Unieszkodliwianie zombie okazało się nieprzyzwoici wręcz proste, przynajmniej w jej odczuciu. Dazz miała za sobą sporo praktyki i panowanie nad własną mocą nie było dla niej w żaden sposób problematyczne. Miała też dobre oko więc praktycznie wszystkie jej laserowe strzały sięgały zamierzonego celu. Opłaciło się też oglądanie horrorów, bo ona nawet przez moment nie wahała się nad tym gdzie dokładnie powinna celować - od razu starała się zapewnić nadciągającym hordom umarlaków błyskawiczną dekapitację. Z natury bardzo empatyczna Alison, akurat w tej chwili nie miała też żadnych rozterek etyczno-moralnych. Zwykle w walce unikała zadawania potencjalnie śmiertelnych ciosów, bo brzydziła się zabijaniem. Ale teraz jedyne co robiła to odsyłanie martwych tam gdzie ich miejsce (i przy okazji ratowała własny tyłek). Była z siebie nieomal dumna, bo czyż nie był to dobry uczynek?
Jej uroczą zabawę w odrywanie głów przerwało niejako pojawienie się obok Ghost Ridera, który błyskawicznie odwalił za nią sporą część roboty, kładąc martwych z powrotem na ich wieczny spoczynek. Po chwili nie było już do kogo strzelać więc, Dazz opuściła ręce luźno wzdłuż ciała, dopiero teraz odczuwając jak wiele energii zużyła i jak bardzo ją to zmęczyło. Czując lekkie zawroty głowy oparła się na ramieniu Voltaire'a, bo ostatnie czego teraz chciała to wylądowanie na podłodze. Miała dziwne przeczucie, że jeśli teraz usiądzie to później przez długi czas nie wstanie.
- Dzięki. - rzuciła cicho do ich nowego sprzymierzeńca, który w jej odczuciu był jeszcze dziwniejszy niż gadający kot i kapelusznik razem wzięci oraz tak samo enigmatyczny jak potężny Darkhawk. Ich kompania robiła się coraz bardziej nietypowa, a Dazzler paradoksalnie z każdą chwilą robiła się coraz spokojniejsza, przekonana, że nic nie może zagrozić ich zbieraninie... bohaterów?
Po kilku głębszych wdechach poczuła się lepiej i nie musiała się już opierać o Voltaire'a. Podziękowała mu lekkim uśmiechem, za udzielone oparcie, a potem schyliła się, by podnieść z ziemi jego cylinder.
- Ruszajmy. - rzuciła raźno, a potem bez wahania podążyła za motorem, starając się nie spowalniać marszu. Chciała szybko zregenerować stracone siły, bo nie wiadomo kiedy znów przyjdzie im stanąć do walki. Zrezygnowała więc z oświetlania sobie drogi kulami światła - na szczęście ich przewodnik starczał za pochodnię...