Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ulice NYC

Go down 
+73
Bloody Mary
Fenris
Skydive
Pheromone
Jess
Damien Stein
Kalia
Spider-Man
Black Cat
Jacob Wagtail
Aleksander Rogoziński
Scarlet Witch
Vision
Noh-Varr
Punisher
Anthony Skyblade
Cable
Emma Frost
Surge
Peter Quill
Agent Coulson
Smuga
The Lizard
Taskmaster
Doctor Strange
Toxin
Ant-Man
Spider Woman
Thaddeus Ross
Frank Murphy
Teddy Altman
Speed
Gamora
Miguel O'Hara
Invisible Woman
Sasha Aristow
Miss America
Sin
Quicksilver
Amora
Flash Thompson
Abysswalker
Katharine Dissimuler
Kaine
Cosmo the Dog
Moonstone
Summer
Johnny Blaze
Wonder Man
Carol Danvers
Scarlet Spider
Nova
Skye
Elektra Natchios
Samantha Hudson
Beam
Randy
Black Panther
Chloris
Thor
Hela
Sersi
Szaman
Clockmaker
Samael
Loki
Captain America
Tony Stark
Balder
Rocket Raccoon
Daredevil
Viper
Darkhawk
77 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 16 ... 24  Next
AutorWiadomość
Darkhawk

Darkhawk


Liczba postów : 146
Data dołączenia : 25/08/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Sie 27, 2012 4:04 pm

First topic message reminder :

Ulice NYC - Page 9 Manhattan_3
Ulice Wielkiego Jabłka. Można je podzielić na dwa rodzaje: uczęszczane i lepiej-się-tu-nie-zapuszczaj. Te pierwsze są zatłoczone i szare, drugie puste i brudne. Nieważne do którego rodzaju można zaliczyć tę na której się znajdujesz, w obu przypadkach: pilnuj swojego portfela!


Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Nie Sie 31, 2014 11:19 am, w całości zmieniany 5 razy (Reason for editing : Pierwotnie znajdował się tu także post fabularny. Został przeniesiony do pierwszego fabularnego posta Darkhawka.)
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Scarlet Spider

Scarlet Spider


Liczba postów : 91
Data dołączenia : 07/07/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sro Kwi 09, 2014 12:39 pm

Ben zwrócił się w jej stronę i włożył swoje dłonie do tylnej kieszeni. - Owszem, możemy.. ale chciałbym dzisiaj. No chyba, że ty jednak wolisz kiedy indziej. - Reilly stwierdził, że nawet jak nie zdąży na serial to będzie mógł obejrzeć powtórkę następnego dnia w telewizji lub nawet w Internecie.
Jak co dzień miał na sobie pod ubraniami swój kostium, więc nawet jeśli kawa przedłużyłaby się do późna to będzie mógł od razu wyruszyć na miasto jako Scarlet Spider i "polować" na złoczyńców jak jego oryginał Spider Man.
Przypomniał sobie, że w pobliskiej kawiarni, do której miał zamiar udać się z dziewczyną są przepyszne babeczki, wręcz rozpływające się w ustach z nadzieniem czekoladowym. Ta myśl jeszcze bardziej skłoniła go do tego by się tam udać i dać Skye do spróbowania. Choć nie był pewien czy tam jeszcze będą, gdyż sprzedają się one jak ciepłe bułeczki. Chciał również poznać jej zdanie co do tego smakołyku. Wyciągnął ze swojej przedniej kieszeni portfel by sprawdzić ile zostało mu jeszcze pieniędzy i na ile może sobie pozwolić, bo bogaczem to on nie był. Na szczęście w portfelu miał wystarczającą ilość kasy by się zabawić. Pewnie to też z powodu tego, że nie dawno była wypłata.
- No to jak? Idziesz? - Schował portfel z powrotem i uśmiechnął się do niej.
Powrót do góry Go down
Skye

Skye


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 23/02/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sro Kwi 09, 2014 7:23 pm

- ja wolała bym dzisiaj.. bo szczerze mówiąc.. nie wiem co będzie jutro - puściła do niego oczko. Oczywiście ten tekst chłopak mógł odebrać jako odzwierciedlenie charakteru dziewczyny, jako tej która 'chwyta dzień', bo nigdy nie wiadomo czy do jutra przeżyjesz. Skye natomiast mówiła dosłownie. Od jutra miała należeć do tajnej organizacji S.H.I.E.L.D.
Miała zostawić swoje dotychczasowe życie i przeistoczyć się agentkę. Na samą myśl chciało jej się śmiać, ponieważ nigdy nie wyobrażała swojej osoby w takiej roli. Eh życie potrafi zaskoczyć.
Widząc, że chłopak przelicza kasę uśmiechnęła się pod nosem.  Mimo to podjęła decyzje, że nie będzie już proponować zapłaty za kawę..skoro chłopak podchodził do tego honorowo. Swoją drogą był niesamowity. Taki prostolinijny i szczery. Nie pamiętała kiedy ostatnio poznała taką osobę. Dziewczyna raczej zwracała na siebie uwagę pewnych siebie przystojniaków, którzy za wszelką cenę chcieli zaciągnąć ja do łóżka. Ben wydawał się być totalnym ich przeciwieństwem.
- w takim razie prowadź.. - podeszła do niego już pewniejszym krokiem.

/z.t -> pisz już w kawiarni :)
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sro Kwi 16, 2014 8:15 pm

Czasami T'Challa zastanawiał się jakby się czuł i zachowywał, gdyby nie był z Wakandy, nie był królem, ani nie stał czempionem Bast. Mężczyzna stał na dachu jednego z wysokich budynków Manhattanu. Z dołu zwykli ludzie wyglądali jak zabawkowi żołnierze. Prawdopodobnie byłby zwykłym człowiekiem próbującym przeżyć z dnia na dzień w wyścigu szczurów, pewnie miałby rodzinę. Żonę i dzieci. T'Challa ruszył biegiem i przeskoczył z jednego dachu na drugi, kostium z vibranium nie ograniczał mu ruchów i doskonale chronił przed kulami. Wzmocnione Panterzym zielem potężne ciało mężczyzny bez problemu radziło sobie z przerwami między jednym, a drugim dachem. Musiał się trochę wybiegać, miał już dość oficjalnych spotkań i długich posiedzeń na szczycie ONZ. To dlatego wyszedł o północy hotelowym oknem i wspinając się po fasadzie budynku znalazł się na dachu. Dalej już tylko biegł przed siebie czasami hamując i oglądając Nowy Jork nocą. Piękne miasto, tętniące życiem. Wakanda jest dużo spokojniejsza. Każde miasto jest spokojniejsze. To co tutaj się dzieje to prawdziwe freakshow. Mężczyzna zaśmiał się tubalnym basem.
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Kwi 18, 2014 4:24 pm

Gdyby nie Psyche-Magnitron, to byłoby ogromne prawdopodobieństwo, że Carol po dzisiejszy dzień wiodłaby względnie spokojne życie: albo byłaby pisarką, której zdarzało się psuć sprzęt na jakim pracowała, albo przełamałaby się i powróciła do pracy w wywiadzie. Na ten moment, mając moc i udoskonalone umiejętności (oraz zwiększone atrybuty fizyczne) raczej nie brała pod uwagę tego, że kiedykolwiek wróciłaby do powyższych. Można by było wykłócać się jeszcze w sprawie pisarstwa, bo gdy naprawdę nie miała co robić, to potrafiła coś napisać.
Żyjąc w jakimkolwiek większym mieście, Danvers mogłaby potwierdzić, że są dwa miasta o tej samej nazwie: dniem i nocą. Różniły się od siebie prawie że wszystkim prócz mieszkańcami i całą architekturą, urbanizacją; nie wspomnę nawet o innych faktach. Kontrast między życiem o tej porze dnia, a o tej jest dosyć spory. Tym bardziej dla oczu - mrok naznaczony tysiącami neonów i ogromnych tabloidów z setkami reklam firm, filmów, seriali i marek rzucały się w oczy każdemu, nowo przybyłemu do miasta. Czasem faktycznie Nowemu Jorkowi brakowało spokoju i świeżego powietrza, gdzie to ostatnio było niemalże niemożliwe, zważywszy na ludność zamieszkującą tę metropolię oraz fakt, że ponad połowa mogła pozwolić sobie na prywatny transport.
A nie było lepszego miejsca na obserwację nocnego życia (jak i dziennego zresztą, ale nie ten sam efekt), jak dach jakiegokolwiek budynku; może i nie najwyższego, ale odpowiednio wysokiego, by móc cokolwiek ogarnąć. A dla Miss Marvel kwestia dostania się na dany szczyt była niemalże nieistniejąca, bo mogąc latać, mogła być prawie wszędzie. Taka prawda. Kobieta nie spodziewała się jednak, że spośród setek dachów w Stolicy Świata, akurat będzie miała przyjemność dzielić jeden z nich z przybyłym mężczyzną. Tego dopiero zauważyła w chwili, gdy wyrwała się z zamyśleń - gdzie prędzej można przyznać, że to śmiech mężczyzny potrafił wyciągnąć ją z transu - i wylądowała zgrabnie na krawędzi dachu budynku, w zwykłym, codziennym stroju.
- Nie spodziewałam się gości o tej porze na nieswoim dachu - rzuciła krótko, zerkając w jego stronę swobodnie. I choć mogłoby się zdawać, że ton Carol był przepełniony pretensją - tak nie było.
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sro Kwi 23, 2014 12:41 am

Nocą sawanny Wakandy stawały się ciche i spokojne, a jedynymi dźwiękami był szum traw oraz popiskiwanie hien i likaonów. Podobnie było z nowojorską dżunglą, tylko że szelest wiatru buszującego w trawie zastąpił odległy warkot śmigłowcowego silnika, a dźwięki zwierząt stały się tu i ówdzie słyszanymi odgłosami aut. Dlatego też T'Challa czuł się tutaj swobodnie. Zupełną niespodzianką był dla niego fakt, iż kogokolwiek tu spotka. Spojrzał w górę na lewitującą kobietę, a potem odprowadził ją wzrokiem kiedy lekko wylądowała na dachu. Od razu, poczuł wielki gniew na siebie że dał się zaskoczyć. Że zignorował jej zapach, który przecież wcześniej w powietrzu wyczuł. Taka pomyłka mogłaby go kosztować życie, gdyby ta kobieta była agresywnie nastawiona. Na szczęście tak nie było. W jej głosie Pantera wyczuł raczej obojętność i nutę zmęczenia kiedy krótko skomentowała ich przypadkowe spotkanie. Jego węch też nie wyczuwał zapachów związanych z napięciem i agresją. Ta kobieta była zdecydowanie przyjaźnie nastawiona, a jego żal i gniew do siebie szybko ustąpiły ciekawości.
- Za to ja nie spodziewałem się latających kobiet na nieswoim dachu. - odpowiedział równie zwięźle co ona, ponieważ nie należał do ludzi rozgadanych.
- Zastanawiam się co sprowadza panią na... nie nasz dach. - zbliżył się do niej na odległość dwóch metrów i przystanął. Czarny kostium z vibranium opinał ciało króla Wakandy uwidoczniając jego potężną budowę ciała, na dodatek był wyższy od niej o głowę. To mógł być przerażający widok, ale T'Challa miał przeczucie, że kobieta widziała już niejedno i raczej nie będzie on w stanie zbić ją z tropu. Białe oczy maski wybrańca Bast spojrzały jej głęboko w oczy.
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Czw Kwi 24, 2014 6:46 pm

Właściwie to gdziekolwiek Carol się nie znajdywała, to zazwyczaj było to miejsce przepełnione hałasem i spalinami; ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, a ostre snopy światła reklam czy delikatniejsze od latarni ulicznych krzyżowały się ze sobą, rzucając barwne cienie na chodniki ulice oraz przechodniów. Przy tym nie ukrywała chęci znalezienia się w znacznie spokojniejszym miejscu, w którym ma szansę na wyciszenie się, a możliwe, że nawet na usłyszenie własnych myśli. Tego czasem potrzebowała. Prawdopodobne, że nawet w ostatnim czasie.
Gdy nie było powodu (lub osoby za jaką nie przepadała), Carol nie była wrogo nastawiona do osób, z którymi rozmawiała. Nieufnie już prędzej, ale to tylko wtedy w momencie, kiedy miała dziwne przeczucie. A znając kobiecą naturę to jest szansa, że zazwyczaj takowa intuicja okaże się prawdą. Teraz może i podchodziła sceptycznie do mężczyzny, aczkolwiek nie miała jakiegokolwiek zamiaru, aby go zaatakować.
Danvers zerknęła na niego, poprawiając poły skórzanej kurtki. Może i nie miała wielkiej potrzeby na cieplejsze odzienie, jednakże uznała, że czarne spodnie wsunięte na część kombinezonu z widoczną błyskawicą na nim i ramiona okryte kurtką nie będą tak dziwiły przechodniów, jak półnaga blondynka, latająca nad Nowym Jorkiem.
Carol przeniosła ciężar swojego ciała na nogę, która wysunięta była ku zewnętrznej krawędzi dachu. Przechyliła się tylko po to, aby zobaczyć, co dzieje się na samym dole, gdyż usłyszała jakiś krzyk. Jak po chwili się okazało, był to jeden z młodzieńców, który akurat starał się dogonić grupę.
Gdy jednak zauważyła, że nieznajomy mężczyzna zbliżył się do niej, Ms. Marvel wyprostowała się i spojrzała na niego. I fakt - niejedno widziała, niejedno słyszała, a pewnie jeszcze wiele rzeczy czy osób spotka na drodze, które mogą ją zdziwić w jakimś stopniu.
- To, co właściwie każdego - odpowiedziała szczerze, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki i wzruszyła ramionami. - Wyciszenia, poczucia wolności czy też obserwacji, cokolwiek. Pewnie... pan też tak ma - wyjaśniła, mając nawet problem by zwrócić się nieznajomego per "pan". Wygodniej jej było zwracać się do kogoś po imieniu. Sama nie przepadała za tym jak ktoś jej "paniował", czuła się wtedy dosyć... staro i poważnie.
Carol otaksowała mężczyznę spojrzeniem, przyglądając się jego kostiumowi. Przeciętny mieszkaniec czy turysta Nowego Jorku raczej nie zakładałby takiego stroju.
- Mam rację? - spytała jeszcze.
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Kwi 25, 2014 9:25 pm

- Oczywiście. Ma pani bezwzględną rację, pani Danvers. Czy może woli pani, żeby zwracać się per Miss Marvel? - T'Challa złożył ręce przed sobą. Znowu dopiero teraz zdał sobie z czegoś sprawę. Wszystko robił o krok za późno, a wszystko to przez zmęczenie. Powinien wcześniej ją rozpoznać, przecież miał nawet jej teczkę w swoim gabinecie. Wiedział o niej sporo dzięki pracy agentów jego wywiadu którzy penetrowali S.H.I.E.L.D i CIA, kiedy pierwszy raz przeglądał jej dossier miał dwa wrażenia. Pierwsze, że ze zdjęcia patrzy na niego silna kobieta która mogłaby bez problemu złamać kark każdemu kto spróbowałby podnieść na nią rękę, czy chociaż jej zagrozić. Nic dziwnego. Jej moce zdecydowanie przewyższały potęgę jej męskiego odpowiednika - Kapitana Ameryki, nie mówiąc już o ich stopniach wojskowych. Nagle poczuł się, że zachowuje się nie fair wobec niej znając jej tożsamość, a tym samym ukrywając swoją. W Afryce wszyscy rozpoznaliby jego kostium, ale tu w Ameryce był po prostu jednym z wielu. To nie Czarna Pantera wyróżniał się w USA, ale T'Challa król Wakandy. Jego przybycie do Nowego Jorku i odczyt w siedzibie ONZ był pokazywany w wiadomościach, więc raczej powinno się go kojarzyć. Zdjął więc maskę i wyciągnął rękę w jej stronę.
- T'Challa Okonkwo. Miło mi panią poznać major Danvers. - Spojrzał jej głęboko w oczy. Drugim wrażeniem było to, że Carol Danvers jest raczej przyjaźnie nastawioną osobą. I dobrze, im więcej takowych tym lepiej. Już wystarczy że wszędzie z cienia wychodzą najróżniejsze typy z pod ciemnej gwiazdy, okazywanie arogancji w zwykłych kontaktach międzyludzkich byłoby zdecydowaną przesadą. Zostawmy czynienie fermentu wszelkiej maści złoczyńcom.
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sob Kwi 26, 2014 9:14 pm

Carol uniosła brew, spoglądając na mężczyznę. Jakoś niespecjalnie była zdziwiona tym, że mężczyzna znał jej godność czy też przydomek jako super-bohaterki. Ujawnienie się już jakiś czas temu miało miejsce, więc od tamtego czasu Carol nie działała incognito.
- Byle nie per "pani" - odpowiedziała, nie kwapiąc się do wytłumaczenia, co jest powodem tego, by przestał do niej zwracać się grzecznościowo. Kobieca logika i uparcie niekiedy po prostu nie potrafiły być zrozumiałe. To wszystko.
Prawdę mówiąc, to Carol skądś kojarzyła tego mężczyznę. Nie była w tym momencie w stanie, aby dokładnie powiedzieć skąd, ale brała pod uwagę, że albo z akt Tarczy, które jakiś czas temu przeglądała, albo o uszy obiła jej się godność nieznajomego. Niemniej, jasnowłosa przyglądała mu się z pewnym zaciekawieniem i dozą ostrożności, by móc w razie czego zareagować jak najszybciej. Wątpiła jednak, aby było to konieczne. Nie zapowiadało się w końcu na jakąkolwiek walkę, która poprzedzona byłaby zwykłą, błahą rozmową na dachu.
Sama wyciągnęła dłoń do T'Chalii, w międzyczasie zapamiętując imię i nazwisko mężczyzny. Uścisnęła jego rękę pewnie, choć na tyle delikatnie, by nie zrobić mu krzywdy, w czego wystąpienie akurat wątpiła, jeśliby spojrzeć na budowę ciała Czarnej Pantery. Możliwe, że gdyby Carol nie była pewną siebie osobą, to poczułaby się speszona tym, jak intensywnie przyglądał się jej osobie Okonkwo. Tak jednak nie było i gdy tylko w tym samym czasie puścili swoje dłonie, Danvers ponownie umieściła je w kieszeni rozpiętej kurtki, rozglądając się po okolicy.
- I jakie wrażenia po obserwacji Nowego Jorku za dnia i nocy? Całkiem inne miasto, huh? - zadała mu pytanie, choć spojrzenie utkwione było w ciemnościach, jakoby miała się czegoś doszukiwać.
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Kwi 28, 2014 6:52 pm

T'Challa puścił dłoń Carol i wepchnął sobie maskę za pasek. Murzyn wysłuchał jej pytania i minął ją jednocześnie odpowiadając:
- Zdecydowanie. I mówiąc szczerze właśnie tego się spodziewałem. Drugiego oblicza. - Mężczyzna podszedł do skraju budynku i usiadł na krawędzi, spuszczając nogi w dół. Noc spowijała wszystko dookoła, rozświetlająca ją łuna miasta poruszała się w dole wraz z kolejnymi samochodami toczącymi się ulicami miasta. A było ich tak wiele, że gdyby nie czerń nieba i księżyc można byłoby stwierdzić, że jest dzień. Czasami T'Challa zastanawiał się, czy aby na pewno taki rozwój cywilizacyjny jest możliwy do pogodzenia z naturą. Wszystko wokół, cały Nowy Jork, Ameryka i świat temu przeczył. Ale Wakanda, jego państwo jako jedyne dawało przykład jak należy pogodzić postęp z matką naturą. Nad Wakandą niebo nocą zawsze było rozgwieżdżone. Pantera spojrzał w górę. Tutaj niebo było ciemne i martwe. Nowemu Jorkowi brakowało równowagi i to nie tylko w ekologicznym aspekcie. Tu wszystkiego było za dużo. Ludzi, bezrobocia, bogactwa, przestępczości i superbohaterów. Nigdzie na świecie nie było ich tylu co tutaj. Ich obecność przyciągała tylko wzrok najgorszych złoczyńców i zbrodniarzy. Miasto na tym cierpiało.
- Miss Marvel, powiedz mi proszę, czy taka ilość nadzwyczajnych ludzi na ulicach i dziwnych zjawisk nie wpłynęła znacząco na psychikę przeciętnych mieszkańców tego miasta? - T'Challa spojrzał na nią pytająco.
- Tam skąd pochodzę nie ma tego problemu, Nowy Jork to miejsce jedyne w swoim rodzaju. - dodał nie odrywając od niej wzroku.
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Maj 02, 2014 6:17 pm

Skinęła głową, usłyszawszy odpowiedź T'Challi. Można byłoby nawet założyć, że w jakimś stopniu właśnie dlatego Nowy Jork jest siedliskiem superbohaterów. Zarówno miasto, jak i mieszkańcy lub też obrońcy mają swoje drugie oblicza. Istne alter ego, które niekiedy może przerazić człowieka lub sprawić, że inni nie spojrzą na niego już tak samo. Oczywiście chodzi o tych, którzy dopiero mogą poznać drugą naturę danej osoby, bo ci, co już znają - niespecjalnie są zdziwieni tym wszystkim. Całkiem ładnie łączyło się ze sobą miasto i jego mieszkańcy. W pewnych sprawach zaniedbane, niewarte zwrócenia nań uwagi i mające wiele problemów, z którymi powinno się zmierzyć.
Carol - po dłuższej chwili zastanowienia - zajęła miejsce na krawędzi dachu nieopodal mężczyzny, swobodnie siadając na skrawku. Tak, jakby zaraz miała zsunąć się z niego i polecieć. Nie obawiała się, że spadnie i zrobi sobie krzywdę. Wiadomo dlaczego.
Przyglądała mu się przez chwilę, w tym samym czasie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wbrew pozorom nie była ona trudna, aczkolwiek Carol uznała, że lepiej to przemyśleć, niźli palnąć coś niepewnie. Raczej nie miała chęci tego odkręcać później i się tłumaczyć.
- Nie powiem ci dokładnie, ale jestem pewna, że na każdego to wszystko wpłynęło - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Kiedyś przecież nie mówiło się o superbohaterach, nie nagłaśniało się, a te kilka osób, które miało pojęcia... Nie rozpowiadało. Możliwe, że po tych anomaliach i świadomości o osobach z nadludzką siłą, zmienił się ich światopogląd czy coś w tym stylu. Inaczej postrzegają. Może czują się bezpieczniej albo wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej czegoś się obawiają wiedząc o tym, że są znacznie silniejsi od nich - niestety, w tej sprawie nie można było liczyć na jednoznaczną odpowiedź. Prędzej Okonkwo musiałby spytać przechodniów, co o tym wszystkim sądzą, choć ci pewnie byliby zdziwieni jego pytaniem.
- To fakt. W końcu jest stolicą świata i problemów - rzuciła z nikłym rozbawieniem, przenosząc spojrzenie z twarzy T'Challi na ulicę i budynki naprzeciwko.
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sob Maj 03, 2014 9:02 pm

- Stolica problemów. - T'Challa spojrzał na leżące w dole wyludnione ulice. W nocy miasto nie wyglądało na ogólnoświatowe centrum chaosu. Za to za dnia pokazywało swoje drugie oblicze i Pantera doskonale wiedział, że większość niebezpiecznych incydentów, w których brali udział "nadzwyczajni" ludzie działo się właśnie w świetle słońca. Księżyc zaś wyciągał z nor pospolitych przestępców. I tak kręciło się koło zdarzeń w Nowym Jorku. Znowu na nią spojrzał, tylko po to aby zauważyć że jej wzrok z powrotem skierował się na miasto i teraz to on na nią patrzył.
- Sądzę, że teraz twoja kolej aby zadać mi pytanie. - usta murzyna rozszerzyły się w uśmiechu pokazując białe zęby. W kulturze Wakandczyków za wszystko należało się odpłacić. Czy to za tak błahe sprawy jak pomoc w nauce, pracy w polu lub biurze, czy to w pomocy materialnej i finansowej. Za zadane pytanie należało odwdzięczyć się odpowiedzią na  pytanie rozmówcy, taki był obyczaj. Możliwe, że Carol nie wiedziała o tym, ale T'Challa chciał żeby kobieta trochę bardziej go poznała, a może nawet mu zaufała. Na dodatek wydawała się mężczyźnie ciekawą towarzyszką rozmowy, więc warto było podtrzymywać konwersację. Mężczyzna zastanawiał się nad tym ile wyrzeczeń musiała ponieść, aby zostać tym kim jest teraz. I czy jest szczęśliwa ze wszystkimi nowymi możliwościami i co gorsza odpowiedzialnością?
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Maj 05, 2014 10:41 am

- Dokładnie. Pasuje - odparła, nie przenosząc spojrzenia na mężczyznę przez dłuższy moment. Zamiast tego, dalej śledziła to, co działo się na dole. Czy to kolejna, niewielka grupka osób, które kierowały się do centrum miasta do jakichś klubów, czy to pojedyncze taksówki, jadące niespieszne w obranym przez siebie lub centralę kierunku.
Podział był dosyć jasny. Albo pojawiali się ci złoczyńcy, którzy pragnęli rozgłosu, więc atakowali za dnia, nie bacząc na to, co może ich spotkać, albo inni. Ci drudzy preferowali ciemność, jaka mogła być ich sojusznikiem w sukcesie zamierzonego planu. Niewykluczone jest również to, że mogli się obawiać rozgłosu, dlatego działali pod osłoną nocy. Podobnie mogłoby być z superbohaterami, ponieważ i ci się jakoś dzielili, choć - rzecz jasna - znacznie więcej ich było za dnia. Też byli ludźmi potrzebującymi odpoczynku i uporania się z własnymi problemami.
Blondynka zerknęła na niego kątem oka, zaczynając zastanawiać się nad pytaniem. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe, jak mogłoby się człowiekowi wydawać. Zapewne mogłaby spytać o to, skąd zna jej stopień wojskowy. Spodziewała się jednak, że musiał mieć wgląd do dokumentacji, bo raczej nie uznałaby go za prześladowcę (co mimowolnie rozbawiło autorkę).
- Myślałeś nad tym, aby kiedyś przeprowadzić się ze spokojnego miejsca do istnego chaosu i zbioru wszystkiego w jednym mieście czy odwrotnie? - zapytała, przymrużając oczy i spoglądając na mężczyznę. Możliwe, że źle go zrozumiała, aczkolwiek uznała, że tam, skąd pochodzi, jest o wiele spokojniejsze od Nowego Jorku.
Ponadto, wiele osób nieszczególnie przepada za mieszkaniem w takim miejscu. Może i dzieje się dużo, ale dla co poniektórych - aż za dużo. Wszystko zależy od człowieka w końcu.
Powrót do góry Go down
Wonder Man

Wonder Man


Liczba postów : 60
Data dołączenia : 25/01/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Maj 12, 2014 4:10 pm

Skye zadała Simonowi bardzo trudne pytanie. Dlaczego Wonder Man, a nie Blue Hulk. Sam nie umiał na nie odpowiedzieć... Oczywiście nie zmieniał się w takiego potwora jak Banner, aczkolwiek sam Wonder Man też lubił niszczyć. W nie takim stopniu jak Hulk, ale zawsze coś.
Simonowi wpadł do głowy bardzo ciekawy pomysł. Nie wiedział jak Skye na niego zareaguje, jednak chciał jej zaimponować. Być może troszkę przestraszyć... Sam nie znał reakcji. Wonder Man natychmiast chciał uwolnić się spod ciała Simona. Williams panował nad nim już w niewielkim stopniu dlatego też kiedy razem ze Skye znaleźli się na zewnątrz złapał ją za rękę i pobiegł w kierunku jednej z ciemnych uliczek.
- Chcesz zobaczyć coś fajnego? Nie odpowiadaj, wiem, że chcesz.
Uśmiechnął się szeroko, po czym przemienił się w Wonder Mana. Jego całe ciało było niebieskie, została tylko czerwona litera W.
- A teraz pozwól...
Simon użył swojej siły, aby posadzić Skye na swoich ramionach, po czym rzucił krótkie:
- Mocno się trzymaj! Może trząść.
I wystartował. Pędził z superprędkością po ulicach NY. Nie wiedział co odczuwa teraz Skye, jednakże miał nadzieję, że jej się podoba.
Powrót do góry Go down
Skye

Skye


Liczba postów : 147
Data dołączenia : 23/02/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Maj 12, 2014 5:02 pm

Skye uwielbiała trudne pytania. Mogło to być upierdliwe, a i owszem. Była jednak przyzwyczajona do analizowania wszystkiego z każdej strony. Dzięki temu była jednym z lepszych hackerów, ponieważ zawsze potrafiła znaleźć jakąś furtkę, jakiegoś buga, który pozwalał na włam do danego komputera.
Gdy pociągnął ją w kierunku ciemnego zaułka, zachciało się jej śmiać, ponieważ ledwo nadążała za mężczyzną. Przebierając nóżkami naciągnęła pasek plecaka, który jej prawie spadał na prawe ramię.
Gdy zatrzymali się w ciemnej uliczce Skye zupełnie nie wiedziała czego po nim się spodziewać. Miała obawy, owszem, ale ciekawość była o wiele silniejsza. Gdy się przemienił Skye otworzyła usta ze zdziwienia. Wyglądał... NIESAMOWICIE. Dziewczyna nie chciała go dotknąć, ponieważ nie do końca wiedziała czy to niebieskie to płomień, czy może jakaś dziwna i kosmiczna substancja.
Gdy ją podnosił poczuła się leciutka jak piórko. Zarzuciła szybko plecak na oba ramiona, a potem wtuliła się mocniej w Simona. Jak leciał wolno to było spoko. Ba! Nawet się jej podobało. Jednak do super prędkości nie była za bardzo przyzwyczajona.
- AaaaaAa!! Zwolnij! - roześmiała się w głos, chociaż czuła, że zaraz zemdleje.
Powrót do góry Go down
Wonder Man

Wonder Man


Liczba postów : 60
Data dołączenia : 25/01/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Maj 12, 2014 7:03 pm

Simon wiedział, że nadmierna prędkość jest dla... no cóż ludzkich organizmów nieco niebezpieczna. Dlatego też kiedy, poczuł, że Skye zaczyna "odpływać" zwolnił. Przebiegł już znaczną część dzielnicy. Niestety w okolicy nie działo się nic na co mógłby zareagować. Z drugiej strony kiedy Wonder Man poczuł, że Skye wtula się w niego zrobiło mu się jakoś przyjemniej. Poczuł, że daje Skye adrenalinę jakiej pragnął każdy zwykły człowiek, a zarazem poczucie bezpieczeństwa. Dobrze wiedział gdzie zmierza ze Skye. To miała być niespodzianka, aczkolwiek chyba dziewczyna domyśliła się kiedy minął kilkakrotnie dookoła wraz z nią jej przyszły dom. Po tym zatrzymał się przed głównym wejściem do apartamentowca. Ściągnął Skye ze swoich barków i upewniając się wcześniej, że nikt oprócz Skye go nie widzi ponownie zmienił się w Simona Williamsa.
- Wiesz gdzie jesteśmy? To twój przyszły dom.
Uśmiechnął się do niej, po czym wskazał na najwyższe piętro.
- Będziesz mieszkać na samej górze. Doskonały widok na resztę miasta i ekhm... Doskonałe miejsce do szpiegowania.
Puścił jej oczko.
- W apartamencie miałem także swoje małe laboratorium. Jeśli chciałabyś z niego skorzystać droga wolna. To od teraz całkowicie twoje mieszkanie.
Rzucił jej miłe spojrzenie.
- To jak? Idziemy je obejrzeć? Ruszył w stronę domu pokazując Skye, że klucz do mieszkania znajduje się na jego małym palcu. - Musiałbym opatrzyć sobie rękę, a nic nie pomoże mi tak jak moje laboratorium.

z/t -> https://theavengers.forumpolish.com/t1181-apartament-wonder-mana#10732 (zacznij tam pisać :) )
Powrót do góry Go down
Black Panther

Black Panther


Liczba postów : 50
Data dołączenia : 21/10/2012

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pon Maj 12, 2014 10:37 pm

- To bardzo dobre pytanie, pani pułkownik. - T'Challa spojrzał na nią z uśmiechem. Wielokrotnie się nad tym zastanawiał, pomimo że odpowiedź przychodziła mu naturalnie i bez trudu.
- Właściwie to ostatnio jestem tutaj częściej niż u siebie w domu. - wyciągnął rękę i pokazał na zachód, na zatokę New Jersey i dalej poza nią.
- A mój dom jest tam. Za oceanem. - T'Challa nie uważał się za wielkiego szczęściarza, z racji na to kim się urodził. Bycie księciem, później królem i czempionem Bast było wielkim obowiązkiem i nawet on czasem chciał po prostu usiąść w fotelu, otworzyć "Wojnę i pokój" i napić się whisky. Niestety z racji obowiązków był częściej w drodze niż kiedykolwiek, a szczyt ONZ nie poprawiał tego stanu. Czasami jego funkcja w Wakandzie go męczyła, bo na pewno nie czuł się nią przytłoczony. Umysł wakandczyka był jednym z największych na tej planecie i nie bez powodu był członkiem Iluminatich i ukrywał w sobie tylko znanym miejscu jeden z Kamieni Nieskończoności, Kamień Przestrzeni.
T'Challa otaksował ją wzrokiem zastanawiając się jak potężna na prawdę jest Carol Danvers. Z raportów jego szpiegów znał jej umiejętności, ale chciałby zobaczyć co potrafi zrobić w sytuacji zagrożenia.
Powrót do góry Go down
https://youtu.be/wT_Z41P7kXA
Carol Danvers
Mistrz Gry | Captain Grammar
Carol Danvers


Liczba postów : 467
Data dołączenia : 24/03/2013

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Nie Cze 01, 2014 9:52 pm

Carol przyglądała się przez dłuższy moment T’Challi, by powieść spojrzeniem we wskazaną przez mężczyznę stronę, w pewnym zastanowieniu. Skinęła głową, nie odpowiadając jakkolwiek na jego słowa. Nie dlatego, że nie miała pomysłu, bo i kilka takich by się znalazło, aczkolwiek chwilowa zaduma nad jej własnym jestestwem porwała świadomość kobiety na kilkanaście sekund.
- Brakuje ci domu, T’Challo? - spytała, choć w jej głosie nie można było usłyszeć jakiejś nuty współczucia, próby zrozumienia. Zwykłe, niemające na celu wzbudzić pewnych sentymentalnych emocji, pytanie. Przez moment zastanawiała się czy czasem nie jest ono, cóż, dziwnie sformułowane, aczkolwiek nie miała zamiaru poprawiać się.
Mogłaby porównać swoje przeprowadzki i podróże - w ramach obowiązków zawodowych - do mężczyzny, jednakże nie uważała, żeby dało się znaleźć jakąś wspólną cechę w tejże sprawie. A przynajmniej na ten moment byłoby trudno tak, od pstryknięcia palcami, znaleźć.
- Zaproponowałabym wyścig do Times Square, ale wiadomo kto będzie pierwszy - przerwała, unosząc kącik ust w lekkim, prawie że niezauważalnym uśmiechu. - Chociaż zawsze można sprawdzić, ile ci to zajmie - dorzuciła i nie czekając nawet na odpowiedź mężczyzny, osunęła się z krawędzi budynku, ażeby zaraz wzbić się powietrze i polecieć w kierunku placu. Nie pędziła tak, by musiała czekać kilkanaście minut, ba - zatrzymywała się nawet co kilkanaście metrów, jakby chciała się upewnić czy na pewno Black Panther ruszył się z miejsca.

/ zt, możesz pisać w TS.
Powrót do góry Go down
Johnny Blaze

Johnny Blaze


Liczba postów : 140
Data dołączenia : 29/08/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 12:53 pm

Silnik Harleya warknął raz jeszcze, zakaszlał i zgasł. Maszyna jeszcze kilka chwil drżała lekko, niespokojnie niczym niespokojne, czujne zwierze. Johnny Blaze powoli, ospale zgramolił się z siodełka ściągając z głowy wyświechtany, poprzecierany, kowbojski kapelusz. Niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury. Zanosiło się na deszcz. Tłumy ludzi pędziły zatłoczonymi ulicami NYC w sobie tylko znanych sprawach. Nie widzieli się nawzajem, mijali jak gdyby nie istnieli. Rozbrajająca, przygnębiająca nieświadomość i obojętność i znieczulica. Nie mieli nawet chwili by zatrzymać się, przystanąć i pomyśleć nad sprawami ważnymi, które przeciekały im pomiędzy palcami. Nie mogli ich odzyskać. Trwonili czas w pogoni za pieniądzem, sławą karierą. Johny westchnął ciężko sięgając do kieszeni spodni, z których wydobył paczkę kolorowych, owocowych cukierków. Potrząsnął saszetką wysypując z jej wnętrza kilka dropsów na swoją dłoń. Spoglądał na nie z milczeniu. Jeden fioletowy, dwa cztery czerwone i dwa zielone. Najwięcej truskawkowych. Nie przepadał za tym smakiem. Najwyraźniej szczęście mu dziś nie dopisywało. Wreszcie, po przeprowadzeniu dokładnej analizy, zamaszystym gestem wrzucił zawartość garści do swoich ust i zaczął przeżuwać powoli z rozbrajającą obojętnością jednocześnie rozglądając się po ulicy. Dokąd tak właściwie miał się teraz udać? Właśnie to pytanie nurtowało go cały czas, bez przerwy, bez wytchnienia. Był jak okręt rzucony na pełne morze, bez portu, do którego mógłby zawinąć. Pędził na łeb, na złamanie karku z jednego miejsca do drugiego, z miasta do miasta, z wioski do wioski. Wszędzie było tak samo - smutek, ból, zepsucie. Cierpienie, któremu trzeba było ulżyć. Wtedy właśnie Rider budził się do życia, zabierał głos z całą swoją agresją siejąc zniszczenie, a potem... Potem ci, których chciał bronić spoglądali na niego ze strachem, z pogardą jak na potwora, którym z resztą był. I musiał ruszać dalej. Wędrówce tej nie było końca i nie mogło być końca. Potrzebował spokoju. Chciał tego, czego mieć nie mógł. Silniejszy podmuch chłodnego wiatru sprawił, że mężczyzna zadrżał lekko, a na jego osłoniętych karwaszami przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Pierwsze krople deszczu uderzył w czubek głowy Blazea.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 6:27 pm

Nie lubiła ciepłych, letnich dni, obfitujących w upalne temperatury. Zdecydowanie wolała zimniejsze dni, kiedy na kark nie spadały jej krople potu. Teraz jednak, w wyjątkowo ponurym humorze zamknęła drzwi kawiarni i odpięła plakietkę z koszulki, związała włosy w luźny kok i rozejrzała się za potencjalnie szybszą drogą do domu, jednak dała sobie spokój ze skrótami i wkładając bluzę wyjętą z plecaka, nasunęła na głowę kaptur i wsunęła ręce do kieszeni. Była niska, nawet bardzo, zważywszy na to, że nawet nie włożyła butów na obcasie, a jedynie przebierała nogami w ścioranych białych adidasach. Jej wytarte w kilku miejscach jeansy sprawiały wrażenie, jakby miała ich maksymalnie dwie pary. Jedynie bluza była w miarę w normalnym stanie, czarna, z głębokimi kieszeniami. Cholera. Pada. Z syknięciem złości wpadła pod pobliski daszek, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że nieopodal przed nią stał mężczyzna z motocyklem. Nigdy nie lubiła tych maszyn, były zbyt głośne, za bardzo zwracały na siebie uwagę. Ona preferowała... inne sposoby przemieszczania się. Ostatnio niestety nie miała okazji polatać. Nie miała czasu na nic, pochłonięta pracą. Chciała zmienić mieszkanie, cokolwiek, byle nie mieszkać w tej klitce. Jeden pokój zupełnie jej starczał, jednak maleńkość jej mieszkania nie pozwalała na gości, zwłaszcza, że ciężko było tam jakkolwiek posprzątać. A jak wiedzieli wszyscy, którzy ją znali, Ell nie trawiła nieporządku.
Powrót do góry Go down
Johnny Blaze

Johnny Blaze


Liczba postów : 140
Data dołączenia : 29/08/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 6:46 pm

Kolejne krople deszczu spadały z nieba rozbijając się o zadartą ku ołowianym chmurom twarz Johnnego. Trwał on w bezruchu z lekki, błogim uśmiechem wymalowanym na ustach i zamkniętymi oczyma, zupełnie tak, jakby temperatura cieknącej po jego obliczu wody nie miała najmniejszego znaczenia. Czuł się dobrze, co nie zdarzało się często. Nie rozumiał tego zjawiska, ale lubił się oszukiwać, pogrążać w fantazjach. Oczami wyobraźni widział jak chłodny potok zmywa z jego ciała kurz, który osiadł podczas długiej drogi z Los Angeles, jak spłukuje grzechy i przewiny oraz poczucie wstydu i żalu. Tak, jakby cały ciężar, który dźwigał na swoich ramionach nagle uleciał. Tylko na chwilę, ledwie na ułamek sekundy - tak niewiele znaczący, ale i potrzebny.
Wreszcie otrząsnął się lekko rozglądając dookoła z miną charakterystyczną dla osoby, która dopiero wybudziła się z długiego snu. Ulica niemal kompletnie opustoszała. Ludzie osłaniając się parasolami, marynarkami lub gazetami zaczęli uciekać przed deszczem kryjąc się w tunelach metra oraz okolicznych kawiarniach. Nie rozumiał czemu tak się działo. Został sam. Poczuł się tak, jak gdyby Nowy York w jednej sekundzie stał się opuszczonym, wyludnionym miastem i jedynie przemykające jezdnią samochody świadczyły o tym, że było inaczej. Tak... Deszcz mu nie przeszkadzał, ale wiedział też, że nie może trwać cały dzień na środku ulicy. Musiał uzupełnić zapasy, znaleźć jakieś miejsce, w którym mógłby odpocząć, zebrać siły przed dalszą podróżą do... No właśnie... Dokąd dalej? Może Nowy Meksyk? Cóż... Miał czas na podjęcie decyzji. Postąpił kilka kroków w przód omiatając wzrokiem szyldy okolicznych sklepów i lokali, jednak to nie one przykuły jego uwagę. Zrobiła to dziewczyna kryjąca się pod niewielkim daszkiem. W chwili obecnej była chyba jedyną osobą na ulicy oprócz niego. No... Oczywiście nie licząc przebiegających w popłochu od czasu do czasu w biznesmenów. Blaze spoglądał na nieznajomą z... Zaciekawieniem. W tej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogło być to poczytane za nietakt. Przecież nie było w niej nic niezwykłego. Nic co mogłoby sprawić by wywołała takie zainteresowanie, a jednak ona jako jedyna znalazła chwilę by przystanąć. Nie potrzebowała wiele - tylko ten skrawek wiaty. Nie goniła nigdzie. Nie pędziła za niczym.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 10:22 pm

NPC Storyline - Acroth

Z nieba zaczął padać deszcz - do tego błysnęło się - centralnie nad miejscem gdzie znajdowali się Elena jak i Johny. Niemniej jednak nie był to zwyczajny błysk, choć kątem oka tak mógł wyglądać. Coś w powietrzu wybuchło. Bardzo wysoko nad ziemią, jednak było widoczne. Błysk był bardzo silny, kulisty - a chwilę potem dało się usłyszeć huk. Potem nastała cisza, tylko deszcz dawał cały czas znać o swej obecności, uderzając kroplami coraz częściej i mocniej. Cisza, niczym zwiastun czegoś, co miało się zaraz stać - czegoś nieprzyjemnego. I oto - stało się.
Potężny huk na środku ulicy, samochody hamujące z piskiem opon oraz masa kurzu i pyłu który momentalnie wzniósł się w powietrze. Początkowo nie dało się nic zauważyć, wszystko było zasłonięte. Jednak w miarę jak kurz zaczął opadać, oczom dwójki która tu pozostała - gdyż kierowcy i przechodnie, pamiętając to co stało się w kiedyś w nowym jorku, prowizorycznie uciekli - zaczęła ukazywać się sylwetka jakiejś istoty. Kimkolwiek był, mierzył jakieś dwa metry i dwadzieścia centymetrów wzrostu... i był trochę szeroki... tak początkowo można było myśleć. Potem kurz zaczął odsłaniać skrzydła, lekko rozłożone, długi ogon, złotołuską sylwetkę istoty oraz pysk niczym u smoka. Łapy zamiast typowych ludzkich stóp, choć istota miała sylwetkę o budowie anthro. Ciało było dobrze zbudowane, jednak nie przesadnie masywne. Śmiało można to było nazwać atletyczną budową ciała. Istota stała pochylona lekko, opierając swe dłonie na kolanach i łapiąc oddech. Na jego ciele nie było żadnych śladów po trafieniu w ziemię, przynajmniej żadnych ran czy otarć. Najwyraźniej jego łuski spełniały swoją rolę doskonale. Nie wiadomo natomiast jak z organami wewnętrznymi. Połamany na pewno również nie był. Gdy kurz opadł całkowicie, dało się ujrzeć w pełni sylwetkę złotołuskiego... smoka. Na pewno nim był, istotą z legend, mitów, opowieści fantastycznych. Z drugiej strony czy to było na tym świecie takie dziwne? Warto natomiast było przyjrzeć się ubiorowi smoka. Choć dość skromny, niemalże jak na ludzkie standardy - plażowy - gdyż nie miał żadnego obuwia, t-shirtu czy czegoś w ten deseń. Jedynie spodnie w trójodcieniowym kamuflażu o kolorach czarno-biało-srebrnych. Spodnie przypominały wyraźnie wojskowe bojówki, posiadały szeroką budowę oraz spore kieszenie rozmieszczone w różnych miejscach. Czyżby ten smok był... ciut nowocześniejszy niż z legend i mitów? To nie musiało dziwić, nie w tym świecie.
Złotołuski smok nie był jednak jedynym który postanowił ich tutaj "zaszczycić". Drugim było coś, co przyleciało z góry. Możliwe, że był to powód przez który smoczysko walnęło z takim impetem w ziemię. Był to obiekt, energetyczny, składający się z dziwnej, niebieskiej energii, możliwe, że było to coś organicznego. Jednak na pewno nie było to żadne tworzywo sztuczne. "Maszyna" miała jakieś dwa metry długości i może coś około metra szerokości - wraz z dodaniem do tego kolców które odstawały na boki. Cokolwiek to było, świeciło się delikatnie i powoli opadało ku ziemi, aż zatrzymało się jakieś dwa metry nad ową. W tym momencie elektronika w całej okolicy zaczęła szwankować, wysiadać. Jakby to coś miało na nią wpływ. Może nie chciało być nagrywane? Ciężko było stwierdzić.
Smok podniósł się i wyprostował, zaciskając dłonie w pięści i spoglądając na to coś... gniewnym spojrzeniem, jednak mając spokojny wyraz pyska. Nie wydawał się tracić kontroli nad sobą. Natomiast owy obiekt chyba zauważył, że nie był tutaj sam z nieznajomym - a byli tutaj jeszcze Blaze oraz Swift. Energetyczny statek zaczął obracać się powoli w stronę kobiety, a ostrze na jego czubku rozjaśniało i po chwili wystrzeliło niebieski promień prosto w jej kierunku - prawie nie dając nikomu czasu na reakcję. Prawie, gdyż tutaj świadkiem szybkości okazał się Blaze, któremu przed twarzą przemknął złoty płomień - niczym piorun - a złotołuski smok zmienił swe położenie z środka ulicy - na chodni, ustawiający się pomiędzy Eleną, a atakującym czymś co chyba próbowało pozbyć się świadków. Smok zatrzymał promień, pozwalając swym dłoniom zapłonąć złocistym płomieniem i zderzając je z owym promieniem. Trzeba było mu przyznać, że był tutaj niesamowicie szybki... choć może na aż tak szybkiego nie wyglądał. Iskry zaczęły sypać się na lewo i prawo gdy promień zderzył się ze smoczym płomieniem, a złotołuski obrócił lekko swój łeb w stronę dziewczyny, spoglądając na nią kątem gadziego oka.
-Wybacz... ale...
Odezwał się smok, a Elena mogła zobaczyć i chwilę później poczuć, jak ogon złotołuskiej istoty owija się delikatnie dookoła jej dłoni, a następnie odciąga ją na bok. Warto było zauważyć, że skrzydła smoka były całkowicie rozłożone, maksymalnie zasłaniając ją przed ewentualnym trafieniem - choć teraz smoczysko ściągnęło ją całkowicie z linii ataku, a następnie puściło, trzymając dalej przeciwnika nowym zajęciem...
A w tym wszystkim ani jeden, ani drugi - ani zapewne Elena; nie mieli pojęcia o obecności Ghost Ridera, który miał teraz idealny element zaskoczenia. O wybór strony konfliktu chyba nie musiał się martwić, gdyż obaj przybysze pokazali już swoje nastawienie. Pozostało tylko działać...



Złotołuski:
Spoiler:

UFO:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Pią Sie 29, 2014 11:01 pm

Dziewczyna właśnie posłała mordercze spojrzenie facetowi, który wyraźnie się na nią gapił. Niby Nowy Jork, normalne było, że ludzie się gapili, jednak przez głowę przeszła jej myśl, że zaczął by się gapić dopiero, gdyby pokazała mu coś innego. Czuła wewnątrz siebie, jak bardzo jej skrzydła pragną wyrwać się na wolność, jednak to nie była dobra pora. Nie chciała... nie chciała wzbudzać paniki. W końcu nie codzień widuje się kobietę, z której pleców wyrastają skrzydła. Słyszała natrętne uderzanie kropel o daszek, pod którym stała i wiedziała, że po pierwsze, w deszczu nie poleci, po drugie, jak się rozpada, to będzie tragedia. Na taksówkę pieniędzy nie miała, na piechotę nie zdąży. Holender! Dopiero po chwili jej rozważania przerwał huk i to potężny. Dziewczyna aż podskoczyła i spojrzała w niebo, z którego coś spadło i rypnęło z impetem w ziemię. Skuliła się w sobie. Nowy Jork był miastem, w którym wydarzyło się chyba już wszystko, mimo to widok, który właśnie ukazał sie jej oczom zadziwił ją doszczętnie.
Niedaleko niej stał smok. Znaczy, zdawało jej się, że był to smok, w każdym razie z tego, co wiedziała, musiał to być smok. Zajbardziej zainteresowały ją jego skrzydła, chyba z oczywistych powodów. Wciskając się w kąt między dwoma budynkami, przyglądała się, jak dziwne, niebieskie coś... atakuje. Dopiero wtedy automatycznie zacisnęła powieki i otuliła się skrzydłami w momencie, kiedy gad odsunął ją na bok.
Ogromne, błękitne, podobne do anielich skrzydła pojawiły się jakby znikąd, najzwyczajniej w świecie otulając dziewczynę, która aż się zatrzęsła, ledwie wyglądając znad bezpiecznej opoki. Właśnie się do niej odezwał. WIELKI, "NIEWIADOMOSKĄD" POCHODZĄCY GAD DO NIEJ PRZEMÓWIŁ. Odetchnęła głębiej i rozłożyła skrzydła, poruszyła nimi kilkukrotnie i zamachała mocno, po czym znów się nimi otuliła, tym razem szczelniej, czekając, aż to wszystko minie. Krople deszczu moczyły błękitne pióra, natomiast ona zaciskała powieki i modliła się, by nic nikomu się nie stało.
Powrót do góry Go down
Johnny Blaze

Johnny Blaze


Liczba postów : 140
Data dołączenia : 29/08/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sob Sie 30, 2014 8:12 am

Johnny lekko zmieszał się kiedy dziewczyna posłała mu gromiące spojrzenie. Chrząknął lekko w pięść rozglądając się lekko na boki zupełnie jak uczniak w szkole, którego zganił nauczyciel. Dopiero teraz uświadomił sobie, że wpatrując się w nieznajomą mógł wyglądać przynajmniej dziwnie.
- Przepraszam... Eeee... Ja po prostu... Wyszło chyba niezręcznie co? Tak... - wydukał gestykulując dłońmi zupełnie tak, jakby miało pomóc mu się usprawiedliwić. Naprawdę wyszło wyjątkowo niekorzystnie, ale nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni. Po prostu jego samorodny brak wyczucia niejednokrotnie prowadził do takich, a niekiedy i o wiele gorszych, bolesnych sytuacji.
Zagrzmiało. Blaze powoli uniósł wzrok ku niebu. Burza musiała być naprawdę blisko, bowiem huk był nad wyraz potężny, jednak dopiero po chwili uświadomił sobie, że to wcale nie piorun tylko... Coś innego. Czoło trzydziestolatka zmarszczyło się wyraźnie dokładnie w tej samej chwili, w której klaksony i dźwięk hamujących samochodów rozdarły ciszę. Tuman kurzu i pyłu wzbił się w powietrze.
- Co się do jasnej cholery... - zaczął, jednak nie skończył, bowiem nie było na to czasu. Z wyżej wspomnianego obłoku zaczęła wyłaniać się przedziwna istota - wysoka na ponad dwa metry, mocno zbudowana o dość nieludzkiej posturze. Stworzenie postąpiło kilka kroków do przodu chwiejnym krokiem. Teraz Jeździec mógł dostrzec je w całej okazałości. Był to smok... W spodniach. Blaze jedynie uniósł brwi. Zdawał sobie sprawę, że to co właśnie miał przed oczyma było na tyle niezwykłe, że wypadałoby zareagować w sposób bardziej entuzjastyczny czy może raczej spontaniczny, jednak jedyne na co mógł się zdobyć to ten prosty gest. Nie zmieniało to faktu, że potwór mógł stanowić poważne zagrożenie. Już teraz zdążył zdewastować solidny kawał ulicy narażając na niebezpieczeństwo w równej mierze kierowców jak i przechodniów. Dłoń Johnnego machinalnie powędrowała do przewieszonego przez jego klatkę piersiową łańcucha, jednak nawet nie zdążył go chwycić. Kroczący ulicami Nowego Yorku smok nie był jedynym fenomenem, z którym motocyklista miał mieć tego dnia styczność. Na niebie pojawił się dziwny obiekt, którego naturę ciężko było określić. Czy było to urządzenie mechaniczne, czy też biologiczne? Zawisło w powietrzu schodząc nieco niżej. Elektronika na wystawach sklepowych, neony i telebimy zaczęły migotać, trzeszczeć, szwankować odmawiając posłuszeństwa. Więc wcześniej słyszalna eksplozja była efektem walki toczącej się pomiędzy smokiem a tym czymś? Tylko... O co był toczony ten bój? Nie było czasu się nad tym zastanawiać bowiem dryfująca w przestworzach maszyna najwyraźniej w tej właśnie chwili zdecydowała się pozbyć świadków całego incydentu za swój cel obierając tą samą dziewczynę, która ledwie parę chwil temu najchętniej by mnie zamordowała. Energetyczny promień z prędkością błyskawicy wystrzelił w kierunku nieznajomej, która... Osłoniła się pierzastymi, białymi skrzydłami?
- Anioł..? - szepnął Blaze tym razem z jeszcze większym zaskoczeniem malującym się na jego ogorzałym obliczu. Istota boska czy też nie - w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia bowiem wydarzyło się coś, czego Johnny zupełnie się nie spodziewał. Smok skoczył jak wystrzelony z procy osłaniając nieznajomą własnym ciałem. Strumień energii rozbił się o łapy gada, który dzielnie mu się opierał nie chcąc dopuścić by dosięgnął on anielicy.
- Uratował ją... - Johnny szepnął pod nosem bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. Cóż, teraz chyba nie było ciężko stwierdzić po czyjej stronie powinien się opowiedzieć.
- Skoro Anioły chodzą wśród nas... Wpuśćmy na scenę i opozycję. Napaliłem się. - Jak zawsze starał się rozładować napięcie żartem i jak zwykle był to żart kiepski. Blaze skulił się w sobie przygotowując się nadejście fali bólu, która jak zawsze w tej sytuacji ogarniała jego organizm zadając mu niewyobrażalne, piekielne katusze. Wszystkie mięśnie jego ciała naprężyły się jak postronki.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- ryknął na całe gardło, a z każdym kolejnym dźwiękiem jego głos zmieniał się, stawał bardziej szorstki, chropowaty i zdarty, zupełnie tak, jakby rozwarstwiał się. Skóra na jego twarzy zaczęła pękać a z powstały w ten sposób ran wydobyły się smugi siwego, pachnącego siarką dymu. Obrażenia postępowały w szybki tempie i zaledwie po sekundzie oblicze motocyklisty trawiły tańczące płomienie pochłaniając zachłannie mięśnie, wypalając je aż do gołej kości. Biała, okopcona miejscami czaszka okolona koroną ognia poruszyła żuchwą i kłapnęła zębami. Rider był gotowy do działania.
Jego ręką zacisnęła się na rękojeści przewieszonego przez plecy Shotguna. Miał zamiar go przemienić, potraktować piekielnym ogniem i dać mu tą siłę, którą on sam dysponował. Planował dobyć strzelbę i w charakterystyczny dla siebie sposób - czyli z zimną obojętnością - oddać strzał w kierunku biomechanicznego statku. Bardzo interesowało go jaki efekt wywrze na tym czymś kula demonicznych płomieni, którym mało co było w stanie i oprzeć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sob Sie 30, 2014 2:02 pm

NPC Storyline - Acroth

Mając wolną drogę, bo nikt już za nim nie stał - złotołuski chciał coś zrobić. Spiął mięśnie, złożył skrzydła - nie musząc już nikogo zasłaniać... i zamarł w bezruchu w momencie gdy usłyszał krzyk, zobaczył jak mężczyzna który stał niedaleko nich zmienił się w...
-Demon...
Mruknął pod nosem gad. Widać musiał mieć jakieś doświadczenia z piekielnymi istotami, bo nie wydawał się zadowolony z obecności Ridera. Przynajmniej nie do momentu, gdy ten wyciągnął swą strzelbę, poddał ją "lekkiemu ulepszeniu", a następnie wypalił prosto w energetyczną jednostkę. Trafienie zmusiło tą "istotę" do zaprzestania ataku, gdyż odepchnęło maszynę (?) na bok, zmuszając do przerwania ataku, a przy okazji przebijając się przez ziemię i ścianę niczym przez masło. Niemniej jednak atak nie wydawał się wywrzeć widocznego efektu na owej jednostce. Ta bowiem zaraz nakierowała się ponownie - tym razem frontem w stronę Ridera. I zapewne owa osobistości chciała wystrzelić teraz w niego, niemniej jednak tutaj zareagował złotołuski - robiąc coś podobnego do Ghost Ridera. Nie miał jednak strzelby, więc użył swojej magii - przynajmniej tak to wyglądało. Jak bowiem inaczej nazwać fakt, że gad cofnął prawą dłoń, otworzył ją i uformował w jej sercu złocistą, ognistą kulę, którą dwie sekundy później pchnął w energetyczne coś.
Efekt był dość widowiskowy, choć wcale nie był bardziej skuteczny od tego co zrobił Rider. Złoty płomień wpierw uderzył w energetyczną istotę, a następnie rozszedł się po niej, podpalając na chwilę sporą jej część i gasnąć chwilę później. Niemniej jednak widocznego efektu znowu nie było. Istota jak była tak była i chyba jej się nie spodobało.
-W ten sposób nic nie zdziałamy...
Skomentował krótko złotołuski, a następnie rozejrzał się i zatrzymał swój wzrok na kobiecie o błękitnych skrzydłach, która jak widać nie oddaliła się stąd, a jedynie czekała aż samo się to wszystko skończy. Lub oni skończą to za nią. Cóż, skoro już tutaj była, smok postanowił, że ją wykorzysta. Sięgnął więc prawą dłonią do jeden z kieszeni cargo, a następnie wyciągnął z niej srebrne urządzenie wyglądające na palmtopa z ekranem dotykowym. Dotknął palcem ekranu, a ten zapalił się na biało, a następnie zaczął mrugać lekko, jakby uruchomił się sygnał S.O.S. Po tym zabiegu, złotołuski podszedł powoli do dziewczyny która dalej stała w miejscu i czekała. Miała zamknięte oczy, a więc gad postanowił trochę sobie pomóc. Wyciągnął lewą dłoń przed siebie i delikatnie oparł swą łuskowatą, zakończoną pazurami dłoń na skrzydłach kobiety, a następnie rozsunął je delikatnym ruchem i wsunął rękę dalej, chwytając za jej prawy nadgarstek. Podniósł jej dłoń, spoglądając na nią... spokojnie, wręcz opiekuńczo - na jego pysku widniał nawet przyjacielski uśmiech. Następnie wsunął w jej prawą dłoń - urządzenie które sam trzymał i odezwał się do niej.
-Modlitwami nic nie działasz. Jednak jakbyś była tak dobra i wzleciała nad budynki z tym urządzeniem, a następnie przyprowadziła tu tego kto przybędzie...
Wyjaśnił jej spokojnym, wręcz kojącym głosem - jakby zupełnie nic się nie działo. Następnie jakby nigdy nic, odwrócił się i ruszył w kierunku energetycznej, niebieskiej istoty. Zarówno on jak i demon, mieli teraz zadanie do wykonania.
-Musimy go zająć.
Skomentował krótko, dając Raiderowi prosty cel, który ten raczej bez problemu wykona. Tymczasem energetyczna istota błysnęła bardziej, najwyraźniej szykując się do kolejnego ataku...
Powrót do góry Go down
Johnny Blaze

Johnny Blaze


Liczba postów : 140
Data dołączenia : 29/08/2014

Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1Sob Sie 30, 2014 6:24 pm

Rider z chłodną obojętnością, kiwając się lekko na boki jak drzewo na wietrze obserwował efekty swoich działań. Ognista kula wystrzelona z jego broni grzmotnęła potężnie w tajemniczy obiekt i odrzuciła go w tył co wywołało ewidentną, sadystyczną radość u Piekielnego Jeźdźca.
- Hahahahahahahaha! - zarechotał paskudnym, skrzeczącym tonem, który brzmiał tak, jakby głosy kilku osób nakładały się na siebie. Był to odgłos naprawdę przerażający, mogący bez problemu odwzorować wszystkie te okropności, które miało do zaoferowania piekło. Niestety radość powiernika mocy Zarathosa nie trwała długo, bowiem jego lewitujący przeciwnik zaskakująco szybko otrząsnął się po tym ciosie. Co więcej wszystko wskazywało na to, że piekielne płomienie nie wywarły na nim wielkiego wrażenia i teraz skupił swoją uwagę właśnie na płonącej czaszce.
- No chodź! - syknął tym razem z wyczuwalną wściekłością rozkładając ramiona na boki. Cóż... Być może faktycznie dostałby to czego chciał, gdyby nie interwencja smoka, który tym razem wykorzystując dziwną sztukę posłał swoją własną kulę złotych płomienie prosto w niezidentyfikowany mechanizm. Lśniące języki rozbiły się o pulsującą energię powłokę statku i to tyle. Ta próba okazała się równie nieskuteczna jak poprzednia.
Rider spojrzał na swojego nowego sojusznika swoimi jarzącymi się czerwienią oczyma przekrzywiając głowę na bok. Złotołuski nie powiedział Jeźdcowi nic czego ten by nie wiedział.
Duch Zemsty nie lubił kiedy coś szło nie po jego myśli. Wszelkie porażki i niepowodzenia jedynie wzmagały jego wściekłość i agresję. Już teraz przelewała się a otaczająca go aura rozrosła się generując jeszcze więcej gorąca. Krople deszczu nawet nie docierały do jego "ciała" parując kilka chwil przed uderzeniem w nie.
Miał zamiar atakować aż do skutku, tak długo jak to będzie koniecznie bronią niewinnych, jednak nie mógł tego robić. Dlaczego? Bowiem Smok zachował się w sposób, którego Czaszka nie mógł zaakceptować. Zignorował zagrożenie zbliżając się do Anielicy i nawiązując z nią krótki dialog. Z tej  odległości nie mógł usłyszeć co było tematem rozmowy, jednak nie interesowało go to w najmniejszym stopniu. Swoją uwagę poświęcał w całości swojemu celowi. Obecnie musiał zadbać o to, by przedziwny twór nie zaatakował odwróconego do niego plecami gada. To akurat nie powinno być szczególnie trudne.
Rider dość sztywnym, ale zaskakująco szybkim krokiem zbliżył się do jednego ze stojących na jezdni samochodów osobowych (Oczywiście porzuconego - bez pasażerów). Przykucnął przy nim kładąc swoje kościste dłonie na jego podwoziu.
-Ghraaaaaa..! - ni to stęknął, ni warknął usiłując podnieść pojazd by następnie spróbować cisnąć nim w znienawidzony obiekt. Zaraz po próbie, niezależnie od jej efektu miał zamiar sięgnąć po swój łańcuch, naprężyć go i sprawić by stanął w ogniu.
Smok wreszcie zakomunikował, że razem muszą spróbować zając "szybowiec". Te słowa były jak miód na serce Jeźdźca. Posłała on jednoznaczne spojrzenie Smokowi.
Zapewne gdyby nie brak mięśni, właśnie w tym momencie uśmiechnąłby się wyjątkowo paskudnie i wreszcie wznosząc łańcuch nad głowę i zaczął nim wywijać kółka zupełnie tak jak lassem. Kręcił połączonymi ogniwami energicznie. Planował następnie zarzucić koniec swojej pętli tak, by oplątać nią latający obiekt i potem potężnym, energicznym szarpnięciem roztrzaskać go o beton.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ulice NYC - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Ulice NYC   Ulice NYC - Page 9 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Ulice NYC
Powrót do góry 
Strona 8 z 24Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 16 ... 24  Next
 Similar topics
-
» Ulice miasta
» Bronx - Ulice
» Ulice Kabulu
» Ulice Paryża
» Ulice Nowego Orleanu

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Nowy Jork-
Skocz do: