|
| Na zewnątrz | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Na zewnątrz Wto Sty 01, 2013 3:49 pm | |
| First topic message reminder :Daleko temu miejscu było do wykwintniej rezydencji Charlesa Xaviera. Daleko mu było do jakiegokolwiek sanitarnego standardu. Posiadłość ta, była opuszczoną przez swego właściciela lata temu niszczejącą ruiną. Niebezpiecznym skupiskiem luźnych, przesiąkniętych i napęczniałych od wody stropów. Wychodzących ze ścian przewodów elektrycznych, akurat nie trzeba się obawiać, gdyż prąd w tym miejscu został dawno odcięty. Ta ogromna trzypiętrowa posiadłość, która jest wstanie pomieścić niemała liczbę ludzi. Schody były tak stabilne, że z każdym postawionym krokiem miało się wrażenie, że będzie on ostatnim, a całą budowla runie razem z nim. Otoczona z zewnątrz przez kilka opustoszałych fabryk i magazynów, dla których dni chwały już dawno odeszły. Z dala od mieszkańców, miejsce to jest idealne na siedzibę Bractwa Mutantów.
Ostatnio zmieniony przez Magnus dnia Sro Paź 16, 2013 4:23 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Wto Paź 22, 2013 10:16 pm | |
|
W tej chwili przed siedzibą Bractwa toczyły się dwie osobne rozgrywki, gdzie jednak wydała się wygrana, druga okazała się porażką. Pomiędzy Kennethem a Aicath zawrzało i każdy z zebranych, mógł usłyszeć zdane młodego mężczyzny, który oczernił całą ich organizację. Zmieniał przy tym swoje ciało, strukturę swej zbroi, gdyż smok z każdym jego słowem zaczynał się wycofywać z tej szopki. W jej oczach ukazała się ponownie osoba, którą widziała w barze, gniewny i nieufny człowiek, który ślepo wierzy w swój światopogląd, i zapewne liczył, że jego słowa, choć tak bolesne wywołają prawdziwy tajfun dając mu pretekst do ostatecznej ataku otrzymał coś zupełnie niespodziewanego. Jeśli nie zauważył tego wcześniej, to na pewno dostrzeże to teraz. Kobieta nie była typem wojownika, nie była również typem przywódcy, który jest tak pewny siebie i dumny jak Araiya. Nie, ona była zupełnie inną osobą. - Mylisz się sądząc, że nie wiemy jak to jest posiadać takiego protektora... - odparła ze spokojem w głosie, a wszyscy oficerowie wiedzieli kogo ma na myśli. - Niemniej, masz rację... Nie zareagowałam, i nie usprawiedliwiają mnie żadne wewnętrzne pobudki, za co Cię najmocniej przepraszam. - Mogłaby mu w tej chwili wyjaśnić, że Bractwo nie jest takie za jakie je uważa, że nie są terrorystami i złymi ludźmi. Człowiek, którego zaatakowali nigdy nie miał zginąć, ani nawet zostać rannym, wszystko od początku zmierzało do tego, co udało się właśnie osiągnąć rudowłosej. Nie wierzyła już, że są takie słowa, które zmieniłyby jego nastawienie i jego samego. Mogła prosić tylko o jedno. - Teraz proszę Ciebie i Twego przodka o zaprzestanie dalszej walki. Nikt dziś tutaj nie zginie... I czekała przed nim, nie odchodząc, ani nie uciekając. Nie odwróciła się plecami, gdyż nie chciała aby uznał tego za zniewagę. Mogła mieć jednak nadzieje, że on opanuje swoje emocje, że okiełzna gniew i nie dokona czynów, których wszyscy będą żałować. Kilka metrów dalej sprawy miały się zupełnie inaczej. Raven przekazał Drakonowi, że da sobie radę, i że nie potrzebuje już jego protekcji. Zresztą jak sam uważa, jest na tyle silni i potężny, że zabiłby ich wszystkich gdyby tylko chciał, czy ktoś taki potrzebuje pomocy? Oczywiście, że nie. W międzyczasie Jack po słownej prośbie od Pani Kapitan pozbierał broń ich "więźnia", a Aegon wyzwolił go z uścisku. Kobieta w ostatniej odpowiedzi na jego pytanie odparła krótko, że nie są zagrożeniem dla ludzi. Ominęli lodową barierę, lecz tym razem nie udali się do środka, jeszcze nie. W tej chwili, gdy dotarli do Surge zatrzymali się, a przywódczyni spojrzała na lodowego wojownika i swoją towarzyszkę. Ten człowiek był nieokiełznany, dlatego chciała być pewna, że do domu wrócą wszyscy jej ludzie. Nikt tutaj nie chciał jatki, a gdyby przewidzieli taki obrót spraw, nigdy by do tego wszystkiego nie doszło. W oczach rudowłosej, gdy spojrzała na zwerbowanych członków Bractwa zrozumiała, że taki pokaz był dla nich idealny. Musieli rozumieć powagę całej sytuacji, nie byli harcerzykami, a przyszłość cały czas widniała pod znakiem zapytania.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Sro Paź 23, 2013 12:39 pm | |
| Odczucia Kennetha nie zmieniały się. Można powiedzieć inaczej - pogłębiały się z każdą następną chwilą. Jej przeprosiny, usprawiedliwienia - nie odniosły na nim żadnego wrażenia. Potwierdzały się tylko wszystkie domysły - że w tej piramidzie była tylko nieznaczącym pionkiem. Słowa Ravena wydawały się przekonujące. Tylko wpierw widocznym była rozmowa tej kobiety, narzucającej swą wolę innym - z tym całym Ravenem. Skoro jednak widoczna była sytuacja - nie próbowali go prowokować, wiedzieli, że nie dadzą rady - czemu miał dać im odejść? Nie, nie miał na to najmniejszego zamiaru pozwolić. Zaciskając prawą dłoń, znajdującą się z tyłu - drgnął lodowym murem wbitym w ziemię przez Sauriana. Otoczenie zareagowało na to natychmiast - ziemia dookoła zatrzęsła się - nie delikatnie, lecz realnie, odczuwalnie. Z jednego z opustoszałych magazynów oberwała się nawet część rusztowania - która momentalnie legła na ziemi, zniszczona i połamana. /Nagle zaczął z nimi współpracować?/ /Kontroluje go tak, jak próbowała to uczynić z tobą. Zmieniła go w bezmyślne stworzenie... Tacy nie chronią swych umysłów. Teraz będzie posłuszny mej woli.../ Po tej krótkiej wymianie zdań, należało przejść do działania. Saurian - popierając czy też nie - czyny Drakona, nie pozostawi go samego. A skoro sytuacja wybiegała trochę ponad możliwości młodzieńca, przodek mu pomoże. Jak? W bardzo prosty sposób. Istoty żywe mogą chronić swe myśli, umysły, wspomnienia - jeśli tylko mają do tego wcześniejsze zadatki. Nie da się tego nauczyć. Da się opanować własny umysł, jednak większość telepatów złamie taki opór. Raven potrafił chronić swe myśli, o czym smok świetnie wiedział - jednak w tym momencie był pod kontrolą tej osoby. Wydano mu rozkaz który chciał zrealizować jak swój własny. Jednak wszystko - nawet to - dało się przerwać. Nie trzeba było wykonywać niesamowitych, wyspecjalizowanych ataków na poziomie telepaty - omegi. Prosty impuls. Smok zaczął od szturchnięcia umysłu Ravena - obudzenia go. Potem już połączył się z nim - może chronić swe myśli, jednak słowa Sauriana będą dla niego słyszalne. /Twoja dusza została skorumpowana, Ravenie. Nie przybyłeś tu z nimi rozmawiać, dobrze o tym wiesz. Nie twoją wolą jest wejście do tego budynku. Walcz, przeciwstaw się temu. To nie są przyjaciele, to są wrogowie. Wykorzystają ciebie niczym wampiry, wyssą czego potrzebują i porzucą na pastwę losu./ Odezwał się i na tym zakończył. Zamilkł i zniknął, chowając się przed ewentualnymi telepatami - choć w okolicy takowych nie wyczuł. Kiedy Saurian oddziaływał na Ravena - Drakon rozpoczął swoją część planu. Lewa dłoń która znajdowała się z przodu - wymierzyła w Aicath. Lodowy strumień wystrzelił w kobietę - nie miała prawa się przed tym uchylić czy uciec. Zignorowała fakt, że walczy z władcą lodu, a jego ręce ustawione są tak, że wyprowadzenie takiego ataku nie zajmuje nawet dwóch sekund. Nie zamrażał jej do połowy, do części - o nie - jeśli się udało - zmienił ją po prostu w lodową figurę, zamykając ją w lodowej skorupie. Czy jej samej się coś stanie? Nie, Kenenth nie potrafił oddziaływać na organy wewnętrzne tak jak to czynił Saurian - tak więc jak już ją wydostaną - będzie jej co najwyżej zimno. Choć biorąc pod uwagę jej pochodzenie - pewnie nawet i to nie będzie miało miejsca. Jeśli natomiast plan się nie uda - cóż, pozostawała alternatywna metoda - wtedy Kenneth skrystalizuje swój miecz - teleportuje się za nią i przebije jej korpus lodowym ostrzem - czynią to samo - zamrażając ją. Niemniej jednak pierwsza opcja wydawała się dla niej lepsza. Gdy się już uda, Kenneth przejdzie - pozostając w pozycji bojowej - powoli do przodu - mijając lodową rzeźbę - skieruje swój wzrok na grupę. -To nie jest opcja ani propozycja. Wasze życia albo jego wolność. Zdecydujcie się, ile nam oddacie. Rzucił stanowczo. Skoro ignorowali - to on też będzie. Z resztą już dał tego przykład na Aicath. Czym na tym skończył? Nie, oczywiście, że nie. Przyzwał do siebie swój miecz, a następnie wbił go w ziemię - ostrzem do dołu - przed sobą. "Pazur Sauriana" - bo tak zwał się miecz - zaczęły otaczać lodowe kolce, latające dookoła niego. Czym to było? Zaczątkiem. Kenneth sam nie miał z nimi szans, nie był na tyle doświadczony. Dlatego nie zamierzał być sam. Miecz ładował się - każda sekunda ładowała w nim coraz więcej jego własnej energii - przygotowując ostrze do stworzenia lodowego smoka. Różnica między tamtym wezwaniem - a tym, była taka, że teraz Kenneth wezwie Sauriana do walki, a nie na pokaz. Lód będzie twardszy, potężniejszy - już był, a czas nie działał na ich korzyść. Gdy tylko ktoś spróbuje go zaatakować, chłopak uwolni swą magię i pozwoli bestii wyrwać się na powierzchnię, a wtedy gad od razu zaatakuje - robiąc z wrogiem to samo co zrobił Kenneth - zamrozi ich przy użyciu lodowego oddechu. Obszar jednak będzie ogromny, bo nie zaatakuje punktu - lecz całe otoczenie. Nie oberwie się człowiekowi, lecz grupie - wraz z budynkami, roślinami, wszystkim - nawet osobami niewinnymi. Nie uznawał ich za osoby mu neutralne. Byli gangiem, organizacją przestępczą. Skoro ich drogi się skrzyżowały - nie będzie się powstrzymywał. Nie popełni też tego samego błędu co wcześniej - jego wzrok nie spotka się ponownie ze wzrokiem przywódczyni wrogiej grupy. Jeśli zajdzie taka potrzeba - Saurian będzie jego oczami. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Sro Paź 23, 2013 8:37 pm | |
| Raven uśmiechnął się paskudnie, i zdawało się że cała sytuacja jest pod kontrolą...Chciał najzwyczajniej poznać wroga. Lecz jak się okazało, wszystko było zwykłą zasłoną dymną. Mosonitem. Kotem w worku...jednym, pieprzonym kłamstwem, farsą. Z dhampirami bywa różnie. Często się nie wyróżniają. Często są chłodne i opanowane. Lecz z całą pewnością nie należy ich okłamywać. Tym bardziej, kiedy są głodne. Saurian pobudził jego umysł, który najzwyczajniej zgłupiał...Zatem rudowłosa nie była telepatą. Inaczej odbiłaby się od naturalnych barier umysłowych dhampira. Chciała z niego zrobić idiotę. Manipulowaną zabawkę. Tak jak wampir robi ze swoją ofiarą, zanim wyssie jej krew...Lodowy smok właśnie mu to uświadomił. i oni chcą z nim rozmawiać? Po co, skoro mogą zrobić z niego bezmózgie zombie i osiągnąć jeszcze lepszy efekt, bo bezmózg nie zada niewygodnego pytania? Wampiry...Ja je zabijam. Odparł w myślach Saurianowi. Mózg poczuł niesamowitą ulgę, jakby zdjęło się z niego kowadło. Wszystko stało się klarowne i proste. Zaraz po tym w ułamku sekundy zamknął oczy, zamykając swój umysł przed wszystkimi... mimo to doskonale widział. Doskonale słyszał. Jak nietoperz w całkowitych ciemnościach. Pierwsza poszła pięść lewej ręki na dziąsło Arayi. Lewy sierp, z pełnego zaskoczenia, napędzany furią oszukanego wampira. Następnie obrócił się wokół własnej osi, mierząc łokciem w nos Disetha. Raven wykonał błyskawiczny przewrót, powstając przy Drakonie na ugiętych nogach. Ręce miał rozłożone, gotowe do przewrotu, uderzenia, uniku...Sami tego chcieli. Sami napisali nuty do tej morderczej melodii. Czas na koncert... - Chcecie rozmawiać, grzebiąc mi w głowie? I wy mi chcecie wmówić, że nie jesteście zagrożeniem, kiedy nie potraficie być szczerzy? Kiedy rzucam broń - atakujecie. Kiedy chcę rozmawiać, manipulujecie moim mózgiem! Teraz nie chodzi o wolność, tylko o wasze życie. Oddacie moją broń. I dacie nam stąd odejść. Albo będziesz musiała przeprowadzić uzupełnienia, "Pani Kapitan". Syknął, wtórując za Drakonem. Oczy miał cały czas zamknięte...Mimo wszystko widział. Słyszał doskonale ich serca...Lekka zmiana ich rytmu w połączeniu z resztą zmysłów wystarczy, by "widział" co chcą zrobić jego przeciwnicy. Właśnie przekreślili współpracę z Ravenem. Zamiast być z nim szczerzy, próbowali go wykorzystać. A nic nie wkurza głodnego dhampira bardziej niż próba manipulacji nim. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Nie Paź 27, 2013 2:54 pm | |
|
Świat oszalał, dosłownie wywracając się do góry nogami. Dla przyzwyczajonych do walk dziwadeł, wszystko co działo się na gruncie przed starym domem było chlebem powszednim, lecz nie dla nich. I chociaż Jack Waller dość ochoczo i płynnie wpełznął do tego światka, ona stała na uboczy niemalże przez cały czas. Uczennica samego Magneto, które przez kilka dni, bez wytchnienia szlifowała swojej zdolności, czuła wewnętrzny konflikt. Jej charakter buntowniczy i pełen siły sprawił, że nie uciekła, lecz została. Kobieta oddała swe życie w jego ręce, lecz nie kupili w pełni jej zaufania oraz oddania, mimo to w chwili zagrożenia życia, każdy musi dbać o swój tyłek. Formalnie byli drużyną, lecz połowa z nich nie znała pełnego zakresu zdolności innego członka. Skoordynowane działanie, które zostało zaplanowane na samym początku nie wchodziło w grę. Członkowie Bractwa Mutantów nie byli żołnierzami, lecz zwykłymi cywilami, który porzucili swe życie w imię czegoś wyższego. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, pomyślała. Stojąc na uboczu stała się chyba jedyną osobą, na którą nikt wcześniej nie zwracał uwagi. To dawało jej szansę na improwizację, musiała się jednak do niej przygotować. Dalsze unikanie starcia nie miało już sensu. Raven otoczony był przez trzech członków ich grupy, dlatego jej uwaga skupiła się na tym drugim. Aicath mogła nie mieć szans przy zamrażającym uścisku Kennetha, i gdyby nie ta młoda Azjatka byłaby teraz lodowym posągiem. Surge wykorzystała pierwszą ze swych zdolności, która była niezwykła szybkość. W miejscu, którym stała pozostał po niej wzniecony kuch, oraz dwie rękawiczki. Chwyciła za kobietę i odbiegła z nią na odległość kilkunastu metrów. Władca Lodu posiadał pewne ograniczenia przy tworzeniu swoich lodowych form, dzięki czemu jego ataki nie były tak płynne jak mogłoby mu się wydawać. Nadal był uczniem, który musi dużo się nauczyć, dodatkowo woda sodowa wywołana poczuciem przepełnienia mocy i posiadania niesamowitego wsparcia, może sprawić, że mylnie ocenimy sytuację. To nie była jednak jedyna rzecz jaką chciała zrobić Surge. Zdenerwowana i trochę przestraszona całą sytuacją, przełamała swe leki i ruszyła do działania, adrenalina szalała w jej żyłach, a moc wyszła na zewnątrz. Dzięki treningowi mogła skierować go w w konkretnym kierunku. Co się stało? Z słupów elektrycznych wystrzeliły iskry, a potężne uformowane w piorun wyładowanie trafiło w Drakona prosto w plecy. Miejsce gdzie stał rozbłysło jasnym światłem, a ciało władcy lodu zostało porażone bolesnym wyładowaniem. Aicath odwróciła się i spojrzała na młoda kobietę w czarnej zbroi. Surge nie odwzajemniła spojrzenie, gdyż jej pełne skupienie było skierowane na smoka. W tej samej chwili niemalże lawinowo zaczęło wszystko się pieprzyć. Saurian przełamał barierę umysłów mieszając w głowie Ravenowi, który mogłoby się wydawać był już w ich posiadaniu. Osoba Dhampira była manipulowana w dwie strony, przez co łatwo zmieniał zdanie. Każda ze stron próbowała mu przekazać w sposób dosadny swój punkt widzenia, mieszając mu całkowicie w głowie. Kapitan chciała wyciągnąć z niego informacje - prawdziwe informacje - dotyczące jego pojawienia się tutaj. Saurian wrzucił mu do głowy własne - mylne - spojrzenie na Bractwo. Wskutek tych wszystkich akcji, w jednym trzeba się było z nim zgodzić. Mieli okazję pozyskać go, lecz ona przepadła, teraz pozostałą jedynie walka. Dhampir zaatakował pierw przywódczynię grupy, która w ostatniej chwili zrobiła unik, lecz mimo to została zahaczona przez koniec pięści Raven'a. Jego nadludzka siłą obróciła ją wokół własnej osi i posłała na ziemię. Korzystając z zaskoczenia niezwłocznie wykonał drugie uderzenie, które spotkało się z energetyczną barierą stworzoną przez Aegona. Bariera pojawiła się na jego twarzy niczym maska. Zdolności tego człowieka nadal były zagadką, lecz w chwili ciosu szybko wykonał kontratak. Energetyczna dłoń uderzyła Ravena posyłając go na gruz w stronę ganku. Właśnie w tej chwili Dragon otrzymał elektryczny cios, który rozszedł się po jego lodowej formie niczym impuls po wodzie. Wskutek czego jego przyszłe ataki w ogóle nie miały miejsca, a sam miecz zwany "Pazurem Sauriana" nigdy nie został wyciągnięty. Arayia wstała z ziemi, ocierając krew z ust. Spojrzała na całą swoją grupę rozbitą po całym placu, wyciągnęła dłoń a w jej dłoni pojawił się czarny niczym noc miecz, który niemalże wyrósł z jej zbroi. - Czas łagodzenia sytuacji się skończył! - wykrzyczała tak, aby każdy ją słyszał jasno i wyraźnie. - Teraz daję wam ostatnią szansę, aby opuścić to miejsce! Wymierzyła w nich swój miecz, a każdy jej człowiek - zwłaszcza Ci po jej stronie, były w pełni gotowi do ataku. Jack lewitował na ziemią, trzymając osprzęt Raven'a, a Diseth koncentrował się na obroną i kolejnym atakiem. //Adnotacja od MG: Stoimy w dość patowej sytuacji. Nigdy nie miało dojść do mordobicia. Stworzyłem swoich NPC nie do walki, ale do działania, lecz cóż kolei losu nie da się przewidzieć. Głównym błędem tej sesji było to, iż nie ustaliliśmy, że jestem zarazem MG jak i sędzią, dlatego każdy mógł robić co mu się żywnie podoba. Teraz to zmieniamy, aby wszystko wróciło do normy.
Raven: Nie został znokautowany przez ten cios, lecz wyraźnie go zahamował. Czujesz się dobrze, ale musisz podjąć teraz decyzję co robić dalej, gdyż... dowiesz się pod koniec tej adnotacji.
Kenneth: Dowiedziałem się również kilku kwestii dotyczących mocy Kennetha, który były tutaj obszernie wykorzystywane. Komunikacja telepatyczna, czy pewne działania Sauriana, które miały miejsce, nigdy nie powinny zaistnieć, lecz fabularnie wyglądały one dobrze i pasowały. Niestety ta postać posiada znaczne ograniczenia, wskutek których atak energetyczny wykonany przez Surge powinien być mocno odczuwalny. Każdy jego ataku pochłania spore ilości energii, także tworzenie podziemnej pułapki, wywołanie tego trzęsienia ziemi, czy też zmiany form, a nawet bycie w większym stopniu wykorzystanym przez Sauriana osłabiają go. Nie można również zapomnieć, że sama podróż też go osłabiła, pomimo leczenia, które zaserwowała mu Aicath, chciałbym aby zostało to uwzględnione.
Co dalej?: Ostatnia sprawa jest taka, iż jak widać błędem jest uważanie, że czyjaś postać jest niepokonana, a każdy atak dochodzi do skutku. Zawsze staram się, aby wszystko miało logiczny sens. Nikogo nie gloryfikuję, ani nie znieważam w walce, dlatego tak jak w tym wypadku część ataków się udaje, a część nie.
Mój cel od początku był ten sam: Zwerbować Drakona, a potem Raven'a (na własną prośbę obu Panów) do Bractwa. Później wskutek pewnych wydarzeń, chciałem uspokoić temperament Drakona, dlatego nie był w ogóle atakowany. Raven został rozbrojony i o to chodziło w tym całym ataku na jego osobę, co wielokrotnie w postach podkreślałem! Dzięki wpływowi na jego osobę, chciałem sprawić, aby bez walki wszedł do domu i z nim w spokoju porozmawiać :) To tak w gwoli wyjaśnienia, gdyż teraz albo się pozabijamy albo odejdziecie xD
Pamiętajcie, nie jest celem byciem uberkozakiem, lecz stworzenie fajnej sesji i rozwijanie fabuły. Wszelkie kozaczenie i własne interpretowanie swoich zdolności będę surowo karać!
MG ma zawsze ostatnie słowo! xD
P.S. Pomysły na zakończenie tego bajzlu, proszę słać na PW - jestem ugodową osobą :) |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Nie Paź 27, 2013 4:54 pm | |
| To musiało się kiedyś wydarzyć. Mając tak niedoświadczonego Drakona - można było łatwo przypuszczać, że wydarzy się szybciej - aniżeli później. Kenneth został pokonany, padł na ziemię - bliski śmierci, o wiele bardziej - niż kiedykolwiek wcześniej. Jego moc niemalże całkowicie zniknęła, ratując Drakona od śmierci. Ludzie nie byli w stanie nigdy wytrzymać trafienie piorunów od tak - zwłaszcza sieci elektrycznych o takim natężeniu. Kenneth nie był ku temu wyjątkiem. Zenit - tak zwykło się zwać to, co działo się po tym, jak smok uwalniał się z ciała Drakona. Po ponad tysiącu lat... Znów wolny! Ludzie ciało nieprzytomnego mężczyzny zmieniło się w lodowy posąg, a następnie pokruszyło na drobne kawałeczki i zniknęło. Uwolniona dusza przypomniała sobie jak to jest być całkowicie wolnym - świadomość Kennetha została odsunięta w nicość, smok mógł go po prostu zniszczyć i być wolnym na resztę swego życia. Z ziemia zaczęła formować się nowa postać - nowy lodowy posąg, który zaraz miał się rozpaść i dać wolność pradawnej kreaturze. Zaczęło się inaczej - niż do tej pory. Samo formowanie nóg, zaczynając od stóp - albo w tym wypadku - łap. O wiele szersze, masywniejsze od ludzkich. Od ziemi zaczął kreować się również potężny, długi ogon zakończony naturalnym ostrzem. Lód bardzo szybko wykreował sylwetkę majestatycznej, potężnej lodowej istoty - smoka kroczącego na dwóch nogach. Wysoki na dwa metry i sześćdziesiąt dwa centymetry osobnik i potężnych - rozłożonych skrzydłach które optycznie powiększały go jeszcze bardziej. Ciało uformowało się bardzo szybko - a zaraz po tym posąg pękł i w jego miejscu stanęła żywa istota z krwi i kości. Potężny huk stawianej na ziemi łapy rozległ się po otoczeniu. Białe ślepia gada przemknęły wzrokiem po zebranych, a jego ogon przesunął się spokojnie po ziemi. Stał wyprostowany, niczym ostoja spokoju - niewzruszony. Reprezentował sobą prawdziwie smoczy majestat i potęgę, nie tylko pod względem budowy własnego ciała - które samo w sobie potrafiło odstraszyć wielu od myśli walki z nim. Charakter i moc również robiły swoje. Informacje które zaczęły docierać do jego jakże czułych zmysłów, potęga ilość dźwięku, oddech otaczających go istot, ich energia życiowa, ciepłoty ich ciał, drgania ziemi czy nawet właśnie ich własne. Saurian był w stanie bez problemu czytać z tych osobników niczym z książek. Kenneth żył, nadal żył. Gdyby było inaczej - smok nie pojawiłby się tutaj - lecz wpierw zabił całą tą grupę jednocześnie, porwany gniewem. Jednak dzieciak żył, wszystko było z nim dobrze. Smok wyciągnął swe dłonie przed siebie, podziwiając własny pazury, które były zakończeniem jego dłoni. Gad zacisnął swe palce, uruchamiając swe mięśnie. Jego ciału nic nie dolegało, w pełni zdrowe - tak jak dawniej, ponad tysiąc lat temu. Smok opuścił swe ręce i wbił swoje spojrzenie Araiyę - która to odezwała się akurat. Ten brak kontroli... Gdyby tym tutaj nie był Saurian, a jeden z braci krwi których znał - o ognistym temperamencie. Ta prosta samowolka została by straszliwie ukarana. Dała im szansę odejść? Jak hojnie z jej strony. Gdyby nie tylko ta ślepota, która nie pozwalała jej dostrzec tej opcji już na początku - dla tego półwampira - Ravena. Dać mu odejść, uniknąć tej walki. Dla smoka było to logiczne rozwiązanie - honorowe, tak nakazywały zasady Drakonów. Jeśli host został pokonany, a przeciwnik zaniechał walki - należało odejść. Zwłaszcza, gdy powodem walki nie były wyższe cele, dobro ogółu - lecz powód prywatny, osobisty. Taki powód miał Kenneth, nie można było więc tutaj mówić o niczym. Jednak zasady mówiły jasno - każdy miał prawo wziąć swój ekwipunek. Ravena również będzie dotyczyć tym razem ta zasada. Choć krótko - walczyli z Drakonem po jednej stronie. Smok to uszanuje. Swą moc skierował więc ku osprzętowi Ravena - który zmienił w lodowe kreacje i rozbił w pył, odbierając je niejakiemu "Jackowi" (którego imienia nie znał). Ten sam ekwipunek odtworzył pod nogami Ravena. Nie trwało to jednak sekundy - jak to czynił Kenneth. Działanie smoczej mocy było natychmiastowe. Choć nie używał jej tak długo, nie zapomniał jak to czynić. Po tym zabiegu - skinął Ravenowi łbem - wskazując - by ten się ulotnił. Saurian nie odjedzie stąd pierwszy. Najpierw odejdzie półwampir, a potem dopiero smok. Zamierzał jednak coś mówić? Nie, oczywiście, że nie. Te istoty były dla niego ciemną masą, nie zasługującą na uwagę. Po prostu pozwalał im żyć i na tym miało się zakończyć. Jeśli ktokolwiek spróbuje go zaatakować - jego lub Ravena - smok nie okaże najmniejszej litości - po prostu zamrozi ciało delikwenta od środka i rozbije go w pył - niszcząc jestestwo tej osoby. Był w stanie to zrobić, dosłownie myślą. I nie zamierzał się powstrzymywać. Jeśli chcą dać im odejść, nie zaznają tego problemu. Jeśli zmienią zdanie - nie zdążą odczuć czym jest strach. Smok nie zamierzał z nikim walczyć. Niech więc tak pozostanie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Nie Paź 27, 2013 5:29 pm | |
| aJak tylko wylądował po otrzymaniu ciosu, natychmiast wstał na równe nogi... Wtedy też usłyszał jakże hojną propozycję rudowłosej...Naprawdę, daje im szansę odejść?! Jakże miło z jej strony...Ciekawe, że nie kazała tego im zrobić przez umysłową kontrolę. Mogli do tego nie dopuścić. Mogli to rozegrać inaczej, aniżeli utrwalać brak jakiegokolwiek zaufania. Bo nie zdobyli ani krztyny wyżej wymienionego. Najpierw atak na bezbronnego. Potem próby mieszania w jego umyśle...Tak się nie robi z kimś, kto może być potencjalnym członkiem ich grupy. Widząc transformacje Sauriana, już był pewien, że będzie tu zaraz szalało lodowe piekło...Przed nimi stał najprawdziwszy smok! Pierwszy od...kiedykolwiek. Stwór prosto ze średniowiecznych legend, najprawdziwszy skrzydlaty jaszczur...To robiło wrażenie. Nawet na kimś, kto sam pochodził ze świata legend. Lecz zamiast ich pozabijać, bestia nie zrobiła nic. Nic, co byłoby działaniem ofensywnym. - Z miłą chęcią...Drugi raz nie poproszę...Z drogi. Odpowiedział z widocznym sarkazmem. Już chciał równie "delikatnie" poprosić o oddanie jego sprzętu i maski, kiedy te...Zmaterializowały się przed nim. Niewiele się zastanawiając, zebrał granaty, pistolet oraz sztylet i ruszył w kierunku przeciwnym do tej rudery na którą podobno mają akt własności...To "bractwo" ma niezwykłą umiejętność robienia sobie wrogów. Nie dość, że zrazili do siebie wygłodniałego Dhampira, to jeszcze zdołali rozwścieczyć smoka. Głupota w tym przypadku to mało powiedziane. Zakładając maskę z powrotem, szedł prosto nie patrząc na nikogo. Tylko przed siebie...Jak znalazł się na ulicy, odwrócił się ku Drakonowi...A raczej...Smokowi. -Idziesz? Zapytał, po czym nadludzką sprawnością wskoczył na dach pobliskiego opuszczonego domku, z którego przeskoczył na następny. I tak dalej, aż nie było go widać wcale...
[z/t]
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Na zewnątrz Nie Paź 27, 2013 11:00 pm | |
| Saurian był typem istoty wręcz ekstremalnie spokojnej. Zaczekał więc, aż Raven spokojnie odejdzie na bezpieczną odległość. Tysiąc lat... Tysiąc lat stracone. Myśli znów zalały jego umysł, jak zawsze kiedy to sobie przypominał. Stracił czujność? Nie, w jego przypadku coś takiego było niemożliwe. Raczej była to kwestia myślenia o jednym, a zajmowania się czymś innym - ogólnie pojętej podzielności uwagi. W jego wieku, można było sobie na takie rzeczy pozwolić. Kiedy Raven wyszedł po za zasięg, smok rozłożył swe potężne skrzydła i jednym ich machnięciem odbił się od ziemi i niczym rakieta odleciał w stronę za dhampirem. Ślady magii lodu zniknęły całkowicie, usunięte przez lodowego władcę po tym, jak ten opuścił to miejsce. [zt] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Na zewnątrz | |
| |
| | | | Na zewnątrz | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |