|
| Ulice NYC | |
|
+73Bloody Mary Fenris Skydive Pheromone Jess Damien Stein Kalia Spider-Man Black Cat Jacob Wagtail Aleksander Rogoziński Scarlet Witch Vision Noh-Varr Punisher Anthony Skyblade Cable Emma Frost Surge Peter Quill Agent Coulson Smuga The Lizard Taskmaster Doctor Strange Toxin Ant-Man Spider Woman Thaddeus Ross Frank Murphy Teddy Altman Speed Gamora Miguel O'Hara Invisible Woman Sasha Aristow Miss America Sin Quicksilver Amora Flash Thompson Abysswalker Katharine Dissimuler Kaine Cosmo the Dog Moonstone Summer Johnny Blaze Wonder Man Carol Danvers Scarlet Spider Nova Skye Elektra Natchios Samantha Hudson Beam Randy Black Panther Chloris Thor Hela Sersi Szaman Clockmaker Samael Loki Captain America Tony Stark Balder Rocket Raccoon Daredevil Viper Darkhawk 77 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Ulice NYC Pon Sie 27, 2012 4:04 pm | |
| First topic message reminder :Ulice Wielkiego Jabłka. Można je podzielić na dwa rodzaje: uczęszczane i lepiej-się-tu-nie-zapuszczaj. Te pierwsze są zatłoczone i szare, drugie puste i brudne. Nieważne do którego rodzaju można zaliczyć tę na której się znajdujesz, w obu przypadkach: pilnuj swojego portfela!
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Nie Sie 31, 2014 11:19 am, w całości zmieniany 5 razy (Reason for editing : Pierwotnie znajdował się tu także post fabularny. Został przeniesiony do pierwszego fabularnego posta Darkhawka.) |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Paź 16, 2015 12:41 pm | |
| Co prawda Invisible Woman nie miała pewności co do tego, czy jej wspólniczka nie zmieniła w międzyczasie piętra, ale z góry założyła, że najprawdopodobniej w takim wypadku zostałaby przez nią o tym poinformowana - dlatego też nie dopytywała, polegając po prostu na tym, co zostało jej przed chwilą podane przez komunikator. Wierzyła zresztą w to, że Gamora sobie poradzi, a co więcej: być może kupi nawet więcej czasu na odbijanie zakładników. Każda sekunda mogła przecież oznaczać uratowanie komuś życia. Nim jednak Sue wypatrzyła kolejne skupisko ludności cywilnej i zabrała się za jej wyprowadzanie, w budynku nagle wybuchło wyraźne zamieszanie. Och, ani trochę jej się to nie podobało; te krzyki, strzały - w dodatku dochodzące z wielu różnych miejsc na raz, więc sprawdzenie ich wszystkich niestety nie wchodziło w grę... A zaraz potem przez okna zaczęli wypadać ludzie. Przynajmniej na to Susan mogła coś poradzić. Łapanie każdego poszkodowanego z osobna nie miałoby większego sensu, a przy sztywnej barierze pewnie wyrządziłaby im nawet krzywdę - więc zamiast tego roztoczyła wokół budowli kolejne pole siłowe, tym razem jednak dużo bardziej miękkie. Działało praktycznie jak poduszka - uginało się, gdy ktoś na nim wylądował, przez co skutecznie łagodziło upadek. Dla ułatwienia miało zaś lekko mleczny kolor - mimo wszystko było przezroczyste, ale jednak zauważalne gołym okiem, dzięki czemu niedoszłe ofiary powinny się mniej stresować. Blondynka widziała co prawda uciekających za pomocą jetpacków przeciwników, jednakże w tym momencie wolała się już w pełni skupić na wyłapywaniu i utrzymywaniu w powietrzu zakładników. Oni stanowili teraz dla niej priorytet, a wroga na pewno uda się jeszcze jakoś namierzyć; w końcu niemalże niemożliwością byłoby zrobić coś takiego i uciec - nie pozostawiając po sobie żadnych śladów... A w tych czasach kamery znajdowały się praktycznie wszędzie, więc w ostateczności nawet na podstawie ich nagrań dałoby się określić trasę przebywaną przez uciekinierów. Gorzej, że temu taktycznemu odwrotowi towarzyszyła kolejna seria wybuchów. Na szczęście do tego momentu cywile przestali już wypadać z okien, więc Invisible Woman mogła bezpiecznie opuścić ich na podłoże - a następnie wymieniła dotychczasową miękką osłonę na twardą, umieszczoną ponad głowami zebranych, aby uchronić ich przed pierwszymi, najpoważniejszymi efektami eksplozji. Odczekała do momentu, aż cofnięcie jej wydawało się bezpieczne, a następnie pozwoliła już działać odpowiednim służbom. Zrezygnowała z utrzymywanej do tej pory niewidzialności i w zasadzie swoje zdolności wykorzystywała w tym momencie tylko do unoszenia się w powietrzu - rozglądając się uważnie za Gamorą... Lub czymkolwiek innym, co zwróciłoby jej uwagę i wymagało interwencji.
|
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Paź 25, 2015 1:28 pm | |
| What the shock?! Wystrzał z upadającej broni szczerze zaskoczył Miguela. Jako człowiek z końca dwudziestego pierwszego wieku przyzwyczajony był on do technologii umożliwiającej pokonanie raka w kilka minut, i to za pomocą lekarstwa w sprayu - więc zabezpieczenia w broni palnej, powstrzymujące ją przed przypadkowym wystrzeleniem chociażby właśnie przy upadku, były dla niego powszechną normą. Spider-Man przyszłości nie miał jednak czasu na zastanawianie się, czy w obecnych czasach takowe jeszcze nie zostały wynalezione, czy nie były stuprocentowo niezawodne, w przeciwieństwie do zabezpieczeń z roku 2099 - podobnie zresztą nie miał możliwości napawać się długo ulgą, że pocisk nie wystrzelił w jego kierunku. Serce podeszło O'Harze do gardła, a objawiająca się na jego twarzy groza aż odkształciła niebieski materiał przysłaniającej ją maski, kiedy wyostrzony wzrok mężczyzny podążył za kulą - i padającym od niej ciałem.
- Zamknij się! - warknął Spider-Man, jednocześnie doprowadzając do nieprzytomności alarmującego swoich towarzyszy terrorystę - nie tak, jak pierwotnie planował, kilkoma ciosami, ale jednym, silnym, wzmocnionym agresją po stracie zakładnika. Jako że obaj przeciwnicy zostali unieszkodliwieni, Człowiek-Pająk czym prędzej doskoczył do postrzelonego cywila - po ledwie zerknięciu, gdzie pocisk trafił, sprawdzenie pulsu było już tylko formalnością. W tych czasach, na tym etapie rozwinięcia medycyny, rana była śmiertelną. - Shock! Shock, shock, shock... - Wytrącony z równowagi tą dotkliwą porażką, O'Hara impulsywnie wyżył się na podłodze, z całej siły uderzając kilkakrotnie we fragment obok martwego ciała i klnąc przy tym pod nosem. Jeśli po płynnie przeprowadzonym ataku, zakładnik zginął od jednej, przypadkowo wystrzelonej kuli, to jakie szanse miała reszta, będąc w rękach kolejnych grup terrorystów, którzy teraz trwali już w stanie zaalarmowania?
Miguel szybko otrzymał odpowiedź na to pytanie - kiedy wieżowce otaczające ten, w którym Latynos obecnie się znajdował, zaczęły eksplodować. - Co do... ? - Mężczyzna zwrócił głowę w stronę najbliższej, zewnętrznej ściany, po czym kilkoma szybkimi susami dopadł szyby, z której owa się składała. Przyległszy, spojrzał na całą sytuację - na uciekających za pomocą plecaków odrzutowych terrorystów, na uszkodzone właśnie budynki, a w końcu i na zrzuconych w dół, ku śmierci, ludzi. - Cudownie. Cholernie cudownie - burknął pod nosem, po czym spojrzał w stronę pozostałej przy życiu zakładniczki. - Schowaj się gdzieś i siedź cicho. Wrócę po ciebie. Ja albo inni super-bohaterowie - odparł, jednocześnie przygotowując rozbieg - i za chwilę, niszcząc swoim ciałem szybę, wyskoczył z budynku.
Nurkując w dół, Spider-Man nie miał jeszcze żadnego planu, jak wyłapać wszystkich zakładników - przyjemnym zaskoczeniem było więc ujrzeć mleczną barierę, utworzoną przez Invisible Woman. Pierwsi cywile unosili się już na tej miękkiej powłoce, uratowani, więc O'Hara mógł odetchnąć z ulgą - i zmienić swój aktualny cel. Zmodyfikował ułożenie własnego ciała tak, aby zadziałał anty-grawitacyjny materiał na jego plecach - po czym, szybując, zwrócił się w kierunku, w którym zmierzała widziana wcześniej grupa terrorystów wyposażonych w plecaki odrzutowe. Spora jej część była już poza zasięgiem wzroku Miguela - nie tyle ze względu na odległość, która Latynosowi przecież straszna nie była, co przez fakt, iż inteligentne manewry większości przestępców pozwoliły im skryć się między, gęsto rozsianymi w Nowym Jorku, budynkami. Za wyjątkiem pewnej dwójki.
Z pomocą pajęczej sieci oraz wprawnego szybowania, nasz Pająk szybko zbliżył się do tych nie spodziewających się niczego ofiar. Ustawiwszy się nad głowami terrorystów zanurkował w dół - wskakując tym samym na plecy jednego z nich. Prawda, mądrzej byłoby ich śledzić, aż do samej kryjówki - jednak O'Hara wciąż miał przed oczami martwe ciało jednego z zakładników. Niewinnych ludzi, za których był odpowiedzialny od pierwszego momentu, gdy wskoczył do tamtego budynku. Od pierwszego razu, gdy założył maskę i sam siebie utytułował mianem Spider-Mana. Upewniwszy się wpierw, że wieżowiec naprzeciwko nich jest opuszczony, co zapewne zawdzięczać można było późnej porze oraz działaniu służb porządkowych - w obliczu pobliskiego ataku terrorystycznego, obejmującego kilka(naście?) wieżowców, ewakuację najprawdopodobniej zapobiegawczo zarządzono w całej okolicy - Latynos wystrzelił pajęczynę w kierunku drugiego z przestępców - znajdującego się parę metrów z przodu. Zatkał tym samym jeden z wylotów jego jetpacka, doprowadzając do tego, że przy nagłej utracie kontroli nad plecakiem, przeciwnik mocno uderzył w szklaną ścianę i przebiwszy ją, znalazł się w środku budynku. W tym czasie, terrorysta, na którym Miguel aktualnie podróżował, zdążył jedynie sięgnąć po krótki pistolet maszynowy - jego ręka natychmiast została potraktowana bolesnym, a przez to wytrącającym broń atakiem szponami, natomiast tył głowy pięścią. Manewrując ciałem zamroczonego oponenta, Spider-Man skierował jego lot w stronę dziury w szkle, którą chwilę temu zrobił drugi z terrorystów. A znalazłszy się sam na sam z dwoma, częściowo unieszkodliwionymi przeciwnikami... Wtedy nasz Człowiek-Pająk postanowił nauczyć ich, czym kończy się doprowadzanie go do szału.
Powykręcane we wszystkie strony kończyny; walające się na podłodze zęby, w małej liczbie tylko dlatego, by możliwe było szybkie przesłuchanie; oczy, spuchnięte od uderzeń na tyle mocno, że skazywały tych dwóch przestępców na długoterminowe poleganie na zmysłach innych niż wzrok... a także jeszcze kilka innych, boleśnie spowodowanych obrażeń, dzięki którym Miguel nie musiał nawet zaprzątać sobie głowy związywaniem ich pajęczyną - bo jak niby mieliby w takim stanie gdziekolwiek uciec? O'Hara trwał, oparty wyprostowaną ręką o jedną ze szklanych, zewnętrznych ścian budynku, próbując uspokoić kołatające z emocji serce. Z jego dłoni kapała należąca do terrorystów krew, a wyostrzony wzrok próbował wypatrzeć przez szybę innych uciekinierów - niestety, bez powodzenia. Latynos westchnął ciężko i, odepchnąwszy się od ściany, ruszył ku przeciwnej. Ominąwszy leżące na podłodze, zmaltretowane ciała oraz kałużę wymiocin spowodowaną przez silny cios w brzuch, zadany kilka chwil temu jednemu z przeciwników, Miguel podszedł do dziury w szkle, którą się tutaj dostali - by następnie przez nią wyskoczyć.
Gdy jakiś czas później szybował z powrotem nad głównym miejscem całego zajścia, poświęcił chwilę na rozeznaniu się w aktualnej sytuacji. Poczuł ulgę, widząc, że z opanowaniem owej radzą sobie już w pełni same służby porządkowe - wspierane tylko gdzie nie gdzie przez widzialną już Susan Storm. No proszę, czyli jego podejrzenia co do jej obecności tutaj okazały się prawidłowe. Zanim jednak Pająk udał się w stronę członkini Fantastycznej Czwórki, musiał spełnić daną swego czasu obietnicę. Ułożył odpowiednio ciało i zwrócił tym samym kierunek swojego lotu ku piętru, na którym zostawił uratowaną wcześniej przed terrorystami zakładniczkę. Wyskoczywszy stamtąd parę minut później już razem z kobietą, odstawił ją w pobliżu medyków, a następnie podszedł do najbliższego policjanta - by poinformować o unieszkodliwionej dwójce terrorystów w budynku niedaleko. |
| | | Gamora
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 24/05/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Sob Lis 07, 2015 1:48 pm | |
| Gamora przyczaiła się gdzieś za ścianą i obserwowała poczynania terrorystów. Odczekała swoje, a gdy ostatni członek drużyny złoczyńców chwycił się linki i zjechał w dół, ta ruszyła w krok za nimi. Podeszła do nienaturalnie otwartych drzwi i spojrzała w dół. Nie mieli ze sobą żadnych zakładników, dlatego wiedząc, że nikomu z niewinnych cywilów nic już nie zagraża złapała za grubą linę i bez zabezpieczenia ruszyła w dół za nimi. Nie odzywała się już do Sue, kosmitka jak zwykle w ferworze walki po prostu o tym zapomniała. Głuche tąpniecie rozległo się przy lądowaniu w tunelach gdzie ponownie wyciągnęła broń i ruszyła za grupką, tym razem szybciej. Dobiegła do dwóch ostatnich, których unieszkodliwiła kilkoma zręcznymi ruchami, pozbawiając ich przytomności. Reszta niestety zwiała, dlatego z mało zadowoloną miną 'podziwiała' tył furgonetki oraz tą część terrorystów, którzy korzystając z jetpacków uciekli drogą powietrzną. Przeklęła pod nosem korzystając z ulubionych odzywek Rocketa, które perfekcyjnie nadawały się do takiej sytuacji, a potem rozejrzała się dookoła. Zdezorientowane spojrzenie kosmitki padło na zgliszcza. Najwyraźniej gdy była pod powierzchnią ziemi uległo zniszczeniu kilka (kilkanaście?) innych budynków, znajdujących się dookoła w tym, w którym rozgrywała się ich wspólna jatka. Nie pocieszył ją fakt, że w tunelach czekało na nią dwóch nieprzytomnych niedobitków. Jedyny wątpliwy pozytyw w całej sytuacji, że zwiali i prawdopodobnie nie zabijają niewinnych ludzi, a wątpliwy, bo wolała się sama z nimi rozprawić, a nie pocałować przysłowiową klamkę. Cofnęła się do tuneli i wyciągnęła bezwładne ciała terrorystów na powierzchnie... trzymając jednego za nogę drugiego za rękę. Przeciągnęła ich w stronę ulicy i wrzuciła na tyły radiowozu, który zajechał pod sam budynek w ramach policyjnego wsparcia. Akurat w tym momencie Gamora stała się widoczna, dlatego mina policjantów mających przyjemność podziwiania jak bez żadnej pomocy wrzuca nieprzytomnych złoczyńców do środka radiowozu była bezbłędna. Sama kosmitka zupełnie nie przejęta oniemiałą postawą stróżów prawa ruszyła na przód budynku, w poszukiwaniu Susan. Truchtem ruszyła przed budynek. Cały czas jednak, spodziewając się dalszych ataków, albo ewentualnych okazji na walkę z grupką terrorystów. Niestety jak się okazało póki co jej nie będzie dany ciąg dalszy. Widząc w górze Sue, zamachała do niej i krzyknęła. - Dwóch wpakowałam do pojazdu waszych stróżów prawa, reszta niestety uciekła. Jak u Ciebie? Wszystko okay? - |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Lis 09, 2015 2:30 pm | |
| Znajdując się w powietrzu Sue miała całkiem niezły podgląd na okolicę oraz na poczynania zebranych w niej osób. Służby uwijały się najwyraźniej tak szybko, jak tylko było to możliwe; priorytet akcji musiał być wysoki, zapewne z powodu podejrzeń o podłoże terrorystyczne ataku... To ułatwiało sprawę. Uwagę Invisible Woman przykuło jednak coś innego, a raczej: ktoś inny, jeżeli już mamy być dokładni. Spider-Man łapiący dwóch z uciekających przy pomocy jetpacków przestępców... I niezbyt delikatnie sprowadzający ich przez okno do jednego z pobliskich budynków. Jeżeli uda się zmusić ich do mówienia lub znaleźć na nich coś charakterystycznego, to być może poszukiwanie pozostałych sprawców przebiegnie nawet sprawniej, niż blondynka początkowo to zakładała. Oby. Susan uznała, iż Pająk z przyszłości sam powinien sobie świetnie poradzić z wyciąganiem informacji ze wspomnianych delikwentów; przeszkadzanie mu nie miało w tym momencie większego sensu. Zamiast tego kobieta upewniła się więc, iż pochwyciła już wszystkich spadających, a następnie powoli opuściła pole siłowe ku podłożu, aby umieścić na nim poszkodowanych. Kolejna rzecz z głowy. Mniej więcej w tym momencie Sue zauważyła również machającą do niej Gamorę, w związku z czym od razu opadła niżej, jednocześnie kierując się w jej stronę. W pierwszej chwili zamierzała tak naprawdę pozostać jeszcze w powietrzu, ale ostatecznie wylądowała jednak na ulicy, cofając ostatnie ze swoich pól siłowych - czyli to, które aż do tej pory utrzymywała ściśle przy swoim ciele, aby dzięki niemu móc unosić się w powietrzu. Teraz wypadałoby w końcu przynajmniej krótko odpocząć, bo choć fizycznie Invisible Woman pozostawała w praktycznie idealnym stanie, to jednak długie i dość intensywne korzystanie z jej zdolności na paru frontach wprawiło ją w zmęczenie. -Zakładnicy sprowadzeni na dół. Możliwe, że jednego lub więcej przeciwników znokautowałam uderzeniem z bariery, ale nie miałam czasu tego sprawdzać. Dwóch złapał w locie Spider-Man- wyliczyła w pierwszej kolejności, jednocześnie rozglądając się już po tym całym pobojowisku, jakie stanowiła w tej chwili ulica. Nie wyglądało to dobrze, ale z drugiej strony przecież mogło się to wszystko skończyć o wiele gorzej... Służby powinny zadbać już o resztę. -Pewnie nic tu dłużej po nas. S.H.I.E.L.D. najprawdopodobniej już o tym słyszało i teraz pracuje nad sprawą- dodała, a gdy jej spojrzenie ponownie padło na Pająka, wskazała go swojej towarzyszce krótkim ruchem głowy.
|
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Lis 13, 2015 11:22 pm | |
| Policjanci, próbujący robić coś dobrego i nie strzelający do mnie na powitanie - miła odmiana. Po przekazaniu odpowiednich informacji funkcjonariuszowi, Miguel odszukał wzrokiem Susan Storm i udał się w jej stronę. Nieznacznie zaskoczyła go obecność jeszcze jednej osoby z ich, szerokiego w tych czasach, superbohaterskiego grona, ale dobrze było wiedzieć, że terroryści mieli do czynienia nie z dwoma, a z trzema oponentami - i tym samym, prawdopodobnie więcej z nich zostało unieszkodliwionych, a więc i powstrzymanych przed skrzywdzeniem niewinnych zakładników.
O'Hara spojrzał na Gamorę, bez poruszania głową mierząc ją od góry do dołu. Super-bohaterka o zielonej skórze oraz sylwetce dającej dość wyraźną informację o gibkości i sile. Latynos uniósł na moment lewy kącik ust - gest niezauważalny dla kobiet przed nim, ze względu na maskę - po tym, jak wyszukał w głowie odpowiednie wspomnienia z lekcji historii, tych na temat Heroic Age. Jak zawsze z pewnością siebie, spojrzał na Strażniczkę Galaktyki i, skinąwszy lekko głową, rzekł: - She-Hulk. Zapewne zdążyłaś się już dowiedzieć, że ja to Spider-Man z przyszłości? - Biorąc pod uwagę, że zarówno ona, jak i Invisible Woman wcześniej na niego spoglądały. Człowiek-Pająk od razu przeniósł wzrok na tą drugą. - Sue. Nie spodziewałem się, że zobaczę cię znów tak szybko. Nie przez przypadek i nie poza Baxter Building. - Ciężko było wywnioskować z tonu głosu mężczyzny, czy to ostatnie miało być aluzją do braku obecności Susan w kwaterze Fantastic Four - gdzie sprzęt do wykrywania niedawnych skoków w czasie czekał na przygotowanie - czy nie. Z jednej strony, technologia jaką dysponowała Fantastyczna Czwórka z pewnością umożliwiała zautomatyzowane przygotowanie takowego, a atak terrorystyczny miał na tyle wysoki priorytet, szczególnie w Stanach, że w jego obliczu uzasadnionym było wstrzymanie pracy nad zapobiegnięciem bardziej oddalonych w czasie zagrożeń. Jednak z drugiej - dla Miga to los j e g o świata był priorytetem. Najwyższym.
- Unieszkodliwiłem łącznie sześciu terrorystów, będzie więc od kogo wyciągać informacje. Większej liczby nie miałem okazji spotkać. Gdyż zaalarmowałem przeciwników, a więc i cały budynek. Brawo, Miggy. - Nie przeszkadzało to jednak wymówić mu swych słów z charakterystyczną dla niego arogancją. - To co teraz, wracamy do naszych pierwotnych planów, Sue? - Czyli próby znalezienia innego niż O'Hara podróżnika w czasie - bo wcześniejsza burza mózgów właśnie do takich podejrzeń doprowadziła Susan oraz Latynosa, że to inny skoczek mógł zmodyfikować wydarzenia w przeszłości, tym samym wpływając na przyszłość, z której pochodził genetyk, najbardziej negatywnie jak to możliwe. |
| | | Gamora
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 24/05/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Lis 15, 2015 1:45 pm | |
| Im bliżej do miejsca wspólnego spotkania z Sue, tym bardziej zaczęła rozglądać się po zgliszczach. Panika ludzi została odrobinę opanowana przez służby porządkowe oraz ratownicze. Kroki zielonej kosmitki momentalnie zwolniły, a trucht zmienił się w spokojny spacer. Wodząc wzrokiem po zniszczonych budynkach zastanawiała się czy to co zapewne zdobyli terroryści było warte tyle cierpienia i śmierci tych niewinnych osób? Rozzłoszczona zacisnęła pięści, wyrzucając sobie, że mogła się nieco bardziej okrutnie rozprawić z tą dwójka, którą wrzuciła do radiowozu, może tym samym znalazła by upust dla swoich negatywnych emocji. Ba. Mogła poważniej rozprawić się ze wszystkimi, który spotkała, jednak to pewnie nie miałoby żadnego sensu, ponieważ wybuchy wyglądały na perfekcyjnie zaplanowaną robotę. Momentalnie zmieniła zdanie na temat terrian. Na pierwszy rzut oka wydawali się być krusi i nie widziała w nich żadnego zagrożenia. Drugie spojrzenie natomiast, dało szerszy ogląd na okrutną naturę człowieka. Cel dla nich najwyraźniej uświęcał środki. Zadarła głowę by spojrzeć na budynek z którego kanałów właśnie wyszła, tak jakby miała nadzieje znaleźć tam odpowiedź dlaczego musiało dojść do tak tragicznych wydarzeń. Niestety, jedyne co spostrzegła to znikająca barierę, którą Susan postanowiła opuścić ku ziemi, by 'odstawić' przymusowych skoczków. Gamora uniosła dłoń i opuszkami palców dotknęła miękkiej, mlecznej zapory, zanim zdążyła zniknąć, robiąc to z czystej ciekawości. Cóż, nigdy, choć żyła o wiele dłużej niż przeciętny ziemianin, nie miała do czynienia z czymś podobnym, stąd ta nieposkromiona fascynacja. Wtedy właśnie spostrzegła w górze Sue, a skoro rękę miała już wyciągniętą, to postanowiła do niej zamachać. Ruszyła w kierunku kobiety, a gdy dystans dzielący bohaterki był na tyle mały, by mogły swobodnie porozmawiać, zaraportowała (bardzo) pokrótce co się u niej wydarzyło. Wysłuchała również relacji Susan. Uniosła brwi dając upust swojemu zaskoczeniu, gdy wspomniała o Spider-Manie, wszak jego nie miała okazji dostrzec w trakcie akcji. - A on skąd się wziął? - Zapytała zdumiona zanim Miguel zdążył podejść. Przystała na kolejne słowa Sue, w końcu nic tu po nich, i już chciała się zapytać kiedy pójdą do Starka, gdy dostrzegła jej zmęczenie. Tworzenie tych tajemniczych barier najwyraźniej wymagało o wiele więcej wysiłku niż myślała, dlatego też postanowiła jeszcze poczekać... w końcu kolejny dzień w tą czy w tamtą i tak jej nie zbawi. Podążyła wzrokiem za ruchem głowy panny Storm i zwróciła się w kierunku nadchodzącego z na przeciwka Miguela. Kosmitka zmierzyła go z góry na dół, wcale nie skrywając swojego tymczasowego zainteresowania mężczyzną. Oszacowała swojej zielonej główce ewentualną siłę nieznajomego bohatera. Nie zdziwiła się aż nadto widząc ten nietypowy strój, będąc jedynie zaintrygowana materiałem z jakiego został zrobiony oraz czy ewentualnie i jej może się przydać. Jedyny dysonans jaki odczuwała patrząc na O'Harę to to, że nie widziała jego twarzy. Kiwnęła głową odwzajemniając powitanie, a potem wybałuszyła oczy ze zdziwienia słysząc jak ją nazwał. Zanim zdążyła otworzyć usta, Miguel zaczął zdawać relacje ze swoich poczynań. Gam zmrużyła wrogo powieki, wpatrując się w nowo poznanego bohatera. Odczekała, aż skończy, a gdy padło ostatnie pytanie, zwróciła twarz, ze swoją mało zadowoloną miną w kierunku blondynki. - Czy on mnie obraził? - Zapytała, może mało grzecznie w stosunku do stojącego obok Miguela, jednak nie potrafiła powstrzymać swojego poddenerwowania. Pytanie zwróciła do kobiety, ponieważ zaufała na tyle by mieć względną pewność, że jej nie oszuka i powie szczerze, co O'Hara miał na myśli. |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Sro Lis 25, 2015 12:10 pm | |
| Na pytanie Gamory odnośnie Spider-Mana - a dokładniej tego, skąd się wziął w tym miejscu - Susan musiała niestety ograniczyć się tylko do wzruszenia ramionami, przybierając przy tym minę mówiącą coś w stylu: "mogę tylko zgadywać" albo "wiem o tym tyle, co i ty". Och, oczywiście mogłaby w skrócie wyjaśnić przybycie mężczyzny z przyszłości do ich czasów, przynajmniej na tyle, na ile sama je rozumiała, ale zgadywała, że nie o to chodziło. Wcześniej sama również nie zwróciła natomiast uwagi na Spider-Mana, zajęta rozpracowywaniem sytuacji i wyciąganiem zakładników. Inna sprawa, że tak czy siak nie zdążyłaby pewnie udzielić pełnej odpowiedzi, bo mężczyzna już się do nich zbliżał i przejął pałeczkę - zresztą zaczynając swoją wypowiedź bardzo... Niefortunnie, delikatnie mówiąc. W pierwszej chwili Invisible Woman chciała go nawet poprawić, ale Pająk płynnie mówił dalej, a wbijanie mu się w słowo nie miałoby przecież teraz większego sensu, więc ostatecznie blondynka zmuszona była odczekać... I w końcu kosmitka sama zwróciła na to uwagę. -Nie, nie obraził, tylko... Pomylił cię z jedną z działających na Ziemi bohaterek, czyli She-Hulk. Spider-Man, Gamora. Gamora, Spider-Man- przedstawiła ich sobie szybko, aby uniknąć już na tym polu dalszych nieporozumień. W pewnym sensie nawet rozumiała skąd wzięło się to konkretne; kolorystyka się zgadzała, zdolności w walce mniej więcej też, przynajmniej na tyle, na ile była w stanie to stwierdzić... A Pająk najpewniej po prostu strzelał, starając się pokazać, że jednak wie o tych czasach całkiem sporo. Nie dziwiła mu się. -Zrobiłam ile mogłam w Baxter Building, a Herbie zajmuje się resztą. Potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby dokończyć dobieranie poprawnych ustawień, ale niedługo sprzęt będzie gotowy. Wtedy powinniśmy z nim pewnie odwiedzić miejsce, w którym pojawiłeś się tutaj... No, teraz po raz pierwszy- poinformowała mężczyznę, zachowując póki co dla siebie fakt, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to będą w stanie nie tylko odszukiwać wyładowania konkretnych typów energii, ale i je blokować. Teoretycznie mogliby w ten sposób odciąć domniemanego drugiego podróżnika w czasie... Ale zastosowań było dużo więcej. -W tym czasie sugeruję odwiedzenie Tony'ego Starka. Herbie, poinformujesz o tym Jarvisa, proszę?- to ostatnie zdanie skierowała już rzecz jasna do swojego komunikatora; AI Fantastycznej Czwórki stale nasłuchiwało, gotowe wkroczyć do akcji, gdy tylko będzie do czegoś potrzebne. Co ciekawe, Herbie był bardzo specyficzną sztuczną inteligencją - prezentującą własne uczucia. To właśnie dlatego prośby przyjmował o wiele lepiej od poleceń.
|
| | | Miguel O'Hara
Liczba postów : 141 Data dołączenia : 29/12/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Sob Gru 05, 2015 11:12 pm | |
| Jak już wcześniej wspomniano, po powitaniu z "She-Hulk" Miguel natychmiastowo zwrócił się do Susan - dlatego też w pierwszej chwili nawet nie zauważył on niewerbalnej reakcji zielonoskórej na to, jak ją nazwał. Był zbyt skoncentrowany na tym, aby jak najprędzej wrócić do kwestii ratowania przyszłości, a z tego co wiedział, z obydwu kobiet jedynie Invisible Woman mogła mu w tym obecnie pomóc. Dopiero niespodziewane pytanie, jakie w towarzystwie zbulwersowanego tonu padło ku wspomnianej bohaterce, przyciągnęło uwagę O'Hary z powrotem na drugą z nich - i jej bijący niezadowoleniem grymas. Pod maską Latynosa pojawiło się zaskoczenie, a on sam zaraz poszedł w ślady zdenerwowanej i wrócił spojrzeniem do Sue. Również spodziewał się po tej ostatniej, że wyjaśni ona zaistniałą sytuacją. Tak też się stało. Gamora... ?
- Wybacz - przeprosił krótko kosmitkę, i zaraz kontynuował słuchanie Storm, jako że ta zaczęła odpowiadać na jego wcześniejsze, ukryte pytanie o stan przygotowania sprzętu w Baxter Building oraz na to drugie, wypowiedziane przez genetyka już wprost. Z tego też powodu, mężczyzna zrezygnował na razie z wertowania swej wiedzy o przeszłości w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na temat Gamory, a ponieważ nie miał on z jej imieniem żadnych pierwszych skojarzeń - kosmitka najwidoczniej nie zapisze się w historii tak bardzo, jak Fantastic Four czy Avengers - na obecną chwilę musiała ona pozostać dla Miguela taką samą nieznajomą, jaką byłaby dla przeciętnego człowieka z tych czasów.
- Niedługo? - powtórzył po Susan, zamieniając u siebie ten mały fragment jej wypowiedzi w krótkie, retoryczne pytanie. Dość względna jednostka czasu. Ostatecznie jednak Latynos skinął głową na znak zrozumienia. Jakby nie patrzeć, miał ogromne szczęście, że tak szybko po podróży do przeszłości trafił - na dodatek przypadkowo - akurat na Susan Storm, dzięki której już teraz opracowany miał dość obiecujący plan, od czego zacząć. Niespotykanie ogromne, jak na jego ostatnie standardy.
Lecz czar minimalnie prysł, po ostatniej sugestii ze strony blondynki. - Starka? W jakim celu? - O'Hara szczerze wątpił, by powodem udania się do wspomnianego playboya-milionera była chęć zasięgnięcia u niego pomocy w rozwiązaniu problemu Spider-Mana z przyszłości. A jaki nie byłby inny cel wizyty u Iron Mana - precyzował on wcześniejsze "niedługo" na niekorzyść Latynosa. Mężczyzna nie był z tego powodu zadowolony, co w pewnym stopniu usłyszeć można było w tonie jego ostatniej wypowiedzi. |
| | | Gamora
Liczba postów : 183 Data dołączenia : 24/05/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Gru 06, 2015 5:01 pm | |
| Nie naciskała Susan na odpowiedź, ponieważ i ona najwyraźniej nie wiedziała skąd przybył Miguel, dlatego przeniosła swój wzrok na zamaskowanego mężczyznę, mierząc go z góry na dół, by w rezultacie zatrzymać się na jego masce. Przez chwilę nawet zaczęła się zastanawiać kim musi być ten tajemniczy mężczyzna, skoro ukrywa twarz za granatwo-czerwonym materiałem. Susan również walczyła po tej dobrej stronie, a mimo to nie skrywała swojej tożsamości, ani za maską, ani za 'płaszczem' niewidzialności. Prawdopodobnie dlatego do Miguela podeszła bardziej nieufnie, niż na początku do Susan. ...A potem ta nieszczęśliwa pomyłka, która również zachwiała jej równowagę... na szczęście tylko minimalnie, dlatego postanowiła wysłuchać wyjaśnień Storm. Na początku zerkała na nią marszcząc delikatnie brwi, emanując śmiertelną powagą i skupieniem, które po chwili zmieniło się w zaskoczenie... Czyli na Ziemi jest ktoś, kto wygląda całkiem podobnie? Właściwie to... dobrze wiedzieć, a nuż taka informacja może się jej przydać... w przyszłości, w końcu każda metoda na oszukanie wroga jest dobra, co... oczywiście nie musi być mottem innych. Gamora postanowiła podpytać Susan o She-Hulk, ale ...może później, ponieważ teraz nadstawiła ucho mając nadzieje na poznanie tych 'pierwotnych planów' Miguela i Susan. Czyżby bohaterka jednak nie będzie miała dla niej czasu? Na samą myśl od razu się zaniepokoiła.
Po przedstawieniu wtrąciła również, że należy do grupy Strażników Galaktyki, broniących jak to nazwa wskazuję, kosmiczny terenów. Kiwnęła głową tym razem z uznaniem, akceptując wytłumaczenie Susan oraz przyjmując również przeprosiny Miguela. W głębi duszy ucieszona, że kobieta nie wykazywała się taką ostrożnością wobec niej i mówiła bardziej rozbudowanymi zdaniami, dzięki czemu mogła mniej, więcej... (no może mniej, niż więcej) zapoznać się z zamiarami. Oczywiście wcale się nie dziwiła O'Harze, w końcu w ogóle się nie znali. Zresztą, Gam po prostu chciała wiedzieć na czym stoi. Nie zamierzała wściubiać nos w nie swoje sprawy... póki nie krzyżowały się z jej, rzecz jasna. Wtedy przechodziła w stan pełnej gotowości... jednak do tego czasu wysłuchała w spokoju krótkich odpowiedzi i pytań Miguela oraz cierpliwych wyjaśnień Sue.
Kiwnęła głową całkiem ochoczo słysząc propozycję blondynki o udaniu się do Starka. W przeciwieństwie do O'Hary, kosmitka była gotowa udać się do Tony'ego teraz, zaraz, natychmiast. Ba, jak będzie na miejscu to nada komunikat do reszty Strażników z informacją dotyczącą lokalizacji, w której się zapewne znajdzie dzięki Susan... a przynajmniej taką miała nadzieje. Póki co, zwróciła swoje zaskoczone spojrzenie z powrotem na Miguela, ponieważ ten nie wydawał się być w pełni zadowolony na samą myśl o pobycie u Starka... i zastanawiała się dlaczego? Miała nadzieje, że wymiana zdań pomiędzy nimi nie potrwa długo, ponieważ sama zaczęła się troszkę niecierpliwić. Już była tak blisko u celu... zresztą, miała nadzieje, że to ona pierwsza znajdzie kogoś kto będzie wstanie im pomóc... albo chociaż podzieli się odpowiednią ilością blach, generatorów i innych szpargałów o których zrobił im wykład Rocket. Nie byłaby sobą, gdyby nie potraktowała całej akcji jako coś w czym musiała współzawodniczyć z resztą drużyny... to ją napędzało.
Ostatnio zmieniony przez Gamora dnia Pon Gru 07, 2015 10:37 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Invisible Woman
Liczba postów : 198 Data dołączenia : 03/07/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Gru 07, 2015 8:24 am | |
| No tak, konflikt interesów - po prostu cudownie. Może i żadne z rozmówców Susan otwarcie nie zgłosiło pretensji czy też nie okazało niepokoju na głos, jednakże przynajmniej po Spider-Manie dało się poznać, że niezbyt podobała mu się ta właśnie zapowiedziana wycieczka do Starka. Szczęśliwie Invisible Woman przychodziło do głowy kilka argumentów, które mogły go ugłaskać i przekonać, a w dodatku były nawet zgodne z prawdą. -W kilku celach. Avengers powinni wiedzieć czym się zajmujemy na wypadek, gdyby coś miało pójść bardzo nie tak. Reszta mojej drużyny nie może nam teraz pomóc, więc lepiej zyskać pewność, że w razie czego ktoś inny zareaguje - i przede wszystkim: że ten ktoś będzie wiedział jak zareagować. Sam Tony natomiast powinien być w stanie pomóc Gamorze z jej problemem- Sue zdecydowała się nie podawać pod tym względem Pająkowi żadnych konkretów, choć - biorąc pod uwagę specjalizację Starka - łatwo można się było domyśleć, że zapewne chodziło o coś technicznego - mechanicznego. W tej chwili szczegóły pewnie i tak były dla Spider-Mana nieistotne, a kosmitka niekoniecznie chciała się każdemu chwalić awarią statku, w związku z czym blondynka pominęła to milczeniem. -Myślę, że mamy jeszcze godzinę czy dwie do ukończenia przez Herbie'ego wszelkich niezbędnych prac i testów, więc zdążymy wrócić do Baxter Building akurat na czas lub może nawet trochę wcześniej. Urządzenie będzie od razu gotowe do użytku- zapewniła jeszcze, bo zgadywała, że to właśnie tym Pająk martwił się najbardziej: marnotrawieniem czasu, który mogliby już wykorzystywać na szukanie sprawcy jego kłopotów. Dla Invisible Woman również była to w tym momencie jedna z priorytetowych, kluczowych kwestii, ale z drugiej strony smykałka do poprawnego i efektywnego zarządzania czasem podpowiadała jej, że udając się prosto do Baxter Building i tak musieliby jeszcze zaczekać, więc... Równie dobrze mogli wykorzystać tę chwilę na załatwienie innej sprawy. -Zgaduję, że standardowo zostajesz przy sieciach?- zagadnęła jeszcze Pająka, choć rzecz jasna spodziewała się po nim potwierdzającej odpowiedzi. W następnej chwili Invisible Woman odtworzyła już przy swoim ciele wcześniejsze pole siłowe, aby móc wznieść się w powietrze, Gamorze zaś zaoferowała unoszący się - i zabarwiony delikatnie, aby nie był kompletnie niewidzialny, a raczej lekko mleczny - krążek. W końcu drogą powietrzną najszybciej będą mogli dotrzeć na miejsce... Czyli do Avengers Tower. Z/t dla wszystkich i może kolejny post na dachu AT? |
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Gru 15, 2015 1:42 pm | |
| Tommy nie był zbyt zadowolony z tak szybkiego powrotu do NY. Zimowe wakacje ledwo co się zaczęły, a już się skończyły. Uh, super. Agenci też właściwie niewiele im wytłumaczyli jeśli chodzi o przyczynę ich powrotu. Coś tam tylko mętne rzucili, że zmiany techniczne, że nowi członkowie, że coś tam, że srośtam. Całość powleczona formalnymi, zbyt poważnymi zwrotami, które pewnie miały usprawiedliwić tę nagłą zmianę planów. Niby faktycznie w ośrodku mignął mu gdzieś nowy chłopak i podobno miała pojawić się jeszcze dziewczyna, ale jejku, żeby od razu ich tak nagle ściągać? Niepokojący był też nieco brak Billy'ego, jego dziwnego klona i chyba kilku innych osób. Może dotrą później, ale... coś mu tu nie pasowało. Speed wciąż jakoś nie przepadał za Tarczą. Oczywiście, cieszył się z bycia w grupie, jakby nie było, to jakieś tam wyróżnienie no i darmowy dach nad głową. Nawet nie byle jaki dach. Potrafił to docenić szczególnie teraz, kiedy jeszcze było zimno i spędzanie czasu na zewnątrz do najprzyjemniejszych nie należało... ale cóż. A jednak, mimo wszystko, zamiast siedzieć w ich ośrodku razem z Kate czy innymi Tommy zdecydował się wyjść na mały... spacerek. Nie informował o tym nikogo, ale hej. To agenci. Chłopak mógłby się założyć, że mają jakiś irytujący sposób na to by go znaleźć. Niech mają trochę rozrywki. Plus... Thomas lubił tłoczne ulice miasta. Z jednej strony były dla niego dość ograniczające, w końcu nie mógł zbytnio się afiszować ze swoją mocą żeby nie narobić sobie dodatkowych kłopotów. Z drugiej jednak ludzie potrafili być zaskakująco wręcz ślepi na to co się dookoła nich działo. Niby tacy zabiegani, a zajęci sobą nie są w stanie zauważyć drobnych rzeczy, zbyt szybkich dla ich wzroku czy myśli. To było dobre. Chociażby teraz. Spacerując po dosyć szerokim chodniku, mijając ludzi, zerkając na wystawy sklepowe i takie tam, chłopak bawił się żetonem do gry w pokera. Taki zwyczajna, czarna setka, przyjemnie ciężka i ładnie wyważona. Pożyczył sobie żetonik z ich ośrodka, bo wyjątkowo przyjemnie bawiło się nim obracając między palcami, podrzucając i łapiącna różne sposoby. I to co raz szybciej, oczywiście. Ha, gdyby stanął koło wyjścia z metra i położył puszkę już spokojnie mógłby zarobić parę groszy udając ulicznego magika! A tak teraz, idąc sobie, nikomu nie wadząc, właściwie nikt nawet nie zauważał nietypowego zachowania kasynowej waluty i było to na swój sposób satysfakcjonujące. Chociaż pojawienie się w magika kusiło. Dawno nie zwinął nikomu portfela. Nie żeby to było trudne. Tommy był już prawie koło Central Parku. Nigdzie mu się jednak nie spieszyło, a wręcz przeciwnie. Zatrzymał się nawet na chwilę przed witryną sklepu sportowego. Złapał żeron w dwa palce i przechylił lekko głowę. Ciekawe, czy gdyby rzucił sztuczną monetą wystarczająco szybko mógłby przebić się przez taką szybę jak pocisk z broni, huh? - Trzeba będzie kiedyś spróbować - mruknął do siebie rozbawiony. Tym bardziej, że dla postronnych obserwatorów pewnie wyglądał jak zwykły nastolatek zainteresowanym deskami czy innym sprzętem. Jak on lubił swoje moce.
|
| | | Teddy Altman
Liczba postów : 73 Data dołączenia : 14/06/2013
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Gru 20, 2015 10:06 pm | |
| Niby potrenował w ośrodku, ale czuł jednak niedosyt. Nie chodziło tutaj oczywiście o jego budowę ciała, gdyż ta była czymś względnym. W końcu zmiennokształtność pozwalała mu na tak wiele, ale tak czy siak nie ćwiczył dla mięśni, a dla zwiększenia swoich możliwości. Oczywiście chucherkiem nie był w odróżnieniu od niektórych członków jego drużyny, którzy chyba bardziej przywiązywali uwagę do swoich mocy niż możliwości samego ciała. Powinni zastanowić się co się stanie gdy ktoś im je odbierze, a przede wszystkim pomyśleć o profitach jakie można zyskać posiadając niezłe ciało! Teddy przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż właśnie dzisiaj odbierał zdjęcia z sesji, którą zorganizowała mu korporacja będąca właścicielem znanej marki sportowej, a cóż o tych fotografiach można powiedzieć? No na pewno to, że ubrany tam jakoś szczególnie nie jest i chociaż miał reklamować ich ciuchy to tez ich tam za wiele na nim nie ma. Zastanawiał się przez cały dzień czy w końcu powiedzieć całej reszcie o tych zdjęciach, ale uznał, że może lepiej nie. Decyzja ta może nie była szczególnie genialna, a to dlatego, że na pewno się o tym dowiedzą. W końcu w witrynie każdego sklepu tej marki będą widniały jego zdjęcia co jest odrobinę zawstydzające, ale zrobił to dla siebie bo uznał, że coś takiego może zbudować jego pewność siebie i zahartować charakter. Trzymając w dłoni sporą kopertę, w której znajdował się plik fotografii Altman wyszedł z jednego ze sklepów. Tym razem był ubrany bo i pogoda nie była za bardzo odpowiednia do praktykowania stroju Kree-Srcullowego stroju Adama, ale na pewno będzie miał jeszcze ku temu okazje. Niebiesko czarna koszula w kartę i jak to miał w zwyczaju koszulka przedstawiająca okładkę najnowszej gry Dragon Age musiała mu wystarczyć, ale też nie zapomniał o spodniach czy butach, a tym bardziej kurtce, rękawiczkach i czapce. Ten chłopak naprawdę był przygotowany na epokę lodowcową, a przynajmniej niezłą zamieć. Nie myślał teraz szczególnie o konsekwencjach tegoż stroju, w końcu przypadki chodzą po ludziach, a gdy będzie zmuszony zmienić kształt na odrobinę większy to skończy na golasa i to już zupełnie wybuchnie skandal. Jego aktualnym celem było wypicie herbaty i zjedzenie czegoś, ale nie pogardziłby zwrotem akcji i atakiem potężnego przeciwnika. Miał nadzieje, że w końcu zostanie przydzielone jakieś zadanie Young Avengers i będzie mógł wykazać się na polu walki. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Gru 21, 2015 12:36 am | |
| Loki spędził już w Midgardzie wystarczająco dużo czasu, aby dokonać szeregu mniej lub bardziej przydatnych w życiu codziennym obserwacji. Wiele z jego wniosków wyciągniętych zostało z różnego rodzaju tutejszych mediów - ze szczególnym naciskiem na telewizję oraz internet. Ten ostatni stanowił zresztą naprawdę cudowny wynalazek; akurat tyle Trickster był skłonny przyznać śmiertelnikom. Cała ta nienawiść, zazdrość, złośliwość - skondensowane w jednym miejscu... Coś pięknego. No, a przynajmniej wystarczająco zabawnego, aby go na trochę zająć. Tak czy siak, wystarczyło rzec, iż mag całkiem nieźle radził sobie z przystosowywaniem się do życia w tym świecie. Jeżeli zaś podczas swojego pobytu wśród ludzi nauczył się czegokolwiek, to tego, że najłatwiej było zniknąć w tłumie jako osoba potrzebująca lub niepełnoletnia... Przy czym do tego pierwszego rzecz jasna nie zamierzał się zniżać, gdy istniały jakieś lepsze alternatywy. Innymi słowy Loki przywykł do wychodzenia w odmłodzonej formie, która jednak w wielu aspektach przypominała jego standardową postać; nie widział najmniejszego sensu w zmienianiu całości. W końcu ideału się nie poprawiało, prawda? Forma nastolatka miała także inne plusy. Nie tylko nie zwracał w niej na siebie uwagi tak bardzo, jak miało to miejsce wówczas, gdy jako dorosły kręcił się po mieście w eleganckim garniturze i roztaczał wokół siebie aurę wyniosłości - ale i oprócz tego mógł sobie po prostu pozwolić na więcej. To było całkiem... Miłe. Ot, taka odmiana. Nie, żeby wcześniej odmawiał sobie psot, nic z tych rzeczy, ale teraz nie dość, że nikt go nie kontrolował, to jeszcze w razie czego mógłby łatwo się wykręcić z ewentualnych kłopotów... I to nawet bez użycia magii! Tego dnia bóg kłamstw spacerował w pobliżu Central Parku bez większego celu, zwyczajnie wypatrując czegoś, czym mógłby się zająć - koniec końców w Nowym Jorku, a szczególnie w jego centrum, praktycznie zawsze działo się coś ciekawego. Zwykle Loki nie oddalał się za bardzo od apartamentu, w którym pomieszkiwał; tę okolicę traktował już w pewnym sensie jako swój rewir, choć zdawał sobie sprawę z faktu, że nie powinien się do niej przywiązywać... Ani tym bardziej zbyt często pokazywać tylko w niej. Może i utrzymywał wokół siebie masę zaklęć, które powinny zapewnić mu bezpieczeństwo, ale ostrożności nigdy za wiele. Jeden z minusów przebywania z Midgardzie stanowiła konieczność przyzwyczajenia się do nieciekawych ubrań. Trickster starał się jak mógł, by nie zrezygnować do końca ze swoich ulubionych elementów przy jednoczesnym utrzymywaniu dyskrecji. Tym razem zaowocowało to czarnymi spodniami i sięgającymi pod kolano butami w tym samym kolorze, a także ciemnozielonym płaszczem z czarnymi wykończeniami oraz z ukochanym przez niego futerkiem tu i tam. Nie potrzebował go, nie tak naprawdę - jako Jotunn i tak nie czuł zimna... Ale przecież nie chciał się aż tak wyróżniać. Uwagę Lokiego przykuł jeden z przechodniów - w pierwszej kolejności z powodu bardzo jasnych włosów, które same w sobie przyciągały już spojrzenie. Białe u młodej osoby? Więc najprawdopodobniej farbowane lub może wywołane mutacją; w końcu tyle się o tym ostatnio mówiło. Albinosy były z kolei dość rzadkie... A i strój chłopaka nie wskazywał raczej na żadną subkulturę, która mogłaby wyjaśnić tę niecodzienną barwę. Inna sprawa, że delikwent kogoś Tricksterowi przypominał... Ach, no tak - przywodził na myśl Quicksilvera z Avengers. Wystarczająco często widywał go w mediach, by teraz móc to skojarzyć. Być może miał więc do czynienia z fanem? Może nawet mag pozostałby przy tym wyjaśnieniu i poszukał sobie innego obiektu zainteresowania, gdyby nie zauważył jeszcze jednego szczegółu, zresztą zupełnie przypadkowo, bo gdy cofał już wzrok. Białowłosy poruszał czymś między palcami, zaskakująco szybko, choć nie na tyle, aby sam Loki nie był w stanie się w tym zorientować... A to ciekawe. Czyżby jednak mutacja? Jeżeli tak, to być może dostarczy Tricksterowi odrobinę rozrywki - ale najpierw wypadałoby to w jakiś ostrożny sposób potwierdzić. Na przykład... Mmm, tak. Ustanowienie drobnego i dobrze ukrytego wśród resztek śniegu pola siłowego pod nogami osobnika mijającego właśnie białowłosego chłopaka nie stanowiło dla Lokiego żadnego problemu. Szarpnięcie nim tym bardziej - a tyle wystarczyło, aby ofiara straciła równowagę i runęła w stronę być-może-mutanta, który stał sobie przy jednej z wystaw. Wybrany delikwent sprawiał wrażenie typowego ćwierćinteligenta z gatunku tych dużych i łysych, a w dodatku podróżował z podobnymi sobie kolegami... Więc przy odrobinie szczęścia powinien wywołać jakieś zamieszanie. Z doświadczenia Trickstera wynikało, że ten typ szukał kłopotów. Sam bóg psot natomiast czekał parę metrów dalej - nie za daleko, aby wciąż móc obserwować sytuację, ale i nie nazbyt blisko, bo przecież nie chciał się jeszcze w nią mieszać. Dla utrzymania pozorów wyjął telefon i raz na czas zerkał na jego ekran.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Gru 21, 2015 1:36 pm | |
| Tommy odwrócił się od wystawy sklepowej z zamiarem pójścia do parku i zakręcił żetonem między palcami. Zatrzymał się jednak w pół kroku i zmarszczył brwi. W pewnym momencie wydało mu się, że w oddali dostrzegł znajomą sylwetkę jednego z członków jego grupy. Och, serio? Nie po to wychodził z ośrodka, żeby kogoś tu spotykać. A może on ma jakieś większe powiązania z agentami niż wcześniej mu się wydawało? Jak on miał... Benny? A nie, to chyba coś z miśkiem było. Teddy? Lepiej, tak, chyba coś w ten deseń. Tommy grzecznie zaczynał już rozważać który kierunek najlepiej obrać aby czasem nie wpaść na tego blond delikwenta, nawet zrobił pierwszy krok rozpoczynając manewr nazywany pięknie taktycznym odwrotem... i właśnie wtedy jakiś ciężki idiota postanowił potknąć się obok i wpaść na niego. Dosyć boleśnie z resztą, jeśli ktoś by go pytał o zdanie. Zarył kolanami o zimny i fuj, mokry, śnieg oraz w ostatniej chwili złapał w powietrzu żeton, który wypadł mu z dłoni. - Jeez, człowieku patrz jak chodzi...shit - dopiero w trakcie mówienia zauważył KTO na niego wpadł. Cholera, życie go uwielbia, co? Mógłby chociaż nauczyć się szybciej myśleć niż gadać. Albo sprawdzać do kogo mówi. Super. Łysol, w dodatku umięśniony, nie przepadającym za przytulaniem chodnikowego śniegu, z kumplami i, tak na deserek, chyba żaden z tych czarujących młodych ludzi nie należał do łaskawych i miłosiernych. O czym z resztą Tommy szybko się przekonał czując mocne szarpnięcie za przód kurtki, a potem uderzenie w szybę witryny sklepowej. Nie jakoś strasznie mocne, bo wcześniej wychamował nieco dzięki swojemu refleksowi, ale i tak mu się to nie podobało. Ani trochę. Zaraz też znowu poczuł silny uchwyt karka ciągnący go za przód kurtki. Ludzie, co mu to biedne ubranie zrobiło, huh. - Ty. Masz jakiś problem? Ha. Ha ha. Kąciki ust Tommy'ego nawet przez sekundę zadrgały jakby w rozbawionym uśmiechu, ale potem do chłopaka dotarło, że to pytanie było na poważnie. Really? Ale naprawdę? A to może jednak jakiś głupi żart, bo faktycznie, komedia przednia. - Spokojnie, kolego. Nic się nie stało przecież. Puść kurtkę, otrzepiemy się ze śniegu, uściśniemy sobie ręce na zgodę... - krótki, analizujący zerk na twarz karka - ... Albo tylko mnie puścisz. I każdy pójdzie w swoją stronę. Piękny plan, sprawdźmy czy działa - W trakcie mówienia spróbował palec po palcu rozluźnić czuły uchwyt swojego nowego kolegi,ale ten chyba jakoś dziwnie przywiązał się do jego ciemnozielonej kurtki. W końcu jednak uścisk nieco się rozluźnił, kark skonstrnowany przemocą jasnowłosego chłopaka chyba postanowił dać sobie z tym spokój... Ale wtedy postanowił go wesprzeć jeden z jego czarujących towarzyszy podróży. - A za*ebał ci kiedy kto, siwy? - odezwał się wojowniczo, na co podbudowany miłośnik zielonej kurtki znów poczuł przemożną potrzebę przyciśnięcia Tommy'ego do sklepowej szyby. Bajkowo po prostu. Speedster zamknął oczy i policzył do trzech. A potem jeszcze raz, do dwudziestu, bo "trzy" za szybko mu minęło i chęć sprawdzenia, czy czasem żeton z jego dłoni nie mógłby przebić się przez pustą czaszkę dogadującego gościa. Planował to sprawdzać ze sklepową szybą, ale chyba głowa też by się nadała. Efekt mógłby być nawet bardziej malowniczy. Ostatecznie Tommy zrezygnował z tego dość drastycznego rozwiązania - miał wrażenie, że Shield nie uznałoby tego za obronę własną - i westchnął, już nieco zirytowany. - Panowie, jakże to tak, słabszego od siebie? - uśmiechnął się pięknie... A w następnej sekundzie czarny żeton trafił w nos trzymającego go neandertalczyka w dresie. Być może go łamiąc, przy odrobinie szczęścia. Ten z głośnym okrzykiem zaskoczenia i bólu złapał się za bolącą część ciała, a reszta jego towarzyszy skupiła na nim swoją uwagę, Tommy szybko, zdecydowanie szybciej niż normalny człowiek był w stanie, odsunął się z najbliższego pola rażenia.
|
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Gru 27, 2015 8:33 pm | |
| Kąciki ust Lokiego zadrgały lekko, kiedy obserwował sobie z boku rozwój wydarzeń, ustawiony w taki sposób, aby nie blokować za bardzo ruchu na chodniku - rzecz jasna nie dla ludzkiej wygody, bo ani trochę nie obchodził go komfort Midgardczyków, ale jedynie po to, aby samemu uniknąć większego kontaktu z tłumem. Nie chciałby przecież, aby - o ironio - to na niego ktoś zaraz wpadł i wyskoczył z pretensjami... Choć pewnie nie miałby wówczas żadnych oporów przed pozbyciem się takiego delikwenta za pomocą odrobiny dyskretnej magii. Wracając jednak do rozgrywającego się właśnie na jego oczach przedstawienia... Białowłosy miał niezły refleks, co udowodnił łapiąc żeton w powietrzu - i to zaraz po upadku na kolana, kiedy to pewnie myśli zajmowało mu coś innego. Osiłek, któremu Trickster dopiero co pomógł się potknąć, o dziwo pozbierał się jeszcze szybciej... Choć jego reakcja wynikała pewnie bardziej z instynktu, aniżeli z przemyślenia sytuacji, gdyż akurat o to ostatnie bóg kłamstw w żadnym razie nie śmiałby go nawet podejrzewać. Tak czy siak, grunt, że sytuacja ładnie i prędko się rozwijała. Eksponat A wraz z kolegami czuł się najwyraźniej niezwykle pewnie i okazywał swoją domniemaną dominację dokładnie tak, jak się tego Loki spodziewał, czyli poprzez zastraszanie oraz przemoc fizyczną. Co ciekawe - lecz niezbyt zaskakujące - żaden z przechodniów się tym nie zainteresował. Przeciwnie, mijające grupkę osoby zdawały się wręcz automatycznie odbijać lekko na bok, aby okrążyć problem - żeby czasem się w niego nie wplątać. Typowe ludzkie zachowanie, jak zdążył się już zorientować Trickster. Dla niepoznaki mag rzucił krótko okiem na wyświetlacz swojego telefonu, a nawet przesunął po nim palcem, aby przeskoczyć na następny zestaw ikonek, lecz zaraz potem ponownie podniósł wzrok... Akurat na czas, aby ujrzeć szybujący ku twarzy jednego z Midgardczyków drobny obiekt. Krew trysnęła, lecz uszkodzenie raczej nie powinno być bardzo poważne, ot, może złamany nos, nic gorszego... A jednak tyle wystarczyło, aby skutecznie odwrócić uwagę całej gromady - i zarazem oczyścić chodnik wokół nich. Zamieszanie dało białowłosemu szansę na umknięcie napastnikom, a Loki z niejakim zadowoleniem odnotował, że chłopak zdecydował się nie uciekać całkowicie, tylko po prostu usunąć na bok, poza zasięg ich rąk. Może i nie było to najrozsądniejsze posunięcie, bo delikwenci przecież nie będą wiecznie zajęci sprawdzaniem co stało się ich koledze... Ale z drugiej strony bóg kłamstw potrafił docenić taką, hm, hardość i śmiałość. Oczywiście teraz Trickster wiedział już, że nastolatek rzeczywiście posiadał jakieś nadludzkie zdolności i to pewnie z nich czerpał pewność siebie, lecz równie ciekawym było, że nie starał się ich za wszelką cenę ukrywać, nawet pomimo całej tej niedawnej nagonki na mutantów. Grunt jednak, że Loki wiedział już wszystko, czego potrzebował, więc dalsze "awanse" osiłków były mu zgoła zbędne. Wykorzystał ten moment, gdy nie interesowali się oni jeszcze swoją niedoszłą ofiarą, aby okryć ją drobną iluzją, działającą tylko na umysły członków tej grupki. W skrócie... Po prostu wymazał dla nich białowłosego z ulicy. To wyglądało całkiem śmiesznie - gdy zabrali się już za rozglądanie za swoim celem i nie mogli go dostrzec. W głębi ducha Trickster przyznał nawet punkt poszkodowanemu, który mimo obrażeń twarzy razem ze swoimi towarzyszami biegiem wyruszył na poszukiwania, tym samym oddalając się z miejsca zdarzenia. Loki z kolei schował komórkę do kieszeni, a następnie spacerowym tempem zbliżył się do domniemanego mutanta, zatrzymując się po jego lewej stronie i może jakieś pół kroku za nim. Dłonie złączył za plecami, na twarz zaś przywołał lekko znudzony wyraz, zdecydowanie bardzo niewinny. -To było całkiem zabawne- skomentował.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Gru 28, 2015 9:47 am | |
| Tommy, w brew pozorom, jakoś nie był zwolennikiem uciekania w przypadku pojawienia się każdej trudniejszej sytuacji. Nie miał nic przeciwko temu, w końcu nie był też samobójcą i skoro już obdarzono do takimi a nie innymi mocami to chętnie je wykorzystywał, ale... Ale czasem trzeba było po prostu stanąć twarzą w twarz wyzwaniu, a nie uciekać z podkulonym ogonem, tak? No, przynajmniej coś w tym stylu. Lecz faktycznie, Speed nie miał nic zamiaru uciekać przed osiłkami. Przynajmniej nie tak od razu. Nie był jakimś tam nerdem, żeby pozwalać obcym półmózgom na miotanie sobą po chodniku - i to jeszcze bez konsekwencji! Krwawiący nos jednego z nich był już całkiem satysfakcjonujący, to fakt, ale jednak kusiło zrobić coś jeszcze. Bo, och nie wątpił w to, nie wygrał jeszcze całej bitwy. Nie miał zamiaru ich bić, nie tak w prost, ale gdyby jeden z tych czarujących kolegów trafił z rozbiegu w kosz na śmieci albo w ścianę, bo jakimś dziwnym trafem on usunąłby mu się z drogi zbyt szybko... Och tak, to by było dobre. I Tommy już się szykował do kolejnego posunięcia, już nawet chciał rzucić komentarzem, który zapewne byłby bardziej prowokujący niż powinna być wypowiedź kogokolwiek w jego sytuacji... Ale wtedy dotarło do niego, że coś było nie tak. A mianowicie - do tej pory niezbyt inteligentne spojrzenia, należące do członków tej grupki, nagle stały się jeszcze bardziej głupie. Nawet jeśli do tej pory wydawało się to być prawie niemożliwe. Tommy obserwował, jak delikwenci rozglądając się dookoła ze złością, ale i dezorientacją. Temu pierwszemu się nie dziwił, ale drugie..? A co najdziwniejsze w tym wszystkim - zamiast rzucić się na niego, czy choćby zacząć kolejną pyskówkę, neandertalczycy zrobili pierwsze kilka kroków... I wyminęli go, jakby chłopak nagle przestał istnieć, gnając gdzieś dalej przed siebie. Speed obserwował znikającą w oddali grupkę zdezorientowany. Zmarszczył brwi i wcisnął ręce do kieszeni kurtki. Co jest z nimi nie tak? Już nawet takim typom odbiło do reszty? Niby dla niego lepiej, bo problem z głowy, ale mimo wszystko pozostawał pewien niedosyt i całkowity brak zrozumienia co tak właściwie tu się stało. Huh. Gdyby chłopak stojący obok niego się nie odezwał, Tommy właściwie nawet nie zauważyłby jego obecności, zbyt rozproszony nietypowym zachowaniem jego uroczych, byłych już kolegów. Drgnął i odwrócił głowę w jego stronę. Następna zagubiona dusza chce go zapytać o problemy? Na szczęście zamiast na kolejnym osiłku, wzrok speedstera zatrzymał się na wysokim, ciemnowłosym nastolatku. To natomiast sprawiło, że Tommy tylko prychnął cicho pod nosem. - Bawi cię przyglądanie się grupie neandertalczyków napadających na niewinnych przechodniów? - uniósł brew i wykrzywił wargi w niezbyt uprzejmym uśmiechu. - Nie masz ciekawszych rozrywek? - białowłosy pochylił się i podniósł ze śniegu czarny żeton. Otrzepał sztuczną monetę i zakręcił nią między palcami. Przydatna rzecz, bardziej niż się spodziewał! Może powinien to jakoś opatentować na stałe? Albo Shield mu coś podobnego zorganizuje? Trzeba będzie o tym pomyśleć jakoś w wolnej chwili. Speedster zerknął jeszcze na nieznajomego obok. - Lepiej też stąd spadaj zanim tu wrócę i potkną się też o ciebie, księżniczko. Szkoda by było, żebyś ubrudził sobie płaszczyk - rzucił jakże cenną radą (prawdziwy z niego bohater, troszczy się o cywili niczym Kapitan Ameryka!) i odwrócił się z zamiarem odejścia. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Sty 04, 2016 3:54 pm | |
| Spojrzenie boga kłamstw śledziło ruchy jasnowłosego chłopaka, gdy ten w końcu pochylił się, aby odzyskać swoją jakże śmiercionośną broń. W zielonych oczach Trickstera pojawiły się niemalże wesołe błyski... Choć może właściwiej byłoby powiedzieć: rozbawione, pełne złośliwego zadowolenia, może wręcz mówiące - "ja coś wiem, posiadam jakiegoś asa w rękawie". Nawet jeden z kącików jego ust powędrował lekko w górę. -Prawdę mówiąc bardziej od stadnych zachowań Homo Sapiens interesują mnie poczynania ich domniemanych ewolucyjnych następców- oznajmił, jednocześnie subtelnym, wręcz nonszalanckim ruchem wzruszając ramionami. Ton jego głosu nie wskazywał w zasadzie na nic szczególnego, żadne konkretne zamiary, ot, po prostu na luźną pogawędkę - zupełnie tak, jak gdyby właśnie nie wytknął swojemu rozmówcy, że zauważył jego nadludzkie zdolności. Z kwestią Homo Superior najzwyczajniej w świecie strzelał, to fakt, ale nawet jeżeli się mylił, to ze sporą dozą prawdopodobieństwa sam białowłosy nie był tego świadomy, więc Loki niespecjalnie przejmował się ewentualnym wykryciem tego drobnego blefu. Nie zamierzał fizycznie zatrzymywać obcego nastolatka. Ba, szczerze powiedziawszy nie planował nawet używać na nim żadnej ze swych zdolności, choć delikatna telepatyczna sugestia potrafiła czasem zdziałać istne cuda. Nie; nie zależało mu aż na tyle, aby za bardzo się wysilać i uparcie obstawać przy swoim. Ciekawość - ciekawością, ale mimo wszystko nie był jeszcze aż tak znudzony, aby miał się czuć zdesperowany. Inna sprawa, że w końcu trochę namieszać wcale by nie zaszkodziło... Ot, tak dla sportu. Na szczęście nie bez powodu nazywano go Silvertongue. -Chodź. Pokażę ci moje, jeśli ty pokażesz mi swoje- zaoferował, zresztą tym razem już nieco ciszej, choć w żadnym razie nie dlatego, że obawiał się, iż ktoś ich podsłucha. Ludzie zajmowali się przecież swoimi własnymi sprawami, nie zwracali uwagi na otoczenie... No, chyba że byli akurat świadkami jakiegoś wypadku czy ogólnie pojętego cierpienia innych istot - na to wypadało już bowiem zerknąć, nawet jeśli nie pomóc. Mieszanie się - nie. Obserwowanie - tak. Jeżeli zaś jego słowa zabrzmiały trochę dwuznacznie... Cóż. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tych czasach w Midgardzie ludzie dość dziwnie podchodzili do seksualności, w głównej mierze - przynajmniej oficjalnie - łącząc się w różnopłciowe pary, zamiast uprawiać zdrowy i sprawdzony biseksualizm... Ale niespecjalnie bał się tego, że może oberwać za takie podteksty. Nawet jeśli, to - o ile chłopak obok superprędkości nie posiadał też supersiły - ewentualny cios i tak nie powinien mu zaszkodzić. Ba, przeciętny Midgardczyk prędzej połamałby sobie kości, niż wyrządził krzywdę... Komuś pokroju Lokiego. Mieszkańcowi Asgardu. Jeżeli białowłosy się zgodzi, to będą potrzebowali jakiegoś ustronnego miejsca, aby zaprezentować sobie wzajemnie to i owo. Pokaz nadludzkich możliwości mógłby już niestety zainteresować zabieganych śmiertelników, a mimo wszystko tego Trickster by nie chciał... Choć widok uciekających w popłochu ludzi przynosił mu pewną satysfakcję. Tak czy siak, jego ziemskie lokum nie wchodziło w grę, gdyż nie chciał się z nim zdradzać. Musiało pozostać jak najbardziej bezpieczne. Cóż innego... Jakiś opuszczony budynek byłby miły - choć zamknięta przestrzeń trochę ograniczała. Plac... Budowy? O ile nie toczyłyby się na nim akurat prace. Parki odpadały; były zbyt tłoczne. Zostawała jeszcze opcja odteleportowania się gdzieś dalej, ale bóg kłamstw nie miał jeszcze pewności co do tego, które ze swoich zdolności chciałby ujawnić.
|
| | | Speed
Liczba postów : 133 Data dołączenia : 26/08/2013
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Lut 09, 2016 10:35 am | |
| Młody speedster prawdopodobnie nawet nie zauważyłby rozbawienia drugiego chłopaka, gdyby ten się do niego znów nie odezwał. Właściwie, gdy tylko odwrócił się do niego tyłem, myślami biegnąc już gdzieś do przodu, w kierunku parku, tego na czym ten świat stoi, że nawet na chodniku jest niebezpiecznie i zastanawiając się czy może nie powinien na stałe wyposażyć się w jakiś zestaw podobnych żetonów, rzutek, czy czegoś w tym rodzaju. Całkiem zapomniałby już o księżniczce w zielonym płaszczyku obszytym futerkiem... Ale zwolnił kroku, bo zwrot, którego użył nieznajomy, zaskarbił sobie jego uwagę. Tommy zatrzymał się i zerknął przez ramię, w głowie analizując szybko, i to szybko z jego punktu widzenia, słowa ciemnowłosego oraz różne możliwości. Powiedział tak przypadkowo? Może to był wyłącznie zwykły komplement dotyczący jego sprawności? W końcu nie każdy potrafi rozkwasić żetonem nos jakiemuś dryblasowi. Nie każdy jest tak sprawny i czarujący jak on, to wiadomo. Ale... Ale nie, to chyba raczej nie to, nie do końca to. Ten delikatny uśmieszek, nawet jeśli zaraz przykryty nonszalancką postawą, w dziwny sposób wydawał się Tommy'emu zbyt inteligentny - jakkolwiek by to nie brzmiało. I kojarzył się białowłosemu z jakiś dobrze bawiącym się sytuacją chochlikiem. Tommy uniósł brew i przyjrzał się chochlikowi nieco dokładniej. No dobra. Zakładając więc, że zwrot został użyty celowo i nieznajomy zauważył coś więcej niż tylko zwykłą zręczność... No właśnie, to co? Poza gratulowaniem spostrzegawczości chyba raczej nic więcej zrobić nie mógł, bo i co? Jego moce, jego sprawa, nikomu nic nie zrobił, nikogo nie wybuchł, agenci jeszcze nie wyskoczyli zza krzaków żeby powalić go na ziemię, wszystko było w najlepszym porządku! Chłopak nic mu nie udowodni, nic mu nie zrob... Zapadka w głowie speedstera kliknęła. Spojrzał w kierunku zakrętu za którym jeszcze chwilę temu zniknęła banda neandertalczyków - a potem znów wrócił spojrzeniem do swojego rozmówcy. Oceniającym, uważniejszym niż wcześniej spojrzeniem. A jeśli, czysto hipotecznie, ta dziwna ucieczka grupy nie była spowodowana niskim poziomem inteligencji tych koleszków? Czy raczej - nie tylko tym? Może Tommy właśnie niechcący trafił na "swojego"? Jakkolwiek zabawnie by to nie brzmiało, opcja prawdopodobna. Mutanci, kosmici i inni w jakiś sposób obdarzeni niezwykłymi zdolnościami, ostatnimi czasy stawali się pewnego rodzaju codziennością w tym świecie. Szczególnie tutaj, w NY. Tylko co dalej? Pójdą teraz na piwo pogadać o swoich przeżyciach (zakładając wciąż, że jego teoria jest prawdziwa), czy tylko przybiją sobie piątkę? Thomas wcisnął ręce w kieszenie kurtki i odwrócił się przodem do chłopaka zgrabnie. I wtedy, o właśnie wtedy, z ust jego rozmówcy wyszła propozycja. I to jaka ciekawa propozycja! Opcja z wyjściem na piwo nagle przestała wydawać mu się tak śmiesznie nieprawdopodobna. Usta speedstera wręcz odruchowo wygięły się w uśmiechu, może nawet lekko psotnym, ale na pewno zadowolonym! Podobały mu się takie gierki słowne, oj tak. I do tego jego przypuszczenia zostały częściowo potwierdzone, co dodatkowo pogłębiło jego samozadowolenie. Chyba, że chochlik serio tylko go komplementował i właśnie w dość nietypowy sposób zaprasza do na "randkę", a reszta to wyłącznie nadinterpretacja i przewrażliwienie. Tommy przesunął spojrzeniem po ciele bruneta. Doszedł do wniosku, że w obu przypadkach, co by się nie okazało, nawet nie miał nic przeciwko. Tommy podszedł do chochlika (spodobało mu się to określenie, chyba nawet pasuje lepiej niż księżniczka) i przechylił głowę nie kryjąc ciekawości. - Hmmm, to propozycja jakiejś wymiany doświadczenia? - przejął pałeczkę zgrabnie. - Nie boisz się, że Cię czymś zaskoczę, wystraszę albo... - zakręcił żetonem między palcami na granicy normalnej szybkości z taką nienaturalną nawet jak na kogoś ze sprawnymi paluszkami -..., że dostaniesz po nosie? - zapytał zaczepnie, zerkając w zielony oczy chochlika, ot rzucając mu małe wyzwanie! Rękawica pod nogi i tak dalej. - Ale jeśli nie, to czemu nie, możemy się przejść w jakieś wygodniejsze miejsce. Brzmi jak zabawa - dodał beztrosko. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Lut 09, 2016 11:24 am | |
| Szybko okazało się, że jeżeli nawet Loki nie przekonał jeszcze białowłosego chłopaka - to przynajmniej zyskał sobie jego zaciekawienie, gdyż ten znów obrócił się przodem do niego, a nawet się zbliżył... Jak to mówią: kiedy zdobędziesz już ich zainteresowanie, serca i rozumy wkrótce podążą; bóg kłamstw natomiast potrafił zwykle tak sterować ludźmi, aby uczynić zadość tej zasadzie. W związku z powyższym czuł się dość pewnie i domyślał się, że było to po nim widać. Inna sprawa, że takie wrażenie potrafił sprawiać nawet wówczas, gdy w środku zjadały go wątpliwości... Ale może nie o tym teraz. Grunt, że Trickster bez trudu odwzajemnił spojrzenie swojego rozmówcy, a gdy wzrok chłopaka powędrował niżej - brew maga automatycznie wystrzeliła na moment w górę, nawet jeśli z jego oczu nie zniknęło to dotychczasowe rozbawienie. Czyli jednak miał rację; jego słowa zostały odebrane bardzo dwuznacznie... I dobrze, bo najwyraźniej nie miał za to oberwać. Jeszcze. Dopiero słowa nastolatka sprawiły, że Loki nagle uśmiechnął się wyraźnie szerzej - jak gdyby z jakiegoś powodu takie "groźby" sprawiały mu wielką przyjemność. Nie chodziło tu nawet o masochistyczne zapędy... Ale poniekąd był po prostu dumny z tego, że przyuważony przez niego delikwent tak ładnie się odszczekiwał. Potyczki słowne były zabawne. Stanowiły... Źródło rozrywki, a niestety na jej deficyt bóg kłamstw ostatnimi czasy narzekał. -Powiedzmy, że radziłem już sobie z większymi- odparł więc, znów odruchowo odwołując się do niejednoznaczności i podtekstów... Bo czemu by nie? Poza tym - technicznie rzecz biorąc powiedział prawdę. Wątpił, aby w razie czego superszybki Midgardczyk stanowił poważniejsze wyzwanie od szkolonych przez setki lat wojowników Asgardu... Albo od Lodowych Gigantów. Zresztą - zdolności to jedno, ale liczył się też sposób ich wykorzystywania... Czyli po prostu posiadane doświadczenie. Zakładając, że naprawdę miał do czynienia z nastolatkiem - a o tym świadczyło jego zachowanie - ćwiczyć mógł najwyżej przez kilka lat. A sam Loki? Przez prawie tysiąc. -Chodź. Znam odpowiednią dla nas miejscówkę- dorzucił następnie, po czym obrócił się już tyłem do białowłosego i skierował się w stronę najbliższego skrętu z głównej ulicy w mniejszą boczną. Przez ten czas rzeczywiście zdążył już zadecydować gdzie powinni się udać i liczył na to, że na miejscu nie zastaną żadnego zbędnego elementu ludzkiego. Było to mało prawdopodobne, ale jednak ci Midgardczycy zazwyczaj w najgorszych momentach pchali się tam, gdzie się ich akurat nie chciało... O czym miał już okazję się przekonać. Najwyżej jakoś ich wystraszy - bo kto przejmowałby się jakimiś bezdomnymi albo młodzieżą szukającą atrakcji? Na pewno nie on.
[z/t za obu, a i Teddy'ego wyprowadzam, żeby tutaj nie zalegał. Zrobię następny temat i w nim zacznę]
|
| | | Frank Murphy
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 01/03/2016
| Temat: Re: Ulice NYC Sro Mar 02, 2016 4:52 pm | |
| Piękny, niesamowity, po prostu wspaniały dzień by zacząć urlop. Którą to mamy godzinę? Franka na pewno nie interesują takie błahostki, bowiem to dzisiaj, dzisiaj właśnie zaczyna się pierwszy z trzydziestu dni rozpusty, degustacji tanich i tych mniej tanich alkoholi, obijania i bycia obijanym przez przesympatycznych bywalców wszelkiej maści pubów, barów, słowem każdej dziury, która serwuje napoje z procentami. Jednakże nie ma co nazbyt wariować, środki na koncie i zaskórniki pochowane w skarpetach Murphiego starczą na więcej niż miesiąc, ale tylko wtedy jeśli będzie szalał z głową. I choć wkradł się tu mały oksymoron, to nie ma co zapominać, że jutro tez jest dzień. I pojutrze, i popojutrze. Czy mutant wiedział już gdzie się udać z samego rana? Żarty. W jego głowie ułożył się tak zgrabny plan kiedy, gdzie, z kim i ile, że pozazdrościć mogliby mu najwięksi bogacze Stanów Zjednoczonych. Chyba. On sam w każdym bądź razie tak myślał. Oczywiście tak wczesnym rankiem świata nie zwojuje. Pirat z niego żaden, tak więc musi sobie odpuścić picie przynajmniej do południa. Mógłby natomiast przejść się ulicami Bronxu chcąc poczuć odrobinę adrenaliny, ewentualnie chodzić od banku do banku w nadziei, że na któryś napadną samozwańczy samobójcy. A może na Times Square Spider-Man walczy z jakimś dziwolągiem w stroju nosorożca, czy kolesiem z mechanicznymi mackami. Nowy Jork. Tu zawsze coś się dzieje, a nawet jak się nie dzieje to się dzieje. Cisza zapowiada spektakularne burze. Siedzisz sobie na przykład w takiej kawiarni, pijąc jakieś Latte macchiato, czy inne Jacobs Krönung, a tu z dziury w niebie wyłaniają się kosmici. Po którymś razie po prostu wzdychasz, mrucząc pod nosem "Poważnie? Znowu?". No, może to lekkie wyolbrzymienie, ale każdy wie o co chodzi. Gdzie to więc był nasz mutant? Ah, tak. Opuścił swoje piękne mieszkanie. Piękne jeśli zapytać o jego zdanie. Gospodarować pieniędzmi umiał całkiem dobrze, mimo to jakoś nigdy nie wydawał więcej niż to potrzebne na swój mały kącik. Dzięki temu faktycznie czuł się jak u siebie, a nie tworzył iluzorycznego obrazu wspaniałego apartamentowca jakby miał tam zapraszać Bóg wie kogo. Głównymi gośćmi Franka byli dostawcy pizzy, chińszczyzny i okazjonalnie stary dobry dozorca bloku. Dom ma być domem, prywatną strefą do której nikt nie ma prawa wstępu. Do kontaktów międzyludzkich służą parki, knajpy i inne tego typu publiczne instytucje. Taką właśnie zasadę wyznawał. Mijając wszystkie piętra w celu wydostania się z siwego molocha nie ujrzał żywej duszy. -HA, frajerzy - rzucił na odchodne opuszczając budynek. Pełny entuzjazmu kroczył nie śpiesząc się zbytnio, miał wszak tyle czasu, że aż na samą myśl wariował. Żeby dostać się do tej właściwej, wiecznie żywej, części miasta musiał przejść kilka przecznic wypełnionych mrożącymi krew w żyłach ciemnymi zaułkami. Mógł oczywiście zadzwonić po taksówkę, dzisiaj jednak postanowił się przejść. A co. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Mar 03, 2016 4:12 pm | |
| NPC Storyline - Ancalagon
Kolejna uliczka miała zostać spokojnie przebyta przez Franka. Ta była nawet pusta, wolna od marginesu społecznego oraz ludzi którym po prostu w życiu się nie udało. Możliwe, że było to spowodowane wczesną porą lub zwykłym zbiegiem okoliczności, iż akurat w tej chwili, mężczyzna był tutaj całkiem sam. Jeśli coś niezwykłego miało się wydarzyć, to w tym momencie postanowiło się wydarzyć. Zaczęło się niepozornie. Jedna z lamp zamrugała, jak by zwyczajny spadek mocy. Nie minęło jednak kilka sekund, a lampa po prostu pękła, została rozsadzona od środka. Wyładowanie elektryczne? Można to było raczej wykluczyć, lampy po prostu nie pękają same z siebie. Pojawiło się coś innego. Jakieś pięć metrów przed mężczyzną, w samym środku zaułka, ujawniła się wielka kula energetyczna. Znajdowała się jakiś metr nad ziemią, a sama w sobie wielka była na jakieś trzy metry. Były to fluktuacje energii o czerwonym odcieniu. Ten z kolei zmieniał się, falując od najciemniejszych do najjaśniejszych barw czerwieni. Energia zachowywała się bardzo chaotycznie, wypływając ze skupiska, wracając z powrotem lub załamując się we wnętrzu dziwnej, wielkiej kuli. Mało? Na tym się nie skończyło. Z dziwnej wyrywy w pewnym momencie ktoś lub raczej coś - wypadło. Z drugiej strony, stąd czerwona energia nieco przykryła owego przybysza. Co dało się początkowo zauważyć? Przede wszystkim, miały łapy - nie stopy - zakończone czterema palcami, które z kolei wieńczyły czarne, długie i ostre pazury. Dało się również zauważyć masywny ogon istoty, pokryty od góry i dołu płytowymi, czarnymi łuskami - a po bokach mniejszymi, równo rozłożonymi czerwonymi łuskami w kształcie "tarczy". Typowa budowa dla gadów. Zanim udało się dojrzeć całego przybysza, ową czerwoną kulę rozsadziło. Ona sama zniknęła, a przez otoczenie przeszła fala uderzeniowa - powodując tutaj niemałe spustoszenie, niczym po uderzeniu huraganu. Powywracane śmietniki, stare gazety w powietrzu, porozbijane szkło, a w kilku miejscach nawet popękane lub rozbite całkowicie szyby. Frank miał to szczęście by dostać impetem bezpośrednio, jednak dla niego skończyło się jedynie na zostaniu wywróconym na ziemię, raczej bez obrażeń. Po powstaniu, Murphy mógł w końcu ujrzeć przybysza w pełnej klasie. Nie był to człowiek, o czym wskazało to co na początku dało się ujrzeć. Był to... kosmita? Stwór? Potwór? Zacznijmy od tego, że mierzył jakieś dwa metry i sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jeśli to było mało, to należało przyjrzeć się jego budowie. Że był szeroki, to mało powiedziane. Ten gad był masywne, dobrze zbudowany z nieźle ukształtowanymi mięśniami, jednak był po prostu wielki. Nie jakoś super, w swej klasie raczej "pudzianem" tudzież kulturystą by nie był, jednak zmniejszając go do wzrostu człowieka, spokojnie dostałby tytuł rycerza-paladyna-tanka od przyjmowania obrażeń i utrzymywania grupy. Jego ciało pokryte było całkowicie łuskami, dokładnie dwoma typami łusek. Pierwszymi, były standardowe, małe czerwone łuski rozmieszczone dokładnie na całym ciele. Drugimi były łuski o płytowej budowie, rozmieszczone na ramionach - ciągnąć się aż po łokcie, okrywając górną część pyska oraz czaszki, jak również cały grzbiet - aż po sam ogon. Dodatkowo, czarne płytowe łuski znajdowały się na jego brodzie, ciągnąć się przez szyję ku korpusowi, który następnie okrywały całkowicie aż po ogon, do którego końcówki dało się je ujrzeć. Spod czarnych łusek, w miejscu "łączenia" dało się zauważyć dziwne zjawisko, jak by pod nimi znajdował się ogień, lawa bądź inne źródło delikatnego światła. Nadawało to tej bestii bardzo specyficznego wyglądu. Dłonie gada były z kolei zakończone pięcioma palcami z których jeden był kciukiem - jak u człowieka. Należało tutaj wspomnieć, że poruszał się on również jak człowiek - na dwóch nogach w wyprostowanej pozycji, jedynie z lekko zmodyfikowaną budową ciała - jak np. łapy zamiast ludzkich stóp. Do tego dochodziły dwa kolce wyrastające do tyłu z jego łba, kolce okryte błoną - ciągnące się od łba, przez kręgosłup, aż po końcówkę ogona oraz na koniec - gadzie, niebieskie ślepia. Jak zachował się przybysz? Przede wszystkim, fala uderzeniowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Jedyne co musiał zrobić, to postawić prawą łapę z przodu by się nie wywrócić. Po za tym, specjalnie nim nie potrząsnęło. Po przejściu fali, samiec odwrócił się w stronę kuli energii, która musiała być portalem, a która zniknęła. Odruchowo, stwór wyciągnął ku zjawisku swą prawą rękę, jak by chciał je "złapać" jednak na nic się to nie zdało. Portalu już tutaj nie było. Stanął on tak na kilka sekund, wydając się być zszokowanym faktem, że się tutaj znalazł. Długo to jednak nie trwało, zaraz otrząsnął się i rozejrzał po otoczeniu. Podniósł łeb do góry, spoglądając na spore budynki, a następnie opuścił go i zauważył człowieka - Franka. -Który to rok i co za miejsce? Odezwał się, otwierając pysk i wyrażając się poprawnie, zrozumiale po angielsku. W jego głosie dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie, może nawet poirytowanie. Przede wszystkim jednak ciekawość. Osobnik stał z prawym profilem wysuniętym do przodu, lekko spięty jak by oczekując na coś co mogłoby się zaraz wydarzyć. Może to ta podróż tak na niego wpłynęła, może przed czymś uciekał lub czegoś albo kogoś oczekiwał. Jego ogon stał w miejscu, opuszczony za jego plecami, raczej nie sugerując nerwów. Lub sugerując skupienie, czujność. O dziwo również - całe to zamieszanie nikogo nie przywiało. Jak byli tutaj sami, tak są dalej sami.
Ancalagon:
- Spoiler:
|
| | | Frank Murphy
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 01/03/2016
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Mar 03, 2016 6:37 pm | |
| Mieliście kiedyś tak, że w głowie utknęła wam jakaś piosenka i ciągłe słyszeliście jej tekst, albo melodie? Żeby to raz. Po głowie mutanta chodziły już różnego rodzaju utwory, które usłyszeć można w odwiedzanych przez niego lokalach. Czy był to jego ulubiony rodzaj muzyki? Niekoniecznie, jednakże po kilku drinkach można się bawić do wszystkiego. Cenił sobie naturalnie klasykę, hity nieskupione jedynie na narkotykach, pieniądzach i kobietach przedstawianych w złym świetle. W zasadzie, utkwił mu w umyślę pewien bardzo przyjemny kawałek, często świetnie podsumowujący hucznie kończone wieczory i który mógłby z pewnością adekwatnie podsumować dzisiejszy dzień. Na ulicach było spokojnie, zasługa wczesnej pory dnia. Słynna nowojorska cisza przed atakiem kosmitów? Nie. W tym przypadku rzeczywistość była nudna i szara - po prostu było rano. Na pewno nie wszyscy mieszkańcy są tak gorliwymi i uczciwymi pracownikami, mimo to nawet złodzieje samochodów, dilerzy i alfonsi muszą spać. Smutne życie śmiertelnika. Coś musiało przerwać rutynowy przemarsz w rytm największego hitu brytyjskiej grupy Bee Gees. Jak to już było mówione, nawet jeśli akurat nic się nie dzieje, to wkrótce się wydarzy, albo już się dzieje. Zaczęło się niewinnie, pękające lampy. Murphy już szykowałby solniczkę gdyby akurat nie zapomniał jej wziąć z mieszkania. Celowo, bo zwykle nie zabiera ze sobą solniczki w teren. Co więc zapowiadało to tajemnicze zjawisko? Czyżby po przeciwnej stronie ulicy przechadzał się Electro? Nic z tego. Może Shocker? Też nie. Ograniczony do zwyczajnych zmysłów mutant przystał na chwile oczekując nagłego zwrotu akcji. Jeden z ciemnych zaułków znacznie rozświetliła wielka, czerwona kula, z której tryskało energią. Wyraźniejszy konkret mógł zwiastować znacznie więcej możliwości, niekoniecznie miłych dla samego obserwującego. Pierwszym założeniem byli oczywiście kosmici, drugim nagi cyborg pokryty ludzką tkanką pochodzący z przyszłości. Pełna trójka w końcu wydaliła coś na ten świat, dało się zauważyć na pierwszy rzut oka, że nie jest to nic sympatycznego. Niepewny co wydarzy się dalej, Frank, stał w bez lęku, rozejrzawszy się uprzednio czy aby ktoś jeszcze nie zainteresował się ową anomalią. Był pewny siebie, gotów do przemiany jeśli zajdzie taka konieczność i do walki z tajemniczym nieznajomym. Czuł to w sobie, adrenalina przepływała przez żyły, jak Magellan przez Ocean Atlantycki. Już miał stawić czoła nieznanemu i... zaliczył glebę powalony przez implozje piłki. Tłum klaskał, a w oddali było słychać śmiech z puszki. Pierwsza reakcja, będąca niemal wyuczonym na przestrzeni lat odruchem? Sprawdzić czy szybka w telefonie się nie rozbiła. Te nowe, dotykowe draństwa wprost uwielbiają pękać od małego podmuchu wiatru, co dopiero od wybuchów. Czymkolwiek jest kulkowy podróżnik ma bardzo dużo szczęścia, bowiem komórka nie miała żadnej rysy, co było nie do uwierzenia. Zbierając się bohatersko z ziemi, ujrzawszy co za bestia jest winna całemu zajściu, z trudem powstrzymywał mięśnie twarzy przed formowaniem zdumionej miny. Widział już dużych gości, widział siebie po przemianie w lustrze, ale to? Drobna przesada. Stał przed nim prawie trzymetrowy jaszczur na sterydach. Prawidłową reakcją byłoby wyjęcie jeszcze raz z kieszeni telefonu i zadzwonienie na policje, oczywiście zaraz po przebiegnięciu tak z trzech kilometrów by znaleźć się w bezpiecznej odległości od stwora. Co natomiast robił mutant? A stał sobie zuchwale, badając wzrokiem przybysza. Niewiele brakowało by wyzwał go na pojedynek na spojrzenia, wiedział jednak, że w chwili obecnej grymas i wyłupione oczy raczej nie dodają mu punktów do groźności. Nie przeceniał swych zdolności, nie zamierzał jednak podejmować ucieczki, w spokoju oczekując rozwoju wydarzeń. Urwanie głowy chyba tak nie boli. Jedno już wiedział. Legendarne, nowojorskie aligatory nie biorą się z kanałów, a z portali. W Daily Bugle zrobiłby furorę z tą nowinką. Potwór wyglądał na rozkojarzonego, rozglądał się wokół nerwowo, kwestią czasu było kiedy dojrzy stojącego jak słup mężczyznę. Dziwne, że zamiast rzucić się nań bestialsko kulturalnie, przystępnie i w rozumianym przezeń języku zadał krótkie, acz treściwe pytanie. - Dwa tysiące czternasty. Nowy Jork, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Ziemia - odpowiedział najlepiej jak mógł, zachowując pewność siebie. Póki co jednak darował sobie głupie przytyki w stronę giganta, chcąc bliżej poznać jego zamiary. Ciekawiło go, że pierwszym ruchem jaszczura było rozeznanie się w terenie. Być może sztucznej inteligencji z przyszłości się pomyliło i przysłała nie tego kulturystę co trzeba. - Potrzebujesz... taksówki? - nowojorczycy znani ze swojej kultury nie mogą przejść obojętnie obok zagubionego w ich rodzinnym, olbrzymim mieście, gościa - Albo ciężarówki? Zaiste wspaniały to początek urlopu, nie ma jeszcze południa, a tu już życie pozwoliło sobie wyciąć taki numer Frankowi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Mar 03, 2016 7:33 pm | |
| NPC Storyline - Ancalagon
Przybysza chyba zatkało. Gapił się na człowieka jak by jeden z nich miał być szaleńcem, a on sam nie wiedział który to. Potrząsnął swym łbem, budząc się z transu i spojrzał ponownie na człowieka stojącego przed nim. -Pół tysiąca lat przed wydarzeniami które znam? Zapytał. Nie skierował tego pytania do człowieka, a raczej do siebie. Teraz rzeczywiście na myśl mógł przyjść jeden z tworów kina, gdzie sztuczna inteligencja wysłała roboty do przeszłości, w celu zabijania ludzi. Jaszczur ruszył w kierunku mężczyzny. Nie jednak bezpośrednio na niego, a obok niego. Szedł w kierunku wyjścia z zaułka, początkowo szybko, dynamicznie. Nierozważnym byłoby jednak wyjście na środek ulicy. Dlatego też gdy zbliżył się do końca "bezpiecznej strefy", zwolnił i po cichu podszedł do ściany, przyklejając się do niej plecami i wyglądając za róg niepostrzeżenie dla innych. Jak na giganta, skradając się, poruszał się niesłyszalnie. Fakt, że nie posiadał butów zapewne dużo mu w tym pomagał, nadal jednak jego masa, pazury na łapach - działało to nieco przeciwko niemu. Można więc było wnioskować, że albo to było dla niego naturalne albo został tak wyszkolony. -Tak wyglądał... wygląda. Nowy Jork? Niesamowite. Wymruczał pod nosem sam do siebie, a następnie cofnął się od rogu, odwrócił i podszedł bliżej człowieka. Zmierzył istotę ludzką swym spojrzeniem od butów po sam czubek głowy. Amerykanie... Pomyślał i postanowił wykorzystać nowego znajomego. Tak, znajomego. Ancalagon był widmem, gorzej, egzekutorem. Robił co chciał i jak chciał. Do tego wiedział co go w tym świecie czeka, jak nie zrobi pierwszego kroku. Jednak o czym tutaj była mowa, względem Murphy'iego? -Ciężarówki. Przyprowadź i wskocz na pakę. Przydasz się jako kolacja na później. Rzucił człowiekowi i uśmiechnął się na pokaz. Jego słowa nie były jednak groźbą, a żartem. Odpowiedzią na słowa człowieka, choć ten mógł to odczuć dość... poważnie. Ot groził mu ponad dwu i pół metrowy jaszczur. A ludzie takowych się raczej bali, nie ufali im. -Greaser? Frankie? Frankie lepiej, hm? Nie uciekłeś więc będę miał z ciebie pożytek. Na początek Times Square. Albo sam coś zaproponuj. Gdzie nie będą się bali czegoś takiego, jak ja? Kontynuował, nadal... nie do końca na poważnie. Prawdą jednak było, że siedzenie tutaj to tylko kwestia czasu, zanim jakiś panikarz tu przyjdzie i zacznie panikować. Ludzie tutaj nawet nie wiedzieli czym są widma. W innym wypadku ten osobnik od razu by go rozpoznał. I inaczej z nim rozmawiał. Ale skoro było inaczej... Ancalagon postanowił ujawnić nieco swą ludzką cząstkę.
|
| | | Frank Murphy
Liczba postów : 15 Data dołączenia : 01/03/2016
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Mar 03, 2016 10:19 pm | |
| Pół tysiąca lat przed coooo... - próba zrozumienia przerośniętej, czerwonej jaszczurki, która chwile temu wyskoczyła z energetycznego ping-ponga mogła być nieco wymagającym zadaniem, nawet dla takiego asa jakim był Frank. Mimo to starał się, ze wszystkich sił próbował pojąć przekaz przybysza. Obaj byli równie tym wszystkim zmieszani. Mężczyzna miał tę przewagę, że przynajmniej był u siebie, wiedział gdzie jest najbliższy posterunek policji i by w razie sytuacji zagrażającej życiu krzyczeć "POŻAR" bo na "POMOCY" niestety nikt w dzisiejszych czasach nie reaguje. Chyba, że miałby faktycznie aż tyle szczęścia by w pobliżu przelatywał akurat Iron-Man, najlepiej w zbroi do zwalczania Hulka. Skąd więc wzięło się to gadzisko? Z przyszłości, przeszłości, alternatywnej linii czasowej gdzie zamiast Parku Jurajskiego jest Park Miejski? Wtedy byłby bardziej przerażony widząc człowieka. Coś tam mruknął do siebie o pięciuset latach, ale Murphy był w kiepskiej pozycji do rozkminiania sensu tychże słów. Wtem bestia ruszyła w jego kierunku. Jeśli mutant przeżyje to spotkanie to najpewniej pozwie scenarzystów filmów o dinozaurach. Nie drgnął ani trochę tak jak radzili bohaterowie tychże, a łuskowaty poczynił akcje miast dalej wypatrywać potencjalnego śniadania. O dziwo jednak potwór nie ruszył odgryzać niczyjej głowy, przykleił się do ściany co wyglądało... na pewno nietypowo. Trzymetrowy jaszczur odprawiający Bourne'a nie może wyglądać poważnie. Może w świecie z którego pochodzi jest szpiegiem miesiąca, tu jednak mamy inne wzorce jeśli chodzi o ten konkretny zawód. W końcu jednak zbliżył się do nowojorczyka, zachowując na tyle przyzwoitości by nie naruszać jego sfery prywatnej. - Hah, no nie wiem Prada, ludzie są żylaści - oj, te słowa mogą go dużo kosztować. Nie wiedział wszak czy tamten się tylko droczy, czy przypadkiem faktycznie nie ślini się na myśl o małej przekąsce. Trzeba jednak zachować twarz, póki jeszcze jest tam gdzie jej miejsce. Nieco zdębiał słysząc jak Ancalagon zwraca się do niego po imieniu, a nawet używa przezwiska, które często było w jego kierunku posyłane. - Fr... - zgłupiał. Poważnie, chodzący na dwóch łapach, gadający po angielsku krokodyl? Da się zrozumieć. Krokodyl z wiedzą wykraczającą poza wiedze przeciętnych, zamieszkujących Nowy Jork, krokodyli? Nie do przyjęcia - FRANK. - Jaszczur, nie jaszczur, mistyczny, niemistyczny, zasady musi znać. A zasada numer jeden brzmi: żadnych zdrobnień w pobliżu Murphiego. Już nie mówiąc o zdrabnianiu jego imienia kiedy się nawet o nie nie zapytało. SZCZYT - Na zlocie fanów komiksów, w domu strachu. - chociaż tam akurat by się bali - Musisz coś zrozumieć. Jestem specem od miejsc gdzie zwykle jest pełno ludzi. CHWILA, też mam pytania. - Olśniło go i choć cień gada był większy od niego samego nie powstrzymało to ziemiańskiego zuchwalca przed zachowaniem zimnej krwi. Był w końcu nowojorczykiem z wspomnianej krwi i w dodatku kości! Z tych drugich był czasem bardziej mutantem niż nowojorczykiem, ale to już szczegóły. Stał więc tak, wyprostowany, z podniesionym czołem i rozluźnionymi ramionami. - Poznaliśmy się wcześniej? Zaliczyłem kilka cięższych nocy, niektóre nie do końca pamiętam, ale i tu rodzą się pewne granice. Nie wystarczą pokłady adrenaliny serwowane do krwiobiegu przez sam fakt bycia w pobliżu monstrualnego jegomościa, trzeba jeszcze napastować mrowisko kijem. Cóż, nie można go winić w stu procentach. Względnie zachowałby większą powagę gdyby nie podobne podejście przybysza. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Mar 04, 2016 9:42 pm | |
| NPC Storyline - Ancalagon
Na pysku stwora narysował się delikatny uśmiech. Nawet wargi lekko uniosły się, ukazując wielkie i bardzo ostre kły z którymi mutant na pewno nie chciałby się spotkać. Niemniej jednak nie była to żadna groźba ani ostrzeżenie, a po prostu uśmiech. Ciężko by się nie uśmiechał, bo ma pysk wyładowany mieczami których wszyscy się boją. Dla takich jak on było to... naturalne i normalne. Fr...? Zdenerwowany? Ancalagon różnił się tym od swych pobratymców, że od matki otrzymał... pewne cechy charakteru które niekoniecznie występują u widm. Lub są po prostu przez nie dławione. A on je ukazywał. Lubił więc komuś dogryźć, zwłaszcza gdy słyszał myśli tej istoty - tak jak miało to miejsce w tym przypadku. Czerwonołuski cofnął łeb lekko do tyłu, wyginając swą szyję lekko, jednak nie przemieszczając całego ciała. Była to reakcja obronno-rozbawiona na zachowanie człowieka. "FRANK". Ktoś nie lubił zdrobnień? Szkoda ale będzie musiał się przyzwyczaić. Pewna bliska mu osoba notorycznie zdrabniała imię jego oraz wszystkich których znał. Zaraziła go tym. "Krokodyl" podniósł prawą rękę do góry i wyciągnął pazury do własnego korpusu, przesuwając nimi po łuskach na swej klatce piersiowej oraz zaznaczając tym realizm swego istnienia. -Prawdziwe. Słaby z tego kostium krokodyla. Odezwał się, odpowiadając nieco na tą sugestię. Z drugiej strony, znowu coś zdradził. Frank pomyślał o krokodylach, a on o nich wspomniał. Zbieg okoliczności? Ciekawe jak szybko człowiek się domyśli. Zabawa trwała. Ancalagon nie mógł odmówić sobie nieco przyjemności z podręczenia biedaka. Ale sam się prosił, sam zadawał pytania, chciał doszukać się nieistniejącej prawdy. A on był... był kim był. Mutant dowie się zapewne lada chwila. Czerwonołuski podszedł bliżej, zrobił te kilka kroków, stanął kilkanaście centymetrów od człowieka, a następnie ugiął swe kolana i kucnął. Powinno mu być o tyle wygodniej, że nie będzie musiał zadzierać głowy do góry mu móc mu na pysk spojrzeć. Przynajmniej teraz linia ich wzroku znalazła się na mniej więcej równym poziomie. Czy przeszkadzało mu, że kucał przed człowiekiem? Nie, jak najbardziej nie. Szanował ludzi, a w tej sytuacji... na miejscu Franka, on by się martwił. Biorąc pod uwagę posturę krokodyla. Ale nie ważne. -Jesteś mutantem, zmieniasz się w górę mięsa. Imię matki - Andrea, imię ojca - James. 25 lat, miałeś mieć miesiąc wolnego, niestety spotkałeś mnie. Odezwał się, mówiąc wprost, pewnym siebie głosem, wręcz wygarniając co o nim wiedział. Ślepia gada błysnęły lekko na czerwono, jak by przepełniła je jakaś energia. Jakby coś zrobił. Tak na prawdę nie zrobił nic, po prostu był ciekaw czy jakoś człowieka nastraszy. -Znamy się od pięciu minut. Jestem Ancalagon. Widmo, egzekutor, strażniczy byt który został tutaj wysłany wbrew swej woli. Mój wymiar przestał istnieć, a ja mimo całej swej mocy i potęgi - nic nie mogę na to poradzić. Do tego nie wolno mnie tu być, prawdopodobnie będą chcieli mnie zabić. A ciebie wraz ze mną, bo się mną zainteresowałeś zamiast uciec. Pytania? Dokończył swą wypowiedź, nieco przyśpieszając tempa by powiedzieć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, nadal jednak w pełni zrozumiale oraz wyraźnie. Na koniec uniósł jeszcze swój ogon do góry i walnął nim w ziemię za sobą, powodując pęknięcie w podłożu, tworząc huk oraz podkreślając, że skończył mówić. Pozostawał w pozycji kucznej z przedramionami wspartymi na kolanach, wpatrując się w swego rozmówcę.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulice NYC | |
| |
| | | | Ulice NYC | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |