|
Autor | Wiadomość |
---|
Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Nie Lis 24, 2013 6:38 pm | |
| - Szlag. - mruknął pod nosem gdy stracił kontakt z drugim robotem. To zdecydowanie nie szło zgodnie z jego planem. Jednakże fakt, że robot został w jakiś sposób dezaktywowany, najprawdopodobniej przez zniszczenie, świadczył o tym że jednak szczęście im sprzyjało. Ich winda w stanie nienaruszonym dotarła aż na sam szczyt. Czy mogło pójść im łatwiej? Drzwi się otworzyły, a ich oczom ukazał się ten obraz.
- Co do... - urwał nim zdążył dokończyć. Wystarczył jeden rzut okiem, żeby zrozumieć co się stało i kto jest za to odpowiedzialny. A skrzyżowanie spojrzeń z tym samurajem było wystarczające by zapomnieć języka w gębie nawet jak dla kogoś tak wygadanego jak Victor. Tak czy siak na oko wydawał się być wzrostu Dooma (oczywiście w zbroi), do tego te dwie katany. Jedną wycelował ostrzem w ich stronę, wszystkie mięśnie w ciele Dooma w ułamku sekundy się naprężyły. W końcu nie wiedział czego się spodziewać. Sam często podnosił w tym geście prawą dłoń a po chwili pocisk o ogromnej mocy wylatywał prosto w twarz oponenta. Toteż gotowy był do ewentualnego podniesienia pola ochronnego jeśli tylko tamten wykona jakiś kolejny podejrzany ruch.
Zakładnik,, którego Victor przetrzymywał z parteru ciągle tkwił w żelaznym uścisku, Victor trzymał zaciśniętą lewą dłoń na jego ramieniu uniemożliwiając wyrwanie się. Drugą zaś położył swobodnie na jego głowie. W tym samym momencie przez jego myśli przemknęły setki scenariuszy i pytań: *Jak się nazywasz? Czemu ich zabiłeś? Kim jesteś? Dla kogo pracujesz? Czego od nas chcesz?" etc. etc.
- Jego życie leży w Twoich rękach. - zaczął paradoksalnie donośnym głosem, w końcu życie tego zakładnika dosłownie leżało w jego dłoniach. - Jeśli nie chcesz, żeby przez Ciebie zginął opuść broń... - urwał, pauza, aby dać tamtemu czas na wykonanie polecenia. Sprawdzał go, na ile może sobie pozwolić, na ile tamtemu zależy na życiu jego zakładnika, ile warte jest jedno ludzkie życie?
Jeśli tamten opuści katanę Victor kontynuuje: - Dobrze więc... - odłożył prawą dłoń z głowy zakładnika, tym samym dając do zrozumienia, że nie kłamie. - Dlaczego ich zabiłeś? - pytanie które mu się wydało najważniejsze. Fakt, że ktoś morduje strażników Świtu idealnie podczas ich akcji zamachowej wydało mu się zbyt dużym przypadkiem. Po prostu zbyt dużym. Nie spodziewał się, że uzyska jakąś konkretną odpowiedź, ale warto było spróbować, szczególnie że miał wciąż zakładnika.
Bez względu na to czy uzyska odpowiedź czy nie mówi stanowczym głosem: - Przepuść nas, a nic mu nie zrobię. - wskazał głową na mężczyznę który miał niefart napatoczyć mu się na parterze. Czekał na rozwój sytuacji w gotowości. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pon Lis 25, 2013 8:27 am | |
| Luke wprost nie mógł uwierzyć, że wszystko idzie, póki co, tak lekko. Owszem, spotkanie na dole należało do niebezpiecznych, jednakże dalsze manewry szły po ich myśli. Ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. Znajomy z dawnych lat współpracy z X-Menami, Beast, na pewno miałby pasujący do tej sytuacji cytat jakiegoś myśliciela na podorędziu.
Gdy więc nagle wszystko zaczęło walić się jak domek z kart i ich sytuacja pogorszyła się w ciągu ułamku sekundy, Crusaderowi przychodziły do głowy własne cytaty, niekoniecznie jednak pasujące do wielkich myślicieli i nadające się do rozpowszechnienia. Niemieckie bluzgi, zduszone pod nosem musiały wystarczyć, by dać upust emocjom. Nie podobało się mu również to, że wzięli zakładnika. Nie miał jednak na tyle odwagi, by cokolwiek zasugerować swojemu kompanowi, bowiem teraz nie miał już wątpliwości, kim on był.
Tajemniczym towarzyszem Luke'a musiał być sam Victor von Doom, wódz Latverii, genialny wynalazca i czarownik. Wiele legend i opowieści krążyły o jego osobie, większość z nich mroziła krew w żyłach. Niewątpliwie był ostatnią osobą, której Luke chciałby zaufać, lecz wiele lat pracy nauczyło go jednego - jeżeli ma robotę do wykonania, to ona wchodzi na pierwszy plan, nawet, jeżeli po drodze będzie musiał sięgnąć po najbardziej plugawe środki.
Tak więc podczas jazdy windą Luke co chwila zerkał niepewnie na kompana, jak gdyby usiłując się przyzwyczaić do myśli, z kim przyszło mu współpracować. W głębi duszy przysiągł sobie jednak, że nie pozwoli, by cokolwiek stało się zakładnikowi. Śmierć osób trzecich była ostatnią z rzeczy, które potrzebował. Zwłaszcza, gdy przypominał sobie wzrok tamtego osieroconego dziecka z Times Square...
Tannenberg otrząsnął się dopiero wówczas, gdy winda zatrzymała się, a jej drzwi otworzyły się, by ukazać szalenie zaskakujący widok. Prawdziwą masakrę, w centrum której, niczym makabryczny artysta rozkoszujący się swoim widokiem stał kolosalny samuraj z dwoma ostrzami. Gdy skierował jedno z nich w stronę Luke'a i Dooma, Crusader mocniej zacisnął dłonie na swoich mieczach. Skierowane żądanie w ich stronę, wywołało u Luke'a nerwowy tik. Być może czekała ich walka. - Nie jesteśmy Twoimi wrogami! - wypalił, nie ruszając się z miejsca. Bał się, że Doom mógłby skrzywdzić ich zakładnika i jeżeli mieli na to wpływ, to znacznie lepiej byłoby mieć tego kolosalnego samuraja za sojusznika, aniżeli za wroga. - Nikomu nie stanie się krzywda, jeżeli podzielimy się swoimi zamiarami! Rozlew krwi i walka to ostatnie, czego teraz potrzebujemy, więc na chwilę wyjaśnijmy sobie wszystko. - oznajmił spokojnym, wyuczonym tonem negocjatora, spuszczając miecze w dół, tym samym ukazując swoje pokojowe zamiary. Wiedział, że Doom ma swój plan, ale Crusader cały czas nie mógł się przezwyciężyć, by mu zaufać. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Gru 01, 2013 12:03 am | |
| -Wasze również. Odparł krótko mężczyzna w "zbroi samuraja". Jak widać słowa Dooma nie były w żaden sposób przekonujące - a wprost przeciwnie, najwyraźniej mężczyzna nie zamierzał się z nikim patyczkować. Jego wzrok był głównie skierowany na Dooma, co nie oznaczało jednak, że Luke mógł czuć się "luźno" Słowa które początkowo wypowiedział Tannenberg zostały po prostu zignorowane. On chyba wiedział kto jest, a kto nie jest jego wrogiem - cały czas stojąc tak jak na początku - z jednym ostrzem wymierzonym w ich stronę, a drugim spokojnie opadającym ku dołowi. -Moje zamiary to nadal moje zamiary - tak jak wskazuje nazwa. Wasze te akt terroryzmu, nie mamy się czym dzielić. Odpowiedział Luke'owi. Następnie wykonał krok w przód, przestawiając lewą - tylną nogę - do przodu i wystawiając w ten sposób do przodu lewy profil. Ostrze dzierżone w lewej dłoni uniósł do góry, tak, że jego końcówka znajdowała się na wysokości mniej więcej jego twarzy - pod kontem czterdziestu pięciu stopni skierowana w kierunku tej dwójki. Ostrze drugiego miecza teraz już do nich nie mierzyło, jednak znajdowało się w podobnej pozycji - prostopadle do nich, lekko wycofane. -Wypuśćcie tego człowieka. Powtórzył swe wcześniejsze słowa, chyba nie zamierzając w innym wypadku podejmować z nimi rozmowy. Z obu mieczy kapała świeża jeszcze krew zabitych dookoła strażników. Teraz pozostawała kolejna odpowiedź ze strony Luke'a i Victora.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Gru 01, 2013 9:42 am | |
| Tannenberg zmierzył mężczyznę długim spojrzeniem. Atmosfera zgęstniała, czas uciekał i być może niepotrzebnie tracili go teraz na tę rozmowę. Każda chwila, którą tracą na rozmowę z tym wojownikiem, kimkolwiek by on nie był, mogła utrudnić ich zadanie. Obok siebie miał Victora von Dooma, co do poczytalności którego Crusader miał pewne wątpliwości, z drugiej strony samuraja rodem wyciągniętego z filmów akcji klasy B, który swoją postawą również jedynie potwierdzał, że jeżeli będzie trzeba, to po prostu zacznie rozróbę. - Wypuść go, nie mamy czasu - oznajmił Doomowi, po czym spojrzał na wojownika. Wiedział, że z osobnikiem takim jak Victor nie ma sensu przemawiać do wyższych wartości moralnych czy etycznych, bo najprawdopodobniej takowe dla niego nawet nie istnieją. Pragmatyczny argument w tej sytuacji wydawał się dużo bardziej na miejscu - A jeżeli nasze działania to akt terroryzmu, to Twoje nazwać możemy dziełem rzeźnika. Tylko czy naprawdę to cokolwiek zmienia? Wyglądasz mi na człowieka czynu i domyślam się, że nie jesteś tutaj bez powodu. Odejdźmy w swoją stronę, nie widzę powodów, dla których mielibyśmy wchodzić sobie wzajemnie w drogę - powiedział ostrożnie. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, nie wyrywał też zakładnika z rąk swojego towarzysza. Liczył jedynie na to, że Doom zrozumie powagę sytuacji i istotę czasu, który im ucieka i wypuści niewinnego człowieka, a ich tajemniczy rywal doceni ten gest i odejdzie w swoją stronę. Nie oznaczało to bynajmniej, że Luke zaufał samurajowi, o nie. Był cały czas gotowy na odparowanie nagłego ataku lub unik, jeżeli tylko wróg wykona jakiś agresywny ruch. |
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Pon Gru 02, 2013 4:28 pm | |
| Victor stał w miejscu czekając na reakcję strażnika, który... nie postąpił racjonalnie. Spośród dostępnych scenariuszy, ten, choć uwzględniany, zdecydowanie nie był faworytem Dooma. Tak czy siak sytuacja przedstawiała się jasno niczym ich cel. Victor w milczeniu zaciśniętą na ramieniu zakładnika ręką ruszył stosunkowo delikatnie w bok i w tył, zwalniając uchwyt. Wiązało się to z wypuszczeniem zakładnika, oczywiście takim, żeby go czasem przypadkiem nie zabić.
- Faktycznie zmarnowaliśmy dość czasu. - rzucił do swojego towarzysza tej wyprawy, następnie wolną już prawą dłonią wycelował w przeciwnika i... nie strzelił! Po prostu szedł przed siebie z wyciągniętą rękawicą. Samuraj nie był rozmowny, nie chciał też im nic powiedzieć o swoich zamiarach, ale jednego można było być pewnym: zabił im kilku strażników. To ułatwiło im zadanie, tak więc Victor powstrzymał się przed natychmiastową anihilacją potencjalnego zagrożenia.
Szedł prosto przed siebie, w głowie przewijały mu się obrazy, fotografie, plany budynku. Wiedział dokąd zmierza, najpierw do końca tego korytarza. Następnie gdzieś w okolicy wzroku powinni trafić na jakąś oznakę zarządu. Którędy dalej, byli już prawdopodobnie na odpowiednim piętrze, jak ciężko może być dalej?
Tak czy siak rękawica wyciągnięta niemalże pod kątem prostym, celował w tułów samuraja - najłatwiej będzie ewentualnie trafić. Chociaż miał szczerą nadzieję, że się dogadali a wtedy można będzie przejść dalej i ewentualnie wykończyć go w drodze powrotnej jeśli będzie czas i miejsce. Lepiej nie zostawiać świadków. Jeśli tamten wykona choćby najmniejszy ruch co do którego Victor będzie miał wątpliwości to nie waha się ani ułamka sekundy - odpala pocisk. Nie przyszli tu na pogaduszki tylko zabijać. Jeden w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Gru 04, 2013 8:31 pm | |
| Mężczyzna nie odezwał się słowem. Po prostu po wypuszczeniu zakładnika, schował swe miecze i odszedł w swoją stronę, podchodząc do jakiś drzwi i przechodząc przez nie - gdzie schody prowadziły gdzieś w dół - jakby klatka pożarowa. Doom poszedł dalej, a Luke za nim. Obaj przemierzali korytarze - wydawałoby się - niekończące - w tej wielkiej budowli. Po kilku minutach marszu, przed nimi stały już tylko wielkie drzwi. Po drodze nie spotkali nikogo - ani żywej duszy. Żadnych strażników czy cywili. Czyżby wszyscy się nagle wynieśli? Gdy drzwi otworzyły się - w pierwszej chwili w dwójkę uderzyło światło słoneczne. Okazało się, że znaleźli się na tarasie zachodniego skrzydła budynku. Miejsca tutaj było cóż... Bardzo dużo. W sam raz na wielką imprezę - lub starcie kibiców dwóch przeciwnych klubów. Dookoła było pełno krzeseł i stołów, a tuż przed nimi stały trzy postacie - oddalone o jakieś piętnaście metrów. Pierwszym był strażnik, drugim był wilk - a trzecim, stojącym pomiędzy tymi dwoma - niejaki Norgrim. Najwyraźniej ten człowiek postanowił osobiście zająć się nieproszonymi gośćmi, jednak miał przy sobie wsparcie. Nie przeceniał sam siebie - czy może chciał sprawdzić przeciwników? Ciężko było jednoznacznie ustalić, by gdy tylko się pojawili i wyszli na zewnątrz - nie mieli za dużo czasu na zastanawianie się. Norgrim skinął głową do obu towarzyszących mu strażników. Wilk zniknął pod osłoną niewidzialności, a strażnik wyciągnął swój miecz i ruszył szarżą przed siebie. Norgrim pozostał natomiast w miejscu. Widać tym razem nie obejdzie się z przechytrzeniem przeciwnika. A byli to dwaj różni. Pytanie - kto kogo wybierze za cel? Należało dokładnie przemyśleć decyzje i... uważać.
Dla przypomnienia: Strażnik
- Spoiler:
Wilk
- Spoiler:
Norgrim
- Spoiler:
Dostajecie ode mnie delikatne przyśpieszenie ze względu na ostatnie opóźnienia. Ale jak wspomniałem - tylko delikatne. Najważniejsze walki przed Wami.
|
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Nie Gru 08, 2013 6:26 pm | |
| Przemierzali korytarze by wreszcie stanąć przed wielkimi drzwiami, za którymi to... spotkali ich cel numer dwa: Norgrima. Szczęście czy pech? Właściwie trudno było orzec co Victor myślał o tej sytuacji, ale jednego można było być pewnym: był gotowy. Rozejrzał się szybko po okolicy zapamiętując cała scenerię, każde krzesło które stało nie tak jak powinno lub było przewrócone, każdy stolik, a nawet takie rzeczy jak wzorek na kafelkach. Jednym słowem: uwzględniał wszystko. Ich przeciwnicy stali naprzeciwko, urządzenia wbudowane w zbroję Dooma z dużą dokładnością oceniały dzielący ich dystans. Doom nim jeszcze wilk zniknął im z oczu opracował plan.
- Zajmij się strażnikiem a wilka zostaw mi. Trzymaj się blisko a jeśli Norgrim wkroczy do akcji to się przegrupujemy w środku. - rzucił szybko w stronę swojego towarzysza, tak by pozostała trójka go nie usłyszała. To tyle w kwestii wyjaśnień planu, jak zwykle nie mieli czasu. W międzyczasie Doom już włączał swoje skanery na podczerwień wykrywające między innymi źródła ciepła. Był przekonany, że w ten sposób zlokalizuje wilka, w końcu to maszyna. Stosunkowo duża, przegrzewająca się maszyna. W połączeniu z komputerem pokładowym oraz swoim ponadprzeciętnym intelektem starał się zlokalizować jak najszybciej cel.
Już wcześniej w głowie przypomniał sobie wszystkie informacje jakie posiadał o tym wilku, niewidzialność nieco go zaskoczyła. Znał jego rozmiary i już obliczał prawdopodobną trasę jego przemieszczania się. Jeśli go zauważy bez wahania odpala w jego stronę znany już i niezawodny wybuchowy pocisk mocy z prawej rękawicy. Jeśli natomiast nie będzie go wstanie zlokalizować przy pomocy skanerów podczerwieni to trzyma się blisko Luke'a i dokładnie bada otoczenie. Trzeba przyznać że zawalony przeróżnymi przedmiotami taras nie stanowił doskonałego placu do skradania się. Łatwo można było cokolwiek trącić i tym samym zdradzić swoją pozycję. Dodatkowo, jeśli wilk miałby wbudowany jakiś specjalny system chłodzący bądź maskujący go, to przesłaniając jakiś przedmiot, który takowego nie posiadał (stół, krzesło, ściana, Norgrim, cokolwiek) również zdradziłby swoją pozycję. Ale zaraz...
Victor doznał olśnienia. Podejrzewał, że najbardziej prawdopodobnym celem ataku tego wilka będzie właśnie jego towarzysz. I to z wielu powodów, między innymi nie miał on żadnego systemu umożliwiającego mu wykrycie wilka. Kiepsko też stał w kwestii obronnej, a przynajmniej kiepsko wypadał na tle metalowej zbroi Dooma wyposażonej dodatkowo w generatory pola siłowego i wiele innych bajerów. Ale czemu mieliby czekać na błąd AI wilka? Przecież wystarczy być tylko krok do przodu... Zaatakować wcześniej. Jeśli Doom do tej pory nie zlokalizował wilka (a wszystko trwało dosłownie chwilę, jako geniusz taktyczny i strategiczny przegląda wymyślone scenariusze niemal natychmiast i wybiera najlepszy) to celuje rękawicą w miejsce w którym z największym prawdopodobieństwem znajduje się wilk (oczywiście w granicach rozsądku i nie rozrywania na kawałki sojusznika). Po co? Otóż nie po to żeby go trafić na ślepo za pierwszym razem, ale zabieg ten poza efektowną eksplozją dostarczy kilku pożądanych efektów. Po pierwsze możliwe że odłamki podłoża odbiją się od niewidzialnego wroga zdradzając niezawodnie jego pozycję. Do tego po tym ataku temperatura powietrza ulegnie znacznemu wzrostowi, podczas gdy ich niewidzialny kolega robot będzie wystawioną jak na dłoni plamą zimna. Tak czy siak Victor już bezbłędnie powinien zlokalizować cel i poprawić tym razem dokładnie ze swojego wybuchowego pocisku mocy. Jeśli chyba to znowu.
Wspomnieć należy że pośród całej tej przemyślanej akcji Victor nie traci czujności. Wątpliwe żeby wilk na tyle szybko zdążył skrócić dzielący ich dystans, ale szarżujący strażnik mógł stanowić problem. To znaczy Luke powinien się nim zająć i w dużej mierze Victor polega na nim, ale obserwuje również Norgrima. Jeśliby coś kombinował to Victor zgodnie z planem wycofuje się do wnętrza budynku oczywiście używając pola siłowego bądź pocisków mocy jeśli zajdzie taka potrzeba. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pon Gru 09, 2013 8:37 am | |
| Do tego starcia musiało dojść, prędzej czy później. Luke ścisnął miecze w dłoni mocniej, uważnie rozglądając się po otoczeniu. Najważniejszy cel, Norgrim, najwidoczniej na razie nie był zainteresowany walką, zamiast tego wolał wykorzystać swoich podwładnych. Wilk zniknął nagle, powodując u Luke'a szczególnie niemiłe uczucie zagrożenia, zaś strażnik ruszył przed siebie w dzikiej szarży. Crusader z pewną ulgą zanotował słowa towarzysza, który dokonał podziału obowiązków, lecz nie było czasu na odpowiedź. Wróg zaraz go dopadnie, więc Tannenberg jak najszybciej starał się przypomnieć sobie swoje spotkanie ze strażnikiem na dole. Spora zręczność i niesamowita siła, ale bardzo metodyczne, machinalne ataki. Europejski styl walki, dosyć zaskakujący zważywszy na to, jaką stylizację posiadał pancerz wojowników. Może to był zamierzony efekt - niech wróg spodziewa się precyzyjności i lekkości orientalnej szermierki, a zamiast tego dostanie siłę i agresywność rodem z Europy.
Wróg wykonał już swój pierwszy błąd - szarżował. Niemal każda lekcja szermierki zaczynała się od prostego "nie wykonuj ruchów pochopnie", "stopniowo zmniejszaj dystans do rywala", "czekaj na otwarcie, nie wymuszaj starcia". To dawało Tannenbergowi drobną przewagę. Oczywiście nadal nie lekceważył wroga, wiedział, do czego jest zdolny. Niemniej postanowił znów zastosować fortel, z którego skorzystał na dole - uderzeniem telekinetycznym "podciąć" nogi rywala, wymuszając potknięcie lub chociaż wypadnięcie z rytmu. Jeżeli się to uda, Tannenberg atakuje zajadle, licząc na zranienie wroga. Jeżeli nie, cały czas czeka na szarżującego wroga, by następnie zręcznym unikiem odskoczyć, wypuszczając jeden z mieczy z dłoni i za pomocą telekinezy wbić go w plecy rywala. Drugi jednak pozostaje w dłoni, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak i konieczne było parowanie ciosów... albo obrona przed niewidzialnym wrogiem, który czekał na błąd Dooma i Crusadera. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pon Gru 09, 2013 10:20 pm | |
| Doom, przeszukując taras widział wszystko głównie na niebiesko. Otoczenie było wilgotne i miało raczej niską temperaturę. Jeśli chodzi o źródła ciepła - to po za Lukiem, Victor dostrzegał jeszcze ostrze miecza strażnika - które podgrzało się niemalże do czerwoności. Broń wyglądała tak jakby miała się zaraz stopić. Niemniej jednak nie miało to miejsca. Luke postanowił wykorzystać wcześniejszą taktykę, lekko ją unowocześniając - jednak jego moc nie zadziałała. Zupełnie jakby została przez coś zneutralizowana, po prostu coś nie zaskoczyło i nie mógł jej wykorzystać. Strażnik więc szarżował dalej, w pewnym momencie wyskakując do góry - chcąc wykonać potężne uderzenie z lotu. Tannenberg jednak nie czekał, uskoczył na bok i wykorzystał swoją moc na własnej broni - co pozwoliło zaatakować przeciwnika od strony pleców. Ten jednak nie był bierny i wykonując piruet - zasłonił się mieczem przed nadciągającym atakiem, by po chwili stać do Luka przodem. Coś się jednak wydarzało. Podczas parowania, Luke mógł usłyszeć dźwięk przebijania metalu i przez chwilę zahaczyć wzrokiem uszkodzoną - a raczej przeciętą - zbroję na plecach strażnika. Co za tym szło - atak się udał, nie w pełni, jednak sięgnął celu. Wróg jednak na nic nie czekał, nie potrzebował oklasków. Najpierw wykonał proste pchnięcie do przodu, by zaraz chcieć wykonać poziomie cięcie na wysokości klatki piersiowej mężczyzny. Luke musiał teraz szybko działać, by wykonać unik oraz zdążyć z ewentualną kontrą... Pozostawała jeszcze sprawa wilka... Co prawda Doom wykonał swój plan - i strzał w ziemię wzruszył otoczeniem, podgrzewając je - jednak po wilku nie było w tym miejscu śladu. Natomiast chwilę później, bardzo krótką, dźwięk piły mechanicznej słyszalny był dosłownie z za pleców przywódcy jednego z ziemskich państw... I niestety atak sięgnął celu, niezależnie od działań Victora (odskok, przesunięcie, prosty unik), piła przecięła pancerz na plecach i rozcięła skórę poczynając od prawego barku - aż do lewego biodra. Na szczęście skończyło się tylko na rozcięciu skóry... Wilk wylądował zaraz po tym na ziemi, dosłownie metr od Victora i cóż... Trzymał w swym ogonie piłę mechaniczną, która wcześniej przymocowana była do pleców. Piła niemal połyskiwała, zupełnie jakby rozgrzana była do bardzo dużej temperatury - tak jak miecz strażnika. Czyżby wzmacniało to ich ataki? Chwila na kontratak właśnie nastąpiła.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pią Gru 13, 2013 8:09 am | |
| Radość Crusadera z udanego uderzenia trwała krótko. Ogarnęła go euforia, jak gdyby chciał zakrzyknąć "a jednak Bóg krwawi!", jednakże wiedział, że nie może nawet na moment zaprzestać obrony i uśpić czujności. Wiedział, że nie ma sensu blokować uderzeń wroga - jest on obdarzony niesamowitą siłą i nawet, jeżeli Luke'owi uda się sparować cios, odbić go w inną stronę, to będzie to największy możliwy sukces. Gdyby jednak zwarli się w uścisku i zaczęli siłować na ostrza, losy Tannenberga byłyby policzone.
Gdy więc rywal zaatakował, Luke zanurkował pod ciosem, robiąc krok w bok. Starał się tak wymanewrować, by móc jednocześnie rzucić okiem na Norgrima. Cały czas obawiał się, że gdy odwróci się do niego plecami, to ten wykorzysta sytuację by zadać ukradkowy cios w plecy. Luke więc starał się w taki sposób wykonać unik, by poprawić nieco swoją pozycję. Jeżeli byłaby ku temu sposobność, podczas nurkującego uniku, stara się ciąć wroga po nogach. Nie było sensu wyprowadzać żadnych skomplikowanych uderzeń w sytuacji, w której w defensywie czekał na błąd rywala i postanowił wykorzystywać każdą nadarzającą się sytuację, by zaatakować nawet niespecjalnie wrażliwe punkty, jak właśnie nogi. |
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Sob Gru 14, 2013 9:31 am | |
| *Za mną...?* - przemknęło Victorowi przez głowę gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk piły mechanicznej. Po chwili jego przypuszczenia już się ziściły a owa niebezpieczna broń zatopiła się w jego pancerzu. Doom był przez to podwójnie zaskoczony: nie dość, że wilk zaatakował jego zamiast Luke'a to jeszcze udało mu się z łatwością przebić przez tę niesamowitą zbroję. Po chwili wilk wylądował a gdy tylko Victor wreszcie go namierzył od razu skierował swoją prawą rękawicę w jego stronę i wystrzelił swój wybuchowy pocisk. Z takiej odległości wilk miał bardzo mało czasu na reakcję, jednak jeśliby mu się jakimś cudem udało to Doom ciągle miał drugą rękę wolną. Tak więc profilaktycznie skierował ją w miejsce, w którym powinien się znaleźć wilk po uniku i kolejny pocisk pomknął w tamtą stronę. Nawet jeśli żaden bezpośrednio by nie trafił, co wydawało się nieprawdopodobne, to z takiej odległości nawet fala uderzeniowa czy lecące odłamki powinny skutecznie dezaktywować tę podstępną kupę stali. Nikt sobie nie pogrywa z Victorem von Doomem, a już na pewno nie jakieś podrzędne roboty.
Kątem oka Doom jednak obserwował otoczenie, zawsze analiza otoczenia była kluczowym aspektem we wszelkiego rodzaju potyczkach: czy to tych małych, czy całych wojnach. Przede wszystkim: Norgrim, stał w miejscu niewzruszony? Dalej Luke i strażnik, tych pozostawił samych sobie, ale uważał czy czasem jego partner nie potrzebuje pomocy. Jeśliby się okazało, że wilk już leży sobie rozłożony na części to Victor kieruje się właśnie w stronę tej dwójki, by jak najszybciej wyeliminować strażnika i później zająć się ich celem numer dwa, zastępcą Sundownera, Norgrimem. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pon Gru 16, 2013 9:30 pm | |
| Norgrim dalej stał z tyłu i obserwował... A miał co obserwować. Albo raczej chciałby mieć, bo jak się okazało - walka skończyła się zanim w ogóle rozpoczęła się na dobre. Albo raczej jej rozdział. Bowiem gdy Luke miał kontynuować walkę z własnym celem, Doom wystrzelił rakietę w kierunku wilka, który stał niecały metr od nich - czego efekt wszyscy natychmiast poczuli - po za wilkiem który odskoczył i uciekł. Luke miał to szczęście w nieszczęściu, że główny impet przyjął na siebie stojący pomiędzy nim, a wybuchem - strażnik. Więc jedyne co się stało, to wielkolud wpadł na niego, odrzucony siłą wybuchu - ciskając oboma na dobre kilkanaście metrów do tyłu. Okazał się również pewien plus... Luke przypadkowo wbił swój miecz w strażnika i zabił go, przebijając korpus na wylot. A przekonać się mógł o tym po fakcie. Doom również mógł poczuć, że uczy się latać od siły eksplozji własnego pocisku - gdy to odrzuciło go do tyłu, również na naście metrów. Jedynie Norgrim stał dalej tam gdzie dotąd, obserwując walkę i krzywiąc lekko głowę, jakby próbował zrozumieć to co właśnie się wydarzyło... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Gru 17, 2013 8:00 am | |
| Krok w bok, miecz pewnie ściskany w garści, mięśnie napięte do granic możliwości, przygotowane do zadania ukradkowego ataku...
BUUUM!
Huk ogłuszył go natychmiast, w oczach zaświeciły dwa wielkie reflektory, a ziemię nagle ktoś podwinął spod nóg Crusadera. Zanim Luke zdążył zorientować się w tym, co się stało, ciężkie cielsko strażnika już spadało na jego wyprostowany miecz.
Zginę! mignęła mu rozpaczliwa myśl. Wybuch zapewne był jedną z pułapek, którą ktoś uaktywnił i Doom już nie żyje, a Luke'a zaraz dobije szarżujący na niego wróg! Oto jednak, gdy strażnik nabił się na jego ostrze, które przebiło gruby pancerz i sięgnęło głęboko w trzewia rywala, błysk tryumfu rozjaśnił oszołomiony wybuchem umysł mutanta. Czyli jednak udało się! Szczęście w nieszczęściu... aż do momentu, w którym wylądował na ziemi. Podłoga przywitała go z całą swoją surowością, twardością i bólem pleców, które nie były przygotowane na taki obrót spraw. Ułamek sekundy potem, dosłownie tuż obok upadł martwy strażnik. Padł na twarz, miecz Tannenberga pozostał w jego ciele i jedynie samo ostrze wystawało mu z pleców. Dla Crusadera oznaczało to tylko jedno - stracił miecz! A Norgrim zapewne nie będzie czekał na oklaski. Luke szybko stanął na nogi, chwytając oburącz miecz, gotów sparować każde uderzenie, które mogłoby na niego spaść. Szybko rozejrzał się wkoło, szukając zagrożenia. Nadal czuł potworny ból pleców, żar wybuchu na twarzy, a jego druga broń, zaufany, choć niezbyt standardowy miecz który otrzymał w prezencie w młodości, leżał tuż obok. Tannenberg musiałby jednak najpierw odwrócić ciało na plecy, by go wyciągnąć, a na to chyba nie było czasu. Luke nie prowokował na razie walki z Norgrimem, wolał przez chwilę stać w defensywnej pozie, by odeprzeć ewentualne ataki i poczekać, aż oszołamiający efekt wybuchu trochę złagodnieje. |
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Wto Gru 17, 2013 9:11 am | |
| Doom z pewną dozą zdziwienia zauważył, że walcząca para znalazła się nagle tak blisko wilka. Jednakże pocisk był już w locie, nie można go było w żaden sposób zatrzymać. I o ile Victor wiedział co go za chwilę czeka po eksplozji z takiej odległości o tyle pozostała trójka mogła się jedynie domyślać. O dziwo jednak wilk odskoczył w porę, trzeba mu było przyznać że miał dobrze zaprogramowaną analizę sytuacji i refleks. Po chwili jednak nastąpiła eksplozja i Doom przerwał te rozmyślania by trochę polatać i to dosłownie. Na szczęście jego zbroja przystosowana była i do tych celów, także po odrzucie spokojnie wymanewrował się w powietrzu i lekko, na tyle na ile lekko można lądować w takiej zbroi, wylądował.
Dalej rozejrzał się dookoła, gdzie jest wilk, który o dziwo już się nie chowa. *Czyżbym uszkodził mu jednak jakieś systemy maskujące?* - przemknęło mu w pierwszej chwili przez głowę. Później na jego towarzysza, który stał obok pokonanego strażnika, który w plecach miał jeden z mieczy Luke'a. Tak czy siak Victor najwidoczniej w swoim niszczącym lecz nieco opieszałym arsenale nie miał nic co mogłoby dosięgnąć wilka, poza... no właśnie. Teraz wilk i Luke powinni znajdować się dalej od siebie, wcześniej Doom nie chciał tego aktywować, bo wiedział że jest gdzieś blisko. Może nie aż tak blisko jak się okazało, ale w okolicy. Teraz jednak mógł sobie pozwolić. Po raz kolejny wniósł się w powietrze i zaszarżował na wilka (jeśli go widzi oczywiście). W locie oddaje kolejny strzał nie dając wilkowi szans, na np. zaatakowanie Luke'a. Zmuszając natomiast go do uskoku, a wtedy, jeśli Doom odpowiednio zmniejszy dystans aktywuje potężne wyładowanie elektryczne, które to powinno już uśpić wilka. a przynajmniej taki był plan. Miał nadzieję, że Luke znajduje się wystarczająco daleko. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sob Gru 21, 2013 9:52 pm | |
| Wilk wyraźnie czekał na ruch Dooma i Luke'a. Ten drugi przeszedł do biernej defensywy, więc na chwilę uwaga przeciwnika skupiła się całkowicie na Doomie. Doom wystrzelił rakietami w kierunku wilka, który znów odskoczył i uchylił się przed trafieniem - po drodze uruchamiając swój kamuflaż i najwyraźniej odłączając się od walki. Bierność Luke'a wykorzystał natomiast Norgrim, by zaatakować Victora. Krótki rozbieg, wyskok w powietrze i proste cięcie miecza sprawiły, że Doom poczuć mógł, jak pod prawą pachą dochodzi do rozcięcia skóry, od samej pachy, prawie po biodro. Norgrim wyraźnie nie zamierzał go w tym ataku zabijać, gdyż wylądował na ziemi zaraz potem, gotów do kontrofensywy. Czyżby chciał się z tą dwójką bawić? Rana którą otrzymał Doom była bardzo poważna, gdyż pod pachami znajduje się dużo żył - tak więc mężczyzna zaczął się bardzo szybko wykrwawiać. Luke póki co pozostał "zignorowany".
|
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Pią Gru 27, 2013 3:05 pm | |
| Podczas swojej szarży Doom został powstrzymany dosłownie w połowie. Miał nadzieję, że Luke w tym czasie nie próżnuje. On sam już w tym momencie przeszedł do realizacji planu awaryjnego, który odbywał się daleko, daleko stąd w jego zamku w Latverii. Tak czy siak Victor nie mógł pozwolić by został ot tak ranny i nawet nie podziękować swojemu oprawcy. Co więc zamierzył w stosunku do wilka postanowił spełnić wobec Norgima. A więc jak tylko tamten zaatakował Victor w ramach obrony uaktywnia swoje porażenie prądem. Potężne wyładowanie rozbiegło się z całej zbroi Dooma we wszystkich kierunkach na niewielką odległość, ale w zamierzeniu wystarczającą, żeby sięgnąć Norgrima. Po tej akcji Doom odskakuje w tył, aby zyskać na czasie.
W tym samym czasie kolejne dwa roboty czekające w kapsułach teleportacyjnych już dostały co powinny. A więc pojawiły się obok Dooma, każdy wyposażony w inne gadżety Dooma, których miał mnóstwo na różne okazje. Po pierwsze: jeden miał strzykawkę z jakąś dziwną, błękitną, niemalże przezroczystą substancją, którą od razu zaaplikował w zranione miejsce swojego twórcy. Można było usłyszeć cichy syk który wydziera się z ust władcy Latverii, lecz już po chwili gołym okiem widać było że substancja zaczęła działać. Krwawienie ustawało, a rana zaczynała się zasklepiać. *Na szczęście nie zostały trafione żadne organy* - przemknęło mu przez głowę i uświadomił sobie, że może warto by zacząć pracować również nad tą dziedziną wiedzy... Ale mniejsza o to na razie. Drugi z robotów wyrzucił trzymane w garści 3 kulki, niewielkich rozmiarów. Metal odbił się cichym echem od podłoża i zniknął obecnym z oczu roztaczając się na wszystkie strony. Co to było? Sfery sonarowe: małe, lecz zmyślne urządzenia które emitują niewykrywalne dla człowieka ultradźwięki. Te zaś odbijane od wszystkiego w okolicy wracają z powrotem dając dokładny obraz otoczenia, transmitowany na żywo do ekranów zamontowanych w zbroi Dooma. Po co to? Żeby zlokalizować raz na zawsze tego wilczka. Co prawda urządzenia te były obarczone pewnym błędem, jednakże zastosowanie aż trzech powinno dać jasny obraz tego, gdzie się ukrywa nasz nieśmiały kolega z piłą.
Natychmiast po zaaplikowaniu pierwszej pomocy i rozrzuceniu kulek oba roboty sięgają po karabiny laserowe i otwierają ogień zaporowy w kierunku Norgrima. Dzięki temu Victor będzie miał czas pobawić się ze zlokalizowanym wilkiem, a Luke... Luke zrobić co tam zamierza. A więc ostrzał Norgrima i pociski wybuchowe (kolejne, ostrożnie z dala od swoich) w kierunku wilka. W końcu któryś go trafi, Doom wykorzystuje obie rękawice i zdolność lotu do swobodnego poruszania się i zasypywania wilka pociskami. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sob Gru 28, 2013 9:56 am | |
| Niech to szlag! Norgrim najwidoczniej nie był zainteresowany honorowym pojedynkiem i zamiast zaatakować Crusadera, skupił się na Doomie! To nie było najlepsze rozwiązanie, Tannenberg postanowił więc działać. Na początek chciał odzyskać swój miecz z ciała martwego strażnika. Przyjrzał się też broni pokonanego rywala. Jeżeli tylko byłoby to możliwe i broń nie ważyłaby nie wiadomo ile, Luke unosi ją w górę za pomocą telekinezy i miota w kierunku jednego z wrogów - Norgrima lub Wilka, którykolwiek z nich będzie łatwiejszym celem i tak, by ewentualnie nie zranić Dooma. Trzymał się z dala od swojego sojusznika, bowiem znając jego upodobania do wybuchów i eksplozji, próba zwarcia się z którymś z przeciwników może zakończyć się przypieczeniem Tannenberga. Jeżeli jeszcze inne części pancerza zostały odłączone od zbroi pokonanego wroga, Luke używa również ich, by takimi telekinetycznymi pociskami rozproszyć uwagę rywali. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Sty 05, 2014 7:56 pm | |
| Atak elektryczny Dooma niestety nie odniósł najmniejszego wrażenia na Norgrimie, który wydawał się nawet owego ataku nie zauważyć. Luke który w tym czasie cisnął mieczem jednego ze strażników w Norgrima, nie osiągnął większego celu po za... podaniem drugiego miecza przeciwnikowi, który wpierw zbił miecz własnym, a następnie podniósł go z ziemi i chwycił jako drugą broń. W okolicy nie było więcej elementów zrobi strażnika, tak więc plan Tannenberga spalił na niczym. Victor odskoczył od miecznika, który - teraz już dzierżąc dwa miecze - nie zamierzał dać mu odetchnąć i skoczył za władcą Latverii, a w międzyczasie pojawiły się roboty. Pierwszy wykonał swe zadanie, podając substancję swemu mistrzowi. Drugi natomiast rzucił kulkami, lecz z trzech - do ziemi w całości doleciała jedna, gdyż pozostał dwie zostały rozcięte w powietrzu na pół przez Norgrima - i w ten sposób utraciły użyteczność. Jednak to nie trwało naście sekundy, lecz niecałe dwie, może trzy, a miecznik stał już przed Doomem. Jako, że był sam na trzech - pierwszym celem który obrał był robot który wcześniej rzucił kulką - zanim doombooty zaatakowały, pierwszy został rozcięty mieczem Norgrima na pół, dosłownie, pionowo. Został więc mu drugi Doombot z którym owy "boss" również sobie poradził, łapiąc Dooma za ramię, szarpiąc go i zasłaniając się nim - tak oto na drodze robota pojawił się jego mistrz, uniemożliwiając mu oddanie strzału. Czy to jednak był koniec? Oczywiście, że nie - w międzyczasie mężczyzna chwycił drugi miecz ostrzem do dołu, a następnie wpasował ostrze miecza idealnie w prawe kolano Victora - przebijając staw na wylot mieczem. Manewrem tym nie tylko pozbawił superzłoczyńcę możliwości ruchu ale również wywołał olbrzymi ból, który powinien skutecznie go wykluczyć z dalszych działań. Tego typu urazy wymagały zabiegów operacyjnych, gdyż były tu poważne uszkodzenia stawów. Puszczając miecz i zostawiając go w ciele, a raczej kolanie - Dooma, Norgim przeskoczył nad Doomem, rozcinając w powietrzu głowę drugiego robota, a gdy tylko jego nogi dotknęły ziemi, wykonał zamach i z pół obrotu rozciął robota po raz drugi - wzdłuż pasa, na pół. Teraz dopiero wyprostował swój wzrok i skierował go na Luke'a - który aktualnie był jedynym zdolnym do walki. Norgirm opuścił spokojnie swój miecz, czekając na kolejny ruch obu bohaterów... tudzież jednego bohatera i jednego anty-bohatera - jeśli tak można by to nazywać.
|
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Pią Sty 10, 2014 2:53 pm | |
| Wszystko szło zgodnie z planem, aż do czasu kolejnego natarcia Norgrima. Victor realizował zamierzone cele, lecz przeciwnik wydawał się znudzony patrzeniem i czekaniem... Następnie skończyło się to bardzo szybko i bardzo niedobrze dla Dooma: oba roboty unieszkodliwione i on sam znowu poważnie ranny. Odruchowo aktywował swoje pole ochronne, aby chociaż przez chwilę być bezpiecznym od śmiercionośnych ataków Norgrima. W tym samym czasie kolejne przygotowane roboty zostały przyzwane: tym razem nie były to jednak Servo-Guardy lecz Invincible Robots. Do tego jeden z nich trzymał kolejną strzykawkę, tym razem jednak z inną zawartością. Był to środek służący do znieczulenia miejscowego.
Jeden z robotów od razu zaaplikował substancję swojemu władcy wstrzykując ją w miejsce powyżej zranionego kolana. Victor poczuł tylko lekkie mrowienie a po chwili błogą ulgę. Następnie ten sam robot wyciągnął ostrze które tkwiło w kolanie Victora i wyposażony w ten oręż stanął między Doomem a Norgrimem. Drugi z robotów wyposażony w karabin laserowy tego samego typu co jego poprzednicy stał nieco z tyłu za robotem z mieczem. Obaj gotowi do obrony swojego właściciela czekali aż ten dezaktywuje pole siłowe które odgradzało ich trójkę od Norgrima. Victor w tym czasie wyzwolony od niepożądanych doznań związanych z poharatanym kolanem już obmyślał kolejne kroki. Nie miał zamiaru się jeszcze wycofywać. Pierwsze co zrobił to usztywnił mechanizm zbroi osłaniający zranione kolano. Miało to zapobiec niepotrzebnemu i szkodliwemu przesuwaniu się bezwładnej w chwili obecnej koniczyny. Nie stanowiło to jednak dla Victora większego problemu - w końcu kopnięcia to i tak nie jego specjalność. Jego specjalnością natomiast jest technologia: to dzięki niej mógł teraz wznieść się w powietrze nawet z bezwładną, usztywnioną przez zbroję nogą. Nie miał zamiaru walczyć chciał się tylko odsunąć od zagrożenia i przegrupować z Lukiem (Luke'iem?).
*Przeklęty Norgrim, jak tak dalej pójdzie nie będę mógł kontynuować zadania. Trzeba go szybko wyeliminować i później namierzyć Sundownera.* - kalkulował chłodno sytuację. Wiedział co trzeba zrobić, specjalnie ściągnął tu wyszkolone do tego typu zadań roboty. Teraz tylko spokojnie realizować plan. Dezaktywował pole siłowe i sam zgodnie z planem odleciał w kierunku Luke'a. Dokładnie w tym momencie, a nawet nieco wcześniej roboty już ruszyły na Norgrima. Jeden z mieczem odpowiednio skierował się do walki bezpośredniej, drugi zataczając łuk starał się wyjść na czystą pozycję do oddania strzału. Warto nadmienić że te roboty są stworzone do celów walki i eksterminacji. Do tego potrafią ze sobą współpracować i to na o wiele wyższym poziomie niż chociażby ludzie - bo czyż ludzie potrafią sobie czytać w myślach? Co to oznacza? Każda ich akcja, każdy ruch są skoordynowane w niewyobrażalnym stopniu. Nawet pocisk laserowy wystrzelony przez jednego, może być tak wycelowany, że drugi nie widząc go będzie w stanie go uniknąć. Bezbłędne kalkulacje mikroprocesorów w połączeniu z ich zdolnościami bojowymi i możliwością natychmiastowej wymiany informacji czyniły z nich doskonałych zabójców, którym na prawdę niewielu zdołało się oprzeć.
A więc jeden robot z mieczem przechodzi do bezpośredniego starcia. Już w międzyczasie został uaktualniony na styl walki i zachowania Norgrima. Stara się przewidzieć najbardziej prawdopodobne zachowania, nawet na kilka kroków wprzód i odpowiednio reagować. Właściwie jego głównym celem jest zajęcie Norgrima na jak najdłuższy okres czasu by drugi robot mógł go bez przeszkód ostrzelać. Nie znaczy to jednak, że tylko ma zamiar parować ciosy, co może nie do końca by mu się udało. W myśl zasady że najlepszą obroną jest atak wyprowadza najpierw zwyczajne cięcie z lewej strony (tutaj ujawnia się kolejna przewaga robotów nad większością ludzi, zaprogramowane na każdą sytuację, nie ma dla nich znaczenia dłoń która dzierży oręż - zawsze tak samo silni i skuteczni). Następnie stara się ciągle znajdować w zwarciu, by nie dać Norgrimowi szans na wyprowadzenie jakiegoś potężnego uderzenia z zamachu czy czegokolwiek takiego - po prostu wyprzedza te powolne ataki. Stara się nie wykonywać ryzykownych pchnięć i w odpowiednim momencie odskakuje do tyłu ze skoordynowanym ostrzałem drugiego robota. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Sty 15, 2014 2:13 pm | |
| Norgrim przez chwilę odwrócony był plecami do Dooma - frontem natomiast w stronę Luke'a. Miecznik jednak nie zrobił nic. Doom który cóż... starał się utrzymywać dystans, zapłacił za to dość wysoką cenę. Wilk który jeszcze niedawno gdzieś się zmył - teraz pojawił - tuż za mężczyzną, przebijając go piłą dosłownie na wylot, a następnie uruchamiając ją i rozszarpując klatkę piersiową na części. Tannenberg nie miał najmniejszych szans na przeżycie. Doom wzbił się w tym czasie w powietrze, a jego roboty ruszyły do ataku... tak samo jak wilk. I kiedy pierwszy robot dobiegł do Norgima, ten skupił się wyłącznie na blokowaniu kilku pierwszych ataków - nawet nie kontratakując. A gdy robot odskoczył, cóż - Norgim zrobił to samo, odskoczył lekko w tył, skierował się ku strzelcowi, kiedy to na doomboota dzierżącego miecz wyleciał sam wilk - dopadając go i rozcinając piłą na pół, równie łatwo jak zapracował z Luke'iem. Warto zaznaczyć, że piła w tym czasie wydawała się być rozgrzaną do bardzo wysokiej temperatury, o czym świadczył na przykład charakterystyczny kolor rozgrzanego metalu. Kiedy strzelec rozpoczął swój atak na odległość, skierowany przeciwko Norgrimowi - ten zaczął z równie niewyobrażalną szybkością blokować nadlatujące pociski swym mieczem. Kimkolwiek był więc Norgrim, nie dało się go dłużej uznawać za regularnego człowieka. Na pewno nim nie był, gdyż jego szybkość ruchów była po prostu za duża. Co się stało ze strzelającym robotem? To samo co z miecznikiem, skończył pocięty przez wilka, gdy ten dopadł maszynę i również ją rozciął na pół. Obaj przeciwnicy stanęli obok siebie i skierowali swe spojrzenia na Dooma. -Uciekaj, póki jeszcze możesz. Victorze von Doom. Rzucił Norgrim, robiąc wraz ze swym "psim towrzyszem" krok do przodu. Obaj wyraźnie gotowali się do ataku... jednocześnie dając Doomowi możliwość odwrotu, gdyż właśnie został sam.
|
| | | Victor von Doom
Liczba postów : 324 Data dołączenia : 13/09/2013
| Temat: Re: Świt Pią Sty 17, 2014 5:32 pm | |
| Victor skupiony na obmyślaniu kolejnych strategii w tej nieciekawej sytuacji na chwilę zapomniał o swoim towarzyszu, którego imienia nie pamiętał? Prawdopodobnie się sobie nie przedstawili – tak było widocznie lepiej dla obu stron. Tak czy siak o jego obecności przypomniał Doomowi odgłos włączanej piły za plecami. Przez ułamek sekundy przemknęła mu przez umysł wizja kolejnego zranienia przez wilka, jak jeszcze niedawno. Wydarzyło się jednak coś o wiele gorszego, gdy Victor się wznosił i odwrócił wzrok w tamtą stronę zobaczył akurat Luke’a, który dosłownie rozbryzgiwał się po najbliższej okolicy, tryskająca krew zalewała płytki i jeszcze wzniesioną osłonę Dooma.
Victor pomimo swojego usposobienia i przeszłości ze zdziwieniem patrzył na rozgrywającą się scenę. W końcu stracił swojego jedynego sojusznika na tej wyprawie. Jedna niespodzianka goniła drugą, gdyż kolejny wysłany robot został rozerwany na kawałki, a chwilę później Norgrim swoim ostrzem odbijał wystrzeliwane w niego pociski laserowe.
*Niemożliwe!* - stwierdził w myślach, podczas gdy uświadamiał sobie, że jego opcje powoli się kończyły. Ledwo unoszący się w powietrzu z poważnie zranionym kolanem i innymi pomniejszymi ranami – sytuacja zdawała się przeradzać w tę „beznadziejną”. A gdy ostatni robot również podzielił los swoich poprzedników należało pozbyć się złudzeń. Lewitujący Doom rozważał wszystkie pozostałe mu opcje i już wiedział że pozostała mu jedynie ucieczka. Przez chwilę spojrzenia Victora i Norgrima się skrzyżowały, a następnie padły pierwsze i wywołujące piorunujące wrażenie słowa tego drugiego: „Uciekaj, póki jeszcze możesz. Victorze von Doom.”.
*Jak to możliwe? Skąd zna moją tożsamość? Czy to przez roboty…?* - właściwie to ta umiejętność przyzywania tutaj tych wyszkolonych robotów mogła wzbudzać podejrzenia i jeśli ktoś słyszał o Victorze von Doomie, władcy Latverii mógł powiązać te fakty i podejrzewać z kim ma do czynienia. Tak, to całkiem logiczne. Po chwili przeciwnicy zrobili krok do przodu, a Victor wiedział, że nie zostało mu wiele czasu.
- To jeszcze nie koniec! – krzyknął w ich stronę, nim zdążyli doprowadzić tę sprawę do końca. Wykorzystał zamontowane w swojej zbroi urządzenie namiarowo-teleportacyjne i podobnie jak roboty wcześniej przenoszone były do niego, tak teraz on przeniósł się do zapasowej kabiny teleportacyjnej w swoim zamku. Nie można powiedzieć że był zaskoczony wynikiem ich poczynań, szturmowanie we dwójkę takiej fortecy jaką była siedziba Świtu z pewnością nie należało do spacerków. Z drugiej strony zastanawiał się co działo się z tajemniczym „Drakonem”, czy był tam razem z nimi wykonując jakąś swoją część roboty? A może ich zostawił? No i ten dziwny samuraj wyżynający strażników Świtu niczym świnie, w dodatku bez trudu! Pozostawało jeszcze wiele pytań i Victor wiedział, że nie może odpuścić. Znali jego tożsamość – trzeba będzie tu wrócić z armią, nim oni przyjdą po niego.
[zt] |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Lut 01, 2015 10:45 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Rhoshan: Zwiadowca spojrzał najpierw na wyciągniętą rękę Rhoshana, a następnie na jego samego. I jego spojrzenie wyglądało na zażenowanie gestem który wykonał lis. Nie do końca bowiem ten gest oznaczał wśród Densorinów to samo, co wśród Ludzi. Niebieskofutra lamparcica widząc to, chwyciła dłonią za łokieć lisa i ściągnęła jego dłoń na dół, uśmiechając się jedynie polubownie do zwiadowcy. Następnie stanęła na palach i zbliżyła pysk do ucha samca, wyjaśniając mu na szybko co zrobił nie tak. -Nie rób tak, jeśli nie jesteś pewny tego czy ciebie zaakceptują. Ten gest jest powitaniem wśród towarzyszy broni, przyjaciół. Nasze ręce to nasza broń, równie dobrze mógłby uznać, że chcesz z nim walczyć. Wyjaśnia, puszczając następnie lisa i odsuwając się od niego o krok. Uśmiechnęła się ponownie niewinnie do czarnego wilka, a ten jedynie westchnął cicho, unosząc ponownie wzrok na Rhoshana. -Przypomnij sobie lepiej kim byłeś, bo nie dostaniesz taryfy ulgowej. Więzi rodzinne również nie pomogą. Skomentował wilk. Cóż, Rhoshan był synem Akaryntha, przygarniętym ale jednak. Nie każdy zamierzał natomiast akceptować jego tylko przez wzgląd na ojca. Wielu densorinów bardzo indywidualnie podchodziło do tematu renomy oraz honoru, przez co nierzadko się zdarzało, że więzi rodzinne nic nie dawały i należało samemu zapracować na swój wizerunek. -Ludzie, dobrze wyposażeni i wyszkoleni do zabijania istot nie będących ludźmi. Jak złapano Auriela? Wiesz w ogóle kim on jest...? Zapytał, zastanawiając się, czy lis wie w ogóle o kim mówi. Tutaj znów z pomocą przyszła lamparcica. -Auriel to młodszy brat Acrotha. Drugi w kolejności do tronu. Wprowadziła lisa na szybko, a następnie rozmowa wróciła ponownie na odpowiedni bieg. Czyli jak złapali złotołuskiego młodzika. -Po za tym, że nie powinno go tutaj w ogóle być? Nie mam pojęcia. Jeśli jednak spadnie z niego choć łuska, to będziemy mieli szczęście jeśli dane nam będzie zostać ściętymi. Powiadomiłaś resztę? Odparł, wyjaśniając nieco mrocznej strony ich misji. I nie chodziło tutaj o karę za niewykonanie zadania - choć tak to zapewne zabrzmiało - a o utratę honoru. Densorini byli bardzo lojalni wobec korony, wojskowi byli gotowi chronić rodzinę królewską swymi życiami. Coś takiego byłoby plamą na historii danego osobnika. -Tak. Czekają na sygnał by się do nas przenieść. -Dobrze więc. Udajmy się na miejsce. Po tych słowach wilk podszedł bliżej dwójki, a następnie dotknął swej prawej rękawicy, wyciągając rękę przed siebie. Wyglądało to tak jakby wklepywał jakieś koordynaty. Efektem tego był krótki, zielony błysk oraz przeniesienie do innego miejsca...
Amelia: Rozmowa w biosferze nie trwała już długo. Po tym jak Natvakt wybiegł w pośpiechu, Dur-Shurrikun wyjaśnił, że nie chodziło o znajomość z Aurielem, a o jego pozycję. Chodziło o następcę tronu Densorinu, a dla Densorinskiego komandosa oraz wysokiego rangą oficera - punktem honoru było obronić linię królewskiej krwi. Potem jeszcze wymieniła kilka słów z Kattalem i wyruszyła do hangaru. Tam miała okazję poznać dwa kolejne smoki. -Cały pułkownik Natvakt. Skwitował krótko Groul. Maro w międzyczasie obszedł kobietę dookoła, nie robiąc sobie nic z jej komentarza. Ten smok nie miał zbytniego kontaktu z ludźmi. Istotami które były dla nich tak drobne i delikatne. Zaspokajał więc swoją ciekawość. Choć optymistyczne podejście które wykazywała, było czymś dobrym. -Słusznie rozumujesz. Odparł jej, by następnie zrobić nieco miejsca i pozwolić się minąć. Karpatianka podniosła rękę, a kątem oka mogła wyłapać gest dłoni złotołuskiego, lekkie machnięcie w dół mające na celu przerwać czyjeś działanie. Bo gdy ona dotknęła ramienia Acrotha, Maro miał już zamiar dorwać się pazurami do jej krtani. Jego akcja została jednak w porę powstrzymana. Książę znał bowiem swego kompana i wiedział, że coś takiego miałoby miejsce. Szarołuski musiał po prostu przekonać się, że ona nie jest zagrożeniem i nie będzie próbowała nim być. A w świecie magii takie sprawy nie były pewne, tak więc ostrożności nigdy na za wiele. Złotołuski uśmiechnął się na te słowa do kobiety, spoglądają na nią z góry. Podniósł nawet prawą dłoń i chwycił pomiędzy dwa pazury kosmyk jej włosów, przesuwając nimi delikatnie w dół. -Maro będzie w stanie z tym pomóc. Odparł jej krótko, kierując swój wzrok na towarzysza. Szarołuski jedynie spojrzał na kobietę, a następnie skinął łbem twierdząco. Z tej prostej przyczyny, że bardzo personalnie podchodził do słów złotołuskiego. Jego wola była niczym rozkazy dla tego smoka. A po za bardzo ciekawą magią oraz funkcją którą sprawował oficjalnie, Maro posiadał również wiele innych talentów. W międzyczasie dało się usłyszeć szybkie kroki oraz stukot pazurów odbijających się od metalowego podłoża. To Natvakt nadganiał grupę, niosą na sobie sporo sprzętu. Słuchawki taktyczne na uszach, okulary taktyczne na oczach, naramienniki, spodnie wojskowe z wieloma kieszeniami, ochraniacze na kolanach oraz łokciach, do tego masa sprzętu dopiętego do spodni lub pochowanego w kieszeniach, dwa karabiny na plecach, pistolet w kaburze przy prawym biodrze, granaty i wiele, wiele więcej. Istny arsenał, jednak rozlokowany i dobrany tak, by mu nie wadzić. Po dotarciu na miejsce, wilk zameldował o swojej gotowości. W tym momencie poruszył się statek który jeszcze przed chwilą stał obok nich nieruchomo. Uniósł się do góry, obracając się następnie w stronę wyjścia. Chwilę później Amelii błysnęło białe światło przed oczami, a zaraz po tym znalazła się we wnętrzu tego transportowca. Miejsca było sporo, po bokach znajdowały się siedzenia, kawałek dalej była kabina pilota w której nie było nikogo - a nad nimi szafki z uzbrojeniem. Smoki rozsiadły się, a Natvakt chwycił dłonią za dłoń Amelii i podał jej PISTOLET, uśmiechając się do niej spokojnie. Potem wyjaśnił, że obsługuje się go tak samo jak uzbrojenie z Ziemi z tym, że nie trzeba go przeładowywać, a broń ma kilka zabezpieczeń o które teraz nie musiała się martwić. Ale w skrócie - nikogo ze swoich nie zrani. Ani tym bardziej siebie...
WSPÓLNE: Rhoshan wraz ze zwiadowcą oraz lamparcicą dotarli na miejsce najwcześniej. Była nim niewielka wyspa znajdująca się jakieś trzysta pięćdziesiąt metrów od tej wielkiej budowli. Na miejscu było już urządzenie, które ukrywało ich obecność. Chwilę potem pojawiły się kolejne istoty. Pierwszym był białofutry wilk o złotych ślepiach, którego zwiadowca przedstawił jako Anarisa. Był to komandos z densorinu, uzbrojony w karabin szturmowy oraz karabin wyborowy, pistolet i masę innych "gadżetów". Nie miał na sobie specjalnie pancerza czy ubioru. Po za spodniami które wypakował ekwipunkiem, naramiennikami oraz ochraniaczami na kolanach czy łokciach - nie miał na sobie nic więcej, żadnej kamizelki ani nic. Po prostu by go to spowalniało. Drugim był samiec posiadający błony niczym ryba oraz łuski. Jego umaszczenie było czarno-biało-niebieskie, miał on jakieś dwa metry i piętnaście centymetrów wzrostu. Wyraz jego pyska był dość poważny, a on sam wydawał się spokojny. Był to po prostu kolejny z uczniów Akaryntha. Był jeszcze wąż, jego ciało miało kilka metrów długości. Okrywały go biało-szaro-złote łuski, złotego koloru były również jego ślepia. Wydawał się bardzo młody oraz przy tym zaradny. Miał na sobie pas, jakiś plecak oraz trochę elektroniki. Następnie - w białym promieniu pojawił się czarnofutry Daalkiin. Samiec miał tym razem przy sobie swój miecz, który łatwo dało się skojarzyć z pewną serią Sci-Fi. Rekruci zdążyli na szybko rozbić niewielkie obozowisko, czekając na resztę. Po kilkunastu minutach, dotarł do nich transport ze smokami, wilkiem oraz Amelią na pokładzie. Okręt nawet nie wyłączył kamuflażu, po prostu poleciał - teleportował ich do obozu i odleciał. Smoki rozeszły się po obozowisku, a międzyczasie zaczął zapadać mrok. Nie było żadnego ogniska, gwieździste niebo oraz kilka małych świateł rozlokowanych dookoła wystarczyły, by skutecznie wszystko oświetlić. Jednocześnie urządzenie dalej ich ukrywało. Można więc było śmiało uznać, że mieli trochę czasu dla siebie. Wszyscy byli rozlokowani po obozie, siedząc w małych grupkach i rozmawiając ze sobą. Wystarczyło więc do kogoś podejść i była już chwila by się zapoznać.
Daję Wam wolną rękę co do tej chwili jak to rozegracie i co zrobicie. Aktualnie obozowisko podzieliło się na małe grupy, gdzie wszyscy rozmawiają w wyczekiwaniu na dalsze polecenia. -Grupa I, Niewielki namiot z rozłożonymi na ziemi kocami oraz holograficzną mapą po środku między nimi: Acroth, Daalkiin, Zaterra; -Grupa II, przy skarpie na północ od obozu - obserwują hotel: Anaris, Auberon, Kerrija, Kyoht; -Grupa III, jakieś trzy metry przed namiotem, siedzą w kole i rozmawiają o wszystkim i o niczym: Groul, Maro, Natvakt;
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Nie Lut 01, 2015 11:45 pm | |
| Zaśmiała się cicho z uwagi Groula. Widać wilk był lubiany nie mniej przez innych jak przez nią. W jakiś dziwny sposób ją to cieszyło, choć nawet na myśl jej nie przyszło, ze mogło by być inaczej. Oznaczało to tylko tyle, że przez ten krótki czas zdążyła dość silnie przywiązać się do wilka, co wcale nie było dla niej jakoś szczególnie dziwne. Niestety, dla niej, szybko się przywiązywała emocjonalnie. Amelia nie przejmowała się Maro, właściwie tak otwarcie podeszła do Księcia poniekąd dlatego, żeby jego przyboczny zobaczył, że nie stanowi dla jego pana zagrożenia, a wręcz przeciwnie. Oczywiście wyłapała ruch ręki złotołuskiego i w duchu uśmiechnęła się do siebie. Jej ruch miał dwa powody. Po pierwsze nie chciała by szarołuski robił problemy z tego, ze zachowuje się tak a nie inaczej czyli po prostu bardzo swobodnie, względem jego pana. Po drugie Maro musiał jej w pełni ufać na każdym polu jeśli mieli wspólnie wypełnić tak ważną misję. Potrafiła szybko dostosować się do sytuacji, ale nie miała najmniejszego zamiaru się zmieniać. -Tak? A jak jeśli można spytać? Uśmiechnęła się do Księcia, gdy ten zaczął bawić się kosmykami jej włosów. - Całkiem nieźle umiem sobie radzić sama. Odciążyć kark zmniejszając różnice wysokości, ale szkoda mi na to energii. Ale pomoc zawsze mile widziana Mówiąc to obróciła się lekko i spojrzała na Maro z uśmiechem. Ich rozmowę przerwały szybkie i dość głośne kroki zbliżające się ku nim. Amelia obróciła się w stronę źródła dźwięku i nie potrafiła powstrzymać śmiechu. -Idzie wilczy arsenał Skomentowała ze śmiechem. Wilk był obładowany, może funkcjonalnie, ale wciąż, bronią. Od stup do głów- istny arsenał. -Więcej tego nie miałeś? Spytała z szerokim uśmiechem,gdy wilk znalazł się już przy nich. Może i trochę przesadzała, Nat był uzbrojony całkowicie prawidłowo i funkcjonalnie. Nic nie krępowało jego ruchów, a całe ciało był dobrze osłonione, komunikacja zapewniona, broń pod ręką, nie za dużo i nie za mało. Żołnierz doskonały. Ona po prostu lubiła dokuczać, tym których darzyła sympatią.Wyciągnęła rękę i delikatnie podrapała wilka za uszkiem. Ot tak. Bo miała na to akurat ochotę. W statku siadła koło wilka i uważnie wysłuchała informacji na temat broni, którą jej podał. Pistolet nie różnił się niczym właściwie od znanej jej broni, przynajmniej w zakresie użytkowania. Pierwsze co zrobiła to dokładne sprawdzenie broni. Mogło to z zewnątrz wyglądać nieco komicznie. Na początku szczegółowo obejrzała pistolet, przyglądając się jego budowie, wmontowanym zabezpieczeniom, długości lufy, profilowi rączki, oceniając przy tym materiał z jakiej został wykonany. Później przez chwilę ważyła broń w dłoni, najpierw prawej później lewej, by po chwili sprawdzać jak broń leży w jej dłoni. Chwyciła pistolet i wycelowała przed siebie trzymając go w prawej ręce, a asekurując prawą, a późnej na odwrót.Na koniec schowała pistolet w dogodnym miejscu, czyli w okolicy biodra, tylko po to by w mgnieniu oka wyciągnąć go stamtąd i znów wycelować przed siebie. Jeśli ktoś by ją w tym momencie obserwował, zauważył by tylko, że w jednej chwili siedzi sobie z bronią ukrytą pod kurtką, by już w następnej trzymać ją przed sobą jakby chciała strzelić. Oczywiście strzelenie podczas tego sprawdzania nie wchodziło w grę. Amelia wiedziała co robi, jak trzymać broń i jak się z nią obchodzić. Bez jej intencji pistolet na pewno nie wystrzeli. Co też dobry obserwator znający się na strzelaniu mógł zauważyć. Po niedługiej podróży, a przynajmniej dużo krótszej niż się spodziewała, wylądowali na jakiejś wyspie. Amelia ciekawie się rozejrzała najpierw po okolicy, jakby w ogóle nie zauważyła osobników na niej się znajdujących, a dopiero później podchodząc bliżej przyjrzała się każdemu po kolei. Nie znała żadnego z nich, ale coś jej mówiło, że z niektórymi polubi się mniej niż z pozostałymi. Nie wiedzieć czemu lamparcica jakoś nieszczególnie przypadła jej do gustu, kiwnęła jej tylko głową na przywitanie. Może to zwyczajna damska rywalizacja? Kto to tam wie...Przerośnięty Lis wywoływał w niej dość dziwne uczucie którego nie potrafiła jak na razie zinterpretować , a ze nie miała teraz na to czasu, to zostawiła sobie rozmyślania na później, obdarzając go jedynie ciepłym uśmiechem. Szerzej uśmiechnęła się za to do białego wilka,który zwyczajnie skojarzył się jej z nią samą pod wilczą postacią. Jej uwagę na dłużej przyciągnęli wąż i ryba, oczywiście wielcy. Byli i inni, ale jakoś nie zwrócili jej uwagi na dłużej i obdarzyła ich swoim firmowym serdecznym uśmiechem. Kompania szybko podzieliła się na kilka mniejszych grup, z których każda zajęła się czym innym. Gdy wszyscy się rozeszli Amelia została i poczekała aż uformują się pełne grupy. Początkowo chciała podejść do Księcia bo widziała przed nim mapę i już nawet ruszyła w jego stronę, ale po chwili doszła do wniosku, ze nie będzie się nieproszona wtrącać w dowództwo. Jakby nie było tu była żołnierzem. Zrobiła więc wręcz teatralny zwrot w tył , zatrzymując się w pół kroku, zamaszystym ruchem krzyżując nogi i obracając się w ten sposób, ze stanęła tyłem do namiotu, a przodem do “ kółka plotkarskiego" rozkrzyżowując przy tym nogi, Zrobiła krok w przód i jak stała tak usiadła. -Dobra panowie… teraz któryś miły powie mi kto tu jest kto. Zakomunikowała z uśmiechem. Chciała już działać, ale najpierw musiała się dowiedzieć kim są ci wszyscy tutaj, kto ma jaką pozycję, przed kim chylić głowę i wiać, a do kogo może podejść i głaskać do woli bez obawy utraty ręki. W skrócie- najpierw informacje, potem działanie. A jakoś nie specjalnie chciało jej się ryzykować, że ktoś na nią zacznie warczeć, gdy podejdzie spytać “ a ty to kto?” |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pon Lut 02, 2015 8:12 pm | |
| Lis odruchowo zerknął w bok kiedy jego łokieć został pociągnięty, a ręka ściągnięta w dół. Oczywiście wcześniej zanotował spojrzenie zielonego, które nie emanowało aprobatą. A więc ten gest też się różnił… no nic człowiek, a raczej lis uczy się na błędach. Zresztą o co chodziło wyjaśniła Kerrija. Z jednej strony był to inny gest, jednak z drugiej miał pewną cechę wspólną z tym ziemskim. Nie każdy ten gest musiał zaakceptować, dlatego chociażby był zwyczaj że osoba wyżej pierwsza wystawiała rękę lub zwyczajnie osoba starsza. - Jeszcze nie zdążyłem poznać na nowo wszystkich naszych zwyczajów, tak więc wybacz – powiedział do zwiadowcy i podziękował skinieniem głowy Kerriji, że nieco rozjaśniła mu sytuacji. Wrócił wzrokiem po chwili do swojego rozmówcy, który wspomniał o taryfie ulgowej – Taryfa ulgowa? Nie oczekuję tego. Chcę wrócić do bycia tym kim byłem – więzi rodzinne mogą pomóc w wielu sytuacjach, ale nie można cały czas na nich polegać. Trzeba rozwinąć samemu skrzydła by być silnym, dlatego Rhoshan nie chciał w każdej sprawie na kimś innym. Musiał być też samodzielny i dać sobie samemu radę kiedy sytuacja będzie tego wymagała. Nie chodziło o to, że chce być w pełni indywidualny, ale że chce mieć też trochę własnej siły by dodać potem tą siłę do jedności jaką była drużyna. Był dumny z tego, że Akarynth jest jego ojcem, ale jak to dzieci mają on chce osiągnąć też coś samemu by ojciec mógł być z niego dumny. Wysłuchał opisu tego z czym mają się mierzyć. Byli to ludzie wyposażeni i przygotowani do zabijania istot nadnaturalnych. Na samo sformułowanie, że są to ludzie których tak bardzo nie trawił i którym będzie można przetrzepać skórę zrobiło mu się jakoś tak ciepło na sercu. Jednak to nie były byle jakie płotki. Złapali Auriela… kim on tak właściwie był? Chciał Rhoshan zapytać, ale Kerrija uprzedziła jego pytanie. Jak widać ludzie porwali się na densorińską rodzinę królewską, a to nie wróżyło im dobrego losu. Prawdopodobnie w ramach kary kilkanaście głów potoczy się po posadzce. Zresztą właśnie zwiadowca wypunktował lepsze pytanie. Dlaczego Auriel tutaj był? Przecież następca do tronu nie powinien udawać się w miejsca, gdzie prowadzone są jakiekolwiek niebezpieczne operacje! Co więcej wilk miał też rację co do kary jaka spotka ich jeśli zawiodą. Tak, trzeba będzie być bardzo ostrożnym by czegoś nie zepsuć. To było być albo nie być dla lisa oraz reszty załogi tak naprawdę. Honor stał tutaj na szali, a oni jako elita nie powinni dopuścić do niepowodzenia misji. Lis z zaciekawieniem obserwował co wilk robi. Wyglądało jakby operował na jakiejś klawiaturze. Po chwili zielony błysk przeniósł ich w jakieś miejsce. Dotarli na wyspę, która była w pobliżu ogromnej budowli na pewno budowanej przez człowieka. Z daleka wyglądało to jak coś pokroju przepchanego bajerami Stark Tower. Zresztą Rhoshan kiedy był jeszcze w ciele Antharasa parę razy widział w telewizji tego nadętego miliardera. Nie zdziwiłby się, gdyby osoba z podobnym ego budowała to miejsce. Zapewne jakoś drużyna była ukrywana, by wróg się nie zorientował że przyszli z odsieczą. Chwilę później pojawili się pierwsi goście na ten bal jakim będzie odbicie zakładników. Kiedy na miejsce przybył biały wilk o złotych ślepiach Rhoshan przywitał się z nim ukłonem. Nie kłaniał się w pas, a raczej takim skinięciem głowy na powitanie. Oczywiście jeśli ktoś podszedł i witał się to Rhoshan również to robił, a poza tym to zwyczajnie zaoferował swoją pomoc w rozbiciu obozowiska kiedy tamci zaczęli to robić. Po kilkunastu minutach przybyli kolejni goście. Smoki, wilk oraz… człowiek? Kiedy to zobaczył od razu poczuł nieco niechęci. W końcu to człowiek lisa więził, więc dlaczego ma ich niby lubić? Powoli zapadał zmrok, a lis próbował się uspokoić. Musiał odgonić złe myśli, w końcu po co człowiek na akcji przeciw ludziom? Przecież swojej rasy nie powinna wydać chyba? Tak czy siak, będzie na nią uważał bo coś mu tu nie gra. O ile wytłumaczenie w wypadku tamtego bogacza dał radę przyjąć do wiadomości, o tyle kooperacji z człowiekiem nie za bardzo. Chwilę odetchnął i skierował wzrok na obozowisko, które podzieliło się na 3 grupy. Przed akcją jeszcze trochę czasu miał, więc można parę osób poznać. W końcu trzeba wiedzieć z kim się pracuje. Pierwsza grupa wyglądała jakby prowadziła naradę taktyczną. Tam Rhoshan raczej się mało przyda, a oni i tak przedstawią to grupie. Druga grupa obserwowała hotel. Jako, że do grupy numer 3 dosiadła się kobieta, która z niewiadomych powodów na początku obdarzyła lisa uśmiechem (który zignorował i zwyczajnie kiwnął głową na przywitanie jak pozostałym, którzy się witali) wybrał opcje numer dwa. Podszedł do nich i przykucnął sobie także obserwując hotel przez kilka chwil. - Wygląda na to, że szykuje się niezła rozróba. Nie sądzicie, że wielkość tego miejsca jest pomnikiem nadętego ludzkiego ego? – zapytał nieco żartem, by rozluźnić atmosferę – Szykuje się ciężka przeprawa nie sądzicie? W końcu do dyspozycji mamy całkiem spore siły – ruchem głowy wskazał na grupę 1 i 3 – Mam tylko nadzieję, że nic się naszemu nie stało – powiedział i na moment odszedł. Zdecydował się zaryzykować i podejść do grupy numer 3, kiedy już usłyszał odpowiedzi od grupy numer 2. Oczywiście zanim odszedł rzucił „idę się poznać z resztą. Może ktoś jeszcze mnie z przeszłości kojarzy”. Kiedy podszedł do grupy plotkującej przywitał się i przysiadł. Chciał nieco poznać każdego, dlatego też wsłuchiwał się w rozmowy. Na człowieka raczej patrzył tak niechętnie, jak na coś… gorszego.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Lut 03, 2015 1:10 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Rozmowa w namiocie dowodzenia toczyła się w najlepsze. Nikt z nich nawet nie zauważył, że Amelia przez chwilę próbowała do nich wejść. Lub przynajmniej wydawał się nie zauważyć. Pomoc Rhoshana została natomiast doceniona i szybko został on zadysponowany do rozłożenia jednego z namiotów, zanim jeszcze pojawi się dowódca. Nikt też tutaj nie skupiał się za bardzo na powitaniu. Co najwyżej wymiana krótkiego skinięcia głowami, czasami jakiś uśmiech. Kerrija łatwo wychwyciła niechęć Amelii do jej osoby, tak więc nawet się do niej nie zbliżyła. Ot typ istoty który nie lubi negatywów, do tego z rasy która emocje po prostu rozumie jak mało kto. Rhoshan miał okazję podejść do grupy która obserwowała hotel. Anaris miał przy oczach jakąś zaawansowaną lornetkę, a pozostała trójka po prostu siedziała na krawędzi, obserwując wszystko i raczej podziwiając widoki, aniżeli typowo skupiając się na taktycznej przypadłości tych obserwacji. Kyoht jedynie grzebał w czymś co wyglądało na palmtopa, który wyświetlał mu nieco więcej informacji na temat terenu otaczającego ich dookoła. -Budynki w naszych miastach są równie duże, nawet większe. Rzucił wąż, nie odwracając nawet wzroku w stronę lisa. Możliwe, że uwaga nie była na temat ego nie była zbyt dobrą opcją. Kerrija siedziała na krawędzi ze wzrokiem wbitym w taflę wody, wyraźnie zamyślona. Auberon natomiast poruszał palcami u prawej dłoni, manipulując delikatnie wodą pod nimi, nadając jej różne kształty oraz zmieniając jej bieg. -Ciężka, żartujesz? Wejdziemy tam i wyjdziemy zanim dostrzegą co ich trafiło. Mamy złotołuskiego, jego gwardię, czempiona... no i trochę rekrutów. Cóż, nie zepsujcie tego. Odezwał się białofutry komandos, również nie odrywając wzroku od miejsca które obserwował przez lornetkę. Potem lis zdecydował się podejść do grupy siedzącej przed namiotem, gdzie znajdowała się już Amelia. Na jej pytanie oczywiście postanowił odpowiedzieć wilk. -Księcia już poznałaś. Czarnofutry wilk to Zaterra, nasz zwiadowca. Natomiast ten.... drugi czarny to Daalkiin. Wychowanek Dur-Shurrikuna. Ma ciekawą historię ale o tym kiedy indziej. Przy skarpie ten wielki biały wilk to Anaris, jest z mojej jednostki. Pozostała trójka to zapewne rekruci, uczniowie Akaryntha którego kiedyś zapewne poznasz. Wyjaśnił, przedstawiając wszystkich pokrótce. Amelia zapewne zajmie się resztą - to znaczy poznaniem poszczególnych istot dokładniej. Rhoshan w międzyczasie podszedł do tej małej grupki. Maro jedynie okrył się swymi skrzydłami niczym kocem, przymrużając swe ślepia i chyba się "wyłączając" na chwilę, gdyż oparł swe ręce na własnych kolanach, owinął ogonem dookoła i tyle było z jego zainteresowania czymkolwiek dookoła. Gdy natomiast lis przysiadł przy grupie, czarnołuski smok zaczął lekką dyskusję z wilkiem. -Ech... obecność rekrutów nie jest nam potrzebna. Będą tylko wadzili i plątali się pod nogami. -Kiedyś muszą nabrać doświadczenia. -Niech więc włażą na głowę komuś innemu. Czempion zakończył nieco niechętnie. Nie przepadał za niańczeniem kogokolwiek, a tego zazwyczaj doświadczał gdy musiał działać z młodzikami na jednej misji. Natvakt w pewnym momencie obrócił wzrok na lisa i dostrzegł jego spojrzenie skierowane do Amelii. Nie omieszkał więc na to zareagować. -Macie jakiś problem, rekrucie? Rzucił nieprzyjemnie wilk. Groul jedynie podniósł swój wzrok, który na chwilę wbił w ziemię - wpierw na wilka, potem na lisa, a zakończył na Amelii. -To syn Akaryntha. Przygarnięty. I chyba powinien nie żyć. -Nie podoba mnie się jego spojrzenie, więc zaraz możemy to naprawić. Zakończył wilkowaty, coraz mniej zadowolony z podejścia Rhoshana. Cóż, mieli już wcześniej okazję spotkać się na pustyni, jednak wtedy nie mieli okazji porozmawiać. Teraz jest pierwsza i wrażenie chyba nie było najlepsze. Maro natomiast dalej wydawał się drzemać, nie interesując się tym co działo się zaraz przy nim.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Świt | |
| |
| | | | Świt | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |