Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Kalifornijski fragment drogi 66

Go down 
3 posters
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pią Lis 20, 2020 10:12 am

First topic message reminder :

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Theroute66
Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Hackberry-900px
Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Route-66-amboy-california-usa-183464788-57f5986c3df78c690f4f5764-b8bdd55f89434307bc7ab913ee10cd88

Droga 66, zwana również "Drogą Matką", ciągnie się przez sporą część Stanów Zjednoczonych, łącząc bezpośrednio Los Angeles z Chicago. Niegdyś miała ogromne znaczenie komunikacyjne w USA, dziś jednak została wykluczona z użytkowania logistycznego i uzyskała status symbolu narodowego oraz atrakcji turystycznej.

Do ciekawszych atrakcji czekających na podróżujących na kalifornijskim odcinku należą:
- charakterystyczny krajobraz suchych pustkowi
- opuszczone miasteczka
- uśpiony pustynny wulkan, Amboy Crater
- stalowy most nad Mojave
- tajemnicza mozaika ciągnąca się na mile wzdłuż trasy, ułożona z kamieni niespotykanych w tym regionie.


Ostatnio zmieniony przez Norbert Ronae dnia Pon Lis 23, 2020 12:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Sro Lut 03, 2021 9:50 am

Gdy Norbert jako tako już się ogrzał i bardziej zaznajomił ze swoim towarzyszem adrenalina zaczęła opadać. Ogarnęło go potężne uczucie senności. Wszystko to pogłębił jeszcze powoli dający się do wyczucia zapach kawy w garnku przy palenisku. Gdy w pewnym momencie zamknął na dłużej oczy przypomniała mu się pewna zima, podczas której zamieć stulecia uwięziła jego i trójkę innych turystów w niewielkiej chatce w górach bez prądu. Przebywał wtedy na wypoczynkowym wyjeździe na narty, jednak skojarzenie siedzenia po ciemku przy palenisku z nieznajomymi i wichurą szalejącą za oknem było bardzo zbliżone.
Ocknął się jednak zupełnie gdy usłyszał kolejną niepokojącą informację. Oczywiście to że Kenneth jest zdrowy i nic mu nie dolega wleciało jednym uchem, a wyleciało drugim, jak to zwykle jest z pozytywnymi wiadomościami. Jego towarzysz czuł się dobrze, nie było czym się martwić, można było porzucić temat. Co innego kolejna z informacji, którą chłopak powiedział z takim spokojem. Dobrze że Norbert nie spróbował jeszcze kawy, bo prawdopodobnie właśnie by się nią popluł.
-Miesiące?! Lata?! – niemal wykrzyknął z niedowierzaniem, po czym opadł z rezygnacją na fotel. Po chwili zaczął masować skroń prawą ręką. Spodziewał się że spędzą tutaj co najwyżej weekend i że nie odłoży to nawet za bardzo jego pracy w Los Angeles. Tym czasem może okazać się że ta zawierucha na stałe zostanie wpisana do lokalnych atrakcji turystycznych. W takim razie nie zostanie im chyba nic innego jak tylko czekać aż jakaś ekipa ratunkowa przyjdzie specjalnie sprawdzić czy nikt nie utknął na trasie turystycznej. Wolał na razie nie przejmować się takimi rzeczami jak zapasy jedzenia, ale prawdopodobnie niedługo przejdzie się pobuszować w kuchni. Być może będzie musiało dojść do wydzielenia dziennych racji żywności. Całe szczęście połowa jego redakcji wiedziała dokąd się udaje. Chyba ktoś zacznie się w końcu zastanawiać czemu nie wysyła raportów postępów.
Rozmowa trwała jednak dalej i być może dobrze, bo dziennikarz znów trochę się uspokoił. W końcu Kenneth nie uznał tego za absolutny pewnik. Powiedział że „może”, czyli tak naprawdę nic nie było jeszcze wiadomo.
Zaczął poznawać powoli Kennetha. Chłopak był sarkastyczny, cyniczny i miał sporą dozę dystansu do samego siebie. Być może związane było z wychowaniem pod okiem tajemniczego smoka. Chłopak w końcu ciągle znajdował się pod czujnym okiem swojego patrona. Norbert nie zdziwiłby się gdyby nie wiązało się to z ciągłym potokiem rad typu „zrób to inaczej”, „nie teraz”, albo „tego nie rób”. Często tego typu rady, nawet w najlepszej wierze, wywoływały w protegowanych jakieś uczucie niższości. W końcu jeśli można to zrobić lepiej, to on to chciał zrobić źle, tak? Kąśliwa uwaga na temat żałowania wyboru hosta podtrzymała Norberta w tej teorii.
Przerwał jednak tę analizę, gdy zauważył że znowu podchodzi do Kenetha w zawodowy sposób. Nie było teraz na to miejsca, mimo że nawyków ciężko jest się pozbyć.
Kawa zaczęła już mocno pachnieć. Norbert nachylił się nad bulgoczącą substancją i ostrożnie przelał ją z garnka do dwóch znalezionych wcześniej w kuchni kubków.
-Czyli tym bardziej. – zaczął wypowiedź nalewając kawę. – Skoro po rozłączeniu jego moc zaczęła cię ranić, a teraz tego nie robi, mimo że ewidentnie wciąż się w tobie znajduje, to znaczy że jakoś udało mu się wrócić. Tak naprawdę nie wiesz jak długo byłeś nieprzytomny. Mogło minąć klika dni. Może Eldunar nawet w tym momencie pracuje nad tym żeby się z tobą znowu porozumieć.
Kawa była już w sumie gotowa. Nawet pachniała jak kawa. Mimo iż Norbert znalazł w kuchni cukier to nie dodawał go z obawy o jego użyteczność. Jeśli kawa okaże się bardzo niepijalna, to będzie eksperymentował dalej. Dziennikarz wziął obydwa kubki i podszedł z nimi do wpatrującego się w okno Kennetha. Dziennikarz ze swoimi ludzkimi zmysłami nie miał szans dostrzec czegokolwiek w zamieci przy obecnych warunkach, więc uznał że jego towarzysza złapała po prostu nostalgia.
Wręczył mu jedno z gorących naczyń.
- No, to raz się żyje! – dziennikarz wzniósł naczynie niczym szlachetniejszy trunek do toastu, po czym wziął pierwszy łyk. Smakowała nawet jak kawa. Słaba, ale biorąc pod uwagę okoliczności - nieziemska. Zerknął z ciekawości na wyraz twarzy Kennetha jeśli ten też się napił. Norbert był niejako dumny z przygotowania napoju w takich warunkach i ciekawiła go reakcja towarzysza.
-Gdzieś w kuchni widziałem cukier jeśli jesteś odważny.
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 07, 2021 6:11 pm

Życie na ziemi w zasadzie wcale nie było aż takie złe. A przynajmniej jeśli pytać o opinię Rię, czy też Lian, jak ją tutaj wołali. Po 10 latach bytności na tej planecie mogła w miarę swobodnie przyznać, że pomijając kwestie temperaturowe to miejsce było całkiem do życia. Jak to mówili niektórzy agenci, z jej zamiłowaniem do ciepła powinna się wynieść do Afryki. A może to i nawet pomysł, tyle że naprawdę nie wiedziała, co miałaby tam robić. Afryka z opowieści jawiła się jako miejsce spokojne i nudne, żeby nie powiedzieć wręcz, że zacofane. Owszem, była niesprawiedliwa w takim osądzie, bazującym tylko na opowieściach innych, ale przerażała ją myśl o mieszkaniu na takim… zadupiu. Choć jeśli dobrze pomyśleć, aktualnie była na bardzo podobnym.
Kilka dni wolnego tak naprawdę nigdy nie brzmiało źle. Ale jeszcze lepiej brzmiało wolne połączone ze zwiedzaniem tego miejscami dziwnego kraju. O legendach dotyczących Drogi 66 słyszała nawet ona. Czy w nie wierzyła, ciężko rzec. W każdej legendzie było podobno ziarnko prawdy, a skoro istnieli kosmici – sama przecież była jednym z nich, choć w zasadzie dla niej to Ziemianie byli kosmitami – a nawet mutanci i inne takie dziwne stworki, to dlaczego w zasadzie nie inne niekoniecznie przyjazne tałatajstwa? Ciekawość zabiła kota, jak mówiło pewne powiedzenie i za każdym razem słysząc je uśmiechała się pod nosem. Była kotem, ciekawskim i z powodu tejże ciekawości pakowała się w różne sytuacje. Jak na przykład pomysł przejechania Drogi 66. Stąd też po załatwieniu kilku prywatnych spraw w Los Angeles wpakowała się do samochodu i mogła zacząć swoją podróż.
Trzeba było przyznać, że widoczki były niczego sobie i starała się na samym początku przynajmniej jechać tak, żeby je podziwiać. Droga była jednak pusta, w końcu Ria jechała od przeciwnej strony, niż wcześniej Norbert i bardzo szybko zaczęło ją kusić dociśnięcie gazu. No bo co może się stać, prawda? Na pustej jezdni, asfaltowej, przyczepność dobra… Tylko dlaczego przed oczami zaczęły jej latać nagle białe plamki? Ten moment był właśnie tym, w którym agentka po prostu zwątpiła w swój stan psychofizyczny. Białe plamy? Tak nagle? I na domiar radości GPS postanowił uznać, że jednak Google Maps mu nie odpowiadają i się wykrzaczył. Litanii, którą wtedy usłyszał biedny sprzęt, lepiej nie przytaczać. Doskonale natomiast oddawała znajomość języków autorki wypowiedzi. Przynajmniej jednak dzięki temu zdążyła się zorientować, że białe plamy były po prostu śniegiem, a nie problemami ze wzrokiem.
W pewnej chwili miała jednak wrażenie, że coś wyskoczyło jej na drogę i to kawałek przed maską. Instynktownie więc zrobiła wtedy jedyną rzecz, którą mogła – gwałtownie skręciła w bok kierownicą, wpadając tym samym w poślizg i tracąc panowanie nad kierownicą. Dobra wiadomość? Ominęła to coś na drodze. Zła wiadomość? Samochodem zakręciło, najwyraźniej zjechała ze śliskiej od śniegu drogi i przygrzmociła tyłem wozu w… coś. A głową w kierownicę, przez co ciszę zamieci rozdarł donośny klakson, połączony z trzaskiem tłuczonej tylnej szyby samochodu.
- Au… - miauknęła trochę smętnie, gramoląc się z samochodu. Żyła, a przynajmniej skoro głowa bolała, to jakoś jeszcze żyła. Potarła czoło, sprawdzając, czy krwawi. Na całe szczęście nie, a we wstrząsy mózgu nie wierzyła. Znaczy zaraz przejdzie, trzeba sprawdzić, gdzie jest i w jakim stanie jest samochód. Nie obyło się bez niechętnego kichnięcia wywołanego zimną śnieżką lądującą na nosie. Długi płaszcz podbity futrem chronił ciało od zimna, połowę twarzy zasłoniła wełnianym szaliczkiem, głowę natomiast zdobiła czapka z zabawnymi, kocimi uszami. Dla każdego była to ozdoba, dla niej miejsce na ukryte hologramem jej własne uszy. Rzut okiem na otoczenie mówił, że znalazła się przy opuszczonej stacji benzynowej, samochód natomiast uderzył tyłem w jakiś słup. Przynajmniej nie w dystrybutor paliwa, jakieś szczęście w nieszczęściu. Co za debil wyskakuje przed nadjeżdżające auto i to w śnieżycy?!
Właśnie. Ten samobójca…! Wybiegła natychmiast na drogę, ale ta była pusta. Po dziwnym, ciemnym kształcie nie było śladu, zapewniając kobiecie porządny mętlik w głowie. Czyżby tylko jej się coś wydawało? Ale… czemu? Z cichym jękiem ponownie złapała się za głowę. Chyba jednak przygrzała w ten klakson trochę mocniej niż przypuszczała. Dla bezpieczeństwa zeszła z drogi i odległości spojrzała na swój samochód.
- A żeby to jasny kabel trafił...
Powrót do góry Go down
Revenant
Mistrz Gry
Revenant


Liczba postów : 21
Data dołączenia : 05/11/2020

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pon Lut 22, 2021 10:04 am

Miesiące lub lata. Jak bardzo jego towarzysza to szokowało, tak dla Kennetha było to zwyczajne, normalne, naturalna kolej rzeczy. Wielki smok użył swej smoczej mocy i zmienił lokalnie klimat na nieco dłużej, niż taki „skill” trwa w przeciętnej grze MMO. Pozostały dwa rozwiązania. Pogoda minie samodzielnie lub Kilian będzie musiał pomóc temu zjawisku minąć. Nie za bardzo wiedział jak, zwłaszcza w swoim aktualnym stanie. Na treningach się udawało, Eldunar tworzył jakiś lodowy obiekt lub zjawisko, a następnie Kenneth musiał nad tym zapanować. Największy obiekt miał raptem kilka metrów wysokości i może z dwa-trzy szerokości, a tutaj mowa była o warunkach pogodowych ciągnących się na kilkadziesiąt lub kilkaset mil w szerz, wzdłuż oraz w górę. To praktycznie to samo. Norbert na pewno by się zgodził, gdyby słyszał jego myśli
Tak, to zdecydowanie kwestia odpoczynku. Smok musi odpocząć od regularnego ratowania mu skóry, szczególnie przez ostatnie miesiące, gdzie walczyli w dość nieprzyjaznych warunkach. Nie skomentował, jednak otrząsnął się, kiedy Norbert podszedł do niego z kubkiem gorącej kawy. Może nie najświeższej, ale biorąc pod uwagę, co przychodziło mu pić i spożywać w innym świecie, w którym jeszcze niedawno się znajdował, to nie zamierzał narzekać. Jego zmysły były lepsze niż u przeciętnego człowieka, jednak nieprzesadnie. No i ostatecznie niczego nie zauważył, więc odbierając kawę od towarzysza, uznał swoje emocje za przejaw zmęczenia spowodowanego ostatnimi wydarzeniami.
-Podobno.
Skwitował, odpowiadając na komentarz dziennikarza. Raz się żyje, ale sam miał wątpliwości co do zastosowania tego powiedzenia względem własnej osoby. O innych już nie wspominając, wystarczająco dużo razy naoglądał się istot, które powinny były umrzeć, a z jakiegoś powodu nadal żyły. I nie dało się tego nazwać wyłącznie „wolą walki”. Bardziej była to trudność z zaakceptowaniem, że osoba z rozległymi ranami powinna przestać żyć. Ale o czym on teraz myślał?
Wziął łyka kawy. Nawet, jeśli trochę przeterminowana, nie do końca świeża… nie było to ważne. Przyjemnie było poczuć w ustach w miarę znajomy smak, którego ostatni raz mógł doświadczyć, ile? Ponad pół roku temu? Rok? Ciężko powiedzieć, zwłaszcza, jakby zsumować dodatkowe dni i wydarzenia. Co prawda nie był to najlepszy jakościowo trunek, ale powinien utrzymać go na nogach.
-Nie będę ryzykował.
Odparł na propozycję, że gdzieś w kuchni zauważony został cukier i jeśli miał w sobie wystarczająco dużo odwagi… może i miał, ale nie zamierzał ryzykować. Ostatnie, czego potrzebował, to ewentualne problemy żołądkowe. I tak oto uświadomił się, że właśnie stał się jeszcze bardziej podatny na codzienne problemy, niż był wcześniej. W końcu Eldunar był w stanie zadbać o jego organizm, gdy coś poszło nie tak. Teraz nie miał tego komfortu i choć nie był delikatny, jeśli chodzi o spożywany pokarm, tak lepiej brać pod uwagę, że chwilowo nie miał dostępu do koła ratunkowego.
Odwrócił się ponownie w stronę okna, próbując dostrzec… coś. Tylko nie wiedział co. Miał wrażenie, że usłyszał huk. Przez okres nieobecności, trudno było mu od razu skojarzyć o co mogło chodzić. Do tego zamieć i zamknięcie w budynku nie pomagały, jednak nieszczelne okno trochę ułatwiło sprawę. Huk, jakbyś jeden obiekt uderzył o drugi. Czyżby jakiś samochód postanowił mieć kolizję z bliżej niezidentyfikowanym obiektem, niedaleko ich aktualnej pozycji?
-Tylko ja to słyszałem?
Zapytał retorycznie, zakładając, że w sumie to właśnie tak było. Odstawił kawę na parapecie, a następnie podszedł do drzwi. Nie przesłyszał się. Być może ktoś właśnie rozbił ich środek transportu gdzieś na tej drodze, niedaleko ich pozycji. Nie ma to, jak szczęście. Zamiast dwóch rozbitków, będzie ich więcej. Co jest nie tak z tą drogą? Chwycił za klamkę, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Z jakiejkolwiek „grubej” odzieży, miał na sobie tylko koszulę. Kurtkę zdjął i zostawił w budynku, bluza posłużyła mu za koc gaśniczy, więc już nie nadawała się do niczego przydatnego. Przynajmniej w kwestii komfortu termicznego. Nie miał czapki, nie miał szalika. Ubrany był, jak na wypad do miasta, ale tylko to miał do zaproponowania Norbert. Alternatywą były jego podarte ubrania, które został gdzieś w rowie, niedaleko zniszczonego samochodu.
Nie przejmował się zimnem. Śnieg i wiatr nie robiły na nim specjalnego wrażenia, ot delikatny chłodek w nieco zimniejszy dzień. O ile nie miał bezpośrednio dostępu do lodowych mocy, o tyle nadal pozostały z nim te wszystkie cechy dodatkowe, jak znacznie większa tolerancja na zimno. Bez namysłu po prostu ruszył w zamieć w kierunku, z którego wydawało mu się, że usłyszał ten dziwny dźwięk. Stanął na drodze i rozejrzał się, raz w lewo, raz w prawo. To nie tak, że spodziewał się, że coś go tutaj rozjedzie. Raczej preferował upewnić się, czy źródło dźwięku nie zdążyło się gdzieś przesunąć. Zobaczył jakąś postać i obiekt wyglądający, jak samochód, kawałek dalej. Przytulony do czegoś wysokiego, pionowego. Czyżby samochód postanowił zapoznać się z lokalną lampą? Na pustej drodze, kierowca uderzył w lampę? Można mieć większego pecha niż Norbert, któremu na samochód spadł inny człowiek, pośrodku pustyni?
-Hej!
Krzyknął do nieznanej osoby, kierując się ku niej i starając zwrócić na siebie uwagę. Nie spodziewał się żadnego zagrożenia, a raczej potencjalnie zszokowanego kierowcy, który zniszczył sobie środek transportu. Choć może nie na tyle, aby nie byli w stanie ruszyć go ponownie i po prostu odjechać? To zawsze jakieś wyjście. Może właśnie przybył ratunek, tylko należało go jeszcze naprawić.
Powrót do góry Go down
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pią Mar 05, 2021 9:15 am

Norbert przyjął burkliwą odpowiedź Kennetha jako potwierdzenie toastu. Niewiele trzeba było mu w tych okolicznościach. Wziął głębokiego łyka kawy i… z trudem opanował obrzydzenie. Właściwie to go nie opanował. Twarz wykrzywiła mu się w grymasie. W przeciwieństwie do towarzysza ostatni rok spędził w cywilizacji i miał nieco wyższe standardy. Ta kawa tutaj smakowała jakby ktoś przyprawił ja odrobiną masła i błota.
Ponoć pierwszy łyk trunku ma największe walory smakowe, ponieważ człowiek ma wtedy największe oczekiwania. Pierwszy łyk piwa, zaraz po otwarciu butelki, zawsze smakuje najlepiej. Po chwili wziął więc drugi łyk. Smakowała tak samo obrzydliwie jak za pierwszym.
Może to był jeden z tych smaków do których trzeba przywyknąć?
Wziął trzeci łyk.
Poddał się i odstawił kubek na parapet.
Całe szczęście że jego towarzysz skierował jego myśli z dala od smaku na końcu języka. Nie był pewien czy jego nowy znajomy miał na myśli coś na zewnątrz, wiatr, czy burczenie w brzuchu dziennikarza, które właśnie rozległo się dość wyraźnie.
-Coś na zewnątrz? W tej wichurze? Idziesz to sprawdzić? Potrzebujesz pomocy? – zalał Kennetha setką pytań gdy ten skierował się ku drzwiom i wyszedł na zewnątrz. Mężczyzna był tak zdecydowany, że Norbert zdążył wciągnać tylko jednego (do tego przemoczoncego) buta, gdy ten był już na zewnątrz. Podbiegł wiec do drzwi i rzucił Kenethowi latarkę, którą zabrał ze stołu.
-Ej! Łap! Przyda ci się! Jak będziesz mnie potrzebować, to świeć po oknach! – krzyczał aby „śnieżny człowiek” usłyszał go pomimo wiatru.
Uczucie ulgi jakie towarzyszyło mu gdy zamykał za Kennethem drzwi niemal wprowadziło go w poczucie winy. Oczywiście że wolał siedzieć w cieple, niż błądzić po omacku za towarzyszem szukając nie wiadomo czego. Nie był bohaterem. Był zwykłym człowiekiem piszącym o bohaterach, jednak to nie uspokajało jego sumienia. Naprawdę liczył na to że będzie mógł się do czegoś przydać, więc wpatrywał się przez okno w ruch światła pośród śniegu.
Tak naprawdę to liczył na to że Kenneth się przesłyszał i za chwilę wróci powiedzieć że nic nie znalazł.
Czekanie przy oknie strasznie mu się dłużyło, mimo że nie trwało długo. Uczucie nieprzydatności pogłębiało się, dlatego zdecydował się coś z tym zrobić. Odszedł od okna i skierował wzrok ku schodom wiodącym na piętro. Nie był pewien co znajdzie Kenneth, ale najprawdopodobniej będzie to kolejny nieszczęśnik, lub cała grupa. Teraz gdy Norbert już niejako odtajał, wypadałoby sprawdzić czy na miejscu nie ma jakichś przydatnych rzeczy, koców, czy w sumie czegokolwiek. Salon był oświetlony ogniem kominka, jednak schody niknęły w mroku. Na domiar złego swoja jedyną latarkę oddał właśnie Kenethowi. Przez chwilę rozważał zrobienie sobie pochodni i zwiedzanie pietra niczym Indiana Jones starych świątyń, jednak kolejny pożar był ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowali. Pozostawało mu oświetlać sobie drogę nikłym światłem telefonu. Wolał nie uruchamiać latarki w obawie o resztki baterii. Jego oczy powinny zresztą szybko przyzwyczaić się do ciemności.
Raz jeszcze zerknął w stronę okna, ale Kenneth go widocznie nie potrzebował. Ruszył więc na górę po skrzypiących schodach. Jak można było się spodziewać, prowadziły one na podłużny korytarz, wzdłuż którego ustawione były rzędy pokoi. Okna korytarza wychodziły na pustkowia, tak więc chwilowo stracił z oczu światło latarki. Nie pozostało więc nic innego jak tylko sprawdzać je po kolei.
Pierwsze drzwi okazały się być zamknięte. Norbert nie był pewny czego innego właściwie się spodziewał. Ośrodek nie miał żadnej recepcji, dlatego klucze do pokoi znajdowały się pewnie gdzieś na zapleczu kuchni. Przetrzepie ją jeszcze raz dokładnie przy najbliższej okazji. Chwilę mocował się z drzwiami, ale zamek trzymał dość solidnie, dlatego po chwili ruszył naprzód. Szedł wzdłuż korytarza sprawdzając kolejne pokoje.
Zamknięte.
Zamknięte
Zamk…
Drzwi do pokoju uchyliły się bez naciskania klamki, a od środka rozległo się silne uczucie chłodu. Norbert ostrożnie otworzył drzwi, oświetlając sobie pokój światłem latarki. W suficie znajdowała się wielka dziura, przez którą sypał śnieg. Na wielkim, małżeńskim łóżku zaraz pod otworem usypała się już spora górka. Wyglądał jednak na świeży. Być może cała pościel pod kapą nie zdążyła jeszcze zamoknąć. Norbert szarpnął za materiał żeby zwalić śnieg i zamarł.
Wtulone w gdzieś między materiał, a biały puch leżały zwłoki. Kilku osób. Nie było mowy o zagłodzonych bezdomnych. Nie tak daleko od miasta. Do tego ich pozy nie sugerowały spokojnego odejścia w łóżku. Po chwili zauważył że ciała są do tego rozczłonkowane. Ktoś przywlekł ich tutaj pośmiertnie, albo zrobił im coś okropnego na miejscu. Obie myśli przeraziły Norberta. Odruchowo cofnął się tak daleko, że plecami zderzył się ze ścianą, nie mógł jednak oderwać wzroku od makabrycznego znaleziska. W przez śnieg i słabe światło latarki trudno było ocenić jak stare, czy świeże są zwłoki. Pierwsze o czym pomyślał dziennikarz to że to robota jakiegoś chorego kultu, o które teraz nie było trudno.
Gdy serce mu się odrobinę uspokoiło zrobił znalezisku kilka zdjęć telefonem. Po wszystkim będzie musiał przedstawić sprawę policji. Zdjęcia w świetle fleszy wyglądały jeszcze gorzej niż w półmroku. Norbert zdecydował się nie patrzeć na nie dłużej niż było to konieczne. Bardzo powoli, zachowując odpowiedni dystans od łóżka zabrał się za przeszukiwanie pokoju. Chciał znaleźć coś, co pozwoliłoby mu stwierdzić że morderstwo wydarzyło się lata temu i niebezpieczeństwo dawno już minęło. Zamiast tego znalazł coś, co sprawiło że poczuł się jeszcze gorzej.
Przy nakastliku, pomiędzy łóżkiem a oknem, znajdowało się na podłodze coś na kształt gniazda. Znajdywały się w nim trzy wielkie jaja, każde wielkości kosza na śmieci. Dwa z nich wyglądały na martwe, o ile można było tak stwierdzić w panujących warunkach. Trzecie natomiast było rozbite, jakby to co było wewnątrz wykluło się jakiś czas temu.
Całe pozorne poczucie bezpieczeństwa odparowało w jednej chwili, zastąpione przez grozę i panikę. Norbert zerknął za okno, czy Kenneth przypadkiem nie wzywał pomocy. Obawiał się najgorszego.
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pią Mar 05, 2021 8:16 pm

Przez dobrą jeszcze chwilę wpatrywała się w szeroko pojęty horyzont zastanawiając się, dlaczego właściwie jej samochód w poczuciu braku wystarczającej porcji czułości postanowił zaznać więcej uczucia i przytulić się do lampy. Albo słupa, cokolwiek to było. I gdzie podziało się to coś, co wbiegło jej na drogę, bo przecież w głowę uderzyła się zbyt późno, żeby za wyjaśnienie przyjąć halucynacje od wypadku. No i czemu warunki pogodowe tak gwałtownie się pogorszyły? Ameryka, ktoś mógłby odpowiedzieć, ale to przecież była Kalifornia, tu pogoda nie powinna zmieniać się w mgnieniu oka. I pewnie jeszcze jakiś czas dumałaby tak nad swoim losem, zamieniając się w śnieżny posąg, gdyby nie czyjś krzyk zza jej pleców. Dosyć gwałtownie się odwróciła, wyobrażając sobie z odruchu nie wiadomo jakie zagrożenie, po czym wzrok odnalazł figurę przeszkadzającą jej w kontemplacji krajobrazu. Odruchową myśl „oooo, żywi!” ułamek sekundy później dogoniła analiza widzianego obrazu. I wtedy właśnie Tharianka się zawiesiła, a umysł najpierw wyrzucił błąd, a potem bluescreena. Program Ria.exe przestał odpowiadać, chcesz poczekać czy zamknąć program? Jeśli w tym czasie niecodzienne zjawisko spróbowało nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, próby te spełzły na niczym. Ponowny rozruch systemów myślowych musiał trochę potrwać, a zwieńczony został krótkim potrząśnięciem głowy i ponownym przyjrzeniu się mężczyźnie. To żyło. I nie marzło? Ta planeta zaczynała się robić coraz dziwniejsza… Wait a second. Czy na pustyni nie powinno być czasem gorąco…? Aether poczuła się tak samo zagubiona jak podczas przybycia na tę planetę. Nie rozumiała już dosłownie nic, poza tym, że było zimno jak cholera, a gość który pojawił się znikąd, czyli pewnie wyszedł z tej stacji benzynowej, nie zamarzał, choć zdecydowanie powinien. Kosmita jakiś czy co?
- Tak jakby mój samochód wpadł w poślizg. – oznajmiła ostrożnie, z wyuczonym już dawno chińskim akcentem w głosie. Nie miała ochoty tłumaczyć, że zobaczyła kogoś na drodze, skoro ewidentnie droga była pusta, gdzie okiem spojrzeć. Zresztą bądź co bądź mówiła prawdę. Pominęła tylko powody, dla którego w ten poślizg wpadła.
W końcu z lekkim wahaniem ruszyła z miejsca, kierując się w stronę mężczyzny, jednak cały czas czujnie rozglądała się na boki. Może jednak naprawdę coś stało na drodze i zaraz się jej pokaże? Zatrzymała się mniej więcej pomiędzy swoim samochodem i mężczyzną, ponownie potarła dłonią miejsce uderzenia na głowie, ciesząc się, że nie krwawi. Nie miała nic, czym mogłaby opatrzyć ranę.
- Co pan właściwie tu robi…? To chyba pustkowie? – zmarszczyła lekko nos, wciąż zasłonięty szalikiem, zaczynając się zastanawiać, czy to czasem ten mężczyzna nie zrobił jej psikusa czyhając na nieuważnych podróżnych. Zważywszy na to, że nie wyglądał na marznącego w takich ubraniach i takiej temperaturze, kto go wie, czy nie poruszał się z prędkością światła. Wszystko było możliwe. Starając się nie tracić nieznajomego z oczu skierowała się do swojego samochodu, chcąc sprawdzić jego stan. A dokładniej, chciała po prostu sprawdzić, czy w razie W możliwe jest wskoczenie za kółko i natychmiastowa ewakuacja z tego paskudnego miejsca. Oględziny tyłu wozu nie wypadły jednak zbyt pomyślnie. Tylna szyba poszła w drzazgi, przez co zimne powietrze hulało po wygrzanym wcześniej wozie, wywołując stłumiony szalikiem jęk żalu właścicielki. Poszło również koło, najwyraźniej siła uderzenia była zbyt duża. Naprawienie koła trochę zajmie, strzaskana szyba nie przeszkadzała w końcu w jeździe. Bagażnik miał również spore wgniecenie w boku, co znacząco ograniczyło przestrzeń w środku, nie była również pewna, co z otwieraniem go. Zresztą przed oczami zaczynały latać jej mroczki, co świadczyło o tym, że uderzenie w głowę było poważniejsze, niż sądziła. Zbieranie się na wymioty i lekkie zawroty głowy też nie były zbyt dobrym objawem. Niech to wszystko droid zeżre… Zostawało tylko liczyć, że kosmita, czy czymkolwiek nieznajomy był, nie ma wobec niej złych zamiarów, bo gdyby teraz ktoś kazał się jej bronić, mogłoby być krucho. Przynajmniej póki nie dojdzie do siebie po tym uderzeniu. Nie chciała nawet przyjąć do wiadomości, że mogłaby doświadczyć wstrząśnienia mózgu, choć patrząc po objawach na to się zanosiło. Plus był tylko taki, że nie straciła przytomności i były spore szanse, że objawy przejdą same z siebie. Pytanie tylko, ile to potrwa. No i w takim stanie na pewno nie zamierzała wsiadać za kierownicę, zostawało więc zadać podstawowe pytanie: co dalej? Była tymczasowo zdana na łaskę i niełaskę obcego.
- Tylne koło poszło, samochód nie pojedzie. – rzuciła w końcu, robiąc kilka kroków, by oprzeć się w końcu o maskę samochodu. Lepiej tak, niż jakby miała się zachwiać i upaść. Ciekawiła ją zresztą reakcja na tę informację, mogła sporo powiedzieć o obcym. Czy tak samo jak ona ugrzązł tutaj, czy wręcz przeciwnie, siedział tu dobrowolnie szukając ofiar. Szkoda tylko, że pistolet miała w schowku, a nie przy sobie. Jak go wyjąć bez wzbudzania podejrzeń, oto jest pytanie. Chwilowo nie miała powodu zaglądać do środka wozu, a z bólem głowy trochę ciężko jej się myślało.
Powrót do góry Go down
Revenant
Mistrz Gry
Revenant


Liczba postów : 21
Data dołączenia : 05/11/2020

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Wto Mar 23, 2021 10:26 pm

Usłyszał dźwięk na zewnątrz, prawdopodobnie wypadek. Jakiś nieszczęśliwy kierowca przytulił samochód do jakiegoś ruchomego bądź nieruchomego obiektu. Nie zorientował się, kiedy dokładnie znalazł się na zewnątrz. Ot informacja dla Norberta, następnie już chwyta klamkę, a w kolejnym kroku wychodzi na zewnątrz. Coś go tknęło, aby jeszcze się odwrócił. Gdy tylko to zrobił, odruchowo szarpnął ręką i pochwycił rzuconą w jego kierunku latarkę. Po co, dlaczego? Chciał go tą latarką zabić? Jasne, może było trochę ciemniej, ale nie wydawało mu się, aby latarka była teraz potrzebna. Ale tak oto został uzbrojony.
-Świeć po oknach… zmienisz się w smoka i przybędziesz mi na ratunek?
Zapytał, choć dość cicho. Retorycznie, bardziej sam siebie. Po prostu nie bardzo widział potrzebę, aby w razie napotkania trudności, skupiać się na świeceniu po oknach. Zwłaszcza, że jego umysł nadal żył poprzednim światem. Spodziewał się zagrożenia ze strony innych istot, nie siły natury.
Kobieta. Samotny rozbitek ocalały z uszkodzonego samochodu. Z daleka nie wyglądało to tak źle. Tak, jak ona przyjrzała się jemu, tak on przyjrzał się jej. Po tych kilku miesiącach zdążył odzwyczaić się od dziwnych widoków i ubrań, w tym czapek z kocimi uszami. Ze wszystkich możliwych, akurat taka. Coś się zmieniło i nie było już normalnych ubrań? Z drugiej strony, jak on wyglądał? Rozczochrany wiking z długą brodą, bo spotkanie fryzjera w świecie, gdzie nie ma elektryczności… lepiej ten temat pominąć.
-Tak jakby wpadł w poślizg.
Powtórzył za nią nieco zrezygnowany. Widać można mieć pecha, jedni wpadają w poślizg na pustej drodze, drugim ktoś spada na samochód, przy okazji czyniąc go niesprawnym do dalszej jazdy. Przynajmniej wyglądała na całą, choć to mogło być tylko złudzenie.
-Z moim towarzyszem mieliśmy podobne szczęście. Porzuciliśmy pojazd i dotarliśmy do tej, jakże opuszczonej, stacji.
Skomentował, podchodząc bliżej i świecąc latarką po pojeździe. Przez chwilę nie obserwował bezpośrednio kobiety, choć starał się mieć ją w zasięgu wzroku. Bardziej interesowały go uszkodzenia pojazdu. Trafione koło, to można po prostu wymienić. Może nawet znajdą jakieś narzędzia, w końcu to opuszczona stacja paliw z nawiedzonym motelem, którego prawie nie spalili.
-Wymienię je, jak wichura osłabnie.
Odparł, przyglądając się pobieżnie uszkodzeniom. Był typem zadaniowca, jak na żołnierza przystało. Skoro koło było problemem, to należało je wymienić i się nad sobą nie użalać. Pomyśleć, że gdyby tylko miał dostęp do swoich mocy, to pewnie mógłby to zrobić od ręki. Na pewno znacznie łatwiej byłoby podnieść pojazd i odpowiednio go zabezpieczyć na czas takiej operacji.
-Zabierz przydatne rzeczy z pojazdu, jeśli jakieś posiadasz. Przeczekamy zamieć w środku.
Dodał, wskazując latarką w stronę budynku, z którego oryginalnie wyszedł i gdzie mieli przygotowany chwilowy „schron”. Co prawda jeszcze nie miał pojęcia o znalezisku, jakiego zdążył dokonać Norbert ze swoim szczęściem do takich sytuacji. Z resztą, nawet, jakby coś kryło się tym budynku, to nie mieli pewności, że pozostała część zabudowań jest bezpieczna. Kenneth zaczekał, aż kobieta weźmie swoje rzeczy, zwłaszcza jakieś ważniejsze. Jeśli w ogóle. Następnie wraz z nią ruszył w stronę budynku. Całkowicie nie przejmował się zimnem i bardzo było to po nim widać. Śnieg na koszuli, brodzie, szyi, twarzy. Zimno. A on nawet nie drżał, choć zapomniał też skomentować swój ubiór. Zazwyczaj rzucał w takiej sytuacji, że pochodzi z Alaski. Dla bardziej podejrzliwych dodawał, że był żołnierzem i stacjonował w tamtejszym garnizonie. Był obyty z zimnem. I dzielił swoje ciało z magiczną istotą, która czyniła go wysoce odpornym, może nawet niewrażliwym na działanie negatywnych temperatur. Przynajmniej do pewnego stopnia,
Powrót do góry Go down
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Sro Kwi 07, 2021 7:52 am

Paradoksalnie ruszenie się z miejsca zajęło Norbertowi kilka chwil. Rozumiał niebezpieczeństwo, ale jakoś nie mógł zmusić ciała do działania. Z przerażeniem zerkał to na stertę zwłok, to na olbrzymie jaja. W końcu jakiś impuls zaskoczył i udało mu się postawić pierwszy krok. Z całej siły chciał biec przed siebie, jak najdalej stąd, ale zamiast tego stawiał powoli kroki, świecąc telefonem po każdym mijanym ciemnym kącie. Czuł że serce bije mu nienaturalnie szybko i gdyby ktoś teraz wyskoczył na niego zza rogu ze zwykłym „bu”, dziennikarz mógłby trafić do szpitala na zawał.
Wracając ciemnym korytarzem do rozświetlonego salonu starał się nie wydawać najmniejszego dźwięku. Było to oczywiście bez sensu, bo wcześniej narobił niezłego rabanu przy przeszukiwaniu budynku i łomotaniu do każdych zamkniętych drzwi. W okolicy ognia z kominka poczuł się znów bezpiecznej, lecz wiedział że jest to uczucie przynajmniej złudne. To coś co pożarło tych ludzi nie było przecież stworem spod łóżka, który zniknie w świetle dziennym.
Przede wszystkim musiał podzielić się tą informacją z przyjacielem. Nie chodziło tylko o wewnętrzną potrzebę zrzucenia tego brzemienia na kogoś jeszcze. Kenneth, który ostatnie pół roku spędził w innym wymiarze walcząc ze smokami czy Bóg wie czym, był chyba najlepiej przygotowany do oceny sytuacji.
Dziennikarz szybko zebrał się do wyjścia na zewnątrz. Nie zajęło mu to dużo czasu, bo w większości wciąż miał na sobie śnieżne ubrania. Pozapinał się tylko dokładnie i owinął twarz szalikiem i założył czapkę. Wtem jego wzrok padł ma stary sztucer, który wisiał na ścianie w okolicy kominka. Nie wyglądał na najnowszy i Norbert wątpił by był sprawny, lecz potrzeba choćby złudnego poczucia bezpieczeństwa była duża. Sama waga broni w rękach potrafiła być minimalnie pokrzepiająca. Kto wie? Może to coś przestraszy się broni?
Co za bezsens. To był jakiś zmutowany potwór, a nie głodny kojot.
Tak czy siak Norbert zdjął broń i zajrzał do komory. Znajdowały się w niej pociski. Pomimo przedziwnego zrządzenia losu i norm BHP Norbert powątpiewał w skuteczność karabinu. Wiedział ile wymaga konserwacja broni, a mógł tylko zgadywać ile lat broń leżała w kurzu na ścianie. Niemniej, od razu poczuł się lepiej trzymając ją w rękach.
Wychodziło na to że był jednak Amerykaninem…
-Kenneth! KENNETH! – krzyczał chcąc przekrzyczeć wichurę po wyjściu na zewnątrz. Instynktownie kierował się w stronę trasy, mierząc przed siebie z broni. Śmiertelnie wystraszył go wrak samochodu na parkingu. Zapomniał o nim, a spora sylwetka na krańcu pola widoczności nieomal przyprawiła go o zawał. Po chwili wzajemnego nawoływania udało mu się w końcu dołączyć do rozmawiających przy drodze. Z ulgą opuścił broń i pozwolił sobie w końcu rozluźnić spięte adrenaliną mięśnie.
-Kenneth! Mój Boże! Tam były jaja! I Zwłoki! Cała masa! – Norbert uświadomił sobie jak bardzo bełkocze i wziął kilka wdechów żeby się uspokoić. – Przeszukałem piętro i trafiłem na leże jakiegoś potwora. Jaja były wielkości kubłów na śmieci, a wszędzie leżały ciała. Rozszarpane! Musimy stąd wiać… - ostatnie zdanie wypowiedziane było już bez entuzjazmu. Właściwie dziennikarz od razu poczuł zmęczenie na myśl o kolejnych być może godzinach wędrówki. Ledwo poczuł że wszystko się układa, a zagrożenie być może czyhało dużo bliżej, niż śmierć przez odmrożenie.
Dopiero po chwili Norbert zwrócił uwagę na rozmówczynię Kennetha. Zmierzył ją od góry do dołu krytycznym wzrokiem rozważając jej potencjalne możliwości do składania jaj i pożerania ludzi. Dał jej w umyśle pod tym kątem uczciwe cztery na dziesięć, a to wystarczało by chwilowo jej zaufać.
-Norbert Ronae, Daily Bugle – Przedstawił się i wyciągnął dłoń do kobiety. –Pierwsi gdzie coś się dzieje”… Muszę zmienić robotę… - dodał po ironicznym zacytowaniu motta gazety.
Miał dość. Miał też nadzieję że pozostali rzucą jakieś dobre pomysły do burzy mózgów, bo jego pokłady optymizmu powoli się wyczerpywały.
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Nie Maj 09, 2021 11:10 am

W głosie dziwnego nieznajomego zabrzmiała rezygnacja. Znaczy się, rozbitek, jak ona sama, albo cokolwiek w ten deseń. W sumie Ria nawet trochę mu współczuła, zdaje się, że liczył, że jej samochód posłuży mu za środek ratunku i wywiezienia z tego pustkowia. A tu nic z tego. Za to niepokój wzbudził fakt, że nie był sam. Dwóch na nią jedną? Niespecjalnie dobra opcja, co tu wiele mówić. No ale okazywanie braku zaufania tak na start nie byłoby zbyt dobrą opcją, więc jedynie skinęła głową.
- Da się tam chociaż odpalić jakieś ognisko? O farelce nawet nie marzę.
Ria zachowywała się całkowicie naturalnie, dokładnie tak, jak zwykły cywil, który rozbił samochód w śnieżnej zamieci i teraz marzł. W zasadzie pominąwszy hasło „cywil” wszystko się zgadzało, marzła jak diabli, śnieg padał jej na nos wystający zza szaliczka, a do tego widok brodatego gościa bez ciepłych ciuchów tylko potęgował uczucie zimna i bólu głowy. Zrobiła kilka głębszych wdechów, pozwalając mu obejrzeć swój samochód i tym samym potwierdzić zniszczenia, które zauważyła sama. Choć nie ukrywajmy, tekst o wymianie koła z deczka ją zaskoczył. Bo to przecież nie tak, że nie była w stanie sama tego zrobić, zakładając, że na tym pustkowiu znajdzie jakieś zapasowe.
- Macie tu jakieś zapasowe koła?
Nie zdołała ukryć lekkiego zaskoczenia w głosie, zarówno faktem, że będzie na co wymienić koło, a także już samą propozycją. Aczkolwiek po krótkim namyśle protestować na ten pomysł nie zamierzała, skoro chce ją wyręczyć w tej pracy, to droga wolna. W zasadzie nawet miło z jego strony, jakiekolwiek nie byłyby jego pobudki. Bo w końcu to chyba nie tak, że uznał, że kobieta sama sobie z tym nie poradzi? Zanim jednak zdążyła wymyślić, w jaki sposób wydobyć broń tak, by nikogo nie zaalarmować, usłyszała nawoływanie i po krótkiej chwili pojawił się drugi mężczyzna, dostarczając nieco informacji. Po pierwsze, brodacz nazywał się Kenneth. Po drugie, wybiegający z budynku mężczyzna w ogóle nie wyglądał na wojownika, a to w skali zagrożenia tymczasowo ustawiało go mniej więcej w połowie – w końcu pozory mogły mylić. A po trzecie, na opuszczonej stacji były zwłoki. Niech kable zaiskrzą, mieli poważny problem.
- Świeże?
Spytała spokojnie, kiedy drugi nieznajomy skończył referować sytuację. Jej organizm zaczął pompować adrenalinę, więc chwilowo zapomniała o swoich dolegliwościach, nastawiona po prostu na obronę. Nie czekając jednak na odpowiedź zanurkowała w samochodzie, wyciągając bez większego skrępowania broń i sprawdzając stan magazynku. Wszystko było w porządku, więc broń wylądowała w kieszeni płaszcza. Teraz, po takich rewelacjach, była w pełni usprawiedliwiona w kwestii chęci posiadania gnata przy tyłku. Zresztą to była Ameryka, tu każdy miał broń i wyjątkowo to było całkiem dobre rozwiązanie.
- Lian Shang.
Odparła swobodnie, podając swoje ziemskie dane i uścisnęła wyciągniętą rękę, również mierząc wzrokiem dziennikarza. Poziom zagrożenia z jego strony zleciał nieco poniżej połowy na jej prywatnej skali, bo jednak nigdy nic nie wiadomo. Pominęła jednak własny zawód, bo chlapanie ozorem na prawo i lewo, że należy do S.H.I.E.L.D. nie było zbyt mądrym pomysłem.
- Czyli mamy do czynienia z jajorodnym stworem żywiącym się padliną… Kilka zwierzaczków by nawet do tego pasowało, ale nie są aż tak wielkie. A samochód jest uziemiony, poszło koło.
Zapewne ostatnim zdaniem trochę dobiła dziennikarza, ale złe informacje najlepiej przekazywać na raz. Tak samo jak tę, w której pociemniało jej przed oczami i musiała przyznać sama przed sobą, że jednak ma ten wstrząs mózgu. Kiedy wróciła jej wizja, siedziała na śniegu, najwyraźniej musiała się osunąć na ziemię. Plus był taki, że mdłości trochę jej przeszły, ale zawroty głowy jednak niespecjalnie. Wypadało chyba jednak wytłumaczyć niespodziewanym towarzyszom niedoli powód, dla którego nie paliła się do wstawania ze śniegu.
- Chyba trochę za mocno uderzyłam się w głowę… Liczę, że tego stwora chwilowo tu nie ma, bo moja celność solidnie ucierpiała.
Czytaj: boli mnie głowa, średnio żyję, całkiem możliwe, że prędzej zastrzelę jakąś ścianę albo powietrze zamiast zagrożenia. Zakładając, że w ogóle wyciągnęłaby w takim wypadku broń, choć naprawdę nie cierpiała być bezbronna. Ale lepsze to, niż postrzelić sojusznika. Jednym słowem mają przekichane, bo w kwestii bojowej jednak na Norberta nie liczyła.
- A to miała być tylko wycieczka słynną drogą 66…
Powrót do góry Go down
Revenant
Mistrz Gry
Revenant


Liczba postów : 21
Data dołączenia : 05/11/2020

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pon Maj 24, 2021 5:05 am

Poprawiając, to w sumie mógłby wymienić to koło od razu. Wystarczyło tylko znaleźć jakiekolwiek koło zapasowe. Teoretycznie powinna takowe mieć w bagażniku samochodu, ale to różnie bywało. Choć odpowiedź nadeszła, gdy sama go o to zapytała. Czy mieli zapasowe koła. Może przez te kilka miesięcy coś się zmieniło i prawo nie wymagało już koła zapasowego w bagażniku samochodu. Ale wtedy nadal zdrowy rozsądek by tego wymagał. Prawda? Prawda. Albo nieprawda.
Zanim jednak dane mu było odnieść się do tego faktu, z budynku wybiegł Norbert. Ogłosił mu to, wołając w panice jego imię. Kenneth obrócił się powoli, raczej nie oczekując żadnego zagrożenia. Do momentu, aż prawie włos mu się na głowie zjeżył, gdy zobaczył, jak reporter biegnie do niego ze sztucerem. Gorzej, wymierzonym w jego stronę. Ostatnie, czego potrzebował, to cywil, który poślizgnie się na lodzie i w odruchu zaciśnie palec na spuście, urywając mu przy tym głowę. Opuszczenie broni przyniosło więcej ulgi hostowi niż reporter mógłby się spodziewać. Zwłaszcza, że znów poczuł to przeszywające zimno, rozchodzące się po całym ciele, szczególnie po ramionach. Ale tym razem bez efektów specjalnych.
Zaczął się nonsens. Kenneth podszedł do towarzysza i oparł mu dłoń na ramieniu.
-Norbert, uspokój się. Wdech i wydech. Co widziałeś?
Czyżby trafili na norę jakiegoś seryjnego zabójcy i będą teraz musieli przeprowadzić dochodzenie? A może spotkał potwora? Tak, zdecydowanie spotkał potwora. I z każdym kolejnym słowem, entuzjazm Walkera malał. Początkowo liczył, że to zwykłe przewidzenia. W końcu co mogliby tutaj spotkać? Może jakieś stare zwłoki właściciela. Ale świeże zwłoki i jaja? Mężczyzna minął reportera, podchodząc kilka kroków bliżej budynku, który miał być ich bezpiecznym schronem, pozwolić chociaż zregenerować siły przed dalszą trasą. Zapomniał na chwilę o towarzyszącej im kobiecie, pozwolił dwójce przedstawić się sobie wzajemnie. Skupił się na własnych, wewnętrznych odczuciach. Może to, co czuł w środku, reakcje organizmu, to nie była reakcja na ogień? Może podświadomie, jego organizm reagował na zagrożenie. Z drugiej strony…
-Nie jestem wiedźminem…
Tak, czytał te książki. Czemu miałby nie? Fantastyka potrafiła być ciekawa, zwłaszcza, gdy obraz smoka z książki można było zestawić z prawdziwym. Powoli odwrócił się, teraz już do dwójki.
-Ale jeszcze niedawno była tu pustynia. Dodatnie temperatury. Powinniśmy móc założyć, że to coś zagnieździło się akurat tutaj, bo takie preferuje.
Lub czego nie zamierzał mówić na głos, jest temu czemuś wszystko jedno. Zazwyczaj ogień i lód dobrze się balansowały, ale to nie znaczyło, że tego balansu nie dało się zaburzyć albo przynajmniej oszukać. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że kiedy on analizował sytuacją, tak kobieta dorwała się do broni palnej. I już wiedział, że naprawdę wrócił do domu, do ameryki. Każda napotkana osoba albo miała broń palną albo mogła pozyskać broń palną, racjonalnie małym wydatkiem energetycznym.
-Dokąd dokładnie chciałbyś „wiać”?
Czas przejść do szczegółów. Kenenth nadal stał wyprostowany, niewzruszony, z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciała. Ot proste logiczne pytanie. Oczywiście, że mogą uciekać. Tylko dokąd? I kto z tej trójki wytrzyma najdłużej w tej temperaturze? Taka opcja nie była dla nich dostępna, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Zwłaszcza, że doświadczył już co ta temperatura potrafiła zrobić z reporterem. A kobieta ledwo stała sama z siebie, nie mówiąc o jakiejkolwiek dłuższej podróży.
-Gdzie dokładnie znalazłeś legowisko? Które drzwi na piętrze? Zostawiłeś je otwarte?
Konkretne, spokojnie zadane pytania. Tak, zamierzał się tam udać. Z resztą nie mieli za bardzo wyboru, jak wrócić do budynku. Siedzenie tutaj nie będzie w żaden sposób pomoce. Co gorsza, jego specjalista do spraw rozwiązywania takich „trudności” aktualnie był niedostępny. Kenneth potrafił sobie wyobrazić słowa smoka, jak tylko ten dowiedziałby się o jakiejś potworze w okolicy. Mentalnie już nastawiał się na grom sprzeciwu ze strony reportera. Nie wiedział, co na to wszystko kobieta, ale raczej nie wydawała się teraz materiałem „na wojownika”. Z kolei on, bez dostępu do lodowych mocy lub chociaż jakiegokolwiek sensownego wyposażenia, również nie posiadał większej wartości bojowej. Strategicznie, cudowna sytuacja.
Powrót do góry Go down
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pon Cze 07, 2021 12:47 pm

Szczerze mówiąc Norbert od razu poczuł się bezpieczniej w okolicy pozostałych. Kenneth w jego opini został już zaszufladkowany jako jakiś rodzaj nadczłowieka, a to że kobieta na wieść o potworze wyjęła broń (której wcześniej nie zauważył) i zaczęła baczniej lustrować wzrokiem otoczenie też świadczył że potrafiła o siebie zadbać. O siebie i oczywiście o Norberta rzecz jasna. Czuł się trochę winny że zrzuca na nich całą odpowiedzialność, ale cała ta sytuacja kosmicznie go przerastała. Miał już ich stanowczo dość. Jego umysł był już dosłownie wyjałowiony strachem przed nadnaturalnym. Potrzebował zrzucić decyzyjność na kogokolwiek innego. Zwyczajnie nie była to strefa operacyjna dziennikarza. Jeśli później dowolne z nich chciałoby dostać specjalne wejściówki na backstage dowolnej gali celebryckiej, Norbert z radością użyłby swoich zdolności by im je załatwić, ale walka z nadprzyrodzonym nie była w wachlarzu jego mocnych stron.
W każdym razie Norbert wolałby żeby nigdy nie musiała się w takim wachlarzu znaleźć.
- Akurat myślałem o Harrym Dresdenie... I sam to powiedziałeś. Nie ja. - odpowiedział zabezpieczając broń. - Czyli pewnie zapadł w letarg? Widzisz, ja bym na to nie wpadł, Geralt. - racja, droczył się zupełnie niepotrzebnie i od razu to zauważył. To pewnie wina stresu. - Wybacz.
Potem Keneth zaskoczył go oczywistym pytaniem. Oczywiście on sam skupił się raczej na "skąd", a nie "dokąd". Teraz rozglądając się po śnieżnym pustkowiu czuł się odrobinę głupio, ale w gruncie rzeczy jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu że Kenneth stanowi ich eksperta w temacie maszkar. - Dokądś...? - odpowiedział niepewnie, wyraźnie dając do zrozumienia że nie przemyślał wcześniej tej propozycji.
Zadziwiło go jak bardzo problematycznym było przypomnienie sobie szczegółów o które dopytywał Kenneth. Dosłownie analizował swoje kroki krok po kroku i nie mógł sobie przypomnieć szczegółów. Cały czas stawały mu przed oczami rozczłonkowane zwłoki i jaja.
- Nie jestem pewien... Drugie po prawo? Trzecie? Na pewno nie pierwsze, ani nie ostatnie. Zostawiłem otwarte, ale to coś chyba z nich nie korzystało, bo w dachu była ogromna dziura. - Dopiero po chwili dotarło do dziennikarza co zamierzał jego rozmówca. -Oj nie nie nie! Chyba tam nie wracamy. Takie jaja! Takie! - dziennikarz odłożył sztucer i pokazał obydwiema rękoma rozmiar odnalezionego przez siebie nabiału. - Jak wielka była dupa, która musiała je znieść?! A jak wielka jest paszcza?!
Nie zgadzał się żeby Kenneth lazł tam samemu. Jeszcze bardziej nie zgadzał pozostać samemu tutaj. A pójść do jeszcze raz do leża potwora razem z wszystkimi to już absolutnie.
Szukał w umyśle alternatyw.
-Koło, tak? I być może przednia szyba...? - zapytał zerkając na sylwetkę samochodu Lian. - Żaden problem. W tym gracie stojącym przed stacją na pewno coś się znajdzie. Wymienimy co trzeba i możemy ruszać. Niech się tym zajmie S.H.I.E.L.D., czy ktoś. - dziennikarz zerknął jeszcze na stan drogi, żeby nie pozostać gołosłownym. Była ośnieżona, ale jeszcze nie tak by była nieprzejezdna przy zastosowaniu odpowiednich środków.
-Co o tym myślicie?
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pią Lip 02, 2021 5:14 pm

Z chwilą wybiegnięcia Norberta w zasadzie temat koła odszedł w niepamięć. Może to i lepiej, bo wtedy okazałoby się, jak wielkiego zaćmienia mózgu dostała kosmitka. Na szczęście w razie co wszystko mogła zwalić na fakt, że uderzyła się solidnie w głowę. Odprowadziła wzrokiem Kennetha, zastanawiając się przez krótką chwilę nad dalszymi opcjami. W zasadzie zaproponowana przez Norberta ucieczka byłaby świetnym pomysłem, gdyby nie fakt, że istniało ryzyko, że stwór polezie za nimi. A co za tym idzie, mogliby doprowadzić go do terenów zaludnionych, gdzie miałby całkiem sporo pożywienia, jeśli patrzyć na jego preferencje żywieniowe.
- Wiedźmin akurat to by nam się tutaj przydał. – oznajmiła obydwu panom, gdy już niejako stało się dla niej jasne, że nie mają innego wyboru, jak tylko zająć się problemem i chociażby go spacyfikować, zanim wezwie się jakieś odpowiedniejsze służby. – Ale niestety to tylko fikcja, nawet jeśli bardzo ciekawa. – zmierzyła kolejny raz wzrokiem budynek i poczłapała się ostrożnie w stronę Kennetha, w efekcie stając obok niego. Ze swoim niskim wzrostem i czapką z kocimi uszami musiała pewnie wyglądać dosyć zabawnie zadzierając głowę do góry, by obejrzeć sobie wyższą część domu.
- Nie możemy stąd wiać, przynajmniej nie teraz. – powiedziała cicho, z zamyśleniem w głosie. Z jednej strony faktycznie pewnie kiepsko zniosłaby podróż i temperatury, a z drugiej naprawdę nie chciała ściągać tego czegoś do miasta. – Z zasady lepiej zakładać wszystko, co najgorsze, czyli stwór może mieć dobry węch, wróci tu, wyczuje nasz zapach i pójdzie za nami do miasta. A wtedy wiemy, co będzie, jeśli patrzyć na trupy w pokoju.
I tyle byłoby z dobrych wiadomości. Taaak, Ria zdecydowanie nie umiała pocieszać innych, ale i co innego miałaby powiedzieć. Odpowiadając natomiast na pytanie Norberta: ta paszcza musiała być olbrzymia. Tego już jednak na głos nie powiedziała, tak żeby nie dobijać już dziennikarza. I tak był już w kiepskim nastroju i wcale jej to nie dziwiło. Przynajmniej nikt nie zadawał pytań, dlaczego ona sama nie panikuje. W końcu trupy, potwory i takie tam, teoretycznie powinna zacząć panikować, jak na cywila przystało. Swoją drogą, idąc za tą teorią, zaczęło ją ciekawić, kim właściwie był Kenneth. A choć zdecydowanie kusiło ją, by takie pytanie mu zadać, to jednak nie były to czas i miejsce na tego typu pytania.
- Nawet byłabym za. Ale jak zawsze jest jakieś ale – przydałoby się poinformować wzywanych, z czym właściwie mają do czynienia. Bo aktualnie jesteśmy w sferze domysłów. A co do samochodu, to tylne koło i tylna szyba poszły. Plus wgniecenie w bagażniku, nie wiem, czy da się otworzyć. – zmieniła temat na dosłownie chwilę, by zaraz potem wrócić myślami do aktualnego zagrożenia.
Westchnęła pod nosem, kryjąc dłonie w kieszeniach płaszcza i pokręciła lekko głową, starając się w ten sposób pozbyć bólu głowy. Niestety raczej to nie zadziałało, więc można było się spodziewać naprawdę nieprzyjemnej konfrontacji ze stworem, bo prędzej czy później wróci.
- Mam nadzieję, że potrafisz się posługiwać sztucerem. – zwróciła się do Kennetha, a potem po prostu ruszyła w stronę opisywanego wcześniej przez Norberta pomieszczenia.
Na plus należało zapisać, że w budynku aż tak nie pizgało złem, wobec czego nastrój jej się trochę poprawił. Odbezpieczyła broń i trzymając ją w pogotowiu udała się na piętro, czujnie rozglądając się wokół, a przede wszystkim skupiając się, by słuchem wyłapać niepokojące dźwięki. Specjalnie powoli zaczęła także wdychać powietrze do płuc, istniała w końcu szansa, że odkryje jakiś przydatny zapach, nawet jeśli na całym piętrze waliło trupem, co stosunkowo utrudniało identyfikację. Wyszła jednak z założenia, że gorszych widoków niż wojennych i tak już nie uświadczy, więc po prostu weszła do pokoju, starając się zlokalizować od razu wszelkie anomalie, czy to w postaci trupów, czy jaj czy też dziury w suficie, o której wcześniej wspominał dziennikarz. Fajny rajd drogą 66, nie ma co. Ameryka nigdy nie przestanie jej zaskakiwać.
Powrót do góry Go down
Revenant
Mistrz Gry
Revenant


Liczba postów : 21
Data dołączenia : 05/11/2020

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pon Lip 05, 2021 8:02 pm

Norbert uczynił coś, co dodało mu kilka punktów szacunku u Kennetha. Zabezpieczył broń, którą dzierżył. Niby taki prosty, nieznaczący gest, ale w świecie, w którym ludzie nie potrafili posługiwać się bronią palną w sposób należyty oraz skanowali lufą wszystkie żywe cele w okolicy, to był zwyczajnie przyjemny widok. Zwłaszcza u osoby potencjalnie „nieprzeszkolonej”.
Jak już ustalili, że nie ma w okolicy żadnego bezpiecznego „Dokądś”, to mogli wziąć się za kwestie związane ze sprawdzeniem napotkanego zagrożenia. No prawie, bo pozostawała jeszcze kwestia naprawy samochodu z zablokowanym bagażnikiem, który został wgnieciony w miejscu zamka. Mężczyzna spojrzał wpierw na kobietę, a następnie na dziennikarza.
-Dobrze Norbert. Ty zajmij się naprawą samochodu.
Wskazał, zlecając towarzyszowi bardzo odpowiedzialne zadanie doprowadzenia środka transportu do stanu użyteczności, który umożliwi im ewakuację z tego miejsca. A przy okazji dziennikarz będzie zajęty nie-panikowaniem, związanym z możliwością bycia zjedzonym przez lokalną potworę. Wątpił, aby to było takie łatwe, jednak Kenneth nie wydawał się przejęty potencjalnym rozmiarem paszczy potwora, który zniósł olbrzymie jaja.
-Sztucer nie będzie zbyt pomocny w zamkniętym pomieszczeniu.
Skomentował, odpowiadając kobiecie w specyficznej czapce. To nie tak, że ta broń była specjalnie słaba. Zwyczajnie nie ufał jakiemuś pozostawionemu na pastwę losu złomowi, nawet, jeśli był nabity. Poza tym mowa była o pomieszczeniach zamkniętych, korytarzach, małej przestrzeni. Raczej zasięg miotania takim karabinem zwyczajnie by mu przeszkadzał, tutaj przyda się narzędzie o krótkim zasięgu. Może nawet uda mu się wybudzić moc darowaną mu przez smoka i skorzystać z jeszcze lepszego narzędzia, dedykowanego rozwiązywaniu trudności z wielkimi potworami. Lub średnimi, bo nie był pewien, jak wielki mógł być przeciwnik. Ostatecznie może okaże się, że to stworzenie naprawdę nie jest dostosowane do lokalnej temperatury i zwyczajnie zapadło w letarg.
W końcu padło pytanie. Obrócił się jeszcze raz do Norberta, po czym spojrzał na budynek.
-Myślę, że powinieneś to zaczekać.
Skomentował krótko, wyrażając swoje zdanie. I jeśli nie zostanie powstrzymany, to zamierzał ruszyć z powrotem w stronę, jeszcze do niedawna, bezpiecznego budynku.
Powrót do góry Go down
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Wto Lip 06, 2021 12:24 pm

Nic z tego co Norbert usłyszał podczas rozmowy nie było chyba tym, co tak naprawdę chciałby usłyszeć. Owszem, zgadzał się z większością poruszonych tematów, ale samemu zwyczajnie brakowało mu odwagi, żeby być pierwszym który je powiedział. Teraz jednak, po wywleczeniu ich na światło dzienne nie mógł się z nimi kłócić.
Polecenie naprawy pojazdu przyjął dwojako. Z początku omal nie podskoczył z radości że nie musi wracać to tego okropnego miejsca. Miał już samemu proponować że zostanie tutaj i przypilnuje auta, a tutaj proszę, nawet nie wyjdzie na tchórza większego niż do tej pory. Owszem „naprawić”, a „przypilnować” samochód to dwie różne rzeczy, jednak na robotach mechanicznych i tak znał się bardziej niż na polowaniu na olbrzymie jajorodne bestie, tak więc nawet nie oponował. Do tego sam przyznał, że mając konstruktywne zajęcie będzie spokojniejszy niż po prostu stojąc i wlepiając wzrok w przestrzeń dookoła. Skinął więc tylko głową na znak że się zgadza.
Po chwili jednak uświadomił sobie, że skoro oni we dwoje idą sprawdzić leże potwora, to on zostaje tutaj zupełnie sam. Nogi mu od tego trochę zmiękły, ale dość już miał łażenia za nimi jak jakiś rzep u psiego ogona. Przynajmniej zostawili mu jego broń. W razie czego tamci usłyszą wystrzał gdy coś zacznie Norberta pożerać…
Postarał się jakoś zignorować niepokój z tyłu głowy i zabrał się do oględzin wozu. Bagażnik i tylna szyba były tak naprawdę zbyteczne do jazdy naprzód, tak więc najpierw sprawdził czy nic innego nie ucierpiało podczas hamowania. Przede wszystkim odgarnął śnieg i pochylił się żeby sprawdzić podwozie. Na tyle na ile pozwoliła mu na to latarka w telefonie, stwierdził że tylna oś wygląda na całą. Niestety koło było dość mocno uszkodzone. Tak jak się Norbert spodziewał, kwestia była nie tylko zużytej opony, ale także pogiętej tarczy. Może dałoby się to jakoś wyklepać, ale i tak do tego celu trzeba będzie najpierw zdjąć całe koło.
Do tego jednak przydałyby mu się narzędzia, jednak odchodzący w dal towarzysze nie zdążyli go poinformować gdzie może je znaleźć. Przetrzepał więc na próżno całą przestrzeń samochodu włącznie ze schowkami. Nic nie znalazł (poza sporą ilością sierści), ale i tak na wiele nie liczył. Każda normalna osoba jaką znał trzymała przecież narzędzia w bagażniku… Dziennikarz westchnął i wrócił na tył samochodu.
Z lewej strony zaraz przy zamku była wnęka w którą teoretycznie mógłby wsadzić jakiś łom. Jakiś na pewno znalazłby się na stacji. Krótkie zerknięcie w stronę budynku wystarczyło jednak by Norbert porzucił pomysł eksploracji budynku na własną rękę. Nie myśląc wiele wsadził tam lufę od swojego karabinu (wyjąwszy wcześniej naboje). Naparł całym ciałem na kolbę i poczuł ustępujący stopniowo opór. Rozochocony tym małym sukcesem jeszcze kilka razy naparł na dźwignię, aż lufa nie straciła dobrego punktu podparcia. Gdy jednak spojrzał na efekt swojej pracy zauważył że zamiast całego bagażnika, odgiął zaledwie blachę w miejscu przyłożenia siły. Znowu westchnął, lecz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zdjął kurtkę i bluzę z prawej ręki i wsunął ją w powstały otwór. Wystawił odruchowo język koncentrując się tylko na zmyśle dotyku. Oczywiście większość przestrzeni zajmowały torby podróżne. Chciał je poprzestawiać, ale chyba jedną otworzył i jej zawartość wysypała się do środka bagażnika. Była bardzo miękka w dotyku i Norbert miał gorącą nadzieję że właśnie nie obmacuje czyichś koszul nocnych. W końcu jednak na brzegu bagażnika, pod prowizoryczną sklejką, znalazł małe puzderko, które na raty wywlekał na światło dzienne. Lewarek i klucze! Zwycięstwo!
Samo zdjęcie koła pozostało formalnością. Potem jednak okazało się że było ono zbyt zniszczone żeby jakkolwiek je odginać. Zresztą i tak pozostawała kwestia przebitej opony, której nie miał jak wymienić. Wrócił więc do swojego pierwszego planu i powlókł się z całym sprzętem do starego samochodu na stacji. Ostrożnie podszedł w okolice budynku i rozstawił się przy tylnym kole pojazdu. Z zażenowaniem zerknął na sporą skrzynkę narzędziową, która niemal szyderczo czekała na niego na tylnym siedzeniu samochodu. Tak czy siak odkręcił koło i powlókł je w stronę samochodu kobiety.
Na miejscu okazało się oczywiście że otwory na śruby minimalnie do siebie nie pasują.
Norbert westchnął. Ciekawe co robili pozostali.
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Pon Lip 12, 2021 6:27 pm

Panikujący gość miałby naprawiać jej samochód? No w sumie… Lepiej, żeby zajął się tym – gorzej raczej go nie popsuje, w końcu to tylko koło – niż żeby poszedł z nimi i w ostatniej chwili dostał jakiegoś napadu paniki, dzięki czemu w trójkę skończyliby jako wyżerka dla potwory. Dokarmianie zwierzątek było spoko, o ile samemu nie występowało się w roli karmy. Dlatego też grzecznie zgodziła się z tym pomysłem, niespecjalnie przywiązana do wozidła. Natomiast co do tematu zawartości toreb podróżnych – zawsze mogło być gorzej. Zamiast przerażających dziennikarza koszul nocnych mógł trafić, o zgrozo, na staniki tudzież majtki. Co by dopiero wtedy się stało, gdyby wraz z puzderkiem z narzędziami wyciągnął z bagażnika na przykład koronkowe stringi…? Na całe szczęście w otwartej torbie znajdowały się jedynie swetry i jakieś bluzki, tak więc nic groźnego, acz dosyć miłego w dotyku. I na pewno żadne z ubrań Rii nie zaatakuje mężczyzny.
Sztucer został przy Norbercie. Czy była to dobra decyzja, nie miała pojęcia, co do zamkniętego pomieszczenia też się nie wypowiadała. Może i nie był dobrym pomysłem, ale miał większy kaliber niż jej własny pistolet. Absolutnie nie zamierzała się też nastawiać na to, że stwór poszedł sobie w diabły. Zwłaszcza, gdy mogła sobie z bliska obejrzeć trupy. Koci wzrok pozwalał jej widzieć w tym półmroku, ale na użytek idącego za nią mężczyzny wyciągnęła telefon i odpaliła latarkę. Trupy były raczej starszawe, rozczłonkowane i nie nadające się do wizualnej identyfikacji. Do tego było zimno jak diabli, bo przez dziurę w suficie padał śnieg. Dosyć uważnie się rozejrzała i doszła do wniosku, że trupów było plus minus 6, jeśli wnioskować po ilości głów. O ile rzecz jasna stwór nie wpałaszował również głowy.
- Jakieś 6 osób będzie. Może więcej… - mruknęła na głos do Kennetha, po czym powoli podeszła do jaj. – Ciała wyglądają na niezbyt świeże, zresztą zimno podobno konserwuje, ale ekspertem od trupów nie jestem. – za to ewidentnie nie wykazywała jakiegoś specjalnego strachu na ich widok. Cóż, na wojnie naoglądała się mnóstwo śmierci i to własnych towarzyszy. Obce ciała nie robiły już na niej wrażenia.
Gorzej poszło za to z jajami. Jak dla niej najlepszym pomysłem byłoby urządzić sobie z nich tarczę strzelniczą albo załatwić z półobrotu, ale jednak istniało spore ryzyko, że coś się z nich wykluje. Swoją drogą, ciekawe, czemu te dwa nadal były niewyklute. Powoli podeszła do okna, chcąc sprawdzić, czy na zewnątrz będą jakieś ślady albo cokolwiek, choć najprawdopodobniej najlepiej byłoby wyleźć przez okno na dach. Tyle, że była na to zdecydowanie za niska i zdecydowanie za ciepło ubrana – płaszcz, choć świetnie chronił przed zimnem, niespecjalnie nadawał się do wspinaczek.
- Znalazłeś coś ciekawego?
Powrót do góry Go down
Revenant
Mistrz Gry
Revenant


Liczba postów : 21
Data dołączenia : 05/11/2020

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Wto Wrz 07, 2021 8:22 am

Przeszła mu przez głowę myśl. Najczęstszym motywem spotykanym w filmach, w których grupa rozdziela się w celu zbadania budynku, jak zaatakowanie tej pojedynczej, pozostawionej osoby. Może trochę niezdarnej. Ruszając z powrotem w kierunku starego budynku, świat mu na chwilę ucichł. Miał wrażenie, że podróż od tego samochodu, do starych trzepoczących drzwi, zajmuje mu teraz wieczność. Każdy krok powodował dźwięk łamanego śniegu. Po trwającym wieczność spacerze, znaleźli się w środku. Nie zauważył nawet, kiedy kobieta go minęła, ale wyraźnie chciała iść przodem. Nie zamierzał jej powstrzymywać.
Dotarli na górę, drugie lub trzecie drzwi po prawej. Ewentualnie na końcu korytarza. Ale trzecie były otwarte. Mężczyzna, znów, wszedł do środka za kobietą. Jak na tak małą istotę, wyraźnie brakowało jej instynktu samozachowawczego. Z drugiej strony, ona miała pistolet. On niby też, tylko potencjalnie mogło brakować amunicji. Nie zdążył sprawdzić. Tak, jak kobieta ruszyła w stronę łóżka, na którym z daleka dało się dostrzec ludzkie zwłoki, tak Kennetha pognało w stronę gniazda. Cieszył się, że nic nie jadł. Smród był tak wielki, że pewnie by ten posiłek zwrócił. Z drugiej strony, pewnie niedługo poczuje nieprzyjemne ukłucie głodu. A akurat miał przed sobą trzy, spory jaja. Dziennikarz nie fantazjował. Dwa wyglądały, jakby coś poszło nie tak. Jedno zdążyło się wykluć. Kucnął, zbliżając lewą dłoń do pękniętej skorupy. Zanim zdążył jej dotknąć, usłyszał głos nowej towarzyszki.
-Będzie tego przynajmniej dwie sztuki. Albo trzy.
Rzucił krótko w odpowiedzi, podnosząc się i prostując nogi. Odwrócił spojrzenie jeszcze raz w kierunku ludzkich, rozczłonkowanych zwłok. Zastanawiającym było, że znaleźli zwłoki, a nie kości. Najwyraźniej ten łowca nie czuł potrzeby pochłaniania ofiar w całości. Albo zostawił sobie podwieczorek.
-Wracamy do Norberta.
Dodał, ruszając w stronę wyjścia. Skoro tego stworzenia nie było tutaj, czego się w sumie spodziewał, to tym bardziej zaczynał się zastanawiać, czy filmowe sceny mogą wydarzyć się naprawdę, a oni staną się aktorami z przymusu. Zwłaszcza, że podzielili się na dwie grupy, a przeciwników też mogło być dwóch. Lub trzech. Szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi, podchodząc do nich i wystawiając głowę, aby łypnąć na korytarz. Jakoś tak odruchowo, nie zamierzał wyskakiwać na drugą stronę i dać się zeżreć. Eldunar by mu nie wybaczył, a takie stworzenia potrafią żywić urazę. Upewniając się, że nic nie łypie na zewnątrz, zerknął jeszcze na kobietę, czy ta ruszy za nim, po czym sam skierował się ku schodom. Chyba, że zostanie przez coś lub przez kogoś, powstrzymany.
Powrót do góry Go down
Norbert Ronae
NPC
Norbert Ronae


Liczba postów : 113
Data dołączenia : 14/09/2016

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Czw Wrz 23, 2021 11:16 am

W międzyczasie gdy pozostali sprawdzali teren Norbert działał przy samochodzie. Bardzo żałował, ale niestety nie miał przy sobie warsztatu samochodowego, wulkanizatorni, wiertarki stołowej i magazynku z zapasem części. Miał tylko klucz do kół, lewarek i koło zupełnie nie pasujące do osi na której chciał je zamocować.
Dziennikarz nie należał jednak do osób, które paraliżował zwyczajny brak warunków do pracy. W ekstremalnych warunkach jakikolwiek efekt i tak lepszy jest od żadnego. Dopasował więc koło tak by pasowało przynajmniej dwoma otworami na śruby i przymocował je najmocniej jak tylko zdołał obolałymi od zimna palcami. Nie były to oczywiście symetryczne otwory. Zakręcił na próbę kołem i westchnął gdy zobaczył jajowatą elipsę po której poruszała się teraz opona. Spodziewał się tego, w końcu nie mogło być inaczej, ale i tak nie był to krzepiący widok. Na wszelki wypadek wrócił jeszcze do rozwalonego samochodu ze stacji i wyciął z niego scyzorykiem pasy bezpieczeństwa. Wróciwszy do auta Lian przewiązał nimi kilka razy wolne otwory w kole i oś samochodu, aby choć minimalnie poprawić prowizoryczne mocowanie. Na koniec przełożył przez związane pasy klucz do kół i nim również zakręcił, aby mocniej napiąć wiązanie. Na końcu zablokował klucz o otwór w kole i sam pas, żeby samemu nie mógł się odkręcić. Na końcu cofnął się krok do tyłu żeby dokonać ogólnych oględzin swojej pracy.
Panie! Kto to panu tak spierdolił?” – pomyślał od razu.
Chuchając sobie w dłonie obszedł dookoła samochód, żeby usiąść w fotelu kierowcy i na próbę przejechać kawałek z prowizorycznym kołem. Oczywiście po chwili okazało się że nigdzie nie mógł znaleźć kluczyka. Po chwili z kolejnym westchnieniem poddał się i po prostu zluzował hamulec żeby ręcznie popchnąć samochód i sprawdzić czy bardzo kołysze się na krzywym kole.
Zanim jednak zdążył wysiąść coś uderzyło, a następnie zatrzęsło tyłem samochodu. Z początku pomyślał że jego prowizoryczne koło właśnie odpadło, jednak wtedy wstrząsy odbyłyby się przecież inaczej. Zerknięcie przez ramię pozwoliło mu zauważyć że klapa bagażnika odgięta jest do góry o wiele bardziej niż on sam ją tam zostawił. Dopiero wtedy doszło do niego że tył samochodu wyraźnie opadł do dołu, ale nie ze względu na oberwane koło.
Raczej przez wzgląd na coś ciężkiego w bagażniku.
Krew całkowicie odpłynęła mu z twarzy. Najbezszelestniej jak umiał otworzył drzwi (choć stuknięcie otwieranego zamka i tak prawie przysporzyło go o zawał), podniósł leżący w śniegu sztucer i mierząc w bagażnik okrążył samochód. Coś wielkości ogromnego prosiaka stało na tylnych łapach całym swym frontem grzebiąc w odmętach rozprutego bagażnika. Sądząc po odgłosach znalazło tam chyba coś do jedzenia.
Nie rozważając w tym momencie kwestii etycznych od razu pociągnął za spust, jednak nic się nie wydarzyło. Norbert zaklął gdy przypomniał sobie że wcześniej wyjął z broni naboje, gdy próbował podważyć nią kufer bagażnika. Wtedy odłożył je na karoserię, ale teraz nie było ich nigdzie widać. Prawdopodobnie leżały gdzieś w śniegu obok potwora, ale Norbert jakoś nie kwapił się by ich tam szukać.
Stwór chyba jednak w końcu uświadomił sobie jego obecność, bo mlaskanie ustało i ciemny kształt wycofał się z bagażnika. Tył samochodu od razu poszedł do góry, gdy wszystkie cztery łapy stanęły już na ziemi. Oczy dziennikarza i potwora spotkały się na moment, gdy ten odwrócił łeb w jego stronę. Był masywny jak cielak, ale wydawał się smukły, do tego pokryty łuską. Norbert nie przyglądał mu się zresztą bardzo uważnie bo nie wytrzymał napięcia i krzyknął w końcu rozpaczliwie rzucając się do ucieczki.
Stwór przypominał mu niejako krokodyla, a Norbert gdzieś usłyszał że doskonali są z nich biegacze. Zamiast więc uciekać w stronę domu zanurkował do auta i zatrzasnął za sobą drzwi. Zaraz po tym coś w nie gruchnęło i wgniotło do wewnątrz kawałek blachy. Dziennikarz mimowolnie wtulił się w przeciwną stronę, a ataki i rozwścieczone syknięcia nie ustawały. W końcu pękła szyba, a wgniecenie powiększało się. Hałasy jakie wykonywał jaszczur i tak nie były głośniejsze niż przerażone krzyki Norberta, zamkniętego w kołyszącym się samochodzie.
Przy kolejnym uderzeniu blacha puściła pod naporem uderzenia i w karoserii pojawił się niewielki otwór rozerwanego poszycia. Wciąż wrzeszcząc przerażony dziennikarz raz za razem tłukł w otwór kolbą sztucera, aby zniechęcić bestię. Nic jednak z tego. Niewiele wskórał, a każde uderzenie napotykało silny opór mocnego pancerza. Równie dobrze mógł tłuc pałką kamienie.
-Pomoooooocyyyy! – darł się aż do ochrypnięcia – Zaraz zeżre mnie kosmiczny aligator!
Powrót do góry Go down
Aether

Aether


Liczba postów : 43
Data dołączenia : 26/06/2017

Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1Sob Wrz 25, 2021 4:02 pm

Dwie lub trzy sztuki… To zdecydowanie nie brzmiało zbyt przyjaźnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jednak się rozdzielili. Z drugiej strony, innej opcji za bardzo nie mieli. Musieli sprawdzić legowisko, a targanie ze sobą Norberta nie przedstawiało się w różowych barwach. Choć prawdę mówiąc, po obejrzeniu miejsca, uznajmy, że zbrodni, w pełni rozumiała panikę dziennikarza. Zresztą jeszcze kilka…dziesiąt lat temu też by panikowała.
Wbrew pozorom jej instynkt samozachowawczy działał całkiem w porządku. W końcu to nie tak, że zamierzała pchać się temu dziwnemu stworowi pod zęby, jeśli w ogóle tu był, a nie polazł na tak zwany żer. Po prostu pewne rzeczy musiały być zrobione.
- Uhm. – kiwnęła głową na wieść, że wracają do dziennikarza. Miała niewielką nadzieję, że samochód jest już na chodzie i mogą zabierać się stąd w cholerę, wobec czego protestów z jej strony mężczyzna nie uświadczył. Zastanawiała się także, czy faktycznie nie lepiej byłoby z miejsca zawiadomić SHIELD, a może i nawet SWORD, bo raczej tego typu stwory nie występowały na Ziemi naturalnie. No chyba, że to było legowisko kanibala, a jaja to był czysty przypadek. Taa, płonne nadzieje…
W żaden sposób nie skomentowała także faktu, że Kenneth próbował właśnie dotknąć skorupy, a jej pytanie odwiodło go od tego pomysłu. Cóż, był dorosły, takie rzeczy robił na własną odpowiedzialność, ona za to miała całkiem blisko do okna, tak w razie czego. Na szczęście jednak nie było takiej konieczności i grzecznie ruszyła za Kennethem do wyjścia z pokoju, a potem i z budynku. Tam natomiast szczęście się skończyło, bowiem krzyki Norberta były już słyszalne z korytarza. Nie była pewna co do jej towarzysza, ale ona wołanie o pomoc słyszała wyśmienicie. Może to właśnie dlatego subtelnie zmusiła Kennetha do lekkiego przyspieszenia kroku?
- *^&@*&! – z ust dziewczyny wyleciało kilka mało cenzuralnych, acz na całe szczęście chińskich słów. Tak, to była najbardziej adekwatna reakcja na to, co zastali na zewnątrz. Coś, co przypominało łuskowatą gadzinę, właśnie próbowało dostać się do Norberta, traktując jej samochód jak puszkę sardynek. RIP autko, niech ci złomowisko lekkim będzie. Przynajmniej to SHIELD za nie płaciło.
- Wypadałoby odwrócić jego uwagę… Chcesz to zrobić, czy wolisz wyciągnąć naszego dziennikarza? – zainteresowała się, starając się być całkowicie spokojną i bez względu na odpowiedź zaczynając zrzucać z siebie płaszcz. Niestety będzie musiała trochę zmarznąć, bo ciepłe okrycie zdecydowanie hamowało ruchy. Jej plan na odwrócenie uwagi był stosunkowo prosty, stawiała na to, że zwierz zainteresuje się w pierwszej kolejności bardziej dostępnym żarciem, czyli nią lub Kennethem. Uciekając w stronę pustyni dałoby to czas drugiej osobie na wyciągnięcie Norberta i ewentualne ukrycie się gdzieś, bo że samochód dalej nie pojedzie, to była pewna.
- Chyba, że masz lepszy plan. – wrzuciła płaszcz do budynku, czujnym wzrokiem patrząc na Kennetha i czekając na jego odpowiedź. Strzelać nawet nie próbowała, oczywistym było, że zwykły pistolet nie przebije łusek. Sztucer może jeszcze, a najlepsze w ogóle byłoby jakieś solidniejsze działko, którego niestety nie miała. Szybko zerknęła także, czy hologram działa, ale jak na razie wszystko wydawało się być w porządku.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Kalifornijski fragment drogi 66   Kalifornijski fragment drogi 66 - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Kalifornijski fragment drogi 66
Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Los Angeles-
Skocz do: