Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Świt

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sob Wrz 14, 2013 8:11 am

First topic message reminder :

Świt - Page 4 2ii7vup
Ten monumentalny wręcz budynek łączy w sobie wiele mniej i bardziej oficjalnych funkcji. O tych oficjalnych można powiedzieć otwarcie - hotel, kasyno, SPA. O tych mniej oficjalnych wiedzą tylko wtajemniczeni - lub ci, którzy w jakiś sposób dotarli do tej wiedzy. Kilkaset pięter, ogromna powierzchnia na której położono budowlę, super-nowoczesne systemy zabezpieczeń. Bez chwili zastanowienia, można umieścić to dzieło na liście dziesięciu najdroższych budynków jakie kiedykolwiek powstały. Miejsce to stworzone jest wyłącznie dla klasy zamożnej, a każdy znajdujący się niżej - po prostu nie zagrzeje tutaj miejsca.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Czw Kwi 16, 2015 9:12 pm

Amelia miała złe przeczucia. Obserwowała stworka odkąd tylko razem z Lisem weszli do pomieszczenia i z każdą chwilą coraz bardziej bała się starcia, a jednocześnie nie mogła się go doczekać. Pierwszy raz bowiem miała do czynienia z przeciwnikiem wyraźnie silniejszym od siebie. Do tej pory walka była dla niej niczym dziecinna zabawa, ponieważ ludzie do których ograniczali się jej przeciwnicy nie stanowili dla niej żadnego wyzwania. Cierpiała bardzo nie mogąc pokazać na co na prawdę ją stać. Jaszczur był wyzwaniem. Niewątpliwie ogromnym wyzwaniem. Pokonał cały ich od dział, a przecież, o ile wiedziała, składał się z wyszkolonych żołnierzy, a on wydawał się tym nie wzruszony. Dziewczyna miała wręcz wrażenie, że Jaszczur się nudzi. Martwiło ją to. Miała dziwne przeczucie, że wszyscy czegoś nie zauważają. Nie miała jednak czasu nad tym myśleć. Trzeba było działać.
Jak zwykle starała się wymyślić jakiś plan, jednak zupełnie jej to nie szło, dlatego bez mruknięcia przystała na plan Lisa, choć coś mówiło jej, że może jeszcze tego pożałować. Rozpoczęli atak na Jaszczura według planu Lisa, a Amelia jeszcze przez chwilę próbowała przywołać miecz Daalkiina do siebie, jednak coś ją blokowało. Nie zależnie jak bardzo się starała, miecz ani myślał przesunąć się choćby milimetr w jej stronę. Cóż Lis będzie musiał posłużyć się swoimi pazurami. Zostawiła miecz stwierdzając, ze lepiej zająć się przeciwnikiem.
Gdy fala jej mentalnej energii uderzyła w nią samą, Amelia przekonała się na własnej skórze jak silne te ataki są. Głowa bolała ją okropnie nie pozwalając się choćby minimalnie skupić i zmuszając dziewczynę do oparcia się o ścianę.
Amelia pochyliła się lekko jedną ręką przytrzymując się ściany, drugą trzymając na czole i usilnie starała się opanować i skupić. Nie szło jej zbyt dobre. Ból zaćmił jej zmysły i sprawił, że chwilowo widziała wszystko jak przez mgłę a dźwięki docierały do niej jakby z oddali. Chwilowo była praktycznie bezużyteczna, co ją okropnie denerwowało. Na szczęście doszła do siebie dużo szybciej niż jej samej się wydawało.
Czując jeszcze lekkie zawroty głowy i mdłości wyprostowała się i odepchnęła od ściany orientując szybko w sytuacji.
Trafiła akurat na moment, gdy Jaszczur znów uczył Lisa latać, a Nat rzucał się na stwora uderzając go w łeb. W myślach uśmiechnęła się i pogratulowała wilkowi, jednak szybko przestała się cieszyć, bo jej przyjacielowi także się dostało i to chyba gorzej niż Jaszczurowi. Z gardła Karpatianki wyrwał się cichy warkot, gdy usłyszała trzask łamania wilczych kości.
Korzystając z tego co osiągnął swoim atakiem wilk, czyli przynajmniej chwilowej nieuwagi Jaszczura i czystego pola, Amelia zaczęła wysyłać w stronę stwora pociski. Kule nie robiły mu krzywdy, co denerwowało dziewczynę, ale przynajmniej trzymały go na dystans od niej i leżącego za jej plecami wilka. Amelia czuła zapach wilczej krwi i choć budził on jej głód i sprawiał, ze oczy zaczęły nabierać bardziej drapieżnego wyrazu, dzięki temu, że przed misją się pożywiła nie miała problemu z powstrzymaniem się. Zapach bardziej ją martwił niż drażnił zmysły. Chciała wreszcie pozbyć się Jaszczura i zająć przyjacielem, który potrzebował pomocy.
Gdy ona ostrzeliwała stwora budynkiem ponownie wstrząsnął huk, a nad głową Lisa pojawiła się dziura, przez którą wkroczył smok łudząco wręcz podobny do Księcia. Miała ochotę rzucić, że czemu nie kilka centymetrów niżej, mieli by lisią pochodnie. Zatrzymała to jednak dla siebie.
Po chwili Amelia sama domyśliła się kim jest Złoty, a słowa lamparcicy tylko potwierdziły jej myśli. Brat Księcia. Cóż… rodzinnego podobieństwa nie dało się ukryć, choć ten smok wydawał się jakby bardziej… niespokojny. Od Księcia czuło się powagę i rozsądek, a ten sprawiła wrażenie zbyt pewnego siebie. Ale nie Amelii to oceniać.
Słysząc pierwsze słowa jakimi postanowił ich uraczyć Złoty Amelia przewróciła oczyma.
“ Serio? Nie zauważyliśmy”, pomyślała.
“Może go po prostu ukatrupisz, zamiast gadać” dodała po chwili, gdy smok podszedł do Jaszczura i jakże formalnie i uprzejmie ostrzegł go o tym, ze go zabije. Skoro miał moc, żeby odebrać stworowi życie to na co czeka?! Wilk potrzebuje pomocy!
Gdy smok rozwalił swoim promieniem pancerz Jaszczura, Amelia o mało nie krzyknęła “ wiedziałam”. Powstrzymała się jednak. Gdy Lis i Lamparcica ruszyli do ataku, Amelia podeszła szybko do wilka i jednym szybkim spojrzeniem oceniła jego stan. Nie podobało jej się to co zobaczyła. Jej oczy zaczęły zmieniać kształt tak jak reszta ciała i po chwili przed Nat’em stała dość spora biała sówka. Ptak wleciał pod sufit i zawisł w powietrzu na chwilę czekając na dogodny moment i obserwując walkę między swoimi kompanami a Jaszczurem.
Gdy tylko nadarzyła się okazja sówka zanurkowała ostro w prost stronę Jaszczura jakby chcąc mu wbić dziób w czubek głowy, jednak tuż przed zderzeniem znów przybrała postać ludzką i wykorzystując impet swojego nurkowania, własny ciężar, większy w tej formie, oraz siłę wymierzyła cios w głowę gada. Zamierzała uderzyć go łokciem w łeb a potem odepchnąć się od jego pleców i wylądować za nim, gotowa w każdej chwili znów zaatakować lub się bronić. Miała nadzieje, że jej cios przynajmniej oszołomi Jaszczura dając reszcie możliwość zadania kolejnych ciosów.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Nie Kwi 26, 2015 8:51 pm

NPC Storyline - Auriel|Kerrija|Natvakt|Shinsen

Amelia która podeszła do wilka i pobieżnie oceniła jego stan, mogła jedynie stwierdzić to co dało się ujrzeć z daleka. Dziwne ruchy klatki piersiowej, prawdopodobnie połamane żebra oraz krztuszenie się własną krwią. Wilk stracił również przytomność, przez co krztuszenie się było raczej obronną reakcją organizmu. Karpatianka postanowiła jednak zmienić postać, wzbić się w powietrze i wyczekiwać momentu.
Natvakt przestał się poruszać, przestał nawet wykazywać jakiekolwiek oznaki życia. Po prostu leżał nieprzytomny pod ścianą. Przynajmniej na nieprzytomnego wyglądał. Tymczasem walka rozgrzała na dobre. Kerrija podeszła od drugiej strony, lustrzanie względem Rhoshana. Auriel tymczasem odwrócił się - stojąc dosłownie przed przeciwnikiem - w stronę Natvakta. Wyglądał tak jak by coś wyczuł, chciał zareagować, jednak okazja na to, co zrobił odruchowo, szybko się skończyła. Jaszczur zamachnął się i dał złotołuskiem w łeb, dokładniej w tył łba, wbijając go nieprzyjemnie w ziemię. Kiedy złoty smok układał sobie co się właściwie wydarzyło, lis miał otwartą drogę by zacząć wykonywać swój plan. Pierwszy cios w korpus wszedł perfekcyjnie, gadzina nawet ustawiła się tak by został trafiony, nieświadomie się podstawiając. Zanim jednak łuskowaty wpadł na pomysł kontry, został trafiony w plecy - tym razem przez niebieskofutrą lamparcicę, która przywaliła mu "młotem", wspomagając się przy tym swoją mocą. I poskutkowało nie mniej jak cios Rhoshana. Jej cios trafił jednak w kark, tak więc lis miał okazję wyprowadzić kolejne uderzenie w szczękę, co jeszcze bardziej podziałało, sprawiając, że gadzina zatraciła równowagę. To był również dobry moment dla Amelii. Jej uderzenie połączenie z jej rozpędem oraz masą nie wywołały tak wielkiego efektu na stworze, jednak sprawiły, że przez chwilę nie wiedział co się dzieje.
Gad szarpnął się jednak, odrzucając karpatiankę do tyłu, a następnie zamachnął i trafił... prosto w łeb złotołuskiego który akurat wstał i chciał wykonać swój ruch. Zamiast tego, smok znów zarył pyskiem w ziemię. Następnie ogon gada przywalił w Kerriję, która nie zdążyła się uchylić i rzuciło nią o ścianę, dwa metry dalej. Samica wbiła się w nią i padła na ziemię, jęcząc cicho bólu. Rhoshanowi natomiast udało się uniknąć cios sierpowego, wykonanego z użyciem pazurów, poprzez prosty unik. Amelia natomiast nie wyrżnęła w ścianę bo... została złapana. Tylko przez kogo? Kobieta poczuła, że złapała ją jakaś łuskowata istota, a dokładniej to wpadła na kogoś, ten ktoś złapał ją, odstawił na ziemię i... pojawił się. Smok, kolejny smok, ten miał jakieś dwa metry oraz dziesięć centymetrów wzrostu, był szczupły i wyraźnie młody - tak jak złotołuski tutaj. Czarno-szare łuski, niebieskie ślepia, swobodna postawa. Rhoshan zapewne od razu rozpoznał smoka, którego spotkał jako pierwszego... był to nikt inny, jak Shinsen. Różnica była tylko taka, że młodzik był ranny, wydawał się dość poważnie ranny. Skrzydła były poszarpane, nie nadawały się absolutnie do latania w tym stanie, miał na sobie wiele ran ciętych, szarpanych oraz kutych. Mimo to stał na nogach. Jego ślepia świeciły lekko, co spowodowane było wykorzystaniem przez niego jego magii, wzrok bacznie obserwował przeciwnika, a sam młodzik czekał. Pozostali tylko on, Rhoshan oraz Amelia. Złotołuski miał problem z pozostaniem przytomnym, za dużo silnych ciosów po łbie jednocześnie, a tymczasem Kerriji również się oberwało. Niemniej jednak ich przeciwnik był teraz łatwiejszym celem, należało jedynie kontynuować.


Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Pon Kwi 27, 2015 6:46 pm

Wprawdzie na moment Rhoshanowi przeszło przez myśl, że trzeba się wilkiem zająć ale wtedy od razu doszły dwa solidne argumenty, czemu to raczej ktoś inny powinien zrobić. Po pierwsze jeśli to on by poszedł pomagać, a raczej próbować pomóc to wróg zwyczajnie miałby całkiem niezłą okazję do ataku. Drugim natomiast było to, że nie za bardzo wiedział jak pomóc w takiej sytuacji. Odkąd żył tutaj na Ziemi nigdy nie miał okazji zainteresować się pierwszą pomocą. Nie miał ku temu żadnego szkolenia jak miała to jakakolwiek normalna osoba. Nie mógł mu za bardzo pomóc, jedynie w taki sposób by nie dać się obić i nie wpadać na niego podczas walki.
Lis widział, że walka rozkręca się i nawet by mu się to podobało, gdyby nie miał uszkodzonej jednej ręki, ani tym bardziej nie byliby w takiej sytuacji. Morale było wysokie z racji obecności księcia, jednak Rhoshan nie spodziewał się że przeciwnik zajmie się ową osobistością tak szybko. Zresztą widać, że tamten stracił czujność oglądając się w stronę wilka. Dbał i troszczył się o swoich co dobrze o nim świadczyło, jednak w tym momencie naraził siebie bo przeciwnik zwyczajnie go obalił. Jedyny plus tego był taki, że Rhoshan mógł się wrąbać w przestępcę. Wszedł jego jeden cios lisa, a potem drugi który wyprowadziła Kerrija, by zaraz czerwony mógł wyprowadzić kolejny cios. W międzyczasie nawet z góry coś uderzyło, chyba to była ta czarnowłosa? Tak, chociaż nie widać było aby coś to przeciwnikowi zrobiło poza zdezorientowaniem. Chyba najlepiej jakby została przy wilku i ich osłaniała, ale to tylko jego osobista opinia. Znowu dostało się księciu, jednak lis nie sądził by taki twardy zawodnik odpadł po kilku ciosach. Zresztą ktoś tu chciał zadać ostatni cios. Rozjuszyło go jednak to, że jego towarzysze są obijani, jedno po drugim a Rhoshan właśnie uniknął sierpowego jaszczura. Na scenie pojawiła się kolejna osoba, którą lis dobrze znał. Och tak, wielokrotnie już wcześniej wspomniany z obietnicą sparingu rewanżowego smok. Nie było jednak czasu na wymianę uprzejmości, a Shinsen wyglądał jak siedem nieszczęść. Lis musi iść za ciosem i jak najszybciej wyłączyć przeciwnika zwłaszcza że mogą tutaj stracić wilka jeśli walka się przedłuży.
Rhoshan skorzystał z tego, że jest blisko przeciwnika by zaatakować ponownie w pysk jaszczura, jednak zanim to uczynił spróbował go kopnąć w piszczel prawej nogi. Jeśli wszedł mu cios na pysk, to następnie spróbował uchylić się przed ewentualnym ciosem, złapać łapę przeciwnika i uderzyć zdrową ręką z całej siły w łokieć. Oczywiście podczas całej kombinacji starał się unikać ciosów poprzez uchylanie się przed nimi i szukanie luk w obronie właśnie by zaatakować. Zależnie w co było szybciej, bo jeśli łapy były nieosiągalne to starał się uderzać pod żebra lub w tamto miejsce na klatce, gdzie wtedy uderzył.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Czw Kwi 30, 2015 6:13 pm

Amelia podchodząc do Nat’a chciała mu pomóc, ale widząc jego stan wzburzyła się tak, ze mogła co najwyżej mu zaszkodzić. Wilk krztusił się krwią, był ledwo żywy. Dziewczyna zauważyła, ze samiec traci przytomność, co w sumie nieco ją uspokoiło. Przynajmniej nie będzie się pchał do walki. Jednocześnie jeszcze bardziej się wkurzyła. Jak ten wredny gad śmiał tak potraktować jej przyjaciela?! Doszła do wniosku, że dla jej wilczka najlepiej będzie jeśli bardzo szybko pozbędą się Jaszczura. Wtedy będą mogli zabrać Nat’a na okręt, a tam spokojnie się nim zająć.
Wisząc tak nad polem walki zarejestrowała Złotego patrzącego dość dziwnie na Nat’a. Zaniepokoiło ją to. Coś było na rzeczy. Coś nie tak z jej wilczkiem. Strach o przyjaciela przyćmił wściekłość i gniew na Jaszczura za zadane Wilkowi rany. Jednak zanim zdążyła się zastanowić, gad odsłonił się w idealny dla planowanego przez nią ataku sposób. Działając właściwie instynktownie ruszyła. Uderzenie odbiło się mało przyjemnym drganiem w jej własnych mięśniach, mogła mieć tylko nadzieję, że Jaszczur odczuł to po tysiąckroć mocniej. Nim zdążyła odskoczyć Jaszczur szarpnął się odrzucając ją do tyłu. Lecąc nie wiele widziała. Jedynie po odgłosach wydawanych przez wszystkich w pomieszczeniu mogła domyślać się, kto i jak mocno oberwał.
Spodziewała się bardzo bolesnego spotkania ze ścianą, lecz poczuła tylko jak coś łapie ja w powietrzu. Chwilę mrugała lekko zdezorientowana, by po chwili zobaczyć kolej ego smoka. Nie znała go, ale to w tej chwili było najmniej ważne. Niewiele myśląc, ie bardzo też zawracając uwagę na swojego wybawcę, skinęła w podziękowaniu głową i pędząc tak szybko jak tylko mogła ruszyła do Nat’a. Zjawiła się koło wilka ułamek sekundy później. Kucnęła i zaczęła go dokładnie oglądać. Widziała jak wilk krztusi się własną krwią więc odpuściła sobie sprawdzanie mu pulsu i innych czynności życiowych. W te chwili dziękowała niebiosom za swoje pochodzenie i wiążące się z nim umiejętności. Gdyby była człowiekiem mogłaby co najwyżej pomarzyć o pomocy Nat’owi. Wilk był wielki i ciężki. Na szczęście dla niej nie aż tak bardzo. Najdelikatniej jak umiała ułożyła go w pozycji, która nie naruszała za bardzo jego żeber, ale ułatwiała oddychanie. Znalazła jakiś czysty skrawek tkaniny swojej bluzki i korzystając z tego że była wciąż lekko wilgotna, zaczęła bardzo delikatnie oczyszczać rany wilka jednocześnie bardzo dokładnie sprawdzając wszystkie obrażenia. Z każdą raną i złamaniem bała się o swojego wilczka coraz bardziej. Zaczęła cicho pod nosem modlić się. Żałowała, ze nie ma tu jej wujka albo kogoś ze starszych. Wiedziała, ze oni posiadają wyjątkowe umiejętności i wiedzę. Potrafili uzdrawiać nawet umierających na granicy śmierci. Ona tego nie potrafiła. Na ziemiach jej ludu był dzień wiec z wujem się nie połączy. Nawet on nie był na tyle silny by przełamać dzienną niemoc, Słyszała o jednym z jej ludu który mógłby się okazać zbawianiem, ale właśnie, tyko słyszała. Nawet go na oczy nie widziała. Jedyne co teraz mogła robić to prowizorycznie opatrzyć wilka i starać się utrzymać go przy życiu zanim nie przybędzie ktoś bardziej kompetentny w uzdrawianiu. Podstawą było zapewnienie mu w miarę swobodnego oddechu. To był jej główny problem. Już ułożyła przyjaciela w odpowiedniej pozycji, udrożniła mu maksymalnie drogi oddechowe i nie wiedziała co jeszcze mogłaby dla niego zrobić. Męczyła ją jej własna bezradność.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Nie Maj 10, 2015 10:20 pm

NPC Storyline - Auriel|Daalkiin|Enenra|Kerrija|Natvakt|Shinsen



Amelia bez problemu przedarła się do umierającego wilka. Przeciwnik na nią nawet nie zareagował, gdyż teraz zajęty był innymi problemami - dokładniej trzema które chciał dalej mu się stawiać. Karpatianka, po dotarciu do pułkownika, zobaczyła, że jego klatka piersiowa porusza się w sposób nienaturalny, sugerując połamane żebra. Krew wypływająca z pyska mogła sugerować, że doszło do poważnego uszkodzenia narządów wewnętrznych, a patrząc na klatkę piersiową, możliwe, że miał przebite płuca. Kobieta ułożyła go na plecach, na ziemi oraz udrożniła mu oddech. Choć w jakimś stopniu to pomogło, to jednak niewiele. Amelia po prostu widziała, że wilk umiera i nie wytrzyma długo bez udzielenia mu fachowej pomocy medycznej.
Chwila nieuwagi i złotołuski zdążył pozbierać się na nogi. Lis zaczął pierwszy, wykonując kopnięcie w piszczel, jednak jaszczur to zauważył i przyblokował, unosząc nogę do góry, a następnie kontrując uderzeniem bezpośrednio w mięsień na nodze lisa (tej którą atakował). Rhoshan poczuł potworny ból, związany ze skuteczną kontrą i chcąc nie chcąc, został na chwilę wykluczony z boju. Przeciwnik chciał się na niego zamachnąć i wbić futrzastemu swą pięść w pysk, jednak został powstrzymany przez szarołuskiego - który błyskawicznie wpasował swą nogę z półobrotu - w łeb gada. Ten stracił na chwilę równowagę, jednak jego ogon zamachnął się i zanim Shinsen zdążył wykonać unik - ogon wbił się mu pod żebra, przebijając go na wylot. Smok jęknął cicho, a następnie został rzucony na ścianę, obok Kerriji. Z hukiem padł na ziemię nieprzytomny. Niebieskofutra jednak obudziła się i widząc co się stało, podpełzła do Shinsena, obróciła go i zaczęła kombinować coś ze swą mocą. To był moment dla Rhoshana - który tym razem idealnie wpasował cios w pysk czerwonołuskiego jaszczura. Boss nie dawał jednak za wygraną i gdy lis chwycił go za rękę i chciał przywalić mu w łokieć, by być może uszkodzić go, a nawet złamać. Jaszczur szarpnął ręką, wykorzystując przewagę w sile nad Rhoshanem, by wyszarpać mu się do przodu i chwycić lisa za krtań. Złotołuski stojący obok chciał wykonać jakiś cios, jednak również został chwycony za krtań. Gad przydusił wpierw obu, odbierając im dech, a potem walnął ich łbami o siebie dwa razy, raz po razie. Lis mógł poczuć ciepłą krew spływającą po lewej stronie jego łba, gdyż skóra została rozcięta o łuski złotołuskiego. To samo jednak stało się z księciem, gdyż jego naturalny pancerz nie był jeszcze tak wytrzymały.
Wszystko mogłoby tak trwać dalej, a oni byliby tak okładani własnymi głowami, gdyby znowu nie pękła jedna ze ścian. Tym razem przez nią do środka wleciał Daalkiin. Czarnofutry również był nieźle poobdzierany, posiniaczony oraz ranny w wielu miejscach, jednak ogólnie wydawał się być w dobrym stanie. Wpadł natomiast prosto na jaszczura, trzymającego Rhoshana oraz Auriela. Nie wytrącił go z równowagi, jednak skupił jego uwagę na sobie. Jaszczur wściekły zamachnął się ogonem na oficera, który stanął na równych nogach, odwrócił się błyskawicznie i złapał ogon lewą dłonią, zanim ten go uderzył. Żyły na lewej ręce wyszły na wierzch, zupełnie jak by coś nagle nienaturalnie wzmocniło ciało czarnofutrego. Następnie samiec wyciągnął prawą dłoń w stronę miecza leżącego na ziemi, przyciągnął go swą mocą do siebie, uruchomił i odciął ogon jaszczura. Ten ryknął z bólu i puścił obu, tylko po to by zostać następnie rzuconym o ścianę niczym lalka - przez Daalkiina, który pchnął go falą swej energii, niewidocznej z resztą. Wyglądało to nieco jak telekineza.
-Hi ziin los bek?
Rzucił czarnofutry, spoglądając na czerwonofutrego oraz złotołuskiego, którzy mieli okazję złapać oddech. Ich przeciwnik osłabiony padł na ziemię, widać cios Daalkiina był bardzo mocny.
-Dobijcie go więc.
Rzucił, odwracając się i ruszając w stronę Natvakta oraz Amelii. Tymczasem książę spojrzał na lisa i łypnął w stronę leżącego wroga.
-Podnieś go. Zapłaci teraz za wszystko.
Rzucił polecenie złotołuski, czekając aż Rho podniesie jaszczura i umieści go na kolanach. Wtedy też złotołuski podejdzie do niego i przygotuje się by zadać ostateczny cios.
Przygody się jednak jeszcze nie skończyły. Przez dziurę w ścianie którą wybił książę, weszła densorinka... nieznana im wcześniej. Samica, szczupła, dobrze zbudowana kotka - gepard, około dwa metry wzrostu. Płomienne ślepia wybadały otoczenie i szybko wychwyciły Amelię oraz Natvakta. Nie zastanawiając się ani chwili, podbiegła ona do dwójki i kucnęła przy nich, a międzyczasie podszedł do nich Daalkiin.
-Natvakt...
Szepnęła cicho, kucając przy głowie wilka. Wyglądała na zmartwioną, zupełnie jak by bardzo dobrze znała się z tym futrzakiem. Samica wyciągnęła obie swe dłonie, opierają je bardzo delikatnie na policzkach densorina. Zamknęła swe ślepia i skupiła się, a w międzyczasie Daalkiin stanął za Amelią, spoglądając na przybyłą samicę swymi białymi ślepiami. Zacisnął obie pięści i czekał na to co się stanie. Natvakta tymczasem zaczęła otaczać płomienna aura, która w bardzo powolnym, mozolnym tempie rozpoczęła leczenie jego ran. Nie było to dość skuteczne, do tego moc którą gepardzica w niego wlewała - skupiała się na płucach wilka, jednak powoli efekt był osiągany. Trwało to chwilę, aż w końcu klatka piersiowa wilka zaczęła wyglądać bardziej normalnie. Pozostałe rany znajdowały się na nim dalej. Samica puściła go i spojrzała na Amelię, dysząc ciężko. Choć narządy wewnątrz zostały podreperowane, to jednak Natvakt nie oddychał.
-Teraz ty... uciskaj klatkę piersiową, ja nie dam rady.
Wyjaśniła karpatiance, gładząc dłońmi czoło oraz policzek Natvakta, a jednocześnie przytrzymując jego głowę by powietrze mogło wpadać do jego płuc. Amelia musiała go tylko resuscytować, wymuszać pracę serca. Samica najwyraźniej nie miała już na to siły, jej moc za dużo jej odebrała.


Enenra
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Pon Maj 11, 2015 6:00 pm

Przeciwnik skontrował ruch Rhoshana i uderzył go w mięsień, oczywiście lis ryknął z bólu który jakby się zastanowić może mógł przypominać jakiś najhardszy trening jego życia. Kto wie, może tamte treningi były bardziej bolesne skoro z opowieści wynikało, że zazwyczaj śpiącego Rhoshana odnosił Akarynth. Na moment w każdym razie to go wykluczyło, jednak wtedy okno do ataku miał Shinsen, który chyba coś kiedyś mówił o tym że jeśli chodzi o walkę wręcz to należał do jednych z lepszych. Najwyraźniej coś w tym było, bo to że wtedy Rhoshanowi sprał tyłek to było dosyć oczywiste do przewidzenia. Jednak również przeciwnik na odchodnym dał radę jeszcze zaatakować ogonem, wymiatając smoka niczym muchę ale wtedy… no właśnie znowu lis miał inicjatywę i dał radę przyłożyć tamtemu z całą swoją furią i siłą jaką dysponował aktualnie, chociaż to jak w przypadku Shinsena również spotkało się z kontrą. Walka w tym momencie przypominała okładanie się na zmianę z zaznaczeniem, że to boss wytrzymałościowo może zdominować ich. Jaszczur pochwycił go jak również złotołuskiego. Zaczął ich dusić… hmmm czy on ma jakiś z tym fetysz? W każdym razie lis szarpał się, próbował kopać by się uwolnić jednak wraz ze złotołuskim zostali swego rodzaju zabawkami, którymi uderzało się. Było to bardzo bolesne, a w głowie Rhoshanowi się zakręciło. Poczuł nawet to, że krew mu cieknie po lewej stronie. Miało nastąpić ponowne uderzenie, a to wszystko wyglądało jakby ktoś karał bardzo opornych w nauce uczniów. Jednak zostało to przerwane, lis zarejestrował w urywku uderzenia, że jedna ze ścian pękła i ktoś przez nią wleciał. Wszędzie rozpozna to czarne, charakterystyczne futro. Jednak również Daalkiin wyglądał na nieźle sponiewieranego. Cóż się dziwić, sam przecież jakiś czas powstrzymywał Sunada więc to cud lub jego umiejętności że miał tylko takie rany. Przecież mówiło się, że Widma mają ogromną moc. Odrodzony wpadł w jaszczura, który po chwili machnął ogonem. Rhoshan jednak znał kawałek szybkości Odrodzonego i domyślał się, że tamten ruch był za wolny by go powstrzymać, zatem Daalkiin dał radę złapać ogon. Szybkość szybkością, jednak musiał przy tym mieć jeszcze sporo siły by ten ogon utrzymać, a sądząc po żyłach które wyszły na wierzch musiał do tego użyć sporej cząstki. Chociaż… może to też była jakaś magia? Shinsenowi też żyły wychodziły pod wpływem tamtego czaru, którego użył jak się poznali. Lis dalej się próbował wyrwać i szarpać, jednak bezskutecznie. Mógł obserwować co dalej oficer robił, a mianowicie jakimś sposobem (może telekinezą) przyciągnął do siebie miecz i odciął ogon jaszczura. Czerwonofutry gdzieś to chyba już widział. W jakimś filmie, gdzie ludzie biegali z mieczykami laserowymi i walczyli za pomocą takich sztuczek. Jeszcze brakuje by Daalkiin wystrzelił w bossa błyskawicami z palców. Do śmiechu jednak nie było Rhoshanowi, bo nadal był trzymany, a raczej jeszcze chwilę był bo zaraz potem czarnofutry wbił przeciwnika w ścianę. Aktualnie czerwony zbierał się z podłogi i próbował dojść do siebie, kiedy czarny do nich przemówił. Nie znał tego dialektu, ale strzelał że znaczy to mniej więcej „wszystko w porządku?”. Przeciwnik natomiast padł na ziemię i chyba nie wstanie tak szybko jak oni.
- Tak, myślę że jestem prawie cały i gotów na dalsze rozkazy –starł sobie troszkę krwi z boku i zerknął na bossa podchodząc do niego. W końcu dostał rozkaz od księcia – jeden skazaniec, jak w zamówieniu – rzucił podnosząc jaszczura i umieszczając go na kolanach. Złapał go zdrową ręką za gardło i przytrzymał, tak by patrzył na swojego oprawcę, a nogami pilnował by w razie czego jak tamten się będzie chciał zerwać to uderzyć go w ścięgna. Kiwnął głową złotołuskiemu, że jest gotowy.
Przez dziurę dostała się tutaj kolejna istota, kolejna cętkowana samica. Wyglądała jak gepard i na pewno była starsza od Kerriji. No i miała inny odcień futra, chociaż… w sumie jakby się zastanowić to błękitna mogła wyglądać jak taka bardzo młoda wersja nowo przybyłej. Nie wyglądała jakby miała złe zamiary, bo od razu zainteresowała się wilkiem. Zresztą najwidoczniej chyba się znali bo wyglądała na zmartwioną. Może jakieś bliższe stosunki mieli ze sobą? W każdym razie najwidoczniej z czarnowłosą zaczęli robić jakieś czary mary, by uratować wilka, a w tym czasie Rhoshan czekał na to co zrobi książę. Kiedy tamten skończył, lis szybko podszedł do Kerriji i Shinsena by sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku. Głupio, by było jakby Młody zginął, a cętkowany wąż już nigdy miała nie rozładować atmosfery swoją obecnością. Pytanie tylko co mógł zrobić czerwony skoro nie znał pierwszej pomocy? Wesprzeć duchowo? Może, w końcu niebieska z tego co mu mówiono pobiera emocje z zewnątrz więc nawet ciepło może pomóc, bo u lisa o tą dwójkę troska faktycznie była. Bardziej o niebieską, ale zawsze i dla szarego ciepełko się znajdzie, w końcu sparing zając i ucieknie.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Pon Maj 11, 2015 6:42 pm

Dzięki pozostałym członkom załogi, którzy swoimi atakami zajmowali Jaszczura, tak, że nie zwracał na nią w ogóle uwagi szybko i bez problemu dostała się do rannego wilka. Bała się go dotykać nie wiedząc, czy nie zrobi mu jeszcze większej krzywdy, szczególnie, że sposób w jaki futrzak oddychał dość jedno znacznie sugerował poważne obrażenia wewnętrzne w obrębie klatki piersiowej. Jego pierś poruszała się nieregularnie i nie naturalnie, przez co Amelia zaczęła podejrzewać złamanie przynajmniej z trzech żeber jeśli nie więcej. Jego oddech był płytki i świszczący, co w połączeniu z zewnętrznymi obrażeniami klatki piersiowej, jej nienaturalnym sposobem poruszania się i krwią cieknącą niepokojąco nieprzerwanym gęstym strumieniem z pyska Nat’a przywodziło dziewczynie na myśl obrażenia wewnętrzne, szczególnie uszkodzenie płuc.Miała tylko nadzieję, ze nie jest to zbyt poważne. Znała się co prawda na pierwszej pomocy, musiała jako policjantka, ale pierwszej pomocy ludzi a nie wilków, no i nie za bardzo się znała na leczeniu poważnych obrażeń. Mogła najwyżej opatrzyć, postarać się zapewnić mu jak najlepszą opiekę przed oddaniem w ręce bądź też łapy kogoś lepiej do zadań medycznych wyszkolonego. Denerwowało ją to. Polubiła wilka i widziała w nim swojego przyjaciela. Czuła, ze z czasem mogą się ze sobą bardzo zżyć i nie chciała go stracić już na starcie znajomości. Denerwowała ją jej własna niemoc.
Zrobiła wszystko o w jej mocy, jednak i tak czuła, że to na nic. Jej wilczek umierał, a pomocy znikąd.
W tej chwili niemal cała jej uwaga była skupiona na wilku. Słyszała co się dzieje za jej plecami, nie obracała się jednak, cały czas monitorując stan futrzaka. Niewielka cząstka jej myśli pilnowała bezpieczeństwa ich obojga. Kątem oka wyłapywała czy coś w ich kierunku nie leci, czy Jaszczur nie nabrał ochoty rzucić się na nich . Była w każdej chwili gotowa błyskawicznie przenieść ich w inne miejsce by uniknąć ciosu. Wilk był ciężki, ale z pomocą telekinezy była w stanie go przenieść na niewielką odległość, na tyle dużą by unikną niebezpieczeństwa.
Ledwie zauważyła pojawienie się Daalkiina, za to kotkę zauważyła od razu, gdyż ta podeszła do nich. Am w pierwszej chwili zmierzyła kocice wzrokiem przyjmując odrobinę inną pozycję, tak by bardziej zakryć sobą wilka, jednak coś jej mówiło, może instynkt kobiecy lub też inny, że powinna dopuścić kocice do wilka. Zrobiła też tak, ale nie spuszczała kotki z oczu uważnie obserwując każdy jej ruch. Ledwie ta skończyła swoją pracę nad Nat’em i powiedziała , że trzeba pobudzić jego serce, Am już klęczała u jego boku z dłońmi na piersi wilka i uciskała miejsce gdzie powinno być jego wielkie serducho w stałym rytmie. Nie miała zamiaru przestać dopóki wilczek sam nie zacznie funkcjonować. W między czasie jej myśli zaczęły krążyć wokół tego kim jest kotka. Wreszcie gdy ta złapała nieco oddechu spojrzała na nią i spytała:
-Kim jesteś?
Pytanie odnosiło się nie tylko do tożsamości cętkowanej, ale także do tego kim jest dla jej wilczka. Bo wydawało się, że jest z nim bardzo zżyta. Czyżby jej wilczek mił partnerkę,o której nie raczył jej powiedzieć?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Pon Maj 11, 2015 9:28 pm

NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Enenra|Inusannon|Kerrija|Natvakt|Nodin|Shinsen

Daalkiin jedynie skinął łbem do Rhoshana. Złoty wydał mu polecenie, a czarnofutry ruszył w stronę Amelii by zaraz przysiąść przy niej oraz... "nowej" istocie która weszła do pomieszczenia. Karpatianka przejęła poszkodowanego i rozpoczęła uciski klatki piersiowej.
Lis przytrzymał przeciwnika, a Auriel podszedł do niego powoli, szykując się do zadania ostatecznego ciosu. Ślepia młodego smoka błysnęły jasnym światłem, jego prawą dłoń otoczył złocisty płomień... a chwilę później czarna energia odepchnęła go Rhoshana oraz tego kogo trzymał, przez co smok zaliczył kolejne lądowania na ziemi, tym razem jednak lekko. Sprawcą tego rzutu był nikt inny, jak wielki, czarnołuski, smokopodobny Nodin. Krwistoczerwone ślepia gada zlustrowały pomieszczenie, a następnie widmo ruszyło szybkim krokiem w kierunku lisa jak również tego kogo lis trzymał.
/On jest mój.../
Rzucił krótko czarnołuski, podchodząc bliżej. Widmo również było ranne. Poszarpane ścięgna, pozdzierane łuski, na grzebiecie dało się niemalże dostrzec mięśnie gada. Takie ślady były na całym jego ciele, korpusie, łbie, łapach, dłoniach, ogonie, wszędzie. Mimo to stał na nogach. Po podejściu do swego celu, złapał go za łeb i zaczął powoli otaczać czarną energią. To był dobry moment by czerwonofutry odszedł od nich i podszedł do Kerriji.
/Twoja dusza jest moja... zdradzisz mnie swe sekrety./
Dodał tylko czarnołuski, a międzyczasie ciało jaszczura zostało wyżarte przez energię niczym przez kwas, pozostawiając po nim tylko wypalone kości, które rozpadły się w pył. Nodin spojrzał na proch który pozostał, a następnie otoczył się cieniem i zniknął z tego miejsca.
Rhoshan podszedł do Kerriji i mógł obserwować działanie jej mocy. Lamparcica postanowiła natychmiast wykorzystać obecność lisa, obowiązując jego lewą dłoń swym ogonem i przyciągają do siebie, kładąc na swym ramieniu. Wtedy tego ogon puścił dłoń futrzaka, a niebieska energia lamparcicy która otaczała ją oraz Shinsena - przeniosła się również na lisowatego. Rhoshan zaczął odczuwać, jak powoli ucieka z niego energia, jak bardzo powoli jednak coraz bardziej, zaczyna słabnąć. Jednocześnie poważna rana szarołuskiego smoka zaczęła zanikać, niebieskofutra zasklepiła ją do pewnego momentu, nie usuwając jej całkowicie... niemniej jednak Shinsen odzyskał przytomność, złapał głęboki wdech, a następnie podniósł się lekko na łokciach, co od razu wywołało reakcję samicy, która krzyknęła radośnie i padła na smoka, przytulając go. Może nie było to dobre miejsce na takie zachowania, jednak uczyniła właśnie coś czego sama się po sobie nie spodziewała.
Amelia dalej kontynuowała uciskanie klatki piersiowej wilka, kiedy to gepardzica łapała oddech, a po pomieszczeniu rozeszło się białe światło. Pojawił się w nim Akarynth, teleportując się tutaj wraz z Acrothem, Groulem oraz Maro. Każdy z nich nosił jakieś ślady walki, choć były to głównie zadrapania lub otarcia. Białołuski "anioł" nie miał na sobie natomiast śladu walki. Może po za kurzem, który sugerował, że brał w niej udział. Kiedy smoki zaczęły rozglądać się po pomieszczeniu i "ogarniać" sytuację, karpatianka mogła poczuć czyjąś dłoń nas wym ramieniu. Wielka, futrzasta dłoń zakończona pazurami znalazła się na jej ramieniu i powoli odsunęła ją od Natvakta. Był to nikt inny jak Daalkiin, który klęknął na miejscu Am z którego ją odsunął - a następnie przesunął swą prawą dłoń nad korpus wilka i uwolnił ze swej dłoni pioruny, które uderzyły w korpus komandosa, powodując silny wstrząs. Czarnofutry powtórzył to jeszcze dwa razy, aż za trzecim razem wilk obudził się, otworzył ślepia i wziął głęboki oddech, nie podnosząc się, a jedynie rozglądając nerwowo. Wtedy też Daalkiin usunął się, chcąc odpowiedzieć na pytanie Amelii, a pro po kim była gepardzica.
-Demonica.
Rzucił z tyłu Akarynth, wymierzając swą włócznię w stronę gepardzicy. Potem wszystko stało się w ułamki sekund. Amelia zobaczyła jak ostrze miecza Daalkiina aktywuje się, a czarnofutry obraca się w stronę smoków, z kolei włócznia wystrzeliła białym płomieniem w stronę samicy, która wyglądała na przerażoną i zapewne została by niechybnie trafiona gdyby nie kolejny "gość" który się pojawił.
Biały promień rozbił się na czarnych ostrzach podwójnych mieczy. Wielki, czarny cień spowił pomieszczenie, gdy pojawił się w nim kolejny smok. Mierzył jakieś dwa metry i sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, cień szybko uformował się w jego ciało, nadając mu jego naturalny kształt. Czarne łuski okrywały większość jego ciała, czerwone kryły natomiast korpus, spód ogona oraz błonę jego skrzydeł. Smok był bardzo dobrze zbudowany oraz umięśniony, wręcz idealnie. Nie był jednak masywny jak Groul czy Akarynth. Był szczupłym osobnikiem, wyraźnie nie stawiając na to by być zbyt szerokim. Jego skrzydła były jednak ogromne, gdyby je rozłożył, spokojnie mógłby konkurować z białym smokiem, który posiadał dwie pary skrzydeł. Przybysz miał niebieskie ślepia, spoglądające spode łba na smoki na przeciwko, z mieczami skrzyżowanymi w znak "X", które bez najmniejszego trudu przerwały atak białego smoka, blokując go. Smok ten nosił jednak na sobie skazy. Był ranny, jego ręce, klatka piersiowa, nogi, a nawet łeb - były pocięte i poszarpane. Zazwyczaj rany znajdowały się w trzech-czterech cięciach obok siebie, jak by smok przed chwilą walczył z jakąś bestią. Może innym densorinem?
Nie było to teraz ważne. Wszyscy w pomieszczeniu zareagowali na jego pojawienie się jak poparzeni. No, prawie wszyscy. Maro jako jedyny stał spokojnie. Akarynth otoczył się białą energią, tworząc dookoła siebie tarczę, Groul ustawił się w pozycji bojowej, obnażając pazury, oba złote smoki pokryły swe ciała złocistymi płomieniami. Nawet Kerrija wstała i przygotował swe ciało oraz moc do walki. Shinsen podniósł się natomiast powoli i wyszeptał tylko cicho.
-Kyrat... niech starożytni mają nas w opiece.
Rzucił cicho, jakby mając nadzieję na coś, na jakiś cud. Czarnołuski smok opuścił powoli swe miecze, wysuwając prawą łapę do przodu, jak by szykując się do walki.
-Odsuń się, sędzio z Kyrat. Chronisz demonicę, przestępcę.
Rzucił krótko, rozkazującym tonem, który całkowicie na czarnołuskiego smoka nie wpłynął. Acroth spojrzał kątem oka na Maro i opuścił dłonie, chowając swą moc. Wyglądał na zaniepokojonego, jednak czekał, nie podejmował pochopnych decyzji.
-Zejdź nam z drogi!
Warknął mistrz Akarynth, wydając kolejne polecenie czarnołuskiemu, który jednak stał w miejscu niewzruszony, osłaniając swym ciałem gepardzicę. Acroth natomiast nie wytrzymał napięcia.
-Dość!
Rzucił i ruszył do przodu, stając pomiędzy sędzią, a mistrzem. Złoty smok wysunął ku obu smokom otwarte dłonie, chcąc ich od siebie oddzielić i uniknąć rozlewu krwi. Następnie zwrócił się do mistrza.
-Wycofaj się, Akarynth! Dobrze wiesz kim on jest i co potrafi. Wiesz, że to zrobi.
-Zejdź z drogi, książę.
-Jestem następcą tronu densorinu! Podporządkujesz się mej woli.
Rzucił Acroth, ustawiając się frontem do białego smoka i spoglądając ku niemu do góry. Sytuacja zaczynała robić się coraz bardziej napięta.
-Jesteś młody i niedoświadczony, twój...
Zaczął Akarynth, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż młody smok, następca tronu, przywalił mu w pysk by go uciszyć i przypomnieć kto tu jest ustawiony wyżej w hierarchii. Wywołało to jednak lawinę reakcji. Zaczęło się od Groula, który również był uczniem Akaryntha, a chcąc chronić honoru swego mistrza, postanowił odsunąć Acrotha na bok. Zrobił krok, wyciągnął rękę w stronę złotołuskiego i... poczuł ostrze przystawione do krtani, ostrze jednej z dwóch włóczni Maro, który natychmiast zareagował, będąc przyboczny Acrotha. Nie spodobało się to Aurielowi, który uznał, że jego brat się myli i chciał poprzeć mistrza. Ruszył więc ku Maro i Groulowi, jednak zanim tam dotarł został trafiony i powalony pociskiem magicznym przez Shinsena, który nawet się nie zastanawiał. Zaatakował, gdyż Maro był jego bratem. Na to zareagowała jednak Kerrija, wykonując proste kopnięcie nogą w brzuch szarego smoka i odpychając go do tyłu. Ten jednak, będąc rannym, nie stracił równowagi i ustawił się w pozycji do walki.
-Cofnij się Shinsen, nie dasz rady.
Samica rzuciła drżącym głosem, ustawiając gardę. Smok jednak nie zamierzał się wycofać, stanął na lekko ugiętych nogach z opuszczonymi rękoma, tak jak podczas sparingu z Rhoshanem kiedyś. Każdy każdego zamknął w szachu, po za gepardzicą którą chronił czarnołuski smok, Amelią która siedziała przy Natvakcie oraz Daalkiinem... który warknął jedynie cicho, zaciskając swe dłonie w pięści.




Inusannon
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Wto Maj 12, 2015 12:20 am

Już miał nastąpić moment egzekucji, wilk witał się z gąską jednak i tym razem wystąpiły nieprzewidziane okoliczności. Otóż ku zdziwieniu Rhoshana zanim książę zdołał dokonać egzekucji kiedy to czarna energia - pochodzenia, które mógł sobie skojarzyć bardzo prosto – odepchnęła ich od ofiary. Na sali pojawił się Nodin, który zastrzegł sobie prawo do tej zdobyczy. Lis nawet nie miał zamiaru się spierać o to, ba nawet stawanie pomiędzy widmem a zdobyczą byłoby czystą głupotą, a jemu życie było miłe dlatego ustąpił. Swoją drogą walka chyba była intensywna patrząc po tym jak widmo było poranione. Jednak skoro tu był, a Sunad nie ścigał ich to znaczy że w rewanżu wygrało densorińskie widmo. Ewentualnie tamten mógł zbiec chociaż wątpliwe było to, aby Nodin mu na to pozwolił od tak.
Oglądanie tego co widmo robiło z ciałem ich niedawnego przeciwnika nie należało do najprzyjemniejszych. Zwłaszcza jak ciało jest zżerane przez tą energię, więc postanowił odwrócić wzrok ku rannej Kerriji i Shinsenie. Oczywiście zanotował kątem oka, że wkrótce potem widmo zniknęło.
Na początku kiedy Rhoshan tam podchodził miał w głowie jakiś tekst pokroju „wszyscy cali? Heh, a mieliśmy wpaść i wypaść” a następnie się zaśmiać, jednak został pociągnięty ogonem w stronę lamparcicy a jego ręka spoczęła na jej ramieniu. W sumie nie zdejmował dłoni, a kiedy energia przeszła również na niego zrozumiał mniej więcej o co chodziło. To odbierało mu siły i przekazywało Shinsenowi, któremu brakowało ich. Z jednej strony mógł czuć dumę, bo kiedyś Młody powiedział że lis jest od niego obecnie silniejszy, a teraz dodatkowo jeszcze słabszy czerpał od silnego. Nie zmieniało to faktu, że sam czerwony czuł się coraz słabszy i gdyby doszło do walki to mogliby mieć nie lada problem. Coś jednak przeczuwał, że to co się tutaj stało było ostatnim przystankiem w tej zapyziałej dziurze. Osłabiony Rhoshan mógł się już posilić o komentarz kiedy smok odzyskał przytomność, a Kerrija już przytulała go – No Młody, mówili że akcja prosta. Wpadamy i wypadamy, a tu jednak nas tak urządzili. Kerrija uważaj bo ranę mu otworzysz, a swoją drogą Shinsenie dawno się nie widzieliśmy. Najwidoczniej to, że wpadasz w tarapaty to prawda – zażartował na początku, a potem wyszczerzył się do obojga, zwłaszcza że z tej trójki on nie wyglądał najlepiej. Ręka wpół sprawna, rozcięcie na głowie, na torsie. Siedem nieszczęść a nie lis, chociaż z drugiej strony ta sytuacja go bawiła a ulga że to już koniec była niezmierna. No cóż teraz pozostało tylko pozbyć się bólu, który i jego trawił – Chyba i mnie trzeba będzie na statku połatać. Kość chyba do odtworzenia bo rozcięcia to pół biedy – spojrzał na swoją zranioną rękę – silny był skurczybyk, nie sądziłem że tak łatwo mi połamie kość – spojrzał na popiół, który został po przeciwniku, a potem zerknął w kierunku wilka któremu udzielano pomocy. W pomieszczeniu rozeszło się ponownie, dobrze znane białe światło, z którym to również pojawił się jego ojciec oraz kilka innych smoków. Każdy z nich nosił ślady walki, jednak nie ojciec co wlało nieco ulgi w serce lisa. W końcu nie byłby zadowolony gdyby jego ojca poraniono, ba nawet wpadłby w gniew i próbował wyegzekwować zemstę.
Daalkiin natomiast zrobił coś co lis jakby wtedy w żarcie przewidywał. Mianowicie chodzi tu o strzelanie piorunami i w tym momencie chyba zacznie obstawiać czego on NIE zrobi. Wyglądało jednak, że wilk już jakoś się trzyma. W powietrzu padło hasło „demonica” rzucone przez Akaryntha. Zapewne w stronę gepardzicy sądząc po tym, że miała przed sobą jego włócznię. Daalkiin natomiast wyglądał jakby miał się zabrać za pozbawianie smoków życia, a z włóczni wystrzelił biały płomień który miał zdezintegrować samicę. No właśnie… miał, bo pojawił się ktoś. Ktoś kto dał radę rozbić płomienie jego ojca zwykłymi mieczami. Postać była ogromna i był to najpierw cień, a potem smok już normalniejszych rozmiarów. Kolorystycznie troszkę kojarzył mu się z Kattalem, którego kiedyś widział w wizji. Może zbieżność kolorów? Jednak i ten smok wyglądał na rannego jakby walczył z czymś co ma pazury. Hmmm, może z jakimś mocniejszym odpowiednikiem tego co przed chwilą zdezintegrował Nodin? W każdym razie wszyscy w pomieszczeniu postawili się w stan gotowości bojowej, tak jak Rhoshan ustawił się by bronić Kerriji i Shinsena. Wszakże tym dwóm chuchrom przyda się ktoś duży by zasłonić ich.
- Kyrat? – usłyszał termin i go powtórzył jakby wskazując, że za cholerę nie wiadomo o co chodzi. Ale sądząc, że starożytni mają ich mieć w opiece to nie o coś dobrego. Wywiązała się bardzo burzliwa konwersacja co z tym fantem zrobić, zwłaszcza że nie wiedział lis o co tutaj chodzi. Na dodatek Acroth najwyraźniej już się zirytował. Zwłaszcza, że chwilę później następca tronu oraz ojciec lisa zaczęli się kłócić, jednak to co zrobił złoty przeszło wszelkie pojęcie.
- Przegiąłeś księciuniu – warknął lis, bo to co zrobił nie dość że pokazało iż na władzę jest za młody to jeszcze nie ma szacunku do swoich oficerów. Po chwili nim zdążył zareagować rozpętać się tutaj miało istne piekło. Każdy chciał się bić z każdym i tyle z tej densorińskiej jedności. Już nawet nie sam fakt, że uderzyli ojca tylko to jak się zachowywali wkurzył Rhoshana. Zwyczajnie ryknął na całą pojemność płuc by zwrócić na siebie uwagę. Potem złapał oddech, dwa, trzy. W sumie w ryku wrzucił tyle gniewu ile zdołał – Czy wyście poszaleli? Chcecie urządzać sobie tutaj batalie? W środku kompleksu należącego do wroga? Który to jeszcze nie dawno miał na usługach widmo? Myślicie, że to ich ostatnia karta jaką mają w rękawie? Spójrzcie na siebie. Dali wam popalić, jesteście ranni a jeszcze na dodatek chcecie walczyć ze sobą? Gdzie do cholery jest ta densorińska jedność, którą tak się szczyciliście? Jeśli chcecie się mordować to w innym miejscu i nie w momencie kiedy idzie o to, że ktoś wam pomógł. Ty – rzucił do „demonicy” – byłaś blisko wilka kiedy tamten miał wykitować. Gdybyś miała złe zamiary to zarżnęłabyś kobietę, a następnie jego, ale tego nie zrobiłaś. Zamiast tego wilk nadal żyje, a miał strzaskane żebra i ciężkie rany. Kobieta nie chwaliła się tym, że umie leczyć zatem musiałaś to zrobić pewnie Ty – czekał tylko na jej jakąś reakcję, a potem spojrzał najpierw na ojca, a potem na księcia - Za cholerę nie wiem kim jest ta „demonica” ani nowo przybyły, ale wiem jedno. Następca tronu czy inne chuje muje dzikie węże, ale szacunek do starszych powinieneś mieć. Jeśli go nie masz to nie będziesz mieć go do nikogo i tyle z twojego autorytetu. Powołując się na to, że masz tak zrobić bo jesteś następcą nic nie osiągniesz i będziesz kijowym władcą. Nakłoń innych by za Tobą szli, a nie baw się autorytetem – w ten sposób skończył jechanie młodego księcia i miał w tym momencie gdzieś czy go zetną czy nie, bo jeśli tu się rozpęta walka to i tak zginie i tak – Ojcze wyjaśnij mi o co chodzi. Czemu chciałeś ją stracić, skoro ona nam pomogła ale najważniejsze… przenieśmy się gdzieś, bo dyskutując tutaj czy powinno się ją pojmać czy nie, jedynie ściągniemy za dużo uwagi. Przenieśmy się gdzieś indziej i dokończmy tą pogadankę jak już opatrzymy każdego i ochłoniemy. Zwłaszcza tego drugiego nam wszystkim trzeba – odetchnął spokojniej i spojrzał po wszystkich jak gdyby mając w głowie „no ruszcie dupy. Nie mam ochoty czeznąć tutaj, a tym bardziej nie mam ochoty się z wami bić” - Mówią, że racja jest jak dupa. Każdy ma swoją, ale to nie czas by rozważać która to jest ważniejsza. Na pewno mistrz jak i książę mają swoje poglądy, które nam wyjawią w jakimś lepszym miejscu prawda? - spojrzał najpierw na ojca, którego interes leżał mu jak najbardziej na sercu a zaraz potem na smarkatowatego księcia.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sro Maj 13, 2015 6:56 pm

Tak jak wcześniej nie zwracała większej uwagi na to, co się dzieje za jej plecami skupiona na uciskaniu klatki piersiowej wilka. W duchu modliła się by szybko zareagował. Z każdym uciśnięciem cząstka nadziei w niej umierała, ale nie miała zamiaru się poddawać. Nie przestałą reanimacji nawet, gdy po pomieszczeniu rozeszło się białe światło.
Nagle poczuła na swoim ramieniu wielką, ciepłą i futrzastą łapę. Gdy zerknęła za siebie ujrzała Daalkiina, który delikatnie odsunął ją od wilczka i klęknął na zwolnionym przez nią miejscu u boku Nat’a. Amelia patrzyła za fascynowana jak dowódca kładzie dłoń na piersi jej wilczka i uwalnia z niej piorun, które przeszywają wilcze ciało, a właściwie serce. Wyglądało to jak magiczna kopia ziemskiego defibliratora, używanego do reanimacji w szpitalach. Amelia stanęła za Daalkiinem i obserwowała Nat’a. Gdy tylko wilczek otworzył ślepia uśmiechnęła się . W geście ulgi, bezwładnie przyłożyła złączone dłonie do własnego serca, które biło szybko ze zdenerwowania. Zajęła swoje poprzednie miejsce, gdy Daalkiin się usunął i pochyliła nad przyjacielem z łagodnym i ciepłym uśmiechem. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała wilczka za uchem delikatnie.
Słysząc odpowiedź na zadane kotce pytanie z ust Akaryntha zmarszczyła brwi i obróciła się patrząc na smoka pytająco. Nawet nie zdążyła otworzyć ponownie ust, by zadać cisnące się jej na usta pytanie, gdy w stronę gepardzicy wystrzeliła smocza włócznia. Potem już wszystko działo się niezwykle szybko. Amelia szybko uskoczyła z linii strzału jednocześnie zasłaniając sobą wilczka. Gdy podniosła głowę z wilczej piersi ujrzała przerażoną gepardzice, Daalkiina z aktywnym mieczem w dłoni i jeszcze kogoś. Smok. Wysoki i czarny zablokował atak, ponieważ tak jak gepardzica, Amelia znalazła się za jego plecami, widziała tylko jego grzbiet, tył głowy, i ogon, ale mimo to poczuła jak jej serce znów przyspiesza, ale tym razem nie było to zdenerwowanie, zmartwienie czy stres, nie potrafiła wytłumaczyć uczucia które ją ogarnęło wiedziała tylko, ze robi jej się dziwnie błogo. Nagle w tym szaleństwie poczuła się… bezpieczna. Jakby przybysz miał jej zapewnić pełne bezpieczeństwo. Zamarła w bezruchu patrząc na tył głowy smoka. Patrzyła na niego nie mogąc oderwać spojrzenia od jego czarnych łusek, pokrywających prawie całe ciało. Mam od tyłu widziała, że na pewnych fragmentach smoczego ciała łuski miały krwistoczerwona barwę. Nie dało się nie podziwiać ogromnych skrzydeł. Wydawało się że gdyby je rozłożył zajęły by całe pomieszczenie. Nie dało się zaprzeczyć, że przybysz budził podziw. Niestety, a może jednak wręcz przeciwnie, nie widziała oczu smoka. Widziała jednak jego rany, ślady jakby po pazurach jakieś wielkiej bestii. Nagle odczuła... Potrzebę oparzenia jego ran. Potrzebowała dłuższej chwili by odlepić od niego spojrzenie i zmusić się do większego skupienia na otoczeniu i sytuacji. Potrząsnęła głową i zamknęła na chwilę oczy oddychając głęboko. Gdy już nieco się uspokoiła, aczkolwiek nie pozbyła dziwnego uczucia, podniosła głowę uważnie starając się omijać wzrokiem smoka i przyglądnęła się sytuacji, która w tym czasie nieźle się po komplikowała. Uwadze Amelii nie umknęło, że niemal wszyscy przybysza się... przestraszyli. Zdziwiła się. Prawie cała załoga nagle się wycofała. Wyglądali jakby smok miał ich wszystkich zabić. Ustawili się w pozycjach bojowych, otoczyli magicznymi tarczami.
Amelia nie rozumiała co się dzieje. Dlaczego wszyscy tak reagują na kogoś, kto jej wcale nie wydaje się zły. Nie rozumiała co się z nią dzieje i dlaczego z marszu obdarzyła smoka zaufaniem, ale z tego co zauważyła, to nie on atakuje. On jedynie stanął na drodze strzału wymierzonego w gepardzice. Agresorem był biały sok.
Usłyszała …”modlitwę” Shinsena i spojrzała na smoka pytająco. Jego słowa tylko utwierdziły ją, w przekonaniu, że niemal wszyscy obecni zwyczajnie boją się przybysza.
-Kyrat?
Powtórzyła za smokiem pytająco, nie wiedząc czy to imię przybysza czy coś jeszcze innego.
Spojrzała na wszystkich obecnych pytająco, po czym spojrzała na wilczka i pochyliła się jeszcze raz nad nim. Pogłaskała futrzaka patrząc na niego z troską , po czym wstała i wyszła zza smoka by lepiej widzieć sytuację i nie widzieć smoka.
Obserwowała spór jaki wyniknął, gdy Książę kazał białemu smokowi opuścić broń. Zapowiadało się ciekawie, jednak nie powinni walczyć między sobą. Amelia już chciała poprosić by się uspokoili, jednak wtedy zaczęło się robić jeszcze bardziej gorąco.
Amelia spojrzała na Daalkiina, który jako jedyny ni brał w tym szaleństwie udziału,jedynie stał z zaciśniętymi pięściami.
Po chwili rozległ się głośny ryk. Amelia zacisnęła powieki, a jej uszy zaczęły pulsować bólem, gdyż jej czuły słuch nie mógł wytrzymać takiego natężenia dźwięku. Nastąpiła chwila ciszy upragnionej przez jej bębenki, a po chwili Lis zaczął swoją przemowę, która przybierała niebezpieczny kierunek już w pierwszych słowach. Fakt, ze miał rację nie zmieniał tego, ze jego słowa, raczej sprawy nie polepszały dlatego też Amelia zatkała mu pysk obwiązując go niewidzialną obręczą, uniemożliwiając mówienie. Czuła, ze to może się źle skończyć, a Lis jest na bardzo dobrej drodze na do popsucia sytuacji jeszcze bardziej.
-Dość już powiedziałeś Lisie.
Spojrzała na rudego karcąco dając mu do zrozumienia, ze ma trzymać pysk zamknięty.
-Uspokójcie się wszyscy i spójrzcie wokół. Jesteśmy na terenie wroga, który wszystkim dał nieźle popalić, a Nat’a prawie zabił. Wilk żyje tylko dzięki tej demonicy. Nie uważacie, ze powinniśmy przede wszystkim jak najszybciej się stąd zabrać? -Spojrzała po wszystkich szukając poparcia
-Na pewno każdy z nas ma swoje poglądy i powody by chcieć zrobić to czy tamto, ale...Zresztą… Spójrzcie wyciąganie broń przeciw swoim przyjaciołom. Uważacie, ze tak powinno być? Na prawdę… zabierajmy się stąd i skończmy tą sprawę na spokojnie bez broni wycelowaną w towarzysza. Gepardzica nie wygląda na będącą w stanie uciec zbyt daleko, więc weźmiemy ją ze sobą, opatrzymy rany i mając czystsze myśli zajmiemy się tym, co należy z nią zrobić.
Podczas swojej mini przemowy podeszła bliżej Księcia i Mistrza, tak, ze na koniec mogła spojrzeć obu w oczy, co też zrobiła.
-Wszyscy tu potrzebują opieki lekarskiej lub przynajmniej opatrzenia i chwili odpoczynku. Wilk, może żyje ale potrzebuje dalszej pomocy...Ona nie ucieknie. Pomyślcie o swoich towarzyszach, podwładnych....
Zwróciła się do obu jako chyba najwyżej postawionych, a na pewno najbardziej zainteresowanych sporem. W jej głosie dało się usłyszeć prośbę,. Mówiła spokojnie, uspokajającym tonem, chcąc jakoś załagodzić sytuację. Stała teraz między dwoma wściekłymi smokami i mogła mieć tyko nadzieję, że żaden nie zapragnie teraz zaatakować, bo bardzo źle by się to dla niej skończyło.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Czw Maj 14, 2015 8:57 pm

NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Enenra|Inusannon|Kerrija|Lyrakur|Maro|Natvakt|Shinsen

Sytuacja zrobiła się na prawdę nieprzyjemna, jednak nikt nie spodziewał się tego co zapewne miało stać się zaraz potem. Dokładniej to żadnemu densorinowi (i nie tylko) nie przyjdzie do głowy, że Rhoshan zrobi to co zrobi oraz powie to co powie. Lis zdążył jednak w pierwszych słowach obrazić następcę tronu, co obiło się o uszy kilku zgromadzonym istotom. Pierwszy jednak zareagował na to, a przynajmniej chciał - Shinsen. Tylko, że lis wtedy ryknął, chcąc najwyraźniej zwrócić swoją uwagę. Na jego szczęście natomiast, po kilku pierwszych słowach Amelia skutecznie zamknęła mu pysk, by dalej nie mógł go używać.
-Masz życzenie śmierci?
Rzucił szary smok, stoją dalej przed Kerriją. Niebieskofutrej również się te słowa nie spodobały, jednak jakoś nie miała teraz chęci tego komentować... słownie ani czynami.
Zamiast Rhoshana, tym razem do gry weszła Amelia. Wyszła do przodu, podeszła do obu smoków i rozpoczęła swe przemówienie. Niemniej jednak i jej nie miało być dane dokończenie owego przemówienia, bo gdy dotarła do końca pierwszej części, czarna dłoń Daalkiina zasłoniła jej usta, uniemożliwiając jej powiedzenie czegokolwiek jeszcze. Następnie oficer odsunął ją od obu smoków. Swój miecz przypiął standardowo z tyłu do pasa. Groul oraz Maro na widok Daalkiina cofnęli się spokojnie od siebie, skinąwszy do siebie łbami. To samo z resztą zrobiła Kerrija oraz Shinsen. Czarnołuski smok dalej zasłaniał gepardzicę, która w międzyczasie pomogła wstać Natvaktowi na nogi. Jedynie Akarynth oraz Acroth mierzyli się dalej wzajemnie wzrokiem, jak by wyczekując który pierwszy straci cierpliwość.
-Ausul los lorot?
Rzucił pytająco, co w uproszeniu oznaczało "co sobie do cholery myślicie?".
-Cofnijcie się. Obaj.
Rozkazał, wyczekując natychmiastowej reakcji. Początkowo żaden ze smoków nie ustąpił, jednak po kilku sekundach Acroth dał sobie spokój. W ciszy odwrócił się jedynie plecami do białołuskiego, stając frontem do przedstawiciela Kyrat.
-Wiesz kim ona jest... Za co odpowiada.
Odezwał się mistrz w kierunku oficera. Wyraźnie coś mu leżało na sercu. W międzyczasie czarnołuski smok odesłał swe miecze w świetle czerwonej energii, a złotołuski odezwał się do przybysza spokojnym głosem.
-Kyrat. Twoja obecność tutaj...
-Zabierzecie mnie do Kattala.
Wtrącił czarnołuski przybysz, bardzo poważnym tonem, nie zamierzającym wysłuchiwać żadnego sprzeciwu. Acroth spuścił jedynie na chwilę wzrok, by zaraz zerknąć na Daalkiina, który skinął jedynie twierdząco. Następnie czarnofutry odwrócił wzrok w stronę grupy i odezwał się do nich.
-Musimy udać się na... dach.
Zaczął mówić, jednak zanim dokończył, błysk czerwonej energii przeniósł cała grupę na dach. Chłodne, morskie powietrze uderzyło o nich, studząc nieco wszystkich. Znajdowali się na samym szczycie budynku i choć widok mógł wydawać się niesamowity, to jednak nie mieli czasu na to, by go podziwiać. Nad głowami tu obecnych szybko zdemaskował się transporter Kruziikrel, siedemdziesięciometrowa maszyna stworzona do transportu piechoty. Okręt zakołował nad grupą, a następnie podleciał powoli do krawędzi dachu budynku, ustawiając się lewym bokiem przy niej. Wtedy po lewej, przedniej części pancerza "wypaliła się" dziura, która rozsunęła drzwi oraz umożliwiła wejście na pokład. Daalkiin krzyknął by wszyscy ruszyli w stronę okrętu. Było to dość ważne, gdyż sama maszyna wyglądała na lekko uszkodzoną. Normalnie okręty crathygtan po prostu teleportowały załogę na pokład, jednak systemy tej maszyny zostały uszkodzone na tyle, by uniemożliwić mu bezpieczną teleportację personelu. Pozostawało więc iść pieszo, choć z zewnątrz to wyglądało tak, jak by jednostka została zarysowana, a nie uszkodzona.
Grupa ruszyła w kierunku wyczekującego okrętu, gdy nagle wielki cień spowił obszar. Niebo nie było tej nocy zachmurzone, tak więc księżyc skutecznie oświetlał wszystko... do momentu, gdy na nimi pojawiło się coś co przypominało smoka, takiego jak densorini... tylko ten tutaj nie mierzył dwóch, a ponad trzy i pół metra wzrostu. Do tego był wielki, masywny i... zionął ogniem w kierunku transportowca, którego tarcze przyjęły na siebie atak, wytrzymując go. Siła była jednak na tyle wielka, że transportowcem zachwiało.
-Lyrakur!
Rzucił Acroth.
-Do okrętu. Wasza dwójka również.
Rzucił Kyrat, a raczej huknął, wydając wszystkim rozkaz i zaznaczając go dokładniej dla demonicy oraz Maro. Jak by z jakiegoś powodu ta dwójka mogła chcieć walczyć wraz z nim... bo to zamierzał zrobić. Gdy ponad trzy i pół metrowe monstrum wylądowało na dachu, powodując silny wstrząs, czarnołuski wezwał swe ostrza, obracając się do niego i ruszając w jego kierunku. Smok klęknął by móc dobrze spojrzeć na swą ofiarę, tymczasem idący szybkim krokiem ku niemu Kyrat nie wydawał się wzruszony.
-Żyjemy by ciebie zniszczyć, Kyrat.
Rzuciło monstrum, niskim głosem, demonicznym. To coś na pewno nie było densorinem, a tym bardziej nie pochodziło z tego świata.
-Będziecie więc żyć rozczarowani.
Odparł czarnołuski, a chwilę później monstrum zamachnęło się na niego prawą łapą. Nie był do długi atak, wprost przeciwnie - był bardzo szybki i precyzyjny. Łapa wbiła się w dach, przebijając go na wylot, jednak w tym miejscu smoka już nie było. Czerwony błysk niczym piorun - przeniósł go za plecy stwora, by następnie drugim takim błyskiem smok znalazł się na jego głowie. Wtedy też miecz trzymany w prawej dłoni zniknął, a smok pochylił się i złapał dłonią łeb potwora. Spod dłoni wydobyło się czerwone światło...
-Zobaczmy czego mnie nauczysz...
Odezwał się czarnołuski, a chwilę później doszło do eksplozji mocy, która to rzuciła nim na kilkadziesiąt metrów przed dach, wbijając go w niego i zatrzymując przy samej krawędzi. Kyrat natychmiast wyskoczył do góry, stając na równych nogach. Lewy mieczy wypadł mu z dłoni i "rozpadł się" w powietrzu, pochłonięty przez energię smoka, natomiast sam smok stanął w pozycji bojowej, lewym profilem z przodu, obnażając pazury dłoni i kołysząc się lekko, próbując złapać równowagę. Prawą dłoń przyłożył do swego łba, zupełnie jak by złapała go migrena... i zaraz wyjaśniło się dlaczego.
-Tak dużo umysłów... uwięzionych w środku...
-Istniejemy by służyć, związani przez magię strażnika.
-Ten chaos... głosy.
-Nas jest wielu, ty jesteś jeden. Twoje umiejętności legną przed nami.
Po tej krótkiej wymianie poglądów, monstrum zaatakowało, ponownie się zamachując i chcąc zgnieść smoka, który znowu teleportował się na bok. Tym razem jednak nie poszło tak łatwo, gdyż ziemia pod smokiem wybuchła - dosłownie, atakiem magicznym. Kyrat zdążył uskoczyć na bok, wyskakując w powietrze i wykonując w powietrzu przewrót, a następnie ponownie lądując na nogach. Do tego czasu udało im się bezpiecznie dotrzeć do transportowca, najciężej ranni weszli pierwsi, Natvakt wszedł do kabiny pilota, zasiadając na prawym fotelu, obok znajdował się lewy pusty. Wilk położył dłonie na panelu, który zaświecił, jednak okręt stał dalej w miejscu z drzwiami otwartymi - oczekując na czarnołuskiego smoka.
-Musimy mu pomóc. To jest...
-Nie. Kyrat da sobie radę.
Odezwał się Maro, który stanął w wejściu, obserwując uważnie walkę. Pozostali rozsiedli się w transportowcu, niektórzy zajęli się rannymi, inni usiedli z dala chcąc przez chwilę zastanowić się w ciszy - jak na przykład Akarynth.
Tymczasem czarnołuski wylądował na ziemi, monstrum obróciło się i buchnęło w niego kolejną falą - tym razem plazmy. Kyrat znów się przeniósł, tym razem zastosował jednak inną metodę, przyśpieszając swój ruch ponad prędkość dźwięku. Niestety ziemia za nim znów zaczęła wybuchać, co zmusiło smoka do wykonania kolejnego ręcznego uniku. Został on jednak przerwany przez potwora, który teleportował się do smoka i złapał go dłonią. Smok zareagował natychmiast, uwalniając swą moc by go porazić, niemniej jednak monstrum zrobiło to samo. Wzajemnie porazili swoje układy nerwowe, monstrum puściło gada i padło na ziemię ogłuszone - tak samo z resztką jak smok. Obaj byli przytomni, jednak ich mięśnie nie chciały chwilowo reagować, przez co obaj nie mogli się podnieść... pomimo, że próbowali.




Kruziikrel:
Spoiler:


Lyrakur:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Pią Maj 15, 2015 6:42 pm

Poniekąd poza emocjami, które nim wtedy targały to Rhoshan miał jakiś plan. Na swój sposób chciał zwrócić tą uwagę na siebie, by przenieść gniew smoków w innym kierunku. Pewnie, zdawał sobie sprawę że z którymkolwiek z nich konfrontacja może mieć fatalne skutki jednak… czy któryś z nich poszedłby na coś takiego? Pewnie by zrezygnowali i tylko prychnęli na niego… no i pewnie jeszcze spuścili srogi łomot by spędził czas na intensywnej terapii wraz z resztą rekrutów. Nie to, żeby był masochistą ale w pewnym sensie myślał, że tak by było lepiej dla dobra ogółu gdyby ojciec i książę się nie kłócili albo zapomnieli o sprawie by nie doszło do rozlewu krwi. Zresztą efekt był mniej więcej oczekiwany, by mało kto spodziewał się tego co zrobi, ale cóż w tym dziwnego skoro znać to znała go stąd niewielka grupka, a sam nie pamiętał jaki był kiedyś. Może się odrobinę zmienił? Następca tronu zresztą nie powinien dać się sprowokować czymś takim z ust rekruta, ba nawet mógłby patrzyć z zaciekawieniem jak kupa futra próbuje go obrazić. Nic nieznacząca pchła przeciwko smoczemu władcy, a raczej przyszłemu władcy bo jest dopiero następcą. Fakt faktem, najbliżej niego był Shinsen dlatego i on mógł szybko zareagować na to lub w jakiś sposób chciał to zrobić. Pamiętał lis jego oddanie wobec całej sprawy i był to mniej więcej oczekiwany skutek tego działania.
Co lisa bardziej zdziwiło to, że kiedy wygłaszał swój „monolog” nagle zatkano mu pysk. Nie wiedział czym, nie wiedział jak ale jakby nałożono mu kaganiec z którym od razu mięśniami oraz łapą próbował walczyć co musiało wyglądać komicznie. Wiecie, tak jak pies sobie próbuje ściągnąć kaganiec tylko w bardziej anthro sposób.
- Mfff – odpowiedział lis jedynie lis co raczej miało znaczyć „Śmierć? Znowu?” patrząc na Shinsena z nieco twarzą podobną do mema, który onegdaj widział w internecie. Nazywał się chyba bitch pls czy jakoś tak. Skąd widział tego mema? Czasami Antharasowi również się nudziło to i internet oraz wszelki szlam przeglądał w nim, a że czas jakoś trzeba sobie umilić kiedy jest przerwa od zabijania to i on przeglądał z nim (dopóki nie uznał, że zdjęcia kotów w internecie oraz obsesja ludzka na ich punkcie jest dziwna). Oczywiście kiedy lis próbował się uwolnić do gry weszła kobieta, która wygłosiła jego monolog chociaż w bardzo delikatny sposób. Znaczy zamysł był ten sam praktycznie, tyle że powiedziany bardziej dyplomatycznie. No cóż, lis nie jest dyplomatą, on jest od twardszych negocjacji za pomocą 5 argumentów na każdą łapę. Siła argumentu jest raczej większa niż jego elokwencji dyplomatycznej. Ku zdziwieniu jej również przerwano, a dokładniej zrobił to Daalkiin, który również wyglądał na nieco znudzonego całą sytuacją. Czemu Rhoshan tak uważał? Odrodzony wyglądał na tego typu gościa, który stwierdziłby „skończyliście rzucać w siebie klockami czy jeszcze trochę chcecie się pobawić w piaskownicy?”, nietoperz czy cholera wie co jeszcze czynu, a sytuacja wyglądała jak z ziemskiego filmu. W międzyczasie dostrzegł, że gepardzica pomaga wilkowi wstać co było dobrym znakiem. Z drugiej strony ojciec oraz książę dalej toczyli zabójczy bój na spojrzenia.
Rany, gdyby wzrok zabijał to każdy z nich umarłby po 1000-kroć”. Raczej Rhoshan nie przebaczyłby takiej zniewagi i przerwania wypowiedzi (chyba, że zrobiłby to sam) i zaraz by został skazany na ścięcie czy co tam się robi ze skazańcami za zniewagę władcy. Inna sprawa, że on to sobie zapamięta i kiedyś zwyczajnie jeśli dojdzie do rozmowy między nimi to będzie patrzył złotemu na ręce. By w razie czego próbować się bronić, bo skoro przy pierwszym stwierdzeniu że czegoś nie powinno się robić od razu bije, to chyba jego temperament jest równie gorący jak ogień którym się bawi.
- Mffffff – poszarpał się jeszcze mocniej, by w końcu w pewnym momencie zerwać tą wiązkę telekinetyczną. W sumie to kolejne mfff oznaczało „No w końcu”, po czym zaczął rozmasowywać zesztywniałą nieco szczękę.
Kryzys chwilowo został zażegnany, jednak pierwszy raz widział ojca który tracił spokój. Na dodatek jeszcze w pobliżu władcy, a raczej PRZYSZŁEGO władcy. Gepardzica musiała mu jakoś solidnie nadepnąć na łuskę, ale pozostaje pytanie dlaczego. Jedyna sytuacja jaką Rhoshan kojarzył kiedy ojciec stracił cierpliwość to moment kiedy tamten stracił rodzinę. Czyżby demony miały z tym coś wspólnego, że potraktował to tak poważnie? A może jakiś jego bliski, jakiś uczeń albo ktoś inny doznał podobnego uszczerbku? W każdym razie lis z chęcią się dowie co ona zmalowała, jednak nie tu bo przecież na pogaduszki nie ma czasu.
Czarnołuski natomiast prosto z mostu zażądał by zabrano go do Kattala. Ciekawe jaki interes może mieć smok do tak potężnego widma? Może jakaś tajna misja? A może zwyczajna pogadanka? Cholera wie, jednak jedno jest pewne. Jeśli w coś jest zamieszane jakiekolwiek widmo to sprawa się komplikuje i staje się dziwna.
Czarnofutry nawet zaczął coś mówić o tym, że muszą udać się na dach, tylko że zanim skończył oni już tam byli. Jeszcze ta czerwona energia… czy to była magia? Tak, pewnie tak. Chociaż pewnie gdyby wybrali opcję przemieścić się i bić to nieznajomy pewnie spełniłby ich prośbę. Czasami Rhoshan się zastanawiał czy jego prośby i rozmyślania nie stają się rzeczywistością. Najpierw pułapka, potem Daalkiin który strzela błyskawicami, teraz zbiorowa teleportacja kiedy była potrzebna… Ciekawe czy jeśli pomyśli o tym, by móc biegać po ścianie to czy to się ziści? Albo by miał bardziej puszysty ogon. Lis stał i chłonął zimne powietrze, które było całkiem przyjemne dla jego ciała jednak jak adrenalina zaczęła z niego schodzić powoli tak i on mógł odczuwać dyskomfort, a nawet ból z otrzymanych ran. Zwłaszcza ręka, która miała złamaną kość, była uciążliwa. Kilka chwil potem zjawił się transporter, który najwyraźniej był przystosowany do densorińskich gabarytów. W sumie… jakoś tak miał wrażenie, że część „drużyny” jest dziwnie mała. Okręt podleciał bliżej i „otworzył” swoje drzwi, z drugiej jednak strony lisa zastanawiało czemu nie przeteleportowali się wtedy tak jak zrobił to zwiadowca? Może coś się zepsuło? Nie ważne, wsiąść tak czy inaczej to nie problem, zwłaszcza że pierwsi musieli wejść i tak ranni, więc rannych przepuścił a nawet zaoferował swoją pomoc w zapakowaniu ich zadków do maszyny.
Cień nagle spowił to miejsce… hmm a jeszcze chwilę temu było w miarę jasno, dlatego Rhoshan spojrzał w górę by wytropić źródło. Może jakaś chmura albo coś, ale jednak nie. To był kolejny smok, tylko troszkę większy i najwyraźniej wrogo nastawiony do transportowca. Ha! Mówił, że jak będą się ociągać to wróg przyśle posiłki! Chyba jednak zacznie się gryźć w język albo myśli, bo jak na razie jego najczarniejsze scenariusze się sprawdzają. Lis jako zwierzę lądowe jakoś nie palił się do walki w powietrzu. Latanie mu się podobało jako transport ale jednak woli bić się na stałym gruncie. Zresztą Lyrakur (bo tak został nazwany smok) raczej nie miałby większego problemu z lisem. Dla niego większym wyzwaniem raczej byłyby jednostki latające, tudzież smoki albo ktoś kto umie strzelać.
Oczywiście kiedy tamten zionął ogniem, odruchowo Rhoshan zasłonił się i pochylił, a słysząc kolejny „rozkaz” raczej nie chciało mu się sprzeczać o autorytet władzy. Zresztą kwestia „wasza dwójka” została chyba dorzucona do Maro oraz gepardzicy, co znaczy że oni najwyraźniej bardzo dobrze znali sędziego. Wychodziło na to, że drzewko relacji tejże tajemniczej dla Rhosahana persony powoli się coraz bardziej rozwijało. To jednak nie czas by sobie budować sieć intryg i powiązań, bo to bydle wylądowało i spowodowało swoją masą wstrząs. Jeśli lis nie zdążył jeszcze wsiąść to musiał zachować równowagę i zrobić to jak najszybciej, w końcu gość wyglądał na takiego co woli sprzątać raczej sam zresztą raczej by tam przeszkadzał niż mógł pomóc. Sądząc zresztą po odgłosach tego czegoś, bo raczej mową by tego Rhoshan nie nazwał, to chyba się bardzo dobrze znają z Kyratem. Zresztą kto nie chciałby mieć swojego nemezis? Takiego demonicznego nemezis, bo na densorina ani na coś co znał nie wyglądało. Może odrobinę na jakieś wyobrażenie demona z perspektywy ludzkiej. Ale skoro tak by wyglądał demon, to patrząc na gepardzice… cętki, cętki, ładne ciało, normalny głos, cętki… nie wygląda na demona. Zresztą patrząc co tu się potem wyprawiało to chyba faktycznie nie była jego liga. Teleportacje, rozwalanie dachu na cios pazura, wbijanie zapewne tonowego lub więcej smoka w dach za pomocą energii. Cóż to co odstawiali intrygowało czerwonego (zwłaszcza dialogi), a zarazem coraz bardziej podpowiadało, że powinien trzymać się z daleka od nich. Zwłaszcza patrząc po fajerwerkach, których wolał uniknąć zatem pakował zadek swój jak i pomagał innym je spakować do transportowca jak najszybciej. W końcu smok grał na czas dla nich, chociaż… całkiem przyjemnie było na tą walkę popatrzeć z innej strony. Zostałby dłużej gdyby nie był ranny, nie bał się o swoje jak i towarzyszy życie i miał nieco więcej czasu.
- To chyba nie nasza liga. Wydaje mi się zresztą, że on chyba woli robić to sam – skomentował Rhoshan rzucając jeszcze jedno spojrzenie w stronę dwóch walczących istot, po czym usiadł naprzeciwko „demonicy” i spojrzał na nią ciekawie. Zaraz potem jednak przypomniały się jego rany – Możesz mnie opatrzyć? – zapytał, bo w końcu konwersację jakoś wypadałoby zacząć. Aczkolwiek to był miększy głos niż wtedy, kiedy wygłaszał swój monolog. Bardziej przepełniony ciekawością, bo przecież duży był bardzo ciekawy świata – Swoją drogą… jak się tutaj znalazłaś? Jeśli można zapytać oczywiście. Spokojnie nie wiem czym zawiniłaś, ale że odratowałaś wilka jest na plus – wolał jakoś ojcu nie działać na nerwy, więc nazbyt nie chwalił jej aczkolwiek nie jest powiedziane, że z przestępcą nie można porozmawiać normalnie. Poznać motywy czy coś takiego. Zresztą opatrywanie ran tak naprawdę było jak odsłonięcie się, a jak już się przekonała po tamtej przemowie ten lis najwyraźniej mówił to co myśli. Co jakiś czas on zerkał na walkę (jeśli mógł oczywiście przez jakieś okno albo jeśli komfortowo siedzieli przy drzwiach to przez drzwi), ale wzrokiem wracał do opatrującej.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sob Maj 16, 2015 6:11 am

Nie zdążyła zamknąć lisiego pyska na czas i wszyscy obecni usłyszeli kilka pierwszych słów rudego, w których ten obraża Księcia. Przełknęła głośno ślinę patrząc na stworki, wśród których przeważająca część patrzyła na Lisa z chęcią mordu,  co jeszcze potwierdziło pytanie zadane lisowi przez szarego smoka.  
Chciała jakoś wszystkich uspokoić i odwrócić uwagę od Lisa więc zaczęła mówić. Nim jednak na dobre się rozgadała wielka dłoń zasłoniła jej usta. Amelia uniosła wzrok na Daalkiina z niemym pytaniem  "Mam kłopoty?". Po chwili  skinęła głową, dając dowódcy znać, że już będzie grzeczna i nic nie będzie mówić.  Kiedy skończyła skupiać się na dwóch głównych w tej sytuacji agresorach nie potrafiła już walczyć ze śmiechem na widok Liska. Jego zachowamnie była tak urocze i komiczne, że aż miała ohotę podejsć i go pogłaskać. Powstrzymując śmiech podeszła do wilczka, którego zaczęła głaskać by choć trochę uspokoić siebie i odwrócić jego uwagę od bólu, który na pewno wciąż mu doskwierał.  Następnie  wraz z Gepardzicą pomogła Nat’owi wstać. Podtrzymując osłabionego wilkowatego przygladała się rozwojowi sytuacji. Daalkiin pokrótce mówiąc, wyglądał na lekko podirytowanego i … znudzonego. Jak rodzic mający dość kłótni dzieci.  Na jego wkroczenie wszyscy zareagowali pokorą. Odsuneli się od siebie, choć nic  nie powiedział.Najwidoczniej sam jego autorytet działał wystarczająco silnie na załogę. Na Amelie w sumie też, aczowliek  ona nie do konca rozumiała kto tu jest na którym szczeblu w hierarchii. Dla niej Daalkiin był jej dowódcą, w tej chwili nic więcej nie było jej potrzebne. Może później, na okręcie uda jej sę pogadać z kimś i poprosić o wytłumaczenie wszystkich niuansów.
Jak dla Amelii coś tu było nie do końca tak jak powinno. W końcu Książe był następcą tronu, teoretycznie, przynajmnije według jej mniemania, był najwyżej w herarchii, a jednak  patrząc po zachowaniu choćby  tego Kyrat nie za bardzo go to obchodziło.
Nie mineła sekunda a stali na dachu. Amelia nie do końca początkowo ogarnęła co się dzieje, ale po chwili zorientowała się w sytuacji i zwróciła do  Nata:
-Idziemy futrzaku trzeba się tobą zająć
Uśmiechnęła się do przyjaciela, którego niezależnie od jego ewentualych protestów podtrzymywała i poprowadziła do statku.
Ledwie zrobili pare krokow pojawił się cień, który spowił cały dach. Był to jakiś stwr, podobny trochę do smoków, lecz większy i raczej niezbyt przyjaźnie nastawiony.  
Usłyszała rozkaz Kyrat i nawet nie miała specjalnego zamiaru się mu sprzeciwiać, a przynajmniej świadomego zamiaru. Jej ciało miało jednak inne plany. Widząc jak smok szykuje się do walki ze stworem zamarła i przez chwilę patrzyła na niego walcząc sama ze sobą by z nim nie zostać. Jakiś wewnętrzyn instynkt kazł jej go wspierać. Jednak ciężar wilczego ciała i rozkaz wydany przez smoka podziałały i ruszyła w stronę statku razem ze wszystkimi. Gdy znaleźli się na pokładzie, Am usadziła wilczka na krześle jednego z pilotów i ruszyła w stronę wyjścia by  zobaczyć jak smokowi idzie walka.
Coraz mniej rozumiała siebie. powinna być teraz z wilkiem, opatrzyć mu rany, zająć się wstępnie rannymi, a jedyne co mogła zrobic to stać koło Maro w wejściu  na statek i patrzeć, powstrzymując się by nie wkroczyć, nie pomóc smokowi.
Słysząc jak jęczy z powodu bólu głowy ledwo powstrzymała się by  nie połączyć się z nim i wyciszyc tych głosów.
Z każdym atakiem na smoka Amelia czuła coraz większą … potrzebę pomocy mu. Gdy padł na ziemię porażony spojrzała na Maro.
-Powinniśmy mu pomóc. Nie jest w stanie wstać.  
Patrzyła na Maro oraz wszyskich obecnych niemal błagalnie. Musiła w ich oczach dziwnie wyglądać.  Czuła się dziwnie. Ostatnimi sił woli powstrzymywała się by po prostu nie podbiec i mu nie pomóc. Zdawała sobie sprawę na jak zdesperowaną musi teraz wyglądać.
-Pomóżmy mu.
Powtórzyła bardziej stanowczo czekając na jakąś reakcję.
-W tej chwili on potrzebuje pomocy…
Sama nie wiedziała czemu, ale cały czas patrzyła na Maro, jakby to od niego zależało.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Nie Maj 17, 2015 7:52 pm

NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Enenra|Inusannon|Kerrija|Lyrakur|Maro|Natvakt|Shinsen

Kiedy prawie wszyscy znaleźli się już bezpiecznie na pokładzie z tylko Maro oraz Amelią oglądającą walkę, Acroth wraz z Groulem przysiedli z Akarynthem i zaczęli z nim o czymś dyskutować. Tym razem już spokojniej, bez chęci rzucania się na siebie wzajemnie. Do Natvakta dołączył Daalkiin, przysiadając się obok na drugim fotelu. Obaj zaczęli majstrować w kontroli okrętu i wymieniać się raportami oraz danymi.
Rhoshan usiadł naprzeciwko demonicy, która usiadła zaraz przy wyjściu, obserwując własne dłonie i kątem oka co jakiś czas spoglądając przez drzwi i dwie walczące postacie na zewnątrz. Demonica podniosła swój wzrok na siedzącego przed nim samca i od razu dostrzegła jego ciekawość. A nawet więcej, bowiem wyczuła, że niedawno oddziaływała na niego jakaś niezbyt przyjemna magia. Gdy samica usłyszała pytanie, uniosła swe uszy ciekawie i rozejrzała się, jak by chcąc się upewnić, że mówi do niej. Niebieskofutra była jednak zajęta Shinsenem oraz Aurielem, smoki rozmawiały ze sobą, dwójka stała w drzwiach i dwóch w kabinie pilota. Czyli mówił do niej. Nie pozostał jej więc nic, jak tylko uśmiechnąć się miło do lisa i podnieść się do góry. Gepardzica zrobiła trzy kroki i zaraz znalazła się przed lisem. Nie było z nim najgorzej, trochę poobijany, brudny, rozcięty łeb, rana szarpana na klatce piersiowej i połamane kości prawego przedramienia. Sięgnęła więc dłońmi do prawego nadgarstka czerwonofutrego, łapiąc go w lewą dłoń, a prawą kładąc nad nadgarstkiem na złamaniu. Potem już dała sobie swobodę w operowaniu swą mocą, przesuwając powoli dłonią po futrze ręki lisa. Wydawała się bardzo skupiona na tym co robiła, a sam lis mógł poczuć przyjemne ciepło towarzyszące tej operacji. Tymczasem kości ręki zaczęły się zrastać, wracając powoli do poprzedniego stanu. W momencie gdy samica dotarła swą dłonią do łokcia, Rhoshan nie czuł już bólu złamania, gdyż nawet złamania nie było.
-Nazywam się Enenra.
Odezwała się szeptem samica, jak by nie chcąc przykuwać do siebie niepotrzebnej uwagi. Następnie odsunęła swe dłonie od dłoni lisa i położyła je na jego klatce piersiowej. Tej rany nie chciała z pewnych względów dotykać bezpośrednio, dlatego położyła swe dłonie przy rozcięciach, które następnie zaczęła zasklepiać. Znów pojawiło się przyjemne ciepło, ból zniknął, a wraz z nim zaraz i rany. Po tym, Enenra cofnęła lewą dłoń, prawą natomiast przesunęła powoli do góry po ciele lisa, wsuwając ją przez obojczyk, a potem bok szyi i kark - aż na tył łba lisa. Pochyliła go nawet delikatnie ku sobie, by móc swobodnie sięgnąć za jego ucho gdzie znajdowała się rana. Nie wykonując dalej zbyt gwałtownych ruchów, tym samym sposobem co poprzednio - pozbyła się i tej rany.
-Z rozkazu Kyrat oraz Starożytnego. A nie zawiniłam niczym. Jak każdy, wykonuję swoje obowiązki
Odparła mu krótko, spokojnym głosem, nadal się uśmiechając. Po tym, usiadła sobie obok niego, ramię w ramię - i zlustrowała lisa swym spojrzeniem. Ona doskonale wiedziała, że coś jest z nim nie tak. Podejrzewała nawet co, gdyż ten rodzaj magii po prostu dało się wyczuć i zrozumieć, zwłaszcza gdy było się kimś takim jak ona.
Tymczasem Amelia wraz z szarołuskim smokiem przyglądali się walce. Nikt nie zainteresował się słowami karpatianki, gdyż każdy był po prostu czymś lub kimś zajęty. Maro natomiast nie uważał, żeby pomoc była potrzebna. Ona jednak cały czas się powtarzała i nalegała. Po co?
-Dosyć. Obserwuj i nie wtrącaj się. Da sobie radę lepiej, niż ktokolwiek z nas.
Rzucił tylko szarołuski, obserwując w dalszym ciągu przedstawienie, stojąc z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Tymczasem Lyrakur wstał pierwszy... a dokładniej teleportował się, stając na równe nogi. Monstrum buchnęło natychmiast w smoka energią. Ciemnoczerwoną energią, która zakryła całkowicie smoka, przez chwilę nie dając dostrzec co się z nim działo. Po przerwani strumienia, Kyrat natychmiast się pojawił. Akurat podnosił się na równo nogi, jakby nigdy nic. W prawej dłoni trzymał coś co wyglądało jak kula, którą następnie cisnął w stronę monstrum... które przez nieuwagę lub niewiedzę nie uniknęło ataku. Kula po trafieniu sprawiła, że potwór odparował, jakby został spopielony... prawda była jednak taka, że smok go po prostu odesłał tam skąd ten przybył. Po dokonaniu tego, czarnołuski odwrócił się powoli i ruszył żwawym krokiem w kierunku transportera. Po wnętrzu prawej dłoni spływała mu krew, która opadając z łusek "spalała" się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie śladu. Smok zaraz podszedł do transportowca, Amelia i Maro musieli się lekko cofnąć, a czarnołuski wskoczył do środka, stając w wejściu i spoglądając na nich neutralnym spojrzeniem. Za smokiem zamknęły się drzwi, które pojawiły się w odwrotny sposób do tego jak zniknęły, a transporter powoli ruszył - choć nie było to odczuwalne wewnątrz w żaden sposób.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Nie Maj 17, 2015 8:44 pm

Gepardzica wyglądała na nieco zdziwioną tym, że lis do niej zagadał. No przecież nie będzie raczej przeszkadzał w naradzie Akaryntha z Maro oraz Acrothem. Może nawet oni nie pobiją się? Ba, na pewno tego nie będą robić w transportowcu by narazić resztę załogi. Wydawało się, że chyba chcą teraz porozmawiać jak dowódcy i rekrut, który nie ma bladego pojęcia o sytuacji tam się nie przyda. Natvakt oraz Daalkiin również wyglądali jakby odbywali naradę taktyczną. To nie była działka Rhoshana, on wolał iść na żywioł niż planować coś. Zatem z potencjalnych grupek, do których mógł się zwracać Rhoshan została tylko demonica. Znaczy z jej perspektywy na logikę patrząc oczywiście, bo Kerrija zajmowała się teraz Shinsenem i Aurielem. Wrażenie, które wywołał jej gest rozglądania się było mniej więcej takie „Ty do mnie? Przecież Cię zaraz zjedzą za rozmowę ze mną”, ale zaraz to poprawiła miłym uśmiechem który mu posłała. Lis preferował jak atmosfera była nieco lżejsza względem członków drużyny, a chwilowo jakby nie patrzeć ona do niej należała. Właściwie od momentu kiedy pomogła Natvaktowi zdobyła już jako takie uznanie, tak więc i on miło się do niej uśmiechnął. Zresztą kogo innego mógł o to poprosić, kiedy każdy był zajęty swoimi sprawami a sam przecież nie wiedział jak korzysta się z apteczek na tym pokładzie ani tym bardziej nie umiał korzystać z magii leczniczej.
Swoją drogą zapewne każdy by się domyślił, że Rhoshan jakoś lubił cętkowane samice. Jak każdy ma swoje upodobania, tak i on miał takowe. Wiadomo, że nie zawsze upodobania biorą priorytet nad innymi czynnikami, ale mają one duży wpływ na postrzeganie kogoś. Mniej lub bardziej każdy ocenia książkę po okładce lub chociażby jakości papieru czy innym wyznaczniku. Nie każdy, ale większość dopiero potem zwraca uwagę na treść, a treści był dosyć ciekawy. Wracając jednak do gepardzicy, która aktualnie trzymała go za rękę. Lisek ciekawie się wpatrywał w nią oraz zabiegi, które wykonywała. Koncentrowała się i lis domyślił się, że tutaj do akcji wejdzie magia, a kiedy poczuł to przyjemne ciepło już był tego pewien. W sumie lecznicza magia chyba ma to do siebie, że czuje się takie ciepło, bo w końcu w rezydencji również to czuł. Precyzja operacji była bardzo na plus i magia nadal nie przestawała go zadziwiać. Rany, które zazwyczaj u ludzi goiły się miesiącami, znikały w ciągu sekund. Nie miał już tej fenomenalnej regeneracji co kiedyś, ale nadrabiał to wytrzymałością i jakby nie patrzeć to był pierwszy raz kiedy coś poważniejszego mu się stało. Takie dosyć bogate w doświadczenie zdarzenie.
Nawet mu się przedstawiła. Nieco szeptem, jakby jakąś konspirację chciała rozpocząć ale po chwili załapał, że może to i nawet lepiej bo w końcu ojciec może sobie o niej przypomnieć i chcieć ją wykopać z transportowca. Czerwony kiwnął głową, że załapał i odszeptał – Miło mi Enenro. Jestem Rhoshan – zaraz potem Enenra zajęła się jego innymi ranami, a on w tym czasie mógł się przyjrzeć jej z dosyć bliska, zwłaszcza kiedy ta pociągnęła go bliżej siebie. Widok z pierwszego rzędu, jak również nieco przyjemności dla jego dwukolorowych oczu. Zwłaszcza, że będąc za uszami, była statystycznie blisko jego wrażliwego na głaskanie punktu i to można było odczuć tym, że bardziej się rozluźnił niż pod wpływem tamtego ciepła - Dziękuję za opatrzenie Enenro. Wykonane 11/10 jak dla mnie – powiedział z uśmiechem, bo jeszcze chwilę go trzymał ten błogi stan, ale zaraz przeszedł do dalszej części wypowiedzi. O Kyracie niewiele wiedział, praktycznie nic kiedy to było wiadome że chociażby Acroth coś wiedział. Była to dosyć ciekawa persona, bo pojawił się znikąd, sparował jak gdyby nigdy nic płomień jego ojca, a na dodatek teraz się bije z jakąś bestią na zewnątrz.
- Hmm rozumiem. Czy wiesz czemu zostałaś określona mianem przestępczyni skoro nic nie zawiniłaś? - zapytał ciekawie – ale jak nie chcesz to nie musisz mówić, a i czy możesz mi nieco powiedzieć o Kyracie? Dopiero niedawno odzyskałem pamięć i nadrabiam przeszłość dlatego zadaje czasem trywialne pytania – powiedział jak gdyby nigdy nic. Zresztą to i tak byłoby widać po nim, zwłaszcza po zachowaniu czyli chociażby reakcjach na niektóre rzeczy. Siedzieli teraz ramię w ramię, co nie było niczym złym i aż cisnął się na usta komentarz „nie taki diabeł straszny”, ale mówią by nie chwalić dnia przed zachodem słońca dlatego na razie się powstrzyma. Jak na razie futro zdawało test miękkości, jak również jej uśmiech i zachowanie mające jednocześnie nutkę tajemniczości przez te krótkie odpowiedzi. Tymczasem to co działo się na zewnątrz schodziło na nieco drugi plan, bo przecież nie wypada odwracać wzroku od rozmówcy. Jedyne co zwróciło jego uwagę na moment to chwila, kiedy Kyrat wskoczył do transportowca a drzwi się za nim zamknęły, ale zaraz potem wrócił wzrokiem do rozmówczyni. Lis siedział luźno, a ręce miał położone na swoich kolanach. Ogon gdzieś tam wychodził po prawej stronie i zwisał sobie z siedzenia.
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Wto Maj 19, 2015 5:32 pm

Była zajęta oglądaniem walki i próbami zrozumienia samej siebie, więc ledwo co zauważała, co dzieje się na pokładzie. Zaledwie kątem oka zauważyła, jak niedawni oponenci siadają razem gdzieś w kącie razem i zaczynają rozmawiać. Obejrzała się lekko i krótko przez ramię, ale po chwili wróciła wzrokiem do walki. W duch miała nadzieję , że tamci w spokoju dogadają się. Jakaś część niej nawet zastanawiała się, co takiego zrobiła Gepardzica, że Mistrz chciał ją zabić. Mimowolnie poszukała kotki wzrokiem i zobaczyła, że rozmawia ona z Lisem. W duchu uśmiechnęła się sama do siebie, ciesząc się, że przynajmniej rudzelec jest dla kocicy miły i do niej zagadał. Nie przysłuchiwała się ich rozmowie, choć była jej bardzo ciekawa, jednak z jakiegoś, wciąż niezrozumiałego dla niej powodu nie mogła na dłużej niż sekundęodwrócić uwagi od walki toczonej na dachu, a dokładniej smoka, którego wszyscy tu nazywają Kyrat.
Każdy zadany mu cios czuła prawie, jakby to ona sama została uderzona, jej umysł wyrywał się spod jej kontroli i wyrywał się ku smokowi, pragnąc być jak najbliżej niego.
Ledwo utrzymywała kontrolę nad swoimi mocami i ciałem. zaciskała pięści tak mocno, że paznokcie wbiły jej się we wnętrze dłoni zostawiając czerwone półksiężyce, a nawet sprawiając, że po piersi do której przyciskała dłonie, jakby w modlitwie zaczęły spływać drobne kropelki krwi kapiące z rozciętej skóry rąk. Zapach krwi jej własnej, ale przede wszystkim innych obecnych na pokładzie drażnił jej nozdrza, sprawiajac, ze wysunęły się jej kły, raniąc dolną wargę, ale prawie tego nie zauważyła. Pierwszy raz w życiu była właściwie nieświadoma swojego głodu. Po prostu nie myślała o nim, zbyt mocno skupiona na obserwowaniu starcia.
sama nie rozumiała czemu tak jej zależy na tym by pomóc Kyrat. Słysząc słowa Maro, który wyraźnie był już lekko poirytowany jej namowami skinęła głową delikatnie i wróciła wzrokiem do walki, jeszcze mocniej zaciskając pięści. Chyba postawa Maro uspokoiła ją bardziej niż jego słowa. Szarołuski wydawał się całkowicie pewien, ze czarnemu nic się nie stanie i ze sobie poradzi. Zdawał się być całkowicie spokojny i bardziej zainteresowany samą walką niż jej uczestnikami, w przeciwieństwie do Amelii.
Nie chcąc denerwować Maro Amelia umilkła oddychając głęboko.

Jej głębokie oddychanie jednak nie trwało długo. Gdy tylko przeciwnik czarnego wstał i zaatakował smoka, dziewczyna wstrzymała oddech i wypuściła powietrze dopiero gdy smok ruszył do transportowaca po zwycięskiej walce. Usunęła się z przejścia patrząc na smoka i ponownie nie mogąc odwrócić wzroku. Potrzebowała chwili i dźwięku zamykanych drzwi by się otrząsnąć. Potrząsnęła głową i rozluźniła uścisk dłoni dopiero teraz zauważając drobne ranki. przesunęła językiem po zębach orientując się, ze kły się jej wysunęły. Skrzywiła się czując jak ostre końce kłów ranią jej język. Końcówką języka zlizała krew z rany na wardze i zamykając czy opanowała głód, chowając kły. Dopiero gdy opanowała się uniosła głowę i rozejrzała się po wnętrzu statku. Biorąc kolejny głęboki oddech, ale uważając by nie poczuć zbyt silnie zapachu krwi podeszła do Nat’a, który w kokpicie pilota rozmawiał z Daalkiinem. Uśmiechnęła się do obu samców i położyła dłoń na łbie wilka. Nie chciała przeszkadzać więc poczekała chwilę, aż samce przerwą dyskusje i dopiero wtedy zwróciła się do wilczka.
Jak się czujesz?
Spytała z troską delikatnie drapiąc wilczka za uszkiem. Po chwili spojrzała na Daalkiina pytająco, niemo zadając mu to samo pytanie.Obaj samce pilotowali statek, więc nie powinna im przeszkadzać, a przynajmniej tak tłumaczyła sama przed sobą, dlaczego chce iść najpierw do Kyrat.
-Przydało by się rannych opatrzyć
Rzuciła do samców mając nadzieję, że któryś powie jej gdzie jest coś do opatrywania rany by mogła się chociaż tak przydać, bo czuła się trochę… bez użyteczna przy tych wszystkich stworach wyraźnie dużo lepiej przygotowanych do walki. Na ziemi była dobrym wojownikiem, ale wśród jej najpoważniejszych wrogów były zaledwie wampiry, którym wydawało się, ze robiąc z niej swoją partnerkę uratują duszę. Najsilniejszy wampir był jednak zaledwie dziecinną zabawą w porównaniu z choćby Jaszczurem. Zaczynała odczuwać potrzebę szybkiego treningu, podniesienia swoich umiejętności walki by móc choćby odrobinę przydać się swoim nowym przyjaciołom w walce.
Ledwie skończyła mówić o opatrunkach ze ściany statku podleciał do niej dron.
O! Hej. Mogę opatrunki?
Rzuciła uśmiechając się lekko. Jeśli dron podał jej kilka opatrunków podziękowała i ruszyła do rannych, zapowiadając wilczkowi by się szykował bo jeszcze do niego wróci.
nogi same poniosły ją do czarnego smoka.
Stanęła przed nim przygryzając wargę ze środkami opatrunkowymi w dłoniach.
Mogę?
Spytała uśmiechając się lekko. Nie czekając na odpowiedź usiadła obok smoka kładąc środki na swoich kolanach i wyciągnęła dłoń w jego stronę , wciąż ciepło się uśmiechając i czekając czy poda jej swoją łapę by mogła opatrzyć rany.

Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sob Maj 30, 2015 12:12 am

NPC Storyline - Acroth|Akarynth|Auriel|Daalkiin|Enenra|Inusannon|Kerrija|Maro|Natvakt|Shinsen

Gepardzica jedynie odwzajemniła uśmiech. Miło jej było usłyszeć jakiś pozytywny komentarz. Nikt tutaj nie wiedział, że ostatnio nie miała zbyt łatwo w życiu. A przyszło jej niestety reprezentować tą grupę istot, której zostało odebrane prawo wyboru co do własnej przyszłości. Nie specjalnie więc chciała też rozmawiać o tym jak ja kto nazywa.
-Powiedzmy... że pewne wybory zostały podjęte za mnie.
Skomentowała krótko, wbijając na chwilę wzrok w ziemię. Co do następnego pytania, podniosła jedynie wzrok do góry i spojrzała na trochę większego od niej lisa, chyba zastanawiając się co powiedzieć. Długo to jednak nie trwało. Samica spojrzała w kierunku drzwi, akurat gdy smok wchodził do środka.
-Kyrat to... strażnicy. Egzekutorzy. Sędziowie. Najlepsi z najlepszych, szkoleni w tajemnym zakonie, wyjętym spod prawa. Kyrat są prawem, nikt nie wchodzi im w drogę, nie uznają niczyjego zwierzchnictwa. Królewski ród jest dla nich wart tyle samo, co pospolici przestępcy.
Wyjaśniła, przybliżając krótko to czym są owi "Kyrat", nie tylko ten tutaj. Było ich więcej. Inna sprawa, że wśród nich - ten był wyjątkowy.
-Jego imię to Inusannon. Jego legenda jest nie tylko prawdziwa ale również straszna. Nasz świat ujrzał jeszcze za czasów rebelii wielkiej wojny. Podobno zginął, a następnie odrodził się z wielką mocą. Zasłynął z niezwykłej brutalności, nieustępliwości. Zabijał zarówno najeźdźców jak i nas. Zdrajców, niewinnych, wszystkich. Zawdzięczamy mu wybicie setek tysięcy, jeśli nie milionów najeźdźców... jak również drugi tyle naszych pobratymców. Zrobił to własnym ostrzem, jak również były to odpowiedzi najeźdźców na jego działania. Niektórzy uważają, że jego moc jest równie wielka, co moc widm. Nikt nie przeżył, by nam o tym opowiedzieć.
Wyjaśniła, starając się już mówić nieco ciszej. Czarno-czerwony smok na pewno to słyszał, jednak zawsze lepiej zachować umiar i nie wykrzykiwać czegoś o kimś, kiedy ta istota jest w pobliżu.
Tymczasem sam Inusannon przeszedł przez drzwi, całkowicie ignorując Amelię oraz Maro. Oboje zeszli mu z drogi, a smok jedynie wszedł do środka, nawet się nie rozglądając. Usiadł mniej więcej po środku, pomiędzy obiema "grupami" które się wytworzyły. Na przeciwko niego usiadł natomiast Maro, praktycznie w takiej samej pozycji. Szarołuski był jedynie mniejszy od czarnego smoka. Obaj spojrzeli na siebie, nic nie mówiąc. Choć może były to jedynie pozory, a oni porozumiewali się telepatycznie? Acroth i Groul zamilkli na chwilę, obserwując to z ciekawością. Nie zamierzali się jednak na to gapić, więc wrócili do swej rozmowy z Akarynthem.
W kokpicie, wilk zareagował na karpatiankę szerokim uśmiechem. Czuł się słabo, jednak nie bardzo chciał to po sobie pokazywać. Jeszcze chwilę temu miał zmiażdżone organy, jego serce nie pracowało, do tego cały czas był ranny i bardzo obolały. Daalkiin również był ranny, jednak z nim sytuacja miała się znacząco lepiej. Po pierwsze, nie oberwał tak mocno. Po drugie - był o wiele mocniejszy, niż na to wyglądał. Niemniej jednak tym być może podzieli się z nimi później. Skinął więc łbem Amelii, a kobieta skupiła się na dronie który miał zamiar zająć się rannymi. Maszyna podała jej trochę opatrunków oraz małe urządzenie wyglądające jak skaner, które reagowało na dotyk i wyświetlało polecenia w języku tego, kto się nim posługiwał. Była możliwość skanowania oraz analizy rany, a następnie zasklepienia. Am dostała również niebieskie plastry żelowe, nieco różniące się w dotyku od tych ziemskich, jednak wydające się mieć podobne właściwości. Choć możliwe, że i w nich znajdowała się jakaś technologia, gdyż wydawał się chcieć "przyssać" do rany. Mogła to wyczuć zwłaszcza, gdy plaster dotykał niewielkich zadrapań po paznokciach na jej dłoniach.
Następnie skierowała swe kroki ku Kyratowi, stając przed nim i uśmiechając się. Smok spuścił wzrok by spojrzeć na nią, poważnym i dość ostrym wzrokiem. Ot coś przylazło do niego i coś chciało. Czy ona była człowiekiem? Nie... karpatianka. Istota magiczna, słaba, jednak mająca jakiś potencjał. Kiedy zadała pytanie i usiadła, czarnołuski spojrzał jedynie na Maro, natomiast szarołuski smok skierował swe spojrzenie ku kobicie. Inusannon tymczasem podał jej swoją lewą, ranną dłoń. Znajdowało się na niej głębokie oraz długi rozcięcie, nadal lekko krwawiące. Sama dłoń była cała poplamiona krwią. Z resztą podobnych ran na jego ciele było więcej, szarpanych, wyraźnie po jakiś pazurach.
-Mistrz sugeruje, byś zajęła się wpierw wilkiem.
Odezwał się gwardzista. Jego głos był spokojny, jednak mina mówiła jasno, by zajęła się wpierw tą dłonią, a następnie wróciła do Natvakta oraz Daalkiina. Ona nie znała tego smoka, tak samo jak on nie znał jej. Kobieta nie była świadoma tego na jakie niebezpieczeństwo się narażała. Tymczasem dłoń gada była dla niej ciut duża, łuski były niesamowicie wytrzymałe - zupełnie niczym u Kattala. Do tego jego ciało było ciepłe, smok nawet nie reagował na bodźce, jeśli zdecydowałaby się dotknąć rany, nawet podczas opatrywania.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sob Maj 30, 2015 11:13 pm

Mowa ciała jest czymś na co nie zawsze zwracamy uwagę i czasami nie pilnujemy się. Enenra po stwierdzeniu, że decyzje zostały podjęte za nią wbiła wzrok w ziemię co było typowym gestem osoby zdołowanej jakimś faktem lub niechęci wracania do czegoś. Musiało jej być ciężko z tym czym była obarczona, chociaż może dobrym słowem lis nieco ją wspomógł. Nie wyglądała na istotę złą, wszakże kiedy ojciec chciał ją spopielić to widać było w jej oczach ten czysty strach, zresztą uzasadniony bo gdyby nie sędzia to obok Rhoshana nikogo by teraz nie było. Chociaż nigdy nic nie wiadomo, bo książki nie ocenia się po okładce (tak mówią na Ziemi, ale lis jakoś książek ziemskich nie czytał bo wolał innego typu rozrywki).
- Mówią w tych stronach, że każdy jest kowalem swojego losu który czasami rzuca nam pod nogi kłody. Nawet jeśli o jedną się przewrócimy nie znaczy, że nie pójdziemy dalej. Chociaż w pewnym sensie Cię rozumiem. Ja również nie miałem wpływu na pewne rzeczy, ale miałem na rzeczy które stały się potem dzięki czemu jestem tu, a nie dalej w zamknięciu – tutaj miał akurat na myśli to, że trafiło mu się akurat zostać zamkniętym w łowcy, który dosyć szybko nauczył się trzymać mentalną kontrolę. Zamkniętym na długie lata w klatce, z której nie mógł wyjść ani tym bardziej zakończyć swojego żywota w niej. Nic tylko patrzeć zza kratek na świat, który go otaczał. Świat, który nawet nie był jego domem.
Następnie wysłuchał co nieco o Kyracie. Brzmiało to jakby byli takimi jakby… inkwizytorami? Na Ziemi ponoć ta instytucja mogła spalić na stosie swoich zwierzchników jak i zwykłych cywili bo krzywo na nich spojrzeli. Ale z historii Rhoshan raczej pamiętał tą część o przypiekaniu, bo reszta raczej go mało interesowała. Jednak… skoro Kyrat byli prawem to czemu Akarynth chciał walczyć? Skoro nawet książę się wycofał? Będzie musiał o to wypytać, a kontynuacja opowieści również go utwierdziła w tym przekonaniu. Inusannon wrócił z martwych i faktycznie pasował pod tą definicję sędziów gdyż wybijał najeźdźców jak i densorinów. Z czego nie był pewien kto wybił więcej. On densorinów, czy najeźdźcy w akcie zemsty. Najbardziej jednak przykuł uwagę fakt, że on może mieć potęgę poziomu widm. Nie ma opcji, by ojciec był tego nieświadomy jednak jakby się zastanowić to nie wiadomo czy do walki z Inusannonem by na pewno doszło. Raczej ta sprzeczka, którą wywołał książę (może nawet celowo) odwróciła jego uwagę od Enenry i sędziego. Może tak faktycznie było i jeśli ten ruch był celowy to Rhoshan nawet byłby skłonny przeprosić księcia i docenić jego zmysł strategiczny. Oczywiście mogło to być spontaniczne i tyle, ale nie umknęło teraz po zimniejszych kalkulacjach że od początku nie chciał tam rozlewu krwi. Lis spojrzał w kierunku czarno-czerwonego smoka, kiedy gepardzica skończyła opowiadać, a potem wrócił do niej.
- Elita elit. Cóż chociaż chyba zaczynam się do tego przyzwyczajać, że pośród ważnych osobistości ja jestem tylko rekrutem – zaśmiał się pod nosem, chociaż nieco o swoich koligacjach wiedział. Nie o wszystkich, które miał za poprzedniego życia ale praktycznie o tych wydawałoby się najważniejszych – ale z historii jakie słyszałem do tej pory to ta jak na razie chyba będzie klasyfikować się w topce jeśli chodzi o zrobienie wrażenia. W sumie nie wyglądałaś na zadowoloną kiedy wspomniałaś o wyborach, także tego tematu raczej nie będę drążył aczkolwiek słuch mam nie najgorszy i robię z niego dobry użytek jeśli trzeba– ale raczej nie widział tego, że Enenra będzie mu się wyżalać na ramieniu. Opcja jest, ale to dziwnie by wyglądało i ciężko mu to sobie wyobrazić i przetworzyć pod tą rudą łepetyną, ale Rhoshan jak to Rhoshan mówi to co mu przyjdzie do głowy a potem zastanawia się nad tym jak to mogło brzmieć. Kątem oka zwrócił uwagę na to jak usadowił się Inusannon oraz Maro. Pośrodku grupek… yeah definitywnie sędzia, chociaż Maro wyglądał jakby rozumiał się z tamtym bez słów. Może spędzili ze sobą dostatecznie dużo czasu, by nawiązać taki stopień porozumienia? Zaraz potem wrócił do gepardzicy – Nie taki diabeł straszny – rzucił jakby żartem dla rozluźnienia atmosfery z uśmiechem na pysku, chociaż jeszcze nie doświadczył tego jakie nieobliczalne mogą być samice. Znaczy coś tam słyszał o tych ludzkich, że ich wahania nastrojów są jak ławka. W jednej chwili spokojnie na tej ławeczce sobie siedzisz i popijasz kawę, a w drugiej potwór jakim rzekomo jest kobieta podnosi tą ławę nad siebie i zmuszony jesteś do odwrotu. Nie wiedział ile w tym jest prawdy, ale to mógł być stereotyp.
W tym czasie karpatianka zniknęła w kokpicie. Pewnie się martwiła o wilka, ale lis coś czuł że tamtego nie tak łatwo jest zabić. Może warto zapamiętać chociażby jej imię? Tia… przy jakiejś tam okazji się zapyta o to. W końcu po jakimś czasie wróciła, być może wtedy nawet Rhoshan był zajęty rozmową i zarejestrował kątem oka co tamta zrobiła. Podeszła do Kyrata i chyba próbowała go opatrzeć? Chyba jej krzywdy nie zrobi, ale kto go tam wie.
- Swoją drogą wiesz może z czym sędzia się mierzył zanim wpadł na tamtą imprezkę na dole? Była to ta sama paskuda z dachu, czy raczej ma jeszcze kilku podobnych „przyjaciół” – zapytał Enenry
Powrót do góry Go down
Amelia Stein

Amelia Stein


Liczba postów : 126
Data dołączenia : 11/09/2014

Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Sro Cze 03, 2015 9:03 pm

"Ciekawe czy w ogóle nas zauważył..." przeszło jej przez myśl, gdy odprowadzała czarnego smoka wzrokiem, po tym jak ten minął ją i Maro w wejściu na statek. Podążała wzrokiem za smokiem, aż ten nie usiadł. Dopiero wtedy potrzasając głową odwróciła wzrok, spoglądając tym razem na Maro.
"Interesujące... "pomyślała obserwując jak szary smok przyjmuje dokładnie taką samą pozycję jak czarny siadając na przeciw niego. Amelia przez chwilę nie kryjąc swojego zaciekawienia przyglądała się tej sytuacji, przekrzywiająć lekko głowę na bok i unosząc delikatnie brwi. Niesforne włosy opadły jej po chwili na oczy i dopiero wtedy uśmiechając się lekko odwróciła wzrok. Skierowała się ku kokpitowi, po drodze planując złapanie Maro i rozmowę z nim na temat czarnego smoka. Widać bowiem było, że może nie są ze sobą szczególnie blisko, czarny wydawał się być istotą nie koniecznie uczuciową na tyle by kogo kolwiek uznać za bliskiego, ale z całą pewnością Maro był kimś kto go dobrze znał.
"Może Maro zdoła mi powiedzieć o co chodzi... " pomyślała z nadzieją wchodząc do kokpitu.
Tam siedzieli Nat i Daalkiin. Uśmiechnęła się do obu i stanęła bliżej swojego wilczka patrząc na niego z troską. Po jego zachowaniu widziała, że nie chce pokazywać po sobie tego, ale wciąż nie doszedł do siebie. Przemilczała więc swoje obserwacje i troskę pytając w zamian o środki opatrunkowe.
Skupiła się na dronie u tym co jej podał. Gdy uznała, że już mniej więcej rozumie co do czego służy i jak tego używać ruszyła do czarnego smoka. Wiedziała, że powinna najpierw zająć się Natem. On był najciężej ranny, on był przecież jej najbliższym kompanem wybranym dla niej przez Dura. To nim powinna się przede wszystkim zająć. Jednak nogi same poniosły ją przed czarnego smoka, jej całe jestestwo kazało jej zająć się nim i nie potrafiła tego zwalczyć. Czuła, że jeśli nie zajmie się nim to będzie to coś bardzo złego. Czuła, że musi mu pomóc w pierwszej kolejności.
Po drodze przypadkiem usłyszała rozmowę Lisa z Gepardzicą.
"Inus... Ale długie... Inu. O tak idealnie. No może Inus tez pasuje "stwierdziła w myślach uśmiechając się sama do siebie, gdy z rozmowy tej dwójki wyłapała imię czarnego smoka. Po drodze musiała bardzo uważać, bo opatrunki które dał jej dron chyba miały jakaś własną wole bo usilnie chciały się przyssać do ranek na wewnętrznej stronie jej dłoni.
Nie przyjęła się zbytnio ostrym spojrzeniem Inusa. Usiadła obok i czekała aż wyrazi zgodę na to by go opayrzyła. Nie naciskała. Czekała. Jeśli nie poda jej rannej łapy, z której obficie sączyła się krew, której zapach drażni jej nozdrza, odejdzie, a przynajmniej taki był plan.
Smok jednak podał jej dłoń, na co uśmiechnęła się i chciała już zabrać się za opatrywanie, gdy usłyszała głos gwardzisty.
-Spokojnie. Wilczkiem zajmę się bardzo dokładnie.
Rzuciła żartobliwie złowieszczym tonem posyłając w stronę kokpitu krótkie spojrzenie, po czym zerknęła znów na Maro.
-Nie ucieknie mi.
Dodała i pochyliła głowę nad rangą łapą Inusa. Całe ciało czarnego było poranione. Amelia zagryzła wargi. Zrozuniała przekaz. Ma zająć się łapą i iść do wilka. Gdyby to tylko było takie łatwe... Nie chcąc myśleć o swoim dziwnym nawet dla niej samej zachowaniu skupiła się na ranie.
Smocza łapa była zwyczajnie wielka, szczególnie w porównaniu z jej drobnym, jakby nie było ludzkim ciałem. Niemniej jakoś sobie poradziła. Bardzo delikatnie ułożyła dłoń czarnego na swoich kolanach tak by mieć wygodny dostęp do rany i zaczęła ja bardzo delikatnie i dokładnie opatrywać. Nie odmówiła sobie także już chyba trochę tradycyjnego badania delikatnie przesuwając palcami po łuskach smoka.
Gdy skończyła opatrywać ranę podniósła łape smoka i ostrożnie odłożyła na jego własne kolana. Wstała z wyraźnym osiąganiem. Musiała zmusić się do tego by opuścić Inu i iść do wilka. Przystanęła jeszcze na sekundę lekko skinęła głową i dopiero powoli ruszyła do kokpitu. Wiedziała, że szybko tu wróci.
W kokpicie znów stanęła za wilkiem i lekko dotknęła jego ramienia.
-Czas się zająć Tobą futrzaku
Rzuciła z uśmiechem do Nata. Położyła środki opatrunkowe na kolanach wilka i zabrała się za jego najpoważniejsze rany. Nawet nie pytała czy może. Poczekala tylko aż ten przestanie na chwile grzebać przy układzie sterowniczym. Jego również bardzo delikatnie, ale i dokładnie opatrzyła. Każdą poważną ranę i większe zadrapanie. Gdy skończyła uśmiechnęła się do wilka i bardzo delikatnie podrapała go za uchem. Po czym zwrocila się do Daalkiina. Poczekała aż ten na nią spojrzy i posłała mu pytajace spojrzenie.
-Dowódca też
Zakomunikowala z uśmiechem czekając a ten wyrazi zgodę by się nim zajęła.
Jeśli jej pozwolił opatrzyła jego rany tak jak to zrobiła z Natem. I dopiero wtedy opuściła kokpit, wychodząc mówiąc jeszcze Natowi ze na statku ponownie się nim zajmie. Nie była zbyt rozmowna zbyt pochłonięta próbami zrozumienia samej siebie i swoich reakcji na Inusa.
Po ponownym wyjściu na główny pokład rozejrzała się unikając wzrokiem Inu. Nie chciała do niego iść... A właściwie nie rozumiała dlaczego tak bardzo tego chce i postanowiła unikać go jak tylko to możliwe póki nie zrozumie co się dzieje. Postanowiła, że na razie zajmie się wszystkimi innymi, a do niego wróci na koniec. Tylko kto jeszcze został...?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1Nie Cze 07, 2015 8:40 pm

Powrót do góry Go down
Sponsored content





Świt - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Świt   Świt - Page 4 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Świt
Powrót do góry 
Strona 4 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Japonia-
Skocz do: