|
| Ulice Nowego Orleanu | |
|
+7Sabretooth Big Boy Drax N'yota Loki Emma Frost Carol Danvers 11 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Ulice Nowego Orleanu Sob Mar 17, 2018 11:05 am | |
| First topic message reminder :Nowy Orlean jest małym dużym miastem, co ma zarówno swoje plusy jak i minusy. Właściwie w całości przypomina przedmieścia innych wielkich miast, takich jak Nowy Jork i Waszyngton. Poza ścisłym centrum nie znajduje się tu wiele wysokich budynków, a ulice budowane były według planu miejskiego, przez co z lotu ptaka miasto może przypominać regularną kratownicę. Jest to jednak część uroku miasta. Przechadzając się ulicami można trafić na aspekty wielu różnorodnych kultur, z czego przewagę ma ta francuska. Uliczki poprzetykane są wszelakimi barami, kafejkami i klubami, a wiszące ogrody są jedną z wizytówek miasta. Niemal na każdym kroku rozbrzmiewają dźwięki jazzowej muzyki, którego Nowy Orlean jest przecież kolebką. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Lis 05, 2019 8:20 am | |
| -Doskonale -odpowiedział walkirii krótko kobiecy głos w słuchawce. -Wyznaczam ludzi do szukania twojego księcia. Bez odbioru. Mężczyźni tracili czas na przekomarzanie, a tymczasem horda rozgrzanych duchów nie potrzebowała wiele czasu by obiec przecznicę dookoła i wedrzeć się na plac z innej strony. Tym razem ulica z której nadciągali była dużo szersza i dowódcy nie udałoby się tak łatwo powtórzyć manewru z zasypaniem jej szczątkami przeciwległych budynków. Gdy tylko zobaczył umarłych w świetle ulicy, otworzył do nich odruchowo ogień. Pociski co prawda trafiały w cel, lecz zamiast powalać upiory, "rozwiewały" je tylko, a w kłębowisku sylwetek trudno było określić czy te nie scalają się przypadkiem z powrotem po kilku sekundach. Tak czy siak chmura parła na przód pomimo ostrzału z ciężkiego działka. Całe szczęście że dowódca jako jedyny zdawał się usłyszeć sugestię walkirii, pomimo ryku broni. Na moment przeniósł ogień na hydrant nieopodal wejścia na plac z którego nadciągały widma. Pociski dosłownie wyrwały obiekt z bruku, co oczywiście zaowocowało fontanną tryskającą na wszystkie strony. To dopiero wywarło prawdziwe wrażenie na upiorach. W ostatniej chwili wyhamowały przed chmurą wilgoci. Te które zostały wepchnięte w nią przez napierających kompanów odskoczyły momentalnie jak oparzone. Nie czekając na dalsze zachęty, dowódca powtórzył ten manewr ze wszystkimi studzienkami w zasięgu wzroku, tak więc plac zamienił się szybko w park fontann. Syczące z niecierpliwości i zdenerwowania upiory zataczały koła wokół całego placu. Ich sylwetki przemykały to w jedną, to w drugą stronę między pobliskimi przecznicami prawdopodobnie szukając przejścia do swoich ofiar. Tymczasem wilgoć w powietrzu zdecydowanie rosła i po chwili obecni mieli już wilgotne ubrania, nawet jeśli nie mieli bezpośredniego kontaktu z wodą. Na ten moment byli chyba bezpieczni, ale strumień nie będzie chyba płynąć w nieskończoność. -Skąd wiedziałaś, że woda ich powstrzyma? - zapytał Olorun dowódca, który opuścił swoje stanowisko. Był ewidentnie pod wrażeniem. O dziwo nie poruszył bardziej nurtującej kwestii tego skąd walkirie właściwie wiedzą jak działają hydranty. Zaraz potem jednak odpowiedział Viktorowi. - Broń wymaga złożenia. Uwierz mi, w ten sposób jest prostsza w transporcie. Chyba że wolisz biegać z trzymetrową armatą po okolicy. Wolisz? - zapytał jeszcze, już szczerze Victora i Colosusa. Szczerze mówiąc nie znał ich możliwości, a brak konieczności składania broni na miejscu był pewnym atutem. Na ostatnie pytanie Szablozębnego nie było już tak łatwo odpowiedzieć. Wiadomym już było że demony nie przepadają za wilgocią, a tej w Nowym Orleanie nie brakowało. Dowódca tęsknie spojrzał w stronę jednego z licznych kanałów miejskich, po których bezpiecznie mogliby poruszać się dowolną łodzią, ale wtedy byliby widoczni jak na dłoni i zaskoczenie szlag by trafił. Tak naprawdę pomysł na jaki wpadł był tylko połączeniem tego co już usłyszał od swoich towarzyszy. -Dowództwo. Tu agent Richard Beck. Przejmuję obowiązki dowódcy operacyjnego w związku ze stratami podczas misji. Potrzebujemy mapy tuneli kanalizacyjnych pod miastem ASAP! - powiedział do swojego komunikatora na ramieniu. - Przenosimy się pod ziemię. Pomóżcie z rannymi. Zostawcie martwych. Odnajdziemy ich potem, a teraz niech ten kto nas strącił myśli że wszyscy zginęli podczas lądowania. - wydał polecenia obecnym. Nikt z żołnierzy nawet nie pisnął słowem że najpierw wnosili wszystko i barykadowali budynek, a teraz znowu się przenoszą. Pomoc silniejszych od siebie bardzo odciążyła agentów, jednak i bez niej w miarę sprawnie dawali by sobie radę z otwieraniem drogi do kanałów i przenoszeniem rannych. Kanały okazały się dość przestronne. nie posiadały ścian, ani sufitu, tylko półkolistą kopułę, która rozpościerała się łukiem nad płynącą po środku wodą. Po obydwu stronach płynącej wody znajdowały się chodniki umożliwiające swobodne poruszanie się osób jedna za drugą. Sam tunel był szeroki na jakieś dwa i pół metra, jednak Piotr i Victor musieli cały czas poruszać się przygarbieni. Chyba że woleli iść środkową częścią w której płynęła woda. Gdy już wszyscy znaleźli się pod ziemią, bezpiecznie otuleni chłodem i wilgocią kanałów, podzielił swoich ludzi na dwie grupy. Wszystkim agentom nakazał powoli wycofywać się z rannymi do najbliższego punktu możliwej ewakuacji, a samemu ruszył wraz z bohaterami doprowadzić misję do końca. Sądząc po jego pagonach nie był tak na prawdę nikim szeczgólnie ważnym w hierarchii S.H.I.E.L.D. Widocznie nie docenili do tej pory jego potencjału. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Lis 06, 2019 8:10 am | |
| Z nieukrywaną pogardą Walkiria spojrzała w stronę toczących spory mężczyzn. Nie mieściło jej się w głowie jak można wywlekać na wierzch wzajemne pretensje w sytuacji gdy jest się osaczonym przez nadciągającego wroga? Mieszkańcy Asgardu też bywali kłótliwi, czego najlepszym dowodem był charakter poszukiwanego przez wojowniczkę Thora, jednak przynajmniej w sytuacji zagrożenia potrafili zewrzeć szyki, natomiast ci tutaj zachowywali się jak banda dzieciaków, dla których postawienie na swoim jest ważniejsze niż odpowiedzialność za losy drużyny. Olrun westchnęła ciężko. Nie mogła uwierzyć że ktokolwiek normalny wybrał takie indywidua do poważnej akcji. Do tego nie przydzielono im maga, uznając iż wielka spluwa załatwi wszystkie problemy. Walkiria na poważnie zaczęła się zastanawiać jak to możliwe że Midgard przetrwał tyle czasu, nie doprowadzając się do samounicestwienia. Czekał ją długi dzień, w czasie którego najwyraźniej pozostanie zdana sama na siebie. No może na siebie i na dowódcę grupy, jedynego który wykazywał się w tym towarzystwie odrobiną rozsądku. - Nie wiedziałam. – Przyznała się Olrun, samej z zaskoczeniem obserwując fontanny wody i spustoszenie jakie ta czyniła wśród chmary demonów. Pomysł przyszedł jej do głowy intuicyjnie. Walkiria znała się na technice. Wiedziała też sporo o bytach zamieszkującychkrainy umarłych. Może nawet więcej niż o żywych. Jednak sama umiejętność poruszania się pomiędzy światem materialnym i astralnym, nie czyniła z niej eksperta od istot żyjących na granicy obu tych rzeczywistości. Jej zdaniem te demony musiały pochodzić z „przejścia”, a ktoś, najprawdopodobniej ten którego szukają, w sobie tylko znany sposób zdołał wypchnąć je do Midgardu. Niestety zastosowanie wody jako głównej broni pociągało za sobą również negatywne skutki w postaci wyboru strategii która to nie była Olrun na rękę. A już z cała pewnością nie była Bryzie na kopyto. Pegaz opierał się jak mógł by nie dać się wciągnąć do kanałów, jednak jego właścicielka pozostawała w tym temacie nieugięta, opór zwierzęcia widząc bardziej w jego tchórzostwie niż w technicznych predyspozycjach do penetrowania ciasnych korytarzy. Nie zamierzała zostawać z mężczyznami sama. Potrzebowała wokół siebie kogoś zdolnego do racjonalnego myślenia, nawet jeśli ów ktoś miał być koniem . - No właź. Nie rób mi wstydu. – Upierała się wojowniczka, ciągnąc rumaka za sobą. Ostatecznie wysiłki Walkirii przyniosły pożądany skutek, a nieco obrażony pegaz znalazł się tam gdzie chciała wojowniczka, drepcząc z tyłu za całą kompanią. Olrun postanowiła w jakiś sposób wynagrodzić przyjaciółce wszelkie niedogodności, na przykład poprzez przypilnowanie by przypadkiem któremukolwiek z wojskowych nie strzeliło do łba by to właśnie zwierzak dźwigał ich wielką skrzynkę. Nie jej winą było że ci tutaj nie słyszeli nigdy o łukach, wymyślając broń którą musiało dźwigać czterech chłopa. - Co stało się z ludźmi zamieszkującymi to królestwo? Macie jakieś wieści o ocalałych? – Głośno zastanawiała się Walkiria. Widok plagi nieumarłych rozlewającej się po ulicach, raczej nie nastrajał optymistycznie co do wizji że gdzie obok tego zjawiska toczyło się normalne życie. Z drugiej strony jeśli całe te miejsce uznane zostałby za stracone, to „subtelności” typu podkradanie się do wroga i rozstrzygniecie wszystkiego jednym strzałem, nie byłyby potrzebne. Olrun próbowana tez ułożyć sobie w głowie jakiekolwiek wyjaśnienie tego, gdzie w tym wszystkim mógł zostać wplątany Thor? Konspiracyjne rozgrywki bez poklasku raczej nie były w stylu księcia. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Gru 13, 2019 8:13 am | |
| „Rodzie” Rasputinów miała w krwi bycie odludkami i mutantami, było to w naszej rodzinie dość popularne. Tylko jak każdą dogodnością, trzeba zapłacić cenę naszą jest wchodzenie w coraz głębszy mrok, nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje i skąd u niego tyle bólu oraz nachodzących myśli a przy tym co noc koszmary. Chciałby zrozumieć kim jestem i co tu robię, może łatwiej by było mi się odnaleźć… Gdy cała ta walka ucichła patrzył na kij i raczej nie będzie potrzebny, jeśli widzi się że te demony palą wszystko. Niestety będzie trzeba to załatwić w stary sposób. Zdziwił się że mamy zostawić Rannych, na później nie pozowali by ktoś jeszcze ucierpiał i tak wszyscy za długo czekali na naszą pomoc. - Z całym szacunkiem żołnierzu, ale czy nie możesz przez krótkofalówkę powiedzieć by dalej szukali ludzi, wszak to jest najważniejsze by zakończyć ten koszmar i pomóc ludziom którzy dalej cierpią? - Położył swoją na ramieniu ciężką i masy dłoń, spojrzał mu prosto w oczy. Wiedział że może potraktować to jako groźba, ale chciał po prostu na dobra ludzi prości go by kontynuował misje ratunkową. Ruszył razem z resztą jednostki oraz „Szablozębnym” i koleżanką z mitologii Nordyckiej w stronę kanałów, podszedł do niej i tak z czystej ciekawości jeśli mógł pocałował jej dłoń. - Witaj młoda panno, chciałbym cię zapytać po co tutaj przybyłaś, jeśli będę znać powód może będę mógł w stanie pomóc, bo rozumiem czym się zajmują… Walkirię stąd z chęcią cię ugoszczę w domu, do którego niestety twój „przyjaciel” nie ma wstępu. - Spojrzał po chwili na Wiktora, by później cały czas patrząc przed siebie. Zastanawiał się czy się zgodzi oczywiście jeśli mógł pomógł jej z wierzchowcem, chyba aż takiej różnicy w zwierzętach to nie ma, a przy tym zrobi dobry uczynek oraz pokaże się z dobrej strony. - Cóż witamy w Mindgardzie o ile dobrze wymawiam, nie jestem za bardzo fanem waszej mitologii ale dzięki wam, mój kraj jest tak potężny bo złapaliście za wikingowie, stworzyli ród który uchował się aż do pomocy, jednego z mojego rodaka, że tak powiem z rodziny. Cóż co za była strata kiedy przyszła czerwona zaraza, zniszczyła cały dorobek kraju, a potem zmieniła diametralnie wizerunek nas Rosjan na świecie. Jeśli zastanawiasz się kim ja jestem... nazywam się Piotr Rasputin, moja droga lady i nie martw się bo widzie że masz wiele myśli, ale na pewno jest szansa że może ci pomogę w tej sytuacji która zaprzecza ci głowę. - |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Gru 16, 2019 11:32 am | |
| Mimo iż Olorun rzeczywiście nie była ekspertem od umarłych i rządzących się nimi praw, to lata praktyki i obcowania z nimi pozwoliły wyrobić jej pewien nadnaturalny zmysł w kontaktach z nimi. Co do tego że stwory te powinny być już dawno martwe, a czyjaś wola sprowadziła je do Midgardu był dla niej niemal pewien. Wiedziała też że światów pozagrobowych do których mogła trafiać energia ludzkich dusz było bez liku, a nie kojarzyła z którego z nich mogą pochodzić te istoty. Co do bryzy zaś, to problem z wprowadzeniem skrzydlatego konia do miejskich kanałów polegał nawet nie na jego niechęci, co na braku przystosowania przejść serwisowych do transportu zwierząt. Zwłaszcza wierzchowych. Innymi słowy właz był stanowczo za mały, aby w tej postaci Bryza mogła jakkolwiek się do niego wepchnąć. Gdyby jednak udało się ją tam jakoś przecisnąć, dawała by radę poruszać się tunelami brodząc w strumieniu po środku kanału. Wyjścia były więc dwa. Można było jakoś powiększyć otwór, tak by pegaz dał radę zejść do podziemi, albo na pewien czas rozdzielić się z klaczą. Konie walkirii dzieliły nietypową więź ze swymi jeźdźcami, tak więc Bryza prawdopodobnie odnalazłaby Olorun w razie potrzeby. Co innego że warstwa sufitu między gruntem a kanałami nie była specjalnie gruba, a jedna dziura w drodze więcej pośród zdemolowanego krajobrazu prawdopodobnie nie zwróciłaby niczyjej uwagi. Należało to jednak zrobić bardzo szybko. W tym czasie wszyscy agenci sprawnie się uwijali by przenieść jak największą ilość rannych i zaopatrzenia do kanałów. Mimo iż bohaterowie nie kwapili się aby im pomóc, to agenci i tak okazali się zbyt dumni żeby prosić o pomoc i transportowali wszystko własnymi siłami. Nie szło to tak szybko jak iść by mogło, ale nikt nie chciał zakłócać wątłej równowagi chwilowej nici dowodzenia poleceniami, które mogłyby nie zostać wykonane. Ciśnienie wody opadało, a wraz z nim wysokość sikających wokoło placu hydrantowych fontann. Wszystko wskazywało na to że ledwo uda im się wynieść rannych zanim duchy wkroczą na plac. O jakimkolwiek dodatkowym sprzęcie trzeba było zapomnieć. W obliczu tego wszystkiego agent Beck z wyraźną trudnością opanował frustrację, gdy w połowie pracy za ramię złapał go Colossus. Nie dość że nie pomagał z ewakuacją, to jeszcze zawracał mu teraz głowę. Nie dało się ukryć że mimo iż Piotr nie wysilał się zbytnio, to ze żelaznego uścisku ciężko było się wyrwać. Na domiar złego, dowódca w ferworze wydarzeń, jękach rannych i zawodzeniach duchów dookoła nie mógł za bardzo skupić się na słowach X-mena i zwyczajnie go nie rozumiał. To pewnie przez jego rosyjski akcent. -MY. WYOSIMY. RANNYCH. – powiedział głośno i wyraźnie po angielsku. Było to głupie, ale nie znał przecież rosyjskiego. Do tego pokazał Piotrowi dłonią innych ludzi, którzy faktycznie przy tym pracowali. – Nie ma kogo wzywać. Jesteśmy... – chciał dodać, ale nie zdążył, bo ciśnienie wody spadło na tyle, że duchy zdobyły się na odwagę wtargnąć na plac. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Stwory nadciągnęły na raz ze wszystkich stron dosłownie zalewając plac swoimi sylwetkami. Ci którzy nie znajdowali się jeszcze pod ziemią, mieli dosłownie sekundy aby zejść do kanałów. Duchy były i tak o wiele szybsze. Creed i Rasputin, przyzwyczajeni do wytrzymałości swoich ciał przykro się zaskoczyli. Szpony upiorów z łatwością przecinały metalową skórę Colossusa, już nie mówiąc o Szablozębnym. Na domiar złego ich ataki zdawały się zupełnie przenikać przez widma, jak gdyby tylko ostrza ich pazurów były czymś materialnym. Najlepszą bronią w tym przypadku okazał się wzmacniany magią ekwipunek z Asgardu. Miecz zdawał się rozganiać upiory niczym opary z mgły, a tarcza jakimś cudem zatrzymywała ich ataki. W wyniku szamotaniny duchy rozcięły Victorowi ramię, a Piotrowi przejechali głęboką bruzdą po plecach. Z bólu odruchowo puścił Becka, który nie czekał na dodatkową zachętę i jednym susem skoczył przez właz do podziemi. Olorun udało się wyjść bez większych obrażeń, o ile zbyt długo nie wystawiała się na walkę z duchami. Wilgotne kanały okazały się być doskonałym schronieniem. W powietrzu, na ścianach, na chodnikach, wszędzie dosłownie czuć było wilgoć. Rozwścieczone do czerwoności duchy piszczały i wiły się nad włazem, jednak żaden z nich nie zaryzykował zejścia. Bohaterowie mogli na moment odetchnąć z ulgą. Podczas postoju można było zauważyć, że dowódca również krwawił spod munduru, tak więc stwory musiały go dorwać. Wydawało się że krwii jest dość sporo, jednak agent nie dawał tego po sobie poznać. Odebrał spokojnie plany kanałów, na których dowództwo zaznaczyło zawczasu dwie trasy. Jedną ewakuacyjną, a drugą prowadzącą do dalszego celu. Beck spokojnie odprawił swoich ludzi z dodatkowymi poleceniami na drogę i drużyny rozdzieliły się. Agenci nie zdążyli zabrać z powierzchni żadnych noszy, dlatego prawdopodobnie będą poruszać się bardzo wolno. Powinni być jednak bezpieczni. -Trudno na to jednoznacznie odpowiedzieć. – Richard wrócił do pytania Olorun gdy już ruszyli dalej. Być może kobieta sama zapomniała o co pytała. – Gdy pojawił się Ogun zaczął „odmieniać” miejscowych. Nie mamy dokładnych danych, ale dał im wielką siłę w zamian za ich lojalność. Obronił miasto przed atakiem, ale sam stał się nowym zagrożeniem. Nie wiem jak ty, ale ja wśród tych duchów nie widziałem broni przeciwlotniczej. Zestrzelili nas ludzie. Dowództwo wierzy że usuwając Oguna wyzwolimy mieszkańców miasta. – wskazał wymownie na skrzynię, która znajdowała się obecnie na plecach Szablozębnego, a w której znajdował się potencjalnie bogobójczy karabin. Rany doskwierały podczas drogi. Co prawda Olorun wyszła niemal bez szwanku, a Victor w znacznym stopniu zregenerował rozcięcie ramienia, to rana pleców męczyła Piotra, a Beck wyraźnie utykał na jedną nogę. Gdy tak przeszli dobrych parę kilometrów, dostrzegli ruch z naprzeciwka. Agent Rick momentalnie wycelował tam swoim karabinem. -Stać! Kto tam? Zidentyfikuj się w imieniu Stanów Zjednoczonych! – krzyknął -Czekajcie! Nie strzelajcie! Jesteśmy bezbronni! Nie jesteśmy z tymi wariatami na górze! W świetle latarki zamontowanej na lufie Becka pojawili się jacyś ludzie. Było ich kilkunastu, w tym kobiety i dzieci i faktycznie, nie wyglądali na wojowników. Raczej rodziny uchodźców. Wszyscy niepewnie wychodzili na światło z rękoma uniesionymi do góry. Kilkoro, głównie kobiety i dzieci bało się wyjść zza zakrętu. Wyglądało na to że grupa zmierzała w przeciwnym kierunku co bohaterowie. Agent wciąż trzymał ich na muszce nie wiedząc co z nimi zrobić. Widocznie obawiał się podstępu. Chwila się przeciągała…
|
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Gru 18, 2019 8:06 am | |
| Midgard okazał się być światem pełnym sprzeczności. Wyglądał tak jakby ulegał nieustannym przeobrażeniom, przy czym poszczególne jego części zdawały się znajdować w innej fazie cyklu tworzenia, niszczenia i budowania na nowo. Walkiria nie miała pojęcia jak jego mieszkańcy radzili sobie w tym ciągłym chaosie? Trudno było ich winnic za to że nie mieli kogoś takiego jak Odyn, kto mógłby zapewnić ład i porządek w tym wiecznym procesie destrukcji, jednak z drugiej strony Olrun oczekiwałaby od ludzi jakiejś elementarnej umiejętności wyciągania wniosków. Ile razy można coś zrobić źle? Na przykład wybudować zbyt wąskie wejścia do kanałów, takie w które w oczywisty sposób nie da się wprowadzić pegaza? Wojowniczka brała też pod uwagę możliwość, iż dla swoich wierzchowców, mieszkańcy tego dziwnego grodu stworzyli osobne przejścia do tuneli, chociaż nie bardzo potrafiła wytłumaczyć sobie sens takiego zabiegu. Na chwilę obecna Walkiria zdecydowała się aby przy pomocy swojego miecza poprawić przynajmniej tą jedną „skuchę”, mając nadzieje, że takie działanie nie zostanie uznane przez Heimdala za nadmierną ingerencję w zewnętrzne światy. Zresztą Asgardczycy od wieków nieoficjalnie wtrącali się w sprawy Ziemi, a Thor udoskonalił tą działalność niemalże do perfekcji, więc jedna dodatkowa dziura na ulicy nie powinna była nikomu przeszkadzać. Podobnie zresztą jak odesłanie kilku demonów tam gdzie ich miejsce. Widząc zbliżająca się hordę, Olrun chwyciła za włócznię, po czym wymachując Zrzędą nad głową, raz za razem obiema końcami swojej broni uszczuplała szeregi napastników. Wojowniczka czuła się trochę jakby tłukła starą ceramikę, jako że każdy z upiorów którego dotknęło jej ostrze, rozpadał się w pył, tylko po to by jego miejsce mogła zająć kolejna istota pochodząca z przejścia. Początkowo Walkiria nabrała przekonania, że bez trudu mogłaby odpierać takie natarcie, nawet przez cały dzień. Nie zrażał ją fakt iż z jednej strony mała wierzgający kopytami koński zadek, a z drugiej chcące ją rozerwać na strzępy zastępy demonów, jednak niespodziewana próba nawiązania konwersacji, przez jakiegoś miejscowego osła, który uznał powyższą scenerią za idealną jak chodzi o zawarcie znajomości, okazała się być czymś, czego Olrun nie potrafiła zdzierżyć. „Do licha, naprawdę teraz?” - Nie rozumiem o czym pan mówisz. – Burknęła Walkiria, tym samym wyraźnie dając do zrozumienia iż jest zajęta. Zresztą była w tym sporo prawdy. Olrun nie miała pojęcia czym jest „Rosja”. Podejrzewała, że chodzi o „rosę” a nieznajomy ma po prostu wadę wymowy, z tym że takie tłumaczenie nie bardzo wpisywało się w całość przytoczonego przez niego wątku. Z drugiej strony sadząc po tym jak przydatnym do tej pory okazał się pan kropelka, w odniesieniu do tego jak bardzo spragnieni pomocy byli pozostali żołnierze, owo porównanie miało jakiś sens. Ewentualnie mogło też chodzić o „rosół”. Podobno mężczyźni potrafili rozmawiać o żarciu praktycznie w każdej sytuacji, zatem ta obecna nie byłaby niczym niezwykłym. Wojowniczka zdecydowała się jednak aby tego wątku nie zgłębiać. Na szczęście Bryza w końcu zrobiła jej miejsce, a sama Olrun zdołała wskoczyć do tunelu zaraz za swoim wierzchowcem. Mając z głowy upiory (przynajmniej na chwilę) Walkiria od razu postanowiła wrócić do głównego celu swojej misji. Niestety odpowiedź brzmiała dość zdawkowo, przez co w żaden sposób nie okazała się pomocna, ale najwyraźniej Norny były po jej stronie, jako że rozwiązanie nurtującej ją zagadki znalazło się samo. W końcu trudno o lepsze źródło informacji niż uciekinierzy z miasta. - Przepraszam, ale być może ktoś z państwa widział tu Thora? To taki nabity blondyn w płaszczu. I z młotem. O tej wielkości. – Spytała wojowniczka gestem wskazując na wymiary Mjölnira. Walkiria miała świadomość iż bezpośrednie kontakty z ludźmi to nie jest jej mocna strona, dlatego też jak tylko umiała, starała się maskować oficjalny ton, sympatycznym uśmiechem. Jej uwagę w sposób szczególny zwróciła jedna z młodych dziewcząt, stojąca na przedzie grupy z wyraźnym zainteresowaniem spoglądająca w jej kierunku. Przez moment pełna dumy Olrun, pomyślała iż wojowniczka z mieczem w dłoni, taka jak ona, z pewnością imponowała prostej wieśniaczce, a i samej Walkirii łatwiej było porozumieć się z kobietami niż facetami, jednak gdy posłanka z Asgardu, dokładniej prześledziła kierunek w jakim spogląda zafascynowała dziewczyna, okazało się ze obiekt owego zachwytu ma koński pysk, skrzydła i kopyta. „No przecież. Nigdy nie widzieli pegaza w kanałach, stąd taka sensacja” – Z irytacją pomyślała Olrun. - Chcesz ją pogłaskać? – Spytała Walkiria licząc na przełamanie lodów i szybkie zyskanie zaufania całej grupy uciekinierów. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Gru 19, 2019 7:55 pm | |
| Cholerne stworzenia, już miał pomóc ale nagle nie mógł zauważyć że ludzie mimo starań robią to co umajają i mają czynnik który jest granicą, ale nie na Piotra ten który przeżył w mroźniej Rosji, ciężki trening by być najsilniejszym i najtwardszą tarczą Instytut nigdy nie zrozumiał agresji będąc w swej żelaźniej skórze mało co czuł i może to i lepiej że nic nie mogło go za bardzo skrzywdzić, może to i dobrze że ominął wojsko Rosyjskie i nie został w Armii bo by go zmienili w coś czego nigdy nie chciał, gdy poczuł przeszywający ból na plecach zdecydował się bronić…. Bo co innego mógł zrobić nie chciał niczemu zrobić krzywdę dlatego starał się obijać i w ostateczności zabijać tych cholernych wrogów. Po przeklętej walce chciał porozmawiać z Walkierą i może jej jakoś pomóc, wszak jest to „Dama w Opresji” czy jak to można wyjaśnić, Rasputin chciał po prostu pomóc na tyle ile potrafił. - O Rosje moja droga mi chodzi, jest to bardzo duży kraj który ma pełni absurdów piękny język i kulturę oraz straszną historię. - Wziął głęboki oddech drapiąc się po swojej żelaznym zaroście zastanawiając się co dalej, cóż Rasputinowi coraz bliżej do jego przodka czy jakiegoś Wikinga jego czarne długi włosy sięgające do szyj oraz gęsta i długa broda sięgająca do klatki piersiowej robiły swoje na tym niemalże dwumetrowym potworze. - Cóż wydaje mi się że wiem gdzie możemy znaleźć Thora, ale by mi trochę to zajęło ale z chęcią ci moja droga wojowniczko pomogę, o ile sobie tego moja damo życzysz? - |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sob Sty 04, 2020 3:15 pm | |
| Do tej pory, Creed zachowywał się spokojnie i nie angażował się w sprawy pomiędzy wszystkimi. Działał zgodzie z rozkazami i nie wychylał się do czasu, aż wszyscy znaleźli się w kanałach. Czuł, że zbliżają się do nich jacyś ludzi i słyszał, że nie są wrogo nastawieni, więc również nie reagował. Gdy wszystko było względnie ogarnięte, postanowił rozwiązać jeden problem całej grupy. Jeden spory i metalowy problem. - Kogo k***a obchodzi Rosja? - powiedział spokojnie patrząc w oczy Piotra - Skończ zachowywać się jak pretensjonalna dziewica ze szkółki niedzielnej i zamknij ryj. - oczywiście mówił tonem spokojnym, lecz aż nadto ociekającym cynizmem i wrogością wobec Rosjanina. Ile można? Rasputin zachowywał się jak wyjęty z taniego filmu akcji, w którym on był tym irytującym kolesiem, który niestety nie umarł na początku. Olał go, im dalej od niego tym większa szansa powodzenia akcji. - Szefie - zwrócił się do agenta prowadzącego - Olejmy cywili, nie mamy na nich czasu, a tylko nas spowolnią. Ewentualnie zostawmy z nimi ruska. I tak do niczego się nie nadaje - Victor wiedział, jak wyszkoleni są X-Men i jak zachowują się na misjach, w końcu walczył z nimi wiele razy, a ten był jakimś ewenementem. Nadający się do walki, jak pacyfista w Vietnamie. Całkowicie nie na miejscu. - Musimy się go pozbyć, zagraża misji - misja ponad wszystko. Creed nie miał zamiaru zajmować się cywilami, najchętniej dałby im rację żywnościową i zostawił samych sobie. Im mniej spowalniających grupę osób, tym lepiej. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Sty 08, 2020 1:10 pm | |
| Całe szczęście Olorun przystąpiła do akcji rozbiórkowej jeszcze zanim fontanny wody przestały tryskać. Zdążyła dzięki temu wyrąbać spore przejście w bruku ulicy do tuneli pod nią. Niestety miecz, mimo iż magiczny, nie był idealnym narzędziem wyburzającym. Dużo lepiej sprawdził by się w tej roli młot. Nawet dowolny asgardzki młot, niekoniecznie owiany legendami Miolnir. Czyżby książę Asgardu wybierał swój oręż właśnie pod kątem sprawności kruszenia dzieł ludzkich rąk? Dlatego gdy zaatakowały duchy przejście było gotowe, lecz nie na tyle duże, by koń mógł przejść przez nie komfortowo. Bryza musiała więc mocno wciągnąć brzuch i powiercić, aby w końcu udało jej się przecisnąć. Samotna walka z armią duchów w obronie zaklinowanego w asfalcie końskiego dupska nie nadawała się może jako materiał na gobelin, ale i tak była chwalebna. Koniec końców walkiria musiała sprzedać wierzchowcowi kuksańca sandałem, aby ten wreszcie się przepchnął. Niestety w wyniku osłaniania swojego konia odniosła kilka powierzchownych ran na rękach i nogach. Gdy dosięgły ją już szpony duchów, na nic zdała się asgardzka wytrzymałość i cięcia przeszły jak przez masło. Nie było to jednak nic, co nie zagoi się do wieczora. Widocznie magia była jedyną słuszną bronią w walce ze stworami. Magia i o dziwo wilgoć. W końcu jednak nadwyrężona grupa mogła ruszyć w dalszą drogę. Reakcje na napotkanych cywili malowały się wśród bohaterów bardzo różnie. Od podejrzliwości, przez empatię, na pogardzie czy wręcz totalnej obojętności kończąc. O dziwo najbardziej ludzką ze wszystkich reakcji wykazała się znowu Olorun, która człowiekiem przecież nie była. Jeśli był przynajmniej jeden plus wpychania pegaza do podziemnych kanałów, to przynajmniej było nim posiadanie podręcznego (powiedzmy) zwierzęcia terapeutycznego. Zlęknione dzieci uchodźców od pierwszych chwil taksowały bryzę spojrzeniami nieskończonego zachwytu. Gdy wojowniczka udzieliła im pozwolenia na podejście, nawet rodzice nie byli w stanie powstrzymać dzieciaków. Teraz, gdy na linii strzału znalazł się tak absolutnie niewinny symbol jak dzieci głaszczące skrzydlatego rumaka za grzywę, nawet dowódca opuścił broń. Scena wyglądałaby jak z dziecinnej książeczki, gdyby wszyscy nie byli usmarowani krwią, tynkiem i brudem. -Thor był w mieście! – odkrzyknął od razu jeden z chłopców – Walczył z robotami! Rozwalił takiego naprawdę wieeeeeeeeeeeeelkiego. – chłopak stanął na palcach i uniósł ręce do góry żeby pokazać jak wielki był robot. Wychodziło na to że nie tak wielki. -Tak było. – potwierdził od razu ojciec chłopaka, który przyszedł pilnować syna przy koniu. – Ponoć mocno oberwał. Potem chyba poszedł rozmówić się z właśnie Ogunem. Tak słyszałem. Nie było mnie przy tym. -Ten Ogun. Widzieliście go? – wtrącił się nagle do rozmowy Beck. – Co możecie nam o nim powiedzieć? Wszystko może się przydać. Grupa spojrzała najpierw na dowódcę, potem na siebie. Potem na pegaza. W końcu niepewnie podjęli decyzję komu mogą ufać, a komu nie. - Jeśli pytasz mnie, to podejrzane że Ogun pojawił się akurat podczas ataku tych całych sentineli. Niby ocalił miasto, ale nie powiesz mi że ten atak nie był mu politycznie na rękę. Wszyscy których odmienił dołączyli do niego z własnej woli, ale bądźmy szczerzy, mieli do wyboru przyjąć jego moc, lub zginąć w zamieszkach. Teraz pryskam z tego miasta, zanim zaczną zmuszać niechętnych do dołączenia do tej sekty. - Wiecie gdzie go znajdziemy? Grupa namyśliła się. Widocznie nie byli pewni jak odpowiedzieć na to pytanie, ale nie chcieli pozostawiać Agenta z niczym. - Nie wiemy gdzie się znajduje. Często się przemieszcza. Najczęściej siedzi w wieżowcu naszej telewizji, lub stadionie. To znaczy tej konstrukcji którą ludzie dla niego wznieśli. Nie wiem czym ona jest, ale wygląda jak stadion. Dowódca podziękował skinieniem głowy i nie męczył dłużej uciekinierów. Tak naprawdę nie usłyszał wiele więcej niż wiedział przed misją. Cel wyprawy zakładał zasadzenie się na Oguna tak by zdjąć go w jego wieżowcu, który przerobił na swój pałac. Agent odszedł kawałek na bok i oparł się o ścianę kanału. Wykorzystał postój na zapalenie papierosa. W tym momencie podszedł do niego Szablozębny. -Masz rację. – odpowiedział mu nie namyślając się wcale. – Też tak to widzę. Droga za nami powinna być czysta. Przed nimi idą nasi ludzie. Myślisz że z nim będą bezpieczniejsi? – zerknął na Colosusa. -Ej, olbrzymie! Podejdź! Gdy Piotr zbliżył się do obydwu agentów. Dowódca od razu krótko przedstawił mu sytuację. -Nie mamy czasu pomóc tym ludziom. Mamy misję, której wykonanie jest dużo ważniejsze. Wyślemy ich tą samą drogą co naszych rannych ludzi do punktu ewakuacyjnego. Słuchaj, wiem że jesteś twardy, ale to rozdarcie na twoich plecach wygląda paskudnie. Może pójdziesz z nimi i upewnisz się czy trafią na miejsce bezpiecznie? Dowódca przedstawił całą prawdę. Oni jako agenci nie mogli ryzykować bezpieczeństwa misji, ale on jako wolny strzelec mógł robić co tylko chciał. Do tego nie mieli nawet zapasów, którymi można by się było z nimi podzielić. Rana na plecach Rosjanina krwawiła dość mocno, tak że całe ubranie zaczynało mu nią przesiąkać. Do tego wcale nie musiał prowadzić ich aż za miasto. Niedaleko miał zaparkowany pojazd, którym tu dotarł. Był znacznie bliżej o ile uniknęliby po drodze tych duchów. Z drugiej strony, rozprawienie się z Ogunem też wydawało się ważne, a odchodząc zostawiłby to w rękach dwójki zaledwie niedobitków oddziału uderzeniowego.
|
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Sty 10, 2020 8:40 am | |
| Walkiria nie zamierzała wdawać się w dyskusje na temat estetycznych wrażeń jakie u poszczególnych członków misji wywoływała kraina blaszanego wojownika. Nie przybyła do Midgardu odkrywać nowe ziemie, a co za tym idzie, jeśli nie było tam Thora, to znaczy że owa Rosja w ogóle ją nie interesuje. Za to uchodźcy już tak. Choć oczywiście Olrun musiała zagryzać zęby, godząc się z faktem iż w konkursie atrakcyjności została pokonana przez własnego rumaka. A przecież to ona zabiła dwa tuziny demonów, w czasie gdy jedynym bohaterskim osiągnieciem Bryzy było utknięcie zadem w dziurze w ziemi. Miejscowe dzieciaki były dziwne. Zamiast jej wyparnego miecza, karabinów czy innego sprzętu wojskowego, najbardziej interesował je koń. Ostatecznie Walkiria uznała ze dla uzyskanych informacji jest gotowa pojedynczo sadzać każdego z nich na grzbiecie wyraźnie zdezorientowanego pegaza. Niestety same wiadomości nie zaliczały się do tych optymistycznych. Olrun nie podobało się to iż ludzie mówili o Thorze w czasie przeszłym. Co to miało znaczyć że „był” w mieście? Czyli gdzie jest teraz? Poza tym z tej krótkiej relacji wynikało również, że władca Asgardu zebrał tu spore baty, chociaż skoro po wszystkim był w stanie pójść gdzieś o własnych siłach, to chyba sprawy nie wyglądały tak źle. Niepokojącym był również fakt, iż syn Odyna zniknął pozostawiając po sobie taki bałagan. To znaczy zwykle tak właśnie się działo, tyle że typowy śmietnik po działaniach księcia, oznaczał kurz, gruzy, ruiny i stosy poległych, za to na pewno nie obejmował duchów biegających po powierzchni i ludzi kryjących się pod nimi. Dodatkowy problem polegał na tym, że najpewniejszym źródłem informacji na temat Thora zdawał się być lokalny jarl, co poważnie komplikowało sprawę, generując konflikt interesów pomiędzy ekspedycją, która chciała wyeliminować Oguna bez zadawania mu jakichkolwiek pytań. - Czy ktoś z was wie co potem stało się z Thorem? Albo może słyszał cokolwiek na temat jego planów? – Dociekała Olrun, uznając że ci wygłodzeni, zagubieni i wystraszani uciekinierzy okazali się dla niej dużo cenniejszym źródłem informacji od wojskowych, którzy jak do tej pory, poza luźną deklaracja co do chęci udzielenia pomocy, nie oferowali nic konkretnego. Nie bez znaczenia był również fakt iż Walkiria nie zamierzała zostawić tych ludzi na pewną śmierć, czy to z wyczerpania w kanałach, czy w skutek rozszarpania przez demony grasujące na zewnątrz. Wojowniczka chciałaby się mylić, ale z dotychczasowych obserwacji skłonna była twierdzić, że przekazanie ich pod opiekę Rosji, zwiastowało dla uciekinierów los równie fatalny co próba samodzielnego opuszczenia królestwa Nowego Orleanu. - Powinniście kierować się w stronę rzeki, a potem wykorzystać swoje łodzie. – Podpowiedziała Olrun. – Mogłabym was eskortować, jeżeli zgodzicie się, że w zamian któreś z was zostanie później moim przewodnikiem i zaprowadzi mnie do miejsca gdzie rezyduje uzurpator lub tam gdzie może być Thor. Najlepiej żeby była ona, znaczy się ta osoba, niezbyt ciężka i nie mająca lęku wysokości. – Dopowiedziała Walkiria od razu wykluczając Rosję jako tego który nie nadaje się do wspólnych podróży na grzbiecie latającego wierzchowca. No chyba że miał gdzie uwiązanego własnego smoka. Wojowniczka wychodziła z prostego założenia iż w stanie wojny lokalny przewodnik znaczy więcej niż jakiekolwiek mapy czy systemy nawigacji, które to bardzo szybko staja się nieaktualne. Nie mając wiedzy chociażby o tym, które tunele są zawalone, a które pozostają drożne, Beck mógł krążyć w podziemiach w nieskończoność, usiłując dotrzeć do budynku z którego chciał oddać swój złoty strzał. Jednocześnie jakby wyczuwając konieczność dźwigania dodatkowego obciążenia, sam pegaz od razu prychnął, przecząco kiwając przy tym łbem. Bryza nie lubiła podejmować się działań których zawczasu z nią nie konsultowano. Choć niewykluczone również, iż reakcja zwierzęcia była próbą zaprotestowania przeciwko nieustannemu dźganiu ja palcami przez grupę wyrostków. Widząc bunt w własnej drużynie, Olrun wymownie spojrzała najpierw na wierzchowca, potem na żołnierzy, ciemne, ciasne i mokre tunele oraz na skrzynkę z tajemnicza bronią, która przecież też musiał ktoś nieść, a następnie wniosła oczy ku górze, dając skrzydlatej możliwość wyboru, czy ta woli zostać tu gdzie jest, czy znaleźć się na niebie. Zgodnie z jej oczekiwaniami po chwili pegaz prychnął twierdząco. - Wyprowadzę ich, a potem będę na was czekała na miejscu. – Zaproponowała Walkiria zwracając się do dowódcy. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Sty 10, 2020 4:12 pm | |
| Podchodząc do reszty osób jak był zawołany, od razu się wzdrygał bo chociaż ból pleców był przeokropny. Nie zawracał sobie nim głowę chciał by to wszystko się zakończyło, to też wziął głęboki oddech. - Rozumiem, zróbmy tak i pójdę z wami. - Żałował że nie mógł pomóc Walkiri, chociaż nie wiedział w jaki sposób. Ale na pewna ta Emma Frost, była by w stanie pomóc ale jej jest to decyzja, bo nigdy nie zamierzał kogoś ciągnąć na siłę i zawsze szanował decyzje innych osób. Chociaż Wiktor od razu działał mu na nerwy, tymi słowami gdy myślał że wie wszystko o X-Menach, gdyby tutaj był Logan od razu by się nim zajął i byśmy mieli spokój. - Więc ruszajmy? - |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Sty 28, 2020 7:24 pm | |
| Skoro sprawa ruska była załatwiona i wyglądało, że pozbędą się szkodnika to Creed zwrócił się do dziewczyny - Wątpię, aby Thor zginął. Bardziej prawdopodobne jest, że jedynie zniknął z Twojego magicznego radaru - Victor nie znał się za bardzo na magii, nie więcej niż o niej czytał, jednak chciał jakoś ją pocieszyć. - Słyszałem, że da się zakłucić źródło magii. Na pewno się znajdzie - spojrzał na nią pogodnie - Zostań z nami, niewielu przydasz się nam, a ludźmi zajmie się blaszak - Na koniec Creed nawet uśmiechnął się do Valkirii i odszedł kawałek dalej nasłuchując, czy coś czycha w kanałach, w międzyczasie odpalił papierosa. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Lut 03, 2020 1:49 pm | |
| Mieszkańcy spojrzeli po sobie po usłyszeniu propozycji Olorun. Jasnym było że każdy chciał mieć nadczłowieka jako przewodnika. Nie byli pewni czy Olorun jest mutantką, kosmitką czy bóg wie czym i szczerze mówiąc nie obchodziło ich to. Nie było powiedziane że droga do punktu ewakuacyjnego będzie prosta i każdy z nich wolałby przebyć ją z wojowniczką u boku. Oznaczało to jednak że ktoś z nich, do tego kobieta, będzie musiała pokonać tę trasę jeszcze raz. Tym razem samodzielnie. Grupa zerkała na siebie niepewnie, choć dało się zauważyć że spojrzenia najczęściej padały na młodą, rudowłosą i piegowatą kobietę w stroju miejskiej policji. -Ale… Ale my nie wiemy gdzie jest Thor… - zaczął niepewnie tłumaczyć się mężczyzna, który był chyba nieoficjalnym rzecznikiem grupy. Jego tłumaczenie zostało jednak brutalnie przerwane przez radio, które odezwało się przy pasie agenta Beck’a. Z wewnątrz donosił się stłumiony zakłóceniami głos kobiety, z którą Olorun układała się wcześniej. -Nasi specjaliści przejrzeli wszystko co mieliśmy o sytuacji z Nowego Orleanu. Wygląda na to że Thor faktycznie skierował się do budynku telewizji po inwazji Sentineli, ale od tamtego czasu nie opuścił budynku w sposób konwencjonalny. Do tej pory nie miało miejsca również żadne otwarcie Bifrostu, bo rozumiem że ten dzisiejszy odczyt jest twoją sprawką, tak? Istnieje szansa, że ktoś mógł wyprowadzić go stamtąd jakąś nieznaną nam metodą, jednak jest duża szansa że twój książę przebywa w tym budynku. Mam powiadomić Mścicieli, czy wolicie to rozwiązać miedzy wami, Asgardczykami? Tak czy siak liczę, że w zamian dotrzymasz swojej części umowy. I tak zmierzacie w tym samym kierunku. Odbiór. To uciszyło w pół słowa mężczyznę. Widocznie próbował odwołać się do litości kobiety, a tak stracił swoją, i tak wątłą, kartę przetargową. -Ja pójdę. – zgłosiła się w końcu kobieta, na którą wszyscy zerkali. Ciężko było powiedzieć czy była to jej decyzja, czy ugięła się pod wpływem proszących spojrzeń. Nie dało się jednak ukryć że jeżeli z tej zgrai ktoś nadawał się na kompana dla walkirii, to zdecydowanie była to przedstawicielka straży miasta. Miała przynajmniej minimalne obycie z walką. Kilkoro osób próbowało ją od tego odwieść, ale uciszyła je gestem dłoni, po czym wyszła z grupy na spotkanie Walkirii. Była młoda i butna. Miała spojrzenie wojowniczki -Dobra, rób co musisz. – przyznał w końcu walkirii rację nawet sam Beck - ale posłuchajcie mojej rady. -Nie idźcie w tamtą stronę. Racja, to najkrótsza droga z miasta, ale wyprowadzi was na bagna. Zamiast tego pójdźcie tędy… - pokazał im swoje schematy kanałów. – tym wyjściem znajdziecie się pod oczyszczalnią ścieków w lesie niedaleko lotniska na której gwardia narodowa ustawiła punkt uchodźców. Zaopiekują się tam wami. Po wszystkim dołącz do nas tutaj. – wskazał na jakiś budynek na mapie. – Traficie? – zapytał obydwu kobiet. -Jasna sprawa, o to się nie martw. – odpowiedziała za nie obie rudowłosa, robiąc telefonem zdjęcia ekranów, które pokazywał jej agent. Wszyscy byli już gotowi do drogi, gdy Szablozęby przedstawił swoją propozycję. Uchodźcy zdawali się nie widzieć szczególnej różnicy w tym czy eskortować ich będzie kobieta ze skrzydlatym koniem, czy metalowy wielkolud. Nie widzieli jeszcze żadnego z tej dwójki w akcji i nie wiedzieli co właściwie potrafią. Przy tym wszystkim najbardziej niecierpliwił się chyba Beck. -Cokolwiek postanowicie, my ruszamy. Czas działa na naszą niekorzyść. Najchętniej nie pozwalałby żadnemu ze swoich oddziałowych nadludzi odejść, ale rozumiał że mają oni swoje powinności. O dziwo, miał dziwne wrażenie że ludzie będą bezpieczniejsi w rękach kobiety z innego świata, niż Rosjanina ze świata obecnego. Ostatecznie dwie osoby poradziłyby sobie z zadaniem. Strzelec i spoter. W najgorszym razie agenci sami dokończyliby robotę. O ile nie czekałyby ich żadne dodatkowe niespodzianki po drodze. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Sro Lut 05, 2020 2:07 pm | |
| Walkiria nie przypuszczała że odnalezienie Thora może być tak karkołomne. Nie mówiła tego głośno, ale miała go za nadętego buca, od zawsze będącego w centrum uwagi, z ego wielkim jak planeta i przekonaniem że świat kreci się wokół jego osoby. Ponad połowa pałacowych plotek dotyczyła właśnie księcia Asgardu. Dobrze czy źle, ale ludzie o nim mówili, a co za tym idzie zwykle wiedzieli gdzie jest. Inaczej niż mieszkańcy Ziemi, którzy zdawali się nie dostrzegać znaczenia swojego gościa. Wahanie cywili i ich nagła zmiana strategi z pewnością nie pomagały Olrun podjąć decyzji, której grupie powinna teraz towarzyszyć. Wojowniczka nie rozumiała dlaczego uciekinierzy z osady postanowili wycofać się z wcześniejszych deklaracji, ostatecznie uznając iż o poczynaniach Thora nie mają pojęcia? Może po prostu nie chcieli jej pomocy? Jej zdaniem społeczeństwa opierały się na wzajemnych przysługach, zatem oferta którą złożyła powinna być jak najbardziej do przyjęcia. Tym bardziej, że zobowiązanie odnośnie ratowania przyszłego władcy, pozwoli jej usprawiedliwić ewentualną nadmierną ingerencję w losy świata. Tymczasem jeszcze bardziej zaskakującym, czy też podejrzanym, okazała się zbieżność chwil w której wojskowi postanowili przypomnieć o ich wcześniejszej umowie, jednocześnie starając się pokazać, że rzeczywiście robią cokolwiek w sprawie Thora, choć oczywiście dla Walkirii która nie miała pojęcia kim jest Telewizja, zapewne kimś ważnym skoro posiadała własny pałac, powyższa wskazówka była przydatna tylko w niewielkim stopniu. Kobieta po drugiej stronie radiostacji wykazała się niesamowitą intuicją, choć dużo bardziej prawdopodobnym wydawał się fakt iż cały czas podsłuchiwała ich rozmowy. Ostatecznie, poza okolicznością, że w końcu zgłosiła się kandydatka gotowa przystać na propozycję Olrun, wątpliwości wojowniczki rozwiało przekonanie iż to właśnie ratowanie cywili jest głównym celem ekspedycji, a kropnięcie jakiegoś tyrana jedynie środkiem do jego osiągnięcia. W ten sposób pomagając uchodźcom, Walkiria mogła powiedzieć iż faktycznie pomaga obu stronom, choć gdyby ktoś chciał spytać ją o zdanie, uznałaby że skrytobójczy plan wojskowych z pojęcia „kontrolowany chaos” usuwa jedynie pierwszy człon, ludziom zaś niewiele się od tego poprawi. - Jestem Walkirią, Thor na moim radarze to ostatnia rzecz jaką chciałabym zobaczyć. - zauważyła oburzona Olrun. Co prawda nikt o tym nie wspominał, a samo wybranie do misji akurat jej, mogłoby budzić w tej kwestii pewne wątpliwości, ale wojowniczka milcząco założyła że „znajdź Thora” oznacza „znajdź żywego Thora” i żadna inna opcja nie była przez nią brana pod uwagę. Wsłuchując się w wskazówki sierżanta, kobieta z Asgardu pytająco spoglądała na Rosję, tak jakby oczekiwała że również on rozwinie swoja wcześniejszą propozycję na temat poszukiwań Thora. A może po prostu badała wzrokiem jego imponujące gabaryty, przeczuwając iż taki kolos wcześniej czy później zaklinuje się gdzieś w kanałach, tym samym przysparzając im nie lada problemów. Była tu obca, a co za tym idzie czuła się najmniej kompetentna by dowodzić uchodźcami. Mogła jedynie ochronić ich na wypadek niespodziewanych komplikacji, jednak wybór drogi wolała pozostawić komuś bardziej zorientowanemu. - Wolałabym port albo jakąś rzeczną przystań, ale jeśli nie macie nic takiego, to trudno, bagna czy oczyszczalnia brzmią wystarczająco wodniście. Niech Rosja zdecyduje. - Oświadczyła Olrun, zwracając się następnie do swojej nowej partnerki - Masz jakieś imię? Na pewno trafisz? Latałaś kiedykolwiek na pegazie? A ten cały Telewizja, jest po waszej stronie czy wspiera obecnego jarla? |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Nie Lut 16, 2020 8:07 pm | |
| Zacisnął dłonie ale w końcu zamilczał, nie wiedział za bardzo nie był żołnierzem to też nie rozumiał taktyki, chciał się z tym uporać i po prostu wrócić do domu, tęsknił za swoją jedyną miłością oraz najbliższą przyjaciółką, nie wiedział czy ją jeszcze spotka… może powinien wrócić do domu i pomóc rodzinie, wszak ktoś musiał o to wszystko załapać starał się zrozumieć co ten człowiek ma do powiedzenia. - To ruszajmy zakończmy ten koszmar, nie chce kolejnych ofiar… agencie - Nie wiedział jakiej miał stopień to też po prostu, powiedział co nasuwało mu się w głowie. Prowizorycznie zaszyli jego plecy, to też zaczął trzymać swoją mutację żelaznej skóry, do póki nie wróci do domu. Jest to jego jedyne marzenia, doskonale wiedział że nie za bardzo pomoże tutaj. - Oczyszczalnia, brzmi dobrze zrobię co w mojej mocy by zakończyć te potworne rzeczy... - |
| | | Sabretooth
Liczba postów : 106 Data dołączenia : 11/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Mar 17, 2020 6:18 am | |
| Spoglądając raz na uciekinierów, raz na wojowniczkę i Rasputina, Creed miał pewien dylemat. Niby życie uciekinierów jest ważne, ale misja ważniejsza. Najlepiej wybrać misję rzecz jasna. Lekko się uśmiechnął na słowa Walkirii. - Telewizja to instytucja, tutejszy przekaźnik informacji - wtedy też do głowy Kanadyjczyka wpadł pewien pomysł, chyba najlepszy. Spojrzał na dowódcę - Dzwoń do dowództwa i powiedz im, aby spróbowali przejąć kontrolę na jak największą liczbą kamer i całej elektroniki. - spojrzał na przywódczynię uciekinierów - Jak dobrze znasz kanały? Wiesz, gdzie jest na bliższe wyjście w centrum? Wiesz, gdzie znajdziemy najbliżej źródło prądu? - chodził mu po głowie dziwny pomysł i może nieco ryzykowny - Jeżeli nie uda się przejąć władzy nad kamerami spróbuję zniszczyć zasilanie, to powinno dać nam przewagę idąc w nocy - co prawda Creed najbardziej wolałby iść sam, ale skoro był z ekipą, to powinien dać im jak największą przewagę w starciu z wrogiem. Dywersja powinna być dobrą akcją, o ile pomysł z kamerami nie zadziała. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Czw Mar 26, 2020 12:49 pm | |
| Młoda rudowłosa kobieta została zalana lawiną pytań. Z tego wszystkiego trochę pogubiła się w odpowiedziach. -Tak! Prawdopodobnie... z mapą. Nie? I obecnie wspiera Oguna. - Dodała do odpowiedzi Szablozębnego. - Jestem Sam. To znaczy Samantha. A ty? - Kobieta wyciągnęła rękę w stronę Olorun. Wyglądała raczej pozytywnie zwarzywszy na wszystkie okoliczności. Wygląda na to że zespoły jako tako zostały już ustalone. Zostało więc pożegnać się i ruszyć w swoje strony. Droga przez kanały minęła wszystkim raczej monotonnie. Pomimo iż wszyscy stale nadstawiali uszu i oczu, niespodziewane ataki zdawały się nie następować. Same tunele były już natomiast pewną różnorodnością w nużącym się marszu. Widocznie budowane były etapami i każdy odcinek różnił się od poprzedniego. Czasem przejścia były wygodne, suche i szerokie, a czasem śliskie chodniki były tak wąskie, że ledwo dało się przejść suchą stopą gęsiego, a sama bryza kilka razy musiała się zmoczyć. Z zasady jednak im dalej od centrum, tym korytarze stawały się szersze. Oczywiście im bliżej centrum, tym tunele były starsze i bardziej klaustrofobiczne, tak więc zdarzały się odcinki przez które Victor, oraz Beck musieli dobre kilkaset metrów pokonać w kucki. Całe szczęście nie musieli się czołgać.
Grupa Olorun i Piotra napotkała pierwszą przeszkodę już niemal u samego celu swojej podróży. Zbliżając się coraz bliżej oczyszczalni kanały robiły się coraz szersze, zbierając się w całe rzeki. Pomieszczenia były natomiast tak szerokie, że Bryza mogła miejscami zaryzykować prosty lot. Gdy jednak drużyna dotarła do pierwszego z zaznaczonych na mapie zbiorników akumulacyjnych, zaczęły się problemy. Ścieżka, którą mieli podążać, wspinała się spiralnie w górę dookoła ścian zbiornika. Jednak z korytarza wyżej, tego którym mieli kontynuować marsz, lał się potężny strumień wody. Rwący strumień cieczy wyrzucał hektolitry w każdej sekundzie, powodując głośny huk uderzając o taflę w dole. Woda niemal całkowicie wypełniała przejście. W tym czasie jak wszyscy świecili telefonami i latarkami, by jak najbardziej rozświetlić pomieszczenie, Samantha energicznie stukała w ekran swojego telefonu i zwężała oczy starając się odszyfrować coś na jego powierzchni. -Wydaje mi się że musimy zawrócić... - powiedziała w końcu. - Jakieś dwadzieścia minut wcześniej mijaliśmy rozwidlenie, którym moglibyśmy udać się na południe. Nadłożymy trochę drogi i wyjdziemy dalej od tego lotniska. Nie mam też pojęcia gdzie właściwie wyjdziemy i przez co musielibyśmy przejść. Dziewczyna spojrzała wyczekująco na Olorun, widocznie licząc na to że to ona podejmie decyzję. Pozostali ludzie zresztą zachowali się podobnie. Jak trwoga to do boga, mawiają.
W tym samym czasie niedobitki oddziału S.H.I.E.L.D. parły dalej na przód. Narastająca między nimi cisza zaczynała ciążyć niczym balast. -Widziałem twoje akta. - odezwał się w końcu Beck, gdy mijali głośniejszy etap kanalizacji. - Nie żebym nie wierzył w drugie szanse, ale czemu właściwie S.H.I.E.L.D? Nie wydajesz się typem, który lubi otrzymywać rozkazy. Po drodze było dużo czasu żeby wymienić odpowiedzi. Grupa nieniepokojona przez nikogo dotarła do swojego celu, czyli piętrowego parkingu w pobliżu budynku telewizji i pobliskiego centrum handlowego. Gdy Victor podniósł właz, okazało się że nie znajdują się na zewnątrz, tylko w jednym z pustych pomieszczeń serwisowych parkingu. Zaraz za drzwiami znajdowała się stróżówka, również pusta, niemal ogołocona ze wszystkich sprzętów. Według planu znajdowali się wciąż pod ziemią, na poziomie -2. Nigdzie nie było śladu jakichkolwiek samochodów. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Mar 27, 2020 11:43 am | |
| Walkiria nie do końca rozumiała kim jest człowiek – instytucja. Z pobieżnych informacji jakie uzyskała od towarzyszących jej osób, wyłaniał się obraz jakiegoś dość istotnego doradcy, którego zadaniem jest gromadzenie informacji i przekazywanie ich władcy. Wiedza na temat nastrojów ludu czy plotek szerzących się w królestwie, często okazywała się kluczowa dla utrzymania pozycji tych kó:registered:zy zasiadali na tronach, a co ważniejsze ktoś taki musiał zdawać sobie sprawę z obecności, poczynań i dokonań Thora, a co za tym idzie, Olrun postanowiła zapamiętać sobie owego Telewizję, jako ewentualną drogę od odnalezienia następcy tronu w Asgardzie. Póki co z zadowoleniem przyjęła zapał z jakim Sam wydawała się podchodzić do czekającego ich zadania. - Jestem Olrun Omsorgsfuld - przedstawiła się Walkiria, w mocnym uścisku obejmując obiema dłońmi przedramię dziewczyny. Wojowniczka zdawała sobie sprawę że jej imienia i nazwiska i tak nikt nie spamięta, o wymówieniu go poprawnie nie wspominając. Sama zresztą posługiwała się nim niezwykle rzadko, przez mieszkańców Asgardu będąc nazywana po prostu Walkirią lub siostrą, przez te które nosiły to samo miano. – A to jest Bryza. – dodała Olrun wskazując na swojego pegaza. Kobieta dopiero teraz przyjrzała się skali czekającego ja zadania. Wcześniej nie miała pojęcia ilu właściwie jest tych uchodźców i w jakiej są oni dyspozycji fizycznej i psychicznej. Zakładając iż ukrywali się w kanałach od dłuższego czasu, gdzie trudno było mówić o jakichkolwiek wygodach, a do tego biorąc pod uwagę szok jakim musiała być nagła zmiana warunków egzystencji, Walkiria przeczuwała ze będzie źle. I faktycznie było. Było nawet gorzej niż się spodziewała. Zbitka ludzi przypominała zawartość żołądka. Pomijając organizacyjny chaos, pogardzający ogólne wrażenie tego co reprezentują sobą ci ludzie, nie sposób było nie dostrzec iż przeważali wśród nich słabi, chorzy i niedożywieni. Tych jak Sam, mogących walczyć, była zaledwie garstka. Zresztą skoro nawet wojskowi nie dysponowali broną mogącą przeciwstawić się demonom, to trudno było podejrzewać tych tu o posiadanie czegoś takiego. Srebro na przykład mogłoby być użyteczne, jednak jedynym „metalowym” wydawał się być tu Rosja. No i ona bo przecież nosiła zbroję. - Ja i Bryza pójdziemy przodem, a ty Rosja stań na końcu kolumny, na wypadek gdyby ktoś nie nadążał, zgubił się lub gdyby groziło nam niebezpieczeństwo od tej strony – poprosiła Walkiria, jednocześnie próbując załatwić sprawę skierowanie wielkoluda do czegoś pożytecznego, a przy okazji czegoś daleko od niej. Rosja który ledwo mieścił się w ciasnych korytarzach, stanowił naturalną barierę mogącą chronić uciekinierów na wypadek nagłego pojawienia się demonów. – Sam, zbierz swoich w jedną grupę. Podziel ich na tych którzy potrzebują pomocy i tych którzy owej pomocy mogą udzielić. Muszą zatroszczyć się o siebie nawzajem. Przynajmniej do czasu aż dotrzemy do punktu ewakuacji. Olrun nie była dobrym przywódcą. Charakter jej misji sprawiał iż z reguły pracowała sama. Nie przywykła też do zawierania bliższych relacji z tymi którym służyła za przewodniczkę. Biorąc na uwagę szczególne okoliczności jakie zwykle towarzyszyły spotkaniom ludzi i Walkirii, cos takiego jak swobodna wymiana zdań zdarzało jej się niezwykle rzadko. Wojowniczka postanowiła skupić się na celu i tego się trzymać. Im szybciej dostarczy ludzi na miejsce tym szybciej i łatwiej wróci do poszukiwań Thora. Albo Telewizji. Jednak póki co Norny nie były dla niej łaskawe, utrudniając to co i tak z racji kondycji mieszkańców Nowego Orleanu nie było proste. Widząc potoki wody, zalewające przejście do którego zmierzali, Walkiria musiała naprawdę się starać by nie zakląć na głos, sięgając po zasób słów niezbyt odpowiedni dla posłańca z Asgardu. „Pegaz by się uśmiał, a już Thor to na pewno” – pomyślała Walkiria, jednocześnie starając sobie przypomnieć co wie na temat zbiorników retencyjnych, znajdujących się na oczyszczalniach ścieków. Paradoksalnie ulewy i nadmiar czystej wody były dla takich obiektów czynnikiem szkodliwym, ponieważ deszczówka jest zbyt jałowa jak chodzi o składniki organiczne, a co za tym idzie zaburza proces w reaktorach biologicznych. Zbiorniki takie jak ten miały za zadanie przetrzymać wszystko to czego w danym momencie jest za dużo, po to by później dozować swoją zawartość zgodnie z wymogami technologicznymi. Całość natomiast sprowadzała się do tego że zarówno napełnianie jak i opróżnianie takich zbiorników odbywało się za pomocą pomp, a nie działo się samoistnie. Pompy z kolei można było wyłączyć. Ewentualne uszkodzenia rurociągów doszczelnić, a całą tą wodę, której w normalnych warunkach nie powinno tu być, jakoś zatrzymać. - Wezmę Rosję i sprawdzę co jest przyczyną tego przecieku. Jak go już załatamy, pójdziemy dalej. – Postanowiła Walkiria, przekonana iż ludziom bardziej niż kilkadziesiąt dodatkowych kilometrów marszu, przyda się chwila odpoczynku. – Zaczekajcie chwilę. Umiesz się wspinać wielkoludzie? |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Maj 29, 2020 6:43 am | |
|
-Spokojnie Walkirio, jestem z X-Menów więc jestem gotowy na większości rzeczy. - Nie za bardzo widział że ktoś będzie nim dyrygował, ale cóż nie ma Logana który mógł by użyć swój potężne doświadczenie wojskowe, sprawniej dać rozkazy to też jedynie co milczał jak to miał zwyczaju jego mentor i przyjaciel. Wątpił że coś powie nowego albo czy ktoś by go chciał słuchać jedynie co skinął głową i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, cholernie te rany na plecach które zrobiły mu ,,demony” drażniły mimo żelaznej skóry dalej odczuwał ból. To też starał się myśleć o czymś innym, może po tym wszystkim ruszy do krajów byłych Radzieckich i będzie starał się odnaleźć siebie, bo czuj że coś w nim niszczy od środka, jaka by siła łamiąca wszystko i nie wiedział czy to będzie dobra możliwość. By po tym wszystkim móc brać czynny udział w byciu X-Men.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Cze 01, 2020 1:58 pm | |
| Walkiria zareagowała odruchowo, w wojskowy sposób formując kolumną zabezpieczoną z przodu i z tyłu przed ewentualnymi atakami nieprzyjaciół. Było to dobre zabezpieczenie, lecz na szczęście okazało się niepotrzebne, bo droga przeszła im bez niespodzianek. Innych niż zalany zbiornik wodny blokujący dalsze przejście oczywiście. Mniej spodziewanym efektem było też jednak to, że morale ludzi uległo poprawie. Być może w końcu poczuli się odrobinę bezpieczniej wiedząc że są pod wodzą kogoś, kto wie (lub przynajmniej zdaje się wiedzieć) co należy robić w danej sytuacji. Podział ludzi na dwie grupy nie dał chyba jednak oczekiwanych rezultatów. W grupie „przydatnych” znajdowała się Sam, oraz dwóch mężczyzn, z czego niepewna mina jednego z nich nie wskazywała by on sam uważał się za bardzo przydatnego. Wszyscy jednak i tak odetchnęli na wieść o chwilowym postoju. Trzeba było przyznać że wiedza walkirii w dziedzinie ludzkich technik retencyjnych stała na bardzo wysokim poziomie. Być może zdarzało się jej przeprowadzać na „drugą stronę” zbyt gadatliwych techników kanalizacyjnych? W każdym razie do całości jej informacji można było dorzucić jeszcze fakt, że nowy orlean leżał dosłownie na wodzie (a w wielu obszarach wręcz pod jej poziomem) i instalacje te były wręcz krytyczne dla funkcjonowania miasta. Olorun doskonale mogła się temu przyjrzeć latając nad miastem na pegazie. Woda wylewała się z tunelu z prędkością rwącej górskiej rzeki, jednak ani dla wspierającej się mieczem boskiej wojowniczki, ani dla tonowego człowieka ze stali nie stanowiło to aż takiego problemu. Mogło to przypominać spacer pod wiatr bardzo silnego huraganu. Było męczące, jednak uważając nie było możliwości aby się przewrócić. Do tego poziom cieczy nie był na tyle wysoki żeby całkowicie wypełniać korytarz, tak więc pod sufitem wciąż znajdywała się wolna przestrzeń z powietrzem do oddychania. Już po kilkunastu metrach okazało się jasne, co było przyczyną przecieku. Dalsza część prowadzącego lekko pod górę tunelu rozszerzała się i przechodziła w kolejne pomieszczenie. Nie sposób było jednak stwierdzić jakie było jego przeznaczenie, bo teraz było ono doszczętnie zniszczone. Z kilkunastu sporych rur przecinających pomieszczenie zostały tylko tryskające wodą kikuty. Wszystkie ściany były zawalone, lub popękane. Nosiły też ślady spalenizny, pomimo całej tej okolicznej wilgoci. Tutaj nurt był już o wiele słabszy i łatwiej było utrzymać się na nogach. Rozglądając się dookoła można było zobaczyć kilka dryfujących w wodzie ciał. Były całe napęczniałe i utrzymywały się w miejscu przez zawalone elementy pomieszczenia i orurowania. Na domiar złego, droga dalej zdawała się być doszczętnie zawalona przez gruz. Ciężko było określić jak głęboko sięgało zawalisko i ile mogłoby zająć przekopanie się. Z pozytywnych wiadomości zostawało to, że do pomieszczenia najwyraźniej trafiało dzienne światło. Na początku bohaterowie mogli nie zwrócić na to uwagi, lecz część sufitu została wyburzona i wąskim otworem prowadziła ukośnie w górę. Otwór wygodnie byłby w stanie pomieścić pełznącego w nim człowieka, a nachylenie mogłoby mu na to pozwolić. Tunel wyglądał dosłownie jakby coś wydrążyło go aby się stąd wydostać. Ściany nie były idealnie gładkie, jednak linia idealnie prosta.
|
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Cze 02, 2020 11:13 am | |
| Walkiria przygryzła się w język, próbując nie dać po sobie poznać co myśli na temat mobilizacji wśród uchodźców, gdzie drastyczna większość czekała na pomoc, nie wykazując przy tym ochoty by samemu zaangażować się dla innych. Biedna Sam musiała naprawdę cierpliwie znosić takie towarzystwo. W trosce o zdrowie psychiczne dziewczyny, Olrun postanowiła zostawić jej do pomocy Bryzę, uprzedzając zawczasu by młoda pod żadnym pozorem nie przekazywała pegazowi dowództwa. Wojowniczka nie chciała napracować się tam na górze, powstrzymując strumienie wody tylko po to by później przekonać się ze jej skrzydlata przyjaciółka dawno już zarządziła odwrót. Bryza byłą cykorem, co biorąc pod uwagę morale uciekinierów, mogło okazać się nad wyraz zaraźliwe. Nawet jeśli poddani w królestwie Nowego Orleanu słabo porozumiewali się „końskim”. Za to Rosję wolała trzymać blisko, nie mając pojęcia co żelaznemu wielkoludowi chodzi po głowie. Póki co okazało się że jak na kogoś z sylwetką niezdary, gigant wspinał się nad wyraz dobrze. I o dziwo w ciszy. Nawet jeśli samo przejście nie stanowiło dla nich wielkiego wyzwania, Olrun starała się o cenić je pod kątem możliwości przeprowadzenie tędy osłabionej gromady starców, dzieci, jednej Sam i bandy leniwców. Wniosek z powyższych rozważań był jeden. Albo zatrzymujemy ten potok albo próbujemy tak jak jest, narażając się przy okazji na gigantyczne straty. Swoją drogą wojowniczka nie mogła nie zauważyć ironii, za sprawą której poznawanie ludzkiej cywilizację w jej przypadku odbywa się z takiej oto strony. Porównywanie królestwa Nowego Orleanu do Asgardu samo w sobie brzmiało jak bluźnierstwo, choć rzeczywiście w jednym i drugim miejscu nie brakowało wody, stąd wiedza jak ja zagospodarować nie była Walkirii obca, nawet jeśli nie zaliczała się do pierwszej setki najlepszych inżynierów jakimi zarządzał Odyn. - Eee nie jest aż tak źle, ktoś zrzucił tu bombę i tyle. – Złośliwie zauważyła Walkiria, gdy oboje z Rosją dotarli na górne piętra. Po cichu liczyła na to, że jej towarzysz będzie wiedział w tej kwestii coś więcej i podzieli się z nią swoimi spostrzeżeniami. Przecież nie pojawił się tu znikąd. Jak chodzi o spadanie z nieba, ona jedna to już i tak nadmiar. W zasadzie nie wiedzieć dlaczego w zrujnowanym wojną mieście spodziewała się zwykłej usterki. Aż taką optymistką to nie była. Z drugiej strony rury powyrywane w skutek eksplozji, brzmiały lepiej niż pęknięta tama czy zapadające się dno zbiornika. Tymczasem rury przy odrobinie pracy dało się czymś zatknąć, zwłaszcza że strumień wody wyglądał bardziej na grawitacyjny niż ciśnieniowy, a potrzebny im korek nie musiałby być idealnie szczelnym, zapewniając jedynie czas potrzebny na przeprowadzenie uchodźców przez zalany odcinek tunelu. Walkiria uznała że w tym przypadku mogliby wykorzystać nagromadzony tu gruz i skalne odłamki, lub w dalszej perspektywie zadek Rosji. - Więcej niż mi się wydaje”, tak? – spytała wojowniczka starając się nawiązać do wcześniejszej opinii żelaznego wielkoluda. Olrun nie miała pojęcia czym są X-meni, dlatego też zawczasu nie tyle nie zwróciła uwagi na ową przechwałkę, co po prostu ją zignorowała. Kojarzyła, że Thor wspominał coś o elitarnych jednostkach Midgardu, ale tamci nazywali się chyba inaczej. – Czy owa większość rzeczy obejmuje również umiejętność ściśnięcia rury i zgniecenia jej tak jak słomkę? Bo jeśli tak, to cofam wszystkie złe myśli jakie wcześniej miałam na twój temat. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Cze 05, 2020 11:01 am | |
| Cóż pierwszy raz pracował kimś takim jak Walkiria ale no miał przynajmniej miłe towarzystwo, chociaż brakowało mu zawsze młodego Wolvie, który dawał mu rady często tłumaczył najróżniejsze zagadania jak i był na niego niczym ojciec/brat jak i dobry przyjaciel za którego by życie oddał, spojrzał na kobietę poklepał ją po ramieniu. - Zobaczę co da się zrobić wojowniczko. - Zanim użyje brutalnej siły starał się ocenić gdzie najlepiej ścisnąć rurę. Wszak nie chciał były kolejne straty a nie jest to takie proste jak się wydaje ludziom, jeśli mu się udało zaczął powali działać by szło to równomiernie, chociaż ból pleców jakie mu sporządzili te ,,demony” nieco mu przeszkadzał też doskonale wiedział że furia w nim jest tak wielka że raczej w Rosji to człowiek nie kontroluje gniewu, a to gniew kontroluje jego doskonale zdawał sobie sprawę że jeśli puści tego potwora na zewnątrz nie będzie miał możliwości wrócić do domu, nie chce już nikogo krzywdzić… |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Wto Cze 09, 2020 8:28 pm | |
| To że pomieszczenie uległo eksplozji nie podlegało wątpliwości. To, że była to jakiegoś rodzaju bomba było też bardziej prawdopodobne niż usterka maszynowni. W okolicy nie było widać czegokolwiek co mogłoby spowodować osmolenia ścian, a eksplozja na skutek ciśnienia zostawiłaby inny obraz zniszczeń. Co do samego przebiegu pracy, to szedł on dość mozolnie. To jednak dobrze że Colossus wziął pod rozwagę swoje czynności bo większość rur była nadkruszona wybuchem i załatanie ich samym zagięciem nie było takie proste. Czasem do załatania należało użyć okolicznego gruzu, a czasem próba zupełnie spaliła na panewce, ponieważ nadwyrężona rura dosłownie skruszała gigantowi w rękach. Ostatecznie nie wszystkie przecieki dało się zahamować, ale poziom wody osłabł na tyle, że rwąca rzeka w dół zamieniła się w leniwy potok, a uchodźcom nie groziło nic więcej niż mokre skarpety i ewentualne przeziębienie. Cała robota mogła zająć nawet godzinę czasu. -Jesteście tam jeszcze!? Co się dzieje!? - korytarz z dołu poniósł głos Samanthy. Echo odbiło głos zniekształcając go, a sama dziewczyna starała się krzyknąć na tyle głośno by ją usłyszano, lecz na tyle cicho by nie zwrócić na siebie uwagę kogoś z zewnątrz. Całe szczęście że dość dobrze zagłuszał go odgłos spadającej wody. |
| | | Walkiria
Liczba postów : 31 Data dołączenia : 02/09/2019
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Cze 15, 2020 9:46 am | |
| Z zaskoczeniem, delikatną nutką rozbawienia, a przede wszystkim z nieukrywanym podziwem, Walkiria przyglądała się poczynaniom Rosji, gdy ten z niebywałą lekkością zgniatał metalowe rury, tak jakby rzeczywiście były one kawałkami słomy. Posłanka z Asgardu, z strony żelaznego wielkoluda, spodziewała się raczej burkliwej odpowiedzi w stylu „nie jestem twoim Thorem” a następnie sugestii znalezienia innego rozwiązania, tymczasem wbrew jej oczekiwaniom, Rosja od razu zabrał się do pracy i co więcej szło mu całkiem nieźle. Obserwując jak Colossus radzi sobie z okiełznywaniem kolejnych strumieni wody, Olrun zastanawiała się jednocześnie czy jej obecny towarzysz ma w sobie więcej z człowieka czy z maszyny. Z pewnością zarówno jak chodzi o siłę jak i umiejętności komunikowania się, bliżej mu było to jakiegoś ludzkiego wynalazku, niż żywej istoty, co paradoksalnie wypominała mu ta, która również nie brylowała w temacie zjednywanie sobie obcych. Oczywiście na swoje usprawiedliwienie wojowniczka miała to, iż z racji powierzonych jej obowiązków, skazana byłą raczej na bardzo przelotne znajomości. - Czym ty właściwie jesteś? – Spytała Olrun koniecznie chcą zaspokoić własną ciekawość. – Czy tam skąd pochodzisz wszyscy są tak wyjątkowi? Znaczy się nie wiem jak z resztą rzemieślników, ale kowali to macie przednich. Ponieważ ona sama nie miała w chwili obecnej wiele do zrobienia, poza sporadycznym dosypywaniem gruzu, Walkiria postanowiła poświęcić ten czas na dokładne przyjrzenie się skutkom wywołanego wybuchu. Dokładnie przeanalizowała konstrukcję znajdującego się nad nimi przejścia. Zastanawiała się kto je wydrążył i jakie niespodzianki mogą czekać po drugiej stronie. Oczywistym było dla niej że ktoś będzie musiał przez nie przejść jako pierwszy i tym kimś najpewniej będzie ona. A potem pomyśli jak tą samą drogą przetransportować Rosję i pegaza. Byli już prawie u celu, zaś najbliższa droga zdawała się prowadzić właśnie tędy. Olrun chciała jak najszybciej dostarczyć uchodźców na miejsce, a następnie porwać Sam pod pachę i kontynuować poszukiwanie Thora znajdującego się prawdopodobnie w warowni telewizyjnej. Jak chodzi o wielkiego żelaznego, Walkiria nie miała związanych z nim większych planów. Bryza na pewno go nie uniesie więc jeśli Rosja nie miał skrzydeł ukrytych pod płaszczem, to wszystko wskazywało na to, że będą musieli go zostawić. Pomimo faktu iż olbrzym właśnie udowodnił niezwykłą przydatność. - Zabezpieczyliśmy przejście! – odpowiedziała wojowniczka z Asgardu usłyszawszy dochodzący z dołu głos zaniepokojonej Samanty. Jakkolwiek pojęcie „my” brzmiało w tym wypadku dość ironicznie, ponieważ to Rosja odwalił całą brudną robotę, Olrun uznała że skoro pomysł był jej, to i zasługi rozkładały się po równo. Poza tym Rosja nie wyglądał na takiego co się obraża. Albo też ona nie widziała go jeszcze w bitewnym gniewie. – Przysyłaj ich tu pojedynczo. Bryza pomoże tym którzy nie dadzą rady przejść o własnych siłach. – Zakomunikowała Walkiria, zastanawiając się jednocześnie czy jej pegaz wciąż tam jest. To znaczy czy podczaj jej krótkiej nieobecności, zwierzę nie zostało zmaltretowane przez liczną grupę swoich małych wielbicieli. - Wejdę na górę i zobaczę co mamy nad głowami. – zdecydowała Olrun zwracając się do Rosji. |
| | | Colossus
Liczba postów : 48 Data dołączenia : 16/02/2013
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pon Cze 29, 2020 12:30 pm | |
| Spojrzał na małą kobietę, jedynie co troszkę się uśmiechną, jej zainteresowaniem jego skromną osobą. Zmienił swoje ciało na ludzki kolor, a przy tym skrzywił się z bólu z racji że rany dalej mu pulsowały, no ale cóż taka profesja ,,super” bohatera. - Jestem mutantem, każdy z nas jest nieco inny i ma inne ,,dary” i pochodzę z Ziemi, tylko nasze kraje są podzielne różnymi granicami i kulturami, to tak jak u was są różne światy i każdy jest inny, u nas jest to wszystko w jednej kupie. - Starał się najlepiej jak mógł wyjaśnić chociaż nie było to takie proste jak się wydawało, to też zasiadł na kamieniu myśląc, czekał na jej dalsze decyzję wolał być człowiekiem który działa, bo nie chciał sprawić żadnego problemu poza tym ona jest bardziej doświadczona, pewnie w działach bojowych niż sam Rasputin.
|
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu Pią Lip 03, 2020 1:26 pm | |
| Po zmianie wyglądu collossus nieznacznie zmalał, ale wciąż można było uznać go za wielkoluda według ziemskich standardów. Rysy urody rzeczywiście miał nieco nordyckie, co mogłoby potwierdzać jego teorię o pochodzeniu z dawnego ziemskiego ludu Odyna. Tymczasem Samantha i Bryza przystąpiły do ewakuacji ludzi. Sądząc z niesionych echem odgłosów pegaz nie od razu podszedł do planu ochoczo. Zmuszenie go do współpracy wymagało od Rity gróźb cielesnych w postaci wlepienia przeżutej gumy we włosie jeżeli zaraz im nie pomoże. Po krótkiej demonstracji czym jest rzeczona guma, koń z wyrzutem zgodził się pomóc w przeprawie. Waliria zdecydowała się ruszyć na zwiady w czasie gdy Piotr odbierał kolejne grupy uchodźców po tej stronie strumienia. Podejście pod górę zdecydowanie nie należało do wygodnych, nie było jednak aż tak męczące. Raczej żmudne. Miejsca było niewiele więcej niż obrys tułowia, tak więc w górę trzeba było mozolnie poruszać się ruchem robaczkowym naprzemiennie zapierając rękoma i nogami. Gdyby ktoś teraz zerknął górę szybu, mógłby się mocno zarumienić. Całe szczęście wszyscy byli zbyt przejęci żeby choćby zauważyć otwór w suficie, a co dopiero wpatrywać co się w nim rusza. Ludzie pierwszy raz teraz widzieli Rasputina w jego prawdziwej postaci, tak więc nie wszyscy od razu go poznali. Pewna kobieta złapała się za głowę widząc jego podartą koszulę i podobnie wyglądające plecy. –Matko boska! Co ci się stało! Trzeba się tym zająć. Nie ruszaj się, bo bardziej otworzysz ranę! – Nie wiadomo skąd kobieta znała się na tych rzeczach, ani czemu tachała torbę pełną akcesoriów pierwszej pomocy, ale od razu wzięła się do pracy. W ruch poszedł środek dezynfekujący i igła ze sporą ilością nici. Na koniec z resztek bluzy Piotra zrobiła prowizoryczny opatrunek i po zdezynfekowaniu także jego okryła nim plecy mutanta. Trwało to jakiś czas, ale w końcu i tak musieli poczekać aż wszyscy znajdą się po drugiej stronie. Ostatnią przybyłą była oczywiście Samantha, pomagająca pewnej starszej pani nie spaść z pegaza. –Wielkolud? Gdzie jest Ol’? – Zapytała Collossusa. Tymczasem walkiria wydostała się już na zewnątrz. Świeże powietrze było miłą odmianą od wilgotnej stęchlizny kanałów. Na miejscu okazało się że nie byli wcale daleko od swojego celu. Wyjście otworu znajdowało się na terenie jakiegoś sporego kompleksu składającego się z mniejszych i większych budynków rozłożonych na dość sporym obszarze. Sądząc po rozstawionych tu i ówdzie rurociągach, trafili właśnie do oczyszczalni. Co innego że sam kompleks został również zniszczony. Wiele z budynków leżało w gruzach ze śladami eksplozji. Właściwie nie dało się po okolicy okiem by nie natrafić na ciało jakiegoś nieszczęśnika. Walkiria nie była tu jednak sama. Wśród gruzów jednego z dalszych budynków kręcili się jacyś ludzie. Przynajmniej piątka czy szóstka. Oni też ją zauważyli, bo pokazywali ja sobie nawzajem palcami.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulice Nowego Orleanu | |
| |
| | | | Ulice Nowego Orleanu | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |