|
| Ulice Nowego Orleanu | |
|
+7Sabretooth Big Boy Drax N'yota Loki Emma Frost Carol Danvers 11 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Ulice Nowego Orleanu Sob Mar 17, 2018 11:05 am | |
| First topic message reminder :Nowy Orlean jest małym dużym miastem, co ma zarówno swoje plusy jak i minusy. Właściwie w całości przypomina przedmieścia innych wielkich miast, takich jak Nowy Jork i Waszyngton. Poza ścisłym centrum nie znajduje się tu wiele wysokich budynków, a ulice budowane były według planu miejskiego, przez co z lotu ptaka miasto może przypominać regularną kratownicę. Jest to jednak część uroku miasta. Przechadzając się ulicami można trafić na aspekty wielu różnorodnych kultur, z czego przewagę ma ta francuska. Uliczki poprzetykane są wszelakimi barami, kafejkami i klubami, a wiszące ogrody są jedną z wizytówek miasta. Niemal na każdym kroku rozbrzmiewają dźwięki jazzowej muzyki, którego Nowy Orlean jest przecież kolebką. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Paź 26, 2020 2:06 pm | |
| Wszystko wyglądało na to że młodzi magowie w jakiś mistyczny i tylko sobie znany sposób wzmocnili wagę zadania walkirii i moc samej Olorun, którą w nią wkładała. Z początku nie zanosiło się że cokolwiek miało się wydarzyć. W pewnym momencie świat jednak popędził nagle naprzód, podrywając Olorun z miejsca. Wzniosła się nad Nowym Orleanem i poszybowała w kierunku centrum miasta, gdzie znajdowały się wyższe budowle. Nie zwalniała lotu, pomimo iż zbliżała się do jednej z ludzkich wież. Zamiast się z nią jednak zderzyć, przeniknęła przez nią, tak jak przez kilka następnych pomieszczeń, aż w końcu się zatrzymała. Wrażenie przypominało trochę podróż przez tęczowy most, jednak tym razem przeskok odbyła jedynie świadomość kobiety, podczas gdy jej ciało cały czas trzymało się za dłonie z młodzieńcami. Podobieństwo do Bifrostu potęgowały wielokolorowe światła, tańczące niczym zorza na granicy jej pola widzenia. Olorun mogła swobodnie rozglądać się po tym nowym miejscu, lecz nie mogła się poruszać, czy w jakikolwiek sposób oddziaływać z otoczeniem. Obydwoje połączonych z nią w rytuale magów mogło patrzyć na tę wizję jej oczami, choć niestety nie mogli się rozglądać tak jak ona. Musieli więc patrzeć na to, na co ona w danym momencie patrzyła. Z zewnątrz wyglądało to tak jakby całą trójkę nagle sparaliżowało, a oczy zaczęły błyszczeć im wielokolorową energią. -Myślisz że powinno to tak wyglądać? - zapytała Sam Colossusa, skoro zostali chwilowo sami. - Nikt nigdy mi nic nie mówi. Skąd mamy wiedzieć kiedy magia zacznie na przykład pożerać im umysły i trzeba będzie przerwać krąg? Czy wręcz nie możemy przerwać kręgu, bo magia zacznie im wtedy pożerać umysły? - policjantka westchnęła i usiadła wygodnie na masce samochodu, który przed chwilą skończyli przerabiać. Pozostało im chyba już tylko czekać. W międzyczasie Piotr skakał losowo po częstotliwościach otrzymanego od Sam radia nawołując po przypadkowych częstotliwościach. Gdy już kończyła mu się cierpliwość, ktoś w słuchawce jednak odpowiedział. -Kim jesteś i co robisz na tej częstotliwości? Rozumiesz że bezsensowne nadawanie na tym paśmie może utrudnić działania armii? - odpowiedział mu ostry głos z radia. Chyba dodzwonił się do odpowiedniego adresata. Tymczasem Olorun rzeczywiście odnalazła Thora. Trzeba było przyznać że władca Asgardu znajdował się w opłakanym stanie. Całe jego ciało wyglądało jakby otrzymał poparzenia przynajmniej drugiego stopnia. Te strzępki jego szat, które zdołały się zachować były kompletnie zwęglone. Sam Thor wyglądał jakby przed chwilą wyskoczył z ogniska, bo jego brwi spłonęły niemal do zera, a niegdyś bujna fryzura wyglądała teraz dość rozpaczliwie. Sam książę przykuty był do ściany jakimiś dziwnymi łańcuchami z czerwonego metalu do ściany. Miejsce jego przykucia otaczały runy w języku jakiego ani Olorun, ani Wiccan nie rozumieli. Syn Odyna nie dawał jednak za wygraną. Co i rusz starał się wyszarpnąć. Napinał muskuły chcąc wyrwać się z więzów, lub wyrwać je w całości ze ściany budynku. Nie był jednak sam. Jakiś potężny, ciemnoskóry mężczyzna chichotał cicho na widok szamoczącego się Thora. -Nie będzie ci tak do śmiechu szubrawcze, jak tylko oswobodzę się z tych więzów! Podejdź no na wyciągnięcie ramienia a dopiero pokażę ci coś zabawnego! - ryczał Thor. Tajemniczy człowiek jednak tylko szerzej się uśmiechnął na te słowa. -Obydwoje dobrze wiemy że w tym stanie nie możesz ze mną walczyć. Jak chcesz skręcić mi kark, skoro nie możesz nawet zerwać swoich kajdan, hmm? Ale nie stresuj się tak. Jak tylko odzyskasz siły na tyle by się oswobodzić, będę czekał w swojej sali tronowej, gdybyś chciał mnie znaleźć. Jeśli akurat mnie nie będzie, zapytaj którąś z moich konkubin. Poinformuję je, żeby wskazały ci drogę. Mężczyzna doskonale się bawił więżąc Thora i obserwując jego reakcje. Ostatnie zdanie mówił już wychodząc z pomieszczenia, plecami do boga piorunów, co tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Mściciel wyglądał jakby mógł toczyć pianę z ust. -NIEGODZIWCZE! OBŁUDNIKU! NAJPODLEJSZY Z ROBALI! NAKAZUJĘ CI MNIE WYPUŚCIĆ ALBO POCZUJESZ MÓJ GNIEW! Mężczyzna zatrzymał się, ale chyba nie wskutek nawoływań swojego więźnia. Odwrócił głowę i spojrzał złowieszczo i poważnie prosto w stronę Olorun. Po chwili pchnął w jej stronę rękę, a walkiria poszybowała z powrotem w stronę swojego ciała. Siła pchnięcia była tak wielka, że gdy tylko trafiła na miejsce, została powalona na ziemię. Oczywiście przerwało to wizję. Białowłosy z magów miał zatroskaną minę. -Zobaczył nas. Udało mi się zataić kim jesteśmy, ale nie wiem czy udało mi się zataić gdzie. Mogą już zmierzać w naszą stronę. Proponuję się ruszyć...
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Pon Lis 02, 2020 11:50 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Paź 27, 2020 1:35 pm | |
| Billy był przyzwyczajony do tego, że uruchamianie się jego zdolności często chwilę trwało - na ogół nie dłużej od kilku sekund, owszem, ale zdarzały się i takie chwile, kiedy ciężej mu się było skoncentrować i wówczas wszystko się przeciągało. W związku z tym, chociaż zestresowany rzeczywiście się czuł, nie wynikało to w tym wypadku ze zniecierpliwienia czy z martwienia się o sukces ich poczynań. Wierzył, że jakiś efekt prędzej czy później osiągną, nawet jeżeli niekoniecznie taki, na jaki liczyli.
Nie spodziewał się jednak, że będzie to taki efekt. Nagła zmiana perspektywy była w tym wszystkim najbardziej zaskakująca - i chłopak pewnie wydałby z siebie jakiś wyrażający to odgłos, gdyby tylko był w stanie to zrobić, ale obecnie po prostu nie mógł... Albo przynajmniej tak mu się wydawało. Mimo to był wdzięczny wszechświatowi za wskazówkę, jaką natychmiast otrzymał: jako że jego punkt widzenia się zmienił, praktycznie od razu mógł stwierdzić, że spoglądał na świat oczami kogoś innego... I - metodą eliminacji - bardzo szybko zorientował się kogo.
Chociaż Kaplan latał już wcześniej, przemieszczanie się w powietrzu o własnych siłach było czymś zupełnie innym od obecnego braku kontroli nad sytuacją. Nastolatek wiedział, że fizycznie nic mu nie groziło - nie pod tym względem - a jednak jego umysł nie chciał się z tym do końca pogodzić, bijąc na alarm i sugerując mu ten charakterystyczny stan lekkości w brzuchu, powiązany ze zbyt szybkim poruszaniem się - choć oczywiście nie mógł naprawdę go odczuwać, skoro jego ciało teoretycznie przez to wszystko nie przechodziło. Równie odruchowe były jego reakcje na przenikanie przez budynki - jak gdyby chciał się wzdrygnąć lub zamknąć oczy, ale nie był w stanie.
Z tego wszystkiego chłopak ledwo zwrócił uwagę na to, że wizję otaczały światła nieco inne od tych, do których był przyzwyczajony. Do swoich własnych zdążył już przywyknąć - i to również wpłynęło pewnie na tak łatwe zaakceptowanie przez niego tych dodatkowych kolorów, urozmaicających typowe dla niego odcienie niebieskiego oraz biel. Choć... Przy jedynie swoich lepiej widział. To była różnica.
Niemożność swobodnego kontrolowania swoich ruchów prędko stała się jednak o wiele mniejszym problemem - kiedy tylko w jednym z mijanych najkrótszą drogą pomieszczeń jego... No, nie do końca jego oczy padły na postać, która musiała być Thorem. W swoim życiu Billy spędził dość czasu wpatrując się w zdjęcia i nagrania z Mścicielami, aby być w stanie rozpoznać go nawet w tym stanie - pomimo kompletnie zniszczonych ubrań i... W zasadzie wszystkiego innego... A jednak widok ten wciąż stanowił dla nastolatka niemały szok. A może właśnie tym bardziej? Koniec końców niewiele było osób - czy rzeczy - które potrafiłyby wyrządzić Thorowi takie szkody i do tego jeszcze umieścić go w kajdanach...
Gdyby mógł, w tym momencie Kaplan zapewne odruchowo potrząsnąłby głową - w nadziei na oczyszczenie myśli i wzięcie się w garść... Co oczywiście tak czy siak nie było takie proste. Na szczęście mentalny wysiłek w tym kierunku podjąć mógł tak czy siak i to też uczynił, starając się skupić na jakichkolwiek szczegółach, które mogłyby im powiedzieć coś więcej. Te kajdany, na przykład... Czerwony metal sam w sobie już wiele mu nie mówił, a co dopiero umieszczone na nim znaki - ale chłopak mimo to starał się zapamiętać przynajmniej część z nich, tak na wszelki wypadek. Przynajmniej tyle dobrego, że drogę do Thora poznali bardzo dokładnie, bo dosłownie ją przebyli...
W porządku, więc dziwne kajdany, do tego oparzenia, czyli ktoś posługujący się ogniem, a na koniec... Na koniec mężczyzna, który w zasadzie odpowiadał opisowi - albo może raczej wyobrażeniu Billy'ego? - jeżeli chodziło o ten ziemski awatar ich przeciwnika. Czyli teraz wiedzieli gdzie go szukać, o ile wizja była w czasie teraźniejszym. Nie to, żeby powinni się do niego natychmiast wybrać, skoro najwyraźniej Thorowi nic to nie dało... Choć nawet ten mężczyzna zdawał się rozumieć, że dla Mściciela było to tylko chwilowe uniedogodnienie. Asgardczycy leczyli się szybko.
Kaplan był na tyle głęboko pogrążony w swoich myślach i planach, że nagłe odepchnięcie sprawiło, iż aż się mentalnie wzdrygnął - w pierwszej chwili nie do końca rozumiejąc co się w ogóle stało. Na szczęście w porę dotarło do niego przynajmniej tyle, że znajdowali się już coraz bliżej swojego fizycznego miejsca pobytu i nie zwalniali... A to z kolei pozwoliło mu puścić rękę Walkirii najszybciej, jak tylko było to możliwe. Innymi słowy: kiedy ona została powalona na podłogę, on - pociągnięty za nią tylko w tej początkowej sekundzie - jedynie zachwiał się w tym samym kierunku i jakoś złapał równowagę... Co stanowiło zresztą szczyt jego atletycznych możliwości. To szarpnięcie spowodowało również, że rozluźnił i oswobodził także swoją drugą dłoń, tym samym tracąc kontakt z ciałem brata.
To ciekawe, że po tym wszystkim oddychał ciężko, choć teoretycznie jego organizm nie posiadał ku temu żadnego rozsądnego powodu. Jego spojrzenie z kolei instynktownie powędrowało w pierwszej kolejności ku Walkirii, choć przecież wiedział, że taki upadek nie mógł jej zrobić krzywdy... A w następnej chwili Daniel zwrócił jego uwagę na większy problem.
- Mogę nas stąd teleportować. Razem z tym samochodem, jeżeli wam na nim bardzo zależy - odparł natychmiast, długo się nad tym nie zastanawiając, za to z lekkim opóźnieniem - oraz wahaniem - zerkając na wspomniany przez siebie wehikuł. Zaraz potem jednak znów skupił się na magu.
- Krótkie pytanie dla pewności, czy to był ten awatar Oguna, którego mamy powstrzymać? Jeżeli tak, to raczej nie powinniśmy od razu tam lecieć - dodał szybko. Nie podobało mu się to i sam również chciałby w pierwszej kolejności pomóc Thorowi, ale logika podpowiadała mu, że to zły pomysł. Skoro bóg piorunów nie poradził sobie z przeciwnikiem sam, to oni też mogą mieć z tym problemy. Co najmniej. Owszem, powinni uwolnić Thora i uzyskać jego wsparcie, albo może być wsparciem dla niego, ale... - Najpierw zdobądźmy kostur, z nim będziemy mieć większe szanse na wygraną. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Lis 02, 2020 12:30 pm | |
| Piotr spojrzał z krzywiąc się na ten cały ,,rytuał” nigdy nie przepadał za magią, szczególnie z powodu jego pra pra dziadka, przez którego historia Rosji zmieniła się niemalże o 180 stopni, wziął głęboki oddech patrząc na Sam, cóż była to drobna kobieta która chciała wiedzieć sporo tylko nie wiem czy by poniosła taki ciężar nauki na swoje barki? - Sam, moja droga są to dorośli ludzie, niech robią co uważają nie ma co wchodzić komuś w życie, my nie mamy wiedzy na temat ,,magi”. - Odpowiedział z spokojem by nagle gdy udało mu się dostać do częstotliwości wojskowej, uśmiechną się jednak szkolenie wojskowe które przechodzi każdy Rosjanin przydało mu się a zarazem pewnie Staruszek Logan by był dumny z jego. - Przyjąłem, Tak, jestem Rasputin Pioterł należę do organizacji X-Men, otóż nie miałem zamiaru biegnąć za gwardią narodową, z racji tego mają swoje zdania, chciałem byście podali w jakich miejscach spotkaliście te Ogniste Demony, to będę mieć możliwość wymyśleć plan działa bardziej konkretnie. - Odpowiedział z spokojem wiedział że do wojskowego trzeba mówić z pewną dozą dystansu, rzecz jasna jest to ciężka służba która można powiedzieć, nie każdy ją potrafi docenić to też zamilczał czekając na odpowiedź kładąc mapę na masce gdzie siedzi policjantka i wsłuchując się w odpowiedź wojskowego. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Lis 03, 2020 9:48 am | |
| Walkiria podchodziła bardzo sceptycznie do umiejętności i możliwości magicznych młodych czarodziejów, dlatego też w początkowej fazie rytuału, bardziej niż na wewnętrznym przepływie energii, koncentrowała się na próbie zdmuchnięcia kosmyka loków spadających jej na oko i właśnie z tego powodu całkowicie dała się zaskoczyć, gdy nagle jakaś tajemnicza siła wyrwała ją w dość niezwykłą podróż. Niezwykłą z punkt widzenia kogoś takiego jak Billy, ponieważ dla Olrun, która na co dzień przekraczała granicę pomiędzy światem żywych i umarłych, a przy tym świeżo w kościach czuła niedawny spacer przez Bifröst, przenikanie przez ściany nie było żadną metafizyką. Wojowniczka żałowała jedynie tego że nie zabrała z sobą Bryzy. Zdecydowała, że następnym razem będzie musiała lepiej przygotowywać się na tego rodzaju niespodzianki. Tym bardziej że jak się okazało, błyskawiczna podróż przez królestwo Nowego Orleanu, stanowiła jedynie wstęp do naprawdę niezwykłego odkrycia. Widok uwięzionego Thora mógł wzbudzić w Walkirii wiele mieszanych odczuć i głębokich przemyśleń, w ostatecznym rozrachunku prowadząc do głębokiej refleksji na temat respektu odnośnie osoby która była w stanie uwięzić młodego władcę Asgardu, jednak w tym momencie poczynania Olrun całkowicie zdominował instynkt wojowniczki, a ten z kolei kazał jej od razu przejść do ataku i podjąć próbę ratowania skutego księcia. Walkiria zanotowała sobie w głowie tylko tyle, iż na przyszłość będzie musiała uważać na moment w którym zlecający jej misję Hajmdal, mrugnie porozumiewawczo, dając tym samym znak, że właśnie wyłącza typowe dla siebie mistyczne metafory, i mówiąc „Thor jest w niebezpieczeństwie”, ma na myśli dokładnie TO. A przy okazji jak już wróci dowie się dlaczego w takim razie razem nie wysłano z nią armii? Niestety gdy tylko spróbowała sięgnąć po miecz i dopaść oprawcę, ku ogromnemu zaskoczeniu, Olrun nagle uświadomiła sobie że podróż do tego miejsca odbyła jedynie duchowo. Była to kolejna niespodzianka na która Walkiria nie była przygotowana, choć fakt iż moc dwójki młokosów uważających się za magów będzie dość ograniczona, był czymś co powinna akurat przewidzieć. Gdyby miała do czynienia z jakimś mistykiem z Asgardu, z pewnością zamiast leżeć teraz na ziemi, toczyłaby swój bój. - Dlaczego nie przenieśliście mnie tam w całości!? – Krzyknęła Walkiria natychmiast zrywając się z miejsca i dobywając broń. Małe gnójki powinni chociaż wspomnieć że mogłaby starać się zapamiętać drogę przez całkowicie nieznany je teren, ponieważ póki co Olrun została z niczym, a jedynym efektem wykonanego rytuału, był gnębiący ją niepokój o los Thora. W tej sytuacji informacja że być może przeciwnik sam się ujawni, najpewniej właśnie do nich zmierzając, brzmiała do wojowniczki naprawdę nieźle. Walkiria nie miała przeszkolenia wojskowego. Znała tylko jedna taktykę polegająca na frontalnym ataku, ale już samo to podpowiadało jej że jest lepszym strategiem niż jakaś tam para magów, która o machaniu mieczem nie ma bladego pojęcia, dlatego też pozostawała zdeterminowana by najpierw wypróbować swoje metody, a ewentualnie potem zacząć się martwić. - Sam, Rosja, zbieramy się. Mamy mało czasu. – rozkazała Olrun, dopiero po chwili spoglądając na wehikuł przygotowany dla wielkoluda – Chwila, nie daliśmy tam żadnego działka? Czy to znaczy że będziesz ich po prostu rozjeżdżał? |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Lis 04, 2020 10:39 am | |
| Sam siedząc założyła nogę na nogę i położyła się całkiem na masce, układając skrzyżowane ręce pod głową. -Tak, chyba masz rację. Dla ciebie to pewnie nic, ale mnie to bycie w centrum akcji strasznie stresuje. Tak jakbym ciągle męczyło mnie wrażenie, że mogłabym zrobić coś więcej. Ja… Sam nie dane było jednak dokończyć, bo wojskowi nawiązali rozmowę przez radio. -CZY TY SOBIE JAJA ROBISZ?! WIESZ CO OZNACZA TWOJE… - głos jednak został zbity z tropu gdy Collossus do końca się przedstawił. – X-men? Ta paramilitarna bojówka, która przeszkodziła w operacji generała Rossa? Masz tupet żeby tak żądać teraz informacji! Powinienem wysłać po ciebie oddziały specjalne! – głos jednak zamilkł na chwilę. – Chcesz pomóc tak? Poczekaj chwilę. Nasłuchuj tej częstotliwości. – Głos zamilkł. -Ty jesteś z X-men? – Sam widocznie dopiero teraz uświadomiła sobie z kim ma do czynienia. – Tej grupy, która walczy o prawa mutantów? Ja… Ale sam miała pecha co do kończenia swoich myśli, bo tym razem przerwało jej brutalne zerwanie połączenia między magami i ich gwałtowne reakcje.
Emocje wśród uczestników rytuału po jego zakończeniu były bardzo różne. Nastolatkowie wyglądali na przejętych, lecz sama walkiria była wręcz wściekła. - To ty nas tam przeniosłaś. Nie inaczej. – odpowiedział krótko Olorun siwowłosy chłopak. Nie było zresztą czasu na dłuższe tłumaczenia. – Tak, to był on. We własnej osbie, choć nie we własnym ciele. Upieram się że powinniśmy najpierw zabezpieczyć kontakt z Legbą przez odzyskanie kostura. Sami jednak wiecie co macie robić. Nie sądzę by udało wam się pokonać Oguna w bezpośredniej walce, ale może przynajmniej odwrócicie jego uwagę od nas. Rozpoznałem łańcuchy z wizji. Były one próbą nadania fizycznej formy karmazynowym więzom Crytoryaka. Bardzo udaną próbą swoją drogą. Są praktycznie niezrywalne. Nie uda wam się ich zniszczyć. Co innego ściana budynku... Runy które ja pokrywają mają za zadanie skopiować właściwości metalu na ścianę, ale gdy coś je naruszy, pozostanie znowu zwykłą ścianą. - mag wytłumaczył walkirii i Colossusowi jak uwięziono Thora. - Z waszą pomocą mielibyśmy jednak większe szanse z arcykapłanką, ale teraz Ogun też jest już czujny. Tak czy siak powinniśmy ruszać w drogę teraz. Uda ci się przenieść nas w dwa miejsca? – ostatnie pytanie skierował do Wiccana.
[Powiedzmy że są dwa miejsca docelowe. Jedna grupa może spróbować frontalnego ataku na siedzibę telewizji i spróbować odbić Thora, a druga weźmie szturmem świątynię Oguna, aby odebrać kostur. Dobrze by było gdyby każdy określił się co chce robić i przenieślibyśmy się na miejsca w ciągu następnej kolejki.]
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Czw Lis 05, 2020 11:45 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Lis 04, 2020 6:29 pm | |
| Spojrzał na Sam przy tym uniósł brew niczym Dwayne Johnson, no cóż rozumiał ją doskonale tą kobitkę o sile rannej sarneki, niestety takie już jest żywot bohatera w tym świecie. -Uwierz mi jak robisz to przez wiele lat, jest łatwiej. - Gdy nagle westchnął kontaktując się z żołnierzami, przy tym zamilkł wiedział że musieli pierw się wyszaleć że wszystko wina mutantów no cóż dziwni są ludzie, już nie podziękują za uratowanie miasta przeciwko tym robotą…. Gdy nagle stracił sygnał - Boże mój… - Za jakie grzechy, chciał jakoś na spokojnie zaplanować akcję i po prostu ruszyć po wytycznych jak uczył go Logan, no a tu klops cóż bywa i tak. Oparł się o samochód raczej, jego decyzja była prosta czyli trzymać się czarnoskórej kobitki być może jest to błąd a jednak dłużej ją znam i jakoś milej spędza się z nią znać jedynie, co kiwnął do niej głową. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Lis 06, 2020 11:53 pm | |
| Miesiące działania w drużynie przygotowały Billy'ego na wiele różnych okoliczności. Oczywiście nauczyły go reagować na różnego rodzaju zagrożenia, planować, rozdzielać zadania - do pewnego stopnia nawet dowodzić grupą, chociaż akurat to był jedynie efekt uboczny tego wszystkiego, osiągnięty wówczas, gdy Kate nie było akurat pod ręką... Grunt jednak, że oprócz tego chłopak przyswoił sobie jeszcze jedną umiejętność: radzenia sobie z bardzo różnymi charakterami. A ten konkretny, w osobie Walkirii, niesamowicie przypominał mu Americę.
Lubił Americę. Nie zawsze się ze sobą dogadywali, bo - ogólnie rzecz biorąc - posiadali bardzo odmienne usposobienia i preferowane metody działania, ale tak czy siak szanował wiele z posiadanych przez nią cech... Tylko niekoniecznie tę gwałtowność, którą Walkiria zdawała się właśnie dzielić. Owszem, miewała swoje pozytywne strony, kiedy trzeba było działać natychmiast i bez przygotowania, ale w tym wypadku - zdaniem Kaplana - mogła im wyjść jedynie na złe. Tak, powinni się spieszyć. Ale zdecydowanie nie bez przemyślenia sprawy. Chyba że chcieli skończyć jak Thor - lub gorzej.
Tak czy siak, Billy pozwolił Danielowi odpowiedzieć na jej słowa, skupiając swoją uwagę na tej dwójce, a praktycznie ignorując wszystkich innych przebywających aktualnie w pobliżu. Koniec końców oni nie zobaczyli tego samego, nie znali sytuacji... I w tej chwili byli na dodatek o wiele mniej interesujący. Nastolatek miał już pewne podejrzenia odnośnie do tego, jak potoczą sie dalsze wydarzenia. Colossus zapewne zechce podążyć za przewodnictwem Walkirii, od początku wykazywał dla niej poparcie, równocześnie mniej lub bardziej lekceważąc Daniela oraz samego Billy'ego... Co nie było niczym nowym ze strony dorosłych, ale wciąż smutnym o tyle, że - jak do tej pory - współpraca Kaplana z X-Men układała się bardzo dobrze. Wcześniej napotkani przez niego członkowie drużyny traktowali go z dużo większym zrozumieniem.
Nieistotne. Teraz musieli się skoncentrować na tym, co należało zrobić dalej, a nie na nastawieniu poszczególnych osób... W związku z czym chłopak ponownie dostroił się wyłącznie do słuchania Daniela, automatycznie rejestrując informację odnośnie tych czerwonych więzów, tak na wszelki wypadek. Co prawda wyglądało na to, że akurat on nie będzie miał z nimi do czynienia - ale nie mógł wykluczyć, że w przyszłości ta wiedza do czegoś mu się nie przyda... Do zerwania podobnych okowów - lub ich wytworzenia.
- Nie ma problemu - odparł natychmiast, gdy tylko jego towarzysz zadał mu pytanie, po czym jednak zawahał się zauważalnie. Odbiło się to przede wszystkim w jego oczach oraz w tym, w jaki sposób odchylił głowę lekko na bok, przygryzając lekko dolną wargę i wyraźnie ponownie rozważając tę kwestię. Jego ramiona odruchowo splotły się ze sobą na jego klatce piersiowej. Tak, mógł to zrobić, oczywiście, tyle że... Pozostawał jeden drobny problem, o którym zapewne powinien resztę poinformować. Ot, żeby potem nie było, że nie wiedzieli.
- Mogę otworzyć dla nas dwa portale, tak sądzę, albo po prostu nas teleportować, najpierw jedną grupę, potem drugą. Z pegazem. I z samochodem, jak mówiłem, jeśli wam na nim zależy. Tylko... Moja magia nie jest szczególnie... Dyskretna. Mogę pokierować nią tak, by spróbować wybrać dla nas odosobnione miejsca docelowe, w miarę możliwości, ale nawet wtedy... To będzie widoczne. Masa światła i elektryczności, potencjalne lewitowanie, zapach ozonu - dla lepszego zobrazowania o czym dokładnie mówił, przynajmniej po części, nastolatek przesunął to umieszczone wyżej przedramię z pozycji poziomej do pionowej - tworząc pomiędzy oboma kąt prosty - a następnie przywołał wokół swej dłoni coś na kształt nieregularnej kuli energii. Biało-błękitna aura była co prawda niewielka, lecz jasna, a do tego sypała iskrami, łącząc w sobie niemalże płynny blask z bledszą, delikatniejszą - przypominającą na przykład chmurę czy mgłę - poświatą. Billy pozwolił jej krążyć wokół swojej ręki przez kilka sekund, po czym stopniowo ją rozproszył.
Wyglądało na to, że pojawienie się w tym miejscu nie dało im wiele. Nie zyskali sojuszników do ataku na arcykapłankę... Choć potencjalne odwrócenie od nich uwagi też mogło bardzo się przydać. Przynajmniej zorientowali się co działo się z Thorem, nawet jeżeli początkowo nie było to wcale ich celem... Ale Kaplan odnosił wrażenie, że najwięcej na tym wszystkim zyskała właśnie szukająca księcia Walkiria. Nie to, żeby miał jej to za złe. I tak załatwili więcej, niż tego oczekiwał. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Lis 09, 2020 11:05 am | |
| Chociaż niektóre jej działania zdawały się temu przeczyć, Walkiria uważała siebie za osobę spokojną, rozsądną i opanowaną, co nie zmieniało faktu, że potrafiła podejmować błyskawiczne decyzje w sytuacjach gdy trzeba było działać zdecydowanie. A na to że nie wszystkie jej wybory były słuszne, nie mogła już nic poradzić. Widok cierpiącego, zakutego w kajdany Thora, choć być może owe położenie sprawiało że cierpiała tylko jego duma, spowodował iż Olrun ciężko było zachować zimną krew. Poza tym nie wojowniczka spodziewała się, że jej dusza zostanie oddzielona od ciała, a już tym bardziej nie przyszło by jej do głowy, że sama może zostać posadzoną o sprawstwo w tej kwestii. „Bogini” była przekonana że nie dysponuje taką mocą, bo po pierwsze gdyby była tego świadoma, to już dawno skorzystałaby z owych zdolności, poszukując księcia w Midgardzie, po drugie Walkirie nie działały w ten sposób, a po trzecie, gdyby owa podróż miała być jej sprawką, to spotkanie z Thorem nie odbyłoby się w kompletnie nie znanym jej fragmencie Nowego Orleanu, tylko w jakiejś wyimaginowanej komnacie, w której to młody władca po prostu powiedziałby jej gdzie jest i w jakiej sytuacji się znajduje. Przy okazji być może dowiedziałaby się również dlaczego poniósł klęskę. Tymczasem wizja której byłą świadkiem przyniosła tyleż samo szkód co korzyści. Naturalnie magowie wypierali się faktu iż to oni stali za wszystkim, a żeby jeszcze podgrzać gotujący się w Olrun gniew, jeden z nich, bez skrępowania zaczął wyjaśniać, że oczywiście jest w stanie teleportować całą drużynę do dowolnego miejsca, czyniąc to w sposób jak najbardziej fizyczny. Tyle ze wcześniej gdy mogli załatwić uzurpatora Jarla ot tak, jakoś nie przyszło mu to do głowy. - Teraz, jak już straciliśmy element zaskoczenia, nagle przypomniałeś sobie że jednak potrafisz!? – Zdziwiła się Walkiria, zastanawiając się jednocześnie, czy tylko ona dostrzega w tym brak logiki. Wyglądało na to, że nie potrafiła współpracować z magami. I chyba właśnie dlatego do Walhalli trafiali głównie wojownicy. – Obejdzie się bez waszych sztuczek. Jesteśmy wystarczająco blisko by dzięki Bryzie i zbudowanemu przez Sam wehikułowi, dotrzeć na miejsce w krótkim czasie. Działania Olrun nie wynikały z niechęci do magów, tylko z przekonania by nie dać się wciągnąć w ich wewnętrzne rozgrywki. Zdawała sobie też sprawę z tego, że frontalny atak będzie czymś trudnym. Skoro nawet Thor nie dał rady, a oni wszyscy razem wzięci nie dysponowali choćby ułamkiem jego mocy. Walkiria miała nadzieje że uda im się niepostrzeżenie zakraść do pałacu miejscowego wkładcy i wykraść stamtąd uwięzionego księcia, a jeśli magowie wierzyli że z głośnym „huura” zrobi dla nich dywersję, to powinno im się postawić pomnik naiwności. - Potrzebujecie broni? Może wystarczy wam ta? – Zapytała Olrun mając w głowie to że młodzi cały czas wspominali o zdobyciu jakiegoś magicznego oręża, a jej włócznia zdawała się spełniać wszystkie te kryteria. „Zrzęda” może i była złośliwa i niezbyt chętna do współpracy, ale zawsze lepiej taka broń niż żadna. Tym bardziej iż czarodzieje nie wyglądali na takich co to w razie potrzeby są w stanie złamać komuś kark tylko przy pomocy dłoni. - Sierżancie, czy ktoś z twoich podwładnych ma może łuk? Albo jest telepatą? – Zapytała jeszcze Walkiria, zwracając się na koniec do wojskowego. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Lis 15, 2020 5:52 pm | |
| Cóż, rozmowa widocznie nie potoczyła się torem, jaki zakładał sobie jasnowłosy młodzieniec. Mimo to chłopak nie naciskał bardzo, by zmienić czyjekolwiek zdanie. Walkiria miała jednak tylko połowicznie rację. Mimo iż wysokie budynki, wśród których znajdował się ten w którym swoją siedzibę miała telewizja, były widoczne gołym okiem z miejsca w którym stali, to dostanie się tam midgardzkimi środkami transportu na pewno nie zajęłoby chwilki. Zwłaszcza naziemnymi. (a ten ich i tak nie miał przecież działka...) Prawdą było, że Bryza pokonałaby ten dystans w przeciągu minut, ale pomimo swojej siły bryza prawdopodobnie nie uleciałaby z więcej niż dwójką pasażerów. - Jedną z domen Oguna jest obrona ziem. Dlatego mieliśmy taką trudność w przebiciu Wzrokiem ścian jego pałacu. Dopiero z twoją pomocą było to możliwe. Założę się że teleportacja do samego miejsca przebywania Thora również nie byłaby możliwa. - usprawiedliwił Wiccana jego brat, po tym jak walkiria zarzuciła mu brak pomyślunku. - Miejcie to na uwadze. Nasz przeciwnik jest potężny sam w sobie. Kto wie co będzie, jeśli zmierzycie się z nim w jego własnych progach. Na propozycję otrzymania broni, jasnowłosy chłopak podziękował skinieniem dłoni i pokręceniem głową. Widocznie nie o to mu chodziło. Spojrzał jednak na swojego towarzysza. Być może Billy chciałby zwiększyć jakoś swoje szanse w nadchodzącej konfrontacji. Krótkofalówka colossusa wciąż milczała, co znaczyło że ktokolwiek dowodził sytuacją jeszcze nie postanowił co zrobić z jego propozycją. Gdy walkiria odwróciła się by zapytać o coś sierżanta, okazało się że ten już dawno zniknął gdzieś wraz z eskortowanymi uchodźcami. W międzyczasie natomiast Samantha podeszła do dyskutujących walkirii i magów, więc pozwoliła sobie odpowiedzieć na to pytanie. -Masz prawdopodobnie na myśli snajpera. Założę się że gwardia narodowa ma ich wielu. Swoją drogą czy ten wielki gość, z którym podróżowaliście nie wspominał czegoś o zastrzeleniu Oguna? On pewnie miał naprawdę potężny łuk. Pewnie bardzo magiczny i takie tam... - ostatnie dwa zdania skierowała głównie w stronę Olorun i widać było że specjalnie upraszcza sprawy, tak by walkiria mogła zrozumieć. Nawet sama Olorun z łatwością mogła to zauważyć. - Co do telepaty to... poddaję się. Chłopaki? - wskazała na dwójkę młodych magów. - Swoją drogą, chciałabym pójść z nimi... - dziewczyna odwróciła się znów do Olorun - Nowy Orlean to moje miasto i nie mam zamiaru stąd uciekać. Bez urazy, ale wy idziecie tłuc się z czym, z bogiem? Tylko bym wam zawadzała. W tej całej świątyni znajduje się pewnie wielu cywili, którzy nie wiedzą co robią. Może przemówię im jakoś do rozsądku. Na ogół dobrze z nimi żyłam. Jestem dzielnicową. Wcześniej chciałaś spotkać się z agentami na dachu parkingu, pamiętasz? Może zróbmy tak: skoczymy w to miejsce, odstawimy was i pójdziemy zobaczyć tę świątynię, co? Pierwsza grupa która się uwinie idzie pomóc drugiej? - To bardzo optymistyczne, ale jestem za. - odpowiedział znów mag. - Ogun nie będzie mógł być w obydwu miejscach jednocześnie. Niezależnie której grupie się powiedzie, zadamy mu cios, czy to odzyskując kontakt z Legbą, czy to uwalniając Thora. Pośpieszmy się tylko. Jeśli wszyscy zgodzili się co do planu, to Sam pokazałaby wicanowi o który budynek parkingu jej chodzi za pomocą mapy w swoim telefonie. Nawet jeśli walkiria nie zdecydowałaby się na magiczny transport, to sam udająca się z magami rozwiązywała niejako problem udźwigu pegaza. Bryza spokojnie poleciałaby nawet z Rosjaninem jako dodatkowym pasażerem. Olorun znała się zresztą na mapach i odnalazłaby zarówno wskazany przez urządzenie sam budynek, jak i siedzibę Oguna, zwłaszcza z lotu ptaka. Trzeba się było jednak śpieszyć, bo w powietrzu zaczynało dawać się wyczuć przedziwną aurę. Robiło się duszno i gorąco, a sama walkiria mogła wyczuć dość silną aurę śmierci nadciągającą od centrum. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Lis 30, 2020 1:31 pm | |
| Piotrek po prostu usiadł na samochodzie, patrzył na tych wszystkich osoby były niczym ,,dzieci w mgle” co myślą że wiedzą wszystko, a tak naprawdę i tak nic nie zmieniała kto odda życia tych wszystkich cywilów? Czy na poważnie wszystko co można uznać za niewyjaśnione jest to magia, raczej bardziej pewne ,,moce” które możliwych okolicznościach można nazwać nauką czy czymś bliżej tego. Rzadko kiedy rozmawiał z swoją siostrę raczej jego wiedza na ten temat jest mało spektakularna, rzecz jasna nie doceniał tego ,,ustrojstwa” a bardziej po prostu było to coś na niego naturalne, jak to że Wolverine zawsze miał swój specyficzny zapach po prostu do pewnych rzeczy można się przyzwyczaić. Jak by był nie miły to by po prostu wszedł w rozmowę i zakończył ją przekleństwem, jednak nauczył się że czasem lepiej milczeć i nic nie mówić. To też udało mu się odebrać lekcję od jego dobrego ziomka James, który jednak mimo bycia specyficznym Kanadyjczykiem to zawsze jakoś można zauważyć te przyjezdną mordę, trzeba po prostu do niej się dokopać. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sob Sty 30, 2021 3:35 pm | |
| Billy mniej więcej domyślał się co będzie, jeżeli Walkiria i Colossus zmierzą się z Ogunem w jego własnych progach, ale rozsądnie zdecydował się zachować te uwagi dla siebie. Prawdę mówiąc zakładał, że oni oboje również w pełni zdawali sobie z tego sprawę - skoro wiedzieli już co spotkało Thora... No, przynajmniej ona, bo w końcu mutant nie wybrał się z nimi na tę duchową wycieczkę i musiał polegać jedynie na ich słowach - ale wciąż.
Wciąż stojąc z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, nastolatek przez chwilę ograniczał się więc tylko do słuchania tego, co pozostali mieli do powiedzenia - oraz do powstrzymywania się przed przewróceniem oczami, na co momentami naprawdę bardzo miał ochotę. Nie wtedy, gdy wypowiadał się jego "brat". Akurat on rozumiał tutaj pewnie najwięcej, więc Kaplan mu wierzył... Nawet jeżeli ogólnie zakładał, że spoglądanie na jego pomysły z innej perspektywy - zamiast ślepego ich przyjmowania - tak czy siak mogło im pomóc. Ale z kolei to wytykanie im "sztuczek" na przykład... No, Billy zdawał sobie sprawę z tego, że magia w mitologii nordyckiej nie była widziana jako coś pozytywnego - o ironio, skoro przodował w niej sam Odyn - i teraz coraz bardziej przekonywał się o tym, że najwyraźniej pod tym względem faktyczny stan rzeczy odpowiadał legendom... Ale taki brak zaufania potrafił być irytujący. Oczekiwany i nawet w pewnym sensie zrozumiały, ale irytujący.
Oferta podzielenia się bronią nieco go zaskoczyła - i chłopak zerknął na Walkirię, mrugając szybko, a następnie przenosząc wzrok na trzymaną przez nią włócznię. Choćby nawet chciał, to nie potrafiłby posługiwać się nią w większym zakresie od ogólnego pojęcia którym końcem dźgać... I na dodatek coś podpowiadało mu, że już sama jej waga stanowiłaby dla niego poważny problem. Gdzie "coś" tłumaczyło się jako jego obszerna wiedza z tematyki superbohaterskiej, ze szczególnym naciskiem na jego ulubieńców, do których należał Thor.
- Dzięki, ale to pewnie źle by się skończyło - przyznał zaraz po tym, jak jego towarzysz również odmówił przyjęcia broni. Co prawda logika podpowiadała mu, że atak fizyczny na użytkownika magii - jakim była w tym wypadku ich przeciwniczka - pewnie zwiększyłby efekt zaskoczenia, ale... Z drugiej strony przecież nie planowali jej zabijać. Celem było tylko odzyskanie kostura, zmycie się - i otrzymanie pomocy od boga. To ostatnie wciąż brzmiało trochę dziwnie nawet w jego myślach, kiedy tak ujmował sprawę...
Póki co jednak Walkiria poniekąd kontynuowała temat broni i zasobów - i Billy już otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, gdy dotarło do niego, że w zasadzie pytanie zostało skierowane do konkretnej osoby. Więc siedział cicho. Co prawda nie wiedział kto był tutaj sierżantem, ale grunt, że wyjaśnienie tak czy siak padło... A w tym czasie Kaplan przerobił swoją próbę odezwania się na ciche westchnięcie - z gatunku tych, które nie miały zwrócić na niego niczyjej uwagi.
Osobiście nie był wcale pewien ile w takiej sytuacji mogli im pomóc snajperzy. Może z Marie, zgoda, ale raczej nie z samym Ogunem... No, chyba że mowa była o jakichś wyspecjalizowanych agentach S.H.I.E.L.D. - z dostępem do wyjątkowej broni. Chociaż z drugiej strony... Armia próbowała swego czasu walczyć z takim Hulkiem. Może i ona posiadała technologię, która przebiłaby się przez ochronę bóstwa.
Z tego wszystkiego nastolatek zareagował dopiero w momencie, gdy został - wraz z "bratem" - wywołany. Jego wzrok przeskoczył na zadającą mu pytanie kobietę, a następnie chłopak uniósł nieco dłoń i pokiwał nią na boki w uniwersalnym geście oznaczającym "jako tako". Teoretycznie telepatą nie był, nie - tyle że wieloma rzeczami najprawdopodobniej nie był, a jednak potrafił naśladować ich efekty, więc zawsze mógł przynajmniej spróbować. Zależnie od tego, czego dokładnie Walkiria oczekiwała.
Kobieta mówiła dalej - i prawdę powiedziawszy Billy nie był pewien co o jej słowach myśleć. To znaczy, przede wszystkim popierał jej podejście. Wybranie się do Oguna pewnie skończyłoby się dla niej źle, skoro najwyraźniej nie posiadała żadnych wyjątkowych zdolności. Rozumiał chęć niesienia pomocy mimo wszystko - aż za bardzo - ale doceniał rozsądek. Tylko... Tak jak podsumował to Daniel, jej wizja brzmiała bardzo optymistycznie. Kaplan całym sercem liczył na to, że uda jej się przekonać miejscowych do odpuszczenia - ale z kolei umysł podpowiadał mu, że to raczej nie będzie takie proste. I szeptał też coś na temat określania ich przez kobietę jako "cywili" - bo przecież Billy sam do tej grupy należał. A dokładniej do nieletnich cywili. Był w małym szoku, że nikt nie spróbował mu jeszcze zwrócić na to uwagi, ale oby tak dalej.
- Zdecydowanie się pospieszmy - powtórzył za swoim towarzyszem. Pozostawanie zbyt długo w jednym miejscu nie wydawało mu się być najlepszym pomysłem, przynajmniej teraz, gdy wspomniane miejsce nie należało do gatunku magicznych kryjówek. Spojrzenie chłopaka szybko przeskoczyło po zebranych. Na całą ich piątkę, troje z nich zadeklarowało się ze swoimi... Planami. Colossus milczał, ale skoro nie protestował, Billy zdecydował się policzyć go jako czwartek zgodnego. Pozostawała tylko kwestia Walkirii... I w takim wypadku wszystko zależało od jej odpowiedzi.
Jeżeli także i ona wyraziła poparcie dla pomysłu, Kaplan nie zwlekał ani chwili dłużej. Po krótkiej konsultacji przy użyciu telefonu oraz mapy w nim dostępnej, a także prędkim upewnieniu się, że teleportacja na dach budynku powinna być w porządku - lub po wybraniu lepszego miejsca do pojawienia się w okolicy, jeśli nie była - chłopak zabrał się do roboty. Jego inkantacji tradycyjnie towarzyszyła błękitno-biała energia, rozchodząca się od jego postaci ku wszystkim, których objąć miało... Zaklęcie. Wliczając w to pegaza. Oraz samochód, choć tak naprawdę nikt nie potwierdził, że zabierali go ze sobą... Ale Colossus zdawał się być do niego przywiązany, więc Billy nie oceniał.
Jeśli jednak Walkiria uznała, że wolała zostać przy własnej metodzie transportu, Kaplan pożegnał się krótko z nią, jej wierzchowcem, oraz Colossusem, życzył im powodzenia, a następnie skierował swoją teleportację w inne miejsce. Nie był do końca pewien dokąd - ale pokazana mu wcześniej klasyczna mapa dawała mu pewien wgląd w otoczenie, a jego słowa i tak liczyły się przy jego czarach mniej od intencji. Nastolatek skupił się więc na tym, czego sobie życzył: na wylądowaniu niedaleko siedziby Marie, ale w bezpiecznej lokacji poza zasięgiem jej zaklęć ochronnych czy alarmujących, jeżeli jakieś posiadała. W miejscu, w którym nikogo nie było - i gdzie ich pojawienie się nie zostałoby zauważone - aby mogli poświęcić kilka minut na ustalenie ostatecznego planu ataku przed wprowadzeniem go w życie.
Jaka nie byłaby zaś decyzja, aura czaru tak czy siak omiotła grupę, na moment podrywając Billy'ego nieco ponad podłogę i transportując z pomieszczenia tych, których miała - a następnie zanikając kompletnie.
Z/t w zależności od tego, co zostanie postanowione? |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Lut 04, 2021 11:12 am | |
| Walkiria nie nie miała pojęcia w jaki sposób mogłaby lepiej wyjaśnić magom fundamentalną kwestię, związaną z tym iż każdy z nich ma do wykonania własne zadanie i wcale nie stanowią drużyny. Nie wchodzenie w sobie w drogę, było najlepszym na co mogli się umówić. Olrun interesowało tylko odnalezienie i uratowanie Thora. Nic więcej. Po tym jak jedna mała niewdzięczna policjantka, dość szybko przeszła na stronę czarodziejów, w nosie mając czas i wysiłek jaki wojowniczka z Asgardu poświęciła by pomóc grupie uchodźców, Walkiria nie zamierzała angażować się w nic więcej, co nie jest związane z sprowadzeniem księcia do domu. Oczywiście musiała liczyć się z tym, iż Thor nie będzie chciał wracać jako przegrany, samemu upominając się o dokończenie sprawy z uzurpatorem królestwa Nowego Orleanu, jednak jego upór był dla Orlun tematem na przyszłość. Teraz musiała zając się ważniejszymi kwestiami. Po pierwsze próbą ustalenia dlaczego w ogóle syn Odyna został wzięty do niewici. Pomijając na chwile to, w jaki sposób blondas dał się uwięzić, Walkiria chciałaby poznać plany jakie względem księcia miał jego oprawca. Z jakiegoś powodu Thor nadal pozostawał przy życiu i być może wcale nie chodziło tu o to, iż ten cały Telewizja nie potrafił go zgładzić lub obawiał się, że w takim przypadku, cała potęga Asgardu po prostu wdepcze go w ziemię? Druga rzecz, może nawet pilniejsza, to drużyna lokalnych bohaterów i ich magiczna skrzynka z potężnym dziełkiem, którego ci pierwsi zamierzali użyć przeciwko najeźdźcy. Olrun nie miała pojęcia co to za broń, wyczuwała jednak, że miejscowi wiązali z nią spore nadzieję, tak jakby ów „łuk” był w stanie burzyć całe warownie. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, iż drużyna niosąca kufer, z pewnością dawno już dotarła na miejsce, przygotowując się do oddania swojego zbawiennego strzału. I choć stos walących się kamieni, Thora raczej nie zabije, to samej Olrun średnio uśmiechała się wizja odkopywania go z takiej piramidy. I tylko dlatego wojowniczka zgodziła się wejść z stworzony przez Wiccana portal. - Chodźmy Rosja, musimy powstrzymać twoich krewniaków zanim ci skorzystają z tego co niosą w swojej skrzynce. - oznajmiła Walkiria, mając nadzieje, że po drugiej stronie przejścia oboje rzeczywiście znajdą się w pobliżu specjalnego oddziału złożonego z miejscowych bohaterów. Olrun nie dodała, że zamierza wyrzucić tą ich broń, jeśli pokojowe negocjacje nie skłonią tamtych do powstrzymania się nim uwolni Thora. Być może będzie zmuszona pozostawić przy nich wielkoluda, po to by ktoś gwarantował jej, że ostrzał nie zacznie się w momencie w którym ona i Bryza wślizgną się do zamku uzurpatora. Planom tego, co w tym samym czasie zamierzali robić magowie i Sam, Walkiria przysłuchiwała się tyle o ile. W zasadzie to wpadały one jej do głowy jednym uchem, a wypadały drugim. Coś tam o jakiejś kapłance, której chyba coś chcą zabrać? Zapewne Olrun rozumiała z tej przemowy jeszcze mniej niż Sam. Nastawiała słuch tylko wtedy gdy padało w niej imię Thora, stąd wiedziała, iż parający się magią wiążą duże nadzieje w to że książę będzie chciał im pomóc. Wojowniczkę ciekawiło to na jakiej podstawie budowali ten swój optymizm? Nasłuchali się za dużo legend? A może liczą na to że duma księcia każe mu dalej walczyć, tym samym opowiadając się po ich stronie. Z całą pewnością Thor nie był kimś kto wyciągał wnioski z własnych porażek, tyle że sama Walkiria na pewno nie będzie chciała namawiać go do kontynuowania walki. Chwytając pegaza za grzywę, Olrun ruszyła przez portal. Swoją drogą jeśli mieli się zmaterializować gdzieś w pobliżu wojskowej ekspedycji, to siłą rzeczy powinny liczyć się z faktem że może przywitać ich ostrzał z tych tak zwanych karabinów. Z tego względu na pewno lepszym rozwiązaniem byłoby gdyby tamci w pierwszej kolejności zobaczyli znane sobie twarze. Najlepiej Rosji, który zdawał się być z całej grupy najwłaściwszą osoba do przyjcia na swoją metalową klatę ewentualnej salwy. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Lut 10, 2021 9:25 am | |
| O dziwo z zebranych nikt nie wątpił w kompetencje Wiccana do zajmowania się daną sprawą. Może było to za sprawą że wyszedł w bohaterskim stroju z magicznej skrzyni. Może dlatego że Daniel Drumm, przebywający obecnie w ciele jego brata, zdawał się mieć przynajmniej jakikolwiek plan i pogląd na sytuację. Być może też dlatego że Olorun jako asgardzka bogini była ze dwadzieścia razy starsza niż ktokolwiek na miejscu i z jej perspektywy nawet Colossus był młokosem. Tak czy siak temat, „Czy nie jesteście aby za młodzi na ratowanie miasta” nie padł. Mimo iż Olorun nie powiedziała tego wprost, to z jej wyrazu twarzy i mowy ciała policjantka wywnioskowała co asgardka myśli o jej decyzji. Zabolało ją to wyraźnie, choć próbowała to ukryć. Nie chciała zdradzać swojej nowej znajomej, zwłaszcza że nieźle się do tej pory dogadywały, ale każdy miał swoje zadanie, a frontalny atak na kogoś, kogo większość zebranych uważa za boga, był niestety poza jej kompetencjami. Pogarda była zresztą odrobinę niesłuszna, bo początkowo policjantka zgodziła się zostać przewodnikiem po mieście, by Olorun mogła trafić do Szablozębnego i agenta Becka, co wkrótce i tak miało się wydarzyć, więc niejako dopełniła swojej części umowy. Nie pomagało to jednak w uczuciu zawiedzenia. Czas na narady z każdą chwilą drastycznie się kurczył. Po krótkiej chwili nawet osoby niewyczulone na magię mogły wyczuć nadchodzącą falę nienaturalnego ciepła. Całe szczęście że wszyscy obecni, mimo że z różnych powódek, to jednak zdecydowali się na wspólną podróż. Gdy magia młodzieńca uniosła lekko w powietrze zebranych ludzi, pegaza, oraz samochód, ogrodzenie kompleksu zaczęły forsować dobrze znane Olorun i Piotrowi ogniste duchy. Białowłosy chłopak również nie wydawał się zaskoczony na ich widok. Wyglądało na to że też już wcześniej miał kontakt z tą masą, poskręcanych i wychudzonych ludzkich sylwetek, skąpanych w ogniu i z ostrymi szponami. Całe szczęście potwory były jeszcze daleko, gdy z cichym trzaśnięciem cała sceneria ustąpiła pola zupełnie innej i bohaterowie wylądowali w nowym miejscu. Od razu dało się odczuć różnicę w temperaturze, a nawet w poziomie rozrzedzenia powietrza. Znajdowali się teraz na dachu jednego z wieżowców w centrum miasta. Kiedyś, ktoś będzie się bardzo zastanawiał jak trafił tutaj pocięty samochód Colossusa, chyba że bohaterowie oczywiście zdejmą go jakoś po całej akcji. Sam dach dość obszerny, wielkości małego placu, i rozpościerał się z niego doskonały widok na całe miasto. Samo centrum wyglądało jakby przeżyło bombardowanie. Większość ulic, oraz wiele z budynków zostało doszczętnie zniszczonych. Wszędzie widać było ślady po eksplozjach, oraz szczątki wielkich robotów, które niedawno zaatakowały Stany Zjednoczone. Na ulicach kręcili się ludzie, choć zbici w grupki. Ich ruch przypominał raczej patrole, niż życie miejskie. Z ich miejsca było oczywiście widać też „siedzibę telewizji”, którą większość bohaterów mogła już rozpoznawać. Jej budynek był trochę wyższy i położony w pewnej odległości, ale z ich punktu widzenia pozostawał doskonale widoczny. U jego stóp kordonem rozstawione były szeregi wojskowych pojazdów, wśród których były też pojazdy opancerzone oraz czołgi. Wyglądało na to że nie stoją tylko jako dekoracja, ale mają swoje załogi i to w żołnierskich mundurach. Najciekawszym widokiem, który bezsprzecznie zaskarbiał sobie uwagę srebrnowłosego chłopaka, był spory wir ognia, dobry kawałek na zachód od miejsca gdzie się teraz znajdowali. Była to dzielnica małych domków, tak więc wirujący snop rzucał się w oczy. Po krótkiej dedukcji Wiccan mógł zorientować się, że właśnie tam znajdował się ich następny przystanek. Wyglądało na to że Marie nie próżnowała cały ten czas. Ciężko było jednak wypatrzeć z tego miejsca coś więcej. Sam dach do tego nosił ślady walki. Murowane barierki nosiły ślady po kulach, a bruk był miejscami osmolony i popękany jak od punktowych eksplozji. Nigdzie nie widać było żadnych ciał, ale wokoło porozrzucany był ekwipunek agentów, w tym karabiny, radio i metalowa skrzynia ze skarbem w którym tak pokładali nadzieję agenci. Broń którą pysznie nazwali „Gungir” i która miała ponoć moc zabicia boga z odległości. Skrzynia pozostała nietknięta. Agenci widocznie nie zdążyli jej użyć. -W takim razie nasz plan pozostaje bez zmian – Jako pierwszy odezwał się białowłosy chłopak, wciąż wpatrując się w wirujący ogień w oddali. – Ruszamy odzyskać Kostur Legby. Jeśli nam się uda, przybędziemy pomóc wam rozprawić się z Ogunem. Jeśli natomiast Ogun przebywać będzie na miejscu ołtarza, to liczę że powiedzie się wam ratunek, a w swej mocy Thor, książę Asów i Najpotężniejszy z Mścicieli, przybędzie nam na pomoc. Nie odwódź go od tego. Proszę. – spojrzał na walkirię i wydawał się szczerze kierować swoje słowa. Na ile pozwalał jego specyficzny, niejako pozbawiony emocji sposób wypowiedzi. Prawdą było to że jeśli magowie trafią na Loa ognia, ich szanse powodzenia będą niskie. Z pomocą boga piorunów ich szanse za to ogromnie rosły. Olorun mogła tego nie rozumieć, ale Thor od dłuższego czasu uważał się, i był uważany, za jednego z potężniejszych obrońców tego świata i na pewno nie przepuści okazji do rewanżu. Nie jako jeden z Avengers. Tak naprawdę i w samym asgardzie chodziła plotka że książę przedkłada interesy Midgardu nad swój rodzinny świat. Olorun pewnie będzie musiała zawrzeć z nim jakiś rodzaj porozumienia, żeby zaciągnąć go przed tron Odyna. Ewentualnie znaleźć inną drogę, która nie wymaga zgody księcia na jego podróż… |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Lut 18, 2021 7:24 pm | |
| Prawdę mówiąc Billy nie był do końca pewien co dokładnie zbliżało się do miejsca, które właśnie opuszczali... I wynikało to głównie z faktu, że nawet nie próbował tego sprawdzić, czy to badając odbierane przez siebie sygnały, czy - bardziej konwencjonalnie - po prostu się rozglądając. Nie, jego uwaga skupiała się na inkantacji oraz na tym, dokąd teleportacja miała ich wszystkich dostarczyć... Bo przecież nie chciałby przypadkowo zbić ich z trasy i umieścić w samym środku skupiska tego, co nadciągało - i to tylko dlatego, że na moment wzięła nad nim górę ciekawość.
Nie zmieniało to oczywiście faktu, że nastolatek instynktownie był w pełni świadomy, iż to coś najprawdopodobniej stanowiło zagrożenie - i bardzo zadowolony z tego, że udało im się wspomnianego zagrożenia uniknąć... Przynajmniej póki co. Kaplan aż pozwolił sobie odetchnąć z ulgą, gdy tylko pomiędzy błyskami błękitu i bieli ujrzał pierwsze oznaki nowego otoczenia, po cichu stawiając na to, że w takiej chwili nikt nie będzie raczej spoglądał na niego i analizował jego zachowania. Chłodniejsze powietrze powinno być pewnie bardziej orzeźwiające, ale w tym wypadku jakoś niezbyt mu pomagało...
Tak czy siak, chłopak - na tym etapie już odruchowo - zadbał o to, aby jego pasażerowie oraz samochód opadli łagodnie na powierzchnię dachu, podczas gdy on sam lewitował przez kilka sekund dłużej, w wolniejszym tempie wchłaniając z powrotem kłębiącą się wokół nich wszystkich energię. Kiedy większość poświaty zanikła, ograniczając się tylko do lekkiego blasku przy jego dłoniach i oczach, także i on wylądował ostrożnie przy pozostałych. Wkrótce potem już jedynie nikły zapach utrzymujący się w powietrzu - przypominający charakterystyczną woń zaraz po burzy - świadczył o ich teleportacji.
Billy jako pierwszy przyznałby, że nie do końca wiedział co mieli tutaj zastać - i dlaczego tak naprawdę zaczęli od podróży w to miejsce. To znaczy, owszem, Walkiria chciała tutaj najwyraźniej z kimś porozmawiać, jeżeli dobrze zrozumiał... Tyle że bardzo szybko stało się jasne, że nie było tu z kim dyskutować. Dach straszył pustkami. I śladami po kulach. I może po granatach lub czymś podobnym... Z drugiej strony porzucony sprzęt wyraźnie wskazywał na to, że trafili w dobre miejsce - ktoś się tutaj jeszcze niedawno znajdował... I albo ewakuował się z własnej woli, albo został do tego zmuszony. Wzięty w niewolę? Opętany? Przynajmniej brak ciał nastawiał Kaplana ostrożnie-optymistycznie... Jak na jego możliwości.
Uwagę nastolatka szybko przyciągnął jednak większy i dużo bardziej rzucający się w oczy cel: wirująca kolumna ognia, która automatycznie przypomniała Billy'emu o jego własnej niedawnej próbie spożytkowania kontrolowanej trąby powietrznej z czystej energii. Tylko tamta była niebieska, a ta nie. Kąciki ust chłopaka skierowały się wyraźnie w dół, a jego czoło lekko się zmarszczyło, gdy przez chwilę nie odrywał wzroku od tego zjawiska. Przynajmniej przeciwnik był na tyle uprzejmy, aby jasno oznaczyć dokąd należało się udać, ale... Och, jego umysł nie mógł się nawet zdecydować na które "ale" powinien się powołać.
Jego wewnętrzna litania potencjalnych problemów została przerwana przez głos... Tommy'ego, ale nie do końca Tommy'ego. Kaplan zamrugał szybko, odrywając spojrzenie od odległych płomieni, aby obrócić twarz ku tej bliźniaczej - i zebrał się nawet na subtelne kiwnięcie głową, gdy wspomniany został Kostur. O dziwo jednak dalsze słowa ducha na moment zepchnęły jego zmartwienia na dalszy plan... Kłóciłby się odnośnie tego, kto był najpotężniejszym Mścicielem. To znaczy, nie zamierzał teraz, bo mieli poważniejsze sprawy na głowie, ale poruszenie przez kogoś tego tematu było jak mentalny odpowiednik stuknięcia młotkiem w kolano. Automatyczna reakcja.
Osobiście twierdził, że Scarlet Witch była najpotężniejsza. Thor był drugi.
- Nie jestem pewien czy ktokolwiek byłby w stanie odwieść Thora od czegokolwiek... I to nie jest wyzwanie - powiedział zamiast tego, szybko dodając to ostatnie i zerkając krótko na Walkirię. Jako że zdążył już skojarzyć ją sobie trochę z Americą, to uznał, że równie dobrze mógł stosować przy niej podobne środki zapobiegawcze jak przy koleżance z drużyny... Tak na wszelki wypadek.
W końcu spojrzenie chłopaka padło na jedyną pozbawioną nadludzkich zdolności osobę w ich tymczasowej grupie... I tym razem jego czoło zmarszczyło się nie w zmartwieniu, lecz w namyśle - nim jego wzrok powędrował z powrotem ku całej masie zostawionego na dachu sprzętu... Wojskowego? Skoro już tutaj trafili, to może mogliby na tym jakoś skorzystać. Niekoniecznie nawet zyskując dla ich towarzyszki broń - ale może jakąś osłonę? Cokolwiek przydatnego? To naprawdę nie była ulubiona dziedzina Billy'ego, ale nastolatek zdawał sobie sprawę z tego, że armia posiadała pod ręką całkiem zaawansowany technologicznie ekwipunek. W końcu swego czasu starała się walczyć z Hulkiem...
- Um, nie chcesz się tutaj szybko rozejrzeć? Zanim pójdziemy? Nikt tego wszystkiego teraz nie używa - zasugerował, powstrzymując się jakoś przed zwróceniem się do kobiety per pani. Różnica wieku to jedno, ale sojusznictwo czegoś przecież wymagało - miało swoje prawa. A on był poważnym bohaterem. Po ładnych paru miesiącach działalności chyba mógł już tak o sobie myśleć. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Lut 23, 2021 2:03 pm | |
| Przyglądając się miejscu do którego zaprowadził ich magiczny portal, Walkiria przypomniała sobie pewne powiedzenie dotyczące czarodziejów, zgodnie z którym w towarzystwie wyżej wymienionych warto było precyzyjnie formułować swoje prośby. Niestety na chwilę obecną Olrun nie była w stanie przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiało jej życzenie, ale zdaje się ze chciała spotkać się z kolejnym z ziemskich „sierżantów”. Cóż, tu go na pewno nie było. Przynajmniej w chwili obecnej. Była za to cała broń i gadające pudełka, w tym również to, poprzez które jakaś kobieta oferowała jej wcześniej informacje na temat Thora. Walkiria szybko zdecydowała, że warto było spróbować ponownie nawiązać taką łączność, szczególnie że Rosja zdawał się dysponować pewnymi umiejętnościami w kwestii obsługi Midgardzkich technologii. Swoją drogą pozostawienie tu całego wojskowego ekwipunku nie miała dla Olrun żadnego sensu. Nawet jeśli tylko pośrednio, Walkirie były uczestnikami niezliczonej ilości bitew, a wojowniczka nie przypominała sobie takiej, w której zwycięska armia pozostawiła łupy na pastwę przypadkowych podróżnych. Tak się po prostu nie robiło. Tym bardziej gdy jedna z potencjalnych zdobyczy może być bronią o niezwykłej mocy. - Rosja zajmij się gadającą skrzynką, a ja otworze pudło i sprawdzę co jest w środku. - Zdecydowała Olrun. Jej wcześniejszy plan zakładał co prawda jedynie tyle by nie dopuścić do użycia owej broni, przynajmniej do czasu aż ona sama nie wyciągnie Thora z warowni Telewizji, co poniekąd zadziałało się samo, jednak ów sprzeciw wynikał przede wszystkim z braku zaufania do osoby trzymającej dłonie na rękojeści, cięciwie, spuście, czy czymkolwiek co uruchamiało proces destrukcji. Ale gdyby kimś tym miał być jej żelazny olbrzym, to całkowicie zmieniałoby postać rzeczy. Może jednak zdecyduje się na tą formę dywersji. Tym bardziej, że choć własny dar do technologii uważała za dziwny, szczególnie jeśli patrząc na to od strony iż jej siostry zajmowały się raczej poezją, tańcem czy malarstwem, to wcale nie zamierzała się wypierać się faktu, że kręcą ją takie rzeczy, a co za tym idzie, Olrun naprawdę chciała się dowiedzieć co jest w tym pudle. I co owo coś potrafi. - To zaczynamy rozpakowywanie prezentów. - Zakończyła Walkiria. - Powodzenia panowie magowie. I radziłabym się pospieszyć, bo jeśli się nie mylę, za chwilę będziemy tu świadkami pokazu fajerwerków. Chwytając za swój miecz, wojowniczka zabrała się za podważanie wieka do skrzyni skrywającej sekretną broń.
//nie mam pojęcia czy ktoś będzie pisał za Colossusa czy go po prostu zgrabnie wywalamy? |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Mar 17, 2021 10:24 am | |
| Colossus nie wyglądał na typa, który miewa opory co do wykonywania poleceń. Gdy Olorun zabrała się za odpieczętowywanie skrzyni, on znalazł wyglądające sprawnie radio i odszedł kawałek na bok powtarzając co jakiś czas „Odbiór, odbiór”. Olorun tymczasem szybko rozprawiła się z zabezpieczeniami kufra i mogła spokojnie przyjrzeć się temu co znajdowało się w środku. Nie ulegało wątpliwości że był to jeden z tych dziwnych midgardzkich łuków plujących małymi pociskami, które tak bardzo pokochali ludzie. Ten konkretny egzemplarz wydawał się dość spory i rozmontowany na części. Mimo iż Valkiria nigdy nie miała w rękach ludzkiej broni, to widać było że ktoś zadał sobie trud, aby broń była łatwa w montażu. Ze swoim doświadczeniem technicznym na pewno dałaby radę zmontować karabin. Może zajęłoby to jej dłużej niż przeszkolonej osobie, ale nie byłoby to niemożliwe. Co innego że na pierwszy rzut oka broń wyglądała na naprawdę sporą. Jej długość mogła sięgać nawet dwóch metrów, tak więc nic dziwnego że agenci woleli trzymać ją w kufrze na czas transportu. Używanie jej w bezpośredniej walce byłoby pewnie bardzo nieporęczne. Same pociski znajdowały się w osobnym pokrowcu i też oczywiście nie wyglądały na takie małe. Do tego zdawały się być czymś więcej niż tylko zwykłym nabojem, bo same wyposażone były w jakiś mechanizm. Policjantka natomiast wydawała się tak zaskoczona pytaniem wiccana, że z początku nie zrozumiała o co chłopakowi chodziło. Dopiero po chwili panicznie spojrzała po rozrzuconym wojskowym sprzęcie, w tym na krótki karabin, stanowiący podstawowe wyposażenie polowych agentów S.H.I.E.L.D. - Co? Oh nie nie nie nie, mam już broń. – poklepała się po kaburze na biodrze. Miała przy tym na twarzy uśmiech, który nie tyle bagatelizował propozycję, co nieudolnie krył zmieszanie. – Zresztą idziemy tam zabrać jakąś laskę, tak? Nie będziemy chyba… -Nie jest dobrze. – przerwał jej w pół zdania Colossus, który w końcu dołączył do wszystkich. – S.H.I.E.L.D spisało już operację „Gniurgnir” na straty. Rozważane są drastyczniejsze opcje. Jedną z nich jest bombardowanie, drugą negocjacje z Ogunem. Mamy gdzieś tutaj ponoć laserowy tracker. –mutant nachylił się żeby pogrzebać chwilę w torbach. Po chwili wyjął z nich coś co wyglądało jak jakaś technologiczna lunetka ze stojakiem. – To chyba to. Moglibyśmy potwierdzić tym obecność Oguna w miejscu bombardowania i wezwać nalot. Co innego że i bez tego są bliscy walić na ślepo. Ta cała Hill jest wkurzona. Kończy nam się czas, jeżeli chcemy kogokolwiek ratować. – Colossus zerknął na Olorun. Nie był pewien czy o taki „pokaz fajerwerków” jej chodziło, ale jeśli tak, to wychodziło na to że Valkiria ma również zdolności profetyczne. -Dobrze więc – skinął Colossusowi głową siwowłosy dzieciak. – Musisz nas przenieść w samo centrum wiru. Marie wyczuje nasze pojawienie się. Jedynie będąc dostatecznie blisko zdążymy wykorzystać element zaskoczenia. Zdaj się na swoją intuicję, chłopcze. -Powodzenia – zdążyła jeszcze rzucić policjantka, nim trójka młodzieży została z trzaskiem przeniesiona w dalsze miejsce.
//Colosus zostaje zamieniony w NPC. Najwygodniej byłoby go chyba zostawić tutaj z karabinem i trackerem, żeby uczestniczył w akcji, ale nie bezpośrednio w niej. Ostatecznie jeśli macie inne pomysły mogę go prowadzić. |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Mar 26, 2021 10:23 pm | |
| Billy poświęcił krótką chwilę po prostu na obserwowanie poczynań Colossusa i Walkirii - nawet nie dlatego, że aż tak bardzo go wciągnęły, ale jakoś tak się na nich zawiesił... Szczególnie na działaniach tej ostatniej, gdy zabrała się za sprawdzanie porzuconego sprzętu - z naciskiem na jedną konkretną skrzynię. Colossus starający się nawiązać łączność z jakąś formą wsparcia trochę mniej przyciągał wzrok, nawet jeżeli jego zadanie potencjalnie mogło przynieść im naprawdę spore korzyści.
Rozkojarzenie chłopaka potrwało jednak jedynie moment - i wybiła go z niego zresztą sama Walkiria, wspominając o zbliżających się fajerwerkach. Tak, miała rację, nawet jeżeli nastolatek nie był do końca pewien co dokładnie przez te fajerwerki rozumiała: ten ognisty wir, swój własny plan, coś przygotowywanego przez siły zbrojne... Tak czy siak, powinni się pospieszyć - i z tą myślą Wiccan oderwał spojrzenie od Walkirii, aby przenieść swoją uwagę na drugą z obecnych na dachu kobiet...
Która najwyraźniej nie potrzebowała broni. W porządku. Co prawda nie tylko to Billy miał na myśli, ale tłumaczenie się chyba zmarnowałoby tylko ich czas - nie wspominając już nawet o tym, że zakłopotanie jej reakcją nie pozwalało mu wyprowadzić jej z błędu. Dla dobra ich obojga. Bo odnosił wrażenie, że i ona tylko bardziej by się wtedy zmieszała... Dobrze, nieważne. Przy odrobinie szczęścia niedługo okaże się, że pominięcie dozbrojenia się niczego w ich sytuacji nie zmieniło.
Powoli wypuszczając powietrze z płuc, nastolatek zdążył jednak tylko kiwnąć krótko głową na jej decyzję, bo jej dalsze słowa - na które czuł już, że naprawdę powinien zareagować i dokładniej wyjaśnić jej cel ich podróży, bo chyba zdecydowała się im pomóc głęboko nieświadoma tego, w co się pakowali - przerwane zostały przez Colossusa... Który najwyraźniej przez ten czas dowiedział się przez komunikator czegoś istotnego... I oczywiście, że negatywnego, bo jak mogłoby być inaczej?
Słowo S.H.I.E.L.D. tak naprawdę wystarczyło, aby Billy zmarszczył już czoło i odruchowo zerknął na swojego ducha-towarzysza, zaalarmowany tą wiadomością. To znaczy, owszem, ani trochę nie dziwił się, że agencja brała w tym wszystkim udział, przeciwnie, wręcz tego oczekiwał - i po prostu do tej pory za bardzo o tym nie myślał - ale... Nie zmieniało to faktu, że wciąż za Tarczą nie przepadał. I niekoniecznie chciał wpaść tu na jakichś agentów. Nie wspominając już o tym, że wiedział dość o metodach ich działaniach, żeby...
No właśnie. To. Bombardowanie? Negocjacje? Jakoś nie wydawało mu się, aby negocjacje z taką istotą miały wyglądać inaczej od, och, oddajcie mi władzę, a was nie zabiję. Bo niby co Tarcza mogła Ogunowi zaoferować, kiedy wszystko najwidoczniej tak czy siak szło po jego myśli? Skoro udało mu się uwięzić Thora?
O bombardowaniu nie chciał nawet myśleć - nie kiedy był w pełni przekonany, że spora część osób podążających za Ogunem robiła to nie z własnej woli... A nawet jeżeli, to jedynie ze strachu lub podobnych pobudek. Czyli Tarcza byłaby skłonna poświęcić życia stosunkowo niewinnych ludzi, zamiast zmotywować do pomocy - na przykład - większą liczbę bohaterów...? Kaplan wiedział, że nie powinien się temu dziwić i poniekąd nawet rozumiał ten punkt widzenia - dobro większości - ale i tak nie potrafił popierać takich rozwiązań.
- Element zaskoczenia. W porządku - powtórzył, choć ciszej niż do tej pory, nawet jeśli nie do końca szeptem. W tym momencie naprawdę żałował, że nie wykorzystali tych kilku chwil względnego wytchnienia na przyspieszony kurs obsługi zdolności Tommy'ego - bo speedster do elementu zaskoczenia nadawał się doskonale. Skoro jednak nie mieli tego po swojej stronie, to... To zostawała jedna oczywista opcja. O dziwo taka, która z kolei świetnie pasowała do zestawu mocy Wiccana. Skoro nawet on sam dziwił się temu, jak interpretowane były czasem przez jego umiejętności jego własne życzenia, to Marie tym bardziej powinna przeżyć mały szok.
- Do Marie Laveau i kostura Legby, doMarieLaveauikosturaLegby... - zaczął powtarzać, umyślnie biorąc pod uwagę jedno i drugie i to właśnie na tym ostatnim się skupiając... Ot, na wypadek, gdyby kapłanka z jakiegoś powodu akurat nie miała przy sobie kostura. Nie sądził, aby tak właśnie było - na jej miejscu zdecydowanie by się z nim nie rozstawał - ale warto się było zabezpieczyć. Poza tym chłopak zadbał oczywiście o to, aby podpiąć pod teleportację każdą wybierającą się na miejsce osobę - i koncentrował się przede wszystkim na myśli, by znaleźć się jak najbliżej kostura.
Powietrze wokół nich prędko wypełniło się znajomą już błękitną aurą i drobnymi - nieszkodliwymi dla nich - wyładowaniami elektrycznymi... I po krótkiej chwili przestali czuć grunt pod nogami, gdy zaklęcie zabrało ich z dachu i przetransportowało w nowe miejsce. Plan Billy'ego na element zaskoczenia był całkiem prosty, zarówno z założenia, jak i w wykonaniu. Och, milion rzeczy wciąż mogło pójść nie tak, ale...
Po pierwsze - teleportacja. Po drugie, gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, bez czekania na opadnięcie tej nieumyślnie sprowadzonej zasłony dymnej i zorientowanie się w otoczeniu, Wiccan zamierzał skierować niemalże całą tę energię - elektryczność? Magię? Jedno i drugie? - i więcej, aby wygenerować falę uderzeniową, posłaną od ich grupy równocześnie w każdym kierunku... Przy odrobinie szczęścia powalając każdego, kto mógłby stanowić dla nich natychmiastowe zagrożenie.
Tym razem nie mógł zagwarantować swoim towarzyszom łagodnego lądowania, bo nie chciał rozpraszać swojej uwagi, ale z doświadczenia wiedział, że jego pasażerowie na ogół pojawiali się na ziemi lub tuż nad nią, więc nawet upadek powinien oznaczać dla nich najwyżej zachwianie się. O siebie pod tym względem martwić się nie musiał, bo tuż po teleportacji lewitował odruchowo... I tak czy siak zostawiał przy sobie dość energii, aby zachować cienką warstwę ochronną, między innymi właśnie do utrzymania się w powietrzu. Co prawda postawienie tarczy wokół nich wszystkich bardzo go kusiło, ale ofensywa wydawała się lepszym posunięciem na początek... A nie mógł robić wszystkiego jednocześnie.
Teleportacja. Fala uderzeniowa... A potem będzie mógł się rozejrzeć i szybko zadecydować jak przejąć kostur. O ile w tym czasie nie zabierze się już za to jeden z jego sojuszników.
//Ja jestem za tym, żeby go tu zostawić. Nie ma sensu dodawać Ci roboty z prowadzeniem kolejnego NPC. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Mar 31, 2021 3:55 pm | |
| Przyglądając się znalezisku, Walkiria nie kryła swojego rozczarowania, manifestującego się poprzez lekko wykrzywione i zaciśnięte w wąską linię usta oraz wymowną ciszę, jaka towarzyszył jej gdy spojrzała na dno skrzyni z rzekomo magiczną bronią. Naprawdę spodziewała się w niej czegoś na kształt Mjolnira, czyli czegoś co może przechylić szalę zwycięstwa w czekającym ją starciu. Zwykły miotacz pocisków, nieważne jak wielkich, raczej nie budził w Olrun takiego przekonania. Naprawdę dziwiła się sierżantowi i jego ludziom, iż pokładali w owej strzelbie tak wielkie nadzieje. Wojowniczka nie miała pojęcia w jaki sposób to coś mogło dosięgnąć i zakończyć panowanie uzurpatora zasiadającego na tronie Nowego Orleanu, jednak nawet to nie przeszkadzało jej, by od razy zabrać się za próbę złożenia karabinu w jedną całość. Po cichu liczyła na to, że być może gdy broń będzie kompletna, pokaże też swoją moc. Oczywiście sądząc po wielkości przeznaczonych do niej pocisków, już teraz można było stwierdzić, że kilka takich salw, dałoby rade zmienić w gruz całą warownie Telewizji, ale biorąc pod uwagę, że mierzyli się z kimś kto potrafił uwięzić Thora, lawina kamieni posłana takiemu przeciwnikowi na głowę, raczej nie załatwi całej sprawy. A przynajmniej Olrun liczyła na coś więcej. - Rosja, chodź zerknij na to i powiedz, czy będziesz w stanie użyć czego takiego by zapewnić mi trochę czasu na dostanie się do twierdzy? – Spytała Walkiria. Kobieta raz jeszcze spojrzała na budynek do którego planowała się dostać. Swoje szanse upatrywała w tym, że choć sam gród wyglądał na doskonale chroniony, to całe jego obrona koncentrowała się na dolnych poziomach tejże twierdzy. Gdyby na jej szczycie ustawiono strażników, albo wokół samej fortecy nieustannie lataliby zwiadowcy w jakiś Midgardzkich pojazdach, któryś z nich dawno już by ich wypatrzył. Brak reakcji na ich obecność sugerowała, że Telewizja nie spodziewał się ataku z powietrza. Zresztą konstrukcja jego zamku, zrobiona była w taki sposób iż tradycyjną maszyną powietrzną ciężko byłoby gdzieś tam wylądować. Zgoął inaczej sprawa się miała, gdy samemu umiało się latać, albo miało się przy sobie pegaza. Idąc dalej, Walkiria obstawiała że więźniów trzyma się z reguły w podziemnych lochach albo wysoko na górnych poziomach wieży. W ten sposób miała pięćdziesiąt procent szans na to, iż spotka Thora od razu zaś w tym gorszym scenariuszu będzie musiała przebić się przez całą fortecę. - Potrzebowałabym abyś skupił na siebie trochę uwagi, w czasie gdy ja i Bryza zatoczymy koło i znajdziemy się na szczycie tej warowni. – Zaproponowała Olrun, rzecz jasna mając świadomość ze żelazny olbrzym niekoniecznie będzie chciał uczynić z siebie tarczę dla jej akcji. Bo przecież gdy tylko rozpocznie atak, cała obrona skupi się na nim. – Bryza po ciebie wróci i zabierze cię stąd zanim zrobi się tu naprawdę gorąco. Dosiadałeś kiedyś pegaza? Ostatnie pytanie Walkiria zadała z pełnym przekonaniem, że każdy wojownik powinien posiadać przynajmniej podstawy jazdy konnej i umiejętności lotu na skrzydlatych wierzchowcach. Choć może nie znała mieszkańców Midgardu tak dobrze jak jej się to wydawało. Inna sprawa, że dopiero teraz przyszło jej do głowy, iż powinna była zawczasu ostrzec młodych magów, że gdy będą teleportować się w drodze powrotnej, jako miejsca przesiadki nie powinni wybierać już tego dachu, a to z prostego powodu, iż w tym czasie może już on nie istnieć. Mimo wszystko życzyła Sam i chłopakom powodzenia. Mieli w końcu tego samego wroga. Jeśli skupią jego uwagę na kilku frontach, to może łatwiej będzie im odnieść ostateczny sukces. - Jak już go uwolnię, do końca światów będę mu wypominała, że beze mnie nie dałby sobie rady. – Z myślą o Thorze podjęła decyzję Olrun. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Kwi 22, 2021 8:35 am | |
| Gdy Wiccan rozpoczął inkantację zaklęcia, jego brat kilka razy naprzemiennie ściskał i rozluźniał pięści. Był wyraźnie napięty i zdawał się mentalnie szykować na konfrontację. Wokoło magów znów zaczęła formować się niebieska mgiełka i niewielkie wyładowania elektrostatyczne. Po chwili obydwoje wraz z policjantką zniknęli z balkonu z cichym trzaskiem. Colosus obejrzał dokładnie broń, spojrzał w kilka otworów na które Olorun nie zwróciła uwagi i poprawił kilka drobiazgów. Przyjrzał się też pozostałym pozostawionym w skrzyni pudełkom. - To jakiś rodzaj karabinu przeciwpancernego. Normalnie takie coś robi dziurę w pancerzu pojazdu i sieje zniszczenie wewnątrz. Nie rozpoznaję tego modelu, ale SHIELD rzadko rzuca słowa na wiatr. Nie sądzę by ściany budynku były problemem. Mam nadzieję że jeśli nie powali, to przynajmniej porani tego całego Oguna na tyle żebyś mogła go wykończyć. Gigant rozłożył broń na dachu i położył się za nią w pozycji do strzału. Zerknął przez okular i przestawił na nim na próbę kilka pokręteł. - Nie ma sprawy, będę cię osłaniać. Ale nie mam zbyt wielu naboi. Dwa magazynki. Pewnie jakieś sześć-siedem strzałów w każdym. Zacznę strzelać dopiero jak zobaczę że sobie nie radzisz, żeby jak najwięcej zostało na Oguna. Powodzenia! – dodał jeszcze gdy Olorun szykowała się do lotu. X-men usadowił się w pozycji dobrej do strzału, kilka razy złapał oddech i oddał pierwszy strzał do otaczających wieżę wojsk. Z tej odległości trudnobyło dokładnie ocenić działanie broni, jednak pocisk bezbłędnie trafił w wieżyczkę jednego z stojących na ulicy pojazdów opancerzonych i doszczętnie ją poharatał. Nie było przy tym żadnej eksplozji. Broń dosłownie rozleciała się w rękach żołnierza, który właśnie zajmował miejsce w gnieździe. Siła uderzenia dosłownie ją zdmuchnęła. Obyło się to jednak bez większej szkody dla samego żołnierza, który i tak zaczął krzyczeć do swoich towarzyszy i energicznie gestykulować rękoma. Zadowolony z efektu Colossus oddał jeszcze kilka strzałów unieszkodliwiając, lub zupełnie niszcząc pojazdy wroga. Pod wpływem tego gradobicia pojazdom pozrywało się poszycie, zniszczono broń pokładową, albo osie kół, przez co osiadły na chodniku. Po takiej salwie collosus od razu został dostrzeżony, ale dla pewności podniósł jeszcze leżący w okolicy granatnik, prawdopodobnie również pozostawiony przez agentów SHIELD, i oddał jeszcze kilka strzałów w dół i w budynek telewizji. Wybuchy może i dokonały mniejszych zniszczeń niż karabin, ale na pewno lepiej przykuły uwagę. Po tym wszystkim Piotr zajął pozycję do walki i cierpliwie czekał, bo nie miał wątpliwości że wrogowie po niego przyjdą. Przeładował karabin drugim magazynkiem i pozostawił broń w gotowości, gdyby Olorun potrzebowała jeszcze jego pomocy. Na dachu rzeczywiście nie było żadnych strażników. Wszystko wskazywało na to że dostanie się do twierdzy telewizji będzie łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Bryza zdążyła wylądować i spokojnie oprzeć kopyta o bruk, nie niepokojona przez nikogo. Olorun mogła niezauważenie wślizgnąć się przez właz do budynku telewizji. Wewnątrz trafiła na korytarz z wielkim oknem wzdłuż jednej ze ścian. Dwójka mężczyzn obserwowała coś w dole, pokazując to sobie palcami. Po chwili jeden z nich zauważył jednak Olorun i zwrócił na nią uwagę towarzysza. Wzrostem przypominali Colosusa i tamtego wielkiego agenta shieldu, ale byli o wiele lepiej zbudowani. Jak gdyby całe swoje życie poświęcili treningowi tak bardzo, jak Wolstag jedzeniu. Ich odzienie było natomiast dziwnie rozerwane, tak jak gdyby nagły wzrost całej tej tkanki mięśniowej nadszarpnął je od środka. W rękach wojownicy dzierżyli prostą włócznię wykonaną z jakiegoś zaostrzonego kawałka blachy, przywiązanej do czegoś, co prawdopodobnie było słupkiem od znaku drogowego. Jeżeli Olorun dała im do tego okazję, to pierwszy mężczyzna nie czekając na uprzejmości pchnął Olorun swoją bronią, ale zrobił to tak nieumiejętnie, że walkiria bez żadnych problemów, od niechcenia wręcz, mogła zablokować jego atak. Broń mężczyzny niemal rozpadła się w pył po zderzeniu z asgardzkim orężem. Niewzruszony mężczyzna od razu z okrzykiem uderzył Olorun w twarz pięścią. Mogła być zaskoczona tym, że poczuła siłę uderzenia. Nie ustąpiła pola, ale jak na Midgardczyka był to mistrzowski cios. Widać było że mężczyzna spodziewał się większego efektu, bo dopiero teraz ze zdziwieniem na twarzy stracił odrobinę zapału. Niestety nie był jedynym, który przybył powstrzymać Olorun. Drugi wojownik nie przyłączył się jeszcze do walki. Zdawał się być rozdarty między pomocą towarzyszowi, a pobiegnięciem po pomoc. Tymczasem Wiccan wraz z towarzyszami wylądował na miejscu. Mimo iż podróż zajęła sekundy na miejscu przywitała ich mroczna aura, jak gdyby zapadł już zmrok. Pozatym od razu uderzyła ich fala gorąca, jak gdyby właśnie wysiedli z klimatyzowanego samolotu gdzieś w Afryce. Chłopak nie czekał aż ktokolwiek ich powita, tylko od razu zabrał się do działania. Kątem oka zdążył zauważyć jakąś kobietę w ceremonialnych szatach z sękatym kosturem, stojącą na wprost olbrzymiego wiru ognia, więc chyba dotarli na miejsce. Magia Billego jakby wiedziała na czym mu zależało, bo tym razem zareagowała od razu, bez konieczności wcześniejszego wezbrania. Chłopak mógł poczuć rozchodzącą się wokoło niego potężną falę energii. Moc była jednak kapryśna i zamiast rozejść się od całej drużyny, rozeszła się tylko od młodego mściciela, przewracając między innymi jego brata i towarzyszącą im kobietę. Poza tym fala wzięła wszystkich obecnych przez zaskoczenie. Kapłanka zdążyła tylko odwrócić się w ich stronę, po czym została powalona do tyłu przez moc. Do tego wszystkiego wypuściła z ręki kostur, po który tutaj przybyli. Niestety nie mogło być aż tak pięknie, bo upuszczony artefakt poszybował prosto w stronę snopu ognia za Marie. Już miał zniknąć w płomieniach, ale duch Daniela korzystając ze swoich nowych mocy błyskawicznie stanął na nogi i niemal rozpływając się w powietrzu złapał laskę w locie. Wyhamowanie nie poszło mu jednak tak dobrze i pomimo że stanął w miejscu, to pęd biegu rzucił nim dalej do przodu i już z normalną, widoczną dla oka prędkością poleciał w stronę snopu ognia znikając wraz z kosturem w płomieniach za krawędzią tarasu. Wszystko to działo się zaledwie ułamki sekund, po których nastąpiła spokojniejsza chwila. Wszyscy gramolili się z powrotem na nogi. Kobieta z zszokowaną miną patrzyła to na snop ognia, to na Wiccana, starając się zrozumieć co zaszło. Nie było wiadomym czy była bardziej wściekła, czy przerażona. W każdym razie chłopak miał teraz trochę czasu na dokładniejsze rozeznanie się w otoczeniu. Unosił się nad czymś co wyglądało na trybunę sportową, ale zrobioną z rzeczy zabranych ze złomowiska. Jakieś połamane deski, karoseria samochodowa, tam wystawał kawałek wanny. Pomimo tego konstrukcja wydawała się dość stabilna i skompresowana, a zajmowała całkiem sporo przestrzeni. W przestrzeni którą otaczała konstrukcja można by było z powodzeniem rozegrać mecz piłki siatkowej, gdyby oczywiście nie zajmował jej ogromny słup wirującego ognia. Po dokładnym przyjrzeniu się płomieniom można było dostrzec w nich wirujące sylwetki do złudzenia przypominające ludzkie. -Na co czekacie? Bierzcie ich! – Rozkazała gniewnym i piskliwym głosem kapłanka, wciąż znajdując się na kolanach. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Kilku najbliższych ludzi, wyglądających jak cosplejerzy plemiennych wojowników ze świata postapo, zabrało co miało pod ręką i ruszyło na Wiccana. Od razu poszybowały w jego stronę dwie improwizowane włócznie i sporo kamieni i innego gruzu.
Ostatnio zmieniony przez Fenris dnia Sro Maj 05, 2021 7:43 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiccan
Liczba postów : 564 Data dołączenia : 15/06/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Kwi 28, 2021 5:14 pm | |
| Czasu na zorientowanie się w sytuacji było niewiele - przez co większość bodźców Billy odebrał i zarejestrował podświadomie, nie zastanawiając się nad nimi za bardzo. Wysoka temperatura zdawała się być czymś oczywistym w pobliżu tak wielkiego skupiska ognia, choć prawdę mówiąc wcześniej nie pomyślał o tym, aby się jej spodziewać. Dziwna - improwizowana - konstrukcja przypominająca trybuny sugerowała, że tutejsze wydarzenia miały być obserwowane i podziwiane, lecz chłopak nie wyciągał z tego póki co dalszych wniosków...
Zamiast tego skupił się na tym, co zdawało się być naprawdę ważne i przede wszystkim pilne. Powaleni wrogowie - wielu, nawet nie próbował liczyć ich na szybko, choć jedna osoba zdecydowanie wyróżniała się na ich tle: kobieta z kosturem... No, już bez kostura. Nastolatek starał się działać szybko, zgromadzić kolejną dawkę energii z intencją pochwycenia ich celu - ale nim zdążył ją wykorzystać, duch w ciele Tommy'ego wkroczył już do akcji i przejął laskę.
A potem wpadł z nią do ognia.
Instynktownie, Kaplan aż się wzdrygnął. Oczami wyobraźni widział już co takie płomienie mogły zrobić z człowiekiem, nawet fizycznie odporniejszym od zwykłej osoby - ale nie, widział w nich sylwetki, więc w najgorszym wypadku ogień nie był na tyle potężny, aby kogoś spopielić... A to dawało nadzieję. Duch znał się na magii, tak? I teraz miał w posiadaniu kostur. Być może mógł się ochronić, jego mocą lub własną, a w ostateczności... W ostateczności znali osoby, które potrafiły dokonywać cudów.
Okropnie było myśleć o tym w ten sposób i ciężar w klatce piersiowej Billy'ego stale mu o tym przypominał, ale z drugiej strony został do czegoś takiego przygotowany. Trening pod okiem Tarczy, nawet jeżeli trwał tylko kilka miesięcy, zadbał o to, aby pamiętał o priorytetach.
Zanim wrogowie w pełni doszli do siebie, on miał już w głowie plan. Niekoniecznie dobry plan, ale zawsze plan. No... Początek planu. Nim jednak przystąpił do jego realizacji, najpierw bez spoglądania ku towarzyszącej mu policjance rzucił na tyle cicho, aby usłyszała go - oby tylko ona:
- Możesz chcieć dostać się wyżej - i na tym musiał przestać, bo kobieta, która musiała być Marie, w mniej więcej tym samym czasie nakazała swoim ludziom rozpocząć atak. Z tym przynajmniej wiedział jak sobie radzić - nie musiał się nad tym zastanawiać, bo po prostu miał wpojoną reakcję.
Kiedy w jego stronę poleciały włócznie, kamienie i inne śmieci, on wykorzystał zgromadzoną wcześniej energię do zmaterializowania przed sobą - a przy okazji i przed policjantką, o ile się gdzieś nie przemieściła - błękitnej bariery o kształcie stożka, rozszerzającego się ku niemu. Dzięki takiej budowie wszelkie pociski powinny ześlizgnąć się i odbić na boki, przez co sama osłona mogła wytrzymać więcej. Zwykła płaska tarcza musiałaby przetrwać cięższy ostrzał.
Następnym krokiem było może nie tyle unieszkodliwienie przeciwników, co zapewnienie im zajęcia. Kiedy tylko atak chwilowo ustał lub przynajmniej zelżał - dając wrogom czas na przykład na sięgnięcie po następne pociski - tarcza prędko wygięła się tak, aby do ostatniej chwili wciąż chronić Kaplana i potencjalnie policjantkę, a następnie wystrzeliła ku wojownikom. Jej celem było złapanie tych zbliżających się ludzi w kule przypominające te chomicze - i jak one również się toczące... W przeciwnym kierunku, czyli ku ich towarzyszom oraz samej Marie. Wiccan nie skupiał się na kontrolowaniu ich w pełni, zamiast tego po prostu mocno je popychając, aby dalej poniósł je już pęd.
Nie czekał na sprawdzenie jak dobre dało to efekty. Zamiast tego od razu przystąpił do realizowania swojego kawałka planu... Koncentrując się na punkcie ponad kolumną ognia lub w niej, jeżeli nie był w stanie dostrzec jej szczytu. Zazwyczaj jego magiczna transportacja odbywała się przez bezpośrednią teleportację, ale doskonale wiedział, że był w stanie otwierać też przejścia - bo już to kiedyś zrobił. W tym wypadku portal miał prowadzić z płomieni... Do środka oceanu. Nie interesowało go szczególnie gdzie dokładnie miało się znajdować to drugie wyjście, byle głęboko, gdzieś na północy i w miejscu bezpiecznym, aby przypadkiem nie zrobić krzywdy żadnej Atlantydzie czy pechowemu statkowi. Woda miała być lodowata - i miało jej być dużo. W skrócie, naciskał na to, by otwór był szerszy od kolumny ognia.
- Otwórz przejście do oceanu, otwórzprzejściedooceanu... - inkantował pod nosem. Liczył się z tym, że te płomienie mogły być magiczne i nie do ugaszenia, ale tak czy siak warto było spróbować. Poza tym... W takim wypadku powinny być w stanie wyparować przynajmniej część tej wody, tworząc ogromną zasłonę dymną... A reszta? Reszta mogła rozlać się po tym stadionie, zmuszając Marie i jej podwładnych albo do pływania - albo do szukania ucieczki na trybuny... Podczas gdy Billy mógł latać. Gdyby zresztą udało mu się uzyskać tę osłonę, od razu zmieniłby swoje położenie, aby w razie czego uniknąć ataku w ciemno. Starał się też stale utrzymywać na tyle wysoko, aby nie mogły go dosięgnąć ataki bezpośrednie, ale nie na tyle, aby ewentualny upadek miał być dla niego fatalny.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Maj 05, 2021 9:07 am | |
| |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu | |
| |
| | | | Ulice Nowego Orleanu | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |