|
| Audytorium Lisnera | |
|
+6Moonstone Quicksilver Scarlet Witch Emma Frost Roberto da Costa Samuel Guthrie 10 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Audytorium Lisnera Czw Sty 25, 2018 8:21 pm | |
| Audytorium znajdujące się na terenie kampusu Uniwersytetu George'a Washingtona, położone w odległości około kilometra na zachód od Białego Domu. Regularnie występuje w nim między innymi Washington Concert Opera. Standardowo posiada tysiąc czterysta dziewięćdziesiąt siedzisk. Wnętrze audytorium zobaczyć można tutaj i tutaj. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Wto Sty 30, 2018 3:01 pm | |
| W audytorium tak naprawdę wszystko było już przygotowane od dawna - a jednak dookoła nieustannie uwijał się personel, w tym ochroniarze i agenci, załatwiający kolejne sprawy i zapinający różne rzeczy na ostatni guzik. W końcu musiało być idealnie, a przede wszystkim w pełni bezpiecznie - zważywszy nie tylko na tematykę spotkania, ale i na obecność wielu ważnych polityków, z samym prezydentem Stanów Zjednoczonych na czele. Na godzinę przed rozpoczęciem wydarzenia w budynku wręcz wrzało. Na głównej sali ustawieni już zostali wszyscy odpowiadający za ochronę; znajdowali się głównie przy ścianach, scenie oraz przy wszystkich wejściach, nawet tych zamkniętych - na przykład pomiędzy rzędami wznoszących się siedzeń. Agenci posiadali do nich klucze, lecz jedyną drogą miały być drzwi w bocznej ścianie, wypadające po środku pomieszczenia i na prawo z punktu widzenia sceny... Chyba że dojdzie do problemów, gdyż w takim wypadku otworzone zostaną również pozostałe przejścia. Prawdopodobnym wydawało się, że za sceną też ktoś pilnował sytuacji i być może mieściły się tam kolejne drzwi, lecz z samej sali nie dało się tego zobaczyć... Tak jak i nie można było stwierdzić, że część personelu stanowili oddelegowani przez S.H.I.E.L.D. telepaci, czyli dodatkowa linia obrony. Na całość ochrony składali się właściwie głównie mężczyźni, ale wśród nich kręciło się również co nieco kobiet. Obsługa wiedziała w jaki sposób kierować gości ku odpowiednim siedzeniom i czyniła to na podstawie rodzaju zaproszenia. Cały górny taras został przeznaczony na wszelkich biznesmenów, bogaczy, celebrytów i inne wpływowe osoby, które w ten czy inny sposób załatwiły sobie wejście na konferencję. Jako że te rzędy ciągnęły się w górę, pomimo odległości widok był z nich całkiem niezły. Pięć zestawów schodów pozwalało wygodnie dotrzeć na miejsce. Dolny taras - ten mniejszy, przerywany wejściami, lecz wciąż pochyły - zajmować mieli głównie politycy, lecz wszyscy by się tam nie zmieścili, w związku z czym część z nich została przydzielona niżej, już do tych poziomych rzędów. Tam ich miejsca mieszały się z tymi dla zaproszonych osobistości - różnego rodzaju działaczy, reprezentantów organizacji, w tym grup bohaterów. Sam przód miała z kolei okupować prasa, między innymi ze względu na fotografów i kamerzystów, aby mogli łapać dobre ujęcia. Po obu bokach sceny ustawiono schodki, więc najwyraźniej przewidywano, że w trakcie przebiegu konferencji dojdzie do jakiejś rotacji uczestników. Na podwyższeniu umieszczono długie stoły i liczne krzesła, w tle zaś wielką tablicę... Chyba elektroniczną, najprawdopodobniej mającą posłużyć do prezentowania przygotowanych materiałów. Wszystkiemu towarzyszyło należyte nagłośnienie, a siedziska - dokładniej ich podłokietniki - wyposażone zostały w drobne urządzenia z mikrofonami, pozwalające na zgłoszenie chęci wypowiedzenia się, a następnie na przemówienie. Mechanizmem tym zapewne miał sterować ktoś z organizacji wydarzenia. Drobne światełko informowało uczestnika o tym, że jego mikrofon jest aktywny, gdy zapalało się na zielono. Do audytorium nie wchodziło się jednak tak po prostu z ulicy. Najpierw trzeba było przejść przez sporych rozmiarów hol, w nim zaś ustawiono kolejne stanowiska ochrony, zawierające między innymi bramki wykrywające metale oraz kolejnych telepatów. Wszystko odbywało się uprzejmie, ale konkretnie. Personel traktował tę konferencję bardzo poważnie.
Pozostawała jeszcze tylko godzina do rozpoczęcia - a tu przez problem z poprzednimi bramkami dopiero co sprowadzono i rozstawiono nowy sprzęt na ich miejsce. Kiedy da Costa i Rize dotarli na miejsce, na szczęście wszystko już działało. Kobieta na moment zostawiła Roberto przy agentach, aby mógł w spokoju przejść przez wykrywacze metalu, sama zaś oddaliła się na kilka kroków i odbyła szybką, cichą rozmowę z jakimś mężczyzną w garniturze... Co kiepsko go opisywało, bo większość zebranych miała na sobie takie oficjalne stroje. Osobnik był dość młody i raczej nie kojarzył się z nikim konkretnym - na przykład znanym z mediów - więc mógł to być jakiś asystent czy inny element obsługi. O tej porze gości było jeszcze niewielu, więc przynajmniej zabawa z ochroną trwała krótko. Już w chwilę później do Roberto dołączyła więc Rize, która zapewniła personel, że wskaże mu miejsce. Razem udali się na salę, po drodze wciąż mijając kolejnych agentów. W środku siedziało może kilkanaście osób, w większości rozrzuconych daleko od siebie, pomijając ze dwie parki. Sunspot mógł rozpoznać tu czy tam jakiegoś senatora czy właściciela wielkiej firmy, ale póki co w pomieszczeniu nie było jeszcze nikogo bardzo interesującego. -Siedzenia nie są przydzielone do nazwisk, możesz zająć dowolne w górnym sektorze, czyli od rzędu HH... To tam, gdzie się przedłużają- poinformowała doradczyni, zatrzymując się na moment w przejściu pomiędzy poziomymi miejscami i tarasem, blisko jednych z zamkniętych drzwi oraz schodów.
***
Pojawiać się i pisać możecie w dowolnej kolejności, chyba że coś zostanie wymuszone przez moje mg lub posty innych osób. W tej chwili nie muszą jeszcze natychmiast dołączać wszyscy, bo to logiczne, że przybywanie gości rozciągnie się w czasie. Docierajcie na miejsce, przechodźcie przez ochronę, zajmujcie swoje miejsca, rozglądajcie się, dyskutujcie. Za kilka kolejek zostaną zamknięte drzwi, od tego czasu oficjalnie rozpocznie się konferencja - i nikt więcej już nie dołączy, więc tego sobie pilnujcie.
Gdyby komuś zależało na mapce audytorium z góry, to proszę bardzo. Dolny taras kończy się na GG, od HH zaczyna się górny.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Wto Sty 30, 2018 7:19 pm | |
| Spacer w stronę miejsca konferencji był przyjemny. Ładna pogoda, ładne towarzystwo. Nie musieli się spieszyć, bo mieli jeszcze bardzo dużo czasu. Berto zagadywał kobietę o różne, nieistotne rzeczy. Nie poruszał już tematu konferencji, bo tej będą mieli niedługo dość. Lepiej zachować luźną rozmowę i pozory zwykłego spaceru. Nawet zaoferował Dinah swoje ramię. Zupełnie mu nie przeszkadzał taki spacer przez miasto, gdzie każdy mógł ich zobaczyć. W końcu dotarli pod budynek uniwersytetu, gdzie w audytorium miało się odbyć to wielkie spotkanie, które być może zadecyduje o przyszłości mutantów. Pożegnał się chwilowo z panną Rize, musiał przejść wszystkie procedury, jak chociażby przechodzenie przez te bramki. Co sprawiło, że chwilowo musiał zdjąć zegarek z ręki, bo bramka na niego reagowała. Musiał też pokazać swoje zaproszenie, która dostał ledwie godzinę temu. W końcu Dinah mogła ponownie do niego dołączyć po krótkiej rozmowie z jednym z garniturowców. Dobrze, że on się zdecydował na kamizelkę, przynajmniej nie do końca wyglądał jak cała ta ochrona, jednolicie ubrana. Zasalutował ochronie z uśmiechem i ruszył za swoją towarzyszką do wnętrza sali, zaraz też się rozglądając dookoła z zaciekawieniem. Do rozpoczęcia jeszcze było mnóstwo czasu, więc mało które siedzenie było już zajęte. Wysłuchał Rize, przy okazji spoglądając w stronę górnego sektora i patrząc po siedzeniach. Znajdzie sobie jakieś dobre miejsce, by mieć doskonały widok. Przy okazji również spojrzał na siedzenia blisko nich, zauważając na każdym mikrofon. Ciekawy bajer. Bardzo przydatny. Każdego będzie słychać głośno i wyraźnie, gdyby chciał się wypowiedzieć lub zapytać o coś. Jak widać, pomyślano o wszystkim. - A ty gdzie będziesz siedziała? W końcu mam zobaczyć, kto będzie siedział obok ciebie. Muszę wiedzieć, gdzie patrzeć. - zwrócił się po dłuższej chwili przyglądania się miejscom. Dinah wzbudziła jego ciekawość tym wspomnieniem o blond towarzyszce, więc teraz Latynos koniecznie musiał wiedzieć, kogo miała na myśli. Na razie jeszcze nie kierował się w stronę swojego sektora, stojąc obok kobiety i czekając na odpowiedź. Dopóki ona sama nie da mu znać, że ma jeszcze coś do załatwienia i musi się oddalić, nie planował się ruszać z miejsca. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Wto Sty 30, 2018 10:46 pm | |
| Towarzyszka Roberto na moment oparła dłonie na biodrach, a jej spojrzenie przesunęło się w stronę sceny, co dało się poznać przede wszystkim po tym, że częściowo obróciła ku niej głowę. -Na dole, blisko środkowego przejścia, kawałek za miejscami dla przedstawicieli mediów. Będę się trzymać w najbliższym otoczeniu prezydenta, więc nie powinieneś mieć problemów z wypatrzeniem nas- wyjaśniła, więc najprawdopodobniej wykorzystała tę chwilę, aby przeskanować wzrokiem siedzenia... Ewentualnie sprawdzała kto znajdował się już w sali. -Mam jeszcze do załatwienia kilka spraw, więc rozgość się na górze. Porozmawiamy później- dodała, znów zwracając twarz bezpośrednio ku Sunspotowi. Zaraz potem skinęła mu głową na pożegnanie i oddaliła się w stronę wyjścia z sali, zatrzymując się na parę sekund przy drzwiach i wyraźnie wymieniając kilka zdań z jednym z agentów, nim ruszyła dalej.
Roberto nie pozostawało więc nic innego, jak tylko udać się na taras i znaleźć sobie jak najlepsze miejsce. Wybór miał ogromny - z przodu, z tyłu, po bokach, na środku... Zależało to właściwie tylko od niego. Ot, takie zalety przybywania sporo przed czasem. Ten jednak powoli mijał, a ludzie się schodzili. Na początku było to zaledwie parę kolejnych osób, ale stopniowo coraz więcej i więcej; po upływie pół godziny na sali zebrał się już niezły tłum, choć wciąż nie wszystkie miejsca zostały zajęte - a gości w dalszym ciągu przybywało... ... I znajomych twarzy również, choć pewnie nie ze wszystkimi z nich da Costa chciałby wchodzić w publiczny kontakt. W niektórych obecnych mógł nawet rozpoznać osoby należące do Hellfire Club - zaczynając od szeregowych członków, którzy raczej nie mieli pojęcia o prawdziwej działalności klubu, kończąc zaś na tych wysoko postawionych i z pewnością dobrze zorientowanych w sytuacji. Część z nich zauważała też Roberto; niektórzy ograniczali się do kiwnięcia mu głową w ramach odległego powitania, w oczach innych dało się poznać zastanowienie, wyrachowanie... Czasem chłód. Hellfire Club mógł działać wspólnie, by zrealizować swoje cele, lecz wśród należących do niego bogaczy stale trwały intrygi i rywalizacje, mające wynieść tego czy owego na szczyt, a zaszkodzić jeszcze innemu. Przynajmniej póki co nikt nie uznał za stosowne przysiąść się do Sunspota. Na jakieś dziesięć, piętnaście minut przez godziną czternastą - o której to oficjalnie miała się rozpocząć konferencja - wszystko zdawało się być już gotowe, wliczając w to rozstawionych reporterów, fotografów i kamerzystów. Na dole, mniej więcej na środku sali, wyraźnie brakowało grupy osób i można się było domyślać, że to właśnie tam trzymano miejsca dla prezydenta i jego świty. Rize z kolei od pewnego czasu krążyła po sali, to zagadując o coś jakiegoś agenta, to nachylając się do tego czy tamtego gościa, ale nigdy na długo.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Lut 01, 2018 3:03 pm | |
| Berto powtórzył ruch Rize i również spojrzał w dół, na przednie rzędy, przyglądając się im i notując w głowie, gdzie jest środkowe przejście. Prezydenta rozpozna bez problemu. Pewnie ochrona też będzie się trzymać bardzo blisko niego. Jakby nie patrzeć, głowa państwa. - Raczej nie będę miał problemu z odnalezieniem was w tym tłumie. Będę się przyglądał. - skinął lekko głową na jej słowa. Dziennikarzy tez na pewno rozpozna, chociażby po aparatach. - Do zobaczenia. Dinah. - zwrócił się do kobiety z uśmiechem. Specjalnie na sam koniec używając jej imienia, by na pożegnanie wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie. Chwilę patrzał za Rize, po czym ponownie się rozejrzał po sali. Póki co nie widział nikogo wartego jego uwagi. I tak na sali było ledwie kilkanaście osób w tej chwili. Obrócił się w stronę tarasu i wybrał sobie jedno z siedzeń, mniej więcej po środku sali, by mieć taki sam widok na obie strony. Nie wiedząc już o tym, że środek wydawał się być najważniejszy, a on jednak miał o sobie wysokie mniemanie. Z przyzwyczajenia. Zawsze był kimś ważnym. Chwilowo nie mógł nikogo zaszczycić swoją osobą, więc wyjął telefon z kieszeni i skoncentrował na nim całą swoją uwagę. Odpisał krótko na najnowszą wiadomość od nerdzików, dziękując za raport i odpisując, że liczy na ciekawe wyniki z badań tego meteorytu. Nie mając nic więcej pilnego do załatwienia po prostu włączył sobie jakąś grę na telefonie i zajął się nią. Oczywiście przyciszył telefon choć nie wyłączył dźwięku całkiem. To zrobi na krótko przed konferencją. Bo tak wypadało. Nawet jeśli nigdzie nie było informacji na temat wyłączania telefonów to dobre wychowanie wymagało tego. Na jakieś pół godziny przed rozpoczęciem konferencji Latynos wyłączył grę, wyciszył telefon i schował go do kieszeni. Najwyższy czas zacząć się zainteresować gośćmi tego wielkiego wydarzenia. Mężczyzna rozglądał się, rozpoznając sporo sławnych osób, ale także i osób, które znał osobiście, choćby tylko z widzenia. Członkowie Hellfire Club. Dziwnie było ich zobaczyć po tak długim czasie. Ostatnio nie bywał tam, miał zbyt wiele na głowie. Niektórych obdarzał uśmiechem, mniej lub bardziej ciepłym, w zależności od osoby. Do paru osób uniósł nawet lekko rękę na powitanie. Obowiązkowo kobiety przyciągały długie spojrzenie z jego strony i czarujący uśmiech. Starał się nie plątać w intrygi tych bogaczy i dla wszystkich być uprzejmym. Czasu było coraz mniej, a ludzi coraz więcej. Sala była już niemal pełna. Brakowało najważniejszej osobistości i Berto widziała, gdzie jest miejsce dla niej. Rozglądał się również w poszukiwaniu Rize, której nie było na jej miejscu. Widział, że krąży po pomieszczeniu i zagaduje niektóre osoby. On jego siedział na swoim miejscu, nie chcąc, by ktoś je zajął przypadkiem. Czekał aż Dinah zajmie swoje miejsce, a obok niej jej tajemnicza towarzyszka. Może też ktoś znajomy w końcu się dosiądzie do niego. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Wto Lut 06, 2018 9:15 pm | |
| Przy takim napływie gości łatwo dało się przeoczyć fakt, że ochrony również przybyło - i to nie tylko tej miejscowej, ale i agentów, zapewne należących do S.H.I.E.L.D., ale może i do innych agencji. Ci ostatni niby mieli na sobie garnitury - czy kostiumy w przypadku kobiet - lecz na ogół wyróżniali się swoją postawą i zachowaniem. Niektórzy siadali na sali, mniej więcej w równych odstępach od siebie, ale większość stała przy ścianach czy wejściach. Szum toczonych dookoła rozmów z pewnością rozpraszał, a z przodu już teraz charakterystyczne błyski świadczyły o robieniu zdjęć... Niektórzy obecni wyraźnie zwracali na siebie większą uwagę od innych. Część z nich nawet specjalnie o to zabiegała - co można było stwierdzić chociażby po tym, że parę osób samo zeszło na dół do reporterów... Przede wszystkim politycy, którzy najpewniej chcieli wykorzystać tę okazję do podkreślenia swoich podglądów i przypomnienia o sobie wyborcom. Całe to zamieszanie mogło przyprawiać o ból głowy i zdecydowanie nie ułatwiało pracy ochronie. Czas mijał, termin rozpoczęcia powoli się zbliżał - i w końcu zainteresowanie sporej części sali zdobyło przybycie prezydenta, odprowadzanego nie tylko przez jego najbliższe otoczenie, ale i kolejne osoby odpowiedzialne za jego bezpieczeństwo. Jego pojawienie się chyba w największym stopniu przyciągnęło uwagę dziennikarzy, którzy porzucili swoje dotychczasowe cele - ale na przykład Rize również zrezygnowała z kręcenia się po sali i zbliżyła się do pochodu, aby chwilę później móc wślizgnąć się na jedno z siedzeń w pobliżu prezydenta, choć nie bezpośrednio przy nim. Obok kobiety zostało jeszcze wolne miejsce - zapewne trzymane dla osoby, o której wcześniej wspomniała w rozmowie z Roberto. Wszystko to posłużyło z kolei praktycznie za zasłonę dymną dla każdego, kto w tym czasie wkroczył do środka. Wśród takich gości znalazła się między innymi Scarlet Witch... Choć w tym wypadku należałoby chyba powiedzieć, że Wanda Maximoff, gdyż kobieta była w cywilnym stroju, nawet jeżeli wciąż czerwonym. Ten konkretny zasłaniał więcej od jej kostiumu i nie przylegał tak ściśle do ciała, więc dużo bardziej nadawał się na oficjalną okazję. Bohaterka sprawiała wrażenie lekko zagubionej, ewentualnie zestresowanej, ale jeden z agentów szybko ją zauważył, wskazał jej miejsce z przodu i tam właśnie się udała. Usiadła kilka rzędów za przedstawicielami mediów, blisko środka sali. Biorąc pod uwagę to, że do wyznaczonej godziny rozpoczęcia konferencji zostało jeszcze tylko kilka minut, a na scenie trwały już ostatnie przygotowania - dokładniej technicy sprawdzali coś przy wielkim ekranie - wszystko wskazywało na to, że o dziwo wydarzenie miało się rozpocząć bez poślizgu. Na sali zostało trochę wolnych miejsc, ale niewiele, głównie na dole, nie zaś na tarasie. Ciężko powiedzieć czy powinny być puste - czy po prostu ktoś się nie stawił.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sob Lut 10, 2018 8:38 pm | |
| Do rozpoczęcia konferencji brakowało już tylko kilku minut. Jeśli oczywiście ta rozpocznie się punktualnie. Wyglądało na to, że niemal wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Ochrony było od groma, tak jak powinno być. Pewnie agenci S.H.I.E.L.D. i nie tylko. Odgłosy fleszy na chwilę przykuły jego uwagę. Skierował swoje spojrzenie w dół i przyglądał się chwilę dziennikarzom. Uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak ci wszyscy politycy łaszą się o zdjęcia i wpychając w kadr. To było takie zabawne. Tak bardzo musieli zabiegać o uwagę. Berto sam lubił być w centrum uwagi, ale nigdy się tak nie pchał do reporterów i dziennikarzy. Wolał kiedy ktoś pierwszy zwracał na niego uwagę. W końcu na sali pojawił się również prezydent, niemal na ostatnią chwilę. Pewnie tym samym chcąc zrobić sobie dobre wejście. W końcu jeszcze kilka minut i byłby spóźniony. Nie zawiódł jednak wszystkich i się pojawił. To wywołało lekkie zamieszanie wśród dziennikarzy, którzy od razu się nim zainteresowali. Po chwili zauważył również, że i Rize zbliżyła się w stronę grupki otaczającej głowę państwa. Zajęła miejsce, które wcześniej mu wskazała. Niestety miejsce tuż obok niej nadal było puste. Nie było mu jeszcze dane poznać blond towarzyski kobiety. Musiał czekać. Miał tylko nadzieję, że ta osóbka się pojawi faktycznie. Powoli zaczął wędrować wzrokiem po sali, szukając kolejnych znajomych twarzy. Wkrótce wypatrzył jedną i na jego twarzy wykwitł uśmiech. Scarlet Witch. Jedna z Avengers. Wiedział, że ktoś z tej grupy tu się pojawi. Akurat ta dziewczyna była dobrym wyborem. Była Mścicielką i jednocześnie mutantką. Mogła reprezentować obie strony. I pokazać, że mutanci też mogą służyć państwu. Powiódł za nią wzrokiem, dopóki Wanda nie zajęła wyznaczonego jej miejsca. Chwilkę wpatrywał się w jej plecy, po czym już skoncentrował swoje spojrzenie na scenie. |
| | | Samuel Guthrie
Liczba postów : 142 Data dołączenia : 12/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sro Lut 14, 2018 11:17 pm | |
| Cichy dźwięk wibracji oraz rzecz jasna - a pewnie nawet przede wszystkim - ich drgania mogły zwrócić uwagę Bobby'ego na jego telefon. Wiadomość przyszła z dobrze mu znanego i zapisanego w pamięci urządzenia numeru. "Kazałeś składać raporty, szefie. Jestem pod LA, minionki wykryły jakieś źródło energii, póki co okolica spokojna. Odezwę się. Obiad później?"
|
| | | Moonstone
Liczba postów : 239 Data dołączenia : 26/09/2014
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Lut 15, 2018 1:54 am | |
| Moonstone przybyła na konferencję lekko spóźniona. Wszystko to wynikało z nadmiaru papierkowej roboty, którą musiała odwalić po przejęciu ładunku broni gangu Hooda. Któż by pomyślał, że w szeregach Thunderbolts biurokracja może okazać się najgorszym przeciwnikiem. Musiała tylko teraz zgarnąć swoje zaproszenie oraz suknię, którą ostatnio kupiła. Przygotowania pełną parą, zaś Felicia chyba miała inne plany co do konferencji więc zapowiadało się, że Karla pójdzie sama. Cóż jej wybór. Sofen po przebraniu się w czarną, długą suknię z wykrojonym z materiału ying yang na piersi oraz lekkim wcięciem (w stylu chińskich sukni), przywołała swój strój. Nie chciała, by w trakcie lotu coś się stało z jej ubraniem, dlatego to była najlepsza opcja zabezpieczenia ubioru. Po co miała się przebierać na miejscu, skoro może wykorzystać własny kamień jako swego rodzaju pokrowiec? Dodatkiem oczywiście były czarne buty na obcasie oraz torebka w tym samym kolorze, w której trzymała niezbędne rzeczy. Mini zestaw do makijażu, by go w razie czego poprawić, szczotkę, zaproszenie, komórkę, identyfikator członkini thunderbolts oraz notesik z długopisem i kartę bankową. Nigdy nie wiadomo co może okazać się potrzebne! W każdym razie blondynka przed wyjściem jeszcze się uczesała. Włosy postanowiła rozpuścić luźno i potraktować je lakierem, by nadać im blasku. Musiała dobrze wyglądać w telewizji, w końcu ma być nową twarzą Thunderbolts. Blondynka wylądowała tuż przy tylnym wejściu. Miała być ochroniarzem prezydenta, więc nie musiała wchodzić od frontu jak plebs, tylko należało wejść od tyłu, tak jak ochrona wydarzenia. Tam pewnie ktoś będzie stał, kto ją poprowadzi. Lądując dezaktywowała swój strój i tym sposobem była już na miejscu przebrana. Karla skierowała się przez budynek do miejsca, które zostało jej wyznaczone na zaproszeniu. Oczywiście gdzieś na sali mogła dojrzeć Scarlet Witch, która była nieco zagubiona oraz Roberto, którego mogła kojarzyć chociażby z gazet jako wpływowego biznesmana. Bardziej jednak uwagę przykuwała Rize i tam zapewne w pobliżu prezydenta było jej miejsce. Tam też skierowała się Karla, by po chwili rzucić siedzącym przyjazny uśmiech i należycie się przywitać. Przy okazji przepraszając za drobne spóźnienie.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pią Lut 16, 2018 6:59 pm | |
| Ruch na sali stopniowo ustawał, choć szum rozmów ani trochę, chyba nawet wręcz przeciwnie - wzmagał się i zdradzał coraz większą ekscytację zebranych gości. Z drugiej strony przynajmniej krążące do tej pory osoby wracały już na swoje miejsca, przez co tym łatwiej dało się ustalić, że tych faktycznie wolnych zostało malutko. Ktoś zajął w końcu jedno z siedzeń przy Roberto; był to schludny mężczyzna w wieku około trzydziestu lat, więc raczej nie właściciel jakiejś firmy czy nawet członek jej zarządu - choć da Costa mógł stwierdzić po samym sobie, że istniała taka opcja. Młody wiek prędzej wskazywał jednak na kogoś w rodzaju oddelegowanego przedstawiciela... Tak samo jak i natychmiastowe wyjęcie palmtopa, być może do notowania. Nim to jednak uczynił, delikwent skinął głowa na powitanie obu swoim sąsiadom, więc był chociaż wystarczająco dobrze wychowany. Z góry Karla była dość dobrze widoczna, szczególnie teraz, gdy robiło się luźniej... Nie wspominając już nawet o tym, że na tle ciemnych strojów i przeważających liczebnie mężczyzn wyróżniała się zarówno swoją płcią, jak i jasnymi włosami. Część fotografów nawet się nią zainteresowała, chociaż mogło to też wynikać z faktu, że Moonstone nadeszła z innej strony od większości przybywających. Kobieta znalazła swoje miejsce tuż obok Rize, a więc jednocześnie bardzo blisko prezydenta. Po wymienieniu z doradczynią powitań i obowiązkowych w takiej sytuacji uprzejmości - jak na przykład tych przeprosin za spóźnienie i zapewnień, że nic się nie stało - mogły już przejść do istotniejszych tematów. -Wygląda na to, że zaczniemy punktualnie. Jak do tej pory ochrona nie zgłosiła niczego poważnego, choć jakąś godzinę temu mieliśmy problemy z wykrywaczami metalu. Reagowały bez wyraźnego powodu, więc ostatecznie musieliśmy wymienić je na inne. Poza tym było i jest spokojnie- streściła Rize. Wszystko to prezentowało się chyba aż za dobrze.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sob Lut 17, 2018 10:43 am | |
| Coraz więcej siedzeń było zajmowanych. Już tylko pojedyncze miejsca świeciły pustkami. Albo ktoś pojawi się dosłownie w ostatniej minucie, albo komuś zabrakło czasu i nie będzie mógł się pojawić tutaj. Obie opcje były równie prawdopodobne. Berto zresztą nie interesował się tymi pustymi miejscami. Poza jednym. Tym obok Dinah Rize. To jedno konkretne miejsce miało pełną jego uwagę. Wyczekiwał na zapowiedzianą blondynkę, coraz bardziej ciekaw, o kogo może chodzić. W między czasie siedzenie koło niego zostało zajęte przez nieco starszego od niego mężczyznę. Odwzajemnił gest skinięcia głową, uśmiechając się przy tym delikatnie. Rzucił jedynie krótko wzrokiem na palmtopa i wrócił do obserwowania otoczenia. W końcu jego czekanie się skończyło. Na salę weszła kobieta w długiej sukni i długich blond włosach. Latynos nie dość, że ją sobie obejrzał z góry na dół, jak to facet doceniający kobiece walory, to jeszcze spoglądał za nią, by zobaczyć czy to właśnie ona miała zająć to jedno konkretne krzesło. Oczywiście, że kojarzył kobietę. Karla jakaśtam. Jeśli pamięć go nie myliła, blondynka była psychologiem. Albo psychiatrą? Czymś z psycho. Nie był już pewien. Informacje na temat członków grupy czytał tuż po tym, jak w Hollywood doszło do tej nieszczęsnej tragedii. No i widział ją na nagraniach. W dodatku informacje czytał pobieżnie i nie było ich zbyt dużo. Będzie musiał poprosić nerdziki o zbadanie tego dokładniej. Zwłaszcza, że kobieta zajęła to konkretne miejsce. Tuż przy Rize. Blisko prezydenta. Co przy jego obecnej wiedzy nie miało większego sensu. Tak, zdecydowanie trzeba będzie się temu przyjrzeć dokładniej. Z rozmyślań wyrwały go nagłe wibracje jego telefonu. Aż drgnął lekko. Sięgnął do kieszeni i wyjął telefon, zerkając na jego ekran. Samuel. Aż się bał odczytać wiadomość, ale musiał to zrobić. Nieodpisanie byłoby równie podejrzane. Zerknął na zawartość i odetchnął lekko. Po krótkiej chwili namysłu odpisał na smsa i schował telefon z powrotem do kieszeni. |
| | | Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sob Lut 17, 2018 5:51 pm | |
| Audytorium mieściło się na terenie kampusu Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona. Największej uczelni w regionie i jednej z największych w kraju. Ze względu na przeszłość, miejsce było ściśle związane z polityką i nie dziwiło go, że to tutaj zdecydowano się zorganizować tak ważne w oczach wielu wydarzenie. Nie wzbudzając większego zainteresowania, co w tym przypadku nie było czymś zaskakującym, wylądował tuż przed głównym wejściem, a następnie wolnym krokiem wszedł do środka. Obecność prezydenta, ale także wielu innych ważnych osobistości sprawiła, że zastosowane środki bezpieczeństwa stały na najwyższym możliwym poziomie i to od razu rzucało się w oczy. Mnóstwo ochroniarzy, Secret Service, S.H.I.E.L.D. i za pewne wiele innych agencji, których funkcjonariusze zostali na tę okazję ściągnięci do Waszyngtonu. Widać było, iż wszyscy podchodzą do tego z należytą powagą. Syntezoid zaczął nawet myśleć, że może pomylił się w swojej wcześniejszej ocenie całego przedsięwzięcia. Jego obecność w zastępstwie Tony’ego Starka została zaanonsowana organizatorom z niewielkim wyprzedzeniem, więc nikt nie czynił z tego powodu problemów. Zgodnie z wytycznymi ochrony musiał przejść wszelkie procedury bezpieczeństwa, którym poddawali się wszyscy inni. To zrozumiałe. Z różnych okazji spotykał się z podobnymi środkami bezpieczeństwa już wielokrotnie, nie miał więc z tym żadnego problemu. Przechodził kolejne etapy, nie chcąc utrudniać pracy i tak już obciążonemu wieloma obowiązkami i zmęczonemu personelowi. Gdy było po wszystkim, mógł już bez przeszkód skierować do głównej sali, gdzie za kilka chwil rozpocząć miało się w teorii być może najważniejsze społeczne i polityczne wydarzenie ostatnich lat. Natychmiast zauważył, że przybył jako jeden z ostatnich zaproszonych gości. - Dziękuję. – uprzejmie odpowiedział osobie, która wskazała mu kilka wciąż wolnych miejsc w części przeznaczonej dla polityków oraz części zaproszonych bohaterów reprezentujących różne grupy i strony „konfliktu”. Szybko rozejrzał się po zgromadzonych w poszukiwaniu znajomych mu twarzy. Choć nie zjawił się tu w celach towarzyskich miał nadzieję, iż uda mu się znaleźć miejsce przy którejś z nich. Niestety nie miał tyle szczęścia. Co prawda osób, które znał naliczył dość sporo, jednak przy żadnej nie dostrzegł siedziska, które mógłby zająć. Zjawiając się tak późno, musiał tego właśnie oczekiwać. Zadowolił się fotelem znajdującym się nieco bardziej po lewej stronie audytorium. Wymienił uprzejmości ze swoimi sąsiadami, po czym usiadł wyczekując oficjalnego rozpoczęcia konferencji. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Lut 22, 2018 9:54 pm | |
| Vision pojawił się na krótką chwilę przed zablokowaniem drzwi - tuż po tym, jak zajął swoje miejsce i przywitał się z sąsiadami, główne wejście zostało zamknięte, choć można się było domyślać, że to znajdujące się za sceną traktowano trochę inaczej. Grunt, że od tej pory nikt nie miał już być wpuszczany na salę - a przynajmniej nikt ze spóźnionych gości. Ochroniarze i agenci pilnowali sytuacji zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Przez ten czas technicy zniknęli już ze sceny, tym samym zwalniając ją dla osób, które najwyraźniej miały rozpocząć konferencję. Było ich osiem, w tym dwie kobiety i sześciu mężczyzn - dominowała wśród nich rasa biała lub przynajmniej na pierwszy rzut oka na nią wyglądająca, lecz dwóch mężczyzn posiadało azjatyckie rysy twarzy, a kolorystyka jednej z kobiet była nieco ciemniejsza, sugerująca latynoskie korzenie. Część zebranych zapewne rozpoznawała w tej ostatniej doktor Aviles, którą media przedstawiały jako głowę zespołu badawczego. Na tej podstawie można się było domyślać, że scenę zajęli - przynajmniej częściowo - naukowcy. Gromadka ta rozsiadła się wzdłuż jednego ze stołów, oczywiście przodem do sali, nie blokując widoku na ekran, który miała po swojej prawej stronie. Niektórzy przynieśli ze sobą jakieś papiery, inni nie; Aviles wzięła ich całkiem sporo. O dziwo jednak to nie ona podniosła się w pewnym momencie z miejsca, lecz mężczyzna siedzący obok niej - który zabrał ze sobą mikrofon i przez przerwę pomiędzy stołami wyszedł na przód, bliżej ekranu. -Panie i panowie, witam i dziękuję za tak liczne przybycie. Nazywam się doktor Christopher Walton i wraz z moimi koleżankami i kolegami jestem odpowiedzialny za odkrycie źródła rozprzestrzeniających się w ostatnich latach naturalnych ludzkich mutacji- zaczął, choć przynajmniej kilka osób obecnych na sali mogło wiedzieć, że przesadzał, świadomie lub nie... Bo w końcu w pewnych sferach gen X znano już wcześniej - i to dużo wcześniej. Naukowiec albo więc umyślnie kłamał, albo nie wiedział, że on i jego drużyna nie byli wcale pierwsi. Po jego zachowaniu nie dało się tego stwierdzić. Wydawał się być pewny siebie, a nawet trochę podekscytowany, uśmiechał się... Nic podejrzanego. -Zanim moja koleżanka zaprezentuje szczegóły naszych badań, postaram się w uproszczeniu przedstawić państwu pewną bazę dla dalszych informacji, abyśmy mogli uniknąć nieporozumień. Otóż do mutacji dochodzi wówczas, gdy materiał genetyczny komórki zmienia się w sposób nagły, a efekty takich zmian mogą, lecz nie muszą być przekazywane potomstwu. Na ogół następuje to losowo, lecz istnieją mutageny, takie jak promieniowanie czy substancje chemiczne, które są w stanie sprowokować mutację. Większość naturalnych mutacji określamy mianem obojętnych, gdyż nie wpływają na organizm, rzadziej zdarzają się zaś te korzystne lub niekorzystne. Dla przykładu, jedna mutacja może spowodować wystąpienie zespołu Turnera, czyli wad wrodzonych, inne z kolei odpowiadają za to, że część społeczeństwa może się pochwalić blond włosami, niebieskimi oczami i jasną cerą- tutaj mężczyzna uśmiechnął się trochę szerzej. Ktoś nadwrażliwy mógłby uznać za nietaktowne, że zaprezentował taką kolorystykę jako przykład, najwyraźniej, pozytywnej mutacji... Ale być może po prostu niefortunnie dobrał słowa. -Jestem pewien, że są państwo w stanie z biegu wymienić te wyjątkowo popularne i widowiskowe przypadki ludzkich mutacji, jak chociażby niesamowitego Hulka czy Fantastyczną Czwórkę, lecz zmiany w ich organizmach zaszły pod wpływem środowiska, czyli czynników zewnętrznych, w dodatku bardzo rzadkich, które raczej nie wyprodukują nam masowo zastępów super-ludzi. My trafiliśmy zaś na coś zupełnie innego...- Walton zawiesił na moment głos i obrócił całe swoje ciało tak, aby co prawda nie odwracać się całkiem od sali, lecz mimo to spojrzeć na swoich towarzyszy. Uniósł nawet rękę, aby otwartą dłonią jednocześnie wskazać i zaprosić kobietę, na której skupił wzrok. -Doktor Aviles- dodał jeszcze w ramach przedstawienia, a jego koleżanka w końcu wstała z miejsca. W porównaniu do niego zachowywała się bardziej sztywno; nie było to strasznie widoczne, ale jednak zauważalne, gdyby ktoś skupił się na jej ruchach czy mimice. Być może to dlatego nie prowadziła od początku? Nie czuła się tak pewnie przed pełnym audytorium? Nie byłoby to nic dziwnego. Walton i Aviles wymienili się rolami; on wrócił za stół, ona zaś powoli wyszła na przód, po drodze przejmując mikrofon. Nie zabrała ze sobą notatek, które w dalszym ciągu spoczywały na blacie, ale wyglądała trochę tak, jak gdyby tego żałowała. Mimo to postarała się o krótki uśmiech, nim rzuciła okiem na bok sceny... Gdzie wcześniej zniknęli techniczni. Sekundę czy dwie później kiwnęła głową i spojrzała już na zebranych. -Dziękuję za to wprowadzenie. Jak powiedział mój kolega, w trakcie naszych badań udało nam się odnaleźć coś wyjątkowego, na czym skupiliśmy całą naszą dalszą pracę. Jak zapewne państwo wiedzą, zdrowy człowiek posiada dwadzieścia trzy pary chromosomów, z czego dwadzieścia dwie są autosomalne, ostatnia zaś determinuje płeć- podczas gdy to mówiła, ekran w końcu obudził się do życia. Na jego powierzchni wyświetliła się komputerowa wizualizacja - przypominająca kształtem nieregularne, lekko wygięte X, zakończone niemalże na ostro, a także z niewielkim zgrubieniem na środku, jak gdyby ramiona odchodziły od kuli. Obraz poruszał się powoli wokół własnej - pionowej - osi. -Właśnie na chromosomach płci namierzyliśmy gen mutujący. Nie wiemy o nim jeszcze wszystkiego, wciąż uczymy się nowych rzeczy, lecz na podstawie próbek, do których mieliśmy dostęp, udało nam się ustalić ogólny schemat jego działania. Aktywny gen mutujący przez transkrypcję i translację doprowadza do wytwarzania nieznanego nam do tej pory białka. To ono produkuje chemiczne sygnały wywołujące dalsze mutacje na innych genach- w trakcie tej części przemowy obraz na ekranie się zmienił, w prosty sposób ukazując słowa kobiety. Choć... Prawdę mówiąc w "prosty" dla kogoś, kto pewnie znał się już trochę na temacie, a nie przyszedł tutaj z niczym. -Dzięki wywiadom z osobami posiadającymi aktywny gen mutujący określiliśmy z kolei okoliczności, w jakich najczęściej do tych mutacji dochodzi. Wygląda na to, że większość zmian pojawia się w okresie dojrzewania, najczęściej pod wpływem czynników zewnętrznych, takich jak stres, strach, trauma, ale i nawet długotrwały głód- ekran wciąż jeszcze nadganiał demonstrowanie technicznej strony mutacji, a Aviles spojrzała na niego przez ramię, być może kontrolnie, aby ocenić na jakim etapie znajdowała się prezentacja. -Szczególnie częste okazały się mutacje fizyczne, a dokładniej zwierzęce, opierające się na wysoce rozwiniętych atrybutach pokroju siły, wytrzymałości czy zwinności, a także powodujące wytwarzanie dodatkowych cech: pazurów, wydłużonych kłów, ogonów, futra...- tutaj wizualizacja ustąpiła już miejsca zdjęciom, przedstawiającym zbliżenia wymienianych bonusów, najwyraźniej należących do kilku różnych osób, o czym świadczyła między innymi różna kolorystyka. -Co ciekawe, testując reakcje zmutowanych próbek na różnego rodzaju czynniki odkryliśmy również, że są one częściowo lub całkowicie odporne na niektóre rodzaje bakterii i wirusów, wliczając w to HIV. Komórki od wszystkich badanych przez nas osób wykazały, że nie mogłyby one zachorować na AIDS. Już to samo w sobie otwiera nam drogę do utworzenia na ich bazie nowych sposobów leczenia wielu dolegliwości- w trakcie swojego monologu kobieta zdawała się rozluźniać i czuć coraz pewniej. Szczególnie entuzjastycznie zabrzmiała właśnie teraz, mówiąc o zwalczaniu chorób. Jeżeli ktoś czytał wcześniej wywiady z nią - których nie udzielała często, a kiedy to robiła, to krótko - to mógł wiedzieć, że Aviles najwyraźniej skupiała się na pozytywnych aspektach swojego odkrycia, a pozostawała ślepa na negatywne konsekwencje. -Wygląda na to, że matka natura postanowiła zwiększyć nasze szanse przetrwania- dorzuciła, a zaraz potem wtrącił się już Walton, korzystając w tym celu z jednego z mikrofonów, które pozostały na stole: -Jeżeli są jakieś pytania do dotychczas poruszonych tematów, wyjaśnimy je teraz, zanim przejdziemy dalej. Przy siedzeniach znajdują się przyciski pozwalające na uruchomienie mikrofonów. Gdy zapali się światełko, można mówić- poinstruował wciąż z uśmiechem na twarzy, choć może nieco szybciej niż do tej pory... Ale to mogło być tylko takie wrażenie.
***
Z istotnych spraw... Kolejki nie ma - jak zawsze u mnie - więc piszecie dowolnie. Żeby nie przeciągać sprawy ustanawiam, że mg będę dodawał po tygodniu - niezależnie od tego, czy wszyscy się zmieszczą w terminie czy nie. Skoro wrzuciłem dzisiaj, to następne pierwszego marca, chyba że wyrobicie się wcześniej. Jeżeli ktoś wie, że w danej turze nie zdąży, niech da mi po prostu znać.
|
| | | Moonstone
Liczba postów : 239 Data dołączenia : 26/09/2014
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pią Lut 23, 2018 12:14 am | |
| Karla miała najlepsze miejsce, by móc oglądać ten spektakl. Praktycznie w pierwszym rzędzie, tuż obok najważniejszych aktorów. Między innymi praktycznie ramię w ramię z doradczynią prezydenta oraz samą głową państwa nieopodal. Nawet w swojej czarnej kreacji, pośród czarnych garniturów, Sofen wyróżniała się. Nie tylko ze względu na to, że pewni członkowie ugrupowań bohaterskich mogliby ją rozpoznać z twarzy jako tą konkretną blondynkę, która niegdyś miała utarczki z niektórymi członkami Avengers. Głównie z tą jedną, konkretną blondyną, której nigdzie nie widziała. Chociaż ona i Carol były do siebie bardzo podobne względem aparycji, to jednak przy bliższym przyglądaniu się ktoś mógłby dostrzec jakieś drobne różnice. Głównie opinia publiczna, która mogła nie rozpoznawać tak dobrze Moonstone w cywilu mogła pomyśleć, że faktycznie obok prezydenta siedzi członkini Avengers. Część fotografów robiła jej zdjęcia i pewnie będzie mogła zobaczyć swoją fotkę na pierwszych stronach gazet. Oczywiście bardziej problematycznym mogłoby być, gdyby ktoś na sali przypomniał sobie o kryminalnej przeszłości Sofen. Chociaż takie coś można świetnie obrócić na swoją korzyść, by pokazać się od strony zresocjalizowanej jednostki, która postanowiła powrócić na łono społeczeństwa. Nie trzeba na szczęście wspominać przy tym, że Thunderbolts to tylko narzędzie do uzyskania własnych korzyści. Blondynkę zaintrygowała ta mała awaria wykrywaczy metali. Oczywiście wiadomo, że ktoś mógłby sabotować ten sprzęt lub po prostu mógł ulec awarii, ale skoro je wymienili i wszystko było okej to znaczy, że dopilnowali protokołu bezpieczeństwa. - Dziwne, aczkolwiek myślę, że chłopcy upewnili się i nikt nie podłożył nam wadliwych wykrywaczy by wnieść tu broń potajemnie. Z początku myślałam, że może chłopaczki Hooda coś kombinowały, bo wczoraj przejęliśmy spory ładunek broni – wyszeptała w stronę Rize. Wiadomo, że takie płotki jak Hood raczej nie zagrożą tak wielkiemu wydarzeniu. Byli tutaj praktycznie wszyscy, od SHIELD, aż po właśnie takich bohaterów jak Karla. Miejmy nadzieję, że cała impreza przebiegnie tak jak tego blondynka sobie życzyła. Z drugiej strony też wspomnienie o tej udanej operacji miało na celu pokazanie, że Sofen potrafi zajmować się pewnymi problemami i odpowiednio dobierać członków drużyny pod zadania. Slayer w końcu nie najgorzej się spisał, więc dzisiaj miał wolne. Wracając jednak do wykrywaczy, to całkiem sprytnym planem byłoby zepsuć te pierwsze i podmienić je na takie, którymi można manipulować. Gdyby miała przeprowadzić zamach to właśnie tak by to zrobiła, zresztą skoro te urządzenia opierały się niejako na falach elektromagnetycznych to mutanci pokroju Magneto mogliby nieco napsuć tutaj krwi. Dopiero po chwili psychiatra zauważyła wchodzącego na sale charakterystycznego mężczyznę. Zauważyła Visiona, który mimo wszystko wyróżniał się swoim wyglądem w tłumie. Jego rozglądanie się w poszukiwaniu czegoś, a może kogoś dało jej kilka chwil, by się upewnić, że to on. Jak nic, kolor skóry się zgadzał oraz pewne inne charakterystyczne cechy. Cóż najwyraźniej impreza będzie ubezpieczana także przez bohaterów, chociaż Vision mógł tutaj przybyć również jako reprezentant Avengers. Niegłupi wybór, bo z tego co pamiętała to jest tym bardziej pacyfistycznym członkiem drużyny, który może próbować zażegnać wszelkie konflikty, a po przemoc sięgnie dopiero w ostateczności. Cóż, Sofen też lubiła gadać i manipulować, bo jakby nie patrzeć próba przekonania kogoś w sposób polubowny to również pewien rodzaj manipulacji, to jednak od czasu do czasu preferowała przywalić komuś. Sala powoli się zapełniała, więc pozostało tylko czekać na początek głównego punktu programu. Blondynka ułożyła dłonie na wysokości miednicy, poprawiając od czasu do czasu włosy, gdyż nie każdego dnia ma się okazje być na pierwszych stronach gazet i w telewizji międzynarodowej. Po chwili zablokowali drzwi, a technicy stopniowo znikali ze sceny. Show właśnie się zaczynało, a prowadzącymi miała być ósemka ludzi. Dwie kobiety, sześciu facetów. Całkiem ciekawe proporcje swoją drogą. Wśród nich była lider zespołu badawczego, doktor Aviles. Cóż przykład, że wbrew stereotypom kobiety również mogą przewodzić w ważnych projektach. Karla mogła teraz posłuchać tego co chcieli przedstawić, jednak musiała pozostać czujna. W końcu jej zadaniem nie było jedynie przyjść, zabrać głos na konferencji jak również przedstawić swoje stanowisko, ale w głównej mierze miała być ochroną VIPów. Mimo bycia biegłą, trudno było jej rozgryźć naukowca. Niby mogli dokonywać przełomu, ale ciekawe na ile posunęli się do przodu? W końcu mutanci istnieli już wcześniej, tylko teraz opinia publiczna ma wiedzieć w ich kwestii nieco więcej. Zapomniał tylko wspomnieć, że poza czynnikami chemicznymi oraz tymi związanymi z promieniowaniem, są jeszcze mutacje wywołane jakimś przedmiotem kosmicznego pochodzenia. Trochę jak w przypadku Karli, której ciało zmieniło się pod wpływem kamyka, który otrzymała. Ciężej ją było zranić, a ciało przystosowało się do posiadanej mocy. Chociaż reszta wypowiedzi jest dosyć interesująca z perspektywy naukowców, aczkolwiek część mogli wywnioskować ludzie na podstawie wiedzy ze szkoły. Karla wyłapała ten konkretny zestaw cech, o których mówił. - Cechy rasy aryjskiej huh? Zemo byłby dumny– mruknęła pod nosem. Zdecydowanie doktorek znacznie lepiej radził sobie z wystąpieniami publicznymi, niż ich liderka grupy. Z drugiej strony jeśli coś pójdzie nie tak, to na nia wszystko spadnie więc stres był uzasadniony. Teraz Sofen uważnie rozglądała się po sali oraz pobliskim otoczeniu, by wyłapać jakieś ewentualne nieprawidłowości. Mogła jednocześnie słuchać, ale też dyskretnie pilnować kwestii bezpieczeństwa. Na moment zerknęła nawet na ekran, na którym pojawił się obracający chromosom. Biologiem to Karla nie była, więc zbyt wiele na temat tego co potem mogło się zadziać na ekranie powiedzieć nie mogła. Znała jakieś elementy chemii oraz biologii, które były niezbędne do skończenia jej kierunku studiów, ale opierało się to głównie o psychotropy i inne leki, które należało podawać w niektórych przypadkach. Niewiele więc mogła zrozumieć z bardziej skomplikowanych, stricte biologicznych danych, aczkolwiek sam wykład ciekawie brzmiał. Mutowali przez gen odpowiedzialny za płeć? Na dodatek mutanci byli odporni na niektóre choroby, co skreślało już na starcie walkę bronią biologiczną, która normalnie by człowieka zabiła. Sofen jednak widziała tu pewien haczyk, o który może zaczepić się przemysł zbrojeniowy. Jeśli da się zsyntezować to białko, bo na pewno ma jakąś budowę i można je otrzymać w warunkach laboratoryjnych po głębszej analizie, to można wyprodukować coś co pobudzi ciało do mutacji. Jakiś rodzaj hormonu, który sprawi, że ktoś nieobdarzony mocą nagle ją zyska lub równie dobrze będzie można odwrócić ten proces i na jakiś czas wyłączyć mutanta z rozgrywki. - Już widzę nową formułę superżołnierza stworzoną z tego białka – szepnęła do Rize. Zapewne już takie coś było opracowywane. Za zgodą lub też bez zgody naukowców, którzy pewnie chcieliby dostać Pokojową Nagrodę Nobla, a pewnie przyczynią się do stworzenia kolejnej broni. Karla postanowiła poczekać na rozwój wypadków. Nie była tu, by konwersować z naukowcami, a by pilnować porządku. Pewnie ktoś wpadnie na to, by zapytać jak szybko można wykryć czy ktoś jest mutantem. O ile rzecz jasna się da. // akurat wstawiałem posta i net mi siadł, także wyszedł mi trochę dłuższy xD |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pią Lut 23, 2018 7:49 pm | |
| Emma nie napotkała żadnych problemów podczas namierzania umysłu Wandy. Nie dość, że miała już wcześniej do niego dostęp, to jeszcze Scarlet Witch czekała na kontakt, na który były zawczasu umówione. Telepatka obiecała jej swoje wsparcie w trakcie konferencji i w pełni zamierzała dotrzymać danego słowa. W końcu dla niej samej oznaczało to możliwość wzięcia udziału w tym spotkaniu bez konieczności pojawiania się w formie fizycznej. Choć swoją obecność mogłaby łatwo wytłumaczyć - bo przecież nie byłaby jedyną bogaczką wśród widowni - to jednak wolała nie podejmować zbędnego ryzyka i nie zwracać uwagi świata na Instytut. Blondynka zaczęła od mentalnego dotknięcia umysłu Wandy, świadomie pozwalając jej poczuć swoje przybycie, lecz nie trzymała się tylko i wyłącznie przy niej. Na sali znajdowało się wiele osób, na które chciała rzucić okiem, przynajmniej powierzchownie. W pobliżu wykrywała innych telepatów, ale nie obawiała się ich - potrafiła działać w taki sposób, aby nie zwracać na siebie uwagi. Ich zaangażowanie w sprawę oznaczało w dodatku, iż najprawdopodobniej trzymali rękę na pulsie. Nawet jeżeli nie byli wysokiej klasy psionikami, to nie potrzebowali ogromnego talentu, aby wykryć złowrogie plany... Towarzyszące im skupienie czy ekscytacja zazwyczaj wybijały się nad inne myśli. Nawet przeciętny telepata odebrałby je niczym okrzyki ponad normalnymi rozmowami. White Queen na wszelki wypadek przeczesała umysły zgromadzonych, szukając wśród nich myśli i emocji, które wyróżniałyby się na tle zrozumiałych - i dominujących - odczuć, takich jak na przykład zaciekawienie, niepokój czy chęć wypromowania się albo wzbogacenia na najnowszych informacjach. Rozglądała się także za ludźmi, od których nie wykrywałaby zupełnie niczego, bo ktoś korzystający z blokad mentalnych najwyraźniej miałby coś do ukrycia. Przeskakując z osoby na osobę mogła podpinać się pod zmysły, w tym pod wzrok - i na tej podstawie porównywała stan fizyczny z psychicznym. Wśród gości kobieta natknęła się na wiele znajomych twarzy i głów, zaczynając od takich, które kojarzyła tylko z nazwiska, kończąc zaś na osobach, z którymi utrzymywała bliższe kontakty... Najczęściej biznesowe. Nie zdziwiła jej obecność członków Hellfire Club, nie mniej jednak im poświęciła trochę więcej czasu. Z doświadczenia wiedziała, że nie można im było ufać, choć wątpiła, aby tym razem planowali coś większego... Nie pasowałoby to do nich. Zawsze preferowali działanie w cieniu. Podczas swoich poszukiwań Emma siłą rzeczy zapoznawała się również z wykładem dobiegającym ze strony sceny, który na bieżąco pobierała ze sprawdzanych przez siebie umysłów. Większość z tych informacji była jej już znana, więc nie śledziła ich z wielką uwagą. Mimo to zachowywała czujność na wypadek, gdyby temat zmienił się na coś nowego. Wyłapywała kluczowe słowa. W końcu jednak kobieta postanowiła zahaczyć o znajomy umysł na dłużej. Była nawet na tyle uprzejma, aby nie tylko się w nim rozgościć, ale i zakomunikować swoją obecność, wpływając na postrzeganie otoczenia Sunspota w taki sposób, aby wyświetlić mu iluzję samej siebie, materializującą się na siedzeniu obok niego. "Zapowiada się interesująco, czyż nie?" Tuż po umieszczeniu tych słów bezpośrednio w głowie mężczyzny, telepatka sprawiła, że jej manifestacja założyła nogę na nogę. Głowę miała obróconą częściowo w jego stronę, po części zaś ku scenie, ale spojrzenie utrzymywała przed sobą.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sob Lut 24, 2018 2:18 pm | |
| W końcu drzwi zamknięto, a scena została opuszczona przez techników. To wyraźnie mówiło, że zaraz rozpocznie się konferencja. I faktycznie wkrótce na scenie pojawiły się osoby, które najwidoczniej miały brać udział w konferencji. Berto poznawał część z nich. Znał ich twarze z gazet czy telewizji. Imion i nazwisk jednak nie pamiętał. W końcu nie uważał za istotne, by ich się nauczyć na pamięć. Jego naukowcy i tak zbierali wszelkie informacje do swojej bazy, więc w każdej chwili mógł sprawdzić, która twarz do jakiego nazwiska należała. Teraz jednak przecież i tak naukowcy będą się przedstawiać. Zawsze tak się robi. Nieważne, gdzie się jest. Na początek trzeba podać chociażby swoje nazwisko. Mężczyzna usiadł wygodniej w swoim krześle, zakładając nogę na nogę i wpatrując się w scenę. Blond towarzyszka Rize w tej chwili nie była już aż tak istotna skoro wiedział już, kim jest. Teraz powinien się skupić na tym, co usłyszy od tej grupki na scenie. Przez jego twarz przemknął krzywy uśmiech, gdy Walton stwierdził, że jest odpowiedzialny za odkrycie genu X. Jasne, ciekawe kto mu uwierzy. No, zapewne ludzie, którzy w ogóle się tym nie interesowali od strony naukowej. Przecież profesor Xavier już dawno temu im tłumaczył, skąd się biorą ich moce. Pewnie każdemu nowo zrekrutowanemu mutantowi powtarzał ten sam wykład na temat genu X i tego jak działa. No, ale nie ma się wtrącać. Może naukowiec nie wiedział, a może specjalnie udawał, że jest pierwszy. Dalszy wykład dla niego nie miał żadnego znaczenia. Nudne fakty naukowe, które sprawiały, że Berto wrócił do rozglądania się po sali i przyglądania ludziom. Ciekaw ich reakcji na te naukowe pierdoły. W końcu dla kogoś, kto nie pasjonował się nauką, takie rzeczy musiały być nudne. Czy ktoś jeszcze, poza nim, nudził się? Latynos przyglądał się osobom i ich minom, które wyrażały różne emocje. Dopiero, gdy naukowiec dotarł do fragmentu z blond włosami i jasną cerą, Bobby spojrzał w jego stronę. Och, całkowicie popierał ten fragment. Blond włosy, niebieskie oczy, jasna cera. Były niezwykle pozytywnymi mutacjami. Przed oczami stanął mu Cannonball, idealny przykład takiej pozytywnej mutacji. Bardzo pozytywnej. No i dużą rolę tu odgrywał też jego wzrost. Tego akurat zazdrościł przyjacielowi. Dopiero wymienienie kolejnego nazwiska wyrwało go ze stanu zamyślenia. Sunspot spojrzał na kobietę, która wyszła do przodu, przejmując mikrofon od Waltona. Niestety ta zaczęła od razu od przynudzania na temat genów i chromosomów. Berto oparł łokieć na oparciu, a następnie policzek na dłoni, zwiniętej w pięść. Na chwilę skierował wzrok na komputerową wizualizację genu. Zaciekawił go fragment o wywiadzie z osobami posiadającymi ten gen. Taaa, wywiadzie jak z tą małą z bazy naukowej, gdzie robiono pewnie na niej eksperymenty? Nie wierzył, że ktoś dobrowolnie zgłosił się im do pomocy. Żaden mutant nie miał ochoty się ujawniać. No może poza tymi, co należeli do Avengers, bo w końcu byli bohaterami i tych mutantów akurat ludzie aż tak się nie obawiali. Od dalszej części przemowy odciągnęło go bardzo ciekawe zjawisko. Ciekawe i przyjemne dla oka, obok niego pojawił się nikt inny, jak sama Emma Frost. Latynos kątem oka zerknął w jej stronę, gdy usłyszał jej słowa w swojej głowie. - Bom dia, Emmo. Miło cię widzieć. - przywitał się na początek, wyprostowując się w krześle powoli. - Interesująco. Być może. Fragmentami. Nie jestem naukowcem, dla mnie to w większości nudy, których nie rozumiem. - odparł jej całkowicie szczerze, uśmiechając się przy tym pod nosem. Bo i po co miałby ją okłamywać? Udawać, że naprawdę jest zainteresowany? Nie widział w tym sensu. Zerknął na scenę, gdy Walton przemówił ponownie. - Masz jakieś pytania? Mogę je zadać w twoim imieniu. - zaoferował kobiecie. On osobiście póki co na pewno nie miał żadnych pytań. Był pewien, że znajdą się osoby, które będą je zadawać. On? Być może później, gdy przejdą do czegoś, co jemu się wyda ważne. |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pon Lut 26, 2018 12:14 am | |
| Takie powitanie przywołało na usta Emmy - a raczej jej iluzji, wciąż widocznej tylko dla jednej osoby - cień uśmiechu, a mimo to jej spojrzenie pozostało skupione na osobach na scenie. To i tak był zaledwie sztuczny, choć wyjątkowo realistyczny obraz, więc nie miało znaczenia gdzie zdawał się patrzeć, bo kobieta i tak wyciągała z okolicznych umysłów potrzebne jej informacje i widoki... Ale to nie oznaczało, że zamierzała się od razu zachowywać w nietypowy dla siebie sposób. Koniec końców posiadała starannie pielęgnowany wizerunek do podtrzymania. Telepatka zupełnie nie dziwiła się temu, że Roberto - jak wielu innych uczestników konferencji - nie wsłuchiwał się z napięciem w słowa naukowców. Część osób zwyczajnie ich dobrze nie rozumiała, a niektórzy przybyli tutaj w innych celach, niż aby wzbogacić swoją wiedzę i dlatego nie byli aż tak bardzo zainteresowani nowinkami... Mimo to White Queen nie wątpiła, że w tłumie znajdowali się także i tacy, dla których te informacje okażą się niezwykle cenne. Za dobrze znała się na ludziach, by zakładać cokolwiek innego. Mogłaby nawet spekulować kto konkretnie będzie miał największe szanse na zrobienie na tym wszystkim interesu... Być może dobrym rozwiązaniem byłoby wyprzedzenie takich osób i przejęcie przynajmniej częściowej kontroli nad sytuacją? To jednak prowadziło Emmę do oferty, którą otrzymała właśnie od swojego czarującego towarzysza i która spowodowała, że kobieta w końcu spojrzała na niego z wyrazem zastanowienia wymalowanym na twarzy. Mogłaby teraz spytać o wiele rzeczy, tyle że w głowach naukowców tak czy siak znalazłaby potrzebne jej odpowiedzi - chyba że w jakiś sposób blokowali oni telepatyczny dostęp do swoich umysłów. Ważniejsza była więc inna kwestia, a mianowicie... Co chciała, aby usłyszeli wszyscy zebrani, w tym obecna na miejscu prasa? To już ograniczało wybór i w znacznym stopniu go ułatwiało. "Sądzę, że byłoby cudownie dowiedzieć się do jak wielu mutantów udało im się dotrzeć... Oraz w jaki sposób. Dla potwierdzenia wiarygodności wyników badań oczywiście." Takie pytanie miało sens. Mogło nawet podważyć lub potwierdzić doniesienia naukowców, w zależności od tego, czy rzeczywiście przyłożyli się do swojej pracy. Z drugiej strony ich metody działania byłyby pewnie interesujące dla osób czułych na poszanowanie praw człowieka... I nie tylko. Panna Frost gotowa była w każdej chwili sprawdzić czy prowadzący odpowiedzą prawdziwie, nie tylko na te, ale i na inne pytania, jeżeli jakieś się pojawią.
|
| | | Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pon Lut 26, 2018 5:30 pm | |
| Pierwsza część wystąpienia poświęcona została na przekazanie zgromadzonym na sali osobom niewielkiego ułamka wiedzy wymaganej do choć częściowego zrozumienia wyników badań przeprowadzonych przez zespół doktor Aviles. Z tego też powodu Vision mógł pozwolić sobie na kilka dodatkowych chwil rozluźnienia, podczas których bardziej niż na samej treści wypowiedzi skupił się na przysłuchiwaniu reakcjom ludzi oraz poszukiwaniu dodatkowych informacji na temat zajmujących obecnie scenę naukowców. Uznał, że dobrze byłoby wiedzieć więcej na temat grupy badaczy pracujących pod kierownictwem Aviles oraz ich wcześniejszych dokonań. Mimo to nie rezygnował też z rejestrowania wszystkiego co działo się przed nim. Mógł sobie na każde z tych poczynań pozwolić właściwie bez żadnych obaw o to, że coś umknie jego uwadze. Na przykład pewnie nieścisłości i niedopowiedzenia, których w wypowiedziach wpierw Waltona, a później także samej Aviles, nie brakowało. Każdy kto już wcześniej miał jakiekolwiek pojęcie na temat poruszanego dziś tematu z pewnością także mógł je wyłapać. Nie było to jednak coś co w oczach syntezoida wymagało reakcji lub sprostowania. Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Wiedział, że osoby pokroju tych, które przebywają teraz na scenie bardzo cenią sobie podkoloryzowanie faktów i przypisywanie sobie odkryć, które w wielu kręgach nie były tajemnicą już wcześniej, lecz z różnych powodów nie przedostały się do świadomości opinii publicznej. Ze wszystkiego co zostało powiedziane do tej pory najbardziej zainteresowała go kwestia wspomnianych przez doktor wywiadów z ludźmi posiadającymi gen X. Ciekawił go sposób w jaki udało im się skontaktować z rzeczonymi osobami oraz to w jakich warunkach doszło później do samych rozmów. Nie było przecież żadną tajemnicą, że tych którzy samowolnie decydowali się na ujawnienia swojej „inności” było raczej niewielu, ponieważ rosnąca niechęć i nienawiść zwykłych obywateli do przedstawicieli Homo Superior wcale do tego nie zachęcała. Nie zdziwiłoby więc go, gdyby wspomniani ludzie wcale nie byli typowymi ochotnikami, którzy bezinteresownie postanowili pomóc w badaniach nad ich własnych gatunkiem. Zamiast tego, znając historię ludzkości, spodziewał się raczej, że zostali do tego w ten czy inny sposób przymuszeni. Choć równie dobrze mógł się co do tego mylić. Późniejsze zachowanie doktora Waltona nie pomogło w oddaleniu podejrzeń Mściciela. Android zamierzał jeszcze wstrzymać się z zabraniem głosu. Poczeka na więcej informacji, które mogłyby stanowić dobrą podstawę do otwarcia dyskusji, uznając iż słowa, które padły dotychczas to trochę za mało. |
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Pon Lut 26, 2018 6:35 pm | |
| Berto zerkał po sali. Kiedy ktoś się odzywał, kierował spojrzenie na tą osobę. Słuchał ich pytań i jeśli były interesujące to uważnie wysłuchiwał odpowiedzi. Nie chciał jako pierwszy zgłaszać się ze swoim pytaniem. A raczej z pytaniem Emmy, która chętnie skorzystała z jego oferty. Pierwsza osoba zazwyczaj zwracała na siebie największą uwagę, a Latynos wolał mimo wszystko być ostrożnym. W końcu zdecydował się wykonać ruch, po tym jak jedna z odpowiedzi się zakończyła. Zerknął na oparcie, na którym był guzik wraz z lampką i wcisnął go. Cierpliwie czekał aż lampka się zapali, zakładał, że chodziło głównie o mikrofon. Żeby wszyscy zgromadzeni na sali mogli usłyszeć pytanie jednej z osób. Kiedy lampka się zapaliła, Bobby spojrzał prosto na scenę przed nimi i osoby, które tam się znajdowały. Dokładniej, jego wzrok padł na doktor, która przed chwilą udzielił im całkiem sporego wykładu teoretycznego na temat pochodzenia genu X i jego działania. - Mówiła pani, pani Aviles, że okoliczności aktywowania genu poznaliście dzięki wywiadom z osobami, które je posiadają. Jak to możliwe? Z tego co mi wiadomo osoby te nie chcą się ujawniać przez ludźmi bez genu. Dużo takich osób udało się wam znaleźć? Czy możemy ufać waszym wynikom? - ostatnie pytanie zostało zadane specjalnie. Chciał w ten sposób trafić w dumę naukowców. Wymusić na nich chęć udowodnienia swoich racji. Wyraził wątpliwości. Możliwość, że dane, które właśnie im podali nie były prawdziwe lub mogły odbiegać od rzeczywistości. Z lekkim uśmiechem na twarzy rozluźnił się na swoim krześle i spokojnie czekał na odpowiedź. - Jeśli informacje wyciągnęli ze wszystkich mutantów, których znaleźli w taki sposób, jak z tamtej małej dziewczynki... To coś czuję, że obrońcy praw człowieka zrobią burzę jeśli wyjdzie to na jaw. Oczywiście ci prawdziwi obrońcy. - zwrócił się do Emmy, nawiązując do wydarzenia z Valhalli choć nie miał pewności, ile dyrektorka wie o tym, co się tam wydarzyło. No i specjalnie podkreślił to ostatnie zdanie swojej myśli. Jeśli komuś naprawdę zależało na bronieniu czegoś to nie dzielił na lepszych i gorszych. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Sro Lut 28, 2018 1:18 pm | |
| Rize zerknęła na Karlę, gdy ta się do niej zwróciła, po czym kiwnęła krótko głową. Nie wyglądała na zaskoczoną takim komentarzem, co już samo w sobie mogło świadczyć o tym, że takie plany rzeczywiście istniały - albo nawet były już wprowadzane w życie... Mniej lub bardziej oficjalnie. Równie dobrze mogła to nawet robić jakaś prywatna firma, a władze się o tym dowiedziały i pilnowały biegu wydarzeń... Albo to zleciły. -Jak długo nie dojdzie do sytuacji podobnej jak z MGH. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek udało nam się to całkowicie usunąć z ulic i to nie z braku chęci czy prób- odparła cicho, a w jej głosie pojawiło się coś na kształt zniesmaczenia, co jasno ukazywało jej stosunek do MGH... I pewnie nic dziwnego, gdyż z narkotyku tego najczęściej korzystały osoby stwarzające problemy, jak na przykład gangi czy po prostu ci, którym uzależnienie zmieniło sposób postrzegania świata. Innymi słowy, jednostki zagrażające obywatelom. Choć całkowicie nielegalne w każdej formie, MGH miało się całkiem dobrze, szczególnie w większych miastach. Kary za jego wytwarzanie, posiadanie, spożywanie czy sprzedawanie były wysokie, a konsekwencje brania - jeszcze gorsze. Uzależnienie pojawiało się szybko i uderzało mocno, a do tego hormon wywoływał agresję. Co prawda nie mówiło się o tym głośno, ale zatrzymania takich osób często kończyły się dla nich - i nie tylko - uszczerbkiem na zdrowiu... W najlepszym wypadku. Policja musiała reagować na opór.
W tym czasie Vision mógł w spokoju zebrać więcej informacji na temat zespołu badawczego, który znajdował się w tej chwili na scenie. Prawdę mówiąc nie trzeba się z tym było nawet wysilać, bo dane dało się bez problemu znaleźć w internecie - zaczynając od nazwisk pozostałych naukowców, których wyszukiwanie z kolei przedstawiłoby kolejne strony. Wyglądało na to, że każdy z tej ósemki miał już za sobą spory dorobek. Profesor Hennings - zgodnie ze zdjęciem - był starszym z dwóch Azjatów, a jego nazwisko wskazywało na to, co potwierdzała jego historia: urodził się już w Stanach, jego rodzice zresztą również, ale miał japońskie korzenie. Wśród jego edukacji przewijały się osiągnięcia i nagrody, dobre szkoły, można by powiedzieć, że pasmo sukcesów - a potem ładnych parę lat pracy laboratoryjnej, którą zakończył w momencie, gdy zaczął wykładać na jednej z lepszych uczelni. Ten młodszy Azjata był z kolei doktorem; co ciekawe, on również posiadał angielsko brzmiące nazwisko, a mianowicie Stonewall - legalnie zmienione po tym, jak jego rodzinie udało się uciec z Korei Północnej do Stanów. O jego przeszłości pisano niewiele, jednakże z dostępnych informacji niejasno wynikało, że wcześniej pracował w jednym ze ściśle kontrolowanych przez rząd Instytutów. Nad czym dokładnie - nie podano. Doktor Campbell - jedna z dwóch kobiet obecnych na scenie - wyróżniała się na tle pozostałych sporą liczbą publikacji... Nie tylko książek i artykułów, ale też wywiadów. Zdawało jej się nawet występować w telewizji jako ekspert. Na podstawie jej twórczości można było wywnioskować, że skupiała się na badaniu chorób i innych przypadłości genetycznych - szukając sposobów na ich zwalczanie. Profesor McCabe, który wyglądał na najstarszego z grupy, od lat był głównie teoretykiem. Choć tej informacji Vision nie znalazłby w internecie czy innym ogólnodostępnym miejscu, to sprawdzając na przykład bazę S.H.I.E.L.D. dowiedziałby się już, że naukowiec służył agencji jako konsultant w paru różnych sprawach. Nie należał do organizacji, więc podczas pracy dostawał pewnie tylko te niezbędne dla jego badań dane, ale to i tak co nieco o nim mówiło. Doktor Jennison z kolei najwyraźniej szybko robił karierę. Był jednym z tych młodszych w zespole, odebrał świetną edukację, często zmieniał zajęcia, a zerknięcie w jego historię dowiodłoby, że poszedł w ślady ojca, znanego i poważanego w środowisku... Więc być może to tempo po części wynikało z powiązań rodzinnych. Z drugiej strony nie zaszedłby tak daleko tylko na nazwisku, a kilka źródeł wspominało o jego pracy nad komórkami macierzystymi, ukierunkowanymi zwłaszcza na leczenie chorób układu nerwowego. Doktor Bithell również był dość młody, a do tego posiadał nawet własną stronę internetową - na której zamieszczał między innymi nagrania prezentujące niektóre zagadnienia z jego dziedziny. Wydawał się być tym typem człowieka, który chciał i lubił edukować innych. Z informacji na jego temat wynikało, że przed przyłączeniem się do zespołu nauczał na jednej z całkiem niezłych uczelni. Całkiem sporo było też wiadomo o doktorze Waltonie, choć większość artykułów na jego temat pojawiła się stosunkowo niedawno - głównie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Wcześniej nie było o nim aż tak głośno, lecz wyglądało na to, że mężczyzna po prostu w ciszy i spokoju robił swoje. Trochę artykułów, praca głównie w jednym Instytucie... I cała masa niedawnych wywiadów na temat mutacji. Ostatnia była rzecz jasna doktor Aviles, wokół której nazwiska szum pojawił się również pół roku temu - ale nawet wcześniej znajdowała się na radarze. Schemat był podobny do większości pozostałych: wybitne wyniki w nauce, potem dokonania w pracy, publikacje naukowe... Tu czy tam przewijały się artykuły stawiające ją jako współczesny wzór do naśladowania dla dziewczynek. Podsumowując, wszyscy naukowcy zdawali się być w porządku. Co prawda ciężko byłoby z góry typować ich punkt widzenia oraz obraną przez nich postawę, ale z dostępnych materiałów wynikało, że przynajmniej Aviles i Walton nie wykazywali negatywnego nastawienia do mutantów. Ich wypowiedzi sugerowały raczej głębokie zainteresowanie tematem.
Oczywiście konferencja nie uległa nagłemu przerwaniu - i już w kilka sekund po tym, jak Walton zachęcił publikę do zadawania pytań, przynajmniej jedna z obecnych na sali osób wcisnęła przycisk przy swoim miejscu. Co prawda ciężko byłoby ją namierzyć z daleka wśród morza głów, bo głos tak czy siak popłynął z głośników, ale Vision siedział na tyle blisko, że akurat widział mężczyznę koło pięćdziesiątki, pochylającego się nieco do swojego mikrofonu. Osobnik ten znajdował się rząd przed nim, kilka siedzeń na bok. -Powiedzieliście, że ten gen zależy od płci. Której?- spytał krótko i bardzo konkretnie. Co prawda nie brzmiał zbyt przyjemnie, ale też nie wrogo; bardziej jak ktoś, kto przyszedł tutaj po dokładnie określone informacje i zdecydowanie zamierzał je uzyskać. Szczęśliwie dla niego - nie musiał długo czekać na odpowiedź. -To nie takie proste, osoby obu płci mogą posiadać gen mutujący. Będziemy prowadzili dalsze badania, aby dowiedzieć się jak najwięcej na ten temat, ale w tej chwili jesteśmy tylko w stanie stwierdzić, że w przypadkach, w których udało nam się porównać materiał genetyczny rodziców i dzieci, skłonność do mutacji przechodziła z ojca na potomstwo... Co nie oznacza, że matka nie może jej przekazać. Nie posiadamy jeszcze dość informacji, aby wykluczyć tę opcję- wyjaśniła doktor Aviles. Choć przy pierwszym zdaniu znów zabrzmiała mniej pewnie i mówiła wolniej, to od drugiego się rozkręciła. Być może jej wahanie nie wynikało jedynie z tremy, ale też z tego, że zastanawiała się jak przystępnie ująć swoje myśli w słowa? Mężczyzna, który zadał to pytanie nie wyglądał na zachwyconego, lecz lampka przy jego siedzeniu i tak już zgasła, więc nie mógł nic dodać... I chyba nawet nie planował. Wpatrywał się w scenę ze zmarszczonym czołem, najwyraźniej przetrawiając jeszcze tę odpowiedź, choć w tym momencie pałeczkę przejmowała już następna osoba... Tym razem siedząca na tarasie, w dodatku parę rzędów za Roberto. Znów mężczyzna, choć młodszy, mający może koło trzydziestki. -Zamierzacie zająć się zastosowaniem tego rodzaju mutacji w lecznictwie?- spytał. Jego głos był wręcz zbyt neutralny - w sposób, który wyraźnie świadczył o tym, że delikwent umyślnie o to zadbał. Na podstawie jego umiejscowienia wśród reprezentantów różnych firm dało się z kolei stwierdzić, że nie interesował się tą kwestią z dobroci serca. -Nie od razu, najpierw chcemy dokończyć bardziej gruntowne badania, ale tak, liczymy na to, że wkrótce uda nam się wyselekcjonować czynniki odpowiadające za odporność osób zmutowanych na choroby- o dziwo tym razem to nie Aviles udzieliła odpowiedzi, lecz Campbell, korzystająca z jednego z mikrofonów na stole. Niektórych - pewnie nawet większość - mogło to zaskoczyć, ale na przykład Vision powinien już wiedzieć, że to ona pracowała wcześniej przy chorobach genetycznych... Więc temat mógł być jej szczególnie bliski. W końcu z jakiegoś powodu skupiła się na schorzeniach. Wreszcie jednak nadeszła pora na pytanie od Roberto, któremu jak widać stosunkowo szybko udało się dojść do głosu. Małe zainteresowanie zgłaszaniem się mogło w tej chwili wynikać z faktu, że przerabiana była część naukowa. Aktywność zapewne wzrośnie później, gdy dyskusja przejdzie na kwestie prawne i społeczne. Co ciekawe, choć pytanie zostało skierowane bezpośrednio do Aviles, a nie do całego zespołu - jak poprzednie - to na sekundę przed tym, jak kobieta odpowiedziała, Walton zaczął już lekko pochylać się ku swojemu mikrofonowi... Jak gdyby chciał przejąć ten temat na siebie. Mimo to na czas zorientował się, że jego koleżanka zamierzała mówić i sam zachował jednak milczenie, choć spoglądał na nią uważnie. Kawałek dalej przy stole Jennison nachylił się w stronę swojego sąsiada, Stonewalla, aby się do niego cicho odezwać. -Doktor Aviles. Nie jestem w stanie podać teraz dokładnej liczby, ale udało nam się dotrzeć do ponad dwustu osób. Część z nich zgłosiła się do nas przez ogłoszenia i za opłatą zgodziła na udział w badaniach. Inni oddelegowani zostali odgórnie...- w tym momencie krzesło Waltona się przesunęło, a mężczyzna zmienił pozycję. Odgłos ten wystarczył, aby Aviles na niego zerknęła i zmarszczyła czoło, ale zaraz podjęła temat ponownie: -Współpracowaliśmy między innymi z grupą więźniów obdarzonych wyjątkowymi zdolnościami, choć ustaliliśmy, że nie wszyscy posiadali interesujący nas gen. Nasza praca nie została zakończona, kontynuujemy badania i będziemy na bieżąco informować o nowych odkryciach, lecz dotychczasowych ustaleń jesteśmy pewni. Gen mutujący istnieje, znamy schemat jego działania, a niedługo dowiemy się więcej- kiedy tylko kobieta zamilkła, Walton od razu ponownie nachylił się do mikrofonu, żeby dorzucić: -Wszyscy uczestnicy badań i wywiadów podpisali dokumenty potwierdzające, że wyrazili na nie zgodę- to powiedziawszy, doktor uśmiechnął się krótko, lecz dość przyjemnie i znów usiadł prosto. Najwyraźniej to właśnie to mu przeszkadzało - że prasa pójdzie zasugerowanym tropem i zacznie zarzucać zespołowi przymusowe eksperymenty na ludziach. Telepatyczne przeglądanie umysłów naukowców dowiodłoby, że w mniejszym lub większym stopniu wierzyli w to, co zostało powiedziane. Hennings i Campbell zdawali się nie zastanawiać zbyt głęboko nad tym tematem, a Walton faktycznie skupiał się teraz na tym, co pomyślą media i przede wszystkim sponsorzy, obecni czy potencjalni przyszli. Przez jego głowę przemykały te same formułki - jak gdyby powtarzał sobie to, czego musiał pilnować. Stonewall i Jennison wydawali się mieć bardziej cyniczne podejście, a w dodatku właśnie tego dotyczyły wymienione przez nich po cichu zdania: obaj uznawali, że zgody zostały udzielone, ale kwestionowali to, jak bardzo dobrowolnie, gdy kogoś przyciskała bieda albo przełożeni. Nie byli też przychylnie nastawieni do kontroli, jaką starał się sprawować Walton. McCabe rozważał udział agentów S.H.I.E.L.D.; zgodnie z jego przemyśleniami spora część badanych należała do agencji i to oni zostali oddelegowani przez swoich szefów. Bithell i Aviles z kolei najwyraźniej szczerze sądzili, że wszystko odbyło się za niewymuszoną zgodą uczestników. -Doktor Aviles, bardzo niespodziewanie zmieniła pani swój obszar zainteresowań i odeszła z dawnego zespołu. Skąd to nagłe zaciekawienie mutantami?- to pytanie nadeszło z jednego z pierwszych rzędów, a więc najpewniej od dziennikarza. Dało się to zresztą poznać nawet po poruszanym temacie; nie dotyczył bezpośrednio konferencji i mutacji... Mógł wręcz wyglądać trochę jak szukanie sensacji. Aviles nie odpowiedziała zresztą od razu; najpierw odnalazła wzrokiem osobę, która się do niej zwróciła, a dopiero po kilku sekundach w końcu się odezwała. Znów mówiła wolniej i ostrożniej: -Pół roku temu byłam w trudnej sytuacji, z której uratowała mnie grupa tak zwanych mutantów. Nie chcę i nie zamierzam opowiadać, ani nawet myśleć o tamtych wydarzeniach, ale w ich trakcie z bliska zobaczyłam różnorodność zdolności tamtych osób... I tak narodziła się moja fascynacja. Kiedy pojawiła się ku temu okazja, podjęłam się badań- bez jakichkolwiek szczegółów była to historia jakich wiele; ot, bohaterowie kogoś ocalili, a ten ktoś nie mógł potem przestać o nich myśleć. Nic szczególnego. Myśli Aviles skupiły się jednak na obrazie rudo-brązowego futra i krwi, której upływ próbowała zatrzymać... A to było już pewnie trochę dziwne. Reszta jej wspomnień z tego okresu wydawała się mocno zamazana, być może przez stres, a może naukowiec z własnej inicjatywy starała się zapomnieć. -Właściwie o jak dużej różnorodności wśród mutantów mówimy?- to pytanie również zadał ktoś siedzący z przodu, lecz tym razem głos należał do kobiety. Najprawdopodobniej była to kolejna reporterka, a Aviles chętnie skorzystała z szansy na zmianę tematu. -Ogromnej. Jak wcześniej wspomniałam, bardzo częstą mutacją są cechy zwierzęce, ale poza tym w grę wchodzą między innymi zdolności psioniczne - wliczając w to różne moce kinetyczne - teleportacja, kontrola różnego rodzaju energii, różne stopnie zmiennokształtności, w tym nie tylko w ludzi i zwierzęta, ale nawet w materię nieożywioną... Tak naprawdę trudno byłoby określić granicę tych możliwości- na podstawie jej słów oraz tonu głosu łatwo dało się poznać, że Aviles nie tylko nie bała się tego, o czym mówiła, ale i podchodziła do mutacji entuzjastycznie. Tego samego nie można było natomiast powiedzieć o pozostałych osobach obecnych na sali. Tu czy tam goście nachylali się ku sobie, aby szeptem wymienić się jakimiś uwagami. Na twarzach wielu widniały wątpliwości, niepokój, zdezorientowanie, miejscami nawet niezadowolenie i wrogość... Choć całkiem sporo osób zdawało się być też nastawionych neutralnie. Nie każdy jeszcze wiedział co myśleć. Gdzieniegdzie ktoś robił nawet notatki; do tego grona należał mężczyzna, który wcześniej usiadł obok Roberto, ale zapisywał słowa i zwroty sporymi skrótami, niekiedy wręcz jednoliterowymi, więc ciężko byłoby je odszyfrować. Pomimo tych wszystkich reakcji w tej chwili nic jeszcze nie wydawało się szczególnie podejrzane. Nawet ochroniarze i agenci sprawiali wrażenie dość spokojnych - czujnych, to oczywiste, ale najwyraźniej nic wyróżniającego się nie zwróciło jak do tej pory ich uwagi. Z drugiej strony to był dopiero początek; konferencja mogła potrwać nawet kilka godzin, a to dawało dość czasu na działanie osobom, które z jakiegoś powodu chciałyby zakłócić jej przebieg.
|
| | | Roberto da Costa
Liczba postów : 139 Data dołączenia : 11/06/2016
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Mar 01, 2018 7:33 pm | |
| Pytania widowni okazały się ciekawsze od tej całej nudnej teorii naukowej osób ze sceny. Właściwie to Berto również był ciekaw odpowiedzi na nie. Jak chociażby to, od której płci zależy gen. Wychodziło ogólnie na to, że przejmowało się go po którymś z rodziców, nawet jeśli nie był u nich aktywny. U jego rodziców na pewno nie był. W końcu by się ujawnili przed nim jak tylko się dowiedzieli, że sam jest mutantem. Wychodziło na to, że można je przejąć zarówno po ojcu i matce. Choć chyba doktor Aviles sama nie była tego pewna na sto procent. Latynos chętnie się dowie jak to właściwie jest, jak tylko uda im się coś więcej ustalić. Pewnie za jakiś czas w gazetach zaczną się pojawiać artykuły na ten temat. Następnie pojawił się dużo ważniejszy temat. Lecznictwo. Sunspot wiedział jak to wygląda. Gdzieś odkrywali jakiś lek na poważną chorobę, ale szybko uciszano ten temat. Dlaczego? Produkowanie takiego leku było nieopłacalne dla przemysłu farmaceutycznego. Ludzie szybko by zdrowieli i duża część leków przestałaby się sprzedawać. Firmy miałyby straty. Dlatego lepiej kazać ludziom brać całe życie leki, które tylko spowalniały symptomy niż za jednym razem wyleczyć. W końcu sam Berto mógł zadać pytanie i teraz pozostawało mu czekać na odpowiedź i słuchać jej uważnie. Choć właściwie pewnie Emma będzie bardziej zaciekawiona tymi informacjami niż on sam. Początek odpowiedzi nieco go zaskoczył. Ponad dwieście osób? To całkiem sporo. Ciekawe ile czasu im zajęło zbieranie tych informacji i spotykanie z różnymi osobami. Fragment o opłacie był dosyć jasny. Ludzie bezdomni czy po prostu biedni za pieniądze mogli się zgodzić na takie rzeczy. To akurat mógł zrozumieć. Podobnie jak działanie na więźniach. Kątem oka Latynos zerknął na dyrektorkę. A raczej na jej projekcję. Chcąc dojrzeć jej wyraz twarzy. Był ciekaw czy w jakikolwiek sposób zareagowała mimiką na słowa kobiety. Pewnie była w stanie sprawdzić, czy ta mówi prawdę czy nie. Gorzej jeśli Aviles po prostu była przekonana, że mówi prawdę, a nie o wszystkim do końca wiedziała. Następne pytanie zadane pani doktor było dosyć ciekawe. Równie ciekawa była odpowiedź. Grupka mutantów kiedyś ją uratowała. Pół roku temu. Chyba trzeba będzie dopytać czy może chodzi o X-Menów lub kogoś innego z Instytutu. Może Emma coś o tym wie. Aviles ogólnie wydawała się być niezwykle pozytywnie nastawiona do tego tematu. Widać było, że mutanci naprawdę ją interesują. Że wierzy w ich przydatność dla tego świata. Nie zakładała z góry, że wszyscy będą przestępcami i złoczyńcami i zechcą zawładnąć światem. Ostatnie pytanie już zupełnie go nie interesowało. Co do różnorodności mocy to wystarczająco dużo widział. Pewnie mógłby zaskoczyć Aviles pewnymi informacjami, gdyby jej wymienił kilka niezwykle ciekawych mocy. Niestety nie mógł. Nie warto ryzykować ujawniania, że zna mutantów. To rzuciłoby na niego podejrzenia, że sam jest jednym, a już i tak widniał na liście tych najgroźniejszych. Sunspot powoli rozglądał się po sali, zerkając na ludzi i ich reakcje na słowa naukowców. Wyraźnie sporo osób było poruszonych słowami. W ten lub inny sposób. W tym sporo negatywnych emocji można było zauważyć lub wręcz wyczuć w powietrzu. Latynos był niemal pewien, że spora część niechęci do mutantów mogła wynikać z czystej zazdrości. Ktoś mógł chcieć mieć moce. Uważać, że ułatwiłyby one mu życie. Pomogły w interesach. Zdobywaniu klientów. Naprawdę nie byłby zaskoczony, gdyby cześć tu zgromadzonych faktycznie tak myślała. |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Nie Mar 04, 2018 1:40 am | |
| Emma w dalszym ciągu dzieliła swoją uwagę pomiędzy słuchanie tego, o czym mówiono ze sceny, a nadzorowanie bieżących myśli Roberto na wypadek, gdyby mężczyzna zdecydował się ponownie do niej zwrócić. Jeszcze w trakcie ich krótkiej wymiany zdań z widowni zdążyło paść jedno pytanie, lecz wyjątkowo mało interesujące, przynajmniej dla panny Frost. Sama znała na nie odpowiedź, a naukowiec tylko potwierdziła posiadane przez nią od dawna informacje... Choć tak naprawdę blondynka tego nie potrzebowała. Podejrzewała wręcz, że większość obecnych na sali osób powinna już wiedzieć, że mutacje przytrafiały się przedstawicielom obu płci. Nawet ignoranci znali chyba rodzeństwo Maximoff - brata i siostrę. Z takim argumentem trudno by było walczyć. Wysłuchując odpowiedzi na kolejne pytanie, a raczej pobierając ją z umysłu Sunspota, telepatka pozwoliła, aby jej niematerialna forma ukazała zerknięcie na mężczyznę oraz subtelne uniesienie brwi. W ten sposób chciała mu zdradzić swoje zaciekawienie bez zakłócania słowami jego skupienia konferencją. Nie wyraziła swojego poparcia dla jego myśli, ale i im nie zaprzeczyła. Do pewnego stopnia się z nimi zgadzała, choć brała również pod uwagę opcję, że jakaś firma mogła być zainteresowana właśnie wyprzedzeniem konkurencji. Kobieta była w stanie sprawdzić to tu i teraz, ale prawdę mówiąc w tej chwili nie interesowało to jej aż tak bardzo. Być może pod koniec spotkania przejrzy ostateczne wnioski oraz plany zebranych w celu zorientowania się kim należało się przejmować, a kogo można było zostawić samemu sobie. Wreszcie jednak przyszła pora na ich własne pytanie i Emma znów przeniosła swoją uwagę na naukowców. W trakcie wypowiedzi ich - jak rozumiała - szefowej wsłuchiwała się przede wszystkim w myśli całego zespołu, lecz nie umknęły jej również te drobne potknięcia i niezgodności w zachowaniu jego członków. Tym razem telepatka nie pozwoliła na to, aby jej manifestacja zaprezentowała jakiekolwiek odczucia, choć przechyliła głowę na bok, dając sobie czas na wyrażenie swojej opinii na myśli Roberto... Zarówno te skierowane bezpośrednio do niej, jak i te niezależne. "Wygląda na to, że nie kłamią, a jeżeli nawet, to w sposób nieświadomy. Nie wszystkim z nich podobają się takie metody zdobywania informacji, szczególnie tej dwójce, która między sobą szeptała. Poza tym S.H.I.E.L.D. najwyraźniej udostępniło im swoich agentów - mutantów do badań." Jej wyjaśnienia zgrały się już w czasie z następnym pytaniem, bardziej osobistym, a White Queen z delikatnym zaskoczeniem odkryła, że umysł doktor Aviles niezwykle skutecznie wyparł większość szczegółów z wydarzenia, o którym naukowiec tak krótko opowiedziała. Mózg zawsze starał się bronić, ta część nie była dziwna, lecz rzadko robił to w tak dokładny, choć wybiórczy sposób. Emmę chyba najbardziej irytowało to, że - gdyby naprawdę chciała - mogłaby bez trudu odkryć wszystkie te zamazane fragmenty pamięci... Ale nie w tych okolicznościach. Choć potrafiła działać subtelnie i niewykrywalnie, to zawsze istniał jakiś procent niebezpieczeństwa, że pod wpływem jej machinacji ofiara coś sobie przypomni i zareaguje gwałtownie. Blondynka w to wątpiła, gdyż ufała swoim umiejętnościom, lecz nie zamierzała podejmować nawet bliskiego zeru ryzyka - szczególnie że za takim zamaskowaniem wspomnień mógł stać inny telepata, który postawił mentalne bariery... A ich przebicie potrafiło wyrządzić właścicielowi umysłu krzywdę. Panna Frost poczekała jeszcze chwilę, aby upewnić się, że następna poruszana kwestia nie będzie niczym interesującym, po czym znów obróciła głowę swojej iluzji w stronę Roberto i ponownie się do niego odezwała - wiedząc, że mężczyzna był zainteresowany tym, kogo spotkała doktor Aviles. "Jej wspomnienia z tamtego okresu są rozmyte. Być może po konferencji przyjrzę się im uważniej, lecz prawdę mówiąc nie sądzę, aby w tej chwili były szczególnie istotne. Już bez nich możemy stwierdzić, że nie ma złych intencji." Świadczyły o tym zarówno myśli kobiety, jak i jej zachowanie, lecz ton telepatycznego głosu Emmy wcale nie zabrzmiał tak optymistycznie, jak zapewne powinien. Dobre zamiary nie oznaczały jeszcze, że ktoś nie wyrządzi szkód, na przykład przez niezrozumienie sytuacji. Nie byłby to ani pierwszy, ani ostatni tego rodzaju przypadek... A głód wiedzy naukowców potrafił doprowadzić do okropnych rzeczy.
|
| | | Vision Mistrz Gry
Liczba postów : 182 Data dołączenia : 24/09/2015
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Nie Mar 04, 2018 3:17 pm | |
| Nic nie wskazywało na to, by któraś z osób znajdujących się w zespole badającym gen mutujący znalazła się w nim przez przypadek. Każdy z naukowców już wcześniej odnosił sukcesy w swojej dziedzinie i ich dołączenie to tych konkretnych prac było tego konsekwencją. Wnioskując po przebiegu karier, nie miał do czego się przyczepić. To odpowiedni ludzie na odpowiednich miejscach. Najlepsi z najlepszych, jak zwykło się mawiać. Nie sądził więc, by ktokolwiek z nich mógł celowo manipulować przebiegiem badań, by osiągnąć z góry określony cel. Można było wierzyć, iż wszystko odbyło się zgodnie z zasadami etyki, a wygłaszane komentarze są zgodne z prawdą. Już samo to sprawiło, że stopień jego zaniepokojenia znacznie opadł. Powoli zaczynał nawet wierzyć, że ta konferencja rzeczywiście może przynieść coś dobrego, a nie jest jedynie zorganizowanym na potrzeby tłumu przedstawieniem. Mimo to nie zamierzał tracić czujności. Zbyt dobrze znał ludzi, zwłaszcza tych stojących u władzy, by wiedzieć, że ich działania i podejmowane decyzje rzadko są tak oczywiste, jak początkowo może się wydawać i prawie wszystko kryją za sobą jakieś drugie dno. Nawet jeśli naukowcy byli czyści, a na to właśnie wyglądało, na sali jest wielu ludzi, których zamiary nie będą tak czyste. Jest również jeszcze inna sprawa. Tak duże wydarzenie z pewnością przyciągnęło zainteresowanie nie tylko zwykłych ludzi, innych badaczy, wielu korporacji i polityków, ale i przestępców. Vision spodziewał się, że w trakcie konferencji może do czegoś dojść. Grupy terrorystyczne, czy też bandyci, z którymi mierzyli się na co dzień mogliby uznań to za dobrą okazję do pokazania swojej siły. Mimo tak licznej ochrony należy liczyć się z tym, że coś może pójść nie tak. Skoro jednak na razie wszystko przebiegało w jak najlepszym porządku, syntezoid zainteresował się zadawanymi przez publiczność pytaniami, a także udzielanymi na nie odpowiedziami. Co prawda nie były one szczególnie bogate w ważne informacje, lecz co nieco dało się z nich wyciągnąć. Choćby spróbować ocenić prawdopodobny stopień zaawansowania prac i wiedzy grupy naukowców w temacie genu X, czy też zauważyć, że sam zespół wierzył w słuszność oraz prawidłowość swoich badań. W każdym razie ktoś o odpowiedniej wiedzy oraz doświadczeniu nawet z tych strzępków mógł wyciągnąć całkiem dużo. Nie tylko o badaczach, ale i pozostałych uczestniczących w konferencji osobach. Ze spokojem słuchał kolejnych pytań. Sam w dalszym ciągu nie miał żadnego. |
| | | Moonstone
Liczba postów : 239 Data dołączenia : 26/09/2014
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Mar 08, 2018 12:08 am | |
| MGH. Karla miała w przeszłości trochę interesów z czarnymi charakterami różnej maści, a i o hormonie słyszała. Nadawało to moc zwykłym ludziom lub mogło też zwiększyć możliwości mutacji przy odpowiednich dawkach. Jak każdy steryd, tak i MGH było uzależniające w znacznym stopniu. Trudno było wycofać to z ulic, gdyż dilerzy nie dość, że byli sprytni to jeszcze pewnie mogli wykorzystywać sztucznie stworzonych mutantów, by ukrywać towar. - Zbyt dużo wpływowych osób by na tym straciło, jeśli faktycznie by się udało, a nawet jeśli to ludzie znajdą inną metodę zarobku. Ktoś kto raz zakosztował bycia bogiem pośród zwykłych śmiertelników niezbyt prędko porzuci swoją drogę życiową – to ostatnie Sofen mogła powiedzieć ze swojego przykładu. Nie wyobrażała sobie jak mogłaby funkcjonować bez kamienia teraz. Już nie mówiąc o tym, że kawałek obcej technologii w jej ciele warunkował jej życie oraz śmierć. Pozbycie się go mogłoby przysporzyć niemało problemów blondynce, a ryzykować utraty życia nie chciał. Była zbyt specjalną jednostką w swoim mniemaniu, by dopuścić do czegoś takiego. W końcu bez niej pewnie nie byłoby komu prowadzić Thunderbolts. Co do samego wycofania hormonu to Moonstone miałaby pewien pomysł, który może nie byłby najbardziej bohaterski, ale skuteczny. - Wycofać pewnie dalibyśmy radę, tylko musielibyśmy użyć do tego niezbyt czystego zagrania – skomentowała krótko Karla. Mogliby zmobilizować naukowców, by stworzyli jakiś rodzaj wirusa, który jest nieszkodliwy do momentu, gdy wejdzie w kontakt z hormonem. Mógłby całkowicie go neutralizować lub po prostu zabijać każdego kto zażył środek. Rozprowadzić go można było bardzo łatwo, bo wystarczy woda pitna, z której każdy korzysta. Ludzi nie obchodziły kary pieniężne oraz więzienie, lecz bardziej lękaliby się o swoje bezpieczeństwo oraz bliskich. Oczywiście była też mniej inwazyjna metoda jak chociażby wypełnianie wody pitnej barwnikiem, który uaktywnia się po zażyciu MGH i sprawia, że przez 48 godzin skóra zmienia kolor chociażby. Chociaż wtedy pewnie przestępcy piliby wodę butelkowaną, ale i na to znajdzie się sposób. Barwniki zwykle mają to do siebie, że są nieszkodliwe. Z drugiej strony zaś, jeśli problem z MGH zniknie to też Karla i reszta ferajny z Thunderbolts mieliby mniej zajęć. Ktoś z widowni za to zadawał bardzo konkretne pytanie o to kto przenosi dany gen. Z tego co wyniosła Karla ze szkoły to najczęściej dziedziczy się po prostu ten silniejszy gen. Może to równie dobrze być jak gra w totka i rodzice mogą przekazywać ten gen z mniej więcej taką samą częstotliwością. No ale jednak przypadki, które zarejestrowali w głównej mierze dostały swój gen od ojca. Bardzo ciekawe. Może teraz zacznie się pilnowanie mężczyzn, bo nikt nie chce dziecka mutanta? Już Sofen złapała to wyobrażenie, gdzie kobiety jeszcze bardziej będą musiały się zastanowić przed pójściem z kimś do łóżka, bo jeszcze okaże się, że bękart zacznie zionąć ogniem. Niby czysta loteria, ale taka informacja mogła dostatecznie mocno wstrząsnąć opinią publiczną, a jeszcze bardziej nakręcić chociażby przemysł antykoncepcyjny. Rodziny też będą wiedziały kogo obwiniać za inność dziecka, a to tylko przysporzy Moonstone większą ilość klientów w gabinecie. Z drugiej strony jeśli tendencja była głównie ze strony mężczyzn to można troszkę poeksperymentować i może nawet wyeliminować „wadliwy” gen. Trochę ta myśl Sofen zaleciała propagandą nazistowską, której używali „lekarze”. Cóż, rzeźnicy lepiej pasuje, ale mieli oficjalne tytuły chociaż jakby nie patrzeć w dzisiejszych czasach możliwe jest dokonanie chociażby aborcji na życzenie pacjentki. Można nawet wybierać sobie pulę genów, z której się skorzysta do poczęcia dziecka w specjalnych placówkach. Mniej przyjemna metoda, ale możliwa więc poniekąd sen tamtych ludzi się spełnia. Pan z tarasu natomiast brzmiał mało przekonująco. Czemu chciał ukryć swoje odczucia mówiąc o wykorzystaniu terapii genowej? Zwykle ludzie mówili o tym takim tonem jakby szukali nadziei dla siebie lub kogoś, ten jednak wydawał się całkowicie obojętny. Zapewne był z jakiegoś koncernu farmaceutycznego, który już zadba o to, by ten lek nie trafił na rynek bez ich zgody oraz procentu udziału. Zresztą dla Sofen też wydawała się to niezbyt realna opcja, by wyleczyć wszystkich tą metodą, a jedynie najbogatszych. Najpierw jednak wojsko będzie miało pierwszeństwo w korzystaniu z wyników tych badań. Być może w Thunderbolts będą przeprowadzane pierwsze testy, by stworzyć jak najbardziej kompetentny oddział. Przysunęła głowę bliżej Rize, by szepnąć jej pewną propozycję – Jeśli będziemy to testowali i tworzyli nadludzi na usługach rządu, mogę sporządzić pełną listę kandydatów do testów. Oddanych ojczyźnie oraz pragnących zasłużyć się krajowi – wśród wszystkich żołnierzy jednostki najpewniej znajdą się osoby, którym leży na sercu interes kraju i z wielką chęcią za odpowiednią zachętą pod postacią pieniędzy, pomogą w stawianiu kolejnych kamieni milowych. Zresztą takie osoby łatwiej było kontrolować. Sofen miała na ustach tajemniczy uśmiech, gdyż wizja przewodzenia takiej malutkiej armii superludzi była bardzo kusząca. Nie umieraliby w trudnych warunkach tak szybko i byliby znacznie bardziej użyteczni. Naukowcy natomiast popełnili jedną gafę, którą mogą wykorzystać pismaki i twórcy teorii spiskowych. Stwierdzili, że zostali oddelegowani odgórnie, a to można było odczytać jako zmuszenie kogoś do wzięcia udziału w testach. Mówienie o więźniach jako o królikach doświadczalnych było bardzo grząskim tematem, chyba że sami godzili się na takie eksperymenty wtedy można było to obrócić na korzyść i pokazać efekty resocjalizacji. Karla założyła nogę na nogę uśmiechając się w stronę widowni. Doktor gubił się w swoich zeznaniach mówiąc, że podpisali stosowne papiery zgodnie ze swoją wolą. Mogło to wyratować nieco jego koleżankę, aczkolwiek Karla ubrałaby to inaczej w słowa. Może po prostu nie wspomniała, że ktoś został oddelegowany do tego. Przyszła chwila dla reporterów, by zadawali swoje pytania. Aviles pewnie była jedną z tych zainspirowanych przez heroiczne czyny i teraz postanowiła zbadać skąd biorą się ci herosi. Cóż, zapewne Sofen przeczyta sobie jej teczkę, by dowiedzieć się co to za trudna sytuacja. Zwykle nie zmienia się zespołów tak szybko, zwłaszcza gdy dłużej się z nimi pracowało. Zazwyczaj ludzie mają jakiś sentyment do swoich współpracowników, a tu proszę jak szybko zmieniła sobie nie dość, że kierunek badań to jeszcze całą drużynę. Sofen z chęcią by podyskutowała na ten temat, ale była aktualnie w pracy. Póki nie dostanie wyraźnego rozkazu, nie powinna brać udziału w dyskusji. Z chęcią jednak zapytałaby się czy mają już w zanadrzu jakiś pomysł, by blokować ujawnianie się tego konkretnego genu mutującego. Na osobności nawet chętniej zadałaby kilka pytań na temat tego jak widzi przyszłość rasy ludzkiej.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Audytorium Lisnera Czw Mar 08, 2018 3:44 pm | |
| Rize co prawda nie odpowiedziała na głos na tę pierwszą część wypowiedzi Moonstone, lecz przechyliła głowę lekko do przodu, co mogło być odebrane jako bardzo oszczędne nią kiwnięcie... Dyskretne, choć w tej chwili raczej nikt nie próbował podsłuchiwać swoich sąsiadów - bo i po co by miał. -A wiemy jak media reagują na niezbyt czyste zagrania- odparła za to na sugestię Karli. Oczywiście nigdzie nie było powiedziane, że dziennikarze musieli dowiedzieć się o takich próbach, ale zawsze istniało niebezpieczeństwo, że informacja trafi w niepowołane ręce... A późniejsze wybranianie się tylko zwiększało zainteresowanie sprawą. Część obywateli byłaby pewnie zadowolona, że coś zrobiono - ale inni biliby na alarm, że władza pozwalała sobie na zbyt wiele, że komuś niewinnemu mogła się stać jakaś krzywda, że to i tamto i prawa człowieka... Nie było to zbyt wygodne. Doradczyni - w przeciwieństwie do niektórych obecnych na sali - zdawała się słuchać naukowców całkiem uważnie, a przynajmniej rzadko kiedy spuszczała wzrok ze sceny. Mimo to nie była pochłonięta tematem na tyle, aby nie wyłapać kolejnej skierowanej do niej propozycji. -Jeszcze o tym oficjalnie nie rozmawialiśmy, ale praktycznie zawsze ktoś pracuje nad jakąś formułą superżołnierza czy nadczłowieka... Mniej lub bardziej otwarcie. Prędzej czy później taka lista się przyda- zgodziła się cicho.
Choć chętnych do zadawania pytań wciąż nie było aż tak wielu, to jednak najwyraźniej ich liczba w pełni wystarczała, aby pomiędzy kolejnymi tematami nie dochodziło do dłuższych pauz. Kiedy Aviles skończyła opowiadać o różnych formach mutacji, z tłumu odezwała się kolejna osoba, znów kobieta i - sądząc po zajmowanym przez nią miejscu z przodu - również reporterka, siedząca zresztą przy samym skraju swojego rzędu. -W jednym ze starszych wywiadów doktor Walton powiedział, że możemy mieć do czynienia z narodzinami nowej, silniejszej rasy człowieka. Historia jasno wskazuje, że za każdym razem prędzej czy później prowadziło to do wymarcia poprzedników...- podczas gdy mówiła, z zewnątrz dobiegać zaczął jakiś hałas, ciągły i mogący przypominać coś w rodzaju silnika, ale bardziej samolotu niż samochodu albo motocykla... Początkowo był jeszcze cichy, lecz szybko wzmógł się na tyle, że dziennikarka zamilkła i przechyliła głowę na bok, marszcząc brwi oraz wodząc wzrokiem po sali. Wielu innych gości czyniło podobnie; w większości wydawali się być głównie zdezorientowani i może zaciekawieni, lecz nie naprawdę zaniepokojeni, ale niektórzy przejawiali również to ostatnie. Na scenie naukowcy wymieniali się spojrzeniami i coś między sobą szeptali, a siedząca na samym końcu stołu Campbell nawet wychyliła się trochę na bok - wyraźnie zwracając się do kogoś, kto stał poza widokiem. Być może do kogoś z ochrony? Ta ostatnia również wyglądała na pobudzoną i zaalarmowaną, nawet jeżeli starała się zachowywać względną dyskrecję. Tu i tam ktoś sięgał po komunikator, inni po prostu rozglądali się ze zwiększoną uwagą. Tak naprawdę chyba nikt nie miał jeszcze dowodów na żadne zagrożenie... ... I stan ten utrzymał się przez kilka krótkich sekund od momentu, gdy dźwięk stał się w ogóle wykrywalny dla uszu zwykłego człowieka. Nagle jednak ponad głowami zebranych i zarazem od strony sceny rozległ się wyjątkowo głośny huk, niepodobny do dotychczasowych odgłosów - a w następnej chwili rozpętał się już chaos. Spora część sufitu - głównie nad sceną i kilkoma pierwszymi rzędami - uległa praktycznie natychmiastowemu zniszczeniu od zewnątrz. Nie została jednak oderwana, wypalona albo zdematerializowana - nie, coś uderzyło w nią z góry, choć pod kątem, przez co większe i mniejsze kawałki gruzu poszybowały po skosie, nie wspominając już o gęstym pyle, który na moment przesłonił widok. Niektóre z tych fragmentów bez problemu wystarczyłyby, aby przygnieść - i pewnie zabić albo przynajmniej poważnie zranić - człowieka, inne stanowiły zagrożenie przypominające pociski. Salę niemalże od razu wypełniły krzyki pełne zaskoczenia i przerażenia. Jedni goście zaledwie podrywali się ze swoich miejsc, drudzy myśleli na tyle szybko, że poszli nawet o krok dalej i próbowali już przepchać się do przejść, aby nie zostać uwięzionymi między rzędami... Trzeci zdawali się być sparaliżowani i w dalszym ciągu siedzieli sztywno w swoich fotelach. Agenci i ochroniarze w większości dobyli broni i skierowali ją w stronę wyrwy - podczas gdy paru z nich zajęło się otwieraniem zablokowanych do tej pory drzwi. O dziwo jednak większość tego gradu gruzów nie dotarła na ziemię. Stało się tak za sprawą różowo - czerwonej aury, która w ostatniej chwili rozciągnęła się kawałek nad głowami zebranych, utrzymując te odłamki w powietrzu, gdzie drgały wyraźnie, jak gdyby ich pozycja wcale nie była stabilna. Scarlet Witch należała do tych osób, które wstały, lecz nie próbowały się przemieszczać; jej ciało było lekko odchylone do tyłu, głowa skierowana ku górze, a ręce uniesione - palce tworzyły coś na kształt rogów i wokół jej dłoni również pulsowała ta sama energia, więc wyjaśnienie zdawało się być jasne. Poczynania kobiety wystarczyły, aby agenci sprowadzili naukowców za scenę, a dziennikarze byli już w trakcie opuszczania swoich rzędów. Oczywiście najłatwiej mieli ci z pierwszego, a także kamerzyści i fotografowie, którzy tak czy siak trzymali się bliżej sceny luzem - bo nie musieli się przeciskać... Wyrwę w suficie częściowo przesłoniło coś masywnego, lecz połączenie padającego z góry światła, pyłu oraz energii Wandy sprawiło, że w pierwszej chwili ciężko byłoby to coś zidentyfikować. Szum silników w oddali wciąż trwał w najlepsze, ale teraz zagłuszały go odgłosy paniki... A ponad to wszystko wybił się nagle nowy dźwięk - którego nie dałoby się pomylić z innym. Bang! Ktoś wystrzelił, a zaraz potem gdzieś wśród tych niżej położonych rzędów tarasowych pojawił się błysk. Osoby znajdujące się wyżej mogłyby zauważyć, że sekundę wcześniej w tym miejscu stała jakaś kobieta - o przeciętnym wyglądzie, w typowym, ciemnym kostiumie, z jedną ręką umieszczoną z przodu pasa, a drugą wymierzoną przed siebie i lekko w dół... To musiał być strzelec. W następnym momencie bariera utrzymująca gruz w powietrzu zanikła, na szczęście nie od razu w całości, tylko trzema partiami - a te ułamki sekundy zadecydowały o zdrowiu i życiu przynajmniej paru osób. Niestety nie wszystkie miały tyle szczęścia, by zdążyć uciec, lecz dokładna liczba ofiar - śmiertelnych czy rannych - zależała również od działań innych osób na sali... Lub ich braku. W końcu Scarlet Witch nie była tu jedyną istotą z mocami. Jeżeli zaś chodziło o samą Wandę, to szybko stało się jasne dlaczego straciła kontrolę nad swoimi mocami. Zarówno z tyłu, jak i z przodu jej stroju wykwitały właśnie plamy krwi, obie na podobnej, lecz nie tej samej wysokości, na dodatek w okolicy serca - może nieco za nisko... Choć kobieta osunęła się pomiędzy siedzenia, to najwyraźniej była w jakimś stopniu przytomna, o czym świadczył fakt, że przyciskała dłoń do rany wylotowej. Tak czy siak nie wyglądało to dobrze. Rzecz jasna priorytet miał tutaj prezydent i dało się to poznać po sposobie, w jaki ochrona natychmiast - jeszcze zanim Wanda została postrzelona - skierowała się w jego kierunku, aby utorować mu drogę do najbliższego wyjścia - najpierw w górę, ku przerwie między dolnymi siedzeniami i tarasami, a potem już prosto do drzwi. Część polityków trzymała się blisko niego, najpewniej chcąc się załapać na specjalne traktowanie... Choć z drugiej strony mogło się to okazać bardzo głupim posunięciem, jeżeli to właśnie on był celem tego ataku. -Eskortuj prezydenta, S.H.I.E.L.D. zadba o resztę- Rize należała do tych osób, które zareagowały dość szybko, ale mimo to aż do tego momentu pozostawała w pobliżu Moonstone, więc teraz mogła się do niej odezwać, podnosząc głos na tyle, aby przebić się przez ten chaos. Nie wyglądała na przestraszoną, raczej na zdeterminowaną i niezadowoloną, ale być może tego można się było po niej spodziewać. W końcu świadomie przyjęła stanowisko umieszczające ją w stałym kontakcie z nadludźmi, więc pewnie rozumiała wynikające z tego niebezpieczeństwo. Tymczasem ten wielki cień widoczny przez dziurę w suficie stawał się coraz lepiej widoczny - gdyż nie przesłaniała go już czerwona aura oraz pył. Światło słoneczne wciąż sprawiało, że ciężko było rozpoznać szczegóły czy kolory, ale sądząc po refleksach miał metaliczną powierzchnię... A po kształcie dało się wyróżnić głowę, ramiona, górę torsu - i okrągłe, świecące "okienko" na tym ostatnim, przypominające trochę reaktor Iron Mana, lecz nie do końca. Po rozmiarze tej części istoty dało się oszacować, że w całości mogła mierzyć około dziesięciu metrów wzrostu - o ile ktoś miał teraz czas, aby się tym zajmować. Nie dało się jej wyczuć ani telepatycznie, ani nawet technopatycznie, jak gdyby coś ją przed tym chroniło.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Audytorium Lisnera | |
| |
| | | | Audytorium Lisnera | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |