|
| Times Square | |
|
+25Wiccan Jacob Sammy Emma Frost Anthony Skyblade Luna Maximoff Vision Black Cat Spider-Man Otto Octavius Akira Frank Murphy Black Panther Sasha Aristow Tony Stark Carol Danvers Valkyrie Green Goblin Carnage Achilles Likaros Teddy Altman Human Torch Electro Angel Jenova Quicksilver 29 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Quicksilver
Liczba postów : 98 Data dołączenia : 07/12/2012
| Temat: Times Square Wto Maj 07, 2013 6:11 pm | |
| First topic message reminder :Plac na Manhattanie w Nowym Jorku znajdujący się na skrzyżowaniu Broadwayu i alei Siódmej, rozciągający się od ulicy 42 do ulicy 47. W Stanach Zjednoczonych jest tym, czym Plac Czerwony w Moskwie, Pola Elizejskie w Paryżu czy plac Trafalgar w Londynie. Jest to jedna z ikon Nowego Jorku oraz centrum światowego handlu oraz mody, słynie z dużej ilości oświetlenia. Nazywający się wcześniej Longacre Square, plac ten otrzymał swoją obecną nazwę po tym, gdy The New York Times przeniósł swoją siedzibę do nowo wybudowanego New York Times Building (obecnie nazywanego One Times Square). Powiększony obszar placu Times, zwany Theatre District, składa się z budynków pomiędzy aleją 6 i 8 oraz ulicą 40 i 53, uzupełniając zachodnią część handlową centrum Manhattanu. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Sro Lip 24, 2013 7:17 pm | |
| Siedział tak sobie, rozmyślał, aż tu oczywiście ktoś musi wejść na jego scenę. Ale kto? Nie kto inny jak sławny Green Goblin. Jak mógł nie kojarzyć go z twarzy...znaczy się z maski, nie każdy ma zieloną skórę i spiczaste uszy, nosząc do tego fioletową myckę. Nie wspominając już o lataniu na przypominającej nietoperza lotni. Obrócił głowę, by spojrzeć cóż nasz ork...znaczy goblin wyprawiać zamierza. A zamierzał usiąść na dachu. Na jego dachu... - Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą... Słynny jak świat szeroki Green Goblin... Powiedział, po cichu chichocząc. Następnie obrócił się w miejscu i wstał. Goblin mógł rozpoznać tą twarz. Morda Kasady'ego notorycznie pojawia się w wiadomościach, w gazetach... Oraz w ulubionym programie Carnage'a, "FBI's Most Wanted". - Żeby kogoś zrzucić, odpowiednio wysoko. No chyba że jest pająkiem, hah! Dodał po chwili, po czym parsknął. Nie ma to jak dwóch wariatów w jednym miejscu... Obaj chcą coś zabić albo zniszczyć... A może by tak... Kasady myślał, czy aby nie rozszarpać jubilera. Albo tego centrum handlowego na dole. Albo najechać giełdę i rozwalić światową ekonomię. You know, for fun!
|
| | | Green Goblin
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 01/06/2013
| Temat: Re: Times Square Sro Lip 24, 2013 9:52 pm | |
| Goblin uniósł brew, chociaż pod maską tego nie było widać. Przechylił głowę, przyglądając się mężczyźnie przez chwilę. Ta postura, ten szaleńczy wyraz twarzy... No nie może być! - No proszę! Na kogo wreszcze udało mi się natknąć - mruknął Zielony, po czym parsknął śmiechem, zakładając ręce na torsie. Jego śmiech był przerażający i okropnie drażniący ucho. - Sam Carnage, osoba, która jest jedną z najbardziej poszukiwanych przestępców w całym Nowym Jorku, oh... Wliczając w to oczywiście i samego MNIE - powiedział niezwykle skromnie. Mimo, iż potrafił się zachowywać w miarę normalnie, to wcale nie zamierzał się starać. Po co? Przecież i tak największą frajdę sprawiało mu bycie postrachem całego miasta, a nawet i stanu. Niezrównoważony psychicznie psychopata i socjopata, dla którego największą przyjemnością było sianie paniki, śmierci i unoszący się w powietrzu zapach krwi o poranku. Nic nie pobudzało lepiej zmysłów niż adrenalina. Norman w jego wnętrzu był niespokojny i nieco... przerażony? Nie wiedział przecież co też ta dwójka złoczyńców mogłaby zrobić! A gdyby tak przypadkowo Carnage próbował zdemaskować Goblina przed całym światem? Może i jego alter ego by to nie przeszkadzało, ale światowemu biznesmenowi na pewno zniszczyłoby to reputację, a także i życie... Nie mówiąc już o tym, że i tak miał je już dosyć spaprane. - Carnage! A co powiesz na to, żeby zabrać swoją pajęczą dupę na dół i zrobić mały rozgardiasz? - zaproponował wesoło Goblin i już miał się zaśmiać, gdy nagle na chwilę zamilkł. Przyjrzał się mężczyźnie uważnie, po czym obszedł go dookoła, jakby czegoś szukał. - Powiedz mi - masz dupę czy odwłok? |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Czw Lip 25, 2013 7:06 pm | |
| -Tak, tak, to ja. Ale autografy wypisuję w środę, Gobasku. A mamy czwartek. Ale gdzie tam, robimy po prostu w innej branży. Ja jestem malaszem tapeciaszem... Powiedział, wykrzywiając usta w paskudnym uśmiechu. Szczerze powiedziawszy, miał gdzieś czy jest dziś czwartek. Czy piątek. Czy whatever the fuck. Miał ochotę się...Kogoś rozerwać. Tak dla kolorku, nie podobał mu się kolor elewacji w McDonaldzie na dole...Za mało czerwieni. Pajęcza dupa? A co on, Spider-Man? Nie. Jest czymś więcej. Jest tylko Carnage. Jego Maleńka. On. Nic więcej. - A czy Twój stary to Hulk? Pytam, boś zielony. Jak tak to współczuję, ten łomot po wywiadówce... A o odwłok powinieneś spytać Spider-Mana. O! Może przyciągniemy jego zacny leniwy odwłok owym...Rozgardiaszem. I tak miałem iść na zakupy! Zawołał, po czym ni stąd ni zowąd obrósł na nowo symbiotyczną tkanką, szczerząc się tym razem o wiele, wiele szerzej... - To jak w Pulp Fiction, Honey Bunny... Ty bierzesz obsługę, ja klientów. Powiedział, po czym zawył śmiechem zmieszanym z rykiem symbiota, płosząc każdego możliwego gołębia. Dwóch świrów się dogadało...Nie może z tego wyjść nic dobrego. |
| | | Green Goblin
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 01/06/2013
| Temat: Re: Times Square Pią Lip 26, 2013 1:57 pm | |
| Goblin przechylił głowę lekko w bok, zakładając ręce na torsie, przyjmując postawę niezainteresowanego z kamienną twarzą... No cóż, jego maska jednak mówiła co innego, więc nie potrafił być długo poważny. Dźgnął Kasady’ego w czoło palcem i roześmiał się. - Hulk jest na mnie za słaby! – powiedział, chociaż sam nie wierzył we własne słowa. No cóż, czasami trzeba być zabawnym, prawda? A w przypadku Goblina bycie zabawnym było na pierwszym miejscu i ciągle przez niego praktykowane. Szkoda tylko, że większość osób nie rozumiało jego niebanalnego poczucia humoru, przez które można było boki zrywać. Osobiście uważał się naprawdę za fajnego faceta, w dodatku nieziemsko przystojnego… Gdy Carnage zaczął mówić o rozgardiaszu, twarz Goblina wykrzywiła się w sadystycznym uśmiechu, który nawet przez mocno przylegającą maskę było widać. Był naprawdę obrzydliwy, kiedy to robił. - W końcu mówisz do rzeczy – mruknął, po czym wskoczył z powrotem na Glider i wykonał mały pokaz akrobacji. Zielony bardzo lubił, gdy zwracano na niego uwagę i wcale nie interesowało go to, czy ta uwaga była w pozytywnym znaczeniu, czy też nie. Nie liczył się z czyimś zdaniem, gdyż sam interpretował wszystko na swój własny, niezwykle pokręcony sposób. - No, no! Czerwień jest taka piękna, gdy się pomyśli o tym, co zaraz na dole będzie się działo – powiedział Zielony, komentując pokrycie ciała Kasady’ego symbiontem. Podobał mu się aż za bardzo, a myśl o tej niedalekiej przyszłości sprawiała, że Goblin zaczął czuć na plecach dreszcze rozkoszy. Już słyszał ten wrzask i widział przerażenie w oczach ich ofiar. Czasami nie zaszkodziło z kimś pracować, bo przecież czym jest życie bez przyjaciół? Nie nazywałbym go przyjacielem, Goblinie. To szaleniec… Taki jak ty! To nie może skończyć się dobrze!, odezwał się Norman, który mimo, iż próbował przejąć kontrolę nad ciałem, to naprawdę marnie mu szło. Grunt, że chciał w jakiś sposób uniknąć współpracy z Kasady’m. - Norman, przestań pieprzyć i zachowywać się jak nudziarz… - warknął Goblin, po czym na chwilę urwał, jakby się nad czymś zastanawiając. – Chociaż nie… Ty jesteś nudziarzem! Nie rozmawiam z takimi – dodał i szturchnął Carnage rozbawiony. To miało być zaproszenie do tańca ze śmiercią tam na dole. To uczyniwszy dodał gazu w gliderze i pofrunął na dół, prosto na tłum niczego nieświadomych ludzi. -NIESPODZIANKA, FRAJERZY! – poleciał pierwszy granat z gazem pieprzowym. |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Pią Lip 26, 2013 8:14 pm | |
| Carnage wybuchnął śmiechem, następnie zeskoczył z dachu towarzysząc Green Goblinowi w locie w dół. Nie zarył jednak o ziemię, a wylądował na dachu taksówki, który szybko został rozerwany w pół, wyciągając z pojazdu kierowcę-Portorykanina. - Bry, senior...Zastałem Janice? Jak to NIE?! Zapytał przestraszonego kierowcę nie czekając na odpowiedź, po czym cisnął nim w kierunku ruchliwej o tej porze Times Square. Następnie zeskoczył z taksówki-kabrioletu i podniósł ją, rzucając w jadące samochody powodując po chwili dość duży karambol. - CARNAGE MIAŻDŻYĆ! Zawołał parodiując Hulka swoim wymachiwaniem rękami zaciśniętymi w pięści.Wejście symbionta i Green Goblina wywołało panikę. Ludzie tratowali się nawzajem, samochody natomiast rozbijały, sprawiając że próbujący nimi uciec byli uwięzieni w środku. Symbiont dostrzegł kątem oka ekskluzywną skórzaną galanterię naprzeciwko miejsca, gdzie stał. Szybkimi susami, skacząc po autach i nieszczęsnych przechodniach wpadł do owego sklepu, rozwalając w drobny mak szybę wystawową, której odłamki raniły wielu kryjących się w owym sklepie. Symbiont z uśmiechem na twarzy(?) wparował do przybytku, odrzucając od siebie ludzi za pomocą szponów, raniąc ich dotkliwie... W końcu ujrzał kierownika. O tak, to ten cham, Żyd i mason! Wskoczył na mężczyznę, przygniatając go do ziemi, patrząc prosto w oczy... -Słuchaj no. Chciałem sobie kupić białą skórę. Białą. Męską. Skórę. Zgadnij co... Nie ma tu k***a, białej męskiej skóry! Ryknął, zaś mężczyzna z przerażeniem w oczach wskazał drżącym palcem w lewo.. - D-dział m-męski j-jest t-tam...p-roszę p-pana... Wydukał, zaś odpowiedział mu szaleńczy rechot symbionta. - Durniu... Chcę TWOJĄ skórę. Syknął, uśmiechając się coraz szerzej. Pazury Carnage'a natomiast zaczęły się wydłużać... |
| | | Green Goblin
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 01/06/2013
| Temat: Re: Times Square Sob Lip 27, 2013 2:42 pm | |
| Pierwszy granat, jaki rzucił Goblin w tłum ludzi wywołał czyste zamieszanie i panikę. Ludzie zaczęli uciekać, aby tylko znaleźć się poza zasięgiem działania piekącego i drażniącego oczy gazu pieprzowego. Był niezwykle silny, a ludzie, którzy zostali nim porażeni zaczęli się po prostu dusić. Goblin roześmiał się wesoło i cisnął kolejny granat w wijący się tłum. Tym razem była to bomba, która przy kontakcie z jakimkolwiek ciałem stałym wybuchała, dotkliwie raniąc wszystkich dookoła. Na chodniku pojawiły się pierwsze czerwone plamy krwi, które zdaniem Goblina bardzo pasowały jako dekoracja. Rozejrzał się dookoła, aż napotkał kogoś interesującego. Był to młody policjant, który mierzył w tej chwili w stronę Zielonego z pistoletu. Wyglądał na przerażonego, jednak był na tyle odważny, żeby nie uciekać i stawić czoła z psychopatą. - W końcu ktoś, kto nie ucieka, jak stado żałosnych kurczaków!– krzyknął radośnie Goblin i podleciał w stronę mężczyzny. Przerażony stróż prawa wystrzelił kilka razy w kryminalistę, jednak ten przyjmował na siebie ciosy bez problemu. Naboje z brzękiem odbijały się od metalowego, zielonego pancerza, ani trochę nie raniąc delikwenta. Goblin ze spokojem poczekał, aż mężczyźnie skończą się wszystkie naboje i dopiero wtedy z niesamowitą szybkością znalazł się tuż przy nim i chwycił go za przód niebieskiej koszuli. Przechylił głowę w bok, spoglądając przerażonemu w oczy i zaśmiał się szaleńczo. - Sprawdźmy, czy potrafisz latać – powiedział socjopata i wzbił się w powietrze, ponad dachy najwyższych, pobliskich budowli. Ofiara krzyczała i błagała, aby ten go oszczędził, podając za argumenty to, iż ma rodzinę: żonę i dwójkę dzieci, na go Goblin radośnie odrzekł: „A ja mam syna, zwie się Harry”. Wtedy puścił człowieka, a ten z niebywałym wrzaskiem zaczął spadać na dół. Kontakt z twardym brukiem sprawił, że zginął na miejscu, przy okazji zabijając uciekającego przechodnia, upadając na niego. Chodnik znów zabarwiła czerwona plama, która z każdą sekundą rozrastała się. Upadek funkcjonariusza sprawił iż ludzie zaczęli jeszcze bardziej panikować, krzyczeć i biegać w każdą stronę, wpadając na siebie. Goblin zeskoczył z glidera, po czym wszedł do sklepu, w którym Carnage chciał zerwać ze sprzedawcy skórę. - Jak będziesz zdzierać z niego skórę, to zadbaj też o to, aby krew zabarwiła te ohydne ściany, bo aktualnie są strasznie nudne – powiedział Zielony i usiadł na pufie, biorąc do ręki drogą parę czarnego, skórzanego obuwia. Uniósł brew, po czym zdjął swój fioletowy but i przymierzył ten czarny. Uśmiechnął się i spojrzał na przerażonego sprzedawcę. – To prawdziwa skóra, czy ekologiczna? |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Nie Lip 28, 2013 10:34 pm | |
| Zanim symbiont przystąpił do dzieła, wystrzelił swoją symbiotyczną pajęczynę w kilka osób, pętając je aby mu nie uciekły za daleko. Goblin postanowił mu umilić całą zabawę...przymierzając buty. I komentując sposób obdzierania ze skóry. Co jak co, ale Kasady'emu nie musi mówić nic w tym temacie. - Nie ucz ojca dzieci robić, Gobby! Odpowiedział, cały czas się śmiejąc, po czym zabrał się do dzieła bez słowa. Szpony poszły w ruch, skóra poczęła odchodzić od ciała. Sklepikarz pewnie i by odpowiedział na pytanie, ale okropny ból zmieszany z panicznym strachem spowodowały, ze zamiast odpowiedzi na pytanie Osborna z jego ust wyszedł jedynie przeraźliwy wrzask. Carnage natomiast gwizdał sobie "Deszczową Piosenkę", jakby wyciął ktoś kadr Mechanicznej Pomarańczy, w którym Alex katuje bezbronnego cywila. Podczas owego osobliwego aktu, Carnage faktycznie śpiewał w deszczu. Deszczu krwi, która zrosiła i jego i cały sklep, ku wyraźnej uciesze symbionta. Kiedy ten skończył, rzucił zakrwawionego trupa w kąr, po czym przymierzył swoją wymarzoną męską skórę. Konkretniej niedbałą kamizelkę, ale nie czepiajmy się szczegółów. Kasady odziany w swój makabryczny kubrak podszedł do jednej ze spętanych ofiar, podnosząc ją z ziemi. Była to młoda kobieta, na oko 25 lat. Jego typ... - No cześć, skarbie... Co sądzisz na temat mojej stylówy? Zapytał. Wydawał się przy tym niezwykle szarmancki...Jak na niego. Nagle odwrócił łeb do Goblina, przyłożył łapę do twarzy jakby chciał coś powiedzieć na osobności i odezwał się udawanym szeptem: -Pssst. Chcesz jej numer? |
| | | Valkyrie
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 18/10/2012
| Temat: Re: Times Square Wto Lip 30, 2013 4:41 pm | |
| Samantha Parrington nie mogła się spodziewać tak pełnego w wydarzenia dnia. A wyszła tylko po mleko. Naprawdę. Planowała zrobić sobie płatki z mlekiem, rozłożyć się na poduszkach i oglądać wszystkie komedie romantyczne, które wpadłyby jej w ręce, co oczywiście skończyłoby się na kilku dniach spędzonych w takiej pozycji...
Oczywiście, plany te na nieszczęście (w sumie dobrze, tyle dni przy komediach romantycznych uszkodziłoby jej psychikę) legły w gruzach, kiedy na nią samą prawie posypał się gruz od wybuchu. Nie musiała się za dużo rozglądać, co się stało, bo była z tych, co uciekają, a nie - jak w horrorach - rozglądają się i uciekają na ulicę. Tak się stało, że schowała się w pierwszym lepszym sklepie, do którego niedługo potem wpadł nie kto inny, tylko jeden z dwójki siejących aktualnie zamęt - Carnage. Pomyślała, że dobrze by było, aby Brunhilda się w końcu sytuacją zainteresowała.
W tej samej chwili złoczyńca do niej podszedł i... sapnęła aż, gwałtownie będąc uniesiona i starała się przełknąć ślinę, kiedy Carnage do niej mówił. Przemiana nastąpiła błyskawicznie. Samantha, czując to, uśmiechnęła się kącikiem ust i pozwoliła Brunhildzie przejąć całkowitą kontrolę.
Valkyrie nie czekała nawet, aż jej przemiana się dopełni. Uderzyła w potwora, co w jej obecnym stanie wystarczyło tylko na uwolnienie się z jego uchwytu - i to tylko dlatego, że na nią nie patrzył. Po chwili jednak stała już w pełnej chwale Asgardu, chwytając swój miecz.
- Kto śmie? - zapytała, patrząc na oba potwory, stając między nimi a śmiertelnikami. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Times Square Wto Lip 30, 2013 5:00 pm | |
| Powrót ze spotkania z Azarą dłużył się niemiłosiernie. Wpadł na jeden z wielu korków, więc zirytowany uderzał palcami w kierownicę, nie potrafiąc nawet zacząć nucić razem z radiem piosenki, która mu się podobała. Jego uwagę nagle zwrócił uwagę jakiś przechodzień. Jeden, drugi, trzeci... wszyscy biegli w przeciwną stronę niż Luke. W przerażeniu, panice, wrzeszcząc wniebogłosy.
Coś było nie tak.
Odpiął pasy i telekinezą przywołał miecze z tylnego siedzenia. Trafiły do jego ręki razem z płachtą, w którą były owinięte akurat w momencie, gdy z samochodów przed nim wybiegł jakiś mężczyzna, zabierając pod pachę dwójkę małych dzieci.
Luke nie był bohaterem. Niespecjalnie rajcowało go bieganie z peleryną i ratowanie świata. Zdarzały się jednak chwile, że nawet człowiek silący się na neutralność i egoistyczne dążenie do spełnienia własnego celu, decydował się stanąć w obronie słabszych.
To było jego zadanie. Obowiązek, jako mutant, ktoś wyżej, niż zwykły homo sapiens, by chronić słabszy gatunek, opiekować się nim. W imię szeroko rozumianego, przereklamowanego już pokoju oraz idei jedności ludzi i mutantów. Tannenberg wiedział, że gdy ktoś wyciąga rękę, łaknąc pomocy, nie może jej ot tak odtrącić. To byłby pierwszy krok do stania się tym, kim był jego ojciec, dziadek, pradziadek. Jeżeli kiedykolwiek chciał się obudzić w świecie, w którym ludzkość będzie mogła docenić obdarzonych takich jak on, musi zaskarbić ich zaufanie.
Wysiadł z samochodu, nadal zawinięte szable jednak trzymając nisko. Nie chciał dodatkowo wzbudzać paniki swoim uzbrojeniem - przeciskał się przez uciekających tłum i zaczął rozglądać się za źródłem zamieszania. Szybko dostrzegł krwawą rzeźnię, którą ktoś urządził sobie za szybą jakiegoś sklepu. Okolica tego sklepu była już opustoszała - kto miał choć trochę oleju w głowie, uciekł. Poza uwięzionymi niczym w pułapce ofiarami dwóch łotrów - kim były te dwa demony? - w tym kobietą, którą zaczepili. Kobietą, która najwidoczniej postanowiła - całkiem skutecznie! - stawić czoła bestiom. Jej nagła przemiana w prawdziwą heroinę, z mieczem i dumną, wyprostowaną sylwetką boskiej wojowniczki zdumiał Luke'a - ale nie na tyle, by zatrzymać go w miejscu.
Wysunął miecze z płachty i ruszył w kierunku sklepu. Zastanawiał się, czy bestie - a może, o zgrozo, ludzcy przebierańcy? - zauważyły już, że ktoś zmierza w ich kierunku. Postanowił wspomóc kobietę i za pomocą telekinezy miotnął w kierunku drugiego wroga (Goblina) zawartością półek sklepowych, usiłując zasypać go stertą towarów. Kupić trochę czasu wojowniczce, by nie musiała walczyć z dwoma rywalami jednocześnie. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Times Square Sro Lip 31, 2013 3:49 pm | |
| Dla Carol dzisiejszy dzień miał być jednym ze spokojniejszych. Tych, jakie nie będą wymagały interwencji kobiety przez to, co działo się w ostatnim czasie. Wszystko, co dotychczas miało miejsce w Nowym Jorku znacznie przekroczyło granice wyobraźni jasnowłosej, po czym ta stwierdziła, że pewnie niejedno ją zdziwi i powinna się na to przygotować. Zarazem zastanawiała się, co mogłaby zrobić, wykorzystując dzień, który nie zapowiadał się jakoś szczególnie. Ot, w tym momencie mogłaby zrobić cokolwiek, na co miała ochotę. Jedyną rzeczą, jaka przychodziła jej na myśl, to obserwacja metropolii z góry. Poleciała więc w stronę Manhattanu, w międzyczasie rejestrując swoim ciekawskim spojrzeniem to, co dzieje się na nowojorskich ulicach. Danvers zatrzymała się przy jednej, lecz jakże rzucającej swoimi jaskrawymi barwami, reklamie, spoglądając na Times Square ze stoickim spokojem. Tak, jakby było to codziennością u kobiety, co poniekąd można uznać za prawdę. W końcu... Kto nie korzystałby z takiego przywileju, jakim było latanie? Komunikator zabrzmiał w uchu kobiety, która - chcąc się skupić na informacji od centrali - utkwiła spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie. "Agentka Elizabeth Freeman. W okolicy Highbridge Park odnotowano anomalię pogodową, a także obecność nieznanego stworzenia w rzece. Przypuszczamy obecność na ziemi Thora i… Nie mam pojęcia co zrobić…"
Carol zmarszczyła delikatnie brwi, zastanawiając się, co tutaj właściwie Thor robi? Zazwyczaj o jego obecności SHIELD już wiedziało przed wszystkimi, a teraz tak nagle ni stąd, ni zowąd, pojawia się w Nowym Jorku, walcząc z jakimś potworem. Już chciała coś odpowiedzieć, że może zajrzeć i sprawdzić, co dzieje się w okolicach parku, lecz ogrom przerażonych i uciekających z jednego sklepu osób, zdążyło zwrócić na siebie uwagę Danvers. - To może poczekać... - mruknęła do siebie i poleciała w dół, chcąc jak najszybciej się dowiedzieć, jaki jest powód paniki ludzi. Plama krwi, która pod dwoma ciałami oznaczała wokół siebie terytorium oraz ogólny chaos w tej części placu sprawił, że przez krótki moment, Miss Marvel próbowała ogarnąć to wszystko. Nie minęło jednak dużo czasu, nim zdążyła się zreflektować i pomknęła do sklepu, a raczej pomieszczenia, który jeszcze przed kilkoma chwilami był porządnym sklepem. Wybita szyba wystawowa oraz zakładnicy skrępowani pajęczyną... - I nici z wolnego dnia. - powiedziała do samej siebie, obserwując to wszystko bacznie, żeby - w razie czego - zareagować natychmiastowo na jakikolwiek ruch. Niewiele myśląc, Carol wzięła się za próby uwolnienia skrępowanych ludzi, coby nie przeszkadzali, a także mogli uciec w znacznie bezpieczniejsze miejsce. Rzuciła jeszcze coś do dwóch, całkiem spokojnych w porównaniu z resztą, osób, jednak nie było to czymś wyraźnym. Prędzej miało być jakimś zaleceniem, by nie dopuścić, żeby ta dwójka, która zaczęła to wszystko, nie posunęła się w tym momencie za daleko. |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Times Square Nie Sie 11, 2013 7:24 pm | |
| Dla wielu ludzi był to tylko kolejny z nudnych dni, pełen pogoni za obowiązkami, w której brakło choć drobnej chwili, by zastanowić się nad rzeczami wybiegającymi w przyszłość dalej niż najbliższy dzień. Zwykli i nudni w swej szarej codzienności, dopóki dwójka psychopatów nie zachciała dodać do mieszanki smug czerwieni, siejąc panikę i chaos w jego najczystszej postaci. Zapewne nie wzięli pod uwagę możliwości, że ich beztroską zabawę w zrzucanie ludzi z budynków i ściąganie skóry z Bogu ducha winnych sklepikarzy zainteresuje kogoś, kto dysponował zdolnościami pozwalającymi na wyrównaną walkę i powstrzymanie masakry. A przynajmniej chwilowe jej odwleczenie. Carnage nie mógł przewidzieć, że kobieta, którą zaczepił, nie stanowiła tak bezbronnego celu, na jaki wyglądała – kopnięcie wyprowadzone w stronę pajęczaka zapewniło Brunhildzie oswobodzenie się z uścisku symbiotycznej macki. Miała niebywale dużo szczęścia, iż Kasady chwilę wcześniej odwrócił łeb. Mutant, który zaszedł sklep z innej strony, zdołał pozostać niezauważonym – przynajmniej do momentu, gdy użył swoich zdolności. Pudełka pełne butów wystrzeliły w stronę Goblina, ale były mniej więcej tak skuteczne, jak rzucanie kamieniami w czołg. Ich uderzenia mogły co najwyżej poirytować psychopatę, ewentualnie wrzucić mu w ręce wymarzoną parę obuwia, nie odwracając uwagi na zbyt długo. Próby ostatniego niespodziewanego gościa na tej krwawej imprezie spełzły na panewce. Sama nadludzka siła Carol nie wystarczyła, by rozerwać symbiotyczną tkankę, w której Carnage uwięził grupę cywilów. Musiała wymyślić coś innego, jeśli chciała uwolnić zakładników, lub porzucić ten pomysł. |
| | | Green Goblin
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 01/06/2013
| Temat: Re: Times Square Pon Sie 12, 2013 12:29 pm | |
| Gdy Carnage dostał z pięści od blondynki, której jeszcze przed chwilą się pytał o jego stylówę, Zielony Goblin wybuchnął głośnym, szaleńczym śmiechem i gdyby nie maska, z pewnością oplułby kogoś stojącego w pobliżu. Dla Zielonego było to niezwykle zabawne, że taka typowa, stereotypowa blondynka pokazała jednak, że ma o ironio – jaja! W dodatku Carnage dostał tak pięknie z pięści, że Greenowi ze wzruszenia zakręciła się łza w oku, a gdyby miał serce, to z pewnością by mu współczuł. Chyba. Problem był jednak w tym, że Green Goblin nie miał serca, a jedynie głupie i w dodatku mega nudne alter ego w postaci Normana Osborna. - Norman, co sądzisz o jej ruchach? – spytał Goblin, uśmiechając się szeroko, rozbawiony. Gdyby mógł, to śmiałby się do upadłego, aż rozbolałby go brzuch. Jego humor nie zmienił się nawet na chwilę, gdy kobieta wyciągnęła niewiadomo skąd długi miecz. Zagwizdał tylko z aprobatą. I wtedy coś się stało… Goblin dostał kartonami po butach, a jego usta uformowały się na kształt litery „o”, jakby stało się coś, co nie do końca wiedział jak skomentować. Nic jednak mu te kartony nie zrobiły i jedyne, co, to tylko podsyciły jego dobry humor i przy okazji chęć mordu dla zabawy. Rozejrzał się powoli, zakładając ręce na torsie. - Kto to zrobił? – spytał, po czym zacmokał, jakby nawoływał jakiegoś szczeniaka do nogi. – Wiesz, nie wiem jakich seriali się naoglądałeś, jeżeli myślisz, że zginę w kartonach jak Hanka Mostowiak – powiedział na tyle głośno, że nawet ludzie na zewnątrz mogli go usłyszeć. Swojego czasu Zielony dużo siedział przed komputerem, przeglądając przeróżne strony, a także oglądając filmiki na YouTube… Nie mógł też zaprzeczyć, że czasami wchodził na portale plotkarskie, coby się mógł trochę pośmiać. Oczywiście wszystko robił bez zgody Normana Osborna, no bo bez przesady – nikt mu nic nie zabroni. Może robić wszystko, co tylko chce. Adrenalina narastała w nim z każdą sekundą i jeszcze chwila, aż wybuchnie i wtedy znów coś się stało. Pojawiła się kolejna superbohaterka… Kolejna BLONDYNKA. Goblin przyglądał się jej próbom uwolnienia ludzi, które spełzły jednak na niczym i wtedy klasnął wesoło w dłonie. -Hej, Blondie! Zakład fryzjerski jest tam! – powiedział, wskazując przypadkowy kierunek. Nie dał jej jednak odpowiedzieć, gdyż nacisnął guzik, który miał pod swoją rękawicą, a glider niemalże natychmiast pojawił się obok niego, rozbijając przy tym szybę sklepu. Goblin wskoczył na maszynę i uniósł się, po czym z szaleńczym śmiechem rzucił się w kierunku Ms Marvel. - Karnisz! Bierz jedną blondi, a ja drugą! – krzyknął, a pierwsze działa z glidera wystrzeliły prosto w kierunku kobiety. Luke został całkowicie zignorowany, ale gdyby wyszedł z ukrycia, to Goblin na pewno odpłaciłby mu za te cholerne kartony. Co do tego nie było nawet najmniejszej wątpliwości.
*** Aby uniknąć nieporozumień, to kolejka idzie tak: Goblin, Carnage, Valkyrie, Carol oraz Luke. |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Wto Sie 13, 2013 10:00 pm | |
| Gdy symbiont dostał w twarz(?) nie poczuł specjalnie bólu, ale zdecydowanie wybiło go to z rytmu. To nie była zwykła kobieta, tylko ktoś nie z NY. Miał do czynienia z wieloma wojowniczymi szmulkami, ale ta przebiła wszystkie. Musiał zatem przejść z trybu radosnego rozrywania na strzępy ludzi na...wściekłe rozrywanie na strzępy ludzi. I super-ludzi. Zwał jak zwał. Symbiont poważnie się wpienił...Kasady też. Nie lubili gdy ich obiad wali po gębie. Z drugiej strony natomiast niezwykle ich to jarało...Ale po jakiemu ta baba się wypowiada? Urwała się z planu Hobbita czy co? A te ciuchy...Gdzie się podziały garsoneczka i szpileczki? Mniejsza o to. Zrobi sobie z niej spodnie. -A czy mać Twa wie, żeś przywdziała jej trykoty? Won na Broadway! Zawołał, zaś z lewej łapy Carnage'a wyleciały długie, ostre szpikulce w stronę Valkyrie. Jeżeli nie trafią jej, to trafią w związanych za nią cywili. Dla Carnage'a wszystko jedno kto zostanie przebity na wylot. Jednocześnie z jego grzbietu wyleciały symbiotyczne macki, skierowane na samą wojowniczkę aby pochwycić ją lub w najgorszym wypadku jej miecz. Jednocześnie Carnage badał pozostałych bohaterów...Poza tymi dwiema blondynkami był jeszcze ktoś. Baczył na ich ruchy, jego zmysły rejestrowały każdą próbę naruszenia jego bądź jego SWAGowego kaftanika ze skóry sklepikarza, by wykonać blok bądź unik. Miejsca ma pełno. To będzie dopiero impreza! |
| | | Valkyrie
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 18/10/2012
| Temat: Re: Times Square Sro Sie 14, 2013 2:03 pm | |
| Valkyrie nie była przygotowana do walki na Midgardzie, a już na pewno nie spodziewanym dla niej był widok takiego stwora. Nigdzie i nigdy nie spotkała się jeszcze z takim stworzeniem, a wiele zwiedziła i od dawna należała do istot żywych. Bardzo szybko przyjrzała się swojemu przeciwnikowi, jednocześnie orientując się w sytuacji. Pomagały wspomnienia Samanthy; dzięki temu wiedziała, że przeciwników jest więcej.
Zanim jednak mogła zareagować, na drugiego potwora posypały się pudła, w polu widzenia pojawiła się kolejna osobniczka, a na dodatek stworzenie stojące przed nią zaatakowało ją ponownie. Valkyrie nie potrzebowała nic więcej, aby wbić się w trans. Niemal w oczekiwaniu na lecące w jej stronę szpikulce, wyciągnęła zza pleców włócznię i rzuciła ją w potwora w tym samym momencie, w którym ten skierował na nią macki.
Cieszyła się, ze włada Dragonfangiem, ponieważ miecz jej nie zawiódł do tej pory. Wiedziała, że nie może zejść z drogi, nie, póki niewinni są zagrożeni. Dlatego starała się wejść w drogę lecącym szpikulcom, ryzykując. Wiedziała, że jeśli trafią na metal ochraniający jej piersi i punkty na żebrach, to żadnej szkody nie wyrządzą. A te, których nie da się tak unieszkodliwić, będzie musiała odbić ruchem miecza, który zaraz będzie musiał zająć się macką, która nie zajęła się jej włócznią. Jeśli jeszcze jakieś zostaną... cóż. To nie pierwszy raz, kiedy Valkyrie będzie ranna podczas walki. Nozdrza już jej zadrgały na myśl o polaniu się krwi, nieważne, że jej własnej. Serce wojowniczki zaczęło prędzej bić. |
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Times Square Pią Sie 16, 2013 1:13 pm | |
| Pomimo usilnych prób zniszczenia symbiotycznej pajęczyny, nie udawało się osiągnąć tego celu kobiecie, co mimowolnie sprawiło, że przeklęła pod nosem dosyć soczyście. Owe przekleństwo nie było jednak na tyle głośne, by wszyscy zebrani ją usłyszeli. Być może udało się to dwóm osobom, które na dodatek zaczęły jeszcze bardziej panikować i wierzgać się, a to - wbrew pozorom - nie ułatwiało Carol czegokolwiek. Taka niemożność w jakimś stopniu godziła w ego kobiety, choć nieraz zasługiwała na utemperowanie. Niemniej, nie miała w tym momencie zamiaru sobie tego odpuszczać i jeszcze przez dłuższy moment męczyła się ze zniszczeniem tkanki Carnage'a. Carol już dawno przestała ogarniać chaos, jaki zapanował wokoło niej. Wolała skupić się na tym, co robiła w tym momencie, niźli rozproszyć poprzez wrzaski i jazgoty co poniektórych osób. Niestety, wiedziała dobrze, że to jest nieuniknione i będzie musiała znosić te spojrzenia pełne przerażenia czy też jakieś pomruki. Przerwała tę próbę uwolnienia zakładników i rozejrzała się po zniszczonym sklepie. Głównie spojrzenie skupiła na złoczyńcach. Goblina, który wydawał się być niesamowicie rozbawiony tym wszystkim i Kasady'ego zajętego przez jasnowłosą wojowniczkę. Przyglądała się jej przez krótką chwilę z niemałym uznaniem. No cóż, jakoś niespecjalnie była zdziwiona. Tym bardziej, że już niejedno miała szansę zobaczyć. Usłyszawszy słowa Gnomka, rzuciła mu pełne politowania spojrzenie, unosząc się niewiele nad ziemią. Doprawdy, mógł sobie zaoszczędzić tak niszowych żarcików, na które odpowiedziała cichym westchnięciem. Tylko że w momencie, gdy Green Goblin przywołał swój glider, odnalazła Luke'a, jak najprędzej, a następnie do niego podleciała. - Uwolnij ich z tej pajęczyny i postaraj się wydostać z tego sklepu. - rzuciła w jego stronę, wskazując na uwięzionych ludzi i czym prędzej wyleciała ze sklepu z jakąś niewyjaśnioną pewnością, że i za jasnowłosą poleci alter ego Osborna. - Sądzę, że moja fryzura jest wystarczająco perfekcyjna. - zatrzymała się na trzech czwartych wysokości budynku, jakby oczekiwała, że Goblin dogoni kobietę, co było po części jej planem - Nie wiedziałam, że elfy tak spędzają wakacje nim zaczną pakować prezenty! - dodała, pochłaniając energię, po czym jej wiązki skierowała w stronę wariata, aby zniszczyć wystrzelone przez niego działa i - co również miało miejsce w jej planie - sprawić, by stracił równowagę i spadł ze swojego glidera. Na zewnątrz, w powietrzu mogła znacznie więcej zrobić i przy tym nie zapewnić porządnej krzywdy skrępowanym ludziom ze sklepu. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Times Square Pią Sie 16, 2013 1:50 pm | |
| Ślicznie. Zapamiętaj na przyszłość, durniu, że w taktycznych właściwościach kartonu nie mieści się sianie spustoszenia ganił się w myślach Luke. Chwycił miecze pewniej, podbiegając ostrożnie do budynku - nagłe przyłączenie się blondynki, która zajęła się oswobadzaniem cywili dawało im przewagę liczebną. Mimo wszystko nadal czuł, że w całej tej ekipie jest najsłabszy i jeżeli zamierza wyjść z tego cało, to będzie musiał mocno się natrudzić. Kimkolwiek była zielona maszkara, wyglądająca jak kiepski strój na Halloween, odziana była w solidny pancerz - jego ostrza zdadzą się na tyle, na ile zdały się pociski ochroniarza przed kilkoma chwilami. Druga bestia, rodem z najgorszych koszmarów, wyglądała jak skrzyżowanie okropnej mazi z rysunkami psychopaty. Sądząc po tym, jak blondynka nie mogła uporać się z ową mazią podczas próby uwolnienia cywili i ona była wyjątkowo wytrzymała. Miecze nie przydadzą się na wiele.
I wtedy problem rozwiązał się sam. Kobieta podeszła - nie, podleciała - i wydała krótki rozkaz. Uwolnić ich z pajęczyny. Walkę zostaw dorosłym. Tannenberg jednak nie zamierzał wdawać się w żadne dyskusje. Skinął jedynie głową i podbiegł do najbliższej grupy uwięzionych. Zastanawiał się jednak, jak ma sobie niby poradzić z pajęczyną, skoro nawet istota obdarzona tak niezwykłymi mocami, jak owa kobieta, nie była w stanie tego zrobić. - Nie bójcie się, zaraz będziecie bezpieczni - powiedział Luke pewnie, podbiegając do cywilów. Ostatnie, czego teraz potrzebował zarówno on, jak i kobiety oraz ofiary, to panika. Spróbował w jakiś sposób, za pomocą telekinezy, chociaż spróbować zwolnić zacisk dziwnej mazi, by umożliwić jakiekolwiek ruchy uwięzionym, być może nawet wyswobodzić ich w ten sposób. Jeżeli to nic nie dało, przyjrzał się dziwnej mazi, oceniając, czy mógłby spróbować przepiłować lub przeciąć ją mieczem. Cały czas jednak był postawiony w stan gotowości, by, w razie ataku, spróbować go odeprzeć. Jeżeli cokolwiek zagrażałoby jemu lub cywilom - w szczególności jakieś odłamki, pociski - będzie próbował je zbić telekinezą.
Jeżeli jednak okazałoby się, że maź Carnage'a nie uziemiła jego ofiar i może spróbować je wyprowadzić, nawet spętane - robi to natychmiast, cały czas osłaniając przed atakami. Może przecież zająć się próbami uwolnienia ich z więzów z dala od zagrożenia. |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Times Square Pon Sie 19, 2013 6:02 pm | |
| Sytuacja zaczęła rozwijać się w tempie, które dla cywilów zmuszonych do oglądania wszystkiego z bliska, musiało być oszałamiające. W końcu nie byli niczym ponad nieporadne worki mięsa wykrzykujące, że miały rodzinę/chłopaka/babcię na wózku/chomika do nakarmienia, gdy w powietrzu uniósł się ciężki, metaliczny zapach krwi. Cóż, ich wyjaśnienia, dlaczego nie mogli teraz zginąć, na pewno nie obchodziły Goblina i Carnage'a. Zielony psychopata po przywołaniu swojego środka transportu wyleciał za Ms Marvel ze sklepu, najwyraźniej nie mając zamiaru zmieniać celu, nawet gdy Carol umknęła przed jego frontalnym natarciem. Walcząc w powietrzu nie byli w stanie usłyszeć, o czym rozmawiano na parterze budynku, który właśnie opuścili – z tego kąta niewiele również dało się dojrzeć. Wystrzeliwane przez blondynkę wiązki energii zostawały zgrabnie wymijane przez Goblina, uderzając w ścianę budynku i opustoszałą ulicę znajdującą się tuż pod nimi. Cóż, nikt nie mówił, że ratowanie świata nie będzie się wiązało z jego uprzednim delikatnym zniszczeniem. Szczęście jednak uśmiechnęło się do panny Danvers – jeden z jej pocisków musnął ramię napastnika, na chwilę rozpraszając jego koncentrację. Nie wystarczyło to jednak, by zrzucić go z glidera, jak planowała. Pozostali na dole Carnage i Valkyrie nie zwracali chwilowo większej uwagi na Luke'a zajęci własnym starciem – choć symbiont z pewnością pozostawał czujny na wszelkie gwałtowne ruchy, jakie mógłby wykonać mutant. Rzucona przez kobietę włócznia została automatycznie pochwycona przez dwie macki, chroniąc cielsko Carnage'a przez obrażeniami i balansując broń, której mógł teraz bez problemu użyć przeciwko jej właścicielce. Uderzeniem Dragonfanga Asgardianka odbiła uderzenie wycelowane w podbrzusze – ruch i skręcenie ciała spowodowały jednak, że ostatnia kończyna zbudowana z tkanki symbionta ominęła jej bok i dotarła do jednego z mężczyzn uwięzionych wcześniej. Jasnoczerwona krew buchnęła z piersi ubranego w garnitur cywila niczym groteskowa fontanna, gdy Carnage wyszarpnął mackę – przez chwilę było zupełnie cicho, a potem reszta więźniów ryknęła panicznym wrzaskiem, odwracając głowy i wierzgając. Próbujący oswobodzić cywilów Luke, zdecydowanie nie mógł teraz nad nimi zapanować. Stali się dziką masą cuchnącą adrenaliną i strachem, gotową stratować wszystko i wszystkich stojących im na drodze do wolności, nawet jeśli próbowali im pomóc. Mutant odkrył jednak chwilę wcześniej, że przy odpowiednim skupieniu był w stanie rozluźnić zacisk czerwonej mazi, która wyglądała na zbyt zwartą, by ostrze miecza dało jej radę. Krew zamordowanego cywila bryznęła mu na twarz, oszałamiając na moment.
***
Kolejka: - Goblin - Carol - Carnage - Valkyrie - Luke |
| | | Green Goblin
Liczba postów : 14 Data dołączenia : 01/06/2013
| Temat: Re: Times Square Wto Sie 27, 2013 12:26 pm | |
| Zielony Goblin był uważany za jednego z najbardziej psychicznych kryminalistów dwudziestego pierwszego wieku, który bez skrupułów mógł pozbawić setek ludzi życia tylko po to, aby się dobrze bawić. Tym razem nie było inaczej, jednak jego największym celem była blondwłosa kobieta, która w przeciwieństwie do niego potrafiła latać bez pomocy. W głowie Goblina już szykował się nowy plan na nową zbroję, która umożliwiłaby mu podróż w przestworzach bez pomocy glidera. - Norman? Wbudujemy w buty rakiety? – spytał, uśmiechając się szeroko i złośliwie. Nawet w środku walki miał czas, aby dokuczać swojemu alter ego. Nie, nie wbudujemy, odpowiedział Norman, okropnie poirytowany faktem, że Zielony nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że jeśli zostanie zdemaskowany przez kogokolwiek to reputacja Normana legnie w gruzach, a wraz z nim jego ukochana firma. - Oh, Norman. Nie pierdol. Sam sobie wbuduję – fuknął Gobiln, po czym odepchnął Normana znów w głąb zakamarków swojego umysłu, aby ten nie przeszkadzał mu w pracy, czyli krótko mówiąc – niszczeniu wszystkiego co żywe lub martwe. Nagle jedno z pocisków wystrzelonych z rąk Ms Marvel trafiło w jego ramię, co świadczyło o tym, że zbyt mocno się rozkojarzył. Jednak pancerz, jaki miał na sobie skutecznie zminimalizował uderzenie, co skończyło się tylko lekkim zarysowaniem i opaleniem zielonej zbroi. Nie zrobiło to jednak ani trochę wrażenia na Goblinie, gdyż nie raz dostawał mocniej po mordzie i jakoś zawsze wychodził z tego cało. Dajmy na to moment, kiedy nadział się na własny glider. To były czasy, których nigdy nie zapomni, mimo iż naprawdę dużo miał tych zaników pamięci. - A co powiesz na co? – krzyknął, po czym roześmiał się głośno i zamiast lecieć prosto na Carol, ruszył znów w dół, prosto na tłum przerażonych ludzi. Z jego glidera wystrzeliły działa, które poleciały prosto na nich. Jeśli nikt ich nie powstrzyma, a było ich dwa, to ludzie, począwszy od niemowląt, kończąc na starcach, rozlecą się na krwawe kawałki. Działa były bardzo szybkie. Co gorsza, Goblin na tym nie skończył. Rzucił w kierunku Danvers granat, który już w powietrzu wybuchł, tworząc oślepiające światło. Oślepiło wszystkich oprócz Goblina, gdyż w jego maskę były wbudowane przyciemniane gogle. Sprawa robiła się beznadziejna.
|
| | | Carol Danvers Mistrz Gry | Captain Grammar
Liczba postów : 467 Data dołączenia : 24/03/2013
| Temat: Re: Times Square Sob Sie 31, 2013 1:28 am | |
| Miss Marvel nie wykluczała możliwości dodatkowych zniszczeń podczas starć z co poniektórymi przestępcami. Ba, była wręcz pewna, że zawsze zaistnieją jakieś konsekwencje jej czynów, co niespecjalnie dziwiło blondynkę. Coś za coś, prawda? Na szczęście, nie było zleceń, żeby ona miała to wszystko uporządkować. Nowy Jork jednak miał budżet, by powoli wszystko odbudowywać, więc mogłoby się zdawać, że nikt nie zwraca na to szczególnej uwagi. Efekt, jaki udało jej się osiągnąć, nie zadowolił jej dostatecznie. To oczywiste, że nie spodziewała się, by na każdym kroku wszystko jej się udawało. Aż taka optymistka z niej nie była i bądź co bądź, miała świadomość, że nie wszystko będzie szło po jej myśli. Dokładnie jak w tym przypadku. Niemniej, nie zniechęciło to Carol do dalszego działania i prób strącenia Green Goblina z glidera, choć na ten moment zrezygnowała z kolejnych dawek pochłoniętej energii - gromadziła ją, by spożytkować później, co mimowolnie wzmacniało (zapewne w duchu najbardziej) kobietę. Tylko że zwłoka z atakiem na psychopatę została szybko przerwana. Danvers czym prędzej, pozostawiając lekkie zdziwienie za sobą, zaczęła podążać za zielonym stworem. Nie na tyle, aby go dogonić, jednak mieć przez ten lot (czy też wyścig, jakkolwiek nazwać) widok na to, co on wyprawia. Gdy kolejne działa zaczęły zmierzać w kierunku obywateli Nowego Jorku, Carol - która nie była pewna tego, jak jej wyjdzie to, co teraz robi - rzuciła kolejną wiązką, ażeby je unicestwić. Po dłuższej obserwacji lotu alter ego Osborna, Miss Marvel postanowiła niewielką kulą zgromadzonej energii, co prawda wielkością przypominającą piłkę tenisową, uderzyć w glider. Gdyby udało się zniszczyć chociaż jedno jego skrzydło, byłaby możliwość strącenia Goblina i uniemożliwienia mu ruchu w powietrzu. Jeśli jednak i to się nie powiedzie według jej myśli, wtedy będzie musiała siłą ściągnąć Elfa. Za jedną kulą już miała lecieć druga. Akurat w momencie, kiedy psychopata wyrzucił granat. Wtedy jasnowłosa nieco zastopowała w locie i błysk, który po chwili nastąpił sprawił, że czym prędzej osłoniła twarz wolną ręką. Jakby w nadziei, iż możliwe odłamki nie ugodzą jej twarzy. Co do energii - nie zdążyła zobaczyć, w którą stronę ją "rzuciła", choć wcześniej cały czas dłoń skierowana była w Gnomka. - Cholera jasna! - rzuciła głośno, na moment odwracając się. Owe światło było dosyć rażące. Oby tylko mogła szybko powrócić do wcześniejszych czynności i nie napotkać znacznie więcej szkód, niż dotychczas zostały wyrządzone. |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Nie Wrz 01, 2013 10:22 pm | |
| Kiedy unik Valkyrie spowodował, że macka Carnage'a paradoksalnie zabiła jednego z cywili, symbiont zaśmiał się głośnym, makabrycznym dla uszu śmiechem. Był to śmiech Kasady'ego oraz jego "ubrania", bardzo przenikliwy, pełen radości z wykonywanej masakry. I z paradoksu spowodowanego tym, że ratując własną skórę przed symbiontem, wojowniczka pośrednio uśmierciła cywila. Dobre... Laleczka broni cywili, a giną. Broni siebie, ludzie giną. Już ją lubię. Powiedział do siebie Kasady. Wiedział, że to będzie piękna rzeź. -Broniąc ludzi sama ich zabijasz... Już Cię lubię blondi!A teraz stój spokojnie, to Cię pokroję zamiast posiekać! Skwitował symbiont. Jak tylko pochwycił jej włócznię i zabił cywila, posłał kolejne macki w stronę Valkyrie, samemu doskakując do niej. Jednocześnie jedna z łap przekształciła się w topór. Pazury drugiej dłoni natomiast wydłużyły się znacznie i poszerzyły, przemieniając się w ostrza. Kiedy już do niej doskoczy, uderzy owym toporem, celując w głowę. Zaraz potem spróbuje ją nabić na włócznię, by zaraz skręcić ciało i uderzyć pazurami celując w korpus. Kiedy kobieta będzie chciała kontratakować, zmysł pajęczy powinien ostrzec Carnage'a przed faktem dając mu szansę na odskok w bok, skręt ciała bądź skok na sufit, z którego zawsze może kontynuować natarcie. Nie patrzył specjalnie na cywili. Jeśli nie trafi Valkyrie i odrąbie komuś głowę, to jedynie bardziej go rozbawi... |
| | | Valkyrie
Liczba postów : 36 Data dołączenia : 18/10/2012
| Temat: Re: Times Square Czw Wrz 05, 2013 5:24 pm | |
| Valkyrie czuła w nozdrzach zapach krwi i niemal od razu przypomniała sobie, jak to było dawniej. Na polach bitew. Gdzie nie było żadnych cywilów, na których trzeba było uważać - walczysz, to albo giniesz, albo wygrywasz. Biorąc pod uwagę przerażenie, na jakie wskazywały wrzaski za jej plecami, ktoś nie tyle został ranny, ale naprawdę zginął. Valkyrie nawet nie mrugnęła, ale nie miała czasu, aby odwrócić się i zobaczyć, na kim jeszcze widzi poświatę śmierci. Skupiła się na stworze szarżującym na nią.
Utrata włóczni była przewidziana; najważniejsze, że spełniła swój cel i chwilowo zajęła wysunięte macki potwora. Na szczęście był tą włócznią naprawdę zainteresowany i podejrzewała, że w jego wizji sama na niej skończy. Zmrużyła oczy, ale nie odpowiedziała na zaczepki - z czymś takim, co dosłownie chowa się dla zabawy w skórze innych, nie ma po co rozmawiać.
Plusem było też to, że odparła atak na swoją osobę nie raniąc się ani trochę. Wiedziała, że Dragonfang jej nie zawiedzie. Jak zawsze odbił niesamowitą siłę od siebie, dzięki czemu nie poczuła tego prawie wcale na sobie. Uśmiechnęła się kącikiem ust, zastanawiając się, czy czasem nie będzie lepiej wyprowadzić pana na zewnątrz; ale, cóż, tam zapewnie jest jeszcze więcej niewinnych osób. Zdmuchnęła włosy z twarzy i postanowiła, że wypadałoby chociaż trochę odsunąć potwora od cywilów, ułatwić zadanie ratującemu.
Zanim mógł do niej dotrzeć, sama wybiegła mu na spotkanie, szykując Dragonfanga do obrony, a swoje ciało do ataku. Wiedziała, gdzie może sobie pozwolić na uderzenie, dlatego wykręciła ciało i postarała się odeprzeć najgroźniejszy atak mieczem - dzięki temu powinna uniknąć zarówno "topora", jak i swojej włóczni. Ustawiła wolną rękę tak, żeby pazury potwora natafiły na jej ochraniacz na przedramiona, a nie na skórę. I starała się wycelować ciało tak, aby barkiem odrzucić potwora w półki i wbić w ścianę. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Times Square Czw Wrz 05, 2013 7:11 pm | |
| - Verflixt! - wyrwało się Luke'owi, gdy czerwona breja krwi ofiary nieszczęsnego rykoszetu trafiła prosto w niego, zalewając jego twarz, koszulę i spodnie. Tak, panie niedoszły dyplomata, ubabrany juchą na pewno uspokoisz tych i tak przerażonych ludzi. Zresztą, czy był sens? W owczym pędzie, ścigani najprostszym impulsem i tak uciekali z dala od zagrożenia. Luke też powinien był tak zrobić, dać sobie spokój, nie wysiadać samochodu, nie bawić się w X - Mena czy innego Avengersa. Powinien machnąć na to wszystko ręką i nie angażować się w całe to zamieszanie.
Nie potrafił. Być może miała na to wpływ jego niedawna rozmowa z Magnusem, kiedy usiłował przekonać swojego rozmówcę, że ich dar czyni mutantów szczególnie odpowiedzialnych za zwykłych ludzi. Te moce, czymkolwiek by one nie były, czyniły ich lepszymi - ale i obarczonych pewną misją.
Zacisnął zęby i przetarł twarz, by chociaż spróbować przywrócić jej ludzki wygląd. Szybko zanotował, że jego moc telekinetyczna pozwalała na częściowe oswobodzenie uwięzionych. Tannenberg wiedział, że w obecnej chwili to jedyna szansa na uratowanie tych ludzi - ci, którzy byli w stanie uciekać, nie potrzebowali żadnej pomocnej dłoni do tego. Krzyknął jedynie w tłum "sprowadźcie pomoc!", choć szczerze wątpił, że ktoś nie zrobił tego wcześniej, po czym podbiegł do następnego. - Pomogę ci się uwolnić, spokojnie... jak tylko poczujesz, że ta maź jest nieco luźniejsza, spróbuj się oswobodzić! Musimy zgrać swoje ruchy, gotów? Uwaga, zaczynam!- powiedział stanowczo, lecz spokojnie, podbiegając pierwszego z uwięzionych. I następnego, jeżeli udało się mu go wyswobodzić. I kolejnego. Telekineza była dla niego tak naturalna jak ruch ręką czy kopnięcie nogą, więc nie czuł specjalnego trudu korzystając z tego talentu - jednakże na wzór mięśni, z których składało się jego ciało, i ta moc mogła zostać nadwyrężona. Luke wkładał spory wysiłek, by jak najszybciej i najsprawniej uwolnić cywilów, mając nadzieję, że nie zmęczy go to zbyt szybko. |
| | | Tony Stark Mistrz Gry
Liczba postów : 361 Data dołączenia : 28/05/2012
| Temat: Re: Times Square Sro Wrz 18, 2013 6:40 pm | |
| Ludzie, którzy nie mieli na tyle rozumu, by schować się w pobliskich lokalach, lub zejść z ulicy, gdy rozpoczęło się zamieszanie, nie mogli nazywać się szczęśliwcami. Kula energii wyrzucona przez Miss Marvel precyzyjnie trafiła celu, jakim było jedno ze skrzydeł glidera, ale nie uszkodziło go na tyle, by całkiem zniszczyć element. W powietrzu pofrunęły zaledwie jego drobne odłamki. Choć cywile próbowali ratować się ucieczką, pociski z dział Goblina powaliły ich znaczną ilość, niekoniecznie zabijając na miejscu, częściej raniąc. Nie wspominając o nieszczęśnikach, na których zwaliły się okazjonalne trupy, przygniatając ich do jezdni. Wyrzucony granat błyskowy istotnie spełnił swoją funkcję, zatrzymując na chwilę pannę Danvers – kobieta była jednak na tyle opanowana i skupiona, by wyrzucić kolejną kulę energii dokładnie tak, jak planowała to zrobić. Pocisk otarł się po wierzchniej stronie uszkodzonego już skrzydła, dodatkowo osłabiając konstrukcję i zostawiając osmalony ślad. Goblin powinien zacząć bardziej uważać na ten fragment swojego glidera, jeśli nie chciał go stracić i być zmuszonym do walki na ziemi. Tymczasem sytuacja na dole nie przedstawiała się lepiej. Jednoczesna szarża, jaką przeprowadzili na siebie Carnage i Valkyrie, skończyła się trochę inaczej, niż zakładało którekolwiek z nich – impet, z jakim się zderzyli, spowodował przeprowadzenie ataków po nieco innych trajektoriach, których nie zdążyli skorygować. Topór pajęczaka szczęśliwie ześliznął się po przyszykowanym do obrony mieczu kobiety. Pazury drasnęły jej odsłonięte ramię pozostawiając niezbyt głębokie rozcięcia, ale nie naruszając znacząco mięśni, których wciąż mogła używać z pełną skutecznością. W tym miejscu kończyło się niestety szczęście wojowniczki – ostrze włóczni wbiło się w ciało tuż nad jej lewym obojczykiem, dając Carnage'owi pewną przewagę. Mógł zdecydować, czy wyszarpnąć broń, czy szarpnąć kobietą w bardziej dogodną pozycję do zadania ciosu. Pozostawiony przy uwięzionych cywilach mutant był w najlepszej sytuacji – mógł uciec już na początku, nie wdawać się w tę wymianę ciosów, a jednak postanowił nie stać z boku. Z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność? Czy jakoś tak to leciało... Jego wysiłki, by oswobodzić cywilów uwięzionych w mazi Carnage'a nie poszły na marne. Używając swoich zdolności telekinetycznych w synchronizacji z ruchami ofiar, które chyba jeszcze nigdy jak właśnie wtedy chciały żyć, zdołał wypuścić zakładników. Gdyby było ich więcej, bardzo prawdopodobnym było, że nie dałby rady tego zrobić – maź stawiała duży opór, co wymagało większego skupienia i siły. Mutant z pewnością odczuwał fatygę, jednak mógł teraz z czystym sumieniem zdecydować się na wycofanie z miejsca zagrożenia.
*** Gobek, następnym razem dam po łapkach za pisanie w czasie dokonanym~
kolejka: - Luke [masz możliwość wyjścia z tematu, jak prosiłeś] - Carnage - Valkyrie - Goblin - Carol |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Times Square Sro Wrz 18, 2013 8:52 pm | |
| Luke nie czuł się do końca fair, że opuszcza miejsce walki. Odwrócił się jednak przez ramię, spoglądając na dwa zacięte i mordercze pojedynki, a potem na ostatnią osobę, którą uratował: małego chłopca, którego matka zamordowana leżała ledwie paręnaście metrów dalej. Puste spojrzenie dziecka, apatyczne ruchy i wzrok ślepo wbity w jedyną część ciała jego mamy, wystające spod półek - patykowate nogi, umazane zaschłą już krwią, będzie się śniło Luke'owi po nocach.
Ten chłopak nie ma gdzie iść. Łatwo było mu powiedzieć "uciekaj, uciekaj do domu!" w momencie, w którym jego dom został zburzony, zdewastowany przez demony za plecami Tannenberga, pogrążone w morderczym tańcu. Luke'owi udało się go oswobodzić i wahał się jedynie przez moment, co robić dalej. Wiedział, że przydałby się kobietom walczącym z maszkarami, lecz w przeciwieństwie do nich nie był herosem. A może był? Może właśnie kimś takim stanie się w życiu pewnego chłopaka za kilka minut?
Nie myśląc wiele, porwał chłopaka, którego właśnie uwolnił, a który niespecjalnie miał ochotę pozostawić chłodne ciało swojej matki i wybiegł z budynku. Nie oglądał się za siebie, jedynie mocniej przycisnął dziecko do piersi, gdy chłodne powietrze na zewnątrz uderzyło go w policzki.
Był czas herosów, czas bohaterów i wreszcie czas tych, którzy takowymi mieli się dopiero stać. Być może to właśnie ten ostatni przypadek dotyczył Luke'a, gdy zatrzymał się dwie przecznice dalej, wreszcie stawiając zszokowanego, spanikowanego i sparaliżowanego wydarzeniami ostatnich minut chłopaka na ziemi. Spojrzał prosto w jego oczy, zastanawiając się, co z nim teraz zrobić. - Mama... - wyszeptało dziecko, spoglądając tępo za plecy Luke'a, gdzie znajdował się sklep, z którego uciekli. Tannenberg nie wytrzymał i schował twarz w dłoniach, po czym znów wziął dziecko na ręce i zaczął uciekać dalej.
[z/t] |
| | | Carnage
Liczba postów : 51 Data dołączenia : 05/10/2012
| Temat: Re: Times Square Pon Wrz 23, 2013 10:12 pm | |
| Jak tylko włócznia wbiła się w obojczyk Walkirii, Carnage ponowił atak. Postanowił pójść dalej naprzód, po trupach. Bo w tym leży cała frajda, nieprawdaż? Tym razem macki na grzbiecie symbionta chciały owinąć się wokół dłoni kobiety, aby uniemożliwić atak mieczem. Macka trzymająca włócznię natomiast zaczęła napierać coraz mocniej i mocniej, dodatkowo się kręcąc wokół własnej osi, grzebiąc w kierunku obojczyka aby spotęgować ból. Łapa uzbrojona w szpony starała się chwycić za gardło od góry i wbić wyżej wymienione szpony w skórę. Topór natomiast zmienił się w kosę, starając się przycisnąć bok Valkyrie, lecz nie dochodziło do cięcia. Jeszcze nie. Ponadto, Carnage chciał podciąc kobietę aby powalić ją na ziemię. Cały czas bestia uśmiechnięta była od ucha do ucha. Oczy symbionta były tak blisko jej twarzy, że mogła zobaczyć drugą parę oczu pod obcą tkanką. Ludzkich oczu. Niemniej, były one ludzkimi jedynie z wyglądu...Ich właściciel na pewno nie miał w sobie nic, co nazywa się powszechnie człowieczeństwem. - Ponawiam pytanie...Co sądzisz o moim SWAGowym kubraku?! Zapytał symbiont, nieustannie wkręcając włócznię w obojczyk Asgardianki. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Times Square | |
| |
| | | | Times Square | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |