|
| Ulice Nowego Orleanu | |
|
+7Sabretooth Big Boy Drax N'yota Loki Emma Frost Carol Danvers 11 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Ulice Nowego Orleanu Sob Mar 17, 2018 11:05 am | |
| First topic message reminder :Nowy Orlean jest małym dużym miastem, co ma zarówno swoje plusy jak i minusy. Właściwie w całości przypomina przedmieścia innych wielkich miast, takich jak Nowy Jork i Waszyngton. Poza ścisłym centrum nie znajduje się tu wiele wysokich budynków, a ulice budowane były według planu miejskiego, przez co z lotu ptaka miasto może przypominać regularną kratownicę. Jest to jednak część uroku miasta. Przechadzając się ulicami można trafić na aspekty wielu różnorodnych kultur, z czego przewagę ma ta francuska. Uliczki poprzetykane są wszelakimi barami, kafejkami i klubami, a wiszące ogrody są jedną z wizytówek miasta. Niemal na każdym kroku rozbrzmiewają dźwięki jazzowej muzyki, którego Nowy Orlean jest przecież kolebką. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
N'yota
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 25/06/2017
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Sty 29, 2019 3:33 pm | |
| Nie można powiedzieć, by nagłe zainteresowanie statkiem pełnym rannych Terran ze strony sentineli było zaskoczeniem, tym niemniej poważnie zagrażało planom N'yoty. Jej misją pozostawało odstawienie ocalonych ludzi w bezpieczne miejsce, by mogła bez dalszych przeszkód zająć się poszukiwaniem rozproszonych po mieście Strażników Galaktyki... ...co także mogło okazać się utrudnione, jak wskazywała wiadomość przesłana przez pojazd, na pokładzie którego znajdował się Peter Quill. Królowa przyjęła ją ze zdumiewającym spokojem. Irytacja i zniecierpliwienie były emocjami, których rzadko doświadczała. Chwilowa niedyspozycja Quilla wymogła na niej jedynie niewielkie przesunięcie priorytetów. Odnalezienie Gamory i Draxa i tak musiało jednak zaczekać do momentu, aż rój rozprawi się z najnowszym zmartwieniem. Dzięki stałej obserwacji, jaką prowadziły trutnie w centrum dowodzenia, wiedziała w jakiej odległości i z jaką prędkością podąża za nimi niewielka eskadra sentineli. Mogła też dostatecznie szybko zareagować posyłając do walki własne siły. Skrzydlate drony, które po udanej akcji ratunkowej rozproszyły się po pokładzie i przeszły w tryb bezczynności, teraz liczącą kilkadziesiąt osobników chmarą wyfrunęły ze statku i pomknęły na spotkanie nadlatujących robotów. Niektóre z nich zdążyły pochwycić w szpony trutnia lub dwa. Te ostatnie, choć niezdolne do samodzielnego lotu, mogły okazać się dla sentineli nie mniej groźne, jeśli zostaną upuszczone na przeciwnika z powietrza. Tuż przed spotkaniem z siłami nieprzyjaciela, drony podzieliły się na równe oddziały i za pomocą szponów i zębów przystąpiły do skoordynowanego ataku. N'yota kierowała nim osobiście. W tym czasie pilotujące okręt trutnie skupiły się na ostatnim wydanym przez nią poleceniu: uruchomieniu tarcz, zmianie dotychczasowego kursu i utrzymaniu bezpiecznej odległości od pościgu. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sob Lut 02, 2019 12:14 pm | |
| Drax nie marnował nawet ułamka sekundy swojego czasu, aby spojrzeć w błagalne wyrazy twarzy rodziny, do domu której wtargnął. Widział dostatecznie dużo pól bitew, żeby wiedzieć że po wszystkim nie będzie żadnego sposobu, żeby powiązać z nim ich śmierci. Zresztą ewakuowanie cywili z miejsca bitwy nie było zadaniem Draxa, tylko Roju N'yoty, więc równie dobrze to ona zawiodła w tym przypadku. W pełnym pędzie wypadł na balkon pokoju. Drzwi nie stanowiły dla niego żadnej bariery, tak więc przebiegając przez nie nawet nie stracił na prędkości.Widocznie rząd domów stanowił naturalną barierę w rozprzestrzenianiu się osłabiającego gazu z ulicy, tak więc zarówno podwórze, jak i stojący na nim Sentinel były doskonale widoczne. Pomieszczenie z którego wojownik wybiegł znajdowało się na drugim piętrze, tak więc była to już znaczna wysokość. Na zewnątrz okazało się że przeciwnik wciąż opierał się o strop budynku, tak więc Drax nie musiał nawet szczególnie się wybijać, aby się do niego dostać. Pod naporem jego ciężaru dom aż trzeszczał w posadach. Drax skoczył w górę i wbił się w bok robota swoimi ostrzami. Jego pancerz był o wiele silniejszy niż jego mniejszych braci, lecz grubsze płyty wciąż ustępowały sile wojownika. Tym razem wymagało to od niego jednak pewnej dozy wysiłku. Tak czy owak, z braku newralgicznych miejsc do atakowania, wojownik zaczął mozolną podróż w górę robota. Gdy tylko Drax wyskoczył i wczepił się w bok maszyny, dom z którego się wybił runął z łomotem i trzaskiem w dół. Nie było wątpliwości że ojciec wraz z żoną i dzieckiem zostali pogrzebani pod spodem, tak jak nie było wątpliwości, że gdyby stracił choć sekundę, straciłby możliwość znalezienia się tak wysoko. Pozbawiony swej podpory Sentinel wyprostował się i cofnął pół kroku na środek podwórza. Przez chwilę zastanawiał się co ma teraz zrobić, bo nie zamierzał chyba strzelać repulsorami we własny korpus. Dało to wojownikowi kilka cennych chwil na wspinaczkę. W końcu zdecydował się rozprawić z nim jak z komarem. Wyprostował dłoń i zamaszystym ciosem uderzył Draxa, który pozbawiony był w tej pozycji możliwości swobodnego manewrowania. Siła ciosu wraz z wytrzymałością wojownika sprawiły że został on dosłownie wgnieciony w blachę pancerza. Było to uderzenie, które Drax zdecydowanie odczuł niczym zderzenie z pociągiem. O dziwo robot nie cofnął dłoni aby przygotować się do kolejnego ciosu. Zamiast tego dociskał wciąż bardziej i bardziej, zwiększając nacisk na Strażnika. Być może nie chciał dawać mu czasu na ucieczkę, lub kontratak. W tej pozycji było Draxowi trudno rozprostować mięśnie do tego stopnia by skutecznie walczyć z robotem. Impas trwał krótką chwilę, bo wojownik spinając mięśnie nie dawał za wygraną, ale z minuty na minutę przewaga przechylała się na korzyść gigantycznej maszyny. Nagle powietrze przeciął dziwny wibrujący, metaliczny dźwięk. Zaraz po nim nastąpiło uderzenie, a po nim jeszcze kolejne słabsze, oba które aż wstrząsnęły maszyną. Uścisk robota wyraźnie osłabł, dając wojownikowi szansę na reakcję i oswobodzenie się. Gdy wojownik miał już czas aby szybko rozejrzeć się dookoła ujrzał poruszającą się w powietrzu postać w zbroi z charakterystyczną czerwoną peleryną. W tej chwili zajęta była ona unikaniem potężnych promieni drugiej ręki robota. Najwidoczniej maszyny miały problem z podzielnością uwagi i walka z dwójką potężnych wrogów przerastała je. -Drax, Niszczyciel!- odezwał się w końcu jego sojusznik gromkim głosem, najwyraźniej go rozpoznając. - Legendy o twych wyczynach dobiegły złotych murów Asgardu! To dziw, oraz zaszczyt, walczyć u twego boku w szeregach Mścicieli! Niezbadane są losy przez... Ugh! Nie dane mu było dokończyć, bo Sentinel w końcu go trafił go jednym ze strzałów posyłając go z impetem w budynki kawałek dalej, oraz druzgocąc je na jego głowie. Drax zapewne mógł rozpoznać w nim Thora, księcia Asgardu, który był znaną postacią w całej galaktyce. Widać było po jego stroju i stanie, że walczył już od dłuższego czasu. Pomimo radosnego nastawienia dyszał ze zmęczenia, a jego ubiór nosił ślady długiej bitwy. Było to co najmniej niecodzienne spotkanie. Tak czy siak dało Draowi potrzebną mu w tej chwili przewagę.
Tymczasem N'yota zdecydowała się przejść do ofensywy. Zatrzymała pojazd, wyłączyła tarcze ze strony przeciwnej do atakujących robotów i wypuściła tamtędy rój. Jej dzieciom nie było trudno skrócić dystans do atakujących robotów, gdyż tak jak wcześniej, przebywały one widocznie poza strefą ich zainteresowań. Wystarczyło nie znajdywać się pomiędzy strzelającymi jednostkami, a okrętem, aby nie dostać się w ogień krzyżowy, ale bądźmy szczerzy, były to podstawy manewrowania. Po kilku minutach, te kilkanaście Sentineli, które atakowało statek, było wręcz oblepionych przez drony i trutnie. Dla wielu z robali nie znalazło się wręcz dostatecznie dużo miejsca by wylądować i tylko krążyły wokoło. Gdy stwory raz wczepiły się pazurami, nie było mowy aby zostały zdmuchnięte przez wiatr, czy akrobacje robotów. Setki małych szponów rysowały po pancerzu agresorów szukając w nim luk, czy czułych punktów. Gdy tylko jeden z trutni znajdzie jakąś słabość, momentalnie nauczy jej wszystkich swoich braci. Niestety maszyny miały solidny projekt i minuta za minutą mijały, a potworom nie udało się wykończyć jednego z nich. O dziwo maszyny również nie kwapiły się by zrzucać z siebie robale, wytrwale kontynuując ostrzał statku. W końcu po jakimś kwadransie drapania, jednemu z trutni udało się samym uporem przebić przez płyty pancerza na plecach robota i z wielkim entuzjazmem zabrał się za sianie zniszczenia w przewodach skrytych pod spodem. Gdy tylko porozcinał większość z nich, całą maszyną wstrząsnęło wyładowanie elektryczne, dotkliwie oparzając wszystkich pasażerów. Zaraz potem pechowy Sentinel runął bez czucia w dół, na ulice miasta. To był chyba sygnał na które czekały pozostałe roboty. W chwili gdy jeden z ich kompanów został zniszczony cała eskadra przerwała ostrzał i skierowała się z powrotem w dół, prawdopodobnie aby dołączyć do ataku na pozostałe części Nowego Orleanu.
|
| | | Drax
Liczba postów : 44 Data dołączenia : 11/12/2015
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Mar 14, 2019 8:30 pm | |
| Nie spodziewał się, że pomoc przyjdzie ze strony samego Thora. Księcia Asgardu, boga burzy i piorunów, potężnego wojownika, którego losy znane są w każdej, nawet najbardziej oddalonej, części kosmosu. Drax spojrzał na zbawiciela i jednocześnie z wyrazem podziękowania oraz uznania dla jego czynów skinął głową. Nawet jeśli chciał coś powiedzieć, a zdecydowanie chciał, musiał z tym poczekać, gdyż równie niespodziewanie jak się pojawił, równie szybko został powstrzymany. Na chwilę, bo ktoś taki jak Thor z pewnością nie da się w tak prosty sposób pokonać. Bez względu na to jak długo przebywał już na polu walki i jak bardzo zmęczony już by nie był. Mając na uwadze to, że robot najprawdopodobniej znów zwróci uwagę na Niszczyciela, tymczasowy członek Avengers nie miał zbyt wiele czasu. Uwolniony z uścisku wznowił swą wspinaczkę. Zamierzał dostać się w pobliże broni na klatce piersiowej Sentinela. Z tego co było mu dane już zobaczyć, to może być najsłabsze ogniwo w konstrukcji maszyny i jednocześnie jego największa szansa na szybkie zakończenie starcia. Bez względu na koszty, z którymi może się to wiązać. Zadaniem wojownika od samego początku było powstrzymanie zagrożenia. To też zamierzał zrobić. Nie patrząc na to, że w wyniku jego działań śmierć mogą ponieść cywile. Z biegiem czasu zwyczajnie przestał się tym przejmować. Wyzwanie, z którym się obecnie mierzył skutecznie go od tego odwiodło. Za wszelką cenę spróbuje dostać się w pobliże repulsora na klatce, a następnie go zniszczyć. Da radę. Poradzi sobie. Jest Draxem Niszczycielem. Jego reputacja nie wzięła się znikąd. Za wszelką cenę. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Kwi 07, 2019 3:04 pm | |
| Niezależnie od tego na czyją stronę rozstrzygały się potyczki z Sentinelami w różnych zakamarkach miasta, wszystkie zostały zakończone nagle i sprawnie w jednej chwili. Z niewiadomych przyczyn nieprzyjacielska armia po prostu... eksplodowała. Nie była to na pewno forma żadnego desperackiego ataku, bo większość wybuchów nie sięgnęła żadnych strategicznych punktów broniącego się miasta. Niewielu mogło być świadomym, że wydarzyło się to za sprawą garstki Mścicieli, którzy na środku Oceanu zdusili problem robotów w samym zarodku, wysyłając przy okazji sygnał autodestrukcji do pozostających na stałym lądzie maszyn. Niesamowicie szczęśliwym dla Nowego Orleanu zbiegiem okoliczności okazało się że z chwilą gdy ten przedziwny sygnał dotarł walczących tutaj robotów większość z nich właśnie się przegrupowywała. Eskadry Sentineli eksplodowały więc w powietrzu, powodując huk niczym na czwartego lipca, a miastu nie groziło wiele więcej niż deszcz złomu różnej wielkości. Na terenie całego miasta wzniosły się okrzyki radości zarówno wśród służb państwa, wyznawców Oguna, jak i zwykłych cywili. Jednym z wyjątków od tej reguły był kolosalny Sentinel, który w danej chwili odpierał skoordynowane ataki Draxa, oraz Thora. Jego nagła i niespodziewana eksplozja mogła zaskoczyć wojowników, których ciosy do tej pory nie czyniły maszynie aż takich szkód. Pole rażenia wybuchu robota takiej klasy było zaiście imponujące. Krater, jaki po nim pozostał obejmował krater kilku przecznic. Na nieszczęście Draxa, w chwili eksplozji przebywał właśnie na robocie, starając się odpruć płyty jego pancerza. Siła ataku wciąż była za mała, by zabić tak legendarnego wojownika. Mimo iż limity wytrzymałości Draxa po raz kolejny nie zostały jeszcze przekroczone, to został on bardzo dotkliwie poraniony i poparzony, a jego ekwipunek dosłownie stopił się na miejscu od nadmiaru energii. Impet eksplozji cisnął wojownikiem daleko nad niebem Nowego Orleanu w bliżej niezidentyfikowanym kierunku. Podobnie jak kosmiczni wojownicy, równie bardzo eksplozjami została zaskoczona N'yota i jej kosmiczny rój. W czasie autodestrukcji maszyn, starających się zestrzelić z powietrza statek z uchodźcami, cała masa stworów znajdowała się wciąż na ich plecach. Potwory nie miały szans przeżyć wybuchów i upadków z takiej wysokości. Znajdujące się trochę dalej drony, których nie raziła eksplozja, od razu rzuciły się do wyłapywania spadających braci, lecz większość z nich była już martwa, a ta garstka która jeszcze oddychała umrze pewnie od ran na pokładzie okrętu. Być może kilkoro z nich przeżyje, ale był to sporo cios dla siły roju, zwłaszcza dla tego fragmentu, który obecnie przebywał na ziemi. Konieczne będzie złożenie niebawem nowych jaj. Ich poświęcenie nie poszło zresztą aż tak bardzo na marne, bo ludzcy pasażerowie mogli teraz spokojnie opuścić pojazd po wylądowaniu. |
| | | Drax
Liczba postów : 44 Data dołączenia : 11/12/2015
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Kwi 10, 2019 10:48 am | |
| Eksplozja była na tyle silna, by pozbawić go przytomności. Gdy się ocknął, nie miał pojęcia jak daleko znalazł się od miejsca wybuchu, ani jak długo znajdował się w tym stanie. Leżał twarzą do ziemi. Przewrócił się więc na plecy i oślepiony światłem słonecznym przymknął oczy. Otumaniony nie słyszał co działo się koło niego. Prawdę mówiąc nie miał nawet okazji, by przyjrzeć się otoczeniu. Czuł za to olbrzymi ból. Obrażenia musiały być na tyle poważne, że nawet jego czynnik regeneracyjny potrzebował jeszcze sporo czasu, by doprowadzić ciało wojownika do stanu sprzed walki. W korzystnych warunkach, w grę wchodzić mogły wchodzić nawet całe dni nim będzie całkiem sprawny. W korzystnych warunkach… W których Drax może nie znaleźć się zbyt szybko. Po kilku minutach leżenia niemal w bezruchu wreszcie nastąpiła zmiana. Znów rozchylił powieki, ostrożnie, pozwalając jego oczom przyzwyczaić się do światła, a następnie powoli i z dużym trudem, wydając przy tym przeróżnie dźwięki i artykułując przekleństwa w znanych mu językach, zaczął się podnosić. Najpierw na jedno kolano, potem z początku podpierając się jeszcze o podłoże na obie nogi. Teraz już z łatwością mógł dostrzec, że nigdzie nie było żadnego robota. Na ziemi dookoła leżało za to mnóstwo ich szczątków. Niektóre wciąż płonęły. Na pobliskich ulicach kręciło się niewielu ludzi. Pewnie dlatego nikt jeszcze nie zwrócił na niego uwagi. Ale przez to mógł tylko się domyślać, że tutejszym obrońcom udało się całkowicie zażegnać niebezpieczeństwo. Mając to na uwadze oraz fakt, że dopełnił swojej części zadania, musiał teraz podjąć decyzję. Decyzję nad którą zastanawiał się już od dłuższego czasu. Przyszło mu to z łatwością. Odwrócił się w zupełnie przypadkowym kierunku. Pozbawiony ekwipunku, w tym swojej broni, oraz jakiegokolwiek kontaktu ze swoją drużyną lekko kulejąc na prawą nogę ruszył przed siebie. Przez nikogo nie zaczepiany przemierzał kolejne ulice Nowego Orleanu aż do opuszczenia granic miasta. Musiał przemyśleć kilka spraw. Odnośnie swojej przyszłości. Nie miał pojęcia, czy i kiedy spróbuje odnaleźć swoich przyjaciół. Wiedział tylko, że teraz potrzebował samotności.
[zt] |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Wrz 04, 2019 6:10 pm | |
| Walkiria zdawała sobie sprawę że Tęczowy Most powinien zaprowadzić ją prosto do celu, a Hajmdal nie zwykł się mylić , jednak mimo to nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż zamiast na Ziemię trafiła do Niflheimu, a już na pewno do krainy chaosu. Ludzie okazali się nad wyraz krzykliwi. Wrzeszczeli jeden na drugiego, również na nią, choć z oczywistych względów żadnemu z nich nie wyrządziła żadnej krzywdy, wymachiwali rękoma w złowrogich gestach, a całą swoja artykulację wspierali sygnałami dźwiękowymi wydobywanymi z niewielkich powozów. Wojowniczka nie miała pojęcia dlaczego mieszkańcy Midgardu tak chętnie korzystają z tych małych metalowych pudełek, ustawiając je tak gęsto, iż w efekcie żaden taki rydwan nie był w stanie się poruszać. Same przeciskanie się miedzy nimi stanowiło dla Olrun nie lada wyzwanie, nie wspominając o bezpiecznym przeprowadzeniu Bryzy przez tak zwaną ulicę. Walkiria torowała sobie drogę, rozsuwając te z mechanicznym pojazdów, które niemalże stykały się jeden z drugim. Była pewna iż tym samym wyświadcza ludziom przysługę, dzięki której ci będą wreszcie w stanie ruszyć z miejsca. Niestety zamiast spodziewanej wdzięczności Olrun usłyszała jedynie cały szereg obraźliwych stwierdzeń, pretensji lub zwrotów z którymi nie spotkała się nigdy wcześniej, takich jak „kretynka”, „policja” czy „cyrk” do którego niby miałaby wracać. Walkiria była przekonana iż potrafi komunikować się w każdym z ziemskich języków, a tymczasem okazało się że w praktyce nie rozumie nawet jednego z tych najpowszechniej stosowanych w Midgardzie. Próbowała wypytać ludzi o Thora, jednak nawiązanie kontaktu z kimś nastawionym wyłącznie na przekrzykiwanie, bez zamiaru słuchania, całkowicie mijało się z celem. Wskazówka iż znajdzie boga piorunów tam gdzie panował będzie największy chaos, również okazała się niezbyt pomocna. Jej zdaniem znalazła się właśnie w centrum burzy, zamieszek, rebelii czy jakkolwiek by to nazwać, jednak Thora nigdzie nie było widać. Podobnie jak tarczy. Odnalezienie tarczy miało być drugą rzeczą która mogłaby pomóc jej w realizacji misji. Kłopot w tym, że nikt nie definiował o jaką tarczę chodzi. A przecież tych mogły być tysiące. Nawet jeśli na chwilę obecną Olrun nie zauważyła nikogo trzymającego w dłoniach oręż, to nie wątpiła, iż wcześniej czy później trafi na jakiś wojowników. Chwilowo zaś jej uwagę przykuł jeden z straganów, nad drzwiami którego widniał napis „Antykwariat”, a za szybą wśród sterty rupieci dało się dostrzec również elementy uzbrojenia. Wojowniczka szybko doszła do wniosku że jeśli gdzieś mogła być tarcza to właśnie tu, dlatego też bez wahania postanowiła wejść do środka. - Co to ma być!? Gdzie mi z tym koniem!! – Pulchna kobieta siedząca za ladą, powitała ją skrzekiem niewiele ustępującym sumie wszystkich wrzasków dochodzących z zewnątrz. Walkiria nie potrafiła zrozumieć jak to możliwe iż nikt tutaj nie potrafi odróżnić konia od pegaza? Ignorancja w tym temacie nie była zresztą jedyną jaką Olrun zauważyła zaraz po przybyciu na Ziemię. Na przykład wejście do budynków. Budowano je tu tak małe iż z trudnością dało się przez nie przepchać Bryzę, ryzykując przy tym zablokowanie pokaźnego zadu pomiędzy framugą. Wojowniczka bardzo ostrożnie położyła na blacie swoją włócznię, tak że jej ostrze znalazło się tuż przed nosem sprzedawczyni. Była przekonana że jeśli pokaże iż nie ma złych zamiarów, kobieta powinna się uspokoić. Niezależnie od różnicy pomiędzy światami ów gest zawsze działał. Właścicielka antykwariatu zamilkła, przyglądając się broni zarówno z fascynacją i rządzą posiadania, jak również nieukrywaną trwogą. Kobieta uniosła obie dłonie w powitalnym geście. - Szukam tarczy. – Oświadczyła Olrun. - Proszę…, niech pani bierze co tylko chce… - Dziękuję. Przyznaję że nie spodziewałam się takiej hojności. – Z uśmiechem na twarzy Walkiria zaczęła rozglądać się miedzy półkami, gdy tymczasem jej gospodyni cały czas wpatrywała się w sklepową witrynę, z nadzieją ujrzenia tam nadciagającego wsparcia. Z kolei Bryza również zainteresowała się towarem oferowanym w antykwariacie, z ciekawością wkładając swój łeb pomiędzy regały. |
| | | Big Boy
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 23/08/2017
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Wrz 06, 2019 5:52 am | |
| Misja, którą otrzymał Woodrean była bardzo nietypowa i jakby na to nie patrzeć trochę zabawna. Jako początkujący adept S.H.I.E.L.D musiał dowiedzieć się kim jest tajemniczy jeździec poszukujący ''tarczy''.
''Zlecenie przetwarzane. Agent numer 97b. Przydział 13-74. Login użytkownika systemu: Big Boy." Komputer który sam przez system przydziela misję to niezły gadżet, ale ma jedną wadę ( a właściwie kilka). Nie można wybrać dnia ani godziny misji, a do tego alarm włącza się w najmniej spodziewanym momencie i co najgorsze trzeba często sprawdzać bazę danych i informacje o celu misji by zapobiec dezorganizacji T. A. R. C. Z. Y. przez nowych i niedoświadczonych rekrutów. -Agent Big Boy melduję się. - Autoryzacja zakończona sukcesem. Otrzymujesz nową misję kategorii "C" - kobiecy głos będący syntezatorem mowy wydał krótkie polecenie. - Jestem na wakacjach i nie mam zamiaru… Proszę przyjąć lub odrzucić zlecenie. - kobiecy głos przerwał Big Boy'owi czekając na prostą i jasną odpowiedź. - Cholerna technologia! Nawet przez jeden dzień nie można odpocząć! - Proszę przyjąć lub odrzucić zlecenie - znowu powtórzyła. -Właśnie dlatego nienawidzę sztucznej inteligencji! "Przyjmuje" ale i tak możecie wypchać się tą swoją całodobową służbą. - Dziękujemy za potwierdzenie. Dane celu zostaną przesłane za dziesięć sekund. Życzę miłego dnia.
"Koń ze skrzydłami? Pegasus? A kto go ujeżdża? Herakles?" - Big Boy jak zwykle sobie żartował, bo znał się trochę na mitologii greckiej oraz nordyckiej i gdy tylko przeczytał o kobiecie z włócznią na mitycznym wierzchowcu, skojarzył że to może być walkiria. Tylko dlaczego ktoś taki miałby odwiedzić ten świat? Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem było to, że S.H.I.E.L.D coś ukrywa, lub ktoś próbuje go sprawdzić pod względem nabytych umiejętności. A jedno nie wykluczało drugiego.
-Na boga wojny! Mówisz serio? Widziałeś jakąś kobietę w niebieskim płaszczu która szukała jakieś tarczy?... I weszła do antykwariatu? - Tak, właśnie tak. Chyba szykowała się do jakiegoś festynu albo pochodzi z cyrku. - Dziękuje za informacje obywatelu! - A właściwie to z jakich służb specjalnych pan pochodzi? Mogę zobaczyć odznakę? - Niestety zostawiłem ją w hotelu. Od kiedy to policja mieszka w hotelach? -Nie jestem z policji, jestem na urlopie. Nie mogę powiedzieć więcej bo będę musiał pana zabić albo pan mnie…. - Och! Przepraszam ja tylko… - Gdzie ten antykwariat? -Tam za rogiem! -Jeszcze raz dziękuję obywatelu. Zajmę się tą sprawą. Możesz być spokojny.
Wchodząc do sklepu Woodrean był ubrany w hawajską koszulę dżinsowe spodnie, sandały i okulary przeciwsłoneczne. Czyli jak typowy turysta. Sprzedawczyni od razu spostrzegła okazję do zarobku . I z uśmiechem spytała się czy może w czymś pomóc. Big Boy jednak zignorował pytanie i z niedowierzaniem patrzył na walkirie Teraz gdy misja okazała się być dość poważna Woodrean musiał wedle instrukcji dowiedzieć się kim dokładnie jest kobieta w długim płaszczu i czego chce. Ekspedientka powtórzyła pytanie tym razem proponując jakąś "tanią" pamiątkę. Big Boy zareagował dopiero gdy ujrzał włócznie na blacie. -Czy to należy do tej pani? - Big Boy wskazał palcem Olrun a potem jej broń. -Tak! Ale sądzę, że u mnie również znajdą się podobne włócznie, dzidy czy też halabardy. I to po promocyjnych cenach! -Rozumiem. W takim razie rozejrzę się. Woodrean tak naprawdę chciał zyskać na czasie by lepiej poznać nieznajomą. -Widzę, że szuka pani podobnego towaru.- zwrócił jej uwagę - jeżeli miałbym wybierać tarcze to wybrałbym starą kopie oryginału sprzed lat, która była wzorowana na mitach o walkiriach.
Dalsza część wydawała się już dość prosta. Wystarczyło że Olrun powie jakiego rodzaju szuka ''tarczy''następnym etapem będzie zdobycie jej zaufania i udzielenie "pomocy". Reszta misji polega na złożeniu przez Big Boy'a raportu przez swój komputer i oczekiwaniu na odpowiedź. Tylko co zrobić w między czasie z Walkirią? Zaprowadzić do swojego mieszkania i ugościć? Albo pilnować żeby nie oddaliła się za daleko? "Kolejny dzień urlopu diabli wzięli! Może chociaż dowiem się w jakim celu ten cały cyrk?"- ta myśl nie dawała spokoju mężczyźnie i wyglądało na to że po raz pierwszy jego zlecenie nie będzie aż tak łatwe jak dotychczas. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Wrz 08, 2019 7:16 am | |
| Antykwariat urządzony był w taki sposób, aby jak najlepiej spożytkować dostępną przestrzeń, co w praktyce oznaczało blisko siebie wyrzędowane regały, półki wypchane towarem do granic możliwości i ogólną ciasnotę. O ile sama Walkiria była w stanie przeciskać się między nimi, jedynie od czasu do czasu trącając jakiś antyk klingą swojego miecza i z hukiem strącając go na ziemię, to idąca za nią Bryza czyniła w sklepie prawdziwy Ragnarok. Zwłaszcza w chwilach w których próbowała rozprostować swoje pegazie skrzydła. Olrun nie zwracała uwagi na czyniony chaos, uważając iż właścicielka sama jest sobie winna, z racji nie przystosowania lokalu do klientów, z kolei ta ostatnie nie miała odwagi głośno zaprotestować, nie chcąc rozzłościć uzbrojonego po zęby gościa. Kobieta cierpliwie czekała na pojawienie się przedstawicieli prawa, w czasie gdy Walkiria zapoznawała się z oferowanymi w antykwariacie towarami. Te ostatnie niestety nie wzbudzały u niej optymizmu. Wojowniczka nie znała się na antykach, na tyle by rozpoznać co jest autentyczne, a co podróbką stanowiącą wabilk na klienta lub mającą po prostu ładnie wyglądać jako pożądany elementy wystroju. Jej zdaniem z całym tutejszym towarem było coś nie tak. W Asgardzie rzeczy tworzono tak, by nawet po tysiącach lat wciąż nadawały się do użytku, a nie rozpadały się w pył od samego patrzenia na nie. Tymczasem te nieliczne tarcze jaki udało jej się znaleźć charakteryzowała jedna rzecz – żadna z nich nigdy nie brała udziału w bitwie. Pierwszą z takowych Walkiria wygięła w dłoniach, tak jakby miała do czynienia z gliną, w następnej wybiła kilka wgnieceń delikatnie uderzając weń rękojeścią miecza, a ostatnia rozpadała się w drzazgi po tym jak Bryza niechcący potraktowała ją kopytem. Olrun nie miała pojęcia w jaki sposób „Tarcza” miałaby być pomocną w odnalezieniu Thora, w każdym razie nabrała przekonania, iż jeśli nawet istnieje takowa zawierająca odpowiednie wskazówki, to nie jest nią żadna z tutejszych. Kobieta miała właśnie zrezygnować z obecnych poszukiwań gdy nieoczekiwanie została zagadnięta przez tubylca, nie wiadomo skąd materializującego się w sklepie. W normalnych okolicznościach zapewne zignorowałaby nieznajomego, o najwyżej traktując go chłodnym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek, jednak ten tutaj od razu zaczął mówić o Walkiriach. W odróżnieniu od właścicielki antykwariatu był przynajmniej na tyle ogarnięty by odróżnić pegaza od konia. - Mitach? - Spytała Olrun, zaskoczona faktem że ktoś może opowieści o dokonaniach Walkirii klasyfikować w ten sposób. Ignorancja mieszkańców Midgardu nie miała granic. Jak w ogóle można powiedzieć o tym złomie że jest wzorowany na prawdziwej tarczy? Chyba jedynie sam kształt się zgadzał. - Ten który wymyślił owe „mity”, nie miał pojęcia o czy mówi. - Krótko podsumowała wojowniczka. - Chodź Bryza. Idziemy. Walkiria miała właśnie zamiar opuścić antykwariat gdy nieoczekiwanie za wielka szybą odgradzającą go od ulicy dojrzała dziwne kolorowe światła i krzątających się tam ludzi, a chwilę później do jej uszu doszedł nieznany dotychczas dźwięk syreny radiowozu. - Tu policja! Dostaliśmy zgłoszenie o włamaniu! Proszę wyjść z podniesionymi dłońmi. Powoli i bez gwałtownych ruchów! Budynek jest otoczony! - Krzyczał ktoś na zewnątrz. Policja? Znowu to dziwne określenie. Walkiria zakodowała sobie by jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Na szczęście słowo „włamanie” brzmiało uniwersalnie, niezależnie od świata w którym się przebywało. Olrun szybko pokojarzyła fakty. Nagłe pojawienie się pstrokatego człowieka i włamanie do sklepu. Natychmiast sięgnęła po miecz, kierując jego klingę w stronę rzekomego złodzieja. - Oddawaj to co ukradłeś! - Poleciła surowo, jednocześnie nieznacznym skinieniem głowy dając Bryzie sygnał by ta odcięła podejrzanemu drogę ucieczki. Pegaz od razu zabrał się do działania, tym samym przewracając kilka regałów i wywołując rumor w całym antykwariacie. Przerażona sprzedawczyni uciekła na zewnątrz, co w tej chwili nie miało dla wojowniczki wielkiego znaczenia. Najważniejsze że sam sprawca zamieszania został przez nią ujęty. Kobieta za ladą musiała to docenić. Kątem oka Walkiria dostrzegła jak tamta wskazuje jej bohaterska postawę ubranym w uniformy osobom. |
| | | Big Boy
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 23/08/2017
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Wrz 09, 2019 11:01 am | |
| "What the Hell?!" - tytuł piosenki Kanadyjskiej piosenkarki, której imienia nawet dla zabawy nie wymieniłby Big Boy, jak ulał pasował do obecnej sytuacji. No ale w końcu spotkał Walkirie! Prawdziwą, choć wziętą zupełnie jak z legend wojowniczkę. Oczywiście agent zapomniał poinformować tutejsze władze o swojej obecności… - Ha! To może się pani wydać dziwne… - rozpoczął z niebiańskim uśmiechem na ustach jednak" lekko" ironicznym -ale właśnie zostaliśmy wrobieni w coś co trudno jest mi wytłumaczyć. O ile pamiętam obecny obszar powinien być "oczyszczony" ze zbędnych gapiów… Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek dodać miał już miecz przy szyi i tylko centymetry dzieliły go od pewnej śmierci. - Cholera... Nie chciałem powiedzieć "oczyszczony"...Dlaczego mam wrażenie że ten kto ciebie tu przysłał jest niespełna roz.. znaczy się rozsądku! Tłumaczenia jakich próbował Big Boy były równie uzasadnione dla niego co pozbawione sensu w oczach Walkirii. Ale próbował dalej, odpowiadał na każde pytanie ze zrozumieniem i wyjaśniał kropka po kropce zasady "jego" świata. - Wrrr… No przecież mówiłem że to strażnicy tutejszych włości. - wskazywał palcem policjantów mężczyzna - a ja należę do elity… Znaczy się do wyższych sfer. Ale jak mówiłem wcześniej nie mam pełnych praw by w obecnej sytuacji coś poradzić z tymi natrętami bo jestem na urlopie. Gdy ostrze miecza zostało opuszczone trochę niżej, a Walkiria zaczęła pojmować zasady funkcjonowania Midgardu pozostawało pytanie co dalej? - Mam pomysł! - Big Boy chcąc jak najszybciej pozbyć się kłopotliwej sytuacji powiedział co potrafi zrobić z obiektami fizycznymi. - I tak to wygląda! - spora tarcza która dopiero co była postawiona na blacie obok włóczni Walkirii zmniejszyła się do rozmiarów puklerza.
Big Boy wyszedł frontowymi drzwiami z rękoma podniesionymi do góry. Policja natychmiastowo obezwładniła Big Boy'a, na wszelki wypadek gdyby okazał się wspólnikiem wojowniczki. Mężczyzna tłumaczył, że to co widziała sprzedawczyni to hologram testowany przez T. A. R. C. Z. E. w celu sprawdzenia organizacji milicyjnej tutejszej ludności. Jedyną wadą obecnej sytuacji było to że Woodrean nie wziął ze sobą odznaki, dla tego dla bezpieczeństwa został zatrzymany aż do wyjaśnienia tego co właśnie się wydarzyło w antykwariacie. Ale w środku nie było nikogo, zupełnie nikogo. Ani śladu Olrun ani Bryzy. Jedyne ślady kopyt sięgały do magazynu na zapleczu. A tam jedynie małe górne okienko było uchylone i tak jakby coś się przez nie przecisnęło... No ale żeby dwumetrowy koń i uzbrojona po zęby wojowniczka?
"To dopiero cyrk! Masz na to jakieś wytłumaczenie?" - Nadkomisarz policji skomentował to w ten sposób, wypytując Big Boy’a o szczegóły, ale usłyszał od niego tylko znienawidzone hasło wszystkich służb wojskowych: "TO ŚCIŚLE TAJNE" Po niecałych dwóch godzinach został wciągnięty z aresztu cuchnącego szczynami, pijanymi ludźmi robiącymi pod siebie i posiadającymi wszy oraz po prostu mających jakiś gatunek świerzbu. - Woodrean Volvera! Ktoś wpłacił za ciebie kaucje! - odezwał się porucznik - musisz mieć sporo szczęścia bo normalnie zatrzymujemy turystów na czterdzieści osiem godzin. Big Boy nie ukrywał frustracji z powodu całego zamieszania i gdy tylko ujrzał agenta S.H.I.E.L.D. w czarnym garniturze i wypastowanych butach dał mu solidnego ciosa w twarz, łamiąc mu przy tym nos. Wstając z podłogi i dając strażnikom znak ręką że sytuacja jest opanowana, agent zapytał krótko: - Gdzie Walkiria? Agent dostał kolejne uderzenie, tym razem w krocze. - Najpierw poproszę premie za misję pod wpływem stresu. Agent wstał po raz kolejny. Tym razem powoli i w większej odległości. - Dostaniesz nie tylko premie służbową czy też awans , ale i medal oraz pokaźne honorarium. Wystarczy że… - Wystarczy że puszczę parę? - I tak nie masz zbytniego wyjścia. Nick Fury cię potrzebuje...
Zanim Walkiria odeszła, została skierowana przez Big Boy'a do małej chatki na polu, gdzie jego "przyjaciel" miał na nią czekać i pomóc w odnalezieniu Thora. Ile było w tym prawdy wie tylko wojowniczka, bowiem nigdzie w pobliżu nie znaleziono jej śladów. A agent 97b zarzekał się że to właściwa lokalizacja. Chyba, że kłamał (w czym był niezły). |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Wrz 10, 2019 10:32 am | |
| W Asgardzie kradzieże nie były powszechnym zjawiskiem. Wspominano o nich głównie wtedy gdy mówiono o dziwnych zjawiskach występujących w innych światach lub gdy analizowano zapiski w historycznych kronikach. Wszystko to nie zmieniało faktu, że kara za taki występek była niezwykle surowa, w związku z czym Walkiria zaczęła się zastanawiać, czy w z racji iż złapała złodzieja na gorącym uczynku, na prawo odrąbać mu głowę natychmiast, czy też powinna zaprowadzić go przed oblicze miejscowego przedstawiciela władzy? Nie znała zwyczajów panujących na Ziemi, a ingerowanie w powszechnienie panujące kodeksy i zasady, wydawało się być nie najlepszym pomysłem. Być może lepiej będzie pozwolić by miejscowi odrąbali łajdakowi tą część ciała, którą sami uznają za najbardziej odpowiednią do popełnionego czynu? Pochłonięta własnymi rozważaniami, Olrun zupełnie nie przywiązywała wagi do słów wypowiadanych przez nieznajomego mężczyznę. Dużo bardziej niż jakieś bełkotliwe tłumaczenia interesowało ją to, jak sama powinna postąpić, co takiego można ukraść w sklepie z złomem, czy chociażby dziwne zachowanie Bryzy, która zawczasu obwączłonekąc ich jeńca, przecząco kręciła łbem. - No co ty, oczywiście że jest winny. - Wojowniczka obstawała przy swoim, zupełnie nie przejmując się faktem iż dyskusje z własnym rumakiem ceni wyżej niż rozmowę z przedstawicielem obcej cywilizacji. - Oddamy go w właściwe ręce, a oni w zamian powiedzą nam gdzie jest Thor. Proste. Walkiria była przekonana co do słuszności swojego planu, jednak jej pegaz w dalszym ciągu wydawał się być odrębnego zdania, energicznymi gestami starając się zwrócić uwagę swojej właścicielki na zniszczenia na jakie natknęli się od momentu ich teleportacji do miasta. - Tak, widzę że okolica wygląda jak legowisko Jormunganda. Ale co my mamy do tego? Złodziej jest złodziejem i nic nie usprawiedliwia…. Chwil gdzie on jest? - Zawahała się Olrun nagle zdając sobie sprawę, że jej jeniec gdzieś wyparował. Natychmiast też posłała Bryzie pełne pretensji spojrzenie, obwiniając rumaka za własny brak czujności. Chwilę później dostrzegła iż rabuś został obezwładniony przez ludzi stojących przed antykwariatem. Na szczęście jego spektakularna ucieczka nie trwała długo, a ona przynajmniej nie musiała obarczać się wyrzutami sumienia za gapiostwo. Zabierając z sobą leżącą na ladzie włócznię, Walkiria postanowiła kontynuować poszukiwania. W Nowym Orleanie znalazła się tuż po ataku Santineli, a ponieważ z oczywistych względów nie była na bieżąco z lokalnymi wiadomościami, czy nowościami krążącymi w mediach społecznościowych, nie posiadała też wiedzy na temat tego co zdewastowało miasto. Za to wiedziała jedno. Tam gdzie wielkie zniszczenia, tam będzie również i Thor. Wystarczy pójść odpowiednim tropem. - W porządku. Wygrałaś. Tym razem robimy po twojemu. Tylko niech ci się we łbie nie przewróci że zawsze tak będzie. I bez chwalenia się. - Zakomunikowała Bryzie.
z/t jak wspominałam na pw wolałabym sama kreować własną postać. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Wrz 10, 2019 8:15 pm | |
| SESJA ANULOWANA ZE WZGLĘDU NA BŁĘDY FABULARNE I NARUSZENIA REGULAMINU Jeśli będą co do tego jakieś pytania, to odpowiem na nie na pw, albo gg. Poniżej umieszczę posta wprowadzającego do fabuły dla walkirii i innych graczy.
Jeśli dalej chcesz pisać w Nowym Orleanie Big Boy, to droga wolna, ale na wszelki wypadek przeczytaj raz jeszcze regulamin i mojego posta wprowadzającego. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Wrz 10, 2019 10:15 pm | |
| Ktoś mógłby powiedzieć że bycie walkirią to nie tylko przyjemność, ale i obowiązki. Było to o tyle nieprawdziwe, że wśród natłoku obowiązków na przyjemności nieczęsto starczało czasu i pozostawała tylko satysfakcja z honoru, jakim ta pozycja cieszyła się w Asgardzie. Nawet jednak wśród innych walkirii Olorun odstawała od ogółu i to nie zawsze w tym dobrym znaczeniu. Protekcja i wstawiennictwo ze strony samej Frei sprawiały że jej życie dalekie były od nudnego. Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu że nowe zadanie niańczenia przyszłego władcy Asgardu, Thora, było zwykłym spychalstwem. Starszyznie kończyły się chyba pomysły na zlecenia na zajęcie dziewczynie czasu. Tak czy siak była to możliwość by wreszcie pokazać na co ją stać. Pozwolono jej zabrać ze sobą ze wspólnej zbrojowni tyle ekwipunku ile będzie w stanie ponieść jej klacz i polecono stawić się na tęczowym moście. Na miejscu nie czekała na nią nawet żadna ceremonia pożegnalna. Tylko samotny Heimdal, strażnik mostu, który jak zwykle nie odwrócił nawet wzroku gdy przybyła. Nie był to pierwszy raz gdy widziała strażnika. Właściwie to podczas swoich wędrówek widywała go już dziesiątki razy, ale nigdy nie było jej dane bliżej go poznać. Prawdopodobnie nikomu w Asgardzie nigdy się nie udało. -Młoda wojowniczka rusza szukać młodego księcia? - zapytał jej patrząc dalej w pustkę. - Miej się na baczności. Thor może potrzebować pomocy walkirii bardziej niż ci się teraz wydaje. - powiedział do niej jak zwykle nie tłumacząc myśli. Nie dając jej nawet czasu na zebranie słów odpowiedzi wraził swój miecz w mechanizm mostu i otworzył portal. Tęczowa zorza spowiła pole widzenia Olorun i porwała ja dalej w stronę nieznanego świata.
W tym samym czasie naród stanów zjednoczonych w świcie Midgardu stawał właśnie na nogi po niedawnym ciosie. W największych miastach otworzono całe dzielnice dedykowane tylko pomocy poszkodowanym. Rozmaitym fundacjom i akcjom społecznym nie było końca. Wszystko wskazywało na to że amerykański duch raz jeszcze wziął górę i kazał temu upartemu krajowi podnieść się z kolan. Nie wszędzie jednak sprawa zakończyła się wraz z eksplozją robotów, do której doprowadzili Avengers. W Nowym Orleanie podniosła łeb siła, której wcześniej nikt nie zauważył na niestabilnym rozkładzie sił. Nieznany do tej pory nadczłowiek stanął na czele powstania i ogłosił się samozwańczym wybawcą, a także prawowitym władcą miasta. Nie dało się ukryć że SHIELD było to bardzo nie na rękę. Coś takiego zakrawało o zamach stanu, lub zwyczajny terroryzm. Nic więc dziwnego że zdecydowano się podjąć stanowcze kroki. Specjalnie wyselekcjonowany oddział do zadań specjalnych miał za zadanie dotrzeć potajemnie na miejsce i wyeliminować zagrożenie. Jeżeli Victor chciał się wykazać i zyskać uznanie w oczach Marii Hill, nie było lepszej okazji. Nie było pewnym czy SHIELD miało tak pełne ręce roboty że nie mogło wysłać kogokolwiek innego, czy Victor był pierwszym wyborem na tę misję. Tak czy siak został członkiem zespołu uderzeniowego. Każdy z nich dostał pozwolenie oddania śmiertelnego strzału celowi gdy tylko trafi się taka możliwość. Cała załoga została załadowana na transportowce powietrzne pionowego startu i ruszyła w stronę Nowego Orleanu. Podczas lotu Victor miał szansę otrzymać briefing sytuacyjny. Nie wyglądało to najlepiej. Ogun najwidoczniej dysponował jakąś formą kontroli umysłów, ponieważ jego poparcie oraz oddanie fanatyków rosło w zastraszającym tempie. Dlatego każdy z oddziału wyposażony został dodatkowo w psi-bloker taktyczny. Wcześniej zdjąć samozwańca próbował stacjonujący w Nowym Orleanie oddział gwardii narodowej. Niestety zaraz po konfrontacji z Ogunem zdezerterowali z armii i wraz z całym sprzętem, w tym ciężkimi wozami, dołączył do rebelii. Na domiar złego każdy z "wyznawców" Oguna zyskiwał nadnaturalną siłę, pozwalającą wykręcić ramię Kapitanowi Ameryce lewą ręką. Gdyby tego było mało na obszarze Nowego Orleanu odnotowano obecność chmur dzikich zjaw, jednak na ten temat wiadomości były znikome. Kontakt był rzecz jasna odradzany. Zjawy nie atakowały nikogo ze świty Oguna, lecz nie wiadomo jak zareagują na obcych. Strefa wpływów Oguna obejmowała na ten moment niecałe 3/4 miasta. Tempo rozrostu jego sekty oczywiście spowolniło w obliczu braku bezpośredniego zagrożenia, lecz jej szeregi wciąż rosły. Na ulicach należących do "wyzwoleńców" powstały patrolowane barykady i inne prowizoryczne umocnienia. Obstawiający je "wojownicy" dzierżyli improwizowaną broń z kijów bejsolowych, rur, znaków drogowych i właściwie wszystkiego co im wpadło w ręce i dało się tym wymierzyć cios. Sam Ogun wybrał na swoją siedzibę budynek lokalnej telewizji i radia, który również ufortyfikował. Na uwagę zasługiwała również przedziwna konstrukcja wielkości stadionu, wznoszona przez wyzwolonych mieszkańców z wszelakich materiałów. SHIELD monitorowało postęp jej budowy satelitarnie, jednak nie uznali jej ważną dla celów tej misji. Nie dało się jednak ukryć że aktywność zjaw skupiała się wokoło terenów budowy. Obecnie celem Oguna było doprowadzenie do zamachu stanu poprzez przeprowadzenie referendum wśród mieszkańców. Wyniki można oczywiście zgadnąć już teraz, a wszelką dyplomację utrudniało to że obecny prezydent Nowego Orleanu ewakuował się z miasta podczas ataku, a teraz Wyzwoleni grozili mu śmiercią jeśli tylko postawi stopę w mieście. Innymi słowy niezły pierdolnik.
Powoli zbliżali się do celu. Planem było wylądować w miejscu eksplozji ogromnego Sentinela w centrum miasta. Według raportów robot został zniszczony wspólnymi siłami przez Thora i Draxa z Avengers, po czym słuch o nich zaginął. Wybuch zrównał z ziemią dwie przecznice, co czyniło z niego doskonałe lądowisko, a dodatkowo centrum, które przyjęło na siebie największy cios ze strony robotów, było teraz zupełnie zniszczone i opuszczone. Powinno to ułatwić im poruszanie się po mieście. Nie zdążyli jednak nawet zbliżyć się do miejsca lądowania, gdy systemy wykryły nadlatujący pocisk. Wszystko nagle przyśpieszyło. Włączył się alarm, a dowódca pojazdu rozkazał złapać za spadochrony. Sekundę później nastąpiło szarpnięcie, które prawdopodobnie świadczyło o trafieniu, a pojazd zaczął tracić wysokość. Pilot zdążył się katapultować, ale pozostała załoga nie miała tyle szczęścia, koniec końców zaledwie garstce najszybszych ludzi udało się ewakuować z luku załogi zanim pęd opadającej maszyny uniemożliwił jakiekolwiek poruszanie w niej. W tym samym czasie Olorun dotarła na Midgard. Heimdal zdecydował się przenieść ją w powietrzu, tak więc miała dobry widok na sytuację w mieście. Całe szczęście Bryza odpowiednio szybko zareagowała i utrzymała swojego jeźdźca w powietrzu. Pierwsze co uderzyło walkirię jeszcze przed wrażeniami wzrokowymi, była wszechobecna i przytłaczająca obecność śmierci. Nie tylko zwykłej, masowej śmierci, bo do tej była już przyzwyczajona na polach bitew. Poza nią była jeszcze jakaś plugawa, mroczna i wijąca się aura śmierci, która w pierwszym zderzeniu spowodowała zawroty głowy u wyczulonej na śmierć kobiety. Coś w tym mieście zdecydowanie przeczyło naturalnemu porządkowi rzeczy. Gdy pierwszy szok już minął, kobieta mogła dostrzec że obcowanie ze śmiercią było od wielu lat zakorzenione w kulturze tutejszych mieszkańców, jednak ktoś wykorzystał tę nić, wzmacniając ja i wypaczając do swoich celów. Z przemyśleń wyrwał ją odgłos zderzenia i pękającej blachy oraz jakaś eksplozja. Gdyby spojrzała w stronę z której doszedł ją dźwięk, zobaczyłaby ludzką maszynę, gwałtownie tracącą wysokość. Była zbyt daleko by móc dolecieć do niej nim uderzy o ziemię, lecz z jej wnętrza wyskoczyła trójka ludzi na dziwnych pojedynczych skrzydłach i powoli szybowała w stronę ziemi. Być może ktoś tam będzie potrzebował pomocy. Maszyna z łoskotem rozbiła się o bruk zrujnowanej ulicy. Znajdujący się w środku Szablozębny oraz reszta załogi jak szmaciane lalki uderzyła o sufit pojazdu i przerykoszetowała dalej, gdy ten przeturlał się dalej. Po tym wszystkim jedynym, który był w stanie podnieść się o własnych siłach był oczywiście Victor. Wszystko bolało go jak cholera, kawałek wygiętej blachy wbił mu się w bok, ale wszystko wskazywało na to że kości są nieruszone. Tak samo ważniejsze organy. Z kokpitu pilotów widać było unoszący się dym. Nie wszyscy z załogi byli martwi, ale trudno było powiedzieć w jakim dokładnie byli stanie. Na pewno pozostawanie dłużej we wraku nie należało do najlepszych pomysłów. Jeżeli Olorun pośpieszyła na ratunek rozbitkom, z wysokości mogła zobaczyć dziwną pomarańczową chmurę, pędzącą ulicami na spotkanie rozbitkom. Z przerażeniem odkryła że jest ona ściśle powiązana z plugawą aurą śmierci odczuwalną w okolicy. Nieszczęśnicy w dole prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z nadciągającego zagrożenia. W tym tempie chmura dotrze do rozbitków w przeciągu minut.
[Wspomniałem że macie czas przygotować się na misję, dlatego w swoich pierwszych postach zaznaczcie co bierzecie ze sobą. Będziemy brać to pod uwagę jako dodatek do tego co macie wpisane w KP] |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Wrz 12, 2019 10:25 am | |
| Walkiria była przekonana, że ma przed sobą proste zadanie. Dostać się do Midgardu, odnaleźć Thora, przekonać go do powrotu do domu i upewnić się że władca nie narobił jakiś nieodwracalnych szkód wśród ziemskiej cywilizacji. Innymi słowy – łatwizna. Jeśli dopisze jej szczęście, wróci do siebie jeszcze dziś i to przed południem. Rozumując w ten sposób, wojowniczka nie przykładała większej wagi by zabrać w swoją podróż jakieś szczególne przedmioty. Wystarczyło jej to, co sama mogła udźwignąć, znaczy się to co udźwignąć mogła towarzysząca jej Bryza. Podstawowy zestaw zbroi, tarcza, włócznia i miecz, wydawały się jej aż nadto, tym bardziej iż według wszelkich znaków na niebie i ziemi tym czego będzie najbardziej potrzebowała miał okazać się dar przekonywania. Niestety jak do tej pory żaden z Asgardzkich alchemików nie wpadł na pomysł by stworzyć takowy w wersji podróżnej. Z drugiej strony warto podkreślić iż wzorem Mjölnira znaczna większość broni powstałych w Asgardzie posiadała niezwykłe właściwości. Nie inaczej było z włócznią Walkirii, choć w odróżnieniu od swoich sławniejszych „krewniaków”, ta ostatnia nazywana była po prostu „Zrzędą”, głównie z racji tego iż zdaniem dzierżącej ją wojowniczki sama broń posiadała swego rodzaju swoistą świadomość. W zależności od nastroju, zagrożenia, czy też za sprawą wygłaszanych przez Olrun opinii, włócznia wpadała w różnego rodzaju wibrację lub połyskiwała poświatą o okreslonej barwie. Po jakimś czasie wojowniczka nauczyła się przypisywać wszystkim tym drganiom i kolorystyce odpowiednie znaczenia, co pozwoliło jej komunikować się z swoją bronią. Znacznie ważniejszym był jednak fakt, iż samą włócznią skutecznie można było posługiwać się zarówno w świecie rzeczywistym jak i astralnym. Walkirie operują na granicy obu tych rzeczywistości. Wybór wojowników zasługujących na zaszczyt dostania się do Walhalli, jest nie tylko ceremonialnym rytuałem, ale również dość niebezpiecznym zajęciem, wynikającym po pierwsze z racji tego iż sami wybrańcy w momencie przejścia są wyjątkowo osłabieni, co Olrun zwykle tłumaczyła sobie szokiem związanym z śmiercią, jak również istnienia sił niezbyt zadowolonych z faktu, iż Odyn poszerza zastępy swoich Einherjerów. Z tego powodu Olrun i jej siostry przywykły by stawiać czoła również tym nienamacalnym zagrożeniom. Skinąwszy porozumiewawczo do Heimadala, Walkiria zajęła miejsce na Tęczowym Moście. Już wówczas popełniła pierwszy z błędów na swojej misji. Gdyby wiedziała co ją czeka, dosiadłaby Bryzy zamiast stać obok, trzymając pegaza za uzdę, tym samym oszczędzając sobie ostrego pikowania w dół w momencie gdy wraz z swoimi towarzyszkami znalazła się w Midgardzie. Z tego samego powodu pierwszą myślą jaką wypowiedziała głośno w czasie swojego pobytu na ziemi, była kąśliwa uwaga na temat Strażnika Mostu. - Miałam cię za poważniejszego jegomościa! – Pożaliła się Walkiria, czując iż padła ofiarą niezbyt zabawnego żartu. Jak się okazało zafundowany jej krótki lot był jedynie namiastką tego co czeka na nią w Midgardzie lub też w miejscu do którego trafiła, jako, że na pierwszy rzut oka zorientowała się że cos tu jest nie tak. Wcześniej niewiele słyszała o Ziemi. Mówiono iż jest ona stworzona na wzór Asgardu, choć paradoksalnie żaden z mieszkańców świata środka nigdy nie był w krainie Asów, więc nie bardzo było wiadomo na jakiej podstawie miałby ów wzór powstać. To co ujrzała samej Olrun bardziej kojarzyło się on z Posępnymi Bagnami niż z dobrze zarządzanym miastem. Choć w tym przypadku woń siarki zastępował zapach strachu, zwątpienia i poddaństwa. Jakaś mroczna siła otulała to miejsce, naginając je do swej woli. Walkiria odnotowała ów fakt, choć sama nie zamierzała się tym przejmować. Nie przybyła tutaj w roli wybawicielki. Jej zadanie ograniczało się tylko i wyłącznie do odnalezienia Thora, który co akurat sądząc po ilości pyły, dymu i zniszczeń, powinien być gdzieś w pobliżu. Pobieżne obserwacje czynione przez wojowniczkę przerwał huk eksplozji szarpniecie z strony pegaza, czujnie omijającego lecące w jego stronę odłamki blachy. Olrun zauważyła zniszczoną maszynę oraz ludzi wyskakujących z powietrznego statku. A przynajmniej tych którzy mieli szczęście opuszczając pokład zawczasu. O dziwo pozostali nie zginęli na miejscu w skutek wybuchu wraku uderzającego o ziemię, głównie dzięki temu iż sama maszyna do końca walczyła o utrzymanie się w powietrzu, znacznie opóźniając i hamując prędkość nieuchronnego kontaktu z miejskimi zabudowaniami. Walkiria pognała Bryzę udając się właśnie w tamto miejsce. Miałą przeczucie iż prawdziwe zagrożenie dla pasażerów statku dopiero nadchodzi. Śmigło transportera wciąż się kręciło, a dokładniej rzecz ujmując robiła to sama przekładnia, jako że to pierwsze odpadło w skutek zderzenia. Sama maszyna leżała teraz na boku przez co jedno z dział znajdujących się na jego skrzydłach, zostało doszczętnie zniszczone, a drugie sterczało swobodnie niczym wieżyczka na strzelnicy. Olrun jednym szarpnięciem wyrwała rozsuwane drzwi, po czym zajrzała do środka. Nie potrzebowała przeprowadzać żadnych zabiegów by od razu zidentyfikować martwych lub tych którzy skonają w ciągu najbliższych kilku minut. Jako Walkiria doskonale rozróżniała poszczególne aury. Tym razem potrzebowała skontaktować się z kimś żywym. - Thor! Widział ktoś Throa?! – Zapytała wchodząc do wnętrza statku. |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Wrz 13, 2019 1:51 pm | |
| Victor mógł czuć się niekomfortowo, a nawet był zirytowany obecną sytuacją. Leciał sobie spokojnie na misje oglądając na nowym służbowym telefonie ostatni koncert Dazzler, - nie oceniajcie, każdy lubi się raz na jakiś czas odstresować przy kiepskiej muzyce - aż tu naglę zamiast pokojowego lądowania i uratowania Ameryki od anarchii zostali strąceni i walnęli o coś, chyba o budynek. Do tego prawie cała grupa uderzeniowa była martwa. Bywało gorzej. Jednak jak Creed znalazł się w tej latającej metalowej trumnie z ekipą rządowych agentów?
Cofnijmy się jakiś czas wstecz, gdy Creed razem z Loganem skutecznie rozprawili się z oddziałem robotów w Los Angeles, po tych wydarzeniach Szablozębny "oddalił" się z miejsca zdarzenia i usunął z siebie wszelkie nadajniki i inny syf, jaki wsadzili w niego rządowi popaprańcy, a następnie wrócił do najbliższej tajnej - on lepiej by ukrył te placówki - siedziby TARCZY w mieście. Tam natychmiast został przewieziony do centrali i znów grożono mu więzieniem, no po prostu zlał się ze strachu. Przedstawił sprawę jasno - będzie pracować dla rządu, o ile nic więcej w niego nie wsadzą, inaczej on "wyjmie" coś z Marii Hill, o dziwo podziałało. Tak więc pierwszym sprawdzianem lojalności "praworządnego" Creeda było uratowanie Nowego Orleanu. Dostał więc ekipę, zebrał sprzęt i ruszyli. Do ekwipunku Creeda należały - kevlarowy kombinezon wzmocniony wkładkami z blachy pancernej najnowszej generacji, okulary z wyszukiwaniem źródeł ciepła i rozpoznawania twarzy, karabin gaussa i podręczna apteczka. Choć owy karabin gaussa nie był tym właściwym, a jedynie kolejną z zabawek od Tony'ego Stark'a, to nie robiło to Creedowi żadnej różnicy. Do tego miał obowiązkowy psi-blocker.
Więc tak, obecnie leżał przypięty pasami i z bólem głowy oglądał jak w zwolnionym tempie ranni i zabici walając się po ich latającej puszce. Dobra, czas działać. Wyswobodził się z pasów, po czym złapał dwóch nieco bardziej żywych agentów i wywlókł z maszyny. - Słuchaj - zwrócił się do jednego z tych, co już stali na zewnątrz i był całkiem zdrowy, nie licząc rany na czole - Znajdź drugiego do pomocy i przeprowadzić wstępną selekcję rannych, następnie mniej rannych zabierzcie do kanałów i czekać na ewakuację, zrozumiano? - wypowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i zabrał się za kontakt z bazą. - Grabarz, tu Młot. Strącili nas, jest wielu rannych i niezdolnych do akcji, przyślijcie wsparcie i ewakuujcie ich. Ewakuacja, jak ostatnio - "jak ostatnio", miała oznaczać jak w LA. Victor czekał na odzew od koordynującego całą akcją, gdy nagle coś pojawiło się na niebie. Creed przyciemnił okulary i spostrzegł kobietę na pegazie, super. Gdy usłyszał jej pytanie, nie było już tak super, bo zdawała się coś bredzić o Thorze. Kogo w ogóle obchodził miotający błyskawicami bóg? - Thor? - Szablozebny parsknął - Taki z nami nie leciał - jakoś odruchowo zaczął szukać sposobu, aby odeprzeć ewentualny atak. Nagle jednak jego okulary wykryły coś na niebie, coś, co nie wyglądało jak więcej kobiet na latających koniach, a bardziej jak coś z innego wymiaru. - Oddział! - krzyknął i wyciągnął broń - Szykować się do obrony! A Ty panienko zejdź z linii ogania - nie wyglądała na złą, choć roboty nie nie wyglądały na złe. Mniejsza, miał tu misję do wykonania. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Wrz 16, 2019 7:15 pm | |
| I bez nadprzyrodzonych zmysłów Walkiria mogła stwierdzić że stan załogi, która nie zdążyła się ewakuować przed uderzeniem jest opłakany. Większość załogi była martwa. Poprzebijana wyrwanymi elementami maszyny, lub połamana podczas lądowania. Nieliczni, którzy przeżyli, na pewno nie zdołają dożyć poranka, jeśli nie otrzymają pomocy medycznej. Jej dar pomógłby jej za to zidentyfikować tych z największymi szansami przeżycia już na pierwszy rzut oka, bez potrzeby długotrwałych oględzin. Najdziwniejszym z tego wszystkiego był chyba jednak widok ogromnego mężczyzny, który poniósł co najwyżej lekkie obrażenia. Siedział w tym co pozostało z kokpitu pilotów i zdawał krótki raport o obecnej sytuacji "bazie." -Przyjęto. - odpowiedział głos z radiostacji. - Wysyłamy medivac do waszej lokacji. Eta 20 minut. Macie możliwość kontynuowania akcji? Odbiór. Głos w słuchawce był suchy i pozbawiony emocji. Jakby zupełnie nie przejmował się stratami. Liczyły się dla niego informacje. Straty, współrzędne, logistyka, a także co najważniejsze, szansa na osiągnięcie celu. Do tego brzmiał jakby dzielił swoją uwagę między obecną sytuację, a inne czynności. Agenci, którzy zdołali się ewakuować spadochronami lądowali właśnie w okolicy pojazdu. Była ich trójka. Nie był to najwspanialszy start operacji znany historii. Porównywany trochę z lądowaniem w Normandii. Agenci byli zdezorientowani, lecz na rozkazujący ton głosu Victora nie zareagowali najlepiej. -Kto powiedział, że ty tu dowodzisz? - odparsknął jeden z nich, czarnoskury, a sądząc po pagonach najstarszy stopniem. Z oczu tryskały mu iskry, najwidoczniej Szablozęby zranił jego ego. Po chwili wziął jednak głębszy wdech i dodał spokojniejszym tonem. - Ehhh... dobra myśl. Tam nie będą ich szukać. Wy dwoje! Pomóżcie mu! A pani kim do cholery jest? - wydał polecenia pozostałym ocalałym i skinął głową w stronę walkirii. Nie czekał jednak w miejscu na odpowiedź, bo pracy było dużo. Zamiast jednak pomóc swoim, rzucił się pod jedną z kanap i wyciągnął spod niej średniej wielkości skrzynię. Zapierając się nogami zaczął ciągnąć ją za sobą, żeby wywlec ją z pojazdu. Niezależnie od tego co zrobił Victor, pozostała dwójka zabrała się za powolne oględziny stanu rannych. Nie zdążyli jednak wyciągnąć na zewnątrz nawet trójki rannych gdy Szablozębny ostrzegł wszystkich o zbliżającej się chmurze ciepła. -Szlag by to, k***a mać! - skomentował elokwentnie sytuację sierżant. - Potrzebujemy osłony! Do tego budynku! - wskazał na jeden z lepiej zachowanych budynków publicznych przy ulicy. Jeśli nikt nie miał lepszego pomysłu, agenci pognali do wewnątrz. Każdy z nich ciągnął jedno z ciał kompanów, a dowódca kurczowo trzymał się swojej skrzyni. Przedtem zabrał jeszcze z jednego z ciał coś co wyglądało jak pas z granatami. Gdy tylko znaleźli się wewnątrz, zaczęli barykadować wszystkie drzwi i okna na ulicę. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Wrz 17, 2019 8:06 am | |
| Walkiria była nico rozczarowana faktem iż nie udało jej się znaleźć Thora od razu. Nie miała wątpliwości co do tego, że Heimdal wiedział gdzie znajduje się przyszły władca Asgardu, a w związku z tym wysłał ją w właściwe miejsce. Kto jak kto ale on nie mógł się mylić. To znaczy nawet jeśli czasem zdarzało mu się zgubić jakaś inną mniej znacząca istotę, co samo w sobie również było mało prawdopodobne, to kogoś takiego jak Thor z pewnością obserwował bardzo dokładnie. Olrun pożałowała teraz iż wcześniej nie zapytała Strażnika Mostu dlaczego bóg piorunów wikła się w jakieś sprawy Midgardu? Wcześniej chodziło o Loki’ego więc z oczywistych względów była to też ich sprawa. Ale teraz? Same Norny pewnie tego nie wiedziały. Za to z pewnością znając motywy jakimi kierował się Thor, dużo łatwiej byłoby podążać jego śladami. Mimo niepowodzenia, wojowniczka nie zamierzała się poddawać. Skinieniem głowy podziękowała za przekazaną jej informację. Ostatecznie fakt iż Thor nie znajdował się w strąconym na ziemie powietrznym statku, pośrednio działał na jej korzyść. Nie żeby sam upadek był dla Asgardczyka groźny. Thor na pewno wyszedł by z niego bez szanku. Rzecz jasna nie licząc podrażnionej ambicji. Jako Walkiria Olrun niewiele wiedziała o mężczyznach, traktując ich jako wyjątkowo proste istoty, w swoim postępowaniu kierujące się kilkoma banalnymi wartościami, przez które to nie byli zdolni do jakichkolwiek głębszych refleksji. I tak sytuacja w której ktoś inny zasadził mi kopa, oznacza że teraz ja, w ramach odwetu, powinienem czym prędzej wgnieść do w ziemię. Ego było w tym przypadku bardzo ważne, więc jeśli ktoś nadepnął tu Thorowi na odcisk, jej szansa na przemówienie mu do rozsądku i szybkie sprowadzenie go do domu raptownie malała. Patrząc na przywódce ziemskiego oddziału, Walkiria doszła do wniosku iż mężczyźni w Midgardzie niczym nie różnią się od tych z rodu Asów, wybierając na swojego przywódcę tego który z postury jest największy, najbardziej zadziorny i ambitny. A szczegółem iż wybrany w ten sposób dowódca okaże się przy okazji tym najbardziej bezmyślnym, nikt zupełnie się nie przejmował. Wojowniczka nie zamierzała w żaden sposób angażować się w wzajemne oszczekiwania i próby udowadniania sobie komu należy się przywództwo. Jej uwagę w dużo większym stopniu skupił komunikator, za sprawą którego wybrańcy nawiązywali łączność z osobą która najprawdopodobniej koordynowała wszystkie działania w regionie. Inaczej rzecz ujmując, jeśli Thor miał gdzieś tu być, głos w słuchawkach z pewnością wiedział gdzie. Walkiria miała szczęście, jako że odział postanowił po prostu porzucić radiostacje znajdująca się w samolocie. Ignorując ponaglania Bryzy, nerwowo trącającej ją pyskiem po ramieniu, Olrun podeszłą do nadajnika ponownie nawiązując oznaczoność z „bazą”. Będąc w kokpicie rozbitego transportera po części zrobiła dokładnie to, o co prosił ja wielkolud, to znaczy usunęła się z potencjalnej linii ognia. Poza tym pozostawała w przekonaniu iż w każdej chwili zdąży wzbić się w powietrze, zanim nadciągnie tu owo złowieszcze coś, przed czym struchlał cały odział wojowników. Z kolei Bryza i Zrzęda były przeciwnego zdania. Ta pierwsza parskała nerwowo, uderzała kopytami o metal z energią wywołującą iskry, a przy tym raz za razem rozwijając swoje pegazie skrzydła, tak jakby natychmiast chciała poderwać się do lotu, z kolei włócznia drgała jak szalona, co w jej przypadku oznaczało chęć wyrwania się do walki. - Tu Walkiria. Szukam Thora. Z Asgardu. - Powiedziała do radiostacji, w napięciu czekając na jakieś wskazówki. |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Wrz 23, 2019 2:13 pm | |
| Głupi smark, dowódca się znalazł po szkółce niedzielnej. W sumie Creed miał nadzieję, że te beztalencie zginęło wewnątrz pojazdu, bo wnerwiał go już od odprawy. Zabicie go nie wchodziło w grę, bo nie strzela się do własnej ekipy, chyba że zacznie mocno irytować. Jednak, gdy przyznał rację jego metodom postępowania z rannymi lekko się uśmiechnął, chyba nie jest taki dupkiem. - Szlag by to - Victor szybko przerzucił karabin przez plecy, jedną ręką wrzucił na swoje plecy jednego z rannych, drugą złapał skrzynkę i zaczął biec do budynku. Zostawił rannego na środku jego z pomieszczeń, a obok niego skrzynię, po czym doskoczył do okna i zaczął obserwować zbliżającą się dziwną chmurę na niebie. - Jaki debil robił rozpoznanie? Przecież to chorda demonów! - Zakrzyknął obserwując przez lunetę. Znów miał prawo się zdenerwować, bo znów nic nie szło po ich myśli. Ale okej, nie z takiego gówna wychodził. Może zagadać do bazy i zamówić oprysk z wody święconej nad miastem? Tak, to dobry pomysł, ale nie było na to czasu. Najlepiej upchnąć gdzieś rannych i przystąpić do wykonywania misji. Jednak nie było takiej opcji, zostawienie nawet strażników do pilnowania rannych też nie było dobą opcją, gdyż wściekli mieszkańcy mogliby ich wytropić i z łatwością zabić. Cholernie trudna sytuacja. I gdzie podziała się ta dziewczyna? Chyba została na zewnątrz, ale widząc jej latającego konia Victor był spokojny i wiedział, że zdoła ona uciec. Pozostawało coś zrobić, coś co pozwoli ewakuować rannych. Tak! - Słuchaj, mogę odciągnąć przeciwników i dać wam czas na ewakuację - i dodał sarkastycznie - Sir. Nie widział w tym innego wyjścia, lepiej dać choć cień szansy reszcie ekipy, a on? Zawsze się wygrzebie z gówna. Czekając na odpowiedź dowódcy złapał za stojący obok stół i umieścił go w miejscu okna zostawiając jedynie miejsce na otwór strzelniczy. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Paź 04, 2019 8:35 pm | |
| Trzeba było przyznać że Walkiria miała niezłe oko do midgardzkiej technologii. Gdy nie odpowiedziała na pytania dowódcy oddziału ten zdecydował się zastąpić jej drogę do kokpitu, lecz nadaremnie. Nie miał najmniejszych szans na zatrzymanie asgardzkiej wojowniczki, a zdumienie na jego twarzy sugerowało że nie tego się spodziewał. Olorun naśladując ludzi wcisnęła odpowiednie przyciski i nadała zapytanie. O dziwo jej znikome wyjaśnienia przywołały na twarz upokorzonego mężczyzny odrobinę zrozumienia. To pewnie tłumaczyło jakoś skrzydlatego konia na zewnątrz pojazdu. - Valkiria? To znaczy że ja umieram?! - zaczął bredzić jeden z wywlekanych na zewnątrz ciężko rannych. Z początku z radiostacji odpowiedziała jej cisza. Potem jednak odezwał się w niej damski głos, inny niż dotychczasowy operator tej misji. -Valkiria? W imieniu Midgardu dziękuję za pomoc w obronie Nowego Yorku. Nie znamy obecnej lokacji pobytu Thora. Zakładaliśmy że jest w Asgardzie. Mogę pomóc ci odszukać twojego księcia w zamian za pomoc w rozwiązaniu naszych spraw. Co ty na to? Thor pewnie by się na to zgodził. Totalnie zignorowany dowódca wrócił zamyślony do Szablozębnego i jego propozycji. -Nie podoba mi się spisywanie cię na straty. Ktoś musi kontynuować misję. Tamci dadzą radę utrzymać pozycje do pojawienia się wsparcia. - wskazał na pozostałych agentów, którzy uratowali się skokiem spadochronowym. - Wiele osób na nas teraz polega. Szlag, całe to *** miasto. Idę z tobą, ale ty tachasz. - skinął głową na swoją skrzynię, ale nie wyjawił co jest w środku. - Masz jakiś pomysł, czy będziemy improwizować? Skrzynia nie była szczególnie wielka. Taki olbrzym jak Victor mógł spokojnie nieść ją pod pachą. Nie przeszkadzała by mu nawet zanadto w biegu.
W tym samym czasie nad nowy orlean nadciągał jeszcze jeden pojazd powietrzny. Pilotujący go Piotr Rasputin musiał skorzystać z zasobów instytutu, ponieważ wszystkie połączenia transportu publicznego z Nowym Orleanem zostały zerwane na skutek przewrotu w mieście. Szczerze mówiąc, to Colossus samemu musiał wyprosić sobie tę misję. Instytut nie miał zbyt wielu interesów w Nowym Orleanie, gdzie mutantów było mniej więcej tyle samo jak w każdym innym mieście. W końcu jednak uzasadnił to "publicznym ociepleniem wizerunku mutantów" i uzyskał pozwolenie na misję. Tak na prawdę właściwy atak na miasto nastąpił ponad tydzień temu i cała szkoda jaka miała się wyrządzić już została wyrządzona. Trudno było jednak uznać obecną sytuację w mieście za normalną. Kołując nad miastem szukał dobrego miejsca do lądowania i przydania się na coś. Szybko jego oczom ukazała się spora kolumna dymu i rozbity pojazd powietrzny na jednym z większych skrzyżowań centrum miasta. Wokoło leżeli ranni i wyglądało na to że potrzebna im będzie pomoc. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sob Paź 05, 2019 5:22 am | |
| Piotr, nie wiedział za bardzo że to co robi jest szalone. Ale to chyba właśnie jest w krwi pobratymców bo jaki naród by wymyślił rosyjską ruletkę? Lądując na skrzyżowaniu centrum, wziął głęboki oddech bo doskonale wiedział co go spotka a miał nadziej że jako pomoże, zabierając potrzebne rzeczy oraz metalowy kijek, którym nazwał „sumienie”. Gdy zobaczył wszystkie te ofiary jak by go skręciło, dalej nie wiedział że wojna jest tak okropna. Cholera mógł wcześniej przylecieć ale nie dostał pozwolenia i wiele osób przez niego straciło życie, skrzywił się drapiąc się po czarnym jak węgiel zaroście. Ruszył w stronę większego grona omijając ludzi, którym był pewien że nic już nie dolega. Chociaż koszmary pewnie zostaną, sam samolot którym przyleciał wyłączył go tak by ukrył się w jakiś miejscu, bo jeśli coś by się stało Profesor X urwał by mu jaj. - Witajcie, jest jakaś możliwości dowiedzenia się co tutaj się dzieje i z czym tak dokładnie walczymy? - |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sob Paź 05, 2019 9:59 pm | |
| Olrun zupełnie nie przejmowała się faktem, iż jej pojawienie się wywoływało wśród ziemskich wojowników jakieś reakcje. Dla niej sprawa była prosta. Ona miała swoje zadanie polegające na odnalezienia Thora, natomiast ci tutaj realizowali własną misję, związaną z czymś tam, co z księciem Asgardu nie miało nic wspólnego, a co za tym idzie, czymś co ją zupełnie nie interesowało. Nawet jeśli chwilowo, zupełnie przypadkiem, znaleźli się w tym samym miejscu i czasie, to wystarczyło że nie będą wzajemnie wchodzić sobie w paradę, a każda z stron pozostanie przy swoich celach. Z tego powodu Walkiria postanowiła ograniczyć wszelkie interakcje do minimum, to znaczy do wyjaśnienia pozostałym swojego stanowiska. - Przeceniasz się, sama śmierć to za mało by dostać się do Walhalli. - Odpowiedziała rannemu, tym samym dając do zrozumienia iż nie przybyła tu w sprawie poległych. Swoją drogą wojowniczka nieco oburzyła się faktem, że ktokolwiek sam chciałby decydować o tym czy zostanie „wybrańcem”. Straszny tupet. W innych okolicznościach Olrun zareagowałaby pewnie dużo gwałtowniej, jednak obecnie postanowiła zignorować powyższą uwagę. Na szczęście jej pomysł odnośnie skorzystania z pokładowego komunikatora okazał się dokładnie tym czego Walkiria potrzebowała. Co prawda było by jeszcze lepiej, gdyby kobiecy głos w słuchawkach wskazał jej precyzyjnie gdzie jest Thor, ale przynajmniej trafiła na kogoś kto nie ma rozumu lodowej larwy, a co więcej wydaje się być doskonale zorientowany w sprawach Asgardu. Choć sama Olrun dałaby wiele by dowiedzieć się kim jest ów „Nowego Yorku”, za uratowanie którego właśnie przyjęła podziękowania. - W jaki sposób możesz pomóc mi odnaleźć Thora, skoro sama przyznajesz że nie wiesz gdzie on jest? - Zainteresowała się Walkiria. - I co to za sprawy w których niby miałabym was wesprzeć? Rozglądając się po twarzach otaczających ją mężczyzn, wojowniczka nabrała przekonania że jeśli ci tutaj mieli jakąkolwiek misję, to obecnie zamienili ją na chaotyczny odwrót, desperacką obronę i próbę minimalizowania strat. Dawno nie widziała tak niepoukładanej grupy. Dołączenie do nich średnio jej się uśmiechało. Z drugiej strony Thor był najważniejszy, a przynajmniej kobieta w słuchawkach, zdaniem Walkirii bez wątpienia dowodząca akcją, wyglądała na ogarniętą więc istniał przynajmniej cień szansy na sukces. |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Paź 06, 2019 1:06 am | |
| Cała sytuacja coraz mniej uśmiechała się Creed'owi - Valkiria z misją ratunkową Thora, standardowo wkurwiający go dowódca i jeszcze ten z Instytutu, jak mu było? Chyba Colossus, coś kiedyś czytał w jego teczkach. Widać impreza zaczynała się rozkręcać coraz bardziej. Walić to, Victor odpalił papierosa i zaciągnął się. Musiał zająć się nimi po kolei, więc zaczął do dowódcy patrząc jednocześnie na Valkirię i przypominając sobie co nieco z mitologii nordyckiej. - Zakładam, że miałeś szkolenie z protokołu walki z terrorystami używając małych oddziałów. Przejdziemy do celu używając bocznych uliczek i unikając otwartej przestrzeli, panienka z koniem nada się do robienia zwiadu i odwracania uwagi w razie potrzeby. Musimy przejść jak najszybciej i jak najciszej. - spojrzał na dogasającego papierosa i odrzucił niedopałek w kąt - Taki miałem plan idąc tam sam, jak masz jakieś sugestie mów teraz. Co do naszego żelaznego koleżki radziłbym się zakryć, rzucasz się w oczy To Hill ładnie go urządziła, próbowała pozbyć się go w najlepszy możliwy sposób i w razie porażki zrzuci całą winę na niego. - Musimy być jak najlżejsi, więc ta skrzynia psuje wizję tego planu. I co w ogóle w niej jest, że mam ją nieść? - właśnie, co było tak cennego, że musieli targać to ze sobą i nie mówiono mu do czego to ma służyć? Ciekawiło go to. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Paź 06, 2019 3:05 pm | |
| Walki w wyniku których Nowy Orlean został zniszczony działy się już ponad tydzień temu. Do tego czasu ktoś najwyraźniej zdążył już zająć się martwymi cywilami, bo w centrum żadnych rozkładających się ciał nie było już widać. Możliwe że nie dostano się do wszystkich, na przykład przysypanych gruzami budynków, lecz jedynymi ciałami w zasięgu wzroku były te należące do bardziej pechowych członków oddziału SHIELD. Tych zresztą też powoli ubywało, bo pozostawiona z rozkazami dwójka agentów sprawnie transportowała rannych do pobliskiego budynku. Wyglądało na to że może przynajmniej kilkoro z nich przeżyje, niezależnie od tego jak bardzo strofowała ich domniemana walkiria. Rozmowa przy radiostacji trwała za to dalej. - Nie wiem, bo do tej pory nie było mi to konieczne. - Odparła szybko kobieta chłodnym tonem. Widocznie Olorun nastąpiła na jakiś odcisk. - Thor nie nawiązywał od kilku dni kontaktów z Avengers. Nikt jednak do tej pory aktywnie go nie szukał. Założyliśmy, błędnie, że wrócił do Asgardu. Jeżeli jednak znajduje się wciąż w naszym świecie, to możemy go odnaleźć. Tym się zajmujemy. Odnajdywaniem. I usuwaniem. - dodała po chwili, przechodząc do ewentualnej roli Olorun w tym przedsięwzięciu. W słuchawce nastąpiło też krótkie westchnięcie - Obecnie gród Nowego Orleanu, w którym się teraz znajdujesz, został podstępnie wyrwany spod władzy naszego króla przez nieznanego dotąd nadczłowieka. Wierzymy że kontroluje umysły mieszkańców, tak więc każdy mieszczanin jest obecnie jego zakładnikiem. Pomóż nam usunąć go od władzy, a odnajdziemy dla ciebie Thora. Co ty na to? - widać było że kobieta w słuchawce specjalnie nawiązała do znanych Olorun pojęć, tak by łatwiej jej było zrozumieć koncept. Pytanie tylko, ile z niego przemilczała. W tym czasie do rozmawiających mężczyzn podeszła kolejna ogromna postać. Creed od razu mógł rozpoznać w niej Colosusa, jednego z x-men. Dowodzący agent (któremu na imię było, John, Jack, czy jakoś tak, Victor nie pamiętał dokładnie) był człowiekiem wysokim, jednak przy górujących sylwetkach Piotra i Victora zdawał się być konusem. Człowiek od razu wymierzył do przybysza ze swej broni. Odprawa zakładała że każdy z mieszkańców może być potencjalnym nieprzyjacielem. Jak najmniejsze straty w cywilach były jednak jednym z założeń misji, tak więc nie otworzył od razu ognia. Całe szczęście że Piotr zdążył się odezwać, a jego słowa nie brzmiały wrogo. -Wy się znacie? Chcesz się na coś przydać? - zagaił prawdopodobnie Jack najpierw Colossusa, potem Victora, po czym wrócił do odpowiadania na pytania. - Tak, miałem takie szkolenie, jednak na ogół polegało ono na UNIKANIU wrogów, nie odwracaniu ich uwagi. W skrzyni znajduje się eksperymentalny karabin wyborowy "Gniurgnir" Powiedzieli nam że byłby w stanie przebić na wylot skórę Thora. - dowódca upewnił się że walkiria pozostaje poza zasięgiem słuchu. - Przygotowywali go na wypadek powrotu Lokiego, a ten gość tutaj też pozuje na boga. Naszą najlepszą szansą jest zachowanie niskiego profilu, znalezienie dobrego miejsca i oddanie strzału. Mamy trzy pociski. Ponoć wystarczy jeden celny. W tym czasie jednak gdy wszyscy obecni prowadzili rozmowy, chmura gorąca zmniejszała do nich dystans z każdą minutą. W pewnym momencie wszyscy na placu mogli dosłyszeć nasilające się przeraźliwe wycie. Na ten dźwięk agenci na skraju placu przestali przenosić kolejne ciała i rzucili się do panicznego barykadowania okien i drzwi budynku. Dowódca natomiast zaklął siarczyście i rzucił się do wnętrza pojazdu. Przeskoczył nad zwłokami poległych kompanów i usiadł za sterami działa pokładowego, które wyglądało na wciąż operacyjne. Całe szczęście rzeczywiście tak było. Po chwili zza jednego z zakrętów na pobliską przecznicę wylała się czerwona chmura ognia. Przypominała ona trochę podmuch napalmu, jednak na froncie majaczyły humanoidalne sylwetki podobne do ludzkich. Dowódca obrócił w ich stronę wieżyczkę pojazdu i otworzył ogień. Nie zdawało się to jednak przynosić większego rezultatu, mimo że osiągał bezpośrednie trafienia całymi seriami w płomienne duchy. Być może nic im to nie robiło, a być może kolejne duchy przestępowały nad ciałami tych zniszczonych. Z tej odległości ciężko to było określić, horda jednak nie spowalniała. Zamiast tego więc, Jack przeniósł ogień na fasady najbliższych budynków, rozpruwając je doszczętnie w miejscu gdzie padły pociski. Udało mu się tak zabarykadować przejście po zawaleniu naprzeciwległych budynków, kupując im wszystkim trochę czasu. Prawdopodobnie niewiele. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Paź 09, 2019 11:07 am | |
| Przysłuchując się wyjaśnieniom udzielonym jej przez kobietę po drugiej stronie komunikatora, Walkiria nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż mieszkańcy Midgardu mają jakiś problem z dyplomacją. Olrun trudno było wyobrazić sobie, jak to możliwe by goszcząc u siebie księcia Asgardu, tak po prostu go zgubić? Pomijając już kwestie bezpieczeństwa, w tym przypadku rozumiane nie tyle jako zapewnienie ochrony Thorowi, bo raczej nikt tu nie potrafił zrobić tego lepiej niż sam zainteresowany, ale gwarancji spokoju własnych krain, zagrożonych wizytą księcia, pozostawały jeszcze podstawowe zasady przyzwoitości i odpowiedzialności, związane z podejmowaniem gości. Tymczasem ci tutaj nie tylko nie wiedzieli gdzie znajduje się przyszły król Asów, ale też całkowicie ignorowali sytuację, nawet nie próbując go szukać. „Założyliśmy że wrócił do siebie”. I tyle. Tak jakby mowa była o psie który zaginął w ogrodzie. Walkiria z niedowierzaniem pokręciła głowa. Na usprawiedliwienie kobiety mogła mieć jedynie tyle, iż w samym Asgadzie też dość przeciętnie radzono sobie z pilnowaniem Thora, czego jej misja była najlepszym dowodem. Za to kolejne instrukcję udzielane wojowniczce przez nieznajomą miały w sobie nieco więcej sensu. A przynajmniej zgadzały się z wyobrażeniem i wiedzą jakie Walkiria miała na temat Midgardu. Olrun zdawała sobie sprawę, że na tak zwanej Ziemi każdy kto tylko zdoła zgromadzić wokół siebie kilkunastu popleczników, stawia sobie kamienną siedzibę i ogłasza się królem. A ponieważ władzę przejmowali głównie mężczyźni, każde powstałe w ten sposób królestwo natychmiast zaczęło wojować z królestwem sąsiednim. Ludzie żyli krótko, stąd być może tak desperacko poszukiwali drogi do Walhalli, zapominając że męstwo okazane w bitwie nic nie znaczy, jeżeli sama walka została rozpętana z absurdalnego powodu. - Mogę wesprzeć twoich ludzi w dotarciu do tego którego nazywacie uzurpatorem. – Zaproponowała Olrun. – Ale usuwaniem zajmijcie się sami. Nie poprowadzę waszych armii. Walkiriom nie wolno mieszać się w politykę Midgardu. Jedna z moich sióstr raz tak zrobiła i nie wyszła na tym dobrze. A ja nie zamierzam powtarzać błędów Brunhildy i wkurzyć Odyna za nic. Walkiria nie była zadowolona z takiego rozwiązania, ponieważ skazywało ją ono na konieczność podporządkowania się dowództwu któregoś z tych nabuzowanych mężczyzn. Niestety w przeciwnym przypadku, gdyby sama wydawałaby rozkazy, najpewniej byłoby to odebrane jako nadmierna ingerencja w obcy świat, a tłumaczenie iż zrobiła to po to by znaleźć Thora mogłoby nie wystarczyć. W podobnych sytuacjach Olrun zwykła konsultować swoje działania z towarzyszkami podróży, jednak mając obok siebie pegaza, największego cykora w wszystkich dziewięciu światów Yggdrasila oraz włócznię gotowa samej wyrwać się do walki, nie czekając na swoją wojowniczkę, z góry mogła zakładać otrzymanie dwóch sprzecznych podpowiedzi. Ostatecznie, uznając iż dobiła targu, Walkiria zabrała się do działania. - Pomogę wam! – Krzyknęła do wszystkich, wciąż nie będąc pewną czy sporna kwestia oddania komukolwiek władzy została już rozstrzygnięta. – Który z was jest magiem? Drugie z pytań wydawało się Olrun oczywistością. Nikt normalny nie wysyłał wojowników naprzeciwko kogoś kto posiada moce kontrolowania umysłów całych społeczeństw. Oczywiście ci tutaj mogli posiadać przy sobie artefakty uodparniające ich na działania zaklęć, to znaczy neutralizujące wszelka magię, zanim ta zdąży oddziaływać na człowieka, jednak takie przedmioty chroniły jedynie przed bezpośrednim magicznym atakiem, a znaczna większość znanych jej czarów działała raczej z wykorzystaniem możliwości jakie dawało otoczenie. I tak jak na przykład można było sprowadzić z nieba piorun, tak dało się stworzyć i posłać do walki całą armię demonów z Helheimu. - To nie ma nic wspólnego z naginaniem woli i kontrolowaniem umysłów. – Cynicznie zauważyła Walkiria wsiadając na Bryzę, jednocześnie zwracając się do wielkoluda który trzymał tajemniczą skrzynką. – Rozwal hydrant. Walkiria nie miała pojęcia czy woda będzie w stanie zatrzymać płomienne istoty. „Trzeba było zabrać łuk” – Pomyślała przeglądając się scenie przed sobą. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Paź 09, 2019 5:53 pm | |
| Piotr krótko spojrzał z niechęcią na Victora, nie przepadał za nim, za bardzo wszak z opowieści Logana wynika że mieli dość dużo ze sobą problemów, to też nie chciał mieć go za plecami. Wziął głęboki oddech kiedy wojskowy mówił na temat broni która miała zabijać bogów, aż do tego musimy się posuwać. Pierw brak zaufania do Mutantów, potem jakieś drobny zalążek czy ludzie zawsze jak czegoś nie rozumieją to muszą to zlikwidować, wszak Thor Odynsson raczej potrafi zaopiekować się swoim bratem, by nie było problemów. - Mój drogi przyjacielu, pozwól że zajmie się tym ktoś kto wychował się w Rosji i takich ludzi jak tych jadł na śniadanie. - Powiedział dumnie drapiąc się po brodzie, przy tym rzucając torbę wojskową z której wyjął czarną opaskę zawiązując sobie wokół czoła, wyglądając jak Rambo oraz wyjmując z tej torby kurtkę która była przystosowana na wysokie temperatury, zmieniając swoją formę w żelazną przygotował się wraz ze swoim metalowym kijem którego rzadko używał, no ale strzeżonego i tak dalej. - Żołnierzu zabezpiecz by twoim ludziom nie stała się krzywda i postarają się wycofać, a ty Wiktorze mam nadzieje że nie będziesz za moim plecami. Bo nie ufam ci ani nie mam zamiaru walczyć z tobą ramię w ramię. - Spojrzał na niego dominie, przy tym Piotr był raczej osobą prostoduszną. Miał gdzieś co ludzie pomyślą chciał pomóc, to zrobi nie ważne jakim kosztem. Ustawił się w pozycji obronnej przy tym jeśli wiadro z wodą nie zadziała będzie musiał rozwiązać, problem siłowo którego nienawidził. |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Paź 27, 2019 5:52 pm | |
| To go już męczyło, serio. Creed wolałby zająć się misją, a nie stać i tracić czas na zbędną rozmowę. Okej, plan mieli i mogli ruszać, tylko z kim? Z narwanym dzieciakiem, który szczyci się pochodzeniem z Rosji i załatwianiem spraw "po Rosyjsku"? Litości. - Idź i rób swoją taktykę, może rozpoznanie bojem? Zdaje się, że Twoi rodacy lubowali się w tej taktyce. Idź! My będziemy w drugim rzędzie - wnerwiał go ten młokos. Lepiej, gdyby akcją zajęliby się zawodowcy - niestety został tylko on i na upartego dowódca akcji. Jednak powiedzeniem "wynoś się", do Rasputina nie wchodziło w grę, na cholerę im wewnętrzna walka. I jeszcze ta dziewczyna z koniem. Dobrze, że był ktoś, kto mógł im pomóc. Skoro zdawał się mieć choć nikłe pojęcie o tym, że w cały ten syf palce maczały siły magiczne, to już jakiś progres. - To może otworzymy skrzynię i weźmiemy samą zawartość? To proste i logiczne wyjście - innego nie widział, bo po co chodzić z całą skrzynią - Maga tu nie ma, bo góra nie zrobi "magicznego" nalotu dywanowego na miasto. Jesteśmy tylko my, którzy możemy to naprawić - w sumie takimi mowami motywacyjnymi nadawałby się na trenera małej ligi w bejsbola. Do tego jeszcze chmara potworów, które widzieli wcześniej zaczęła lecieć w ich stronę, super. Czyli dwie opcje - uciekać z budynku i spróbować przedrzeć się do centrum misji, albo zostać to i dać się zabić - Idziemy, czy zostajemy? - zwrócił się z zasadniczym pytaniem do dowódcy akcji, bo to była najbardziej kluczowa opcja. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu | |
| |
| | | | Ulice Nowego Orleanu | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |