Imię i nazwisko: Chris Crump, prawdziwe nieznane.
Pseudonim: "CC" tak zwą go kumple i publika.
Rasa: T̄heụ̄̀xn "เถื่อน ", uznaje się go jednak za człowieka.
Miejsce pochodzenia: Prawdopodobnie Thī̀ mæ̀ "ที่แม่", acz wychowano go w niewielkiej Teksańskiej wiosce.
Wiek: 20 lat
Frakcja: Cywil, świetnie zapowiadający się zawodnik wagi średniej federacji UFC.
Wygląd:
Charakter:
Umiejętności:
- Ostra napierdalanka stylu przeróżnego, choć głównie specjalizuje się w "Muay Thai" i "BJJ", potrafi również świetnie machać kijami co zawdzięcza zamiłowaniu i treningowi "Escrimy".
- Prowadzenie cztero jak i dwukołowców.
- Pisanie, czytanie, gotowanie, sprzątanie czyli to co powinien umieć każdy człek mieszkający sam.
Moce:
Rasowe zdolności Chris'a uaktywniły się u niego dopiero w nastoletnim wieku dlatego też ich możliwości nie są jeszcze przez chłopaka dobrze znane:
- Przede wszystkim wypadałoby wspomnieć o nadludzkiej wytrzymałości, ciało jego bowiem twarde jest niczym najwytrzymalsza stal i przebić się przez nie jest naprawdę ciężko. Chris odporny bowiem jest na ostrzał broni przeróżnego kalibru, przeróżne wybuchy znane ludzkości, o zwykłych uderzeniach ostrzem czy innym ludzkim wynalazkiem nie wspominając. Dodatkowo młody mężczyzna wytrzymać jest w stanie nawet kilkudniowy maraton.
- Super siła przekraczająca znacznie możliwości zwykłego człeka, a nawet niektórych znanych superbohaterów w każdym bądź razie Chris z całą pewnością byłby w stanie unieść nie jeden samolot acz aktualnie używa jedynie jej namiastki nieświadomy swego prawdziwego potencjału.
- Szybkość, dorównująca najlepszym atletom acz nie jest to nadzwyczajny wyczyn tym bardziej iż jest on typem sportsmana.
- Zdolność lotu, jeszcze mu nieznana.
- Wyczulone zmysły słuchu, węchu i wzroku, dzięki którym jest w stanie usłyszeć domowe szepty sąsiadów z osiedla, zobaczyć szybujące wysoko na niebie ptaki na tyle dobrze by rozpoznać ich rasę, czy tez wyczuć swąd prochu osadzonego na mankiecie rękawa.
Broń:
- Całe ciało Chris'a Crump'a jest jego bronią.
Ekwipunek:
- Telefon
- Kluczyki
- Portfel
- Dokumenty
- Torba treningowa z całym asortymentem.
Historia:
Witam was! Nazywam się Chris Crump, przynajmniej takie imię nadali mi moi przybrani rodzice. Jestem dwudziestoletnim Teksańskim chłopcem, który nie zawsze był takim zabijaką. Pozwólcie więc iż historię mą opowiem wam od samego jej początku.
Rodzice opowiadali iż znaleźli mnie porzuconego na ich farmie. Ponoć raczkując wyszedłem z pola kukurydzy, umorusany błotem po sam czubek głowy. Nie wiadomo jak się tam znalazłem ani kto mnie porzucił. Całe szczęście stare, bezdzietne małżeństwo Crump'ów postanowiło się mną zaopiekować. Od dziecka byłem z natury spokojny i ułożony, nigdy nie przychodziły mi do głowy bójki, a już tym bardziej nie marzyłem by zostać tym kim aktualnie jestem, tak naprawdę w czasach szkolnych byłem nieco chorowitym dzieckiem, z wiecznie dokuczającą astmą. Roger, mój ojciec nauczył mnie iż najlepiej unikać jakichkolwiek konfliktów może to dlatego przez 6 lat szkoły byłem bity, wyśmiewany i okradany, w każdym bądź razie nie pałałem chęcią zemsty, choć nie powiem iż śniłem o tym jak to choć raz ja spuszczam komuś manto. Co do nauki, no cóż nie byłem może najinteligentniejszą osobą ale jakimś cudem udawało mi się przeskoczyć z klasy do klasy. Gdy nadszedł czas szkoły średniej wszedłem w nieco buntowniczy wiek. Jak każdy nastolatek pragnąłem tego co wówczas nie było dla mnie jeszcze osiągalne. Życie swe zacząłem zmieniać od wstąpienia do klubu, stania się częścią załogi, przynajmniej w tamtym czasie myślałem iż zostanie jednym z chłopców drużyny footballowej było pierwszym świetlanym krokiem w nastoletnią przyszłość, pełną imprez, sławy i dziewczyn. Niestety! Jak to było w mym zasranym życiu nie dostałem się do pierwszego składu, nie siedziałem nawet na ławce, nie wspominając o tym iż piłkę trzymałem w dłoniach jedynie w szatni, gdy trener kazał mi ją należycie wypucować. Złość wzbierała wówczas we mnie jak nigdy, aż w końcu sponiewierany nieco przez kolegów z drużyny wybuchłem. Pewnie spodziewacie się iż stało się coś zaskakującego, niestety oprócz dostania porządnego łupnia i wylądowania w szpitalu nie miałem się zbytnio czym pochwalić.
Jak widzicie życie me szkolne nie należało do zbyt przyjemnych, nie wróżyło mi żadnej sportowej kariery, a jedyne chwile ukojenia i spokoju po ów incydencie zaznać mogłem tylko i wyłącznie w domu. Do dziś pamiętam słowa Rity, mej ukochanej matki "Pewnego dnia Chris, staniesz się kimś na kogo wszyscy patrzeć będą z podziwem, kimś szczególnym i wyjątkowym". Zapewne nie chodziło jej o to kim teraz jestem, no ale cóż przyszłości się nie wybiera gdyż spisano nam ją już wieki temu.
Przechodząc do dalszej części historii w końcu trafiamy do punktu kulminacyjnego, który zmienił całe me życie. Dzień ów pamiętam tak dobrze iż dziś jeszcze śnią mi się związane z nim koszmary. Był to zwykły piątkowy zimowy wieczór, dnia tamtego zmrok zapadł szybciej niż zwykle, a wiejskie uliczki od czasu do czasu oświetlane były jedynie przez rozstawione co 100 metrów lampy. Wracałem wówczas z zajęć dodatkowych do domu gdy samochód pełen dawnych znajomych z klubu zatrzymał się tuz przed mym nosem. Nad ciałem mym zapanował strach, wiedziałem że nie ucieknę, jak i również nie będę w stanie się im postawić. Doskonale pamiętałem dzień w którym posłali mnie do szpitala, ból jaki wówczas odczuwałem i strach przed tym iż mogłem zginąć. Padłem na kolona otoczony gronem pijanych footballistów. Zapewne z ust ich padały w mą stronę przeróżne wyzwiska i docinki, jednakże jedyną rzeczą jaką wówczas czułem były przeszywające ciało drgawki, drgawki które zamieniły się w nieznośny ból i łomot który tak mocno mną zatrząsł iż bez wahania wstałem na nogi odpychając jednego z napastników ważącego z 130kg na co najmniej kilkanaście metrów. Nie zastanawiałem się wówczas zbytnio nad tym jak tego dokonałem, tym bardziej iż jedyną rzeczą jaką mogłem wtedy zrobić była ucieczka. Pędziłem co sił w nogach, szybko gubiąc ogon jednakże gdy już myślałem iż jest po wszystkim ryk silnika wyskakującego zza kukurydzy samochodu nieco mnie oszołomił, a wielki czarny Rang Rover zderzył się z mym małym ciałem jadąc z prędkością 100km/h. Jakimś cudem jednak przeżyłem, prawdę powiedziawszy nie potrafię tego wyjaśnić, może była to boska interwencja, a może pomógł mi jakiś Heros o których ostatnimi czasy tyle się słyszało w każdym bądź razie wgnieciona maska samochodu opatuliła me ciało tak iż ledwo mogłem się spomiędzy niej wydostać. Zszokowany całym wydarzeniem i nadal nieco wystraszony uciekłem z miejsca wypadku jednakże nie żałuję tego co stało się z mymi prześladowcami, może dlatego iż od dnia tamtego stałem się nieco inny. Ciągnięty adrenaliną, dziwnym pociągiem do walki i krwi, zacząłem trenować sztuki walki, a co do reszty historii. To ją już znacie bynajmniej na tyle, na ile opisują ją blogi i gazety sportowe prawiące o "CC" pretendencie do mistrzowskiego pasa wagi średniej federacji UFC.