Marvel Universe: The Avengers PBF
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Texas Medical Center

Go down 
2 posters
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Czw Mar 17, 2016 11:16 am

Texas Medical Center Skyline_of_the_Texas_Medical_Center_-_Houston%2C_TX
Texas Medical Center Aerial_view_of_Texas_Medical_Center
Texas Medical Center RF_-_Houston_Texas_Medical_Center.1
Texas Medical Center RF_-_Houston_Texas_Medical_Center.2
Największe centrum medyczne w Stanach Zjednoczonych oraz na świecie. Siedziba centrum znajduje się w Houston, w stanie Teksas, niemniej jednak kilka placówek badawczych znajduje się Galveston, na terenie tamtejszego uniwersytetu. W skład kompleksu wchodzi 49 instytucji zajmujących się różnymi dziedzinami medycyny, 13 szpitali specjalistycznych, dwie szkoły medyczne, 4 centra stomatologiczne, centrum nauk farmaceutycznych oraz zdrowia publicznego. Cały obszar, które zajmuje centrum medyczne jest łącznie większy niż centrum miasta Dallas. Corocznie Texas Medical Center jest odwiedzane przez 5 milionów pacjentów, w tym ponad 10 tysięcy wizyt pacjentów spoza Stanów Zjednoczonych. W 2010 roku Centrum Medyczne Uniwersytetu stanu Teksas w Galveston stało się oficjalnie częścią Texas Medical Center, a zarazem pierwszą instytucją tego typu w kraju włączaną w skład centrum znajdującą się poza granicami miasta Houston.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pon Lip 18, 2016 4:43 pm

Rhoshan dosyć zdziwił się kiedy poczuł ile faktycznie ważą widma. Początkowo spodziewał się, że może to będzie trochę więcej niż jego wagi w końcu Nodin był tylko trochę wyższy od niego. No i łuski pewnie były cięższe niż futro ale nigdy nie spodziewał się, że widmo może warzyć kilka ton. Musiał się przez to mocniej zaprzeć by jako tako móc podtrzymać swojego mentora i samemu nie upaść. Zresztą do najsłabszych fizycznie lis nie należał, a wątpił żeby Czarnołuski przesadził z kosmicznymi ciastkami i ważył więcej niż rudy może unieść. Niemniej sytuacja nie była wcale wesoła, bo z ciała widma wydostawała się ta charakterystyczna czerń. Zwykle dym zwiastuje obecność ognia chociaż w jego wypadku pewnie oznaczało to już niezbyt przyjazny nastrój. Jednak tak jak poprzednio, tak i teraz ten dym zwiastował zmianę miejsca, w którym się znajdowali.
Lis rozejrzał się dookoła. Znaleźli się w mieście, zniszczonym i pełnym kurzu. Rudemu do głowy przychodziło tylko jedno miejsce, które na Ziemi może mieć takie malownicze krajobrazy. To musiało być Houston, które zostało najechane przez kosmicznych najeźdźców. Dzień jak co dzień dla tej planety w końcu pamiętał z telewizji relację z jakiejś też dziwnej inwazji, którą odparli Avengersi. Ta planeta ma po prostu coś w sobie albo takiego ogromnego pecha, że każdy chce ją najechać i eksterminować rasę ludzką. Mało tego odgłos wystrzałów był bardzo blisko i nim coś lisowaty zdążył zrobić Czarnołuski rzucił go na glebę.
Patrząc po tym, że dopiero się pojawił i już go ktoś chciał zastrzelić domyślał się, że Natvakt miał po części racje i wojna nie będzie spacerkiem po parku. Gdyby nie Widmo to futrzak mógłby właśnie znowu zginąć. Znaleźli się pośrodku wymiany ognia, którą prowadzili ludzie i najeźdźca. Rhoshan nie był ekspertem w uzbrojeniu ludzkich armii ani też ekspertem jeśli chodzi o densorińską broń. Może kiedyś faktycznie coś umiał w tej kwestii tylko teraz tego nie pamięta. Jedyne na co w tym momencie musi liczyć to pamięć mięśni zakładając, że w momencie odzyskania ciała ją również odzyskał.
Kula, która trafiła w Widmo zachowała się jak… komar zderzający się z samochodem. Lis zamrugał zdziwiony patrząc co zostało po pocisku. Tym czymś na pewno Nodinowi krzywdy nie zrobią, a najpewniej go jedynie zirytują patrząc po jego obecnym stanie. Równie dobrze mogliby w niego rzucać kamieniami. Jemu pewnie taki pocisk by zrobił dziurę w korpusie.
Czasami posiadanie czułego słuchu oraz innych wyostrzonych zmysłów bywa naprawdę problematyczne. Jeśli ma się czuły zmysł smaku to najbardziej bolą ostre czy skrajnie słodkie rzeczy. Może to wywołać odruch wymiotny, ale to jeszcze nie ten sam poziom co słuch. Słuch w momencie kiedy zostanie wystawiony na ogromną dawkę dźwięku o ogromnym natężeniu może doprowadzić do bólu głowy, a nawet odruchów wymiotnych czy chwilowej utraty słuchu. Najgorzej jest jak siedzi się praktycznie pod źródłem tego dźwięku. W takiej sytuacji znalazł się Rhoshan, który łapami zakrywał swoje czułe uszy. Przez moment wydawało mu się, że ogłuchnie albo pęknie mu ten rudy łeb. Słuch jednak zachował na tyle, by usłyszeć ludzi. Niebieski? A no tak. Na HUD’zie przecież sojusznicy byli oznaczani na niebiesko. Nie ma co w porę się opamiętali, że mogą ostrzelać swoich.
Potem Czarnołuski zajął się najeźdźcami, którzy naprawdę marnie skończyli. Nic tylko tylko zapakować ich do puszek w postaci mięsa mielonego. Chociaż pewnie i tak byli raczej niejadalni ale dobrą opcją demoralizacji byłoby wystrzelenie tego wszystkiego w kapsule w stronę statku wroga. Ciekawe czy to zadziałałoby jako element psychologiczny i faktycznie ich rozjuszyło albo przestraszyło? Na pewno nie trzymają więźniów bo mordują wszystko co się da jeśli wierzyć temu co mówili na Tytanie.
Rhoshan podniósł się z gleby kiedy niebezpieczeństwo zostało chwilowo zażegnane. Podbiegli do niego ludzie. Jak on nie lubił ludzi. Niestety będzie musiał z nimi współpracować przez jakiś czas o ile Nodin ich nie rozszarpie tak jak zrobił z tamtymi. Wyglądał jakby miał to zaraz zrobić i mimo, że Rhoshan domyślał się o pozorności tego wrażenia to jednak wyglądało ono naprawdę wiarygodnie. The Core miało na Ziemi dużo wcześniej swoich agentów. Pytanie tylko od jak dawna? 100-200, a może 50 lat?
W głowie lisa przemknęło ostatnia część wypowiedzi tamtego mężczyzny. Ponadprzeciętne możliwości? To będzie jakieś wyzwanie i z chęcią futrzak się zmierzy z tym przeciwnikiem. Problemem byli cywile, których jednak trzeba będzie bronić i lis nie dostanie tak dużo czasu by móc powalczyć dłużej. Oni nawet nie będą nadawać się do błyskawicznego przemieszczenia jeśli nie znajdzie się transport. Zapewne okręt, który znajdował się nad nimi blokował większość działań, które mogły zapewnić ewakuację. Mimo, że w statkach były teleportery i można było się teleportować po okręcie to pewnie wymagało to pewnych punktów, które właśnie to coś nad nimi blokowało. Chyba, że już sobie tam w budynku radzą z tym problemem dlatego muszą się utrzymać.
- Najciemniej pod latarnią – skomentował futrzak. Tego okrętu nawet nie szło teraz zestrzelić bo gruzy zwalą się na ocalałych. Zanim przystąpi się do walki rodem z tamtej wizji trzeba będzie ewakuować ludność. Miasto bez wątpienia ulegnie zniszczeniu w znacznym stopniu więc nie ma co się oszczędzać. Zwłaszcza po tym co miało się zdarzyć dopiero za chwilę. Lis obrócił się w kierunku, w którym patrzyło Widmo.
Czarna krew? Już w takim razie znaleźliśmy winowajcę mordowania czarnołuskich. Kwestia tego, że tutaj były dwa widma, które zaraz będą walczyć. Chociaż podczas walki z Sunadem na dole nie stało się im nic pomimo tego, że oba gady walczyły w pomieszczeniu obok. Coś dziwnego stało się z Nodinem. Był nieco inny niż podczas tamtego starcia na dole, gdzie pałał gniewem i furią a teraz stał się opanowany. Czyżby uznał, że sytuacja wymaga trzeźwego myślenia i każdy błąd może kosztować życie? Z myśli wyrwało go odepchnięcie ogonem Widma. Lis znalazł się obok operatorów, którzy zaczęli wycofywać się do budynku.
- Nie wiem czy to pomoże. Jak się rozkręcą to zrównają to miejsce z ziemią, a jak zaczniemy wychodzić to będziemy jak kaczki – powiedział idąc szybkim krokiem w stronę budynku. Chociaż lis wiedział, że tutaj będzie tylko przeszkadzał Widmu to był ciekawy przebiegu tego starcia. Poza tym był pewny, że to nie będzie bezpieczne i gdyby nie świadomość tego, że jednak musi chronić tych ludzi to obserwowałby z daleka całą potyczkę. Wchodząc do budynku szybko złapał swojego ISAC’a. Mówili, że pancerz można przesłać bezpośrednio na pole bitwy więc postanowił to wykorzystać. Wolał nie ryzykować oberwania kulą póki co. Zatem poszukał odpowiedniej opcji i spróbował przyzwać pancerz bojowy. Przy czym postanowił wykorzystać rzeczy, z których miał okazję do tej pory strzelać czyli NC4 i NS-7. Zawsze się przyda jakaś broń chociaż mogła teleportacja tutaj nie działać.
- Macie jakiś transport czy po prostu bronimy się tu tak długo aż ekipa sprzątająca wyczyści to robactwo nad nami? - zapytał Rhoshan.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pon Lip 25, 2016 10:34 pm

NPC Storyline - ERT|Faith Hartley|Nodin|Vareoth

Rhoshan udał się z operatorami do budynku. By wejść do środka, lis musiał się nieco schylić. Rozsuwane drzwi nie były przystosowane do prawie dwu i pół metrowego densorina. Dalej już była kwestia tego co zastał w środku. Kilkunastu cywili oraz kilku operatorów, którzy przed chwilą walczyli na ulicy. Ci pierwsi, cywilne, zareagowali na densorina z przerażeniem, zainteresowaniem, niewiedzą - jak się zachować. Większość z nich sama się uspokoiła lub została uspokojona przez innych. Operatorzy natomiast nie widzieli w Rhoshanie nic nadzwyczajnego. Well, nie reagowali na niego żadną fascynacją ani zniechęceniem. Ale mogło to być spowodowane faktem znajdowania się w strefie wojny.
Operatorzy obstawili drzwi i okna, wypatrując ewentualnego zagrożenia. Rhoshan zaczął grzebać w ISACu, jednak próba przywołania do siebie pancerza sprawiła, że urządzenie zaczęło szwankować. Obraz zaczął się rozmazywać, a sam sprzęt przez chwilę nie reagował na polecenia, dosłownie żadne. Zupełnie jak by się zawiesił, a następnie zrestartował - i znów zaczął działać poprawnie.
-Nie ma sensu po nie sięgać. ISAC jest zakłócany i zapewnia wsparcie tylko w bliskim perymetrze.
Wyjaśnił jeden z mężczyzn, operatorów. ISAC Rhoshana pokazał natomiast informacje na temat znajdujących się w pomieszczeniu operatorów. Podpisani oni byli jako "Emergency Response Team", należący do "The Core - Earth Battlegroup". ISAC po prostu wyświetlił widoczne wyłącznie dla lisa informacje przy poszczególnych osobach. Byli to zwyczajni ludzie, zajmujący się na co dzień różnymi pracami. Był prawnik, pielęgniarka, policjant, nawet piekarz czy sprzedawczyni sklepowa. Ludzie których lis mógł spotykać gdy uwięziony był w ciele człowieka... well, teraz przedstawiciele tych grup byli operatorami jakieś tajnej grupy o której prawdopodobnie nie wiedział nawet rząd.
-Atena biegnie w naszym kierunku. Co ona niesie...?
Odezwała się jedna z kobiet, operatorek. Wskazała przy tym za drzwi przy których stała. Tam, na zewnątrz dało się ujrzeć biegnącą ku nim kobietę. Z resztą nie był to byle kto. Faith Hartley, ISAC potwierdził, że Atena to jej pseudonim. Była ubrana tak jak na pokładzie, po cywilnemu. Do ramienia - tak jak przy ERT - przypięty był jej ISAC. O wiele ciekawszym był to co miała w rękach. Przez ramię przewieszony był karabin, taki jak mieli pozostali operatorzy. W rękach trzymała natomiast coś sporo większego... Lekki karabin maszynowy. Z daleka nie dało się dokładnie dostrzec co to był za model, jednak pani oficer zaraz dobiegła do budynku i weszła do środka. Przywitała się na szybko z pozostałymi kompanami i spojrzała na Rhoshana. Gdy ujrzała, wydała się lekko zaskoczona. Wręcz stanęła w miejscu i zlustrowała go spojrzeniem, wyraźnie nie podejrzewając, że go to znajdzie.
-Chciałbyś wyjaśnić co robisz tutaj bez uzbrojenia, bez pancerza?
Rzuciła, następnie kierując wzrok w dół na karabin trzymany w rękach. Przez LKM przewieszony był dodatkowo plecak. Faith ruszyła w kierunku lisa, podtrzymując karabin jedną dłonią, a prawą przeciągając dźwignię zamka, wpuszczając tym samym nabój do komory. Po pomieszczeniu rozległ się odgłos charakterystyczny dla przeładowania pocisku. Następnie Atena skierowała wzrok na Rhoshana i rzuciła w niego karabinem wraz przyczepionym do niego plecami. Cały LKM trochę ważył i posiadał te same upgrady co uzbrojenie operatorów. Wyświetlał dodatki, informacje o celu, stanie amunicji, nawet potencjalnej możliwości penetracji czy skuteczności zasięgu ostrzału.
-M60E7, zmodyfikowany LKM. Różnica jest taka, że zasilają go pociski przeciwpancerne-penetracyjne. Pociski mają w sobie vibranium, tak więc powinny przebijać się przez sporo obiektów. Nie masz pancerza, nie masz broni więc dźwigaj LKMa. W plecaku masz podstawowe wyposażenie, prowiant, apteczkę, flary oraz magazynki.
Wyjaśniła lisowi, jednocześnie samej sięgając po własny karabin. Kobieta wyciągnęła magazynek i sprawdziła stan pocisków, następnie wkładając go z powrotem do swej broni.
-Skąd wzięłaś takie... coś...?
-Zamówiłam.
Odparła krótko. Drugi oficer na pokładzie Dur-Shurrikuna. Tak więc dosłownie, mogła taki karabin sobie najzwyczajniej w świecie zamówić. Rhoshan dostąpił zaszczytu obsługi. Ze względu na swe możliwości fizyczne, był on najbardziej odpowiednim kandydatem do tej broni. Nie będzie mu przeszkadzał odrzut ani ciężar, tak jak w przypadku ludzi którzy musieliby wpierw ten karabin rozstawić.
Na zewnątrz natomiast zaczęło się szaleństwo. Przez chwilę nie było tego widać, do momentu ogromnego huku oraz silnego wstrząsu. Przed drzwi podleciał Nodin. Dokładniej to rzuciło nim jak szmacianą lalką. Czarnołuski wylądował jednak na swych łapach, wbijając swe pazury w beton i zostawiając na nim śliczny, wyryty ślad. Nodin spoglądał w kierunku znajdującym się dla Rhoshana za ścianą, przez co nie mógł on widzieć oponenta. Jego mistrz był już jednak ranny. Od lewego ramienia, aż po prawe biodro - przez cały korpus ciągnęły się po jego ciele cztery głębokie szramy, ślady po pazurach drugiego widma. Tyle czasu pozostało na przyglądanie się, bo za plecami Nodina pojawił się ten cały "czarny ogień". Widmo sięgnęło ku Nodinowi pazurami, gdzie ten ledwo zdążył obrócić się do przeciwnika i zbić jego rękę swą dłonią, wykonując przy tym krótkie proste pchnięcie pazurami na krtań. Drugie widmo po prostu uchyliło się i rąbnęło mistrza w żebra. Odgłos łamanych kości był dla lisa dobrze słyszany, siła która połamała łuski na ciele widma. Sam Nodin nie wydał z siebie nawet jęku, wypuścił jedynie powietrze, wycofał lekko korpus i zaatakował znowu - w ten sam sposób, jak by szukając drugiej szansy. Jednak i ten atak się nie udał. Przeciwnik wydawał się przewidywać wszystkie ruchy Nodina, był po prostu szybszy... a walka i tak była widoczna niemalże na zasadzie cutscenek, samych wykończeń ciosów - były one po prostu na tyle szybkie. Tym razem jednak czarnołuski nie dał się skontrować, rozbijając się w czarny dym i przenosząc w tył. Zanim jednak zdążył się teleportować, był już tam przeciwnik, prostym uderzeniem wbił swe pazury w ciało czarnołuskiego - bezpośrednio w jego pierś. Pazury całkowicie zagłębiły się w ciele Nodina który warknął cicho, łapiąc przy tym lewą ręką za dłoń oponenta, próbując ją z siebie wyciągnąć. Bez efektu. Chwycił więc drugą ręką, jego mięśnie napięły się wyraźnie - a przeciwnik stał niemalże rozluźniony.
Z bliska dało się porównać ich sylwetki. Obaj byli masywni, umięśnieni, Czarny Ogień był tylko nieco wyższy od Nodina. Przewaga w sile wydawała się jednak druzgocąca. ERT oglądali walkę z zapartym tchem, nie czując się na siłach by cokolwiek zrobić. Atena miała jednak inny plan. Gdy na chwilę się zatrzymali, kobieta sięgnęła za kurtkę do kamizelki, wyciągając spod niej granat, odbezpieczając go i ciskając nim prosto pomiędzy widma. W locie, kobieta dobyła pistoletu z kabury, a następnie oddała jeden celny strzał który spowodował detonację ładunku oraz eksplozję... i teraz wszyscy zaczęli zastanawiać się czy to nie było czasem takie strasznie. Wybuch bowiem granat błyskowo-hukowy. Rhoshan mógł poczuć jak zadudniło mu w uszach, jak gdyby obok niego wystrzelono z działa wysokiego kalibru. Błysk był natomiast taki, jak by lis stanął przed gigantycznym fleszem. Cywile zaczęli wrzeszczeć przerażeni, operatorzy cofnęli się do tyłu, próbując dojść do siebie. Jedynie oba widma dalej walczyły. Nodin ryknął i znów przeniósł się do tyłu, zostawiając w poprzednim miejscu litr własnej krwi, która opadła na ziemię oraz spłynęła po dłoni przeciwnika. Czarny Ogień wykonał lekki gest dłonią, odmachnął się, a przed nim pojawiła się ogromna fala ognia która w ułamku sekundy uderzyła w czarnołuskiego, zrywając z niego żywcem łuski, raniąc go w wielu miejscach oraz poważnie przypalając. Widmo nie cofnęło się nawet o krok. Czarny Ogień nie był nawet draśnięty, krew na nim nie należała do niego. Nodin z kolei zaczynał wyglądać coraz gorzej, już teraz był bardzo źle. Dla nich o tyle dobrze, że ten zły nie był nimi w ogóle zainteresowany.
-s***n.
Rzuciła Atena, widząc brak efektu względem swych działań. Nodin nie mógł nawet wykorzystać sytuacji. Nie było sensu strzelać, gdyż ich broń okazałaby się nieskuteczna. Kobieta ruszyła w kierunku wyjścia, a tymczasem ISAC Rhoshana zareagował, pokazując mu nieco informacji o celu z którym walczył jego mistrz. Podpisany był jako "Czarny Ogień", jego imię brzmiało Vareoth, natomiast opisany był jako Starożytny. Do tego ISAC podał Rhoshanowi dodatkową informację dotyczącą celu. "Nie atakować, nie prowokować, unikać kontaktu." Cóż, Atena wydawała się mieć inne plany. Kobieta wybiegła przed budynek, wyciągając z za pasa pistolet na flary. Oficer wymierzyła go w powietrze i nacisnęła za spust. Z komory wydostała się niebieska flara która wzbiła się wysoko w powietrze, rozświetlając przy tym teren ale przy okazji sygnalizując. Odwróciła się, a wtedy wszyscy usłyszeli głos.
/Poddaj się, Nodinie Czarnołuski. Widmie Densorinu./
Głos Czarnego Ognia usłyszeli wszyscy. Operatorzy, Rhoshan, nawet - wydawało się - cywile. Jego głos był donośny, poważny, silny. Przypominał nieco czerwonołuskiego starożytnego, tylko bardziej... w złym wydaniu.
/Zdradziłeś nas, oczekujesz bym się od tego odwrócił?/
/Twój brat miał siłę przeciwstawić się zaślepieniu./
/Mój brat nie żyje./
/Onuris przejrzał na oczy./
/Onuris...?/
Tutaj wymiana zdań na chwilę ustała. Nodin wbił swe spojrzenie w ziemię, biorąc głębszy oddech. Wyglądał jak gdyby się zastanawiał. Jego brat na prawdę żył? Jednak nie było możliwym, by zmienił strony. Nie białołuski.
Atena z kolei wskazała ERT gestem by wzięli na cel Czarny Ogień. Operatorzy wykonali polecenie, przestawiając się i rozstawiając, przygotowując do otwarcia ognia. Trójka z nich rozłożyła dodatkowy sprzęt, jak małe wieżyczki czy po prostu sięgnęli po granaty. Pani oficer nie zamierzała odpuszczać temu widmu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Nie Lip 31, 2016 4:59 pm

Nici najwyraźniej z zaopatrzenia, które mógłby teleportować okręt na pole bitwy. Z drugiej strony gdyby taka opcja byłaby możliwa to w sam środek bazy teleportowano by całe oddziały The Core by rozprawiły się z najeźdźcą. Jednak skoro Widmo mogło się tu dostać to może się też wydostać. W końcu jak się da wejść to i wyjść, a dla Nodina nie powinien to chyba być problem żeby wyciągnąć stąd cywili. To jest jakaś solidna opcja, bo Rhoshan nie za bardzo wiedział jak ma zareagować. Ludzie szeptali, niektórzy bali się go, a inni byli zaciekawieni. Oczywiście miał dzisiaj troszkę pecha, bo niezbyt ludzi lubił a był z nimi uwięziony. Mało tego będzie musiał z nimi współpracować, by osiągnąć cel wytyczony przez organizację, do której należy. Plusem było to, że operatorzy nie reagowali w jakiś dziwny sposób, bo na ludzi którzy się gapili zwyczajnie miał chęć zareagować zbliżeniem się, wyszczerzeniem i zapytaniem „Mam coś między zębami albo pazurami?”. Oczywiście nie miała to być groźba, a drażnienie się z rasą ludzką. Nie ma to jak podrażnić się od czasu do czasu, a odkąd nie ma Amelii to lis znalazł się w tym kryzysie. Karpatianka jednak do czegoś się przydała, bo można było się droczyć i mieć całkiem sporo zabawy przy tym. No i Rhoshan nadal był ciekawy jak smakuje pieczona sowa. A może Amelia jest vege i studiuje prawo? Ponoć u ludzi to jakaś moda była.
Swoją drogą przez moment Rhoshan miał nawet myśli, że zepsuł tego ISAC’a. Nie miał styczności z prymitywniejszą technologią ludzką, nie używał komputera czy komórki a co dopiero z kosmiczną. Chociaż ona była zdecydowanie prostsza i łatwiej było pazurami trafić w klawisze. Zaciekawiła go również rzecz związana z profesjami tutaj zebranych. Byli to zwykli ludzie, których mógł w ciele Antharasa mijać każdego dnia na ulicy. Mało tego ktoś mógł go kiedyś widzieć na ulicach Londynu kiedy to w nocy dawał radę wyrwać się spod kontroli człowieka i zapolować na przestępców brutalnie ich rozszarpując. Mogli mieć rozkaz by nie interweniować ale z drugiej strony to oni mogli powiadomić densorinów o jego obecności na Ziemi. Być może spotkanie z Shinsenem wcale nie było przypadkowe.
Kobieta, którą spotkał wtedy na okręcie była również tutaj. W rękach miała dosyć spory karabin chociaż pewnie na standardy lisa był on zwykłej wielkości. Niemniej wyglądał jak jakiś karabin maszynowy, a przy tych celność była kwestią drugorzędną w zestawieniu z ilością wypluwanych pocisków na sekundę.
- Mistrz najwyraźniej uznał, że pancerz mi będzie niepotrzebny poza tym przybyliśmy najszybciej jak się dało – powiedział Rhoshan. Daalkin pancerza nie nosił bo uważał, że krępuje ruchy, a Nodin wyglądał na typ Widma które tę zasadę może podzielać. Zwłaszcza patrząc po tym co zrobił wtedy z ciuchami lisa. Lis przyjął od kobiety karabin. Na moment kucnął i oparł go sobie o ramię i zaczął regulować szelki od plecaka, by sobie go zarzucić na ramię. Karabin trzymał w łapach w międzyczasie słuchał co ma kobieta do powiedzenia na temat uzbrojenia.
- Vibranium? Słyszałem kiedyś tę nazwę – kwestią było też jak definiowała kobieta broń. Rhoshan miał jeszcze pazury oraz pancerz naturalny. No i od biedy dojdzie to podstawowe ostrze i ISAC w formie granatu. Nie był do końca taki bezbronny, ale najeźdźcy mogli dysponować czymś co sobie z nim poradzi bez problemu. Brakowało mu tylko cygara i hełmu wojskowego. Wypisz wymaluj bohater wojenny z ziemskich filmów. Karabin nie wydawał się nawet taki ciężki dla Rhoshana więc z odrzutem też może nie być tak dużych problemów. Jeśli człowiek, oficer mógł zamówić taką zabawkę to rudy jak awansuje chyba zamówi sobie specjalny statek, by móc przemierzać przestworza. Jakoś tak go ciągnęło do tych niebios od pierwszego momentu kiedy dane mu było polecieć. Nie chodzi tutaj o wszelkie delegacje Antharasa, a o tamtą przejażdżkę z Shinsenem. To było coś co go kręciło. Zawrotna prędkość, szybki lot oraz poczucie nieograniczonej przestrzeni, którą może przemierzać. Inną kwestią było to, że z chęcią również postrzela sobie z różnych typów broni. A nóż się do jakiejś przekona i staromodne rozpłatywanie przeciwników pazurami będzie rzeczą drugorzędną?
Sytuacja jednak zaczęła się pogarszać z minuty na minutę. Rhoshan pamiętał to co się działo w Świcie, a wstrząsy sugerowały powtórkę z tamtego zdarzenia. Nodin miał problemy, a lis odczuł wewnętrzną potrzebę by mu pomóc. Mimo, że tamten pewnie mu potem będzie suszył głowę jaki to futrzak głupi i nieposłuszny jest. Ha! Jaki mistrz taki uczeń, bo Nodin do posłusznych podobno też nie należał. Tyle razy densorińskie widmo broniło ich przed niebezpieczeństwami to wypadałoby również jakoś się odwdzięczyć. Tutaj zadziałał jeszcze drugi czynnik jakim były rany, które odniósł oraz to, że Rhoshan jednak traktował go jako bliższy krąg osób ważnych. Zaowocowało to tym, że lis miał ochotę wyjść i rozszarpać Czarny Ogień pazurami na kawałki mimo tego, że zdawał sobie sprawę jak nierealne to może być. On oraz ludzie nie mieli zbyt wielkich szans ale jeśli ma wybrać jak chce zginąć to wybiera walkę. Czarny Ogień i tak po nich przyjdzie i zamorduje ich jeśli tylko będzie tego chciał. ERT nie mogło po prawdzie nic zrobić, ale Atena postanowiła zareagować. Lis także oglądał tę walkę ale w momencie kiedy ujrzał kobietę również postanowił coś zrobić. Tamta wykorzystała granat i cisnęła go między widma. Zadudniło lisowi w uszach przez co jedną ręką załapał się za uszy.
- Tak trzymajcie ich z dala – powiedział do operatorów celując w Czarny Ogień. Jeśli jakikolwiek cywil by się napatoczył to byłoby to niezwykle problematyczne dla reszty. Dlatego lepiej żeby ludzie siedzieli w budynku. Widział potęgę Czarnego, która była druzgocąca. Nodin miał naprawdę niewielkie szanse ale lis wiedział, że densorińskie widmo jest bardzo dumne. Nie wycofa się z przegranej walki. W sumie taki układ mu pasował, bo on również się z takich sytuacji nie wycofuje. Efekt granatu przechodził, a ISAC podał Rhoshanowi pewne dane. Przeczytał to co tam się pojawiło, jednak w świetle obecnych wydarzeń miał naprawdę gdzieś co o tym sądzi wywiad The Core. Kobieta zapewne wezwała teraz wsparcie za pomocą flary. Muszą grać na czas, a tymczasem przemówiło widmo.
- Weź się odwal od mistrza co? – powiedział lis do Czarnego Ognia. Miał za sobą ludzi ale szczerze to miał raczej gdzieś co oni zrobią. Miał nadzieję, że ta myśl dojdzie do jego mistrza. „Nie słuchaj go! Mąci Ci w głowie, chce Cię złamać.”. Lis ugiął nogi i przycelował z karabinu, a następnie pociągnął za spust. Widmu to może nawet nic nie zrobić, ale jeśli ktoś podnosił rękę na jego bliskich to nie miał zamiaru odpuścić takiej osobie. Karabin wypluwał pociski w Vareotha, a Rhoshan zaciskał zęby. Nie była to już kwestia jedynie tego, że jego mistrz został obity a jedności. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jeśli jeden walczy to i reszta również. Strzelając celował głównie w korpus. Oczy byłyby dobrym miejscem, jednak z taką bronią pewnie nie dałby rady oddać tak celnego strzału. Zwłaszcza z jego wyszkoleniem, ale ilość pocisków przeważała nad celnością. W końcu jakiś trafi. Podjęcie tej nierównej walki było też symbolem swoistej determinacji lisa. Niezależnie gdzie Nodin pójdzie tam futrzak też się znajdzie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Sro Sie 10, 2016 8:22 pm

NPC Storyline - Ancalagon|ERT|Faith Hartley|Nodin|Vareoth

Sytuacja rozwijała się tutaj dość dynamicznie, a jednocześnie powoli - niezależnie od tego jak to brzmiało. Przede wszystkim okolicę spowił niebieski kolor, niemalże granatowy, amerykański "navy". Na niebie pojawiły się kolejne flary, wszystkie w tym samym kolorze co ta wystrzelona przez drugą oficer. Flary nie były żadnym wskaźnikiem dla jednostek powietrznych czy prośbą o wsparcie. Niebieskie światła na niebie były najzwyczajniej w świecie informacją, odpowiedzią od innych jednostek aktywowanych operatorów. A niebo wręcz zaroiło się od tych znaków.
Na odpowiedź otoczenia odnośnie reakcji Rhoshana, nie trzeba było długo czekać. Tak na prawdę nie trzeba było w ogóle czekać. Gdy tylko padł pierwszy strzał, wszyscy operatorzy pociągnęli za spusty - otworzyli ogień w kierunku Czarnego Ognia. Cywile pokulili się z tyłu, a pociski przecinały powietrze - kierując się ku starożytnemu. Bez efektu. Każdy pocisk który trafiał w widmo, gniótł się, rozpryskiwał lub łamał na jego łuskach. Nawet wzmocnione pociski które posiadała broń Rhoshana, nie robiły na widmie najmniejszego wrażenia. Vareoth odwrócił powoli wzrok w kierunku ERT oraz Rhoshana. Widmo obróciło ku nim swe ciało, robiąc krok do przodu.
/Nie!/
Rzucił Nodin, przenosząc swe ciało tuż obok Czarnego Ognia, błyskawicznie atakując prawą dłonią. Ręka Densorinskiego Widma otoczona była czarnym płomieniem, atak wycelowany był prosto w krtań drugiego widma - jednak nie sięgnął swe celu. Vareoth złapał za nadgarstek widma, zatrzymując jego atak. Operatorzy przestali strzelać, nie chcąc trafić w rannego Nodina, którego ubytek w łuskach mógł narazić na obrażenia związane z ostrzałem. Na samym przechwyceniu ataku się nie skończyło. Starożytny wykręcił nadgarstek czarnołuskiego, zmuszając go do padnięcia na kolano. Nodin wydawał się nie mieć siły do dalszej walki. Nie do końca natomiast walczył przez własną dumę - lecz przez sytuację. Mroczne widmo skierował swą uwagę znów na grupę, gdy nad nimi pojawił się nagle pojazd. Była to kanonierka Kruziikrel. Pojazd zatoczył szybkie koło nad polem bitwy, przefazował w powietrzu - dosłownie przenosząc się z jednego miejsca w drugie - niczym przy teleportacji. Jednostka namierzyła przeciwnika, a następnie wystrzeliła jasną wiązką w kierunku widm, nie zwracając za bardzo uwagi na obecność Nodina - choć trafiając bezpośrednio wyłącznie w starożytnego. Promień był na tyle wielki, by całkowicie pokryć wrogie widmo swym zasięgiem. Na chwilę sytuacja zrobiła się niejasna, gdyż nie dało się niczego dostrzec. ISAC również nie był w stanie niczego powiedzieć. Do momentu aż coś poruszyło się się wewnątrz wiązki.
-Cholerne widmo.
Rzucił Atena, wycofując się do budynku. W tym samym czasie, znajdująca się nad budynkami kanonierka - wybuchła. Pojazd po prostu eksplodował, wysadzony od środka. Eksplozja wybiła większość szyb i okien w okolicy oraz zatrzęsła całym otoczeniem. Huk słyszalny był zapewne z obrzeży. Sama eksplozja - na pewno była widoczna. Tyle więc zostało ze wsparcia powietrznego.
Walka nadal jednak trwała. A Nodin wydawał się być coraz bardziej zaciekły w swych działaniach. Jego ciało zmieniło się w czarną energię, materia organiczna rozpadła się i zastąpiona została mrokiem uformowanym w oraz widma. Vareoth zatrzymał się oraz obrócił powoli ponownie ku densorinskiemu widmu.
/Odwaga godna pochwały./
Rzucił starożytny, znikając z miejsca w którym się znajdował i pojawiając tuż za Nodinem. Gdy ten obrócił się - został złapany centralnie za krtań i uniesiony ku górze. Jego ciało powróciło do normalnej formy, a samiec chwycił dłońmi za nadgarstek trzymającego go przeciwnika, próbując bezskutecznie wyrwać się z uścisku.
/Oddaj swe istnienie./
Odezwał się Starożytny, a następnie uczynił coś czego nikt się nie spodziewał. Ciało Nodina stanęło w czarnym ogniu. Widmo zaczęło płonąć, trawione ogniem starożytnego - żywcem. Vareoth trzymał go nadal w górze, zaciskając swą dłoń na krtani, nie pozwalając tym samym krzyczeć densorinskiemu widmu i nauczycielowi Rhoshana. Dało się dosłownie dostrzec, jak ogień trawił łuski i skórę widma, widok mógł być przerażający. Większość operatorów odwróciła swe spojrzenia. Atena tego nie uczyniła, zaciskając bezsilnie pięści.
Akira & Susan
Kobiety znajdowały się w tym czasie na grzbiecie Ancalagona, który pędził niczym burza ku Texas Medical Center. Cała trójka dostrzegła eksplozję kanonierki, co u czerwonołuskiego wywołało reakcję w postaci cichego, gardłowego warkotu.
/To nie wygląda dobrze./
Odezwał się "krokodyl", przeskakując w międzyczasie nad pozostawionym tutaj radiowozem. Widmo sprintem pokonało jeszcze dwa zakręty, by w końcu cała trójka mogła znaleźć się na ulicy prowadzącej prosto do celu - dosłownie kilkadziesiąt metrów od całego miejsca zdarzenia.
Tutaj najwięcej odczuć mogła Susan. Trafili dokładnie w moment gdy Nodin był palony żywcem. Kosmitka mogła wyczuć wszystkie jego emocje, cały potworny ból który on w tym momencie odczuwał. Czarny ogień dodatkowo podnosił poziom odczucia cierpienia przez widmo. Do tego dochodził cały gniew jaki mogła ona wyczuć za strony samego widma, jak o otoczenia operatorów czy cywilów znajdujących się w środku. No i oczywiście Rhoshana.
/Czarny Ogień... Susan, pomóż rannemu widmu, Akira - bij w to coś czym tylko potrafisz. Nie ograniczaj się, bo będzie to twoja ostatnia walka./
Rzucił ich kompan, jednocześnie znikając i odstawiając je przy tym na ziemię. Kobiety znalazły się piętnaście metrów od całej akcji - a Ancalagon rozpłynął się w czerwonej energii. Potężne uderzenie - czerwona fala - trafiła w Czarny Ogień frontalnie, zmuszając do go puszczenia Nodina oraz przerwania straszliwego czynu. Czarnołuskie widmo densorinu padło na ziemię, kuląc się z bólu, a pomiędzy nim - a Vareothem - pojawił się Ancalagon w swej anthro postaci. Dwu i pół metrowy, masywny, czerwony stwór stanął samotnie pomiędzy niszczycielem, a jego ofiarą. Ślepia Ancalagona świeciły czerwienią, jego ciało otaczała energia o tym samym kolorze. Czerwone, energetyczne płomienie dosłownie tańczyły dookoła jego ciała.
/To twój koniec, zdradziecki draniu!/
Rzucił czerwonołuski "krokodyl' dość... Ziemskim tekstem. Niemniej jednak pochodzenie zobowiązuje. Czerwonołuski przepuścił przez swą prawą rękę sporo energii, co dało się ujrzeć po tym jak ta została nią otoczona. Egzekutor wymierzył ku starożytnemu i wypuścił ku niemu potężny promień energii, który przeciwnik zatrzymał swą dłonią. Atak był jednak na tyle silny, by zmusić Starożytnego do zaparcia się łapami - by nie utracić równowagi. Czerwonołuski egzekutor był bardzo silny.
Atena skorzystała z okazji, dobiegając do Nodina - wręcz robiąc wślizg i zatrzymując się przed nim. Kobieta chwyciła za komunikator.
-Dur-Shurrikun. Potrzeba nam medevacu, natychmiast. Nodin jest w stanie krytycznym.
Rzuciła kobieta, przyczepiając ISACa na powrót do ramienia i ściągając z pleców swój plecak. Atena nie zwracała uwagi na stojącego obok czerwonołuskiego, całkowicie nie interesowało ją teraz otoczenie. Po prostu nie odczuwała strachu. Ciało Nodina było poważnie spalone, zarówno tkanka jak i łuski w wielu miejscach zostały po prostu zwęglone. Densorinskie widmo z trudem łapało każdy oddech, leżąc na lewym boku, bez najmniejszej siły we własnym ciele. Ślepia widma były otwarte, lecz wpatrzone pusto przed siebie. Kobieta sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego strzykawkę, którą obróciła oraz wbiła prosto w klatkę piersiową rannego widma.
Odnośnie walki - sytuacja zaczynała być mniej tragiczna, przynajmniej na razie. Odnośnego rannego - była krytyczna.


//Kolejka dowolna.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Czw Sie 11, 2016 9:01 am

Dziewczyna nie da się i jeśli nawet nie będzie dawała rady iść dalej przez zmęczenie, to nie poprosi o pomoc, o! Chociażby dlatego, że ten Smok jakoś wyjątkowo działał jej na nerwy swoim zachowaniem! Albo była po prostu drażliwa. Może okres się jej zbliżał? Któż to wie... Nie ja. Równie dobrze może to być jej własny sposób do zaprzyjaźniania się z innymi, o ile ci, których spotyka, nie uciekną lub nie spróbują jej zrobić krzywdy za takie zachowanie.
Chociaż nie potrafiła zaprzeczyć w jednej kwestii - Czerwonołuski nie sprawiał, że czuła się cudownie. Mając swoje podejście do sprawy, nie posiadając odpowiednich informacji, czy też różnica pomiędzy tą dwójką powodowała różne nieporozumienia...? Można to tak nazwać. Chyba. Bądź co bądź, nie zamierzała akceptować tego wszystkiego tak łatwo.
- Aha...? - tak skomentowała jego słowa. - Możesz być nawet wiewiórką. Czy olbrzymem. Ale... Ah, wkurza mnie to - fuknęła. Nie umiała zrozumieć jego toku myślenia. Zaczynało jej brakować słów, by mu jakoś dogadać.
Prychnęła rozłoszczona. Blondynka nie była raczej pierwszą osobą, która powinna mówić o uprzejmości, ale cii...
- Skoro nie ma kto, to ja ci zabraniam - rzuciła z poirytowaniem w głosie. Wiedziała, że jej słowa i tak nic nie dadzą, ale jeśli nie wypowiedziałaby ich, nie byłaby sobą! Za to jej oczy przekierowały się na Susan, po usłyszeniu jej słów. Mina nieco jej zrzekła, po czym spojrzenie należące do Akiry pochmurniało.
- Ha..? - to byłą jej pierwsza reakcja na to. Trochę ją przytkało, bo tego już nie wiedziała jak skomentować. Zamrugała oczami. No tak, teraz do niej dotarło, że negatywne emocje, jakie odczuwała, zanikały, dopóki nie pojawiały się nowe. I można śmiało założyć, że w tej chwili też tak było. - A, nieważne. Rób sobie jak chcesz - odpowiedziała jej, a w jej głosie było słychać obojętność i pewnego rodzaju zrezygnowanie. Fakt, że dwie nowo poznane istoty tak bardzo wpływają na nią? Nie poprawiał nastroju. Ani umysł, ani emocje nie były bezpieczne. Moce bezskuteczne, bo jeszcze pamiętała umiejętności Smoka.
Ta... Wkurzający typ. Proszący się o przyłożenie. Ciekawe czy udałoby jej się mu przywalić. Chociaż jeden raz, tak, by poczuć się lepiej.
- Cudowna perspektywa - burknęła. Końcowym efektem było i tak, że nie wróci do domu... Więc cudownie! Aż marzyła o tym. I właściwie, kto powiedział, że miałaby uwierzyć mu na słowo? A nie, właściwie nie miała wyboru. Musiała "wierzyć" mu na słowo, czy jej się to podobało czy nie. No bo mimo wszystko, pozostanie z tymi ludźmi? I potem próbować się tłumaczyć, że z Nowego Jorku nagle trafiła w sam środek inwazji? Jeszcze do tego musiałaby ujawniać dodatkowe informacje i łudzić się, że nie zabiją jej za coś.
A odpowiedź, którą uzyskała Susan... Eh, świetnie, brakowało jej tylko tyle do szczęścia, świadomość, że mogli zginąć od tak, gdyby mieli taki kaprys.
- Zdecydowanie jesteś za duży - mruknęła jedynie, widząc, że się oddala trochę. Chyba po to, by ułatwić im rozmowę, bo naprawdę musiała zadzierać głowę, by to jakoś lepiej wyglądało. Znaczy się rozmowa. Ale dobra, nieważne.
Jasnowłosa nie wiedziała co się działo, co wyczuł Smok, ale nawet i ona mogła dostrzec flarę. Zamrugała oczami, zastanawiając się o co z tym chodzi. Nie bardzo rozumiała to, ale pojazdu również nie przeoczyła. Ciężko było, patrząc na rozmiary i fakt, że nie przypominał nic z Ziemi. Leci w tamtą stronę... - pięć punktów za spostrzegawczość. A kolejne pięć za to, że zauważyła inne sygnały, których się trochę nazbierało. Szkoda tylko, że nie wiedziała, co one właściwie oznaczały.
- T-ta - mruknęła, gdy powiedział, że mają się tam udać. Jej się wydawało, czy kawałek odległości to był? I właściwie, skąd mu się wzięło na takie mądrości? Wzdrygnęła w duchu. Nie bardzo jej się to wszystko podobało. Może rzeczywiście lepiej byłoby tu pozostać... Chociaż trochę za późno, patrząc na to, że gdzie się znajdowała. Chyba nie powinna się na to pisać... Ba, raczej to wszystko zaczęło się od tego, że z ciekawości pojawiła się w tamtym miejscu.
Wtedy do niej dotarło, że ich towarzysz zniknął w czerwonej energii. Zamrugała oczami, patrząc na to pytająco. A teraz co się do cholery jasnej dzieje? Niedługo potem uzyskała odpowiedź, która sprawiła, że trochę zbladła i cofnęła się o krok.
- Stanowczo jesteś za duży - wykrztusiła z siebie po kilkusekundowym szoku. Takiego czegoś to się nie spodziewała. Na dodatek usłyszała jego głos w swojej głowie. Telepatia? Zgadywała. Nie miała z tym doświadczenia... Ale chwila, co on robił? Nie mogła sprzeciwić się temu, że nagle została uniesiona. - Eeej - i weź tu protestuj! Ten pomysł cholernie nie przypadł jej do gustu. Przełknęła ślinę. Uchwyciła się kolca przed nią, czując, jak całkowicie blednie. Nie ch... - nie zdążyła dokończyć, bo towarzysz ruszył. Zacisnęła mocno powieki, ponieważ prędkość poruszania się była dość spora, co odczuwała innymi zmysłami. Trzymała się go mocno, woląc nie patrzeć nawet, jak szybko mijali poszczególne ulice...

Ile czasu minęło? Kto wie? Jednak w którymś momencie otworzyła oczy, by obserwować mijane okolice. W sumie, fajnie było poruszać się z taką prędkością, nawet jeśli to nie był odpowiedni czas na zachwyty. Ale dobra, cii...
Widziała mniej więcej co się działo tutaj. Niefajnie. Jak również nieciekawym pomysłem było, by akurat ona się tutaj znajdowała. Stwierdziła to po raz już któryś, gdy zobaczyła wybuch pojazdu. I chwila, czy on właśnie chciał, by ona atakowała?! Zrobiła minę, która wyraźnie zdradzała, że nie podobal się jej ten pomysł... Chociaż nikt z nich nie mógł tego zobaczyć. Nie chcę. Nawet nie wiem czy coś zrobię.
Została postawiona na ziemię. Przygryzła dolną wargę, wahając się na ułamek sekundy, po czym zsunęła z ramienia torbę. Przedmiot upadł na ziemię, a ona sama, zaczęła wykorzystywać swoje umiejętności, mając za cel przeciwnika, którego wskazał jej Czerwonołuski. To co? Czas zacząć? Pewnie wkurzy jedynie, ale skoro postanowiła...
Postanowiła w swoje ataki włożyć o wiele więcej sił niż przy wcześniejszej akcji. Nie do końca wiedziała, jak zinterpretować słowa Ancalagona, więc przestała się na tym skupiać. Dlatego też przeciwnik został potratowany cięciami powietrza, czy również próbami spowolnienia jego ruchów. Jasnowłosa podzieliła własną uwagę i wykorzystała drugą zdolność - dźwięk. Dużo hałasów tutaj było, prawda? Więc skupiła je na "tym złym", by słyszał je jak najgłośniejsze, ale tak, by pozostałym nie przeszkadzało. Liczyła na to, że nawet jesli nie rozwali mu tym słuchu, to przynajmniej zdekoncentruje i jego kontrataki będą słabsze z tego powodu. Nie zwracała uwagi na otoczenie, nie rejestrowała tego, co działo się z innymi uczestnikami tutaj.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pią Sie 12, 2016 12:11 pm

Kopuła otaczająca miasto już od jakiegoś czasu zwracała uwagę kosmitki, jednak dopiero teraz utożsamiła ją z przekazaną ludziom informacją o barierze. Nie da się opuścić Houston? A więc to dlatego na wylotówce był aż taki korek - pomyślała przypominając sobie swoją drogę do centrum kosmicznego. Przynajmniej tyle na temat aktualnej sytuacji rozumiała, bo zaraz potem zbombardowano ją, jej zdaniem, całkowitym stekiem bzdur. Najzwyczajniej w świecie nie była w stanie zrozumieć porzucania ścieżki logicznego myślenia na rzecz jakichś samoograniczeń. Trzymanie się w ryzach mimo walki z silnym wrogiem miażdżącym niezliczone rzesze cywilów było tak bardzo nielogiczne, że Susan aż brakowało umiejętności analitycznych, by to dostatecznie zrozumieć, albo nawet zwyczajnie zaakceptować. Prawda, nie miała świadomości potęgi widm, czyli brakowało jej danych, a więc być może wystarczyłoby uzupełnić te braki i w końcu zrozumiałaby decyzje jaszczurowatych istot tak samo, jak w końcu udało jej się po części przyjąć do wiadomości ludzkie decyzje moralne. Być może... Na razie postanowiła obserwować i trzymać się przeświadczenia, że wie za mało, by oceniać. Decyzja wystarczająco neutralna i uprzejma, by nie urazić czytającego w myślach towarzysza.
Reakcja Akiry wywołała natomiast w kosmitce falę poczucia winy i żalu, uczuć tak rzadkich, bo wyjątkowo jej własnych.
- Jeszcze raz przepraszam - powiedziała cicho, zupełnie po ludzku opuszczając głowę w skrusze i uciekając na bok wzrokiem. Była całkiem szczera. Chociaż jej słowa sprowadzały się z grubsza do "przepraszam, że oddycham", to doskonale zdawała sobie sprawę, że jej "oddychanie" niejednemu może przeszkadzać. Odsunęła się nawet odrobinę, synchronicznie z Ancalagonem, co Akirę mogło dotknąć jeszcze bardziej niż grzebanie w umyśle, no chyba że nie miała żadnego problemu z pozornym, społecznym odrzuceniem. Kosmitka uniosła się w powietrze starając się ogarnąć, z której dokładnie części miasta wypuszczane są flary i przywołując w pamięci jeszcze niedawny obraz niszczonych obrzeży Houston oraz gigantycznego statku nawalającego promieniem w samo centrum, kiedy Czerwonołuski postanowił wszamać trochę sterydów na drugie śniadanie. To też umie!? Nie żeby sama zmiana wyglądu jakoś specjalnie ją zadziwiła, Susan też umiała robić podobne sztuczki, ale jej jakość w połączeniu z masą innych możliwości, które smoczysko już zdążyło zaprezentować tworzyło całkiem zaskakującą i wręcz niewyobrażalną mieszankę. Tak... jeszcze nie jestem świadoma potęgi widm - powtórzyła w myślach, niczym mantrę, gdy zaczęto ją ściągać na grzbiet przeskalowanego widma. Już dziś jechała na jednym potworze, hummerze, więc jazda powrotna czerwonym niczym ferrari i wielgachnym niczym brytyjski autobus smokiem owszem robiła na niej wrażenie, lecz nijak nie przeszkadzała. Zgodziła się przecież pomóc, a jeśli rodeo było do tej pomocy konieczne... czemu nie?
Kosmitka, gdyby doświadczała tego sama chwyciłaby się czegokolwiek i tak nie bojąc się spaść oraz czując, że jest podtrzymywana, jednak udzieliła jej się niepewność siedzącej przed nią Akiry, przez co złapała się nie tylko kurczowo, ale również jej samej. Objęła dziewczynę od tyłu ściskając ją, pogarszając swój własny stan psychiczny i pozbawiając białowłosą strachu, lęku wysokości, czy czego to tam jeszcze ona nie odczuwała. Poruszając się przez miasto zapewne co chwilę wyczuwała jakieś cierpiące, żywe stworzenia, jednak nie mogło się to równać z tym, co odruchowo zaczęła chłonąć na samym końcu podróży. Jak do tej pory trzymała się Akiry, w odczuciu Ziemianki raczej ledwo i leciutko, tak teraz wbiła paznokcie w jej ramiona kuląc się i gęstniejąc z bólu, przy którym cały gniew i desperacja otaczających Nodina istot były niczym.
- Bo nie jest dobrze - jęknęła nie odnosząc się wcale do zniszczonego pojazdu. Miała całkiem sporą odporność na ból, no i z tej odległości nie chłonęła jeszcze wszystkiego, jednak już ta odrobinka odczuć Czarnołuskiego pozwalała jej uświadomić sobie, że całość jest wręcz niewyobrażalna. Człowiek po takiej dawce z pewnością na nowo przywitałby się ze śniadaniem, kosmitka miała natomiast to szczęście, że jej ciało nie posiadało tak przeszkadzających w funkcjonowaniu odruchów, ale jednak coraz trudniej było jej zebrać myśli bombardowane obcymi bodźcami.
Odstawiona na ziemię stała przez dłuższą chwilę walcząc ze strachem ukrytych w budynku cywilów oraz jej własnym, niepozwalającym się jeszcze bardziej zbliżyć do źródła cierpienia, dopiero odzywający się w głowie głos przechylił szalę zwycięstwa na stronę zdrowego rozsądku. Przez nadmiar chłoniętych uczuć nie była w stanie szybko się zdematerializować, więc zwyczajnie podbiegła te paręnaście metrów do źródła emocjonalnej energii i klęczącej przy nim kobiety. Nie miała pojęcia, skąd Ancalagon może wiedzieć, iż to właśnie Susan była w stanie pomóc rannemu, przecież nigdy nie wspomniała przy nim o tym, nawet myślą. Być może jaszczur wchodził w umysł aż tak głęboko, by wyłapać i tę informację, jednak to już nawet na Perhavinianie podchodziło pod stalking, no albo doskonale wiedział, że dziewczyna w walce i tak nie pomoże, a rozkaz typu "stój i się nie ruszaj" mijał się z celem. Mniejsza o źródła wiedzy, chodzący środek przeciwbólowy w końcu znalazł się na miejscu, położył dłoń na ramieniu Ateny i klęknął tuż obok oceniając pobieżnie stan Nodina, w końcu ból, który odczuwała mówił tylko część o jego obrażeniach.
- Zakładam, że to było coś przeciwbólowego, antybiotyk, lub wspomagającego krzepnięcie krwi, mam rację? - zapytała raczej retorycznie i nie czekając na odpowiedź dodała - Dziękuję - Zdematerializowała się starając przybrać z grubsza Nodinowy kształt, tak więc pomimo zatrzymania zdecydowanie humanoidalnej formy wykształciła ogon, a jej wizualna szczęka wydłużyła się i zyskała trochę więcej oraz większych zębów, niż można się było spodziewać po człowieku. Mam nadzieję, że ten da w siebie wniknąć - pomyślała starając się zanurzyć dłoń w jego ramieniu, a jeśli ta próba się powiodła wniknęła całkowicie w jego ciało przejmując przede wszystkim kłutą ranę w klatce piersiowej, a z oparzeń wybierając te na brzuchu, szyi i twarzy, łagodząc je i przywracając łuski na największych połaciach ich braku. Nie czuła się na siłach, by zaabsorbować wszystko, a starała się jedynie zejść poniżej książkowych 70% obrażeń ciała oraz odbudować tkankę tam, gdzie ogień najbardziej wżarł się w mięso. Jej celem było tylko utrzymanie widma przy życiu, aż ktoś będzie w stanie udzielić mu kompleksowej pomocy, w końcu to "legendarne" The Core nie ogranicza się chyba tylko do naprawy laptopów.
- Na razie mogę zrobić zaledwie tyle, by samemu nie doprowadzić się do stanu krytycznego - wytłumaczyła, gdy już wychynęła z Nodina i usiadła po turecku koło niego. Doskonale było widać, że to, co się u Czarnołuskiego właśnie zasklepiło widniało na półprzeźroczystym ciele kosmitki w postaci dziur, wgnieceń i strzępów. Przynajmniej przecięcie zadane jej w centrum kosmicznym powinno się było już zarosnąć.
- Pozostając przy nim będę mogła mu jeszcze czynnie ograniczyć odczuwanie bólu - poinformowała łapiąc się za klatkę piersiową i ściskając ranę, która piekła aż za bardzo realnie. Ile to już czasu minęło, od kiedy chłonęła coś więcej niż zdarte kolano jakiegoś dzieciaka? To szybko nie zejdzie, nie ma szans.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pią Sie 12, 2016 5:43 pm

Nigdy nie spodziewał się, że będzie walczył u boku tego znienawidzonego gatunku jakim są ludzie. Brawury im nie brakowało, a tym bardziej waleczności gdy przyszło co do czego. Szczerze to tak naprawdę na polu walki każdy jest równy i działają te same zasady. Król, cywil, żołnierz, widmo. Każdy może na polu bitwy zginąć jak również każdy może z niego wyjść w blasku chwały naznaczonej krwawą posoką swoich przeciwników. Mimo, że wojna była czymś strasznym to Rhoshan po prostu ją lubił. Świst kul, wystrzały, zapach spalenizny oraz krwi. Tak długo jak krwawił przeciwnik, a nie sojusznik to rudemu jak najbardziej taki układ odpowiadał. Nie było to uzależnienie od konfliktów, a przyjemne uczucie, które towarzyszy człowiekowi chociażby podczas picia porannej kawy. To dzięki takim konfliktom istoty jak Rhoshan mogły dać upust swojej furii i nienawiści wobec przeciwnika. Kto raz wkroczy na pole bitwy, już nigdy z niego nie zejdzie. Mimo, że walka była w tym momencie bezsensowna, a Widmo najzwyczajniej w świecie sobie stało i otrzymywało kolejne pociski, to jednak będzie o czym opowiadać. Jeśli rzecz jasna rudzielec przeżyje. Będzie mógł się określić mianem tego kretyna, który otworzył ogień do Czarnego Ognia jako pierwszy. Już w myślach słyszał tę reprymendę od Nodina „czemu się nie posłuchałeś rozkazu? Dlaczego mam takiego głupiego i lekkomyślnego ucznia?”. Na to w głowie już szła riposta pokroju „przyganiał kocioł garnkowi” czy coś takiego. Przecież na miejscu Rhoshana, Nodin też by miał gdzieś takie rozkazy.
- Shiet – mruknął pod nosem widząc jak nawet jego pociski, które jakoś są wzmocnione, odbijają się od pancerzu widma. Działało to pewnie niewiele lepiej jak obrzucanie góry głazami. Kiedy Widmo obróciło się w ich kierunku, lis wykonał krok w tył i kontynuował ostrzał. Potem do akcji ponownie wkroczył Nodin, któremu operatorzy i Rhoshan kupili odrobinę czasu na oddech do rundy drugiej. Musieli przerwać ostrzał, bo jeszcze by uszkodzili przyjazne widmo. Zresztą to samo zrobił rudy bo nie wypada pokiereszować własnego mistrza przez przypadek. Sytuacja jednak nie wyglądała zbyt różowo, bo Czarnołuskiemu brakowało sił do dalszej walki. Gdyby rudzielec mógł mu pożyczyć swoją siłę bez wątpienia by to zrobił chociaż jaki by to miało wpływ na walkę? Ziarenko piasku na pustyni, a jedyne co mu pozostało to dopingować w myślach swego mistrza. Nodin walczył w ich obronie. Rhoshan wiedział, że widmo potrafi odrzucić dumę na rzecz ważniejszej sprawy. Tak jak wtedy kiedy prosił Starożytnego o pomoc w likwidacji najeźdźców Densorinu. Teraz walczył o to czego jego brat miał chronić. Walczył o gatunek ludzki, którego Czarnołuski raczej też nie darzył specjalną sympatią.
Na pole bitwy przybyło wsparcie, które otworzyło ogień do obu widm. Rhoshan już chciał wrzasnąć, że kretyn strzela w swoich. Jednak mowa tutaj o widmach, których pewnie taki promień nawet nie ruszy. Zwłaszcza Starożytnego, który jest w pełni sił.
- Tyle jeśli chodzi o transport cywili – rzucił pod nosem przytykając uszy kiedy kanonierka huknęła, a on schował się za najbliższa osłoną by uniknąć odłamków. Dla kogoś z czułym słuchem coś takiego było bardzo dotkliwe przez co rudy potrzebował momentu by dojść do siebie. Kanonierka była opcją by wyciągnąć stąd ludzi i zabrać się z tego miejsca jak najszybciej. Nie ze względu na to, że ta walka była niemożliwa do wygrania. Problemem było to, że Nodin też nie mógł iść na całość. W pobliżu byli cywile oraz Rhoshan, a Czarnołuski nie pozwoliłby żeby im coś się stało przez co musiał też powstrzymywać ataki Czarnego Ognia. Teraz jednak nie miał pewnie innej opcji i poszedł na całość. Walka nie trwała jednak długo, gdyż Starożytny dorwał Nodina i zaczął smażyć go żywcem. W lisie się teraz gotowało, wściekłość, furia w czystej postaci spowodowana bezsilnością oraz tym, że nie może w żaden sposób ochronić swojego mistrza. Nie mógł nawet otworzyć ognia, gdyż tamten pewnie zasłoniłby się ciałem Nodina.
- Rozerwę cię na strzępy gnido– wycedził przez zaciśnięte kły Rhoshan. Miał autentycznie chęć zaszarżować na Starożytnego i wbić w niego swoje pazury, rozerwać na strzępy, obrać z widmowego pancerza niczym banana ze skórki. Ostatnie zahamowania mówiące „przecież i tak nic nie zrobisz. Zginiesz” puszczały w zastraszającym tempie. Gdyby nie pojawienie się kolejnych osób na polu bitwy to lis rzuciłby się do walki. Nie mając nic do stracenia na pewno by tak zrobił bo co to za życie ze świadomością zawiedzenia tej samej osoby dwa razy? Z czerwonym jaszczurem były jeszcze dwie istoty. Jedna wyglądająca jak jakaś mgła czy inny psikacz zapachowy z ziemskich toalet, a druga kobieta. Wyglądająca stosunkowo normalnie, bo do dziwnych i irracjonalnych kreacji chyba przywykł. Zresztą sam jest czerwonym futrzakiem więc czy naprawdę ma prawo się czepiać kogoś o wygląd? Tym bardziej nie ma czasu na wymianę uprzejmości, bo trzeba było teraz wesprzeć mistrza. Dlatego podbiegł zaraz za kobietą do leżącego widma.
Spojrzał jeszcze dziwnie na to coś co chyba przybrało kształt widmo-podobny. Widział chyba za mało kosmosu w tym życiu, bo to coś autentycznie wyglądało jak jakaś mgiełka zapachowa psiknięta przez setkę spryskiwaczy jednocześnie albo wydmuchnięta z e-papierosa sylwetka z dymu. Jednak jeśli to co mówiła było prawdą to lisowi nieco ulżyło, że jego mistrz nie cierpi tak bardzo. Problemem była jednak walka, która zaraz miała się wywiązać między pozostałą dwójką. Rhoshan szybko ściągnął plecak i odłożył obok karabin. Pogrzebał w nim i wyciągnął apteczkę, którą podał Faith – Musimy go stąd zabrać inaczej na nic się zdadzą te cudawianki – powiedział. Plecak ściągnął specjalnie. Wiedział jak dużo kosmicznych ciasteczek zjadło widmo i ile waży, dlatego będzie mu potrzebne trochę przestrzeni – Atena bierz karabin, ja biorę Nodina. Do budynku z nim. Krępujemy tamtym ręce – powiedział kucając i unosząc lekko ramię widma, a następnie wsuwając się pod nie i łapiąc za nogi. Było cholernie ciężkie, więc Rhoshan musiał się nagimnastykować żeby przenieść jaszczura i samemu się nie wywrócić w drodze do budynku. Na dodatek tam musiałby się jeszcze schylić i przekręcić żeby jaszczurem nie zahaczać o drzwi.
- Nie ma bata, odstawiasz te ciastka jak z tego wyjdziemy – powiedział pod nosem chyba tylko dla rozluźnienia samego siebie. Wściekłość została zastąpiona troską o jaszczurowatego. Wszystkie mięśnie u futrzaka pracowały na zwiększonych obrotach. Pamiętał jak wtedy na tamie poczuł ciężar widma. Wtedy jeszcze tamten mu nieco pomagał, ale teraz musiał sam ponieść widmo. Nodin był lżejszy o trochę łusek więc jakoś mogło iść. Musiał go tylko zanieść do budynku, gdzieś położyć i pozwolić udzielić mu pierwszej pomocy. Medevac nie może dotrzeć na pole bitwy bo go zestrzelą jak kanonierkę, trzeba pewnie będzie go jeszcze przenieść.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Wto Sie 16, 2016 9:37 pm

NPC Storyline - Ancalagon|ERT|Faith Hartley|Inusannon|Nodin|Vareoth

Widma stanęły w szranki, mierząc wzajemnie siłę swej mocy. Energetyczny atak Ancalagona blokowany był za pomocą dłoni Vareotha. Czarnołuski nie wydawał się nawet wzruszony, stojąc jedynie z dłonią przed sobą - zupełnie jak by trzymał siatkę zakupów.
/Potomek krwi mego brata. Imponujące, jednak.../
Odezwał się starożytny, strzepując swą dłoń w dół. Czerwona energia Ancalagona wybuchła i rozniosła się bez efektu po okolicy. No może po za wizualnym rozerwaniem czerwonej wiązki we wszystkich kierunkach. Głos widma dalej był słyszalny w głowach wszystkich znajdujących się tutaj istot. Przeciwnik wydawał się mówić do czerwonołuskiego. Zupełnie jakby go znał. Lub po prostu coś o nim wiedział.
/Brak tobie doświadczenia./
Dorzucił, wyciągając dłoń w kierunku czerwonołuskiego. Moc Akiry dosłownie na nic się nie zdała przeciwko czarnołuskiemu starożytnemu. Cięcia powietrza nic mu nie czyniły, na próby spowolnienia jego ruchów wydawał się nawet nie zwracać uwagi. W końcu mutantka dopięła swego. I choć nadal nie wyrządziła stworowi krzywdy, ten opuścił swą dłoń - którą wymierzył dopiero co w czerwonołuskiego - a następnie zerknął ku niej.
Ciemność zaczęła ogarniać wzrok wszystkich znajdujących się tutaj istot. Niezależnie czy było się materialnym organikiem czy niematerialną "chmurką". Zaczęło się od zaciemnienia obrazu, utraty wzroku. Następnie każdy zaczął odczuwać przeszywające zimno. Wpierw wszystko ucichło, a potem rozległy się krzyki - jak by milionów płonących żywcem istot. Piski, okrzyki bólu. Głośne, jakby każdy z tu obecnych znajdował się samotnie w piekle. Tuż po tym nadeszło kolejne uczucie. Strachu, panicznego przerażenia. Każdy zaczął odczuwać panikę, strach przed nieuchronną śmiercią która miała nadejść lada moment. Uczucie strachu było na tyle silne, że organizmy zebranych tu istot nie mogły stawić mu oporu - niezależnie od siły woli. Podświadomie, każdy zaczął pragnąć ucieczki z tego miejsca - jednak nogi odmówiły posłuszeństwa. Ciało jedynie drżało z przerażenia. Koszmar wydawał się trwać godzinami, nieprzerwanie. Zupełnie jakby ratunek miał nigdy nie nadejść, uczucie - nie minąć.
W pewnym momencie pojawił się głos. Inny, niż pozostałe. Przemówił do wszystkich w sposób spokojny lecz zdecydowany. Pierwszego zdania nie dało się zrozumieć. Drugie natomiast, rozbrzmiało niczym huk burzy w umysłach zgromadzonych tu istot.
/Wyrzeknijcie się ciemności!/
Tajemniczy głos rozniósł się echem w umysłach zebranych tu bohaterów. Tak jak echo zaczęło zanikać, tak wrzaski również ustąpiły. Wzrok zaczął powracać do normalnego stanu, strach odszedł - nie pozostawiając po sobie śladu, poza wspomnieniem koszmaru który miał miejsce. Mięśnie w ciałach wszystkich tu zgromadzonych zaczęły znów reagować. Zebranych zaczęło otaczać przyjemne ciepło. Otwierając oczy, każdy mógł dostrzec tańczące po okolicy, czerwone płomienie. Ogień płonął w różnych miejscach, krążąc po ulicy niczym żywa istota. Czasami przechodził przez niektórych, nie czyniąc im żadnej krzywdy - zupełnie jakby był niematerialny. Nawet Susan nie mogła mieć bezpośredniej styczności z płomieniem.
Każdy obudził się w miejscu w którym koszmar się rozpoczął. Akira leżała na ziemi, w miejscu gdzie stała wyprowadzając swe ataki. Susan i Rhoshan znajdowali się na ziemi przy Nodinie, Faith oraz przy kilku operatorach ERT. Faith oraz ludzcy operatorzy powracali powoli do zmysłów. Z budynku dało się usłyszeć krzyki i płacz ze strony spanikowanych cywilów, którzy nie wiedzieli co się wydarzyło. Przeszkoleni operatorzy wydawali się momentami wystraszeni, zszokowani - jednak trzymali się cało. Atena jako pierwsza podniosła się do góry, łapiąc równowagę i ogarniając sytuację. Rhoshan miał to szczęście w nieszczęściu, że akurat podniósł Nodina, gdy wszystko się zaczęło. Gdy więc utracił kontrolę i upadł - widmo padło na niego, przygniatając go do ziemi. Na szczęście dla lisa, czarnołuskie widmo densorinu odzyskało na tyle sił, by powrócić do zmysłów. Głównie dzięki interwencji Susan, która przejęła od niego co gorsze rany. Nodin jednak nie był zbyt uważny - lub po prostu zignorował fakt, że Rhoshan posiada unerwienie na ciele. Tak więc gdy wstawał, po prostu oparł się o futrzaka niczym o podpórkę, nie zwracając uwagi na ewentualnie wgniatanie mu kości w podłogę.
/Kyrat.../
Rzucił telepatycznie gad. Ogień kierował się do środka, tam gdzie znajdował się Ancalagon. Czerwonołuski klęczał, łapiąc oddech - najwyraźniej również doświadczony przez to co ogarnęło wszystkich. Potężny, prawdopodobnie telepatyczny atak. Obok egzekutora, znajdował się ktoś jeszcze. Był to czarnołuski smok o czerwonych skrzydłach. Mierzył podobnie do swego kompana - dwieście sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu. Smok wydawał się płonąć w czerwonym ogniu który rozchodził się po okolicy. Jego skrzydła były połowicznie rozłożone, z ciała uwalniały się czerwone fale które krążyły po okolicy. Lewa ręka smoka znajdowała się w górze, wyprostowana - otoczona czerwoną, ognistą kulą. Oto był sprawca który wydostał wszystkich z udręki.
-Kim jesteście?
Rzuciła Atena, kierując swe pytanie do Ancalagona, Susan oraz Akiry. Tak jakby, nie znała ich. Nie słyszała o nich. Pytanie było... na miejscu. Ich przeciwnik gdzieś zniknął. Dał sobie spokój? Przyjdzie im się o tym przekonać.
Rhoshanowi przyszło się natomiast przekonać o czymś innym. Gdy tylko lis się podniósł, Nodin zasadził mu w brzuch swym ogonem. Kończyna wpadła w lisa niczym autobus, na tyle mocno by poczuł i mógł ugiąć się z bólu - lecz nie na tyle by go uszkodzić lub przerzucić nim przez ulicę - ja kto zdarzyło się wcześniej.
/Nauczę cię szacunku, gdy wrócimy./
Odezwał się telepatycznie Nodin, teraz już tylko do lisa - tak więc wyłącznie Rhoshan te słowa usłyszał. Operatorzy znajdujący się na miejscu, zaczęli zbierać się z ziemi i rozchodzić, łapiąc nieco odległości dla bezpieczeństwa i pilnując pozostałej trójki - Akiry, Susan oraz Ancalagona. Ten ostatni w końcu również podniósł się z ziemi, spoglądając na przybyłego smoka, mając niedowierzanie rysujące się na pysku. Nie chcąc jednak stać i gapić się bez celu, czerwonołuski skierował swe kroki ku Akirze, podchodząc do niej szybszym krokiem, zatrzymując się przy dziewczynie oraz wyciągając ku niej swą prawą dłoń.
-Trzymasz się?
Zapytał spokojnym głosem. Było to dość prewencyjne. Młoda mutantka przeszła właśnie przez... ciekawe doświadczenie. Z resztą Susan również nie została sama ze sobą. Faith, czyli Atena, zrobiła krok ku niej i zlustrowała ową istotę swym spojrzeniem, oczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Cała niebezpieczna sytuacja w dynamicznym tempie uległa uspokojeniu.


Inusannon:
Spoiler:
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pią Sie 19, 2016 6:12 pm

I oto moment, w którym Akira przypomniała sobie, że tak w sumie to moc jednego z żywiołów nie działała na czerwonołuskiego... Więc, idąc tym tokiem myślenia, dlaczego miałoby coś dać przeciwko takiemu przeciwnikowi? Eh. Trochę się wydarzyło, skoro nie pomyślała o tym... Ale gdy już sobie po trochu to uświadomiła, nie przestawała tego. Dlaczego? Albowiem, nawet jeśli nie mogła mu zadawać żadnych obrażeń, starała się na swój sposób go jakoś rozproszyć, by pomóc w ten pomóc pozostałym, chociaż trochę brakowało jej pomysłów, w jaki sposób to robić.
Ups. A jednak coś się udało, bo jasnowłosa nie przeoczyła chwili, w której widmo zmieniło swoją pozycję... I chwila, zerknął na nią?
Nie zdążyła jednak dobrze skupić się na tym, ponieważ zaczęła widzieć... A raczej niewidzieć. Jej wzrok zaczął zanikać. Uniosła dłoń, by przetrzeć oczy, jakby ten gest miał sprawić, że odzyskałaby zanikający wzrok. Nie zadziałało. Czerń coraz bardziej pogłębiała, zakrywając sobą obraz, który widziała jasnowłosa. Kilka sekund później utraciła wzrok. Syknęła w myślach, starając się nie ruszać. Nie widząc, przestała używać umiejętności kontroli powietrza.
Nagle odczuła przenikliwe zimno, przenikające jej ciało. Ubrania, które miała na sobie, nie powstrzymywało je, a ona chwyciła się za ramiona, jakby to pomogłoby odzyskać chociaż odrobinkę ciepła. Delikatnie zaczęła się trząść. Jej uwaga, by wykorzystywać swoją "magię", została rozproszona.
Cisza. Kompletna cisza. Po kilku sekundach dotarło do niej, że przestała cokolwiek słyszeć. Przełknęła ślinę. Pustka. Nie zostały zabrane jej wszystkie zmysły, ale fakt, że odczuwała się tak, nie wywoływał przyjemnych odczuć. Nigdy wcześniej nie miała z tym do czynienia, co sprawiało, że nie wiedziała jak teraz zareagować.
Wydawało jej się, że minęła wieczność, zanim zaczęła coś słyszeć. Ale... C-co jest? Dźwięki, które odbierała, nie pasowały do tego co się działo... Ale czy na pewno? Nie była tego teraz pewna. Chciała się rozejrzeć, by cokolwiek więcej wyłapać. Nic nie widziała, więc nie wiedziała do końca, co jest. Ale te krzyki... Kto cierpiał? Co się dzieje? Dlaczego? Bała się. Czuła, jak całe jej ciało ogarniał strach, biorąc ją we swoje szpony i nie wypuszczając. Nie chcę. Pozytywne myślenie? Nastawianie się na coś lepszego? Nic nie działało. Nie udawało jej się odwrócić uwagę od tego, co odczuwała tego, ba, to jedynie się nasilało. Próbowała stąd uciec - nie dało się. Jej ciało nie słuchało się jej. Nie drgnęło ani trochę.
Nie wiedziała ile czasu to trwało. Jak długo tkwiła w jednym koszmarze, polegającym na słuchaniu krzyków, pisków zdradzających ból, jak i odczuwała ten strach? Śmierć. Nadchodziła. Nikt nie przybędzie na ratunek... Nie można było uciec... Pozostawało jedynie czekać, a to oczekiwanie było wypełnione tymi wszystkimi uczuciami.
Głos. Pośród tej ciemności wypełnionej cierpieniem, pojawił się głos. Akira usłyszała w swoim umyśle słowa. To było coś niespodziewanego w tym piekle, jakie doświadczała teraz... Miała wrażenie, że to jedno zdanie wpływało mocno na nią. Wraz z przemijaniem echa, wrzaski ustępowały, a ciemność przemijała, strach zanikał. Zamrugała oczami, chcąc sprawić, by wzrok nabrał ostrości. Odzyskiwała kontrolę nad ciałem.
Do tego jeszcze to ciepło, zastępujące przeraźliwy chłód z przed chwili. Przyjemne. Zauważyła również płomienie w chwili, gdy jej wzrok się wyostrzył. Co to? Uniosła wzrok, by przetrzeć oczy. Nie odczuwała aktualnie na swoim ciele efektów poprzedniego... Właściwie, co to było? Jasnowłosa nie wiedziała. Bądź co bądź, pozostawały jedynie wspomnienia z tego.
Powoli starała się podnieść. Nie rozumiała co się stało, jednak nie czuła się psychicznie za dobrze. O czymś takim od tak nie dało się zapomnieć... Nie rozglądała się, jedynie przyłożyła prawą dłoń do głowy, krzywiąc się. Jakoś nie potrafiła się wydobyć na to, by zatroszczyć się o innych.
- Czy to odpowiedni moment na takie pytania? - mruknęła natomiast, zerkając w stronę... Przybyłego. Pomijając fakt, że nie wiedziała kim on był... Czy to właśnie jego słyszała w głowie? Nie wiedziała jak było z innymi. Nie wnikała to. A zresztą... Postanowiła się nie odzywać póki co. Niech ktoś inny bawi się w wyjaśnianie.
Nie reagowała na nic więcej aż do chwili, gdy usłyszała pytanie zadane przez Ana. Wtedy uniosła głowę, patrząc wprost na niego. Nie czuła się tak dobrze, jakby chciała. Najwyraźniej nie tylko "atak", ale i wykorzystywanie mocy wpłynęło na jej stan, a do tego trzeba dodać jeszcze, że wszystko było dla niej nowością.
- Ta... Jeszcze - odpowiedziała mu cicho. Chwyciła go za dłoń. Miała teraz tylko nadzieję, że jak wstanie, to nie wywróci się zaraz.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Sob Sie 20, 2016 2:22 pm

Potomek krwi brata Starożytnego? Czy oznaczało to, że nowoprzybyły jaszczur jest na zbliżonym poziomie lub potencjalnie tym samym co istota, która ich zaatakowała? Chociaż to braterstwo mogło być przenośnią, gdyż Widma wiązała ta specyficzna więź. Niewykluczone, że niektóre mogły mieć to samo pokrewieństwo ze względu na tę samą samicę która złożyła… jajka? Skoro są jaszczurami to pewnie wykluwają się z jajek albo są żyworodne. Rhoshan tego nie był pewien, musiałby zerknąć do archiwów i poczytać nieco o biologii Widm. Tak z ciekawości, bo głupio by było kogoś zapytać „hej wyklułeś się z jajka?”. Narażał się wtedy raz, że na możliwe obrażenie rozmówcy w jakiś pokrętny sposób, a drugą konsekwencją była jakaś naprawdę cięta riposta. Dosłownie bądź w przenośni zależnie od charakteru Widma. Jedno pewnie stwierdziłoby, że fajnie będzie wrzucić na ruszt kotlet z lisa, a inne walnie jakiegoś suchara by go zdissować.
Rhoshan nie miał zbytnio czasu, ani pola widzenia by się rozglądać gdyż targał swojego mistrza, który nie mało warzył i faktycznie trzeba było uważać by nie wywrócić się o jakiś kamień czy inny gruz. Chociaż nietrudno było się domyślić, że są w naprawdę fatalnej sytuacji, gdyż Czarny Ogień mimo obecności dwóch Widm nadal czuje się pewnie. Nie czuć było w nim niepokoju, a nawet większą pewność siebie. Jak człowieka depczącego mrówki. Lis nie lubił jak ktoś patrzy na niego z góry i ten nie może nic z tym zrobić.
Wtem obraz pociemniał. Lis obrócił się to w lewo, to w prawo, jednak wszędzie było ciemno. Przez moment nawet przyszło mu do głowy, że umarł i właśnie trafił do tego korytarzyka z rzekomym światełkiem w tunelu. Kwestia, że tutaj nigdzie nie było światła. Następnie przyszło zimno, które odczuł mimo swojego grubego futra. Nigdy wcześniej nie czuł takiego przenikliwego zimna. Skulił się sam w sobie, by ograniczyć jak najbardziej powierzchnię na którą zimno może oddziaływać. Taka typowa reakcja kiedy jest komuś zimno. Nie słyszał, ani nie czuł nic wokoło. Nie było odgłosów tamtej walki, ani swojego oddechu nawet stopniowo nie słyszał. Był zaniepokojony tym faktem dlatego strzygł uszami jak tylko się dało i rozglądał nerwowo na boki. Krzyki postawiły go w stan gotowości, mało tego nikogo nie widział, a słyszał wrzaski. Wiele razy słyszał podobne dźwięki kiedy rozrywał ludzi na strzępy za czasów kiedy nazywany był Jack’iem. Teraz były jakby ktoś podłączył wzmacniacz i dał takiej osóbce mikrofon, agonia milionów istot. Jedna czy setka nie byłyby problemem, ale taka liczba zwyczajnie rudzielca przytłaczała, był nerwowy i warczał w przestrzeń.
Kolejnym uczuciem jakiego doznał był strach. Coś czego nie czuł od bardzo dawna, strach na tyle silny że chciał uciec ale zarazem nie mógł się zmusić by wykonać kolejny krok. To było o tyle boleśniejsze doświadczenie, że teraz wiedział jak czuły się te wszystkie istoty które sam uśmiercił. W połączeniu ze wcześniejszymi krzykami było to naprawdę druzgocące uderzenie dla Rhoshana. Tonął właśnie we własnym strachu, zapadając się w tym bagnie, aż ktoś wyciągnął rękę. W przenośni rzecz jasna. Na początku była niewyraźna lecz za drugim razem słychać było wyraźnie na tyle, że krzyki zostały przez ten głos zagłuszone.
Rudy ocknął się z tego koszmaru. Zaserwowano mu na dodatek niezłą terapię w postaci tego przenikającego ciepła, a czerwony ogień tańczący w okolicy działał jak taka lampa, którą ziemskim dzieciom rodzice stawiają na półce. To się chyba nazywało kalejdoskop czy jakoś tak. Urządzenie dosyć proste, bo zwykła lampa przykryta kawałkiem papieru z wyciętymi wzorami. Papier czy inny materiał obracały się i światło przez to tworzyło wzory na ścianach. Ogień nie parzył jak to zwykle robi płomień. Był niematerialny.
Po tym specyficznym spektaklu Rhoshan obudził się na dobre wraz z resztą. Kwestia tego, że teraz był przygniatany przez swojego mistrza, który na nim leżał. Na początku pierwszym odruchem była próba podniesienia się, ale Widmo ocknęło się najwyraźniej wcześniej i Rudy został bardziej wgnieciony w ziemię. W takiej pozycji ciężko było cokolwiek zrobić, zwłaszcza że Nodin miał lepszy punkt podparcia. Mało tego futrzak próbując się podnieść mógł zapewne poczuć, że jak będzie się siłował to pewnie sobie krzywdę zrobi pazurami Widma, które się o niego opiera. Teraz się zastanawiał jak długo minie zanim Czarnołuski ogarnie, że na kimś się opiera.
Osobą, która ich uratowała był Sędzia. Ten, którego Rhoshan nie za bardzo lubił za tę swoją wyniosłość. Są pewne granice bycia nadętym, ale mimo tego tamten ich uratował więc to się jakoś wyrównuje. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, więc chwilowo Rudy odsunie swoje uprzedzenia względem Kyrat’a. Obok Czerwonołuskiego faktycznie znajdował się Sędzia. Densorin widział już wcześniej ten ogień jak sięgnął pamięcią do wydarzeń ze Świtu. Wtedy smok walczył z demonem bądź innym plugawym stworzeniem.
Dopiero po chwili Rhoshan miał okazję w końcu się podnieść. Atena zadała bardzo dobre pytanie. Kim oni do ciężkiej Anielki byli? O tyle wiadome było, że Czerwony najpewniej był widmem o tyle Mgiełka (bo tak określił Susan) i Białogłowa (Akira) były osobami całkowicie nie pasującymi do takiego towarzystwa. Chociaż najwyraźniej były z tamtym Widmem, więc pewnie je przywlókł ze sobą. Może nie tylko Nodin ma ucznia? Dalsze rozważania nie były mu dane, gdyż oberwał w brzuch. Zgiął się z bólu i odruchowo złapał za brzuch, którego nie napiął na czas. Próbował złapać oddech, ale był jakiś progres. Teraz nie przeleciał przez okolicę albo Nodin był na tyle zmęczony walką z Czarnym Ogniem. Swoją drogą takie ciosy, w końcu kiedyś go przystosują do tego, że będzie szybciej mógł dojść do siebie w przyszłości. O ile przeżyje taki trening. Żadna kość nie była chyba złamana, ale mięśnie go bolały po takim ciosie, zwłaszcza że oberwał ogonem to prawie tak jakby ktoś przyrżnął mu solidnym biczem. Nie dość, że mięśnie bolą to jeszcze skóra będzie piec i to odczuje dopiero potem przez dłuższy czas.
Przez moment Rhoshan się zastanawiał czy Czarnołuski nie zna się na żartach czy to aktualnie teraz jest żartem? Może próbuje go nastraszyć w ramach żartu, a może mówi na poważnie? Przecież wie, że lis go szanuje i dlatego nie posłuchał durnego rozkazu żeby się wynieść, a otworzył ogień i chciał zaraz potem rzucić się do walki.
- Przepraszam rzucił w myślach w stronę Czarnołuskiego. Może faktycznie poczuł się urażony tym żartem o ciastkach bo faktycznie coś było na rzeczy? Teraz już faktycznie za tę myśl przyszykował się do kolejnego ciosu, który potencjalnie mógłby otrzymać. Nie będzie pewnie i tak szło go zablokować, ale można chociaż spróbować napiąć mięśnie na czas. Wypadałoby za to przeprosić, więc przeprosił. Zaraz potem sięgnął po swojego ISAC’a i przeszukał jego bazę danych by znaleźć cokolwiek o Czerwonym jaszczurze, który stał przed nimi i aktualnie zajmował się kobietą.
- Każdy moment na takie pytania jest dobry, zwłaszcza jeśli ktoś pojawia się w strefie walk - dorzucił w stronę Akiry. Teraz faktycznie przyszła chwila na trochę odpowiedzi, bo na razie były same pytania. Lis tymczasem rozejrzał się i nasłuchiwał, bo to co się działo pod statkiem najeźdźców pewnie zwróciło czyjąś uwagę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pon Sie 22, 2016 11:07 am

Susan podniosła się z ziemi za Rhoshanem i Ateną chwytając plecak pozostawiony przez liska, by się odciążyć. Już po pierwszym szarpnięciu doszła do wniosku, że jest dla niej zdecydowanie za ciężki, a gdy spróbowała go unieść po raz drugi zrobiło jej się ciemno przed oczami. Dosyć dziwne, skro widziała całym ciałem, to trzeba by było ją nagle w całości przykryć jakimś kocykiem, żeby ni stąd ni zowąd opanowały ją egipskie ciemności. Nie miała jednak czasu długo zastanawiać się nad paranormalnym zjawiskiem, bo uderzyła w nią fala zaskoczenia podpisana autografami wszystkich, pobliskich istot, a zaraz, w ślad za nią przyszedł chłód, który dla Susan powinien być teoretycznie obojętny, a następnie gigantyczna ilość panicznego strachu.
Dużo już dziś czuła, w końcu inwazja obcych, to dla wszelkich cywili ogromny szok, a kosmitka latała już przez miasto pomiędzy przerażonymi ziemianami zjadając sobie ich emocje, teraz jednak był to kompletnie inny poziom. Całkowicie straciła władzę nad ciałem, które zdematerializowało się i poczęło na zmianę rozpływać i gęstnieć. Gdyby nie zaabsorbowane rany i forma przez nie wymuszona Perhavinianka z pewnością byłaby już całkowicie amorficzną chmurką, dokładnie tak, jak metaforycznie można by było przedstawić w tej chwili jej mózg. Nie była w stanie myśleć zupełnie o niczym, przytłoczona nie tylko swoim, nienaturalnym lękiem przed końcem bytu spłynęła na ziemię gęstniejąc i nie potrafiąc zaabsorbować nawet dodatkowej setnej części wata promieniowania emocjonalnego. Nie chciała uciekać. Była tak przerażona, że już nawet naturalne odruchy przestały mieć znaczenie, a co dopiero logiczne myślenie. Krzyki i dźwięki były bodźcem mogącym zadziałać jedynie na istoty naturalnie słyszące, umniejszyło to jednak strach odczuwany przez Susan o zaledwie jedną istotę, ją samą. Z resztą miała je gdzieś, te wszystkie krzyki, piski, nawet telepatyczną wiadomość. Wszystko to to były tylko dodatkowe, pojedyncze tony bodźców, do przygniatających ją dziesiątek tysięcy. Gdyby miała zwoje mózgowe, to te już dawno by się wyprostowały.
Kiedy cała reszta istot zbierała się z ziemi i do kupy Susan wciąż była opóźniona przetwarzając emocje, których nie potrafiła natychmiastowo wchłonąć. Zadano jej jakieś pytanie, ale ta wciąż była tak bardzo przerażona, że zarejestrowała jedynie wydany przez kogoś dźwięk nie mający dla niej kompletnie żadnego znaczenia. Gdyby była człowiekiem pewnie siedziałaby teraz w pozycji embrionalnej kiwając się i mamrocząc coś pod nosem. Teraz z resztą robiła coś podobnego raz za razem rozrzedzając się i gęstniejąc, wyostrzając i rozmywając, materializując i dematerializując. Próbowała się podnieść, aczkolwiek co jakiś czas dłoń wpływała jej w chodnik uniemożliwiając oparcie się, gdy reszta ciała materializowała się, zyskiwała ciężar i ściągała ją na powrót ku ziemi. Kiedy w końcu uniosła się do siadu wciąż nie była w stanie myśleć o niczym prócz przeżywania niekończących się ech trwającego przecież tak krótko, telepatycznego ataku. Podniosła dosyć po ludzku dłonie ku twarzy i przyglądała się im, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. Nawet tak było, gdyż chłonąc niesamowite ilości emocji całkowicie straciła kontrolę nad kształtem i zmieniała się, jak w kalejdoskopie przyjmując formę złożoną z pseudo kobiecych, męskich i widmowych puzzli, których pierwowzory można było z powodzeniem odnaleźć u otaczających istot. Rozchwianie emocjonalne objawiało się u niej również rozchwianiem aparycji.
Po stosunkowo długiej chwili całkowitego sierotyzmu otrząsnęła się przyjmując swój, standardowy na Ziemi kształt wzbogacony o kilka łusek tu i tam, głównie w miejscach, które wciąż nosiły odebrane Nodinowi rany, opuściła bezwładnie dłonie wzdłuż ciała i skierowała oczy na Atenę próbując nawiązać kontakt wzrokowy.
- Przepraszam, może pani powtórzyć? - zapytała nieprzytomnie z odrobinką tego napięcia, które towarzyszy wywołanym do odpowiedzi uczniom, którzy jeszcze przed chwilą drzemali na ławce za podręcznikami.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Sob Sie 27, 2016 9:11 pm

NPC Storyline - Ancalagon|ERT|Faith Hartley|Inusannon|Nodin


Ancalagon chwycił delikatnie dłoń Akiry, pomagając jej przy tym wstać, utrzymać równowagę - jeśli zaistnieje taka potrzeba. Na jej pytanie dotyczące słuszności zadanego pytania, odpowiedział już Rhoshan - tak więc nikt tego więcej nie poruszył. Na pysku czerwonołuskiego zawitał nawet lekki uśmiech. W końcu wszyscy byli cali. Przynajmniej jeszcze.
ISAC udzielił odpowiedzi na zadane przez lisa pytania. Gdyby była taka możliwość, to urządzenie wyświetliło by same znaki zapytania. Zamiast tego, densorin otrzymał informację - o braku informacji. Urządzenie się jednak łatwo nie poddało i dokonało szybkiego skanu nieznanej sobie istoty, ustalając, że jest to - z dużym prawdopodobieństwem - widmo. Bez jednak bliższych danych na temat tego osobnika.
/Nie przeżywaj tak tego klepnięcia./
Odezwał się w umyśle Rhoshana - jego mentor. Nie padła jednak odpowiedź na pytanie zadane przez Atenę. Kobieta ścisnęła pięści i wstała do góry, kierując swe spojrzenie na przybyłego smoka. Ten z kolei spojrzał wpierw po grupce, zatrzymując wzrok na Ancalagonie, a potem przenosząc go na Susan. Tańczące dookoła, czerwone płomienie, zaczęły przemieszczać się ponownie, kierując się tym razem ku kosmitce. Płomienie otoczyły kobietę, odcinając ją od otoczenia i tworząc swoistą barierę, która przerwała działanie jej mocy. Susan przestała odczuwać oraz mieć możliwość pochłaniania emocji istot znajdujących się w najbliższym otoczeniu. Smok nie wyjaśnił jednak celu swego zabiegu. Atena natomiast wskazała gestem operatorom, by ci zabezpieczyli teren oraz udali się po cywili. ERT rozeszło się po okolicy, obstawiając wszystkie sektory oraz pilnując otoczenia.
W ten znów odezwał się ISAC. Połączenie zostało przekierowane na głośnik na ramieniu Ateny, by otoczenie słyszało co się dzieje.
-Atena?
Zapytał znajomy dla Rhoshana głos. Był to głos kobiety - lub w tym wypadku raczej samicy. Bliskiej znajomej lisa - Inezri.
-Dostaliśmy się do jednostki w sektorze czwartym. Pozbędziemy się go.
Odezwała się ponownie, przesyłając wiadomość przez komunikator. Atena odwróciła wzrok w kierunku wschodnim, gdzie nad miastem znajdował się jeden z czterech wielkich okrętów, które opuściły główną jednostką znajdującą się aktualnie nad nimi - by koordynować przejmowanie kontroli nad miastem.
-Na pokładzie ich carriera? Z kim tam jesteś?
Odpowiedziała kobieta, spoglądając w kierunku ogromnej maszyny, jakby próbowała dostrzec szczegóły. Z tak dalekiej odległości, nie było to możliwe. Od Inezeri nadeszła odpowiedź. W tle dało się usłyszeć szumy, huki, wystrzały.
-Ja, Kougatal... cała gromadka. Już prawie jesteśmy przy rdzeniu, tam jest najwięcej zabawy... czekaj... co to...?
Po tych słowach, wiadomość się urwała. Po MASZYNIE znajdującej się dalej, przeszedł ogromny, czarny piorun. Nie minęła sekunda, a masywny okręt eksplodował. Eksplozja nie była naturalna, coś go po prostu spaliło od środka oraz rozesłało na odległość dwustu metrów od niego - widoczną, przezroczystą falę uderzeniową. Całemu zjawisku towarzyszył potężny huk oraz jeszcze silniejszy wstrząs, który szarpnął całym Houston. Jeśli w okolicy były jeszcze auta ze sprawnym, nie uruchomionym alarmem, to te właśnie się włączyły.
Praktycznie wszyscy znajdujący się tutaj operatorzy oraz cywile zachwiali się, łapiąc równowagę lub padając dla bezpieczeństwa na ziemię. Widma jedynie skierowały swe spojrzenia na eksplozję.
-ISAC, kto przeżył?
Rzucił bez zastanowienia Atena. Wszyscy dokładnie usłyszeli te słowa. Kto przeżył, nie "jakie były ofiary". Ofiary były, pewniak. Pytanie czy komuś się udało? Wysokość, eksplozja... jednak nadzieja umierała ostatnia. Niemniej komputer nie pozostawił żadnej nadziei.
-Nikt nie przeżył.
Odezwał się  krótko ISAC. Analityczna maszyna nie posiadała uczuć, tak więc nie przekazała informacji w żaden delikatny sposób. The Core właśnie straciło kilku operatorów oraz agentów, w jednej prostej eksplozji. Atena wzięła głębszy wdech, rozejrzała się, a następnie wydała instrukcje.
-Ewakuujemy cywilów. Przygotujcie ich do wymarszu.
Rzuciła kobieta, spoglądając przed siebie. Następnie wzrok pani oficer padł na czarnołuskiego Nodina. Kobieta uniosła głowę do góry, by móc spojrzeć na pysk widma.
-Nodin. Wracaj na okręt.
Przekazał polecenie widmu. Czarnołuski spojrzał na nią jak na wariatkę. Jemu rozkazywała? Ona? Zanim jednak zdążył coś powiedzieć lub zrobić, czerwona energia otoczyła ciało widma i zabrała go z tego miejsca. Inusannon - sędzia z kyrat - przesłał ranne widmo z dala od pola walki. Następnie smok odwrócił się w stronę Ancalagona, ruszając powoli ku niemu. Czerwonołuski obrócił się ku niemu, spoglądając na smoka z szacunkiem, wręcz posłuszeństwem. Schylił nawet lekko łeb, a chwilę potem zniknął - tak jak sam smok. Obaj zostali gdzieś przeniesieni, bez słowa - bez wyjaśnienia. W tym momencie, bariera otaczająca Susan zaczęła ustępować, zanikać - do momentu gdy nie pozostał po niej ślad. Przywróciło to tym samym pełnię wrażeń związanych z działaniem jej mocy.
-Rhoshan... i wy dwoje. Zaczęła znów kobieta. -Udajcie się do Hines Waterwall Park. Warwolf miał się tam stawić. Dowiedzcie się co z nim oraz jakie uzyskał informacje.
Dokończyła kobieta, odkładając przy tym ISACa z powrotem na ramię. Następnie chwyciła za broń przypiętą do pasa i spojrzała na trójkę wyczekująco. Mieli pytania? Lepiej nie za dużo. I tak, Akira i Susan właśnie zostały włączone do "jednostki" z Rhoshanem. Atena nie brała go ze sobą, bo udawali się do obozu, gdzie oficer dopiero przybliży armii stanów zjednoczonych ich obecność. Oraz, że nie wszyscy nie-ludzie to ci źli. Lis by tam nie pomógł.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Sob Sie 27, 2016 11:10 pm

Być może nawet na tej płaszczyźnie ISAC był zakłócany przez najeźdźców. Brak dostępu do bazy danych mógłby bardzo utrudniać sprawę albo po prostu nikogo z tamtych w niej nie było. Cóż póki co nie wyglądali jakby chcieli sprawiać problemy, a darowanemu Widmu w zęby się nie zagląda. Jeśli prawdopodobieństwo było tak duże to biorąc pod uwagę słowa Czarnego Ognia to z pewnością jest Widmo, a nie jakiś podlotek. Po skończonej analizie po prostu przypiął urządzenie do prawego ramienia i tam póki co niech sobie będzie.
Przez moment lisowaty przetwarzał to co powiedział jego mentor. Teraz po połączeniu faktów wychodziło, że tamto faktycznie było żartem i przyjacielskim przepychaniem się. Niemniej bolesnym, ale to chyba norma w takich interakcjach. Dlatego też lis wyszczerzył się, bo zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy – W końcu trzeba dbać o ten image mrocznego i twardego nie? – rzucił w myślach bardziej w kontekście takiej przyjacielskiej odpowiedzi. O tak, bo gdyby wyszło, że Nodin nie jest taki jaką reputację sobie zbudował to pewnie znalazłoby się jedno albo dwa Widma, które by mu próbowały dokuczyć. W końcu każdy sobie coś takiego buduje. Rhoshan lubi mieć ten wizerunek dużego i strasznego bo ludzie śmiesznie na to reagują. Z drugiej strony gdyby on miał klepnąć Widmo tak żeby poczuło to chyba musiałby przyrżnąć z podobną siłą z jaką wyprowadza cios normalny. Chociaż to pewnie byłoby i tak odczuwane porównywalnie do przesunięcia pazurów po łuskach. Raczej nie będzie tego próbował w najbliższym czasie, bo ktoś może zareagować dosyć impulsywnie. Wystarczy, że jeden egzekutor go nie lubi, a kto wie czy tam przy kawie nie obgaduje go z kolegami po fachu. Może nie lubi go więcej niż jeden egzekutor?
Wtem futrzak na swoich radarach wyłapał znajomy głos – Inezri? – przekręcił łeb w bok pytająco. Czy ona przypadkiem nie miała zająć się tamtym pancernikiem, który hula sobie po kosmosie i strzela do bogu ducha winnych lisów w statkach kosmicznych? – Chwila… co?? – spojrzał w kierunku maszyny, która wisiała nad miastem. Byli tuż nad nimi i infiltrowali bazę wroga? Bez niego!? Chociaż taki duży futrzak rzucałby się w oczy bardziej niż zgrabna i atletyczna samica, którą miał okazję widzieć w swoich kwaterach. Był z nią jeszcze Kougatal. Czuł się troszkę zazdrosny, że ma tam ze sobą innego rudzielca niż on i mimo, że miał format pamięci to jednak pewne odruchy pozostają. Hej, ale to jego przełożony był więc może nic nie będzie próbował. Chociaż tam mieli całkiem niezłą imprezkę sądząc po odgłosach wystrzałów i huków wybuchu. Dają w palnik, a ci tutaj prawie wyzionęli ducha z Czarnym Ogniem. Właśnie ciekawe gdzie go wcięło?
No i rudzielec wywołał wilka z lasu. Przez moment mignęło mu w myślach „chyba już wiem gdzie jest”. Chciał tam biec jednak co dalej by zrobił? Nic, gdyż okręt eksplodował. Dla lisa czas zwolnił i to diametralnie. Każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie. Dzwoniło mu w uszach od huku oraz potknął się i siedząc opartym o ręce przyglądał się miejscu, w którym był jeszcze chwilę temu statek. Nie musiał słyszeć słów Ateny. Zwierzęta potrafią wyczuć niebezpieczeństwo albo kiedy coś jest nie tak. Ten przejmujący niepokój ogarniał teraz rudzielca. Trawił go od środka, a czas stopniowo wracał do swojego normalnego upływu – Nie… - powtórzył raz – nie, nie, nie! – ryknął tym razem już nie we wściekłości, a w rozpaczy, bezsilności której się znalazł. Przez głowę przetaczały mu się różne myśli. Ukierunkowane na przykład na tory „czemu ona?”, „to się nie dzieje naprawdę”, „to na pewno jest sen. Bardzo zły sen.”, „niemożliwe.”. Właśnie został mu odebrany ktoś bliski, ktoś bardzo bliski kogo nie zdążył ponownie poznać. Ryknął jeszcze raz wściekły, po czym uderzył zaciśniętą pięścią w chodnik, a raczej gruzy, które z niego zostały. Rąbał tak mocno, jak tylko mógł, by wyładować tą narastającą frustrację oraz żal i smutek, które się w nim teraz kłębiły. Zacisnął zęby podczas całego tego zdarzenia i lekko pochylony w końcu po kilku chwilach skończył uderzać. W całym tym emocjonalnym zamieszaniu umknęło mu, że jego mistrza tutaj nie było. Został sam na placu boju. Czy o takich okropieństwach mówił Natvakt? Utracie bliskich oraz niemożności zrobienia z tym niczego? Z drugiej strony coś tę niewypowiedzianą rozpacz absorbowało, łagodziło ją. Uspokajało jak narkotyk. Mimo, że znakiem tych kotłujących się emocji były łzy na jego pysku, które otarł łapą. Kto by widział takiego olbrzyma który płacze? Ogień powoli przygasał, wybuchał, przygasał i znowu wybuchał tylko tym razem pod postacią gniewu. W głowie miał tylko chęć wymordowania co do nogi każdego z najeźdźców, którzy się pałętają w okolic. Oskórowania ich i powieszenia jako przykładu, albo po prostu wpakowania do kapsuły i wysłania w stronę ich statku. Zaraz potem znowu te emocje były z niego wysysane i ilekroć ten kocioł się gotował to zaraz coś sprawiało, że upuszczano z niego pary. Być może to była jedyna rzecz, która sprawiła, że Rhoshan nie ryknął na Atenę czegoś w stylu „nie mów mi co mam robić durny człowieku!”. Napływ emocji był ciągły, ale zarazem ciągłe było ich „odsączanie”. Mimo, że emocje były tłumione to jednak zmiany w psychice postępowały. Gdzieś uleciał ten entuzjazm, który prezentował sobą lis. Zniknął jak gdyby nigdy go nie było, a zastąpiony został czymś innym.
Lis powstał z miejsca, w którym jeszcze chwilę temu klęczał. Chwycił plecak oraz karabin.
- Strzelać by zabić cokolwiek z najeźdźców nam się napatoczy mam rozumieć? – nie czekał na odpowiedź na to pytanie retoryczne tylko sam to skwitował – Świetnie. Dawno czegoś nie zastrzeliłem. Będziemy w kontakcie – stuknął w swojego ISAC’a pazurem. Czuł w sobie tą pustkę, którą teraz zapełni. Krwią przeciwników. Następnie spojrzał najpierw na Akirę, a potem na Susan. Z kim mu przyszło pracować? Mgłą oraz dziewczyną z białymi włosami? Na dodatek nic o nich nie wiedział. Po prostu świetnie.
- Coście za jedni? – wypalił bez ogródek w kierunku tej dwójki. Tutaj akurat nie zaszły specjalne zmiany, bo takie zuchwałe zachowanie było typowo Rhoshanowym. W międzyczasie na ISAC’u wprowadził lokację, do której mają się udać, a następnie nastawił go na nawigację do tego punktu. Po czym zwyczajnie zaczął iść tam gdzie ISAC mu wskazał. Uważnie nasłuchiwał i rozglądał się, jednak nie chciał być na widoku więc przemykał między budynkami oraz alejkami. Po co wystawiać łeb na ostrzał snajperski i pozostać bez osłony?
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Nie Sie 28, 2016 7:52 pm

Skorzystała z pomocy Czerwonołuskiego, mamrocąc przy tym niewyraźne podziękowania. Oby tylko nie chciał, by powtórzyła to, bo na pewno nie zdołałaby się na to wydobyć. A jeśli ośmieliłby się nalegać, dostałby jedynie kopniaka z jej strony - taka była milutka Akira. Bądź co bądź, w miarę udało jej się ustać na nogach, a myślami starała się przepędzać nieprzyjemne wspomnienia z przed chwili, lecz miała przeczucie, że będzie to ją nawiedzało w koszmarach przez pewien czas.
Jasnowłosej wydawało się, że już wszystko się uspokaja - wszyscy przetrwali dziwny atak, przeciwnik zniknął... Chociaż to było niepokojące. Ale dobra, nie ma co się zastanawiać nad tym. Tylko naprawdę, nie zamierzała odpowiadać na wcześniej zadane pytanie, więc jeśli chodziło o Akirę, to była kompletna cisza na ten temat.
Co tutaj dalej... Szczerze mówiąc, o blondynce nie ma co wiele do powiedzenia. Nie robiła nic ciekawego, po prostu rozglądała się za swoją torbą. Co? Nie chciała pozostawiać tutaj rzeczy. I właściwie... Co dalej? Nie trzeba być jasnowidzem, by stwierdzić, że tutaj kompletnie nie pasowała. Z drugiej strony, ciągle nie miała możliwości powrotu do domu. Aż zmarszczyła brwi, po czym westchnęła cicho. I co teraz?
Właściwie... Odpowiedź nadeszła sama. Dziewczyna dobrze słyszała co wydobywało się z dziwnego urządzenia (aż tak dokładnie nie widziała co to), lecz... Dla niej właściwie to było obojętne. Obcy ludzie, brak wiadomości na temat tego, co się dokładnie działo... Więc nie było po co się interesować, prawda?
Dobra. Aż do chwili, gdy urwała się wiadomość. Uniosła głowę, mrugając oczami. Czarnego pioruna nie zdążyła zarejestrować, ale to, co nadeszło potem to było ciężko przeoczyć. Wybuch maszyny. Donośny huk, sprawiający, że mimowolnie zasłoniła uszy i użyła umiejętności, by nie słyszeć go aż tak dobrze. Fala jaka powstała sprawiła, że dziewczyna po raz kolejny przeżyła bliskie spotkanie z ziemią, upadając na nią wprost na tyłek. Jej jasne oczy były skierowane w niebo, a dokładnie już w to miejsce, gdzie to się zaczęło... Ciut zbladła.
Jednak wstała na nogi, tym razem już sama, bez pomocy. Jej wzrok bym razem przekierował się na lisowatego nieznajomego, gdy usłyszała jego krzyk. Westchnęła cicho i mimowolnie wzdrygnęła, widząc, jak ten uderzył w chodnik. Nie potrafiła się wczuć w jego sytuację, mimo iż zawsze pozostawało domyślanie się. Ktoś bliski...? Czy coś innego? Odczuwała obojętność, jakby śmierć jej nie poruszyła. Było nieco inaczej, lecz jak mogła zareagować, gdy ci, którzy tam byli... Nadal nieznajomymi?
To tyle z ukazywania przez nią emocji. Za to została sama... Świetnie. Brakowało mi tego do szczęścia. Nie wiedziała i nie chciała nawet wiedzieć, gdzie tamta dwójka smoków zniknęła, ale no... Nie licząc Susan, kompletnie nikogo z nich nie znała. Aż naburmuszyła się. Nie chcę tego. Jakby została na łaskę i niełaskę ich. I właściwie, co działo się z tamtą dziewczyną? Eh... Dobra, na razie w to nie wnikam. Chcę do domu.
Świetnie, a teraz rozkazy! Spojrzała ponuro w stronę nieznajomej, zastanawiając się, dlaczego z tym wyskoczyła. No i właściwie, gdzie niby jest całe to miejsce? Prychnęła cicho, zbliżając się do torby i zakładając ją przez ramię. Odczuwała teraz irytację, więc jeśli nagle nie zostanie z niej to "wyssane", to będzie się to uczucie jedynie pogłębiać. A jeśli tak - nagły spokój... Który mógłby zaś być zaspokojony irytacją. I znów spokój... Stworzyłoby się nieco błędne koło.
I na dodatek pytanie, które zadał rudy lisowaty ktoś. Spojrzała na niego, czując na chwilkę niechęć... Jak to bywa, gdy ma do czynienia z kimś, kogo nie zna.
- I vice versa. Kim ty jesteś? - powiedziała do niego. - Wypadałoby się przedstawić, skoro wymagasz tego od nas? - tak łatwo nie dowie się od Akiry to co chciałby. Może Susan będzie chętniejsza do odpowiadania?
Pomimo takiej reakcji, a nie innej, jednak zdecydowała się podreptać w tym samym kierunku co i tamten... Przynajmniej do chwili, aż go by widziała. Mimo wszystko nie wiedziała gdzie miała iść, więc jeśli był za szybki, to istniała spora szansa, że ona po prostu... Zgubiłaby się.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Wto Sie 30, 2016 2:18 am

Nie, chyba jednak nie może powtórzyć. No to Susan będzie zmuszona przepisać notatki od koleżanki z ławki zakładając, że w ogóle ktoś tu notował, lub w ogóle ogarniał sytuację panującą w Houston. Dojadała, albo raczej przetwarzała resztki tej strasznej, emocjonalnej melasy. Ulepek jakich mało, ale ile zdrowia i siły niósł ze sobą. Gdyby ludzie też potrafili się żywić tym, czym Perhavinianka, to ostatnie kilkanaście minut rozwiązałoby problem głodu w Afryce. Gdyby zwyczajne uczucia towarzyszące cywilom podczas najazdu obcych oraz ból Nodina nie napływały aż tak rwącą falą powodziową Susan w końcu by się pewnie udało ustatkować emocjonalne fale i odfiltrować swoje, własne uczucia... i jak na zawołanie przestała "oddychać". Przez chwilę było to nawet zaskakująco przyjemne. Ulga, że coś, lecz nie wiadomo co zapobiegło właśnie panicznej hiperwentylacji nie trwała jednak długo, no bo kto by się długo cieszył niemożnością oddychania. Kosmitce właśnie bez pytania i bez ostrzeżenia zablokowano podstawową czynność fizjologiczną i niby z takim nadmiarem zebranym w ciągu tej inwazji byłaby w stanie pewnie przeżyć ponad tydzień, jednak pewien strach przed śmiercią głodową nim wypełniło się misją pozostawał. Podniosła się chwiejnie i natychmiast spróbowała wyleźć z dziwacznego kręgu ognia, toć wszyscy okoliczni cywile na nowo zaczęli czuć pełnię strachu, a Nodin pełnię bólu zadanych ran. Tak być nie może, nie gdy Susan znajduje się w okolicy!
Wyszła z nich, czy nie, zatrzymała się w pół trzeciego kroku nasłuchując, co też gada urządzenie do tej, praktykującej profesjonalny wślizg kobiety. Imię, sprawozdanie z jakiejś akcji, pituś bajduś i dramatyczna przerwa. Sama kosmitka niczego nie czuła względem tych istot, które właśnie wyleciały w powietrze wraz ze statkiem obcych, nie czuła także niczego, co czuć mógł ktokolwiek inny, więc odwróciła się ku fajerwerkom, by nie patrzeć tyłem i odprowadziła wzrokiem wrak dematerializując się w celu uniknięcia huku oraz fali uderzeniowej, przez co nie usłyszała ani pytania, ani odpowiedzi dotyczącej ofiar. Z resztą, nie usłyszała niczego aż do momentu zniknięcia widm oraz ustąpienia otaczającego Susan ogniska. Dopiero wtedy zmaterializowała się z ulgą chłonąc czyjąś rozpacz. Znów po staremu, ktoś cierpi, a ona pasożytuje na tym cierpieniu. Zmartwiła ją osobiście jedna rzecz, wraz z pozostałą trójką smoków zniknął także Ancalagon, który zaciągnął tu obydwie dziewczyny na swoim grzbiecie i jako jedyny z całej trójki zdawał się wiedzieć, co się w ogóle dzieje i po co mu jest dwójka spotkanych dopiero co i dziwacznych dziewczyn. Czy ta właśnie spotkana grupka to było The Core? Czy czerwonołuskie widmo było już wśród swoich? Czy go zaakceptują? A może zabiją? Susan nie potrafiła sobie odpowiedzieć na te pytania, na szczęście, już po chwili zadano jej jeszcze jedno, tysiąc razy łatwiejsze.
- Przypadkowi przechodnie - odparła przybierając przepraszający uśmiech - Nie bierzemy ze sobą żadnego, innego cywila do kompletu? Pan lis nie da sobie rady z "ochroną" więcej niż dwójki ewakuowanych? - zapytała nie bardzo rozumiejąc części wypowiedzi o Warewolfie i informacjach. Zgodziła się przecież pomagać widmu poznanemu w centrum kosmicznym, a skoro zniknęło, to identyfikowała się deczko bardziej z normalnymi mieszkańcami Houston, nawet jeśli bliżej jej było pochodzeniem do najeźdźców z kosmosu. No ale może prawda, jakieś dwie godziny spaceru z przeszkodami w postaci uzbrojonych oponentów wcale nie za bardzo oddalając się od centrum miasta mogły być ponad siły rudego włochacza, a tu jeszcze dostał do niańczenia dwie dziołchy, które wzięły się znikąd i z pewnością nie były normalne. Susan z natury była życzliwa, tylko czasem zadawała zbędne pytania, a więc postanowiła Rhoshanowi raczej nie przeszkadzać w misji ruszając w kierunku Waterwall Park i wysuwając się nawet na przód korowodu. Uznała, że będzie grzeczna i nawet nie spróbuje zapytać, czy daleko jeszcze, albo zajęczeć, że bolą ją nóżki.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Wto Sie 30, 2016 10:51 pm

Myśli o tym co się stało powracały do niego co chwilę. Inezri oraz Koug’a nie było, a przecież jeszcze niedawno miał okazję z nimi rozmawiać. Czy tak właśnie wyglądało poświęcenie dla sprawy The Core? Być może dlatego Tytan chciał się wstrzymać z tym spotkaniem, gdyż personalne relacje miałyby wpływ na przebieg misji. Niemniej jednak w całej tej sytuacji było coś dziwnego. Rhoshan odczuwał smutek, który po kilku chwilach znikał nie wiadomo gdzie. Wszystkie te negatywne emocje wyparowywały z niego, chociaż pozostawała wojowniczość oraz chęć do bitki, którą zawsze miał w sobie. Nie ważne czy walka była spowodowana zemstą, sparingiem czy walką o przetrwanie. Smakowała w każdym wypadku tak samo dobrze, a każda z sytuacji nadawała innego smaku.
Zemsty nie miał jeszcze okazji skosztować, ale porównując ją do sosów lub przypraw pewnie byłby tym słodko-kwaśnym. Słodkim z początku, gdyż czuje się ulgę, a kwaśnym później kiedy zyskuje się świadomość, że nic się nie zyskało i nie przywróci się tym życia komuś. Walki sparingowe lub te dla rozrywki były daniami solonymi przez pot. Dzięki tej soli nigdy nie stracą na wartości i zawsze będą smakować jednakowo dobrze. Natomiast walka o przetrwanie miała ten specyficzny nie porównywalny z niczym znanym smak. Za każdym razem był inny. Raz słodki, gdyż taka walka na krawędzi sprawiała najwięcej przyjemności, raz słony gdyż okupiona była krwią i wysiłkiem, a raz gorzki gdyż coś się traciło.
Wróćmy jednak do sytuacji, w której znajdował się obecnie. Jedno aż przesadnie grzeczne dziewczę oraz drugie buntownicze i zaczepne. Chociaż nie, ta kwestia Susan mogła zostać odebrana jak prowokacja pokroju „pewnie nie da rady chronić więcej niż dwójki”. Każda istota zaczepna z chęcią tak to by odebrała, a jako że wszystkie negatywy były mu odbierane to nie mógł zareagować agresywnie. Normalnie gdyby nie ten dziwny czynnik to nie wytrzymałby i rąbnął ją. Delikatnie, tak co by tylko przeleciała do najbliższej ściany. Najgorsze jednak było to, że one miały krótsze nogi i opóźniały marsz, a na dodatek na pewno miały mniejsza wytrzymałość fizyczną na długie przeprawy. Jednak skoro Akira postanowiła się podłożyć to i lis stwierdził, że tak rzuconej rękawicy nie wypada odmówić. Stanął i odwrócił się w jej stronę. Wpadł mu do głowy pewien plan jak można trochę utemperować animusz dziewczyny. Pochylił się nieco, a nawet bardzo by być na wysokości jej wzroku i wyszczerzył ostre kły. To nie jest tak, że Akiry nie lubił na starcie. Po prostu lisy to stworzonka, które lubią płatać figle i mają nadmiar energii. Zwłaszcza ten. Nie zmienia to faktu, że lubił jak ktoś się postawi od czasu do czasu, a nie próbuje na siłę być miły.
- Zwykle to dzieci przedstawiają się pierwsze starszym, ale że lubię dzieci to dla Ciebie zrobię wyjątek – raczej nikt o takim ego nie lubi jak go się nazywa dzieckiem, a na dodatek gdy ktoś inny się wywyższa to w ogóle. Rhoshan nie miał agresywnych zamiarów, a miał ochotę się podrażnić z człowiekiem. Gatunkiem, którym tak bardzo gardził. Nie ma opcji, by przepuścił taką okazję – Różnie mnie nazywali. Jack the Ripper, Rzeźnik z Londynu, ale obecnie nazywam się Rhoshan. Tak, zgadza się w poprzednim życiu byłem tym Jack’iem kiedy Ciebie jeszcze nie było na świecie oraz kiedy robiłaś pod siebie – tutaj specjalnie zbudował napięcie krótką pauzą, po czym się wyprostował i kontynuował obserwując w międzyczasie reakcję dziewczyny. Średnio był dumny z tamtej przeszłości. Fajnie się ludzi zabijało, ale jednak to nie to. Zaraz potem wyszczerzył się bardziej przyjaźnie – Biorę waszą dwójkę tylko po to, że większa grupa cywili to większe zagrożenie. Łatwiej wykryć taką grupkę, a na dodatek trzeba dostosować marsz. Mało tego tam najpewniej nadal jest strefa działań wojennych. Skoro kręciłyście się z Widmem to znaczy, że macie jakąś wartość… kalorycznie pewnie niewielką, bo same kości – dorzucił żartem – ale jako członek The Core raczej mam chronić te kruchsze istotki. Nawet jeśli są to pyskate przedstawicielki rasy ludzkiej – przyłożył łapę do swojego podróbka i lekko go potarł w geście zastanawiania się – Może to jakaś cecha gatunkowa samic tej rasy, by… a nie ważne. Po co mam sobie strzępić jęzor – powiedział, po czym szybkim ruchem złapał Akirę za nogi i przerzucił sobie na plecy jak worek ziemniaków, po czym najzwyczajniej w świecie zaczął iść w kierunku celu. Ruch był na tyle szybki, że zwykły człowiek mógłby mieć problem w pierwszej chwili z ogarnięciem co się stało. W końcu lis nie należał do specjalnie powolnych mimo swojej muskularnej postury. Najpewniej mógłby również łapać strzały w locie, a to wymagało nielada prędkości. Mógł teraz stawiać większe kroki, a tamta nie zostawałaby na końcu, a jako że Mgiełka szła pierwsza to marsz mógł postępować w miarę normalnym tempem. Tak oto dumna przedstawicielka mutantów została potraktowana jako worek kartofli przez członka The Core w ramach zabawy. Jak się będzie szarpać to lis po prostu zignoruje to i przytrzyma ją mocniej by nie zleciała. Chociaż jakby się zastanowić pewnie miękkość futra by to złagodziła i nie byłoby tak tragicznie. Trochę jak leżenie na takim dużym, rudym dywanie. Żadna z samic nie zgłaszała nigdy reklamacji na to futro.
- Więc przypadkowi przechodnie przy czym jedno z nich nie wygląda na człowieka, całkowicie PRZYPADKOWO znaleźli się na terenie inwazji i nie chcą się przedstawić? W sumie trochę podejrzane, ale skoro Widmo najpewniej wam zrobiło telepatyczny skan to wie co robi - rzucił idąc i rozglądając się na boki. Głównie zerkając w stronę okien i ewentualnych dziur w budynkach co to by się nie dać zaskoczyć. Słuch miał jeszcze dobry, zwłaszcza że mógł wyczuć pod łapami wibracje. Pewnie jak coś dużego się będzie zbliżało to zdąży ich ostrzec.
W sumie nawet jeśli dziewczyny trafią na statek to tam jest parę Widm, które najpewniej prześwietlą sobie ich umysły z czystej ciekawości. Nieraz udowodniły, że są to bardzo ciekawskie stworzenia, a niektóre w pozytywny sposób zakręcone. Na przykład ten przyjaźniejszy Starożytny figurował trochę jak taki... hmm Rhoshan najlepiej wyobrażał go sobie jako takiego dziadka co to płata psikusy młodemu pokoleniu kiedy chce, a zarazem dogląda zza swojej wygodnej altanki co tam się odjaniepawla na Ziemi i krzywdy raczej nie pozwoli zrobić. Ankyklon mimo swojego zimnego obycia nie zlikwidował Rhoshana, mimo że miał powód i to solidny. Samo istnienie futrzaka, chociaż pewne osoby właśnie za same istnienie do niego ciągnęły. Tamten miał naprawdę wiele okazji by rudego zabić, nawet przed dołączeniem do The Core. Trudno go było sklasyfikować wedle stereotypów w takiej "rodzince". Nawet był ciekaw jakim Widmem był Onuris, bo patrząc po Nodinie Rhoshan już w głowie sobie rysował dosyć podobne z charakteru Widmo. Kiedyś rudzielec się doigra za takie myśli i czyny. Kiedyś.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Sro Sie 31, 2016 7:00 pm

Upierdliwe. To wszystko było bardzo upierdliwe i męczące. Dlaczego miała iść nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co? Jakby nie mogła zostać w jednym miejscu. Albo w magiczny sposób znaleźć się w domu. Dobra, dobra, jej wina, że zgodziła się tutaj trafić, ale wystarczy tego dobrego! I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego, że zamiast uciekać jak każdy człowiek, to podeszła bliżej do smokowatego, by po prostu zaciekawić własną ciekawość. I piękny efekt tego wszystkiego wyglądał mniej więcej tak.
I na dodatek musiała mieć teraz do czynienia z tym osobnikiem. Eh, jakby los nie mógłby być chociaż w tym przypadku bardziej łaskawy. A ten, zamiast dać biednej, małej dziewczynce spokój, to najwyraźniej sam coś chciał podziałać. Aż uniosła lekko brwi, widząc, że zatrzymał się przed nią. Kolejny wielkolud. Kły? Chwila, to ten moment, w którym powinna odczuć strach? A nie, trochę to nie działało, emocji tego typu u niej nie było. Albo wina "odkurzacza", albo po prostu nie był wystarczająco straszny.
- Tak jest jedynie w twoim wyidealizowanym świecie - odpowiedziała mu. -Staruszku - to tyle. Od dzieci mu się zachciało ją wyzywać? Najwyraźniej chciał ją prowokować, skoro z takim zachowaniem wychodził naprzeciw.
Ah. Dobra, to miało ją ruszyć. Chwila, ja nawet nie wiem o kim on mówi - Akira miała lekkie braki we własnej wiedzy, lecz za nic nie przyzna się do tego. Uroki takiego, a nie innego wychowania. Więc pozostaje tylko jedno - podejść do tematu z lekceważeniem. Chyba.
- Aha? To tyle - żachnęła. - Jakoś nie ciekawi mnie przeszłość. Przykro mi - wzruszyła ramionami. -Więc wystarczyło, byś się przedstawił - Chyba, że chciałeś poprawić sobie ego czy coś w tym stylu - dokończyła w myślach.
Koniec końców raczej nie prędko się dowie z kim ma aktualnie do czynienia, albowiem i Susan nie wyjawiła ich imion. I dobrze, przynajmniej według Akiry. Nie miała teraz nastroju, by nagle stać się cudownie miłą dziewczynką i przedstawiać się, bo może tak wypada.
Prychnęła cicho.
- Nikt ci nie każe ci mnie chronić. Idź sobie śmiało gdzieś - burknęła. O nie. Za nic. Niech lezie gdzie chce, a ją w nic nie miesza. Da sobie radę sama, nawet jeśli czula lekkie zmęczenie przez to wszystko co było do tej pory. Nic nie powie. I sama dojdzie, nawet jeśli groziło to, że zgubi się po drodze!
Oczywiście nie wszystko musi się ułożyć jakby chciało. Nim się spostrzegła, straciła kontakt z podłożem. Od tego gwałtownego ruchu na chwilkę zakręciło się jej w głowie. C-co jest? Zamrugała kilka razy oczami, by odzyskać wewnętrzną równowagę i zacząć poprawnie rejestrować to, co się działo. Chwila. Była noszona? Na czymś miękkim... Eeej!
- Co ty wyprawiasz? - fuknęła na lisowatego, gdy dotarło do niej, że rude coś, na czym była, to najprawdopodobniej należało do niego. - Postaw mnie na ziemi! - nie pozwoliła, by nawet An ją niósł, a ten ośmiela się robić to od tak? Niewybaczalne! Zaczęła się oczywiście wiercić, by wydobyć się z tej niechcianej pozycji.
- To twój problem, nie mój, staruszku - warknęła na niego za to. - Postaw mnie na ziemi, cholerny sierściuchu. Mam własne nogi, potrafię chodzić - o nie. Niech zapomni, że będzie tak łatwo w życiu. Akira będzie próbować się tak wykręcić, by móc wrzasnąć mu do ucha. Jej krzyk połączony z mocą, która by wzmocniła go... Ciekawe czy jego czułe zmysły to zniosą?
Cóż, jeśli nie wykręci się, to i tak będzie krzyczeć. Chociaż pewnie to będzie krótkie, skoro jej emocje mogły zostać zabrane, a z radości tego czynić nie będzie raczej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Czw Wrz 01, 2016 12:52 am

Nie dematerializowała się jeszcze, bo reszta coś ględziła i jakkolwiek dobrze szło jej czytanie z ruchu warg Akiry, tak paszcza lisa stanowiła dla niej nie lada zagadkę, więc się Susan wolała jednak wspomóc falami dźwiękowymi. Przelazła jakieś pięć kroków i zatrzymała się, bo tamta dwójka miast maszerować zdecydowała się chwilkę pozwlekać i podrażnić ze sobą. Postawa lisa była jej początkowo całkiem obojętna. Nic nowego, standardowe ego. Ludzie, których spotykała do tej pory też wykazywali takie cechy, a nie mieli gęstego futra, kłów, ani dwóch metrów wzrostu. Smoki zniknęły, to się jedyny, ogromny i straszny dziwoląg poczuł ważny. Można by to było zignorować, ukłułoby go, może by się zdenerwował, albo obraził, jednak chyba docierała do niego powaga aktualnej sytuacji (haloooo, inwazja!) na tyle, by nie odwalać scen, jednak niedawno poznana Ziemniaka dała się wciągnąć do durnej zabawy, a kosmitka poczuła nawet jej irytację. [i]No pięknie, jak pies z kotem, yyy... człowiek z lisopodobnym czymś[i] - pomyślała, a jej wnętrzności zakłębiły się będąc odpowiednikiem przewrócenia oczami. Szybko się zorientowała, że jej naturalna "mimika" nie należy do gestów rozpoznawalnych przez inne rasy, więc wzięła się pod boki i zaczęła przytupywać jedną stopą teatralnie naśladując ludzkie zniecierpliwienie. Nie żeby tupanie z taką siłą było w ogóle słychać, ale przynajmniej dobrze wyglądało.
- Zerową - wbiła się słowem tuż po żarciku o wartości energetycznej, akurat, gdy lis nabierał powietrze, by dalej ciągnąć swoje zdanie - Agresywną też żadną. Tak tylko mówię, jakby pan czegoś ode mnie wymagał, lecz na pewno ciężko mi zrobić krzywdę - dodała łamanym brytyjskim mając na myśli "bojową" i sugerując, że wraz z Akirą wyrzeka się ochrony. Szkoda tylko, że coś jej świtało, iż akurat mutantka, jako teoretycznie najbardziej podatna na obrażenia w drużynie może jej czasem potrzebować, chociaż zapewne głównie przed lisem, jego docinkami i fetyszem porywania oraz noszenia kobiet na ramieniu. No ale nie ma co narzekać, ruszyli.
Kosmitka odwróciła sie na pięcie obierając po części kierunek na azymut i starając się nie wyleźć bez powodu na krajową sześćdziesiątkę dziewiątkę, bo to by było jak na jej gust deczko za dużo wolnej przestrzeni do strzału dla przeciwników, a odrobinę za mało miejsc do ukrycia dla samej trójki. Osiedla domków rodzinnych wydawały się zatem dosyć sensowną trasą, szczególnie, że Susan być może była w stanie wyczuć kosmicznych najeźdźców w promieniu pięćdziesięciu metrów o ile tylko uderzyli się w maly palec o kant szafy, lub zwyczajnie się niecierpliwili, czy też stresowali. Być może. Kosmitka sama nie była pewna, czy potrafi, bo ostatnio spotykała się z tymi jaszczurowatymi stworami w Centrum Kosmicznym, a tam uderzało w nią samą tyle uczuć, że ciężko było zlokalizować chociażby jedno źródło.
- Nie wiem skąd się bierze tu pana pasażerka, ale ja studiuję. Jestem tak samo przypadkowa, jak każdy inny student jest w Houston, piekarz, czy bezrobotny. To już nie można żyć sobie spokojnie na Ziemi i nie być Ziemianinem? Nur für Menschen? - odparła przekształcając na koniec zbyt często słyszane tuż po lądowaniu na błękitnej planecie zdanie. Jakoś składanie zdań i wydawanie dźwięków po niemiecku szło jej znacznie lepiej, a co trudniejsze, amerykańskie słowa musiała dukać. Coby nie wyjść już całkiem na niedouczoną i niekulturalną zdecydowała się nawiązać kontakt wzrokowy z rozmówcą odkręcając głowę o 180 stopni. I tak widziała gdzie lezie, nawet podeszwą stopy, a chodziło jej tylko o sprawianie dobrego wrażenia. Mogła by niby spróbować wykształcić twarz, jak Światowid, albo chociaż dorobić sobie na potylicy Voldemorta, ale jeszcze nigdy nie chłonęła uczuć od nikogo o takim wyglądzie i nie czuła się na siłach robić z siebie jakieś chimery. Z resztą, to przecież byłoby dziwne. Zdecydowanie dziwniejsze niż coś w stylu T-1000 z terminatora, prawda?
- Mam na imię Susan. Sama je sobie wybrałam, a więc jest tak samo miarodajne, jak Margareth, czy Thomas, więc po co ten nerw. Nie rozumiem, czemu ludzie mają takiego fioła na punkcie swoich nazw - Tak, kosmitka właśnie sprowadziła Densorina do poziomu człowieka, bo wpasował jej się w schemat. Dobrze, że się Rhoshan nie próbował obijać o jakąś szybę, bo porównałaby go do muchy. Niekoniecznie na głos. Przynajmniej tyle dobrego, że lisy w myślach czytać nie umieją i nie będą nikogo biły po brzuchu za muchy, czy ciasteczka.
- Uhum, już tęsknię do telepatii - burknęła w odpowiedzi całkiem szczerze. Podobało jej się przeczucie, że nie musi się zmuszać do materializacji i wydawania dźwięków, żeby przekazać swoje myśli, stanowisko, czy jakiekolwiek inne, potrzebne informacje zainteresowanemu. Już tak dawno nikt nie czytał z niej, jak z otwartej księgi. W sumie, to Ancalagon był nawet pierwszy, ale wspomnienia oryginalnych Perhavinian pozostawały w umyśle Susan, traktowała je jak własne i wydawało jej się, że kiedyś wręcz prawdziwie żyła na swojej ojczystej planecie.
- Puści pan ją w końcu? Cel nie jest tak daleko, żeby człowiek umarł ze zmęczenia, to tylko spacer, a ręce będzie pan miał w razie czego wolne - dodała na koniec wciąż pozornie wpatrując się w rudzielca, a praktycznie ogarniając wzrokiem cały teren wokół. Brak oczodołów, to w sumie całkiem dobra sprawa. Nie kryła się jakoś specjalnie w cieniu, czy na poboczu ulicy, a lazła spokojnie samym środkiem, jeśli ją jako pierwszą ktoś zauważy i nawet strzeli, to co najwyżej zostanie jej dziura do zasklepienia znacznie mniej poważna niż to, co odziedziczyła po Nodinie, a jeśli się zdąży zdematerializować, to nawet nie przejmie się serią. Taka "twardzielka". Swoją drogą, ciekawe, jak szybko regenerują się widmom takie studnie w klatce piersiowej i jak długo się będzie po tej absorpcji musiała Susan hospitalizować. Na razie wiedziała tyle, że bolało.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Czw Wrz 01, 2016 3:31 am

Jak on się tutaj w ogóle znalazł? Rozumiał, że The Core jest jednostką militarną bardziej przypominającą coś w rodzaju kosmicznej policji pilnującej porządku, ale żeby musiał cywili ciągnąć po polu bitwy zamiast ich zwyczajnie zostawić w bezpiecznym miejscu? Przecież to niskie pyskate chuchro pewnie padnie od pojedynczego pocisku! Nie mówiąc już o tym, że sam był bez opancerzenia, więc gdyby zaszła potrzeba zasłonięcia którejś z tej dwójki swoim ciałem to mogłoby się skończyć tragicznie. Zapewne z dosyć sporą dziurą w klatce piersiowej dla niego.
Nie bała się go? Lekceważyła? Co to druga Amelia tylko w wersji odważniejszej? Chociaż tu była pewna różnica, bo ta wersja jest bardziej nastawiona na konfrontacje. Czyżby ludzka wersja Rhoshana? Bleh, aż włos zjeżył mu się na ogonie na samą myśl, że znów mógłby być czymś tak paskudnym jak człowiek. 400 lat mu wystarczyło, podziękuje i postoi. Zresztą bycie człowiekiem strasznie mu się nie podobało. Było zimno, czuł się głuchy, a na dodatek niewiele mógł zjeść żeby nie pochorować się. To było strasznie dziwne doświadczenie, którego nie powtórzyłby za nic we wszechświecie.
Chociaż była jeszcze jedna opcja, której rudy na początku nie wziął pod uwagę. Kobiety mogły się przyzwyczaić do wyglądu dosyć groźnego poprzez przebywanie z tamtym widmem. Nie wiedział jak długo tamci się znali, więc kły i pazury mogły faktycznie nie robić na nich wrażenia. Nie wpływało to jednak w żaden sposób na fakt, że Akira coraz bardziej zachęcała go do drażnienia się i droczenia z nią i gdyby to nie było pole bitwy to pewnie coś by już odwalił. Trzymanie kogoś jak worek ziemniaków się nie liczy. Musiał jednocześnie słuchać otoczenia i prowokować kobietę jednocześnie. Zresztą coś mu się wydaje, że prędzej czy później musiałby ją wziąć na ziemniaka. Tak oto została stworzona nowa fraza w lisim słowniku wojskowym. „Noszenie na worek ziemniaków”. Nie brzmi zbyt dumnie, ale dla jakiegoś cywila pewnie styknie.
Z drugiej strony Mgiełka była strasznie grzeczna, aż do bólu. Na dodatek jeszcze nieświadomie pocisnęła Akirze na co Rhoshan się uśmiechnął delikatnie. Jeśli coś ma zero wartości odżywczej to jest po prostu niczym, a zatem Susan właśnie zrównała swoją towarzyszkę z niczym, zerem. Lis powstrzymał parsknięcie śmiechem, a przy okazji wyłapał coś dziwnego. Agresywną wartość? Co proszę? Ten brytyjski kalał jego uszy, które przywykły do tej charakterystycznej odmiany angielskiego. Chociaż jeśli wartość agresywna to ta bojowa to znowu Mgiełka stwierdziła, że są tu bezużyteczne. Na kij potrzebne, a na dodatek tak jakby wpłynęła na to, że wyrobił sobie o nich w tym momencie opinie kuli u nogi. Jasne, mogą się przydać po drodze kiedy coś będzie wymagało obecności trzech osób, ale wyglądało na to, że kosmitów będzie on sam musiał łoić. To ostatnie nawet mu specjalnie nie przeszkadzało, z wielką chęcią rozprawi się z jak ich największą ilością by pomścić tych, którzy polegli. Znowu zrobiło mu się przykro z tego powodu, że tamci zginęli w tym Inezri i głównie z jej powodu, a uczucie znowu szybko wyparowało i zostało zastąpione tą pustką. Neutralną pustką. Może to kolejna rzecz, o której mówił Natvakt czyli ta obojętność, której nabywa się na polu bitwy? Z pewnością jeszcze go nie przejęła, bo nadal go to gryzie oraz próbuje jakoś sobie zająć myśli poprzez zaczepianie i drażnienie Akiry.
Akirze mogło się wydawać, że ten nie miał interesu ich chronić ale tutaj właśnie wchodziła ta przysięga The Core, którą składał. Skoro byli zerowej wartości to wychodziło na to, że musi ich chronić nie tylko z powodu nieprzyjemności ze strony przełożonych, ale również z powodu tej przysięgi.
- Nieczęsto zdarza się, że student wygląda jak postać we mgle, a już na pewno nie typowo ludzki. Za długo ich znam by nie dostrzec tej niechęci wobec wszystkiego co inne, nawet wobec samych siebie – to ostatnie pozostawił bez komentarza, bo tej frazy nie znał tak jak niemieckiego. Łowca ze Szwabami rzadko robił interesy głównie ze względu na to, że byli tacy dosyć mało bojowi po II Wojnie. Jedynie jakieś niedobitki w postaci… jak to się nazywało? Wydra? Chyba coś w ten deseń, bo tak głupiej nazwy dla organizacji jeszcze nie miał okazji słyszeć, a jeśli coś jest dostatecznie głupie to człowiek to stworzy. Co do Susan lis żywił dosyć mieszane uczucia. Nie za bardzo wiedział jak odnieść się do czegoś co wygląda jak mgła. Może jeszcze umie stać się niewidzialna i stalkować albo wniknąć w kogoś w postaci dymu? Miał jednak taką jedną głupią myśl. Jak mu się Susan kiedyś narazi to przejrzy bazę sprzętową Tytana i znajdzie jakiś specjalny odkurzacz i pojemnik na nią. Zrobi sobie lampkę nocną na jeden wieczór.
- Uwierz nie tęsknisz – wymamrotał. Telepatia miała swoje dobre i złe strony. Dało się każdego zrozumieć bo nie seplenił czy nie mówił innym językiem. Minusem było to, że każda myśl była odczytywana. Nie raz i nie dwa jeszcze lis oberwie za jakieś dziwne myśli w pobliżu Widm, a co mogą zrobić takiej Susan? Do słoika i na lampkę nocną. Chyba to nawet zrobi, bo mu w tym momencie z tym człowiekiem ubliżyła. On? Porównywany do tych kruchych istot? Chyba się z głazem na mózgi zamieniła – Sama ich zapytaj czemu tak przywiązują się do imion. Moje zostało mi nadane przez nieżyjących już rodziców, jest to jedyna pamiątka której nikt nie jest mi w stanie zabrać – przez moment faktycznie był zły i chciał coś Susan zrobić. Pytanie tylko co? Nie zdążył o tym pomyśleć, bo mordercze intencje wyparowały bardzo szybko.
Jak się spodziewał tak i Akira się ożywiła. Szarpała się ale to było na nic. Miał lepszą pozycję do zablokowania ruchów jej nóg oraz górnej części ciała w pewnym zakresie. Byłoby to śmieszniejsze gdyby stali nad przepaścią albo rzeką i ta kazałaby się puścić. Nad wodą zrobiłby to z wielką chęcią wypełniając polecenie i wrzucając ją wprost do wody. Wtedy go trafiło. Coś go uderzyło z mocą tamtego granatu, który wcześniej Atena rzuciła w stronę Widm. Zadzwoniło mu w uszach, a tamta się jeszcze darła bez sensu zwracając na siebie uwagę. Z czułym słuchem to go naprawdę zabolało przez co złapał się ręką, w której miał karabin za łeb by przysłonić jakoś uszy. Warknął z bólu oraz w bardzo złym nastroju, który zaraz znowu został zniknięty.
- Zamknij się z łaski swojej bo ich przyciągniesz – rzucił rozeźlony w stronę Akiry, która przez moment prawie mu się zsunęła z ramienia, ale zdążył ją przytrzymać przedramieniem. Czy ona wyciągnęła jakis granat hukowy z jego plecaka? Tak się chciała bawić? To on ją urządzi na cacy. Obrócił się szybko 4 razy wokół własnej osi i po prostu wyrzucił ją w górę na jakieś trzy metry upewniając się wcześniej, że po drodze w nic nie rąbnie. Nie ważyła praktycznie nic dla niego więc taki rzut nie będzie problemem. Wysokość niezbyt wielka więc się nie połamie w razie czego zbytnio. Kiedy spadała w dół Rhoshan ją złapał i zręcznym ruchem odstawił obok, przejeżdżając pazurami ręki po jej głowie, czochrając włosy. Niezbyt mocno by przypadkiem nie porozcinać jej skóry – Mogłem rzucić wyżej. Dobra dzieciaku koniec zabawy na tą chwilę bo ktoś faktycznie nam zaraz łby odstrzeli– powiedział zdejmując ISAC’a z ramienia i zerkając w mapę na odległość. Potem ponownie go przypiął. Nie było to aż tak daleko, chociaż teren był dosyć dobrym miejscem na jakieś zasadzki. Na pewno zaalarmowani obcy postanowią sprawdzić co się stało z ich statkiem, który wybuchł i tam pewnie skierują większość jednostek. Momentalnie lis spoważniał, od czasu do czasu zerkał w stronę Akiry, która była bądź co bądź pod jego opieką. Mimo, że Susan nie wykorzystywała cieni to on postanowił z nich właśnie skorzystać. Przekradał się między budynkami oraz niuchał. Stare dobre czasy tropienia. Czuć było tu śmiercią, spalenizną oraz strachem.
- Przy okazji skończ z tym pan, bo to brzmi jakbyś była moją niewolnicą. Po prostu Rhoshan - zwrócił uwage Susan. Nie dość, że czuł się staro to jeszcze brzmiało to debilnie jak jakiś pseudotytuł. Co innego jak do kogoś się zwraca per "wasza wysokość", "mistrzu", "sir" czy po prostu "ojcze/matko", a co innego per "pan/pani". Jeszcze nie zdarzyło mu się na okręcie widzieć takiej konwersacji, by ktoś tego użył. Wszyscy mówili sobie albo po imieniu albo według stopnia.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Czw Wrz 01, 2016 10:58 am

Cholera. Dlaczego na to nie wpadła wcześniej? Dlaczego... O co właściwie chodziło? A o fakt, że wcale nie musiała się decydować, by iść w tym samym kierunku co pozostała dwójka! Miałaby wtedy spokój i mniej powodów do irytowania się. Naprawdę, na co ja się zaś zapisałam? Jednak tego już nie bardzo dało się naprawić, a rudy lisowaty nie sprawiał, by jasnowłosa skakała z radości. Gdyby nie była taka jaka była, zdecydowanie nie odzywałaby się do niego w ogóle.
Świetnie. Szkoda tylko, że to nie sprawi, że staruszek się ode mnie odczepi - pomyślała z obojętnością. Zerowa wartość? Obrażanie jej osoby? Może w tej chwili była za mało spostrzegawcza, ponieważ nie dostrzegła tego. Dziwne. Zresztą, ta osobniczka nie miała zbytniej ochoty by "bić się z kosmitami". Wystarczy jej wrażeń już na dzisiaj i tego, co sama próbowała zdziałać wcześniej. Nawet działało, ale ileż można zważywszy na to, że kiedyś się zmęczy, a do wojowników nie była zaliczana.
Jaka szkoda, że w Nowym Jorku jej kochany laptop szlag trafił. Aż musiała się po raz któryś zastanowić, czy będzie miała na tyle umiejętności, by odzyskać z niego dane. Tak, w środku inwazji Akira myślała o czymś innym. Proszę się nie przejmować tym.
Eh. Upierdliwe. No i właściwie nie ma o czym wspominać ze strony tej dziewczyny. Nadal się nie przedstawiła, a w chwili, gdy nastąpiła rozmowa, na "trochę" się wyłączyła przez gwałtowną zmianę pozycji, co oznaczało, że owa dwójka miała chwilowy spokój i przerwę od słuchania jej i narzekań. Oczywiście, tako jako dochodziły do niej ich słowa, lecz potrzebowała wtedy krótkiej chwili, by je przetrawić. I jeszcze kwestia - odpowiadać czy nie? Skoro towarzysząca im Susan to zrobiła... A nie, figa. Nikt nie powiedział, że musiała się z czegokolwiek zwierzać wkurzającemu sierściuchowi. Lepiej próbować odzyskać swobodę ruchów!
O. Jej działania jednak zadziałały. Aż na krótką chwilkę Akirę zalała fala zadowolenia. Jego reakcja była świetnym dowodem na to, że nie zmarnowała trochę energii, takie połączenie umiejętności z jej własnym głosem doprowadziło do takiego efektu.
- To przestań mnie nosić - odcięła mu się, czując, jak zaczyna się zsuwać. Odzyska w końcu możliwość chodzenia czy nie? Wkurzające. Nawet nie wiesz jak bardzo - zdzieranie gardła wcale nie sprawiało jej przyjemności. Więc... Jak się to skończy?
Nie, jednak nie. Takiego zagrania z jego strony nie przewidziała. Nagle została okręcona kilka razy, a prędkość tego działania sprawiła, że obraz całkowicie się jej rozmazał, a powstały wiatr dawał się jej we znaki, mocno uderzając w jej ciało. I nagle przestało. Potrzebowała kilkunastu sekund, by się zorientować, że znalazła się w powietrzu, lecz i na to zdarzenie nie zdążyła zareagować, bo już opadała. I pewnie gdyby nie została złapana, miałaby na koncie kilka całkiem sporych siniaków. Oczywiście w tej łagodniejszej wersji wydarzeń.
Gdy już została postawiona na ziemi, zachwiała się trochę. Przez zafundowaną jej karuzelę kręciło się jej w głowie, a pole widzenia jeszcze się nie ustabilizowało. I wcale nie pomógł w tym gest Rhoshana, który nie dość, że swoim działaniem rozplątał jej włosy z kucyka, tworząc z jej fryzury jakiś chaos, to na dodatek sprawił, że zachwiała się na chwilę. Na szczęście nie upadła.
- Odczep się, staruszku - te słowa jednak zdołała wypowiedzieć. Uniosła swoje dłonie, klepiąc się lekko w policzki, by odzyskać równowagę tako jako. Niech go cholera weźmie. A to co to miało być? - pomyślała, gdy przestało jej się kręcić w głowie. Zamrugała oczami, by również i obraz się ciut polepszył.
Gdy wreszcie przestała się też chwiać na nogach, ruszyła ostrożnie w ich kierunku. Tak, swoim ludzkim tempem, pewnie dla tej dwójki bardzo ślimaczym. Ale dobra. Po drodze również w miarę ułożyła włosy i spięła gumką, która na szczęście jeszcze nie zgubiła się nigdzie. Zamorduję go za to. Nie wiem jak, ale zdecydowanie to zrobię.
- Durny lis - burknęła pod nosem jeszcze. Przy okazji starała się w miarę rozglądać, by nie zostać nagle zaskoczoną.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pią Wrz 02, 2016 11:34 pm

Cała ta walka z jednym z Widm, grupa chroniąca cywili i ostatecznie spacerek z lisem wyglądały, jak kompletna improwizorka. Owszem, Susan zdawała sobie sprawę, że jej umiejętności analityczne oraz tok myślenia są zupełnie inne niż u ludzi, jednak wciąż nie potrafiła zrozumieć, czemu do grupy mającej się skontaktować z jakimś informatorem przedzierając się ku niemu pod prawdopodobnym ostrzałem kosmitów wysyła się nieznajomą, znaleziona na chodniku kosmitkę. Parhavinianka sama siebie za podejrzaną nie uważała, aczkolwiek reszta otoczenia raczej powinna. Ale co to dla niej za problem? Nie powinna sobie zaprzątać umysłu dziwnymi rozważaniami, skoro inni ułatwiają jej życie. Jej własna beztroska nie dała rady się jednak uzewnętrznić, bo ktoś tu znowu zaczął być smutny. Raz się głupio bawi, raz histeryzuje, raz by odgryzł głowę, czyżby u Densorinów to samce dostawały okresu? Może czekolady? Chociaż istniało ryzyko, że dla lisów czekolada jest tak samo śmiertelna, jak dla psów, to Akira by się raczej nie zawahała poczęstować.
Co do bezużyteczności, to Susan mówiła o sobie, w końcu chmurki nie są z waty cukrowej i nie mają żadnych kalorii, no a poza tym kosmitka nie nadawała się do niczego poza byciem grzeczną, patrzeniem i wyglądaniem, bo nawet nie bardzo pachniała. Cóż za bezsensowny odświeżacz do powietrza. Akirę za to całkiem podziwiała i w żadnym wypadku nie miała zamiaru ściągać jej do swojego poziomu, ba, nikt nie miał. Rho nawet zdecydował się wrzucić ją, chociażby chwilowo, na zdecydowanie wyższy. Ale za nim to. Niektórzy za to wyglądają, jak zombie - pomyślała uznając to za dosyć zabawne i zastanawiając się, czy jej się chce wypowiadać ten marny dowcip na głos. Owszem, tęskniła do telepatii, wtedy nie miałaby takich durnych dylematów. Zaraz jednak znów straciła dobry nastrój. Do wiecznej irytacji Akiry zaczęła się już w czasie tego marszu przyzwyczajać, jednak sinusoida gniewu rudzielca działała jej na nerwy. A może to nie były jej uczucia? Nieważne, autorskie, czy pożyczone dudniło w niej wkurzenie, głównie na dziecinne zachowanie pozostałej dwójki. Stanęła, odwróciła się resztą ciała, założyła dłonie na piersi i popatrzyła na jeszcze niedawno odgrywającego karuzelę "żołnierza".
- Już? Skończył pan? Dobrze, że nikt jej nie odstrzelił, gdy zrobił pan z niej rzutkę do treningów w strzelanie. Jestem na pewno, że te jaszczurki mają jakąś broń ziemia-powietrze - rzuciła całkiem ostro, jak na nią, a całość potęgował dziwaczny, twardy akcent. Gdyby nie błędy mogła by ta wypowiedź brzmieć nawet groźnie. Zabawa zabawą, ale odwalanie półmózgich szopek i wydzieranie się, gdy za winklem może się czaić wróg gotowy do strzału zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem.
- I mógłby się pan trochę rzadszym czasem denerwować, bo i mnie się udziela - dodała już spokojniej, powoli radząc sobie z wchłonięciem furii wywołanej zatrąbieniem wuwuzelą prosto w ucho. Nikt tego nie lubi, może nawet więcej osób, niż tych, które nie lubią być tytułowane per pan. Kosmitka raczej rzadko trafiała na takie osoby, a dziś już dwie, do tego zdecydowanie silniejsze od niej samej z tego zrezygnowały. Z pewnością będzie się Susan czuła osobliwie próbując składać zdania "na ty", na szczęście pamiętała, że po angielsku brzmi to bardzo podobnie, wręcz tak samo, jak forma grzecznościowa. Przytaknęła, że rozumie nie wydając już żadnego dźwięku, zdematerializowała się i podfrunęła na wysokość drugiego piętra, by mieć w zasięgu wzroku odrobinę więcej otoczenia, a przede wszystkim podwórka za murkami oraz żywopłotami z gęstych krzaków. Z bliska niby mogłaby latając zwracać uwagę, lecz z daleka można ją czasem było wziąć zwyczajnie za dym, lub unoszący się kurz. Do kurzu przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie strzelał. Prócz otoczenia i podejrzanych ruchów starała się też mieć również usta współwędrowniczków w zasięgu wzroku, bo niematerialna nie bardzo miała już jak ich słuchać.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pon Wrz 05, 2016 5:40 am

/Możemy zrobić jeszcze jedną kolejkę. Po tej czekamy na MG :P
Wojna była zaprawdę okrutną sprawą. Traciło się podczas niej bliskich jak również cierpiały na niej elementy krajobrazu. Pomimo tych wszystkich okropieństw dla Rhoshana nie był to problem stąpać po polu bitwy. Nie odczuwał tej trwogi, którą czuje każdy świeżak wrzucony w okopy z karabinem w ręce. Można powiedzieć, że tutaj odzywało się to coś z poprzedniego życia, o swego rodzaju przyzwyczajeniu tutaj mowa. Pole bitwy dla całej jego rasy było jak spacer po parku, a każdy członek The Core maszerował po nim ze świadomością, że może w każdej chwili zginąć. Grunt to odroczyć ten wyrok jak tylko długo się dało poprzez faktyczne umiejętności i uwagę.
Miejsce, w którym obecnie przebywali było stosunkowo bezpieczne. Dlaczego tak uważał? Wybuch tamtego statku na pewno zwrócił uwagę i wywołał niemały popłoch u przeciwnika. Najeźdźcy nagle się przekonali, że nie są „niepokonani” w końcu ścierając się z ludzką technologią mogli mieć takie wrażeni. Mrówkojad, który zjadał mrówki nagle spotkał się z drapieżnikiem, który umie pokąsa, a nawet go pożreć. Oporem, z którym faktycznie może być problem. Najeźdźca pewnie mógł odczuwać zalążki strachu jeśli już faktycznie nie zakwitał po tamtej eksplozji. Niemniej Rhoshan także by cierpiał na spadek morale z powodu tamtej straty i uczuć z nimi związanych, jednak tak się nie działo z powodu pewnej mgły.
- Za nisko była, żeby broń ziemia-powietrze ją namierzyła. Nawet radar by tego nie zrobił – skomentował. Powiedzmy sobie szczerze, że 3 metry to nie jest specjalnie wysoko. Ot, wysokość przeciętnego składziku na działkach, tudzież w rezydencji chociażby Antharasa. Nawet gdyby było to 5 metrów, to specjalnej różnicy by nie zrobiło bo żaden statek nie lata na takich wysokościach. Raz, że trudno jest tak blisko ziemi sterować i jest to niebezpieczne, a dwa niepraktyczne jeśli chce się wykonać chociażby nalot dywanowy. Nie zmienia to faktu, że lisowaty z chęcią by się tak przeleciał ze dwa razy zwłaszcza gdyby dostał szybką maszynę, bo pilotaż mu się całkiem podobał. Czuł się jakby statek był przedłużeniem jego łap oraz integralną częścią ciała, którą mógł sterować jak tylko chciał. Zwykły talent w pilotażu i tyle. Teraz za to przyszedł mu do głowy pewien żart odnośnie tego zdenerwowania Mgły, która w agresywny sposób zwróciła się do niego – Nie bądź taka pochmurna, bo jeszcze zaczniesz piorunami walić i co wtedy? – brzmiała trochę jak jakiś taki dyktator z kreskówek, które miały wyśmiewać nazizm lub inne reżimy. Zawsze taki dyktatorek był niewielkiego wzrostu i to było powodem kpin. Wielkie ego w małym człowieczku. Niby furia ale ten twardy akcent połączony z angielskim… to się nie komponuje po prostu. Jak ketchup i musztarda z ciastem śliwkowym.
- Przy czułym słuchu granat hukowy jest bardzo odczuwalny. Na serio myślisz, że będę siedział jak trusia? – zapytał retorycznie oczekując chociażby chwili pomyślunku z jej strony. Nie był ciepłą kluchą, która się będzie nad sobą rozczulać, ale z chęcią wystawiłby Susan na większą ilość negatywnych emocji tylko po to by uzyskać podobny efekt skoro jej się coś takiego udziela. Natomiast co do Akiry to postanowił dać jej spokój na razie. Myślał o niej jak o dzieciaku, który wszedł na pole bitwy. Potrafi narobić problemów, ale nie będzie raczej szkodliwa. Rudy nie mógł nadto przyśpieszyć, gdyż najpewniej tamte dwie mogłyby nie nadążyć. Susan może by nie miała problemów, bo by latała w formie chmury ale Akira na tych swoich ludzkich, krótkich nóżkach mogłaby zostać bardzo z tyłu.
Lis na moment przystanął, skrył w miarę niewidocznym miejscu i położył plecak na ziemi. Zaczął w nim grzebać i przekładać rzeczy, by amunicja była na wierzchu. Nie wiadomo kiedy szybkie wyciągnięcie magazynków może uratować życie, a przypiąć sobie ich do paska nie mógł z racji braku portek. Troszkę szkoda, że na statku Nodin zniszczył jego ciuchy bo tak to przynajmniej byłoby gdzie to upchnąć. Nie ma co płakać nad spaloną odzieżą. Futrzak po chwili rozejrzał się i wyszedł zza swojej osłony kiedy było bezpiecznie. Na oku miał Akirę z racji, że ją szło najłatwiej zabić z całej ekipy zakładając, że Susan ma taką konsystencję jak chmury i broń najeźdźców słabiej sobie z tym poradzi. Co innego jak trafi takiego człowieczka, który nie jest w stanie nadążyć wzrokiem za futrzakiem. Podszedł do niej bliżej, w końcu w razie czego zawsze może nią rzucić w stronę którejś z pobliskich osłon lub po prostu ją zepchnie i zasłoni.
- Nie żebym lubił rasę ludzką, ale powinnaś się ze mną trzymać. Trudniej będzie Cię zabić – rzucił. W sumie tamta mogłaby nawet rudego użyć jako żywej tarczy gdyby przyszło co do czego tak naprawdę. W gruncie rzeczy nie widziało mu się opuszczać towarzyszy, nawet jeśli są takimi małymi, wrednymi istotkami jak blondyna.
Powrót do góry Go down
Akira

Akira


Liczba postów : 83
Data dołączenia : 02/03/2016

Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Wto Wrz 06, 2016 10:12 am

Ciekawe, czy Susan dałaby się namówić na tyle, by pomóc Akirze zrobić coś z tym futrzakiem... Może zrobią z niego futerko? Albo dywan. Albo poduszkę. O, mogłoby być. Ogolić go jakby spał. I potem tylko podziwiać jego minę, gdyby zobaczył siebie w takim, a nie innym stanie... Ah, marzenia są takie piękne. Aż można się wzruszyć z tego powodu. Chociaż jak ją będzie tak dalej drażnić, to chętnie by to zrobiła...
Albo go wsadzić w jakieś tornado i wysłać w cholerę. To też jest opcja. Latający futrzak.
Wrr... Ale karuzeli to z pewnością nie zamawiała. Ani opcji szybkiej nauki latania. Potrzebowała dłuższej chwili, by poskładać się jakoś i móc dalej kontaktować. Nic w nią nie strzeliło? To dobrze, bo szkoda byłoby stracić takiego uparciucha i marudę. Kto by dręczył takiego Rhoshana? Dobra, pewnie znaleźli się by chętni, ale aktualnie była tutaj tylko ona. Chyba, że Susan się dołączy!
Potarła policzek, starając się ogarnąć tako jako. Pole widzenia wracało do normy. Okej. Nie chciało się jej wywracać. Też dobrze. No i jej się wydawało, czy tamci się kłócili? Uroczo. I jeszcze ona się tak bardzo zdenerwowała! No naprawdę, Akira się tego nie spodziewała. Aż zamrugała oczami, spoglądając w jej kierunku.
- Huh? - naprawdę, to było nietypowe, że aż dziwne. Potarła policzek, po czym westchnęła cicho. A dobra, nie wnikam już w to. Nawet nie bardzo mam co powiedzieć. Przeciągnęła się lekko. Ale za to co mi zrobił, powinnam sama go posłać w powietrze. I wysłać w cholerę daleko.
Prychnęła cicho.
- Nie użyłam żadnego granatu - fuknęła, mimo że lis pytał retorycznie. Ale nie mogła tego pozostawić od tak, skoro oskarżał ją o coś co nie zrobiła. - I dobrze ci tak - wymamrotała jeszcze. Może to go nauczy, żeby nie traktować jej jak worek kartofli. Dobra, chociaż rzeczywiście, w takiej sytuacji jak teraz nie powinna tego robić, ale... Nieważne. Dobrze mu tak.
Odgarnęła zbłąkany kosmyk, by potem ruszyć gdzieś, gdzie byłaby trochę mniej widoczna. Lecz o pozostaniu samej... Mogła chwilowo zapomnieć. Towarzysząca im kobieta gdzieś zniknęła, a lisowaty znalazł się stanowczo za blisko. Znowu. Dlatego też zmrużyła na chwilę oczy, po czym westchnęła cicho.
- Nie zamawiałam futrzastej tarczy - powiedziała do niego natomiast. - Nikt nie każe ci tutaj być.
Nie musiał. Naprawdę nie musiał tutaj być. Mógł po prostu pozostawić jasnowłosą... W końcu ona za nic nie poprosi go o pomoc i nieprędko by się stało, by podziękowała mu za coś. Ciężko byłoby na niej wymusić coś miłego... Przynajmniej aktualnie.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1Pią Wrz 09, 2016 11:10 pm

Pokręciła głową zauważając, że nawet lekko dowcipne uwagi jej nie idą, czy to z powodu własnej nieudolności, czy też przez barierę językową. Albo to ona nie przyjęła do wiadomości, że odpowiedź lisa o radarze też miała być zabawna. Była zbyt przygnębiona stratą rudzielca, by chciało jej się ciągnąć tę gadkę szmatkę, czy też brać udział w konfliktach. Jeden, kosmiczny jej na razie wystarczy, osobistych utarczek między rasowych jakoś nie miała zamiaru wywoływać, mimo że ten rudy się bardzo prosił. Irytował ją. A może to Akirę irytował? Ciężko stwierdzić. Jakby ktoś pół dnia chłonął skrajne, ludzkie emocje, to też by miał teraz niezły mętlik i ciężko byłoby mu odfiltrować jego własne. Susan była latającym kłębkiem odczuć, a nie kopciuszkiem, żeby groch z soczewicy wybierać.
Zostawiła cielesne i ciężkie istotki, to nie jest żadna aluzja do wagi Akiry, dosyć daleko pod stopami, a sama przelała się jeszcze wyżej. Ciekawe, czy z tego pułapu zobaczę cel? Może nawet samego informatora - pomyślała gapiąc się w (chyba) właściwym kierunku i próbując przynajmniej dostrzec samą ścianę, z której powinna spływać woda. Jeśli oczywiście najeźdźcy nie zrównali jej z ziemią uznając, że godzi w ich nikłe poczucie stylu. Byłaby wielka szkoda, bo akurat ten budynek był jednym z niewielu Ziemskich przykładów architektury, który mógłby się Perhavinianom podobać, no i bez niego ciężko byłoby nazywać ten prawdę mówiąc skwer Waterwall Parkiem.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Texas Medical Center Empty
PisanieTemat: Re: Texas Medical Center   Texas Medical Center Icon_minitime1

Powrót do góry Go down
 
Texas Medical Center
Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next
 Similar topics
-
» 1 World Trade Center
» Manhattan Psychiatric Center
» Lyndon B. Johnson Space Center (NASA)

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marvel Universe: The Avengers PBF :: Midgard :: Stany Zjednoczone Ameryki :: Houston (miasto w odbudowie)-
Skocz do: