|
| Harlem | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Harlem Pią Sie 25, 2017 11:37 am | |
| Północna część wyspy Manhattan. Jedna z bardziej znanych i rozpoznawalnych dziennic Nowego Jorku, głównie ze względu na niesamowitą mieszankę etniczną, jaką stanowią jej mieszkańcy. Większość stanowią Afroamerykanie. Poza nimi mieszkają tu jednak Latynosi, Azjaci, a także wielu innych, w tym Rdzenni Amerykanie. Podczas początków Nowego Jorku uchodziło za ośrodek kultury i ruchów literackich. Dopiero podczas wojen światowych mocno podupadł na jakości i stał się tym, z czym kojarzy się zapewne do dzisiaj. W dzielnicy kontrastują ze sobą zarówno piękne wieżowce, jak i osiedla biedoty.
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Pią Sie 25, 2017 12:56 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Harlem Pią Sie 25, 2017 12:03 pm | |
| Mieszkanie wdowy po panu Jameth mieściło się na terenie „tej złej” części Harlemu. Członkowie x-factor prawdopodobnie dobrze znali te ulice i większość miejskich legend, które o nich opowiadały. W każdym razie Rick nie zdawał się przejmować podupadłym otoczeniem. Bądź co bądź prawdopodobnie dorastał między tymi murami. Jego optymizm mógł pewnie podnosić na duchu. Budynek do którego zmierzali nie był daleko. Jego wnętrze nie zaskakiwało stanem. Było dokładnie tym czego można się było spodziewać po takim miejscu. Obdrapane ściany, sypiący się tynk. Grafiti może nawet trochę mniej niż w innych budynkach. Na windzie wisiała pożółkła już karteczka z napisem „out of order”, dlatego bohaterów czekała jeszcze wspinaczka na szóste piętro. Gdy już doczłapali się na górę chłopak zastukał w drzwi mosiężną kołatką. Te otworzyły się, ale tylko na odległość na jaką pozwalał łańcuszek w drzwiach. Dopiero gdy do otworu zajrzał Rick, drzwi zamknęły się, po czym otworzyły ponownie w akompaniamencie opadających rygli. W progu mieszkania stała kobieta. Z początku wydawała się stara, ale po wstępnych oględzinach dało się zauważyć że, była prawdopodobnie zaledwie po trzydziestce, ale sprawiała wrażenie bardzo starej i zmęczonej. Stała tak, wpatrzona w ludzi za swoim synem, spodziewając się zapewne kłopotów. - Hej mamo. To są bohaterowie. Słyszeli o tacie w wojsku i chcieli się czegoś o nim dowiedzieć.- Rick pozostawił x-factor przed faktem dokonanym. Prawdopodobnie ta wersja uchroni go przed matczynym zakazem angażowania detektywów w sprawę zaginięcia ojca. To czy detektywi zdecydują się na podtrzymywanie blefu, to zupełnie inna sprawa. Tak czy siak nawet chwilowe wspomnienie o zeszłym małżonku wywołało słaby uśmiech na twarzy kobiety. - Superbohaterowie, tak? - kobieta zmierzyła wzrokiem gości - Słyszeliście o Davidzie? On też był bohaterem. Miał zdjęcie z sekretarzem obrony. Wejdźcie. Napijecie się herbaty? Kobieta poprowadziła ich gestem ręki do klaustrofobicznego mieszkania składającego się z dwóch pokoi, łazienki oraz kuchni. Widać było że kobieta robiła co mogła aby walczyć z wciąż niszczejącym budynkiem. Na ścianie w salonie widniała fototapeta Nowego Orleanu, wszędzie było czysto i schludnie. Detektywi zostali posadzeni na antycznej sofie, z której o dziwo nie posypały się tumany kurzu, gdy tylko ktoś na niej usiadł. Po jakimś czasie kobieta dołączyła do nich z lekko kiczowatym, ale chyba jednak porcelanowym zestawem do herbaty. Widocznie był używany tylko na specjalne okazje. - To skąd słyszeliście o moim Davie? Był wspaniałym człowiekiem. - zaczęła rozmowę kobieta nalewając herbaty do filiżanek. - Oh, byłabym zapomniała. Nazywam się Maurie. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Harlem Sob Sie 26, 2017 6:47 pm | |
| Jeszcze w samochodzie, tuż po zakończeniu ponownego zbierania informacji, Rictor przesłał plik z nagraniem rozmowy na maila agencji. Liczył na to, że ktoś w biurze go odbierze i zajmie się już tworzeniem akt sprawy... A przez tego kogoś rozumiał Lornę, bo Star mimo wszystko lepiej sprawdzał się przy nieco innych zajęciach, a przecież Ric nie wiedział kiedy zamierzał do nich wrócić Madrox... Lub przynajmniej jeden z Madroxów. Dalszą część trasy Latynos spędził w milczeniu, wyglądając przez okno i słuchając nastawionego cicho radia, rzecz jasna włączonego dopiero po ukończeniu nagrywania. Na wybranym kanale piosenki przeplatały się z krótkimi wiadomościami, ale tak naprawdę jedne i drugie stanowiły dla mężczyzny wyłącznie tło dla jego myśli. Choć początkowo Ric skupiał się na zleceniu i układał sobie w głowie możliwe plany działania, to w miarę zbliżania się do celu podróży do jego rozmyślań zakradło się też parę innych spraw, wynikających z widoków za szybą. Sam nie był do końca pewien jak się z nimi czuł... Ale miał wrażenie, że warunki mieszkaniowe jego "braci i sióstr" powinny go bardziej oburzać. W rzeczywistości jednak nie posiadał z nimi żadnych więzi - i w dodatku stanowił mniejszość wśród mniejszości, przez co szczerze wątpił, aby większość obcych przejmowała się nim. Prawda była taka, że wyglądał zbyt... Cóż, zbyt biało, aby na pierwszy rzut oka wziąć go za Latynosa. Po tylu latach jego akcent również był już ledwo - jeżeli w ogóle - słyszalny, chyba że przełączał się na hiszpański. Do tego dochodziła kwestia mutacji, z którą sporo osób mogłoby miec teraz problem... A nawet wśród mutantów wyróżniał się niszczycielskim potencjałem, czym niektórych pewnie niepokoił. Kiedy dodać do tego jeszcze orientację seksualną, to pula osób, którym by nie przeszkadzał, okazywała się zaskakująco mała. Nie żeby się tym przejmował, bo z tego wyleczył się dawno temu. Po prostu skutkowało to tym, że z nikim nie utożsamiał się tylko na podstawie koloru skóry czy podobnych cech. Wreszcie wychodząc z samochodu i zamykając za sobą drzwi, Rictor rzucił dłuższe spojrzenie sąsiedniemu pojazdowi. Zapowiadało się świetnie, nie ma co. Może wyjątkowo będą mieli szczęście i do ich auta nikt nie zdąży się dobrać, ale jeżeli nie... To Madroxa czeka pewnie walka o odszkodowanie. Dobrze, że jeden z jego duplikatów zadbał kiedyś o wykształcenie prawnicze. Przy tempie narzucanym przez klienta Latynos nie miał jednak czasu, aby dłużej się nad tym zastanawiać, więc zerknął tylko kontrolnie na Rahne, po czym ruszył za chłopakiem w stronę bloków. Na jego obliczu nie rysowała się żadna opinia, pozytywna czy negatywna, ani na zewnątrz - ani już po wkroczeniu do jednego z budynków. Ricowi zdarzało się zresztą pomieszkiwać w gorszych warunkach. Teraz nie oceniał, tylko zapamiętywał. Kiedy w końcu zatrzymali się przed mieszkaniem i w progu stanęła przed nimi matka klienta, ją również Rictor zmierzył uważnym wzrokiem. Jej wygląd nie był wielkim zaskoczeniem, nie po wcześniejszych opowieściach chłopaka. Zmartwienia czy ciężka praca potrafiły odbijać się w ten sposób na zdrowiu i aparycji. Zaskakujące było już natomiast to, co powiedział syn kobiety... I Ric natychmiast przeniósł na niego spojrzenie, skutecznie walcząc z odruchem zmarszczenia czoła. Skoro zleceniodawca życzył sobie, aby nie występowali przed jego rodziną jako detektywi, to powinni to uszanować - nasz klient, nasz pan i tak dalej - ale nie oznaczało to, że Latynosowi podobało się określanie go mianem bohatera. Przecież X-Factor miało być właśnie odstąpieniem od tej rangi. - Z przyjemnością - zgodził się jednak na propozycję herbaty. Co prawda na sam napój nie miał szczególnej ochoty, ale jego spożywanie tłumaczyło się tak naprawdę jako odbywanie rozmowy, a w końcu po to tutaj przybyli... I po to, żeby się rozejrzeć, co Ric przez cały czas robił. Wnętrze mieszkania nie wyglądało tak źle, jak się tego spodziewał, a kanapa - choć wyraźnie stara - okazała się nawet wygodna. Kiedy gospodyni na chwilę się oddaliła, mężczyzna rzucił klientowi długie spojrzenie, unosząc przy tym brew. Nie chciał się odzywać, bo wiedział, że w takich budynkach ściany potrafiły być cienkie, ale jakoś odreagować musiał. Gdyby chociaż chłopak dał im znać, że tak ich przedstawi, to przygotowaliby się na - bez wątpienia nadciągające - pytania jego matki... A teraz wyglądało na to, że będą musieli improwizować. - Rictor. Moja przyjaciółka to Wolfsbane - przedstawił ich oboje na początek, jednocześnie obserwując już to, jak kobieta rozlewała herbatę do filiżanek. Skoro byli tutaj oficjalnie jako bohaterowie, to równie dobrze mógł użyć pseudonimu Rahne. Pewnie to było oczekiwane. Trudniejszą część rozmowy stanowiło podanie logicznego powodu, dla którego chcieli zająć się tym przypadkiem... - Zdarza nam się współpracować ze służbami na różnych szczeblach. Czasem z policją, czasem z armią... Czasem z S.H.I.E.L.D. Dzięki temu słyszymy ciekawe rzeczy od ich pracowników - właściwie nie skłamał, bo utrzymywali - indywidualnie lub jako grupa - pewne relacje z takimi organizacjami... Po prostu bywało, że ta druga strona o nich nie wiedziała, a uprzejmie udostępniała im, na przykład, swoje bazy danych. Kiedy napoje były już gotowe, Ric sięgnął po jedną z filiżanek. W tym samym momencie zerknął też na Rahne, chcąc jej w ten sposób zasugerować, że przekazywał jej pałeczkę i że mogła ciągnąć rozmowę dalej.
|
| | | Wolfsbane
Liczba postów : 154 Data dołączenia : 09/04/2013
| Temat: Re: Harlem Pią Wrz 01, 2017 1:48 pm | |
| Pierwsze zetknięcie Rahne z tą częścią Harlemu było dla jej wyczulonych zmysłów niemal oszałamiające. Gdyby nie nabyta przez lata wprawa w zamykaniu świadomości na poszczególne wrażenia i filtrowaniu ich, długi czas stałaby w osłupieniu, przytłoczona tysiącami drażniących zapachów i dźwięków. Wysiadła z samochodu, kilkakrotnie pociągnęła nosem, katalogując w myślach najbardziej wyróżniające się wonie (ciężarna kotka, przepełniony śmietnik, przypalone mięso w jednym z mieszkań, ciężki zapach bezdomnego mężczyzny drzemiącego na ławce), szybkim spojrzeniem ogarnęła najbliższą okolicę i bez słowa podążyła za ich młodym przewodnikiem. Klatka schodowa budynku, do którego zaprowadził ich chłopak, nie prezentowała się o wiele lepiej, natomiast mieszkanie państwa Jameth, choć ubogie, było na tym tle zadziwiająco schludne i przytulne. Rahne pozwoliła chłopakowi dokonać prezentacji, powstrzymując się od uniesienia brwi, kiedy z jego ust padło oczywiste kłamstwo. Nie lubiła zwodzić ludzi, nie chciała też jednak narobić młodemu kłopotów, toteż miała nadzieję, że zaskoczenie na jej twarzy umknęło uwadze jego matki. Usiadła, z przyjemnością zapadając się w miękka kanapę. Przyłączyła się do prośby o herbatę i uprzejmie podziękowała gospodyni. Przysłuchiwała się rozmowie, na razie pozwalając jej toczyć się bez jej udziału. Zawoalowana odpowiedź Rictora wzbudziła w niej dyskomfort zmieszany z dyskretnym podziwem. Rahne była zadowolona, że to nie ona musiała na poczekaniu wymyślić odpowiedź. Chwilę później pochwyciła porozumiewawcze spojrzenie Rictora i z ciężkim sercem uznała, że nadeszła jej kolej na podtrzymanie konwersacji, jeżeli chcieli dowiedzieć się czegokolwiek o mężu kobiety. - Przykro nam z powodu twojej straty, Maurie - zaczęła, sięgając po stojącą przed nią filiżankę. - Chcielibyśmy pomóc, dowiedzieć się więcej o jego zniknięciu, zamknąć jakoś tę sprawę, jeśli tylko zdołamy. Rodziny bohaterów nie powinny żyć w niepewności co do ich losu. Uniosła filiżankę do ust, dmuchnęła na powierzchnię płynu i ostrożnie upiła łyk gorącego napoju, dając sobie czas do namysłu. Nie czuła się dobrze zatajając przed kobietą ich prawdziwe pobudki, tłumaczyła sobie jednak, że ich intencje są czyste, a owoce ich pracy najpewniej przyniosą korzyść wszystkim zainteresowanym. Szczerze współczuła tej ciężko doświadczonej przez życie kobiecie. Wszystko wskazywało na to, że Maurie była dobrą osobą, bez reszty oddaną mężowi i rodzinie. Zasługiwali wraz z synem na lepszy los. Wilczyca odstawiła naczynie na spodek i spojrzała kobiecie w oczy. - David z pewnością nawiązał w wojsku wiele znajomości. Czy przyjaźnił się z kimś w szczególności? Utrzymywali kontakt po powrocie do domu? Jeśli wierzyć opowieści, którą usłyszeli od Ricka, tajemniczy znajomy jego ojca mógł być ich najlepszym tropem. Trudno było uznać za zbieg okoliczności zniknięcie Davida wkrótce po wizycie kolegi z wojska. Na razie nie mogła pokręcić się po mieszkaniu w poszukiwaniu interesujących zapachów, a obwąchiwanie mebli i pani domu podczas rozmowy z pewnością zwróciłoby uwagę, nie mówiąc o niezbyt korzystnym wrażeniu. Nie traciła jednak nadziei, że wkrótce nadarzy się taka sposobność. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Harlem Wto Wrz 05, 2017 11:21 am | |
| Zanim jeszcze Maurie powróciła z imbrykiem, samo przelecenie wzrokiem po pomieszczeniu mówiło wiele o jej byłym mężu. Zgodnie z tym co wcześniej mówił chłopak wszędzie wisiały fotografie jego ojca. Widać było że pochodziły z dość dawna, bo na tych zdjęciach, na których była, pani Jameth wyglądała na dużo młodszą. Niektóre mogły pochodzić sprzed ich ślubu, lub nawet zaręczyn. Widać było że David żył kiedyś pełnią życia. Zdjęcia z jakiegoś festiwalu z przepustką wojskową. Kolejne, gdzie uśmiechnięty pan Jameth w stroju wędkarza chwali się złowioną „taką rybą”. Oprawiony w ramki, lekko zakurzony dyplom ukończenia z wyróżnieniem wyższej uczelni technicznej. Gdzie indziej strój sportowca. Kilka zdjęć z obozu wojskowego z jakiegoś pustynnego kraju. Na wszystkich zdjęciach promiennie uśmiechnięta twarz. Gdy już się rozsiedli i Rictor zaczął opowiadać, kobieta wyraźnie się rozanieliła. Poniekąd patrzyła na rozmówcę, jednak myślami przynajmniej połowicznie była gdzieś indziej. Być może wspomnienie organizacji z jakimi współpracują przypomniało jej jakieś miłe chwile z życia gdy mąż jeszcze był przy niej. Lub po prosu jeszcze żył. Dopiero słowa Rahne zdały się przywrócić kobietę do chwili obecnej. Na dosłownie kilka sekund jej twarz wykrzywił wyraz niemalże rozpaczy, ale szybko wróciła do siebie. - Dziękuję, choć to było tak dawno, że zdążyłam już się z tym pogodzić. - choć ton głosu, oraz bicie serca kobiety jednoznacznie wskazywały, że jednak nie. - Trzeba iść naprzód, jak to mówią. To dość stara rana. Policja i wojsko niczego się nie dowiedzieli, ale jeśli wierzycie, że wam się coś uda, będę wdzięczna za każdą informację. Nie wiem jednak czy będę w stanie bardzo wam pomóc. David pewnego dnia wyszedł i już nie wrócił. Czasem tak znikał. Raz nawet na cały tydzień. Widocznie musiał się wyszaleć. To ten zmysł przygody. Po powrocie z wojska rutyna musiała go strasznie męczyć – wywrócenie oczu siedzącego obok chłopaka i jego pogardliwy wyraz twarzy wskazywało wyraźnie że ma inne wytłumaczenie zaginięć taty, niż „zmysł przygody” - Nie lubił opowiadać co się wtedy działo. - Nie lubił, bo nic nie pamiętał! - żachnął się chłopak matce. Widać był w tym wieku. - Całymi dniami był pijany w sztok! Gdy wracał wyglądał gorzej, niż większość... - śmiertelnie poważny wzrok matki sprawił jednak że chłopcu od razu zrobiło się głupio. - Młody człowieku! Trochę szacunku! Gdyby nie on nie byłoby cię nawet na świecie! - po krótkiej, acz skutecznej reprymendzie pani Jameth wróciła do tematu. Dzieciak naburmuszony siedział już cicho, choć widocznie dalej nie podzielał zdania matki. Kobieta nawet wstała i z jednej z szafek wygrzebała teczkę z dokumentami, z której po chwili wygrzebała oficjalny list z wynikami śledztwa w sprawie jej męża. Niestety nie było w nim nic więcej, czego detektywi by już nie wiedzieli z ust chłopaka, albo matki. - Tak, cały jego oddział trzymał się razem nawet po odesłaniu z misji. Na wojnie rodzą się prawdziwe przyjaźnie. - Maurie znowu przybrała ten rozmarzony wyraz półmarzeń, gdy wspominała o życiu męża. - Henry Goodride. Ten, obok mojego Dave'a na zdjęciu znad telewizora. Był jego najlepszym przyjacielem. Dave uratował mu nawet życie przed wybuchem. Zasłonił go swoim ciałem, za co dostał nawet medal. Był jednak w ciężkim stanie. Lekarze straszyli że umrze. - kobieta bardzo posmutniała. Zdała sobie chyba sprawę z ironii tego wyznania. Widać jednak że była wyjątkowo twardą kobietą, bo tego typu wytrącenia z równowagi trwały u niej naprawdę krótko. - Został wycofany ze służby, co strasznie nim wstrząsnęło. W każdym razie po powrocie Henry odszukał Dave'a i zaczął organizować ich „spotkania weteranów”. W samą porę rzekłabym, bo już nie wiedziałam co mam z nim robić. Nawet kilka razy złożył nam sam wizytę. Zamykali się wtedy w salonie i rozmawiali o dawnych czasach. Dave wtedy bardzo odżył. Miałam wrażenie że odzyskałam na nowo swojego męża. - długie zerknięcie na jedno ze zdjęć. - Trwało to jakiś rok. Do śmierci Henrego. Nie wiem jak to się stało, Dave nigdy mi nie powiedział. Skończyli się znajomi. Całe grono nagle o nim zapomniało. Nie dziwię się że tak to odebrał. Od tamtej pory było już tylko gorzej... Emocje urosły w kobiecie do tego stopnia, że nie mogła dalej mówić. Zamknęła oczy i zakryła twarz dłonią. Po policzku pociekła jej samotna łza. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Harlem Sro Wrz 06, 2017 5:12 pm | |
| Podczas gdy Rahne w imieniu ich obojga ciągnęła dalej rozmowę, Rictor skorzystał z okazji, aby upić trochę swojej herbaty. Była gorąca, ale to mu nie przeszkadzało, przeciwnie, taką chyba nawet wolał. Jego spojrzenie przenosiło się to pomiędzy obecnymi w pomieszczeniu osobami, to przeskakiwało na zdjęcia na ścianach. Sporo pamiątek... Prawie jak kult zmarłego, za czym przemawiały również wcześniejsze słowa gospodyni. Jak bardzo Latynosowi nie podobałoby się to przedstawienie ich jako bohaterów, tak teraz musiał przyznać, że przyniosło im sporo korzyści. Czuł, że Rahne obrała w tej dyskusji właściwą drogę, wspominając o tym, że Maurie zasługiwała na poznanie prawdy... A skoro kobieta tak bardzo idealizowała swojego męża, to komplementowanie go mogło im tylko wyjść na dobre i skłonić ją do współpracy. Matka ich klienta z pewnością nie wykazywała żadnych oporów przed opowiadaniem im całej historii... Ze swojego punktu widzenia, który wyraźnie różnił się od tego, który prezentował jej syn. Rica wcale to nie dziwiło. Przecież jak często zdarzało się, że zakochane osoby nie chciały widzieć wad swoich partnerów czy partnerek? Wbrew pozorom dzieci potrafiły na to spojrzeć o wiele trzeźwiejszym okiem... Tyle że rzadko były wysłuchiwane. Tak czy siak porównanie zeznań obu stron dawało lepszy obraz sytuacji - chyba nawet szczególnie wtedy, gdy strony się kłóciły. W końcu w emocjach nieświadomie zdradzało się więcej. Nie oznaczało to, że mężczyzna cieszył się z takiego rozwoju wydarzeń. Zwyczajnie go wykorzystywał. Nie wtrącał się ani podczas nagłego wybuchu klienta, ani wtedy, gdy matka ustawiła go do pionu... Choć jej argument wcale mu się nie spodobał i w głębi ducha Ric gorzko się na niego zaśmiał. Na zewnątrz jego twarz nie zmieniła wyrazu, lecz kątem oka spojrzał na Rahne, aby dostrzec jej reakcję. Nie, rodzice nie zasługiwali na szacunek tylko za to, że przytargali kogoś na ten świat. Oni oboje dobrze o tym wiedzieli. Trzymanie języka za zębami było jednak częścią tej pracy, więc mutant słuchał i obserwował dalej, podczas gdy gospodyni przyniosła dla nich jakieś dokumenty. Szybkie przejrzenie wyników śledztwa nie wzbogaciło ich wiedzy o nic nowego, ale na wszelki wypadek Ric i tak wyjął komórkę, aby zrobić zdjęcia listu, w tym celu rzecz jasna odstawiając herbatę. Może przydadzą im się chociaż nazwiska funkcjonariuszy związanych ze sprawą. W tym czasie Maurie mówiła dalej, a Latynos wciąż słuchał jej uważnie. Odnotował w pamięci nazwisko tego przyjaciela jej męża, po czym - za wskazaniem kobiety - rzucił okiem na jego wizerunek na zdjęciu... Z każdą chwilą wszystko to brzmiało coraz bardziej obiecująco, przynajmniej do momentu, gdy matka klienta wspomniała, że Goodride zmarł dużo wcześniej. Czyli nie będą w stanie go przepytać... Ale sprawdzić już jak najbardziej tak. Wliczając w to okoliczności jego śmierci, skoro Maurie ich nie znała. W końcu jednak stało się to, czego Rictor obawiał się od samego początku i emocje wzięły górę nad ich gospodynią. Mężczyzna spojrzał krótko, lecz wymownie na jej syna, bo w końcu z nich wszystkich to on najbardziej nadawał się do pocieszania wdowy... Lecz mimo to sam również nie mógł już dłużej milczeć. - Wiem, że nasze działania nie zwrócą pani męża, ale mogę obiecać, że zrobimy wszystko w naszej mocy, żeby wyjaśnić jego zniknięcie - Ric nigdy nie był za dobry w kontaktach międzyludzkich. Nie szło mu rozmawianie, a tym bardziej pocieszanie i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział też jednak, że nawet po latach niepewność i niewiedza zawsze były najgorsze. Dawały ten bolesny, krzywdzący rodzaj nadziei, który potrafił zatruwać życie. Latynos nie chciał od razu zmieniać tematu, więc odczekał chwilę, aby - jeżeli się na to zdecydują - Rahne i ich klient mogli zareagować albo sama Maurie się uspokoić. Dopiero wówczas ponownie się odezwał. Musieli kontynuować śledztwo, a w końcu przybyli tutaj głównie po to, żeby Wolfsbane mogła powęszyć. - Rozumiemy, że po takim czasie to mało prawdopodobne, aby zachowały się tutaj jakieś ślady, ale mimo wszystko chcielibyśmy się trochę rozejrzeć po mieszkaniu, a potem pewnie po okolicy. Może natkniemy się na coś ciekawego - poinformował Maurie, choć po części była to również prośba o pozwolenie.
|
| | | Wolfsbane
Liczba postów : 154 Data dołączenia : 09/04/2013
| Temat: Re: Harlem Czw Wrz 07, 2017 2:34 pm | |
| Uważnie słuchała opowieści, od czasu do czasu kiwając ze zrozumieniem głową lub uśmiechem zachęcając kobietę do dalszych zwierzeń. Nietrudno było odgadnąć, co dręczyło jej męża. Telewizja, prasa i literatura fachowa rozprawiała o tym obszernie. Zespół stresu pourazowego był przypadłością często dotykającą weteranów, a także (czego opinia publiczna mogła być nieświadoma) osób potocznie zwanych superbohaterami. Rahne mogła mieć nikłe wyobrażenie o codzienności żołnierzy na froncie, miała za to całkiem niezłe pojęcie o tym, co przeżywa ktoś, kto w krótkim czasie doświadczył zbyt wielu traumatycznych i niewytłumaczalnych zdarzeń. Nagły wybuch chłopaka i sprowokowana tym reprymenda jego matki wywołały lekkie zażenowanie Wilczycy. Nie chciała bezczelnie obserwować sceny, jako jej mimowolny świadek, odwróciła więc spojrzenie i po raz kolejny napotkała porozumiewawcze spojrzenie Rictora. Od razu domyśliła się co przywołało na jego twarz ten ledwo uchwytny szyderczy grymas i w jakiś sposób wiedziała, że w trakcie tych kilku sekund, na które ich spojrzenia się skrzyżowały, on także poznał jej myśli. Wiedział i wiedział, że ona wie. Poczuła niewytłumaczalny przypływ czułości dla przyjaciela i odpowiedziała mu takim samym spojrzeniem. Dobrze było mieć świadomość, że nadal rozumieją się bez słów. Chwila minęła, rodzinna sprzeczka także. Przez chwilę Rahne myślała, że wzburzona zachowaniem syna Maurie postanowiła ich opuścić, ta jednak wstała tylko na chwilę, aby podać detektywom teczkę z dokumentami. Jakby nigdy nic podjęła przerwany wątek. Nie było po niej widać wcześniejszego zdenerwowania, doskonale panowała nad emocjami. Rahne pobieżnie przejrzała dokumenty, a kiedy Rictor zajął się sporządzaniem ich fotokopii, przeniosła spojrzenie na wskazane przez kobietę zdjęcie nad kominkiem. Wstała z kanapy i podeszła bliżej, powierzając pamięci zarówno twarz Davida Jametha, jak i zmarłego Henry'ego Goodride'a. Czy on także zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach? Może rozmowa z jego rodziną również nie byłaby od rzeczy... Coś przyszło jej do głowy. - Czy moglibyśmy pożyczyć tę fotografię na czas śledztwa? Obiecuję, że oddamy ją w nienaruszonym stanie - poprosiła. Mogła, co prawda, wzorem starszego kolegi zwyczajnie sfotografować zdjęcie, jednak z jakiegoś powodu powielanie wizerunków zmarłych ludzi wydało jej się oznaką braku szacunku. Wróciła na swoje miejsce na kanapie i zajęła się opróżnianiem filiżanki z herbatą, podczas gdy Maurie kontynuowała swoją opowieść. Pod koniec głos jej się załamał. Rahne zalała fala współczucia, gdy kobieta, przytłoczona bolesnymi wspomnieniami, które najwyraźniej wciąż były zbyt świeże, ukryła twarz i zapłakała. W pierwszym odruchu rzuciła okiem na Ricka, jeżeli jednak chłopak nie rzucił się, by pocieszać matkę, sama objęła kobietę ramieniem i poklepała ją delikatnie po dłoni. - Wybacz, nie chcieliśmy budzić przykrych wspomnień - odezwała się cicho. - Tak, jak powiedział Rictor, zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Masz nasze słowo. Być może popełniała błąd emocjonalnie angażując się w tę sprawę. Miała to gdzieś. Maurie należał się każdy strzęp nadziei i spokoju, jaki mogli jej zapewnić. Kiedy Rictor ponownie podjął rozmowę, Rahne przytaknęła mu ochoczo i spojrzała na gospodynię, oczekując na jej zgodę. Jej entuzjazm nieco przygasł, ale nie traciła nadziei. W zamkniętych pomieszczeniach zapachy utrzymywały się niekiedy całymi latami, a jeżeli wdowa utrzymywała pamiątki po mężu w mniej więcej nie zmienionym stanie, istniała szansa, że jakieś się zachowały. Jeżeli Maurie nie miała nic przeciwko, Rahne rozpoczęła obchód pokoi, które udostępniła im pani domu. Miała przy tym nadzieję, że choć na chwilę zostaną sami. Nie chciała dodatkowo zaszokować zrozpaczonej kobiety przemieniając się w wilkołaka na jej oczach i jako bestia buszować w osobistych rzeczach jej męża. Najbardziej interesowały ją ubrania, przedmioty codziennego użytku i często używane meble - na ulubionym swetrze, grzebieniu lub fotelu zapach człowieka utrzymywał się najdłużej. Nie zamierzała jednak pominąć żadnego miejsca. Nawet na parkiecie, dywanie lub ścianach mógł być jakiś ślad, choćby kropla krwi. Zapachu ludzkiej krwi nie sposób zapomnieć... |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Harlem Pon Wrz 11, 2017 5:37 pm | |
| Gdy tylko jego matka zaczęła płakać, młodociany klient zmienił swój buntowniczy wyraz twarzy na bardziej współczujący i przysunął się do matki, aby objąć ją ramieniem. Jego umiejętności interpersonalne stały jednak chyba na poziomie podobnym do Rictora, bo nie powiedział nic więcej, z wyraźną trudnością szukając słów. Tak więc powrót do dalszej rozmowy zajął krótszą chwilkę, oraz ćwierć paczki chusteczek do nosa. Gdy jednak Maurie znowu się uspokoiła, można było kontynuować rozmowę. Kobieta miała pewne opory z rozstawaniem się z tą konkretną fotografią. Ciężko powiedzieć czy wiązały się z nią jakieś miłe wspomnienia, czy po prostu lubiła ją bardziej od innych. Zamiast tego, z tej samej szafy co list wyjęła jeszcze album ze zdjęciami, w którym znalazło się wiele fotografii Davida i Henry'ego w wojskowych mundurach. Znalazło się tam też takie z samym Henrym i tego konkretnego kobieta nie miała żadnych oporów oddać detektywom. Na fotografii wyglądał na ledwo przed trzydziestką. Według Marie zdjęcie zrobiono jakieś pięć lat temu. Od tego czasu człowiek ten mógł się zmienić, ale przecież nieznacznie. Biały, postawny mężczyzna z krótko obciętymi szatynowymi włosami i brązowymi oczami wciąż mógł pozostać rozpoznawalny, gdyby kogoś o niego zapytać. Właściwie ciężko było o bardziej idealne zdjęcie twarzy. Z niewielkimi oporami, nie wiedząc czego właściwie oczekują, wdowa po panie Jameth zaprowadziła mutantów do swojej sypialni, którą niegdyś dzieliła z mężem. Pokój był dużo mniejszy od salonu. Składał się niemal wyłącznie z rozkładanej kanapy i regału. Mimo prawdopodobnych prób pozostawienia wszystkiego tak jak to zostawił mąż, było na to po prostu zbyt mało miejsca. Wszystko ograniczyło się więc do jednej półki regału, zamienionej w swoisty ołtarzyk. Był na nim zielony beret poprzekłuwany całą masą przypinek i odznaczeń, róża pustyni, jakiś przedziwny totem, zdjęcie ze ślubu, nieśmiertelniki i wiele innych. Co się zaś tyczy zapachu, to mimo czułego nosa Rahne ciężko było z tego wszystkiego jednoznacznie wyciągnąć zapach pana Jameth'a. Pomieszczenie było najwidoczniej regularnie czyszczone i wietrzone. Nawet łóżko, czy reszta rzeczy Dave'a z szafy pachniały bardziej Maurie niż czymkolwiek innym. Niewykluczone jednak, że gdyby Rahne natknęła się na tę konkretną mieszankę zapachów później, mogłaby je ze sobą skojarzyć. Samo mieszkanie pewnie nie powiedziało detektywom zbyt wiele, a kobieta prawdopodobnie nic przed nimi nie zataiła. Jeżeli bohaterowie nie mieli już żadnych pytań, chyba nie zostało nic więcej do zrobienia w mieszkaniu. |
| | | Rictor
Liczba postów : 153 Data dołączenia : 30/12/2015
| Temat: Re: Harlem Wto Wrz 12, 2017 2:47 pm | |
| Po chwili zwłoki, wyposażeni w fotografię przyjaciela z wojska - i to nawet lepszą od tej, którą początkowo Rahne planowała zgarnąć - udali się wreszcie na przeszukiwanie mieszkania... A dokładniej jednego pomieszczenia, tego, w którym szanse na znalezienie jakichś śladów zdawały się być największe. Tutaj Rictor pozwolił Wolfsbane grać pierwsze skrzypce, sam zaś trzymał się na uboczu. Rozglądał się uważnie, to oczywiste, do niektórych przedmiotów nawet podchodził, ale nie chciał jej przeszkadzać w węszeniu... Bo pomiędzy nimi dwojgiem to ona mogła w tym miejscu ustalić więcej. Uwagę Rica bardzo szybko przykuła półka poświęcona zmarłemu, która znów przywiodła mu na myśl skojarzenia z kultem mężczyzny. Tak naprawdę teraz już się temu nawet nie dziwił. Kiedy Rahne skończyła obwąchiwać wystawione na niej obiekty, Latynos również się do nich zbliżył, na wszelki wypadek uwieczniając zbiory na komórce. Odznaczenia nie interesowały go w aż takim stopniu, no i można je było w każdej chwili sprawdzić, ale pozostałe przedmioty teoretycznie mogły mieć jakieś znaczenie, więc zamierzał je potem wyszukać. Może były to tylko pamiątki, a może miały z czymś istotnym związek - na przykład z jakimś miejscem. - I jak? - spytał przyjaciółkę, gdy zbierali się już z sypialni. Od początku nie wiązał z tym łapaniem zapachu wielkich nadziei, ale skoro już tego spróbowali, to chciał poznać efekty. Jeżeli kobiecie udało się coś namierzyć, to świetnie, ale jeśli nie... Trudno, tak czy siak mieli parę wątków do sprawdzenia. - Moja propozycja: piszemy do naszych, niech sprawdzą czy uda im się coś ustalić na temat okoliczności śmierci Goodride'a oraz śledztwa w sprawie tego zaginięcia. Równie dobrze policja mogła nie wspomnieć rodzinie o czymś, na co się natknęła, a co uznała za nieistotne - zasugerował, a że komórkę i tak miał już na wierzchu, to teraz wysłał do bazy zrobione wcześniej zdjęcia pisma, które pokazała im Maurie. Jeżeli Rahne by się z nim zgodziła, w następnej wiadomości zawarłby opis tego, czego potrzebowali... Podobny do tego, co właśnie powiedział, tylko z uściśleniem kim był Goodride. Chętnie sam zabrałby się za szukanie tych danych, bo w końcu był ich nadwornym hakerem, ale w takim wypadku musiałby się najpierw dostać z powrotem do siedziby X-Factor Investigations, a to wymagało czasu... Którego w ten sposób nie musieli marnować. Star z pewnością potrafiłby go zastąpić, być może Lorna również, choć o tym nie był już w pełni przekonany. - Dziękujemy za rozmowę i za wszystko inne. Będziemy w kontakcie - zwrócił się wreszcie do matki z synem, a na koniec zaoferował jeszcze temu ostatniemu wymienienie się numerami, żeby rzeczywiście w razie czego mogli się do siebie wzajemnie odzywać. Jeżeli tylko mógł, od razu utworzył sobie w komórce jego profil.
Z/t, o ile ktoś nie ma innych planów?
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Harlem | |
| |
| | | | Harlem | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |