|
Autor | Wiadomość |
---|
Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Wto Lut 03, 2015 6:56 pm | |
| Zrobiło jej się trochę smutno, gdy Lis nie odwzajemnił jej powitalnego uśmiechu, ale cóż… wzruszyła na to ramionami i zajęła się sobą. Później pogada z nim i z lamparcicą. Oboje wywoływali w niej dziwne uczucia. Lamparcica jakoś tak jej się nie spodobała. Amelia nie żywiła wobec niej żadnych negatywnych uczuć, a przynajmniej starała się nie czuć.Było to raczej przeczucie, ze mogą się nie polubić… Tym bardziej chciała z samicą porozmawiać, może to pierwsze wrażenie było mylne… Na razie jednak przysłuchiwała się odpowiedzi na swoje pytanie z ust wilka. Uważnie słuchała i jednocześnie spoglądała w stronę osobników przedstawianych przez Nat’ a by ich lepiej zapamiętać. Podziękowała wilkowi w typowy już dla siebie sposób lekko drapiąc go z szerokim uśmiechem za uszkiem. -Jestem tak mała, ze nawet mnie nie zauważysz więc nie narzekaj. Strasznie zrzędzisz, wiesz? Rzuciła w stronę czempiona ze śmiechem. W tym czasie do ich małej grupki podszedł lis, którego dziewczyna ponownie obdarzyła promiennym uśmiechem, jedna w zamian otrzymała jedynie spojrzenie, które tak jakoś ją zgasiło. Uśmiech spłynął jej z twarzy, lekko przykuliła ramiona , tracąc nieco swój zwyczajny humor. Zamyśliła się, zastanawiając dlaczego Lis spogląda na nią tak z góry, jakby była czymś gorszym…. robakiem którego trzeba zdeptać.... Źle się z tym poczuła, stąd jej lekkie wycofanie się. Zmarszczyła brwi i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na samca. Chyba nie tylko na zauważyła nieprzyjemne spojrzenie Lisa. -Nat Zwróciła się do swojego partnera spokojnie, ale stanowczo. -Uspokój się. Lisie futerko jest mięciutkie, ale mi na razie wystarczy twoje, więc może przerobisz go na dywan po misji? Zażartowała, kładąc uspokajająco dłoń na dłoni wilka i uśmiechając się ciepło. -A ty… Nie musisz mnie lubić, ale tolerować i szanować, a przede wszystkim zaufać, przynajmniej na czas misji już tak. Mamy wspólną misję, więc odpuść sobie patrzenie na mnie z góry, bo o ile dobrze zrozumiałam jesteś tak samo rekrutem jak ja. Rozumiem, że macie swoje powody by nie przepadać za ludźmi, pozwól że ci coś wytłumaczę… nie jestem człowiekiem, nie zależnie od tego jak bardzo go w tej chwili przypominam. Zwróciła się do Lisa spokojnie. W jej głosie nie było nawet krzty wrogości czy niechęci. Po prostu powiedziała co myśli i zakomunikowała to Lisowi najprościej jak potrafiła. Przez chwilę miała ochotę z teatralnym fochem przemienić się w wilka i odejść, ale stwierdziła że to zbędne. Odwróciła wzrok od Lisa i spojrzała na Maro. Zaczęła się intensywnie przyglądać smokowi , przekrzywiając lekko głowę. Zastanawiała się nad kilkoma rzeczami. Po dość długiej chwili odwróciła wzrok od Maro i spojrzała na czempiona. -Groul mogę cię o coś zapytać? O ile dobrze zrozumiałam Księcia, - zniżyła głos do szeptu-którego imienia wymawiać nie będę bo mnie Nat wzrokiem zje-wróciła do normalnej mowy- smoki władają różnymi mocami, ciekawi mnie jaką ty władasz. Zwróciła się do smoka z szerokim uśmiechem, w tej chwili kompletnie ignorując Lisa, w między czasie ułożyła się wygodniej, robiąc sobie z Wilka oparcie i zaczęła grzebać w ziemi palcami niemal czując jak ożywcze minerały wchłaniają się w jej skórę.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Lut 04, 2015 3:56 pm | |
| W sumie to nawet logiczne, że budynki densorińskie były większe. Przede wszystkim ich mieszkańcy też byli więksi, dlatego struktury potrzebowały więcej przestrzeni by stworzyć chociażby pokój dla jednej osoby, by mogła się w nim czuć w miarę komfortowo. Lis jednak nadal uważał, że ten budynek jest pomnikiem ego ludzi. Władowane grube pieniądze tylko po to by mieć miejsce dla wąskiej grupy. Ilu tam mogło zamieszkać zwykłych ludzi? Pewnie niewielkie miasto by się zmieściło. Tak bardzo chwalą się pomocą humanitarną wszelkie rządy, a zezwalają na budowę czegoś takiego by tylko bogaci „filantropi” mogli skorzystać z tego dobrodziejstwa. Zresztą co tu dużo gadać, problemy natury ekonomicznej pewnie dałoby się rozwiązać, gdyby nie ludzka natura. Zaraz by coś kombinowali, by jak najmniej się narobić i jak najbardziej kogoś oszukać. Kerrija najwyraźniej się przy tej obserwacji nudziła, w końcu wyglądała na zamyśloną, tak samo jej towarzysz od wody który ewidentnie się bawił. Co do tego, że akcja będzie łatwa lis miał mieszane uczucia. W końcu jakoś dali radę pojmać więźnia i na pewno są świadomi tego, że ktoś po niego przyjdzie. Równie dobrze to wszystko może być pułapką, ale czy ludzkość byłaby gotowa na starcie z densorinami? Zapewne jest sporo faktów, których nie znał ani Antharas ani tym bardziej Rhoshan, ale nie sądził by ludzkość mogła utrzymać się długo. Dziwne było zachowanie jednego z siedzących przy grupie 3. Zawinął się i odciął od świata. Jakby przeczuwał to co nastąpi za chwilę. Akurat trafił na moment, kiedy mówiono o rekrutach. Wadzili? Pałętali? Czemu zatem zamiast wyszkolonych komandosów wysłali także rekrutów skoro tak teraz narzekają? Na dodatek to było zadanie wielkiej wagi, chociaż wsparcie zawsze się przyda. Nie sądził, żeby używali rekrutów jako mięsa armatniego, tylko faktycznie to ma mieć jakiś charakter dydaktyczny. Hmm, ktoś inny powiedziałby to samo i kółkiem pewnie rekrutów by przydzielali do gównianych zdań pokroju prania i szorowania koszar – pomyślał sobie na słowa smoka. Kiedy wilk przerwał spojrzenie lisa swoją agresywną postawą natychmiastowo spojrzał na niego. Problem? Oczywiście jest ich wiele, zaczynając od dziur w pamięci, a kończąc na tym że chciał odbić zakładnika i wynieść się z tej planety jak najszybciej. Jeszcze ten ton, którym mówił do niego. Wskazywało to, że jest nieco wyżej w hierarchii, więc powinien okazać mu nieco szacunku. W końcu jeśli zacznie się do niego rzucać to może lis nie dożyć początku misji. Na dodatek jeszcze kobieta próbowała go bronić. Jakaż to hańba, zresztą on ją o to nie prosił, więc jeszcze sporo straciła w jego wypadku. No cóż może się nauczy, że Rhoshan nie lubi kiedy ktoś za niego się wstawia kiedy może sam coś odpowiedzieć – Nie sir. Żadnego problemu nie mam, tylko nie za bardzo ufam wszystkiemu co wygląda jak człowiek – skomentował szczerze, w końcu z ludźmi nie miał dobrych wspomnień. Więziony przez świadomość łowcy oraz zmuszony do życia w czyimś ciele. To było największe okropieństwo jak myślał o tym teraz. Jak zwierzę zamknięte w klatce, zaraz po chwili żachnął pod nosem – Kolejna osoba, która wytyka mi to, że nie powinienem żyć. Hmm, chyba zacznę robić listę i stawiać sobie kreski za każdym razem jak usłyszę podobny tekst – spojrzał na kobietę, która wyprowadziła swój wywód. Miał ochotę rzucić nią o ścianę, kiedy przyrównała się do rekruta densorińskiej gwardii. ONA, zwykłe coś! Nawet nie czystej krwi człowiek, tylko mieszaniec chce się przyrównać do densorińskiej gwardii? Chyba ją One Above All opuścił – Na szacunek każdy pracuje, tak samo na zaufanie. Nie jesteś densorinką, a co więcej nawet nie jesteś człowiekiem, więc jakim prawem przyrównujesz się do rekrutów gwardii, którzy są gotowi oddać życie za koronę? Możesz mieć ten sam cel, jednak nie jesteś tym samym rekrutem co każdy z gwardii, bo gdybyś była postawiłabyś wszystko, byle nic się następcy tronu nie stało, a nie liczyła się z tym czy Twój gatunek ucierpi. Czy jesteś gotowa oddać życie za obcy gatunek? – odpowiedział bez wrogości w głosie, a nawet we wzroku. Stwierdził fakt, w końcu jakim prawem mieszaniec chce się tytułować gwardzistą bez najmniejszej świadomości tego za co oni walczą? Prawda jest taka, że mogła by być rekrutem jedynie z tytułu, a nie z powołania. Byłoby to skrajnie niesprawiedliwe dla tych, którzy przechodzili mordercze treningi i żyli marzeniem, by pewnego dnia służyć królowi. Po kilku chwilach Rhoshan ochłonął i rzucił – zapomnij, że coś mówiłem- powiedział i zaczął patrzeć się w niebo. Jakby chcąc odlecieć z tego miejsca i wrócić do domu. Jednak, zanim to się stanie jest zadanie do wypełnienie. Spojrzał w kierunku budynku, który był obserwowany przez rekrutów zanim ich Rhoshan zostawił. Po chwili jego czuły słuch wyłapał imię „Groul”. Chwila… przecież to czempion, z którym Rhoshan ponoć się znał. Jednak… dlaczego tak zareagował a nie inaczej? Zerknął w stronę smoka, jakby próbował sobie coś przypomnieć. Coś z przeszłości. Chciał poczuć to uczucie, kiedy widzi się kogoś i z pozoru nie poznaje się go, jednak z każdą chwilą pamięć coraz bardziej wraca do dawnych czasów i kawałki mozaiki wpadają po jednym na swoje miejsca.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Czw Lut 05, 2015 3:32 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra
-Nie pamiętam byśmy aż tak dobrze zdążyli się poznać. Odezwał się czempion w odpowiedzi na słowa Amelii na temat narzekania. Już nie wspominał o fakcie, że akurat nie o nią chodziło. Akurat osoba wyglądająca jak człowiek może okazać się dla nich przydatna. Smok nie lubił natomiast rekrutów, niezależnie od tego czy byli z gwardii, floty czy jakiś innych rodzajów sił zbrojnych. Wilka tymczasem za bardzo nie przekonały słowa karpatianki. Nie było mu również w żaden sposób do śmiechu. Dyskusję nadal wydawał się ignorować Maro, który zwyczajnie siedział zawinięty w kokon i wydawał się niezainteresowany tym co do siebie mówili tudzież robili. Albo co zamierzali. Czarnołuski wielkolud siedział natomiast obok szarego smoka i tylko przysłuchiwał się rozmowie. Przynajmniej przez tą chwilę, nie zamierzając po prostu nikomu przerywać. Prychnął jednak, dając lekki upust rozbawieniu gdy usłyszał o liście jaką mógłby stworzyć lis. Potem wszystko ucichło. Groulowi za bardzo nie chciało się początkowo wypowiadać w temacie, a wilk nie chciał pozbawiać pewnego osobnika życia, co bardzo chętnie by teraz wykonał. Stein natomiast poruszyła ponownie rozmowę, kierując pytanie do czempiona, który spojrzał na nią jedynie i westchnął cicho. Jakoś bowiem nie chciało mu się wierzyć, że dosłownie takiego słowa miał użyć następca tronu. Zanim jednak cokolwiek powiedział, Natvakt wstał - podnosząc się z ziemi i odchodząc od grupy. Skierował swe kroki ku drugiemu wilkowi, który obserwował aktualnie budynek który mieli niedługo szturmować. -Władam magią, nie prostą mocą. Skwitował krótko, nie chcąc najwyraźniej bardziej udzielać się w tym temacie. Czempion lubił czasami porozmawiać, jednak nie zawsze miał na to ochotę. Nie koniecznie przed jakimś zadaniem które mieli niedługo wykonać. Coś natomiast zmieniło się w namiocie. Daalkiin wyszedł z niego i skierował się w stronę dwójki smoków, lisa oraz karpatianki. Drugi wyszedł zwiadowca, który odwrócił się i poszedł do rekrutów oraz dwóch żołnierzy. Złotołuski pozostał póki co w namiocie, sprawdzając coś jeszcze. Czarnofutry w międzyczasie podszedł do czwórki istot i skierował początkowo spojrzenie swych białych ślepi na dwa smoki. -Groul, Maro. Złotołuski was oczekuje. Rzucił krótko. Smoki zareagowały natychmiast. Szarołuski otworzył swe ślepia i złożył skrzydła, bez słowa podnosząc się do góry oraz natychmiast ruszając w stronę namiotu. Groul również wstał bez słowa i ruszył za szarym smokiem, podchodząc do namiotu i schylając się by wejść do środka - gdyż było mu o jakieś dwadzieścia centymetrów na nisko. Daalkiin pozostał natomiast z dwójką tutaj. -Wasza dwójka pójdzie ze mną. Zaczął, a następnie ugiął swe kolana i kucnął przy nich. Zlustrował ich wzrokiem, by następnie zatrzymać swój wzrok na Amelii. Lisa bowiem już znał. -Amelia Stein. Jestem Daalkiin, pierwszy oficer Dur-Shurrikuna. Przedstawił się, a w międzyczasie jego długi ogon zaczął przesuwać się baaaardzo powoli po ziemi przy jego nogach. Długi i masywny, niczym u gada - jednak pokryty futrem. Przy pasie samca znajdowała się KLINGA niczym od miecza świetlnego. I choć można było to ostrze tak nazwać, to jednak nie był to miecz działający na zasadach z tworu Sci-Fi pochodzącego z tej planety. -Mam nadzieję, że dobrze pływacie, bo wejdziemy do środka spod wody. Pytania? Dokończył, opierając swe ręce na własnych kolanach i dalej kucając. Nie zamierzał teraz siadać, zwłaszcza, że lada moment mieli wyruszać. Każdy miał przydzielone swoje zadanie, jednak czarnofutry nie wspominał o tym jakie zadanie miały inne grupy. Na dobrą sprawę nawet ich zadania nie określił, jedynie wyjaśnił którędy wejdą do środka.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Czw Lut 05, 2015 4:24 pm | |
|
-Trzeba więc to naprawić Uśmiechnęła się szeroko do czempiona. Nic sobie nie robiła z jego obojętności, jedynie myślała nad tym jak by tu go nico rozruszać, by się uśmiechnął. Amelia nie broniła Lisa. Wręcz przeciwnie, gdyby nie jej własne priorytety sama wydrapałaby mu penie oczy. Jednak teraz liczyła się misja i do czasu jej zakończenia należało trzymać emocje na wodzy.Tylko dlatego zwróciła się do Nat’a by go uspokoić. -Gdyby do moich motywacji i oddania były jakieś wątpliwości nie było by mnie tu Zauważyła patrząc na Lisa wymownie. Nie miała sił tłumaczyć mu swojego stanowiska. Oceniał ją z góry nie wiedząc o niej właściwie nic. Ona też niewiele o nim wiedziała, choć mogła się i tak pochwalić większą wiedzą na jego temat niż on na jej. Słuchając dość wiele się dowiedziała. Przewróciła oczyma słysząc odpowiedź smoka. Dobrze wiedziała, że chodzi u smoków o magię a nie zwykłą moc, nie kontynuowała jednak rozmowy słysząc niechęć w głosie Groula. Podczas ich rozmowy zbliżył się ku nim kolejny osobnik, którego wilk przedstawił jako Daalkiina. Amelia obejrzała się tylko przez ramię słysząc cichy odgłos zbliżających się kroków i uśmiechnęła się do samca. -Witaj. Miło mi cię poznać Przywitała się z samcem serdecznie. Dostrzegła klingę od miecza zawieszoną przy pasie Daalkiina i nie starała się nawet udać ze ona jej nie interesuje. Słuchała oczywiście uważnie, ale jej uwaga była dużo bardziej skupiona na zastanawianiu się jaka broń może kryć się w tej klindze. -Umiem pływać. Kiedy ruszamy i co jak już wejdziemy do środka? Zadała podstawowe pytania. Lubiła mieć wszystko zaplanowane, a aby tak było musiała znać kilka kroków na przód. -A mogę zadać pytanie nie związane z misją? Chodzi mi o klingę u twojego pasa. Na jakiej zasadzie działa? Rozwija się w miecz jedno czy półtora ręczny, jedno czy obu sieczny? Jak długą ma głownię?Posiada próg?Posiada młotek? Wypytywała.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Pią Lut 06, 2015 4:14 pm | |
| Kiedyś Rhoshan na pewno taką listę zrobi o ile będzie miał chęci, by bazgrolić sobie na kartce każde imię. Z drugiej jednak strony to byłby całkiem niezły motyw, tak nosić przy sobie zwój papieru i na nim dopisywać kolejne imiona. Może nawet byłoby to swego rodzaju trofeum? Albo inni zaczęliby myśleć, że lis skrywa tam jakiś wielki sekret. Wszystko ucichło, a sytuacja wyglądała dosyć nieciekawie. Jakby miało tu zaraz dojść do mordu i scen krwawych, których w greckich tragediach się nie pokazywało. Jednak samo pozbawienie życia Rhoshana z ekonomicznego punktu widzenia zbytnio się nie opłacało. Po pierwsze to zawsze jeden żołnierz mniej. Po drugie zawsze można sobie przez to narobić wrogów, a po trzecie… gdyby dał się sprowokować przez coś takiego to zwyczajnie pokazałby swoją słabość a tak zachował godność wilk, co znaczy że oleju w głowie troszkę miał. Na szczęście, by uniknąć następnych spięć a raczej by przeprowadzić naradę taktyczną z obserwującymi. Może nawet nie tyle naradę, co wypytać czy coś się rzuciło w oczy. Nie miał ochoty kłócić się dłużej z tą marną ziemską istotą, dlatego odpuścił. Sprawdzi się w boju. Jeśli polegnie z własnej głupoty to po problemie. Jeśli znajduje się w grupie to musi umieć za nią nadążyć, inaczej jeśli będzie ich spowalniać to stworzy dla grupy zagrożenie i tyle. Wtedy już nie będzie zlituj się. Kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jakie są smoki. Rhoshan już w tej kwestii miał dużo większą wiedzę niż ona. Rozróżniał moc, a magię i na pewno wiedział, że smoki używają magii. Chociaż pewnie i od tego znalazłby się wyjątek jak chociażby jakiś smok co nad magię przedkładał atrybuty fizyczne. Pewnie było to możliwe, chociaż nie znał granic magii tak naprawdę i nie wiedział czy da się ciało wytrenować na tyle, by móc mieć jakiekolwiek szanse przeciwko magicznemu przeciwnikowi. Lisa ciekawiło bardziej co ich tam wewnątrz czeka? Skoro ludzie powołali taką grupę do eliminowania istot nadnaturalnych to zapewne mają z nimi jakieś doświadczenie. Być może znaleźli jakiś sposób by obezwładnić swoją ofiarę. Pytanie tylko… czy nie jest to pułapka? W końcu mogą się spodziewać, że ktoś po niego przyjdzie. Rhoshan będzie musiał się mieć na baczności, inaczej bardzo łatwo tam straci swoje odzyskane życie. W tym czasie podszedł do nich Daalkiin, który skierował smoki do namiotu, a z Amelią się przywitał. Jak gdyby nigdy nic tak naprawdę. Po tym jak wcześniej stwierdził że idą z nim rzecz jasna. Czyżby wilk coś uknuł i po to przydzielił ich do drużyny Odrodzonego? Czyżby miała to być polisa ubezpieczeniowa by człowiekowi, a raczej czemuś co nie jest człowiekiem a raczej mieszanką nic się nie stało? Czemu twierdził, że jest mieszanką? Zachowuje się jak człowiek, wygląda jak człowiek, ale sama stwierdziła że człowiekiem nie jest. Zapach też ma inny, nieco przypominający glebę, ale nadal pewne charakterystyczne cechy zapachu ludzkiego miała. Oprócz tego w oczy lisowi rzuciła się osobliwa klinga miecza. Zapewne i on stanie do boju, niż miałby koordynować działania. Zresztą nie dziwne, skoro to misja wielkiej wagi. - Pływać umiem, jednak… jaki jest nasz przydział zadań i dlaczego akurat my? – zapytał, gdyż szczegóły misji były tu priorytetem. Nie jakieś rzeczy kosmetyczne pokroju czy miecz się wysuwa i jak działa. To była prywatna sprawa Daalkiina, ważne że na pewno umie używać tego oręża. Zresztą elementy miecza nieco mogły się różnić u densorinów, a jeśli ten sprzęt pochodził od Dur Shurrikuna to na pewno terminologia ziemska nie do końca mogła tutaj pasować. Zresztą po co miałby wyjaśniać coś człowiekowi, co sprawdzi się w bitwie? Sądząc po gabarycie miecza, który na pewno jest dostosowany do wzrostu władającego. Na pewno jest to technologia kosmiczna, więc pewnie to ostrze z regulowaną wiązką. Teleskopowe ostrze byłoby mniej trwałe, ale za to bardziej giętkie co z grubsza średnio pasowało do tej rękojeści. Patrząc na rozmiar dłoni Amelii oraz na długość tej rękojeści to pewnie by komfortowo tym machać musiałaby go pewnie brać w oburącz.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sob Lut 07, 2015 8:15 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Daalkiinowi nie umknęło spięcie które tutaj powstało. Z resztą nie tylko jemu, o czym ta dwójka nie koniecznie wiedziała. Kiedy oni tutaj siedzieli i wymienili poglądy, smoki wzbiły się w powietrze, wysoko ponad chmury i zniknęły z zasięgu ich wzroków. Rekruci oraz komandosi również zdążyli gdzieś odparować, udając się na swoje stanowiska. Czarnofutry tymczasem przesunął swój wzrok z jednego na drugie, obserwując ich i słuchając. Nie specjalnie miał się tutaj nad czym zastanawiać. Nie zamierzał jednak od razu odpowiadać na ich pytania. Najpierw należało im coś wyjaśnić. -Gir. Słuchajcie mnie uważnie. Jesteście problemem. Nikogo nie obchodzi czy się lubicie czy też nie. Zaczął, bardzo spokojnie. Następnie podniósł się powoli do góry, stając w wyprostowanej pozycji - niemalże na baczność. Dłonie splótł za plecami, spojrzał na nich z góry, a jego białe ślepia jak zawsze nadawały mu dość... nieprzyjemnego wyglądu. Ogon samca zatrzymał się, przestając poruszać, a jego wzrok wpierw padł na Rhoshana. -Nie jestem densorinem. Zamierzasz więc kwestionować czyjeś jeszcze "oddanie dla sprawy"? Przypomnij sobie czym aktualnie jesteś. Nul. Zerem. Niczym. Twoje przeżycie lub śmierć nie wpłynie w żaden sposób na nasze zadanie, bo nie jesteś nam po nic potrzebny. Skomentował tylko, robiąc następnie krok do przodu. Dość niebezpieczny krok, bo jeśli lis chociażby spróbuje otworzyć swój pysk by cokolwiek powiedzieć - Daalkiin wpasuje swoją nogą prosto w jego dziób, nie zamierzając pozwolić mu nawet dokończyć pierwszego słowa. I nie będzie to ostrożny cios jak podczas treningu, oj nie - tutaj lis będzie mógł poczuć coś podobnego do tego, gdy trafiło go widmo. Po tym, Daalkiin jakby nigdy nic skierował swój wzrok na Amelię. Ten sam, niezbyt miły. -Ciebie dotyczą te same zasady. Tutaj oficerowie rozwiązują problemy. Dorzucił do poprzedniej wypowiedzi. Cóż, Amelia miała o tyle dobrze, że nie została przed niego kopnięta. A mogłaby to poczuć wiele bardziej, niż Rhoshan. Daalkiin następnie odszedł od nich na kilka kroków, kierując swój wzrok na "Świt". Dalej trzymał swe ręce za plecami, splecione nad ogonem. -Jestem oficerem Crathygtan. Będę z wami rozmawiał w taki sposób jaki będzie dla was zrozumiały. Naszym zadaniem jest dostać się do najniżej położonej części kompleksu. Rekruci mają narobić zamieszania, wilk przeszukać główny budynek, a smoki wejdą od góry. My tymczasem sprawdzimy co kryje się na dole. Przy odrobinie szczęścia zabierzemy stamtąd naszych. Zaczął wyjaśniać zadanie. Powoli odwrócił się ponownie i spojrzał na tą dwójkę, oczekując aż oboje wstaną. Wtedy też zlustrował ich spojrzeniem i kontynuował. -"Dlaczego wy"? Nigdzie indziej się nie wpasowujecie. Przy odrobinie szczęścia, może pokażecie się mnie od dobrej strony, byśmy potem mogli stwierdzić co zrobić dalej. Ta misja to nie zniszczenie budynku za mną. Mamy infiltrować, zbadać oraz unieszkodliwić wszystko co tam znajdziemy, a wyda nam się podejrzane. Przede wszystkim macie wykonywać moje polecenia. Jeśli zabronię wam oddychać, oczekuję - że waszych oddechów nie usłyszę. Dokończył, odwracając się w stronę namiotu, który lada moment miał zniknąć wraz z całym obecnym tutaj wyposażeniem. -Potrzebujecie jakiegoś dodatkowego wyposażenia, zanim wyruszymy? W środku nie będzie już odwrotu. Zakończył wszystko, odwracając się ponownie do nich i poruszając ogonem na lewo i prawo, płynnie i falowo. Zawsze mogli coś jeszcze im zorganizować. W niewielkim zakresie, bo na tym etapie nie wiele im przysługiwało - jednak jeśli będą potrzebowali czegoś co jest dla nich dostępne, Odrodzny da radę sprawić by to dostali. Później nie będzie okazji.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Sob Lut 07, 2015 9:46 pm | |
| Spojrzała w niebo i ujrzała jak wszystkie towarzyszące im do tej pory smok wylatują. Był to na prawdę ciekawy i nawet można powiedzieć piękny widok.Miał w sobie jakiś majestat, który trudno było opisać. Niestety nie dane jej było przyglądać się temu zbyt długo, gdyż smoki wkrótce zostały przykryte przez chmury i zniknęły z zasięgu wzroku. Także reszta grupy udała się w dalszą misję, rozchodząc się w różnych kierunkach. Po pierwszych słowach Daalkiina Amelia doszła do wniosku, ze to chyba najbardziej bezpośredni stworek jakiego poznała. Nie przeszkadzało jej to póki nie czepiał się jej zbytnio. Ciekawe, ze powiedział to o czym sama myślała. Widząc jak samiec wstaje niemal automatycznie zrobiła to samo, z tym że ona stanęła całkiem luźno na lekko rozstawionych nogach zakładając dłonie za swoimi plecami, przez co wyglądała trochę jak niewinna mała dziewczynka, brakowało jeszcze by zaczęła się grzebać czubkiem buta w ziemi i się skuliła patrząc na Daaalkiina spod rzęs. Czego nie zrobiła. Skinęła posłusznie głową gdy zwrócił się do niej, w duchu ciesząc się że wstała, choć wydawało się, że jej nie miał ochoty kopnąć tak jak Lisa. “Bezpośredni i zasadniczy. Już go uwielbiam” Pomyślała z lekkim przekąsem. Wysłuchała wszystkiego co miał im do powiedzenia uważnie nawet na chwilę nie zmieniając pozycji. Spokojnie ktoś mógłby ją uznać za manekin sklepowy lu jakąś rzeźbę. Sprawdziła machinalnie pistolet który dostała od Nat’a i namyśliła się chwilę, czy czegoś nie będzie potrzebowała. Miała ochotę rzucić, “ kostium kąpielowy” ale się powstrzymała. Tego to chyba nie dostanie. -Ja mam raczej wszystko. Jedno pytanie odnośnie obezwładniania… mogłabym z niewielkiej odległości nakazać kilku osobą na raz nas nie zauważyć lub po prostu iść spać nim by nas w ogóle zobaczyli, problem tylko czy nie są tam na to odporni? |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sob Lut 07, 2015 11:10 pm | |
| Rhoshan był pewien, że i tak każdy mógł w tym miejscu odczuć tamto spięcie. Raz, że densorini mieli cholernie dobry słuch i takie rzeczy zwyczajnie mogli wyczuć, a dwa… na pewno ktoś coś powiedział albo zobaczył pierwsze reakcje lisa na człowiekopodobne coś. Smoki wyleciały, a reszta ekipy oddelegowała się na swoje stanowiska. Daalkiin nie wyglądał na zadowolonego, zresztą ogólnie ciężko było poznać, że jest niezadowolony chyba że brało się pod uwagę gestykulacje jak chociażby ruchy ogona, które ustały potem. No cóż zaczął z grubej rury i… w sumie stwierdził fakt. Każdemu na dobrą sprawę wisiało to jakie ma relacje lis i Amelia. I fakt faktem to, że się kłócili było problematyczne podczas misji, bo raz że mogli zdradzić pozycje wrogom poprzez swoje kłótnie, a dwa zakłócali pracę wszystkich istot, które reagowały na emocje. Ogólnie takie spięcia bardzo rozpraszały, bo bądź co bądź zwracały uwagę członków grupy. Widząc pozę Daalkiina, czyli baczność lis odruchowo też przyjął tamtą pozę, tyle że z dłońmi wzdłuż ciała. Spuścił głowę, jakby słuchając tego bo w sumie przypadkowo też ugodził wtedy w Odrodzonego. Jednak… skoro nie był densorinem to kim był? Wychowankiem Dur Shurrikuna na pewno. Chociaż z drugiej strony było to też ugodzenie w dumę, jednak skoro nie jest potrzebny to po co tu jest? Już chciał potwierdzić słowa jakimś „tak jest sir, przepraszam za tamto”, ale dostał solidnego kopniaka w dziób zanim zdążył się odezwać. Coś podobnego jak uderzyło go wtedy Widmo. Nie ma co mówić, że go to nie zabolało bo bolało cholernie, a na dodatek odleciał kawałeczek, by zaraz się podnieść, pozbierać i wrócić do „szeregu” ręką rozmasowując szczękę. Chociaż tyle, że kobieta dostała to samo upomnienie co on, tyle że nie w formie ciosu. Przy okazji się wyjaśniło jakie będzie ich zadanie. Mieli dokonać infiltracji dolnych partii budynku. Rekruci mieli zrobić rozpizgaj, by zwrócić uwagę a smoki dokonają ataku z góry. Wilk przeszuka budynek główny. Czyli w sumie po to byli im rekruci? W miarę sensownie, bo jakby kogoś przypadkowo zdjęli to nie będzie wielkich strat. Zresztą miał wiarę w uczniów Akaryntha, że dadzą radę. Muszą dać bo jak nie to Rhoshan… jeszcze nie wie jak ale skopie im tyłki w zaświatach jak się spotkają! Znaczy nieco dobiła go kwestia, że nigdzie indziej się nie nadają. Taka kompania karna praktycznie. No niestety Rhoshan miał świadomość, że będzie musiał kobietę znosić, a z Daalkiinem akurat problemu nie miał. Kiedy skończył i odwrócił się w stronę namiotu zapytał o to czy jest coś potrzebne. Rhoshan zastanowił się chwilę – Jeśli mamy infiltrować budynek i unieszkodliwiać cele bezgłośnie to poprosiłbym o jakąś w miarę cichą broń zasięgową. Jeśli zajdzie potrzeba zdjęcia 3 celów na raz, to możemy skoordynować strzał by zabić ich w jednym momencie zanim zaalarmują resztę – chwilę się zastanowił i spojrzał na kobietę… no tak, ją zabiją od razu – dla niej proponowałbym jakiś pancerz by przetrwała ewentualnie więcej niż jeden strzał z ludzkiej broni. Nie obraź się nie człowieczku, ale jak trafią Cię z karabinu który jest przystosowany do walki z istotami nadnaturalnymi to zrobią z Ciebie mielonkę. Ja pewnie przetrzymam parę strzałów, a pancerz by mnie spowalniał – ponownie spojrzał na Daalkiina – Czy mamy na zbyciu jakieś urządzenia maskujące? Być może tak o wiele łatwiej damy radę wniknąć na teren wroga i nie zostać spostrzeżonym – zaproponował. W końcu o wiele szybciej się będzie ściągać ludzi w ten sposób. Na pewno powinni mieć coś podobnego jak sprzęcik zwiadowcy, który się pojawił znikąd. Tak poza tym Rhoshan nie miał specjalnych życzeń, chociaż jeśli dojdzie do konfrontacji w zwarciu to on zwyczajnie użyje swoich pazurów i siły. Przynajmniej znał teraz też możliwości kobiety. Zajmowała się oszukiwaniem zmysłów lub nawet telepatią. Trzeba będzie uważać, by nie wlazła lisowi do głowy, a jak nawet spróbuje lub lis wyczuje najmniejszą próbę wtargnięcia do umysłu to bez ostrzeżenia ją zjedzie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Lut 11, 2015 9:02 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Czarnofutry zlustrował kobietę wzrokiem, w duchu przyznając jej rację. Dostała pistolet pochodzący od Jinkusu - to już i tak dużo, jak na rekruta. Jej propozycja obezwładnienia wrogów w zakresie jakiegoś miejsca była do przyjęcia, jednak póki co lepiej by po prostu wykonywała jego polecenia. To chyba jednak już zrozumiała, a jako, że Odrodzony nie lubił się pusto powtarzać, to jedynie skinął jej łbem. Inaczej natomiast spojrzał na Rhoshana, który zaczął od napomnienia o bezgłośnym unieszkodliwianiu celów za pomocą wspomnianej, bliżej nieokreślonej, broni zasięgowej. Potem doszło napomnienie, żeby kobieta "nie człowiek" dostała jakiś rodzaj pancerza. Przez broń do walki z istotami ponad naturalnymi? Czarnofutry wbił na chwilę swój wzrok w ziemię, wyłapując nim po drodze jakiś kamień, leżący pośród trawy. Nie jakieś ogromny, średniej wielkości - w sam raz by skutecznie nim komuś przywalić. Daalkiin podszedł powoli do kamienia, kopnął go prawą łapą w górę, by następnie wystawić dłoń i chwycić go. Podrzucił go następnie w dłoni dwa razy, by chwilę później rzucić go w stronę lisa. Oczywiście przy tym wszystkim pozwolił sobie na skomentowanie tego poczynania. -Cicha broń zasięgowa. Skomentował krótko, a następnie odwrócił się i ruszył w stronę skarpy. Tyle było w temacie dodatkowego dozbrajania. Na ten moment nie przysługiwały im pancerze ani nic czego nie potrafili by obsługiwać. A z tego co Odrodzony ustalił na temat lisowatego, to on stracił pamięć. Jak miałby więc pamiętać obsługę jakiejkolwiek broni palnej? Tym bardziej takiej nie pochodzącej z tej planety? Na zasadzie obserwacji nie widział jeszcze nikogo, kto byłby w stanie strzelać i nie stwarzać zagrożenia dla siebie i towarzyszy. Nigdzie też nie było powiedziane, że nie mają alarmować ochrony na temat swojego położenia. Nie było już czasu na to, by czekać dłużej. Daalkiin nie zamierzał więc czekać. Podszedł powoli do krawędzi, kierując swój wzrok wpierw na budowlę - a następnie na wodę znajdującą się kilkanaście metrów pod nim. Bardzo głęboką, bo można by do niej wpaść z kilkuset metrów i zapewne zamortyzowałaby upadek - z pominięciem praw fizyki. Obóz i generatory które tutaj były - w tym właśnie momencie zniknęły, zabrane stąd zapewne przez Dur-Shurrikuna lub jeden z jego okrętów. Czarnofutry wyciągnął ręce przed siebie, a następnie wyskoczył w górę przed siebie, pochylając się do przodu. Złączył swe nogi, sięgnął rękoma w przód układając je w "strzałę" i dał nura do wody, wpadając pod jej taflę i znikając w głębinach. Nie czekał nawet na to czy lis oraz karpatianka skoczą lub nadążą za nim - w założeniu mieli to po prostu zrobić, to był ich problem. Samiec przesunął rękoma po okręgu do swojego ciała i zaczął wiosłować nogami - wspomagając się przy tym ogonem. W efekcie pod wodą zaczął przemieszczać się bardzo szybko, choć nie przesadzając - bo nie próbował ich zgubić. Można było jednak odnieść wrażenie, że mógł płynąć szybciej. Nurkowali i płynęli coraz to głębiej, a do samego celu było jakieś trzysta pięćdziesiąt metrów od brzegu. Pod kątem trasa się dodatkowo wydłużała. Robiło się powoli coraz ciemniej, nad nimi dwa lub trzy razy przepłynęły jakieś statki - natomiast oni zbliżali się do podwodnej części całego kompleksu. Nie było tu żadnych okien, jedynie ciągnący się "kręgosłup" o średnicy mniej więcej 1/5 głównego budynku oraz kilkanaście ramion wspomagających, utrzymujących budynek i ciągnących się gdzieś w nieznane, czarne głębiny. Daalkiin po pewnej głębokości postanowił się finalnie zatrzymać przy głównym filarze - kręgosłupie który sam w sobie na pewno był budowlą. Podpłynął do ściany, a następnie wyciągnął i oparł na niej swą lewą dłoń. Odwrócił swój łeb i spojrzał na płynącą za nim dwójkę, sprawdzając czy nie zaczyna brakować im tlenu oraz czy jeszcze nadążają. Następnie sięgnął prawą dłonią do pasa - a dokładniej do klingi miecza, którą odpiął od pasa i chwycił pewniej. Biorąc pod uwagę jej rozmiary, spokojnie mógł obsługiwać ją jedną ręką jak i oburącz. Odrodzony przesunął palce po klindze, która w jakiś sposób zareagowała na to i wysunęła się, ukazując swoje oblicze pod postacią okrągłej, długiej wiązki energetycznej o srebrzystym połysku. Ostrze energetyczne miało ponad metr długości, idealnie wpasowując się we właściciela oraz jego wymiary. Daalkiin nie dał im jednak dużo czasu na podziwianie broni, gdyż zaraz po uruchomieniu - wbił ostrze w metal będący elementem konstrukcji, a następnie zaczął wycinać w nim otwór, który miał umożliwić im dostanie się do środka. Trwało to dosłownie kilkanaście sekund, aż czarnofutry wyciął spory okrąg, umożliwiający im dostanie się do środka. Woda w naturalny sposób wepchnęła odcięty element do środka, tworząc ciśnienie które zaczęło zasysać wszystko do środka. Daalkiin wskoczył tam jako pierwszy, zsuwając się wraz z wodą i lądując na łapach, lekko uginając przy tym kolana. Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu które szybko zaczęła zalewać woda - a sufit znajdował się kilka metrów nad nimi. Oficer zlokalizował otwarte drzwi z panelem po obu stronach, które były jednocześnie włazem. Wystarczyło je zamknąć. O dziwo - nie uruchomił się tylko alarm. Niewiele myśląc, Odrodzony ruszył biegiem w stronę wyjścia, a następnie krzyknął do pozostałej dwójki by do niego dołączyli. Gdy to uczynili, czarnofutry dorwał się do panelu i włączył komendę awaryjnego zamknięcia dostępu do pomieszczenia, co spowodowało, że właz zatrzasnął się z dwóch stron, szczelniej odcinając pokład. Po tym pozostało już tylko zorientować się gdzie się znaleźli. Futro Daalkiina przyległo równo do jego ciała, dając nieco wyraz dobrze zbudowanym mięśniom na jego ciele. Woda spływała po nim niczym z wodospadu, jednak on wydawał się tym nie przejmować. Zamiast tego natomiast - rozejrzał się po korytarzu - bo to na nim się znaleźli. Nie było żadnych widocznych kamer ani środków ochrony. Nie było też personelu. Jedynie drugie drzwi na końcu korytarza, również z panelem tak jak tutaj, gdzie starczyło kliknąć zielony guzik by się otworzyły. Nie wiadomym jednak było co znajdą za nim. -Opinie? Rzucił zapytaniem czarnofutry, podchodząc do drzwi i stając przed nimi. Nie podszedł do panelu, tym razem to oni będą mogli "czynić honory". Jego pytanie miało natomiast ocenić ich sposób postrzegania sytuacji w jakiej się znaleźli. Będą zmyślać czy może pomyślą bardziej racjonalnie, ocenią co się da? Korytarz był w miarę szeroki oraz wysoki, spokojnie zmieściliby się tutaj więksi od nich. To samo z resztą dotyczyło drzwi. Dodatkowo, wszystko wydawało się schludne, zadbane, a na dodatek bardzo dobrze oświetlone.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Czw Lut 12, 2015 9:06 am | |
| Obróciła się lekko, gdy Lis dostał kopniaka i odleciał przez to kawałek. Spojrzała na niego ze współczuciem, mając nadzieję , że nic mu się nie stało. Wiedziała już przynajmniej, ze z Daalkiinem nie należy zadzierać oraz że dysponuje on ogromną siłą. Gdy Lis najwidoczniej jedynie obolały zaczął się podnosić wróciła wzrokiem do dowódcy. Słysząc jak o niej mówi przewróciła tylko oczami. Pancerz spowalnia jego, a ją to już nie spowolni? Nie mówiąc już o tym, ze skoro udało im się pojmać jego mistrza to chyba wiedzą co robią, a ich broń jak sam zaznaczył jest nastawiona na istoty nadnaturalne. Jej przewagą był wygląd, który tego tak drażnił. Wyglądała jak człowiek. Podczas walki przeciwnik może przez chwilę się zawahać dając jej więcej czasu na obronę i może kontratak. Nie mówiąc już o tym, ze Lis nie wiedział o niej niemal nic, jak na przykład to, ze z przyzwyczajenia zachowywała się “ po ludzku” jak mawiała jej mama. Chodziło o to, że naturalnie Amelia była niemal całkowicie bezszelestna, a w połączeniu z jej szybkością i refleksem stwarzało to ogromną przewagę nad większością przeciwników, gdyż po prostu trudno ją było zauważyć, jeśli tego nie chciała. Czyli właściwie… to Lisowi by się przydało coś do ochrony bardziej niż jej, a w rzeczywistości wszyscy byli w tej samej sytuacji. Po zadaniu pytania uważnie przyglądała się dowódcy czekając na jego reakcję, a może nawet jakąś odpowiedź. Uzyskała jednak tylko skinięcie głową. Skłoniła lekko głowę, a znak, że zrozumiała i uśmiechnęła się lekko. -Nie mam zamiaru włazić do twojej głowy. Rzuciła idąc w stronę Lisa. -Zgaduje, że właśnie o tym pomyślałeś Uśmiechnęła się szeroko obserwując dowódce, który chyba coś knuł. Kiedy zrozumiała co planuje zaśmiała się cicho zakrywając ręką usta. Zaczynała coraz bardziej współczuć Lisowi, któremu jak na razie regularnie się dostawało. Ruszyła za Odrodzonym w stronę skarpy. Stanęła na brzegu tuż obok Daalkiina nim ten skoczył. Zdjęła przeszkadzające jej części garderoby, typu buty i kurtka. Została w dopasowanej koszulce i spodniach, za których paskiem bezpiecznie spoczywał pistolet. Wskoczyła do wody w chwili, gdy Daalkiin przebił tafle wody. Skoczyła trochę na lewo od miejsce w którym zanurzył się Odrodzony, by uniknąć zderzenia. Cofnęła się parę kroków i z rozbiegu wyskoczyła w locie wyciągając ręce nad głowę i układając ciało w szpilkę. Zamknęła oczy w chwili gdy dotknęła wody czubkami palców i otworzyła je dopiero gdy była już pod wodą. Szybko wypatrzyła płynącego Daalkiiina i ruszyła za nim mocno machając nogami i zagarniając wodę dłońmi. Płynęła za dowódcą trochę na lewo od niego, kilka metrów z tyłu. Nie próbowała go gonić, zmniejszyć odległości. Wystarczyło, ze był w zasięgu jej wzroku. Płynąc nieco zmieniła wydolność swoich płuc, by dłużej wytrzymać pod wodą. Z każdym metrem robiło się coraz ciemniej. Am tylko dzięki wyczulonym zmysłom orientowała się pod koniec ich morskiej podróży co jest wokół. Widziała podmorskie zabudowania i Daalkiina, który stawał się powoli tylko cieniem na tle owych budowli. Gdy się zatrzymał podpłynęła bliżej i zatrzymała się obok niego. Z fascynacją obserwowała jak wyciąga swój miecz. Podziwiała jego srebrzysty blask. Poczekała, aż czarnofutry wytnie im wejście w ścianie budynku. Wskoczyła do środka zaraz za nim wciągnięta przez ciśnienie. Wylądowała pod ścianą po kostki w wodzie na jakimś korytarzu. Szybko uciekła spod strumienia i dopiero wtedy rozejrzała się. Zauważyła, jak Daalkiin wyłącza panel i wkrótce woda przestała się wlewać do pomieszczenia. -Szczerze nie podoba mi się ten korytarz. Wszystko tu wygląda zbyt prosto. Pusty korytarz, bez żadnych specjalnych zabezpieczeń i kamer poza tymi panelami przy drzwiach, ale za to bardzo dobrze oświetlony i wielki. Musi być to miejsce które uznają za bezpieczne, w sensie nie spodziewają się ataku od tej strony lub to pułapka. Możliwe też, ze znajdujemy się w pobliżu miejsca gdzie trzymają zakładników, co by tłumaczyło rozmiary korytarza i drzwi. Za którymiś z nich w takim wypadku są pomieszczenia z zakładnikami, a tam należałoby się już spodziewać jakiejś ochrony. Mówiła cicho niemal szeptem. Przyglądając się całemu korytarzowi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Lut 15, 2015 9:22 pm | |
| Rhoshan natomiast w planie miał ciche unieszkodliwianie celów lub nasłuchiwanie i tropienie. Chociaż domyślał się, że Daalkiin ma dużo bardziej wyostrzone zmysły, skoro dostrzegł wtedy zwiadowcę, a on nie. Lis raczej stanowił tu wsparcie w postaci czystych mięśni i utrzymania czegoś na przodzie, by tamci mogli zareagować. O ile dostatecznie długo jego ciało wytrzyma, bo w końcu kto wie co może się kryć pod powierzchnią? Kiedy tylko wspomniała o tym, że nie ma zamiaru wchodzić jej do głowy lis jej rzucił spojrzenie mówiące „nawet nie próbuj” i dodał w myślach „bo jak spróbujesz to Cię rozszarpię”. Był bardzo ciekawe jej reakcji na te myśli. Nie lubił jak ktoś grzebał mu w głowie, chyba że po to aby oddać wspomnienia. Zresztą Widma były od tego wyjątkiem bo one i tak robiły sobie co chciały, więc nawet nie było sensu się stawiać. Mniejsza. Dał w każdym razie kobiecie do zrozumienia, że nie powinna próbować jeśli chce zachować życie (o ile ten się połapie). W tym czasie bacznie obserwował co robi dowódca. Najwyraźniej miał jakiś plan, bo nagle zaczął się rozglądać, a potem fenomenalnie i stylowo podrzucił kamień. Lis tylko złapał kamulca, który podrzucił mu Daalkiin. Na myśl przychodził mu tylko głupi klip, który kiedyś łowca widział w internecie. Proste i nic nie znaczące „Daaaaaj kamienia” mówione przez ziemskich półgłówków. O ile dobrze rozumiał zasadę to ilość like była wartością danego filmiku… a on miał ich całkiem sporo. Czy znaczy to, że ludzie cenili sobie głupotę? Nie ważne… Zrozumiał żart i sam się nawet zaśmiał pod nosem. W sumie racja, jedyne co to mógłby napsuć używając obcej broni. Bo o tyle broń ludzka była naprawdę prosta w obsłudze, o tyle już coś z kosmosu może być nieco bardziej skomplikowane. Szkoda, że jeszcze mu wszystko nie wróciło. Rhoshan spojrzał na pozycję w jakiej skakał Odrodzony i skoczył tą samą metodą. Zresztą to było na logikę lepsze niż skakanie na placka by się sponiewierać czy na bombę by wydać głośny plusk. Lis oczywiście skoczył troszkę później by przypadkiem nie wlecieć w żadne ze swoich towarzyszy. Zwierzęta miały coś w sobie, że umiały naturalnie pływać. Taki pies chociażby umiał przepłynąć zbiornik wodny, chociaż nikt go nigdy nie uczył pływać. Tak samo miała się sprawa z Rhoshanem, który podążając za instynktem płynął za Daalkiinem. Wykorzystywał do tego swoje umięśnione ręce oraz nogi, bo ogon miał jak… jak mokrą ścierkę. Nie to co jaszczurowaty ogon dowódcy, który faktycznie pomagał w pływaniu. Rhoshan nie ścigał się, bo to nie oto chodziło. Poza misją owszem, mógł sobie pozwolić na rywalizację, ale podczas misji musi się skupić. W końcu to nie jest byle jakie zadanie czy sparing. Trzeba było płynąć pod wodą i robić to tak, by nikt ich nie zauważył, a co za tym idzie płynąć głębiej. Kiedy Daalkiin wyciął okrąg, Rhoshan wleciał tam jako drugi. Był pod wrażeniem tego jak szybko otwór został wycięty i tego jak łatwo broń przeżarła się przez powłokę budynku. Po chwili na komendę dołączył do niego. Byli praktycznie pod drzwiami, a Lis wyglądał jak zmokła kura. Wycisnął z ogona wodę i potrząsnął głową. Nie chciał wydawać potem zbędnego hałasu. - Proponuję zerknąć na mapę i zlokalizować nas, a następnie nastawić uszu i sprawdzić czy ktoś jest za tymi drzwiami. Dosłownie nastawić uszu, ale jeśli się da to można by się włamać do systemu ich ochrony. Niestety ja się na hackowaniu nie znam – wzruszył ramionami – ale kobieta ma w pewnym sensie rację – niechętnie to powiedział, oj bardzo niechętnie i było to widać po nim – Być może to jest pułapka, bo nie sądzę by zostawili miejsca takie jak to bez nadzoru. Skoro… jak ty miałaś na imię? – spojrzał na nią pytająco – nie ważne. Grunt, że mogłaby telepatyczne sprawdzić jak się ma sprawa z zakładnikami czy chociażby z ochroną – mówił to cichym głosem i zaczął uważnie nasłuchiwać. Przede wszystkim najpierw zajął się wsłuchiwaniem w wibracje, czy dźwięki kroków/rozmów ogólnie ludzi – nie pasuje mi jeszcze to, że te drzwi były otwarte od tak. Myślę, że jeśli chce się dorwać grubą rybę to trzeba czasami zostawić dziurę w sieci, a jeśli pojmali jednego z nas to na pewno muszą się spodziewać tego, że zaatakujemy znienacka. Być może już weszliśmy w pułapkę – powiedział uważnie rozglądając się za kamerami, czy ewentualnymi nierównościami w powierzchni sugerującymi, że mogą się rozsunąć albo coś tam może być. - W każdym razie powinniśmy wyczekiwać momentu, kiedy nasza dywersja rozpocznie działania - dopowiedział.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Lut 24, 2015 9:50 am | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Daalkiin zlecił dwójce wyrażenie swoich opinii na temat sytuacji w której się znaleźli, a sam podszedł do panelu drzwi które będzie trzeba zaraz otworzył - i zaczął przy nim grzebać. Początkowo wstukał coś na samym panelu, by chwilę później wyjąć z kieszeni małe urządzenie, które zdalnie połączyło się z panelem i natychmiast rozszyfrowało hasło. W międzyczasie, po futrze czarnofutrego cały czas spływała woda. I choć może nie było to najwygodniejsze i najcichsze rozwiązanie, to jednak pozwalało mu to w dodatkowy sposób uchronić się przed niechcianymi chwytami - gdyż futro najzwyklej w świecie robiło się bardziej śliskie. -Jedno z was opisuje mi miejsce w którym się znalazłem, a drugie wymyśla. Skwitował krótko, chowając urządzenie, a następnie wyciągając lewą dłoń i kładąc ją na zamkniętych drzwiach. Wyglądało to tak jakby coś sprawdzał. Co prawda nie mogli stwierdzić co oraz w jaki sposób. Sam czarnofutry również nie podzielił się informacjami na ten temat. W międzyczasie dało się usłyszeć głuchy huk dochodzący gdzieś z góry, a cały budynek się dosłownie zatrząsł. Odrodzony mimo to nie wydawał się tym faktem w jakikolwiek sposób wzruszony. -Nid. Telepatia nie jest bezpiecznym rozwiązaniem. Odparł, komentując propozycję wykorzystania telepatii do sprawdzenia terenu. Oczywiście nie zamierzał nikogo powstrzymywać, warto by uczyli się na swoich ewentualnych błędach. Daalkiin poznał ich opinie, tak więc nie pozostawało im nic jak ruszać dalej. Dlatego też zaraz prawą dłonią wstukał rozszyfrowaną przed chwilą kombinację, która otworzyła przed nimi kolejne drzwi. Za drzwiami ukazało się pomieszczenie zbudowane na planie koła. Bardzo spore, niczym scena jakiegoś teatru. Do samego pomieszczenia prowadziły z czterech stron korytarze. Czarnofutry pierwszy wszedł do środka, rozglądając się spokojnie na lewo i prawo, po to by zatrzymać się niecały metr od drzwi którymi dostał się do środka. Na środku pomieszczenia, tuż przed trójką zaczęło się coś pojawiać. Początkowo z ziemi zaczęło wyrastać tornado, które jednak nie powodowało żadnych wstrząsów. Nie składało się z powietrza, lecz energii o ognistym wręcz kolorze. Zaraz po tym, energia ta zaczęła się układać w istotę. Czworonożnego smoka nie posiadającego skrzydeł, mierzącego ponad trzy i pół metra wzrostu w wyprostowanej, stojącej pozycji. Miał on siedem metrów długości ciała - wraz z ogonem. Łuski szybko zaczęły formować się na jego ciele w szaro-czarnej kolorystyce. Gadzie ślepia miały pomarańczową barwę, taką samą miały jego pazury. Ciało skończyło się formować i przedstawiło osobnika który przypominał spotkane przez dwójkę bohaterów - wcześniej - widma. Istota zlustrowała całą trójkę spojrzeniem, patrząc na nich niczym na coś gorszego - podgatunki. Pięści czarnofutrego zacisnęły się odruchowo, by zaraz potem chwycić rękojeść miecza w prawą dłoń, nie uruchamiając jednak ostrza. /Zaskoczeni...?/ Odezwał się głos w ich głowach. Ta bestia była telepatą, jak wszyscy jego pobratymcy. Bardzo silnym telepatą, gdyż jego przekazu nie dało się nijak zablokować czy ograniczyć. Widmo nie poruszało się, jedynie stało i obserwowało ich. Zupełnie jakby wyczekiwał na coś. Daalkiin znieruchomiał, obserwując ową istotę z bardzo poważnym wyrazem pyska. I chyba w tym wszystkim zastanawiał się co ma zrobić lub brał owego "smoka" na przetrzymanie, bo po prostu stał. Może też nie wiedział co ma zrobić? Oboje - Amelia oraz Rhoshan mieli już kontakt z widmami. Mniejszy lub większy. Lis miał tutaj tą przewagę, że historię o tym widmie - Sunadzie - już słyszał, a nawet widział go w wizji ukazanej mu przez Akaryntha.
Sunad
- Spoiler:
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Sro Lut 25, 2015 12:16 pm | |
| Pokręciła głową widząc spojrzenie jakie rzucił jej Lis. Była niemal pewna, ze w myślach jej wygraża mimo że przed chwilą powiedziała mu przecież, że nie siedzi mu w głowie. Zignorowała jego groźną minę. Miała ochotę zajrzeć do lisich myśli by przekonać się czym takim jej grozi i jak kreatywny w tych groźbach jest, chociaż nie spodziewała się po nim niczego wyjątkowego. Ciekawe czy w ogóle byłby w stanie zauważyć, ze czyta mu w myślach... Może nie przepadała za używaniem telepatii, ale miała w tym na tyle wprawy, że nawet jej pobratymcy z trudem wykrywali jej obecność, a przecież wszyscy są telepatami i to w większości starszymi oraz lepszymi od niej. Stali pod drzwiami czekając na kolejne polecenia Daalkina, gdy Amelii rzuciło się coś w oczy. Odruchowo sięgnęła dłonią stając przy tym na palcach i ściągnęła z ucha Lisa jakiś zielony wodorost. Pokazała zieleninę na wyciągniętej dłoni by się rudy nie rzucał zbytnio, że go dotyka i odrzuciła w wodę. W międzyczasie wycisnęła wodę ze swoich długich włosów. Poniekąd cieszyła się teraz że nie ma futra. Być całej tak mokrą... Szybkim ruchem związała włosy zaplatając je w luźny warkocz tak by jej nie przeszkadzały klejąc się do twarzy. Aż się uśmiechnęła pod nosem słysząc jak Lis krztusi się przyznaniem jej racji. Szybko się jednak zrehabilitował niby zapominając jej imienia. Pozostawiła to bez komentarza. -I tak i nie. Mogłabym, ale jeśli w środku jest inny telepata lub nawet człowiek będący mentalną tarczą mógłby mnie przy tym wykryć. Mogą jeszcze nie wiedzieć, ze weszliśmy.. tylko bym nas w ten sposób zdradziła Wytłumaczyła spokojnie zamyślona. Niby zazwyczaj jest ostrożna i wyglądało, że i tak tam wejdą więc w sumie mogłaby sprawdzić co ich tam czeka, ale co jeśli w ten sposób ostrzeże wrogów? Stracą element zaskoczenia, który często odgrywa bardzo ważną rolę. Spojrzała pytająco na dowódce. Gdyby była sama, pewnie by zaryzykowała, ale tu on dowodził i nie chciała by później jej się dostało za samowolkę. Kiwnęła głową słyszą, jak dowódca przyznaje jej nijako raję. Nie wyglądała za to na w żaden sposób z siebie zadowoloną jakby się można było spodziewać. Każdy lubi gdy mu się przyznaje raję, czyż nie? A ona... cóż zwyczajnie potraktowała to jak polecenie. Ma nie sprawdzać pomieszzenia. Obserwowała cały czas Daalakiina. Trudno było nawet jej określić co myśli sobie Odrodzony. Był taki... neutralny. Skupiony całkowicie na zadaniu. Dopiero jego słowa naprowadzały ją nieco na to w jakim mniej więcej nastroju może być. Skrzywiła się lekko słysząc jak skwitował ich wypowiedzi, ale nic nie powiedziała. W sumie... jego krytyka była słuszna, więc po co cokolwiek mówić? Po chwili Daalkiin otworzył drzwi i weszli do środka. Zatrzymali się jednak zaraz za progiem widzą jak na środku pomieszczenia zaczyna się coś pojawiać. Amelia stanęła stabilnie, ale luźno. Nie napinała mięśni, jak zazwyczaj się robi, gdy tak jak ona teraz staje się w pozycji do obrony i ataku. Dziewczyna wiedziała, ze to zbędne nadwyrężanie ciała. Dużo lepsze efekty osiąga się gdy mięśnie są rozluźnione a napinają się dopiero wtedy gdy est to potrzebne. Obserwowała uważnie co się dzieje, z ręką niemal niedostrzegalnie cofniętą, także dłoń znalazła się bliżej broni schowanej za jej paskiem. Kątem oka obserwowała także reakcję Daalkiina, który wydawał się być... zaniepokojony. Przede wszystkim był bardzo poważny, a gdy posta już się uformowała w dość ciekawego osobnika, wydającego się by widmem, ich dowódca wydawał się być spięty. Amelia nie za bardzo wiedziała kim jest osobnik przed nimi i czy to wróg czy przyjaciel. Po reakcji Odrodzonego podejrzewała, ze jednak to pierwsze, dlatego nie zmieniła pozycji i czekała co będzie dalej. Nie zdziwiła się już nawet odrobinę, dy stwór odezwa się bezpośrednio do jej myśli. Zaczynała się już do tego nijako przyzwyczajać. Milczała jedynie nie spuszczając stwora z oczu. Śledziła każdy najmniejszy ruch i refleks światła... czekała co się stanie dalej. Na usta cisnęło jej się jednak oczywiste pytanie „ a ktoś ty jest tak w ogóle?”
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Czw Lut 26, 2015 5:53 pm | |
| W sumie Daalkiin obrał jedną z opcji o których mówił lis, czyli hackowanie. No cóż, być może kiedyś podstaw tego Rhoshan był uczony, ale obecnie nie miał pamięci z przeszłości. W sumie ciekawiło go co zawierał w sobie kompleksowy trening gwardii, który musiał przejść. Będzie musiał sobie to wszystko przypomnieć, a raczej na nowo się tego nauczyć. Kwestia teraz znalezienia chętnej osoby, która by go przygarnęła pod swoje skrzydła, łapę lub inną część ciała. Lis musiał się nieco otrzepać, by nie zostawiać śladów na podłodze za bardzo. Mimo wszystko woda, którą mieli na sobie zostawiała plamy, które mogą zwrócić uwagę jeśli będą się przemykać. Kiedy kobieta sięgnęła w stronę głowy lisa ten odruchowo się obrócił i spojrzał na nią. Ściągnęła mu jakiś wodorost z głowy, chociaż… czy oni na serio aż tak głęboko nurkowali? No cóż, może jakiś dryfował sobie i się zwyczajnie zaczepił. Lis sięgnął po swój ogon i wyżął go jak ścierkę. Nieco delikatniej bo bądź co bądź to boli, jednak na tyle by pozbyć się sporej ilości wody. Budynek się zatrząsnął, a lis uznał to za rozpoczęcie działań dywersyjnych. Najwyraźniej tamci dają ostro łupnia, skoro taka budowla się trzęsła. W sumie coś w tym było, że telepatia to niezbyt dobre posunięcie. Praktycznie nie znali personelu przeciwnika. Co jeśli tam byłby ktoś, kto się na tym zna? Pewnie by ich wykryli. Najwyżej znajdzie się inny sposób sprawdzenia. Po chwili drzwi stały otworem, zapewne proces deszyfracji się skończył i można było wejść nie załączając alarmu. Pomieszczenie wyglądało jak jakaś scena? Może amfiteatr albo jakieś wielkie skrzyżowanie od którego odchodziły 4 korytarze. Całkiem dobre miejsce by kogoś otoczyć. Pierwszy wszedł Daalkiin. Lis wzmógł swoją czujność i uwagę, kiedy Odrodzony wszedł do środka. Rhoshan podszedł bliżej powoli i uważnie się rozglądając. Przed nimi zaczęło się coś pojawiać. Czyżby przypadkiem aktywowali jakąś pułapkę? Nie, raczej nie. Bardziej to wyglądało jakby ktoś na nich czekał i właśnie wleźli w jedną z nich. Na początku było to tornado, czerwone tornado z którego potem wyłonił się ON. Lis nie wiedział przez chwilę co powiedzieć. Autentycznie go zatkało bo widział tą istotę! To widmo przecież było w tamtej wizji, którą ukazał mu ojciec. Lis domyślał się tylko, że to co się pojawiło nie ma dobrych zamiarów, więc stanął luźno i obserwował uważnie stworzenie. Przyjął postawę obronną i zacisnął pięści od czasu do czasu je luzując i ponownie zaciskając. Sunad zapytał, czy byli zaskoczeni? Oczywiście, że lis był zaskoczony! Przecież Kattal tego gościa wciągnął nosem podczas tamtej bitwy, więc jak niby tutaj się znalazł? Jego myśl po prostu oscylowała wokół tego jak on się tu znalazł oraz tego co w tym wypadku zrobić. Daalkiin nie rwał się do walki i całkiem słusznie bo ciężko ocenić jakie szanse mają w starciu z widmem. Trzeba całą sprawę przemyśleć. Szkoda, tylko że on może czytać w ich myślach i właśnie widzi tą pogoń myślową lisa oraz zmieszanie. Jednak… jeśli to widmo tutaj jest to znaczy, że… być może szuka sposobu by odratować swoją rasę która miał się opiekować albo są tutaj uchodźcy od nich. Pytanie tylko które z nich? Lis stał i obserwował uważnie ruchy widma. Chociaż… może jednak nie jest tu by z nimi walczyć, a jedynie ich zatrzymać? Jednak jak się zastanowić to miałby w tym cel, by nie dać odbić zakładnika. Z czystej vendetty wobec tej rasy.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Mar 15, 2015 10:05 pm | |
| [color=#ffffff] NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Anaris|Auberon|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Kyoht|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen|Zaterra Sunad -Hi fend kos dilon. Odezwał się czarnofutry samiec, rzucając odpowiedź na zapytanie skierowane do nich przez widmo. Zerknął kątem oka na swoją broń, którą dzierżył w prawej dłoni. Następnie ją po prostu odłożył. Przypiął rękojeść ponownie do pasa, a widmo w międzyczasie zaczęło się przekształcać. Był to dość niemiły widok, jak kości gada przestawiały się, strzelając i wydając dźwięk jak by się łamały - a przy okazji same widmo zaczęło się lekko kurczyć, by chwilę później stanąć przed nimi na dwóch nogach. Gad nadal miał jednak nad nimi przewagę wysokości oraz rozmiarów. Nawet Rhoshan - który z tej trójki był najwyższy - musiał zadrzeć łeb do góry, by móc spojrzeć na pysk tej istoty. Nie wydało się to jednak wielkim problemem dla Daalkiina. Odrodzony zaczął szeptać coś pod nosem, bardzo cicho - jednak dało się to usłyszeć. Gorzej było jednak ze zrozumieniem, gdyż mówił w dialekcie Crathygtan, którego po za nim - nikt tutaj nie znał. -Ko sul do drem, ko vulon do kein, thaar thun mahfaeraak zuk. Vosod kent kos fahraal fah, vaat mii faal Unadaan - faal Crathygtan. Szepcząc swe słowa, Daalkiin zacisnął powoli swe pięści oraz opuścił lekko swój łeb, zamykając oczy. W pomieszczeniu zaczęło się robić dziwnie chłodno, wręcz nienaturalnie. Można było mieć wrażenie, jakby jakaś dziwna aura, bardzo złowroga - rozeszła się po pomieszczeniu. Sunad roześmiał się natomiast prześmiewczo, spoglądając na czarnofutrego z pogardą wylewającą się z niego. /Na prawdę uważasz, że słowa twojej "przysięgi" cokolwiek tobie tutaj dadzą? Że te tanie sztuczki na mnie zadziałają?/ Rzucił gad, ruszając powoli ku małej grupce. Oficer podniósł natomiast swój łeb do góry, a jego ślepia zaczęły mienić się jasnym światłem, mocniej niż dotąd. Skierował początkowo łeb w stronę Rhoshana, odzywając się wpierw do niego. -Ruszajcie prawym korytarzem i znajdźcie naszych ludzi. Rozkazał, a następnie spojrzał na Amelię. W tym czasie widmo wciąż się zbliżało, wyciągając już swe łapska po czarnofutrego. -Krzyknij w myślach imię "Nodin". Wezwij go, zażądaj by stawił się na twe wezwanie. Blokadą telepatyczną się nie przejmuj. Odezwał się do kobiety, a w tym momencie Sunad już miał chwycić Odrodzonego w swe pazury, gdy ten wykonał coś czego zapewne dwójka się nie spodziewała. Zamachnął się błyskawicznym ruchem w stronę widma, uderzając je pięścią w klatkę piersiową. W czasie lotu, jego dłoń okryła energią, wtłaczając znajdujące się dookoła powietrze oraz energię w siłę uderzenia. W efekcie Daalkiin uderzył w gada z siłą pociągu, odrzucając go do tyłu i przebijając nim jedną ze ścian na wylot, sprawiając, że gad zniknął po drugiej stronie. W tym momencie ciało czarnofutrego zaczęła otaczać biała energia, rozchodząc się po nim całkowicie i tworząc dookoła niego białą aurę. Amelia mogła natomiast wyczuć, że coś co przez chwilę blokowało jej możliwość wyjścia myślami za pomieszczenie - zniknęło. Mogła swobodnie wykonać polecenie dowódcy. Sam dowódca ruszył natomiast w stronę dziury którą wyrwał w ścianie. W międzyczasie ponownie sięgnął do swego pasa, odpinając od niego klingę od swego miecza i rzucając go za siebie - prosto do lisa. Gdy czerwonofutry chwycił rękojeść, poczuł dziwne uczucie jakby broń podłączyła się do niego. Delikatne ciepło rozeszło się po całym jego ciele, a ostrze błysnęły lekko, jakby wysuwając się i chowając w ułamku sekundy. Odrodzony nic natomiast nie powiedział - wszedł w dziurę za widmem, znikając w ciemności pomieszczenia. Chwilę później dało się usłyszeć kilka kolejnych huków oraz wstrząsów. Nie wszystkie dochodziły jednak z za dziury gdzie walczyli Daalkiin i Sunad. Gdy dwójka ruszyła korytarzem, raczej nie mając zamiaru wchodzić w drogę Widmu oraz ich nowemu znajomemu - oficerowi który najwyraźniej miał niespożyte pokłady mocy - Amelia wykonała polecenie. Na reakcję o zuchwałe wezwanie nie trzeba było długo czekać. Po wejściu do kolejnego korytarza - jakże podobnego do poprzedniego, światła zaczęły migać, elektronika zawodzić, a cienie powoli rozszerzać się. Chwilę później miganie świateł stało się ostrzejsze, mocniejsze - zaraz potem na trzy sekundy zapadła całkowita ciemność. Nie było nawet krzty światła, nie dało się ujrzeć całkowicie nic - nawet dzięki nadludzkiemu wzrokowi czy widzeniu w ciemnościach. Światło wróciło, a Amelia zobaczyła przed sobą czarne łuski, olbrzymie czarne łuski. Stała przed nią istota którą Rhoshan zdążył już poznać, a kobieta miała właśnie okazję. Był to samiec, gad mierzący ponad dwa metry i sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Był olbrzymi, masywne i dobrze umięśniony. Jego łuski były czarne niczym noc, przeplatane miejscami kolorem ciemno-szarym. Jedynie jego ślepia były krwistoczerwone, zerkające na kobietę z gniewem - czymś co mówiło jasno, że ten osobnik chcę ją rozszarpać, zeżreć i wypluć by potem lis musiał ją zeskrobywać z podłogi. Był to nikt inny jak Nodin. Widmo Densorinu, które odpowiedziało na wezwanie. Niemniej jednak osobnik ten nie przepadał za gatunkiem ludzi - ani gatunkami pośrednimi. Nie był więc zadowolony z tej sytuacji... /Jak śmiesz mnie wzywać, Karpatianko? Kto dał tobie prawo...?/ Rzucił, niczym Lord którym na swym świecie był - choć nie wśród swych pobratymców. Jego czerwone ślepia błysnęły lekko, gdy jego gniewne spojrzenie spoglądało na kobietę - wydając się zupełnie nie zauważać lisa. Choć jak stojący tu futrzak zapewne wiedział, nie umknął widmu. Po chwili jednak owe widmo zamarło w bezruchu. Wielki gad skierował wzrok przed siebie, nad kobietą - patrząc w stronę pomieszczenia z którego weszli na korytarz. Wyglądał na... zaskoczonego? Może przerażonego? Takie myśli mogły przejść komuś przez głowę, jednak lepiej by były jak najcichsze, gdyż widma słyszały te myśli - a nazwanie tego osobnika tchórzem skończyłoby się tragicznie. Mina gada szybko się jednak zmieniła. Z niepewności w gniew, furię. Jego ślepia błysnęły, kły i pazury zacisnęły się. Samiec wrzasnął, ryknął - sprawiając, że wszystko zatrzęsło się jakby miało zaraz runąć - a dwójkę bohaterów zmuszając by zatkali swe uszy. Czarnołuski minął kobietę bez słowa, ruszając w stronę drzwi z których przyszli. Jednak to nie mogło się tak po prostu skończyć. Białe światło rozjaśniało za plecami Amelii oraz Rhoshana, tuż przed Nodinem. Pojawił się przed nimi ktoś, kogo również lis zdążył już poznać. "Anioł" w białej zbroi, równie wielki co czarnołuski, jednak nie tak masywny - nawet mimo pancerza. Jego skrzydła, początkowo rozłożone, przyległy do ciała. Włócznia oparta w prawej dłoni, spoczęła końcówką swobodnie na ziemi. Był to nikt inny, jak białołuski smok Akarynth, mistrz rekrutów oraz ojciec Rhoshana. Smok wyglądał niczym anioł, tworząc potężny kontrast względem czarnołuskiego widma. Mistrz wyciągnął lewą dłoń w stronę idącego dalej w jego kierunku gada, chcąc go powstrzymać. -Nodin, nie możesz... Zaczął, jednak nie zdążył dokończyć, gdyż czarnołuski odmachnął się lewą ręką i uderzył w bok białołuskiego smoka, rzucając nim o ścianę niczym szmacianą lalką. Ściana jednak ledwo to uderzenie wytrzymała. Biały smok podniósł się jednak tylko z ziemi, stając wyprostowany i otrzepując swe skrzydła - odprowadził widmo wzrokiem. Potem, jego spojrzenie padło na Amelię oraz Rhoshana... którzy właśnie widzieli stanowczo za dużo. -Musimy wszystkich stąd zabrać, a następnie opuścić to miejsce. Rzucił do nich krótko, nie widząc czasu na większe grzeczności czy przedstawianie się Amelii. Z drugiej strony, lis mógł to zrobić pokrótce. Smok podszedł powoli do dwójki, spoglądając na nich z góry. Kiwnął im łbem w stronę kolejnych drzwi... dla odmiany te następne miały już klamkę, metalową ale jednak. Wystarczyło je otworzyć i wejść do następnego pomieszczenia. A smok najwyraźniej zamierzał iść z nimi.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Mar 17, 2015 5:09 pm | |
| Strzelał, że odpowiedź Daalkiina, czyli ten dziwny dialekt oznaczało coś w stylu „tak”. Skrzywił się lekko na dźwięk przypominający łamanie kości zwłaszcza, że akurat to widmo budziło w nim niezbyt przyjemne uczucia. Zresztą kto lubiłby obrońcę ludu, który brał niegdyś gatunek z którego się pochodzi w niewolę? Mało kto, plus jeszcze ta transformacja była groteskowa, jednak było to za mało by wywołać u Rhoshana coś więcej niż zdegustowanie. Na dodatek musiał znowu zadzierać głowę i powoli się zastanawiał czy Widma po prostu lubią być duże, czy nie mogą zrobić się mniejsze by być na wysokości oczu rozmówcy? Po chwili wrócił do obserwowania istoty. Na pewno miała coś do powiedzenia, gdyż ich jeszcze nie rozszarpała. Odrodzony coś szeptał, a dla Rhoshana brzmiało to jak jakieś zaklęcie? Modlitwa? Nie znał tego języka, więc mógł tylko rzucać skojarzeniami. Zrobiło się chłodno i być może to była właśnie zasługa Sunada. Chciał najwyraźniej jeszcze bardziej zniwelować morale potencjalnych przeciwników? Chociaż jeśli widma są tak potężne jak się mówi, to nawet nie byliby dla niego wyzwaniem. Co więcej nie ulegało wątpliwości, że ta pewność siebie jest uzasadniona, a nawet można rzec pycha. Więc to co mruczał sobie było przysięgą? Był całkiem blisko zatem, skoro oscylował że to mogła być modlitwa. Jednak nadal daleko, a teraz ważniejszą rzeczą była sprawa widma, które niebezpiecznie się zbliżało do grupy. Jeśli już mają ginąć to Rhoshan z chęcią stawi opór. Dowódca nieco zaskoczył lisa, gdyż ta przysięga najwyraźniej była też rodzajem jakiejś magii. Świeciły mu się oczy dosyć jasnym światłem. Jednak bardziej zadziwiło go to co powiedział. Czyżby miał im dać czas, by mogli uratować zakładnika? Jeśli taki był jego plan to poświęcenie nie może iść na marne – Zrozumiano – rzucił i czekał na rozwój wypadków. Wątpił, by widmo go przepuściło od tak, czyli Daalkiin musiał mieć jakiś plan, by wywołać małą dywersję. Rozkaz wydany kobiecie, której imienia lis dalej nie pamiętał wzbudził nieco nadziei, a zarazem strachu. Jeśli Nodin się tutaj zjawi to ich uratuje najpewniej, jednak z drugiej strony… zostaną złapani w wir walki dwóch potężnych istot, a w takich wypadkach najlepiej być kilka galaktyk dalej. Lis absolutnie nie spodziewał się tego co nastąpiło po chwili. Widmo oberwało i poleciało jak szmaciana lalka w stronę ściany, przez którą Sunad się przebił. To była właśnie ta dywersja, więc niezwłocznie Rhoshan udał się w wyznaczonym kierunku. Trzeba odbić swoich za wszelką cenę, więc ruszyła najszybciej jak umiał po uprzednim złapaniu miecza. Poczuł to dziwne ciepło, a ostrze pojawiło się i zniknęło. Jakby… synchronizowało się z nową osobą? Ciepło miało też dodatkowy efekt, gdyż zwyczajnie Rhoshan poczuł przypływ dodatkowych morale. Kobieta powinna za nim nadążyć, zresztą ona miała inne zadanie. Wezwać wsparcie, a w tym czasie on chciał jak najszybciej dorwać się do miejsca, gdzie jest przetrzymywany ich cel. W myślach tylko rzucił „powodzenia Daalkiinie” zerkając ostatni raz na dowódcę znikającego w dziurze. Lis co jakiś czas zerkał czy kobieta nie zostaje zbytnio w tyle, a w ręku nadal trzymał broń, którą podrzucił mu Daalkiin. Nie spodziewał się, że tamto wezwanie zadziała tak szybko, gdyż… cała elektronika tego miejsca zaczęła wariować, a nieprzenikalna ciemność spowiła wszystko. Skoro zmysł wzroku był ograniczony to lis musiał używać słuchu. Kiedy ponownie zostali oświetleni czerwonofutry rozpoznał dobrze znaną sobie sylwetkę. To był lord Nodin, który odpowiedział na wezwanie pomocy. Momentalnie lis złapał kobietę za ramię i pociągnął w dół, by pokłoniła się razem z nim – Oddaj hołd Lordowi Nodinowi, jeśli Ci życie miłe – syknął do niej. Jak już się przekonał na własnej skórze widmom należy się szacunek, a zwłaszcza temu, który złamał zasady by ratować swój lud. Mało tego ryzykował bardzo wiele dla densorinów, praktycznie kładąc życie na linii więc pomimo tamtego „szturchania” z początku znajomości, Rhoshan szanował Nodina. - Przeproś – szepnął jej cicho, mając dalej spuszczoną głowę i czekając na rozwój wydarzeń. Miał tylko nadzieję, że nie będzie ona na tyle głupia i okaże brak szacunku. Może jej nie lubił, jednak głupotą dla niego było osłabiać sobie drużynę, zwłaszcza że ktoś pewnie będzie musiał go osłaniać kiedy będzie wynosić zakładników. Odruchowo lis na moment zerknął w górę, by ujrzeć twarz widma. Być może był zaskoczony, zresztą nie tylko on bo w tamtym wspomnieniu przecież Kattal załatwił Sunada. Tak, na pewno było to zaskoczenie, nic innego. Po chwili przerodziło się to w gniew, a Rhoshan wolał zejść z drogi widmu. Ryk, który wywołał przeraził, go gdyż wszystko się trzęsło. Zatkał swoje uszy i być może nawet bardziej go to zabolało niż kobietę, z racji że ma czulszy słuch. Obejrzał się jak widmo odchodziło i sam Rhoshan zaczął wstawać, kiedy dojrzał białe światło. Przybył Akarynth, ojciec lisa który najwyraźniej chciał powstrzymać Nodina. Lis jednak bał, się że prośba ojca nie zostanie wysłuchana. To była okazja do rewanżu za tamto przerwane starcie i najwyraźniej czarnołuski nie odpuści. Nim zdążył zareagować Nodin trzasnął Akaryntha. Na moment w lisie wezbrał gniew, bo ktoś autentycznie na jego oczach robił krzywdę jego jedynej rodzinie, ale zaraz się opanował. - Tak. Odrodzony kupił nam trochę czasu. Wolę nie być w pobliżu, kiedy Ci dwaj zaczną swoją potyczkę – powiedział wstając szybko i podszedł do drzwi. Pociągnął za klamkę i z mieczem w ręku ostrożnie się rozejrzał po pomieszczeniu. Nie było czasu na formalności, trzeba szybko zlokalizować i odzyskać zakładników nim tamci zaczną się mordować. Trzeba jeszcze potem odratować Odrodzonego. Oczywiście domyślał się, że ojcu po tamtym uderzeniu nic nie powinno być, w końcu był dużo twardszy niż Rhoshan. Zresztą dał radę wstać i wyglądał dobrze.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Wto Mar 17, 2015 8:23 pm | |
| Amelia stała pół kroku za Daalkiinem, lekko z boku, tak, że widziała co się dzieje pośrodku pomieszczenia w marę dobrze i mogła obserwować bieg wydarzeń, by w razie czego móc walczyć. Czuła, że walka wisi w powietrzu. Nie wiedziała kim jest widmo, które spotkali, ani co łączy je z dowódcą, ale jedno było pewne- nie lubili się. Usłyszała słowa czarnofutrego, ale ze względu na to, ze nie znała nawet słowa w używanej przez niego mowie, ba mogła jedynie zgadywać co to za mowa, pozostawało jej domyślać się co mówi Daalekiin. Stawała, że odpowiada po prostu na zadane przez widmo pytanie. Lekko drgnęła jej brew w zdziwieniu, gdy dowódca odłożył swój miecz. Idąc za jego przykładem nieco odsunęła nieco dłoń od ukrytej za paskiem spodni broni, nie rozluźniła się jednak. Wciąż stała w pełnej gotowości do wszelkich działań i obserwowała otoczenie. W tym czasie widmo nagle zaczęło się zmieniać. Dziewczyną aż zatrzęsło z obrzydzenia, gdy do jej uszu dotarł dźwięk łamanych i przesuwanych kości. Jeśli widmo chciało wiedzieć co jadła na obiad mogło zapytać,a nie wywoływać rewolucje w jej żołądku tym pokazem. Po czasie, który przez bardzo nieprzyjemny widok, wydawał się Amelii wiecznością widmo nieco się skurczyło, co wcale nie znaczy że było małe. Dziewczyna zaczynała przez nich wszystkich mieć małe kompleksy. Chyba powoli dochodziło do niej czemu niscy ludzie tak narzekają na swój wzrost. Amelia mimo to, że nic w zaistniałej sytuacji jej się nie podobało i najchętniej albo by sobie poszła albo przynajmniej wypytała o co chodzi, bo wydawało się, że jako jedyna nie wie kim jest widmo, a bardzo nie lubiła być niedoinformowana. Do tego Daalkiin zaczął szeptać pod nosem jakąś formułę, która jak dla Amelii brzmiała nieco jak zaklęcie albo coś w ten deseń. Słowa na pewno posiadały jakąś moc, a przynajmniej znaczenie dla czarofutrego. Jakby mało było nieznajomych i nie zbyt przyjaznych widm to w pomieszczeniu zrobiło się robić zimno. Nawet Amelia odrobinę bardziej odporna na temperatury niż zwykły człowiek czuła jak jej ciało pokrywa gęsia skórka a mięśnie drżą by wytworzyć choć odrobinę ciepła. W tej chwili zazdrościła Lisowi futra. Czyżby sprawiły to słowa dowódcy? A więc miała rację. No dobra nie do końca, ale trochę jej miała. Słowa recytowane przez Daalkiina może ni były zaklęciem, ale na pewno miały dla niego duże znaczenie, skoro stanowiły jego przysięgę. Co przysięgał i komu? Tego nie wiedziała.Miała tylko nadzieję, ze gdzieś tam była wzmianka o ratowaniu niewinnych i pomaganiu słabszym oraz robienie mielonki z wrednych widm. Widmo ruszyło powolnym krokiem ku nim. Amelii wydawało się, ze wszystko co do tej pory nieznajomy zrobił miała głównie jeden cel- zniechęcenie ich do walki. Cóż nieco się przeliczył w takim razie, bo nie tak łatwo było zniechęcić Karpatiankę. Może i odczuwała pewien respekt, była świadoma, ze widmo z cała pewnością dysponuje ogromną mocą, może i nawet nieco się go bała- widma jak i inne istoty zamieszkujące okręt były dla niej wciąż wielką niewiadomą, a naturalnym jest strach przed nieznanym, dlatego ludzie tak bardzo boją się śmierci. Coraz mniejszą uwagę zwracała na dziwne zjawiska odkąd przybyła na okręt, dlatego nie zareagowała w żaden sposób, gdy ujrzała świecące się oczy Daalkiina Usłyszała rozkaz i już miała iść, gdy dowódca wydał kolejny, tym razem skierowany bezpośrednio do niej. Kiwnęła głową, ze rozumie i niemal automatycznie wysłała swoje myśli w przestrzeń wzywając imię widma, przed którym ostrzegał ją Kattal. Napotkała jednak na barierę. Jej umysł nie mógł opuścić pomieszczenia, nie ważne ile wysiłku w to wkładała. Przed opuszczeniem pomieszczenia zobaczyła jeszcze jak Daalkiin wymierza cios atakującemu go widmu. Czarnofutry okrył się energią, a walcząca wciąż z barierą Amelia poczuła jak ta znika. Umysł dziewczyny mógł swobodnie ruszyć w przestrzeń by wezwać Nodina. Daalkiin ruszył w stronę dziury którą wybiło ciało nieznajomego widma w między czasie rzucając Lisowi swój miecz. “ Ja go chciałam?” pojawiło się przelotnie w myślach dziewczyny. Potrząsnęła lekko głową by odpędzić myśli i skupić się na zadaniu w pełni. Jeszcze dorwie Daalkiina poza misją i wyciągnie od niego miecz choćby na chwilę. Razem z Lisem ruszyła wskazanym przez dowódce korytarzem, trzymając się bez żadnych większych problemów jakieś trzy kroki za Rho i przewracając do niego oczyma, za każdym razem gdy ten obracał się by skontrolować gdzie ona jest. Wypowiadała wezwanie co rusz wysyłając je w formie impulsów w przestrzeń. Długo na odzew nie czekała. Po zaledwie drugim takim wezwaniu światła w korytarzu do którego właśnie weszli z Lisem zaczęły migać, właściwie całe elektronika powariowała. Nagle zapadłą całkowita ciemność. Nawet Amelia mimo bardzo dobrego wzroku umożliwiającego widzenie przy nawet minimalnej ilości światła nie była w stanie ujrzeć nic dalej niż pół metra od siebie. Ledwie widziała czubek własnego nosa. Gdy światło wróciło, dziewczyna zareagowała instynktownie widząc jakieś stworzenie przed sobą. Jej dłoń przesunęła się w stronę broni, a ciało znalazło się w pozycji obronnej. Potrzebowała zaledwie ułamka sekundy by zorientować się ki jest istota przed nią i zgodnie z tym co nakazał jej Kattal skłoniła się nisko rozpoznając Nodina. Poczuła jedynie łapę Lisa na swoim ramieniu, bo skłoniła się dokładnie w momencie, gdy ten chciał ją do tego zmusić. -Witaj Nodinie Przywitała widmo z szacunkiem, ledwie jednak skończyła wypowiadać jego imię Nodin się odezwał zadając jej pytanie. -Wybacz proszę. Zrobiłam to z polecenia Daalkiina Przeprosiła grzecznie i od razu wytłumaczyła sytuację. Sama nigdy by nie wezwała widma, no chyba, że Kattala i to w na prawdę kryzysowej sytuacji, ale tylko dlatego, ze ten wydawała się być całkiem… miły? W każdym razie nie wyglądał jakby chciał ją zjeść, a Nodin sprawiał takie wrażenie. Nie mówić już o tym,że ton jego głosu przywodził na myśl jakiegoś szlachetnie urodzonego hrabiego, co Amelie trochę od niego odpychało. Rzuciła Lisowi wymowne spojrzenie, dając mu znać, ze nie musi się o nią aż tak martwić. Powinien zacząć martwić się o siebie, jak zaraz nie zabierze mokrej łapy z jej pleców! Widząc jak Nodin zamiera a jego twarz przybiera kolejno różne wyrazy od zdziwienia po gniew miała ochotę rzucić “ no to już wiesz czemu” ale się ugryzła w język i stała milcząc i czekając co się dalej stanie. Ryk sprawił, że musiała zatkać sobie uszy. Jak przed chwilą zazdrościła Lisowi futra to teraz współczuła mu uszu. Sama posiadała wyczulony słuch, ale on musiał mieć go jeszcze bardziej wrażliwym i przeżywa teraz ogromny ból. Zauważyła katem oka, że Nodin rusza więc zrobiła kilka kroków w tył by zrobić mu miejsce do przejścia. Myślała, że to już koniec. Widmo sobie pójdzie walczyć z drugim widmem a ona i Lis pójdą po zakładników. Ale oczywiście nie mogło być tak prosto! Nodin ją minął a sekundę potem w korytarzu rozbłysło rażące białe światło. Jeśli chcą ją pozbawić wszystkich zmysłów to są na bardzo dobrej drodze. Uszy ją bolą od ryku Nodina, a teraz oczy przez ten blask. Ze światłą wyłonił się biały smok. Sądząc po obecnych, ktoś ważny skoro próbuje rozkazywać Nodinowi. Gdy Nodin sobie poszedł, a smok otrzepał się kiwnęła głową. -Popieram Rzuciła, choć to chyba nikogo tu nie obchodziło. Podążając za wzrokiem smoka zobaczyła drzwi dla odmiany posiadające klamkę. Lis je otworzył i wszedł do środka, a Amelia wskazała drzwi smokowi z szerokim uśmiechem, przepuszczając go w nich. Taka mała fobia- nie lubiła mieć nieznajomych - czy to dobrych czy złych- za plecami. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Mar 25, 2015 7:06 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen Sunad Nodin nie wydał się w żaden sposób poruszony przeprosinami czy chociażby kłanianiem się mu. Jego głowę zaprzątał teraz inny problem. Coś co wróciło, a nie powinno w ogóle istnieć. Tym razem był jednak starszy, gotowy. I nikt nie miał prawa stanąć mu na drodze, co dane było odczuć Akarynthowi. Chwilę później miało się natomiast okazać co innego. Lis pociągnął za klamkę i wszedł do środka, a budynkiem znów wstrząsnął huk. Biały smok zatrzymał się w przejściu, jakby się przez chwilę zastanawiając. -Ci których tu szukamy są tutaj, jednak nasz przeciwnik przygotował się na nas lepiej, niż założyliśmy. Musicie iść sami. Odezwał się białołuski smok, a następnie otoczył się białym, lecz nie rażącym światłem - i zniknął. Zostawił ich samych i widać to było teraz konieczne. Budynkiem wstrząsnął kolejny huk. Natomiast to co zobaczyli po drugiej stronie drzwi, mogło przyprawić co najwyżej o irytację. Był to bowiem kolejny niewielki korytarz, a za nim kolejne drzwi. Wyglądało to trochę niczym śluza mająca powstrzymać ewentualne zalanie podwodnej struktury budynku. Niemniej jednak te drzwi również miały klamkę. Gdy jednak dwójka bohaterów zbliżyła się do nich, za drzwiami dało się usłyszeć odgłosy walki. Huki, strzały, jakieś przytłumione krzyki. Po otwarciu owych drzwi i zajrzeniu do środka, oboje dostrzegli wielką, elegancką salę gdzie normalnie powinny stać stoły, dookoła pomieszczenia. Pomieszczenie natomiast było swego rodzaju sala spotkać bądź salą narad. Niestety w tym momencie zostało poważnie uszkodzone, żeby nie powiedzieć - zdewastowane. Do tego wszędzie znajdowała się masa krwi, ciał oraz rannych. I było ich dość sporo, zarówno ludzi jak i... towarzyszy tej dwójki. Przy jeden ze ścian leżał Anaris, jego białe futro całe pokryte było krwią. Biały wilk uciskał ranę na swej klatce piersiowej, powstrzymując niejako krwawienie. Niedaleko niego leżał wodny stwór - Auberon, nieprzytomny ze skórą poszarpaną w wielu miejscach. Kyoht oraz Zaterra również znajdowali się w pomieszczeniu. Wąż akurat zmierzał ku Auberonowi, podnosząc go zaraz ziemi i wrzucając na swoje ramie. Zaterra natomiast krzyczał coś o transporcie, do jednej ze swoich rękawic... i po chwili cała czwórka zniknęła w białym błysku teleportacji. To nie był jednak koniec, gdyż pomieszczenie nie opustoszało do końca. Znajdowały się w nim jeszcze trzy istoty, walczące między sobą - dwie kontra jedna. Jednym był gad o czerwonym kolorze łusek oraz zielonych ślepiach. Był wysoki na ponad dwa i pół metra, bardzo masywny i dobrze opancerzony - nie posiadając dodatkowego sprzętu, gdyż wyraźnie nie był mu potrzebny.. Dwie pozostałe istoty które z nim walczyły to, znani już Amelii oraz Rhoshanowi - Natvakt oraz Kerrija. Oboje byli ranni i krwawili, choć nie tak poważnie jak czwórka która została stąd przed chwilą zabrana. Niebieskofutra lamparcica znajdowała się w dość niewygodnym położeniu, gdyż była trzymana przez gada za krtań, jedną dłonią, nie za bardzo mogąc cokolwiek z tym wyraźnie zdziałać. I do tego była skutecznie duszona, gdyż zaczynała "odpływać" w jego ręce. Poradził coś na to jednak Natvakt. Wilk wpadł w wielkiego jaszczura, taranując go oraz chwytając chwytem zapaśniczym na wysokości żeber i zmuszając do tego by ten upuścił młodą samicę. Wtedy jednak jaszczur złapał wilka za ręce i szarpnął go do góry, na co ten pozwolił, nie za bardzo mając wybór. Obaj spojrzeli sobie w oczy, jaszczur ryknął, ukazując swe kły, a wilk otworzył prawą dłoń w której dzierżył coś co wyglądało na granat, który puścił prosto między nich dwoje. Eksplozja zatrzęsła całym budynkiem oraz oślepiła wszystkich na chwilę, ciskając jaszczurem na jedną stronę sali, a wilkiem na drugą. Walka bynajmniej się jeszcze nie skończyła. Niebieskofutra podniosła się z ziemi, kaszląc, rozmasowując krtań oraz z trudem łapiąc oddech który starała się powoli ustabilizować. Gad podniósł się do góry, odchodząc od ściany w którą wpadł. Eksplozja spowodowała na jego ciele kilkanaście drobnych ran, jednak póki co nic poważnego - zarówno na korpusie, ramionach, rękach jak i łbie. Natvakt natomiast podniósł się po drugiej stronie sali. Wypluł z pyska nieco swej krwi, jego futro było czarne od kurzu oraz przypalone w kilku miejscach, wilk był ranny, krwawiąc z prawego przedramienia jednak nadal stojąc pewnie na nogach. Samiec podszedł do samicy, stając z nią ramię w ramię i sięgając do pasa za plecy, skąd wyciągnął pokaźnych rozmiarów nóż. Kerrija natomiast uwolniła nieco swej energii, pozwalając jej otoczyć swe ciało i przygotowując się do walki. Cała trójka zapewne spostrzegła obecność Amelii oraz Rhoshana, jednak nie było teraz czasu na powitanie.
Przeciwnik:
- Spoiler:
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Czw Mar 26, 2015 3:37 pm | |
| Ledwie Lis przekroczył próg, całym budynkiem wstrząsnął silny huk. Cała budowla zatrzęsła się, sprawiając, że Amelia, która właśnie przenosiła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, straciła na moment równowagę, zachwiała się i musiała przetrzymać się znajdującego się obok smoka opierając się o jego ramię dłonią. Gdy wstrząsy ustały, a ona odzyskała równowagę uśmiechnęła się do smoka delikatnie jakby przepraszając, a jednocześnie dziękując. Przepuściła smoka w drzwiach, ten jednak zatrzymał się w przejściu, chyba się nad czymś zastanawiając . Popatrzyła na niego ciekawa tego co będzie miał im do powiedziała, bo była niemal pewna, że ma dla nich jakieś nowe i ważne informacje. Powiadomił ich, że przeciwnik jest przygotowany na ich przybycie i z całą pewnością nie była to informacja bez znaczenia ani tym bardziej dobra. Jakby nie było element zaskoczenia był przy takich misjach czymś jeśli nie istotnym, to przydatnym. -Przynajmniej idziemy w dobrym kierunku Rzuciła cicho, gdy smok znikł. Wzruszyła ramionami, bo cóż miała by zrobić. Nie zmieni przecież tego, że przeciwnik jest przygotowany na ich przybycie. Jedynym co mogli teraz zrobić to iść dalej i być gotowym do walki w każdej chwili. Stojący w drzwiach Lis zasłaniał jej widok no to co za drzwiami się znajdowało. Dopiero, gdy ruszył dalej mogła zobaczyć, że mają jeszcze do przejścia kolejny korytarz. Z jej ust wyrwało się lekko zirytowane prychnięcie. Architekt tego budynku chyba uwielbiał korytarze... Już zbliżając się do znajdujących się na końcu nowego korytarza drzwi słyszała charakterystyczne odgłosy walki. Tym razem to ona pierwsza sięgnęła do klamki. Patrząc przez ramię na swojego towarzysza otworzyła drzwi i zajrzała do znajdującego się za nimi pomieszczenia z ciałem zachowawczo schowanym za skrzydłem drzwi. Też po ich zjawieniu się, ich ranni towarzysze zostali zabrani i w rezultacie zostali sami wraz z dwójką będących w w miarę dobrym stanie na przeciw istoty, która, co do tego Amelia nie miała większych wątpliwości, była znacznie silniejsza od nich wszystkich. Eksplozja wywołana granatem wilka na kilka sekund ją oślepiła. Gdy odzyskała ostrość widzenia szybko rozeznała się z sytuacją. Wyglądało na to, że granat Nata, bardziej zranił jego samego niż przeciwnika. Amelia zmartwiła, się widząc jak jej nowy przyjaciel pluje krwią. Na szczęście jednak stał pewnie, więc może to tylko rozcięta warga lub coś w tym stylu. Nie zmieniało to jednak faktu, że należałoby wyprowadzić zarówno wilka jak i lamparcice z pomieszczenia, bo oboje nie byli w najlepszym stanie. Amelia spojrzała na Lisa porozumiewawczo. -Udałoby ci się zająć tego wielkoluda? Ja wyprowadzę naszych Zwróciła się do niego cicho, tak by tylko on mógł to usłyszeć. Nie chciała go bynajmniej zostawiać z tym stworem samego. Jeśli zgodził się na jej propozycję wspierała go za pomocą telekinezy- uderzając w stwora częściami mebli, a także gdy tylko miała okazję strzelając do niego. Przede wszystkim skupiając się jednak na wilku i lamparcicy, tym by ich jak najbezpieczniej wyprowadzić. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Czw Mar 26, 2015 6:45 pm | |
| Kolejny huk wstrząsnął budynkiem. Trzeba się pośpieszyć, bo jak jeszcze do tego dojdą nam 2 widma walczące na dole to konstrukcja tego nie wytrzyma na pewno. Ojciec mądrze prawił, zresztą Rhoshan miał co do całej tej sytuacji też przeczucie że zwyczajnie to była pułapka, by zwabić resztę załogi. - Rozumiem. Nie zawiedziemy ojcze – powiedział Rhoshan, a Akarynth zniknął w swoim świetlistym stylu. Całkiem użyteczny patent swoją drogą. Widowiskowy, a zarazem nie raził po oczach ale to chyba po prostu kwestia magii. Z rozmyślań wybudził go kolejny wstrząs i lekko podirytowany kolejnym korytarzem poszedł dalej – Phi, jak tak dalej pójdzie to pogrzebią nas tu żywcem – rzucił żartem, by nieco nastraszyć karpatiankę. Nie zdawał sobie jednak sprawy z jej zamiłowania do zakopywania się, więc mógł to być dosyć średniej jakości docinek. Uważnie szedł korytarzem, trzymając w prawym ręku miecz Daalkiina zerkając na niego co jakiś czas. W sumie zauważył przycisk, który wysuwał ostrze, ale domyślał się że pewnie jest jeszcze jakiś mechanizm na wypadek kiedy nie byłoby czasu na naciśnięcie guzika. W końcu sprzęt pochodził z praktycznie szczytu techniki jakim był tytan, więc i na to pewnie jest jakaś inna metoda. Zastanawiał się czy miecz jest jakoś sprzężony z myślami skoro wtedy poczuł tamto ciepłe uczucie. No cóż, przekona się niebawem, ale manualnie mógł ogarnąć gdzie się wysuwa. Na pewno to się przyda w walce, by nie kombinować i nie tracić cennych sekund. Uważnie podszedł do kolejnych drzwi i dał położyć karpatiance rękę na klamce, a potem wychylił się i zerknął do środka. Był większy, miał nieco lepsze pole do zerkania przez ramię niż ona. Słyszał wcześniej te odgłosy walki, więc wolał otworzyć na wszelki wypadek drzwi w miarę cicho by nie zwrócić na siebie nadmiernej uwagi, ale to już zależało od tego jak ona sama to zrobiła. Zapewne w miarę cicho bo odgłosy walki ich zagłuszały. Pomieszczenie było jednym wielkim pobojowiskiem, wszędzie krew i ciała. O tyle ludzie zwyczajnie Rhoshanowi zwisali i powiewali to nieco się zdenerwował kiedy zobaczył swoich towarzyszy. Bulgotało w nim kiedy widział ten obraz, a gniew stopniowo narastał wraz z pytaniem kogo ma za to obić. Kto śmiał tak potraktować jego towarzyszy? Kit z tym, że części nie znał albo znał pobieżnie, ale to był w końcu jego gatunek! Anaris był ciężko ranny, Auberon nieprzytomny, jednak w jego kierunku zmierzał już wąż, który wziął rannego pod ramię. Zaterra organizował transport i chyba nawet mu się udało, bo zaraz cała czwórka zniknęła. O tyle dobrego że nic im więcej się nie stanie w walce. W pomieszczeniu były jeszcze 3 istoty. Kerrija i Natvakt, który wcześniej chciał rozwiązać problem Rhoshana. Widać on sam teraz miał problem niemały, odpowiedź na pytanie kto ich tak urządził przyszła równie szybko co pojawiło się pytanie, gdyż zobaczył przeciwnika. Dostrzegł, że przeciwnik dorwał Kerrije, jednak zanim zdążył zareagować to wilk zrobił coś niespodziewanego. Staranował jaszczura, by tamten puścił lamparcicę. Rhoshan odsunął Amelię i zaczął wchodzić do środka, gdyż nie mógł tak stać, kiedy oni walczą. Jednak nim coś mógł zrobić oficer użył swojego asa w rękawie. Granat, który wybuchł zatrząsnął znowu budynkiem, a lis odruchowo zasłonił oczy i lekko się pochylił w dół. Kiedy powoli odzyskiwał wzrok ujrzał jaszczura, któremu najwyraźniej nic nie było tak naprawdę. Widząc ich w takim stanie czara goryczy została przelana. Lis chciał absolutnie gada wypatroszyć tu i teraz, a sądząc po ich postawie nawet pewnie mu pomogą. - Nie mamy czasu na utarczki z tym czymś. Zaraz dwa widma nas tutaj pogrzebią – powiedział podchodząc w stronę jaszczura – spróbuj z kimś swojego rozmiaru pokrako – ryknął Rhoshan w stronę jaszczura i ścisnął mocniej miecz w ręce. Nie naciskał jednak jeszcze przycisku podbiegł w stronę stworzenia i planował wykorzystać ten trik, który pokazał mu wtedy Daalkiin. Uchylić się na ostatnią chwilę przed ciosem i wyprowadzić kontrę. Planował wtedy włączyć miecz i wbić ostrze w wewnętrzną część ręki gada, a następnie pociągnąć wzdłuż aż po sam łokieć, by następnie zgasić miecz uchylić się przed kolejnym ciosem i spróbować gada podciąć, a potem złapać za ogon próbując go wyrwać lub chociaż przytrzymać, by móc wykonać precyzyjne cięcie ukracając go w połowie. Oczywiście jaszczur mógł zrobić coś innego, czyli chociażby zaszarżować lub zaatakować ogonem. W przypadku szarży Rhoshan starał się zejść w bok, by uniknąć szarży i ciąć go po ścięgnach ostrzem. Jeśli chodzi o ogon lub ewentualny atak nim to zwyczajnie próbował go złapać i uciąć mieczem. Nie było czasu na certolenie się z pazurami i długą walkę.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Sro Kwi 01, 2015 8:57 am | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen Sunad
Oboje rozdzielili się po wejściu do pomieszczenia. Rhoshan ruszył w kierunku przeciwnika, a Amelia w kierunku dwójki ich nieco już dotkniętych walką towarzyszy. Kiedy karpatianka podeszła do wilka oraz lamparcicy, ci nie zareagowali na nią w żaden sposób, gdyż zwyczajnie nie zostali poinformowani o tym co ona zamierzała zrobić. Jej możliwości wspierania lisa szybko się skończyły, gdy ten zbliżył się do gada, uniemożliwiając kobiecie podjęcie jakiś konkretnych działań bez ryzyka ognia sojuszniczego. Natomiast Kerrija i Natvakt po prostu czekali na rozwój wypadków. Sami przez chwilę nic nie podejmowali, nie wiedząc czy czasami czerwonofutry nie ma żadnego planu, który może mu się po prostu udać wykonać... lub nie. Rhoshan miał natomiast dobry plan działania, jednak nie kierował się nim jego przeciwnik, który w tym wszystkim miał własne zamierzenia, według których chciał działać. W efekcie, gdy tylko lis zbliżył się do jaszczura, chcąc realizować pierwsze punkty swych założeń, łuskowaty wykonał krótkie lecz silne cięcie pazurami z dołu pod kątem ostrym - nie dając lisowi za bardzo czasu na ucieczkę i rozcisnając przy tym ścięgna oraz skórę na klatce piersiowej. Cięcie było głębokie i bardzo bolesne, gdy jaszczur przejął już inicjatywę, drugą ręką złapał za prawą rękę lisa pomiędzy dłonią, a łokciem, by następnie zmiażdżyć kość powodując poważne uszkodzenia oraz pęknięcie. Przede wszystkim jednak miało to na celu zmuszenie lisa do puszczenia miecza, gdyż ten przeciwnik doskonale wiedział co to za broń i nie zamierzał pozwolić się nią trafić. Uszkodzonej ręki lisa nie puścił, a jedynie szarpnął go na linię między sobą, a pozotałą trójką - całkowicie się nim zasłaniając, a potem siłowo rzucając nim w stronę trójki istot. Ku szczęściu Rhoshana, jego ciało otoczyła niebieska energia którą kontrolowała Kerrija, wychamowując go oraz zatrzymując zanim zrobił sobie lub komuś dodatkowego krzywdę. -To coś to jeden z najniebezpieczniejszych ściganych przez nasze władze przestępców. Przed chwilą rozniósł samotnie oddział naszych, tak więc potrzeba trochę więcej niż jednej istoty z pomysłem do pokonania go. -Żywi wyjdziemy stąd albo my albo on. Skomentowali wzajemnie. Miecz Daalkiina znajdował się teraz pod łapami jaszczura, ten jednak ani myślał po niego sięgnąć. Widać musiał mieć już z nim jakieś doświadczenie i to niekoniecznie miłe. Stąd wolał po prostu nie ryzykować. Nie musieli się więc matwić, że ich broń zostanie wykorzystana przeciwko nim. Amelia była tutaj jedyną w pełni zdrową przedstawicielką ich grupy, jednak sam Rhoshan nie musiał się za nad to przejmować swym stanem. Choć jego rany należały do poważniejszych i nie goiły się już jak dawniej, to jednak jego ciało oraz organizm były teraz o wiele wytrzymalsze i poradzę sobie z uszkodzeniami do pewnego poziomu, zwłaszcza gdy adrenalina zrobi swoje. Dopóki nie będą przyjmowali na siebie krytycznych obrażeń, zapewne każde z nich będzie w stanie walczyć. Pozostała więc kwestia zaplanowania bardziej skoordynowanego ataku. A wróg raczej wiecznie czekać nie będzie.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Kwi 07, 2015 10:24 pm | |
| Plan był dobry, tylko wykonanie nieco gorsze. Faktycznie mógł przewidzieć Rhoshan, że z jakiś powodów to coś spuściło łomot całemu oddziałowi, który tu był wcześniej, ale zawsze warto było spróbować plus w takiej sytuacji ciężko mu było zachować spokojny umysł. Dopiero tamto cięcie, a potem zmiażdżona kość i niesamowity ból odświeżył jego umysł. Dopiero teraz dostrzegł jak ich przeciwnik był szybki i co ważniejsze… że nie był głupią jaszczurką. Był zabójczo szybką, silną i inteligentną jaszczurką, która złamała mu kość jakby to były patyki. Rhoshan zawył z bólu i nawet próbował drugą ręką wbić pazury w nadgarstki adwersarza, tyle że nie zdążył i już leciał w stronę swoich towarzyszy. Na szczęście wyratowała go Kerrija i jej energia, a lis tylko spojrzał na swoje uszkodzenia. Ręka praktycznie niesprawna od łokcia w dół, a na dodatek rozerwane ścięgna na klatce piersiowej przez co ból był non stop przy każdym oddechu czy chociażby ruchu uszkodzoną kończyną. - Dobrze wiedzieć – dorzucił i w głowie ułożył już sobie kolejny plan – Masz racje wilku, masz rację. Kerrija plan z Odrodzonym, Czarna zrób mu to czego ja Tobie zabraniałem, tylko bardziej i spróbuj odzyskać naszą zgubę – w wypadku Kerriji miał na myśli tamten trik z falą energetyczną i Rhoshanem biegnącym za nią, a Amelia powinna się raczej domyślić że chodziło tu o atak mentalny czy coś w ten deseń. Zakładał, że skoro umie wnikać do umysłów innych to może umie też siłą umysłu przenieść jakiś przedmiot, co mogłoby pomóc odzyskać miecz i zrobić kuku przeciwnikowi – Jesteś ze mną? – spojrzał na wilka pytająco i kiwając głową w stronę przeciwnika sugerując, że powinni go wziąć w kleszcze, kiedy tamci będą wykonywać dywersję. Rhoshan ustawił się w pozycji bojowej, zwinął ogon wokół swojego pasa i przygotował się do tego biegu. Ruszył kiedy Kerrija wykonała ową sztuczkę, tak by wypaść z lewej strony, jednak pamiętał owego faila z Odrodzonym. Zapewne również smok mógł wyczuwać drgania więc przed samym wypadnięciem wyskoczy lekko by uniknąć podcięcia ogonem, by zaraz spróbować złapać jego rękę w okolicy łokcia zakleszczając swoją rękę tą ranną również na wysokości łokcia, a potem wbić pazury zdrowej ręki pod pachę najgłębiej jak się tylko dało. Jeśli dałby radę się tak zakleszczyć na przeciwniku to spróbowałby nogami przytrzymać jego nogę i jeszcze mocniej się na nim uwiesić i dalej wbijać pazury próbując poprzecinać łączenia ręki. Oczywiście to wszystko w założeniu, że Natvakt przystanie na to, bo przecież dowódca mógł mieć inne zdanie na ten temat albo inny pomysł. W razie czego jeśli postanowił nie dołączyć to Rhoshan musiał przygotować się do obrony, a nie przechodzić do ataku z zaskoczenia. Liczył bardzo na to, że kobieta da radę rozproszyć mentalnie jakoś przeciwnika, a jeśli nawet dała radę Rhoshanowi podrzucić miecz w łapy to zamiast pazurów zwyczajnie użył tej broni, by zbliżyć ją w bezpośredniej odległości do pachy przeciwnika i wtedy wysunąć miecz.
|
| | | Amelia Stein
Liczba postów : 126 Data dołączenia : 11/09/2014
| Temat: Re: Świt Sro Kwi 08, 2015 4:05 pm | |
| Amelia też zaczynała się powoli martwić o konstrukcje budynku. Wszystko wokół się trzęsło i groziło zawaleniem się. Miała nadzieję, ze jeśli budynek będzie miał zamiar runąć łaskawie poczeka, aż ona i jej druhowie opuszczą jego mury. Wszyscy się zgadzali, że korytarz i pomieszczenie na jego końcu śmierdzi pułapką na kilometr. Nazbierało się więc. Nie dość, że budynek grozi zawaleniem i pogrzebaniem ich tu żywcem, to jeszcze właśnie zdąża z nie za bardzo za nią przepadającym przerośniętym lisem prosto w pułapkę. Nie ma co… ładnie się wpakowała. Lekko się zdziwiła, gdy Lis zwrócił się do smoka per “ ojcze”. Pierwsza myśl “ Kim do jasnej była matka?”Potrząsnęła głową wyrzucając z głowy te myśli. Nie czas i miejsce. Może potem, jakimś cudem, pogada z Lisem i spyta o jego relacje ze smokiem, bo jakoś nie specjalnie chciało ej się wierzyć że jest on jego ojcem krwi. To właściwie było niemożliwe. Bardzo ją zaciekawiła ta relacja, bo widać było, ze Lis darzy smoka ogromnym szacunkiem, zupełnie innym niż ten okazywany choćby Daalkiinowi. -Niom Rzuciła tylko. Sama przecież dopiero co o tym pomyślała. Wydawało się więc, ze może ona i Lis nie są wcale tacy skrajnie różni i może jakoś udałoby im się dogadać. Najpierw on musiałby jednak przestać traktować ją jak kogoś gorszego, bo właśnie tak czuła się przez niego Amelia. Dopiero po chwili zorientowała się, że Lis próbował dość nieudolnie w jej przypadku zażartować. Uśmiechnęła się do towarzysza, choć w żaden sposób jej to nie bawiło. Sen jej ludu nigdy nie kojarzył jej się z grzebaniem żywcem. Dla niej po prostu był to sposób na regeneracje. Jakoś nie specjalnie miała ochotę zostać dosłownie pogrzebana żywcem pod zwałami gruzu. Otworzyła drzwi bardzo delikatnie, tak, by wydały jak najcichszy odgłos, bo wiedziała, ze całkiem bezszelestnie się nie da. Nawet jeśli drzwi wydały cichy odgłos zginął on w odgłosach walki. Wrażliwa na otoczenie zauważyła, ze Lis zaczyna tracić spokój. Miała tylko nadzieję, ze wraz z nim nie straci rozsądku. Może go to wiele kosztować, a nie chciała jego śmierci z łap jaszczura, niezależnie od tego jak bardzo rudzielec zalazł jej za skórę. Poczuła tylko jak Lis odsuwa ją od drzwi i wchodzi do środka. Przewróciła oczyma i ruszyła w stronę Nat'a i lamparcicy. Tyle w tym pośpiechu Lisa do śmierci z rąk, czy tam łap jaszczura, że w chwili wybuchu nie musiała się specjalnie chować, bo Lis ją zwyczajnie zasłonił, choć dziewczyna i tak odruchowo schowała się za drzwiami lekko je przymykając. “ Bo niby ty jesteś w jego kategorii wagowej? Idioto! To coś powaliło połowę oddziału!” Skomentowała w myślach idąc już ostatecznie w stronę rannych towarzyszy.” Sam żeś jest pokraka i do tego straciłeś resztki rozumu” Dodała po chwili już stojąc koło Nat'a i się do niego lekko uśmiechając. W przeciwieństwie do Lisa, ona nie miała zamiaru ryzykować życia i rzucać się na tą istotę. Wolała jakoś rozplanować walkę. Wykreować plan, dzięki któremu mogli by mieć choć minimalne szanse pokonać jaszczura, bo jak na razie ona ich nie widziała. Obserwowała poczynania Lisa kręcąc głową z pobłażaniem ale i smutkiem. Czasem cmoknęła pod nosem widząc jak ten obrywa.Nawet gdyby chciała ostrzelać jaszczura z broni podarowanej przez Nat'a, szybko musiałaby z tego zrezygnować, bo Lis skakał tak, że nawet ona przy całym swoim doświadczeniu i celności bałaby się strzelić. Mogła więc tylko patrzeć z nadzieją, że Lis wie co robi i nie będzie go potem trzeba zeskrobywać ze ścian. Widziała jak miecz dowódcy upada z brzękiem na ziemię i gdy tylko nadarzyła się okazja zaczęła przyciągać ostrze do siebie. Bardzo powoli i delikatnie, tak by jaszczur za szybko się nie zorientował. Skupiona na mieczu nie zdążyła zamortyzować upadku Lisa,na szczęście zajął się tym ktoś inny. Na słowa dwójki towarzyszy najbliżej niej kiwnęła tylko głową, zgadzając się z nimi całkowicie . Potem spyta czy ktoś jej czasem w głowie nie siedzi ze wszyscy mówią to co ona chwile wcześniej pomyślała. Ale to potem. Teraz trzeba coś zrobić z jaszczurem. Ponownie skupiła się na mieczu, wychodząc z założenia, że lepiej mieć go przy sobie, bo widocznie jaszczur czuł do niego nie chęć, a może nawet się go bał… w każdym razie miecz był czymś co wolała by mieć po swojej stronie. Jaszczur i bez broni zrobił miazgę z większości ich oddziału, wolała nie wiedzieć co by mógł zrobić wyposażony w miecz Daalkiina. Dlatego powoli przyciągała oręż do siebie. Pomocne było to ze ich przeciwnik najwyraźniej nie chciał sięgać po miecz i większą uwagę skupił na nich niż na broni u swoich stóp. Przewróciła oczyma słysząc polecenia Lisa i spojrzała na Nat’a. Chyba on tu był najwyższy ranga, nie?A Lis rządzi się zwyczajnie. No ale trzeba było przyznać, ze rudy miał całkiem niezły plan. Zaznaczając, że już prawie odzyskała miecz. Nie mogła skupić się na dwóch rzeczach tak jakby chciała, więc postanowiła najpierw odwrócić uwagę jaszczura zgodnie z życzeniem Lisa. Zostawiła miecz, który udało jej się już nieco odsunąć od wroga i skupiła większość swojej energii pamiętając, ze zaraz będzie musiała przywołać miecz i jeszcze może jej się potem przydać moc. Skupioną energię wysłała w formie mentalnego ataku w stronę jaszczura. Nie chciała w żadnym razie zaglądać do jego umysłu, zresztą podejrzewała, że może on potrafić się przed tym bronić. Atak miał wywołać jedynie bardzo silny ból głowy i przynajmniej chwilową dezorientacje. Był o tyle lepszy od zwykłej telepatii, że działał szybciej, przez co trudniej było się przed tym bronić. Gdy tylko zauważyła, że jaszczur odczuł jej atak, przywołała do siebie miecz. Jeśli przeciwnik w żaden sposób tego nie zauważył, rękojeść po prostu przeleciała w powietrzu i wylądowała w dłoni Lisa. Jeśli jaszczur zauważył uciekającą broń i ją złapał, Amelia skupiając się tylko tyle ile to było konieczne starała się i tak ją wyrwać i podać Lisowi, jednak większość jej mocy była skupiona na kolejnym ataku mentalnym, tak by jaszczur nie mógł się zbyt mocno skupić na obronie, przed Lisem i lamparcicą, a może także Nat'em o ile ten postanowił dołączyć do Lisa w szarży. Jednocześnie Am wyciągnęła zza pasa broń i zaczęła strzelać w jaszczura przyciągając jego uwagę jak najbardziej na siebie, by tamci mieli większe szanse. Nie pozostawała też w jednym miejscu na wypadek gdyby jaszczur zechciał się na nią jakoś zamachnąć. Zmieniała swoje położenie w nieregularnych odstępach czasu biegając na boki, tak by odciągnąć uwagę jaszczura jak najdalej od reszty oddziału.
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Nie Kwi 12, 2015 5:46 pm | |
| NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Groul|Inusannon|Kerrija|Maro|Natvakt|Nodin|Shinsen Sunad
Jaszczur powoli zaczynał czuć się zażenowany poziomem jego przeciwników. Przed chwilą powalił ich oddział, teraz została ta garstka niedobitków, która wyraźnie nie dawała sobie z nim rady. I wilk do tej pory był jedynym który dał radę go zranić... przy okazji tracąc własny generator tarcz, kiedy to odpalił granat, będąc zbyt blisko. Kerrija spojrzała na Rhoshana lekko niepewnie. Nie zamierzała się jednak wykłócać o plan, bo sama lepszego nie miała. Natvakt z resztą również niczego nie negował. Bardziej wskazał lisowi gestem, by ten ruszył przodem. W tym wszystkim, wilk miał swój własny plan. Niebieskofutra sięgnęła do wewnętrznego źródła swej mocy, pozwalając jej otoczyć swe ciało, a następnie wyrzuciła w stronę jaszczura falę energii, która z resztą była przezroczysta więc nie było mowy by się za nią ukryli niewidoczni. Dało się natomiast sprawić, by lekko zatrząść przeciwnikiem. Rhoshanowi nie pozostało nic jak ruszyć za falą, a Natvaktowi nic jak ruszyć za nim... w odstępie jakiegoś metra. W międzyczasie Amelia próbowała chwycić miecz swoją energią, jednak bez najmniejszego rezultatu. Choć obiekt był mały, to jednak kobieta poczuła jakby ten w ogóle nie miał zamiaru ruszać z miejsca w którym spadł na ziemię. W międzyczasie przyszło jej spróbować zaatakować swym umysłem, umysł jaszczura. Karpatianka szybko odczuła, dlaczego wcześniej Daalkiin to odradzał, gdyż jej atak został wymierzony przeciwko niej - przez co to właśnie ona poczuła uderzenie mentalne, ogarnęła ją silna migrena, nie pozwalająca się chwilowo skupić. Zupełnie jakby za pomocą jakiegoś "lustra" jej czyn został odbity i obrócony przeciwko niej. Energia trafiła w przerośniętą jaszczurkę, wytrącając ich przeciwnika chwilowo z równowagi. Niemniej jednak był to jedynie moment, dający Rhoshanowi możliwość doskoczenia i wykonania przynajmniej części swego planu. Bo gdy tylko pazury lisa dotknęły łusek tego osobnika, futrzasty poczuł dziwne uczucie ścierania połączone z odgłosem tarcia. Do tego doszedł fakt, że jego pazury po prostu ześlizgnęły się po łuskach gada, nie robiąc na nim najmniejszego wrażenia. I w prawdzie udało się Rhoshanowi złapał przeciwnika, jego różnica w ich masach oraz siłach sprawiła, że gad jednym szarpnięciem się do przodu, rzucił lisem jak ścierą w stronę wilka, który widząc to uskoczył na bok. Wykorzystał jednak moment "ukrycia" za Rhoshanem, by wpierw odskoczyć na bok, a potem doskoczyć do jaszczura, zamachując się na niego pięścią, tak zwanym młotem - z góry. Wilk trzasnął go w pysk, że aż huknęło, powalając gada na chwilę na kolano. Obaj zaraz jednak wykorzystali ten impet, Natvakt zamachnął się ponownie z góry, chcąc mu "poprawić", natomiast wróg zamachnął się hakiem z dołu, prosto na żebra wilka. W efekcie obaj się trafili, wilk walnął jaszczura w łeb i dało się usłyszeć trzask oraz pękające kości, a następnie jaszczur - który chyba w przypływie adrenaliny nie poczuł uderzenia wilkowatego, przywalił mu w żebra. I znowu dało się usłyszeć odgłos łamanych kości, tym razem jednak trochę więcej, gdyż chodziło o żebra. Jaszczur rzucił wilkiem jak jeszcze lżejszą szmatką, niż Rhoshanem. Cóż, różnica mas, wilkowatego był lżejszy i mniejszy od lisa. Kerrija próbowała nawet złapać lecącego w powietrzu swoją energią, jednak impet był w tym momencie na nią za silny. Nat walnął w ścianę za Amelią oraz lamparcicą z wielkim hukiem, pozostawiając ją popękaną oraz osuwając się na ziemię. Pozostał przytomny, jednak nie był w stanie wstać. Zaczął charczeć oraz krztusić się krwią, która zaczęła napływać mu do pyska, a przy okazji zdawał się lekko majaczyć i być jakby "niedostępnym". Amelia miała teraz czysty strzał, który zapewne postanowiła wykorzystać. Jej pociski były celne, każdy trafiał celu, jednak żaden nie był w stanie przeszyć łusek tego gada - choć nie pozwalała mu zbliżyć się do siebie, gdyż pociski go po prostu "zatrzymywały" mając wystarczającą siłę obalającą, by trzymać go na dystans. Niemniej jednak nie dało się tego ciągnąć w nieskończoność, zwłaszcza, że znajdujący się z tyłu wilk wyraźnie potrzebował lekarza na już. Jak by tego było mało, doszło do kolejnego huku. Dziura którą dosłownie nad głową Rhoshana wyrwał w ścianie złocisty płomień... cóż, kilka centymetrów wyżej i przysmażyło by lisowi uszy lub futro na czubku łba. Kurz szybko opadł, a przez dość sporą dziurę do środka wskoczył densorin, smok. Miał troszeczkę ponad dwa metry wzrostu, był szczupły i wyraźnie bardzo młody. Jego skrzydła opadały jednak majestatycznie wzdłuż ciała, złote ślepia zmierzyły pomieszczenie, a ogon poruszył się niespokojnie. Nie tyle powiem smok wychwycił wzrokiem poważnie rannego wilka, siedzącego i opartego o ścianę, co zatrzymał się swym spojrzeniem na jaszczurze z którym walczyli. -Książę Auriel... Szepnęła Kerrija. Smok nie zareagował na to, natomiast podszedł do Rhoshana, któremu podał rękę i pomógł wstać. Spojrzał na niego, następnie na obie samice, po czym odezwał się. -Dostajecie lanie... Zaczął, mijając następnie lisa i stając na przeciwko jaszczura, kilka metrów od niego. Gad jedynie warknął na złotołuskiego, który nawet się tym nie przejął. -Wiem kim jesteś i co zrobiłeś. W imieniu mego ojca, odbiorę tobie teraz twe życie. Rzucił młody smok. Biorąc pod uwagę, że on był nawet drobniejszy od Natvakta, to wyglądało to tak jakby Dawid groził Goliatowi. I owy Goliat roześmiał się szyderczo, na co złoty smok ruszył na niego, nie myśląc długo nad tym co miał zrobić. Złocisty płomień pokrył całe jego ciało, złoty zamachnął się krótko wykonując proste uderzenie w klatkę piersiową denata. Przy uderzeniu rozległ się huk, gada cofnęło o kilkanaście centymetrów do tyłu, a potem zeszło z niego coś co wydawało się tarczą energetyczną, magiczną oraz bardzo dobrze ukrytą. -Jego łuski są twarde, jednak bez tego wsparcia powinno być łatwiej. Bijcie go tak długo aż zmiażdżymy jego organy wewnętrzne. Ostatni cios należy do mnie. Rzucił złotołuski, wydając wszystkim wyraźny rozkaz. Pozostawała jednak jeszcze kwestia Natvakta, ktoś musiałby się nim zająć zanim wilk się tu udusi lub zachłyśnie własną krwią. Tymczasem jaszczur szykował się do starcia i mina mu lekko zrzedła, gdyż jego tajemy as został zniszczony. Choć nadal nie można go było lekceważyć, gdyż owy "buff" nie dawał mu aż tyle, jak można by się spodziewać. Jednak biorąc przykład z wilka oraz smoka i skupiając się na uderzeniach miażdżących, powinni dać radę.
Auriel:
- Spoiler:
|
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Świt Wto Kwi 14, 2015 11:53 pm | |
| Najwyraźniej nikt inny nie miał lepszego pomysłu, dlatego to co zaproponował Rhoshan przeszło. Sam był tym zdziwiony, ale cóż im pozostało? Jeśli tamten powalił praktycznie cały oddział to szanse taką grupką mieli naprawdę marne, chyba że zdarzy się jakiś cud. Fala energii, którą wypuściła Kerrija była sygnałem do ataku. Plan był w toku, a wilk najwyraźniej również nie widział innego planu na chwilę obecną. W końcu te najgłupsze rozwiązania czasem działają, a jak było w tym wypadku Rhoshan dał radę się przekonać na własnej skórze. Problem w tym, że plany takie mają też tendencje do psucia się o czym przekona się za chwilę. Nie zauważył, że atak karpatianki się nie powiódł i pewnie teraz coś ją boli, gdyż zbyt zajęty był tym by dorwać się do przeciwnika. Chociaż tyle dobrego, że ten kolos nie przeczy prawom fizyki i po tym jak bariera się w niego wbiła został nieco wytrącony z równowagi. Wtedy lis przystąpił do ataku i ku jego zdziwieniu pazury dźwięk jaki wydały nie był tym przypominający uderzenie w pancerz, czy chociażby drapanie o coś. Co więcej przecież ćwiczył z kimś kto miał jeden z najtwardszych pancerzy wśród smoków, znaczy to było kiedyś i nie wiadomo jak jest teraz z możliwościami cięcia pazurów, ale jeśli odtworzyli jego ciało takie jakie było wtedy to może coś z tego zostało. W każdym razie to brzmiało jakby ścierał je ktoś piłą tarczową albo jakimś pilnikiem tarczowym dla przerośniętych zwierząt. Inna sprawa, że dziwny był fakt ześlizgnięcia się pazurów ze skóry osobnika. Nie dość, że była cholernie twarda to jeszcze śliska. Udało mu się złapać przeciwnika, tylko po to by jednym szarpnięciem lis poleciał w stronę wilka jakby nic nie ważył. Aż się przypominały momenty, kiedy to był rzucany przez kogoś innego ale do tego chyba idzie przywyknąć. Na szczęście wilk miał refleks i zdążył odskoczyć, a co więcej nawet skorzystać z Rhoshana jako osobliwej osłony, by wykonać atak z góry. Atak doszedł do skutku jak zauważył lis w locie, próbując jakoś wylądować sensownie. Praktycznie wilk i jaszczur sobie poprawili nawzajem, tyle że dla wilka chyba to było bardziej bolesne z racji tego, że już wcześniej był obity a teraz tamten jeszcze został wgnieciony w ścianę tamtym rzutem. Sądząc po krztuszeniu się krwią i majakach pewnie albo ma wstrząśnienie i kilka innych organów odmówiło współpracy, albo coś marudził do siebie i również organy odmówiły współpracy. Co do lecącego czerwonego… gdyby było mu do śmiechu i miał w pełni sprawną rekę to nawet posiliłby się o stwierdzenie „tylko na taki rzut Cię stać? Rzucało mną widmo, w porównaniu z tym to jest nic”, co nie zmienia faktu że uderzenie było bolesne chociaż z takim ciałem jakie ma teraz to nawet zamortyzować to szło całkiem nieźle. Rhoshan wygrzebywał się z miejsca, w którym on wylądował kiedy to kolejny huk rozległ się nad głową lisa. Kilka centymetrów i byłoby po uszach albo nawet futrze, a płonący futrzak to ostatnie czego im trzeba. Odruchowo lis pochylił głowę do dołu, a kiedy kurz opadł przez dziurę do środka wpadł ktoś jeszcze. Do pomieszczenia dostał się złocisty smok. W sumie o podobnym odcieniu łusek widział już kogoś, tyle że to był Acroth. Może są jakoś spokrewnieni? Jednak nie musiał tego rozważać teraz bo mógł dosłyszeć co powiedziała Kerrija. To był książę Auriel, czyli kolejna osoba z rodu królewskiego densorinów. Żeby takie szychy brały udział w tej operacji i widziały to jak grupka została sprana przez tego tam przeciwnika? Aż przypomniały się słowa pewnej osoby, która mówiła „Trudne? To będzie banalne, wejdziemy, wyjdziemy że nawet się nie połapią”. Chyba nigdy więcej Rhoshan tych słów nie weźmie na poważnie, zwłaszcza na tego typu akcjach. Lis spojrzał w stronę smoka i skłonił na moment łeb, ale zaakceptował wyciągniętą rękę i wstał – Nieprzewidziane trudności wasza wysokość, ekhem – odkaszlnął i poruszył szyją na obie strony patrząc na smoka. W sumie jakoś tak poczuł, że morale mu rosną i zwyczajnie chce się dalej walczyć. By pokazać, że dla korony może zginąć, co było dziwnym uczucie bo jak był na Ziemi to zawsze bał się tego, że kiedyś umrze. Teraz jednak uczucie było inne, bo obecność księcia zagrzewała do walki, a tym bardziej zagrzało to co stać się miało za chwilę. Rozmiar w przypadku smoków raczej nie miał znaczenia, chociaż to wyglądałoby jak starcie jastrzębia i kolibra. Być może szybkość tutaj przeważy nad siłą, jednak wtedy przypomniał sobie o jednej rzeczy. Magia, być może książe zna się również na magii jeśli tamto nie było jego oddechem. Przeciwnik natomiast, jedynie się roześmiał i lis wyszczerzył złowieszczo w stronę przestępcy kły. Ciało złotego pokryło się płomieniami, a to był definitywny znak że magia tutaj ma swój udział. Co więcej przeciwnik nie pokazał, że zna jakieś sztuczki więc może jeśli uderzyliby skoordynowanym atakiem magicznym to coś by się stało. Nic takiego oczywiście nie było potrzebne, bo Auriel sam się rozprawił z przeciwnikiem. Potężny huk, a potem kolos cofający się o kilkanaście centymetrów. Na dodatek… coś z niego zeszło! Czy to była bariera? A więc to tak! Czyli nie mogli mu nic zrobić, bo miał na sobie barierę a teraz ona opadła. Rhoshan roześmiał się w myślach, bo właśnie nadszedł moment na odwet. Tym razem jednak nie popełni błędu niedocenienia przeciwnika. Z drugiej strony książę zarezerwował sobie dobicie przeciwnika, co sugeruje to że pewnie dadzą radę mu coś teraz zrobić. Było teraz 2 w pełni sprawnych i 2 mniej przeciwko jednemu wrogowi, któremu chyba troszkę morale podupadły. Nie ulegało wątpliwości, że wilk teraz nie będzie w stanie walczyć a co więcej potrzebuje medyka na już. Co więcej nie spodziewał się, że szybkość czy siła były wzmacniane przez tą tarczę i faktycznie lepiej będzie używać uderzeń miażdżonych jak polecił książę. Oficer w końcu wcześniej zranił przeciwnika tamtym uderzeniem – Tak jest – powiedział i podszedł bliżej księcia, skinął by Kerrija była gotowa go wesprzeć. „Spokojnie wilku. Mimo, że byłeś niezłym dupkiem wtedy przy ognisku to walnę go i za Ciebie” przeszło mu przez myśl i zaczął schodzić lekko w bok, by zaatakować przeciwnika od boku, a następnie ruszył. W końcu jeśli karpatianka dojdzie do siebie to będzie miała raz, że czyste pole do strzału, a dwa również Kerrija może robić swoje czary mary. Rhoshan skupił się na odczytywaniu możliwych ruchów przeciwnika, kiedy zbliżał się do niego. Jeśli tamten znowu będzie chciał potraktować go pazurami to spróbuje się uchylić tym razem biorąc poprawkę na tą szybkość, by zaraz wyprowadzić mocny, prosty cios w splot słoneczny przeciwnika. Pamiętał, że zawsze jeszcze został ogon więc jeśli tamten chciał go podciąć to lis próbował przeskoczyć i odchylić się przed ewentualnym ciosem z góry, by wykonać uderzenie na szczękę z całą furią jaką zgromadził w sobie wobec tego wroga. Gdyby tamten znowu spróbował go złapać za rękę to albo lis próbował go potraktować pazurami w ścięgna lub jeśli tamtemu udało się go złapać za tą zdrową rękę to próbował wleźć po jego klatce piersiowej nogami i spróbować kopnąć go w łeb od boku. Jeśli było to możliwe to nawet spróbować wbić pazury nóg w oczy. Jeśli natomiast tamten próbował się Rhoshanem zasłonić kiedy to go pochwycił to lis spróbował pociągnąć mu z łba i łapami zahaczyć o jego nogi podcinając gada. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Świt | |
| |
| | | | Świt | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |