość znaków na tablicy. Gdzie były jakieś znaki, których mógł nie rozpoznać tam szła żelazna logika, która mówiła jeśli ma się słowo „L@#@rni@” (symbole wykorzystane po to by zobrazować brak znajomości niektórych znaków) to szło wywnioskować co oznacza dane słowo oraz znaki po prostu wykorzystując kontekst. Nie wiadomo jak dużo jest znaków tym alfabecie, ale gramatykę mieli bardzo zbliżoną do brytyjskiej. Nie było za tą tablicą żadnego mistycznego przekazu, a zwyczajny znak drogowy mówiący „Latarnia Respira. Punkt nawigacyjny”. Jak się głębiej zastanowił to kiedyś faktycznie słyszał o takim czarnoksiężniku z Wysp Brytyjskich, który niegdyś zaginął bez śladu. Nie był specjalnie potężny i podobno jego pech był legendarny. Na przykład jedna historia mówiła o tym, że potknął się tak niefortunnie i złamał swój kostur, stłukł kryształową kulę oraz wywrócił flakonik z jakąś łatwopalną substancją zapalając całe swoje domostwo. Głębsze i mistyczne oględziny samej latarni przyniosły dosyć zaskakujące wnioski. Cały teren pod samym budynkiem kiedyś na pewno był jakąś żyłą energii magicznej, która powinna być połączona z resztą. Powinna być ale badając wyszło, że nie została zablokowana, a całkowicie odcięta w pewnym punkcie oddalonym o kilkanaście kilometrów stąd najpewniej. Na szczęście Lvelias nie musiał się martwić pająkami, bo te bardzo słabo znosiły zapach jego świeczki. Parę wielkości dorosłego szczura próbowało podejść, ale jak tylko zwietrzały ten smród to zaraz się wycofywały w ciemności. Wewnątrz latarni nadal znajdowały się zwłoki tamtego pająka, którego rozpaćkała Jen tylko miał już sporo ubytku. Młode pajączki pożywiały się ciałem własnej matki. Czyż nie jest to piękny widok tego kręgu życia? Widocznie niektóre zasady normalnego świata również tutaj działają.
Bariera natomiast podtrzymywana była przez pozostałe 16 punktów. Na każdym z nich najpewniej była jakaś pieczęć magiczna tak jak na tym wygasłym. Lvelias jakby spróbował ją złamać to dowiedziałby się jak trudne jest to zadanie. Jedynym minusem tej pieczęci było to, że działała tak długo jak miała dostarczaną energię. Nie szło jej złamać w żaden inny sposób i trzeba przyznać, że ktoś odwalił naprawdę solidny kawał roboty. Jeśli chodzi o same busole to funkcjonowały jako stabilizator portalu teleportacyjnego w obrębie wyspy. Teraz 17 znaków, które były tam dodatkowo miało sens, gdyż zbliżając się do samej latarni jeden z nich się podświetlił. Analizując dogłębniej Druid mógł rozpracować zasadę działania. Każda busola zapisywała każde z tych 17 miejsc i najwyraźniej można się było poruszać w ich obrębie. W momencie kiedy użyło się busoli poza wyspą to domyślny punkt startowy – w tym wypadku latarnia – stawał się punktem teleportacji. Próba otwarcia portalu do tego miejsca bez użycia busoli mogłaby mieć katastrofalne skutki poczynając od rozerwania na strzępy, a kończąc na pojawieniu się w zupełnie innym miejscu niż się chciało. Cała bariera sprawiała, że inne metody transportu magicznego stawały się całkowicie bezużyteczne w tym miejscu, więc takie urządzenie miało sporo sensu chociażby dla kupców albo osób, które podróżują po takiej wyspie. Problemem było tylko to, że nie było opcji otworzenia portalu na zewnątrz bariery.
Przejdźmy teraz do Jen, która miała kolejne spotkanie pierwszego stopnia z mieszkańcem wyspy. Otóż kamień, który sobie obrała za miejsce posiedzenia okazał się być żywym. Po pewnym czasie poruszył się gwałtownie i zaklekotał czymś. Po odwróceniu się mogła ujrzeć, że kamień, o który się opierała to wielki krab pustelniczy z muszlą na plecach. Stworzenie bez chwili namysłu zaatakowało swoimi wielkimi szczypcami nogi kobiety na wysokości kostek, ale efekt był dosyć przeciętny. Nie był w stanie przebić się przez zieloną skórę, a na dodatek wystarczyło się zaprzeć niespecjalnie przy tym wytężając by krab nie mógł Jen przewrócić. Mozolnie próbował coś zdziałać drugą parą szczypiec jednak nie przyniosło to żadnego efektu. Za to Jen z jakiegoś powodu zaczęła nagle odczuwać ból w lewym uchu podobny do tego, który odczuwa się podczas stanu zapalnego oraz nieprzyjemne mrowienie w okolicy kości policzkowych i nosa. Na pewno nie była to wina kraba, bo nawet nie przebił się przez skórę. Trzeba było skorupiakowi przyznać, że gdyby Jen była zwykłym człowiekiem to najpewniej miałaby właśnie amputowaną nogę przez parę szczypiec.
Powrót do góry Go down
She-Hulk

She-Hulk


Liczba postów : 108
Data dołączenia : 17/04/2013

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Paź 18, 2016 12:11 pm

Jen zaczynała oswajać się z myślą, że wszystko i wszyscy na wyspie prędzej czy później będą próbowali ją zabić… Ale żeby tak kamień?
Gdy tylko usłyszała nad uchem ostrzegawcze klekotanie, skoczyła na równe nogi – jak się okazało, tylko po to, by para potężnych szczypiec zacisnęła się na jej kostkach. Było to irytujące, choć nieszczególnie dokuczliwe, toteż z niemałym zdziwieniem przyjęła nagły ból w okolicy lewego ucha i mrowienie zatok. Skąd to się wzięło? Przeziębienia i infekcje w zasadzie nie zdarzały jej się odkąd została She-Hulk. Potarła nasadę nosa i potrząsnęła lekko głową, mając nadzieję, że cokolwiek wpadło jej właśnie do ucha,  równie szybko wypadnie, po chwili jednak postanowiła zignorować ból i zająć się pilniejszym problemem…
Klnąc w, nomen omen, żywy kamień, zielonoskóra zaparła się stopami o piaszczyste podłoże, pochyliła się i rozwarła zaciśnięte na jej nogach kleszcze. Przez chwilę z rosnącym rozdrażnieniem opędzała się od próbujących ją pochwycić odnóży, wykonując na piasku dość zabawnie wyglądający taniec. Wreszcie oburącz chwyciła kraba za szczypce i zakręciwszy się z nim w miejscu kilka razy, cisnęła stworzeniem w morze z gracją godną zawodowej młociarki.
- Co jest nie tak z tą przeklętą wyspą? – zawołała z oburzeniem, obserwując paraboliczny tor lotu nieszczęsnego kraba. Miała nadzieję, że nic mu nie będzie. W końcu nie włożyła w rzut szczególnie dużo siły, jedynie tyle, by zniechęcić stworzenie do ewentualnego powrotu. Tutejsza fauna zaczynała poważnie działać jej na nerwy.
Na szczęście ośmionożni mieszkańcy latarni nie przepadali za ziołowymi świecami, bo żaden z nich nie niepokoił przez ten czas Lveliasa. Widząc, że druid przebudził się ze swego transu, Jen podeszła do niego żwawym krokiem, podparła się pod boki i zmierzyła wzrokiem ponurą budowlę.
- No i? – zapytała zerkając na druida wyczekująco. – O ile nie wiesz jeszcze jak nas stąd zabrać, moglibyśmy poszukać schronienia. Po kilku godzinach na tej plaży nawet podejrzana knajpa pełna piratów zaczyna wyglądać zachęcająco. Mam nawet pomysł na zdobycie darmowych drinków i może czegoś jadalnego.
Puściła do Lveliasa oko i pokrótce objaśniła mu swój improwizowany plan. W każdym barze znajdzie się jakiś zabijaka skłonny posiłować się na rękę dla sportu. To kosmiczna stała. A już z pewnością żaden nie odmówi zakładu z kobietą, żeby nie wyjść na mięczaka. Jen wątpiła aby w tych stronach wiedzieli czym jest hulk i dlaczego próby pokonania jej w zawodach siłowych nie mają najmniejszego sensu. To powinno być łatwe, pod warunkiem, że znajdzie chętnych.
Powrót do góry Go down
Lvelias

Lvelias


Liczba postów : 114
Data dołączenia : 14/07/2016

Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Wto Paź 18, 2016 1:03 pm

Dotarłszy na miejsce Lvelias wyjął z torby swój zwyczajowy bazgrolnik i ołówek. Bazgrolnikiem był najzwyklejszy zeszyt w kratkę, na okładce którego zupełnym przypadkiem znajdował się Harry Potter. Wiele zaklęć i innych tajemnych formuł buntowało się przed elektronicznymi formami zapisu, ale noszenie ze sobą czystego, oprawionego w skóry grimuaru, a wraz z nim pióra i kałamarzu też miało swoje wady. O ile w swojej pracowni studiował zaklęcia z należytą czcią, to w biegu 64-kartkowy zeszyt w miękkiej okładce w zupełności wystarczał.
Gdy udało mu się odczytać zapis latarni zanotował wszystko czego się domyślił na losowo wybranej stronie. Może się okazać że będzie trzeba zrozumieć bardziej skomplikowane teksty, jeżeli będą chcieli opuścić kiedyś tę wyspę, a to lak się pisze „L@#@rni@” i inne tutejsze słowa, mogą ułatwić mu w przyszłości pracę. Wzmianka o magu trochę go zaskoczyła. Spodziewał się że jest ludzkim wymysłem, którym dawni magowie straszyli dzieci. Z drugiej strony on, Latający Holender, powoli zaczynał zastanawiać się na kogo trafią dalej. Robin Hooda?
Potem jednak pogrążył się w transie pozostawiając swój los całkowicie w rękach kobiety, którą poznał przed kwadransem, bo to przecież zupełnie normalne. Umocnienia pieczęci nie zaskoczyły go szczególnie. Skoro kładł je ten sam krąg, który posługiwał się tym koślawym pismem, to druid nawet nie próbował jej forsować bez wcześniejszego przygotowania. Upewnił się tylko że pieczęć jest cała i nie widać na niej żadnych oznak czasu. Duchowo sięgnął w dal gdzie zostało odcięte źródło energii. Wcześniej liczył na to by dowiedzieć się jaka jest natura energii trzymającej barierę. Czy był to ten sam mrok zalegający w każdym zakamarku tych wysp, czy wręcz przeciwnie, jakaś przeciwstawna siła trzymająca go w ryzach. Z tej odległości było to chyba jednak niemożliwe i musiałby znaleźć się bliżej miejsca odcięcia, lub któregoś z pozostałych punktów, aby to określić. Liczył też że uda mu się określić względne położenie pozostałych szesnastu punktów wyspy. Jeżeli nie udało mu się to nie udało nie dał się tym zdołować. Przed przebudzeniem postarał się jeszcze dokładniej przyjrzeć więzi, jakie busole miały z punktami wyspy, aby później spróbować pogmerać przy nich w wolnym czasie.
Okrzyk Jennifer wybudził go z transu. Odwrócił głowę, by zobaczyć jak wiruje z krabem, wygasił świecę palcami i wyjął znowu zeszyt. O ile udało mu się to wyczuć i jeszcze to pamiętał pozaznaczał na nich rozkład pozostałych punktów, oraz miejsce odcięcia, względem latarni. Przygryzł ołówek i dorysował jeszcze prowizorycznie linię brzegową. Nie był urodzonym kartografem, ale rękę miał pewną od lat kreślenia magicznych symboli. Mapka może nie była dokładna, ale być może pomoże im w identyfikowaniu kolejnych punktów. O ile mu się to udało postarał się też dopasować konkretne symbole z busoli do punktów. Gdyby mu się to udało mieliby już coś do pracy. Gdy She-hulk do niego podeszła mogłaby przez ramie zerknąć co bazgrze w zeszycie.
- Dowiedziałem się mniej niż bym potrzebował, choć więcej niż bym się spodziewał - rzekł z uśmiechem, jeśli zerknęła mu przez ramię na rysunki. - W takim razie chodźmy - odpowiedział pozwalając kobiecie samemu dopowiedzieć sobie odpowiedź na pytanie czy wie jak już się wydostać. Pomimo swojego wieku zarumienił się gdy zielona puściła do niego oko. Drinki i jedzenie brzmiały zachęcająco. Zwłaszcza te, za które nie musiał płacić były jego ulubione. Zamknął więc zeszyt, podniósł z piasku swój kostur, oraz pochodnię i ruszył za Jennifer w stronę miasta. Wydawałoby się że w jakiejś swojej błogiej, szalonej niemal, podświadomości jest zupełnie odporny na powagę sytuacji. Może gorszą częścią swoich odkryć podzieli się z kobietą przy lepszej sposobności. Na przykład przy kuflu. - Ciekawe czy mają tu piwo wrzosowe... - rzucił gdy odchodzili od latarni.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1Pią Paź 21, 2016 8:27 pm

Pustelnicze zwierzę miało dosyć mocno zaciśnięte stawy dlatego tutaj już trzeba było użyć znacznie więcej siły, by móc się uwolnić z oków skorupiaka. Niemniej dla Zielonej nie stanowiło to aż tak dużego problemu i po kilku chwilach miała wolne nogi. Będąc pochyloną nawet dostrzegła otwór gębowy kraba, który uzbrojony był w szereg czarnych zębów ostrych niczym małe sztylety chociaż powszechnie było wiadomo, że skorupiaki najpierw szczypcami rozrywają ofiarę i potem drobnymi kawałeczkami wpychają sobie do gęby gdzie to mielą. Krab morderca nie ma serca ale zapowiadało się, że odbędzie dosyć krótki lot w stronę morza. Jen wypuściła go trochę wcześniej nie z racji, że rzut był dostatecznie mocny ale po prostu szczypce się oderwały dzięki sile, którą generowała ciężka skorupa kraba jak i obracająca się z nim Zielonowłosa. Cóż trzeba przyznać, że te szczypce nawet by się na trofeum nadały gdyby nie ociekały teraz wydzieliną i krwią skorupiaka. Sądząc po mocnym pluśnięciu oraz odgłosie pękającego kamienia to chyba uderzył w płytsze miejsce.
Prowizoryczna mapa, którą sporządził Druid może okazać się użyteczna chociaż zaznaczenie linii brzegowych może być niedokładne to już punkciki pewnie niektórzy mieszkańcy wyspy rozpoznają. Może nawet naniesie się jakieś poprawki na mapę przy okazji jeśli linie faktycznie będą źle zaznaczone. Busole poza otwieraniem portali do punktów, które już się odwiedziło nie miały żadnej innej funkcji. Można to było porównać do takiej sieci metra, która ma 17 stacji tylko każdą z nich trzeba było chociaż raz odwiedzić. Nie wiadomo po co był taki upierdliwy mechanizm zamontowany ale pewnie jakiś powód by się znalazł. Na dodatek wyglądało również, że każda busola „rozpoznaje” swojego właściciela i w wypadku kiedy ktoś inny będzie chciał jej użyć to może stać się coś nieprzewidzianego. Najwyraźniej za to odpowiadał kawałek tej uszkodzonej runy, oczywiście ten sprawny kawałek bo ten drugi jak już szło rozpracować mechanizm to odpowiedzialny był za otwieranie portalu do ostatniego miejsca, w którym się było. Busola miała taką funkcję, ale przez to uszkodzenie ta, którą trzymał Druid najwyraźniej nie mogła tego zrobić. Żeby obrać dany punkt za cel podróży należało na zwierciadle wpisać jego nazwę i przyłożyć busolę. Wtedy portal powinien się otworzyć jeśli rzecz jasna już się było w danym miejscu.
Statek, który jeszcze niedawno majaczył na horyzoncie był teraz znacznie bliżej. Żeby dojść do miasta musieli najpierw przejść przez plażę, a potem minąć port. Wszystko na nim było zrobione z czarnego drewna, łatanego deskami, które czasami odpowiadały kolorem wrakom znajdującym się w wodzie. Z jakiegoś powodu najwyraźniej nie ścinano pobliskich czarnych drzew, a może po prostu kiedyś to zrobiono i uznano, że się nie nadają na deski. Trzeba było przyznać, że o tej porze dnia robiło się jeszcze ciszej niż wcześniej. Nawet wiatr nie hulał między drzewami, a o oznakach egzystowania zwierząt można było pomarzyć. Chociaż jeśli kraby były tak duże i atakowały ludzi to chyba lepiej było się nie natknąć na żadne z większych zwierząt. Zwłaszcza w lesie gdzie takie drapieżniki miałyby przewagę.
Do niewielkiej osady portowej prowadził wycięty szlak z deskami ułożonymi na piasku dla ułatwionego transportu rzeczy ze statku. Regularnie co 50 metrów były ustawione pochodnie po obu stronach. Płonęły zimnym, nieprzyjemnym niebieskim ogniem i stopniowo zapalały się jak ktoś się zbliżał. Być może miało to jakiś związek z deskami, pod którymi mogły być zamontowane jakieś mechanizmy nacisku czy coś takiego chociaż same pochodnie miały w sobie kryształ, który emitował ten ogień. Wydawał się zimny i w rzeczywistości był taki. Nie parzył skóry, a ją chłodził. Dawał nawet tak samo dobre oświetlenie jak zwykły ogień.
W skład osady wchodziło parę budynków zrobionych z lekko przegniłych desek oraz kilka większych, które zapewne pełniły funkcje magazynu. Na środku znajdowała się karczma z szyldem podobnym do pirackiej bandery. Czarny szyld z Wesołym Rogerem. Druid mógł odszyfrować napis pod nim jako „Pod Umrzykiem”. Budynek również był ze starych desek, ale wyglądał na solidniejszy niż reszta. Najwyraźniej karczmarz dbał o swój przybytek należycie. Budynek był dwupiętrowy czyli parter i pierwsze piętro. Być może też mógł mieć jakąś piwnicę czy coś takiego. Nie można było zajrzeć do środka przez okna, gdyż okiennice były zamknięte na kłódkę. Starą, przerdzewiałą, która przez wiele dekad wykonywała swoje zadanie należycie. Chociaż znalazły się w samych okiennicach szpary, przez które można było zajrzeć do środka. 5 z 6 stolików (wykonane były z beczki i położonej na nich płyty) obsadzone były osobnikami w czarnych płaszczach i w kapturach. Przy jednym siedział nieumarły pirat. Żaden szkielet, a czysty zombiak w kapitańskim stroju oraz z kapeluszem. Sączył przez gnijącą szczękę najwyraźniej coś z kufla. Spod niektórych płaszczy wystawały podobne widoczki jak na przykład kościane palce, a niektórym gościom opadały… przepraszam, odpadały ręce lub inne części ciała. Natomiast przy ladzie stał duch Edwarda Teach’a. Przecierał kufle od czasu do czasu do nich plując i ponownie przecierając. Trzeba było przyznać, że towarzystwo mieli ciekawe.

ZT tutaj
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Wybrzeże Dusz Empty
PisanieTemat: Re: Wybrzeże Dusz   Wybrzeże Dusz Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Wybrzeże Dusz
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Wybrzeże i okolice

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Wielka Brytania :: Shadow Isle :: Butcher's Bay-
Skocz do: