|
| Przed rezydencją | |
|
+32Gloriana Nightcrawler Marrow Melyonem Morningstar Dust Iceman Elixir Surge Polaris Wolfsbane Rockslide Icarus Zefira Rictor Shatterstar Roberto da Costa Cissie Samuel Guthrie Robbie Reyes Genesis Quentin Quire Rosalie von Doom Victor von Doom Wolverine X-23 Loki Cyclops Emma Frost Beast Domino Storm Cable 36 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Przed rezydencją Czw Lis 29, 2012 9:28 pm | |
| |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Nightcrawler
Liczba postów : 107 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Gru 23, 2015 9:58 pm | |
| Wiele się ostatnio wydarzyło, zarówno w życiu Kurta, jak i całego Instytutu. Skład X-men dynamicznie się zmieniał - jedni odchodzili, inni wracali, pojawiały się nowe twarze. Działo się wiele nieprzyjemnych rzeczy, on był świadkiem niektórych. Jak chociażby ostatnia misja, wymiana zdań z Jean, jej ucieczka - zdecydowanie niefajne wspomnienie. Ale mimo to osoba taka jak Wagner potrafiła zachować pogodę ducha i radość z życia. Prawie zawsze się uśmiechał, nawet ostatnio. No chyba, że akurat walczył o życie na jakiejś rosyjskiej wyspie. Albo słuchał dramatycznego dialogu Jean i Scotta pod domem Greyów - wtedy miał inny wyraz twarzy. Ale ogólnie był osobą nastawioną pozytywnie do wszystkiego i niech tak zostanie. A więc mimo iż podchodził do ostatnich wydarzeń bardzo emocjonalnie i przejmował się tym wszystkim, to zachowywał się jak zwykle, pozostając tym wiecznie roześmianym Nightcrawlerem. I taki właśnie Nightcrawler przechadzał się korytarzami X-mansion, włócząc się bez celu. Nie wiedział w zasadzie czego szukał, czy w ogóle coś znajdzie, po prostu się nudził. Liczył, że wpadnie na jakichś przyjaciół, z którymi pogada, pożartuje, ale na razie się na to nie zapowiadało. Niektórzy pozamykali się w swoich pokojach, inni działają aktualnie w terenie. Co jakiś czas w holu, na korytarzach, czy w innych pomieszczeniach Kurt mijał kogoś znajomego. Zwykle jednak kończyło się na krótkim "cześć" i wymianie uśmiechów. I wciąż był znudzony. Wyjrzał przez okno. Może przejdzie się na spacer wokół rezydencji? Tak, to niezły pomysł. I choć na dworze nie było raczej za ciepło, to nie potrzebował kurtki - przy takich temperaturach wystarczało mu jego niebieskie futerko. Wyszedł na dwór głównym wejściem. Jego oczom ukazała się fontanna i całą reszta znajomego mu placu. Oprócz tego przechadzało się tu kilka osób, ale znów - nic ciekawego się tu nie działo. Przeszedł się po placu, okrążył fontannę i zdecydował, że chyba pójdzie jednak do pokoju poczytać jakieś książki. To też jakiś sposób rozrywki, nie? Spojrzał w stronę drzwi i... BAMF! Po chwili znajdował się już obok nich, zostawiając za sobą tylko chmurę siarki. Teleportował się już tak wiele razy, a wciąż lubił to robić. Z jakiegoś powodu sprawiało mu to przyjemność, mimo iż nie powinien raczej robić tego bez powodu, byle tylko znaleźć się przy drzwiach szybciej. Ale jeszcze nie wszedł do środka, odwrócił się, spojrzał na miejsce, w którym znajdował się przed chwilą. Na uczniów rozmawiających w niewielkich grupkach i tych samotnie przechadzających się po podwórzu. Oparł się o ścianę, by jeszcze chwilę postać na świeżym powietrzu. |
| | | Quentin Quire
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 01/10/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Nie Sty 24, 2016 11:07 am | |
| Nie musiał długo czekać, doskonale. Potrafił być cierpliwy jeśli sytuacja by tego absolutnie wymagała, jednakże preferował szybsze działania, przemyślane ale szybsze. Dodatkowo nie mógł liczyć na lepszą ofiarę niż elf. Emma była zbyt niebezpieczna, nawet jak na niego, przynajmniej na ten moment, a Storm... Nie powie, żeby się jej obawiał, jednak zdarzało jej się wyczuć penetrację umysłu i umiała miotać błyskawicami. A chociaż zdarzało mu się mieć samobójcze życzenie - nie w tym wypadku. Tym razem działo się zbyt wiele rzeczy, w które mógłby nieco... się zagłębić. Wydarzenia samego Instytutu oraz fakt, że mutanci zaczęli wychodzić na światło medialne. To była świetna okazja do wykorzystania, w końcu mógł zaistnieć, zabawić się. Nie mógł zmarnować takiej okazji, pięknej, pięknej okazji, na jaką czekał całe życie. Nie no, żarcik, nie mógł zaplanować całego życia, chociaż byłoby to dość wygodne - ostatnie wydarzenia w jego życiu prywatnym dały mu o tym dość jasno znać. Oraz uświadomiły, że nikomu nie można ufać. Gdy tylko elf go minął wspiął się po schodach, zatrzymując się przy wejściu. Umysł futerkowca był prosty do czytania, zaskakująco, jak spacerek przez park. Czasem miał wrażenie, że nawet wcześniej wie, że Kurt coś zrobi niż on sam... Cóż, prawdopodobne, wiedział czego szukać. Oparł się ramieniem o framugę drzwi, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i czekając aż Smerf zawróci; nie powie, żeby teleportacja go specjalnie zdziwiła, w końcu tym się ów zwierzątko cechowało i zajmowało przez większość czasu. Na jego ustach znów wykwitł krzywy uśmieszek kiedy Kurt zjawił się przy drzwiach wejściowych, zaraz obok Q. Przesunął się w obok, dyskretnie, by nie zwrócić na siebie - wyjątkowo- uwagi, przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Dopiero gdy futerkowiec zajął się podziwianiem... krajobrazów? Cóż, sam Quentin nie powiedziałby, że było czym, ale każdy ma swoje... gusta; chłopak pojawił się centralnie przed nim, poprawiając swoje okulary. Przez żółte szkła, jego oczy nabierały jadowitego, niebezpiecznego koloru, co raczej dodawało mu uroku, w jego mniemaniu. Krzywy uśmiech nie spełzł z jego twarzy, wręcz przeciwnie - poszerzył się. Mmm, pogawędka, tak. - Humorek dopisuje, jak widzę. Też uważam, że bez pewnych osobników powietrze zrobiło się tu... świeższe. - Wolne początki, spokojne, chwilowo jeszcze jest miły i liczy, że elfik sam się domyśli któż to chodzi po głowie telepaty. A kiedy jego móżdżek skupi się na tym temacie, Quentin będzie powoli skanował jego umysł za ciekawszymi informacjami. Przyjrzenie się temu czego Kurt osobiście był świadkiem będzie interesującym dodatkiem. Jeszcze nie miał okazji działać poza Danger Room, więc chętnie obejrzy jak dokładniej doszło do zniknięć pewnych członków X-Men. Mm, śmieci, śmieci, śmieci... Gdzie były te użyteczne myśli, hm. Trzeba zdecydowanie podrążyć temat, oczywiście pod przykrywką miłej, towarzyskiej konwersacji. Mógł się tak bawić, zdecydowanie, zwłaszcza, że Kurt był jednym z mniej irytujących, ujmijmy to tak, jegomość. |
| | | Genesis
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 12/12/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Pią Lut 12, 2016 4:35 pm | |
| Po opuszczeniu terenu ogrodów Evan zabrał Rosalie do wnętrza budynku i przez dłuższą chwilę kręcił się wraz z nią po korytarzach, w ten sposób zapoznając się z układem pomieszczeń. Szkoła była naprawdę sporych rozmiarów i choć chłopak miał bardzo dobrą pamięć, to i tak martwił się o to, że z początku ciężko będzie mu wszystko spamiętać... Przydałaby mu się jakaś mapka. Ciekawe czy mieli tutaj coś takiego? W końcu jednak młody mutant odprowadził swoją nową koleżankę pod drzwi jej pokoju i to właśnie tam ich drogi póki co się rozeszły. Genesis brał pod uwagę to, że mogą się już więcej nie spotkać, bo w końcu Rose sama mu mówiła, że ojciec ma niedługo zabrać ją z Instytutu... Ale po cichu liczył na to, że w takim wypadku przynajmniej będą mieli okazję się pożegnać. A może dziewczyna zmieni jeszcze zdanie i zdecyduje się pozostać w szkole? Kto wie. Już sam, Evan stanął przed wyborem: czy również powinien wrócić do swojej sypialni, by nie wchodzić nikomu w drogę - czy może jednak mógł poszwendać się jeszcze po szkole? Prawdę mówiąc ta druga opcja podobała mu się dużo bardziej. Wcale nie był zmęczony, za to niesamowicie zaciekawiony na pewno. Był tutaj przecież tak krótko, a już zdążył być świadkiem interesujących wydarzeń... W końcu raczej nie każdego dnia spotykało się psy o telepatycznych zdolnościach na tropie kosmicznych zbiegów, prawda? Podsumowując, wybór ten okazał się więc być bardzo prosty i to właśnie dlatego nastolatek skierował swoje kroki z powrotem ku wyjściu z Instytutu. Liczył na to, że może uda mu się jeszcze natknąć na Colossusa albo Cosmo, którzy udali się wcześniej w stronę... Jeziora, o ile pamięć go nie myliła. A Piotr powiedział przecież "do zobaczenia niebawem", tak? To brzmiało prawie jak zaproszenie do następnego spotkania. Plany Evana szybko się jednak zmieniły, gdyż kiedy tylko otworzył drzwi wyjściowe i przekroczył ich próg, znalazł się tuż przy dwóch obcych sobie osobach... To znaczy, właściwie jedną z nich kojarzył - tak jak i praktycznie wszystkich X-Men. Nightcrawler był bardzo charakterystyczny, więc rozpoznanie go nie stanowiło większego problemu, a już na pewno nie po tym wszystkim, co nastolatek miał okazję usłyszeć od wujka. Drugi obecny stanowił już dla niego zagadkę, ale Genesis obstawiał, że musiał być jednym z uczniów, bo nie wydawał się dużo starszy od niego samego. Może z rok albo dwa? Z drugiej strony niektórzy członkowie drużyny rzeczywiście byli bardzo młodzi... Więc starał się nie brać niczego za pewnik. W pierwszym momencie Evan nie był pewien co powinien zrobić. Przywitać się i po prostu ruszyć w swoją stronę? Nawiązać z nimi dyskusję? Mógł im przecież w czymś przeszkadzać, skoro stali tu sobie razem i pewnie rozmawiali... Ale z drugiej strony, gdyby załatwiali prywatne czy poufne sprawy, to chyba wybraliby sobie na to lepsze miejsce? Więc... Może jednak mógł sobie na to pozwolić. - Dzień dobry? - zaczął po tej krótkiej chwili wahania, równocześnie wiodąc spojrzeniem od jednego do drugiego, lecz starając się przy tym nie zawieszać na nich wzroku na zbyt długo. Nie chciał sprawiać wrażenia osoby natarczywej albo zbyt ciekawskiej... Ani tym bardziej zirytować któregoś z nich - lub nawet obu. Spotkanie z Colossusem i z Rosalie nastawiło go pozytywnie, ale mimo to w dalszym ciągu czuł się odrobinę niepewnie... I trudno byłoby mu się chyba dziwić, skoro tak naprawdę po raz pierwszy w życiu opuścił swój dom rodzinny i w dodatku od razu wyjechał daleko, bez rodziców... Na długo. Właściwie to nie wiedział nawet dokładnie na jak długo...
|
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Pią Lut 12, 2016 8:36 pm | |
| Kitty jednak nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, ale to niestety nie poskutkowało w zaśniecił nawet liczenie baranów nie pomagało za dużo myśli kłębiło się w jej głowie. A najbardziej dręczyły ją słowa wypowiedziane przez Rosomaka i X23. W końcu Emma nie mogła być tą złą, która by mogła ich zdradzić. Nie wytrzymała w końcu i postanowiła pooddychać Świerzym powietrzem wiec wyszła z pokoju i jakoś tak sobie przypomniała naglę o nowych uczniach, o których wspominała Emma. Idąc ciemnym korytarzem w końcu dotarła do skraju schodów, przystanęła zaraz, bo usłyszała aż trzy głosy dochodzące z dołu. Cóż Kitty jednak postanowiła iść dalej by sprawdzić kto tak samo jak ona nie może spać. Może to jakiś ktoś nowy? Tak idąc schodek po schodku w końcu zatrzymała się na przed ostatnim z nich i wpatruje się w ową trójkę. - Witajcie. Wy też nie możecie spać jak widzę...- Zerka na chłopaka, który stał w progu budynku, a nie na zewnątrz. Nim chyba bardziej wydaje się być zainteresowana niż pozostałymi. Ba nawet się uśmiechnęła, co strasznie do Kitty pasowało.
----- Z góry przepraszam za długie nie odpisywanie, ale mam taką pracę, że nie mogę się wbić na lapka... |
| | | Quentin Quire
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 01/10/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Sob Lut 13, 2016 12:00 am | |
| Elf zdecydowanie nie chciał współpracować, co, prawdę powiedziawszy nie przeszkadzało Quentinowi, w końcu dla kogoś takiego jak on dokopanie się do odpowiednich rzeczy nie było problemem, jednak współpraca byłaby miła. Głównie dlatego, że się starał, wyjątkowo, ale jak zwykle się nie opłacało. Kiedy znalazł w końcu wspomnienia, na których mu zależało, uniósł nieznacznie brew, uważnie przeglądając wydarzenia, które miały miejsce w bazie? Tak wyglądało to miejsce. Dużo hałasu, chaosu, i wiele osób, głównie w kostiumach wskazujących na przynależność do X-Men. Dobrze trafił, jednak problemem było skupić się na dokładnym ciągu wydarzeń, gdy był tak urywany, zwłaszcza przez teleportację Kurta. Mało użyteczne, przydałby się ktoś mnie roztrzepany - ale i tak chętnie zachowa zdobyte informacje. Może pomogą w którymś momencie ułożyć historię w całość, jednak będzie do tego potrzebował innych świadków. Potrzebuje zarysu całej sytuacji. Już wcześniej wyczuł czyjąś obecność, jednak dopiero głos wyrwał go ze swego rodzaju transu, w który się zagłębił podczas szukania logiki i całości we wspomnieniach elfa. Jasne, spokojnie mógł przetwarzać kilkadziesiąt bodźców i miliony myśli, ale nawet taki geniusz jak on mógł na moment skupić się na jednej rzeczy, która w tej chwili go interesowała. W końcu i tak w tym miejscu nie było nic lepszego do roboty, nudna, beznadziejna szkoła. Będzie musiał się z niej wyrwać, a z tego co kojarzył to wcale nie było takie proste. Zabezpieczenia przed obcymi były też pewnym upewnieniem, by uczniowie się nie wymykali bez wiedzy nauczycieli. Zrobiło się niebezpiecznie - i właśnie dlatego Quentin miał ochotę się wyrwać. Jego wzrok padł na osobę, która im przeszkodziła, chcąc się dołączyć do dyskusji? Sam nie był pewien, bo jakby nie patrzeć, dyskusją tego nazwać nie można było, prędzej monologiem, chociaż i to było zbyt wielkim określeniem, na kilka słów, które wypowiedział. Ale w końcu rozmowa nie była jego celem, głowa futrzaka, jak najbardziej. Brwi nastolatka podjechały w górę, a usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu. Prześledził spojrzeniem ciemne paski idące od kącików ust chłopaka, do jego uszu; szaro-błękitny odcień skóry, jedynie włosy były mylne i bardziej zaokrąglona buzia. No proszę, kto by pomyślał, że dzieciak Apokalipsa zawita do progów tego Piekła. Chociaż z drugiej strony to by wiele wyjaśniało. Piekło do idealne miejsce dla takich typów jak on, zwłaszcza z takim pseudo, bo - Apocalypse, serio? Trochę oryginalności. Ciekawe co takiemu dzieciakowi siedzi w głowie, w końcu świadomość, że ma się coś wspólnego z taką postacią... A może to był sam Apo, tylko po drobnych zmianach. Różne rzeczy się działy, nie? Ale nie ma co gdybać, lepiej się upewnić. - No proszę, kto by przypuszczał, że Apocalypse doczeka się synka. Pogratulowałbym, gdybym wymyślił jaka masochistka się do niego zbliżyła na tyle. - Wymownie przesunął wzrokiem po chłopaku, jednocześnie wślizgując się w jego myśli. Wyczuł pewną zaporę, jednak niewystarczająco silną by go powstrzymać, cudownie. Uwielbiał czytać z ludzi jak z otwartej księgi, wiele to ułatwiało... Ale to co zobaczył? To, to było coś czego się nie spodziewał. Idylliczny obrazek życia na wsi z kochającą rodziną, serio? Strach pomyśleć kto go tak sobie wyhodował. Bo musiało stać za tym coś większego. Musiał się dowiedzieć co, w końcu coś ciekawego. Szybko jednak dołączy do nich kolejna osoba, Shadowcat, no proszę. Coraz większe zbiegowisko, co specjalnie mu się nie uśmiechało. Liczył na spokojne spenetrowanie głowy elfa, a nie towarzyskie posiedzenie na schodach. Wywrócił oczami, uderzając ramieniem o ścianę budynku, przenosząc wzrok między kolejnymi postaciami. Dziwny dzieciak z wypranym mózgiem, przerośnięte zwierzątko domowe i Kitty Pryde. Jedna z najbardziej irytujących osób jakie znał, zwłaszcza gdy się tak szczerzyła - nie, nie musiał jej widzieć, by wiedział, że to robiła. Zdecydowanie za długo tu tkwił. |
| | | Nightcrawler
Liczba postów : 107 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Lut 17, 2016 9:34 pm | |
| Widoki były ładne, a pogoda przyjemna, ale na zewnątrz raczej też nie działo się nic ciekawego. Pozostawało więc pójść do swojego pokoju i coś poczytać. Albo po prostu się przespać. Może będą mieli dla niego jakąś misję jak się obudzi? Nie obraziłby się, chyba był już na coś takiego gotowy. I chwilę przed tym, jak miał wziąć się za realizację tego planu, coś mu przeszkodziło. A raczej ktoś. Tym kimś okazał się Quentin, którego Kurt kojarzył, widział go kilka razy w szkole, ale nie znał za dobrze. Może czas to zmienić? Wagner naprawdę lubił poznawać nowych ludzi, a posiadanie jednego przyjaciela w Instytucie więcej byłoby czymś naprawdę fajnym. - Cześć! - przywitał się, krótko i głośno, unosząc rękę do góry i machając nią przez niedługą chwilę. Na wypowiedź towarzysza uniósł tylko delikatnie kącik ust, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Niezręczną chwilę namyśleń Nightcrawlera przerwała kolejna osoba, która pojawiła się przy drzwiach. Ponownie - twarz wyglądała znajomo (w końcu to syn En Sabah Nura, który był dość... popularną tu postacią), ale Kurt nigdy nie miał okazji z nim rozmawiać. Ale wyglądało na to, że się taka nadarzy, w końcu młodzieniec nie przywitał się bez powodu. Szczególnie, że stanął zaraz przy nich. Wagner powtórzył gest, którym powitał Quentina - uśmiech, podniesienie ręki, energiczne machanie. Rzucił też szybkim "cześć", jak w poprzednim przypadku, po czym... no właśnie, po czym milczał, nie bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć. Znajdował się w towarzystwie dwóch praktycznie mu obcych ludzi, którzy postanowili z nim porozmawiać. Nie, żeby mu to przeszkadzało, lubił towarzystwo, lubił poznawać uczniów szkoły, ale teraz nie bardzo wiedział o czym mają gadać. Na szczęście po chwili odezwał się Q. Co prawda to, co powiedział nie brzmaiło na miłe, ale hej, lepsze to niż milczenie, prawda? Ale z drugiej strony, Kurt nie chciał by rozpoczęła się tu kłótnia. Dalej siedział cicho, obserwując obecnych. W pewnym sensie uratowała go Kitty, która po chwili pojawiła się obok nich. W końcu ktoś kogo Niemiec dobrze zna i z kim ma wspólne tematy. - Kitty! - na przybycie przyjaciółki zareagował o wiele bardziej entuzjastycznie niż w dwóch poprzednuch przypadkach. Zresztą nic dziwnego - naprawdę lubił Shadowcat i cieszył się że tu do nich dołączyła. Może w końcu rozmowa jakoś ciekawiej się rozwinie |
| | | Genesis
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 12/12/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Lut 17, 2016 11:16 pm | |
| Reakcja futrzanej części towarzystwa na przybycie i odezwanie się Evana była całkiem miła i chyba wróżyła dobrze - co w pierwszej chwili utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że rzeczywiście w niczym im nie przeszkodził i nie powinien się tym wszystkim aż tak przejmować. W końcu czym się tak naprawdę martwił? Trafił przecież do miejsca, w którym na pewno nikt nie mógł się czuć odrzucony, bo dosłownie o to chodziło w tej szkole, taki był cel jej istnienia. Stanowiła schronienie dla tych, których większość społeczeństwa się bała i wykluczała. W związku z powyższym kąciki ust Evana skierowały się delikatnie ku górze i nastolatek lekko uniósł dłoń, chcąc odwzajemnić się również pomachaniem... Ale w tym momencie jego mózg zarejestrował i przetworzył kolejną informację, a mianowicie reakcję jego mniej więcej rówieśnika. Wyraz jego twarzy wcale nie świadczył o zadowoleniu, nawet jeżeli widniał na niej uśmiech... Przez co ten Genesisa stopniowo przygasł, a jego czoło nieco się zmarszczyło. Czyżby pomimo wszystkich swoich starań zrobił coś nie tak? Nie, nie wydawało mu się, nic takiego nie przychodziło mu do głowy, a jednak... A jednak. Evan już zamierzał spytać go w czym problem, oczywiście spokojnie, kulturalnie i co najważniejsze: w dobrej wierze, gdy różowowłosy chłopak sam się odezwał, a jego słowa... Prawdę mówiąc, jego słowa nie miały dla młodego mutanta większego sensu. Właściwie to nawet żadnego. Apocalypse? Że niby jego tata? Niemożliwe. To brzmiało mu na pseudonim kogoś potężnego, istotnego lub z przerośniętym ego, a przede wszystkim negatywnie nastawionego, zaś każda z tych opcji wykluczała rodzica Evana. To znaczy, pomijając jego istotność, bo dla samego chłopaka ojciec był akurat bardzo ważny - jak cała jego rodzina. Nim Genesis zdążył coś odpowiedzieć, na scenę wkroczyła kolejna osoba, tym razem dziewczyna, sprawiająca wrażenie miłej, choć chyba zmęczonej. Jej uśmiech okazał się zaraźliwy i Evan łatwo go odwzajemnił, równocześnie znów trochę się rozluźniając. Tego właśnie potrzebował po tamtej uwadze... Której wciąż nie rozumiał. Nightcrawler powitał nowo przybyłą jako Kitty i tyle wystarczyło, aby nastolatek rozpoznał w niej Shadowcat - o niej również usłyszał niedawno co nieco od wujka. W tej chwili Evan mógłby po prostu odpuścić. Zapomnieć o tym, co powiedział tamten chłopak albo przynajmniej uznać, że nie miało to znaczenia. Nawet się nie znali i był niemalże pewien, że nie zdążył mu niczym podpaść - bo niby czym? - więc mógłby zrzucić zachowanie rówieśnika na jego charakter i tyle... Ale jednak ciekawość była w nim silniejsza. Nie pozwalała mu zwyczajnie porzucić tematu. - Nie jestem pewien co miałeś na myśli. Wybacz, ale chyba mnie z kimś pomyliłeś, bo... "Apocalypse" naprawdę nic mi nie mówi. Na imię mi Evan. Evan Sabahnur - przedstawił się, jednocześnie wyciągając do niego rękę. Po cichu liczył na to, że tyle wystarczy, aby zapomnieli o wcześniejszym... Nazwijmy to, zgrzycie. W końcu nic takiego się nie stało, prawda? Zwykłe nieporozumienie. Być może przesadzał. Przecież nie było takiej opcji, żeby polubił się dosłownie z każdym, kogo spotka w Instytucie... A jednak chciał spróbować. Co więcej: nie mógł nie spróbować, bo zdawał sobie sprawę z tego, że później najprawdopodobniej by tego żałował. Jeżeli zaś mieli ułożyć sobie przyjazne, a w ostateczności przynajmniej poprawne stosunki, to chyba najlepiej było zacząć od samego początku... Od podstaw.
|
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Pią Lut 19, 2016 7:47 pm | |
| Widząc swojego przyjaciela przy owej dwójce, Kitty zaraz do niego podbiegła z jeszcze większym uśmiechem. Była wręcz przeszczęśliwa, że go tu widzi i że nie jest teraz tu sama z nimi. Popatrzyła na chłopaka, który był oparty o framugę drzwi i chyba nie był zadowolony z tego, z coraz więcej osób mimo tej pory tu się zgromadza. Brunetka nie ma zamiaru zaprzestać tej jak że fascynującej funkcji w końcu ma nadzieje, że tym gestem jakoś rozluźni atmosferę, którą zapoczątkował chłopak z różowymi włosami. Może i trochę, go znała, ale jako s nie było czasu się z nim spotkać cóż teraz widać jaki chłopak jest i jak teraz potraktował nowego chłopaka, który na jej widok też pogłębił swój uśmiech. Gdy się przedstawił ta zaraz złapała jego dłoń, bo ej nie miło jest tak nowych traktować, jak właśnie, to zrobił chłopak z różowymi włosami. - Miło mi jest Cię poznać.- Popatrzyła mu głęboko w oczy i była uradowana, że w końcu pozna kogoś nowego prócz Sigmy, która teraz dzieliła z nią pokój. - Ja jestem Kitty Prde jak chcesz mów do mnie Shadowcat.- Pościła zaraz jego dłoń, by stanąć za swoim przyjacielem i delikatnie popchnęła go ku nowego ucznia. -To jest mój najlepszy przyjaciel Kurt Wagner. Nightcrawler.- Zapewne Nightcrawle wolałby mu się sam przedstawić, ale brunetka chciała uratować w ten sposób sytuację by nowy chłopak nie poczuł się źle w nowej szkole. Popatrzyła gniewnym wzrokiem na Quintaviusa, który cały czas opierał się o framugę drzwi. Denerwowało ją takie podejście do nowych uczniów, a owy chłopak zbyt pokazywał swoją niechęć do Evena. |
| | | Quentin Quire
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 01/10/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Nie Lut 21, 2016 10:17 am | |
| Mógłby przysiąc, że powoli dostawał migreny od tej całej wesołości i optymizmu, którą emanowali futerkowiec i Kitty. Odruchowo pomasował jedną ze skroni, przymykając na moment oczy. Nie musiał czytać im w myślach, by wiedzieć, że cokolwiek się tam znajdowało wywoła u niego odruch wymiotny, więc wyjątkowo lepiej trzymać się własnej głowy. Zresztą, od Kurta dostał to co chciał, powiedzmy, Kitty mu była chwilowo zbędna - na jego szczęście. Co prawda jego nadzieje, albo raczej ich resztki, wiązane z Małą Apokalipsą zostały rozwiane przez ten powiększający się wyszczerz. Oczywiście, sam fakt, że żył w kłamstwie, będąc przekonanym o swoim życiu na farmie, wesołym i radosnym, z kochającą rodziną. Miał ochotę zaoszczędzić mu życia w kłamstwie, nawet jeśli było wygodne, spotkanie z konsekwencjami i myśl, że ktoś cię okłamywał całe życie bo IM było tak wygodnie, potrafi człowiekiem wstrząsnąć. Był pewien, że prędzej czy później Evan by się dowiedział, zwłaszcza, że bajeczka, którą otoczyli całe jego życie była zbyt idealna i piękna by w nią wierzyć. Nikt nie ma takiego życia, nikt nie jest tak obrzydliwie dobry i altruistyczny, nie szukając w tym, choć po części, własnego przywileju, nagrody. Nawet bohaterowie w pomaganiu innym szukali czegoś mniej altruistycznego, bardziej... Egoistycznego. Podświadomie czy nie, nikt nie pomagał dla samej pomocy, tak jak nie istniały osoby za jaką Evan się uważał, a Quentin czuł się niemalże w obowiązku, by uświadomić go o brutalności tego świata. Musiał wiedzieć, jeśli miał zamiar przetrwać tu chociaż chwilę. Odczekał chwilę, aż radosne powitania się skończyły, uważnie przyglądając się twarzy nowego chłopaka, pozostała dwójka nie była teraz priorytetem, w wypadku Kurta - już nie był. Miał swoje pięć minut i tyle wystarczyło. Korzystając z okazji, że dłoń drugiego chłopaka wciąż znajdywała się nieznacznie w powietrzu, gdy Pryde się przedstawiła, odepchnął się od framugi ujmując dłoń, i mocno ściskając; pochylił się w taki sposób by jego usta znajdywały się przy uchu chłopaka, a głos był niesłyszalny dla pozostałej dwójki. - Evan Sabah Nur. - Powtórzył, umyślnie rozdzielając rozdzielając jego nazwisko w taki sposób by uzyskać efekt imienia Apocalypse. - Nie sądzisz, że to niecodzienne nazwisko? Zwłaszcza dla farmerów? - Na jego ustach wykwitł ten sam krzywy uśmiech, nieco złośliwy, a oczy delikatnie zabłysły. Na jego koszulce w tym samym czasie pojawił się portret prawdziwego Apocalypse'a, rysowany w komiksowym stylu oraz napis "Have you seen this guy? Call." Wyprostował się, nie puszczając jednak jeszcze jego dłoni, a uśmiech nieznacznie się poszerzył, nie zyskując jednak na milszym wydźwięku. - Quentin Quire. - W końcu cofnął dłoń, odruchowo poprawiając okulary na nosie. Gniewny wzrok nie zrobił na nim większego wrażenia, miał częste konfrontacje z Loganem, na płaszczyźnie dość dalekiej od dobrej relacji, pewnie często zachodzącej na nienawiść, więc wzrok kogoś takiego jak Kitty był, nie dość, że mało efektowny to zwyczajnie nudny. Osoba, która wiecznie się szczerzyła starała się udawać wielką i niebezpieczną? Hah. Dobre. Jeszcze trochę i może by się nawet zaśmiał. Nie widząc sensu w tym, by dłużej zostawać w takim towarzystwie, wyminął boleśnie optymistyczną parkę, wchodząc do środka budynku. Nie był pewien co dalej, pewnie najlepiej byłoby się zwinąć stąd, obmyślić jakiś plan - może dotrzeć do mediów i jeszcze trochę rozbuchać sprawę z mutantami? Delikatny chaos nikomu jeszcze nie zaszkodził, powiedzmy, a może w końcu zaczęłoby się dziać coś ciekawego. Poza tym, oczywiście jego działania miałyby cel, konkretniej zniesienie kolejnego wielkiego kłamstwa, którym karmiły się miliony. Konsekwencje? Wszystko jakieś ma. Z drugiej strony chętnie by się dowiedział jeszcze czegoś od nowego chłopaka, sprawdził jak wiele fałszywych poglądów mu wbili do głowy - przy okazji, zastanawiało go, czy gdzieś głęboko w podświadomości znajdywały się prawdziwe cele - cóż, zakładał, że stworzenia go, bo naprawdę wątpił by rozmnożenie było możliwe w tym konkretnym wypadku, zwłaszcza gdy wcisnęli mu historię o idyllicznym dzieciństwie. Więc po co ktoś miałby go tworzyć? Po co po raz kolejny zsyłać na Ziemię tak niebezpiecznego osobnika - i to było coś czym warto się zająć. Coś czuł, że przez najbliższy czas pokręci się przy Evanie, przynajmniej na tyle na ile wyciekające z niego dobro mu pozwoli. Czasem miał wrażenie, że posiadał alergię na tego typu osobniki, ale czego nie robi się dla nauki, co nie? |
| | | Nightcrawler
Liczba postów : 107 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Czw Lut 25, 2016 9:13 pm | |
| Dołączyła do nich Kitty, jak zawsze uśmiechnięta. Tak samo wyglądał teraz Evan - robiło się całkiem przyjemnie i nie było powodu, dla którego miałoby się to zmienić. Kurt liczył tylko, że chłopak w różowych włosach będzie trzymał język za zębami i na jednym dokuczliwym komentarzu zakończy. Ale może jest to jedna z tych osób, którym denerwowanie innych sprawia jakąś dziwną przyjemność. Wagner, jako że należał raczej do ludzi, którzy woleli uszczęśliwiać innych i starał się przyjaźnić z kim tylko mógł, jakoś nigdy nie rozumiał tych pokroju Quentina. Może to kwestia... wychowania? Ciężko powiedzieć, bo nawet mimo trudnego dzieciństwa, Nightcrawler wyrósł na optymistycznego, wiecznie uśmiechniętego chłopaka. Ale nieważne, po co się teraz zastanawiać nad takimi rzeczami? Trzeba było podtrzymać rozmowę i sprowadzić ją na bezpieczniejszy, przyjemniejszy tor. Tylko, że Kurt nie wiedział za bardzo o czym ma z nieznajomymi rozmawiać. No, ale można spróbować. -Miło cię poznać, Evan! - powiedział głośno od razu po tym, jak chłopak się przedstawił. Co przypomniało mu, że on nie zdradził jeszcze swojego imienia. Chciał to zrobić, ale wyprzedziła go Shadowcat. Wagner podziękował jej uśmiechem, jeszcze szerszym niż ten, który gościł na jego twarzy do tej pory. Chwilę później odezwał się chłopak w różowych włosach. Kurt miał nadzieję, że nie powie niczego głupiego, co uraziłoby Evana. Nadzieja matką głupich, czy coś. Niestety Niemiec nie usłyszał, co Q wyszeptał do ucha nowego ucznia, ale domyślał się, że nie było to nic miłego. A może wręcz przeciwnie? Może... nie, nie będzie się oszukiwał - z twarzy Quentina ewidentnie wynikało, że powiedział coś złośliwego. No ale co mógł zrobić Kurt? Jedynie spróbować zapobiec dalszej kłótni. -Łhadna... pogoda, nie? - uśmiechnął się niezręcznie. Na szczęście Quire opuścił ich towarzystwo jeszcze zanim padło to pytanie, więc go mieli już z głowy. I dobrze, przynajmniej będą mogli się nacieszyć towarzystwem miłych osób i lepiej poznać Evana. Chyba, że ten też sobie zaraz pójdzie, zniechęcony docinkami rówieśnika. |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Czw Lut 25, 2016 10:41 pm | |
| Kitty przysłuchiwała się uważnie każdemu słowu, które padało z ust chłopaka w różowych włosach. Usiłowała przynajmniej zrozumieć jaki, to wszystko ma sens skoro Even był w takiej sytuacji, a nie innej. Tak jak każdy z nich tu stojący nie miał łatwo w życiu więc to, że bardziej chciał zranić nowego chłopaka nie było na miejscu. Gdy w końcu jej przyjaciel przywitał się z Evenem i popatrzył na nią zaraz z pogłębiającym uśmiechem, ta jedynie przepraszającym wzrokiem popatrzyła na Kurta, ale gdy Quintaviusa postanowił ich opuścić, Kitty tylko powędrowała za nim wzrokiem. Miała nadzieje, że Even zostanie i że nie przejmie się tym, co mówił chłopak, który sobie poszedł. Westchnęła zaraz cicho i znów na jej warzy pojawił się uśmiech na buzi po zadanym przez Kurta pytaniu. - Tak bardzo ładna jest.- Wybiegła zaraz na zewnątrz i zaraz wbiła się w powierzę robić beczkę i znów stanęła na ziemi. I podleciała do nowego ucznia tak, że niemal ich nosy się smyknęły, popatrzyła mu głęboko w oczy w końcu oczy są zwierciadłem duszy czy coś. - Może wyskoczymy we trójkę teraz do ogrodu lub na boisko szkolne?- Zerknęła na Kurta lekko przechylając głowę. Nie chciała serio by młody zamartwiał się tym, co powiedział niedawno Quintaviusa. W końcu został z osobami, które mimo złego potrafią się cieszyć. Zaraz jednak podleciała do swojego przyjaciela i wtuliła się w jego ramię. Ona w sumie wolała wierzyć, że jednak nowy zostanie z nimi, by lepiej móc się zapoznać , bo w końcu poznawanie nowych ludzi jest takie wspaniałe i uszczęśliwia w końcu człowieka. |
| | | Genesis
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 12/12/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Pią Lut 26, 2016 1:23 am | |
| Zaoferowana przez Evana dłoń została ujęta - choć zdecydowanie nie przez osobę, której się spodziewał. Właściwie... "Spodziewał" nie było chyba tutaj odpowiednim słowem. Chłopak miał w końcu wszelkie powody, aby sądzić, że jego rówieśnik po prostu kompletnie zignoruje ten gest, w związku z czym nawet cieszył się, że ktoś inny go podjął... W przeciwnym razie poczułby się z tym wszystkim jeszcze bardziej niezręcznie, a w tym momencie naprawdę tego nie potrzebował. Skoro zaś już o tym mowa, to przedstawiania mu członków X-Men również nie potrzebował, lecz mimo to kiwnął głową, grzecznie przesuwając wzrokiem pomiędzy Shadowcat i Nightcrawlerem. Nie mógł powiedzieć, że wiedział o nich wszystko, to na pewno, ale i tak usłyszał na ich temat całkiem sporo - zresztą praktycznie same dobre rzeczy. Należeli do tego grona, w którym według wujka mógł się spokojnie i bezpiecznie odnaleźć... A w pełni ufał jego osądowi. Z drugiej strony nie oznaczało to, że zamierzał z góry skreślić osoby, które według niego bywały problematyczne - o nich bowiem także chciał wyrobić sobie własną opinię. Nim jeszcze Evanowi dane było zareagować na słowa Kitty, jego opadająca właśnie dłoń o dziwo została nagle złapana przez różowowłosego chłopaka - i to w momencie, gdy Genesis sądził już, że ten nie zdecyduje się jednak z nim przywitać. Mocny uścisk mógłby zostać zinterpretowany jako wyzwanie i Evan był tego świadomy, jednakże nie zamierzał dać się sprowokować, bo zwyczajnie nie widział ku temu żadnego powodu... Nie wspominając już nawet o tym, że najprawdopodobniej był fizycznie silniejszy. Mógł się mylić, oczywiście, ale szanse przemawiały właśnie za tą wersją. Genesis szybko zresztą zapomniał o tym uścisku dłoni, gdy drugi chłopak się ku niemu nachylił. Odruchowo obrócił głowę tak, jak gdyby chciał skierować ku niemu twarz, lecz w trakcie tej czynności jakoś się powstrzymał - i ją przerwał. Nie był natomiast w stanie zapanować nad dreszczem, który niespodziewanie przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa... Ani tym bardziej go zrozumieć. Złe przeczucie? Być może, a jeśli tak, to chyba prawdziwe - bo słowa nastolatka wcale nie zabrzmiały zbyt przyjemnie. Właściwie to sprawiły wręcz, że Evan instynktownie zacisnął palce mocniej na jego ręce, samemu tego nie zauważając. Nie wiedział jaki był problem... Quentina, bo przynajmniej poznał w końcu jego imię. Nie miał bladego pojęcia o co mu chodziło, dlaczego przyczepił się do jego nazwiska, które - w porządku - było może trochę nietypowe, a także czemu wcześniej wspomniał o tym... Apocalypse'ie. Nie brzmiał, jak gdyby zmyślał to wszystko na bieżąco, bo i z jakiego powodu miałby to robić, więc... Na czym bazował? Wzrok Evana powędrował w dół, tak samo zresztą, jak i kąciki jego ust... Tyle że to ostatnie zdradzało jedynie jego nastrój, podczas gdy pierwsze przyniosło oprócz tego jeszcze dodatkowy efekt, a mianowicie pozwoliło mu spojrzeć prosto na koszulkę Quentina... Na której nadruk w którymś momencie uległ zmianie. Genesis zmarszczył czoło, przyglądając się twarzy... Sam nie był pewien kogo, bo na pewno nie swojej własnej, nawet jeśli widział pewne podobieństwa, w szczególności we wzorze na policzkach. Dopiero po fakcie zorientował się, że dłoń ma już wolną - i że opadła mu ona luźno wzdłuż ciała. Wciąż wpatrywał się w ten sam punkt, choć Quentin już się z niego wycofał. Był świadomy tego, że po oddaleniu się jego rówieśnika temat uległ zmianie. Najpierw uwaga o pogodzie, potem propozycja wybrania się do ogrodu czy też na boisko... Na to ostatnie Evan odruchowo kiwnął głową, bo przecież najłatwiej byłoby teraz zgodzić się na spacer i spróbować skupić na czymś innym, nawet jeżeli jego myśli zajmowała obecnie tylko jedna kwestia: co się właśnie stało? Może i Quentin zasiał tylko ziarna wątpliwości i niepewności, ale przecież istniały też inne źródła informacji. - Kim jest Apocalypse? - właściwie nie zamierzał o to teraz pytać, ale słowa jakoś tak same wymknęły mu się z ust, praktycznie bez jakiejkolwiek konsultacji z mózgiem. Dopiero po ich wypowiedzeniu nastolatek spojrzał najpierw na Kurta, potem zaś na Kitty. Przez krótką chwilę czuł silną potrzebę cofnięcia tego pytania, sam nie był pewien dlaczego, ale... Chyba nie zagadnął o nic złego, prawda?
|
| | | Nightcrawler
Liczba postów : 107 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Mar 02, 2016 11:39 am | |
| Teraz, kiedy nieuprzejmy Quentin już sobie poszedł, Kurt, Kitty i Evan mogli w końcu cieszyć się swoim towarzystwem na świeżym powietrzu, już nic nie powinno im przeszkodzić. Przynajmniej tak się Nightcrawlerowi wydawało, ale to czas pokaże. Co prawda jego temat o pogodzie jakoś się nie przyjął i skończył na odpowiedzi Shadowcat, ale ta szybko zaproponowała spacer po ogrodzie lub wypad na boisko. Świetny pomysł. -Do oghodu, tak! - kiwnął głową, nieprzerwanie się uśmiechając, po czym od razu ruszył w drogę. Odwrócił się jeszcze, by upewnić, że Q nie postanowił wrócić i jeszcze trochę im podokuczać. Ale nie było go, chyba faktycznie postanowił sobie odpuścić. Co nie znaczy, że nic złego nie zrobił - pewnie Evan ciągle zastanawia się kim jest ten Apocalypse - jego rzekomy ojciec. I ktoś będzie mu musiał to powiedzieć. Albo sam jakoś odszuka te informacje. Ciekawe, czy w internecie można było coś znaleźć na jego temat? Wagner miał nadzieję, że chłopak nie będzie chciał o tym rozmawiać, ale już myślał nad odpowiedzią na ewentualne niewygodne pytanie. Nie mógł mu po prostu powiedzieć, że jego ojcem może być złowrogi, siejący zniszczenie przedwieczny mutant. Znaczy, mógł, ale chyba nikt nie chciałby czegoś takiego usłyszeć. Poza tym, oni tylko wyglądali podobnie. To jeszcze nic nie znaczy. Beast nie jest ojcem Kurta tylko dlatego, że oboje mają niebiesko futro. Podczas spaceru milczeli. Niedobrze, Kurt nie lubił milczenia, a już szczególnie nie podobało mu się ono w tym momencie. Już miał zacząć jakiś nowy, niezbyt ambitny temat, ale wtedy odezwał się Evan. Oczywiście, musiał zadać to pytanie. Kurt zwolnił trochę i spojrzał na niego. Uśmiech zniknął tylko na chwilę, ale szybko wrócił, ukrywając zmieszanie i niepewność. Później zerknął na Kitty, po czym w końcu się odezwał. -Ee... był taki mutant. Dawno temu. Mhoże go przypominasz... thoszeczkę - chyba nie wyszło mu to najlepiej. Trzeba to skończyć. -O, widać już oghody! Pięknie wyghlądają wiosną, phawda? Kurt, jesteś beznadziejny. Powiedział do siebie, idąc dalej i wciąż szeroko się uśmiechając. Spojrzał na Kitty - milczał, ale jego wyraz twarzy aż krzyczał "Pomóż". |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Mar 02, 2016 5:39 pm | |
| Kitty, też jednak postanowiła się rozejrzeć czy aby na pewno Q za nimi nie podąża, bo w końcu ten chłopak jest nieobliczalny. Jak ruszyli w stronę ogrodów sama popatrzyła na Evena i jakoś tak westchnęła sama się zamyśliła. Gdy nagle Even zapytał się kim jest Apocalypse Kityy zaraz zatrzymała się. W sumie, to tez nie chciała drążyć tego tematu, bo tak samo, jak o Evenie tak i o Apocalypse mało co wiedziała. W zasadzie to nie może i coś o mężczyźnie wiedziała, ale nie chce niepokoić Evena, który już i tak dosyć się dowiedział. -Wiesz najlepiej będzie jak sam się tego dowiesz w końcu prawdę musisz wiedzieć, czy Apocalypse jest, czy nie jest Twoim ojcem.- Kitty wiedziała, że to będzie lepsze rozwiązanie z tej sytuacji ona i Kurt jedynie mogą mu w tym pomóc by się dowiedział tej prawdy. Znów zapadła cisza i brunetka wznowiła kroki zastanawiając się czy nie zniechęciła tymi słowami Evena do siebie. Idąc tak w ciszy, która zaraz przerwał jej przyjaciel popatrzyła na niego i zaraz zobaczyła jego wyraz twarzy, który mówiłby mu pomogła. -No, ale smutki na bok teraz mamy czas dla siebie i lepiej trzeba się poznać nie?- Puściła Eventowi oko i szerzej się uśmiechnęła. Zaraz też odpowiedziała radośniejszym głosem na pytanie przyjaciela. - Masz rację, że wygląda ładnie wiosna i jeszcze ta pora czyni, że ogród staje się taki magiczny- Zanurkowała zaraz w ziemi i wyleciała z niej rozkładając ręce na boki i zaraz podleciała do Evena. - A zatem drogi Evenie, co lubisz robić?- Stanęła zaraz na ziemi i położyła dłonie na jego ramionach, znów wbiła w niego swój wzrok.Mogłaby i tak całą noc patrzeć w oczy Evena, ale zaraz rozległ się radosny głos jej przyjaciela, że widać już ogrody. Więc zaraz poleciała do niego i dotknęła go palcem w przed ranie, wymijając go. - Kto pierwszy w ogrodach?- Zaśmiała się i zaraz pofrunęła w stronę ogrodów zostawiając ich za sobą.
Ostatnio zmieniony przez Shadowcat dnia Sro Mar 02, 2016 6:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Emma Frost
Liczba postów : 375 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Mar 02, 2016 6:03 pm | |
| W pewnym momencie Kitty i Kurt jednocześnie usłyszeli w swoich głowach dobrze znany - i pewnie niezbyt mile widziany - głos Emmy, jak zawsze spokojny i niemalże znudzony. - Kurt, Katherine, bądźcie skarbami i wybierzcie się pod adres, który właśnie umieszczam w waszych głowach. Jeżeli naszemu drogiemu Scottowi przeszło już dąsanie się, to być może zechce prosić o powrót do Instytutu. Zgodnie z jej słowami, w pamięci obojga pojawił się adres, pod którym powinien przebywać Summers. Przed chwilą został wyciągnięty z umysłu samego Cyclopsa, więc wszystko powinno się zgadzać, a co mutanci z tym zrobią... Tym Emma chwilowo się nie przejmowała. |
| | | Nightcrawler
Liczba postów : 107 Data dołączenia : 02/12/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sob Mar 26, 2016 2:26 pm | |
| Kurt nie lubił, kiedy ktoś grzebał mu w głowie. Nie do końca był też przekonany do tego dowództwa Emmy, ale teraz... nawet jej podziękował w myślach. Poza tym, że uratuje go od tych niezręcznych rozmów i pytań Evana, to jeszcze będzie mógł wykonać jakieś zadanie dla Instytutu, a to coś ciekawszego niż chodzenie po ogrodach. Nie żeby narzekał na obecną sytuację - spacer w miłym towarzystwie to coś naprawdę przyjemnego, ale fajnie będzie się stąd wyrwać. W zasadzie to już od jakiegoś czasu chciał się przelecieć jetem. -Och, przykho mi, Evan, ale ja i Kitty musihmy już iść, to naphawdę ważne. Może... spotkamy się jeszcze później, kiehdyś i wtedy spędzimy ze sobą thochę czasu? - uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby, po czym pomachał Evanowi na pożegnanie i udał się w stronę hangaru. Odetchnął z ulgą. Przy następnym spotkaniu lepiej przygotuje się na pytania o Apocalypse'ie, wymyśli coś. A teraz czas lecieć po Cyclopsa i przywieźć go z powrotem. To nie będzie trudna misja, w końcu wystarczy porozmawiać z przyjacielem. Kurt nie wiedział nawet dlaczego mężczyzna odszedł. Był jednak pewien, że uda im się przekonać go do powrotu. Szczgólnie, że Scott lubił Nightcrawlera i Kitty (a przynajmniej tak mu się wydawało) - rozmowa powinna więc przebiec bezproblemowo. Pozostawało tylko ruszyć pod wskazany adres i ją przeprowadzić. Gorzej jeśli Cyclops nie będzie chciał wrócić i cała wyprawa okaże się daremna. W końcu pewnie musiał mieć jakieś poważne powody, by tak odciąć się od reszty. Ale ta wersja jest raczej niemożliwa - X-men go potrzebują, Summers miał tam wielu przyjaciół, musiał się zgodzić!
[z/t] |
| | | Shadowcat
Liczba postów : 172 Data dołączenia : 27/02/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Czw Mar 31, 2016 11:31 am | |
| Kitty, zaraz gwałtownie się zatrzymała i tak jak by przez chwile ją ktoś wyłączył. Gdy usłyszała głos Emmy w swojej głowie jedynie, co zrobiła, to popatrzyła na swojego przyjaciela usiłując jakoś to tak rozegrać by ich nowo zapoznany kolega nie wziął tego za coś, co by oznajmiało, to za żart w sumie. Zaraz jednak gdy głos blondynki ucichł brunetka pomasowała się po karku, bo jednak to nie zręczna sytuacja jednym słowem. Jedynie, co teraz mogła zrobić to niewinnie się uśmiechnąć w stronę Evana, który zapewne nie ogarną czemu naglę Kurt ruszył w stronę hangaru. Podeszła do nowego i popatrzyła się mu z uśmiechem w oczy. - Przepraszam, że nie wyszło nam to spotkanie. Następnym razem nam się uda, a teraz wybacz obowiązki wzywają.- Po tych słowach pofrunęła za przyjacielem, choć takie zostawianie ludzi nie leży w jej naturze. Ale też cieszyła się z tego, że będzie mogła jakoś się odwdzięczyć Evenowi. --- [z/t] |
| | | Genesis
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 12/12/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Nie Kwi 24, 2016 7:47 pm | |
| Najprawdopodobniej każdy, kto miał okazję poznać Evana - a grono tych osób nie było obecnie bardzo duże - określiłby go mianem dość naiwnego czy łatwowiernego. Ciężko byłoby się z tym kłócić, bo chłopak naprawdę chciał ufać swojemu otoczeniu, wierzyć ludziom i nieludziom, a przede wszystkim wierzyć w nich... A jednak nawet on nie był w stanie zignorować faktu, że Nightcrawler wyraźnie się zmieszał i najwidoczniej starał się zmienić temat. Mogło to wynikać po prostu z tego, że z jakiegoś powodu nie chciał rozmawiać o tym "dawnym mutancie" - ale i również z tego, iż za słowami Quentina coś rzeczywiście się kryło. Coś... Nieprzyjemnego. Bardzo. Coś takiego, o czym być może Kurt nie miał ochoty mu powiedzieć. Mimo to Genesis podążył wzrokiem ku ogrodom, gdy te zostały wspomniane. Uczynił to po części odruchowo, ale w głównej mierze dlatego, że tego właśnie wymagały uprzejmość oraz dobre wychowanie - a jedno i drugie zostało mu wpojone przez rodziców i wujka. Zapewne do uroku ogrodów przykładała się aktualna pora roku. Wiosna potrafiła zdziałać cuda i naprawdę odmienić okolicę, o czym Evan wiedział doskonale, bo w końcu dorastał otoczony roślinnością... A jednak w tej chwili nastolatek nie był w stanie cieszyć się urodą tego miejsca. Głęboki niepokój oraz złe przeczucia zalegały w jego umyśle, kłębiły się, osiadały w formie ciężaru w jego klatce piersiowej, odbierając mu całą przyjemność z tego spaceru. Odnosił wrażenie, że zaraz stanie się coś złego... I nie mylił się. Powiedzieć, że słowa Shadowcat go zszokowały, to zdecydowanie za mało. Zaskoczenie, niedowierzanie, wyparcie - wszystkie te i inne fazy nastąpiły w jego myślach jedna po drugiej, mieszając się ze sobą i przenikając, przez co chłopak sam nie był pewien tego, w której się akurat znajdował. Ani trochę nie przejmował się tym, że najprawdopodobniej odczucia te jasno i wyraźnie odbijały się na jego twarzy: w szeroko otworzonych oczach, lekko rozchylonych wargach, spojrzeniu utkwionym nieruchomo w Kitty... Może nawet trochę pobladł, choć przy jego szaro-błękitnej skórze trudno było to jednoznacznie stwierdzić. Spięta postawa i zaciśnięte w pięści dłonie dopełniały tego obrazu, dobitnie świadcząc o bardzo negatywnej reakcji nastolatka. Jego ojciec... Nie był mutantem. Evan wiedział o tym doskonale i nic nie mogłoby sprawić, aby teraz nagle zaczął sądzić inaczej. Znał go dobrze, dosłownie całe swoje życie spędził tylko przy nim, mamie i wujku - zorientowałby się, prawda? Nie, nie musiałby, bo przecież po prostu by mu o tym powiedzieli... Nie było między nimi żadnych tajemnic, a już na pewno nie takich poważnych. Sekrety prowadziły tylko do samych złych rzeczy, do nieporozumień, krzywdy, smutku i kłopotów. Nie zrobiliby mu tego. Nie wierzył w to. Nie chciał w to wierzyć. Czy powinien...? Kitty zdawała się być pewna swego, Kurt coś ukrywał, a Quentin... O tym wiedział albo przynajmniej tak mu się wydawało. Jaka była szansa, że wszyscy troje się mylili, a to on miał rację? Niewielka, podświadomie zdawał sobie z tego sprawę, a jednak... A jednak najbardziej przeszkadzał mu chyba sposób, w jaki Shadowcat poinformowała go o jego domniemanym pochodzeniu. Prosto z mostu, otwarcie, bez wyczucia, niemalże... Beztrosko. Tak, to właśnie tak się zachowywała: beztrosko, jak gdyby mówiła o pogodzie czy ogrodach, a nie o czyimś życiu. Tak naprawdę nie mógł jej winić, pewnie chciała dobrze, wolała go nie zwodzić - o ile mówiła prawdę - ale odrobina empatii wcale by nie zabolała. On sam na jej miejscu... Nie był może pewien jak dokładnie by się zachował, ale zdecydowanie okazałby więcej serca. Dalsze słowa obojga mutantów docierały do niego jakby z oddali. Kiedy tylko zrozumiał, że się z nim żegnają, odruchowo pokiwał głową, wbijając jednak wzrok w ziemię i samemu się nie odzywając. Równocześnie objął się ramionami mniej więcej na wysokości pasa, nie będąc nawet świadomym wykonywania tego gestu. Czuł się tak, jak gdyby przyrósł do podłoża, nie był w stanie oderwać od niego stóp, aby ruszyć z miejsca... Bo i dokąd by się teraz udał? Co niby mógłby zrobić? Powinien skontaktować się z rodzicami - albo z wujkiem... I wyjaśnić sytuację. Tyle że jak miał ich spytać o coś takiego?
|
| | | Quentin Quire
Liczba postów : 17 Data dołączenia : 01/10/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Pią Kwi 29, 2016 12:35 pm | |
| Domyślał się, że Kitty i Kurt nie poruszą od razu tematu, zresztą interesującego tematu, który im zostawił licząc na ciekawy rozwój sytuacji. Tym samym pozostał w pobliżu, śledząc przebieg konwersacji poprzez głowę Evana. Mógł zdecydować się na jednego ze starszych X-Men, jednak na samą myśl o przytłamszającej słodyczy, pozytywności i wełnianych kłębkach robiło mu się słabo. A dokładnie to by znalazł w umysłach tamtej dwójki; nawet jeśli kuszącym było mieć bezpośredni dostęp do ich głów kiedy będą się produkować i wykręcać, bo pewnie tak będzie - Evan był bezpiecznym wyborem. Wystarczyło odciąć się na wesołe wspomnienia rodzinnej farmy, szczęśliwych krówek i radośnie hopsających świnek, które potem wylądowałyby na talerzu jako bekon - i wszystko było w porządku. Nie spodziewał się rewolucyjnego tematu, byłby wręcz pod wielkim wrażeniem, jednak to co usłyszał... Pogoda. Ogrody. Naprawdę? Przeszli samych siebie. A już miał nadzieję, że uratują jego wiarę w mutantów, choć trochę a tu takie rozczarowanie, większe niż mógłby przypuszczać. Chyba od czasów przedszkola nie słyszał tak durnego tematu na odwrócenie czyjejś uwagi, stereotypowego, oczywistego i zwyczajnie głupiego. Prawie go to fizycznie zabolało, gdyby nie fakt, że chwilowo skupiał się na kimś innym, ze swojego obecnego otoczenia jedynie rejestrując czy ktoś się do niego zbliża, większość uwagi poświęcając sytuacji, która toczyła się w drodze do ogrodów. Sytuację, wręcz honor uratował Evan i to bez ingerencji Q w jego tok myślowy. Odczuwał to wszystko co on, wiedział, że prędzej czy później to pytanie padnie, i musiał przyznać, że niemałą przyjemność sprawiło mu obserwowanie jak Kurt i Kitty próbują się wykręcić od odpowiedzi; zwłaszcza Kurt. Kitty praktycznie zignorowała temat wracając do swawoli, kwiatków i pszczółek. Pomijając rzecz jasna jej pierwsze słowa, sam nie był pewien jak je odszyfrować, zachętę czy zwykłe ucięcie tematu. Nie wniosła do tej dyskusji niczego konkretnego tym zdaniem... Pomijając stan do jakiego doprowadziła chłopaka. Nie miał zamiaru tego robić, nie było to w jego stylu, a charakter więc zabraniał, ale uznał, że im obu będzie wygodniej jeśli trochę pomoże Apokalipsie 2.0. Dlatego pozwolił sobie wpłynąć na jego samopoczucie, zmysły, chodź w minimalnym stopniu pozwolić mu się zrelaksować - zwłaszcza, że to nie słowa tak na niego wpłynęły, a sposób w jaki Shadowcat to powiedziała. Tym lepiej będzie jeżeli trochę złagodzi jego odczucia związane z tą sytuacją. Widząc zmiany na twarzach tamtej dwójki, chodź Evan wcale mu tego nie ułatwił, mentalnie zmarszczył brwi, na moment skupiając uwagę na umyśle Kurta, by odczytać z jego myśli to co tak na niego, nich, wpłynęło. Mm, DJ Glowstick i jego fochy. Miał wrażenie, że do tego będzie potrzeba czegoś więcej niż dwójki niepoprawnych optymistów, którzy raczej średnio radzili sobie z innymi ludźmi. Pewnie najlepiej by mu zrobiło gdyby ukochana Jean wzięła go w objęcia i wytarmosiła za tę szczecinę. Wtedy by był pierwszy do powrotu. Czasem miał wrażenie, że cały świat oszalał. Odejście tej dwójki jednak pozwoliło mu w końcu zareagować o wiele bardziej swobodnie. Chwilę po ich zniknięciu, zbliżył się do Evana podrzucając w dłoni czerwone jabłko. - To jak, chcesz porozmawiać jak dorośli czy wolisz dalej podziwiać pogodę i ogrody? - Ugryzł kawałek jabłka i rzucił je do chłopaka, uśmiechając się szeroko, niekoniecznie w przyjazny sposób. |
| | | Genesis
Liczba postów : 57 Data dołączenia : 12/12/2015
| Temat: Re: Przed rezydencją Sob Kwi 30, 2016 3:08 pm | |
| Kitty i Kurt zdążyli się już całkowicie oddalić, z czego Evan tylko podświadomie zdawał sobie sprawę, sam zaś w dalszym ciągu trwał w jednym i tym samym miejscu, wciąż nieruchomo wbijając wzrok w ziemię... A właściwie w trawę. Serce biło mu mocno i szybko, a kolejne myśli przebiegały przez głowę, urywając się jednak zbyt prędko, aby był w stanie sformułować jakikolwiek plan działania. To znaczy... Mniej więcej wiedział, co powinien zrobić. Skontaktować się z rodzicami albo wujkiem, tak. Jakoś. Może przez jedną z dyrektorek? Była to dla niego chyba najlepsza opcja, choć z drugiej strony naprawdę nie chciał się im narzucać i wcale nie miał pewności, że któraś z kobiet zechce go w ogóle wysłuchać. W ostateczności mógł też spróbować porozmawiać właśnie z nimi. W końcu wujek Cluster musiał im opowiedzieć jego sytuację, więc być może wspomniał również o tym...? To znaczy, o ile faktycznie było o czym, a w to Evan wciąż nie chciał wierzyć. Możliwe, iż miało to związek po prostu z tym, że powoli jakoś układał sobie w głowie to, co się właśnie wydarzyło - czyli przede wszystkim to, co przed chwilą usłyszał - ale chłopak stopniowo się uspokajał. Nie całkowicie, niestety, bo na to nie widział w tym momencie żadnych szans.... Lecz nawet pomimo uścisku w klatce piersiowej i całej masy wątpliwości, które aktualnie obijały mu się po głowie, w pewnym sensie łatwiej mu już było oddychać... Jak gdyby zmniejszał się ciężar, który spadł na niego w trakcie spotkania z Shadowcat i Nightcrawlerem. Jeszcze nie było dobrze - ale przynajmniej trochę lepiej. Dopiero odgłos coraz głośniejszych - czyli zbliżających się - kroków wyrwał go z tego stanu zamyślenia i Evan jakoś zmusił się do obrócenia głowy, aby zerknąć ku nadciągającej w jego kierunku osobie. Prawdę mówiąc widok Quentina wcale go nie zaskoczył, z kolei zaistniałe okoliczności sprawiły, iż nastolatek nawet się nie odezwał, po prostu obserwując poczynania swojego rówieśnika. W innym wypadku pewnie spróbowałby się do niego chociaż uśmiechnąć, ale teraz naprawdę nie miał na to ochoty... A i sam Quentin nie starał się przecież sprawiać wrażenia przyjaźnie nastawionego, ani wcześniej, ani obecnie. Evan doskonale wiedział, że nie powinien się tym w żadnym razie sugerować, że mimo wszystko należało utrzymywać dobre stosunki, celować w jak najlepszą relację, a jednak... W tej chwili jego uśmiech i tak nie byłby szczery. Wolał zachować go na później. Podejrzewał zresztą, że w tym wypadku w grę wchodziło "dużo później", a słowa oraz wyraz twarzy Quentina jedynie utwierdziły go w tym przekonaniu. Genesis na moment uciekł wzrokiem w dół, znów ku trawie, lecz tym razem szybko się na tym przyłapał i ponownie zmusił się do tego, aby spojrzeć na oblicze drugiego nastolatka. Ba, nawet obrócił się całkiem przodem do niego - akurat na czas, aby odruchowo złapać jedną ręką jego jabłko. Rzucił na nie okiem, marszcząc przy tym lekko czoło, po czym zerknął pytająco ku Quentinowi... Ale na tym poprzestał. Nie wnikał. - Chodźmy do środka - zasugerował tylko, a chociaż nie było to jasne i konkretne "tak", ani tym bardziej "nie", to jednak wydźwięk jego słów mimo wszystko wydawał się być oczywisty. Skoro Quentin z jakiegoś powodu sam oferował mu informacje, to mógł przynajmniej go wysłuchać, nawet jeśli niekoniecznie mu we wszystko uwierzy... Prawda? A potem i tak znajdzie sposób, aby porozmawiać z rodzicami. Z tym postanowieniem Evan skierował się z powrotem ku głównemu wejściu do budynku, licząc na to, że drugi chłopak wskaże mu drogę dalej, już w środku. Najzwyczajniej w świecie nie był pewien gdzie mogliby się udać, aby w spokoju się ze sobą rozmówić. Chyba że... Może po prostu do pokoju któregoś z nich?
Z/t za obu.
|
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Przed rezydencją Pon Cze 13, 2016 7:56 pm | |
| Skoro kosmitka zajęła miejsce na tylnym siedzeniu, Robbie poprawił przednie, ustawiając je do pozycji wyjściowej nim zamknął drzwi; przeszedł z drugiej strony i zajął miejsce kierowcy. Poluzował sprzęgło, silnik zawarczał i już chwilę później pojazd ruszył z miejsca, zostawiając za sobą ogniste ślady. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że podróż będzie długa, nawet z możliwościami, które dawały mu zdolności nabyte wraz z nowym przekleństwem i obowiązkiem. Skracał drogę przecinając niektóre budynki fazowaniem, zamiast nadkładać drogi wymijając wszystkie okrężnymi uliczkami, od czasu do czasu otwierał również portale, które przesuwały go o kilka, kilkanaście kilometrów, może nawet kilkadziesiąt jeśli odpowiednio się skupił. Nie wspominając o tym jak wielkim ułatwieniem był fakt, że jego samochód poruszał się przynajmniej dwa razy szybciej od zwykłego pojazdu. Od czasu do czasu zerkał na GPS w komórce, ot dla pewności czy nie skręcił w złą stronę albo czy jest jakiś skrót zaznaczony. Muzyka cicho grała w tle, radio, w zależności od tego jaką stację akurat złapało, taki gatunek leciał. Trochę popu, rocka czy innych, najróżniejszych klimatów. Było to jednak umilenie czasu, a nie główny wątek tej podróży. Zwłaszcza, że nie liczył na towarzyską pogawędkę ze strony kosmitki. Jedynie raz na czas zerkał na nią przez ramię lub w lusterku wstecznym, zobaczyć czy wszystko było w porządku. Nie zdziwiłby się gdyby na trochę usnęła, zwłaszcza po takim lądowaniu. Dodatkowa odporność i zwiększona stamina w tej formie również okazały się w tym wypadku wyjątkowo pomocne, w końcu tyle godzin za kółkiem mogło nieźle wykończyć, zwłaszcza że nie był po słodkiej drzemce tylko całym dniu ciężkiej pracy. Dociskał pedał gazu, zastanawiając się czemu Eli tak uparcie milczy; czyżby znów się obraził? Kto wie, już dawno zdążył się przekonać, że 'wujek' bywał zupełnie nieprzewidywalny. Gdy po koło dziesięciu, dwunastu godzinach dotarli do North Salem Lilandra pokierowała dalej Roberto, jak się wkrótce okazało, do Szkoły dla Uzdolnionej Młodzieży jak głosiła tabliczka przy bramie wjazdowej. Chłopak zatrzymał się tuż przed nią, przyglądając się uważnie budynkowi. Nie wiedząc czemu, miał nieprzyjemne wrażenie, że to nie była tylko szkoła. Bo czemu kobiecie by tak zależało by tu dotrzeć? Przefazował przez bramę, zostawiając samochód w tym stanie dopóki nie dotarli pod główne wejście budynku, dopiero wtedy zgasił silnik i wyszedł z auta, czekając aż coś się wydarzy... Gdy jednak nic nie nastąpiło, przesunął jedno z przednich siedzeń, by pomóc wyjść kobiecie; dwudrzwiowe auta miewały swoje minusy. Z braku lepszego pomysłu, podszedł do głównych drzwi i zapukał, w międzyczasie wracając do swojej ludzkiej formy. Ostatnie czego teraz potrzebował to panika i zbędne zwracanie na siebie uwagi. Miał być tylko szoferem i liczył, że spełnił swoje zadanie... |
| | | X-23
Liczba postów : 275 Data dołączenia : 09/05/2013
| Temat: Re: Przed rezydencją Wto Cze 14, 2016 5:57 pm | |
| //NY
Trochę jej zajęło zanim dotarła z powrotem do szkoły. Pożyczenie motoru okazało się być całkiem… złym pomysłem, w szczególności wtedy gdy ubranie zostało prawie zniszczone przez niebezpiecznego robota. W szczególności, gdy twarzy młodej osoby jest brudna od smaru i krwi i ciężko powiedzieć czy własnej czy czyjejś. W szczególności, gdy powaga malująca się na dziewczęcym obliczu jest godną powagi kata skazującego na wyrok śmierci. W szczególności, gdy jest się Laurą Kinney, osobą raczej nieprzystępną, nieufną i mało przyjacielską… …Można powiedzieć, że Robbie nie mógł gorzej trafić… Chociaż, nie. Szkoła dla Utalentowanej Młodzieży mieściła o wiele więcej ciekawych ewenementów, ale on o tym nie wiedział. Jeszcze. Ale od początku. Z NY do szkoły dotarła na stopa. Jak zostało wspomniane wcześniej nie było jej łatwo złapać podwózkę, ale w końcu się udało. Najpierw gościła u podejrzanego rudowłosego faceta, który co i rusz próbował nagabywać młodą mutantkę. Laura zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na jego zaczepki. Czy to o cel podróży, czy .. o głowę robota, którą trzymała na kolanach. Przez całą drogę wpatrywała się w szybę i nasłuchiwała. Każdy fałszywy ruch ze strony kierowcy spotkałby się z niechybną odpowiedzią i zapewne bardzo bolesną. Swoim beznamiętnym wzrokiem uraczyła mężczyznę dopiero wtedy, gdy grzecznie, aczkolwiek twardym tonem ogłosiła, że przy następnym zakręcie będzie chciała wysiąść. Drugim ‘szczęśliwcem’, który zlitował się nad losem biednej, zagubionej dziewczyny został kierowca tira. Ten natomiast nie zadawał żadnych pytań. Co prawda czuła jego zaciekawione, ukradkowe spojrzenia na bladą twarz spowitą mrocznym spojrzeniem oraz długimi włosami, jednak ani razu nie pokusił się o chociażby jedno, najkrótsze i najbardziej prozaiczne pytanie. Może rozumiał, że każdy ma jakieś swoje tajemnice? A może zwyczajnie miał wszystko w dupie, a zaciekawienie kończyło się na krótkim oderwaniu wzroku od jezdni. Wysiadła w dogodnej odległości od szkoły, na tyle by na spokojnie dojść spacerkiem, a zarazem tak by zmylić kierowcę, który by spróbował połączyć ją z pobliską szkołą. Zresztą sądząc po numerach rejestracyjnych to facet nawet nie pochodził z tej części kraju. Dalsza podróż to spokojny spacer. Nawet odrobinę się zmęczyła, ale dzięki temu również wyciszyła nerwy i zmysły. Idąc już przez park w szkole usłyszała pojazd, który zatrzymał się przed bramą. Z pomrukiwania silnika wywnioskowała, że auto należało do tych podrasowanych. Nie spojrzała w tamtą stronę, po prostu weszła do budynku i zniknęła za drzwiami. Dopiero pomruk na ‘ganku’ oraz zgrzyt klocków hamulcowych zwrócił jej uwagę. Czyżby aż tak zmęczenie dało się jej we znaki? A może faktycznie nie słyszała dźwięku otwierania bramy? Zwróciła twarz w kierunku drzwi i zamarła stojąc kilka dobrych kroków od wejścia. Tak jak, wręcz symetrycznie zamarł Robbie czekając na jakiś znak - sygnał przy samochodzie. Wsłuchiwała się w dźwięki za drzwiami. Skrzypnięcie, a potem kroki. Dopiero wtedy tym samym rytmem ruszyła w kierunku wejścia. Zatrzymała się zaraz przed progiem. Ledwo co odjął pięści od drzwi, a te otworzyły się z typowym chrzęstem. Creepy? Na pewno nie bardziej niż twarz Laury wyrwana prosto z japońskiego horroru. Powaga oraz nieufność wymalowana na jej buzi, aż biła po oczach. Zmrużyła odrobinę powieki, by jeszcze bardziej wyostrzyć bezkompromisowe spojrzenie. Pomimo tego, że X była od niego sporo niższa, bardzo dobrze wiedziała na jaką wysokość skierować swój bystry wzrok. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykły chłopak o nieco atletycznej budowie. W przeciwieństwie do jego koleżanki, która od razu rzucała się w oczy. Była słaba. Pachniała…dziwnie. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak osobliwym zapachem. Swoją drogą Robbie również… ale nie miała żadnych wątpliwości, że był człowiekiem. Człowiekiem pachnącym smarem i latem. Dziewczyna była słaba fakt, ale z tego co mogła wywnioskować nie miała żadnej rany. Tętniło z niej życie, co prawda nie tak krzepko jak serce Robbiego, ale cały czas egzystowała, dlatego póki co postanowiła nie schodzić im z drogi. Nawet nie uraczyła chłopaka lakonicznym powitaniem, po prostu stała i patrzyła, jak zwykle nieufnie podchodząc do tego typu akcji. Przecież nie wpuści do szkoły pełnego mutantów, kogoś kto jest zupełnie dla niej obcy.
Jeżeli w poście są jakieś nieścisłości wynikające z poprzedniego MGosta dotyczącego przygód Robbiego to proszę o info na pw. Będę zmieniać. |
| | | Loki Administrator
Liczba postów : 4172 Data dołączenia : 23/05/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Cze 15, 2016 1:59 pm | |
| Prawdę mówiąc kosmitka zasnęła na tylnym siedzeniu na ładnych parę godzin... A może raczej straciła przytomność ze zmęczenia? Jedno z dwojga. Grunt, że po przebudzeniu wyglądała już trochę lepiej, jak gdyby odzyskała przynajmniej część sił, choć wyraźnie nie wszystkie. W dalszym ciągu była bardzo blada, lecz taki chyba miała po prostu kolor skóry - więc akurat on nie stanowił oznaki wycieńczenia organizmu. Kobieta na dobre rozbudziła się na krótko przed przybyciem do North Salem - akurat na czas, aby wskazać swojemu kierowcy dalszą drogę. Skąd sama posiadała informacje o położeniu celu ich podróży? Dobre pytanie, ale najwidoczniej nie miała zamiaru tego zdradzić, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie powiedziała też chłopakowi niczego więcej na temat swojej sytuacji. Kiedy samochód w końcu się zatrzymał i Robbie przesunął fotel, kosmitka podążyła za nim na zewnątrz, a następnie przed drzwi budynku, które otworzyły się praktycznie zaraz po zapukaniu w ich powierzchnię. Kobieta zdawała się nie być tym zaskoczona, na jej twarzy nie odbiły się też żadne emocje związane z samą osobą Laury - nic w stylu zaniepokojenia czy niepewności. Jako że dziewczyna milczała, chłopak również, to kosmitka odezwała się jako pierwsza: -Nazywam się Lilandra Neramani, jestem Najwyższą Admirał Straży Imperialnej Cesarstwa Shi'ar. Całemu wszechświatowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a jedyna realna nadzieja na ratunek doprowadziła mnie tutaj- wyjaśniła, przechodząc od razu do rzeczy.
|
| | | Cable
Liczba postów : 238 Data dołączenia : 22/10/2012
| Temat: Re: Przed rezydencją Sro Cze 15, 2016 4:26 pm | |
| Podróż, kolejna podróż. Cable ich nie nawidził, ale były złem koniecznym. Za każdym razem, gdy z pomocą zaawansowanej technologii przełamywał bariery czasu i przestrzeni miał wrażenie jakby był świadkiem jednocześnie końca i narodzin wszechświata. Czuł się jakby jego mózg, ciało i wnętrzności przez krótką sekundę były wywrócone na lewą stronę. Nie robił tego jednak po raz pierwszy więc szybko otrząsnął się z szoku i otępienia. Mężczyzna jakby znikąd zmaterializował się na środku podjazdu. No może niezupełnie znikąd. Zdarzeniu towarzyszył odgłos podobny do uderzenia pioruna, a w dodatku równie głośny. Chwilę przed tym jak się zmaterializował pod rezydencją pojawiły się pokaźne wyładowania elektromagnetyczne i lekkie zakłócenia grawitacji. Kiedy tajemnicze anomalie zniknęły, oczom wszystkich ukazał się mężczyzna o potężnej posturze, wzroście koszykarza i siwych włosach. W oczy rzucała się również jego ręka, wykonana jakby z metalu. Co ciekawsze, jego strój mógł wskazywać na to, że należał do X-Men. Dość niepokojące było też to, że był uzbrojony po zęby, i to dosłownie. Był obładowany bronią palną, miał przy sobie kilka pistoletów i kilka sztuk broni długiej. Największą armatę trzymał pewnie w dłoniach, opartą o bark i obracając się na pięcie sprawdził teren wokół siebie, lufa broni w końcu zatrzymała się wycelowana w osoby stojące przy wejściu.
Nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać. Od jego ostatniej wizyty w dwudziestym pierwszym wieku minęło kilka lat, przynajmniej licząc względem czasu miejscowego. W przeszłości miał do czynienia z Profesorem X i kilkoma członkami X-Men, ale nigdy nie nawiązał z nimi oficjalnej współpracy, a tym bardziej nie zdradzał im kim naprawdę jest. Teraz jednak miało wydarzyć się inaczej. Wiedział, że nadchodzące wydarzenia mogą zadecydować o dalszych losach świata i była to dla niego szansa. Nie chodziło mu tylko o uratowanie swoich bliskich, ale również o ostateczne zniszczenie wrogów. - Muszę porozmawiać z Charles'em Xavierem i Scott'em Summers'em! - Mężczyzna wykrzyczał swoje słowa w stronę zebranych. Jego ton z jednej strony wskazywał na osobę zdesperowaną i nieznoszącą sprzeciwu, z drugiej sama jego barwa miała w sobie silną nutę wrodzonej charyzmy. Po chwili lufa jego broni skierowała się ku ziemi, przestał do nich mierzyć. - Nazywam się Nathaniel Summers. Nie jestem waszym wrogiem. - Dodał szybko, nie chcąc pozostawiać w tej kwestii żadnych wątpliwości. Jego szczególną uwagę przyciągnęła Lilandra. Przeniósł się w czasie w takiej chwili, że nie usłyszał, gdy się przedstawiała, ale wyczuwał, że w aurze i wyglądzie tej kobiety było coś nietypowego. Cable podświadomie dokonał delikatnego, telepatycznego "muśnięcia" jej umysłu. |
| | | Robbie Reyes
Liczba postów : 30 Data dołączenia : 13/03/2016
| Temat: Re: Przed rezydencją Czw Cze 16, 2016 11:37 am | |
| To... Zdecydowanie było niepokojące. Nie mógł powiedzieć, że przeszły go ciarki po plecach, na to zdążył zbyt wiele przejść na ten moment, w to wliczając sprawy nadprzyrodzone, w końcu sam był przez chwilę martwy, nie zmieniało to jednak faktu, że poczuł się jak postać w filmie o nawiedzonym domu. Twarz dziewczyny, która chwilę później ukazała się w przerwie między drzwiami wcale nie była bardziej zachęcająca czy optymistyczna, wręcz przeciwnie wygląda jak ktoś po ciężkich przejściach, nawet jeśli bardzo śliczny ktoś. Nie czas na romanse, młody. Nawet jeśli zgodzę się, że jest całkiem niezła. Chyba jednak masz gust po mnie. He he. Pozwolił sobie zignorować głos Eliego, po prostu wycofując się kilka kroków, by nie stać centralnie naprzeciwko dziewczyny, było to mało komfortowe, zwłaszcza gdy tak mrużyła na niego oczy. Nie, nie, lepiej zachować odpowiednią odległość, w końcu miał robić tylko za szofera. Na słowa kobiety zamrugał w pierwszym odruchu, czując jak coś nieprzyjemnie zaciska się w jego klatce piersiowej. Śmiertelne niebezpieczeństwo, świetnie, właśnie tego Ziemia potrzebowała, kolejnego niebezpieczeństwa. Nie był ekspertem, bohaterowaniem zajmował się od niedawna, no, teoretycznie od ponad roku, ale sporo z tego to radzenie sobie z własnymi problemami i niechcianym współlokatorem, mimo to trochę słyszał o tym co się czasem gdzieś działo na świecie, w pewnym momencie nawet zrobił odpowiedni research. Nie jakiś super konkretny, ale wystarczający by względnie orientować się w sytuacji. Nieco pocieszające było to, że jednak jeszcze istniała jakaś nadzieja i mogli ją znaleźć właśnie tutaj, gorzej gdyby kosmitka oświadczyła, że szanse są zerowe, znikome albo już grozi nam zagłada. Tak, wyjątkowo wolał pozostać optymistą w tej kwestii. Nim zdążył odpowiednio przetrawić i przeanalizować tę informację rozległ się huk, wprowadzając chłopaka w stan gotowości. Odwrócił się w kierunku skąd zaczęły wydobywać się niepokojące dźwięki i istny pokaz świetlny. Natomiast pojawienie się nieznajomego, w dodatku tak obłożonego bronią jedynie załączyło czerwoną lampkę w głowie Roberto, co zaskutkowało kolejną przemianą w Ghost Ridera. W końcu jakaś rozrywka, zaczynałem się nudzić. Jeszcze trochę a wszystkie kości by mi zastały. He he. Jest wielki i ma niezłą kolekcję, ale zdejmiemy go, młody.Jeszcze nie, Eli. Nie mamy powodów.Gość jest obładowany bronią jakby miał zamiar w pojedynkę przeprowadzić inwazję, czego ci więcej trzeba?Czekaj. Przyglądał się uważnie mężczyźnie, gotów zareagować w każdym momencie. Z ulgą jednak stwierdził, że ten odłożył broń, przynajmniej tą, którą w nich celował. Oba nazwiska niewiele mu powiedziały, znaczy, kojarzył z napisu przy bramie, że ta szkoła miała należeć do Xaviera, nie zmieniało to jednak faktu, że nie miał pojęcia kim były te osoby, dlatego mówienie wolał pozostawić dziewczynie. Na wszelki wypadek wolał pozostać w swoim bardziej ognistym cieleniu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przed rezydencją | |
| |
| | | | Przed rezydencją | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |