Imię i nazwisko:Maraktus Virnie
Pseudonim:Arthur
Rasa:Kosmita (Scutian)
Miejsce pochodzenia:Planeta Scuti
Wiek:6 lat
Frakcja:Cywile...?
Wygląd:Małe, ciemnoróżowe, gadopodobne coś. Arthur porusza się pionowo jak człowiek, przemieszczając się na swoich masywnych gadzich łapach pokrytych ciemną, czarno-bordową łuską. Stopy z wydłużonymi czterema palcami, uzbrojone w złote pazury a jeden z palców jest skierowany do tyłu jak u ptaków. Pozwala mu to chwytać się na przykład grubszych gałęzi. Jego tułów jest proporcjonalny, posiada długi ogon pokryty drobnymi łuskami. Ramiona ma dosyć silne, grube łapki a w dłoni po pięć palców z przeciwstawnym kciukiem. Cienka i krótka szyja zpokryta odstającym, ciemnym futrem. Dość duża głowa, przypominająca nieco kształem ziarno słonecznika, błękitne ślepia i zakręcone jak u barana, śnieżnobiałe rogi. Na głowie posiada duże uszy, ciemniejsze na końcówkach i turkusowe wewnątrz. Ma ostre kły w pyszczku oraz delikatnie rozwidlony, szeroki język. Rzuchwę ma biało-żółtą. Jego ciało pokrywa w głównej mierze futro w ciemniejszym odcieniu różu, upstrzony czarnymi plamkami. Posiada drobne łuski jedyne na ogonie, torsie (gdzie są mlecznobiałe), od zgięcia kolana w dół, na przodzie pyska oraz na przedramionach. Mierzy sobie zaledwie 100,3 cm wyskości, waży około 24 kg. Kiedy dorośnie osiągnie wzrost pełnych 210 cm, przed osiągnięciem dorosłości zrzuci nieco łusek i futra przez co może mieć zupełnie inne barwy ciała. Równie dobrze futro w którymś miejscu może odpaść i wyrosnąć w innym.
Charakter:To jeszcze dziecko, czego można się po nim spodziewać? Cięgle ma napady paniki, cały czas płacze, jest też bardzo empatyczny i wrażliwy. Doskonale wyczuwa emocje i zamiary innych. Bardzo ciężko zdobyć jego zaufanie, musi też upłynąć trochę czasu zanim stanie się bardziej pewny siebie w danym miejscu. Jak się uspokoi to okazuje się, że to bardzo ciekawski, czasami nawet wścibski osobnik. Wszystko chce wiedzieć i zobaczyć, chłonie wiedzę jak gąbkę ale jak coś powtarzasz z nim rutynowo i tak samo to szybko potrafi się zniechęcić i znudzić. Ma wielką wyobraźnię, wielkie marzenia, jest ambitny i co bardzo ciekawe - już teraz wykazuje się niezwykłą determinacją do osięgnięcia jakiegoś celu ale do niezłomności jeszcze daleka droga. Bywa posłuszny ale czasami jak się nie wyśpi, a uwielbia spać, będzie marudzić. Na razie ciężko radzi sobie ze stresem, co objawia się różnymi tikami albo obgryzaniem pazurów. Lubi przyrodę.
Umiejętności: Czego zdążył się nauczyć? Rysuje ale wiadomo, to dziecko więc arcydzieła to nie są. Bardzo szybko się uczy, cechą charakterystyczną jego rasy jest wręcz błyskawiczne pochłanianie wiedzy (co nie oznacza, że na przykład nauczy się obcego języka w kilka dni)
Potrafi zwisać do góry nogami trzmając się jedynie swoim chwytnym ogonem.
Moce:> Telekineza - Arthur potrafi odpychać lub podnosić przedmioty bądź osoby ważące nie więcej niż 1 kg. Prawdopodobnie ma więcej możliwości ale póki co samo odepchnięcie kogoś sprawia mu wielki wysiłek...i dodatkowo ból głowy.
> Wytrzymały organizm - Kości potrafią wytrzymać upadek z nawet 15 metrów, jest to genetyczna odporność. Rany goją się bardzo szybko, wolniej te bardzo poważne jak złamania albo rany w których na dodatek jest ciało obce. Jego organizm jest tak zbudowany, że większość Ziemskich trucizn na niego nie działa. Nie odczuwa dużego zmęczenia przy długotrwałym, intensywnym wysiłku. To jednak musi doskonalić, trenować, ponieważ teraz potrafi go zmęczyć zwykła ucieczka a upadek z trzech metrów źle się skończy. Jedynie małe rany szybko się zagoją.
> Widzi w nocy, jednak ma wtedy nieco rozmazany obraz
> Słuch podobny do psiego
> Potrafi niczym kameleon wtopić się kolorem łusek w otoczenie
(nieodkryte)> Szybki czas reakcji
(nieodkryte i niewyszkolone)Broń:Dziecięca aparycja?
Ekwipunek:Zabawka-smok działająca na energię słoneczną. Nie rozstaje się z nią i bardzo smuci się kiedy zostanie zniszczona. Da się ją jednak łatwo poskładać. Jest to taki mini-robocik, który ma wprogramowane kilka prostych komend np. "siad" albo "przynieś" (w języku Scuti)
(podgląd)Historia:Scuti to dosyć rasa agresywna, głównie żyjąca walką, mająca się za lepszą od innych. Wspaniali stratedzy, konstruktorzy, wynalazcy i wojownicy. Ich technologia była naprawdę pokaźna, budowali statki pomagające im w napadaniu na inne planety. Byli mistrzami przetrwania. Byli. Miał się pojawić ktoś, kto zakończy ich samowolkę.
Jednak najważniejsza teraz jest historia Arthura, która nie należy do zbyt długich. Kiedy wykluł się ze swojego jaja, najmniejszego z całego miotu, rodzice od razu traktowali go znacznie gorzej niż resztę rodzeństwa. Spośród trzech braci i dwóch sióstr to on był najsłabszy. Kiedy cały miot zaczął się szkolić do walki a on nie chciał, rodzice go odrzucili. Scutianie trzymali zasadę, że przeżyje najsilniejszy a słabe osobniki oddaje się do laboratorium na testy. Taki los czekał też Maraktusa, który pewnej nocy kiedy spał sobie słodko, został przez własnych rodziców oddany do takiego właśnie "ośrodka". Zapłakany i zdezorientowany, trzymając kurczowo swoją zabawkę, zamknięty został w jakiejś szarej komórce. Mieli na tyle litości, że na razie pozwolili mu zatrzymać robota. Minęło kilka dni, aż w końcu został zabrany (oczywiście siłą) na pierwszy test. W dużym, biało-zielonym pomieszczeniu znajdowało się kilku naukowców, chłodno patrzących na jakieś wykresy oraz równie chłodno na dziecko które właśnie zostało przyprowadzone. Stała tam jakaś maszyna, wyglądała jak dwa kły wygięte do wewnątrz. Arthur z płaczem żegnał się ze swoim życiem, już słyszał jak zadają sobie pytania typu "czy przeżyje?"
Nagle stało się coś, co zupełnie ogłupiło samczyka. Ten co go targał złapał go za ramiona, popatrzył mu w oczy i poprosił aby się uspokoił. Powiedział mu, że podszywają się pod tych naukowców, ratując takich jak on i że sami są "słabymi ogniwami". Chcieli go uratować wysyłając na inną planetę, gdzie przynajmniej będzie miał jakieś szanse na przeżycie. Nie czekali na jego zgodę czy jakąkolwiek rekację, włączyli maszynę, błysnęło białe światło i nim Maraktus się zorientował - leżał plackiem na ziemi. Zielonej ziemi, dookoła niego drzewa, noc i jego zabawka. Pytanie za pytaniem cisnęło mu się do głowy, tak samo jak łzy napływające coraz intensywniej do oczu.