Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Camp Johnson

Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Pon Paź 31, 2016 10:56 pm

First topic message reminder :

Camp Johnson - Page 2 Article-2625309-1DBD772900000578-918_634x286
(Obrazek poglądowy)
Camp Johnson znajduje się na terenie NASA Space Center, rozstawiony jest pomiędzy budynkami oraz zabarykadowany workami z piaskiem, wałami jak również metalowym ogrodzeniem, sięgającym około ośmiu metrom w górę. Miejsce to jest centrum dowodzenia operacji odzyskania kontroli nad Houston przez połączone siły CJTF.
Niedaleko od obozu znajduje się granica bariery z wytworzoną w niej sztucznie dziurą, umożliwiającą transport jednostkom lądowym do i z obozu. Informacja o istnieniu przejścia jest ściśle tajna. Miejsce to jak i cały obóz znajdują się pod ciągłą, ścisłą ochroną ze względu na krytyczne, strategiczne znaczenie.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Sty 15, 2017 2:12 pm

Cóż... Wychodziło na to, że jasnowłosa niewiele mogła zrobić, by przeciwstawić się futrzastemu. Chcąc, nie chcąc, zarazem czując się wewnątrz siebie niepewnie i po części głupio, została zaniesiona do namiotu. Interpretacja tego wszystkiego przez Susan pogłębiła jedynie odczuwane uczucia, mimo to, cieszyła się, że stanęła po jej stronie. To nie było coś, czego doświadczała na co dzień, więc mogła śmiało, wewnątrz siebie, nazywać to "nowością". Całkiem miłe.
Akira została bezpiecznie dostarczona na miejsce, udało się jej usadzić, zamówić... Dobra, nie było źle! Jeszcze nie przysnęła tutaj, ale... Wychodziło na to, że prędko do tego nie dojdzie, dzięki pewnemu, rudemu Lisowi...
- Wolę być małą dziewczynką niż wielką, futrzastą, rudą kulą futra - odpowiedziała w jego stronę. - Zresztą, źle to odbierasz. To nie ja jestem mała, to ty jesteś za wysoki - dodała jeszcze od siebie, nie wdrążając się już w ten temat. Oczywiście, denerwowały ją takie teksty i najchętniej to wstałaby i skopałaby mu ten futrzasty tyłek, lecz wszelakie negatywne uczucia nadal z niej upływały, nie utrzymując się na długo.
Westchnęła cicho, unosząc dłoń i pocierając nieco policzek. Męczące. To nie jest coś, do czego przywykłam. Większość czasu spędzała przed swoim laptopem, zajmując się tworzeniem kolejnych linijek kodu... A dobra, nieważne. Jasnowłosa próbowała natomiast ponownie skupić się na rozmowie.
- Prawie - odparła  na kolejne pytanie Lisa, jak również już po usłyszeniu słów Susan.  - Ale odpowiadając na twoje pytanie - Upierdliwy Lisie - dodała jeszcze w myślach.  - Ciekawość. Zwykła, ludzka ciekawość - nie, nie zamierzała mu opowiadać jak to się stało, i tak dalej. - Z pewnością masz rację, Susan - powiedziała do tego wszystkiego i westchnęła cicho.
Jednak nie odezwała się co do kolejnego pytania, jedynie wzruszyła ramionami, pokazując w ten sposób, że nie wiedziała. Ciężko stwierdzić coś sensownego na ten temat, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Międzyczasie również zajęła się swoim posiłkiem, starając się nie zdradzać po sobie żadnych reakcji dotyczących sposobu pojawienia się jedzenia, czy innych rzeczy. Zdecydowała się pozostawić to później do zastanawiania się.
Prawdę mówiąc, Akira miała cichutką nadzieję, że to będzie koniec... Jednak usłyszany huk sprawił, że momentalnie drgnęła, odrywając się od nieskończonego jedzenia (nie spieszyła się zbytnio) i odwróciła się w kierunku, skąd nadszedł ten dźwięk. Co jest? Nie brzmiało to zbyt przyjemnie, lecz jednak nie odezwała się na ów temat. Chciała powrócić do posiłku... I raczej zrobiłaby to, gdyby nie ten huk.
Mimowolnie przyłożyła dłonie do uszów, krzywiąc się mocno. Nie wiedziała co się dzieje, jednak zdołała przynajmniej tyle zarejestrować, że Tari wybiegł z namiotu. Spojrzała zdezorientowana na Susan, zanim sama zdecydowała się opuścić swoje miejsce i ruszyć w kierunku wyjścia z tego miejsca, jednocześnie ignorując hasła rzucane przez tamte urządzenia, których nazwa aktualnie wyleciała jej z głowy.
Ale wracając... Wystarczyło jej stanąć w przejściu, by mogła w milczeniu obserwować to, co się działo aktualnie. Czy cywil właściwie zrozumie dokładnie, co się działo? Może. Może nie. Dziewczyna jednak wystarczyło załapać na tyle sytuację, by wiedzieć, że po prostu było źle. Bardzo. A widok zniszczonej bariery sprawiał, że odczuwała mocny niepokój. I jeszcze te okręty... Albo źle widziała? Ciężko stwierdzić. Bądź co bądź, dla niej, na niebie zrobiło się dość "kolorowo" i sprawiło, że poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
Mniej więcej w tym samym czasie do jej uszów dotarły słowa Tarikushiana. Uniosła wyżej głowę, by móc spojrzeć na niego. Kusząca propozycja, ale... Czy powinnam na nią przystać? - szanse na powrót do Nowego Jorku były niskie, a z drugiej strony... Też nie bardzo miała gdzie pójść tutaj. I dochodziła do tego jeszcze jedna kwestia, ale jej już nie poruszyła nawet w myślach.
- Nie wiem, czy potrafiłabym pomóc wystarczająco dobrze, ale nie zamierzam się teraz wycofać - powiedziała do niego. Nie wiedziała jak zrobi jej towarzyszka, ale prawdę mówiąc, chciała, by z nią została. Nawet jeśli nie wypowiedziałaby to na głos. Naprawdę jej się ciężko przyznać do tego, że kogoś polubiła. Ale wracając... Czekała na jego reakcję. Rzeczywiście pozwoli, by ktos taki jak Akira, wziął się za pomoc innym?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Wto Sty 17, 2017 9:40 pm

- Gwałt chyba z definicji nie powinien być w dobrej wierze – pomyślał Rudzielec na komentarz Mgiełki. Zresztą sam przez kilka setek lat nie spotkał się z tak gwałtowną reakcją na taką akcję. Zdarzało się Antharasowi przenieść jakąś kobietę przez próg kiedy tamta była pijana jak bela ale po tym nie działo się raczej nic specjalnego. Szli do łóżka, zabawiali się i kontakt raczej zanikał tak długo jak w grę nie wchodziły te jego interesy. Podobno do kariery droga wiedzie przez łóżko. Nie wiadomo na ile to prawidłowe kalkulacje rynku, a ile po prostu takie zagrania, ale Łowca na brak gotówki nie narzekał. Najpewniej nawet po tym jak Lis stwierdził sobie, że rezydencja należy do niego to tamten by nie zbiedniał. Inna kwestia, że ten przybytek Rhoshanowi nie był potrzebny. Okolica może ładna, służba przydatna, ale życie w dworku to raczej nie jego bajka. Za dużo pokoi, z którymi nie miałby czego zrobić.
Mimo, że angielski Susan kalał uszy Lisa to ten zrozumiał mniej więcej przekaz. Jeśli brana była pod uwagę naturalna regeneracja Widma to najpewniej wróci do zdrowia bardzo szybko. Ciekawe jednak co by się stało gdyby to Widmo kogoś uszkodziło i Susan taką osobę leczyła?
- Zaśpiewasz inaczej jak Ci zmarznie tyłek – wyszczerzył się i przetarł wierzch swojego przedramienia. Już sobie wyobrażał jak Akira zareaguje jeśli wrzuci się ją w ujemną temperaturę. W sumie jak typowy człowiek pewnie zacznie się trząść z zimna. A wtedy nie będzie lisiej kity by się ogrzać ani futra! Będzie mógł delektować się tym momentem i patrzeć jak tamta walczy wewnętrznie między potrzebą przetrwania oraz ogrzania się, a własnym charakterkiem. No i jeszcze to „jesteś za wysoki”. Nabawi się dziewczę kompleksów jak wejdzie na okręt. Tam najpewniej wszyscy przerastają tego krasnala tak długo jak nie pochodzą z rasy ludzkiej. Będzie można oprzeć się na kimś zawsze.
Wojak nie wyglądał na zbyt rozmownego. Może to taka już ich cecha. Skądś musiał się wziąć ten ziemski stereotyp żołnierzy, którzy rzucają sprośnymi żartami albo są milczący i tajemniczy. Jeśli klasyfikować wojaków w ten sposób to Rhoshan trafiłby do tej pierwszej grupy ale zamiast sprośnych żartów do jego repertuaru dorzucone byłoby kilka żarcików zwanych sucharami albo to lisie poczucie humoru. Przepychanki słowne i fechtunek były esencją tegoż.  
- He? – zerknął w stronę Susan pytająco. Czyżby nie wiedziała jak smakuje ziemskie jedzenie? Może nie przyswajała go sobie w żaden sposób ze względu na swoją formę oraz nietypowe nawyki żywieniowe – Mięso smakuje jak mięso. Ciągnie się, ma lekko metaliczny posmak jeśli jest krwiste. Smażone ma jeszcze posmak przypraw. Prawdę mówiąc jestem wszystkożerny i smak mam troszkę przytępiony względem na przykład roślinożerców – Gdzieś to słyszał, że najlepiej smak odczuwają zwierzęta roślinożerne. Najgorszy zmysł smaku mają padlinożercy i wszystkożercy, a gdzieś pomiędzy są mięsożercy.
- Podziękuje na swój osobliwy sposób znając jego charakter – dorzucił do wypowiedzi Tarikushiana. Sądząc po usposobieniu tego konkretnego Widma to podziękowanie może wyglądać różnie. Poczynając od czegoś naprawdę życzliwego, aż po coś co wygląda na groźbę ale jest w rzeczywistości życzliwe. Oczywiście sam był ciekawy co Nodin pocznie z tym faktem? Jakie będzie to podziękowanie oraz czy Susan ucieknie przy pierwszej lepszej okazji?
Swoją drogą widok dronów niespecjalnie go już dziwił. Na okręcie cały czas coś latało. Żyło jak metalowe krwinki w stalowych żyłach okrętu. Wykonywały one konkretne funkcje. Nie więcej, nie mniej.
- Zapomniałeś dorzucić, że czasem można przez takie spotkanie przelecieć na drugi kraniec pomieszczenia jeśli coś się przeskrobie – można było również coś przeskrobać samą myślą i to akurat było najgorsze. Czyny można jeszcze kontrolować zaś z myślami to różnie bywa. Od jakiegoś czasu sam Rhoshan uważał na to co myśli, w końcu obracał się w towarzystwie Widm, a jak wiadomo każde z nich jest telepatą. Nie ma tak łatwo, jego rudy łeb nigdy raczej nie będzie bezpieczny pod tym względem. Oczywiście nie zaprzeczył temu co powiedział samiec, bo miał w sumie sporo racji. Widma już tak miały, że wpadały, robiły co chciały i na dodatek wplątywały pewne byty w dosyć nietypowe sytuacje. Czasami takowe mogły być groźne dla życia bądź zdrowia. Przed spotkaniem z Widmem przeciętny śmiertelnik powinien skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każde niewłaściwe spotkanie może zagrażać życiu lub zdrowiu.
Teraz jednak Lis mógł skonsumować swój posiłek. Ze sztućcami szło mu dosyć opornie ze względu na to, że nigdy z nich nie korzystał tak naprawdę. Widział jak Łowca używał tego śmiesznego nożyka i widełków ale po co skoro można wykorzystać pazury by pokroić ładnie mięso? Na kosteczkę i nabijać sobie kawałki na pazur niczym jedzenie na wykałaczkę. Rudzielec wyczuł wstrząs dosyć wyraźnie, a ryknięcie pewnie słyszał mniej więcej w tym samym czasie co Tarikushian. Szykowało się, że czas posiłku skończony zatem chwycił ostatni kawałeczek mięsa i wstał szybko zarzucając sobie plecak. Rozglądał się i nasłuchiwał skąd miało przyjść zagrożenie. Nie polegał tak bardzo na urządzeniu, które miał doczepione do ramienia gdyż jak wiadomo to może być wadliwe. Chwycił za broń i wybiegł za hybrydą na zewnątrz namiotu kiedy tylko rozległ się huk. Coś wielkiego uderzyło o inną dużą rzecz najwyraźniej. Dopiero teraz ISAC zasygnalizował, że niebezpieczeństwo było blisko.
Na zewnątrz nie było bariery, która wcześniej okalała miasto. Lis lekko zmrużył ślepia widząc tamten blask. Widocznie rozpoczynała się właśnie ofensywa, o której wcześniej była mowa. Czas dokopać najeźdźcom i zabrać jak najwięcej tych paskud do piekła. Rhoshan był uradowany, że przyjdzie mu zabijać te paskudztwa, które śmiały podnieść rękę na słabiutkich ludzi. Tutaj akurat nie było znaczenia, że to był gatunek ludzki, a kwestia właśnie porwania się na kogoś słabszego. Bardzo tego nie lubił jak ktoś znacznie silniejszy próbował zanihilować tego skrajnie słabego za samą słabość.
- Minimalizujmy straty u naszych i zwiększajmy maksymalnie straty u przeciwnika. Podoba mi się to chociaż z chęcią bym zbombardował z powietrza dziadów ale czołgiem też da radę zrobić im dziurki – powiedział wyszczerzając się. Kiwnął łbem do Bhunna, że czas ruszać. Lis aż palił się do walki. Szybko i sprawnie wdrapał się w pobliże wieżyczki czołgu. Przycupnął sobie tak by nie spaść w razie gdyby tamta miała się obrócić.
- ISAC Ci pokaże. Niebiescy to nasi. Rozwalaj zielonych. Zerknij sobie do urządzenia. Pewnie masz tam mniej więcej dane wywiadowcze tego na co polujemy – przy okazji liczył, że jego kompan zapozna się z tym jak działa urządzenie – Skonfiguruj ostrze tak na zaś – dorzucił szybko radę. W końcu z terminalem związane było jeszcze ostrze energetyczne o ile takowego wcześniej nie otrzymał. Może się przydać w krytycznym momencie.
- Nie masz kondycji. Na polu walki nie przeżyjesz sama i możesz opóźniać marsz. Chyba, że dostaniesz robótkę nie wymagającą wysiłku fizycznego w co wątpię – rzucił do Akiry. Oczywiście chciał jej też troszkę wjechać na ambicję by wycisnęła z siebie nieco więcej. Może też zniechęcić do udania się na pole walki bo ona przecież tam zginie i będzie ciężarem dla natarcia. W końcu nie będzie można jej zostawić w tyle. Ostateczna decyzja i tak należała do Tarikushiana. W każdym razie Rhoshan z chęcią siadłby w sumie za sterami tego cacka. Jeśli to działa na tej samej zasadzie co myśliwce to nie będzie miał problemu. Więc poszukał sobie wejścia do środka. Jeśli faktycznie nie było tu pilota to mógł zasiąść za sterami maszyny. O ile była konsola do obsługi.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Sty 22, 2017 3:23 pm

- Nie dotknęłam jego. Nie zrobiłam tego też dla nagrody - odparła obojętnie, zdecydowanie większą uwagę przywiązując do odpowiedzi na temat smaku mięsa. Konsystencję mogła sama zaobserwować, kiedyś też nawet jakiegoś kotleta dotknęła, chociaż ten był raczej gumiasty, ale czego można się spodziewać po uczelnianej stołówce? Niektórzy studenci zjedzą cokolwiek, jeśli tylko mają do dyspozycji keczup.
- Wszystkich? - rzuciła deczko zaskoczona, w końcu znała przynajmniej parędziesiąt przypraw, głównie z nazwy i wyglądu, a ten kotlecik, nawet jeśli dopasowany rozmiarem do lisa chyba nie był w stanie pomieścić takiej ilości. No ale co ona tam wie o kuchni i sposobie przyrządzania jedzenia przez istoty organiczne, oprócz tego, że krwiste mięso smakuje, jak metal.
Jako że unosiła się nad jedzącymi i będąc praktycznie niematerialną przyglądała się ich posiłkom, a szczególnie niesamowitemu i wciąż deczko tajemniczemu kotletowi Susan zauważyła, że coś się dzieje ze znacznym opóźnieniem i głównie po reakcji otaczających ją towarzyszy oraz uderzającej w nią nagle fali niepokoju. Gdy tylko Tar wybiegł z namiotu zaciekawiona poruszeniem kosmitka przeniknęła przez sufit, by przyjrzeć się tej ciekawostce, która zajęła wszystkich w obozie. Fajerwerki? - pomyślała przypominając sobie nagle to słowo opisujące jej zdaniem całkiem ciekawe i bardzo widowiskowe zjawisko. Te ognie były jednak zdecydowanie za jasne na to miano, nie mówiąc o tym, że Ziemianie nie mieli za bardzo czego świętować. Kilkusekundowa obserwacja jej wystarczyła, by jako tako zorientować się w sytuacji, nawet jeśli nie słyszała komunikatów ostrzegawczych, czy rozkazów. Przeciekła przez materiał namiotu akurat żeby zobaczyć plecy zmierzającej do wyjścia Akiry, za którą to podążyła nie mając ochoty zostawać samemu w pustej stołówce, w towarzystwie dronów, kotletów i przypraw.
- Z chęcią pomogę, jeśli tej pomocy potrzebujecie - odparła. Skoro bariera padła, to zajmowanie się rannymi sprowadzi się już pewnie głównie do utrzymania tych ciężko rannych przy życiu nim będzie można ich odesłać poza Houston, ku przystosowanym do leczenia placówkom oraz zwyczajnej, polowej pierwszej pomocy. Drugie nie stanowiło dla niej większego problemu nawet w sposób konwencjonalny, a jeśli chodzi o utrzymywanie przy życiu, to już udowodniła, co potrafi na przykładzie Nodina.
Podleciała ku czołgowi i siedzącemu na nim Rhoshanowi, po czym bez ostrzeżenia i zbędnych ceregieli objęła włochatego, otaczając go swoimi mglistymi, mięciutkimi kończynami.
- Miło było Cię poznać - rzuciła na pożegnanie. Zabrzmiało raczej strasznie, niczym jakaś chora przepowiednia, jednak lis powinien się już zorientować, że takie gafy językowe w jej przypadku się raczej zdarzają i Susan niczego złego na myśli nie miała. Przytulas nie trwał długo, nie lubiła też Rhoshana aż tak, by płakać mu w ramię, czy machać białą chusteczką na odchodnym, po prostu próbowała naśladować tradycyjne, ludzkie okazywanie emocji, które całkiem jej się podobało. Zaraz potem wróciła ku Tarkushianowi i Akirze, wylądowała na ziemi i rzuciła krótkie: - Odsyłaj.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 04, 2017 10:25 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Jinkusu|Tarikushian

Tar zostawił Rhoshana oraz Bhunnikima z pojazdem. Czołg ruszył, powoli nawracając w kierunku kolumny swych mniejszych towarzyszy. Rhoshan zdołał tutaj już wszystko wyjaśnić, a pro po przeciwnika - tak więc dodatkowy komentarz nie został wyświetlony. ISACi Bhuna oraz Rho odezwały się natomiast, a raczej wyświetliły im krótką informację:
Synchronizacja z Battlegroup 501. Zaczął komputer. Połączenie potwierdzone. Synchronizuję z jednostką dowodzenia. Potwierdzam połączenie. Dokończył. W tym momencie, ISAC ukazał widoczny tylko dla nich, obraz lekko podświetlonych pojazdów - tego na którym się znajdowali oraz jedenastu czołgów MBT Modokriid. Wszystkie oznaczone były skrótami "501" z przydzieloną dodatkową liczbą porządkową. Klasa Sivaas, na którym teraz się znajdowali, posiadał cyfrę dowodzenia - 1. Chwilę potem, ISACi odezwały się, przekazując wiadomość od pojazdu.
-Pozdrawiam cię, Thuri. Razem zmieciemy wrogów wolnego świata.
Odezwał się pojazd, przemieszczając się w stronę wyjazdu z obozu. Przed nimi znajdował się Main Battle Tank, posiadający cyfrę "2", jednostka druga w hierarchii. Pozostała dziesiątka ruszyła za pojazdem dowodzenia. Rhoshan niestety zawiódł się w jednej kwestii - pojazd nie wpuścił go do środka, odpowiadając jedynie "Wybacz Thrui, to nie może zostać wykonane". Pojazdy ruszyły swobodnym szykiem, około pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, brnąc prosto w stronę centrum. Inne grupy oddzieliły się od nich, pozwalając czołgom działać samodzielnie.
Nad miastem przeleciał kolejny biały promień. Okręt wroga został ponownie trafiony. Przez całą długość pokładu, przeszły po nim eksplozje. Mający czterdzieści kilometrów okręt, zaczął powoli opadać w dół, nabierając szybkości. Uszkodzony, nie był w stanie utrzymać się w górze. Coś go jednak chwyciło. Głos wyginanego metalu słyszalny był niemalże w całym mieście. Jakby niewidzialna siła chwyciła maszynę. Jakiś czas później na niebie pojawił się kolejny okręt. Jakieś trzysta-czterysta metrów nad ziemią. Miał 1220 metrów długości, 420 szerokości oraz jakieś 255 wysokości. ISACi naznaczyły go natychmiast, informując, że okręt był maszyną klasy Urkyn'Vareis Cruiser. "CRU otoczył się wielką, białą energią. Była to niewyobrażalna ilość magii skupionej w jednym miejscu. Nawet delikatnie czuła na to istota, mogła wyczuć wielkie skupisko nagromadzone w jednym miejscu. Energia następnie rozproszyła się na wszystkie strony, rozchodząc się na kilometry. Biała kula rozprzestrzeniła się po okolicy, przezroczysta - o siatkowanym wzorze. Fala rozeszła się daleko poza zasięg samego Houston, momentalnie docierając do grupki na ziemi. Efekty poczuli tutaj wszyscy, związani jakkolwiek z magią. Nagłą słabość, "wyłączenie się" mocy - dosłownie, jakby je utracili. Po pierwszej fali nadeszły następny - i tak aż pięć razy."
Tarikushian odwrócił się, gdy na niebie pojawił się sporych rozmiarów okręt. Kolejny. Tym razem jednak sojuszniczy. Samiec wyglądał jednak na nieco zaniepokojonego. Z resztą tutaj Susan mogła to wyczuć, Akira natomiast po prostu zauważyć. Na przykład po nerwowych ruchach ogona. Wypuszczenie pierwszej białej fali, sprawiło, że stwór prawie zjeżył futro, cofając się o krok do tyłu.
W momencie w którym pierwsza z białych fal energii uderzyła w stwora, ten osłabł, zachwiał się na nogach i padł na kolana, opuszczając następnie korpus, by podeprzeć się rękoma na ziemi. Za pierwszą falą, nadeszły cztery następne. Każda kolejna, przechodząc przez ciało stwora - osłabiała jego organizm. Dało się to ujrzeć po trzęsących się kończynach, ciało było po prostu zmęczone. Efekt był na tyle silny, by ostatnia - piąta fala - zwaliła go całkowicie na ziemię. Tar przewalił się tylko na plecy, łapiąc głębszy wdech i dysząc lekko. Nie był ranny, żył... jednak wyglądał tak, jakby w przeciągu tych kilku sekund, przebiegł tysiąc kilometrów. Nikt inny w obozie wydawał się tego nie poczuć. Susan i Akira również zostały oszczędzone. Jego to jednak... zabolało. Lub przynajmniej miał na niego jakiś wpływ. Chwilowo nikt do nich nie podszedł, pozostawiając stwora w ich rękach. Przytomnego, całego... tylko jakby zabrano mu energię.


[Bhunnikim i Rhoshan zt -> Tutaj]
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Pon Lut 06, 2017 10:15 pm

Akira obserwowała w milczeniu to, co się działo w danej chwili, jednocześnie czekając na reakcję Tari'ego co do decyzji jasnowłosej... Tak samo jak i Susan. Przy czym tej drugiej posłał z lekka nieśmiały uśmiech, zanim skupiła się ponownie na wysokim osobniku.
Brak odzewu również dotyczył i Rhoshana - nie odpowiedziała na jego słowa, jedynie posyłając mu ponure spojrzenie w tamtym momencie, jednocześnie pozostawiając mu dowolność do interpretacji tego.
Cóż, póki co - pozostawało jej obserwowanie tego, co działo się na niebie, na tyle, ile mogła dostrzec. Skrzywiła się mimowolnie na ów widok - nawet jeśli ciężko było jej dostrzec szczegóły, w jej guście nie wyglądało to zbyt miło. Na dodatek, nadal niezrozumiałe dla niej. Chociażby, wygięcie tamtego metalu.  
Nie dopytywała się jednak o to na głos. Jasnowłosa uznała, że albo w końcu przyjdzie czas na pytania, albo wyleci jej to wszystko z głowy. Jakieś opcje na pewno istniały.
Kolejny statek. Tym razem bardziej przykuł jej uwagę - przez fakt, że znajdował się dość blisko  i dzięki perspektywie wydawał się być większy niż tamte. Jak było naprawdę - to już jest inna kwestia.
Zerknęła na wysokiego towarzysza i wtedy ujrzała, ruchy jego ogona, które w jej mniemaniu... Wydawały się być nerwowe, przez to, że skojarzyło się jej to z zachowaniem... Kota. Przypomniało jej się, że u tego oto stworzenia też kiedyś miała okazję to zaobserwować.
Nie usłyszała jednak wiadomości od urządzenia, a sama, na widok pierwszej białej fali cofnęła się o krok, nie wiedząc, jak się do tego odnieść... Lecz po przeniknięciu przez jej ciało, nie odczuła żadnych efektów ubocznych. To również mógłby być kolejnym powód wyjaśniający jej opóźnioną reakcję co do ujrzenia, że na kogoś z nich to jednak wpływało.
Przy trzeciej fali dopiero odwróciła wzrok w stronę Tari'ego i zobaczyła jego zachowanie. Poczuła ukucie niepokoju wymieszanego z lękiem przed nieznanym. Nie wiedziała, co się dzieje, lecz Akira zdołała trochę zrozumieć, przez krótką obserwację, że nieznane jej fale miały na to wpływ. Tylko, że to wszystko również wywołało w  niej krótkie oszołomienie, co sprawiło, że nie reagowała wtedy.
Dopiero gdy padł na ziemię, jej ciało zareagowało. Podeszła do niego bliżej, pochylając się i wyciągając w jego stronę rękę.
- Dasz radę wstać? - spytała się go. Ten gest  z jej strony miał na celu, by pomóc mu wstać... Nawet jeśli dziewczyna mogła nie mieć tyle sił na takie działanie. Ba, sama taka propozycja nie była zwykłą rzeczą z jej strony, ale akurat o tym to niekoniecznie wszyscy muszą wiedzieć.
- Co to było? - Chyba to go mocno wykończyło... Ale... Co? - pomyślała jeszcze. Nie wycofała ręki, czekając nadal na jego reakcję. Więcej nie potrafiła zdziałać z własnej strony... A dokładniej - nic więcej nie przychodziło jej na myśl, że mogłaby zrobić.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 11, 2017 10:07 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Jinkusu|Tarikushian

Niebo błysnęło ponownie - tym razem jednak nie od pocisku, lecz energii która otoczyła dwa duże okręty. Te - chwilę później - zniknęły. Przeniosły się, gdzieś daleko stąd. Nie było po nich już śladu, choć zagrożenie wewnątrz miasta nadal pozostało.
Białofutry stwór wziął kolejny głębszy wdech, zamykając na chwilę oczy by uspokoić nieco organizm oraz przywrócić bardziej normalny rytm serca. Gdy otworzył swe ślepia, Akira stała pochylona nad nim, z wyciągniętą ku niemu dłonią. Do pomocy, by wstał. To oczywiste. Tarikushian, nie wiele więc myśląc, podniósł prawą dłoń i chwycił nią za dłoń dziewczyny, chcąc pomóc sobie przy wstawaniu. Zaczął więc podnosić korpus do góry, tutaj wykorzystując mięśnie brzucha oraz podpierając się drugą ręką. Zmęczenie sprawiło, że pomógł sobie również Akirą, bo w końcu trzymał ją za rękę, by mógł wstać, prawda?
Problem pojawił się w momencie, gdy oszołomienie stwora sprawiło, że nie do końca przeanalizował sytuację. Jego ponad sześćset kilogramów wagi nie miało prawa być utrzymane przez kobietę. Tak więc gdy tylko samiec postanowił oprzeć ciężar ciała na kobiecie - zamiast podnieść się do góry, pociągnął ją w dół - prosto na swój korpus. Gdy mutantka na niego wpadła, zaskoczony stwór znowu zwalił się na ziemię, na plecy, potrząsając łbem oraz analizując to co się właśnie stało. Nie wiedział czy kobieta zaskoczy z niego jak poparzona, będzie się ociągać lub uzna, że skoro ją ściągnął to sam sobie winien. Niemniej jednak nie miłym byłoby ją tak z siebie zrzucić, niczym kawałek szmaty, więc postanowił poczekać na jej reakcję... na to wszystko. Oczywiście puszczając jej dłoń.
-Jestem trochę... za ciężki. - Skomentował na początek w odpowiedzi, uśmiechając się do swej kompanki niewinnie. Co złego to nie on. Ona mu przecież podała rękę. - -To był... okręt który zniwelował magię na tym obszarze. Widać miał poważny powód, skoro nawet nie odróżnił swoich od przeciwników... będę żył. Po prostu potrzebuję chwili by zebrać siebie w całość. - Dokończył tutaj swą wypowiedź, spoglądając wyczekująco na kobietę. Byle niech nie bije po pysku. To jej wina. Przynajmniej w jego opinii.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sob Lut 11, 2017 10:24 pm

Akira nie przemyślała do końca tego. Nie spodziewała się również, że zjawisko z jeszcze przed chwili spowodowało, że futrzasty towarzysz został całkowicie osłabiony... No dobra, po prostu nie miała jeszcze jakoś okazji poznać właściwości owych fal. Do tego dojdzie później.
Jasnowłosa dziewczyna przez krótki moment poczuła bardzo duży ciężar, zanim została pociągnięta w dół. To nie było coś, czego się spodziewała, przez to syknęła cicho z bólu i zarazem z zaskoczeni.
- Ittaj... - nie zeskoczyła od razu. Nie uciekła. Bardziej musiało do niej dotrzeć, co właściwie się stało. Na szczęście nie musiało upłynąć od tego momentu wiele czasu. Zaledwie kilkanaście sekund, a może aż?
Podpierając się nieco o jego ciało, zaczęła się powoli podnosić.
- Teraz zauważyłam - burknęła w odpowiedzi. Zła? Zirytowana? Pewne było jedno - naburmuszyła się nieco, zwłaszcza na widok jego uśmiechu. - Tu się zgodzę. Jesteś za ciężki - zamiast mu przyłożyć, po prostu... Pomarudziła krótko.
Po czym westchnęła i już stanęła na swoich nogach, obok niego.
- Magię? - Dziwne. Skoro tak... To dlaczego ja nic nie czułam? - Akira nadal nie wiedziała, że jej umiejętności to coś innego niż magia. Jednak nie myślała nad tym dalej. Przykucnęła przy Tari'm.
- Skoro tak, to chyba pozostaje poczekać. Raczej na to nic nie poradzę - nie zaproponowała używanie swoich umiejętności. Ba. Nie była po prostu pewna, czy właściwie by to zadziałało. I czy umiałaby się wystarczająco dobrze skupić na tym, by zdołać go postawić do pionu. - Skoro od tego nie umrzesz, to chyba dobrze - stwierdziła jeszcze.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 12, 2017 4:47 pm

Nigdzie kosmitki, ani Ziemianki ostatecznie nie odesłano, a już na pewno nie przed wielkim finałem pokazu bojowych "fajerwerków". Już sam początek niszczenia jednego okrętu przez drugi był niesamowicie widowiskowy, a to, co się odbyło po pojawieniu się trzeciego, jeszcze większego krążownika zaparłoby Susan dech w piersiach, gdyby tylko miała płuca i gdyby tylko oddychała. Prócz całkiem naturalnego, pomieszanego z szokiem podziwu chmurka emocji odczuła niepokój, a po chwili nagłą, krótką falę zaskoczenia, której źródło niemal natychmiast zlokalizowała zauważając niecodzienne zachowanie Tarikushiana. Nawet jeśli nie spotykała się z nim rzeczywiście codziennie, to raczej nagłe padnięcie z wyczerpania na ziemię nie wydawało się być tradycyjnym zachowaniem niesamowicie wielkiego i umięśnionego żołnierza.
- Nie powinieneś wstawać zbytnio gwałtow... nie - zauważyła, gdy tygrys chwycił dłoń Akiry z zamiarem natychmiastowego podniesienia się, kończąc swoją wypowiedź już po jego ponownym upadku, tym razem wraz z Akirą. Nie miała pojęcia, co spowodowało zasłabnięcie towarzysza, ale zakładała, że mógł być to stres, przemęczenie, lub nadmiar bodźców wzrokowo słuchowych - wybuchów oraz błysków. Z resztą, niezależnie od powodu natychmiastowa i szybka próba powrotu do pionu mogłaby się objawić kolejną utratą równowagi. I tak też się z resztą stało.
- I to jest właściwa podejście - rzuciła komentując wypowiedź o potrzebowaniu chwili, oblatując ze wszystkich stron zarówno leżącego, jak i Akirę oraz przyglądając, się, czy żadne nie ma widocznych obrażeń związanych z upadkiem. Szczególnie Akira. Szczególnie po okrzyku bólu, kiedy została ściągnięta na składającą się tylko z pokrytych łuską, stalowych mięśni na klatce piersiowej tygrysa.
- Nie chciałabym Cię tu zostawiać, ani poganiać, ale jeśli ta chwila ma być dłuższą... mógłbyś wskazać nam po prostu drogę do szpitalu polowego? - dodała raczej niepewnie. Niby widowisko nad głowami dobiegło końca i miało się wrażenie pozornego spokoju oraz ogólnej ulgi, to cała ta impreza z kosmitami jeszcze się nie zakończyła, a rannym rany na pewno magicznie nie zniknęły niczym ogromne statki z nieboskłonu.
Każda sekunda czekania mogła zaważyć na życiu żołnierza, czy cywila.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 12, 2017 6:55 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Jinkusu|Tarikushian

Tarikushian przyglądał się leżącej przez krótką chwilę na nim mutantce. Zerknął również na chwilę na otaczającą ich dookoła Susan, która przemieszczała się, analizując najwyraźniej tą paranormalną sytuację. Na dobrą sprawę, mógł się po prostu posłuchać i nie wstawać. Czasami jednak zdarzało mu się robić, a dopiero potem myśleć. Zwłaszcza gdy jego organizm nagle był obciążany gwałtownie, w wyniku utraty połączenia z własną mocą. Tyle dobrze, że nie zaatakowali mutantów. Mogłoby się to skończyć gorzej. Wiele osób mogłoby tego po prostu nie przeżyć.
Stwór przeczekał spokojnie, bez dodatkowych ruchów, aż Akira wstanie, podpierając się w tym wypadku o jego łuski. Gdy młoda mutantka stanęła na własnych nogach, on postanowił uchylić nieco rąbka "tajemnicy".
-Magia... na tym opiera się moja moc. Korzystam z energii magicznej by skupić pod mą kontrolą żywioł, jakim jest otaczające nas powietrze.
Wyjaśnił, podnosząc się powoli - tym razem jednak już tylko do siadu. Tygrys usiadał w siadzie skrzyżnym, spoglądając na obie kobiety oraz dając sobie tą "chwilę". Susan zaproponowała, by wskazał im już drogę, by nie musiały na niego czekać. Lub przynajmniej by ona nie musiała. Było to dobre rozwiązanie, ze względu na samych rannych. Tar podniósł więc prawą rękę i otwartą dłonią wskazał im jeden z namiotów, znajdujących się jakieś sto metrów dalej. Na ścianach namiotu znajdowały się niewielkie, lecz widoczne - symbole czerwonego krzyża.
-Powiedz, że Tar ciebie przysłał, gdyby zaczęli krzyczeć i panikować. Choć tam są raczej przyzwyczajeni.
Wyjaśnił krótko, kierując swe spojrzenie na Akirę. Stwór przekrzywił lekko swój łeb na bok, opierając się dłońmi o własne łapy, dla zachowania równowagi oraz balansu ciała. Owinął ogon dookoła siebie i spojrzał na nią nieco zaciekawiony.
-Chyba, tak. Chyba dobrze. Chciałbym jeszcze trochę pożyć.
Odparł jej lekkim żartem, jednak na dobrą sprawę całkiem poważnie. Niby wszystko było dobrze.
Niezależnie teraz czy obie zdecydują się udać do namiotu, czy tylko jedna z nich - będzie należało minąć kilku jegomościów poruszających się po obozie. Uważać oczywiście na wojskowe Hammery, przejeżdżające czasami w jedną lub drugą stronę. Przy samym namiocie nie stała ochrona, jednak dało się wyczuć - tutaj zwłaszcza Susan - aurę poddenerwowania, napięcia, bólu. Po wejściu do środka, ukazał się obraz kilkunastu łóżek polowych (czyli metalowa framuga i kawałek materiału), na których leżeli ranni oraz poszkodowani. Żołnierze, mundurowi, cywile. Cztery osoby w środku były ranne. Na jednej osobie prowadzona była resuscytacja krążeniowo-oddechowa. Znajdował się przy niej starszy lekarz w białym szlafroku oraz dwie pielęgniarki do pomocy. Przy drugiej rannej osobie znajdowała się już tylko pielęgniarka, która zmieniała akurat opatrunek na znajdującej się na brzuchu ranie. Kobieta dość uwijała się ze swoją robotę. Dwójka pozostałych rannych - byli to dwaj mężczyźni. Jeden miał na sobie niekompletny mundur Houston Police Department. Siedział na łóżku i uciskał ranę znajdującą się na prawym przedramieniu. Na ranie znajdował się bandaż, sama rana lekko krwawiła. Ostatni mężczyzna leżał przykryty w łóżku, nieprzytomny, podłączony do aparatury monitorującej stan pacjenta. W jego przypadku problemem były rozległe obrażenia klatki piersiowej oraz popękane kości obu rąk. Sytuacja wewnątrz wyglądała na opanowaną, choć niezbyt dobrą.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 12, 2017 8:56 pm

Jest niewygodny. Mógłby być wygodniejszy. Przynajmniej to by tak nie bolało - pomyślała jeszcze dziewczyna, gdy starała się już dźwignąć. Westchnęła cicho. Mogłam sama pomyśleć, że jednak jest ciężki.
I przy okazji wysłuchała wyjaśnień... Co sprawiło, że zamrugała nieco oczami.
- Hm. Teoretycznie tak jak ja - odpowiedziała natomiast, znów się zastanawiając o co chodziło z "magią". To się zaczyna robić coraz to bardziej dziwne. - Znaczy się, jeśli chodzi o żywioł - dodała jeszcze.
Mimo to, Akira nadal nie wiedziała, dlaczego jej nic nie było. Gdy to tak trochę zaczęła rozważać, przychodziły jej dwie odpowiedzi na myśl - albo była na to odporna, albo jej umiejętności nie są magią. Ale... Jeśli druga teoria byłaby poprawna, to dlaczego mogła móc robić rzeczy, których normalnie człowiek nie powinien? Nie wiedziała.
Spojrzała na Susan i posłała jej lekki uśmiech, ponownie pozbywając się z umysłu owych myśli. Chyba przyjdzie czas na zastanawianie się jeszcze nad tym wszystkim.
I właśnie. Doszło w końcu do momentu wyboru...
- Pozostać z tobą przez chwilę czy wolisz być sam? - spytała się Tari'ego. Cóż, niekoniecznie dobrym pomysłem byłoby go pozostawiać go w samotności, gdy był w takim stanie, ale...! Wolała jednak zapytać. Zwłaszcza, że niekoniecznie musiało mu odpowiadać chwilowe towarzystwo marudnej dziewczyny.
Zaś, jeśli nie... Cóż. Zawaha się chwilę, zastanawiając się, czy być bardziej upartą czy nie. Jeśli zaś wyjątkowo będzie chciał ją wygonić, to pójdzie do namiotów... Chociaż nadal nie wiedziała, w czym mogłaby tam zdołać pomóc.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Lut 12, 2017 10:29 pm

Rzeczywiście, patrząc w kierunku wskazywanym łapą znajdował się namiot ozdobiony znanymi Susan już od czasów Drugiej Wojny Światowej symbolami. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Gdyby była bardziej spostrzegawcza być może zamiast leźć z całą resztą podziwiać kotlety od razu ruszyłaby się właśnie tam. Nie żeby żałowała czasu spędzonego w stołówce. Posiłek był dosyć uspokajający, a w namiocie jadalnym nie bombardowano jej nadmiarem negatywnych emocji, które powoli stawały się strasznie ciężkostrawne.
- Dziękuję - odparła Tarikushianowi, po czym zwróciła się do Akiry - Będzie mi miło, jeśli do mnie dołączysz. Niezależnie, czy teraz, czy za jakieś czas - powiedziała, uśmiechnęła się najsympatyczniej, jak umiała i dosyć szybko popłynęła, ku szpitalowi.
Wleciała do środka jeszcze niematerialna, być może przenikając materiał, który mógł, acz nie musiał zasłaniać wejścia. Wylądowała już w środku, zmaterializowała się i przybrała maksymalnie ludzki kształt, na jaki ją było stać, jednocześnie rozglądając się po pryczach i orientując w sytuacji. Na zatrzymaną akcję serca niewiele mogła poradzić, nawet absorbując obrażenia, a grupie próbującej ją przywrócić nie należało przeszkadzać. Podeszła więc do odosobnionej pielęgniarki.
- Przysłał mnie Tar. Mam wykształcenie medyczne. Na pewno się przydam, jeśli powiecie, gdzie potrzeba dodatkowej pomocy - wyrecytowała starając się w żaden, fizyczny sposób nie przeszkadzać w pracy pielęgniarki, ani nie ograniczać jej ruchów. Jednocześnie przyjrzała się ranie, którą podczas zmiany opatrunku zapewne mogła dostrzec na tyle, by pobieżnie ocenić jej powagę oraz spróbowała dojść do tego, czy ranna osoba nieznanej płci była w ogóle przytomna. Na razie nie poinformowała nikogo o możliwości absorpcji obrażeń, bo trwałoby to zdecydowanie za długo, a sama umiejętność miała zbyt skomplikowane ograniczenia, by uświadamiać o niej w tej sytuacji, która z racji walki o czyjeś życie na pewno nie była opanowana. Uznała, że po prostu użyje jej, gdy sama uzna to za stosowne, lecz by podjąć decyzję musiała najpierw poznać stan obecnych tutaj rannych.
Mężczyzna w mundurze nie wyglądał na potrzebującego nadnaturalnej pomocy, a więc zostawał ten nieprzytomny, o obrażeniach którego Susan nic nie wiedziała, w końcu ciężko zdiagnozować popękane kości na oko oraz enigmatyczny osobnik z raną po wycięciu wyrostka robaczkowego(?) Może być też, że żaden nie wymagał używania paranormalnych czarów-marów i zwyczajna wiedza, nabyte przez lata życia na Ziemi zdolności oraz, dzięki możliwości zmiany kształtu, kilka dodatkowych rąk Susan w zupełności wystarczy, by wspomóc odpieranie inwazji akurat w tym jednym, niewielkim namiocie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sro Lut 15, 2017 4:06 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Jinkusu|Tarikushian

Tygrys spojrzał na młoda mutantkę z zaciekawieniem.
-Żywioł, mówisz?
Zapytał retorycznie. Ciekawym było spotkać na ziemi kogoś, kto twierdził, że również miał jakiś wpływ na ten konkretny czynnik, stale ich otaczający. W międzyczasie, stwór odprowadził Susan wzrokiem do wskazanego wcześniej namiotu. Spoglądał w stronę tego punktu dość zainteresowany, ponieważ jeśli wszystko się powiedzie - nikt nie wybiegnie z krzykiem, wołając ochronę. Będzie to więc świadczyło o tym, że personel tutaj niejako przyzwyczaił się do obecności obcych istot, niereprezentujących gatunku ludzkiego.
-Jak wolisz.
Odparł krótko Akirze, kierując spojrzenie ponownie na młodą kobietę. Tar nie zamierzał tutaj umrzeć, tak więc wewnętrznie nie czuł potrzeby proszenia kogoś, by z nim pozostał. Po prostu potrzebował posiedzieć przez chwilę, by nabrać siły... aby wstać, wyruszyć dalej. Było jeszcze tyle do zrobienia. A czasu nie wydawało się być specjalnie dużo. Jak tylko zakończy się inwazja, przyjdzie etap odbudowy.
Tygrys postanowił dać sobie w końcu drugą szansę. Oparł się dłonią o ziemię, a następnie podniósł powoli, najpierw do klęku, a tam już dalej do pozycji stojącej. Gdy stanął na nogach, wyprostował się, a następnie rozciągnął powoli. W tym celu, wyciągnął ręce prosto nad siebie, by następnie odchylić korpus do góry i rozciągnąć nieco zmęczone ścięgna. Powrócił potem do wyprostowanej pozycji, wzdychając krótko i kierując swe spojrzenie na Akirę - jeśli ta dalej stała obok niego.
Susan znalazła się w tym czasie w namiocie. Rana na brzuchu mężczyzny, przy którym znajdowała się pielęgniarka, nie wymagała większej interwencji. Wyglądało to na ranę postrzałową, jednak już prawidłowo zabezpieczoną, teraz tylko czekać na gojenie się. Stąd zapewne sama zmiana opatrunku.
-Mogła... byś sprawdzić stan nieprzytomnego pacjenta? Posiadasz jakieś dodatkowe umiejętności związane z naszym zawodem? Pełno was, kosmitów, robi coś więcej, niż my.
Skomentowała kobieta, kierując swe spojrzenie na Susan, jak tylko skończyła zmieniać opatrunek na swoim pacjencie. Oczywisty wybór padł tutaj na tego, który był nieprzytomny oraz połamany. Pielęgniarka nie wiedziała co kosmitka potrafi, jednak dawała sobie również opcję spotkania kogoś, kto cóż - coś potrafi. Zwłaszcza, że po obozie kręcili się kosmici z mocami takimi, jakie posiadali bohaterowie ze znanej grupy - Avengers. Jeśli została tutaj przysłana, to zapewne wiedzieli, że ona coś potrafi oraz będzie w stanie to praktycznie zastosować. Susan dostała więc zielone światło.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sro Lut 15, 2017 9:47 pm

Dziewczyna delikatnie wzruszyła ramionami, nie dodając nic więcej od siebie. Nie widziała póki co powodu, by rozwijać ową kwestię - ba, fakt, czy jej uwierzy czy nie... To też swoją drogą. Również z miejsca założyła, że nie będzie chciał rozmawiać na ów temat.
Za to skupiła się na chwilę na Susan.
- Dobrze - zwróciła się do niej. To było miłe i ponownie sprawiało, że dziewczyna odczuwała zaskoczenie.
Chociaż na jego kolejne słowa westchnęła cicho i pokręciła nieco głową.
- Nie pomagasz - odparła mu natomiast. Może i nie umierał, ale z drugiej strony, mógłby mieć przez tą chwilkę towarzystwo... Nawet jeśli była mowa o jednej, ludzkiej kobiecie.
Mimo wszystko, pozostała z nim przez ten moment, zanim nie zdecydował się ponownie podnieść, tym razem już o własnych siłach. Obserwowała go w milczeniu przy tym działaniu, a gdy spojrzał na nią... Cóż, zamrugała oczami i sama przez chwilkę skupiła się na nim.
- To tyle. Jeśli nic nie potrzebujesz ode mnie, to idę do Susan - odezwała się do niego dziewczyna. - Może tam zdołam jakoś pomóc - Chociaż nawet nie wiem jak. Przetarła nieco oczy. Również i blondynka stała się nieco bledsza. Skoro jej towarzyszki tutaj nie było... To raczej wiązało się z tym, że zaczynała odczuwać również i negatywne emocje. Zachwiała się nieco, jednakże odwróciła się do niego tyłem, by powoli zmierzyć ku namiotom - o ile nie zostałaby wcześniej zatrzymana.
Objęła się ramionami, by powstrzymać chociażby w ten sposób drżenie własnego ciała. Przełknęła ślinę, czując jak wcześniejsze wspomnienia i strach zaczęły napływać do niej i wpływając na nią fizycznie i psychicznie. Wbiła wzrok w ziemię i nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
Jeśli jednak nie zostałaby zatrzymana, zapewne zaczęłaby się ponownie uspokajać wraz z pojawieniem się coraz to bliżej Susan, chociaż jej kroki byłyby bardzo niepewne, jak i wolniejsze niż powinny być. Również, gdy już dotarłaby na miejsce, stanęłaby w wejściu i spytała się wprost, w czym mogłaby pomóc.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Pią Lut 17, 2017 6:05 pm

Owszem, potrafiła coś, nawet niekoniecznie paranormalnego. Potrafiła zajmować się rannymi. Podczas sytuacji kryzysowej zgłoszenie faktu bycia pielęgniarką, lekarzem, czy ratownikiem medycznym zazwyczaj wystarczało, by przydzielić wolontariuszowi jakieś, konkretne zadanie. Nie trzeba było mieć w CV dodatkowo żonglerki płonącymi pochodniami, czy innych niesamowitych zdolności, dlatego kosmitka odrobinę zdziwiła się, gdy usłyszała pytanie pielęgniarki. Co to za dziwaczne stereotypy? - pomyślała nagle współczując wszelkim włochatym, pokrytym łuską oraz metalowym stworom, które do tej pory poznała sposobu, w jaki ich postrzegano.
- Raczej... robi coś inaczej - odparła z lekka kąśliwie - Mogę wykonać gastroskopię bez żadnego sprzęta, samą swojom obecnością uspokoić poszkodowanego i być może sprawnie zająć się niektórymi ranami, ale to zależy od okolicznościów. To ważne jednak nie jest. Pozwolisz, że sama zadecyduję, czy moje umiejętności są użyteczne, lub konieczne? - zapytała raczej zwracając uwagę, iż pytanie Ziemianki nie było do końca na miejscu niż oczekując odpowiedzi, po czym przefrunęła do nieprzytomnego pacjenta lądując koło ekranu aparatu monitorującego i przyglądając się widniejącym na nim wykresom i wartościom. Jeśli krzywa elektrokardiograficzna była w porządku sprawdzanie czynności życiowych mężczyzny raczej nie było potrzebne.
- On został już wcześniej przebadany, prawda? - zwróciła się znów do kobiety. Raczej nie wyobrażała sobie, że nie, w końcu był w łóżku, podpięty do aparatury i w znacznie gorszym stanie niż pacjent, którym aktualnie zajmowała się pojedyncza pielęgniarka - Miło byłoby znać jego stan z czasów ostatnich kontroli, by chociaż stwierdzić poprawę, lub pogorszenie - dodała raczej nie widząc klasycznej, wiszącej przy łóżku dokumentacji. W szpitalu polowym częstokroć nie starczało na to czasu, ale kto wie, może tam była, a kosmitka tylko jej nie zauważyła. Ewentualnie być może dało się zobaczyć historię pomiarów aparatury monitorującej, co Susan również sprawdziła poszukując pokrętła, guzika, czy innego interfejsu użytkownika wskazującego opisami na tę funkcję - No i nie odwalać dwa razy tej samej roboty - powiedziała jeszcze chłodno, wręcz narzekając i biorąc się za podstawową, organoleptyczną obdukcję pacjenta.
Najpierw obmacała głowę rannego, również z tyłu, sprawdzając, czy na jej białych, materialnych dłoniach nie znalazła się żadna krew, lub czy mężczyzna mimowolnie nie reagował na ból ruchem, lub grymasem, po czym przeszła do oględzin korpusu oraz kończyn. Poszukiwała zniekształceń, obrzęków, stwardnień, namacalnych przemieszczeń kości, ran, lub okrywających je opatrunków oraz krwiaków wskazujących na złamania, czy też urazy wewnętrzne wciąż monitorując ewentualne reakcje poszkodowanego na dotyk. Szczególną uwagę zwracała na obrażenia mogące stanowić spore zagrożenie dla życia, aczkolwiek wciąż wstrzymywała się z decyzją o wchłanianiu czegokolwiek, a już na pewno jeśli nie było to całkowicie niezbędne. Jej moc może przecież przydać się bardziej aktualnie resuscytowanemu mężczyźnie po przywróceniu jego akcji serca, lub jakiemukolwiek nowemu, ciężkorannemu. Walka się przecież dopiero zaczęła.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Wto Lut 28, 2017 9:14 pm

NPC Storyline - ERT/JTF|Jinkusu|Tarikushian

Tarikushian stanął na nogach. Musiał dać sobie chwilę, jednak skoro już stał to raczej nie powinien legnąć na ziemię. Zwłaszcza, że przyczyna, jego chwilowo gorszego stanu, zniknęła.
-Dam już sobie radę. Leć.
Rzucił, wskazując gestem pyska na namiot, do którego wcześniej udała się Susan. Kobieta wyraźnie chciała udać się do tego samego miejsca w którym była kosmitka, tak więc stwór nie zamierzał jej zatrzymywać. W tym czasie, sytuacja w Houston uległa niejako zmianie... więc postanowił udać się do namiotu dowodzenia - ponownie. Spojrzeć na mapę, dorwać nowego ISACa, odnaleźć miejsce dla siebie.
Susan w tym czasie wybrała pacjenta, którym miała się zająć.
-Jesteśmy na etapie medycznych czynności ratunkowych. Pacjent został przebadany jednak nie mamy możliwości pomóc mu bardziej, niż do tej pory. Tak więc tutaj przydajecie się wy.
Skomentowała pielęgniarka, zostawiając pacjenta którym zdążyła się zająć do tej pory, a następnie odchodząc na bok, do jednego ze stolików przy którym znajdowały się torby medyczne. Kobieta zaczęła przeszukiwać oraz segregować znajdujący się w nich sprzęt. W całym tym rozgardiaszu, momentami zdarzało się wyciągać różne przedmioty z kilku toreb, pozostawiając kilka niepełnych zestawów, zamiast wyczerpać maksymalnie jeden. Ktoś musiał to więc posegregować - padło na nią.
Dość podstawowy oraz prymitywny sprzęt nie posiadał żadnego wglądu w historię stanu pacjenta. Na próżno było również szukać w tymczasowym szpitalu polowym, jakichkolwiek notatek na temat stanu pacjenta do tego momentu. Co do jego obrażeń, Susan, podczas badania, mogła zlokalizować obrzęki w okolicy żeber, mogące wskazywać na pęknięcia bądź złamania. Do tego dochodził złamany prawy obojczyk oraz spora ilość otarć na skórze - w różnych miejscach, głównie jednak na rękach. Do tego wszystkiego dochodziło złamanie z lekkim przesunięciem na unieruchomionej, lewej nodze - zaraz ponad kolanem.
Zespół prowadzący resuscytację, w tym czasie, przerwał ją po kilkunastu minutach powtarzania czynności. W krótkiej wymianie zdań, znajdujący się na miejscu lekarz podał godzinę zgonu, następnie zmarły został nakryty kołdrą, która znajdowała się przy jego łóżku.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sro Mar 01, 2017 8:53 pm

Nagle stan badanego przez Susan mężczyzny pogorszył się. Aparatura monitorująca czynności życiowe zaczęła szaleć, wykres RTG stał się bardzo nieregularny, a ranny otworzył oczy i zaczął spazmatycznie drgać łapiąc powietrze niczym bożonarodzeniowy karp w za małym akwarium. Już po chwili można było stwierdzić tego przyczynę: dusił się własną krwią, która teraz gulgotała mu w gardle i wypływała z kącika ust na posłanie polowej pryczy.
Stojąca najbliżej kosmitka natychmiast rzuciła się, by mu pomóc. Spychając sprawę złamań na drugi plan obróciła poszkodowanego na bok, do pozycji bezpiecznej, by krew wypływała i nie zatykała aż tak dróg oddechowych, ciężko jej było go jednak utrzymać z powodu niewielkiej siły i jego spazmów. Zerknęła na zajętą segregowaniem przedmiotów pielęgniarkę, po czym prychnęła i zawołała gotową do pomocy Akirę.
- Przytrzymaj go w tej pozycji, zaraz wracam - rzuciła i nawet jeśli ta nie zdążyła podbiec, lub w ogóle nie pomogła wniknęła w ciało mężczyzny. Nie było czasu na czekanie aż się udusi własnymi wydzielinami. Nie było też czasu na zastanawianie się co i ile mogła wchłonąć, a więc zdecydowała się po prostu wziąć na siebie wszelkie obrażenia klatki piersiowej nie wiedząc, co było przyczyną krwotoku. Mogło to być w końcu wszystko, złamane żebra przebijające płuca, zmiażdżone organy, z których krew dopiero dostała się do płuc... Wszystko!
I wszystko to momentalnie się zasklepiło, aczkolwiek chmurzasto-gazowa kosmitka nie wróciła. Ani zaraz, ani potem. Wypłynęła z ciała rannego w bezkształtnej formie rozpraszając się po podłożu i ostatecznie całkowicie zanikając. Mężczyzna miał teraz już tylko połamane trzy kończyny, wciąż się krztusił, ale coraz mniej, gdyż więcej krwi nie napływało, a niepokój, złość i wszelkie negatywne emocje okolicznych osób przestały być od nich wyciągane.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Pią Mar 03, 2017 7:45 pm

Akira przez pewien moment czasu odczuwała się niepewnie. Nie bardzo wiedziała, co powinna tutaj zrobić. Dział medyczny to zdecydowanie nie moja bajka. Nie ruszała się ze swojego miejsca, jedynie obserwowała to, co się działo. Nie zamierzała się zbytnio ładować sama z pomocą, nie wiedząc, w czym miałaby pomóc im. Przynajmniej czuła się lepiej, dzięki zbliżeniu się do koleżanki.
Dopiero, gdy usłyszała słowa Susan, zyskała jakiś zarys działania. Skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała i podeszła bliżej, ignorując powracające zmęczenie, by móc spełnić jej polecenie. Dlatego też, zamierzała chwycić delikatnie owego poszkodowanego, o ile oczywiście nie została wcześniej powstrzymana.
Potem... Cóż, potem ciężko stwierdzić, co się właściwie stało.
Jasnowłosa mogła obserwować to, że rany zaczęły szybko zanikać, ale... Nie, nie skakała z radości. Nie bardzo miała powód, skoro to był dla niej jedynie obcy człowiek.
Za to swoją uwagę skupiła na... Wypływające coś z ciała tamtego osobnika. Zamrugała oczami, obserwując, jak bezkształtna masa zaczęła zanikać... A wraz z nią powróciły pozostałe emocje.
- Susan? - odezwała się dziewczyna, odsuwając się już od rannego. Rozejrzała się wokół, po czym ponownie wbiła wzrok w podłogę. - Susan, gdzie jesteś? - nie widziała, nie słyszała, nie wyczuwała jej wpływu na siebie. Nie rozumiała co się stało. Poszła sobie? Ale gdzie? Przecież przed chwilką mówiła, że zaraz wraca - odwróciła się na pięcie i bez słowa wyszła z namiotu. Stanęła przed samym jego wejściem, ponownie się rozglądając i czując, jak niepokój w niej narastał.
- Gdzie ona jest? - spytał się cicho sama siebie. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale... Skoro sama mówiła, że zaraz wróci, to czy nie oznaczało to, że zamierzała dotrzymać tego słowa? Akirze wydawało się, że nie oszukiwałaby jej... Coś się jej stało? Ale co? Gdzie jest? - przygryzła dolną wargę, po czym wzięła głębszy wdech, by jakoś pozbierać swoje myśli. Nie zamierzała jeszcze powracać do namiotu... I tak czuła, że tam na nic się zda, jako zwykła osoba. O wiele lepiej czuła się mając możliwość siedzenia przed komputerem i pisanie programu.
W końcu ponownie spojrzała na namiot... Nie będąc zarazem pewną, co dalej. Wrócić? Nie? Jeśli to drugie, to co miała zrobić teraz ze sobą? Chyba... Chyba zostałam tutaj sama. Zdana na siebie. I kompletnie nie wiem co dalej - ponownie wzięła głębszy wdech i uszczypnęła się w ramię, by na chwilę zdołać się skupić na tym, co się dzieje teraz, a nie na gdybaniu i powolnym popadaniu w pewnego rodzaju paniki.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sro Mar 08, 2017 1:58 pm

NPC Storyline - Ancalagon|ERT/JTF|Jinkusu

W namiocie zrobiło się lekkie zamieszanie. Reakcji Susan zapewne nikt się nie spodziewał - a przede wszystkim tego, co nadeszło później. Niestety personel medyczny, który uporał się już z jednym pacjentem - a pojawił się drugi, co prawda obecny, ale którego stan uległ zmianie - nie był na tyle empatyczny. Lekarz który podbiegł do stołu, chwycił delikatnie Akirę i przepraszając, odsunął ją na bok, musząc po prostu zająć się mężczyznom którego życie uratowała Susan - a którego jednak musieli teraz ponownie zbadać oraz zabezpieczyć. Młoda mutantka znalazła się w centrum wydarzeń na które niekoniecznie mogła mieć wpływ. Zapewne w tej sytuacji, mogłaby stać w tym miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mniej kłopotliwa sytuacja nie trwała długo, bowiem w umyśle dziewczyny rozbrzmiał głos który ta zdążyła już poznać.
/Wyjdź na zewnątrz./
Odezwał się głos, a w głowie kobiety pojawiła się niepowstrzymana chęć uczynienia tego. Jakby był to aktualnie najważniejszy cel, ponad zmęczenie, pustkę, niezrozumienie. Gdy mutantka udała się na zewnątrz, zastała tam równie znajomą postać - jak głos który usłyszała w swej głowie. Z resztą do tej właśnie postaci ów głos należał. Wielki, mający dwa i pół metra wzrostu, czerwony jaszczur. Ancalagon - nikt inny. Czerwonołuski stał na zewnątrz, wyprostowany, spoglądając w stronę wysokich budynków znajdujących się w centrum Houston. Przez kilka sekund nawet nie drgnął, wyglądając na strasznie zamyślonego. Ręce opuszczone wzdłuż ciała, lekko zaciśnięte pięści, rozstawione nogi oraz ogon - sennie płynący raz w lewo, a raz w prawo. Gdy dziewczyna się zbliżyła, dziwne uczucie mówiące "wyjdź na zewnątrz" odeszło. Poza oczywiście zasłyszanymi słowami. Niemniej jednak wyglądało to tak, jak gdyby owe uczucia nie należały do niej. Choć pytanie - czy przy jej doświadczeniu byłaby w stanie samodzielnie się w tym zorientować. Z rozwiązaniem przyszło jednak samo widmo. Samiec skierował na dziewczynę swe spojrzenie, uśmiechnął się pod nosem - lekko rozbawiony, a następnie zrobił krok do przodu w jej kierunku.
-Wydajesz się zmęczona.
Odezwał się, a w jego głosie nie brakowało rozbawienia. Tym razem słowa wypadły z jego pyska, nie rozbrzmiewając bezpośrednio w umyśle młodej mutantki. Stanąwszy przed nią, czerwonołuski ugiął nogi w kolanach, kucając przed dziewczyną. Jednocześnie oparł swe łokcie na własnych kolanach, przykurczając nieco swój korpus. Wszystko po to by ułatwić im nieco rozmowę oraz nie zmuszać Akiry do podnoszenia głowy na metr w górę. Przyglądając się samcowi z bliska, dziewczyna mogła ujrzeć, że gdy go nie było - miał czas się odświeżyć. Zero ran, otarć, a przede wszystkim - zero brudu, kurzu czy piasku na łuskach. Te wydawały się wręcz lśnić od czystości. Z resztą stwór sam w sobie wydawał się świeży i rześki.
-Odesłali mnie tutaj z powrotem... mam się wykazać oraz przydać. Więc pomyślałem, że wpierw sprawdzę jak sobie radzisz. Więc... jak sobie radzisz?
Usprawiedliwił się nieco, informując o powodzie swojego nagłego pojawienia się na miejscu. Oczywiście było to nieco bardziej skomplikowane, niż powiedział. Miał większy cel, aniżeli "przydać się". Niemniej jednak wszystko w swoim czasie. Czerwony postawił swe uszy nieco do góry, spoglądając na znajomą z ciekawością. Wydawała się czymś przejęta.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Czw Mar 09, 2017 7:23 am

Dziewczyna potarła policzek, jednocześnie próbując jakoś pozbierać myśli, gdy jej wzrok skupił się na pewnym osobniku, do którego chwilkę później powoli podeszła. Wtedy właśnie odczuła, że nietypowe uczucie, które dopadło ją w środku, zaniknęło. Nie zastanawiała się aż tak bardzo nad tym, chociaż ciężko było zignorować uczucie niepokoju. Ale zawsze pozostały domysły i kobieca intuicja, jak również dopasowanie faktu, że wcześniej usłyszała jego głos w swoich myślach. Albo równie dobrze mogła się mylić i zadawała sobie z tego sprawę.
Uniosła lekko brwi, słysząc jego rozbawienie w tonie głosu. Przygryzła dolną wargę, po czym westchnęła cicho, ciut zrezygnowana.
- Sporo się działo - odpowiedziała mu. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się, że napotka się na niego. Nagle zniknął... Przynajmniej tak to wyglądało w oczach Akiry.
I musiała w duchu przyznać, że była wdzięczna, że zechciał przykucnąć - tak duża różnica w wzroście nie była zbyt wygodna, jeśli chodziło o rozmawianie i patrzenie na rozmówcę.
Międzyczasie mogła zauważyć stan Czerwonołuskiego i toteż zrobiła. Cóż, efekt tego był taki, że dotarło do niej dość dobrze, że sama nie prezentowała się za dobrze. Wcześniejsze wydarzenia sprawiły, że ciężko byłoby zachować czystość - nawet przy dobrych chęciach. Tylko... No... Trochę to dobijało. Ale tylko trochę. Jasnowłosa nie aż tak bardzo się tym przejmowała, tylko że niełatwo było zignorować stan Ancalagona. Ba, najwyraźniej zdążył również wypocząć.
- Żyję, jestem w jednym kawałku, więc chyba jeszcze całkiem nieźle - odparła na jego pytanie. Przynajmniej też dowiedziała się, co on tutaj właściwie robił, dlatego też nie dopytywała się o nic więcej w tym aspekcie.
- W sumie, widziałeś tutaj Susan? - dobra, zdecydowała się go o to spytać... Również z tego faktu, że po prostu nie miała kogo innego. - Gdzieś zniknęła - nie podobało się jej to i prawdę mówiąc, po prostu się martwiła o nią.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Mar 19, 2017 5:01 pm

NPC Storyline - Ancalagon|ERT/JTF|Jinkusu

Ancalagon przekrzywił łeb lekko w bok, spoglądając na młodą mutantkę z niekrytą ciekawością. Jak na widmo przystało, był w stanie słyszeć nie tylko jej słowa, lecz również myśli. O ile jej odpowiedź "sporo się działo" nie była w stanie powiedzieć mu tak dużo - choć mógłby poszperać w tym kierunku - o tyle jego zainteresowanie wzbudziła kwestia... zniknięcia. Dokładniej jego własnego zniknięcia, nagłego - jak to w swych przemyśleniach ujęła dziewczyna. Postanowił to więc wyjaśnić.
-Nie zniknąłem tylko mnie zabrali... skoro nie jestem stąd, musiałem się... powiedzmy, przedstawić. Jeszcze tego rozdziału nie zamknąłem.
Wyjaśnił, opierając wygodniej własne łokcie na kolanach. Na pysku stwora zagościł ciepły uśmiech, a on sam wydawał się być w pozytywnym nastroju. An zlustrował Akirę spojrzeniem, nieco jakby odwzajemniając fakt, że uczyniła na nim to samo. Może nie tyle wziął prysznic i odpoczął co pomogli mu wyglądać oraz czuć się z powrotem jak widmo. Choć o tym odpowiadać jej nie zamierzał.
-Nie potrzebujesz czasami chwili oddechu?
Zapytał z czystej ciekawości, podając przy okazji lekką sugestię. Nie było potrzeby by już teraz ją gdzieś zabierał - choć taki plan po trochu miał. Niemniej - priorytetem było jednak zdrowie, a odpoczynek się do niego kwalifikował. Ledwo żywa, śpiąca oraz znużona - nikomu się na nic nie przyda.
W końcu padło dość nieprzyjemne pytanie. Nieprzyjemne, bo widać Akira się nie zorientowała. Z resztą nie mógł się jej dziwić. Czerwonołuski spoważniał lekko, następnie podnosząc się powoli do góry. Uniósł swe ręce, a następnie skrzyżował je na klatce piersiowej. Ogon gada przesunął się powoli po ziemi, a on wziął głębszy wdech. Cóż, miał dwa i pół metra wzrostu, będzie musiała to przez chwilę przeżyć. Jakoś.
-Myślę... że odeszła. - Zaczął spokojnie, mówiąc nieco ciszej oraz wolniej. - -Wyczułem to w drodze tutaj. Coś się wydarzyło, jednak... wydaje mi się, że był to jej wybór, dlatego niczego nie powstrzymałem. - Dokończył, kierując spojrzenie w dół, na młodą mutantkę. Niebieskie ślepia gada spoczęły na niej, a on sam opuścił ponownie ręce wzdłuż korpusu, pozwalając już sobie nie obniżać swej pozycji. Nie miał pojęcia jak dziewczyna zareaguje na tą informację. Nie mógł nic jednak poradzić na to, co miało miejsce.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Wto Mar 21, 2017 8:06 am

Nachmurzyła się na krótki moment i potarła policzek, powoli uświadamiając sobie, że Smokowaty mógł ponownie czytać w jej umyśle... Lub też był bardzo domyślny. Mogła się śmiało skłaniać ku obu teoriom, nie mając zarazem żadnego dowodu, że któraś z nich jest prawdziwa lub też fałszywa... Chociaż... Nie, jednak zdecydowała się nie zastanawiać nad tym. Nawet nie była pewna czy właściwie wolałaby wiedzieć.
- Hm... Chyba rozumiem - odpowiedziała mu natomiast. - Okej. Przedstawienie. Przynajmniej odpowiedziałeś mi, doceniam to - dodała jeszcze od siebie.
Westchnęła cicho, gdy usłyszała jego kolejne słowa.
- Czasem potrzebuję - powiedziała w odpowiedzi. - Jednak przez ten czas nie bardzo miałam kiedy i gdzie - wzruszyła delikatnie ramionami, jakby chciała pokazać tym gestem, że nie mogła na to nic poradzić. - Pewnie w którymś momencie się potknę o własne nogi, przewrócę i po prostu zasnę - dokończyła jeszcze, po czym posłała mu z lekka pytające spojrzenie. - A co, znasz takie miejsce, gdzie mogłabym odpocząć? - spytała się go natomiast.
Cóż... Również i doszło do pytania o ową, jedną kwestię. Zaskoczyła ją nagła powaga Czerwonołuskiego. Przez to, że zdecydował się wstać, dziewczyna cofnęła się o krok i spojrzała w górę, czując jednocześnie lekkie niezrozumienie.
Również nie wiedziała jak zareagować do końca na to, co powiedział. Na początku chciała się spytać, niczym dziecko, gdzie odeszła Susan. Jednakże ten ton głosu i zachowanie... To chyba nie znaczyło "odejście" jako zniknięcie... Ale raczej coś gorszego.
- Rozumiem - rzekła natomiast Akira. - Dziękuję za odpowiedź - dodała jedynie tyle od siebie, odwracając wzrok, aż w końcu wbiła go w ziemię. Poczuła spory smutek i dziwne uczucie, jakie było zaakceptowanie tego faktu. Polubiła tamtą dziewczynę, to był niezaprzeczalny fakt, jednak póki co, nie wyglądało na to, że zacznie płakać teraz, przy świadku. Czyli już nie wróci. I wychodzi na to, że została sama. Wzięła głębszy wdech, zanim spojrzała ponownie na niego.
- Masz zamiar odesłać mnie do domu? - spytała się go natomiast, jednakże w jej głosie czy zachowaniu nie było widać, by jej zależało nagle za powrocie. I tak nie bardzo miała do kogo wracać, a chciała wiedzieć to, mając zarazem świadomość, że póki co, nie przyda się tutaj. Przetarła oczy już po raz któryś. - Zresztą, zanim cokolwiek zrobisz, chciałabym odpocząć.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sob Kwi 01, 2017 8:18 am

NPC Storyline - Ancalagon|ERT/JTF|Jinkusu

Czerwonołuski uśmiechnął się kącikami pyska, słysząc jej... myśli. Domysły na temat tego co czynił, jakże to oczywiste. Ale przyzwyczai się. Lub przekona go jakoś, by przestał to czynić, co może jednak okazać się dość kłopotliwe.
Ancalagon pochylił się i kucnął ponownie, by nieco ułatwić im rozmowę, jak również czyniąc sięgnięcie ku dziewczynie łatwiejszym. Wyciągnął następnie swoją prawą dłoń do przodu, otwierając ją i sięgając pazurem ku ramieniu Akiry, przy tym delikatnie ją tykając tymże pazurem. Nie miało to być bolesne, choć na pewno spowoduje lekki dyskomfort. Owa zaczepka była wyrazem charakteru widma oraz niejaką odpowiedzią na jej słowa. Stwór wyszczerzył nieco kły i zachichotał pod nosem.
-Wystarczyło kogoś zapytać. W obozie nadal są wolne łóżka, tylko nie ma prywatnych kwater. - Zaczął swoją odpowiedź, w międzyczasie cały czas tykając dziewczynę swoim pazurem po ramieniu. Biorąc pod uwagę jego wielkość oraz ostrość, nie należało to do najprzyjemniejszych. Choć An był dość ostrożny, zważając na własną siłę oraz możliwości swej naturalnej broni. Niemniej celem było wywołanie dyskomfortu. - -Potykanie się o własne nogi nie wróży dobrej kariery w walce. Ale spokojnie, wiem, że chodzenie wymaga doświadczenia.
Dokończył, szczerząc kły bardziej i w końcu cofając swój pazur od ramienia mutantki. Spoważniał nieco, gdy padło pytanie dotyczące ewentualnego odesłania jej z powrotem. Stwór przekrzywił swój łeb lekko na bok, opierając przy tym przedramiona na własnych kolanach. Kucał, więc był to dość ułatwione. Ogon w tym czasie szorował po piachu znajdującym się za jego plecami, odgarniając go gdy ten przesuwał się raz na lewo, a raz na prawo. An wyraźnie zaczął się zastanawiać nad jej słowami. Akira nie trafiła tu do końca z jakąś wielką misją, a cel dla którego ich tutaj zabrał - został spełniony. Z trójki która się tutaj pojawiła, przeżyła tylko ona. Marny wynik, jednak czerwonołuski był do tego niejako przyzwyczajony.
-Mogę ciebie odesłać. Zapewne ktoś się martwi.
Skomentował krótko. Tutaj gad posłużył się zwykłym domysłem, bo o ile odczytywał jej myśli - szanował jej prywatność i nie przeglądał od razu całości życiorysu. Nie wiedział więc jak może wyglądać jej sytuacja rodzinna, kontakt ze znajomymi czy ewentualne życiowe osiągnięcia. Intencje mógł odczytać z pobieżnych myśli, a to mu do tej pory wystarczało. Tak więc jeśli mu nie powie, nie będzie wiedział nic więcej.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sob Kwi 01, 2017 5:38 pm

To zdecydowanie nie było wygodne i przyjemne, a na dodatek miała wrażenie, że robił to, by jej dokuczyć jeszcze bardziej. Nachmurzyła się przez to, jednak nie wypowiedziała tego na głos, przynajmniej nie teraz. Chociaż zdecydowanie z radości nie zamierzała skakać.
- Nie bardzo miałam kogo - burknęła w odpowiedzi, odwracając na chwilę wzrok. Nie do końca to była prawda, ale nie zamierzała mówić wprost, że nie bardzo miała odwagę by kogoś się spytać o to. I na dodatek, dalej to robił! Zdecydowanie jasnowłosa nie czuła się za pewnie teraz.
Dobra, i tym bardziej się naburmuszyła, gdy usłyszała dalsze jego słowa.
- Każdemu się zdarzy - odpowiedziała, ponownie skupiając na nim swój wzrok, delikatnie się krzywiąc. - I nie dokuczaj mi z tego powodu! - fuknęła jeszcze, widząc, że zdecydowanie go bawiło to.
Potarła ramię kilka sekund po tym jak zabrał swój pazur, po czym wzięła głębszy wdech, zaczynając odczuwać ulgę.
- Naprawdę masz nietypowe poczucie humoru - stwierdziła, by potem pokręcić delikatnie głową. Nadal nieco naburmuszona, ale jednak nie była zła na niego za to.
Przetarła policzek, po czym skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej, ponownie patrząc na Czerwonołuskiego.
- Niespecjalnie. Jestem jedynie "dziewczynką z domu dziecka- tymi słowami nawiązała do tego, jak nazwał ją na, gdy się spotkali po raz pierwszy, jeszcze w Nowym Jorku. - Akurat tym nie musisz się przejmować, An. Nie spieszy mi się, by wrócić - dodała jeszcze, bez żadnego cienia złośliwości. Cóż, może z kimś tam mieszkała, ale to było jedynie na zasadzie wspólnego dachu nad głową, który nie był Domem Dziecka. Tego nie wypowiedziała już na głos.
- Więc... Pomożesz mi znaleźć te wolne łóżka? - spytała się go. - Nie chcę iść sama szukać. Pewnie to by nie skończyło się przyjemnie - skupiła swój wzrok na chwilkę na jego ogonie, po czym znów na nim, delikatnie zmieszana. - Proszę?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Nie Kwi 09, 2017 7:58 am

NPC Storyline - Ancalagon|ERT/JTF|Jinkusu

-Wiesz, że nie jesteś w stanie mnie oszukać, prawda?
Przypomniał jej tylko lub uświadomił, jeśli do tej pory dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy. Bo odpowiedź "nie bardzo miałam kogo", niespecjalnie trzymała się rzeczywistości. Wyczytał z jej myśli kogo miała okazję spotkać do tej pory. Wystarczyło więc tylko poprosić. Przemyślenia postanowił pozostawić dla siebie. Uwagę stwora zwróciło skrzyżowanie rąk na klatce piersiowej przez Akirę. Taki zamykający się w sobie gest, pomimo takiej znajomości? Choć on odebrał to jako element jej charakteru. Jej słowa nie przyprawiły go również o żaden stan współczucia, wobec Akiry. Pod tym względem, po prostu źle trafiła. Nie dlatego, że samiec nie interesował się losem innych, lecz dlatego, że sam miał trudny okres młodości. Przynajmniej tak można by było to nazwać. Dlatego też, naśladując jej gest poprzez skrzyżowanie rąk na klatce piersiowej, w dalszym ciągu kucając, odpowiedział na jej słowa krótko, własną historią:
-Mój ojciec zginął zanim mnie wykreowano. Matka chwilę po tym, gdy pojawiłem się w dawnym świecie. Wychowali mnie więc bracia i siostry. A potem mój świat został zniszczony, a ja odesłany tutaj.
Opowiedział nieco... bardzo, skrócą wersję swojej historii. Z tym, że w jego głosie nie dało się wyczuć bólu, smutku czy tęsknoty. Ancalagon w pełni pogodził się z wydarzeniami, które miały miejsce do tej pory. Nie był w stanie ich zmienić, tak więc nie uważał, by było nad czym rozpaczać. Zwłaszcza, że nadal posiadał możliwość naprawienia tego świata.
Widmo opuściło swe ręce, ponownie opierając je na własnych kolanach oraz słuchając Akiry, gdy ta zapytała czy pomoże jej znaleźć wolne łóżko. W pierwszej chwili, gad uśmiechnął się nieco rozbawiony. Przez tyle lat, pierwszy raz ktoś pytał go o taką, można by rzec - pierdołę. W oczy rzuciło mu się nawet, że uwaga dziewczyny skupiła się na ogonie stwora, którym ten szarpnął teraz bardziej, otaczając się nim po ziemi, kiedy kucał. Mógłby niby posłać ją samą ale prośbie już ciężko będzie odmówić.
Zamknął na chwilę oczy i spuścił łeb w dół, biorąc głębszy wdech oraz pozwalając sobie na chwilę zastanowienia. Dopiero teraz, An uświadomił sobie, że chwila oddechu przyda się również jemu. Miał trochę do zrobienia, jednak obrońcy poradzą sobie jeszcze kilka godzin bez jego interwencji.
-Dobrze. - Odparł jednym słowem, podnosząc się przy tym do góry, na wyprostowane nogi. Znowu powstał ten metr różnicy w ich wzroście, może niecały. Czerwonołuski był jednak przyzwyczajony. Akira do tego momentu, również mogła. Przynajmniej częściowo. -Tylko dlatego, że prosisz.
Dokończył, odwracając się plecami do dziewczyny i ruszając przed siebie, a przy tym wsuwając swój ogon za mutantkę oraz popychając ją delikatnie do przodu, by narzucić jej tempo obok siebie. Jego ostatnie słowa były żartem, co dało się wyczuć po tonie głosu. Czerwonołuski udzieliłby jej lekkiej pomocy, nawet bez słowa "proszę". Jak tylko Akira się z nim zrównała, gad zabrał do niej swój ogon. Ot by jej nie drażnić. Daleko przejść nie musieli. Czerwonołuski poprowadził dziewczynę przez kilkadziesiąt metrów, głównie za namiot dowodzenia, kilka alejek dalej, podchodząc do wielkiego namiotu z napisem "The Core" nad wejściem. Namiot wyróżniał się znacznie grubszym materiałem, choć jego kolorystyka pozostawała taka sama, jak u pozostałych. Przed wejściem stało dwóch operatorów, tak jak przy namiocie dowodzenia. Nie zareagowali oni na Ancalagona oraz Akirę, tak więc widmo po prostu podeszło do wejścia, rozsunęło płachty i pozwolił mutantce wejść przodem. Stwór wszedł oczywiście za nią. W środku ukazało się im kilkanaście pościelonych, świeżych łóżek, praktycznie nieruszanych. Przy niektórych znajdowały się jakieś mapy oraz przyrządy wojskowe, inne były całkowicie puste. An podszedł do jednego z pustych, mając świadomość, że do nikogo nie należy. Wskazał gestem na łóżko, wyczekując reakcji dziewczyny. Oto miejsce, którego szukała. Gad pozwolił jej rozgościć się na ciepłej, miękkiej pościeli, samemu siadając na ziemi na kolanach, obok. Usiadł frontem do przestrzeni tworzącej korytarz pomiędzy wszystkimi łóżkami, lewym ramieniem skierowanym w stronę dziewczyny. On również miał plan na spędzenie tych kilku godzin.
-Ty odpocznij, a ja będę pełnił wartę. Medytując.
Wyjaśnił krótko, zerkając jeszcze kątem oka na kompankę. Była to niejako pewna oznaka dobrej woli, ze strony widma. Wątpił, by Akira miała zażyczyć sobie samotności i opuszczenia tego miejsca. Tak więc jeśli nie będzie żadnych przeciwwskazań, Ancalagon po prostu zamknie swe ślepia, opierając dłonie na kolanach. Siedząc w takiej pozycji, stwór skupi się na wyciszeniu oraz medytacji, dając jej oraz sobie trochę czasu na odpoczynek.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1Sro Kwi 12, 2017 10:07 pm

- Nawet nie próbowałam - odpowiedziała mu natomiast. - Ale nie przypominam sobie w którym momencie obiecałam ci mówić o wszystkim wprost i z szczegółami - dodała jeszcze. Psik z mojej głowy i  nie odczytuj tutaj tego, bo potem źle to interpretujesz - westchnęła cicho.
Usłyszała również skróconą wersję jego własnej historii. Zamrugała oczami, nie bardzo wiedząc, jak teraz powinna zareagować. Współczuć? Litość? Albo nie przejąć się. Cóż, skończyło się na tym, że odczuła mocne zdezorientowanie, zwłaszcza, że nie wychwyciła w tej wypowiedzi smutnych emocji.
- Huh... Wychodzi na to, że nie... nie...  nie bardzo nam się układało w przeszłości... -  mruknęła jedynie, dość cicho.
Nie miała jednak nic więcej do dodania w te kwestii, dlatego też, póki nie zmienił się temat, milczała. Za to najwyraźniej ciekawszy wydawał się ogon należący do Czerwonołuskiego... No dobra, chodziło o coś innego...
Westchnęła cicho, zastanawiając się też, czy nie przesadziła z tym, że go poprosiła. Zazwyczaj nie robiła takich rzeczy, a wypowiedzenie prośby to jednak było po części coś zawstydzającego. No i na dodatek nie wiedziała kompletnie co by zrobiła, gdyby tamten odmówił jej prośbie.
Na szczęście jednak do tego nie doszło. No i nawet powstrzymała się od marudzenia na temat tej różnicy wzrostu! Przetarła oczy, po czym zdecydowała się ruszyć za nim... Po czym poczuła delikatnie popchnięcie w plecy. Zamrugała oczami, po czym nieco przyspieszyła kroku, już tak, by znaleźć sie obok niego. Posłała mu niepewne spojrzenie, na krótki moment się naburmuszyła, ale nie dodała nic więcej, idąc po prostu obok niego.
Niedługo później dotarli do jednego z namiotów. Uniosła nieco głowę, by ujrzeć nieco bardziej dokładniej jego wygląd z zewnątrz. Jej wzrok potem powędrował ku osobom stojącym przed namiotem. Nie odezwała się do nich jednak, widząc, że nie specjalnie zareagowali na jej obecność.
Chwileczkę potem mogła ujrzeć wnętrze. Rozejrzała się po tym miejscu, nie skupiając się specjalnie na niczym... Przynajmniej do momentu, aż An wskazał jej wolne łóżko. Kiwnęła nieco głową, podchodząc bliżej. Usiadła na łóżku, jednocześnie dzięki temu mając możliwość zapoznania się z tym, jak bardzo miękkie jest. Wow.
Spojrzała na towarzysza.
- R-rozumiem - Medytacja? - Dziękuję - nie chciała pozostać sama, ale też wiedziała, że nie mogłaby nic na to poradzić, gdyby tamten zdecydowałby się pójść stąd. Dlatego też po części cieszyła ją ta obecność, nawet jeśli nie pokazywała tego na zewnątrz... A przynajmniej próbowała nie pokazywać.
Ściągnęła buty i ułożyła je obok łóżka, po lewej od miejsca, gdzie znajdowała się poduszka. Nie zdejmowała z siebie nic więcej, za to podciągnęła bliżej siebie kołdrę, tak, by zakryć się nią całą. Skuliła się i zamknęła oczy, po czym posmutniała. Dużo się stało... Jasnowłosa zadrżała. Za dużo... - mogła się jednak cieszyć, że przeżyła. Lecz... Widząc tak wiele nieprzyjemnych wydarzeń, nie bardzo umiała z siebie wykrzesać tą jedną iskrę radości. Po jej policzkach popłynęły łzy, lecz sama dziewczyna momentalnie zasnęła... I o ile nie zostanie gwałtownie wybudzona, prześpi w tej jednej pozycji kilka godzin. Co dalej?
Zapewne się obudzi i pierwsze co zrobi, to nieco się dźwignie i rozejrzy, trochę zdezorientowana. Przetrze nieco oczy i przeciągnie się. Czuła się lepiej niż te kilka godzin wcześniej. Co dalej? Poszuka wzrokiem Czerwonołuskiego, chociażby by sprawdzić, czy rzeczywiście pozostał tutaj, czy jednak nie. Również przez rozejrzenie się, chciała zobaczyć, czy ktoś tutaj jeszcze jest.
Westchnęła cicho, ściągając z siebie pościel i decydując się na ubranie swoich butów.
- Dzień dobry - mruknęła cicho. - Długo spałam? - pytanie było skierowane ku Anowi. Zamierzała wstać na nogi, nieco poprawić włosy i zapewne ułożyć chociaż jakoś dobrze pościel.
Prawdę mówiąc, nie wiedziała, co dalej. Co powinna się spytać. Co powiedzieć więcej. Dlatego chciała się skupić najpierw na takim zwyczajnym zajęciu, by nieco przedłużyć czas... I mieć chwilę na pozbieranie myśli.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Camp Johnson - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Camp Johnson   Camp Johnson - Page 2 Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Camp Johnson
Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
 Similar topics
-
» John Johnson
» Trunk "Tank" Johnson
» Lyndon B. Johnson Space Center (NASA)

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Houston (miasto w odbudowie)-
Skocz do: