|
| Ulice NYC | |
|
+73Bloody Mary Fenris Skydive Pheromone Jess Damien Stein Kalia Spider-Man Black Cat Jacob Wagtail Aleksander Rogoziński Scarlet Witch Vision Noh-Varr Punisher Anthony Skyblade Cable Emma Frost Surge Peter Quill Agent Coulson Smuga The Lizard Taskmaster Doctor Strange Toxin Ant-Man Spider Woman Thaddeus Ross Frank Murphy Teddy Altman Speed Gamora Miguel O'Hara Invisible Woman Sasha Aristow Miss America Sin Quicksilver Amora Flash Thompson Abysswalker Katharine Dissimuler Kaine Cosmo the Dog Moonstone Summer Johnny Blaze Wonder Man Carol Danvers Scarlet Spider Nova Skye Elektra Natchios Samantha Hudson Beam Randy Black Panther Chloris Thor Hela Sersi Szaman Clockmaker Samael Loki Captain America Tony Stark Balder Rocket Raccoon Daredevil Viper Darkhawk 77 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Darkhawk
Liczba postów : 146 Data dołączenia : 25/08/2012
| Temat: Ulice NYC Pon Sie 27, 2012 4:04 pm | |
| First topic message reminder :Ulice Wielkiego Jabłka. Można je podzielić na dwa rodzaje: uczęszczane i lepiej-się-tu-nie-zapuszczaj. Te pierwsze są zatłoczone i szare, drugie puste i brudne. Nieważne do którego rodzaju można zaliczyć tę na której się znajdujesz, w obu przypadkach: pilnuj swojego portfela!
Ostatnio zmieniony przez Loki dnia Nie Sie 31, 2014 11:19 am, w całości zmieniany 5 razy (Reason for editing : Pierwotnie znajdował się tu także post fabularny. Został przeniesiony do pierwszego fabularnego posta Darkhawka.) |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Mar 19, 2019 9:07 am | |
| Z miejsca w którym znajdowała się Marry ciężko było powiedzieć jak radzili sobie pozostali więźniowie. Dochodziły ją zaledwie coraz częstsze krzyki bólu i rozpaczy. Nie można było jednoznacznie twierdzić kto właściwie krzyczał, jednak natężenie dźwięku wskazywało na coś więcej niż tylko postrzał z broni palnej. Do tego w powietrzu zaczynało robić się naprawdę gorąco. Nagle stało się coś dziwnego. Może nie znowu aż tak dziwnego, bo kobiecie, która przywykła do zadawania się z Ręką i innymi brudnymi tematami zakres pojęcia „normalność” zdecydowanie się poszerzał. Zabójczyni była jednak świadoma że ciężarówki nie powinny same z siebie unosić się i wywracać na lewą stronę. Oczywiście, plotki głosiły że na przykład takie SHIELD, dysponowało takimi, jednak co innego zwykła służba więzienna. I tak dostali w zastaw nie wiadomo skąd obroże hamujące gen-x. Można się było spodziewać że każda z tych obroży warta jest więcej niż roczny dochód każdego ze strażników, ktoś będzie wiec dość niepocieszony jeśli coś im się stanie. W każdym razie świat zawirował na moment jak w beczce śmiechu i role diametralnie się odwróciły, bo strażnicy przygwożdżający kobietę do ziemi zostali rozrzuceni po całym pomieszczeniu. Kobieta miała kilka chwil na reakcję, ale była wolna. Magneto tymczasem zabrał się za otwieranie podwozia wozu. Podobnie jak poprzednio z niemal boskiego punktu widzenia mógł teraz przeanalizować sytuację wewnątrz. W porównaniu z poprzednią maszyną, widok mógł go trochę zaskoczyć. Ściśle mówiąc, wewnątrz działo się piekło. Dosłownie. Wnętrze samochodu spowite było ogniem, który trawił wszystko, poza trójką głównych walczących. To że ogień nie był naturalnego źródła nie było ciężkie do zauważenia. Większość strażników, ale i niestety więźniów była już martwa. Sądząc jednak po efektywności w zabijaniu za robotę musieli zabrać się stosunkowo niedawno, bo tych kilku strażników których magneto zastał jeszcze żywymi, zginęło wkrótce potem, jeśli nie zamierzał w to zaingerować. Więźniowie byli tak zaangażowani w walkę, że ani na moment nie przerwali podczas dramatycznego wejścia mistrza magnetyzmu. Była ich trójka, każdy zdecydowanie inny od poprzedniego. Ten wyglądający najbardziej „ludzko”, widocznie kontrolował w jakiś sposób ogień, bo głównie stał w miejscu, gestykulując dłońmi i śmiejąc się obłąkańczo. Następny posturą przypominał raczej nosorożca, czy wręcz hipopotama, niż człowieka. W parze za tym szła jednak jego siła i jak się zdawało niewrażliwość na pociski broni palnej. Strzały tylko rozjuszały mężczyznę, a swoimi gabarytami stanowił doskonałą tarczę dla pozostałej dwójki kompanów. Trzeci, o poskręcanej, bestialskiej posturze wydawał się raczej słabej budowy. Nie przejawiał większych mocy, ale wspierał towarzyszy ogniem z karabinu, który najprawdopodobniej ukradł jednemu ze strażników. Po paru minutach było po wszystkim. Dopiero teraz mutanci zdecydowali się poświęcić odrobinę uwagi unoszącemu się nad pojazdem. -Ej ty! – zakrzyknął do niego blondyn, a ognie natychmiast opuściły korytarz i skierowały się ku górze, bardziej jednak na postrach niż w ramach ataku, bo wyhamowały kilka metrów przed Erykiem. – Kim jesteś i czego chcesz?! - Właśnie! – zawtórował mu mały i pokraczny. Wykonał przy tym potężny sus z saltem i tak znalazł się już na resztkach podwozia u góry samochodu, skąd miał lepszy strzał na Magneta. – Załatwiliśmy tych tutaj, to Ciebie też załatwimy! Cała trójka była widocznie w gorącej wodzie kąpana. Teraz widać było że żaden z nich nie nosił obroży. Pytanie czy udało im się je zdjąć, czy od początku ich nie mieli.
[Nie opisuję jeszcze co się dzieje z twoimi strażnikami, bo nie wiem jak zareagujesz Mary. Pozostali więźniowie nie mają punktu widzenia na twoją celę, a Magneto pierwszy zaskarżył sobie ich uwagę. Ty i Eryk jednak widzicie się przez zdarty dach]
|
| | | Magneto
Liczba postów : 64 Data dołączenia : 14/06/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Mar 24, 2019 8:44 am | |
| Magneto nie ingerował w działania trójki proaktywnych mutantów. Śmierć trzech ludzi uznał, za małą cenę, dzięki której mógł ocenić ich zdolności. Największy z nich dysponował zwiększoną siłą i odpornością. Idealny pierwszy szereg. Drugi z nich posiadał zaawansowaną zdolność pirokinezy. W produkowanym przez niego ogniu było coś urzekającego. Trzeci nie wykazywał na pierwszy rzut oka żadnych zdolności, ale Eric żył na tyle długo, by wiedzieć, że pierwsze wrażenia bywają mylne. Być może był telepatą, który podporządkował sobie dwóch potężniejszych fizycznie mutantów. Albo był technopatą i zdołał sobie i innym zdjąć obroże. Jakkolwiek by nie było, jego zaradność zyskała uwagę Mistrza Magnetyzmu. Ich zmysł taktyczny i współpraca również go zainteresowały. Ta trójka zdecydowanie była materiałem na członków Bractwa. Odzyskał nadzieję, ze uda mu się reaktywować Bractwo Złych Mutantów w formie potężniejszej niż kiedyś. Tych trzech było doskonałym materiałem na grupę uderzeniową. Ich zacietrzewienie ujęło go za serce, aczkolwiek nie za bardzo spodobał mu się ton z jakim się do niego zwracali. Powieka nawet mu nie mrugnęła na widok małego inferno pod stopami. postanowił im pokazać z kim mają do czynienia. - Och, młodzież. Możecie próbować mnie "załatwić" - prychnął pogardliwie, - ale wątpię, by wam się to udało. Jestem Magneto, Mistrz Magnetyzmu! Wypowiadając te słowa uniósł dłoń z wyprostowanymi trzema palcami. Trzy blachy o ostrych krawędziach uniosły się i poszybowały w stronę mutantów. Postrzępione kawałki metalu zatrzymały się, opierając na ich krtaniach. Uśmiechnął się z wyższością, dając im znać, że to on kontroluje sytuację. W jego oczach pojawiła się na chwilę stal. Można w nich było zobaczyć kogoś, kto bez zawahania poderżnie ich gardła w dowolnym momencie. - Dzięki mnie wasza ucieczka jest w ogóle możliwa. Przybyłem tu, szukając mutantów chętnych, by do mnie dołączyć w walce z nienawiścią ludzi. Widzę w was wielki potencjał. Razem możemy dokonać rzeczy wielkich i wiele zyskać! Pokazać wszystkim, że mutantami nie można bezkarnie pomiatać! Chciałbym widzieć was w szeregach Bractwa Złych Mutantów. To oni, homo sapiens, są naszymi wrogami! Zauważył, że w jednej z cel żyli jeszcze strażnicy. kłębili się oni przy jakiejś mutantce. Widocznie trwała tam walka, dopóki nie przewrócił ciężarówki. Przy swoich mundurach mieli dość metalu, by dało się ich za niego wyciągnąć przed trio, które chciał przekonać. Cóż, cel uświęca środki, jak to mówią. Gdy wspomniał o wrogach, blachy lewitujące przy gardłach mutantów pofrunęły w stronę strażników. Mimo tego, że Eric nie uważał tego za właściwe posunięcie, bardzo chciał zdobyć sobie przychylność tej trójki. A jednak nie mógł patrzeć na swój czyn, więc skupił swój wzrok na mutantach, do których przemawiał. Zaraz obok, przy wtórze agonalnych wrzasków, kontrolowany przez niego metal szatkował ludzi na kawałki. Powinno to przekonać trzech więźniów. a być może i obijana przez strażników mutantka, będzie zadowolona i zechce się przyłączyć. Im więcej, tym lepiej. Dla pewności, delikatnym machnięciem dłoni rozerwał jej kajdany. - Nie walczmy przeciw sobie, bo tego właśnie chcą! Nie szukam sług, ani niewolników, szukam towarzyszy! Chcę byście poszli za mną z własnej woli. Byście chcieli być częścią budującej się armii mutantów. Rządowi są już w drodze tutaj, więc nie będę na was czekał. Możecie odejść sami, albo z nami - Magneto wskazał na więźniów stojących przy furgonetce, gdy jego moc zrobiła w ścianie więźniarki wyrwę, by trójka mogła spojrzeć na oswobodzonych. - Wasz wybór! Mistrz Magnetyzmu, pewny siebie, opadł przed grupę, która się już zadeklarowała. Miał nadzieję, ze jego pokaz i zdolności mówcze wystarczą, by pociągnąć za sobą wszystkich obecnych. Także tych z drugiej ciężarówki. - Za mną - krzyknął do zebranych. - Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce! Do nowego domu! Po czym ruszył w stronę wejścia do kanałów. Nimi najbezpieczniej będzie dostać się do siedziby Bractwa, bez zwracania uwagi mieszkańców miasta. Kiedy oddalą się od miejsca kraksy, zapyta wszystkich o imiona. Wszak musi wiedzieć kim są jego bracia. |
| | | Bloody Mary
Liczba postów : 21 Data dołączenia : 13/08/2015
| Temat: Re: Ulice NYC Pon Kwi 01, 2019 7:47 pm | |
| Ogólna sytuacja każdej z Mary była sinusoidą - raz było dobrze, a raz źle, później znów dobrze i znów źle. Obecnie było dobrze i postanowiła działać, aż los znów zrobi fikołka i stanie na głowie. Gdy wstrząs ciężarówką zrzucił z niej strażników, postanowiła nie czekać. Niby temperament Tyfuska kazał jej walczyć, jednak inteligencja Bloody podpowiadała inne wyjście, konkretnie to w dachu. Nie czekając, aż strażnicy zdołają pozbierać się z podłogi, Mary napięła swoje ciało i próbując podskoczyć i złapać się krawędzi dachu. Po co miała z nimi walczyć? Niech zajmą się nimi inni więźniowie. Gdy była już na zewnątrz, dostrzegła dziwnego typa ubranego w fioletowo-czerwony kombinezon z peleryna. Pajac. Poza nim było tam trzech innych - hipcio, mały pokrak i jakiś koleś z ogniami. - Ej! - krzyknął Tyfusek i z uśmiechem na ustach pomachała w ich stronę, jeżeli udało się jej wydostać - Czy któryś z was będzie gentlemanem i wyjaśnię damie, co się właściwie odpierdala? - na jej ustach pokazał się psychopatyczny uśmieszek. W sumie ciekawiło ją, kim jest ten odziany w paskudny strój typ. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Kwi 02, 2019 8:08 pm | |
| Trójka mutantów nie zdążyła właściwie zareagować, gdy kawałki blach pognały w ich stronę. Dziwny ropuszy młodzieniec wypalił odruchowo przed siebie serią pocisków ze swego karabinu, ale odrykoszetowały one od pancernej blachy ciężarówki. chłopak miał dużo szczęścia że nie postrzelił przy tym sam siebie. Jak można się było spodziewać, ogromny mężczyzna pochwycił w locie swój kawał stali i nie dość że nie porozcinał sobie przy tym dłoni, to jeszcze siłą samych mięśni był w stanie przeciwstawiać się mocy magneta. Eryk nie używał jednak całej swojej siły w przeciwieństwie do więźnia. Całe szczęście, najłatwiej poszło z przypuszczalnym liderem bandy. Pewny siebie chłopak nie zdążył zareagować, nim ostra krawędź poszybowała w stronę jego krtani tak dokładnie, że nawet uroniła kropelkę krwi. Chcąc nie chcąc uniósł dłonie do góry. Ognie momentalnie przygasły gdy tylko stracił nad nimi koncentrację. Teraz przynajmniej magneto zyskał ich niepodzielną uwagę. Ciężko było po nich jednoznacznie określić jak przyjęli tę mowę. Na wstępie wyraźnie przewrócili oczami, prawdopodobnie niechętnie uznając nad sobą jakiekolwiek zwierzchnictwo, ale kolejne argumenty zrobiły już chyba na nich wrażenie. Blondyn wyraźnie się zastanawiał. Jego kompani mieli swoje wątpliwości, ale zerkali na swojego lidera, jakby z wyczekiwaniem jego odpowiedzi. Gdy mary podciągała się na dach ciężarówki, przy czym niestety poraniła sobie trochę ręce, w powietrzu wyprzedziła ją dwójka strażników z którymi wcześniej szamotała się na podłodze. Wszyscy byli zdecydowanie zbyt zajęci tym nadnaturalnym widowiskiem, żeby odpowiedzieć na jej pytania. Niewielu zresztą tak naprawdę znało na nie odpowiedzi. Gdy osiągnęli pewną wysokość, stali się dobrze widoczni dla wszystkich zebranych w okolicy gapiów, w tym współwięźniów, strażników, oraz cywili z kamerami w oddalonych samochodach. Nikt nie mógł odwrócić oczu od tego co się za chwilę wydarzyło. Nikt poza samym magneto, który zdecydował się na to nie patrzeć. Był to zaledwie pusty gest, bo przez swoje zmysły kontroli metalu, był doskonale świadomy każdej sekundy swojego dzieła. Gdy w końcu potępieńcze krzyki strażników ustały, każdy stał w osłupieniu. Wiadomość jednak trafiła, bo blondyn uśmiechnął się pod nosem z wyraźną aprobatą zmieszaną z nutką sadyzmu. Zaraz potem resztki kajdan Mary opadły, choć została jeszcze kwestia obroży, którą tej mutantce ludzie zdecydowali się też założyć. -Dobrze staruszku. - odpowiedział w końcu blondyn gdy magneto przestał mówić. Po odebraniu poszarpanych ostrzy spod jego krtani w w jego głosie znów słychać było buntowniczy animusz. - Prowadź! Zobaczymy co z tego wyjdzie! Pozostała dwójka wciąż była osłupiała spektaklem. Blondyn musiał podejść do wielkoluda i klepnąć go w bok, by się ocknął. Skinął głową na wejście do furgonu, a tamten przytaknął mu i z łatwością wywalił drzwi. -A ty? Zostajesz tu? - Odezwał się do Mary ropuch, który jednym susem przemierzył dzielący ich dystans. Z całego zamieszania tylko on ją zauważył poza Magneto - Zaraz tu będą gliny. Albo nawet gorzej. Taka laseczka nie powinna włóczyć się sama. - zaryzykował posłanie jej swojego czarującego uśmiechu, który wyglądał trochę jakby ktoś przyłożył mu właśnie w twarz szpadlem. - Toad! - zawołał go blondyn gdy zaczęli już się oddalać we wskazanym, przez Eryka kierunku. -Idę, idę! - odkrzyknął i wykonał kolejny długi sus, wprost na kark ich olbrzyma, który jak gdyby nigdy nic szedł sobie dalej. Wszyscy powoli ewakuowali się z miejsca zbrodni. |
| | | Magneto
Liczba postów : 64 Data dołączenia : 14/06/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Kwi 14, 2019 10:51 am | |
| Słysząc pytanie uwolnionej kobiety, Magneto zatrzymał się i rzucił jej spojrzenie zarezerwowane dla niesfornych dzieci. - W gestii gentlemana jest zachowywać się przyzwoicie wobec dam, ale damy nie kalają swojego języka tak wulgarnymi słowami, moja droga - zauważył ozięble. - Odpowiadając zaś na twoje pytanie, uwalniam uwięzionych mutantów, by stworzyć wraz z nimi ugrupowanie, które przeciwstawi się terrorowi ludzi wobec nas. W jego głosie kryła się drobna przygana, lecz nie wrogość. Zmierzył ją dokładnie wzrokiem. Miał już wystarczająco mutantów, by stworzyć fundamenty bractwa. Nie potrzebował na ten moment więcej rekrutów, a ta dziewczyna budziła w nim instynktowny sprzeciw. Nie rozumiał dlaczego, ale nie zamierzał zamykać drzwi przed nikim. Uniósł rękę i wskazał grupę opuszczającą obwodnicę. - Czas na decyzję dziecko! Idziesz z nami, albo uciekasz sama w blasku fleszy - gestem drugiej ręki zwrócił jej uwagę na gapiów, którzy wciąż dokumentowali całe zajście. - Nie będę na ciebie czekał, jestem już odpowiedzialny za siódemkę, która chce coś zmienić. Odwrócił się od dziewczyny i poprowadził tych, którzy zdecydowali się za nim podążyć do przygotowanej zawczasu studzienki kanalizacyjnej. Po drodze, machnął rękami i dwie barierki zostały wyrwane z asfaltu, by torować im drogę, zakładając, że sam ich widok nie przegna gapiów z ich trasy. Nie szli zresztą daleko, bo zaraz między blokami była studzienka, którą Magneto przygotował do ewakuacji. Uniósł metalową pokrywę kiwnięciem palca i ich oczom ukazał się czarny okrąg. Dziura wydała się pożerać światło i obiecywała nicość. Ani ten widok, ani szum wody, ani zapach dobywający się stamtąd nie zachęcały do udania się tą drogą. Starszy mężczyzna wskazał zejście i odezwał się do grupy nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Szybko, tędy! Wejście było na tyle szerokie by nawet wielkolud mógł się przecisnąć, choć z wyraźnym trudem. Wszak planując akcję, Mistrz Magnetyzmu spodziewał się, że jakiś mutant może mieć nienaturalne rozmiary. Gdy ostatni mutant zszedł, on również opuścił się swoją mocą na dół. Zamknął wejście do kanałów za sobą, a pokrywę wygiął w taki sposób, by nie dało jej się otworzyć bez pomocy palnika, lub eksplozji. To im kupi wystarczająco dużo czasu by zniknąć w labiryncie kanałów pod Nowym Jorkiem. Opadł pomiędzy stłoczonych na dole. Jedynym źródłem światła był płomień kontrolowany przez ognistego młodzieńca. Eryk wyciągnął z załomu przygotowaną zawczasu torbę, w której znajdowały się trzy latarki i zestaw narzędzi potrzebny do usunięcia co bardziej skomplikowanych elektronicznie kajdan. Latarki rozdał trójce mutantów z drugiej więźniarki. Mistrz Magnetyzmu doskonale zdawał sobie sprawę ze znaczenia tego gestu i właśnie dlatego wybrał tą trójkę. Od tej pory będzie od nich oczekiwał więcej niż od pozostałych. |
| | | Fenris Mistrz Gry
Liczba postów : 674 Data dołączenia : 08/06/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Kwi 23, 2019 3:04 pm | |
| Całe przedstawienie Eryka musiało wywrzeć wręcz zniewalające wrażenie na dziewczynie, która wręcz zastygła w bezruchu. Trudno było stwierdzić czy się wahała, była onieśmielona, czy sparaliżowana strachem. Przez dłuższą chwilę stała jednak w miejscu ignorując pytanie Magneta. Nie było sensu na nią czekać. Może była opóźniona, może niezdecydowana, tak czy siak jednak nie nadawała się jako materiał na kogoś kto własnymi rękoma miałby formować swój los. Należało się skupić na tych, którzy wykazali do tego przynajmniej minimalny potencjał. Kierując się już do "swoich", bo tak mógł chyba powoli o nich myśleć, mógł zobaczyć mieszane wyrazy na ich twarzach. Kilku zaledwie podzielało bezsprzecznie ideały Eryka. Większość chyba trzymała się z nim by zobaczyć co dalej, a w więcej niż jednej parze oczu błyskał dobrze znany Magnusowi błysk cwaniactwa. Nie znaczyło to oczywiście że nie będzie z nich pożytku. Może wręcz przeciwnie, ale świadczyło to głównie o tym że ludzie, oraz ich charaktery różnią się od siebie i prawdopodobnie do każdego z nich wypadałoby podejść indywidualnie. Na tym etapie spełniania snu magneta było to w końcu jeszcze możliwe. Cała grupa poszła za Mistrzem Magnetyzmu, a po samym fakcie wymykania się studzienkami również widać było kto z nich do tego nawykł, a kto nie, czy wręcz tym gardził. Tak czy siak grupa w miarę zgodnie podążyła za nim do ich nowej bazy operacyjnej. Mary tymczasem stała wciąż na szczycie zniszczonej ciężarówki planując kolejne ruchy. Okoliczni ludzie cały ten czas wyglądali co zrobi kobieta. Być może spodziewali się że zaraz odfrunie, albo otworzy wrota piekła przez które przestąpi. Na pewno żaden z gapiów nie spodziewał się że kobieta stać tak będzie aż w okolicy rozlegną się ponownie syreny policyjne. Kolejny, tym razem dużo większy korowód policji i oddziałów specjalnych szybko przegonił najwytrwalszych gapiów i otoczył miejsce ucieczki, na którym została sama Mary. - Zejdź z pojazdu i połóż się na jezdni twarzą do ziemi! Ręce połóż na karku! - krzyczał do niej jakiś głos przez system nagłaśniający. Chyba czekanie na miejscu ucieczki nie było najlepszym posunięciem.
[Magneto dostaje ZT]
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Sty 23, 2020 10:43 am | |
| Nie był to szczególnie dobry okres w życiu Michaela Morbiusa, choć będąc szczerym, nie różnił się zasadniczo wcale od reszty marnych dni jego żałosnej egzystencji. Mimo iż pracował dniami i nocami nad lekarstwem na swoją przypadłość, to jednak każdy, nawet najbardziej obiecujący trop, obracał się ostatecznie w porażkę. Obecnie pracował nad obiecującym konceptem bombardowania zarażonych komórek fotonami. W mikroskalli zjawisko zapowiadało sukcesy. Tendencja nietolerancji do światła jego wampirzych kuzynów, przechodziła również na poziom komórkowy. Wystawione na bezpośrednie działanie wiązki fotonów zarażone komórki doznawały regresji, ustępując miejsca na mnożenie się i regenerację tych niewielu ludzkich komórek, które w nim zostały. Morbius nie popadał jednak w Euforię. Nawet jeśli dokładniejsze testy w mikroskali wypadną pomyślnie, to metoda ta będzie i tak ekstremalnie skomplikowana do przeprowadzenia na całym organizmie. Wymagana będzie bardzo specjalistyczna aparatura, oraz długi czas hibernacji. Przynajmniej kilkuletni. Na ten moment zwyczajnie nie mógł sobie na to pozwolić. Oczywiście, jak zwykle w takich przypadkach, nie dane było mu podążać za tym wątłym światełkiem w tunelu z jego koszmarów zbyt długo. Od pewnego czasu męczyły go nasilające się bóle głowy. Z początku zbiegły się one z pierwszą próbą eksperymentalnej terapii na sobie samym i Morbius wziął je jako efekt uboczny naświetlania swojego organizmu. Jednak mimo iż zaprzestał prób na sobie samym, migreny nie ustały, wręcz przeciwnie, nasilały się. Dochodziło wręcz do skrajnych sytuacji gdzie nawet trzeźwe myślenie nie wchodziło w grę, a co dopiero kontynuowanie prac. Konwencjonalna medycyna oczywiście nie pomagała. Morbius zastanawiał się czemu właściwie jej spróbował. Było to wyjątkowo pobożne życzenie. Wszystko stało się jasne, gdy przypadkiem natrafił w mediach na wiadomości z ostatnich wydarzeń z Brooklynu. Na zdjęciach wyraźnie rozpoznał swoich gorszych kuzynów. To samo zjawisko, które powodowało wtedy nimi musiało wpływać też na niego. Mimo iż jego pozbawione wad ciało zwalczało zjawisko w większym stopniu, to bóle głowy, będące najwyraźniej skutkiem ubocznym, musiały ustąpić. Zbyt wiele się działo by Morbius mógł sobie pozwolić na przerwę w pracy. Należało jednak zdobyć więcej informacji. Nie mógł rzucić się w wir wydarzeń nie wiedząc nic o całym tym zjawisku. Musiał dorwać jednego z tych plugastw i wydusić z niego co właściwie kombinują. Przed tym wszystkim musiał poczynić stosowne przygotowania. Utrzymywany przez niego niewielki zapas krwi medycznej mógł nie wystarczyć, jeśli w najbliższym czasie planował być albo zajęty, albo niedysponowany. Tymczasem los nie szczędził mu niespodzianek. Okazało się że zwyczajowy kontakt zaopatrzający go pod radarem w hurtowe zapasy krwi nie miał dla niego dobrych wieści. Ktoś włamał się do banku rezerw medycznych i ukradł cały zapas. Dodatkowo sposób w jaki to uczynił zainteresował nawet federalnych i teraz biznes cichego podbierania zapasów musiał odczekać pewien czas aż przestanie być gorąco. Oznaczało to brak łatwego źródła krwi na najbliższe tygodnie. Morbius był tak zły na to zuchwalstwo, że musiał na własne oczy zobaczyć co tam się stało. Na miejscu zastał korowody z policyjnej taśmy zabezpieczające przed niepożądanym wzrokiem jedną ze ścian budynku gdzie ukradziono zapasy. Okazało się też że „federalnymi” byli nie kto inny, tylko ludzie SHIELD. Morbius z łatwością dostał się na teren hipnotyzując agentów i podając się za inspektora, który szuka dodatkowych tropów. Przy okazji otrzymał pełen raport z obecnego śledztwa. Okazało się, że SHIELD złapało świeżego wampira i zachciało uleczyć go terapią gamma. Gdyby tylko jego cerze coś mogło jeszcze zaszkodzić, to pobladłby cały na wzmiankę o tym pomyśle. Okazało się, że nie dość że SHIELD wyprodukowało pierwszego w historii Vamp-hulka, to jeszcze zbagatelizowali sprawę i ten im uciekł, a teraz widocznie był głodny i zdesperowany. Michael czuł że ten pacjent gamma jest kluczem. Nawet jeśli nie był to klucz do rozwiązania jego chwilowego problemu, to możliwość do przeanalizowania efektów promieni gamma na wampirach bez ponoszenia dodatkowych kosztów własnych również go fascynowała. Całe szczęście Michael wiele razy obcował już z wampirami. Więcej niż by tego chciał. Prawdopodobnie bardziej znał się na ich sposobie myślenia, niż sam cel, którego właśnie tropił. Szybko zorientował się że zbrodni na tle zaspokajania podstawowych wampirzych potrzeb było w okolicy znacznie więcej. Jego ofiara była głodna, a to oznaczało że nie brała udziału w wydarzeniach z Brooklinu. Sam Morbius po takiej uczcie miałby dość pokarmu na miesiąc. Być może promienie gamma uodporniły nieszczęśnika na sygnał? Jeśli tak, to może czaiło się w nim wybawienie i dla naukowca. W każdym razie na podstawie miejsc i chronologii tych zdarzeń ustalił system poruszania się celu, nawet jeśli on sam nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. W oparciu o tę teorie przewidział przybliżony czas i miejsce następnego incydentu. O przypuszczalnej porze wybrał się na miejsce, wybrał dogodny punkt obserwacyjny i zaczął czuwać. Jego zmysły niemal w całości pokrywały interesujący go teren. Pozostawało czekać. Jeśli desperat uderzy tej nocy, Morbius go dopadnie. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Czw Sty 23, 2020 7:24 pm | |
| Wbrew pozorom wyśledzenie zmutowanego wampira nie było aż tak trudne - a przynajmniej spore zawężenie terenu poszukiwań. Po wzięciu pod uwagę tego, gdzie dokonały się ostatnie napady, łatwo dało się wyznaczyć obszar, na którym krwiopijca polował... A także w jakich miejscach lubił uderzać. Co ciekawe, wyraźnie trzymał się z daleka od Brooklynu - na Manhattanie, ale dosłownie po jego przeciwnej stronie, na północy, bliżej Bronksu. Atakował zawsze w innych - choć podobnych do siebie - lokacjach, ale za to co noc; często jak na wampira, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że część ofiar zabijał - a część pozostawiał przy życiu, nawet jeżeli w ciężkim stanie. Te ostatnie przebywały obecnie w szpitalach. Podsumowując jednak to wszystko - tak, Morbius mógł czuć się bardzo dobrze ze swoimi szansami na namierzenie przemienionego. To zaś, co ten młody wampir wykorzystywał na swoją korzyść, wychodziło również na dobre Michaelowi: stosunkowo wąskie uliczki, wokół nich wysokie budynki, niewiele dróg ucieczki na boki, za to sporo dogodnych lokacji do ukrycia się ponad ludzkimi głowami. Wystarczyło wskoczyć lub podlecieć - i już można było obserwować wszystko z góry. Problem polegał natomiast na tym, że ostatnie ataki najwyraźniej wystraszyły okolicznych mieszkańców na tyle, że ruch zmalał. Oczywiście samochody wciąż przejeżdżały w pobliżu - szerszymi ulicami - ale w tej niewielkiej siatce mniejszych, gdzie auta musiałyby się toczyć pojedynczo, więc na ogół kręcili się tam tylko przechodnie... Tam brakowało potencjalnych ofiar. Co z jednej strony oznaczało, że Nowojorczycy posiadali jednak jakieś resztki zdrowego rozsądku - o które chyba nikt by ich już nie posądzał - ale z drugiej utrudniało Morbiusowi polowanie. Czas mijał. Raz czy drugi większa grupa osób - młodych, może w przedziale wiekowym od dwudziestu do trzydziestu lat, trochę młodszych, trochę starszych - przewinęła się przez uliczki, ale najwyraźniej tak wiele celów działało na wampira odstraszająco... O ile w ogóle znajdował się niedaleko. Znów zapanowała cisza, pomijając typowe odgłosy miejskie... I wreszcie w jednej z bardziej zewnętrznych uliczek - wciąż w zasięgu słuchu Michaela, lecz w danym momencie nie jego wzroku - zabrzmiał mniej typowy dźwięk. Tupnięcie. Zapewne nie było nawet głośne, ale dla jego wyczulonych zmysłów wystarczająco wyraźne. Co zaś ważniejsze, nastąpiło w miejscu, gdzie wcześniej nie dało się dosłyszeć kroków - więc nikt tam nie podszedł. Albo wylądował z góry... Albo ewentualnie coś zostało właśnie wyrzucone z okna, bo i taką opcję należało mimo wszystko wziąć pod uwagę. Tyle że w następnej sekundzie do pierwszego odgłosu dołączył drugi: krótki pisk, stosunkowo cichy... Którego raczej nie wydał z siebie człowiek. Przeniesienie się bliżej dźwięków ukazałoby Morbiusowi widok, którego raczej się nie spodziewał, gdy wybierał się na te łowy. Przy ścianie jednego z budynków ktoś się faktycznie znajdował - ktoś przykucnięty i okryty długim płaszczem, co pierwsze rzucało się w oczy. Oświetlenie w tym miejscu było kiepskie, lecz dla wampira niewiele to zmieniało; mógł ocenić, że włosy nieznajomego posiadały barwę ciemnej zieleni... A to już sugerowało, że trafił na swój cel. Osobnik głowę trzymał pochyloną, więc ciężko byłoby ocenić coś więcej na temat jego twarzy, ale odsłonięte ręce miał blade, w zasadzie białe, a widoczne żyły zabarwione lekko na zielono - choć to trudniej było dostrzec. Jego palce kończyły się szponami, które obecnie wbijał... Najwyraźniej w zwłoki sporego szczura, z którego intensywnie wysysał krew. I póki co chyba nie zwracał uwagi na nic innego.
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Sty 24, 2020 10:58 am | |
| Morbius nie niecierpliwił się czekając kolejne godziny w upatrzonym miejscu. Być może częścią jego przemiany była też cierpliwość drapieżnika, który godzinami może czekać na swoją ofiarę. Oczywiście nie stał w miejscu cały ten czas, ponieważ każdy niepokojący odgłos należało sprawdzić. Dzielnica nie należała do najspokojniejszych, ale ostatnio cały Nowy Jork był placem wojny. Michael zastanawiał się czemu ktokolwiek jeszcze mieszka w tym mieście. Skoro jednak sam był jednym z grona uparcie przebywających tu szaleńców, nie mógł nikogo oceniać. Gdy w końcu usłyszał pojedyncze uderzenie, a zaraz potem pisk, wiedział już co nastąpiło. Poważne Wampiry uważały spijanie gryzoni za coś poniżej ich godności. Jak gdyby bawić się zawartością własnego nocnika. Morbius jednak nie żywił takich uprzedzeń. Prawdą było jednak że krew zwierząt nie była aż tak odżywcza i należało pić jej więcej. Do tego w małym szczurze krwi tej jest wyjątkowo mało. Zwykły wampir musiałby spijać jakieś dwa szczury dziennie, a co dopiero ten napromieniowany mutant. Sądząc po jego dotychczasowych nawykach żywieniowych nie będzie najedzony w momencie spotkania. Należało mieć się na baczności. Nie wiadomo było na co stać tego delikwenta, ale należało zakładać że konfrontacja nie zakończy się najlepiej dla żywego wampira. Instynktownie bezszelestnie zakradł się do ofiary, lecz zaraz skarcił się za to podejście. Nie chciał wystraszyć swojego celu. Wylądował więc w tej samej alejce kawałek dalej i spokojnym krokiem zmniejszył dzielącą ich odległość. Jeśli człowiek jeszcze go nie zauważył, odchrząknął, by zwrócić na siebie zawczasu jego uwagę. -Spokojnie. – uczynił uspokajający gest dłońmi. Obnażył też demonstracyjnie kły i pazury. – Jestem taki jak ty. Widzisz? Mogę ci pomóc. Muszę najpierw jednak dokładnie wiedzieć co ci się przytrafiło. Spróbował teraz zmniejszyć odległość na taką z której wygodnie można było prowadzić rozmowę. Gdyby jego rozmówca stanowił jeszcze jakieś opory, Michael znowu sięgnąłby po hipnozę, żeby skłonić go do mówienia. Szkoda że nie zabrał ze sobą zapasowej ampułki z krwią. To by zdecydowanie przełamało lody, ale nadwątliło jego skromny zapas. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Sty 24, 2020 12:38 pm | |
| Samo wylądowanie w alejce wywołało już pierwszą reakcję - choć przynajmniej nie była ona... Agresywna. Wyglądało to trochę tak, jak gdyby mutant wzdrygnął się mocno, obracając lekko głowę - być może w celu lepszego nasłuchiwania? - i tak już pozostał... Lecz nie zaprzestał łapczywego pożywiania się. Najwyraźniej miał jasno ustalone priorytety. A może posiadał wystarczające połączenie z wampirami jako ogółem - żywymi czy nie - aby rozumieć, że to nie była potencjalna ofiara i to dlatego nie zainteresował się aż tak Morbiusem? Tyle że to oznaczało również, iż raczej nie oczekiwał zagrożenia... Albo rzeczywiście był na tyle głodny, by je - świadomie lub nie - zignorować. Dopiero zbliżanie się - choć nie od razu - spowodowało coś więcej, a mianowicie ciche warczenie, nie do końca zwierzęce, ale też i nie całkiem ludzkie. Mimo to mogło pewnie przypominać psa ostrzegającego właściciela, aby nawet nie próbował mu odsunąć miski... Mężczyzna zdawał się oddychać ciężko, co mogło być ciekawe, bo w końcu niekoniecznie tego potrzebował; albo wpłynęła na to mutacja, albo zmieniony został przez specyficzny typ wampira - albo po prostu był zbyt przyzwyczajony do oddychania czy nie zorientował się jeszcze, że było mu teraz zbędne. Kiedy Michael przemówił, jego pobratymiec podniósł wreszcie głowę, ukazując mu zakrwawioną twarz. Prawdę mówiąc wyglądało na to, że większość zmian wywołało na niej promieniowanie - być może bez niego wygrałby loterię genetyczną i nie okazywał wampiryzmu bardzo wyraźnie. Owszem, jego uzębienie się zmieniło, nie tylko pod kątem wydłużonych kłów, a sama szczęka zdawała się otwierać szerzej - ale to dałoby się jeszcze jakoś ukryć. Biegnące po skroniach i wokół oczu zabarwione naczynia krwionośne już niekoniecznie, chyba że dobrym makijażem... A nienaturalnie zielone oczy - nawet z białkami lekko zielonkawymi, nie wspominając o bladym blasku - dopełniały obrazka. Kły pozostawały obnażone nawet kiedy nie jadł... Mięśnie napięte, jak gdyby przygotowywał się do ataku, obrony lub ucieczki... A potem zasyczał głośno - znów w tak nietypowy sposób, nie przypominający ani człowieka, ani zwierzęcia. -Już mi jedni pomogli- rzucił, a brzmiał przy tym... Nawet nie na wściekłego, bo choć złość zdecydowanie leżała w jego tonie, to nie ona była najwyraźniejsza. Rozgoryczenie? To byłoby chyba lepsze określenie. Nieufność również, wręcz podejrzliwość... Ale przede wszystkim ten agresywny żal - graniczący z oskarżeniem. I nie można by powiedzieć, że nie miał do niego prawa; czego nie zrobiłby później, kogo nie zabił czy skrzywdził, S.H.I.E.L.D. dołożyło się przynajmniej do skomplikowania, jeżeli nie pogorszenia jego stanu... No i - o ile sam nie prosił się o przemienienie - początkowo sam był ofiarą.
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Sty 24, 2020 1:53 pm | |
| Morbius dostatecznie dobrze panował nad swoimi emocjami by nie zdradzić po sobie żadnego zaskoczenia czy choćby obrzydzenia wyglądem potwora. Mimo wszystko odczuwał minimalną nić współczucia dla tego człowieka. Los Morbiusa był tragiczny, ale przynajmniej wszystko co się wydarzyło było jego dziełem. Za swój stan mógł winić tylko siebie, gdy tymczasem ten nieszczęśnik zamienił się w potwora zupełnie bez swego udziału. Na świecie nie było sprawiedliwości. -Ci którzy próbowali. Oni pewnie nie byli tacy jak my. Jak mogli ci pomóc nie rozumiejąc czym jesteśmy? Zasiał ziarno zwątpienia w swoim rozmówcy i liczył na to że zbierze plony nadziei. -Nie mogę ci nic obiecać. Każdy przypadek jest inny, ale żeby dać sobie pomóc musisz mi opowiedzieć co się z tobą działo przez ostatnie kilka dni. Od czasu gdy ostatnio byłeś w pełni człowiekiem. Może będę w stanie ci pomóc. Naukowiec nie zbliżał się bardziej niż było to komfortowe dla mutanta. Nie kłamał nikogo. Jego przemiana jeszcze się nie zakończyła i była szansa na to że uleczenie tego nieszczęśnika leżało w mocy Morbiusa. W tej chwili układał sobie w głowie kilka teorii i możliwych kuracji, które miałyby szansę powodzenia. O czym ten Pym myślał napromieniowując tego nieszczęśnika? Owszem, jego cząsteczki są przełomem w dziedzinie fizyki. Jego dziedzina jednak była bardzo wąska i o ile powiększanie swoich zasług dla świata nauki szło mu znakomicie, to pomniejszanie problemów i spychanie ich pod dywan nie działało w realnym świecie poza laboratorium. Osobnym problemem było jednak to czy Morbius tak czy siak pomoże temu człowiekowi. Kiedy już dostanie to co chce, czyli informacje i być może kilka próbek jego krwi, nie będzie miał już z niego jakiegokolwiek pożytku. Po co marnować cenne zasoby na chwilową filantropię? |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Sty 24, 2020 2:22 pm | |
| W trakcie gdy Michael mówił, drugi wampir drgnął ponownie - w sposób nieco podobny do poprzedniego, ale po prostu trochę słabszy. Tym razem nie wyglądało to nawet na niemą odpowiedź na usłyszane słowa; może, zawsze istniała taka opcja, ale szarpnęło nim w momencie, gdy Morbius nie wspominał akurat niczego wyjątkowego... Niczego, co mogłoby mutanta ruszyć, zdenerwować, dotknąć. Być może była to więc przypadkowa, automatyczna reakcja... Niekoniecznie zależna od jego woli. Milczał natomiast przez dłuższą chwilę. Może i nie dałoby się tego czasu liczyć aż w minutach, ale w trakcie rozmowy taka pauza tak czy siak była bardzo wyraźnie zauważalna - i przede wszystkim nienaturalna. Zielone oczy nie opuszczały Morbiusa... I nie kryły w sobie żadnych cieplejszych uczuć. W ogóle niewiele zdawały się zdradzać, pomijając może urazę. -Sobie nie pomogłeś- skomentował wreszcie, ale prawdę mówiąc brzmiało to mniej jak oskarżenie, mniej jak poprzednia jego - bądź co bądź dość agresywna - wypowiedź, a bardziej... Być może jak linia obrony? Jak gdyby wytykał rozmówcy to, co mu w tym całym obrazku nie pasowało i nie pozwalało mu zaufać Michaelowi. Mniej więcej w tym samym momencie zresztą jego pazury zacisnęły się na moment na szczurze, a potem natychmiast rozluźniły - i to również nie zdawało się być reakcją na zachowanie Morbiusa, więc najprędzej na myśli samego mutanta... Albo na coś jeszcze innego, tylko w takim wypadku co? Ewentualnie także i ten gest był nieświadomy... Przynajmniej początkowo, bo w końcu oderwał uwagę wampira od Michaela, przyciągnął jego spojrzenie na moment w dół - i wreszcie spowodował odrzucenie wyssanych szczątków doczesnych gryzonia gdzieś na bok.
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Sob Sty 25, 2020 1:02 pm | |
| Michael westchnął. Spodziewał się tego argumentu. Był raczej oczywisty, jednak liczyl na to że nadzieja na ocalenie będzie silniejsza od podejrzliwości. Niemniej na wspomnienie swojej największej porażki nie wytrzymał i przymrużyl oczy. - Są różne przypadki... - powtórzył w miarę spokojnie - Mi nie trafił się nikt do pomocy na czas gdy tego potrzebowałem. Widzę jednak że nie jestem tu potrzebny... Morbius nie odwrócił się od razu, dając grzecznościowo czas swemu rozmówcy. Kończyła mu się jednak cierpliwość. Jeśli pacjent nadal nie był chętny do współpracy morbius wykorzystał by przedłużający się kontakt wzrokowy i zahipnotyzował delikwenta, tak by ten nie wątpił w zamiary wampira.
[Pisane z telefonu. Przepraszam za jakość] |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Sob Sty 25, 2020 4:23 pm | |
| Po odrzuceniu resztek szczura - a w trakcie wysłuchiwania odpowiedzi Morbiusa - mutant w dalszym ciągu spoglądał w dół, a mianowicie na swoje pazury. Nie wyglądało na to, aby zamierzał je w najbliższym czasie schować - o ile w ogóle był w stanie to zrobić, bo prawdę mówiąc nie wyglądały na wysuwane. A może po prostu nie potrafił tego uczynić, nie wiedział jak, chociaż było to możliwe? Teoretycznie instynkt powinien mu sporo podpowiadać - i najwyraźniej pod niektórymi względami to robił - ale z drugiej strony w tej formie miał przecież może parę dni... Po prostu nie było takiej opcji, aby zdążył wszystko opanować. -... Czekaj- powiedział w końcu. Gdyby Michael lepiej mu się przyjrzał, być może zauważyłby, iż jego pazury lekko drgały... Albo raczej od czasu do czasu zdawał się przez nie przechodzić drobny dreszcz, spięcie mięśni, które wprawiało palce w nieznaczny ruch - nim wracały do poprzedniej pozycji. Nie zawsze spotykało to wszystkie z nich, czasem tylko jeden, innym razem kilka... A i odstępy czasowe były różne. -Co mógłbyś zrobić?- spytał następnie mutant. Wciąż nie brzmiał na zadowolonego, czy nawet przekonanego co do tego pomysłu, ale przynajmniej był to jakiś postęp... I do jego dokonania nie była nawet potrzebna hipnoza. Najwidoczniej desperacja na ogół działała równie dobrze.
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Sty 28, 2020 10:47 pm | |
| Morbius teatralnie, niby to w ostatniej chwili, rozmyślił się od opuszczenia nieszczęśnika. Zdusił w sobie chęć tryumfalnego uśmiechu. Tak jak przypuszczał desperacja stwora działała mu na rękę. - upraszczając cała sprawę można powiedzieć, że jestem lekarzem, choć moich środków nie znajdziesz w zwykłej aptece. Miewałem już pacjentów w podobnym stanie. Niektórym udało się pomóc. Nawet jeśli schorzenia nie udało się cofnąć całkowicie, czasem udawało się nad nim zapanować. Mogli wrócić do namiastki normalności. Bycie oszczędnym w prawdę miało te przewagę nad kłamstwem, że nawet przed samym sobą brzmiało się wiarygodnej, a co dopiero postronne osoby. Do tego nie mydlił mu oczu że wszystko na pewno będzie cudownie. Dodanie do historii kilku może i jeśli dodawało jej wiarygodności. Oczywiście wolał się nie powoływać na tożsamości swoich pacjentów, ale nie sądził by było to konieczne. - muszę jednak jak najdokładniej wiedzieć co się z tobą ostatnio działo. Potrzebuje też próbek twojej krwi. - morbius wyjął z torby wzięte z laboratorium strzykawki do próbek - potrzebujesz pomocy, czy wolisz zrobić to sam? Jeśli wampir nie będzie na tyle ufny by dać sobie pobrać jest, morbius rzuci mu strzykawki. Gdyby jednak miał jakieś opery, będzie musiał posunąć się do hipnozy. Stracił tu już dość dużo czasu, a powoli kończyła mu się cierpliwość.
Ostatnio zmieniony przez Morbius dnia Sro Sty 29, 2020 3:20 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Sro Sty 29, 2020 2:20 pm | |
| Jeszcze przez dłuższą chwilę mutant nie spoglądał na Michaela... A mimo to przechylił głowę trochę na lewo, co mogło sugerować, że go słuchał i rozważał jego słowa - i zapewne tak właśnie było, bo w końcu sam kazał mu zaczekać. No i... Mimo wszystko nie miał przecież wielu innych opcji, jeżeli chciał zmienić swoją sytuację. A najwyraźniej chciał. Choć wampir nie skomentował pierwszej wypowiedzi Morbiusa, to w trakcie tej drugiej wreszcie znów przeniósł na niego wzrok, w dalszym ciągu podejrzliwy i czujny, ale zarazem zainteresowany. Ruch mężczyzny natychmiast przyciągnął jego oczy niżej, ku torbie i wyjmowanym z niej strzykawkom - a przez jego ciało znów przeszło wyraźniejsze drgnięcie. -Nie wiem jak- przyznał z opóźnieniem i z wahaniem... Ale przynajmniej powinno to być równoznaczne ze zgodą na pobranie krwi w ogóle, bo w innym wypadku chyba zamiast tego by zaprotestował. Powoli, ostrożnie, niczym zagonione w róg zwierzę, mutant podniósł się ze swojej dotychczasowej pozycji na równe nogi, ani na moment nie spuszczając przy tym spojrzenia z Michaela. -I nie pamiętam wiele- dodał wówczas.
|
| | | Morbius
Liczba postów : 13 Data dołączenia : 17/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Pią Sty 31, 2020 8:07 am | |
| Naukowiec westchnął na wieść o tym że człowiek niewiele pamięta. Był to oczywiście wyraz rozczarowania i poczucia zmarnowanej nocy, ale równie dobrze mógł być odebrany jako gest politowania nad wynaturzeniem. Być może nieszczęśnik wiedział jednak więcej niż mu się wydawało. -Skup się. Wszystko może pomóc. Jaka jest ostatnia rzecz... albo ze dwie ostatnie, które pamiętasz przed i po... tym. - stwierdził z braku lepszego określenia na jego obecny stan. W międzyczasie bardzo ostrożnie i spokojnie podszedł do pacjenta żeby pobrać próbkę krwi. Nie był pewien czy da radę przeprowadzić iniekcję. Znając możliwe spektrum swoich obiektów testowych, miał też w zanadrzu igły weterynaryjne, stosowane do pobierania próbek od słoni i nosorożców, jednak jeśli pacjent odziedziczył choć odrobinę sławietnej mocy Hulka, to te też na niewiele się zdadzą. Z zawodową fascynacją obserwował tiki stwora. Drgania palców oraz spontaniczne spięcia organizmu. Walka świadomości z instynktami była w jego przypadku bardzo dynamiczna. Istniała szansa że jest to po prostu skutek oswajania się z nowym ciałem. Ludzie nie byli drapieżnikami, mimo że często lubili tak o sobie myśleć. Ciało prawdziwego drapieżnika posiada cały szereg instynktów pozwalających mu działać nie tracąc czasu na tak trywialne rzeczy jak myślenie. To właśnie miało tu miejsce i Morbius był tego doskonale świadomy. Instynkt podpowiadał działanie, a był na tyle silny, że aż powodował ruch pazurów mutanta. To był główny problem odrzucania tego typu mutacji. Ludzie nie byli przyzwyczajeni do automatycznego działania organizmu. Odziedziczyli po przodkach głównie prehistoryczny instynkt stawania sparaliżowanymi w miejscu na widok zagrożenia. Coś co może i działało na prymitywniejsze dinozaury na pewno nie jest obecnie przydatnym mechanizmem ewolucyjnym. Obecnie ludzie to niestety urodzone ofiary. Dzień w którym Morbius nauczył się żyć w zgodzie ze swoim ciałem był przełomem w jego terapii kontroli nad nowym ciałem. Dla zwykłego zjadacza chleba myśl o tym że coś w jego ciele może dziać się bez jego woli była nie do pomyślenia. Teraz należało zaakceptować to, że zabicie kogoś może przychodzić dosłownie tak naturalnie jak oddychanie. Nie myślisz o nim żeby działało, ale jak chcesz, możesz wstrzymać oddech. Nawet jeśli człowiek niewiele pamiętał, to jego ciało pamiętało już na pewno. Istniała jednak szansa że będzie jeszcze mniej skore do rozmowy niż sam właściciel. Pomimo całego doświadczenia, jakie Morbius miał na polu biochemii i mutacji, była to wciąż niestety spora loteria. -Masz jakiś kontakt? Albo stałą kryjówkę? Jak będę mógł cię znaleźć jeśli uda mi się coś zdziałać? – zapytał kończąc powoli pobierać krew. Pytanie było głównie kurtuazyjne i miało na celu podnieść zaufanie pacjenta. Czemu inaczej pytałby o możliwość ponownego spotkania się. Tak naprawdę zdobył już wszystko co mógł tej nocy i chciał powoli wracać do swojej siedziby przyjrzeć się pobranym próbkom. Jeśli nic nie stało na przeszkodzie, pożegnał się, życzył dobrej nocy i odszedł w cień. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Wto Lut 04, 2020 2:51 pm | |
| Próba pobrania krwi zwykłą igłą szybko okazała się niemożliwa - ale przynajmniej mutant głowę trzymał odwróconą, z zaciśniętymi szczękami i skaczącymi po otoczeniu oczami, więc najprawdopodobniej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. O dziwo podejście z weterynaryjną dało już lepszy efekt, choć tak czy siak weszła w ciało z oporem. Najwyraźniej przemiana nie dała wampirowi zdolności na poziomie Hulka, przynajmniej pod tym względem, ale z pewnością wzmocniła go ponad typowego krwiopijcę... Co nie zmieniało faktu, że kiedy igłę udało się w końcu wbić, całe jego ramię drgnęło w odpowiedzi na to ukłucie. -Chodziliśmy po klubach. Więc piłem. I tańczyłem. Poznaliśmy parę dziewcząt, zmieniliśmy lokal... Normalne rzeczy. Potem wszystko się zamazuje. Jakoś wylądowałem na zewnątrz, bo stamtąd kobieta zabrała mnie do szpitala... Ale wtedy już... Źle się czułem- wyjaśnił niechętnie i z licznymi pauzami, wciąż wzdrygając się od czasu do czasu... I prawdopodobnie zastanawiając nad tym, co tak właściwie pamiętał. Jego zdolności regeneracyjne były natomiast najwyraźniej na przewidywalnym poziomie, bo po wyjęciu igły praktycznie od razu nie został po niej ani ślad. Czego również można się było z góry spodziewać, krew mutanta miała kolor zielony - niby dość ciemny, a jednak jak gdyby podświetlony od środka, co dawało ciekawy efekt... Prawie taki, jakby posiadała aurę. Prawdopodobnie dobrze byłoby się z nią ostrożnie obchodzić - na wypadek radioaktywności. Choć... Morbiusowi zapewne by nie zaszkodziła, a przynajmniej nie na długo. -Ktoś namierzyłby telefon. Nie. Ale sypiam niedaleko. Dwie ulice stąd, stary magazyn- to mówiąc, mutant wskazał nagłym szarpnięciem głowy odpowiedni kierunek, po czym utkwił spojrzenie w Michaelu, bardzo... Nieruchomo... Ale nawet nie próbował go zatrzymać, gdy ten zdecydował się pożegnać i ruszyć w swoją stronę.
***
Więc masz tu z/t.
|
| | | Ashara
Liczba postów : 10 Data dołączenia : 23/01/2020
| Temat: Re: Ulice NYC Sob Kwi 25, 2020 11:18 am | |
| Najnowszy
Uciekła, zdołała dać nogi i znalazła się właściwie gdzie? Sama nie wiedziała. Ważne, że mogła czuć się spokojnie i bezpiecznie. Przynajmniej tak sądziła. Musiała jeszcze zdobyć coś do jedzenia. Więc gdy tylko znalazła się w tłumie ludzi wyciągnęła z koszyka przechodnia bochenek chleba. Nie przejmowała się czy ktoś to widział czy nie. Przecież wzięła bo była głodna, nie zabrała pieniędzy a chleb prawda? Krocząc szarymi pustymi uliczkami skryła się w cieniu z dala od wścibskich oczu. Zaraz potem wyciągnęła pieczywo i wgryzła się w niego czując ulgę. Zastanawiała się co ma zrobić dalej, gdzie się skryć potem. Przecież nie mogła siedzieć tutaj tak nie wiadomo jak długo. Musiała coś zrobić. Wzięła wdech z rezygnacją i skulona siedziała cicho jak mysz pod miotłą z nadzieją, że nikt jej nie zauważy, że wszyscy przejdą jak zwykle obojętnie zostawiając ją samą sobie. |
| | | Dracula
Liczba postów : 56 Data dołączenia : 21/09/2014
| Temat: Re: Ulice NYC Sro Maj 06, 2020 1:59 pm | |
| Siedząc jednej z niemieckiej restauracji gdzie serwowali najbardziej krwiste i tłuste mięso w NYC, zastanawiał się co dalej może zrobić, wszak aktualnie co się dzieje to koniunkcja sfer. Przez którą jest te załamanie pogodowe jak i najróżniejsze trudności, ale nasz kochany gatunek wszystko przetrwa, zamawiając sobie danie wyssał krew, zanim skonsumował. By później zamówić piwo i w raz z swoimi kochankami z obfitym biustem rozmawiać po staro Rumuńsku dalszych planów, wszak nie mogą tu spędzić wieczności chciał jeszcze stworzyć firmę w Europie dzięki której będzie mógł w stanie odkryć te trudności, jakie dała mu klątwa stąd zaczął próbować nauczyć się władania na telefonie i szukania najróżniejszych informacji jak to widzą ludzie, odnośnie tych badań w jakim najlepiej kraju zacząć swoją ekspansję. Bo teraz wojny, nie są prowadzone przez żołnierzy. A przez dezinformacje, a kraj Niemiecki jest najlepszy w tym bo próbuje zapomnieć lata nazizmu potem około 40 lat komunizmu, więc w tym kraju chyba najlepiej się odnaleźć i dogadać się z firmą Remusa. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Ulice NYC Nie Maj 17, 2020 4:44 pm | |
| Chleb smakował wyjątkowo dobrze - i nic dziwnego, skoro Jupiter była tak głodna. Świeży, chrupki, pachnący, można by wręcz mieć wrażenie, że jeszcze trochę ciepły... I zdecydowanie sycący. Jego właściciel nie zwrócił na dziewczynę uwagi, żaden inny przechodzień najwyraźniej również nie dojrzał jej występku... Albo po prostu nikogo on nie obchodził. Mimo wszystko wszystko to działo się w Nowym Jorku; ludzie mieli własne sprawy na głowach i naprawdę nie przejmowali się takimi detalami jak nastolatka siedząca w bocznej uliczce i jedząca bochenek chleba. Cóż za ironia, że kilkaset metrów dalej w drogiej restauracji Dracula cieszył się w tym czasie mięsem i krwią - w towarzystwie swojego orszaku. Oczywiście samo jedzenie nie było mu potrzebne i liczyła się jedynie ta krew... Ale chyba dodawało to tylko soli do rany - a przynajmniej dodawałoby, gdyby Ashara była tego w ogóle świadoma. Tej dwójki nie łączyło w zasadzie nic. Nie znali się, nie mieli ze sobą nic wspólnego, pomijając może szczegół, że wśród ich zdolności znajdowała się jedna minimalnie podobna - a i to w porywach... Logika wskazywała więc na to, że gdyby kiedykolwiek na siebie przypadkowo wpadli, nawet by na siebie nie spojrzeli i po prostu ruszyliby dalej, być może wymrukując jakieś "przepraszam". Tyle że los działał w niezbadane sposoby, a podejmowane przez ludzi akcje potrafiły doprowadzić do przedziwnych rezultatów... W tym momencie jednak żadne z nich o tym jeszcze nie wiedziało. Jupiter siedziała więc w swojej uliczce, a Dracula w restauracji, gdy świat uległ wokół nich niespodziewanej zmianie. Nie była to ogromna zmiana, w żadnym wypadku; po prostu na pewnym obszarze na Manhattanie rzeczywistość przepisała się tak, by usunąć niektóre osoby z miejsc, w których obecnie przebywały... I przenieść je do innej lokacji. Nikt pozostający w okolicy nie zauważył tej różnicy - jak gdyby zupełnie nic się nie wydarzyło.
***
Drobna zmiana planów, Rogue jednak do nas nie dołącza, w związku z czym zmodyfikowałem też pomysł na sesję, żeby bardziej pasował do sytuacji oraz Waszych postaci. Misja nie jest z gatunku tych strasznie długich i rozbudowanych, ale też nie będzie super krótka.
Tutaj dostajecie z/t i zacznę dziś lub jutro w nowym temacie.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulice NYC | |
| |
| | | | Ulice NYC | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |