|
| Mount Everest | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| | | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 5:19 pm | |
| Magneto opuścił kontynent. Stalowa kula przekroczyła prędkość dźwięku, mknąć na wysokości dwudziestu tysięcy metrów, tak aby uniknąć kontaktu na trasach lotniczych cywilnych jak i wojskowych. W jednym momencie wzbiła się na jeszcze większą wysokość, aby zbliżyć się niebezpiecznie blisko do bariery. Nie widział jej na własne oczy, lecz aparatura jego pojazdu, tym razem była wstanie wyczuć jej obecność. Początkowo chciał się jej pozbyć i był to jego jedyny powód, dla którego przyłączył się do tej operacji, teraz jednak w okolicznościach nowo poznanych faktów, była on zabezpieczeniem, gdyby ich misja się nie powiodła. Chwilę po wylocie, Erik zdjął artefakt ze skanera i schował go pod zbroję, gdyż jego dalsza analiza, nie była już potrzebna. Wnętrze pojazdu powróciło do poprzedniego stanu, wszystkie ściany stały się na nowo przezroczyste, a fotel ponownie przesunął się na jego środek. Lot trwał ponad godzinę, przez ten czas Magnus był wstanie wybrać pośród swoich ludzi grupę, która zastąpi go, gdy on zniknie pośród górskich szczytów. Wsparcie Dur'a pod tym względem, było nieopisane. Wybrał siedmiu oficerów, którzy przybędą na Ziemię. Na Asteroidzie M trwały przygotowania do odlotu. Między chmurami dostrzegł zarys góry, której szczyty zanurzone były w warstwie chmur ponad nim. Mężczyzna przesunął dłonią w powietrzu, gdzie momentalnie wyświetliła się klawiatura. Nie była to jednak zwyczajna klawiatura, lecz rozbudowany panel sterujący. Włączył program skanujący, który pozwolił systemowi sprecyzować miejsce pochodzenia sygnału. Otrzymał również warunki pogody i otoczenia. Musiał wybrać, najlepsze miejsce do wylądowania. I tak też się stało. Kula rozwarła się, tak jak to miała w zwyczaju czynić, a Magneto rozprostował nogi. Porywisty wiatr ciskał jego płaszczem na różne strony. Zaciągnął się świeżym ożywczym powietrzem, na chwile zapominając o problemach świata. Ubrany nadal w swą czerwoną zbroję, nie czuł chłodu, gdyż jej struktura ogrzewała jego ciało, ale mógł go poczuć na twarzy. Trzymając kas w dłoniach, rozejrzał się dookoła, lecz nic nie dostrzegł. Stał dokładnie w tym miejscu, przekaźnik musiał znajdować się głęboko pod jego stopami, pogrzebany w lodowym grobowcu. //Dla pełnego wyobrażenia zebranych, zbroja wygląda tak
Ostatnio zmieniony przez Magnus dnia Wto Sie 20, 2013 7:38 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 6:12 pm | |
| Daken mieszkał już w wiosce pod górą od tygodnia. Nie miał problemów ze znalezieniem sobie dachu nad głową, wystarczyło tylko znaleźć samotną kobietę i porozmawiać z nią przez chwilę. Nie mogła mu się oprzeć. A raczej jego feromonom. Akihiro siedział 5 dni temu na werandzie, pijąc herbatkę kiedy jego wzrok padł na Mount Everest, a Dakena naszła nagła ochota by zostać himalaistą. Taki kaprys. Ot, zdobyć najwyższy szczyt na świecie. Co to dla niego. Daken lubił wyzwania, a jeszcze bardziej lubił je realizować. Nie czekając więc załatwił sobie grubsze ubranie, prowiant i przewodnika. Gdy to wszystko miał, ruszył w drogę. Akihiro szybko zrozumiał co ludzie tak bardzo lubili w chodzeniu po górach. Sam nie miał na to czasu, ciągle tylko wykonywał polecenia Romulusa - leć tam, zabij tego, pogadaj z tamtym. Owszem, miał czas dla siebie, ale spędzanie go sprowadzało się do bardziej przyziemnych działań. Bardziej cielesnych. A teraz, gdy szedł mając przed sobą ten masyw górski, a dookoła rozciągał się przepiękny widok, jedyne co zaprzątało jego myśli to to by wejść wyżej, zobaczyć więcej. W końcu, dotarł do pewnej doliny. Coś go tknęło i zdecydował że to tutaj chce spędzić parę dni. Widok był wprost nieziemski, także Daken zapłacił przewodnikowi pieniędzmi, które dostał od swojej niedawnej kochanki i rozbił małe obozowisko, w niewielkiej jaskini. Wnęka była niewielka, ale wystarczająca by zmieściło się w niej ognisko i śpiwór. Największym plusem było to, że tutaj chłodny wiatr nie dosięgał Dakena. Akihiro rozbił się tutaj wczoraj. Rano, po zjedzeniu śniadania, zszedł niżej by znaleźć trochę drewna na opał. Na tej wysokości drzewa już nie rosły. Jednak gdy wrócił zauważył coś dziwnego. Niosąc naręcze polan, idealnych do ogniska nad jego głową śmignęła jakaś kula i powoli opadła na środku polany, na której Daken miał swoje obozowisko. Akihiro zaklął pod nosem, upuścił niesione drewno i pobiegł do skał, by jak najszybciej zniknąć z otwartej przestrzeni. Biegnąc zadawał sobie pytanie - jak Romulus znalazł mnie tak szybko? Gdy tylko dopadł do skał, pochylony powoli podszedł do miejsca skąd mógł się przyjrzeć przybyszowi. Wyższy od Dakena, ubrany w jakąś śmieszną zbroję, wysportowana sylwetka - czyli pierwsze co wpadło Akihirze do głowy. Rzucił jeszcze okiem na jego pojazd, który nie był podobny do niczego co widział do tej pory, więc przestał mu poświęcać tyle uwagi. Daken schował się za skałę i rozważył opcje. Ucieczka? Nie, jeżeli ten koleś ma latający pojazd to szybko go zobaczy tutaj na otwartej przestrzeni. Rozmowa? Też nie, co prawda Daken nie miał pewności, że przybysz jest od Romulusa, ale nie miał też wątpliwości że jest taka szansa. Walka? Wskakiwanie mu od razu na plecy też było ryzykownym posunięciem. Pal sześć to, że może być niewinny człowiek (który paraduje w czerwonej zbroi i lata w metalowej kulce), ale ta zbroja może być pod napięciem, albo coś w tym stylu. Daken westchnął głęboko i skupił się. Jedyne wyjście to podejść jak najbliżej postawić go w patowej sytuacji i wypytać kim jest i co tu robi. Zdecydowany Daken powoli wyłonił się zza skały i zaczął iść w kierunku postaci, która akurat odwróciła się tyłem. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 6:44 pm | |
| Po chwili pojawił się błysk białego światła, oznajmiając przybycie Eldara. To było nieco dziwne uczucie, inne niż wywołane technologiami teleportacyjnymi z jego świata. Tam czuć było jak ciało zamienia się w strumień energii i zaczyna płynąć przez niezmierzone przestrzenie osnowy. Tutaj Elethar raczej czuł się, jakby został rozerwany na pojedyncze molekuły i poskładany w miejscu docelowym. Kosmita rozejrzał się po okolicy. Rzeczywiście, znajdował się gdzieś wysoko. Czuł, że powietrze już było rozrzedzone względem miejsca, w którym się przed chwilą znajdował. Pachniało także nieco inaczej. Orzeźwiająco. Mimo, że eldar był w pełnym wyposażeniu, czuł że temperatura też tutaj była nieco niższa. Wyczuwał też niższe ciśnienie. Będzie musiał dostosować swoje ciałom do tutejszych warunków atmosferycznych. Na swojej rodzimej planecie widział kilka razy zjawisko śniegu. Nie były to zbyt częste wydarzenia, ale także nie stanowiły czegoś nienaturalnego. Obojętnym wzrokiem prześledził linię gór. Tam był jego cel. Był ciekaw jakiego rodzaju technologiami się spotka. Eldarzy z lubością używali mas krystalicznych, ze względu ich uszeregowana budowę, która mogła przewodzić laser, czy plazmę. Dawało to niemal nieograniczone możliwości kształtowania i rozszczepiania energii. Elethar nie był pewien, czy tutaj udałoby mu się osiągnąć ten sam efekt, co jednocześnie wzmacniało jego ciekawość. Jakie rozwiązania technologiczne istnieją na tej Ziemi i co oznacza to dla ogólnej teorii fizyki tego wszechświata. Zauważył też, jak jakaś postać podchodzi do drugiej postaci w czerwono-czarnym stroju. Istniało 99,99% szans, że to właśnie "ci inni", przed którymi ostrzegał go Dur-Shurrikun, z którymi mógł nawiązać sojusz. Cóż. Byli to pierwsi ludzie, których widział z bliska. Od razu rzucało się w oczy, że ich stroje były zupełnie inne, od tych, do których był przyzwyczajony widywać u ludzi. Stał z założonymi rękami i nie ruszał się, wpatrując sie w przedstawicieli ludzkości i analizując ich ruchy.
Ostatnio zmieniony przez Elethar Ultew dnia Wto Sie 20, 2013 7:42 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 7:39 pm | |
| Cała trójka znajdowała się teraz stosunkowo blisko siebie, każdy mógł bez problemu dostrzec inną osobę. Pogoda była sprzyjająca, póki co żadnej śnieżycy - bardzo dobra widoczność, bardzo niska temperatura. Magnus który jako jedyny posiadał urządzenia skutecznie monitorujące sygnał, cały czas odbierał go spod ziemi - jednak ten zaczynał powoli zanikać z niewyjaśnionych przyczyn. Elethar - z całej trójki - jako jedyny chwilowo był "bezczynny" mogąc w spokoju obserwować sytuację... Do czasu. To właśnie obok niego - po chwili pojawiła się postać. Dla Eldara - znajoma. Dwa metry, dwadzieścia centymetrów wzrostu, złote łuski, masywny, silny, potężne skrzydła. Tak, złotoluski - prezentujący się tak samo jak wcześniej, jedynie w dolnej części od swego munduru. Najwyraźniej nawet w tak niskiej temperaturze, nie potrzeba mu było ciepłego okrycia do zachowania dobrej temperatury ciała. Oczywiście - zarówno Magnus jak i Daken bez problemu to zauważyli, drugi błysk światła i towarzyszące mu pojawienie się nowej, wielkiej postaci. Pierwsze słowa przybysza, padły w kierunku osobnika który wyraźnie pochodził z najdalszej części kosmosu. Wpierw, Elethar mógł poczuć jak łuskowata, zakończona ostrymi pazurami dłoń wysuwa się znad jego ramienia, a następnie przyczepia coś do jego lewej piersi, po czym wycofuje się. Malutkie, dosłownie miniaturowe urządzenie wyglądające niczym mały mikrofon. -Proszę. Ułatwi porozumiewanie. Rzucił krótko złotołuski, werbalnie - nie nawiązując kontaktu umysłowego... A Elethar go po prostu zrozumiał - zrozumiał w swoim języku. Widać ta mała dioda pełniła rolę czegoś na kształt tłumacza, który zakłócał fale dźwiękowe, a następnie odpowiednio przekształcał i dostosowywał je, by jedna i druga storna mogły się prawidłowo rozumieć. Nie czekając na nic, złotołuski ruszył przed siebie - prosto w kierunku Białego Pielgrzyma. Zbliżając się na odległość około metra, zatrzymał się, pokłonił - stając na baczność i pochylając swój łeb. -Lordzie. Me imię to Acroth. Dur-Shurrikun wysłał mnie jako Wasze wsparcie. Rzekł spokojnie z wielkim szacunkiem wydobywającym się z jego głosu. Gad następnie uniósł swój wzrok i złapał nim Dakena. Jaszczur ruszył przed siebie, a jego ślepia błysnęły złocistym światłem, ręce otoczyły złociste płomienie, a gad ujawnił szereg swych ostrych kłów. -Kim jesteś!?. Rzucił agresywnie, stając na drodze pomiędzy Białym Pielgrzymem, a Dakenem. Smok wydawał się stać tutaj niczym strażnik, skrzydła miał przyciśnięte do ciała, gdyż wiatr utrudniał by mu utrzymanie równowagi, lewa noga wysunięta była do przodu, a prawa na krzyż znajdowała się z tyłu. Kolana gada były lekko ugięte, a dłonie otwarte, ukazując ostre pazury które tylko czekały by zatopić się w czyjejś krwi i nasączyć nią. Widać sytuacja nie będzie w stanie się wyjaśnić, a wydarzenia nie potoczą się dalej dopóki, dopóty cała czwórka nie pozna się i nie zechce współpracować. W tym kierunku należało więc pójść.
Acroth: - Spoiler:
//Kolejka dowolna, regulaminowo 72h na odpis po moim. Jeśli ktoś z jakiegokolwiek powodu nie może się w 72h wyrobić - informować mnie. Jeśli po 48h odpisze dopiero pierwsza osoba to będę czas przedłużał wedle uznania. Jeżeli NIE ZOSTANĘ poinformowany o jakimkolwiek wyjeździe, niemożności itp. - pomijam osobę, NIE NPC-uję takich postaci. NPCować mogę wyłącznie postać od której właściciela otrzymałem informację o nieobecności. Nie obchodzą mnie powody Waszych nieobecności, nie wymagam tłumaczenia się bo to Wasze życie i możecie mieć ciut inne priorytety niż ja. Proszę tylko uszanować mnie oraz innych graczy i poinformowanie o ew. nieobecności. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 8:15 pm | |
| Oko w oko stanął z zakapturzonym, ubranym w grube ciuchy człowiekiem, który zakradał się pokracznie do niego, przebierając nogami w twardym śniegu. Aż chrupało mu pod stopami. Zatrzymał się, gdy ich wzrok się spotkał. To było zaskoczenie, gdyż nie sądził, iż spotka kogoś w tak odludnym miejscu. Uciekaj człowieczku, uciekaj gdyż znalazłeś się w złym miejscu o złym czasie. Był gotów mu to uprzejmie wyjaśnić, kiedy sytuacja na tym płaskim pokrytym śniegiem terenie zaczęła się diametralnie zmieniać. Ręce i nogi. Tak jak przypuszczał, tak też się stało. Dur wysłał swojego kolejnego poplecznika, który pojawił się w towarzystwie nieznanego opancerzonego w futurystyczną zbroję osobnika. - Lordzie Magnus. - W komunikatorze znajdującym się w jego prawym uchu rozbrzmiał głos. Przemiły, niewinny głos, należał do młodej kosmitki imieniem Kasarki Jintou. Miała zaledwie siedemnaście ziemskich lat, lecz jej niezwykłe zdolności sprawiły, że została mianowana II Oficerem Oddziału Informacyjnego. To dzięki niej Magnus był wstanie odnaleźć mutantów na Ziemi. Magnus nie odpowiedział, gdyż wolał nie zwracać na siebie dodatkowej uwagi, pozwolił jej swobodnie mówić. - Człowiek, który przybył jako pierwszy... jest mutantem. Mężczyzna odwrócił głowę i ponownie spojrzał na przybysza. Intrygująca zbieżność losu, pomyślał szelmowsko uradowany. Przy najbliższej okazji, podziękuje jej za tą informacje, oraz za to, że nie spuszczają z niego swych oczu, lecz teraz dokładnie w tej chwili łuskowaty wysłannik sztucznej inteligencji podszedł do niego i oficjalnie się przywitał, oraz potwierdził to co już wiedział. - Dziękuję za Twe przybycie, Acroth'ie - odpowiedział równie dyplomatycznie i uprzejmie. Mężczyzna, który ich odwiedził, stał się jego nowym celem. Erik chciał chwycić smoka za bark i powstrzymać, gdy ten ruszył wyzwalając swą moc na jego brata mutanta, lecz nie zrobił tego. Pozwolił mu działać. Bez względu czy pytania będzie zadawać on, czy któryś z nich, musieli dowiedzieć się, czy przybycie tego osobnika jest tylko przypadkiem, czy wiąże się z nim coś więcej. Stawka była zbyt wysoka, aby jedno życie mogło zaszkodzić ich misji. |
| | | Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 20, 2013 9:15 pm | |
| Daken nie zwrócił uwagi na przybycie Elethara, wśród rozbłysków rodem z filmów sci-fi. Był skupiony jedynie na mężczyźnie w czerwonej zbroi. W momencie kiedy w jego pole widzenia wszedł Acroth - zamarł. Gdy przyjrzał się kolejnemu przybyszowi - zamarł jeszcze bardziej. - Co jest k***a? - mruknął widząc przed sobą złotego smoka ludzkich rozmiarów, stojącego na dwóch nogach. Czy ja się czegoś naćpałem? pomyślał wciąż oszołomiony przypatrując się gadowi. Kiedy Acroth odezwał się do niego płynną angielszczyzną, prawie mu opadła szczęka. Teraz był prawie pewny, że się naćpał. Odepchnął jednak od siebie myśli o bycia pod wpływem narkotyków i skupił się na obecnej sytuacji. Pytający wzrok Mężczyzny W Czerwonej Zbroi i pytanie od Złotego Smoka rozwiało obawy Dakena, że ci przybysze są do Romulusa. Nie szukali także jego samego, gdyby tak było nie pytaliby się o jego tożsamość. Dopiero teraz zwrócił uwagę na bojową postawę smoka. Na szczęście był zbyt zdziwiony jego przybyciem i nawet nie pomyślał o tym by zaprezentować swoje szpony. Miał jeszcze szanse się ulotnić. Skupił się więc by dobrze zagrać swoją rolę i wskazał na swoje obozowisko niedaleko. - Ja jestem pasterz. - zaczął mówić łamaną angielszczyzną zamieniając niektóre słowa na japońskie. Nie znał chińskiego, ale uznał że pozostali nie spostrzegą różnicy, a azjatycki język w tych rejonach nieco urealni jego rolę. - Ja szukać swojej koza, która zgubić się pare dzień temu. - kontynował, nadal starając się zachować maskę zdziwionego człowieka, próbując dodać do kompletu nieco grymasu strachu. - Ja pójść sobie. - powiedział po czym zaczął powoli kierować się do swojego obozowiska. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Sro Sie 21, 2013 11:51 am | |
| Skinął głową w ramach podziękowania za podarowanie urządzenia. Rzeczywiście to powinno pomóc w komunikacji. Zwłaszcza, ze nie mógł utrzymywać permanentnie kontaktu telepatycznego. Obserwował jak rozwija się sytuacja. Okazało się, że ten człowiek, którego Acroth nazwał "Lordem" był spodziewanym gościem, w przeciwieństwie do tego drugiego człowieka. Mężczyzna przedstawiał się jako pasterz, który zgubił coś co nazwał "kozą". Eldar nie miał zamiaru wtrącać się w ludzkie, sprawy. Przybył tutaj po nadajnik i jeśli którykolwiek z tych ludzi stanie mu na drodze, nie będzie miał skrupułów. Podszedł do tego człowieka w czerni i czerwieni, zupełnie ignorując Dakena. - Elethar Ultew, Światostatek Altansar. Obecnie flota Dur-Shurrikuna - rzekł, choć wiedział, że jego pochodzenie nic mu nie powie. No cóż, chyba mieli tu taki zwyczaj, aby w taki sposób przedstawiać się. Jego głos był niski i dudniący. Magnus miał wrażenie, że to hełm nieco modyfikował jego głos. Tymczasem Eldar intensywnie wpatrywał się w obcego. - Będziemy współpracować Musiał poznać potencjał tych ludzi. Wolał wiedzieć jak mocno może mu ktoś potencjalnie wbić nóż w plecy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Sro Sie 21, 2013 1:08 pm | |
| Stojący tutaj smok nie wydawał się w jakikolwiek sposób wzruszony grą aktorską Dakena... Który najwyraźniej zapomniał o własnym wyglądzie oraz posturze. Smok odwrócił się i ruszył przed siebie, mijając po prostu Magnusa i ignorując mutanta którego zostawił z tyłu. -Pasterz który zgubił kozę na najwyższej górze tej planety. Wymówka warta głupca. Rzucił krótko, zatrzymując się jakieś dziesięć metrów od Magnusa oraz Elethara. Wtedy, gad odwrócił się przodem do całej trójki i rzekł. -Polecono mi stosować się do Waszych poleceń. Miejsce do którego musimy się dostać znajduje się dokładnie pod nami. Pode mną - jest wejście. Jeśli będziecie gotowi, stopię tą warstwę lodu i utoruję dla nas drogę. Muszę Was natomiast ostrzec. Maksymalnie ograniczajcie wykorzystanie swych mocy. Cokolwiek tam jest, lepiej, by nie znało naszych możliwości w większym stopniu, niż jest to konieczne. Odparł złotołuski. Jego ręce nadal płonęły, ślepia świeciły się na złoto, śnieg i lód pod nim powoli topiły się - a on sam wyczekiwał tylko polecenia. Wychodziło na to, że był to dobry moment by zadać ewentualne pytania - i najwyraźniej ostatni by przygotować się finalnie do podróży. Smok sam w sobie wydawał się bardzo pewny siebie, wiedział po co tu przybył i miał realizować swoje zadanie. Mimo wszystko - w jego głosie dało się wyczuć nutę niepokoju, gdy ostrzegał wszystkich przed ograniczeniem w wykorzystywaniu swych zdolności. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Czw Sie 22, 2013 7:21 am | |
| Zapewne jako jedyny z całej grupy, był świadomy faktu, iż mężczyzna, który się do nich zakradł jest mutantem. Wyraźnie kłamał, co momentalnie zostało wychwycone przez Acroth'a, lecz któż w tak nienaturalnej sytuacji, nie posunąłby się do kłamstw? Jaka normalna osoba, spotykająca na górskiej przechadzce, cyborga, smoka i człowieka w zbroi w metalowej kuli, nie skłamałaby, aby uratować swoją skórę. Sam fakt, że był wstanie wydusić z siebie jakiekolwiek słowa, już był znacznym sukcesem. Magnus musiał skupić się na głównym celu, w którym tutaj przybyli. Nie miał czasu, aby nawiązać z nim rozmowę, może później. Elethar Ultew, podszedł i przywitał się, na co Magnus odpowiedział tym samym. Przyglądał się jego niezwykłej zbroi, była za prawdę hipnotyzująca, a ilość detali ogromna. Chwilę później Acroth przekazał im nowe wytyczne. Wcześniejsze założenie okazało się słuszne, to po co tu przybyli znajdowało się pod nimi. Smok zaproponował wykorzystanie swych unikalnych zdolności, aby przebić się przez warstwę lodu, tworząc tunel przejściowy. Użycie mocy w tunelu, a nawet w miejscu do którego zmierzają mogłoby naruszyć strukturę lodu, i pogrzebać ich wszystkich pod lodem. Śmierć nie byłą opcją. Magneto założył swój hełm, po czym zwrócił się do smoka. - W takim razie, możesz zaczynie, Arcoth'ie! - wyraził gotowość na przejście do następnego etapu misji. Czas odgrywał tutaj znaczną rolę.
|
| | | Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Mount Everest Czw Sie 22, 2013 7:30 pm | |
| Powoli się wycofując, cały czas obserwował obcych. Gdy nagle zauważył Elethara, potknął się o kamień, ale na szczęście złapał równowagę. Mruknął coś niewyraźnie i zniknął w jaskini. Pośpiesznie zaczął pakować swoje rzeczy w plecak, kopnął kupkę piasku w ognisko upewniając się, że nic się w nim nie tli i zarzucił tobołek na plecy. Gdy wyszedł stanął przed trójką przybyszy. Już chciał się pożegnać i zmienić lokalizację, gdy Ultew bezceremonialnie poinformował go o ich nadchodzącej kooperacji. Dakenowi dosłownie ręce opadły. Po prostu nie wiedział co powiedzieć. To było dość... Bezpośrednie. Najwyraźniej jego przykrywka przestała działać więc wyprostował się i przyjrzał się całej trójce zupełnie odmiennym wzrokiem. Bez udawanego strachu czy dezorientacji. - Po pierwsze. - zaczął wskazując palcem na Elethara. - Nie widzę powodu, dla którego miałbym współpracować z trzema kolesiami, którzy się zgubili po drodze na jakiś festiwal sci-fi. - powiedział po czym machnął ręką. - Chuj z tym, o czym ty w ogóle gadasz? Bo to jest pytanie, które ciśnie mi się na usta odkąd was zobaczyłem. - przeniósł wzrok na Acrotha. - Po drugie. Sam jesteś głupcem, skoro się wypowiadasz na tematy o których nie masz pojęcia. Nie wyglądasz mi na lokatora tej planety, więc nie wiesz że obojętnie czy to jest najwyższa góra świata, czy zwykły pagórek, ale nawet tutaj są pasterze ze swoją trzodą. - zaczynał być coraz bardziej zły. - Po trzecie. - wzrok wciąż stał na smoku. - To JA tutaj jestem osobą, która ma największe prawo do zadawania tego pytania. Jestem zwykłym człowiekiem, który gada z przerośniętą jaszczurką, kolesiem który się urwał z muzeum i futurystycznym astronautą. - powiedział po kolei wskazując na Acrotha, Magnusa i Elethara. - Więc to ja się pytam - kim wy k***a jesteście?! - podniósł ton, przy ostatnim słowie. Odchrząknął uspokajając się nieco i kontynuował. Zorientował się wtedy, że Acroth się do czegoś szykuje, a Koleś W Czerwonej Zbroi wyraźnie dał mu przyzwolenie. - Nie! - krzyknął krótko, celując palcem wskazującym w Acrotha. - Ani mi się waż! Nic nie robisz, póki nie odpowiecie mi na moje pytania. Inaczej z naszej... - spojrzał na Elethara - ...współpracy... - powiedział przedrzeźniając tubalny głos Ultewa. - ...nici. - zakończył po czym co chwilę przeskakiwał wzrokiem kolejno na obcych. Nie zamierzał nikomu pomagać, dopóki nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania. |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Pią Sie 23, 2013 11:56 am | |
| Już wcześniej czuł, że ten osobnik nie jest zwyczajnym przedstawicielem rasy ludzkiej. Skąd? Gdyż percepcja Eldara była o wiele doskonalsza od ludzkiej. Na początku zwrócił uwagę w jaki sposób porusza się ten rzekomy pasterz. Mimo, że nie zdawał sobie z tego sprawy wykonywał ruchy w określony sposób. Każdy człowiek postępował w tak postępował... Podświadomość ludzka ogrywała gigantyczną rolę w życiu człowieka i oddziaływała na schematy zachowań danego osobnika, przez co jego działania mogły być przewidywane. A on poruszał się w sposób zdyscyplinowany, lekki i zadziwiająco sprawny. Jednak mógł być to po prostu wynik specjalnego treningu. Wszystkie wątpliwości Elethara rozwiały się, gdy zobaczył jak obcy ratuje się przed upadkiem. Jego ciało zadziałało niczym symfonia, gdzie pojedyncze mięśnie współgrały i innymi. Dynamika, refleks, czas reakcji... Wszytko na ponad ludzkim poziomie. Czuł też jego zapach. Było w nim coś innego. Eldar nie był w stanie zidentyfikować tej inności. - Ty też nie jesteś zwykłym człowiekiem obcy. - Elethar stwierdził fakt. - Nawet nie masz pojęcia ile twoje ciało mówi o tobie. - Znów zmierzył go wzrokiem. Zastanawiał się kim jest ten osobnik. Inność zawsze budzi fascynację. - Mogę ci powiedzieć kim jestem, skąd pochodzę, ale ta wiedza jest ci zbędna człowieku. - Skrzyżował dłonie na ramionach i zrobił kilka kroków w jego stronę. - Jednakże jeśli sobie tego życzysz. Nazywam się Elethar i jestem przedstawicielem rasy Eldarów. - Zatrzymał tuż przy nim. Eldar dzięki swojej zbroi, zdawał się być jeszcze wyższy i widocznie górował nad nim wzrostem. - Pytanie brzmi, kim ty jesteś obcy? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Pią Sie 23, 2013 12:51 pm | |
| Acroth nie wydawał się wzruszony słowami Dakena. Można by nawet słusznie stwierdzić, że smok po prostu zignorował to co mówił do niego mutant. Miał po prostu wykonać swoje zadanie - i cóż, to właśnie uczynił. Ogień w ułamku sekundy pochłonął całe ciało złotołuskiego - stojący przed nimi gad zaczął przypominać olbrzymią pochodnię. Bardziej wyczuleni na moc - lub ci, którzy posiadali odpowiednie wyposażenie, mogli sprawdzić właśnie, jak wielka energia została przez smoka uwolniona, gdyż standardowe wskaźniki szybko zapełniały swe skale. Jaki był jednak powód tego zachowania smoka? Czyżby się popisywał? Takie wnioski można by wysnuć... Gdyby akurat nie znajdowali się w jednym z najzimniejszych miejsc na ziemi. Przebicie tej warstwy lodu i śniegu - w takiej temperaturze, wymagało wykorzystania nie lada energii, zwłaszcza gdy jedyne co się posiadało to ogień - nawet ten magiczny. W powietrze wystrzeliło ogromne ogniste tornado o złocistym kolorze - wysokie na kilkanaście, może nawet ponad dwadzieścia metrów. W powietrze uniosła się natychmiast potężna mgła, a Magnus - jako ten stojący najbliżej, poczuć mógł jak fala ognia w chwilę zbliżyła się do niego na odległość jednego metra... Zatrzymując się tam jednak. Szybko mogło narodzić się pytanie - smok wyczuł to i kontrolował czy szczęśliwym trafem nie sięgnął Białego Pielgrzyma swą mocą? Niezależnie od tego - ogień zniknął równie szybko jak się pojawił... A przed całą trójką znajdowało się wgłębienie w lodzie i śniegu - o bardzo lekkim nachyleniu - zupełnie jakby zostało to celowo uformowane w celu ułatwienia zejścia na dół. Smok który przed chwilą stał na równi z całą trójką, teraz znajdował się kilkanaście metrów pod nimi. Szokować natomiast mogło to, co dało się ujrzeć na ziemi. Złotołuski gad stał przed potężnym, rozsuwającymi się na boki wrotami o srebrzysto-czarnym kolorze. Nad wrotami znajdował się dach - Magnus jako jedyny wyczulony na metal, wyczuć mógł, że czymkolwiek był ten materiał, to ściany, dach i wrota mierzyły po kilkanaście metrów grubości i nie wydawały się w żaden sposób plastyczne. Nawet próba oderwania fragmentu budowli, spowodowałaby jedynie potężny opór z jej strony, panujący na zasadzie - nim mocniej próbujesz wyrwać - tym większy opór to stawia. Dookoła stojącego przed wrotami smoka znajdowało się pełno miejsca. Na prawo od wrót przy jednej ze ścian znajdowało się coś, co uznać by można za ekran panelu. Świecił się na biało i wydawał nadal aktywny. Czy coś mogło przetrwać w czeluściach tego miejsca? Cóż, struktura tej budowli wydawała się nienaruszona, zupełnie jakby ktoś postawił ten budynek wczoraj - i po prostu go tu zakopał. Acroth wydawał się zmieszany. Stał wyprostowany przed wrotami, ze skrzydłami przyciśniętymi do własnego ciała, skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma oraz ciut skwaszoną miną. Ogon gada drgał nerwowo, przesuwając się na lewo i prawo, a sam jaszczur wyraźnie oddychał szybko co dało się zauważyć po białym dymie wydobywającym się z jego nozdrzy. Stał i czekał. Dotykowy panel znajdujący się przy wrotach - nie posiadał żadnych znaków ani guzików. Można go było dotknąć bez żadnych obaw, jednak urządzenie nie wykazywało żadnej reakcji. Zupełnie jakby na coś lub na kogoś czekało. Być może złotołuski wiedział o czymś - tylko czekał aż grupa do niego dołączy...
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Pią Sie 23, 2013 10:14 pm | |
| Osobnik w steampunkowej zbroi nawiązał kontakt z mutantem. Młodzieniec, gdyż pomimo grubego ubioru, który zakrył jego lico, jego zachowanie zdradzało wiek, stał nieruchomo. Magnus nawet się nie odwrócił, lecz słuchał tego, co mówi Elethar przedstawicielem rasy Eldarów. Jego uwaga w głównej mierze położona była na złotołuskim smoku, który właśnie na jego prośbę, a raczej aprobatę, rozpoczął swój ognisty taniec. Czymże była obecność, czy też żale młodego mutanta, nad tym, co działo się przed nim. Ciepło ognistego podmuchu było w okolicznościach górskiego mrozu, wręcz życiodajne. Zasłonił się szybko peleryną, gdy smok dał się ponieść swej mocy. Nie odebrał tego za zniewagę, czy próbę skrzywdzenia. Nie sądził, aby Acroth chciał narazić misję w takim miejscu. Rozumiał naturę mocy i doskonale wiedział, że potrafi ona być niczym jazda galopem na silnym koniu, gdy wiatr tańczy we włosach, i jest się sam na sam, z naturą i czuć siłę zwierzęcia. Moc często na użytkowników oddziaływała podobnie. Niemniej Magneto cofnął się o kilka kroków, gdy lód pod jego stopami zaczął kruszeć i topnieć. W ten smok został pochłonięty przez ogień, który jego ciało, błyszcząc i emanując niczym ogon komety. Piekielne ciepło, przebiło się przez tysiącletnią warstwę lodu, niczym nóż przez kostkę masła. Ognisty wicher wszedł z głąb ziemi, pozostawiając za sobą, tylko smugę gęstego dymu, i wydobywającą się z otchłani parę. Gdy wiatr je rozwiał, odsłonił wejście do podziemnej groty. Poczuł ciepło przy piersi, lecz wtedy uznał to jedynie za pozostałość po intensywnych temperaturach. Uniósł swe ciało delikatnie ponad powierzchnią śniegu. Powierzchnia prowadząca do groty ustawiona była pod takim kątem, że spokojnie dałoby się zejść, lecz wolał nie igrać z boskim poczuciem humoru. Poślizgniecie się na niej i zjechanie na swym elektromagnetycznym kosmicznym tyłku, na pewno umocniłoby jego pozycję samca alfa w stadzie. Na pewno. W dole ujrzał nieziemską strukturę podziemnego kompleksu. Momentalnie, niemalże intuicyjnie wyczuł otaczającą go grubą warstwę metalu. Dźwięk spadający kropli odbijał się echem w pomieszczeniu, kiedy Magneto zmierzał spokojnym krokiem w stronę złotołuskiego towarzysza. Stanął obok niego przyglądając się ogromnym wrotom. Przodkowie Dur'a stworzyli to miejsce, kryjąc w nim pradawną destrukcyjną moc. Pradawną siłę, której nie powinni odnajdywać. Powinna być tu pogrzebana, wraz z historią tragicznie zniszczonej rasy. Los chciał jednak inaczej, dlatego cokolwiek kryło się za tymi wrotami, oni musieli odnaleźć to pierwsi. Magnus zmarszczył brwi. Wyciągnął ramiona przed siebie, zaginając palce, jakby ściskał w dłoni jabłko, wyciskając z niego wszystkie soki. Oczami swej mocy chwycił za wrota, próbując zgnieść je, wyrwać, lub rozsunąć. Jego oczy błysły jasnym światłem, gdy jego moc wchodziła na nowy poziom. Jego umysł nawiedziły obrazu, które były zarazem przerażające, jak i dodające nieopisanej siły. Obrazy triumfu, gdy obalił najeźdźców swej ojczystej planety, a w nieopisanej rozpaczy wyrwał jej serce z martwego ciała i wyniósł ponad atmosferę, jako swój nowy dom. Jeśli to Acroth wcześniej pozwolił sobie na mały popis i pokaz siły, teraz nadszedł czas na Magneto. Biało-niebieskie oślepiające pioruny spowiły jego ciało, tańcząc wokół niego, jeżąc włosy na głowie. Wrota ostatecznie drgnęły, a z nimi całą struktura statku. Pęknięcia lodu odbiły się od ich uszu, przerywając charakterystyczny dźwięk wyzwalanej elektromagnetycznej siły. Bezcelowe staranie szybko zostały przerwane, gdyż jedyne do czego mogły doprowadzić, to pogrzebanie ich w tej zbiorowej trumnie. Opanował swe moce, a gdy uspokoił również swego ducha, poczuł ponownie ciepło przy piersi. Pierścień reagował na to miejsce. Trzymając go w dłoni, pierścień aktywował się ponownie, przedstawiając obraz zniszczonej gwiazdy zwanej Nadzieją. Czy dla nich, dla świata, również istniała nadzieja na przetrwanie, czy może ich los był z góry przesądzony? Nie, to nie był sposób w jaki myślał. Żył według innych wartości, w których każdy jest kowalem własnego losu. Spojrzał na niespokojnego jaszczura, w chwili gdy reszta dołączyła do nich. Elethar zapewne stanie tuż obok nich, miał jednak przeczucie, że młody mutant, pomimo że stanie bardziej z tyłu, również do nich dołączy. Artefakt jest źródłem informacji, mówił, przekazuje je na swój dość specyficzny sposób. Magneto podszedł do białego panelu, pozostawiając za sobą, niespokojnego smoka. Nie trzeba mieć zwierzęcego instynktu, aby wiedzieć, że za tymi wrotami, znajduje się śmiertelne niebezpieczeństwo. Czyżby Acroth również miał wątpliwości, co do słuszności ich zamiarów? Wcześniej gdy szedł, spoglądał uważnie na ściany, próbując dostrzec jakiś schemat, znaki, bądź przekaz, który byłby wstanie zrozumieć. Tyczyło się to również bramy, lecz nie widział tego co chciał zobaczyć. Gdy podszedł bliżej białego panelu, zbliżył do niego pierścień, licząc, że może artefakt będzie kluczem, za który go uważał. Czuł w dłoni energię, która z niego emanowała, delikatne drgania, mocniejsze z każdym krokiem. |
| | | Thaddeus Ross
Liczba postów : 186 Data dołączenia : 30/07/2013
| Temat: Re: Mount Everest Nie Sie 25, 2013 11:52 am | |
| Daken ze spokojem słuchał Elethara. Wiedział, że przybysze nie są ziemianami, bo nie był w stanie odczytać ich feromonów. Nie rozpoznawał smaku, zapachu, albo w ogóle nic nie wychwytywał. Wydmuchnął lekko powietrze nosem słysząc komentarz Ultewa dotyczący jego ciała. Wiem więcej niż ci się może wydawać pomyślał. Ale nie zamierzał pokazywać swoich kart. Trzymał je blisko przy piersi. Puścił też mimo uszu jego kolejne zdanie. Już bardziej ich nie przyciśnie. Przynajmniej teraz. W tej chwili powiedzą mu tylko tyle ile sami będą chcieli. Daken musiał lekko zadrzeć głowę do góry by spojrzeć w... hełm Eletharowi. Nie bał się go, w przeciwieństwie do tego co prawdopodobnie chciał osiągnąć Eldar. Nikt nie stanowił dla Akihiry zagrożenia, mógł - co najwyżej - stanowić wyzwanie. - Daken, Ziemianin. - powiedział. Jeżeli Daken uzna, że może sobie pozwolić na większy kredyt zaufania wobec nich - zrobi to. W poprowadzeniu dalszej rozmowy przeszkodził im Acroth. Gdy ukazał możliwości swoich mocy i Daken poczuł ciepło na twarzy bijące od ognia, Akihiro uśmiechnął się lekko pod nosem. Lepiej wiedzieć do czego jest zdolny ten gad. Daken skłamałby, gdyby powiedział że nie jest pod wrażeniem. Nie na co dzień spotyka się stworzenie takie jak Acroth zdolne do tworzenia ognistych gejzerów. Wtedy też Magnus wyłożył większą część swojej talii unosząc się w powietrze i delikatnie opadając przed wrotami, które ukazały się ich oczom. Daken wyminął Elethara i podszedł do lekkiego spadku i wskoczył na śliską powierzchnię. Z gracją, bez nawet śladu zachwiania zjechał stojąc na sam dół i zakończył przejażdżkę, lekkim wyskokiem by uniknąc ewentualnego potknięcia się. Wylądował miękko na nogach i obrócił się w kierunku Acrotha i Magneta. Wtedy też Pielgrzym rozpoczął pokaz swojej mocy, jakby chciał przebić popis gada. Daken tym razem już bardziej przygotowany na takie przedstawienie. Był równie pod wrażeniem jak po demonstracji Acrotha. Gdy Magnus zaprzestał usiłowania naruszenia konstrukcji wrót przed którymi stali, spojrzał na nich po kolei. W jego wzroku można było zobaczyć szacunek. Jednak ciągle oczekiwał poznania ich imion. Nie po to by był w stanie ich zidentyfikować, nawet o tym nie myślał, po prostu wiedza jak ma się zwracać do poszczególnych członków jego grupy znacznie ułatwi komunikację. Z jakiegoś powodu przestało mu przeszkadzać to, że nie wiedział co się dzieje. Tajemnicza brama, ukryta wśród wiecznego lodu na najwyższej górze świata była co najmniej interesująca. - Spoiler:
Sorry, zapomniałem się przelogować, a usunąć nie zdążyłem bo zorientowałem się dopiero jak Eldar odpisał. Pomyłka :D
Ostatnio zmieniony przez Red Hulk dnia Nie Sie 25, 2013 2:38 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Nie Sie 25, 2013 1:39 pm | |
| Oczywiście zachowanie Dakena nie uszło uwadze Eldara. Aroganccy ludzie potrafią być irytujący, jednak to nie był czas, ani miejsce na to, żeby zachowywać się jak dzieci. Skinął mu głową, gdy się przedstawił i wtedy ujrzał jak Acroth rozpuszcza lód, wygryzając się coraz bardziej w lodowiec. Było to efektowne, ale czy okaże się efektywne? Zobaczymy. Eldar stał i przypatrywał się postępom prac. Wyglądało na to, że wszystko idzie dobrze, gdy nagle płomienie znikły. Elethar podszedł sprawdzić co się stało. Jego oczom ukazały się wrota. Wtedy do akcji wkroczył Magneto, który używając swoich zdolności chciał dostać się na zewnątrz. Po raz wtóry eldar był światkiem manifestacji mocy mieszkańców tego świata. Energia była dość imponująca, jednak Magneto miał problem z dostosowaniem poziomu mocy do wykonywanej pracy. Efektem tego było lekkie naruszenie konstrukcji lodowca. Kosmita wzorem Dakena także zjechał po lodowej równi pochyłej. Widać tamci mieli więcej informacji niż on, na temat tego obiektu, tak że tylko stał i śledził poczynania Magneto. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Nie Sie 25, 2013 5:41 pm | |
| -Acroth. Możesz mnie nazywać złotołuskim lub po prostu - smokiem. Odparł gad, stojący przed wielkimi wrotami. Moc Magnusa nie wywarła żadnego wrażenia na konstrukcji. Przynajmniej tego można się było spodziewać. Stojący tutaj złotołuski smok uniósł lekko swe wargi, ukazując rzędy ostrych kłów. Kiedy Biały Pielgrzym przyłożył pierścień do panelu, ten dosłownie przyssał się do urządzenia, które momentalnie podniosło poziom emitowanego światła przynajmniej dziesięciokrotnie, powodując oślepienie u każdego kto skierowałby swój wzrok ku panelowi. Wszystko utrzymało się przez kilka sekund, aż w końcu pierścień odpadł od panelu - prosto do dłoni Magnusa. Potężne wrota drgnęły delikatnie, a następnie rozsunęły się na boki na dosłownie kilka centymetrów, by zamrzeć równie szybko, jak zaczęły się poruszać. Wszystko wyglądało na to, że po prostu się zacięły. Czas jednak zrobił swoje... Albo czyjaś interwencja. W tym momencie poruszył się natomiast złotołuski smok, ruszając w kierunku wrót i odzywając się. -Crathygtanie byli niczym ziemskie "krasnoludy" z mitów i legend. Różnica jest taka, że zamiast średniowiecznej cywilizacji z mieczami i toporami, stanowili oni prastarą cywilizację kosmiczną... Rzekł, zbliżając się do wrót. Smok zbliżył swój łeb do otworu który powstał, sprawdzając co znajduje się po drugiej stronie. Nie poruszał się przez kilka sekund - no może po za wiercącym się ogonem. -Nie mylcie tego jednak z... Ekhem. Jakby to miło wyjaśnić. Wasza wyobraźnia nie jest w stanie pojąć poziomu, na jaki wzniosło się Imperium Crathygtańskie. Taka technologia dzisiaj nie jest spotykana, a jeśli jest... Kontynuował swe wyjaśnienia, kierując wzrok na białego pielgrzyma. -To w postaci mojego przełożonego oraz jednego z nielicznych artefaktów, który trzymasz w dłoni. Rzekł, ponownie skupiając się w pełni na tym co teraz zrobił. Smok wyciągnął obie dłonie do góry, wciskając pazury wraz z palcami pomiędzy szczelinę. Mięśnie złotołuskiego napięły się, co dało się zauważyć nawet po ukrywających jego ciało łuskach, a gad zaczął oddychać głębiej, naciskając rękoma na obie części wrót i rozsuwając je bardzo powoli na boki. Wszystko wydawało się dłużyć w nieskończoność. Co ciekawe, wrota nie zamierzały reagować na żadną interwencję z użyciem mocy - zupełnie jakby do ich otworzenia potrzebna była teraz po prostu brutalna siła. Gdy otwór pojawił się już na szerokość ciała smoka - coś w środku błysnęło. W jednej chwili dało się zauważać, jak Acroth puszcza wrota, a jego ciało ogarnia złoty płomień... W drugiej chwili natomiast potężny, biały promień trafił wprost w klatkę piersiową złotego gada, wystrzeliwując go daleko do tyłu i dosłownie wyrzucając z krateru który on sam stworzył. Złotołuski zniknął gdzieś za krawędzią krateru, a tymczasem światło w środku zniknęło - i pozostała już tylko ogromna ciemność. To był dobry moment na zastanowienie się - co właściwie się stało? W krótką chwilę, coś trafiło złotołuskiego i posłało go daleko w przestrzeń - pozostawiając po nim tylko wytopiony ślad w ziemi, gdyż jego ogień stopił lód i śnieg dookoła. Gdzie zniknął? Cóż, nad tym akurat nikt z tu obecnych nie musiał się zastanawiać, gdyż w powietrzu dało się ujrzeć złoty błysk, a chwilę później smok wpadł z powrotem do krateru, rozkładając swe skrzydła które zatrzymały go, zanim ten wpadł w ziemię - i pozwoliły spokojnie jego łapą opaść na lód. -Dlatego właśnie nie lubię starożytnych krypt które pozostawili nam Crathygtanie. Rzucił krótko z gniewem słyszalnym w jego głosie. Co ciekawie - gad znów stał na linii strzału, jakby czekając na to by jeszcze raz go trafili. Co jeszcze ciekawsze - nie nosił na sobie śladu ran, zupełnie jakby nic mu się nie stało, jakby nic go nawet nie dotknęło. Smok odczekał chwilę, by znów podejść do wejścia. Jego ręce znów spoczęły na wrotach i rozsunęły je jeszcze bardziej, umożliwiając spokojne wejście do środka. Acroth ruszył przodem, zatrzymując się może z dziesięć metrów od głównego wejścia. Przy każdym kto wchodził do środka, pojawił się po kolei złoty ognik, który rozświetlał przestrzeń dookoła. Egipskie ciemności były dla tego miejsca doskonałym określeniem, gdyż światła tutaj po prostu nie było. Ściany, podłoga oraz sufit, wykonane były z tego samego materiału co te widoczne na zewnątrz. Srebrny kolor doskonale odbijał światło i niósł je dalej. Miejsce nie nosiło całkowicie śladów upływu czasu. Zupełnie jakby ktoś dbał o czystość tego pomieszczenia. A przed całą grupą znajdował się długi korytarz, na którego końcu dało się dostrzec niewielkie źródło światła. Miejsca dookoła było wręcz za nadto. Nie tyle wystarczyło by do toczenia destrukcyjnej bitwy, co nawet sufit znajdował się na tyle wysoko, że znajdujący się tutaj smok, ze spokojem pokusić się mógł o manewry powietrzne. Acroth znów stanął w miejscu, znów krzyżując swe ręce na klatce piersiowej. Ogon gada falował na lewo i prawo, a on sam stał niczym posąg - wpatrzony w jasny punkt daleko przed nimi. Ślepia gada świeciły na złoto, a on sam... Cóż, wyglądał dość imponująco - jeśli ktoś kiedykolwiek miał do czynienia ze smokami, to śmiało mógł uznać, że postura gada w połączeniu z jego aktualną postawą oraz święcącymi ślepiami, nie jednemu pozwoliłaby zwątpić. Pytanie tylko - czy gad próbował kogoś przestraszyć czy może po prostu czekał na swych towarzyszy, aż do niego dołączą i ewentualnie zaszczycą go pytaniami albo jakimś rodzajem planu. W końcu w korytarzu było dużo miejsca - ale nie było z kolei żadnych obiektów za którymi można by było się ukryć. Grupa była całkowicie otwarta na atak.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 27, 2013 4:29 pm | |
| Sam fakt pułapki zastawionej w krypcie nie zdziwił. Z kolei reakcja smoka była dość... niezwykła. Wykazał się zręcznością o jaką eldar, by go nie podejrzewał. Elethar zawsze doceniał swoich przeciwników, ale w tym przypadku było to zaskakujące. Oczywiście, gdy pojawił się pocisk w dłoni eldara momentalnie pojawił się pistolet i miecz. Był gotowy do działania, gdyby pułapka miała nieco bardziej złożoną konstrukcję. A może efekt domina już się zaczął, a jago efekty odkryją już w środku krypty? Mężczyzna wysłuchał uważnie co Acroth miał im do przekazania. - Ci Crathygtanie mieli jakieś ulubione technologie? Coś czego możemy się spodziewać? Przed zapuszczeniem się do krypty potrzebne im będą jakiekolwiek informacje, o tym jak to może wyglądać w środku. |
| | | Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Mount Everest Wto Sie 27, 2013 9:27 pm | |
| Gdy smok przeleciał obok Dakena jak szmaciana lalka, mutant odruchowo uskoczył schodząc z linii strzału ewentualnej ,,poprawce". Nie miał zamiaru skończyć jak złotołuski, który wrócił do nich po chwili, a konkretnie nie chciało mu się tutaj chodzić. Smok mógł sobie przylecieć a Akihiro musiałby drałować z powrotem. Dakenowi nie uszła uwadze reakcja Elethara. Taki refleks, w takiej sytuacji ukazywał że eldar był wyćwiczonym wojownikiem. Akihiro potrząsnął głową. Próbujesz sam sobie udowodnić, że potrafisz tak samo analizować jak ten obcy? Słabe. Sam mu pokaż czego nie umie. przemknęło mu przez myśl. Mutant wkroczył powoli do środka za Acrothem. Lekko pochylony rozglądał się na boki, oglądając wnętrze. Nie wiedział czego się spodziewać w takim miejscu, więc był skupiony na ewentualnym zagrożeniu. W przeciwieństwie do gada, który stał prowokującej pozycji. Nie spytał się jednak co się stało, jeżeli smok zatrzymał się z jakiegoś ważnego powodu to albo zaraz sami się dowiedzą, albo zostaną poinformowani przez złotołuskiego. Daken stojąc mu za plecami pociągnął nosem starając się rozpoznać poszczególne zapachy unoszące się w powietrzu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Sro Sie 28, 2013 7:58 am | |
| Magneto powstrzymał się od zbędnych komentarzy, na które przyjdzie później odpowiedniejsza chwila. Gdy przyłożył artefakt do białego panelu, ten wyskoczył z jego ręki, przywierając do jego powierzchni. Brakujący trybik tej ogromnej pozaziemskiej machiny tajemniczości, został umieszczony na swoim miejscu, uruchamiając to co trwało w bezruchu przez tysiące lat. Potężna brama rozsunęła się dosłownie na kilka centymetrów, a z środa wyleciało zastygłe - lecz jak na tyle lat zamknięcia dość świeże powietrze. Zastanawiało go dlaczego Crathygtanie, wybrali akurat Ziemię na miejsce umieszczenia swojego urządzenia zagłady, jeśli w ogóle coś takiego było tu ukryte. Czy rozsądniejszym nie byłoby wybranie martwej planety bez życia. Czy w swoich obliczeniach i założeniach, naprawdę przewidzieli, każdy z możliwych scenariuszy, gdyż Magnus właśnie myślał o kilka, które mogłyby zagrozić ich ostatecznej zemście. Jeden się właśnie realizował, a drugi miał na imię Gah Lak Tus. Niektórych odpowiedzi mogą nigdy nie poznać. Kiedy biały promień cisnął smoczym przewodnikiem, aż na zewnątrz tunelu, jasnym się stało, że nie będzie to łatwa przeprawa. Otworzyli coś, co można było porównać do puszki Pandory. Magnus przyglądał się bez słowa, i wyrazu, jak Arcoth powaraca niewzruszony atakiem, kończy to co rozpoczął. Wszyscy weszli do środka. Acrtoh, Elethar, a nawet mutant, który okazał się na tyle odważny, aby podążyć za nimi. Dopiero wtedy, jako ostatni do ogromnej komnaty wszedł Erik. Dzierżąc w dłoni potężny niespokojny artefakt, wyczekiwał i bacznie obserwował swoich towarzyszy. Wszyscy na swój sposób, próbowali upewnić się, że są bezpieczni, tak jednak nie było, i dobrze o tym wiedzieli. Nie tylko pierścień wydawał się niespokojny, podobnie było w przypadku smoka, który stanął na czele stawki. Mógł być inteligentnym stworem, stojąc dumnie jak młody bóg, lecz jego zwierzęca natura zdradzała obawy. Nie było w tym nic złego, wszyscy je za pewne posiadali, w mniejszym lub większym stopniu. Prawda była taka, że Dur-Shurrikun wiedział czym jest to miejsca, do czego zostało stworzone i jaką moc skrywa, wiedział to, gdyż taką informację przekazali mu jego twórcy, lecz w tym miejscu jak sądził Magneto, ta wiedza się skończyła. Gdy otworzyli wrota, biały promień zaatakował tego, który ośmielił się tu wtargnąć, gdyby człowiek ośmielił się powtórzyć jego czyn, prawdopodobnie już by nie żył. Jeśli jego założenia są słuszne, a Crathygtanie przewidzieli wiele możliwych scenariuszy, zabezpieczenia mogą być bardziej zaawansowane, niż mogą w ogóle przypuszczać. Minął wszystkich spokojnym krokiem, zbliżając się do smoka. Jeśli to miejsce rzeczywiście przypominało technologicznie ten artefakt i jego przełożonego, to mieli nikłe szanse, że wyjdą stąd żywi. - Czy Dur-Shurrikun powiedział Ci, co możemy spotkać po przekroczeniu bramy?!- zapytał dosadnym głosem. - Artefakt nadaj nie przestaje reagować na to miejsce. - Urządzenie delikatnie drgało w jego dłoni, a napisy na pierścieniu mieniły się czerwonym światłem. - Dalsza improwizacja nie wchodzi w grę. - dodał mocnym tonem. Byli tutaj jak kaczki na odstrzał, a narażanie całej grupy na śmierć, było mocno nierozważne. Istotną kwestią, było również to, że nigdzie nie dostrzegał miejsca, z którego został wystrzelony promień, co tylko pogłębiało jego obawy. - Eletharze czy potrafisz przejrzeć przez mrok tego miejsca? Czy dostrzegasz coś, co nie pasuje do reszty otoczenia?- Odwrócił się do niego, sugerując, aby uczynił to o co prosi, a jeśli już to zrobił, jeśli jego zbroja posiada taką możliwość, niech się podzieli ze swoimi spostrzeżeniami. Widoczność była nikła, lecz oni badali to miejsce na swój indywidualny sposób. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Sro Sie 28, 2013 8:02 pm | |
| -Ulubione technologie? Ciężko stwierdzić. Lubowali się we wszystkim. Regeneracja tkanek, przywracanie zabitych do świata żywych, broń kinetyczna jak i energetyczna. Badali nawet czarne dziury i cóż... Opanowali je do własnych potrzeb. Czego możemy się spodziewać? Zapytał retorycznie, nie odwracając wzroku - a cały czas obserwując punkt przed sobą. Acroth nagle zrobił się po prostu spokojny. -Jeśli stworzyli to miejsce tak by zabiło tych, którzy tu wejdą... Jesteśmy martwi. Cokolwiek mnie trafiło, nie była to technologia Crathygtańska. Nie zdążyłbym nawet zareagować, a strzał zrobiłby mi olbrzymią dziurę w klatce piersiowej. Pytanie więc - kto tutaj jest po za nami? Odparł Eletharowi i ruszył powoli do przodu. Po bokach smoka, trochę nad nim - pojawiły się dodatkowe dwie kule które ruszyły przodem. Korytarz szybko rozświetlił się, nie ujawniając żadnego zagrożenia - a złote kule rozpadały się na mniejsze, przemierzając przestrzeń do przodu i tworząc przed grupą dwa rzędy źródeł światła. Złotołuski opuścił swe ręce wzdłuż ciała i kroczył spokojnie naprzód. Gdzieś zniknęły jego wcześniejsze zmartwienia. Chyba, że właśnie to w sobie zaczął dusić. -Najgroźniejsze? Lordzie Magnusie, stał przed Tobą Dur-Shurrikun. Maszyna, android - jego avatar. Najstraszliwszym co może nas spotkać, będzie kontakt z uśpionym okrętem stworzonym przez Crathygtan... Rzucił i zatrzymał się nagle gwałtownie, odwracając się dynamicznie w stronę całej trójki. -Tylko nasz nowy towarzysz nie wie jak wygląda Crathygtanin. Mówię jednak jasno. Jeśli spotkamy androida który zechce nas zabić, nie próbujcie z nim walczyć, lecz uciekajcie. Ich zdolności adaptacyjne przekraczają zwyczajne pojęcie. Te istoty za szybko myślą względem zwyczajnych śmiertelników. Wyglądają jak zwyczajni śmiertelnicy. Pod warstwą skóry i futra, kryje się jednak Crathygt. Jeśli dane Wam było poznać adamantium albo vibranium, to wyobraźcie sobie teraz materiał mocniejszy od tamtych dwóch, połączony z organicznymi nanitami. Dur-Shurrikun nie bez powodu przetrwał prawie milenium, niszcząc po drodze setki flot oraz światów. Wyjaśnił, odwracając się przed siebie i ruszając ponownie. -Ciężko to opisać... Najlepiej tego doświadczyć. Jinkusu... To znaczy Dur-Shurrikun. Cóż, tak nazywa się rasa stworzona przez starożytną cywilizację. Jinkusu... Żywe, myślące maszyny. To nie jest sztuczna inteligencja, to określenie pasuje do kogoś kto nie ma uczuć, nie myśli lecz tylko analizuje, przetwarza dane. Tym są twory Crathygtan. Dur-Shurrikun jest... Oficjalnie jedynym. Sam nie spotkałem nikogo takiego jak on, jednak zarówno on jak i my - jego towarzysze - nie chcemy spotkać takiej istoty. Rzucił, kontynuując swój marsz. W tym momencie zbliżyli się do przejścia łączącego ten korytarz z jakimś pomieszczeniem. W środku było bardzo ciemno. Acroth znów zatrzymał się. -Nie próbujcie sobie również przywłaszczać ich technologii... Stworzyli ją wyłącznie z myślą o sobie. Jeśli znajdziecie broń, po prostu niech sobie leży na swoim miejscu. Próba podniesienia Crathygtańskiej lancy, karabinu czy pistoletu - a potem strzelenia z niego - zazwyczaj kończy się efektowną eksplozją, jeśli broń nie wykryje w polu rażenia sojuszników. Dodał. Jak widać, smok miał w tym temacie dużo do powiedzenia. Momentami jego głos był drżący, zupełnie jakby bał się - zwłaszcza gdy wspominał o ewentualnym spotkaniu z jednym z reliktów przeszłości - które Crathygtanie mogli zostawić. Gad wyraźnie nie krył się ze swoimi emocjami, nie bał się ich okazywać - i nie robiło na nim wrażenia, że zupełnie nie znał swych kompanów. Cóż, nie zdradzał im swych sekretów. A jeśli mieliby zginąć - to niech przynajmniej o tym wiedzą. Pomieszczenie przed nimi było stanowczo mniejsze, niż ten korytarz. Sufit znajdował się może z trzy metry nad podłogą, szerokość pomieszczenia wynosiła maksymalnie dziesięć metrów w jedną i w drugą stronę. Przy ścianie na przeciwko wejścia znajdowało się niewielkie koło, jakby wyrysowane na ziemi. Świeciło się na biało. Po prawej stronie koła znajdował panel, na wysokości mniej więcej półtora metra nad ziemią - identyczny jak ten który widzieli na zewnątrz. Smok nie czekając - wszedł do środka, ówcześnie dając dłonią znak reszcie grupy, by chwilę zaczekali. Złotołuski kroczył powoli do przodu, rozglądając się na boki. Jego ogon nerwowo falował za nim, kolana gada były lekko ugięte, a dłonie otwarte - ukazując długie, ostre pazury. W pewnym momencie smok stanął jak wryty i wbił wzrok w biały okrąg na ziemi. -Przecież to... Archiwum! Informacje, biblioteki Crathygtan. Technologia, planety, mapy, historia - wszystko! Na krew przodków... Rzekł sam do siebie, wyraźnie bardzo zadowolony ze znaleziska. Nagle zatracił całą uwagę i ruszył do przodu, zatrzymując się przed panelem. Jaszczur oglądał go przez chwilę w ciszy. Wchodząc do środka, cóż... Wszyscy mogli ujrzeć kolejne puste pomieszczenie, które znów rozjaśniało płomienie smoka - stojącego teraz przed panelem... Na którym coś się wyświetliło. Napisy w nieznanym dialekcie, identycznym który dało się zauważyć na artefakcie. Smok przyglądał się temu przez chwilę. -Przydałby się Daalkiin. Powiedziałby nam więcej, niż ja mogę zrozumieć... Niemniej jednak... W tym miejscu ukryto jakąś wiadomość. Jeśli uaktywnimy to za pomocą artefaktu, system powinien ją automatycznie uruchomić. Nie chciałbym narażać kogoś z nas na bliższy kontakt z tą technologią. Rzekł, cofając się do tyłu, a następnie ustawiając frontalnie do przekaźnika. Sytuacja zrobiła się na pewno ciut zagmatwana, zwłaszcza, że smok wcześniej rozgadał się na temat technologii Crathygtan i ich ogólne potęgi. Widać nie warto go w tym temacie prowokować. Wyraźnie jednak dało się odczuć, że złotołuski jednocześnie szanował i bał się starożytnych. Jeśli ich technologia była rzeczywiście taka - jak mówił - to być może było czego się bać. Teraz jednak znów należało po prostu odpalić konsolę. Gdy jednak cała grupa znalazła się w pomieszczeniu - przejście którym się tu dostali - zamknęło za sobą ze wrota, odcinając ich od korytarza. Zupełnie jakby ktoś albo coś wiedział, że tu są - i nie miał zamiaru ich wypuszczać.
|
| | | Elethar Ultew
Liczba postów : 59 Data dołączenia : 21/04/2013
| Temat: Re: Mount Everest Sob Sie 31, 2013 7:50 pm | |
| Spojrzał na Magnusa. - Tak, potrafiłbym - odpowiedział. Oczywiście wspominanie o tym, że nie ma możliwości stuprocentowego wykorzystania swoich możliwości poznawczych, było czymś zbędnych. Nawet bez tego widzi lepiej niż ludzie. - Nie ma tu jednak niczego podejrzanego.
- Można to sprawdzić, choćby znajdując działo z którego zostałeś trafiony. - rzekł Eldar, gdy wysłuchał Acrotha. Wkroczył za smokiem do korytarza, stawiając stopy dokładnie tam gdzie on. Nie chciał aktywować jakiegoś innego mechanizmu. Cóż, eldar został już wcześniej uświadomiony jak technologicznie zaawansowani byli Crathygtanie. Wiec można się spodziewać wszystkiego? To nieco komplikuje sprawę. I mają uciekać? Jeśli taka będzie wola Losu... Cóż, jeśli chodzi o przywłaszczanie technologii, to wszystko będzie zależało od sytuacji. Elethar z chęcią zaznajomiłby się z takimi urządzeniami, co nie znaczy, że nie brał ostrzeżenia poważnie. Informacja o tym, że Dur-Shurrikun jest sztuczną inteligencją była natomiast bardzo interesująca. Z pewnością dlatego nie pozwolił sobie na kontakt psioniczny... ponieważ nie ma umysłu. Oczywiście to, że ten osobnik jest bardzo zaawansowanym technologicznie systemem operacyjnym, nie za bardzo spodobała się kosmicie. Ale przyjdzie czas by wyjaśnić tę sprawę. Cały czas rozglądał się uważnie otoczeniu, być może coś wypatrzy. Archiwum? To była dobra wiadomość. Elethar spoglądał na to co robi smok. Wtedy zostali odcięci. - Zaskakujące... - skomentował całą sytuację bezbarwnym głosem. - Możesz skontaktować się z statkiem? Myślę, że istnienie Crathygtańskiego archiwum jest czym o czym powinni wiedzieć natychmiast. Pomogli by też nam rozszyfrować to... - Wskazał na panel. |
| | | Daken
Liczba postów : 32 Data dołączenia : 19/08/2013
| Temat: Re: Mount Everest Nie Wrz 01, 2013 4:27 pm | |
| Daken nie wciąż nie mając zielonego pojęcia co on tutaj tak właściwie robił wciąż rozglądał się czujnie, słuchał co mówią jego towarzysze i trzymał się grupy. Daken nie miał jeszcze styczności ze stworzeniami pozaziemskimi. Owszem, wiele ,,robót" które wykonywał dla Romulusa obracało się wokół technologi tak zaawansowanej że można ją uznać za kosmiczną albo takiej o której nie wiedział nic nawet jego mentor, więc mogła być kosmitów. Zerknął jeszcze raz na świecącą się kulę, która krążyła dookoła niego i oświetlała drogę. - Czym są tak właściwie te kule? - odezwał się po raz pierwszy od wkroczenia do grobowca. - Jest możliwość, że ktoś nas podsłuchuje lub obserwuje przez nie?- Spoiler:
Sorry że odpisuję teraz, ale jestem po wprowadzce do nowego domu.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Wto Wrz 03, 2013 10:33 pm | |
| Magneto podążał krok w krok za smoczym przewodnikiem. Udzielone przez niego odpowiedzi, rzuciły nowe światło na postać kosmicznego statku. Obserwator, jak lubił nazywać Dur'a, był kimś więcej, niż tylko statkiem zbierającym informacje o wszechświecie. Kimś, kto stał się czym więcej, niż narzędziem zemsty, dla źródła zagłady rasy jego twórców. Zainteresowała go część, w której łuskowata istota wspomniała o niszczycielskich ekspedycjach krążownika. Robił to w obronie własnej, w obronie pamięci o swych twórcach, czy może wypełniał swą misję. Obawiał się, że nigdy nie pozna odpowiedzi na te pytania, zakładał, że jeśli wiedza, którą dzieli się Acroth jest prawdziwa, a nie miał powodów, aby wywyższać Dur'a ponad nich, w obecnych okolicznościach, to lepiej dla całego świata, aby był tylko obserwatorem. Jinkusu był niezwykłą istotą, bardziej ludzką, niż mogłoby się początkowo wydawać, nawet jeśli jego emocje to tylko niesamowicie rozwinięty nadpisany skrypt. Czy zemsta nie stałaby się wtedy osobistą wendetą? Szli dalej, w głąb korytarza, który schodził coraz niżej i stawał się z każdym korkiem węższy i mniej przestrzenny. Gardło bestii, do której weszli, zaciskało się a z nią ich szanse, na przeżycie. Smok nie wiedział, co napotkają na swej drodze, tak jak przypuszczał Magneto. Wiedza Dur'a kończyła się na bramie, którą dawno przekroczyli. Aczkolwiek wykład na temat technologi, która składa się na to miejsce, był potrzebny. Musieli wiedzieć, być świadomym zagrożenie, gdyż ono tu było. Dotarli ostatecznie do kolejnego miejsca punktu kontrolnego, niestety w tej grze posiadali tylko jedno życie. Po śmierci, nie wrócą do poprzedniego punktu zapisu. Krąg na który natrafili, okazał się kolejnym drogowskazem. Acroth tym razem, bardziej wstrzemięźliwy w swych poczynaniach, postanowił nie narażać, siebie ani grupy na zbędne niebezpieczeństwo. Towarzysze zaczyna otwierać się przed nimi, również dzieląc swoimi spostrzeżeniami. - Nie sądzę, aby to miejsce pozwoliło nam na kontakt z Dur-Shurrikunem – odpowiedział Eletharowi. Wtedy swą uwagę Daken zwrócił na otaczające ich ogniki, które rozświetlały to miejsce. Młody człowiek, chociaż zupełnie obcy w tej sytuacji, zaczął dostrzegać swym świeżym spojrzeniem rzeczy, które oni mogli przeoczyć, oby później również miał tak otwarty umysł. Magneto zwrócił się również i do niego, odnosząc się do tego o czym wspomniał wcześniej Acroth. - Nie ktoś... To miejsce na obserwuje. Magneto miał teorię, że znajdowali się w statku kosmicznym, który podobnie jak Dur-Shurrikun był przedstawicielem rasy Jinkusu, czyli myślącą maszyną, lecz w przeciwieństwie do niego, nie posiadał tysięcy lat, na to aby rozwinąć swoją inteligencję, a nawet stworzyć to co istoty żywe rozumieją jako emocje. Był bardziej prototypowy, i mógł być mniej wyrozumiały. Dla tej istoty najważniejszym celem było tylko chronienie tego miejsca. Mężczyzna wyszedł przed grupę, gdy Acroth cofnął się, opuszczając krąg. Jego obawy udzieliły się Magnusowi, który wyzwolił swoją elektromagnetyczną powłokę osłaniając nią całą czwórkę, a kiedy poczuł się względnie bezpieczny uniósł w dłoni artefakt, który wysłał w stronę białego panelu. Liczył, że zareaguje tak jak poprzednim razem. Jakiekolwiek niezwykłe informacje, kryło w sobie archiwum, on chciał je poznać! |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Mount Everest Pią Wrz 06, 2013 10:18 am | |
| Smok odwrócił się powoli w kierunku Elethara, kierując na niego swe spojrzenie. -Skoro już tu dotarliśmy, to również i on to uczynił. Odparł, odwracając się ponownie do panelu. Gad uniósł swą prawą dłoń do góry i zacisnął ją gwałtownie w pięść. W tym momencie wszystkie złote, ogniste kule zniknęły - a w środku zapanowała egipska ciemność. Złotołuski otworzył powoli dłoń ponownie - a kule znów pojawiły się na swoich miejscach. Najwyraźniej była to jego odpowiedź na pytanie - czym są te kule. Najprościej mówiąc - efektem działania mocy tego smoczyska. Acroth nie wyglądał na takiego który mógłby mieć Dakenowi za złe to pytanie - raczej przeciwnie. Doceniał każde pytania, zarówno te ważniejsze jak i te o mniejszym priorytecie. Sam miał nadal w pamięci moment, gdy pierwszy raz pojawił się na pokładzie Jinkusu, a potem w pierwszych ruinach starożytnych, jakie odwiedzali podczas swych podróży. Wzrok złotołuskiego padł na białego pielgrzyma, który wysunął właśnie dość ciekawą teorię. Pomijając jedynie wiele ważnych faktów, o których nie wiedział. -Żywy okręt? To miejsce na pewno nim nie jest. Crathygtańskie okręty, nawet te posiadające własną inteligencję - nie należały do istot ukrywających swe pochodzenie. Z ich historii wiemy, że wszystkie okręty wzięły udział w finalnej bitwie. Mało prawdopodobne, by którykolwiek ją przetrwał - a zwłaszcza uciekł i ukrył się. Ich funkcja taka nie była. Bez wyraźnego rozkazu - nie ukrywałby swojej obecności. A starożytni raczej nie mieliby celu w tym, by coś tu ukrywać. Cóż, może by mieli. Niemniej jednak to okrętem nie jest. Odparł, wyjaśniając swoje zdanie. Magnus przyłożył pierścień do panelu, a ten rozbłysnął białym światłem, gdy urządzenie go dotknęło. Nastała chwila ciszy, by zaraz całe pomieszczenie rozświetliło się, posyłając w niepamięć jakąkolwiek ciemność. Gdy nastało światło, Acroth odesłał swe ogniste kule i rozejrzał się po otoczeniu. Miejsce było rzeczywiście puste... ale nie nosiło przy tym żadnych oznak czasu. Żadnych pęknięć, brudu, zniszczeń, starych przedmiotów - nic. Uwagę grupy skupić mógł teraz okrąg znajdujący się przed nimi na ziemi. Urządzenie zaświeciło się na biało, a następnie wysłało falę energii w górę, która zaraz zaczęła formować się w jedną całość - istotę. Energia szybko poskładała się w realistycznie wyglądający, nieprzezroczysty obraz holograficzny - podobny do tego który Mangus mógł obserwować u Dur-Shurrikuna, jednak jakby... Mniej zaawansowany. Istota która uformowała się z hologramu wyglądała, cóż... Tutaj również Magnus mógł rozpoznać stworzenie. On - jak i Acroth, który zdębiał, zupełnie jakby zobaczył ducha. -Na krew przodków... Prymarcha Thaena Narri. Rzucił z wyraźnym podziwem jak i strachem który dało się odczuć w jego głosie. Smok rozłożył delikatnie skrzydła, jego ogon drgnął nerwowo, a istota ukazana na obrazie odezwała się. Wyglądała jak anthro-raport posiadający futro zamiast łusek. Wysoka na lekko ponad dwa metry, o czarno-białej kolorystce futra. Elethar również mógł tego typu osobnika rozpoznać, gdyż również spotkał Dur-Shurrikuna. Ta istota - wyraźnie samica, przedstawicielka rasy Crathygtan o których wspominał Acroth, miała na sobie czarny, dostojny mundur, zapewne oficerski. Istota stała wyprostowana, wpatrzona przed siebie, z rękoma splecionymi z tyłu za sobą. Po chwili odezwała się - co ciekawe - każdy usłyszał własny dialekt, pochodzący z rodzinnych stron każdego członka tej grupy. Mówiła w jednym momencie - jednak każdy słyszał jej słowa we własnym języku. Spokojny, stanowczy głos skierowany ku grupie. -Prymarcha Thaena Narri, Imperium Crathygtańskie. Oglądacie to, więc nie ja i moja rasa nie istniejemy już od kilkuset tysięcy lat. Nadzieja jednak nadal pozostała. Nadzieja, że nie popełnicie tych samych błędów co my. Walczyliśmy z prastarym bytem, jednak polegliśmy, próbując go powstrzymać. Dokonaliśmy wszystkiego, czego byliśmy w stanie. Walczyliśmy, jako zjednoczone rasy, światy, galaktyki - jednak to nie wystarczyło. Naszą ostatnią linią obrony stał się Jinkusu. Pierwsza istota-okręt. Dur-Shurrikun. On zapewne Was tutaj sprowadził. W tym archiwum znajduje się cała wiedza jaką posiadaliśmy, historia naszej walki z bytem. Musicie odnaleźć jedynie dwa klucze. Jeden już posiadacie. Doprowadzi Was do drugiego... Mu... W tym momencie, hologram wpadł w "zakłócenia", a chwilę później obraz zniknął. Acroth wydobył z siebie cichy, gardłowy warkot, wychodząc do przodu. Smok kucnął przy okręgu, wyciągając dłoń przed siebie i kładąc ją na okręgu znajdującym się na ziemi. Przejechał tak wzdłuż białej, nadal świecącej linii, by zaraz podnieść się do góry. -Pierwszy raz... Zazwyczaj takie przekazy nie mają żadnych zakłóceń. Ten jakby został przerwany. Złotołuski odwrócił się w stronę grupy, czekając. Jakie nasuną im się pytania? Gad wyglądał na zakłopotanego - ale to raczej chodziło o grupę. Zamiast spekulować, należało rozglądać się i ewentualnie pytać. Stwierdzenie, że czegoś nie da się zrobić, że znajdują się w czymś co miałoby być okrętem lub jeszcze czymś innym. Cóż, to co najmniej mało rozsądne. Właśnie mieli okazję obejrzeć projekcję historii. A prawdziwa zabawa, była dopiero przed nimi. Inaczej wyglądał fakt, czy rzeczywiście zdawali sobie z tego sprawę czy raczej szukali tutaj jedynie pustej walki, na którą cóż - na pewno natrafią. Inaczej Acroth nie zostałby tu wysłany.Wygląd (nie, lepszej wersji nie będzie, bo nie ma): - Spoiler:
Mundur: - Spoiler:
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mount Everest | |
| |
| | | | Mount Everest | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |