YouTube z kolei dosłownie zalewała fala filmików, na których ludziom udało się uchwycić działania samych robotów lub także osób z nimi walczących. Niektóre nagrania zamykały się w kilku sekundach, inne trwały dłużej, jakość wahała się od całkiem dobrej do cegłówkowej... Lecz nawet na tych ostatnich dało się co nieco zobaczyć. Część takich filmów była linkowana na różnego rodzaju stronach, zaczynając od serwisów informacyjnych, przez blogi czy fora internetowe, a na portalach poświęconych bohaterom kończąc.
***
Film "Avengers, NYC" przedstawiał kilka sekund wyrwanych z - zapewne - dłuższej walki. Przesuwał się po placu boju, zamiast skoncentrować się na konkretnych osobach czy robotach, lecz mogło to wynikać z tego, iż nagrywająca go osoba była w trakcie uciekania i pewnie nie przejmowała się aż tak kwestiami artystycznymi. Jak na te warunki i tak poradziła sobie całkiem nieźle, pomijając może trzęsienie się urządzenia, którego używała.
Na klipie złapał się fragment akcji w wykonaniu dwóch członków Avengers: Iron Fista i Power Mana, którzy zwykli pracować razem. Mężczyźni nie skupiali się na jednym robocie naraz, tylko najwyraźniej każdy atakował innego, przy czym Power Man nie bał się przyjmować na siebie ataków - błąd, jak się okazało, gdy jeden z nich odepchnął go na kilka metrów - zaś Fist zwinnie je wymijał, aby zaatakować swoją maszynę rozpaloną energią pięścią.
Kolejne nagranie wykonane zostało z wysokości może drugiego albo nawet trzeciego poziomu jakiegoś budynku, najprawdopodobniej przez otwarte okno. W tle ktoś coś na nim mówi, lecz przez hałas dobiegający z zewnątrz nie sposób byłoby rozróżnić konkretne słowa. Skierowana ku bliżej niezidentyfikowanej ulicy kamera - komórkowa? - zarejestrowała niepozorną, wręcz drobną kobietę o długich, czerwonych włosach, targanych we wszystkie strony przez wiatr... Lub może przez coś innego?
W momencie nagrywania nikt blisko niej nie przebywał, a dlaczego stało się jasne już w pierwszej czy drugiej sekundzie filmu... Bo gdy tylko złapał on ostrość, od razu wyjaśniło się, że wokół rudej wirowały drobne, metalowe części, wśród których od czasu do czasu trafiało się coś większego - na przykład dłoń czy fragment głowy któregoś z robotów. Zdolności kobiety najwyraźniej sięgały coraz dalej, gdyż pod koniec nagrania pochwyciły jedną z maszyn i w mgnieniu oka rozerwały ją na małe kawałeczki, które natychmiast dołączyły do pozostałych odłamków.
Oznaczony wielkimi literami "BLACK WIDOW NYC" klip nagrany został z jakiegoś wyżej położonego miejsca, może z czyjegoś balkonu. Kamera przez kilka sekund śledziła poruszającą się na smukłym motocyklu postać, pomimo sporej prędkości sprawnie manewrującą pomiędzy uciekającymi ludźmi - i w pewnym momencie zeskakującą ze swojego pojazdu, aby przeturlać się po jezdni. Z tej odległości ciężko byłoby opisać jak dokładnie Romanoff to zrobiła, lecz udało jej się skierować motocykl prosto w tył jednego z robotów, na którym rozbił się on przy akompaniamencie niewielkiej eksplozji... Oraz przynajmniej kilku pisków, bliższych i najwyraźniej pełnych zachwytu. Na tym kończyło się krótkie nagranie.
Tym razem filmik został uchwycony z poziomu ulicy, przez co obraz na nim mocno skakał - ktoś był w ruchu, od czasu do czasu przypadkowo obrywał od mijających go w panice i pospiechu osób, a mimo to starał się udokumentować rozgrywające się wydarzenia. Autor trzymał urządzenie tak wysoko, jak tylko mógł i najwyraźniej nie filmował w ciemno - nie, wybrał sobie konkretnego robota... I uwijającą się przy nim postać.
Właściwie w pierwszej chwili ciężko byłoby określić kto lub co to było. Spora, lecz mimo wszystko nie w przesadny sposób masywna sylwetka skrywała się pod rozdartymi ubraniami, spod których wystawał długi, zielony ogon... Jaszczur oplatał maszynę od strony pleców, blokował jej ręce i najwyraźniej starał się odgiąć je do tyłu na tyle, aby wyrwać je ze stawów... Co w końcu mu się udało.
Pod klipem znajdował się krótki tytuł: "The Lizard?"
Inne nagranie liczyło sobie tylko kilka sekund i przedstawiało rozmazaną smugę przemykającą ulicą w stronę jakiegoś budynku, a po krótkiej chwili się z niego wydobywającą. Po drodze - na tym pierwszym etapie - niemalże zahaczyła o jednego z robotów i najwyraźniej coś mu zrobiła, gdyż maszyna straciła równowagę i aż się przewróciła.
W opisie osoba odpowiedzialna za umieszczenie filmu tłumaczyła, że przez cały czas ze swojej kryjówki obserwowała i rejestrowała wydarzenia przy Audytorium Lisnera, w którym najwidoczniej wszystko się zaczęło. Wyjaśniała też, że wycięła ten fragment z dłuższej akcji i zamierzała wkrótce wgrać pozostałe ciekawe momenty.
Tytuł "Niesamowity Hulk vs roboty | Chicago" doskonale oddawał to, co znajdowało się na tym konkretnym filmiku. Zielony olbrzym nie miał żadnych problemów z maszynami - to na nie szarżował, to przeskakiwał od jednego do drugiego, nic sobie nie robiąc z trafiających go strumieni energii i rycząc głośno, gdy łapał swych przeciwników, rozrywał ich na dwoje czy wykorzystywał ich urwane fragmenty jako broń na kolejne roboty. Działał niesamowicie efektywnie... I, co ciekawe, najwyraźniej nie był wcale sam.
W kadrze złapały się jeszcze dwie walczące osoby - wysoka, muskularna kobieta o czerwonej skórze i długich, ciemnych włosach, radząca sobie nie gorzej od Hulka, a także mężczyzna już bardziej przypominający człowieka, lecz również całkiem imponująco zbudowany, a do tego posiadający zieloną czuprynę. On zdawał się już działać ostrożniej od swoich towarzyszy.
Kolejne nagranie z Nowego Jorku nie wskazywało na żadną powszechnie znaną osobę - informowało po prostu o starciu z robotami. Wykonane zostało najprawdopodobniej z okna, balkonu czy z podobnego miejsca... W każdym razie - z wysokości może trzeciego lub czwartego piętra. W związku z tym szczegóły nie były widoczne, a i jakość pozostawiała co nieco do życzenia, lecz mogło być dużo gorzej. Przynajmniej widok się nie kiwał.
Roboty dało się dojrzeć wystarczająco dobrze - i uciekający przed nimi tłum również. Na jezdni i chodniku leżało już sporo ciał, a maszyny uparcie nie ustępowały. Przez pierwszych kilkanaście sekund film przedstawiał jedynie sposób, w jaki strzelały strumieniami energii do ludności cywilnej... Aż nagle z góry w jednego z nich coś uderzyło - coś, co okazało się osobą, a konkretniej młodą dziewczyną, sądząc po kolorystyce chyba Latynoską albo Mulatką. Nastolatka praktycznie zmiażdżyła maszynę, w którą trafiła i od razu ruszyła ku kolejnej, a w tym czasie jeszcze jedna została objęta nagłym wybuchem - którego pochodzenia ciężko byłoby się teraz dopatrywać.
"Olbrzymia Wasp na Manhattanie" mówiło samo za siebie - lecz nagranie tak czy siak opłacało się zobaczyć, bo bohaterka nie była jedyną osobą, która się na nie załapała... A i sam pokaz jej mocy wyglądał niesamowicie. W końcu - w przeciwieństwie do Giant-Mana - Wasp rzadko się powiększała, preferując drobną, latającą formę i pociski energetyczne.
Wbrew pozorom film zaczął się od Human Torcha, starającego się roztopić metalowe powłoki - Wasp zaś wkroczyła dopiero po kilkunastu sekundach, pojawiając się niemalże znikąd, więc najwyraźniej podeszła wroga pomniejszona... A następnie gwałtownie urosła, wykraczając poza kadr i pięścią uderzając w robota. W tle mignął jeszcze lecący nisko Falcon, zgarniający z chodnika powaloną, lecz przytomną dziewczynę.
Kolejny klip określony został jako "X-Men | inwazja robotów | Atlanta", lecz prawdę mówiąc znajdował się na nim tylko jeden z tych czołowych członków drużyny - a mianowicie Colossus. Mutant bez cienia wahania przyjmował na siebie ataki maszyn, ba, starał się skupić ich na sobie jak najwięcej, przełączając się między ciskaniem w nie ciężkimi obiektami i walką wręcz. Jego błyszcząca, metalowa skóra chroniła go przed strumieniami energii, a on sam najwyraźniej nauczył się już zapierać, aby nie dać się im przewrócić.
Jak nazwa wskazywała, mężczyzna nie był jednak na polu bitwy sam - towarzyszyły mu dwie kobiety, obie o bardzo widowiskowych mocach. Jedna z nich, młoda Azjatka, strzelała z dłoni na zmianę pociskami i falami barwnego światła, które co prawda nie niszczyło robotów, lecz je uszkadzało; druga, nieco starsza blondynka, polegała na generowaniu eksplozji. Ciskała we wrogów złocistymi kulami energii, które następnie detonowała... Na ogół z lepszym skutkiem od swojej koleżanki.
"Roboty atakują w Vegas" nakręcone zostało w charakterystycznym miejscu - a mianowicie przy budynku ratusza. Gdzieś w tle dało się zauważyć policjantów, a może nawet jeszcze kogoś walczącego - lecz w większości przesłoniętego przez metalowe ciało robota - ale film skupiał się przede wszystkim na jednej postaci: na Thingu z Fantastic Four. Kamera została przesunięta w taki sposób, aby za nim podążyć, obraz się wyostrzył... Akurat na czas, by ukazać to, jak bohater własnym ciałem stara się osłonić cywili.
Kolejny filmik opatrzono tytułem "Mutanci kontra roboty"... Choć tak naprawdę mógł być trochę mylący, bo autor najwyraźniej założył z kim miał do czynienia. Na kilkunastosekundowym nagraniu pojawiały się trzy osoby, nie licząc rzecz jasna spanikowanej ludności cywilnej.
Dwie z nich, kobiety, utrzymywały się w powietrzu, lecz jedna - z zielonymi włosami - tylko lewitowała, podczas gdy druga, ruda, leciała ze sporą szybkością, generując z góry niewidzialne fale, które powalały i uszkadzały znajdujące się pod nią roboty. Wbrew pozorom to nie ona, lecz jej koleżanka siała większy postrach - bo manipulowała maszynami, czasem nimi ciskając, a innym razem rozrywając je na kawałki.
Trzeci walczący, rudowłosy mężczyzna w białym stroju, atakował maszyny z bliska i to przy użyciu czterech ostrzy, najwyraźniej przytwierdzonych do jego przedramion lub wręcz z nich wychodzących. Powłoki robotów łatwo pod nimi ustępowały, a sam rudzielec sprawnie unikał o wiele wolniejszych od niego przeciwników.
"X-Men, Philadephia /// Cyclops, Havok...?" zostało najwyraźniej nagrane przez kogoś, kto jako tako orientował się w amerykańskich superbohaterach, skoro rozpoznawał nawet niektóre pseudonimy... Ale nie wszystkie, gdyż wymienił dwie osoby, a na krótkim klipie pojawiły się trzy.
Charakterystyczne moce Cyclopsa i Havoka od razu rzucały się w oczy, a ich ataki okazały się wystarczająco silne, aby niszczyć lub przynajmniej poważnie uszkadzać roboty. Towarzyszyła im jednak mniej znana kobieta... Lub może raczej taka, której zdolności były wystarczająco popularne, aby nie każdy zorientował się z kim miał do czynienia. Otóż towarzyszka mutantów płonęła, a w dodatku zdawała się ciskać w przeciwników płynnym ogniem - czymś w rodzaju lawy?
Kilka różnych nagrań, dłuższych i krótszych, dokumentowało sytuację pod Avengers Tower - ba, niektóre z nich najwidoczniej powstały z wnętrza budynku, gdzieś z niższych pięter. Szum dookoła świadczył o tym, że w pobliżu znajdował się cały tłum ludzi, ale bardziej interesujące było to, co działo się na zewnątrz.
Pole siłowe o mlecznym zabarwieniu tworzyło pierścień na ulicy dookoła budynku, blokując pod sobą część robotów. W powietrzu znajdowały się Ms. Marvel i Invisible Woman, z czego ta pierwsza angażowała jedną z maszyn - z góry docierał zaś Iron Man. Po niebie przemykały jego zbroje, z czego niektóre musiały planować zająć pozycje gdzieś dalej, a inne zabierały się za ostrzeliwanie robotów przy Avengers Tower. Kawałek dalej ktoś uchwycił charakterystyczne kolory nadciągającego Kapitana Ameryki.
Jakiś czas później do sieci trafiło jeszcze jedno nagranie spod Avengers Tower, różniące się jednak od poprzednich - choć zdecydowanie nagrane przez jedno z okien budynku. Na nim uwieczniona została sporych rozmiarów eksplozja przed siedzibą bohaterów, najwyraźniej ograniczana barierą, która utrzymała ją pod kontrolą.
Na następnym filmie okoliczne zabudowania świadczyły o tym, że miasto mogło należeć do tych trochę mniejszych - albo po prostu były to jakieś przedmieścia. Niestety autor nie oznaczył miejsca kręcenia, ani tak naprawdę niczego innego, klip zatytułował zaś po prostu atakiem robotów, dlatego ustalenie czegoś więcej byłoby trochę trudne.
Kamera starała się podążać za przemieszczającą się szybko ciemnowłosą dziewczyną, akrobacjami unikającą strumieni energii robotów, a mimo to starającą się skupić na sobie ogień. Jej ręce zaopatrzone były w szpony, którymi rozcinała metalowe powłoki, gdy tylko miała ku temu okazję. W tle z kolei rozlegały się drobne wybuchy, więc najwyraźniej ktoś jeszcze tam przebywał - w pewnym momencie za dziewczyną przeleciał świetlisty pocisk i doszło do kolejnej eksplozji.
Kilka nagrań przedstawiało również coś, co mogło, lecz nie musiało być znajdującym się nad Nowym Orleanem statkiem kosmicznym - bo nie wyglądało na ziemską technologię, chyba że bardzo nietypową, może prywatną. Na niektórych dało się dosłyszeć podekscytowane lub przerażone głosy, na jednym z nich jakaś kobieta dosłownie histeryzowała, zapowiadając kolejną inwazję...
Widoczne na części ujęć stworzenia zdawały się potwierdzać kosmiczną teorię - gdyż tak wiele podobnych do siebie istot oznaczało już raczej rasę, a nie przypadkową mutację. Co ciekawe, te skrzydlate istoty zdawały się nie być agresywnie nastawione; zgarniały ludzi z ulic i transportowały ich w stronę statku, lecz nie wyrządzały im żadnej krzywdy. Inny klip obejmował fragment szarży ogromnego - najwyraźniej - kosmity przez miasto, zaczynając od uszkodzenia budynku, przez miażdżenie samochodów i reszty ulicy.
Na jeszcze innym filmie jakaś nastolatka nagrała samą siebie na tle wybitego okna, za którym przemieszczały się te wszystkie stwory. Płakała, makijaż miała zrujnowany, a głos jej drżał, gdy opowiadała do kamery - komórki? - że Avengers właśnie nadali komunikat, by nie bać się tych owadów. Nie brzmiała na w pełni przekonaną, ale nawoływała do tego, aby ocalali, którzy potrzebowali pomocy - a śledzili wiadomości - pozwalali im się zgarnąć. Prosiła też o przekazywanie tej informacji dalej przez social media i komentarze na serwisach informacyjnych.
Informację o udziale Avengers tej akcji zdawała się w dodatku potwierdzać obecność na jednym z nagrań Draxa - który w końcu został nie tak dawno temu przedstawiony wraz z resztą swojej drużyny w ramach artykułu o nowych obrońcach ludzkości. To dodawało poleceniu wiarygodności.
Jeszcze inny klip nagrany został gdzieś z wyższego piętra - i dlatego łatwo obejmował to, co działo się na ulicy któregoś z większych miast, być może Nowego Jorku, sądząc po zabudowaniach i okolicy. Jakiś młody, białowłosy człowiek - albo i wcale nie człowiek, biorąc pod uwagę jego pozycję oraz zachowanie - praktycznie przebiegał po ścianie jednego z wieżowców, celując do robotów z nowocześnie się prezentującej broni palnej, najwyraźniej energetycznej.
Nie był jednak sam - kawałek dalej, ale za to dużo niżej przelatywał ktoś jeszcze, zielonoskóry i masywny, pikujący na nietoperzych, czyli błoniastych skrzydłach, aby zaatakować jedną z maszyn pięścią... Z wystarczającą siłą, aby odłączyć głowę robota od reszty jego mechanicznego ciała. Gdy kamera śledziła jeszcze tego osobnika, stojącego w pobliżu niego przeciwnika dosłownie zmiażdżyła czyjaś stopa... Ogromna, a w dodatku kobieca, jak okazało się w chwili, gdy kamera szybko przesunęła się w górę. Blond gigantka zabierała się już w tym czasie za kolejnego robota.
Krótki film ukazywał współpracę Spider-Mana z osobą, która mogła być jego żeńskim odpowiednikiem. Jej kostium miał co prawda inne kolory, lecz zgadzał się motyw sieci... No i przede wszystkim moce. Oraz tytuł klipu, który autor bardzo oryginalnie określił mianem "Pająki w NYC". Nie można jednak powiedzieć, że nazwa ta nie oddawała treści.
Parka radziła sobie bardzo dobrze, odbijając się od robotów, sprowadzając na siebie ich zainteresowanie, ściągając je ku sobie pajęczynami - i akrobacjami unikając ich morderczych promieni. W pewnym momencie w kadrze znalazła się jeszcze jedna osoba, ta już dobrze rozpoznawalna, członkini Avengers - Spider Woman. Nie zdążyła jednak pokazać niczego ciekawego, gdyż zaraz potem nagranie się urwało, po wcześniejszym trzęsieniu ekranem.
Wykonany z wysokiego piętra - okna czy balkonu - film przedstawiał plażę z góry, zgodnie z tytułem jedną z wielu w Los Angeles. Autor nawet nie próbował przesuwać kamery, aby śledzić osobę poruszającą się w powietrzu nad piaskiem; przez większość czasu była za szybka, aby za nią nadążyć, lecz momentami zwalniała, najczęściej po wykonaniu ataku... I w jednym takim przypadku dało się zorientować, iż to jasnowłosy mężczyzna w żółto-czarnym kostiumie niszczył roboty jeden po drugim, zazwyczaj po prostu się przez nie przebijając lub uderzając w nie z góry. Przed maszynami uciekała fala ludności, wśród której ktoś zdawał się poruszać szybciej i skoczniej od reszty - ale w tłumie, z tej odległości i przy tej jakości, szczegóły się zamazywały.
To nagranie było niewyraźne i rozkołysane - i pochodziło z poziomu ulicy, co pewnie tłumaczyło oba te grzechy. Ktoś rejestrował obraz za sobą w trakcie uciekania, nawet w momencie, gdy ludzki korek zablokował mu drogę, przez co nie mógł już napierać przed siebie i zmuszony był czekać lub próbować przesuwać się na bok. Zdecydował się na to ostatnie.
Trzęsąca się kamera wychwytywała robota za tą grupą osób, powoli unoszącego ramię, aby do nich wycelować. We wnętrzu jego dłoni rozpaliła się energia, pełne przerażenia krzyki natychmiast przybrały na głośności... Lecz kiedy tylko nastąpił wystrzał, dosłownie w ostatniej chwili coś go zablokowało. Strumień energii odbił się od czegoś, co błysnęło metalowo, lecz jednocześnie odepchnął to coś - nie, tego kogoś - na tłum. Film urwał się przez to zamieszanie.
Kilkusekundowy filmik pokazywał z oddali kamienną strukturę w środku miasta. Przesuwał się po niej powoli, od dołu ku górze, w tle zaś męski głos mówił o tym, że po drugiej stronie skał znajdował się nowojorski park, który przed chwilą został odcięty od reszty miasta - i od kroczących ulicami robotów. Zgodnie ze słowami mężczyzny chwilę wcześniej park opuścił Human Torch - lecz sądząc po odległości, w jakiej autor się znajdował, równie dobrze mógł się mylić.
Dłuższe nagranie - pochodzące z ulic Los Angeles, jak głosił tytuł i potwierdzał tekst w opisie - przedstawiało początkowo jedynie ataki robotów. Z tego względu pierwsze kilkanaście sekund oglądało się bardzo niekomfortowo, słuchając ludzkich krzyków i płaczu, widząc uciekających padających jak muchy... Aż w końcu na scenę wkroczył ktoś jeszcze .
Pierwszy pojawił się samochód - lecz nie byle jaki, bo czarny i płonący. Nie, nie podpalony, lecz stojący w ogniu i nie dający mu się pożreć. Pojazd uderzył w jedną z maszyn z wystarczającą siłą, aby nie tylko ją powalić, ale i niemalże przełamać ją na pół - a uważny obserwator zorientowałby się, że na miejscu kierowcy nikt się nie znajdował.
Zagadka szybko się wyjaśniła, bo film uchwycił również postać w ciemnym stroju, z czymś w rodzaju pokrytego płomieniami kasku na głowie. W walce posługiwała się - a właściwie posługiwał, gdyż bez wątpienia był to on - łańcuchami, wokół siebie zaś roztaczał jeszcze więcej ognia.
Gdzieś w Hollywood operował z kolei cały oddział S.H.I.E.L.D. w ich już teraz charakterystycznych kombinezonach - i ktoś z uciekających poświęcił krótką chwilę, aby złapać ich pojawienie się na nagraniu. Ekran się kołysał, a głośne dźwięki dookoła przeszkadzały w oglądaniu, lecz w tych okolicznościach chyba nie można się było spodziewać niczego lepszego.
Na filmik załapał się nawet jeden z lepiej kojarzonych bohaterów - Wolverine, lecz w mało chwalebnym momencie. Przeleciał przez kadr, najprawdopodobniej odrzucony przez jedną z maszyn, lecz niestety na ten temat nie dało się stwierdzić nic więcej, bo rozpoczął i zakończył lot poza nagraniem.
Krótki klip zatytułowany "Obrona San Francisco" pokazywał tylko parę sekund z walki - a dokładniej kobietę utrzymującą się w powietrzu na czymś, co przypominało różowe, być może energetyczne skrzydła. Ona sama miała na sobie w większości jasny strój i bardzo nietypowy kolor włosów - bo mieszankę bieli z różem. Rzucała się w oczy nawet bez dziwnych ataków, które emitowała od siebie ku znajdującym się niżej maszynom.
Komuś udało się nawet nakręcić wydarzenia mające miejsce na Times Square w Nowym Jorku - i mniej więcej tak właśnie nazwane zostało to nagranie. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że na placu wylądowało wyjątkowo wiele maszyn, być może ze względu na sporą ilość wolnego terenu, a może z powodu liczby ludności cywilnej, która zazwyczaj przebywała na Times Square. Grunt jednak, że w tym momencie większość osób chyba go już opuściła - i najwyraźniej przynajmniej część z nich schowała się w pobliskich budynkach, bo film nagrywany był właśnie przez szybę jednego z nich.
Na zewnątrz, wśród robotów, ludzie skupiali się głównie na krawędziach placu, częściowo blokując widok, choć autor klipu robił co mógł, aby złapać na kamerę coś interesującego. Część Times Square wydawała się być oblodzona, głównie na podłożu, choć odległość uniemożliwiała stwierdzenie tego z niezachwianą pewnością. Najwięcej uwagi z kolei sprowadzała na siebie młoda brunetka w ciemnym i podniszczonym stroju, która starała się walczyć z robotami przez ciskanie w nie różnymi obiektami - w tym nawet samochodem. W pewnym momencie obraz wypełnił błękit - lecz nie był to najwyraźniej żaden filtr, po prostu między przyciskającymi się do budynku ludźmi i resztą placu pojawiło się coś w rodzaju energetycznej ściany, tym bardziej rozmywającej pole bitwy.
Kolejny z filmów bez określonego miejsca czy osoby przedstawiał nastoletnią Azjatkę w czarnej sukience, dzierżącą w dłoni kostur, laskę lub coś podobnego. Nagranie było krótkie; podążało za dziewczyną tylko przez chwilę, podczas gdy ta tworzyła barwną tarczę dla osób, które starała się za sobą osłaniać. Jej bariera całkiem nieźle znosiła strumienie energii maszyn, lecz nastolatkę zaskoczyło dołączenie do promieni ciężkiej, metalowej siatki.
Klip określony bardzo konkretnym tytułem "CO to jest?" - i opisany jako pochodzący z Nowego Jorku - uchwycił natomiast charakterystyczną w pewnych kręgach istotę... Czerwoną i, z braku lepszego słowa, bardzo obficie mackowatą. Problem polegał na tym, że znające ją w choć minimalnym stopniu osoby na pewno nie spodziewałyby się po niej heroicznych czynów, ale oto i ona, wytwarzająca z własnego ciała sporych rozmiarów ostrza i rzucająca się z nimi na jedną z maszyn. Działała niezwykle chaotycznie, atakowała szybko i agresywnie, jak gdyby nie do końca kontrolowała własne ruchy - lecz nie dało się zaprzeczyć temu, że wszystko to wymierzone było przeciwko robotom, a nie uciekającym ludziom.
Ktoś nagrywał z wysokiego piętra jakiegoś wieżowca - co dało się poznać po kącie kręcenia oraz po tym, w jaki sposób przedstawione zostały sąsiednie budynki. Mimo to kamera i tak była skierowana w górę, aby uchwycić walkę rozgrywającą się w powietrzu... Rzadkość, gdyż w końcu większość filmików przedstawiała roboty stojące lub kroczące po ziemi.
Te trzy z kolei nie tylko przemieszczały się po niebie, ale i leciały za kimś, kto najwyraźniej sprowokował je do podążania za sobą. Na pierwszy rzut oka była to zbroja Iron Mana - choć może przypominająca bardziej War Machine'a? Szara, nawet z oddali dość masywna, a do tego poruszająca się tak, jak gdyby w środku znajdował się pilot i to w dodatku mało doświadczony. Pod koniec nagrania zbroja obróciła się nagle i zaatakowała czymś, co mogło być repulsorami.
Filmik oznaczony jako "Williamsburg Bridge" przedstawiał obszar tuż przy moście, blisko Manhattanu. Z wody wystawało kłębowisko długich, grubych, ciemnych macek - zapewne należących do nienaturalnie gigantycznej ośmiornicy lub podobnego stworzenia. Macki te sięgały wysoko i daleko, przechwytując Sentinele z powietrza oraz z pobliskich terenów zielonych. Przy okazji w oddali dało się zauważyć, że sam most był opustoszały; co prawda znajdowały się na nim porzucone samochody, ale żadnych ludzi.
Kolejne nagranie z okna - ukazujące przypadkową ulicę, którą pewnie trudno byłoby nawet przypisać do odpowiedniego miasta, a co dopiero konkretniej umiejscowić. Z pięcioma maszynami walczyła niewielka grupa... Osób. Największą uwagę przyciągał ogromny - dwumetrowy, ale jakże szeroki i masywny - mężczyzna o zielonej skórze, czerwonych oczach i czarnych włosach, Po jego ciele, niczym wystające żyły, snuły się czerwone, zielone czy niebieskie "rurki". Atakował właśnie jednego z robotów i odnosił stopniowe sukcesy na polu wyrywania mu ramion. Kawałek dalej na plecy innej maszyny zwinnie wskoczyła smukła i również zielonoskóra kobieta - przynajmniej sądząc po sylwetce - z ogonem i czymś w rodzaju płetwy na głowie. Jaszczurzyca szybko wspięła się na ramiona swojego przeciwnika, starając się - bezskutecznie - pazurami rozciąć jego powłokę. Odpalenie silników odrzutowych wyraźnie ją zaskoczyło, ale jakoś zachowała równowagę i zmieniła strategię, uderzając w głowę maszyny ogonem, wokół którego teraz zaczęły skakać wiązki elektryczności.
Jeszcze ciekawsze było jednak to, że reszta tej grupki nie skupiała się na walce, a przynajmniej nie do końca. Człowiek-ważka - obdarzony sporymi skrzydłami, ogonem i pazurami, a także charakterystycznym łbem z wielkimi, czerwonymi oczami - przelatywał nad okolicą, od czasu do czasu pikując, aby porwać z ulicy kogoś potrzebującego pomocy i przenieść go w bezpieczniejsze miejsce... Zwykle na balkony, ale momentami w pobliże ostatniego członka tej drużyny - wyglądającego najbardziej ludzko, pomijając opaskę na prawym oku i nienaturalnie sterczące do góry czarne włosy. Co ważniejsze, mężczyzna stał przy otwartym przejściu do kanałów, dbając o to, aby wciąż przebywający na ulicy ludzie mogli do niego dotrzeć i przenieść się pod ziemię. Jak to robił? Przede wszystkim brał na siebie promienie kierowane ku pobliskim uciekającym, o dziwo nawet nie odsuwając się od trafienia, a następnie odpowiadał ogniem - a raczej elektrycznością, emitowaną z jego jedynego oka.
Kilkunastosekundowy filmik - oznaczony jako pochodzący z Nowego Jorku, lecz nakręcony w mało charakterystycznym miejscu, z poziomu może piątego czy szóstego piętra, sądząc po jakości przez zamknięte okno - przedstawiał gęste, ciemne chmury burzowe, z których raz po raz uderzały grube wiązki elektryczności. Większość z nich trafiała w podróżującą po ulicach skrzyżowania grupę robotów, wspomagana również przez silne podmuchy wiatru, przywodzące na myśl istną wichurę.
Kamera przez chwilę obejmowała cały ten obraz, nim przesunęła się nieco wyżej i przybliżyła, aby skupić się na unoszącej się na niebie postaci - ciemnoskórej, w czarnym kostiumie, a do tego obdarzonej długimi, białymi włosami. Ręce miała rozłożone na boki i uniesione, a błyskawice co chwilę rozświetlały jej sylwetkę, nie wyrządzając jej jednak żadnej krzywdy.